Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
617 osób interesuje się tą książką
Ona była królową kłamstw.
On był wcieleniem zła.
Razem zbudowali własne królestwo kłamstw.
Layla Whitley od niemal roku żyje dzięki kłamstwom. Gdy jej serce otworzyło się przed Williamem Volkovem, zapragnęła uwolnić się od ich ciężaru. Nie sądziła, że jeden niewinny moment szczerości będzie ją tak wiele kosztować. Zbudowany przez nią zamek, otoczony fosą z kłamstw, runął jak domek z kart.
Zaufanie można stracić w jednej chwili. Odbudowanie go bywa niekiedy niemożliwe.
Gdy William poznaje przeszłość Layli, zmuszony zostaje do konfrontacji z własnym kodeksem. Dał się podejść. Wbrew wyznawanej zasadzie, że nie może ufać nikomu z zewnątrz, wpuścił do swojego życia Laylę, a ona okazała się przebiegłą królową rozdającą karty. Przed Volkovem jedna z najtrudniejszych decyzji. Dopuścić do głosu swój morderczy instynkt i pozbyć się Layli ze swojego życia czy pomóc jej uwolnić się od przeszłości, która nie daje o sobie zapomnieć?
Problemy, które Layla zostawiła za sobą, dobijają się do drzwi nowego życia, a ona zmuszona jest podjąć jeszcze jedną trudną decyzję. Zostać i zmierzyć się z wrogiem, a tym samym przyznać się reszcie świata do utkanej sieci tajemnic czy uciec i jeszcze raz zacząć wszystko od początku? Wybór, którego dokona, może odebrać jej znacznie więcej niż tylko szansę na szaloną, pozbawioną hamulców miłość.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 428
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © by Joanna Świątkowska, 2024Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2025All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.
Redakcja: Kinga Szelest
Korekta: Magdalena Czmochowska
Projekt okładki: Adam Buzek
Zdjęcie na okładce: Adobe Firefly
Ilustracje wewnątrz książki: pngtree.com
Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]
Wydanie I – elektroniczne
Zezwalamy na udostępnianie okładki książki w internecie
ISBN 978-83-8290-810-7
Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]
Spis treści
1. Dziewczyna pełna sekretów
2. Konsekwencje przeszłości
3. Narodziny bestii
4. Zderzenie światów
5. Gorzki smak prawdy
6. Utrata kontroli
7. Gdy zapada bezlitosny zmrok
Epilog. Dziesięć lat później
Playlista
1. Dziewczyna pełna sekretów
Will był właścicielem licznych posiadłości i apartamentów rozsianych po stanie oraz kraju, a jedną z takich posiadłości była elegancka leśna willa, wybudowana z belek, daleko od ludzkiego oka. Margo tonęła dzisiaj w robocie, a Will zaszył się w swojej wilii. Pilnie potrzebował tajnych dokumentów, które nie mogły zostać wysłane online. Miała je dostarczyć Layla.
Na miejsce dotarła po zmroku. Gdy wysiadła pod domem, przeszedł ją lodowaty dreszcz. Towarzyszyło jej dziwne przeczucie, że wydarzy się coś złego. Spojrzała w czarną ścianę lasu. Dochodziło do niej pohukiwanie sowy, a z daleka dobiegało ujadanie wilka. Nienawidziła takich miejsc, od kiedy tak wiele rzeczy potrafiło wyprowadzić ją z równowagi.
Wspięła się po dwóch stopniach na werandę. Nad schodami wisiała niewielka lampa. Layla zapukała i weszła. Wnętrze wypełniało stłumione światło. Po prawej stronie znajdował się przestronny salon z panoramicznymi oknami wychodzącymi na mroczny las. Dominował odcień butelkowej zieleni połączony ze złotymi akcentami. Nie tandetnymi bibelotami, które można było kupić za parę dolarów, lecz dodatkami oblanymi prawdziwym złotem.
William siedział na kanapie przy niskim szklanym stoliku. Jego mroczne oczy były wbite prosto w nowo przybyłą. Między palcami obracał szklaneczkę swojej ulubionej długo dojrzewającej whisky. Rękawy czarnej koszuli miał podwinięte do łokci. Emanował wściekłością. Od powrotu z Seattle się do niej nie odzywał. Miał sporo na głowie, jak tłumaczyła go Margo, która przez jego ostatnie wybuchy podłego nastroju obrywała najmocniej. Layla weszła głębiej, rzucając teczkę z dokumentami na blat stolika.
– Zostałam teraz twoim kurierem? Ktoś z ochrony nie mógł ich odebrać i ci przywieźć?
– Ty mi powiedz – zabrzmiał lodowato. – Dowiedziałaś się z nich czegoś ciekawego?
Zerknęła na niego zaskoczona, zakładając ramiona na piersi. Prychnęła pod nosem, kręcąc głową.
– Margo miała rację, jesteś nieznośny – stwierdziła śmiało.
Volkov wstał, okrążył kanapę i podszedł do stojącego w rogu stolika, by dolać sobie alkoholu. Przysiadł na skraju blatu. W jego spojrzeniu nie było niczego. Było martwe. Wściekłe. Przeszywało ją do szpiku kości i czuła, że nastrój Willa ma drugie dno.
– Will, co się dzieje? – spytała ostrożnie.
– Może ty mi powiesz, Laylo – wysyczał agresywnie jej imię. – Elise – dodał po chwili, mrożąc krew w jej żyłach. – Chyba że wolisz, abym mówił do ciebie Elsa.
Straciła grunt pod nogami. Kolana się pod nią ugięły i gdyby nie adrenalina, która zaczęła krążyć w jej krwiobiegu, upadłaby.
Zakręciło jej się w głowie, a płuca zrobiły się puste.
Nie miał prawa się dowiedzieć. Wiedziałaby, gdyby jej prawdziwa tożsamość ujrzała światło dzienne.
Był wściekły. Jego dłoń tak mocno zaciskała się wokół szklanki, że omal jej nie zgniótł. Była pewna, iż dowiedział się, że wcześniej interesował się nią Cassius Malone. Bała się momentu, w którym ktoś dotarłby do tego, co wydarzyło się w życiu Elise. Bała się, że Will odkryje, iż interesował się nią ten bezlitosny człowiek. Sądziła jednak, że gdy Will się dowie, jej już nie będzie.
Jego gniew był zrozumiały. Chciała mu wszystko wyjaśnić, ale czuła, że nie da jej takiej szansy.
Will palcem wskazującym wskazał jej teczkę, którą ze sobą przywiozła. Nie kłamała, nie zaglądała do środka. To były interesy Willa, a ona szanowała cudzą prywatność. Pochyliła się nad stolikiem, otwierając skoroszyt. Serce stanęło jej w piersi, gdy zdała sobie sprawę, że sama dostarczyła dokumentację pełną zebranych na nią informacji. Wystarczyło dowiedzieć się, kim była Elsa w życiu Cassiusa, a ta cienka nitka zaprowadziła Willa do kłębka bogatego w fakty.
Layla się wyprostowała. Delikatnie obróciła głowę w bok, słysząc, jak przy jej uchu odbezpieczany jest pistolet.
Cole.
Najlepszy przyjaciel Willa, jego prawa ręka, bezszelestnie wszedł do salonu i wziął ją na muszkę. Broń była zakończona tłumikiem. Jeżeli zabije ją tutaj, nikt się nie dowie. Nie miała nikogo, kogo zaniepokoiłoby jej zniknięcie.
Audrey przeczuwała, że Seattle to tylko przystanek i pewnie pogodziłaby się, że przyjaciółka zniknęła tak nagle. Margo dowiedziałaby się, co się z nią stało, ale w obawie o swoje życie nigdy nie zganiłaby swojego szefa. Był jeszcze dziadek. Wiedział, że pracuje dla Volkova, ale mógł zbagatelizować jej milczenie. W końcu prosiła go, aby trzymał się od niej z daleka, dopóki nie poukłada wszystkich spraw.
– Tego nie przewidziałaś, Elso? – spytał Will.
Z jego tonu sączyła się nieznana dotąd wściekłość. Widziała, jak wybucha, ale jeszcze nigdy nie słyszała, aby w jego głosie było tyle jadu, co w tej chwili.
Cole był zaraz za jej plecami. Wystarczył jeden fałszywy ruch, aby do niej strzelił, uważając, że chciała zabić Willa. Opuściła nieco głowę, spoglądając na Bradshawa spod kotary rzęs.
Dla nich była tylko laską, która uciekła z jednego końca kraju na drugi. Była zdrajczynią. Była kłamczuchą. Mogła się domyślić, co sobie o niej pomyśleli, gdy dowiedzieli się, z jakiego środowiska się wywodzi.
Miała jedną szansę i zamierzała ją wykorzystać. Nie zginęła w maju zeszłego roku i tej nocy również nie zginie. Tamtej nocy znalazła w sobie pokłady siły i determinacji, o które się nawet nie podejrzewała. Dzisiaj wiedziała, że jest w stanie wytrzymać więcej, niż przypuszczała. Dzisiaj była inną osobą, potrafiącą o siebie walczyć, i nie pozwoli, aby jakikolwiek inny mężczyzna trzymał ją w potrzasku.
Bradshaw nie spodziewał się ataku z jej strony. Był pewien, że odbezpieczona broń zrobi swoje i zmusi Laylę, czy kim naprawdę była, do posłuszeństwa. Ta niepozorna dziewczyna jednak kryła w sobie więcej tajemnic, niż wszyscy podejrzewali.
Nieoczekiwanie zamachnęła się ręką i wytrąciła broń z prawej dłoni mężczyzny.
Kolejne wydarzenia przypominały taniec rozgrywający się na dramatycznej scenie. Layla wykręciła dłoń faceta, podcinając mu nogi. Broń zatańczyła między nimi i znalazła się w rękach niepozornej kobiety. Cole upadł na ziemię, pokonany przez dużo młodszą, drobniejszą i znacznie mniej doświadczoną dziewczynę. Gdyby ktokolwiek się o tym dowiedział, byłby skończony.
Layla wymierzyła do niego z broni, uniosła ją i strzeliła.
Pocisk przeleciał przez pokój i trafił w stojącą obok Willa karafkę z whisky. Szkło pękło w drobny mak, a alkohol rozlał się na boki. Na twarzy kobiety pojawił się szyderczy uśmiech. Will nie okazał żadnych emocji. Nie drgnął, gdy pocisk trafił dosłownie cal od jego uda. Mogła go zabić, a jego to nawet nie ruszyło.
– Nazwij mnie jeszcze raz Elsą, a trafię tam, gdzie powinnam – zasyczała.
Wyciągnęła z broni magazynek i odrzuciła go w kąt pokoju, a bezużyteczną broń pod nogi oszołomionego przyjaciela Willa. Opadła na stojący pod oknem fotel, wbijając łokieć w podłokietnik i wyglądając przez oko, w którym widziała jedynie swoje odbicie.
Nie widziała Layli. Widziała Elise. Widziała Elsę, której, tak pragnął Cassius.
Nagle zniknął obraz, który widziała w lustrze przez ostatnie miesiące, pojawiła się tamta dziewczyna. Piękne kaskady jasnych włosów. Szafirowe oczy pełne chłodu, jak mawiali jej bliscy i wszyscy, których spotykała na swojej drodze. Nikt jej nie powiedział, że ma ciepłe spojrzenie. Jej uroda była lodowata, jak u zimowej księżniczki.
– Cole, zostaw mnie z Willem – poprosiła, łagodniejąc.
– Chyba cię popierdoliło – warknął, podnosząc się do pozycji siedzącej.
Layla zerknęła na niego z ukosa.
– Naprawdę uważasz, że byłbyś w stanie go obronić? Ważę połowę mniej od ciebie, jestem niższa i nawet się nie zmęczyłam, odbierając ci broń. Gwarantuję ci, że Will jest bezpieczniejszy ze mną niż z tobą – rzuciła kąśliwy komentarz.
William ruszył się ze swojego miejsca i minął przyjaciela. Usiadł w fotelu naprzeciw niej, oczekując wyjaśnień.
– Zostaw nas – powiedział ostro. – Mamy z Elsą sporo do wyjaśnienia.
Uśmiechnęła się szyderczo.
– Ty naprawdę się prosisz, abym cię zabiła.
Will przyglądał się dziewczynie i widział kogoś, kogo nie widział nigdy wcześniej. Zabierając ją do Pandory, miał poczucie, że odkłada na bok jej ochronne płaty, że odsłania jej prawdziwą naturę, ale tak naprawdę pokazywała kogoś, kogo chciała mu pokazać.
Prawdziwa Layla była kimś zupełnie innym. Była zuchwała, była seksowna w swoim demonicznym zachowaniu, miała lodowate spojrzenie, którego tak strzegła w ostatnich miesiącach. Nikomu go nie pokazywała. Gdy dotarły do niego zdjęcia, zobaczył ten zimny wzrok. Był na każdym ujęciu z przeszłości. W ubiegłych tygodniach jednak go nie widział – tak bardzo się pilnowała. Ale w tym momencie przestała. I stała się dawną wersją siebie. Tylko w spojrzeniu.
Zajęło to kilka minut, ale Cole w końcu się poddał i wyszedł, po czym zasunął za sobą drzwi z ciężkiego drewna. Siedzieli naprzeciw siebie, mierząc się ostrymi spojrzeniami, i żadne nie chciało ustąpić. Will oczekiwał prawdy, a Layla zrozumienia.
– Jak się dowiedziałeś?
– Naprawdę sądzisz, że to ty będziesz zadawała mi pytania?
– Chcę tylko wiedzieć, gdzie popełniłam błąd. Jeżeli ty się dowiedziałeś, kwestią czasu jest, aż znajdzie mnie Cassius.
Była to transakcja wiązana. Layla będzie milczała do czasu, aż dostanie odpowiedź na jedno pytanie.
– Niejaki Joe należący do Rodziny Cassiusa został pojmany na terenie Seattle. Błagał mnie o azyl. Porozmawialiśmy sobie ostatnio i dowiedziałem się, że podobno Cassiusa zniszczyła niejaka Elsa. Zaskakujące było dla mnie, jak opowieść o lodowatej księżniczce pokrywa się z fragmentami historii, które usłyszałem od ciebie.
– Jak widać, moje działania były nieskuteczne, ponieważ przeżył. – Uśmiechnęła się niemrawo pod nosem. – Myślisz, że będę kłamać? Masz całą teczkę. Tak, stworzyłam Laylę Whitley. Tak, wcześniej byłam Elise Klein – powiedziała to głośno. – I tak, na mojej drodze stanął Cassius Malone, dla którego stałam się pieprzoną Elsą. I tak, Cassius Malone zniszczył moje życie.
– Chcę wiedzieć wszystko – zaznaczył. – Całą pieprzoną prawdę.
– Will, nie przysłał mnie tu Cassius – rzekła pewnie.
– Dlaczego już nie wierzę w nic, co próbujesz mi teraz włożyć do głowy?
Pochyliła się, a włosy zakryły jej twarz. Odgarnęła je, wbijając łokcie w uda. Przyciskała dłonie do ust, nie wiedząc, że naprawdę nadeszła chwila, gdy musi to wszystko z siebie wyrzucić. Bała się, że gdzieś na świecie włączy się alarm i nagle pojawią się tutaj ludzie Cassiusa, ale jeżeli nie powie Willowi prawdy, on dopowie sobie własną, a ona zamiast uciec, umrze.
– Pewnie już wiesz, że pochodzę z Bostonu.
– Twoi rodzice to Joshua i Regina Klein. Masz dwa lata starszego brata Lucasa. Chodziłaś do prywatnej katolickiej szkoły, z której zostałaś wyrzucona na dwa lata przed maturą. Trafiłaś do publicznej szkoły, a stamtąd trafiłaś na moją pieprzoną Alma Mater. Studiowałaś architekturę na MIT…
– Nie kłamałam, że jestem dobra. – Uśmiechnęła się, nieco rozładowując atmosferę. – Luke miał na bakier z prawem, od kiedy skończył trzynaście lat. Wymykał się nocami i spiknął się z gangiem. Handlował dla nich narkotykami w naszej szkole. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak spragnieni narkotyków są uczniowie katolickiej szkoły – odchrząknęła. – Pracował dla Serpens, największej konkurencji Cassiusa. Intrygowało mnie życie mojego brata, a on zamiast mnie chronić, wciągnął do tego bezlitosnego świata. Pasowałam do niego bardziej niż gdziekolwiek indziej. Po tym, jak Luke wyleciał ze szkoły, przejęłam jego teren. Handlowałam prochami, lekami uspokajającymi, lekami na depresję, wszystkim, co dawało chwilę zapomnienia. Ta szkoła to koszmar. Niszczy w człowieku wszystko, co piękne. Trzeba mieć mocną psychikę, aby wytrzymać wszystkie lata. Szkoła prowadzona jest przez siostry zakonne, które katują uczniów. Nie wiem, w której klasie przestałam liczyć kolejne kary cielesne zadawane przez siostry. Wracałam do domu i płakałam. Rodzice zamiast mnie stamtąd zabrać, wrzeszczeli na mnie, że ta szkoła to najlepsza droga do mojego przyszłego zbawienia. Nauczy mnie pokory i umocni moją wiarę. Doprowadzili do tego, że znienawidziłam wiarę w kogokolwiek. Zabawne jest to, że nigdy nie złapały mnie na handlu, tak jak mojego brata. Nie wyleciałam ze szkoły z tego powodu.
– A z jakiego?
– Nie ma tego w teczce? – spytała, unosząc brew. – Podpaliłam tę ruderę. – Uśmiechnęła się na to wspomnienie. – Nie złapali mnie za rękę, ale wiele przemawiało za tym, że to ja, a ja nawet nie szukałam dobrego alibi, aby się wybronić. Szkoła obiecała nie wnieść oskarżenia ze względu na mojego tatę, ale rodzice musieli mnie zabrać ze szkoły. Skłamałam, mówiąc, że ojciec wyrzucił mnie z domu z powodu seksu. Wyrzucił mnie, ponieważ podpaliłam szkołę. Podłożyłam ogień w pracownicy chemicznej. Nikomu nic się nie stało. Zrobiłam to, bo miałam dość kar cielesnych, poniżania, zaniżania mojej samooceny. Po podpaleniu zainteresował się mną Matt, głowa Serpens. Chciał, abym stała się częścią ich struktury, a ja nie potrafiłam odmówić. Ja i Luke byliśmy partnerami przez rok, ale mój brat zdradził Matta i przeszedł do Rodziny Cassiusa. Wiedziałam, że tego bydlaka trzeba unikać. Będąc pod skrzydłami Matta, czułam się bezpiecznie. Wspierał moje plany. Pomagał mi naprawić moją samoocenę. Widział we mnie kogoś, kogo nie akceptowali rodzice. Grałam przed nimi. Po tym, jak wróciłam do domu, maskowałam się. Nie chciałam znowu trafić na ulicę i być wykluczoną. Bycie nastolatką to najgorsze, co spotyka dzieciaka. Nieustanna potrzeba przynależności i akceptacji mocno daje w kość. Nie pomaga ci również to, że rodzice usilnie próbują cię zmienić w kogoś, kim nie chcesz być. Skupiłam się na nauce, dorabiając sobie na boku handlowaniem prochami, żeby mieć alternatywę na przyszłość, gdybym nie dostała stypendium. Postawiłam sobie wysoko poprzeczkę. Nie widziałam siebie na żadnej innej uczelni niż MIT. Dostałam się tam, bo miałam dobre wyniki. Matt ani nikt z Serpens nie przekupili komisji rekrutacyjnej. Myślałam, że jak dostanę się na architekturę, rodzice w końcu będą ze mnie dumni, ale tak naprawdę, nigdy nie widziałam większego rozczarowania w ich oczach. Nie chcieli takiej córki. Wykraczałam ponad wszystkie ich wyobrażenia. Wydziedziczyli już mojego brata i powoli zmierzali do tego, że stracą i mnie, ale jakoś ich to nie ruszało.
Spojrzała na swoje dłonie.
– Luke zadzwonił do mnie pewnego wieczora i poprosił, abym podrzuciła mu kilka rzeczy, które były ukryte na strychu. Nie wiedziałam, że ta niewinna przysługa będzie kluczem do mojego koszmaru – powiedziała cicho, po czym odchrząknęła. – Nie widziałam go. Cassiusa. On jednak zobaczył mnie i tak zrodziła się jego obsesja na moim punkcie. Twierdził, że zawsze dostaje to, czego chce, a ja będę kolejną zdobyczą. Poznałam go, gdy pojawił się pod moją uczelnią. Przyjechał i zapytał, czy wiem, kim jest. Odpowiedziałam, że coś słyszałam, ale trafił pod zły adres, bo nie mamy o czym rozmawiać. Pamiętam, jak mnie wtedy złapał, zacisnął dłoń wokół przedramienia i przyciągnął do siebie. Spojrzał mi w oczy i powiedział, że prosi tylko raz. Oczekiwał, że porzucę Serpens i przejdę do jego Rodziny.
Zamilkła.
– Kazałam mu się pierdolić i znaleźć inny obiekt westchnień. Czy żałuję, że wtedy posłałam go na drzewo? Nie! Było w nim wszystko, co mnie odtrącało od mężczyzn. Zaczął niemal codziennie kręcić się w okolicy uczelni. Najbezpieczniej czułam się, będąc wśród ludzi Matta, ale w Serpens członkowie, powiedzmy, gangu nie mieszkają w jednej okolicy czy domu. Rozsiani są po całym mieście, a nawet stanie. W Rodzinie najważniejsi zamieszkują podmiejską willę Cassiusa, w której mieszkał mój brat po wyrzuceniu z domu.
– Ten cały Matt nie mógł stanąć w twojej obronie?
– I wypowiedzieć mu wojnę? Nie zamierzał reagować, dopóki Cassius trzymał się swojego terenu. Mieli ze sobą na pieńku, ale nigdy nie toczyli otwartej wojny, a mimo że dla Matta byłam jak córka, nie planował się mieszać i niszczyć swoich interesów czy pozycji. Zdawał sobie sprawę z moich problemów, ale musiałam radzić sobie sama. Przecież tylko wpadłam w oko szaleńcowi. Nic poważnego. Bawiliśmy się miesiącami w kotka i myszkę. W końcu wyprowadziłam się z domu, wynajmując mieszkanie blisko siedziby Serpens, ponieważ to dawało mi poczucie bezpieczeństwa. Po zajęciach wracałam do siebie, wiedząc, że Cassius nie odważy się wejść na teren Matta, bo to oznaczało wojnę. Byłam naiwna. Znalazł inny sposób, aby zachwiać moim poczuciem bezpieczeństwa. Kelcy omal przeze mnie nie zginęła. Pamiętam róże, które dostałam po jej wypadku. Były czarne i ochlapane czerwoną farbą symbolizującą krew. Krew, którą miałam na rękach, bo wolałam poświęcić życie koleżanki, niż mu się oddać. Cassius to popierdolony szajbus. Umarłabym, gdybym trafiła do Rodziny. To nie jest bycie dziewczyną gangstera, przywileje, taplanie się w wannie pełnej brudnej kasy, tylko codzienna walka o przeżycie. Znałam dziewczyny, które godziły się zostać jego dziwkami, skuszone propozycjami, które składał również mnie, a później ich zmasakrowane ciała znajdowane były w przydrożnym rowie wzdłuż autostrady. Były katowane, brutalnie gwałcone i nie tylko przez niego, lecz także przez każdego, komu Cassius pozwolił przetestować swoją dziewczynę. Luke zadzwonił do mnie jednego wieczora. Spotkaliśmy się i byłam pewna, że przyjdzie mi z pomocą, a mój, kurwa, brat, zaczął mi grozić, co ze mną zrobi, jak nie zgodzę się zostać dziwką Cassiusa. Myślał, że weźmie mnie na litość. Oczekiwał, że się dla niego poświęcę, aby jego pozycja w Rodzinie nie została zachwiana. Nie chciałam go więcej widzieć. Był moim bratem, a był gotowy sprzedać moje życie za chwilę uznania w oczach tego pojeba. Stałam się wrakiem człowieka. Próbowałam skupić się na zajęciach, ale coraz trudniej było mi myśleć o czymś poza czyhającym za moimi plecami zagrożeniem. Wtedy poznałam Elliotta. Studiowaliśmy na tej samej uczelni. Często siedziałam do późna w bibliotece i tam na siebie wpadliśmy. Był inny. Znałam jedynie facetów z gangów, którzy prężyli muskuły, targując się, który jest lepszy. Elliott był dziewiczy. Miał w sobie wszystko, czego nie widziałam dotąd w mężczyznach. Był opiekuńczy i gdy odprowadzał mnie do domu, mniej się bałam. Nie zdawał sobie sprawy z moich problemów, tak jak i z tego, że należę do Serpens.
Pociągnęła nosem.
– Pierwszy raz wstydziłam się tego, co zrobiłam ze swoim życiem. Nie chciałam być religijną marionetką, ale też nie chciałam być kojarzona z handlem prochami i bujaniem się z gangiem, a taką osobą byłam. Wpuszczenie Elliotta do mojego życia było niebezpieczne. Dla niego. Wróciłam któregoś wieczora i od progu wiedziałam, że ktoś był w moim mieszkaniu. Cassius lub ktoś od niego wszedł i zabił mojego kota. Jebany Pan Darcy wisiał ukrzyżowany na drzwiach od mojej sypialni.
Zaśmiała się nerwowo.
– Znalazłam liścik z informacją, że Elliott skończy podobnie. Powinnam była wyrzucić go ze swojego życia, ale nie potrafiłam. Lubiłam go. Przy nim czułam się inna. Normalna. Poszłam do Matta. Kot wszystko zmienił. Wtargnięcie Rodziny do mojego domu odarło mnie ze wszystkiego. Myślałam, że coś znaczę dla Serpens. Od lat byłam z nimi, nigdy nie stanęłam przeciwko, a oni zamiast mnie chronić, stwierdzili, że pewnie sama skusiłam Cassiusa, a teraz nie wiem, jak się z tego wyplątać. Matt był nieco łagodniejszy w swoim osądzie, lecz wiedział, że finansowo może i prześciga Cassiusa, ale w kwestii ludzi i bezwzględności nie ma z nim szans. Serpens nie zabijali tak jak Cassius. Oni nawet okazywali miłosierdzie dilerom, którzy ich sprzedali. Matt wziął mnie na prywatną rozmowę. Zaproponował, abym zniknęła. Może na jakiś czas lub na zawsze. Byłam wściekła. Wybiegłam, obrażając go przy tym. Miałam o nim inne zdanie. Myślałam, że mam rodzinę, że do kogoś należę, ale byłam dla nich tylko przedmiotem, który wykorzystali. Byłam przydatna, gdy handlowałam wśród uczniów i studentów, a gdy przeze mnie pojawiły się problemy, postanowili się mnie pozbyć. Na początku byłam strasznie zła i nie dopuszczałam do siebie myśli, że muszę opuścić Boston. Nie chodziło o rodzinę, bo już jej nie miałam. Spotykaliśmy się na udawanych, pełnych obłudy weekendowych obiadkach, które zawsze kończyły się awanturą. Gdy emocje opadły, a raczej, gdy Cassius coraz częściej pojawiał się zbyt blisko, poszłam do Matta i powiedziałam, że przemyślałam jego propozycję. Wtedy zaczął się cały proces czyszczenia mojej kartoteki. Stworzyli mi tożsamość Layli i jedną awaryjną na wypadek, gdybym musiała znowu uciekać. Czyścili istnienie Elise, aby było mi łatwiej się zakamuflować. Nie chcieli wiedzieć, dokąd wyjadę. Miała to być decyzja podjęta pod wpływem chwili. Odkładałam ją w czasie. Trudno było mi się rozstać, ale…
Znowu pociągnęła nosem.
– Elliott przyjechał do mnie w piątkowy wieczór. Powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, że wygrał bilety na specjalny pokaz. Nic nie wzbudziło mojego niepokoju, a powinno było. Pojechaliśmy do zoo. Nie wiem, komu i ile Cassius dał w łapę, ale było tam przeraźliwie ciemno. Były włączone tylko niektóre latarnie. Szłam alejkami, kurczowo ściskając rękę Elliotta. Żartował z mojego strachu, a ja próbowałam go przekonać, abyśmy wrócili do domu, chociaż wiedziałam, że jest już za późno na ucieczkę. Był taki podekscytowany. Myślał, że to będzie wyjątkowy wieczór. Był to ostatni wieczór jego życia.
Layla podniosła wzrok.
Od dłuższego czasu nie patrzyła na Willa. Próbowała odczytać malujące się na jego twarzy emocje, ale jego oblicze było puste. Słuchał, a ona bała się, że nie wierzy w nic, co powiedziała. Chociaż mówiła z głębi serca, wyjawiając najmroczniejsze fakty swojej przeszłości, była przerażona, że Will może sądzić, iż kłamie.
– Co było dalej? – spytał lodowatym tonem.
Odrzuciła głowę, hamując łzy.
– Pojawił się na naszej drodze. Elliott go rozpoznał i chyba zdał sobie sprawę, że jest za późno na cokolwiek. Prosiłam Cassiusa, aby go w to nie mieszał, tłumaczyłam, że to sprawa między nami, ale przecież nie zamierzał słuchać. Odgłos wystrzału pistoletu do dziś budzi mnie w środku nocy. Wystrzału i skowytu Elliotta, gdy kule trafiły w jego kolana. Padł jak domek z kart. Cassius nie był sam. Przyszedł ze swoimi ludźmi. Przyszedł z moim bratem.
Otarła wilgotny policzek, po którym spływały łzy.
– Tamtych dwóch podniosło Elliotta, a Luke trzymał mnie. Kazał mi cały czas patrzeć, a gdy zamykałam oczy, siłą je otwierał.
Kolejne łzy spłynęły po jej policzkach.
– Wrzucili Elliotta do zagrody z niedźwiedziem brunatnym. Myślałam, że życie mnie zahartowało. Myślałam, że nic nie jest w stanie mnie złamać, rozszarpać na kawałki mojego serca, a jednak przekonałam się, że to nieprawda, gdy patrzyłam i słyszałam, jak Elliott umiera w agonii, zjadany przez pierdolonego niedźwiedzia. Błagałam, aby w końcu umarł, aby jego koszmar się skończył, ale minuty mijały, a serce wciąż pompowało krew i on dalej konał w męczarniach. W końcu krzyki ucichły, a my zostaliśmy sami. Ja i Cassius. Chciał zostać ze mną sam. Wykorzystać w pełni nasze pierwsze spotkanie. Chciał mieć mnie tej nocy wyłącznie dla siebie, zanim przestanę być tylko jego, a stanę się dostępna dla wszystkich. Obejmował mnie, gdy szliśmy przez teren zoo. Byłam obrzydzona słowami padającymi z jego ust. W głowie szukałam jakiejkolwiek drogi ucieczki. Pamiętam moment, gdy się zatrzymaliśmy. Chwycił mnie wtedy i pocałował, a ja nigdy nie czułam większej odrazy. Czułam się taka brudna i wyobrażałam sobie, jak płuczę usta wybielaczem, aby tylko zmyć z siebie jego dotyk. Zaczęłam dopuszczać do siebie, że to moje ostatnie chwile na wolności, że umrę w jego domu. Nie wierzę, że czuwają nad nami słodkie stróżujące aniołki, ponieważ nie miałam nikogo, kogo bym wówczas obchodziła. Poczułam jednak, że ktoś się nade mną zlitował i dał mi szansę, której nie mogłam spierdolić. Gdy Cassius się ode mnie odsunął, powiedziałam mu, że trochę mi słabo i czy mogłabym na moment usiąść. O dziwo, się zgodził. Podeszłam do ławki i chwyciłam za stojącą za nią łopatę, którą zostawił ktoś z pracowników. Pamiętam chwilę, gdy się nią zamachnęłam. Miałam jedną szansę i musiałam ją w pełni wykorzystać. Łupnęła mu jakaś kość w czaszce. Zachwiał się i upadł. Miałam okazję zmasakrować go tą łopatą, ale w tamtym momencie wydawało mi się to zbyt łagodne. Leżał skołowany. Doskoczyłam do niego, co było błędem. Skurwysyn miał wolę walki i mnie złapał. Szarpaliśmy się i wtedy zza paska jego spodni wyleciała broń. Musiałam ją chwycić. Złapał mnie za kostkę nogi i odciągnął od pistoletu.
Podwinęła wyżej koronkowy rękaw czarnej bluzki, pokazując blady ślad na wewnętrznej stronie przedramienia.
– Pamiątka po tamtej nocnej schadzce – wyjaśniła z bladym uśmiechem. – Cios łopatą sprawił, że był nieco skołowany i gdy zakręciło mu się w głowie, wyswobodziłam się i sięgnęłam po broń. Trafiłam w pierś. Kula musiała przebić płuco. Rzadko kiedy nie trafiałam tam, gdzie chciałam. Upadł. Krew się rozlewała, a ja zamiast strzelić mu w czaszkę i zakończyć to raz na zawsze, chciałam odpłacić się za Elliotta.
– Wrzuciłaś go do aligatora.
– Więc już słyszałeś – powiedziała z dumnym uśmiechem. – Tak, wrzuciłam go. Uwielbiał mokasyny ze skóry aligatora, więc uznałam, że stanie się częścią łańcucha. Gdy odchodziłam, miałam pewność, że zostawiam go na śmierć. Ten pierdolony aligator dobierał mu się do prawej nogi i byłam przekonana, że go pożre, ale jak widać, Cassius nie był wystarczająco apetyczny. Wcale się nie dziwię. Uciekłam z zoo. Po drodze zadzwoniłam do Matta, by wytłumaczyć, co się stało. Wróciłam do domu. Już tam był. Spakował mnie i wręczył nowe dowody tożsamości. Wsiadłam do jednego z kradzionych samochodów i wyjechałam z Bostonu, patrząc, jak miasto znika we wstecznym lusterku. Płakałam. Płakałam za wszystkimi zmarnowanymi szansami. Płakałam za zniszczonym życiem. Płakałam za utraconą szansą na bycie kimś, na to, by mieć kogoś. Płakałam nad utratą siebie. Wiedziałam, że gdy go znajdą, będę pierwszą podejrzaną. Myślałam, że Cassiusa nie ma, ale że te chore pojeby mnie zabiją za to, co mu zrobiłam. Byli niczym sekta Masona i nie bez powodu nazywali siebie Rodziną. Dojechałam do Albany, gdzie porzuciłam samochód i przesiadłam się w autobus. Przesiadałam się jeszcze kilka razy, aż dojechałam do Atlanty. Weszłam na lotnisko, stanęłam przed tablicą odlotów, patrząc jedynie na loty krajowe, chociaż do dyspozycji miałam cały świat, i teraz żałuję, że nie uciekłam na drugi koniec. Pierwszy samolot, na który były wolne miejsca, leciał do Seattle. I tak oto się tutaj znalazłam.
Rozłożyła ręce, po czym wytarła policzki wilgotne od łez.
– Siedząc na lotnisku, wynajęłam mieszkanie, umówiłam się na rozmowę kwalifikacyjną do twojego brata. Musiałam jak najszybciej zacząć nowe życie, wmieszać się w tłum i zrobić wszystko, aby nie oszaleć od nadmiaru wspomnień i stresu. Pierwsze dni były koszmarne. Nocami nie spałam, nasłuchując, co dzieje się w mieszkaniu. Każdego podejrzewałam o bycie człowiekiem Cassiusa. Po miesiącu wyjechałam na weekend z Seattle. Tak jak umówiłam się z Mattem, wyruszyłam do innego stanu. Wybrałam uroczą pustynię w Nevadzie. Zadzwoniłam z telefonu na kartę, kupionego w kiosku od Elvisa, i wtedy się dowiedziałam, że Cassius żyje, że go nie zabiłam, tylko okaleczyłam i całe miasto chce mojej głowy, za którą wyznaczył miliard dolarów. Matt mnie uspokajał, że nikt się nie dowie, gdzie jestem, że ukryli wszystko, co było ze mną związane, ale strach nie odpuszczał. Mijały dni, które zamieniły się w tygodnie, a te w miesiące. W końcu minął pierwszy rok i dopiero wtedy odetchnęłam. Dotarło do mnie, że znalezienie mnie jest trudniejsze, niż mu się wydawało. Elise umarła, a Layla żyła niczym duch. Było to takie proste… póki nie poznałam ciebie i nie przypomniałam sobie, co dawało mi życie, które wiodłam – powiedziała, patrząc Willowi w oczy.
William pochylił się, wbijając łokcie w uda. Spodziewał się usłyszeć innego rodzaju historię. Nie miał sumienia i był znacznie gorszym bydlakiem od Cassiusa, ale nie dał tego po sobie poznać. Niszczył ludzi, ale jeszcze nigdy nie zniszczył psychicznie żadnej kobiety, tak jak ten skurwiel zniszczył Laylę. Will nie chciał jej wierzyć. Był pewien, że cała ta historyjka została ubarwiona, aby wyprowadzić go w pole, ale znał ją na tyle, iż wiedział, że mówi prawdę lub świetnie gra.
– Rozumiem, jak to wygląda – ciągnęła Layla. – Nagle pojawia się w twoim życiu laska, która była w gangu, a co gorsza, interesował się nią Cassius Malone, ale nie wtargnęłam do twojego życia, bo tak zakładał plan. Przypomnę ci, że to ty wpadłeś na mnie w kawiarni i przypomnę ci, że to ty zabiegałeś o nasze spotkania. Dopiero z czasem… uzależniłam się od ciebie? Nie wiem, nazwij to, jak chcesz. – Wyrzuciła ręce do góry. – Dobra, co mi tam – stwierdziła pewnie. – I tak gorzej być nie może, prawda? Lubię cię, Will – powiedziała, wkładając w te słowa całą nagromadzoną w sobie szczerość. – Lubię cię bardziej, niż powinnam. Schlebia mi twoje zainteresowanie. Zadowolony? Wiesz już wszystko – stwierdziła.
Nie był zaskoczony jej słowami. Prędzej czy później kobiety zaczynały go błagać o większe zainteresowanie. Pierwszy raz w życiu chciał uwierzyć drugiemu człowiekowi we wszystko, co od niego usłyszał, ale nie potrafił. Nie w momencie, gdy tak wiele niejasności wciąż kłębiło się w jego umyśle.
Will wstał z fotela, podszedł do wąskiej komody, odsunął górną szufladę i wyciągnął drewnianą ramkę. Na fotografii zatrzymana była chwila z czasów studenckich. Pierwszy rok studiów na MIT. Pierwszy od prawej stał Cole. Dojrzał od czasu, gdy zostało zrobione to zdjęcie. W środku stał Will. Piętnaście lat temu był studenckim łamaczem serc. Wyglądał groźnie, jego wzrok był przeszywający i już wtedy pojawiło się zamiłowanie do delikatnego zarostu. Ostatni był Cassius. Zawadiacki uśmiech i mroczne spojrzenie balansowały na pograniczu drapieżności i obłędu.
Volkov podał zdjęcie Layli.
Kobieta popatrzyła na fotografię, która wypadła jej z dłoni w momencie, gdy przesunęła wzrokiem do ostatniego chłopaka. Drżąc, schyliła się po zdjęcie. Byli młodzi, ale podobieństwo do ludzi, których znała dzisiaj, było uderzające. Zszokowana spojrzała na Willa. Mężczyzna stał nad nią niczym kat, a ona nie była w stanie nic z siebie wydusić. Rozumiała już jednak jego gniew.
– Will, ja… – zaczęła się jąkać. – Nie miałam pojęcia, że się znacie.
– Myślisz, że uwierzę, że ani razu nie wspomniał ci o swoim największym koszmarze?
– My w ogóle nie rozmawialiśmy! Ty chyba nie myślisz…
– Powiedz mi, Elso – zasyczał. – Co powinienem myśleć?
– Will, nie nazywaj mnie Elsą – poprosiła łagodnie. – Nigdy nie chciałam nią być i nie chcę, aby to kiedykolwiek się zmieniło. Masz zdjęcia. Wiesz, jak wyglądałam w poprzednim życiu.
– Miałaś w sobie sporo z lodowej księżniczki.
Niedbale wzruszyła ramionami.
– Lubiłam tamten image, ale to przeszłość. Sam kazałeś mi pogrzebać Elise. Grzebiąc Elise, pogrzebałam pierdoloną Elsę!
– Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że mamy wspólnego przyjaciela.
– Will, powiedziałam ci wszystko. Niczego przed tobą nie zataiłam. Nigdy nic mnie nie łączyło z Cassiusem. Wyjechałam, bo musiałam uciec, aby zachować życie. Ten pojeb chce miliarda za moją głowę! Okaleczyłam go do końca życia i szczerze żałuję, że go nie zabiłam, bo po świecie chodziłby jeden pojeb mniej. Utrzymujecie kontakt?
– A siedziałabyś nadal żywa, gdybyśmy go utrzymywali? – spytał, wracając na swój fotel i biorąc do ręki whisky.
– Nigdy wcześniej o tobie nie słyszałam, Will – przyznała cicho, wpatrując się w zdjęcie. – Chciałam być architektem, ale dopiero zaczynałam stawiać pierwsze kroki i nie interesowali mnie ludzie z branży. Najpierw chciałam zdobyć wiedzę, a później poznać topowe nazwiska. Gdy moje życie się skończyło, uciekałam od architektury, aby nie zadawać sobie niepotrzebnego bólu. – Zamilkła na moment. – Dziadek również o tobie nie wspominał.
Will zrobił się czujny. Była w jej życiu jedna tajemnica, o której Will na pewno nie wiedział.
– Dziadek? – spytał, unosząc brew.
– Ty go znasz jako Klausa Hanninga. Dla mnie był Nikolausem. Moim dziadkiem.
Will wyprostował się jak struna. Poczuł się tak, jakby właśnie dostał w twarz. Kilka dni temu siedział przy jednym stole z Laylą i Klausem. Nawet przez sekundę nie pomyślał, że oni mogą się znać. Nawet przez sekundę nie pomyślał, że go kantują. Również w momencie, gdy Klaus zaczął wypytywać go o Laylę, sądził, że wynikało to z jego zamiłowań do pięknych i młodych kobiet.
– Gdy weszłam do restauracji i go zobaczyłam, poczułam się, jakby ktoś wymierzył mi cios w żołądek. Nie miałam dokąd uciec. Nie pozwolił mi odejść. Zanim się zjawiłeś, zdążyłam go przekonać, aby niczego ci nie zdradził. Nie jadłam przez całe spotkanie z nerwów, a nie dlatego, że nie byłam głodna. Bałam się, że zaczniesz coś podejrzewać. Chociaż nigdzie nie widnieje informacja o naszym spokrewnieniu, mogłeś nas ze sobą połączyć.
– Jesteś, kurwa, mistrzynią manipulacji – stwierdził.
– Klaus jest biologicznym ojcem mojej matki – powiedziała na wydechu. – Nie figuruje w jej akcie urodzenia, bo babcia go nie wskazała. Była jego asystentką. Gdy zaszła w ciążę, wyjechała z Charlotte i przeniosła się do swoich krewnych w Bostonie. Klaus nie wiedział, że ma córkę. Inne kochanki pociągnęły go do odpowiedzialności i przez lata płacił im alimenty, ale na moją mamę nie. Właściwie do dzisiaj się nim brzydzi. Babcia przed śmiercią skontaktowała się z Klausem i powiedziała mu o mamie, a wtedy on pojawił się w naszym życiu. Miałam dwanaście lat. Matka nie chciała go znać. Dla niej jej ojciec był bydlakiem, który wykorzystał jej mamę. Mimo że babcia zostawiła list, w którym wszystko wyjaśniła, mama tak interpretowała swoją historię. Nigdy nie miałam dziadka, a więc gdy pojawił się Klaus, byłam nim zafascynowana. Polubiliśmy się. Przychodził do mnie do szkoły, zabierał mnie na lody. Nigdy nie widziałam matki w takiej furii jak wtedy, gdy dowiedziała się, że chadzamy sobie na spacerki i rozprawiamy o życiu dwunastolatki. Nawet fakt, że podpaliłam salę chemiczną, przyjęła lepiej niż informację, że chcę mieć kontakt z Klausem. Ile się o to kłóciliśmy. W końcu udało się wypracować kompromis, że mógł mnie odwiedzać, ale pod nadzorem. Oczywiście, po części tego przestrzegaliśmy, ale było też mnóstwo spotkań, o których rodzice nie mieli pojęcia, wiemy o nich tylko my. W ten sposób zakochałam się w architekturze. Dla moich rodziców było to przekleństwem. Jak śmiałam chcieć być taka jak on. Wiedziałam, że muszę mu powiedzieć, że wyjeżdżam. Błagałam go, aby mnie nie szukał, nie publikował moich zdjęć. Gdy spotkaliśmy się w restauracji, musiałam mu obiecać, że teraz raz na miesiąc będę dzwoniła, że wszystko ze mną w porządku. Will, nie wiem, na co mam ci przysiąc, ale tak jak nie wiedziałam, że ty i Cassius znaliście się wcześniej, tak bladego pojęcia nie miałam, że mój dziadek to twój kumpel od szemranych interesów. Miałam go za zupełnie innego człowieka, lecz jak widać, nie wiem nic o ludziach, którzy mnie otaczają.
– Klaus subtelnie o ciebie wypytywał, gdy odeszłaś.
– Mogę się domyślić. Posłuchaj, wiem, że to naprawdę sporo, lecz cokolwiek sobie o mnie w tym momencie myślisz, nie mierz mnie swoją miarą, Will. Nie wiem, co zaszło między tobą a Cassiusem, ale nie zjawiłam się tutaj, aby cię sprzedać. Uciekłam na drugi koniec kraju, by zachować swoje życie.
– I akurat wybrałaś Seattle. Miejsce, gdzie masz zapewniony azyl, gdzie Cassius nie ma wstępu, bo gdy tylko przekroczy granicę stanu, zajebię go.
– Jak widać, chyba muszę przeprosić aniołki, bo jednak jakiegoś nad sobą mam. Nie znałam cię przed przyjazdem tutaj. Może uderzy to w twoje ego, ale w Bostonie nigdy nikt o tobie nie słyszał.
– Znają mnie wszędzie. Zwłaszcza tam, bo to jedyny stan, w którym pozawalam tej gnidzie żyć.
– Will, powiedziałam ci całą prawdę. Możesz mi wierzyć lub nie, ale przysięgam, że nie zjawiałam się tutaj z zamiarem zniszczenia cię. To, że nasze drogi się spotkały, to zbieg okoliczności.
– Nie wierzę w zbiegi okoliczności.
– A wierzysz w cokolwiek poza swoją potęgą?
– Naprawdę sądzisz, że najlepszym pomysłem w tej chwili jest pogrywanie ze mną?
– I tak mam przejebane – stwierdziła pewnie.
– Dlaczego Seattle?
– Powiedziałam, że spojrzałam na tablicę i wsiadłam do pierwszego samolotu. Nie kłamałam.
– Dlaczego nie wyjechałaś z kraju?
Popatrzyła w okno, zastanawiając się, co powinna mu odpowiedzieć.
– Byłam strasznie samotna – przyznała. – Tak naprawdę długo nie miałam nikogo, kogo bym interesowała. Rodzice mną sterowali. Chcieli mieć takie dzieci, jakie sobie wymarzyli, ale ja i Luke nigdy nie spełnialiśmy ich oczekiwań. Wyglądaliśmy jak boskie aniołki, ale na tym nasza grzeczność się kończyła. Nie kochali mnie. Czułam to. Może miałabym ich miłość, gdybym się podporządkowała. Nie miałam koleżanek. Nie miałam kolegów. Byłam samotna. Teraz już wiem, że gdy trafiłam pod skrzydła Matta, robiłam wszystko, co chcieli, bo pragnęłam gdzieś przynależeć. Pragnęłam otaczać się ludźmi, dla których coś znaczę. Ale dla nich też nic nie znaczyłam. Stojąc pod tablicą odlotów i mając do dyspozycji świat, nie chciałam wybrać się na inny kontynent, czyniąc z siebie jeszcze bardziej pustą i samotną osobę, niż byłam. Zostając w kraju, miałam poczucie, że żyję na tym samym kontynencie co ludzie, których znałam, że jest dziadek, i może pewnego dnia wrócę. Łudziłam się, że Cassius nie przeżyje, że dostanę z powrotem moje życie.
Will słuchał, ale nie potrafił uwierzyć w żadne z jej słów. Nauczył się nie ufać ludziom, a zwłaszcza osobom, które sprzymierzyły się z Cassiusem. Mimo iż o dziwo, jakaś jego część chciała wierzyć, że rzeczywiście została skrzywdzona przez jego eksprzyjaciela, nie potrafił. Wydawało mu się, że wspólnie to wszystko ukartowali.
– William, przepraszam, że cię okłamałam. Wiem, że to niczego nie zmieni, ale jest mi źle, że nie byłam z tobą szczera. Nie potrafiłam. Nie mogłam. Uwierz mi, że pewnego dnia może bym ci powiedziała prawdę. Nosiło mnie od ciągłego kłamania na temat tego, kim jestem, ale nie ufałam ci na tyle, by móc ci wyjawić mój najmroczniejszy sekret. Nigdy wcześniej nie wiedziałam, że ty i Cassius macie wspólną przeszłość. Gdybym wiedziała…
– Powiedziałabyś mi o swojej przeszłości szybciej? – spytał, wchodząc jej w słowo.
– Nie wiem – przyznała szczerze. – Może bym się wycofała. Tak, z pewnością. Nie pakowałabym się w naszą znajomość, wiedząc, że się przyjaźniliście. Mogłeś w każdej chwili na mnie donieść, prawda? Tu opowiadać, że go nienawidzisz, a tu wisieć z nim na telefonie i doszlifowywać plan, jak podasz moją głowę na złotej tacy z wepchniętym jabłkiem w usta. Ten człowiek zniszczył mi życie. A ja zniszczyłam jego – wyszeptała na koniec.
Nie spojrzała mu w oczy. Bała się, co w nich zobaczy. Przez jej ciało przeszedł lodowaty dreszcz. Nie była pewna swojego losu. Co się z nią teraz stanie? Zabije ją? Wygna ją z Seattle? Skontaktuje się z Cassiusem? Jednego była pewna, była skończona. Jej życie właśnie dobiegło końca, a ona musiała uciec. Musiała stać się Karlie i zostawić za sobą życie, które w końcu zaczęło sprawiać jej radość.
Will podniósł się z fotela.
Layla niepewnie powędrowała za nim spojrzeniem. Szedł w stronę wyjścia.
– Dokąd idziesz? – odważyła się zadać to jedno pytanie.
– Myślałaś, że posiedzimy sobie tutaj i powspominamy stare czasy z Cassiusem? Mam sporo spraw do załatwienia, a ty trafiłaś na szczyt mojej listy. Rozgość się. Trochę tutaj posiedzisz.
Adrenalina zaczęła krążyć po jej krwiobiegu. Layla zerwała się na równe nogi i stanęła za jego plecami.
– Zamierzasz mnie tutaj więzić?! – wydarła się.
– Uwierz mi, wiele osób chciałoby zostać uwięzionych w tak luksusowych warunkach, jak ty w tej chwili. Myszkuj do woli. I tak nic tu na mnie nie znajdziesz.
– Naprawdę sądzisz, kretynie, że pracuję dla Cassiusa? Omal go nie zabiłam, a on chce za to mojej głowy.
– Muszę przemyśleć, co z tobą zrobić. Za dużo widziałaś.
– Nikomu o niczym nie powiedziałam! Jestem lojalna! Will, nie zachowuj się jak pierdolony psychopata.
– Jestem nim – zaznaczył ostro. – I w tym momencie jestem twoim największym koszmarem. Nie Cassius, ale ja, kocie. Zadarłaś z niewłaściwym człowiekiem.
– Nigdy nie chciałam z tobą zadzierać. Nie wiem, co sprawiło, że każdego mierzysz tą samą miarą, ale nie planowałam cię wykorzystać i zdradzić. Nie zamierzałam zebrać informacji i ich sprzedać. Nie zamierzałam stać się twoim wrogiem, Will! Proszę, spójrz na mnie inaczej i przemyśl, co ci powiedziałam. Nie bawię się w aktoreczkę, zmieniając tożsamości, bo wykonuję szpiegowskie zdanie. Żyję nowym życiem, stworzonym, aby mnie ocalić.
William jednak nie zamierzał jej słuchać. Miał wyrobioną opinię na jej temat i nic nie było w stanie go przekonać, że Layla chociaż przez chwilę mówiła prawdę. Dla niego stała się wrogiem, takim samym, jakim był Cassius. Zanim zdążyła zareagować, wyszedł ze swojej posiadłości i zatrzasnął za sobą drzwi. Dom był twierdzą. Zablokował każdą możliwą drogę ucieczki. Okna były nie do staranowania. Odizolowanie dobrze jej zrobi. On też musiał od niej odpocząć, przemyśleć wszystko, co od niej usłyszał, konfrontując to z innymi zebranymi informacjami.
Ludzie zdradzali go niemal każdego dnia. Przywykł do tego, że nie ma wokół siebie przyjaciół. W każdym widział potencjalnego wroga, ale w momencie gdy na jego drodze stanęła Layla, coś nie zagrało tak, jak powinno było. Zamiast potraktować ją jak każdą inną, wykonać plan i odstawić dziewczynę na boczny tor, przyzwyczaił się do niej. Chciał kolejnych spotkań i zbliżeń. Polubił jej towarzystwo, co stało się niebezpieczne. Wciągnął ją do swojego świata, widząc jak się zmienia, gdy może go zasmakować. Teraz już wiedział, że był to świat, w którym obracała się od młodego wieku, i to w nim czuła się najlepiej.
Był na siebie wściekły, że pozwolił jej tak nagle wtargnąć do swojego życia. Był na siebie wściekły, że nagle zawładnęły nim dziwne emocje, które powinny były być wyłączone. Czuł ukłucie żalu, którego nie doświadczał od lat. Nagle ogarnęło go rozczarowanie, że nawet ona nie była w stanie być z nim szczera. Była kłamliwa jak każdy, kogo znał. Wykorzystała go tak jak każdy przed nią.
2. Konsekwencje przeszłości
Cole widział już różne stany Willa, ale tego nie potrafił nazwać. Od dwóch dni chodził nabuzowany. Każdy, kto wszedł mu w drogę i odezwał się nieproszony lub w niewłaściwym momencie, spotykał się z jego niepohamowanym gniewem. Dostało się Margo, która dzisiaj rano trzasnęła drzwiami i oznajmiła, że nie wróci do pracy, dopóki Will się nie uspokoi. Nie zatrudniała się tutaj, aby znosić jego wybuchy.
Bradshaw był jedyną osobą, która radziła sobie z humorami Willa. Przez lata ich znajomości nauczył się z nim obchodzić. Wiedział, kiedy należy z nim pogadać, a kiedy pozwolić, aby zjadały go własne myśli. Pierwszego dnia dał mu spokój. Pozwalał mu rozwalać wszystko wokół i niszczyć ludziom życie.
Dzisiaj musiał z nim porozmawiać. Wiedział, że będzie kolejną ofiarą na jego liście, ale był jedyną osobą, która mogła do niego dotrzeć i której najpierw wysłucha, a potem objedzie od góry do dołu. Will nie znosił, gdy ktoś prawił mu morały. Nie przywykł do słuchania rad innych. Uważał, że sam wie, co jest dla niego najlepsze.
Mężczyzna wszedł do przyciemnionego gabinetu swojego przyjaciela. Will siedział za biurkiem, sprawdzając przesłane dane na laptopie. Cole zamknął za sobą drzwi, odcinając ich od wszystkich dźwięków dochodzących z zewnątrz. Gdyby Will postanowił go tutaj zabić, a on wołałby o pomoc, nikt by nie usłyszał. Ile osób straciło życie w tym gabinecie? Obaj przestali liczyć.
– Jestem zajęty – zaznaczył ostro Will.
Cole go nie posłuchał. Will od lat budował wokół siebie mur, którego nikt nie miał odwagi zburzyć. Jedynie on, wierny przyjaciel, znał tajne przejścia, z których nieustannie korzystał. Will chciał odciąć się w ten sposób od cierpienia, całkowicie wyrzekając się emocji.
– Musimy pogadać.
– Nie mamy o czym.
– Zabiłeś siedem osób w dwa dni. Przypomina mi to stare czasy, gdy jeszcze nie panowałeś nad swoimi morderczymi zapędami. Przypomina mi to czasy, gdy jeszcze czułeś coś poza swoją wielką trójcą: pożądaniem, władzą i posiadaniem.
– Zabiłem ludzi, których ty zatrudniłeś. Jak widać, ostatnio do niczego się nie nadajesz. Nie można na tobie polegać.
Cole rozbawiony prychnął pod nosem.
– Jasne, moja wina – powiedział. – Umarłbyś, gdybyś w końcu przyznał, że musiałeś wyładować gniew z powodu tego, że podeszła cię Layla?
Na dźwięk jej imienia cały się spiął.
Oczywiście, że chodziło o Laylę. Od kiedy pojawiła się w życiu Willa, nie mógł przestać o niej myśleć. Sytuacja była prosta, ale tylko na początku. Layla miała być narzędziem. Will chciał jej użyć do zniszczenia brata, lecz odkrył, że ta laska ma w sobie coś, co go pociąga.
Nie była jak inne kobiety, którymi do tej pory gardził. Była piękna, inteligentna i zabawna. William nigdy nie wiązał się z kobietami na dłużej. Nie miał na swoim koncie żadnego długoletniego związku. Kobiety pojawiały się i znikały. Powtarzał, że nie potrzebuje u swojego boku stałej partnerki, generującej jedynie niepotrzebne problemy.
Wyłącznie Cole wiedział, że to stale powtarzalna wymówka. Will bał się zaangażowania. Bał się, co się stanie, gdy odda kobiecie swoje serce, a ta go wykorzysta. Prościej było powtarzać, że tego serca się nie ma.
– Stary, musimy pogadać! Jak długo zamierzasz jeszcze trzymać ją pod kluczem?
– A jak długo zamierzasz się opierdalać zamiast dowieść, że kłamie?
Cole wypuścił ciężko powietrze z płuc. Will nie znosił, gdy się z nim nie zgadzał. Dzisiaj jednak, musiał stanąć po przeciwnej stronie barykady.
– Dyskretnie sprawdziłem jej przeszłość.
– Dyskretnie? – zdziwił się Will.
– Stary, ten pojeb chce jej głowy, nie mogłem nagle zacząć wypytywać o Elise Klein! Nie zamierzam zawiązywać jej pętli wokół szyi.
– Nie? Upokorzyła cię.
Zrobił dwuznaczną minę.
Cole był świetnie wyszkolony. Miał kilka potknięć, do których potrafił się przyznać, w przeciwieństwie do swojego przyjaciela, ale jeszcze nigdy nie było w jego życiu sytuacji, w której pokonałaby go kobieta. Layla go rozbroiła i dwoma ruchami powaliła na ziemię, nie męcząc się przy tym. Gdyby ktoś się o tym dowiedział, byłby skończony, ale był pewien, że zostanie to w wąskim gronie.
– Skonfrontowałem jej słowa z historyjką Joe i wszystko wskazuje na to, że oboje mówią prawdę. Layla ją mówi. Przez trzy miesiące lekarze walczyli o życie Cassiusa. W pierwszych tygodniach robili wszystko, aby ocalić nogę, ale się nie udało. Nie radzi sobie ze swoją niepełnosprawnością i zamierza ukarać za nią Laylę. Byłoby dla niej najlepiej, gdyby była martwa.
– A jej brat? – spytał Will, jakby w ogóle nie usłyszał tego, co przed chwilą powiedział Cole.
– Lucas Klein jest dwa lata starszym bratem Elise. Wyprowadził się z domu, gdy miał siedemnaście lat. Najpierw trzymał z Serpens, ale zwerbowała go Rodzina i jest jej członkiem do dzisiaj. Nie boi się ubrudzić sobie rąk. Jest chłopcem od brudnej roboty. Blisko współpracuje z Cassiusem i był gotowy sprzedać mu własną siostrę. Nawet ty byś tego nie zrobił – mruknął. – Co ciekawe, to właśnie Luke jest najbardziej zaangażowany w szukanie swojej siostry i najbardziej wkurwiony, bo przez jej zuchwałe zachowanie jego pozycja została zachwiana. Cassius podejrzewał, że miał coś wspólnego z atakiem na niego.
– Joe coś ci powiedział na jego temat?
– Niewiele. Raczej unikał brata Layli. To narwaniec, któremu nie warto wchodzić w drogę. Rodzinka jak z obrazka – skomentował. – Wiem, że nie znosisz, gdy ktoś ci prawi morały, ale musisz mnie wysłuchać, stary. Layla ma czyste konto. Tak, nikomu z nas nie powiedziała, skąd pochodzi i jakie ma znajomości, ale to jedyne, co ma na sumieniu. Nic ją nie łączy z Cassiusem. Mówi prawdę. Uciekła, bo ten chciał ją zabić. Chciał mieć ją w swojej kolekcji.
– Stałeś się ckliwą pizdą, Cole – rzekł ostro.
– Nie, jedynie potrafię przyznać się do pomyłki – odparł. – Will, wiem, co cię spotkało, i rozumiem twój stosunek do niektórych spraw oraz ludzi, rozumiem chęć karania innych, ale Layla nie pojawiła się w twoim życiu, aby cię zniszczyć. Pojawiła się w Seattle czystym przypadkiem. Nie jesteśmy w stanie sprawdzić, czy wcześniej o tobie słyszała. Mogła pojawić się tutaj, licząc, że Cassius jej nie dopadnie. Jedyna droga, aby to zweryfikować, to próba kontaktu z Mattem, ale możliwe, że w ten sposób ją tylko narazimy.
– Co się z tobą, kurwa, dzieje?! Nagle ci zależy na jej życiu?!
Cole zaśmiał się pod nosem.
– Dobra, mam dość! Mam gdzieś, czy po wszystkim obijesz mi mordę, czy nie, ale ktoś ci to musi powiedzieć. Lubisz ją! Podoba ci się. Nie chcesz już jej tylko wykorzystać, aby Tony skomlał o litość. Chcesz mieć ją przy sobie. Tylko dla siebie. Nie wiesz, jak wygląda życie z kobietą. Nie masz pojęcia, jak to jest mieć na stałe kogoś u swojego boku, i się tego boisz. Boisz się uczuć, które tobą targają, gdy ona jest obok ciebie. Boisz się tego, co się z tobą dzieje, gdy przebywasz w jej towarzystwie. Dbasz o nią. Robisz to w dziwny sposób, ale troszczysz się o nią i nie zabiłeś jej jeszcze tylko dlatego, że masz nadzieję, iż to, co ci powiem, oczyści ją ze wszystkich zarzutów, a ty będziesz mógł do niej jechać i w ramach przeprosin pieprzyć. Pierwszy raz w życiu poznałeś laskę, która nie jest ci jedynie potrzebna do zaspokojenia seksualnych zachcianek, tylko laskę, z którą chcesz spędzić czas inaczej niż do tej pory. Zabierasz ją na kolację, latasz za nią po mieście i wszystko bez pewności, czy wieczór skończy się po twojej myśli.
Will zmierzył go ostrym spojrzeniem. Cole był w błędzie. Will nie czuł tego, o czym rozprawiał jego przyjaciel. Nic nie czuł do Layli. Lubił ją pieprzyć i to wszystko. Zirytowała go jedynie własna pobłażliwość. Stracił na moment czujność, pozwalając jej się do siebie zbliżyć. Więcej tego błędu nie popełni.
Nie potrafił kochać. Nie potrafił się o nikogo troszczyć, tak jak tego wymagano. Był zainteresowany jedynie własnymi potrzebami. Nie potrzebował stałej partnerki u swojego boku. Nie potrzebował wicia romantycznego gniazdka, nie potrzebował żony i dzieci. Nie nadawał się do tego. Potrafił jedynie niszczyć.
Layla go podeszła.
Wykorzystała chwilowy brak czujności z jego strony, a to było nie do przyjęcia.
– Wiem, że zaraz będziesz się wypierał, ale Will, przejrzyj w końcu na oczy. Lubisz ją. Wiem, co teraz siedzi ci w głowie, ale nie jesteś aż takim potworem za jakiego się masz. Wiem, że uważasz, że nie jesteś w stanie o nikogo zadbać, że Victor i cała zgraja pokazali ci, gdzie jest twoje miejsce, ale kiedy w końcu zrozumiesz, że każdy na swój sposób potrafi okazać uczucia i emocje? Dla ciebie emocje są oznaką słabości, ale nie wszystkie czynią z nas słabeuszy. Stary, emocje dają nam poczucie człowieczeństwa.
– Już dawno porzuciłem wszelkie pokłady człowieczeństwa.
– Tak ci się wydaje. Gdybyś go nie miał, Layla właśnie byłaby eskortowana pod drzwi Cassiusa. Obaj wiemy, dlaczego zamknąłeś ją w tym domu. Nie dlatego, że to jej kara za kłamstwo, ale dlatego, że w ten sposób ją chronisz. Joe jest w mieście. Wie, jak wyglądała Elsa. Niech tylko przypadkiem na nią wpadnie, to od razu zapomni, że przyleciał tutaj w poszukiwaniu azylu, i pobiegnie do Cassiusa, aby zyskać przychylność swojego szefa. Chronisz ją, stary. I w końcu zrozum, że ci na niej zależy. Wiem, że ze sobą walczysz. Według ciebie to, co do niej czujesz, sprawia, że stajesz się słaby, ale to nieprawda. Prawdziwe uczucia względem drugiego człowieka sprawiają, że stajemy się niepokonani.
– Zaczynam sądzić, że coś jest z tobą nie tak. Pierdolisz takie bzdury. Wydaje ci się, że wiesz, co czuję, ale nie masz pojęcia.
– Uwierz mi, że mam. Znam cię od lat. Znałem cię jeszcze na długo, zanim stałeś się tym człowiekiem. Jesteś moim prawdziwym przyjacielem, Will. Byłem przy tobie w każdym beznadziejnym momencie twojego życia i nigdy cię nie zdradziłem. Zawsze byłem po twojej stronie i to daje mi prawo dania ci słowem po mordzie i ocucenia cię. Weź, kurwa, zrozum, że ty też zasługujesz na szczęście i miłość. Wiem, co słyszałeś przez lata, że powtarzałeś, że to cię nie rusza, ale to cię zniszczyło. Weź w końcu zawalcz z tkwiącym w tobie demonem, stań naprzeciw potwora, który cię takiego stworzył, i udowodnij mu, że każdy potwór zasługuje na szczęście u swojego boku.
Will nie był w stanie się odezwać. Z jednym mógł się zgodzić: Cole zawsze był obok i nigdy go nie zawiódł. Był jego jedynym i prawdziwym przyjacielem. Widział jego chwile słabości i wszystkie wzloty. Byli swoimi podporami.
– Czasami warto zmierzyć się ze swoimi emocjami, Will. I przyznać się, że je mamy.
Will wstał, zbierając z biurka kluczyki od auta oraz telefon. Dla niego rozmowa z Cole’em była zakończona.
– Dobrze, że znasz się na architekturze – rzucił Will. – Byłbyś zajebiście słabym mówcą motywacyjnym.
Cole delikatnie uśmiechnął się pod nosem, zostając w pojedynkę w gabinecie Willa. Jeden wziąłby wyjście Willa za porażkę, ale on wiedział, że trafił w czuły punkt, o który nikt nie podejrzewał jego przyjaciela. Tylko Cole wiedział, że Will ma serce. Serce, które zostało roztrzaskane, a jeszcze nie znalazł się nikt, kto by je poskładał w jednolitą całość.
♥♥♥
Layla siedziała w ciemnym salonie na podłodze przy panoramicznym oknie. Spoglądała w mroczną ścianę lasu. Jej oddech osiadał na grubej tafli pancernego szkła. Patrzyła w oczy bestii, zastanawiając się, czy wyszłaby cało ze spotkania z potworem, gdyby nie oddzielała ich w gruba warstwa szkła.
Lśniąco czarna puma już od zapadnięcia zmierzchu kręciła się po skrajnej części ogrodu. Gdy Layla nieruchomo usiadła pod oknem, puma zaczęła podchodzić bliżej, aż przystanęła tuż za szybą – w tym momencie drapieżnik i ofiara patrzyły sobie w oczy.
Layla zazdrościła bestii wolności. W każdej chwili mogła odejść i czując wiatr okalający ciało, przebiec dowolny dystans. Ona była zamknięta w luksusowej posiadłości Willa. Niejeden marzyłby o takich warunkach, ale ona nie godziła się na życie więźnia. Próbowała skontaktować się z Willem, lecz odciął jej zasięg.
Ostatnie dni spędziła na czytaniu i przechadzaniu się po domu. Zastanawiała się, co by się stało, gdyby uległa nieszczęśliwemu wypadkowi i byłaby jej potrzebna pomoc. W pierwszej chwili miała pewność, że by umarła, ale w końcu zobaczyła małe kamery, które śledziły każdy jej ruch.
– Zaprzyjaźniliście się?
Layla nawet nie obróciła się przez ramię, słysząc za sobą męski głos przeszywający każdą komórkę jej ciała. Niemrawo uśmiechnęła się pod nosem. Will był niczym puma. Bezszelestnie zaszedł ją od tyłu. Nie słyszała nawet podjeżdżającego pod dom samochodu.
– Szkoda, że cię nie rozszarpała, gdy się tutaj zjawiłeś.