Ślub pielęgnacyjno-odżywczy - Eva Swedenmark - ebook + audiobook

Ślub pielęgnacyjno-odżywczy ebook i audiobook

Eva Swedenmark

4,1

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Po pełnej przygód, ale udanej podróży do Nowego Jorku siostry Vera i Mimmi wracają do codziennego życia w Aspudden i pracy w second-handzie Po Siostrze. Teraz mają kieszenie pełne gotówki i znacznie więcej pewności siebie.

Margot – autorka fantastycznych kreacji, dzięki którym siostry zadały szyku w Stanach – teraz tworzy nowe stroje ze starych ubrań, nadając im nowy blask. Dziarska Viola po osiemdziesiątce przywiozła ze swojej przygody w Ameryce miłość z młodości, Ricka. Ich ślub zbliża się wielkimi krokami. Niestety Rick otrzymuje niepokojącą wiadomość ze Stanów i musi tam wracać. Czy to koniec spektakularnej historii miłosnej? Chociaż Vera wydaje się zadowolona z podążania utartymi ścieżkami, jej siostra Mimmi idzie za ciosem i przeprowadza metamorfozę swojego mieszkania. Teraz potrzeba już tylko kogoś, z kim mogłaby cieszyć się nowym wnętrzem, Mimmi jest już zmęczona byciem singielką. Ale jeśli miłość ma gdzieś wykiełkować, to tylko w sklepiku Po Siostrze…

Ślub pielęgnacyjno-odżywczy” to trzecia część czarującej serii Evy Swedenmark o nieco dziwnej, ale jakże uroczej grupie ludzi zgromadzonych wokół sklepu z używanymi ubraniami. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 4 godz. 3 min

Lektor:

Oceny
4,1 (26 ocen)
8
14
3
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
wioolcia

Nie oderwiesz się od lektury

Super
00
w_chrzan

Nie oderwiesz się od lektury

Słodka bajka z cynamonowymi bułeczkami w tle
00
karkry

Nie oderwiesz się od lektury

wzruszająca. Polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału: Passionen har inga gränser

Przekład z języka szwedzkiego: Karolina Ancerowicz

Copyright © Eva Swedenmark, 2022

This edition: © Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S, Copenhagen 2022

Projekt graficzny okładki: Michael Ceken

Redakcja: Maria Zając

Korekta: Joanna Kłos

ISBN 978-91-8034-750-1

Wszelkie podobieństwo do osób i zdarzeń jest przypadkowe.

Word Audio Publishing International/Gyldendal A/S | Klareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K

www.gyldendal.dk

www.wordaudio.se

Dziękuję ci, żeś mi tyle dało, życie,

Że oczy codziennie otwieram o świcie

I mogę rozróżnić, co czarne, co białe,

I sięgam też nimi pod nieba powałę,

I ukochanemu przyglądam się skrycie.

Oryginalny tekst piosenki i muzyka: Violeta Parra, Gracias a la vida, 1964–1965, przeł. Maciej Froński

Rozdział 1

– Viola wraca dziś z Nowego Jorku! Razem z Rickiem. – Adam wpadł do sklepiku z używanymi rzeczami Po Siostrze w Aspudden.

Wyszedłszy z mieszkania swojej dziewczyny Lotty, zjechał na deskorolce po prowadzącym w kierunku sklepu stromym wzgórzu z taką szybkością, że jasne loki sterczały mu dęba. Teraz zahamował przed Po Siostrze, robiąc idealny zakręt.

Nic nie było takie jak wcześniej. Mały zagracony sklepik wprawdzie wciąż był małym, ale zupełnie innym lokalem. Cel był ten sam: zbierać rzeczy, sprzedawać je, a zysk przesyłać do różnych akcji charytatywnych na świecie. Przede wszystkim do tej, która wspiera edukację i rozwój dziewcząt w Liberii.

– Spokojnie, kolego, spokojnie – odezwała się Vera, jedna z dwóch właścicielek i założycielek sklepu. – Wiemy, że niedługo będą, przygotowaliśmy już dla nich przyjęcie.

– Będą tak zmęczeni podróżą, kiedy wylądują – zatroskała się Mimmi, siostra Very, druga właścicielka sklepu – że niezbyt to dobry pomysł urządzać wtedy huczną imprezę, potem będzie mnóstwo czasu na świętowanie.

Adam wyglądał, jakby nie zgadzał się z niczym, co powiedziała.

– Ale, madre mia, znasz Violę. W ogóle nie będzie zmęczona, będzie pełna energii. I będzie z nią Rick, na pewno zechce mu wszystko pokazać, rozumiesz, zanim zasną na kanapie u niej w mieszkaniu.

Vera wybuchnęła śmiechem.

– Adam, ale z ciebie słodziak. Już wczoraj z Petrą posprzątałyśmy jej mieszkanie. Wszystko wypucowałyśmy i uporządkowałyśmy. Są tam teraz świeże kwiaty, wyrzuciłyśmy wyschnięte rośliny doniczkowe, a lodówkę zapełniłyśmy jedzeniem i piciem. Od dziewczyn z Dobrego Chleba przyniosłyśmy całą torbę pieczywa, szczęśliwców wchodzących do mieszkania przywita zapach świeżych bochenków i mydła.

Adam najpierw przytulił Verę, potem Mimmi, po czym rozsiadł się wygodnie w pokoju socjalnym.

– Niewiarygodne, że macie tak wszystko pod kontrolą! – zauważył, patrząc z podziwem na swoje rozmówczynie.

Przypomniał sobie niepozorne siostry z siwiejącymi włosami, ubrane w wielkie, pozbawione wdzięku swetry, jak wyglądały, kiedy po raz pierwszy je spotkał. Wtedy on sam był nieszczęśliwym, odrzuconym nastolatkiem na gigancie. Kradł rzeczy ze sklepu, żeby je sprzedawać i mieć środki do życia. Teraz mieszkał – dzięki spotkaniu z Violą – z bratem Mimmi i Very w Tierpie, gdzie chodził do swojego ukochanego liceum.

Pomyślał, że siostry, które wcześniej były niepozornymi gąsienicami, teraz rozkwitły jak motyle. Stylowe fryzury, piękne ubrania. Podróż do Nowego Jorku je odmieniła.

Nie udawały jednak kogoś, kim nie są. Z godnością akceptowały swoje lata i były pewne siebie. Spojrzał na nie z uznaniem.

– Ale pięknie wyglądacie! – zauważył.

Roześmiały się i pokręciły głowami.

– Adam, ty pochlebco.

– Ale to prawda, jesteście piękne w tak oczywiście ponadczasowy sposób.

Włosy Very były jak czerwony hełm, Mimmi dumnie nosiła swoje długie i srebrne. Na co dzień żadna z nich się nie malowała, ale ubrania, które teraz zakładały, nie były już workowate i beżowe, ale dobrze dopasowane, wygodne i eleganckie.

Ich przyjaciółki, Petra i Margot, zdecydowały po prostu, że siostry muszą dorównać obrazowi ekscentrycznych właścicielek sklepu, w którym znaleziono tę fantastyczną lalkę. Tę lalkę, która została sprzedana za miliony na aukcji w Nowym Jorku, dzięki czemu siostry stały się zamożne, a przede wszystkim mogły kupić lokal, w którym prowadziły sklepik Po Siostrze. Teraz nie musiały już się martwić, groźba eksmisji została zażegnana.

Petra, jedna z ich najbardziej entuzjastycznych klientek, obecnie zatrudniona w sklepie, i Margot, niegdyś ponura projektantka strojów, która teraz rozkwitła – zaczęły spiskować przed wyjazdem sióstr do Nowego Jorku. Chciały nadać przyjaciółkom wygląd mogący się równać z wystawioną na sprzedaż piękną lalką. Po początkowych gwałtownych protestach zarówno Vera, jak i Mimmi zdały sobie sprawę, że wcześniej nie dbały o wygląd, starzejąc się w nudny i przygnębiający sposób. Teraz rzucały wyzwanie sobie i światu. Świadomość tego i nowy image dodawały im odwagi.

Przede wszystkim odważyły się wyjść z więzienia anonimowości i niewidzialności i odkryć, kim chcą i mogą zostać.

Nie były już niewidzialnymi starzejącymi się kobietami, z którymi społeczeństwo się nie liczy, ale damami w sile wieku, które domagają się szacunku dla tego, kim są, co myślą i jakie mają zamiary.

Rozdział 2

Wszyscy czekali niecierpliwie w pokoju socjalnym Po Siostrze: Mimmi i Vera, właścicielki sklepiku z używanymi rzeczami, Lotta, najnowsza entuzjastyczna pracowniczka, i Adam, jej wielka miłość. Adam wziął w szkole wolne, żeby móc spotkać się z Violą, która po tym, jak uciekł od kilku okropnych rodzin zastępczych, stała się jego przyszywaną babcią. Petra i Margot, które po raz pierwszy trafiły do sklepu jako nieśmiałe, niepewne klientki, oczywiście również tam były. Margot przywiodło marzenie o tym, że znowu będzie mogła szyć, Petrę przygnało święte oburzenie na Adama, którego przyłapała na kradzieży wystawionych przed sklepem przedmiotów. Teraz wszyscy oni byli najlepszymi współpracownikami Po Siostrze i jednocześnie przyjaciółmi.

Fryzjerka Geraldina zrobiła sobie przerwę między klientami, podobnie jak dziewczyny z Dobrego Chleba. Przyniosły świeżo upieczone bułeczki cynamonowe, których kuszący aromat rozchodził się po całym sklepie.

Wyczekiwali ze zniecierpliwieniem. Viola, ich sąsiadka dobrze po osiemdziesiątce, zaszokowała ich, wydając swoje potajemnie zbierane oszczędności na wycieczkę do Nowego Jorku, zainspirowana podróżą stosunkowo młodych przyjaciół. Wszyscy byli jeszcze bardziej zaskoczeni, gdy Viola przedstawiła im miłość swojego życia. Kogoś, kogo nosiła w sercu przez te wszystkie lata, nigdy wcześniej o nim nie wspominając. Rick, Amerykanin, który pod koniec lat sześćdziesiątych zdezerterował z wojny w Wietnamie, był mężczyzną wciąż obecnym w jej pamięci, chociaż porzuciła nadzieję na ponowne spotkanie z nim. Ale życie zdecydowało inaczej. I dzięki złotym dziesięciokoronówkom, które przez lata gromadziła w plastikowych butelkach w szafie, udała się zupełnie sama do Nowego Jorku, żeby spróbować znaleźć miłość swojego życia. Okazało się, że do odważnych nie tylko świat należy.

Teraz była w drodze do domu, a Rick jej towarzyszył.

Rafael i Bosse byli zaufanymi kierowcami Po Siostrze. Od wielu lat prowadzili razem firmę przewozową, ale od sióstr nigdy nie pobierali opłat.

Teraz siedzieli przed terminalem piątym na Arlandzie, czekając, aż para dojrzałych hipisów powracająca z Nowego Jorku wyląduje. Oczywiście kierowcy Po Siostrze mieli ich odwieźć do domu, do Aspudden, pięknym, świeżo wypucowanym samochodem dostawczym.

– Może jednak powinienem był zabrać się z tobą do Nowego Jorku, Bosse – powiedział Rafael, gdy czekali na parkingu. – Wydaje się, że koniec końców była to niezapomniana podróż dla wszystkich, którzy tam pojechali.

Bosse próbował w swoim czasie przekonać go, by towarzyszył mu w podróży do Stanów, i zaskoczył Petrę, Mimmi i Verę, które tam były, żeby sprzedać odnalezioną drogocenną lalkę.

Ale Rafael został w domu pod pretekstem doglądania ich firmy przewozowej. Nie podobał mu się niewypowiedziany, ale jasny motyw wycieczki Bossego. Jego przyjaciel był zazdrosny o swoją nową miłość, Petrę. Pojechał raczej wiedziony przymusem kontroli niż namiętną tęsknotą. Rafael tego nie pochwalał. Ale odkąd wrócili do domu, demony Bossego najwyraźniej zostawiły go w spokoju.

Rafael bał się też jednak, co być może było jeszcze silniej powstrzymywało go przed wyruszeniem w drogę. Choć od dawna był obywatelem Szwecji, pochodził z Ameryki Łacińskiej. Przybył do Szwecji jako uchodźca polityczny z Chile.

Tkwiła w nim niepewność. Sekretny strach, do którego nie odważył się nikomu przyznać, lęk przed tym, że nie pozwolą mu wrócić do Szwecji, jeśli opuści ten kraj, który go kiedyś przyjął. Chociaż od wielu lat miał możliwość powrotu do ojczyzny.

Ani razu nie wyjechał na zagraniczne wakacje po tym, jak zamieszkał w Szwecji w roku tysiąc dziewięćset siedemdziesiątym czwartym, rok po wojskowym zamachu stanu w Chile, kiedy demokratycznie wybrany prezydent Salvador Allende został obalony przez chilijskie wojsko pod dowództwem generała Augusto Pinocheta, przy wsparciu Stanów Zjednoczonych.

Rafael miał wtedy siedemnaście lat i od tamtej pory nigdy już nie wrócił do ojczyzny. Nigdy też nie chciał nikomu opowiadać o tamtych czasach, o prześladowaniach politycznych, torturach i więzieniu. Jego własną rodzinę, wszyscy byli socjalistami, wymordowano. Rodzice i kuzyni zostali uwięzieni i zabici. Samego Rafaela i wielu jego przyjaciół uwięziono na stadionie piłkarskim w Santiago de Chile. Cudem został uratowany dzięki ambasadorowi Szwecji w Santiago Haraldowi Edelstamowi, który na zawsze został jego idolem.

Rafael był mężczyzną pełnym lęku, chociaż przez swoje muskularne, wytatuowane ramiona, czarne włosy i wąsy wyglądał na bardzo silnego.

Kiedyś prawie się ożenił ze Szwedką Gunillą z Sandviken, ale nic z tego nie wyszło. Nie mogła zrozumieć, dlaczego milczał na temat swojej przeszłości i dlaczego nie chciał z nią pojechać na Majorkę, gdy zaskoczyła go wycieczką, która miała się stać ich podróżą poślubną.

W końcu ani ślub, ani podróż nie doszły do skutku.

Rafael nie miał więc dzieci ani rodziny. Tym bardziej Po Siostrze stało się jego domem, rodziną i najbliższymi przyjaciółmi. Ale nawet im ani Bossemu nie powierzył swoich najskrytszych lęków i uczuć.

– Lądują już! – Bosse spojrzał na zegarek. – Zaraz odbiorą bagaż. Czy któryś z nas powinien podejść i stanąć tam, gdzie będą wychodzić, żeby nie pojechali autobusem, pociągiem ani taksówką? Nie jestem pewien, czy wiedzą, że po nich przyjechaliśmy.

– Idź – powiedział Rafael. – Ja poczekam tutaj.

Po odejściu Bossego czekał, słuchając własnej składanki muzycznej. Victor Jara śpiewał Te recuerdo Amanda – Pamiętam cię, Amando. Rafael też pamiętał, mimo że to było tak dawno temu.

Dziewczyna, w której był namiętnie zakochany, miała na imię Amanda. Jego pierwsza i jedyna wielka miłość, której nie mógł zapomnieć. Amanda miała długie czarne włosy i fantastycznie śpiewała. Victor Jara był ich idolem, a Amanda z piosenki była matką trubadura.

Amanda Rafaela zniknęła. Kiedy wyszedł z więzienia, nikt nic nie wiedział ani o niej, ani o jej rodzinie. Założył, że zostali straceni, podobnie jak jego krewni. Rafael niedługo po uwolnieniu wyjechał do Szwecji, taki młody, taki samotny. Nigdy więcej nie miał kontaktu z Amandą. Uznał, że zmarła. Ale nigdy nie przestał jej opłakiwać. Ani za nią tęsknić.

Teraz spostrzegł, że jego przyjaciele wracają, niosąc bagaż. Rafael wyłączył muzykę i wyskoczył z samochodu, żeby przytulić Violę. Tak jak się spodziewał, mimo podróży była pełna energii i czule trzymała za rękę mężczyznę, który musiał być Rickiem. Był tak samo wysoki jak Rafael, czyli znacznie wyższy od Violi. Siwe włosy splatały się w warkocz spoczywający na plecach. Jego biała broda również była zapleciona poniżej podbródka. Spojrzał na Rafaela czujnymi niebieskimi oczami, badając go dokładnie. Rick i Viola trzymali się za ręce i patrzyli na siebie tak czule. Bosse przewoził ich torby na wózku bagażowym i ładował wszystko do samochodu dostawczego.

– Jesteś z powrotem w Sztokholmie, mój drogi Ricku, zajęło to tyle lat – zauważyła Viola.

– Znowu jesteśmy razem, tutaj, gdzie nasza historia zaczęła się tak dawno temu – odpowiedział Rick, przytulając ukochaną. – Teraz już na zawsze.

– Na zawsze – zgodziła się Viola. – Już nigdy więcej się nie rozstaniemy.

Viola pojechała do Stanów Zjednoczonych tylko z torbą na kółkach. Miała ją teraz przy sobie, ale w towarzystwie kilku solidnych walizek.

– Przenoszę się ze wszystkim, co chcę mieć, do Sztokholmu – oznajmił Rick, gdy zobaczył, że Rafael patrzy na wielkie bagaże. – Pozbyłem się mieszkania na Harlemie. Meble oddałem. Ale tym razem przed niczym nie uciekam, nie jak wtedy, gdy zdezerterowałem ze statku Enterprise i odmówiłem zostania żołnierzem amerykańskiej armii.

Popatrzył na Violę z miłością.

– Nie, tym razem podróżuję dokądś, do kobiety moich marzeń, Violi, której żadna inna nie była w stanie zastąpić przez całe moje długie życie.

Viola uśmiechnęła się do niego równie czule.

– Rick, też jesteś największą miłością mojego życia. Co za szczęście, że spotkaliśmy się ponownie.

Rick roześmiał się radośnie.

– Mogliśmy się spotkać, bo jesteś taką fantastyczną kobietą, która pomimo swojego wieku i odległości odważyła się przemierzyć morza i kontynenty w poszukiwaniu mnie. Przeszkody nigdy dla ciebie nie istniały, Violu.

Bosse przypomniał sobie Violę z ich pierwszego spotkania. Mała, przestraszona i zagubiona kobieta. Strasznie samotna. Razem z Petrą myśleli, że pogrąża się w odmętach demencji. Ale poznała nowych przyjaciół, którzy jej słuchali, zobaczyli w niej bliźniego, a nie stary, zużyty strzęp człowieka. Zaczęła też chodzić do nowego lekarza – kazał jej odstawić lekarstwa, które ją otumaniały, a zatroszczył się o jej ludzkie potrzeby, nie bacząc na uprzedzenia na temat tego, jak należy traktować starsze kobiety. Wtedy wszystko się zmieniło.

Teraz Bosse także zobaczył tę Violę, którą widział Rick. Upartą i kochającą kobietę, która nigdy się nie poddała.

– To miłe z waszej strony, że po nas przyjechaliście – powiedziała Viola. – Przygotowałam Ricka na podróż najpierw pociągiem na Centralny, a potem metrem.

– Brakuje tylko Violi! – Rafael wziął ją w ramiona, była taka drobna i lekka. Ostrożnie ją podniósł i posadził na szerokim tylnym siedzeniu samochodu. Rick usiadł zaraz obok niej.

– Witaj w domu, Violu – przywitał się Rafael. – I witaj z powrotem w Szwecji, Rick. Mam cię za przyjaciela, skoro jesteś przyjacielem Violi.

Rozdział 3

Rafael podjechał przed sklepik Po Siostrze w centrum dzielnicy Aspudden na południu Sztokholmu i zatrąbił radośnie i głośno, tak że wszyscy na ulicy się odwrócili, żeby zobaczyć, co się dzieje, zastanawiając się, kto wysiądzie z auta.

Kiedy wysoki siwobrody mężczyzna podniósł kobietkę w długiej batikowej sukience i przed niewielką, ale hucznie wiwatującą publicznością przeniósł ją po stopniach do tak niegdyś dyskretnego, a teraz znanego sklepu, przypadkowi przechodnie zatrzymywali się i bili brawa.

Siostry stanowczo sprzeciwiły się zamknięciu sklepu na ten dzień, chociaż miał być świętem z okazji powrotu Violi.

– Nigdy nie zamkniemy sklepu naszym klientom! Są naszymi przyjaciółmi i dla nich zawsze jesteśmy dostępne w godzinach otwarcia Po Siostrze. – Mimmi prychnęła.

Vera zgadzała się z siostrą – zamiast się zamykać, okażą tego dnia jeszcze większą niż zwykle gościnność. Drzwi były szeroko otwarte. Wszystkich klientów poczęstują kawą i pierniczkami.

Do niedawno jeszcze zapyziałego, a teraz odnowionego pokoju socjalnego zaproszono jednak tylko wąskie grono najbliższych znajomych.

– Gdzie ja jestem? – zastanawiała się Viola. – Co, u licha, stało się z waszym sklepem? – Odwróciła się do Very i Mimmi. – Czy to wszystko się wydarzyło, gdy załatwiałam z Rickiem formalności w Ameryce?

– Nie, Violu, właściwie wszystko się działo, już kiedy byłyśmy w Nowym Jorku sprzedać lalkę i imprezować. – Petra zaśmiała się radośnie. – Nasi przyjaciele w domu również chcieli przeżyć coś ekscytującego i postanowili nas zaskoczyć. Zrobili remont w tych kilka dni, kiedy byliśmy w Stanach Zjednoczonych. Bosse i Rafael wyrzucili meble, których nie dało się naprawić. Każdy pomagał sprzątać, porządkować i malować ściany. Musisz wszystko obejrzeć.

Pociągnęła ze sobą Violę z przedniej części sklepu do pokoju socjalnego, a następnie do dawnego magazynu i jednocześnie szwalni, gdzie Margot zajmowała się przerabianiem podarowanych ubrań. Razem podziwiały wielki mural, który Margot namalowała na całej ścianie w pomieszczeniu, które było teraz jej „pokojem tworzenia”.

Zaśmiecony wcześniej pokój do szycia i składzik przekształcił się w zadziwiające atelier, gdzie Margot teraz niepodzielnie rządziła i tworzyła różnorodne piękne kreacje, przede wszystkim z kawałków materiałów, które wycinała z ubrań nienadających się na sprzedaż. Farbowała też stare prześcieradła, a czasem wykorzystywała wspaniałe haftowane, pochodzące z lat trzydziestych makatki, których ludzie się pozbywali, bo nie pasowały do nowoczesnych wnętrz. Teraz zyskiwały nową młodość, przekształcane w ubraniowe dzieła sztuki.

Odkryli je młodzi mieszkańcy modnego Aspudden, a teraz po całym Södermalmie szybko rozeszły się wieści o miejscu, gdzie można kupić unikatowe ubrania. Bo jeśli istniała jedna rzecz, która była ważna dla tych hipsterów, to nie wyglądać tak samo jak wszyscy inni.

Dlatego wielu podążających za trendami okolicznych mieszkańców chodziło teraz w patchworkowych kurtkach Margot. Fason każdej z nich był mniej więcej taki sam, ale kawałki miały różne kolory.

Viola westchnęła z przyjemnością, kiedy mogła się usadowić na nowej sofie w pokoju socjalnym z Rickiem u boku.

– Tak – powiedziała. – Może jest tu trochę inaczej niż przed kilkoma tygodniami, ale wy, moi drodzy zwariowani przyjaciele, jesteście dokładnie tacy sami, to znaczy tak samo wspaniali, jak zawsze byliście.

Zmrużyła oczy i popatrzyła na nich tak, jak miała w zwyczaju. Ale wszyscy spostrzegli, że w jej spojrzeniu pojawił się nowy błysk, a ona była czujna i pełna energii.

Petra przyciągnęła ją do siebie.

– Witaj w domu, Violu. Tęskniliśmy za tobą!

Rozdział 4

Viola i Rick siedzieli blisko siebie na czerwonej sofie. On cały czas trzymał ją za rękę, puszczał ją niechętnie, tylko gdy podnosił filiżankę kawy lub sięgał po kolejną bułeczkę.

– Bułeczki cynamonowe! – wykrzyknął. – Takie macie tylko w Szwecji. Podobnie jak tę waszą przerwę na kawę, którą nazywacie fika. – Jadł z zadowoleniem czwartą już bułeczkę. – Może tęskniłem za tymi bułeczkami tak samo jak za tobą – drażnił się z Violą.

– Dziwnie jest tu znowu być – kontynuował niezgrabnym, ale całkowicie zrozumiałym szwedzkim.

– Tak dobrze mówisz po szwedzku, Rick – zdziwiła się Lotta. – Nic nie zapomniałeś przez te wszystkie lata?

Roześmiał się, zadowolony z pochwały i zainteresowania.

– Ćwiczyłem – odparł. – Czytałem wszystkie szwedzkie książki, które znalazłem, żeby nie zapomnieć. W Kościele Szwecji mieli między innymi Göstę Berlinga, chociaż najwięcej tam było książek dla dzieci, więc dobrze zaznajomiłem się z Astrid Lindgren. – Rozejrzał się. – I korzystałem z każdej okazji, aby porozmawiać ze szwedzkimi turystami. W Nowym Jorku ich nie brakuje. Zwłaszcza na Brooklynie, można czasami pomyśleć, że to przedmieścia Sztokholmu.

Uściskał Violę.

– Śniło mi się, że pewnego dnia się zobaczymy. Więc kiedy to się stało, w środku Harlemu, w ogóle nie byłem zaskoczony.

– Ja też nie – dodała Viola. – Tak długo zbierałam pieniądze w plastikowych butelkach w szafie, wiedząc, że moja ostatnia podróż zaprowadzi mnie do Ricka w Stanach Zjednoczonych.

– Jak mogłaś być tego taka pewna? – szczerze zdziwiła się Lotta. – To znaczy, nawet nie wiedziałaś, czy żyje.

– Cóż, moja droga, takie rzeczy się czuje – odrzekła z powagą Viola. – Gdyby Rick umarł, zgasłoby we mnie światło, wiedziałabym.

Rick potwierdził to skinieniem głowy.

– Ale teraz chętnie pójdziemy do mnie do domu, do mojego starego mieszkania – zakończyła rozmowę Viola. – Tam mi nic nie odmalowaliście, prawda? Gdzieś się człowiek musi poczuć jak dawniej.

Wzięli się za ręce, Bosse i Petra zabrali ich bagaże. Przeszli przez ulicę do domu, w którym Viola tak długo mieszkała sama i gdzie Petra była jej sąsiadką.

– Vera miała rację, naprawdę pachnie u mnie mydłem i świeżo upieczonym chlebem. – Viola weszła do swojego mieszkania. Drżała na myśl o tym, co w nim zastanie, jej podróż trwała w końcu znacznie dłużej, niż początkowo planowała. Czy chociaż opróżniła lodówkę, wyniosła śmieci? Wyjazd odbył się w pośpiechu. Ale nie musiała się martwić. Mieszkanie było świeżo posprzątane. Kuchenka i zlew lśniły czystością. W oknach pojawiły się nowe kwiaty, starym roślinom doniczkowym nie przysłużyło się to, że Viola nagle wyruszyła w podróż, nie poprosiwszy nikogo o podlewanie ich.

– Nie spodziewałam się, że nie będzie mnie tak długo – powiedziała Viola do siebie, rozglądając się wokół i podziwiając, jak jej przyjaciele zadbali o mieszkanie. – Witam w moich skromnych progach! – zwróciła się do Ricka.

On też się rozejrzał.

– Podoba mi się – stwierdził. – Przytulnie tu u ciebie.

Zamilkł na chwilę.

– Jedna sprawa – kontynuował.

– Co? – Viola czekała na jego odpowiedź.

– Nie masz zbyt wielu obrazów na ścianach. To zadanie dla mnie. Chcę wypełnić twój dom, nasz przyszły wspólny dom, pięknymi obrazami, sztuką. Przede wszystkim chcę namalować ciebie. Tak jak wyglądałaś, kiedy podbiegłaś do mnie w Nowym Jorku, z błyskiem tęsknoty i radości w oczach.

Wziął ją w ramiona.

– Teraz już nigdy się nie rozstaniemy. To była moja ostatnia podróż i przebyliśmy ją razem, kochana Violu.

– Razem na zawsze. – Viola westchnęła głęboko. Poczuła ulgę. Wiedziała, że wróciła do domu, do swojego mieszkania, do swojego bezpieczeństwa, ale także miłości i zaufania.

Ona i Rick w końcu mieli siebie nawzajem. Ich miłość przetrwała dziesięciolecia, pokonała tęsknotę, przeszkody, zapomnienie, granice. Teraz nareszcie mieli się tylko dla siebie.

– Nasz wspólny czas może nie być zbyt długi, jeśliby policzyć dni i minuty – zauważyła Viola. Było to raczej trzeźwe stwierdzenie niż sentymentalne wyznanie. Ale w jej głosie pobrzmiewała też nutka melancholii.

– Dlatego też nie możemy zmarnować ani minuty – powiedział Rick. – Już w przyszłym tygodniu sprawdzę, co trzeba zrobić, abyśmy mogli wziąć ślub w tym miłym małym kościółku, o którym wspominałaś.

– Kościół Świętego Zygfryda. Powinieneś wiedzieć, Rick, że prawie nigdy nie chodzę do kościoła, ale temu się chętnie przyglądam. Stoi szalony pod wielkim mostem, jest malutki, czerwony i absolutnie uroczy.

– Pójdziemy tam już jutro.

Pocałował ją czule, a ona pogłaskała go po policzku.

– Twoje oczy są dokładnie takie, jak je zapamiętałam – odezwała się. – Takie niebieskie. Takie piękne.

Niebieskie oczy Ricka otoczone były gęstą siecią zmarszczek, brwi zrobiły się siwe i krzaczaste, ale spojrzenie było takie samo, jak zapamiętała sprzed lat. W ostatnim czasie nie poświęcała wiele uwagi swojemu wyglądowi, tylko zauważała ze smutkiem, że jej ciało przechodzi proces degeneracji. Ale w ramionach Ricka, z jego kochającymi dłońmi i czułym spojrzeniem, znów poczuła, że ktoś widzi w niej piękno. Czuła się kochana.

Rozdział 5

Vera patrzyła za nimi, gdy przechodzili przez jezdnię w drodze do domu, w którym mieszkali.

– Tacy starzy, a tak pełni nadziei. Prawie człowiek wierzy w miłość, kiedy ich widzi.

Mimmi spojrzała na swoją siostrę. Czyżby w jej głosie kryła się tęsknota?

– Tak, pokazują, że nigdy nie jest za późno? – spróbowała, patrząc pytająco na Verę, która tępo wpatrywała się przed siebie.

– Dla mnie już jest za późno – powiedziała Vera. – Nie wyobrażam sobie, żebym zaczynała od początku z nowym mężczyzną, tak się przyzwyczaiłam do Willego. Nie mam też żadnej starej miłości, do której mogłabym wrócić, nawet pamięcią. Tylko mój stary Wille, pokój jego duszy.

– Ale on już nie żyje, tak samo jak mój Lasse – zauważyła Mimmi. – Obie pochowałyśmy mężczyzn, których kochałyśmy, chociaż byłyśmy przekonane, że przed nami jeszcze wiele wspólnych lat. To smutne, ale może szkoda marnować życie, które nam jeszcze zostało, na zamartwianie się. – Mimmi z miłością objęła ramiona Very. – Może już pora, żebyśmy ruszyły dalej i zdały sobie sprawę, że my dwie wciąż żyjemy. A jeśli doczekamy tak sędziwych dni jak Viola? Możliwe, że przed nami wiele lat. Czy naprawdę musimy je wszystkie spędzić samotnie?

– Mamy przecież siebie – zauważyła Vera.

– Wiesz dobrze, że to nie to samo. To nie to, co mieć mężczyznę do kochania. Nawet jeśli jesteś najlepszą siostrą na świecie, nie możesz zastąpić dzielenia życia z mężczyzną. Tej miłości i bliskości. Nie chcemy chyba być starymi prukwami, które nic nie robią, tylko działają sobie na nerwy. Ale jak znaleźć kogoś, komu można zaufać, mężczyznę do lubienia, albo nawet do kochania? – zapytała Mimmi.

Obie przez chwilę siedziały cicho, pogrążone we własnych myślach.

Vera zapytała bardzo spokojnym i wyważonym głosem:

– Umiałabyś się jeszcze raz zakochać, Mimmi?

– Może zaczynam tęsknić za byciem z mężczyzną, nie żeby razem z nim mieszkać, dobrze mi u siebie. Ale mieć kogoś do lubienia, kogoś, kto będzie patrzył na mnie kochającymi oczami. To być może po prostu tylko marzenie, niemożliwe do zrealizowania.

Pozostali już wyszli, Lotta i Adam całowali się przy ladzie w sklepie. Siostry siedziały w pokoju socjalnym, pogrążone we wspomnieniach.

Vera uśmiechnęła się do siebie, jakby zobaczyła przed sobą swojego Willego, z jego krzaczastymi wąsami, błyskiem w oku i hałaśliwym śmiechem. Potem delikatnie pogładziła Mimmi po policzku.

– Jeśli znajdziesz kogoś, Mimmi, będę się cieszyć twoim szczęściem. Ale dla mnie to już koniec, jeśli chodzi o mężczyzn i miłość. Wciąć opłakuję mojego Willego. – Miała łzy w oczach. – Jeszcze bardziej opłakuję naszego syna Oscara, chociaż on żyje. I jego dzieci, których nie widziałam od kilku lat. Że też doszło do takiego szaleństwa między nami, że zerwał ze mną kontakt!

Po raz pierwszy od kilku lat Vera poruszyła kwestię swojego syna, który był na nią ogromnie zły, przeniósł się do Skanii i podjął pracę jako lekarz w Lund.

Za każdym razem, gdy Mimmi próbowała podjąć ten temat, twarz Very kamieniała, a jej usta zamykały się jak zamek błyskawiczny.

Ale tym razem Vera nie wstała i nie zakończyła rozmowy.

– A gdybym tak spróbowała jeszcze raz? – powiedziała niepewnie. – Może zmienią zdanie.

– Zawsze możesz spróbować – zgodziła się Mimmi. – Wiem, jak bardzo się kochaliście, może to o to Emilia była taka zazdrosna.

– Tak, moja synowa stanęła między nami. Być może nie poradziłam sobie z tym zbyt dobrze. – Jej głos był niepewny. Po raz pierwszy obwiniła nie tylko swoją synową, ale także dostrzegła swój udział w kłótni, a później milczeniu, które trwało zbyt długo. – Za każdym razem, gdy dostajemy do sklepu ubrania lub zabawki dla dzieci, trzymam je przez chwilę w dłoni, myśląc, że może to coś dla moich wnuków. Ale nie wiem nawet, jakie mają rozmiary ani jak teraz wyglądają. – Łzy spływały jej po policzkach.

Mimmi rozmyślała przez całą drogę do domu, pokonując na rowerze ulicę Hägerstensvägen. Widziała rozdzierający serce smutek w oczach siostry, gdy ta mówiła o swoim synu i jego rodzinie. Ale co ona mogła zrobić?

Rozdział 6

Mimmi rozejrzała się po swoim domu. Rzadko miewała gości, zwykle tylko Vera do niej przychodziła. Kiedy ostatnio był tu ktoś inny? Nie mogła sobie przypomnieć.

W jej mieszkaniu nic się nie zmieniło od śmierci Lassego. Te same meble w tych samych miejscach. Kiedy nabrała nowego spojrzenia, zauważyła, że sofa była przetarta dokładnie na środku. Tam gdzie wieczorami Mimmi oglądała telewizję. Żałosna plama wskazywała, że to tutaj co wieczór siadywała samotna osoba z kubkiem herbaty. Tak, na stoliku do kawy był ślad po kubku.

Nadal spała w dwuosobowym łóżku. Ale było ono pościelone tylko z jednej strony. Po drugiej, po stronie Lassego, położyła narzutę i odkładała tam książki, które czytała przed zaśnięciem. Nieskładna mieszanina kryminałów, powieści obyczajowych, poradników. Kilka książek, do których często wracała, autorstwa Bodil Jönsson i mądrej psycholog Patricii Tudor Sandahl, leżało na stoliku nocnym zmarłego, zaraz obok jego zdjęcia. Obie pisały tak ładnie o starzeniu się, o tym, jak nosimy w sobie wszystkie swoje przeżyte lata niczym słoje w pniu drzewa. To była pocieszająca myśl.

Zrobiła herbatę, zawsze earl grey de luxe z obfitą łyżką miodu. Zawsze w swoim ulubionym kubku. Od śmierci Lassego minęło osiem lat.

Przemknęła jej przez głowę odważna myśl. A gdyby tak zrobić malowanie? Wyrzucić kanapę. Kupić nową, bez przetarcia na środku? Mogła sobie przecież na to pozwolić. Po sprzedaży lalki pozostało im dużo pieniędzy, nawet po tym, jak kupiły lokal Po Siostrze i przekazały znaczną sumę na akcję charytatywną w Liberii.

Najpierw na serwisie z ogłoszeniami Blocket zaczęła szukać tanich używanych kanap. Było ich mnóstwo, czy ludzie nie robili nic poza wymienianiem sof i kupowaniem nowych? Ale potem powiedziała sobie: stać cię. Chcesz siedzieć na kanapie, na której ktoś inny się tarzał, pierdział, rozlewał napoje?

Myśli uruchomiły nie tylko mózg, ale i całe jej ciało. Obudziły się w niej pokłady energii. Ściągnęła brudne i smętne zasłony z karniszy i wrzuciła je do torby na rzeczy do recyklingu, która zawsze u niej stała. Powoli szła przez mieszkanie i patrzyła na wszystko na nowo. Wyobrażała sobie, jak całe mieszkanie, a może w dłuższej perspektywie także ona sama, zyskuje drugie życie.

A gdyby poprosiła Rafaela i Bossego, żeby przyszli i odwieźli jej meble? Oczywiście nie mówiąc nic Verze, nie chciała przemądrzałych rad starszej siostry.

Obudziła się w niej radość. Wyrzuci wszystko. Nie wyrzuci, zadecydowała, odda do recyklingu. I pomaluje wszystkie ściany. Może na biało albo szaro?

A może róż w sypialni i turkus w kuchni?

Oszalałaś, powiedziała do siebie, ale nie mogła porzucić myśli, jak fajnie byłoby się pozbyć wszystkiego. Zacząć od nowa.

Łóżko też nie może zostać, kupili je razem z Lassem. Jego strona była przysłonięta samą narzutą, nie było pod spodem pościeli. Często o nim myślała. Ale wspomnienia może kojarzyć nie ze wspólnym łóżkiem, a z ich wspólnym życiem. Stare łóżko z Ikei miało już swoje lata. Wszystkiego musi się pozbyć. Wszystko odmalować. Kupi nowe, piękne rzeczy, które sama wybierze.

Wytarte miejsce na sofie i ponury pierścień po samotnym kubku herbaty sprawiły, że w końcu podjęła decyzję.

Teraz nadszedł mój czas, pomyślała, otwierając butelkę węgierskiego tokaju, którą długo trzymała w lodówce, wino było zimne i słodkie. Z wieloma pupkami, czy jak one się zwały. Na butelce było napisane: 6 puttonów. A więc bardzo słodki. Nie miała nic przeciwko.

– Tak. Wypijmy za to – powiedziała sama do siebie i nalała sobie kieliszek słodkiego złocistożółtego napoju. Zanurzała w nim ciasteczka amaretti. Celowo odkładała kieliszek spory kawałek od śladu po kubku herbaty. Stół był stary i wysłużony, miała go od wieków, nawet nie pamiętała, kiedy go kupili. No tak, to stary stół rodziców Lassego.

W przedpokoju stały teraz dwie duże niebieskie torby ze starymi spranymi prześcieradłami, zniszczonymi zasłonami i ręcznikami, które straciły kolor. Upierze je i potajemnie, bez podania darczyńcy, przekaże Margot, która będzie mogła wszystko farbować, ciąć, szyć lub robić, co tylko zechce.

Jedynym już uprzątniętym miejscem była szafa. Petra i Margot się tym zajęły.

Bez ceregieli przyszły do niej z nowymi ubraniami przed wyjazdem do Nowego Jorku i oświadczyły, że teraz ma się pozbyć wszystkiego, co niemodne, beżowe i szare. Wszystkich starych, wygodnych, ale bezkształtnych ubrań, które upierała się zatrzymać. Wzięły ze sobą puste torby i nie zwracały uwagi na protesty Mimmi podczas czyszczenia wieszaków. Niewielu starym ubraniom łaskawie pozwoliły zostać.