Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
282 osoby interesują się tą książką
Miłość. Zbrodnia. Obsesja. W świecie, gdzie sukces zapisany jest atramentem, Lorelei Valentine zaczyna podejrzewać, że najmroczniejszy rozdział jej życia dopiero się rozpoczyna. Kiedy na jej drodze staje mężczyzna o reputacji gorszej niż grzech, a Nowym Jorkiem wstrząsa fala brutalnych morderstw, granica między namiętnością a śmiertelnym niebezpieczeństwem staje się cienka jak kartka papieru. Czy zdoła odczytać prawdę, zanim sama stanie się ofiarą w tej krwawej grze?
Lorelei Valentine wie, że sukces rodzi się nie z marzeń, ale z decyzji – czasem bezlitosnych. Razem z Audriną Whisper stworzyła wydawnictwo, które zmieniło literacki rynek, lecz teraz jej własne życie zaczyna przypominać jedną z mrocznych historii, jakie wydaje. Na jej drodze staje Gabriel Vogel – brat wspólniczki, mężczyzna o reputacji gorszej niż grzech i spojrzeniu, które niebezpiecznie wciąga. Chaos, który wnosi, zbiega się z falą brutalnych morderstw w Nowym Jorku. Przypadek? A może Gabriel pisze swój własny, krwawy scenariusz? Im mocniej Lorelei próbuje walczyć z fascynacją, tym bardziej wikła się w grę, w której stawką jest coś więcej niż uczucia – być może jej życie. „Sekrety między stronami” to powieść, która miesza namiętność z grozą, a granica między pasją a obsesją staje się niebezpiecznie cienka. Wejdź w świat, gdzie każde spojrzenie może być kłamstwem, a każda kobieta bohaterką… tylko po to, by zginąć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 599
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Stargard 2025
Joanna Świątkowska
Wydawnictwo Black Dragon
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żadna część tej publikacji nie może być kopiowana, reprodukowana ani rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie bez pisemnej zgody wydawcy.
All rights reserved
Uwaga!
Książka przeznaczona wyłącznie dla czytelników 18+.
redakcja i korekta:
Daria Raczkowiak (@daria.raczkowiak.korekta, www.dariaraczkowiak.pl)
okładka, skład i łamanie:
Szymon Bolek (Studio Grafpa, www.grafpa.pl)
www.wydawnictwobd.pl
@wydawnictwoblackdragon
@joannaswiatkowska_
ISBN 978-83-977652-3-8
Dla tych, którzy wolą fikcję od ludzi
Måneskin – Valentine
Madalen Duke – How Villains Are Made
Taylor Swift – Look What You Made Me Do
Paris Paloma – Hunter
Imagine Dragons – Whatever It Takes
Beyoncé – Haunted
Sia – Alive
Taylor Swift – Mastermind
Taylor Swift – Karma
Taylor Swift – I Did Something Bad
April Jai – Good Girl
Camylio – Over Me
Britney Spears – Criminal
Taylor Swift – Who’s Afraid of Little Old Me?
Tove Lo – Scars
Agnes Obel – Familiar
Woodkin feat. Lykke Li – Never Let You Down
Lorelei ukradkiem spojrzała na wiszący nad szklaną komodą zegar. Wykonany z tego samego tworzywa zegar, odbijał panoramę miasta. Próbowała skupić się na spotkaniu, ale od dłuższego czasu jej myśli wybiegały poza salę konferencyjną. Chciała uciec. Była zmęczona i znudzona. To drugie zdecydowanie bardziej wdawało się we znaki. Miała ochotę wywracać notorycznie oczami i cicho jęczeć pod nosem, wyrażając swoją dezaprobatę, ale gryzła się w język.
Skarciła się w myślach, przyklejając sobie po raz kolejny uśmiech do twarzy i zerkając w stronę siedzących po drugiej stronie mężczyzn. Po tamtej stronie panowały odmienne, bardziej wzbudzone emocje.
– Rozumiem twoje wzburzenie, ale musimy ci coś powiedzieć.
Lorelei poczuła na sobie spojrzenie Audriny, która przed sekundą wypowiedziała ostatnie słowa. Kasztanowe włosy miała upięte w niskiego koka, który muskał jej skórę na karku. Niedawno wróciła z krótkich wakacji w Meksyku, a tym samym jej karnacja za sprawą opalenizny stała się nieco ciemniejsza. Czekoladowe oczy, które skupiała na siedzących po drugiej stronie mężczyznach, przeniosła teraz na przyjaciółkę. Audrina nie znosiła brać udziału w tego typu rozmowach, ale były częścią jej pracy.
Lorelei i Audrina poznały się na studiach. Dzieliły jeden pokój w akademiku. Audrina studiowała literaturę amerykańską, a Lorelei handel. Nocami, gdy nie mogły spać, snuły plany na przyszłość i jednej bezsennej nocy wpadły na pomysł, aby założyć własne wydawnictwo. Na początku zostały wyśmiane. Nikt nie wróżył dwóm młodym kobietom szansy na sukces w brutalnym i już obleganym przez wiele wydawnictw świecie. Nikt nie wierzył, że wybiją się poza miastowy rynek, a jednak dzisiaj, trzy lata od dnia, gdy zostały wspólniczkami, znajdowały się w top dziesięć najlepszych firm wydawniczych w kraju. Wydały książki ludzi, których twórczości nikt wcześniej nie znał, a dzisiaj były to najbardziej pożądane osoby w branży, o które zabiegały inne wydawnictwa, próbując zaoferować konkurencyjne umowy.
Po drugiej stronie stołu siedział Kyle Beckett. Przystojny trzydziestolatek o burzy popielatych włosów i szaroniebieskich oczach wydawał się być nieco oburzony. Miał na sobie zwykłą koszulkę w odcieniu granatu i jasne dżinsy. Wyglądał na młodszego niż w rzeczywistości. Był niezadowolony z wyników sprzedaży swojej ostatniej książki. Kyle to bowiem jeden z pierwszych pięciu autorów, którzy zasilili szeregi Valentine Whisper. Spod jego pióra wychodziły mroczne, krwawe thrillery, wbijające czytelnika w fotel, pozostawiające nutę niesmaku z powodu brutalnej fabuły, zalewającej papierowe strony.
Obok Kyle’a siedział jego menadżer Josh Portman. Tęgi mężczyzna po czterdziestce był agentem trzech autorów, którzy wydawali w wydawnictwie kierowanym przez Lorelei Valentine i Audrinę Whisper. Miał czaszkę pokrytą łysiną. Wsunął na głowę swoje okulary w czarnych solidnych oprawkach i założył na piersi opięte w materiał garnituru ramiona.
– Sprzedaż ostatniej książki jest fatalna! Nie znalazłem się nawet w top sto New York Times, nie mówiąc o tym, że nie mam szans na ich bestseller! – oburzył się autor.
Audrina znowu spojrzała na znudzoną Lorelei. Oczekiwała, że to panna Valentine powie mu przykrą prawdę. Mogła prowadzić small talk, ale nigdy nie czuła się dobrze w trudnych negocjacjach. A najbardziej nie lubiła przekazywać decyzji, które zawodziły autora. Zaczynała się wtedy miotać. Raz, gdy Lorelei nie mogła wziąć udziału w spotkaniu z autorką, z którą należało rozwiązać umowę, Audrina się załamała. Zaczęła płakać razem z autorką, ostatecznie decydując, że jednak nie rozwiążą tej umowy.
Lorelei uważała, że przyjaciółka powinna wyhodować grubą skórę. Biznes to biznes. Jednak tym razem Audrina nie zamierzała brać na siebie odpowiedzialności przekazania autorowi fatalnych wieści. Po raz kolejny znacząco spojrzała na Lorelei, czekając, aż ta się odezwie. Jakby nie patrzeć Kyle Beckett był… chłopakiem Lorelei.
– Kyle… – Lorelei wypuściła ciężko powietrze z płuc. – Wielokrotnie ci powtarzałam, że powinieneś przemyśleć bieg ostatniej książki. Mówiłam ci, że wydarzenia są przewidywalne. Od ósmego rozdziału wiadomo już, kto jest mordercą, a to przekłada się na słabe recenzje i wyniki. Recenzenci niepochlebnie wypowiadają się, mówiąc, że się wypaliłeś. Namawiałam cię przed oddaniem, abyś napisał ją od nowa, ale mnie nie słuchałeś, powtarzając, że to jest to czego oczekują twoi czytelnicy. Znasz ich. Jak widać, nie do końca.
– Mówiłem to samo, co Lorelei – wtrącił Josh. – Też mnie nie słuchałeś.
– To jakaś wasza wspólna nagonka na moją osobę? O co tutaj chodzi?!
Lorelei spojrzała na Audrinę. Nie chciała się wtrącać.
– Mamy dla ciebie propozycję – zaczęła jego dziewczyna – zrób sobie przerwę. Do końca przyszłego roku nie wydamy nic spod twojego pióra. Odpocznij. Zrób dobry research. Pozbieraj nowe pomysły i na koniec przyszłego roku wróć do nas z czymś błyskotliwym.
Kyle poczuł się tak, jakby jego własna dziewczyna wymierzyła mu policzek. Spotykali się od półtora roku, a zbliżyli się do siebie w trakcie firmowej imprezy. Od pierwszego dnia w wydawnictwie Kyle wodził za nią wzrokiem. Pomogła mu przy debiucie, ale to jego druga książka, którą napisał pod wpływem swojej muzy odniosła spektakularny sukces. Teraz ta sama muza oznajmiła mu, że się wypalił.
– Wypowiadacie moją umowę? Mam podpisany kontrakt na siedem książek. Wydałem cztery.
– Nie zrywamy go – zaznaczyła Lorelei. – Jedynie informujemy, że zważywszy na poniesione przez wydawnictwo koszty, które nie zostały pokryte przez zyski ze sprzedaży, prosimy, abyś nie naciskał na nas, abyśmy wydali kolejną książkę. Czytałam pierwszą wersję nowej książki – urwała na moment – jest słaba, Kyle. Dużo słabsza niż poprzednia. Jeżeli wydamy ją w takiej wersji, pogrzebie twoją karierę. Tu nie chodzi o o nas, ale nawet jeżeli kiedyś będziesz chciał zmienić wydawcę, nikt cię nie zechce, bo będziesz znany nie z tych dwóch świetnych pozycji, jednej przeciętnej i jednej dobrej, a z tych trzech beznadziejnych.
Audrina pokiwała głową z uznaniem. Lorelei zawsze wiedziała, jak delikatnie przekonać klienta, że jego gwiazda zgasła i delikatnie zasugerować, aby poszukał sobie innego zajęcia. W ostatnim roku zrobiła to już trzy razy. Każdemu opowiedziała tę samą historię. Po roku autorzy sami wrócili, rozwiązując umowy, ponieważ się wypalili. Kobiety liczyły, że Kyle dojdzie do takiego samego zdania, ale był zbyt zadufany w sobie w mniemaniu Audriny, aby to dostrzec.
– Każecie mi zniknąć na dwa lata!
– Nadal możesz być w kontakcie z czytelnikami, dzielić się relacjami z pracy nad nową książką, podsycać emocje, ale nic nie wydawać. To dla dobra twojej kariery, Kyle – podkreśliła Lorelei. – Możemy pomyśleć nad odświeżoną wersją drugiej książki. Urozmaicimy ją o barwione brzegi, wewnętrzne wstawki, ale nie wydamy nic nowego. Musisz… odzyskać dawnego siebie.
Kyle po drugiej książce nazwał Lorelei swoją muzą. W trakcie jej pisania najlepiej im się układało. Kobieta mogłaby stwierdzić, że w trzeciej książce wyczuwalny jest kryzys w ich relacji, natomiast w treści ostatniej, gdy całkowicie odcięła się od jego procesu twórczego, widać chylący się ku upadkowi związek.
Pisarz z niedowierzaniem pokręcił głową. Poderwał się na proste nogi, podchodząc do okna. Sala konferencyjna była jasnym pomieszczeniem. Siedziba wydawnictwa znajdowała się w szklanym budynku na Dolnym Manhattanie. Okna pomieszczenia wychodziły na rzekę Hudson, po której mknęły wodne taksówki. Beckett uważał się za jednego z ważniejszych autorów, którzy zarabiali dla Audriny i Lorelei, a dzisiaj jego wielkość upadła.
– Zapomną o mnie!
– Lepiej na moment wypaść z obiegu, niż odejść upokorzonym – skwitowała Audrina. – Kierujemy się dobrem wydawnictwa oraz twojej kariery.
– Pierdolenie!
Kyle wyszedł z salki, trzaskając drzwiami. Kobiety spojrzały spod kotary rzęs na jego agenta. Rozbawiony mężczyzna wzruszył ramionami.
– Byłem pewien, że przyjmie to gorzej. Dobrze, że wyszedł, bo miałem ochotę powiedzieć, że gorszego chłamu w życiu nie czytałem. Nastolatki piszące do szuflady lepiej poprowadziłyby akcję niż on, taki niby doświadczony pisarz.
– Skończył się – mruknęła pod nosem Lorelei, ale jeszcze nie miała odwagi powiedzieć mu tego w oczy. Czekała, aż sam to zrozumie.
– Dlaczego widzą to wszyscy poza nim samym? – zapytała Audrina. – Dlaczego niektórzy nie widzą, że napisali już tyle, ile byli w stanie?
– Kyle jest próżny – skomentował Josh. – Uważa się za drugiego Mastersona, Cobena czy Kinga. Nawet oni mają słabe publikacje w dorobku, ale nigdy nie napisali takiego gniota jak on. Zatrudnił ghostwritera z podstawówki?!
Lorelei roześmiała się pod nosem. Powinna porozmawiać ze swoim partnerem w cztery oczy. Może przyjmie bolesne słowa od bliskiej sobie osoby, gdy inni nie będą się przysłuchiwać.
– Idę szukać sobie nowego autora. Beckett wypadł, a ja chętnie wezmę kogoś inspirującego pod swoje skrzydła.
Josh pożegnał się z kobietami, zostawiając je same. Audrina wypuściła ciężko powietrze z płuc, odchylając się w skórzanym krześle.
– Współczuję ci – mruknęła. – Musisz użerać się z jego nadszarganym ego. Dobrze, że razem nie mieszkacie. Jak przyjął odmowę?
Lorelei wzruszyła ramionami. Trzy tygodnie temu Kyle wyszedł z propozycją, aby razem zamieszkali, ale mu odmówiła. Potrzebowała przestrzeni i nie chciała, aby jej partner wtargnął nieproszony do jej życia. To on chciał się przenieść do niej. Mężczyzna był dobrym człowiekiem, ale miał swoje wady. Lorelei też była ich pełna, ale czasami potrafiła zacisnąć zęby. Kyle został rozpieszczony przez rodziców i rzutowało to na jego dorosłe życie. Wynajmował mieszkanie, a Lorelei była właścicielką eleganckiego apartamentu w sercu Manhattanu. Uznał to za bardziej ekonomiczne rozwiązanie. Wybiła mu ten pomysł z głowy, obiecując, że gdy zmieni zdanie, będzie pierwszym, który się o tym dowie.
– Strzelił focha i wyszedł. – Roześmiała się. – Po dwóch dniach wrócił, jakby nic się nie stało.
– Może ma niezdiagnozowaną dwubiegunówkę?! – spytała rozbawiona Audrina.
– Nie wiem – przyznała. – Wiem za to, że zaczyna mnie męczyć. Ma trzydziestkę na karku, jest ode mnie o pięć lat starszy, a mam wrażenie, jakbym to ja była dojrzalsza i musiała ciągnąć wszystkie elementy życia, aby on mógł pisać. Gnioty – dodała rozbawiona.
Audrina jedynie przytaknęła. Lorelei zdecydowanie wyróżniała się na tle swoich rówieśniczek.
– Pamiętasz, że jutro wieczorem jest impreza u moich rodziców? – Zmieniła temat. – Może pójdziesz ze mną? Rozerwiesz się, wypijesz trochę dobrego alkoholu. Zapomnisz na moment o pracy i kłopotach. Musisz wyluzować.
– Muszę wyluzować – powtórzyła pod nosem. Powinna, ale to nie było takie proste. – Niczego ci nie obiecuję, przemyślę to – zauważyła.
– Masz zaproszenie. Znasz adres. Przyjedź, a ja będę czekała. Nie lubię bawić się sama.
– Bierzesz mnie na litość – przyznała rozbawiona Lorelei.
– Może. – Przyjaciółka zatrzepotała rzęsami.
Lorelei zabrała swój tablet wraz z notatnikiem i udała się do swojego gabinetu, który znajdował się na drugim końcu korytarza po przeciwnej stronie od biura Audriny.
Gabinet panny Valentine był narożny i wychodził na biegnącą pod nimi ulicę oraz rzekę Hudson. Pamiętała dzień, gdy odebrały z Audriną klucze. Aby zaoszczędzić nieco pieniędzy same pomalowały wszystkie pomieszczenia, a przez to Lorelei z sentymentem patrzyła na ściany pokryte farbą. Przydałoby się je odświeżyć, ale ta nuta melancholii wciąż powstrzymywała Lorelei przed tą błahą decyzją.
Biurko stało tyłem do ściany po prawej stronie. Lorelei uwielbiała zarzucać nogi na szklane biurko, odwracać się w stronę okna i szukać rozwiązań w lecących za oknem samolotach, przepływających taksówkach wodnych, a także w spokojnej tafli wody.
Kobieta zdążyła rzucić swoje rzeczy na biurko, gdy bez pukania wszedł do jej gabinetu Kyle. Obejrzała się przez ramię. Przeszedł przez całą długość gabinetu dwa razy, aż zaczął mówić. Lorelei w tym czasie zdążyła usiąść za biurkiem. Przybrała pozę szefowej, rezygnując z bycia wyrozumiałą partnerką.
– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?! Wczoraj jedliśmy kolację, a ty nie zająknęłaś się słowem, że dzisiaj mnie napadniecie.
– To nie był napad. Ta decyzja zapadła rano – przyznała. – Nie jesteś jedynym pisarzem, z którym będziemy rozmawiać. Potrzebujesz przerwy, Kyle. Nie jesteś robotem i maszynką do pisania tylko dobrych historii. Coś się w tobie wypaliło i musisz nabrać do tego dystansu.
– Powiedz mi to prosto w oczy, Lei! Powiedz, że jestem beznadziejny.
To słowo cisnęło się na jej usta, ale nie odważyła się wypowiedzieć tego na głos. Nie była aż taka okrutna. A może była?
– Nie jesteś beznadziejny, a jedynie wypalony. Robimy to dla twojego dobra. Kyle, jeżeli poprawisz książkę szybciej, a my uznamy, że odzyskałeś dawną wenę, wydamy ją szybciej. Nie chcę opublikować czegoś, co pogrążony twoją karierę!
Wcale nie – pomyślała.
– Powinnaś być po mojej stronie. Audrina mnie nie lubi i tobą manipuluje.
– To nie Audrina zauważyła, że się wypaliłeś, ale ja! – Zabrzmiała stanowczo. – Mówiłam ci już przy poprzedniej książce, że idziesz w złą stronę. Ta poszła w bardzo złym kierunku i musisz napisać ją od nowa. Nie oczekujemy zwrotu zaliczek. Chcemy dać ci więcej czasu. Idziemy ci na rękę, a ty zamiast to dostrzec, widzisz jedynie spisek! Kyle, zapominasz, że poza byciem twoją dziewczyną, jestem także szefową. Pięćdziesiąt procent wydawnictwa należy do mnie. Jestem odpowiedzialna za sprzedaż i finanse. Muszę myśleć o dobru tej firmy, aby nie poszła na dno. Nie możemy cię faworyzować, bo się spotykamy. Czy faworyzowaliśmy z Moore’a, gdy Audrina się z nim spotykała? Nie! Wyleciał stąd z hukiem, gdy postanowił złamać warunki umowy i nie pomógł mu fakt, że sypiał z Audriną!
– Zarzucasz mi, że się wypaliłem, a może to nie ze mną jest coś nie tak?
– Nie rozumiem.
– Chcę lepszego agenta. Sądzę, że Josh jest za słaby.
Ironicznie zaśmiała się pod nosem.
– Josh to najlepszy agent, którego zatrudniamy. Masz kurwa szczęście, że jesteś pod jego opieką.
– Chcę agenta, który będzie opiekował się tylko mną. Zasługuję na wyłączność.
Lorelei wbiła łokcie w biurko. To brnęło za daleko. Kyle nie był rozwydrzonym chłopcem, co było winą jego rodziców. Wydawało mu się, że skoro spotyka się z Lorelei ma prawo do wysuwania żądań. Dwa razy doszły do niej słuchy, że przy innych osobach wyciąga argument swojego związku z szefową. Wtedy machnęła na to ręką, ale chciała uchodzić za profesjonalną właścicielkę wydawnictwa, która liczy się z tym, co słyszy na korytarzu. Zaczynała obawiać się, do czego jeszcze posunie się Kyle, a jej dobre imię było ważniejsze od uczuć.
Lorelei spojrzała na moment w stronę okna. Pochopne decyzje nigdy nie wychodziły nikomu na dobre. Tylko ona nie raz się już przekonała, że działając pod wpływem emocji, podejmowała najlepsze decyzje swojego życia.
Raz się żyje!
– To koniec – powiedziała stanowczo.
Kyle stanął przed jej biurkiem. Nie zrozumiał jej słów.
– Zrywam z tobą – powiedziała dosadnie.
Zakpił sobie pod nosem. Był pewien, że się przesłyszał.
– Co ty powiedziałaś?
– To, co usłyszałeś. Zaczynasz się tutaj panoszyć, jakbyś był gwiazdą i VW istniało dzięki tobie. Nie, stajesz się marnym pisarzem, który generuje straty, Kyle. Nie rozumiałeś delikatnego przesłania, a więc powiem ci to wprost. Nie zarobiliśmy ani centa na twojej ostatniej książce, a ja nie pozwolę, aby moja firma była stratna. Nie jestem fundacją pomagającą potrzebującym. Zarabiamy na fantazji naszych autorów, a twoja fantazja właśnie się skończyła. Wydaje ci się, że skoro się spotykaliśmy, mogłeś pozwolić sobie na więcej? Błąd! Przesadziłeś, a więc ja to ukracam.
– Ty chyba, kurwa, żartujesz.
– A wyglądam jakbym żartowała? – zapytała ostro. – Ciesz się, że nie zrywam umowy wydawniczej. Możesz zostać i wydać kolejną książkę, gdy odzyskasz wenę lub zabieraj się stąd i szukaj innego wydawcy, który wyda tę szmirę, którą ty nazywasz przyszłym bestsellerem. Nie mniej, z nami koniec.
Kyle najpierw pobladł, a następnie zrobił się szkarłatny na twarzy. Rozluźniał i zaciskał pięść, walcząc z emocjami. Lorelei nie była pewna, co go w tym momencie bardziej boli. Informacja, że jego talent się skończył, czy fakt, że został brutalnie porzucony przez swoją dziewczynę. Nie miała skrupułów. Lubiła jego delikatność, czułość, ale gdy coś nie szło po jego myśli, zamieniał się w kogoś obcego. Sama nie była krystaliczna, ale nie traktowała ludzi, na których jej naprawdę zależało, tak jak on. Przez półtora roku nie była w stanie go pokochać. Lubiła spędzać z nim czas, ale nic poza tym. Była pewna, że Kyle również nie był w niej zakochany, a jedynie czerpał korzyści z ich związku. Rozstanie wyjdzie im na dobre. Nie ucierpi na nim też reputacja Lorelei.
Audrina otworzy szampana. Nie znosiła chłopaka przyjaciółki. Właściwie już byłego chłopaka.
– Tak po prostu ze mną zrywasz?
– A spodziewałeś się czegoś bardziej spektakularnego?!
– Jesteś bez serca! Ile razy Chloe powtarzała, że nie masz serca, a ja cię broniłem, ale wychodzi na to, że miała rację.
Beznamiętnie wzruszyła ramionami. Jeżeli próbował ją zranić, słabo mu to wychodziło.
– Nie zostawię tak tego!
– Nie wyrzucam cię z wydawnictwa, a ze swojego życia. Zastanów się, czy chcesz iść ze mną na wojenną ścieżkę. Jesteś wzburzony, rozumiem to, ale pamiętaj, że od teraz rozmawiasz ze swoją szefową, a nie dziewczyną.
Coś w nim zaskoczyło. Dotarło do niego, że Lorelei kierując się dobrem wydawnictwa, mogła pozbawić go szansy na kolejną książkę. Znała branżę i innych wydawców. Mogła zamknąć mu jednym słówkiem drzwi u potencjalnej konkurencji. Kyle wyszedł z jej gabinetu wściekły.
– Jakie to w twoim stylu – skomentowała, obserwując drzwi.
Za każdym razem wychodził, trzaskając drzwiami. Czy myślał, że za nim wybiegnie i będzie prosiła o wybaczenie? Nigdy nawet nie podźwignęła się z zajmowanego miejsca. To za nią mieli biegać mężczyźni, a nie ona za nimi.
Audrina z entuzjazmem przyjęła wiadomość, że Lorelei rozstała się z Kyle’em. Wspólniczka miała cichą nadzieję, że może będzie chciał odejść z wydawnictwa, co tylko ułatwi im cały proces wyciszania kariery Becketta. Lorelei nie przyznała tego na głos, ale sama miała nadzieję, że gdy Kyle ochłonie, sam przyjdzie z wypowiedzeniem.
Jadąc samochodem, obiecała sobie, że już nigdy nie zwiąże się z żadnym autorem. Takie związki generowały same problemy. Audrina sama się o tym przekonała. W końcu przyszła kolej na Lorelei. Bez względu na to, jaki autor będzie przystojny, nigdy z żadnym się nie pocałuje ani nie zaliczy przygody na jedną noc. Od dzisiaj w grę wchodził jedynie profesjonalizm. Tylko na jak długo?
Valentine zaparkowała swoje czarne maserati zaraz za hondą należącą do narzeczonego jej siostry. Wysiadła z auta, rzucając okiem na uroczy biały domek z niebieskimi okiennicami. Na jej twarzy pojawił się uśmiech, a po sercu rozlało się przyjemne ciepło, mieszające się z sentymentem. Lorelei w niektórych kręgach uchodziła za zimną i pozbawioną uczuć. Te oskarżenia padały niekiedy z ust najbliższych. Możliwe, że coś w tym było, ale po prostu musiała taka być. To był pancerz, chroniący ją przed zewnętrznym światem. Zbyt wiele zła doświadczyła w życiu, aby każdemu pokazywać swoją prawdziwą twarz.
Kobieta zatrzymała się na drugim stopniu werandy, wyciągając gwałtownie telefon z torebki. Wyciszyła go. Mogła być suką w oczach innych, ale stosowała się do zasad panujących w tym domu. Po przekroczeniu progu kategoryczne zabroniono korzystania z telefonów. Za progiem był czas dla rodziny, a z racji tego, że Lorelei jak nikogo innego szanowała gospodarzy, stosowała się do tych zasad.
Dom był cichy. Wszyscy zdążyli zgromadzić się na tyłach. Sierpień był niczym niedziela. Niby wolna, a jednak myślało się o pracy. Z tym miesiącem było podobnie, niby lato wciąż trwało, ale od połowy miesiąca dało się wyczuć zbliżającą się jesień.
Ogród prezentował się idealnie. Był oczkiem w głowie babci Lorelei. Liście drzew zachwycały zielenią, krzewy idealnie przycięto, a rabatki pięły się w górę. Pomiędzy dwoma wysokimi klonami zawieszona była długa drewniana huśtawka. Natomiast w głębi ogrodu, już na granicy działki, na gałęziach dwóch sosen, zawieszone zostały małe huśtawki, które pojawiły się tutaj wraz z pojawieniem się trzech dziewczynek.
Pośrodku zielonego trawnika rozstawiono drewniany stół, wokół którego ustawiono wiklinowe fotele. Na blacie stołu zastawiono jasną zastawę. W powietrzu unosił się zapach grillowanego mięsa. Przy metalowym grillu stał jej dziadek. Mężczyzna nikogo nie dopuszczał do swojej machiny.
Evan Valentine był postawnym siedemdziesięcioletnim mężczyzną o bujnych szarych włosach i delikatnym zaroście na twarzy. Wokół oczu miał urocze zmarszczki, które Lorelei obserwowała przez lata, wkradające się do jego wyglądu. Stanęła za dziadkiem, unosząc się na palcach i całując go w policzek.
– Cześć, szefie – powiedziała.
Rozpromienił się! Ostentacyjnie zerknął na zegarek.
– Raptem czterdzieści minut spóźnienia! Moje gratulacje! Jesteś szybciej niż ostatnio!
– Korki – skłamała rozbawiona.
Zlustrował ją od stóp do głów.
– Babcia cię prześwięci, jak tylko cię zobaczy!
– Ostatnio byłam bardzo grzeczna!
– A jadłaś coś, czy znowu zapomniałaś, że organizm do funkcjonowania potrzebuje pożywienia? Nie da się żyć tylko dzięki powietrzu.
Jedzenie. Temat rzeka.
Wokół jej nóg przebiegło dwoje czterolatków. Molly i Frankie byli dziećmi jej starszej siostry. Dwa słodkie aniołki o złocistych włosach i niebieskich oczach, które były niewinne jedynie, gdy spały. Przez resztę czasu pokazywały, że są wcielonymi diabłami. Zaraz za nimi wybiegła starsza siostra Lorelei – Chloe. Kobieta próbowała uchronić wszystkich przed kolejną katastrofą. Normą było, że dzieci ściągały na siebie obrusy, obrywały w głowę lecącymi talerzami lub wkładały palce między drzwi. Przynajmniej raz na kwartał rodzinna kolacja kończyła się wycieczką na ostry dyżur.
Chloe miała ładną, naturalną twarz w kształcie serca. Blond włosy dotykały jej ramion. Najczęściej nosiła dopasowane spodnie, które podkreślały jej zgrabne nogi oraz koszule oversize, pod którymi wciąż ukrywała nadprogramowe kilogramy na brzuchu, pozostałe po ciąży. Mimo że wszyscy jej powtarzali, że wygląda pięknie i nie ma powodów do kompleksów, Chloe widziała swoje niedoskonałości i nikt nie potrafił jej przemówić do rozsądku. Biegnąć za bliźniakami, pomachała siostrze, ale nie znalazła na ten moment dłuższej chwili, aby zamienić z nią chociaż jedno zdanie. Od kiedy na świat przyszły jej dzieci, niewiele czasu miała na coś innego niż dom i opieka nad żywiołowymi potomkami. Lorelei nie raz zastanawiała się, po kim mają tyle energii, bo z pewnością nie po swoim ojcu.
– Pomóc ci? – zapytała z grzeczności dziadka, chociaż wiedziała, co odpowie.
– Nie, ale może babcia potrzebuje pomocy.
Lorelei weszła przez taras do kuchni, w której Charlotte przygotowywała ostatnie przystawki. Jej babcia była najcieplejszą osobą, jaką znała. Miała siwe włosy, ścięte na boba i zawsze nosiła wsunięte w nie okulary, aby lepiej widzieć, gdy wzrok ją nieco zawiedzie. Uwielbiała materiałowe spodnie i koszule, a najlepiej pasowały te nieco za duże, podebrane z szafy męża.
Charlotte nie była sama. Towarzyszyła jej Aria oraz Owen. Chloe była starsza o pięć lat od Lorelei, a Aria o trzy. Każda z sióstr była inna. Każda miała inny styl i charakter. O ile Aria i Chloe były pogodne i zawsze długo myślały zanim coś zrobiły, tak Lorelei bardziej ponura i najpierw coś robiła, a potem myślała o konsekwencjach. Uważała, że życie jest zbyt krótkie, aby przesadnie się nad nim zastanawiać.
Aria i Chloe były podobne do matki, a tym samym ich podobieństwo do siebie było zbliżone. Wyglądały jak siostry, a jedynie Lorelei kontrastowała na ich tle jakby była adoptowana. Aria również miała jasne włosy, ale ścinała je na pixie, co Lorelei jej odradzała. Aria nie słuchała. Nosiła sporo oficjalnych stroi. Mimo że była asystentką prezesa w niewielkiej firmie, w której nie obowiązywał sztywny dress code, Aria nosiła czarne klasyczne sukienki, płaskie buty oraz koszule z granatowymi spódnicami. W jej stylu nie było szaleństwa. Miała krótkie paznokcie, zawsze pomalowane na bladoróżowy kolor. Lorelei była całkowitym przeciwieństwem starszych sióstr. W końcu najmłodsza dusza musi być najbardziej buntownicza. Sięgające za ramiona czarne niczym smoła włosy wyglądały, jakby dopiero zostały muśnięte przez letnią bryzę oceanu. Miała niebieskie oczy, wpadające niemal w granat mrocznych otchłani oceanu. Swoją szczupłą sylwetkę podkreślała ubraniami przyciągającymi uwagę. Uwielbiała czuć na sobie męskie spojrzenie i wiedziała, co zakładać, aby właśnie tak się działo. I mimo że lubiła kokietować i filtrować, tak naprawdę nie wskakiwała każdemu facetowi do łóżka. Musiał wykazać nieco zainteresowania jej osobą, aby dostać to, co chciał.
Aria i Owen byli parą od niemal dekady. Lorelei nie raz powtarzała, że Aria promienieje u jego boku. Byli szczęśliwi, wszystko się układało, a osiem miesięcy temu się zaręczyli. Nie zamierzali czekać ze ślubem, który miał mieć miejsce tej jesieni.
Owen był dobrze zbudowanym, wysokim Afroamerykaninem, wpatrzonym w Arię jak w obrazek. Lorelei jeszcze nigdy nie widziała takiego oddania w męskim spojrzeniu i niekiedy zazdrościła siostrze, że tak jej się poszczęściło.
– Podobno się spóźniłam, a wiele jeszcze niegotowe – rzuciła Lorelei, całując babcię w policzek.
– Podałam ci złą godziną, wiedząc, że i tak się spóźnisz. Przyszłaś pierwszy raz o czasie.
Lorelei pokiwała głową z uznaniem.
– Na to nie wpadłam!
W kuchni przelotem pojawił się Declan. Mąż Chloe rzucił szybie „cześć”, zgarniając piwo z lodówki i poszedł do ogrodu. Mężczyzna pracował w dużej firmie ubezpieczeniowej w dziale prawnym. Dziadek uważał, że jego praca jest niewdzięczna. Każdego dnia, kierując się polityką firmy, musiał wielu rodzinom odmawiać wypłaty polis, ponieważ nie doczytali drobnego druczku, a tym samym nie spełnili warunków ubezpieczenia. Wracał do domu zmęczony i sfrustrowany. Ojcem był raczej weekendowym. Ostatnio odnalazł nowe hobby, jakim było chodzenie z kumplami na siłownie po pracy. Nieco poprawił swoją tężyznę fizyczną, ale nadszargał rodzinne stosunki. Chloe potrzebowała jego pomocy, a prawie nie widywała męża. Nieco zapuścił swoje popielate włosy, co poprawiło jego zewnętrzną aparycję. Unikał za to jak ognia zarostu, w którym wyglądał nieatrakcyjnie.
Zasiedli do stołu dwadzieścia minut później. Wydawać by się mogło, że to zwykłe rodzinne spotkanie, ale Lorelei obserwowała gospodarzy i ich ukradkowe spojrzenia. Wzięła do ręki szklankę z mrożoną herbatą i bawiąc się kostkami lodu i słomką, delikatnie uśmiechała się sama do siebie pod nosem.
– Nie jesteście mistrzami intryg – odezwała się.
– Nie rozumiemy – odezwał się Evan.
Zaśmiała się pod nosem.
– Trochę was znam i trudno nie zauważyć, jak porozumiewawczo do siebie mrugacie, kłócąc się na spojrzenia, kto ma zacząć. Narozrabiałam – wyśpiewała. – Zawsze widzimy się w weekendy, chyba że wydarzy się coś poważnego. W ostatnim czasie nikt nie umarł, wesele jest zaplanowane, Chloe raczej nie jest w kolejnej ciąży, a wy badaliście się gruntownie w ubiegłym miesiącu, także jestem ostatnim punktem do odhaczenia. A więc słucham, co takiego przeskrobałam, że dzisiaj rano podjęliście decyzje, abyśmy zjedli wczesną kolację, wiedząc, że mam plany na później.
Charlotte wytarła usta w serwetkę.
– Dzwonił Kyle.
– Pieprzony atencjusz – wysyczała.
– Byliście ze sobą szczęśliwi! Wyglądałaś na taką pogodną. To dobry mężczyzna. Myśleliśmy, że jesteście szczęśliwi, a on zadzwonił do nas wczoraj wieczorem i poinformował, że wpadłaś w szał i go rzuciłaś.
– Wpadłam w szał – powtórzyła. – Nie wpadłam w żaden szał, ale to on wyszedł z mojego gabinetu, trzaskając drzwiami, po tym jak mu powiedziałam, że się wypalił i nie wydamy w najbliższym czasie jego książki. Nieco się zapomniał, że poza byciem jego dziewczyną, przede wszystkim jestem jego szefową, dlatego wróciłam do jedynego racjonalnego stanu. Zerwałam z nim, bo nie potrzebuję problemów. Kyle to roszczeniowy, rozpuszczony gówniarz, który strzela focha za każdym razem, gdy coś pójdzie nie po jego myśli. Nie potrzebuję faceta, który nie jest w stanie panować nad swoimi emocjami i zachowuje się jak rozkapryszone dziecko. Tyle w temacie.
– Kyle nie jest taki, jak go opisujesz – Aria próbowała go bronić.
Lorelei wywróciła oczami.
– Daruj sobie! Bronisz go za każdym razem, tylko dlatego, że poznałaś go szybciej i to za pośrednictwem Chloe!
Kyle i Chloe przez chwilę razem studiowali i przez pewien okres nawet się przyjaźnili. Do czasu, aż Chloe nie poznała Declana, a ten nie odciął jej od wszystkich znajomych. To właśnie od niej Kyle się dowiedział, że młodsza siostra zakłada wydawnictwo i mógłby wysłać do niej swój maszynopis.
– Od dawna nam się nie układało! Ja go nawet nie kochałam! Lubiłam go, ale nic poza tym! Nawet w łóżku był kiepski! Prawie każda nasza rozmowa kończyła się obrazą jego majestatu. Napisał beznadziejną książkę i nie dopuszcza do siebie myśli, że może być inaczej. Musiałam myśleć o dobru mojej firmy, a w momencie, gdy on nie mógł oddzielić życia prywatnego od zawodowego, sama wyznaczyłam granicę, kończąc naszą relację. Tyle w temacie. Jeżeli jeszcze raz do was zadzwoni, przekierujcie go do mnie, a ja mu dosadnie wytłumaczę, co sądzę o nękaniu was telefonami, które są nie na miejscu.
– Mogłaś przyjść i nam powiedzieć, że masz problemy osobiste – zauważyła Charlotte.
– Jestem dorosła. Potrafię o siebie zadbać.
– Już to gdzieś słyszałam – mruknęła Chloe, dłubiąc w resztkach na talerzu.
– Przyszłabym i co bym usłyszała?! To, co przed chwilą? Że przesadzam?! Przecież Kyle to taki wspaniały mężczyzna. Nie chciałam tego słuchać, bo znaliście człowieka, którego wam sprzedał! Tak jak ja sprzedaję ładnie oprawioną historię, tak on napisał i sprzedał wam siebie! Co z tego, że był kumplem Chloe, czy Arii, jak to ja znałam go od strony bycia czyimś partnerem. Spierdolił, dlatego się go pozbyłam!
– W związkach nie zawsze jest kolorowo. Pojawiają się liczne problemy, ale trzeba usiąść i znaleźć rozwiązanie, a nie od razu się rozstawać! – zauważyła Chloe.
– Próbowałam – wyjaśniła na wydechu. – Jednak nie mogę być jedyną dorosłą osobą. Za każdym razem, gdy proponowałam nowe rozwiązania, nakłaniałam go do zmiany choćby wątku w książce, aby poprawić nieco tempo fabuły, odbierał to jako atak. Wstawał, trzaskał drzwiami i tyle go widziałam. Wracał za dwa dni, jakby nic się nie wydarzyło. Nie potrzebuję dziecka.
Chloe chciała wierzyć w słowa siostry, ale znała też Kyle’go od nieco innej strony. Był jej bliski na długo przed pojawieniem się Declana. Studiowali razem, chodzili na imprezy i nigdy nie odznaczał się cechami, o których wspominała siostra. Jednak miała rację, że w związku człowiek odsłania inną twarz i możliwe, że tej nigdy nie poznała.
– Będę się zbierała – zakomunikowała Lorelei. – Mam dzisiaj jeszcze ważne wyjście, na które muszę się przygotować.
– Ledwo tknęłaś jedzenie! – zauważyła Charlotte.
– Następnym razem zjem więcej – obiecała, wstając od stołu. – I oby następnym razem temat Kyle’a, nie był poruszany.
Lorelei posłała wszystkim pogodny uśmiech. Nie przyszła tutaj słuchać o swoim eks. Swoją drogą, nie spodziewała się po nim takiej akcji. Nie zostawi tak tego. Będzie musiała mu wyjaśnić, że to był pierwszy i ostatni taki numer w życiu. Uwielbiał grać biednego i pokrzywdzonego. Niestety źle trafił.
Wróciła do samochodu. Była wkurzona. Potrzebowała drinka. I to nie jednego. Oby rodzice Audriny nie oszczędzali dzisiaj na alkoholu.
Audrina była młodszą kopią swojej matki – Alice Whisper – kobiety o filigranowych kształtach i najcieplejszym uśmiechu, jaki Lorelei widziała w życiu. Do każdego podchodziła z sercem na dłoni. Miała za sobą bolesną przeszłość, ale wydawała się już o niej nie pamiętać. Każdego traktowała tak, jakby nie miał prawa jej skrzywdzić. Od dwudziestu pięciu lat była żoną Thaddeusa Whisper’a. Atletyczny mężczyzna o krótko ostrzyżonych siwych włosach i tęgiej minie nie zjednywał sobie ludzi przy pierwszym poznaniu. Uchodził za groźnego, ale wystarczyła jedna rozmowa, aby zmienić o nim zdanie. Po swoich przodkach odziedziczył rozlewnię whisky, która była narodowym skarbem. Przyjęcia, które organizowali, ociekały rodzimym trunkiem.
Dzisiejsza impreza była corocznym letnim balem, który wieńczył wakacje. Dominowały kwiatowe dekoracje, a na zaproszeniu widniała informacja, że gości może ponieść fantazja w strojach. Audrina wzięła sobie do serca słowa matki i do swojej syreniej sukienki w odcieniu butelkowej zieleni dopasowała kwiatowy wianek, niemal większy od jej głowy. Trzeba było jednak przyznać, że uroczo w nim wyglądała. Lorelei nie miała tyle czasu, co przyjaciółka, zwłaszcza, że w ostatnim momencie zdecydowała się przyjąć zaproszenie. W swojej szafie miała długą wieczorową suknię na cekinowych ramiączkach od Oscara de la Renty, która idealnie wpasowała się w motyw przewodni. Postawiła na mocniejszy makijaż, podkreślając swoje ostre spojrzenie i wyróżniając usta czerwoną pomadką, pasującą odcieniem do koloru na jej długich paznokciach.
Kobiety stały przy wysokim stoliku, popijając trzeci kieliszek szampana. Musiały uważać. Nie były już studentkami, które bezkarnie mogły upijać się na takich imprezach, a właścicielkami prężnie rozwijającego się wydawnictwa.
– Jutro będzie mnie bolała głowa – stwierdziła Audrina, przechylając do dna kieliszek i rozglądając się po sali.
– Kogo szukasz?!
– Co?!
– Od kiedy przyszłam nerwowo rozglądasz się po sali, jakbyś szukała któregoś ze swoich eks w obawie, że wpadniesz na niego i jego nową dziewczynę.
– Gorzej – wymamrotała.
– Może być gorzej, niż spotkanie Phila Rogersa, któremu zarzygałaś buty w momencie, gdy z tobą zrywał? – zapytała rozbawiona Lorelei, a po chwili oberwała kuksańca w bark od przyjaciółki.
– To było tak upokarzające, że na moim miejscu też byś go unikała!
– Zawsze mogło być gorzej – stwierdziła.
Audrina wypuściła ciężko powietrze.
– Gabriel podobno ma się zjawić.
Zatrzymała kieliszek w połowie drogi do ust, próbując sobie przypomnieć, kim jest Gabriel i dlaczego Audrinie jest nie na rękę jego obecność.
– Nie! To nie mój były!
– Ale chodziłaś kiedyś z jakimś Gabrielem, dobrze pamiętam?
– Tak, ale tym razem mam na myśli mojego brata.
– Ty masz brata?! – spytała rozbawiona.
Oczywiście, że miała, ale Gabriel Vogel był czarną owcą rodziny, od której odcięli się wszyscy. Alice próbowała utrzymywać kontakt z synem, ale ten miał w głębokim poważaniu swoją matkę.
– Myślałam, że was unika.
– Unikał – doprecyzowała i wypuściła ciężko powietrze z płuc. – Ale tata nadepnął mu na odcisk i postanowił się zemścić, przypominając wszem i wobec, że jest synem Alice Whisper.
Thaddeus nie był biologicznym ojcem Gabriela i Audriny. Poznał Alice, gdy ta była z dziewczynką w ciąży i adoptował ją po narodzinach. Zrobił to samo z wówczas dziesięcioletnim Gabrielem, ale chłopiec jasno dał mu do zrozumienia, że miał już ojca i nigdy nie pozwoli, aby Thaddeus zajął jego miejsce.
– Chyba się go nie boisz, prawda? Czasami piszecie ze sobą.
– Tak, ale wiem, że doprowadzi do eskalacji konfliktu. Nie zdziwię się, jak impreza zakończy się na komisariacie. Idziemy po jeszcze jednego drinka?
– Nie sądzisz, że musisz przystopować?
– Ostatni i zluzuję – obiecała.
Po chwili kobiety opuściły swój punkt obserwacyjny, przechodząc do drugiej części sali, w której przy długim barze barmani serwowali profanację alkoholu, czyli kolorowe drinki. Goście raczyli się szampanem i whisky, ale właścicielki wydawnictwa były jednak zwolenniczkami tęczowych drinków z parasolkami.
Odebrały swoje drinki i już miały wracać do swojego poprzedniego miejsca, gdy Audrina gwałtownie przystanęła, zatrzymując spojrzenie na nowo przybyłym mężczyźnie. Lorelei szczęka opadła do ziemi.
– Tego się nie spodziewałam – szepnęła sama do siebie.
Gabriel Vogel.
Na imprezę matki i ojczyma przyszedł w obstawie czterech goryli. Wiedział, jak zrobić wielkie wejście. Kobiety zaczęły się wachlować na jego widok i szeptać między sobą. W pierwszej chwili Lorelei miała ochotę wywrócić oczami, ale nawet Audrina nieprzyzwoicie zaczęła ślinić się na widok brata.
– Ogarnij się! – syknęła, a Audrina jej posłuchała. – To twój brat!
– Wiem, ale sama przyznaj, że ciacho z niego.
Nie dało się mu tego odjąć. Smoking idealnie leżał na jego wyrzeźbionej katorżniczymi ćwiczeniami sylwetce. Miał dłonie wsunięte do kieszeni, a spojrzenie nienaturalnie szafirowych oczu lustrowało z pogardą wszystkich zgromadzonych. Nawet, gdy na trajektorii spojrzenia pojawiła się Audrina, jego wzrok nie złagodniał. Wręcz przeciwnie. Idealna szczęka pokryta została delikatnym ciemnym zarostem, a czarne włosy doskonale ostrzyżono, pozostawiając nieco dłuższe kosmyki na grzywie.
Z wykształcenia był inżynierem przemysłu lotniczego, ale nie zamierzał pracować dla mas. Mając spadek po biologicznym ojcu, otworzył własną firmę, która zajmowała się budową nowoczesnych samolotów pasażerskich, ale i myśliwców, i statków bezzałogowych zakontraktowanych dla wojska. Gdy samoloty przestawały mu wystarczać, poszedł w architekturę. Skończył kolejne studia i zaczął projektować budynki, a tym samym wchodzić w posiadanie lukratywnych działek na terenie miasta. Na większości nic nie budował, ale zaczął niebezpiecznie obracać deweloperką, co powodowało, że miał monopol. To on decydował, czy ktoś postawi w danym miejscu hotel, usługowy drapacz chmur czy nową galerię handlową.
Gabriel zbliżał się w ich stronę.
– Jezu! Idzie tutaj!
– Ogarnij się! – fuknęła Lorelei. – Litości, to twój brat!
– Cześć – przywitała się pierwsza Audrina. – Dobrze cię widzieć – dodała, przenosząc wzrok na stojącego obok jej brata mężczyznę.
Otto Kane miał tyle samo lat co Gabriel. Poznali się w szkole i od tamtej pory byli nierozłączni. Audrina nie do końca wiedziała, co sprawiło, że Otto poprzysiągł wierną służbę w imię Gabriela, ale po odbyciu dwóch tur w wojsku i uczestniczeniu w konflikcie na Bliskim Wschodzie, wrócił, założył firmę i stał się nie tylko szefem ochrony Gabriela, jego prawą ręką, przyjacielem, ale również prywatnym ochroniarzem, nie odstępującym jej brata na krok.
Gabriel przeniósł swoje ostre, oceniające spojrzenie na Lorelei. Audrina czuła się zobowiązana, aby ich sobie przedstawić.
– Lorelei Valentine – przedstawiła ją. – Moja przyjaciółka i wspólniczka. Lei, poznaj mojego czarującego braciszka, o którym nic ci nie opowiadam, bo prawie go nie znam! – Załamała ręce.
– Nie poznaliśmy się już wcześniej?
– Nie sądzę – odpowiedziała spokojnie. – Jestem pewna, że z kimś mnie pomyliłeś.
– Gabriel. – Audrina nakierunkowała na siebie jego uwagę. – Nie wiem, co zaszło między tobą, a tatą, ale może odpuścisz? Nie chciał źle.
– Z racji, że jesteś jeszcze młoda i głupia, przymknę oko na twoje skomlenie – zaznaczył ostro.
– Wiecie, zostawię was. Nie mam ochoty uczestniczyć w praniu waszych brudów – zakomunikowała Lorelei i odeszła.
Audrina i tak jej wszystko streści, a Gabriel przyprawiał ją o lodowaty dreszcz. Wymknęła się do toalety. Usiadła na niskiej leżance, włączając media społecznościowe. Skorzystała z okazji i sprawdziła, jak idzie promowanie najnowszej książki. Miały z Audriną fantastyczny dział marketingu, pełen zaangażowanych młodych ludzi. Byli kreatywni i do premiery każdej książki wymyślali świetne kampanie marketingowe. Dwa nazwiska właścicielek stworzyły fantastyczną grę słów, odnoszącą się do wydawanych powieści. Valentine było synonimem miłości i romantyzmu. Dlatego wydawnictwo wydawało dużo romansów, które rozchodziły się niczym ciepłe bułeczki. Whisper było tajemniczym szeptem zła. Co ciekawe, Lorelei Valentine wolała krwawe thrillery, a Audrina Whisper ckliwe miłosne historie.
Lorelei wyszła z toalety wpatrzona w ekran telefonu. Uniosła nieco wzrok, aby upewnić się, że na nikogo nie wpada.
Po chwili zobaczyła Gabriela. Mężczyzna stał oparty o marmurowy filar z nogami wyciągniętymi przed siebie i dłońmi wsuniętymi do kieszeni. Czekał na nią. Czy ich spotkanie było jedynie zbiegiem okoliczności? – pomyślała.
– Resurection – powiedział w jej stronę, gdy go mijała.
Niespiesznie się zatrzymała, spoglądając na jego profil. Gabriel Vogel był niczym mroczna historia opowiadana przy ognisku, mająca wzbudzić strach. Chciał, aby ludzie się go bali, a tym samym sam podsycał niepochlebne plotki na swój temat. Ludzie obawiali się tkwiącego w nim mroku. Otoczony był ciemną materią. Był zły, wyniosły, arogancki. Mówiono o jego przerośniętym ego i krwi, którą podobno miał na rękach.
– Słucham?
– Widuję cię w Resurection – powtórzył. – Stąd cię kojarzę. Audrina wie, gdzie chadzasz?
– Audrina jest moją przyjaciółką, a nie siostrą syjamską – zauważyła. – Jest mi bliska, ale czasami obie potrzebujemy od siebie odpocząć i spędzić oddzielnie trochę czasu. Zniszczyłeś już, co miałeś zniszczyć?
– Poskarżyła się?
– Wspomniała jedynie, że przychodzisz tutaj z niecnymi zamiarami.
– Czy są takie niecne, to się jeszcze okaże.
– Idę poszukać przyjaciółki – oznajmiła. – Chciałabym powiedzieć, że miło było poznać, ale po co miałabym kłamać?
Na twarzy mężczyzny przebiegł delikatny cień uśmiechu. Lorelei odeszła z wysoko uniesioną głową. Nie spojrzała przez ramię nawet w momencie, gdy czuła na swoich plecach jego ostre, palące spojrzenie. Odprowadzał ją wzrokiem, ale nie zamierzała dawać mu satysfakcji, że w ogóle ją to interesuje.
Nowy Jork wieczorową porą zachwycał, ale i przerażał. Nawet najbardziej zatłoczone i turystyczne punkty na mapie miasta mogły stać się miejscem zbrodni i obliczem ludzkiej tragedii. Niekiedy turyści chcieli poznać miasto od podszewki. Szukali wrażeń i często padali ofiarami makabrycznych zbrodni.
Detektywi wydziału zabójstw Carter Beckett i Henry Troy zostali wezwani do ruin starej fabryki w Queens, gdzie przed laty produkowane były silniki samochodowe. Carter miał nadzieję, że to nie kolejny zbłąkany turysta, który znalazł się w niewłaściwym miejscu i czasie. Kompleks ceglanych budynków był świetnym punktem dla amatorów fotografii. Niestety był to również punkt upiornych schadzek nastolatków. Narkomani i bezdomni nocowali na wyższych kondygnacjach. Dilerzy dobijali tutaj targu lub dokonywali egzekucji. Prostytutki zabierane zostawały stąd przez klientów. Dziesiątki różnych historii i przynajmniej jedna tygodniowa, która kończyła się tragicznie.
Makabra nie powodowała, że ludzie omijali to miejsce szerokim lukiem. Wręcz przeciwnie. Jakby śmierć, strach i ostatnie tchnienie ludzkiego życia, zakorzenione w cegłach przyciągało popaprańców ze zdwojoną siłą.
Tym razem zamordowano dwudziestopięcioletnią kobietę. To już druga ofiara w przeciągu ostatniego tygodnia, która została znaleziona w pobliżu starej fabryki. Detektywi podeszli do ciała kobiety, która wyglądała niemal identycznie jak pierwsza ofiara. Czarne włosy rozrzucone miała na ziemi. W jej skołtunione kosmyki wsunięto białą lilię. Ciemne oczy były szeroko otwarte i z przerażeniem wpatrywały się w nieboskłon usłany gwiazdami. Za życia była piękną kobietą, której życie zostało przerwane w brutalny sposób.
Carter rozejrzał się po okolicy. Nie było nikogo prócz funkcjonariuszy, techników i mężczyzny, który znalazł ofiarę. Prasa jeszcze nie podłapała tematu.
– Myślisz o tym, co ja? – zapytał swojego partnera Henry.
Pracowali razem od dwóch lat, świetnie się uzupełniając. Oboje byli konkretni, mieli świetne wyniki w domykaniu spraw i zawsze kierowali się dowodami, a nie emocjami. Obaj mieli trzydzieści pięć lat. Byli atletyczni, uwielbiali długie biegi po okolicy, na które wybierali się wspólnie w co drugi ranek. Carter był wolnym człowiekiem, a Henry miał żonę i dwoje dzieci w wieku pięciu i trzech lat. Różnili się od siebie wyglądem. Carter miał gęste popielate włosy, a Henry krótko ostrzyżone brązowe. Byli przystojni, a gdy szli ulicą, a spod klap marynarek wychodziły odznaki, kobiety się za nimi oglądali, co właściwie stanowiło ważny aspekt tej pracy.
– Seryjny – powiedział na wydechu detektyw Beckett.
Tego się bali, ale to nie przypadek, że w ciągu tygodnia z drugiej strony budynku znaleźli właśnie drugą ofiarę, która mogłaby być siostrą bliźniaczką pierwszej.
Pierwsza ofiara – Alison Burke – była asystentką prokuratora. Nie miała wrogów. Przyjaciele i rodzina mówili o niej w samych superlatywach. Nie znaleźli przy jej ciele niczego, co mogłoby naprowadzić ich na sprawcę. W miejscu porzucenia zwłok nie było kamer, śladów opon, a monitoring z miejsca, w którym Alison była widziana po raz ostatni, niczego nie rozjaśnił. Zniknęła i odnalaziono ją martwą dopiero trzy dni później.
Pracujący od kilku tygodni młody funkcjonariusz wręczył im znalezione nieopodal dokumenty. Sprawca celowo zostawiał prawo jazdy, aby śledczy poznali swoją ofiarę.
– Holly Watkins – odczytał z dokumentów detektyw Troy. – Dwadzieścia pięć lat.
Carter kucnął przy ciele kobiety. Kwiaty były świeże, a więc leżała tutaj od niedawna. Rozchylone usta starannie pomalowane zostały czerwoną pomadką. Miała też wytuszowane starannie rzęsy. Sprawca dokładał wszelkich starań, aby jego ofiara wyglądała jak żywa sztuka.
– Kto ją znalazł? – zapytał Beckett stojącego blisko funkcjonariusza.
– Tamten bezdomny. – Skinął brodą we właściwą stronę. – Akurat w okolicy przejeździł patrol. Zatrzymał go, a oni zabezpieczyli miejsce zbrodni. Byliśmy z partnerem w pobliżu i postanowiliśmy pomóc.
– Widział kogoś?
– Nie – odpowiedział.
– Moim zdaniem musiał minął się z mordercą – stwierdził Henry. – Słońce zaszło półtorej godziny temu, a my dostaliśmy wezwanie niecałą godzinę. Ostatnio ruch tutaj jest większy niż na Piątej Alei. Sami narkomani, prostytutki z klientami, dilerzy, bezdomni, nastolatki na gigancie. Nikt z nich jednak nie przyjdzie na komisariat i nie zechce nam pomóc w ujęciu sprawcy.
Przy zwłokach pracował już doktor Jackman. Tęgi Latynos był lekarzem, z którym spotykali się ostatnio zdecydowanie zbyt często.
– Co wiemy o ofierze? – zapytał Carter młodego funkcjonariusza, który wydawał się najbardziej odnajdywać na miejscu zbrodni.
– Niezamężna i bezdzietna. Pracowała jako pomoc stomatologiczna w klinice na Upper East Side. Wynajmowała mieszkanie w West Village. W bazie jest informacja o zgłoszonym zaginięciu. Trzy dni temu zaginięcie kobiety zgłosiła jej współlokatorka.
– Trzy dni temu? – upewnił się Jackman.
Funkcjonariusz McKenzie skinął głową w odpowiedzi.
– Trzy dni temu znaleźliśmy ciało Alison – zwrócił się do partnera detektyw Troy.
– Podrzucił tutaj ofiarę, a później zapolował na Holly.
– Jeżeli to ten sam sprawca, a wszystko na to wskazuje, właśnie jeździ po mieście i szuka kolejnej ofiary – powiedział wściekle Carter.
– Informacja o kwiatach nie została nigdzie upubliczniona. Musi to być ten sam zabójca – powiedział pewnie detektyw Troy.
– I jest – wtrącił się doktor Jackman. – Kobieta była tak samo okrutnie torturowana przed śmiercią jak poprzednia ofiara. Została zgwałcona i tak jak poprzednia ofiara wielokrotnie dźgnięta tępym narzędziem. Więcej wam powiem po sekcji, ale jestem pewna, że jej wnętrze jest porozrywane. Cierpiała. Okrutnie. Na przedramionach są ślady po igłach. Toksykologia wykaże, co zostało jej wstrzyknięte.
Doktor wstał, prostując stare kości.
– Sprawca zostawił coś jeszcze? – spytał dla pewności Carter.
Doktor Jackman spojrzał na swojego asystenta, który podał zabezpieczony skrawek papieru. W trakcie sekcji pierwszej ofiary wyciągnął z ust ofiary małą karteczkę, na której zadrukowane było jedno słowo: kłamczucha. Detektywi wzięli kolejny dowód w dłonie i patrzyli na zadrukowany świstek papieru: manipulatorka.
– Nikt z osób, z którymi rozmawialiśmy, nie potwierdził, że Alison była kłamczuchą.
– Może nie znali jej od tej strony? Zbadam to i dam wam znać, czy coś uda się zabezpieczyć – powiedział doktor, spoglądając po raz ostatni na ofiarę, zanim została zapakowana w plastikowy worek. – Widziałem wiele śmierci w swoim życiu i niestety wiem, kiedy rozpoznać seryjnego. Pewnie też to czujecie w kościach. Będziemy w kontakcie.
– McKenzie, daj nam adres współlokatorki. Pojedziemy do niej od razu.
Mężczyzna wręczył im adres w West Village. W drodze niewiele rozmawiali. Najgorszym punktem pracy było przekazywanie bliskim informacji o śmierci.
Holly wynajmowała z przyjaciółką mieszkanie składające się z salonu z aneksem kuchennym, dwóch sypialni i jednej łazienki. Kelly Lucas była mieszanką amerykańskich i koreańskich korzeni. Widząc detektywów za progiem z duszą na ramieniu wpuściła mężczyzn do urządzonego przez dwie kobiety mieszkania. Usiadła na kanapie, przytulając do piersi ozdobną poduszkę.
– Bardzo nam przykro, ale Holly nie żyje – powiedział Carter.
Pobladła. W oczach kobieta pojawiły się łzy, które powoli zaczęły spływać po policzkach. Z jej wnętrza wydobył się głośny szloch. Dali jej chwilę, ale musieli zadać jej kilka pytań.
– Kelly, wiemy, że to trudne, ale musimy zadać ci kilka pytań. Kiedy ostatni raz widziałaś Holly?
– Trzy dni temu – pociągnęła nosem. – Zmartwiłam się, bo byłyśmy umówione. Holly była najbardziej punktualną osobą jaką znałam. Nawet gdy miała się spóźnić dwie minuty, od razu starała się o tym poinformować. Czekałam na nią tutaj w mieszkaniu. Dzień wcześniej miałam urodziny, a że nie mogłyśmy tego dnia świętować, umówiłyśmy się na następny dzień.
– Miała wrogów?
– Holly?! Nie! Była cudowną osobą! Wszyscy ją uwielbiali. Pracowała w klinice doktora Hopkinsa na Upper East Side. Dobrze jej płacił, ale Holly często łapała jeszcze dorywcze prace, aby zarobić na wkład do mieszkania. Marzyło jej się własne mieszkanie.
– Ma tutaj krewnych?
Zaprzeczyła.
– Pochodziła z Karoliny Południowej i tam mieszka cała jej rodzina. Jak mam im powiedzieć, że Holly nie żyje?!
– My się z nimi skontaktujemy, ale prosimy, abyś dała nam do nich numer telefonu.
Była wdzięczna, że zdjęli z niej ten przykry obowiązek.
– Holly się z kimś spotykała?
– Na początku roku zerwała z Dylanem – pociągnęła nosem. – Byli ze sobą rok. Zdradzał ją i Holly mocno to przeżyła. Przestała wierzyć nawet w miłość i uznała, że teraz będzie jedynie dbać o swój interes. Chodziła na randki, czasami się z kimś przespała, ale nie była w stałym związku.
– Wiesz, z kim ostatnio się spotykała? Prowadziła pamiętnik?
– Zdradzała mi jedynie imiona i czasami nazwy klubów, w których poznawała tych facetów.
Henry na moment się wyłączył. Przesłuchanie to zderzenie dwóch światów. Z jednej strony przesłuchiwana osoba mówiła, jaka ofiara była krystaliczna, a z drugiej nawet nie zdawała sobie sprawy, że zdradzali oczerniające je szczegóły.
– Chociaż ostatnio wspomniała o facecie, z którym poszła do łóżka. W ubiegły weekend pracowała jako kelnerka na imprezie jakiś ważniaków. Holly była atrakcyjna, potrafiła kokietować mężczyzn i wpadła w oko Gabriela Vogela. Wróciła cała w skowronkach. Zostawiła mu numer telefonu. Po cichu liczyła, że zadzwoni i znowu się spotkają.
Detektywi ukradkiem spojrzeli po sobie. Piąty najbogatszy człowiek na świecie. Wizjoner, biznesmen, a nawet i przestępca, czego nie dopuszczali do siebie wszyscy, włączając w to rząd, który kupował od niego samoloty. Był bliskim przyjacielem burmistrza, gubernatora, a prezydent zapraszał go na większość przyjść. Unowocześnił amerykańską armię i przyczynił się do spadku zgonów wśród żołnierzy. Wszyscy widzieli w nim bohatera, ale nikt nie chciał dostrzec, że pod tą idealną maską, kryje się potwór.
Detektywi zadali ostatnie pytania Kelly i się pożegnali. Stanęli ramię w ramię pod budynkiem, patrząc sobie w oczy.
– To nie media pożrą nas żywcem, gdy te morderstwa wypłyną – zaznaczył Troy. – Zrobi to Vogel.
Stanęli przy samochodzie naprzeciw siebie, kładąc ramiona na dachu toyoty, której właścicielem był Henry Troy. Detektyw wyciągnął z kieszeni papierosa i paczkę zapałek.
– Kiedy w końcu zainwestujesz w normalną zapalniczkę? Twoja żona kazała ci rzucić.
– Rzuciłem – mruknął. – Palę tylko w pracy – rzucił rozbawiony.
– Czyli nie rzuciłeś!
– Musimy porozmawiać z Vogelem – mruknął Troy.
– Gramy w kamień papier?
– Ja mam żonę i dzieci. To logiczne, że to ty będziesz z nim gadał – zaśmiał się Troy, gasząc papierosa.
Tylko Carter był pewien, że Gabriel nie będzie chciał z nim rozmawiać. On też nie kwapił się do przeprowadzenia rozmowy z człowiekiem, którym jawnie gardził.
Carter wsiadł do samochodu. Zawibrował jego telefon. Dostał wiadomość, która nie powinna dzisiaj przychodzić. Uderzył głową o zagłówek, ciężko wypuszczając powietrze z płuc. Jakby miał mało na głowie, musiał jeszcze posprzątać po bracie.
Lorelei wysiadła z windy na swoim piętrze. Wyciągnęła z torebki telefon wraz z kluczami. Uniosła spojrzenie, odrzucając głowę do tyłu.
– Serio?! – spytała stojącego opartego o drzwi od jej mieszkania mężczyznę.
– Dostałem wiadomość od mojego brata, czy mógłbym z tobą porozmawiać, ponieważ się o ciebie martwi, a z nim nie chcesz rozmawiać. Co się dzieje?!
– Rzuciłam go – powiedziała, podchodząc do drzwi i je otwierając. – Wchodzisz?
Carter Beckett spojrzał zaskoczony na byłą już dziewczynę swojego brata. Kyle był od niego młodszy o pięć lat, a czasami zachowywał się jak piętnastolatek. Za każdym razem, gdy coś nie szło po jego myśli, pisał do brata, czy ten mógłby coś wskórać. Kyle myślał, że skoro jego brat nosi odznakę to zmusi drugiego człowieka do grania do tej samej bramki. Miał ochotę jechać do niego i nim natrząsnąć. Czy on naprawdę sądził, że przekona Lorelei, aby do niego wróciła?
Mieszkanie Lorelei była imponujące. Przestronny apartament na Upper East Side składał się z ogromnego salonu połączonego z aneksem kuchennym oraz jadalnią. Na antresoli znajdował się gabinet gospodyni, ogromna garderoba, łazienka oraz sypialnia. Dominowało szkło oraz srebro. Lorelei ceniła sobie prywatność. Kyle nieraz żalił się, że jego przedsiębiorcza dziewczyna nie chce, aby razem zamieszkali. Lorelei wpuściła go do swojego mieszkania, zdejmując za progiem wysokie szpilki. Pięknie wyglądał w wieczorowej sukni i od razu rozszyfrował, że wracała z branżowego bankietu.
– Kiedy się rozstaliście?
– Wczoraj.
– Zdradził cię? Skrzywdził?
Lorelei zaśmiała się cicho pod nosem, opadając na długą kanapę, która stała pośrodku salonu. Podciągała kolana pod brodę, obserwując brata swojego eks-partnera. Dogadywała się z Carterem zdecydowanie lepiej niż z Kyle. Był opiekuńczy i potrafił słuchać.
Usiadł obok Lorelei, wbijając łokcie w kolana i czekając, co mu powie na temat rozstania. Wyłożyła kawę na ławę, opowiadając o kiepskiej książce i decyzjach, które musiała podjąć.
– Naprawdę myślał, że zmuszę cię do powrotu.
– Szczerze? Od dawna nie wiem, co siedzi w głowie twojego brata. To rozwydrzony gówniarz!
Carter nie mógł się nie zgodzić. Rodzice bardzo go rozpieszczali, dając mu wszystko, czego tylko Kyle oczekiwał. Klepali go po głowie po każdej porażce. Nigdy nie dostawał kar w przeciwieństwie do starszego brata. Carter przez długi czas czuł się spychany na dalszy tor, a przez to jego relacja z bratem przez długi czas była daleka od ideału.
– Źle wyglądasz – zauważyła Lorelei.
– Trafiła się paskudna sprawa. Właśnie byłem u przyjaciółki ofiary, powiedzieć jej, że znaleźliśmy ciało. Też wyglądasz jakbyś miała za sobą kiepski dzień.
– Dużo pracy, a potem byłam na imprezie z Audriną. Związek z twoim bratem uświadomił mi, że był to pierwszy i ostatni romans z autorem. To się nie może więcej powtórzyć.
– Wydaje mi się, że gdyby trafiło na kogoś innego, pewnie nie zachowywałby się tak jak Kyle.
– Zaczęłam się zastanawiać, czy dodatkowo go nie ukarać i nie rozwiązać mu umowy.
– Nie przysporzysz sobie kłopotów?
– Wyniki jego ostatniej książki mówią wszystko. Powinnam rozwiązać umowę, a nie wierzyć, że da radę napisać jeszcze cokolwiek dobrego.
– Dlaczego sama nie piszesz?
– Brakuje mi po prostu czasu – przyznała. – Pomysłów mam nawet dużo, ale potrzeba na to spokoju, który jest aktualnie towarem deficytowym. Nie lubię spokoju. Lubię, gdy dużo się dzieje, a moje myśli są nieustannie zajęte. Kocham swoją pracę. Lubię sprzedawać historie, a nie je tworzyć.
– Bawiłaś się chociaż dobrze na imprezie, na której byłaś?
– Mogło być lepiej. Audrina miała podły humor, bo wpadł jej brat i trochę namieszał w rodzinnym kotle.
Carter zrobił się czujny.
– Myślałem, że Audrina nie rozmawia z bratem. Tak słyszałem od mojego brata.
– Ich relacja jest skomplikowana – stwierdziła, idąc po drinka.
– Co jest z tymi rodzeństwami w dzisiejszych czasach, że tak trudno jest im się dogadać? Ja i Kyle rozmawiamy od święta. Ty i dziewczyny macie dobre i złe chwile. Audrina ma brata, z którym się nie dogaduje. To straszne, jak pogoń za pieniądzem, ambicjami, wewnętrzna rywalizacja, niszczą relację.
– W przypadku Audriny z pewnością byłoby lżej, gdyby jej bratem nie był Gabriel Vogel.
Carter, który chwilę wcześniej wstał z kanapy, aby dołączyć do Lorelei w kuchni, zatrzymał się w pół kroku. Dlaczego nie potrafił reagować w normalny sposób na dźwięk tych personaliów?!
– Znasz go?
– Dzisiaj miałam przyjemność go poznać. Dlaczego pobladłeś? – spytała.
– Wspominałem ci, że prowadzimy paskudną sprawę. Zamordowana w trakcie weekendu kobieta była kelnerką na imprezie, na której przespała się z Gabrielem.
Niedbale wzruszyła ramionami.
– To od razu czyni z niego głównego podejrzanego?
– Nie, ale gdy nazywasz się Vogel już tak.
– O co tak naprawdę z nim chodzi?
– To znaczy?
– Te wszystkie plotki – wyjaśniła. – Vogel naprawdę ma powiązania z mafią?
Carter wypuścił ciężko powietrze.
– Nigdy nie dał się złapać za rękę, ale to nie jest dobry człowiek. Bawi się z nami w kotka i myszkę. Tam, gdzie dzieje się coś złego w dziewięćdziesięciu procent przypadkach zobaczysz jego ludzi. Czasami sam się gdzieś pojawia, aby dolać oliwy do ognia.
– Ale oficjalnie nic na niego nie macie?
– Pokaż mi bossa mafii, który przyjdzie do wymiaru sprawiedliwości i powie ci, że jest przestępcą. Od lat chowają się za dobroczynnymi galami, fundacjami, a tak naprawdę mydlą nam oczy i piorą pieniądze.
– Nie lubisz go – zauważyła z uśmiechem.
– Delikatnie powiedziane. – Pomasował zmęczony kark. – Mogę do czegoś ci się przyznać?
– Jeżeli nikogo nie zabiłeś – zażartowała – to chętnie posłucham plotek.
– Byliśmy kiedyś przyjaciółmi.
Lorelei niepotrzebnie wzięła łyk wina do ust. Zaczęła się krztusić. Kyle nigdy nie wspomniał, że jego brat miał takiego wpływowego przyjaciela, ale co się dziwić, jak jej eks zawsze niewiele o nim opowiadał. Carter był mu potrzebny, gdy należało po nim posprzątać.
– Ty i Gabriel?! Jak?! Przepraszam, może to niegrzeczne, ale nie da się ukryć, że wasze rodziny nie mają ze sobą nic wspólnego.
– Chodziliśmy do tej samej szkoły. Jesteśmy w tym samym wieku i za dzieciaka naprawdę dobrze się dogadywaliśmy. Byłem chuderlawym smarkaczem, nad którym znęcali się więksi i starsi. Do czasu, aż nie zlitował się nade mną Vogel. Stanął w mojej obronie i od tamtej pory byliśmy najlepszymi kumplami. Później się okazało, że nasi ojcowie pracują w tym samym szpitalu. Co prawda, nasz tata nigdy nie został tak sławnym lekarzem jak doktor Vogel, ale może to i dobrze? Po aferze z jego ojcem, utrzymywaliśmy kontakt jeszcze przez chwilę, a później nasze drogi się rozeszły. Gabriel nigdy już nie był tym samym chłopakiem. Próbowałem odnowić z nim kontakt, ale… nie był już zainteresowany. Zaczął trzymać z tymi, przed którymi niegdyś mnie bronił. Wrócił jak król i nikt nie miał odwagi podważyć jego wielkości.
– Dlaczego Audrina nigdy nie wspomniała, że się znacie?!
– Audrina miała rok, gdy przestałem gadać z Gabrielem. Ma inne nazwisko niż Vogel. Wszyscy poza nim odcięli się od doktora. On jeden czci jego pamięć, jakby był dumny z tego, co nawywijała ta bestia. Jednak, co się dziwić, synalek robi się dokładnie taki sam.
Lorelei nie wypowiedziała tych słów, ale głos z tyłu głowy podpowiadał jej, że niechęć Cartera bierze się również z tego, że Gabriel go porzucił. Wolał towarzystwo jego oprawców niż dzieciaka, którym niegdyś trzymał. Może gdyby po swoim odrodzeniu Vogel z powrotem chwycił w ramiona swojego eks-przyjaciela, dzisiaj ich relacja byłaby inna, a i sam Carter Beckett byłby innym człowiekiem.
– Lei, uważaj na niego. Jeżeli kiedykolwiek na niego wpadniesz, nie wchodź z nim w żadną dyskusję. To niebezpieczny człowiek.
– Jego własna siostra nie ma z nim niemal żadnego kontaktu. Dlaczego ja miałabym go mieć?!
Nieco go uspokoiła.
– Co zamierzasz zrobić z moim bratem?
– Nic! Kyle i ja definitywnie ze sobą skończyliśmy. Mogą nas łączyć jedynie relacje zawodowe. Jednak i one wydają mi się nieco skomplikować. Kyle nie będzie potrafił przejść ze mną do relacji czysto formalnej. Będzie się zapominał, a ja będę musiała znaleźć sposób, aby zerwać umowę. W delikatny sposób.
– Wiesz, że jestem jego bratem i mogę mu wszystko powtórzyć, prawda?
– Jesteś tutaj, bo po wiadomości brata, pomyślałeś, że Kyle mnie uderzył lub skrzywdził w inny sposób, a ja go pognałam. Twoje relacje z Kyle’em są równie gorące, co moje z Chloe. Im rzadziej się widzimy, tym lepiej dla wszystkich.
Kyle był idiotą. Tak myślał o nim jego brat. Lorelei to fantastyczna, inteligenta, zabawna i atrakcyjna kobieta, mająca głowę na karku do interesów. Z całej rodziny tylko ona nie bała się sięgać po to, co jej się należało. Podejmowała ryzyko, od którego inni w jej rodzinie stronili.
Po chwili jej ostre perfumy uderzyły go po nozdrzach. Był zazdrosny, gdy brat przedstawił mu Lorelei. Nie uważał, aby Kyle na nią zasługiwał. Nie było mu przykro, że ich związek się rozpadł. Była to szansa dla niego. W jego odczuciu miał jej więcej do zaoferowania niż Kyle.
Uniósł dłoń, wsuwając kosmyk jej włosów za ucho. Spojrzała na niego gwałtownie swoimi wielkimi oczami. Nie była nowicjuszką i wiedziała, co takie gesty znaczą.
– Carter, nie! – zaznaczyła stanowczo, zdecydowanie go zaskakując.
– Lei…
– Byłam dziewczyną twojego brata. Nie bawię się w bycie przechodzoną zabawką, jasne?
Był to silny cios. Kompletnie nie spodziewał się tak wyraźnej stanowczości z jej strony. Na ten moment nic nie wskazywało, aby zmieniła zdanie.
– Zasiedziałeś się – zaznaczyła.
Nie patyczkowała się z ludźmi. Jasno wskazała mu drzwi. Może wykonał ten krok za szybko? Nie zamierzał się jednak poddawać. Nikt nie powiedział, że nie może spróbować za jakiś czas.
Lorelei odprowadziła mężczyznę wzrokiem do samych drzwi. Carter był przystojny i nawet pociągał ją bardziej niż jego młodszy brat, ale nigdy nie wpakowałaby się w związek z bratem swojego eks. Jej życie usłane było wieloma źle wyglądającymi sytuacjami. Nie potrzebowała kolejnej.
Lorelei siedziała za biurkiem w swoim gabinecie, gdy rozległo się ciche pukanie do drzwi. Na progu stanął Killian. Dwudziestodwuletni mężczyzna pracował od zawsze na stanowisku asystenta. Był wulkanem energii i niekiedy kobieta zazdrościła mu, że sama nie potrafi tak entuzjastycznie podchodzić do życia. Jego twarz pokryta była delikatnym ciemnym zarostem, a ciemne włosy zafarbował na platynę. Słynął z eksperymentowania z wyglądem. Zdecydowanie wyglądał teraz lepiej niż kilka tygodni temu, gdy miał włosy w odcieniu turkusu. Bała się zapytać go wówczas, skąd wziął farbę w tym odcieniu.
– Masz minę jakbyśmy mieli kontrolę – zauważyła.
– Właściwie jest gorzej. Audrina zamknęła się w gabinecie po wyjściu swojego czarującego braciszka. Jej płacz słychać na korytarzu.
– Vogel tu był?! – Dlaczego o tym nie wiedziała?
Killian przytaknął.
Lorelei chwyciła telefon i energicznie wyszła z gabinetu. Bała się tego, co zastanie za progiem jej gabinetu. Nacisnęła klamkę, ale drzwi ani drgnęły. Przyłożyła do panelu swój telefon i elektronicznym kluczem otworzyła bliźniaczo wyglądający gabinet Audriny.
– Audrina?! – wyszeptała zaniepokojona.
Dziewczyna siedziała na podłodze schowana za kanapą. Miała podciągnięte pod brodę nogi. Lorelei padła przed nią na kolana. Makijaż spływał Audrinie po twarzy. Dygotała z nerwów. Valentine otoczyła ją ramieniem i mocno przytuliła do swojej piersi. O nic nie pytała. Najważniejsze było uspokojenie Audriny, która w tym momencie była kłębkiem nerwów.
Miała ochotę zabić Gabriela za to w jakim stanie zostawił Audrinę. Ten konflikt przybierał na silne. Rozumiała, że może mieć wiele do zarzucenia ojczymowi, ale w czym zawiniła jego siostra, z którą niemal nie ma kontaktu?
– Skarbie, co się stało?
Audrina milczała. Lorelei nie wiedziała, jak jej pomóc.
– Możesz mi powiedzieć o wszystkim! Pomogę ci!
– On… – zaczęła szlochać.
– Wiem, że Gabriel złożył ci wizytę!
Audrina spojrzała na przyjaciółkę swoimi przekrwionymi oczami. Jej spojrzenie było puste niczym u porzuconej lalki. Znowu zapłakała i dopiero po chwili zdołała coś od siebie dodać.
– Gabriel zabrał mi wydawnictwo!
Gdyby Lorelei stała, ugięłyby się pod nią kolana. Nie rozumiała słów przyjaciółki.
– O czym ty mówisz? Jesteśmy wspólniczkami! VW należy do nas, a nie do twojego brata! Audrina, weź się w garść i opowiedz mi wszystko od początku do końca! – Nie powinna podnosić głosu na niczemu winną przyjaciółkę, ale musiała ja postawić do pionu.
– Pamiętasz, jak rzutem na taśmę wpłaciłam moją część wkładu w budowę wydawnictwa?
Lorelei przytaknęła.
– Myślałam, że mam więcej oszczędności. Ty wzięłaś kredyt, a ja nie chciałam i gdy brakowało mi pieniędzy, poszłam do rodziców. Tata był przeciwny. Uważał, że powinnam zająć się rodzinnym biznesem, że to moja spuścizna, a nie durne wydawnictwo, które za kilka miesięcy upadnie. Nie chciał, aby jego firmę przejęła Nola.
Nola była osiem lat młodszą siostrą Audriny – lekkoduchem, który ciągle zmieniał pomysł na siebie. Alice zrzucała to na młody wiek, a Thaddeus uważał, że zbyt lekkomyślnie podeszli do jej wychowania.
Audrina pociągnęła nosem.
– Mama widziała, jak mi zależało, ale nie mogła dać mi pieniędzy, nie informując o tym ojca. Po kilku dniach jednak przyszła i powiedziała, że ma dla mnie pieniądze i o nic się nie muszę martwić. Chodziło jej o spłatę. Przed chwilą się dowiedziałam, że wzięła te pieniądze od Gabriela! Mój brat niczego nie robi z dobroci serca. Firmę założyłyśmy przed ukończeniem studiów. W postanowieniach testamentu po moim biologicznym ojcu był zapis, że do ukończenia edukacji, a w moim przypadku były to studia, moim majątkiem rozporządza matka. Wydawnictwo stało się moim majątkiem. Nikt nie raczył mnie poinformować, że moja mama podpisała z moim bratem jebany cyrograf! Mój brat przekazał mamie pieniądze, ale zażądał, aby przeniosła na niego prawo do gospodarowania moim majątkiem. Zrobiła to, myśląc, że mi pomaga! Tylko ten skurwiel po założeniu wydawnictwa, zachachmęcił ze swoimi prawnikami i wszystko, co weszło w skład mojego majątku przed odzyskaniem niezależności, należy do niego! Odebrał mi wydawnictwo! Jest jego, Lei! – wykrzyczała. – To cena jaką się płaci za grzechy ojca! Nie odczułam tego za pierwszym razem, poczuję to teraz! Gabriel mści się na moim ojcu, odbierając wszystko mnie! Chce, abym go nienawidziła! Chce, abym to na niego była wściekła, że gdyby wtedy dał mi te pieniądze, dzisiaj nie rozgrywałby się ten dramat.
To było nie do uwierzenia. Lorelei była przekonana, że Audrina musiała coś źle zrozumieć. Gabriel nie mógł od tak sobie odebrać jej wydawnictwa. Ale co, jeżeli nazywasz się Vogel i możesz wszystko? Audrina była w rozsypce. Sama niczego nie załatwi. Lorelei nie wiedziała jak, ale musiała sama ugryźć ten temat. Spotka się z ich prawnikami i omówi z nimi ten temat.
– Mój dobroduszny brat pozwolił mi tutaj pracować, ale od dzisiaj to do niego należy ostatnie słowo.
– Niech mu się tak nie wydaje! Audrina, nie zostawię tak tego! Nie pozwolę, aby on tutaj wszedł i się panoszył.
– Widziałam ten dokument. Moja mama oddała mu wszystko, co w tamtym momencie miałam.
– Porozmawiam z prawnikami, znajdziemy wyjście z tej sytuacji! Odkręcimy to, jasne?! Razem! Nie zostawię cię samej!
– To wydawnictwo jest moim dzieckiem. Byłam z siebie taka dumna, że udało nam się je postawić i odnieść sukces. Kocham tatę, ale nigdy nie chciałam być częścią jego firmy. To dziedzictwo Noli, a nie moje – zapłakała.
– Dlaczego Noli?
– To ona jest jego prawdziwą córką – pociągnęła. – To dlatego chciałam jej oddać pierwszeństwo. Dla siebie chciałam zbudować coś własnego, a jej oddać firmę ojca.
– Thaddeus jest dla ciebie takim samym ojcem jak dla Noli. Adoptował cię zaraz po twoich narodzinach. Jesteś jego córką. To tylko genetyka, nic więcej. Liczy się to, że był obok ciebie od samego początku. Kocha cię. I chociaż czasami się nie dogadujecie i wkurzasz się na niego, nawet nie masz pojęcia jakie masz szczęście, że go masz.
Audrina mocno przytuliła się do przyjaciółki. Była w rozsypce. Jej cały świat legł w gruzach.
– Chodź, odwiozę cię do domu. Nie jesteś w stanie tutaj siedzieć.
Poza tym, nikt nie powinien jej oglądać w takim stanie i rozsiewać plotek. Lorelei była pewna, że jakieś już muszą krążyć. Asystentka Audriny słynęła z nietrzymania języka za zębami.
Lorelei wyprowadziła przyjaciółkę z gabinetu. Odwiozła ją do domu. Przez całą drogę Audrina jednak płakała. W tym momencie panna Valentine żałowała, że jej przyjaciółka z nikim się nie spotyka. Nie mogła z nią zostać, a Audrina nie powinna być sama. Nie zadzwoni do jej matki. Alice była wszystkiemu winna i sama miała ochotę spotkać się z panią Whisper i wygarnąć jej, co myśli o niesieniu pomocy z jej strony. Lorelei na szczęście wpadła na inny pomysł. Zadzwoniła do Arii. Jej siostra szczyciła się niesieniem pomocy. Nie przechodziła obojętnie wobec bezdomnych, udzielała się w akcjach charytatywnych, dlatego opieka nad Audriną, będzie dla niej czymś naturalnym.
Aria zjawiła się szybko, a Lorelei od razu zostawiła przyjaciółkę i pognała na niezaplanowane spotkanie. Obiecała, że tak tego nie zostawi i dotrzyma słowa. Jeszcze oczekując na Arię, wysłała zdjęcia umowy do prawników, którzy potwierdzili, że dokument jest ważny. Mogli jedynie podważyć go od strony nieobecności Audriny przy podpisywaniu umowy między jej matką i bratem, ale Alice w tamtym momencie zarządzała majątkiem córki i za jej plecami mogła robić, co jej się podobało.
Surowy budynek z czarnego szkła przyprawiał o gęsią skórkę samym swym wyglądem. Lorelei jak ogień przeszła przez przesuwne drzwi. Zignorowała kontrolę bezpieczeństwa i pokierowała się w stronę windy, obsługującej ostatnie piętra budynku należącego do magnata.
Uderzyła plecami o szkło, którym wykończona została winda. Nie wiedziała jeszcze, co powie i zrobi, ale czuła, że puszczą jej wszystkie hamulce. To był też jej teren, a ona nie znosiła, gdy ktoś bez pozwolenia na niego wchodził.
Winda się zatrzymała. Lorelei wyszła energicznie na korytarz, który wykończony był czarnym marmurem ze złotymi akcentami. Przepych na najwyższym poziomie. Nieopodal windy siedziała młoda recepcjonistka. Szatynka od razu poderwała się z miejsca, ale Lorelei skutecznie ją zignorowała, idąc w głąb korytarza. Kobieta wybiegła zza lady, próbując ją zatrzymać, ale Lorelei była głucha na jej krzyki. Na drodze wściekłej panny Valentine stanęła asystentka – atrakcyjna blondynka o filigranowej figurze. Jej głęboki dekolt był ewidentnie przeznaczony dla jej szefa.
