Przeminęło z mailem - Barbara Drews - ebook + książka

Przeminęło z mailem ebook

Barbara Drews

0,0

Opis

Opowieść o dwojgu niemłodych ludziach uwikłanych w życiowe wybory

On i ona. Profesor i jego studentka. Najpierw jedynie piszą do siebie. Pewnego dnia spotykają się po raz pierwszy. Potem kolejny i kolejny. Poznają się coraz lepiej, zaprzyjaźniają i… Co dalej? Oboje są przecież już niemłodzi, a co więcej, jak pisała Agnieszka Osiecka – to „kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością”. Ona jest w trakcie podejmowania trudnej decyzji o rozwodzie i o sprzedaży rodzinnego domu. On w zasadzie żyje w separacji z żoną – która z synem mieszka w Zurychu – i widuje się z najbliższymi jedynie podczas krótkich wizyt w Szwajcarii. Jak odpowiedzą sobie na pytanie „co zrobić, co zrobić z tą miłością?”

Teraz, gdy Pani poznaje moje kolejne mroczne warstwy, już mnie Pani nie lubi.
Skąd to Panu przyszło do głowy? Przeciwnie, wydaje mi się Pan coraz bardziej interesujący. Nie można tak po prostu przestać kogoś lubić. Przywiązałam się do Pana.
Może nie ma Pani takich doświadczeń, ale gdyby ktoś, kogo Pani lubi albo nawet kocha, okazał się potworem?
Lubię potwory. Oddzieliłabym człowieka od jego czynów.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 162

Rok wydania: 2017

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




 

 

 

 

Drogi lewku!

Jakiś czas temu zaczęłam notować nasze SMS-y, ponieważ uznałam, że są (i zapewne będą) dla mnie ważne. Jako wspomnienie, pamiątka, zapis pewnej historii.

W zeszłym tygodniu wydrukowałam całą naszą korespondencję i – czytając to wszystko w wersji papierowej – doszłam do wniosku, że nasze SMS-owe i mailowe dialogi stanowią pewną zamkniętą całość: obszerną i dość skrupulatną kronikę pewnej znajomości, ale można tu też odnaleźć szerszy kontekst – jest to opowieść o dwojgu niemłodych ludziach uwikłanych w życiowe wybory. Mile zaskoczyła mnie wyraźna narracja: dwoje ludzi poznało się, zaprzyjaźniło, a potem – to już sam Pan wie…

Pomyślałam, że to dobra historia do opowiedzenia, i to właśnie w formie niezmienionej, czyli SMS-y i – mniej liczne – maile.

Pozmieniałam dane osobowe i okoliczności opisywanych zdarzeń (tak aby nie można było zidentyfikować bohaterów), co w żaden sposób nie wpłynęło na treść i sens naszej korespondencji. Oczywiście część SMS-ów i maili pominęłam, bo nie wnosiły niczego istotnego do narracji, jednakże spore fragmenty tych pozornie nieistotnych SMS-ów zamieściłam w projekcie książki. Uważam, że – chociaż nie posuwają akcji naprzód ani nie niosą istotnych informacji – są łagodnym, neutralnym przerywnikiem, pomagają „złapać oddech”. Pewne rzeczy nieco zmodyfikowałam (ale tylko nieco, na tyle, na ile było to absolutnie konieczne), na przykład dodałam jakieś wyjaśniające słowo, żeby potencjalny czytelnik się nie pogubił.

Daję to Panu do przejrzenia i czekam na komentarz. Jest to w połowie Pana twórczość epistolarna, bez Pana zgody niczego nie zrobię.

Nie powoduje mną przekonanie, że ten pomysł może przynieść sławę i pieniądze, bo nie o to mi chodzi, zna mnie Pan przecież. Uważam jednak, że książka „ma potencjał” i że szkoda byłoby go nie wykorzystać. A przynajmniej spróbować.

Proszę spojrzeć na tę opowieść z boku, jakby był Pan zwykłym miłośnikiem beletrystyki. Czekam na Pana decyzję. Korekta w trakcie, więc przepraszam za błędy. Tytuł roboczy.

Klara

 

 

 

 

Szanowna Pani,

załączam ulepszoną wersję artykułu, ale mogę jeszcze przyjąć uwagi.

Pani nazwisko w przypisie.

Pozdrowienie

Konstanty W.

Dlaczego rezygnuje Pani ze studiów, czy rózgami Panią wypędzają?

Nie, ale ten etap życia już zakończony.

Barbara D.

To zapraszam chociaż na egzamin do mnie. Będzie Pani miała mój podpis w indeksie na pamiątkę.

Nie będę miała, mam elektroniczny indeks:)

To proszę przyjść porozmawiać.

Panie Profesorze, to jest dla mnie zbyt bolesne. Nie chcę się pojawiać na wydziale. Nigdy nie zapomnę tych długich jesiennych wieczorów, kiedy za oknem powoli zapadał zmierzch, a w sali 1125 rozgrywało się misterium Pana wykładów. Reprezentuje Pan to, co najlepsze w ludzkim gatunku.

W takim razie – czy możemy się spotkać w jakimś lokalu i porozmawiać?

Dobrze.

Przesłałem Pani tekst do poprawienia. Co Pani sądzi? Przedostatni akapit na przedostatniej stronie.

Dziękuję! Przeczytałam nie tylko wskazany akapit.

Czy poprawność polityczna dopadła również Pana, czy za słabo znam angielski, żeby zrozumieć? Chodzi mi o to, że czasem pisze pan he, a czasem she.

Pana angielszczyzna oraz dbałość o nienaganną edycję budzą mój szacunek. Pomijam zawartość merytoryczną artykułu, bo staram się nie komentować czegoś, na czym się nie znam. Ale generalnie trudno się z Panem nie zgodzić. Sądzę, że podszedł Pan do tematu odpowiednio wnikliwie.

Kiedy piszę o przestępcy, piszę she. To mój mizoginizm:-) Kolejny tekst, proszę o komentarz.

Przeczytałam, czekam na dalszy ciąg.

Mogę mieć parę uwag?

Czy „wcale nigdzie” to nie jest pleonazm?

Czy musi Pan poprawiać literówki w tekście prof. Z.? Przecież to oczywiste, że to tylko literówki… Wydaje mi się to czepialstwem – bez obrazy:)

Komentarz do tekstu: nie chciałabym być Pana wrogiem…

Podoba mi się Pana słowo „ujaśniać”:)

Czytam Pana z przyjemnością, a muszę przyznać, że jestem bardzo wymagająca:)

Ale coś mało tych poprawek…

Mało, bo za dobrze Pan pisze, nie ma co poprawiać:)

 

Tak sobie myślę o Pana miłości do syna, absolutnej i nieprzytomnej. „Nieopanowanie i brak samokontroli to defekty moralne” – to prawie cytat z Pana tekstu. Mówi się, że miłość jest uzależnieniem jak każde inne. Co Pan zrobi, jak zabraknie tej „używki”? Proszę o tym pomyśleć, radzę po przyjacielsku. Syn jest niezależnym bytem, prędzej czy później zniknie z Pana życia. Całe szczęście, że Jasiek nie jest jedyną bliską Panu osobą, zawsze będzie ktoś do przytulania:)

Ja też – kochając nieprzytomnie moje dzieci – musiałam zaakceptować fakt, że moja rola matki skończyła się bezpowrotnie. A żyć trzeba dalej…

Komentarz?

Piękne zakończenie:) Obszerniejszy komentarz będzie, jeśli Pan sobie życzy, ale potrzebuję na to czasu. Teraz bawię się w księgową (polecenie służbowe), podliczam słupki, ale do końca dnia znajdę czas, żeby pastwić się nad Pana tekstem:)

Konkludując: co Pan chce osiągnąć? Czy taka replika spowoduje, że prof. Z. zmieni zdanie i Pana poprze? Czy nie zaszkodzi Pan sobie, zyskując wprawdzie satysfakcję moralną, ale nic poza tym?

 

Niedziela upływa mi na refleksjach o rodzinie. Jak już nastąpi ten moment, że syn opuści dom, to przecież ciągle zostaje Panu żona, czyli rodzina nie przestanie istnieć. Nie będzie Pan osamotniony, ktoś bliski zawsze będzie z Panem. A więc proszę nie „desperować” – jak mówi mój syn:)

Prawie nic nie znalazłam… Mógłby Pan pisać mniej starannie? Miałabym co poprawiać:)

Siboney? Wolę Tercet:)

A co do syna – doskonale Pana rozumiem. Son-junkie… Na razie jest to nieszkodliwe, ale proszę pomyśleć o terapii odwykowej. Będzie bardzo bolesna, ale konieczna. Nie teraz, może za jakiś czas, jednak nie uniknie Pan tego. No chyba że Pan syna ubezwłasnowolni…

Nie powinno się stawiać wszystkiego na jedną kartę.

Dobranoc, querido amigo[1]!

 

Mam w pracy kolegę, młodego chłopaka, z którym się zakumplowałam:)

Tylko proszę nie zawracać chłopcu w głowie! Ani w gruczołach!

Ani on nie jest gerontofilem, ani ja pedofilem:)

Ależ nie ma w Pani nic z geronto-!

 

Zasięgnęłam języka, jak Pan prosił – za sprzątanie płaci się przeważnie 10 zł/h, tak że 15 zł to dobra stawka.

Dziękuję, tak myślałem.

 

Coś na poprawę humoru od rana: szukam pracy, przeglądam ogłoszenia, uczę się nazw zawodów, o których nie miałam pojęcia… Wie Pan, kto to jest rozbieracz? Ktoś, kto porcjuje mięso w rzeźni:)

Tylko nie zdobywać mi tego zawodu!

 

Smutek nie ma końca, szczęście natomiast – owszem.

Nauczy się Pani portugalskiego pod moim wpływem?

Pana wpływ na mnie jest niebagatelny, jednakże nie aż tak wielki, żebym miała uczyć się portugalskiego:) Znowu Pan zapomniał, że nie lubię języków… Mogę się uczyć innych rzeczy, a najchętniej słuchać. Języków, Tercetu, no i teraz mam jeszcze ochotę na skrzypce. Mój syn – ten po szkole muzycznej – jest m.in. skrzypkiem, przyzwyczaiłam się do dźwięków tego instrumentu. Może Pan być nie tylko moim ojcem, ale i synem jednocześnie:)

 

Szkoda, że nie mógł Pan być na wczorajszej konferencji. Znalazłby Pan tam z pewnością coś dla siebie.

 

Te cechy, które przypisała mi Pani szlachetnie wczoraj, są polarnym przeciwieństwem tego, co widzi we mnie moja żona… I na pewno ma sporo racji.

Prawdopodobnie obie mamy rację – każda z nas swoją. JA piszę o tym, jaki Pan jest DLA MNIE.

Jesteśmy bardzo różne – tak przypuszczam – dlatego Pana interakcje z nami też są różne, to oczywiste. Analogiczną sytuację mam z moim mężem. Proste mechanizmy psychologiczne.

A jaki Pan jest tak W OGÓLE, bez odniesień osobistych? Zdecydowanie dobry! Bo przecież nie liczą się drobnostki życia codziennego, tylko człowiek W ŚRODKU, jego serce. Ale również to, jaki CHCIAŁBY być – i to jest może najistotniejsze, bo pokazuje, co jest dla danego człowieka ważne. A że nie jest doskonały? Bo nie może!

 

Te wulgarne epitety pod Pani adresem to od kogo?

A jak Pan myśli? Od męża. Mimo to nie jestem zgorzkniałą mizoandryczką, nadal lubię ludzi (w tym mężczyzn:-))

 

Niech Pan myśli o seksie, trudno się wtedy złościć.

Myślę o seksie. I złoszczę się, albowiem dura sex…

 

Cieszę się, że zajął się Pan tłumaczeniem poezji pani R., to musi być dla Pana spora satysfakcja – kolejny kamyczek do Pańskiego ogródka:)

Nie żaden „kamyczek do ogródka”, tylko depi, depi i depi, końskie dawki leków.

Życzę znośnej prozy życia!

Wolę nieznośną poezję życia:)

 

Poćwiartowałam pewien film dokumentalny (zdobył parę nagród) i wysyłam Panu dwa fragmenty. Tutaj znajdzie Pan moich synów: Juliana (jasna marynarka, niebieska koszula) i Franka (okulary, broda podparta ręką).

Bohater filmu uczył Franka skrzypiec w szkole muzycznej. Wspaniały człowiek, kiedyś Panu o nim napomykałam, ale nie musi Pan pamiętać. Swego czasu idol moich synów – otwarty, kontaktowy, towarzyski, ciepły, skłonny do odrobiny szaleństwa i ekstrawagancji, a przy tym mądry i wrażliwy. Mieszka w domu na wsi pod P., kiedyś tam jeździliśmy. Młodszemu synowi dał na imię Władysław i pytał, czy to nie „wiejskie” imię, a jak go pocieszyłam, że książęce, jak Jagiełło, to się ucieszył…

Stare dzieje… Przypomniałam sobie o tym filmie ze względu na inny fragment, który wysyłam następnym mailem:)

 

Pozdrowienia z instytutu:) Właśnie byłam na wykładzie profesora C., jak zwykle doskonale się bawiłam.

 

Wysłałem Pani maila… Jeśli za mocne, to pardon, oczywiście tekst autorstwa NN, znaleziony gdzieś tam przez przypadek… „Walka o z góry wygraną sprawę”.

Rękopis znaleziony w papierach jeszcze żyjącego, czyli o wyższości prawdziwego seksu nad masturbacją.

„[…] seks jest z natury nakierowany na drugiego człowieka, akt seksualny jest złączeniem się ciał i komunią dusz, i w istocie jest w nim coś religijnego, jest też pięknym darem dla człowieka od Boga. Oczy szukają oczu, ręce rąk, wargi warg… Jest to przejaw dążności ku innemu człowiekowi. Cały akt jest dążeniem duszy do duszy, przez ciało wprawdzie, ale nie zatrzymującym się na ciele, dlatego kochającym się nie są potrzebne żadne wyrafinowane techniki sprawiania przyjemności.

Przenieśmy to na praktykę masturbacyjną dowolnego typu, a zobaczymy… coś karykaturalnego, coś jak wykonywanie ruchów pływackich w powietrzu… dlatego wszelka pornografia ma coś nieprzeparcie komicznego w sobie, co najczęściej jest przykryte jej brutalnością i ohydą, ale czasem prześwituje…”

Taaak… Jeżeli rozmawiam z Panem o friends with benefits, mówię o zaletach masturbacji czy transgresywnego seksu, to nie oznacza to, że popieram „rozwiązłość”. Po prostu droczę się z Panem, bo z zasady lubię się spierać. Można powiedzieć, że bronię nieobecnych, bo oni sami nie mogą się obronić.

Ogromnie żałuję, że nie dane mi było doświadczyć czegoś takiego, co jest w powyższym opisie (w pierwszej części rzecz jasna). Ale cóż, nie wszystkiego można doświadczyć, np. nigdy nie polecę w kosmos ani nie zostanę pilotem, o czym marzyłam całe życie… Tak samo nigdy nie będzie mi dane poznać, co to jest ta „komunia dusz”… Smutne, ale prawdziwe… Czasem wydaje mi się, że mam w sobie taki potencjał miłości, że tyle mogłabym komuś ofiarować – właściwie powinnam napisać w czasie przeszłym: że tyle mogłam komuś ofiarować… Nie znaleźli się chętni, zmarnowałam ten potencjał:( Ale to nie zatruwa mi życia, bo umiem godzić się ze stratą, tylko czasem tak bardzo, bardzo płaczę i nie wiem, czy przestanę… Na szczęście jestem już w wieku, kiedy życie ma się prawie za sobą i pora na wspomnienia, a nie na czekanie na coś, na co czas już minął.

Pocieszająca jest świadomość, że takie rzeczy się ludziom czasem zdarzają. Nie mnie, ale jednak…

Piękne. Płaczę, płaczę, płaczę… i nie mogę przestać.

Rozumiem, że wie Pan doskonale, jak to jest…

Tak – z ideacji imaginatywnej.

…i to mnie cieszy niezmiernie! Bo to oznacza, że przeżył Pan (wciąż przeżywa?) coś, co nas różni od zwierząt, co jest istotą człowieczeństwa (nie tylko to, ale to też). Że nie jest Panu obce coś, co niesłychanie ubogaca i sprawia, że chce się żyć, żeby móc tego doświadczać wciąż od nowa.

Niestety, to nie ja…

Chyba szkoda, czyż nie?

„Wszystko to zbyt radiomaryjne? Być może… ale to tylko nieuprzedzony opis fenomenologiczny »rzeczy samej« przez uczestniczącego, ale widocznie jeszcze nie dość zepsutego i nie dość pokaleczonego obserwatora…” – to Pana komentarz czy dalszy ciąg tekstu?

Tak Pan pięknie o tym mówił niedawno, że byłam przekonana, że to wiedza z pierwszej ręki… Nieistotne, najważniejsze jest to, że stać Pana na ideację imaginatywną – to może być lepsze od realności:)

Ściskam serdecznie.

 

Przesłałam Panu zdjęcia na maila: dom (jednoizbowy) mojego przyjaciela, erudyty i abnegata. To tak na pocieszenie, że ludzie mają różne problemy, np. jak przetrwać w sensie biologicznym. Co nie umniejsza znaczenia – i grozy – problemów innej, nie biologicznej natury. Wręcz przeciwnie. Kwestie materialne (praktyczne) łatwiej zneutralizować niż psychiczne, to oczywiste.

Ten chłopak jest chyba trochę „przetrącony przez życie”, czy nie?

„Przetrącony przez życie” – taak… Trudny case… Kiedyś napisałam o nim pracę, a właściwie nie tyle o nim, ile o długoletniej walce o jego dobrostan. Nikt go nie zna tak dobrze, jak ja – a jednocześnie wiem, że nic o nim nie wiem…

 

Cała ta historia z miłością fizyczną ma i drugą stronę… Opowiem Pani przy okazji…

Wysłałem Pani filmik – lama przeciwko wilkowi.

 

Zastanawiałam się nad Pana chorobą. Miałam okazję porozmawiać z kimś, kto ma coś do powiedzenia na ten temat.

W L. jest psychiatra, który za pomocą hipnozy leczy pacjentów z tą chorobą. Jeśli brałby Pan kiedyś pod uwagę możliwość takiej pomocy sobie, to podaje nr tel. do niego. Nazwiska niestety nie znam.

Poza tym usłyszałam, że:

– dobrze by było, gdyby Pan brał leki neuroprotekcyjne,

– w tej chorobie poleca się bupropion (Wellbutrin),

– nie należy brać benzodiazepiny ani 4-pierścieniowców,

– za to należy brać metylofenidat – jest zasadniczo przeciw ADHD, ale dla dwubiegunowców jak najbardziej się nadaje, podobno pomaga fantastycznie,

– trzeba zmienić psychiatrę na jakiegoś doświadczonego klinicystę z Akademii Medycznej.

Konkluzja: ma Pan źle dobrane leki, bo dwubiegunówka przy aktualnym stanie wiedzy farmakologicznej mogłaby być łatwa do wyrównania.

Mam nadzieję, że nie poczyta Pan sobie tych uwag jako wtrącanie się w Pana życie. Znamy się na tyle, że Pan wie, iż Pana dobro leży mi na sercu i zrobię wszystko, żeby Panu ulżyć i pomóc.

To mi daje nadzieję…

To niech mi Pan pozwoli znaleźć lekarza, umówić Pana do niego i zaprowadzić. Co Pan na to?

 

Widzimy się dzisiaj?

Nie, dziękuję, nie mam siły.

 

A dzisiaj?

Nie, dziękuję, jestem dziś do niczego.

 

Jest Pan taki dobry dla mnie…

To akurat bardzo łatwe… Ale stary niedołęga i za coś takiego musi być chwalony…

Jak mówi wielki de Vigny: Laissez-moi m’endormir du sommeil de la terre[2]!

Zaśnięcie snem ziemi to nie jest rozwiązanie problemu.

 

Pani Basiu, litości!…

Nie wiem, jak wyrazić wdzięczność dla Pani, querida amiga!!!!!

Basiu, nie wygłupiaj się! Nie jesteś małpa!

Basiu!!!!!

Tuli-tuli, Basiu, tuli-tuli.

 

Miłej Basi miłego lotu!

I jak tam Pani w Mrozach?

Jak Pan dzisiaj?

Fatalnie, dziękuję. A Pani?

Wczoraj wziąłem silną dawkę środków uspokajających, ale choć były NA TYLE silne, by mi coś załatwić – niczego mi nie załatwiły.

Skuka[3]…

Jak Pan się czuje?

Dziękuję… Ciemno, bardzo ciemno…

Tuli-tuli, Kostuniu!

Dziękuję, aniele! Śniło mi się, że jestem duńskim wieprzem: jem, śpię i oddaję nasienie i, nie przeczytawszy Swifta, myślę, że to moje życie duchowe…

 

Lepiej?

Gorzej niż skuka – życie w koszmarze.

Jestem chyba „rozumny szałem”[4], mówiąc językiem Wieszcza… albo raczej szalony (= chory psychicznie) i ciągle jeszcze jako tako rozumny… za dużo wyzwań w życiu…

Moja żona mówi, że jestem chory psychicznie.

Niebawem odbiorę sobie życie.

Nie, Kostuniu, nie! Jeszcze nie teraz, jeszcze nie pora. Jestem z Panem i tulę mocno do serca.

Dziękuję za piosenkę… Pomniejsza mój koszmar…

Jak Pana samopoczucie?

Złamany życiem jak Egipcjanin Sinuhe.

A dzisiaj?

Smutek nie ma końca…

Ech ty, żyzń czełowieka… Myślę o Pani, droga przyjaciółko… tuli-tuli-tuli!

Mimo wszystko – jeszcze raz tuli-tuli, querida amiga.

Jak Kostuniu się miewa?

Depi.

Jeszcze Pan znajdzie szczęście z życiu, jestem tego pewna.

Ja już przestałem szukać.

I jak tam u Pana?

Dziękuję, tu źle. Nowego psychiatrę można spróbować, na pewno.

Basiu, Basiu!

Jak się lewek czuje dzisiaj?

Dziadem jestem i dziadem zostanę… Dziadowskie wojsko, i nauka dziadowska.

Mam problemy ze zdrowiem, lekarz powiedział, że powinnam iść na operację… Nie mam zamiaru. Jak umrę, to nikt po mnie nie zapłacze.

Ja po Pani zapłaczę, jestem mazgaj…

 

I jak?

Dziękuję, depi.

A dziś?

Wciąż depi.

Lepiej?

Depi. A Pani?

Nie najgorzej. Mam wpaść?

Może po 19 się spotkamy, czuję się bardzo źle.

Z chęcią przyjdę.

Dziękuję, querida amiga.

 

Nie chce mi się żyć.

Pani żartuje.

Jak się miewa moja q. a.[5]?

Umarłam.

Basiu, nie wygłupiaj się!

Basiu, nie bądź niemądra.

Zwariowała!

Basiu!!!

 

A jak Pan się czuje dzisiaj?

Czuję się beznadziejnie.

Depi, depi, czuję, że staję się bogiem[6]…

 

Jak Pana podróż?

Znów smutne, samotne oczekiwanie na lotnisku.

Biedny lewek… tuli-tuli. Dobranoc, q. a.

 

Niepotrzebnie się Pan irytuje drobiazgami. Nie warto.

Ale ja mam tego szczególnie dużo (rzeczy, które irytują), np. wulgarność, głośna muzyka, brud, bałagan, brutalność, seks…

 

Śpij dobrze, miła. Lew.

Jak się spało?

Dobrze, dziękuję. A Panu?

Też dobrze.

Przepraszam Pana za wczorajsze zachowanie, za łzy i marudzenie…

Drogie dziecko, daj pokój z przeprosinami!… Tuli-tuli.

Śpij słodko, querida!

Ty też, lewku.

Jak dzisiaj?

Skuka.

Tuli-tuli, lewku drogi!

Dobrej nocy, lewku!

 

Jak się Pani miewa?

Nie chce mi sie żyć.

Tuli-tuli, Basiu. Niech Panią ręka boska broni przed takimi myślami!

 

Jak Pana podróż?

W „domu”.

Dobrej nocy, querido amigo!

Nawzajem, Basiu, stary górnik…

 

Jak Pani dzisiaj? Lepiej?

Nie chce mi się żyć.

Może razem samobójstwo?

No wie Pan! To mimo wszystko nie jest dobry pomysł!

 

Wczoraj o mało nie uszkodziłem cieleśnie mojej żony.

A co chciał Pan jej zrobić?

Zamordować.

Mam wszystkiego dość, wszystkiego, moje życie jest jednym wielkim rozczarowaniem i upokorzeniem.

To nieprawda i Pan to wie!

Powiedziałbym za Bachem: Komm, süßer Tod[7]… Przyjdź, słodka śmierci…

Nie, bo jeszcze ma Pan wiele do zrobienia w tym życiu!

Ha, ha, ha. Jestem ludzkim wrakiem. Zresztą mam za sobą próbę samobójstwa przez zamarznięcie.

 

Dobranoc, moja dobra.

Dzień dobry, mój dobry.

Jak nastrój?

Pod zdechłym psem. Odbiorę sobie to przebrzydłe życie.

Niech Pan nawet tak nie żartuje! Bo ja się zabiję zamiast Pana!

Basiu!

Zwariowała?

Tuli-tuli, querida amiga! Jutro będzie lepiej!

Jak się Pani miewa, q. a.?

Do niczego.

Wyjątkowy dołek ma Pani dzisiaj…

Tuli-tuli, górniczko.

Wpadnie Pani dziś?

Nie, mam podły nastrój.

A kto miał mi zaszyć poduszkę?

Jutro.

To jutro, a na razie tuli-tuli, q. a.

Byłem dla Pani niedobry?

Nie, to bardzo egocentryczne myślenie. Był Pan dobry jak zawsze, to moje własne traumy…

Tuli-tuli, Basiu!

[1]Querido amigo (hiszp.) – drogi przyjacielu.

[2]Laissez-moi m’endormir du sommeil de la terre (franc.) – Pozwól mi spać snem ziemi; cytat z utworu Alfreda de Vigny Moïse, http://poesie.webnet.fr/lesgrandsclassiques/poemes/alfred_de_vigny/moise.html (dostęp 13.01.2017).

[3] Skuka – termin oznaczający nudę, spleen, poczucie osamotnienia i bezużyteczności.

[4] Aluzja do Ody do młodości Adama Mickiewicza.

[5]Q. a. (hiszp.) – skrót oznaczający, w zależności od kontekstu, querida amiga (droga przyjaciółko) albo querido amigo (drogi przyjacielu).

[6]Czuję, że staję się bogiem – aluzja do ostatnich słów cesarza rzymskiego Wespazjana, https://www.tygodnikprzeglad.pl/wespazjan-zapach-pieniedzy/ (dostęp 13.01.2017).

[7]Komm, süßer Tod – tytuł utworu Jana Sebastiana Bacha (BWV 478).

Przeminęło z mailem

Wydanie pierwsze, ISBN: 978-83-8083-623-5

 

© Barbara Drews i Wydawnictwo Novae Res 2017

 

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody wydawnictwa Novae Res.

 

REDAKCJA: Monika Turała

KOREKTA: Katarzyna Czapiewska

OKŁADKA: Anna Gręda

KONWERSJA DO EPUB/MOBI:InkPad.pl

 

WYDAWNICTWO NOVAE RES

al. Zwycięstwa 96 / 98, 81-451 Gdynia

tel.: 58 698 21 61, e-mail: [email protected], http://novaeres.pl

 

Publikacja dostępna jest w księgarni internetowej zaczytani.pl.

 

Wydawnictwo Novae Res jest partnerem

Pomorskiego Parku Naukowo-Technologicznego w Gdyni.