Prawo Nestora - Paulina Nowaczyk - ebook + książka

Prawo Nestora ebook

Nowaczyk Paulina

3,7

Opis

Mężczyzna, który uwielbia dominować. Mężczyzna, który lubi sprawiać przyjemność połączoną z bólem. Dla niego nie ma zwykłego seksu. Dla niego nie ma stabilizacji. Są tylko przelotne spotkania. Czy znajdzie w końcu kobietę, która spełni jego wymagania? Hope to nadzieja, prosta dziewczyna. Nie zwraca uwagi na swoje przywileje społeczne. Studentka zarządzania, która trafia do pracy jako sekretarka.

Poznali się przypadkowo, a ich znajomość miała zakończyć się po kilku miesiącach. Z czasem jednak nawet największy potwór odnajduje w sobie serce. Serce, które jest gotowe na miłość. Czy czeka ich szczęśliwe zakończenie? Ta dwójka dostarczy Wam wielu emocji. To jest pewne.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 166

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,7 (66 ocen)
26
14
12
9
5
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
mater0pocztaonetpl

Całkiem niezła

Bezsens
00
izawalicka

Nie polecam

Pisać każdy może ....
00
Qlka88

Nie polecam

Bardzo trudno napisać coś co nie będzie uznane za hejt. Powiem tak: nie wszystkie książki powinno się wydawać.
00
Olkabar

Nie oderwiesz się od lektury

Mam nadzieje ze będzie ciąg dalszy....fajnie się czyta, akcja, miłość i gangsterzy czyli super połączenie !
00
jezabel

Z braku laku…

Przykro mi to pisać, ale niestety słaba pozycja. Nie podobała mi się.
00

Popularność




Copyright © by Paulina Nowaczyk, 2020Copyright © by Wydawnictwo WasPos, 2022 All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Kinga Szelest

Korekta: Aneta Krajewska

Zdjęcie na okładce: © by lightfieldstudios/123rf

Projekt okładki: Marta Lisowska

Grafika w środku książki: pixabay.com

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczna

ISBN 978-83-8290-054-5

Wydawnictwo WasPosWarszawaWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

Rozdział I

Rozdział II

Rozdział III

Rozdział IV

Rozdział V

Rozdział VI

Rozdział VII

Rozdział VIII

Rozdział IX

Rozdział X

Rozdział XI

Rozdział XII

Rozdział XIII

Rozdział XIV

Rozdział XV

Rozdział XVI

Rozdział XVII

Rozdział XVIII

Rozdział XIX

Rozdział XX

Rozdział XXI

Rozdział XXII

Rozdział XXIII

Rozdział XXIV

Rozdział XXV

Rozdział XXVI

Rozdział XXVII

Rozdział XXVIII

Rozdział XXIX

Rozdział XXX

Rozdział XXXI

Rozdział XXXII

Rozdział XXXIII

Rozdział XXXIII

Epilog

Rozdział I

Nestor

– Możesz już iść. – Wyjąłem penisa ze szczupłejbrunetki.

Kobieta spojrzała na mnie oskarżycielskimwzrokiem.

No co? – pomyślałem.

Nie chciałem, by zostawała, bo po co? Nie uznawałem tego typuprzygód.

Seks i śniadanie? Nie, nie i jeszcze raz nie. Czy byłemokrutny?

Dla siebie nigdy, ale dla panienek, z którymi się pieprzyłem, pewnie tak. Ile razy słyszałem: „Dlaczego jesteś takioschły?”…

– Ubieraj się i zmykaj – powiedziałem najgrzeczniej, jak tylkopotrafiłem.

Leżałem zrelaksowany na skórzanej kanapie i przyglądałem się dziewczynie, którą przed chwilą ostro pieprzyłem odtyłu.

– Ale ty jesteś popierdolony, Nestor.

– Całkiem możliwe, przez grzeczność nie zaprzeczę, ale proszę cię, zmykaj już – odparłemoschle.

– Nie wiem, czym spowodowane jest twoje pierdolnięcie, ale kiedyś dopadnie cię karma – powiedziała.

Tak, tak, słyszałem to nie raz ani nie dwa. Tak mi mów – pomyślałem.

– Ubieraj się, mam pracę – dodałem.

Nie chciało mi się opowiadać swojego życia jakieś obcej lasce. I tak miała najlepsze rżnięcie, o jakim mogła marzyć. Nie musiała midziękować.

Kiedy w końcu opuściła mój loft, mogłem skupić się nasobie.

Zawsze gdy nie mogłem zasnąć, zabierałem się do pracy. Bycie mechanikiem dawało mi wiele radości, ale tutaj przy tym grzebaniu w samochodach odpoczywałem. To właśnie wtedy rozmyślałem o najbardziej nurtujących mnierzeczach.

Słońce wschodziło nad New Heaven. Postanowiłem zaparzyć sobie kawy i udać się do swojego warsztatu. Nic tak nie robiło mi dnia, jak praca nad autami. Włożyłem ogrodniczki i starą koszulkę, wziąłem kubek i zszedłem na dół. Przekręciłem zamek i włączyłem światła. W całym pomieszczeniu czuć było smar i metal oraz paloną gumę. Odstawiłem kawę na stolik i zabrałem się dopracy.

Rozrząd w starym fordzie zajął mi trochę czasu. Spojrzałem na zegarek. Dobiegała już ósma. Czekając na swojego pracownika, postanowiłem umyć ręce i przygotować się do wyjścia. Nocne zmiany w warsztacie mnie uspakajały, czułem się wtedy wystarczającozrelaksowany.

– Siema, wodzu – powiedział wchodzący do środka młodymężczyzna.

– Cześć, Tom – rzuciłem w jegostronę.

Lawirował przez warsztat niezauważalnie. Podszedł do tablicy i popatrzył na listęzadań.

– Co mam dziś robić? – zapytał.

– Wszystko masz wypisane na kartce. Ja idę do siebie, będę pod telefonem. Ford starego Johna jest gotowy, możesz mu go wydać – dodałem, wychodząc.

Tom to młody chłopak. Kiedyś widziałem, jak żebrał pod sklepem. Była to jedna z nielicznych sytuacji, gdy nie mogłem przejść obok czegoś takiego obojętnie. Postanowiłem go zatrudnić, dać mu kwaterę i szansę na lepsze życie. Może nie uwierzycie, ale kiedyś byłem takisam.

Udałem się na górę, by wziąć prysznic. Ciepła woda spływała po moim ciele, a ja rozkoszowałem się każdą minutą. Włożyłem czarne spodnie i białą koszulkę, chwyciłem kluczyki i ruszyłem do samochodu. Mało kto wiedział, że warsztat to jedna z dwóch moichdziałalności.

Pojechałem do portu, aby zobaczyć, jak się mają moje interesy. Zaparkowałem swoje bmw pod tutejszym magazynem. Wyciągnąwszy telefon, odblokowałem alarm i wszedłem do środka. Przy niewielkim stoliku siedzieli moi ludzie, którzy kontrolowali rozładunki. Przywitałem się i udałem do niewielkiego biura na piętrze. Musiałem dogadać z Niemcami kilka spraw odnośnie do naszego najnowszego transportu. Trzymając komórkę przy uchu i czekając, aż ktoś obierze, podszedłem do okna. Odwróciłem się i moim oczom ukazała sięona.

Nad brzegiem stała brunetka. Wiatr rozwiewał jejwłosy.

Co ona, do chuja, tu robi? – zakląłem w duchu. – Przecież to najbardziej niebezpieczne miejsce w całym NewHeaven.

Wstałem i udałem się w jej kierunku, by wybadać sytuację. Może to policjantka i sprawdza teren? Kiedy zbliżałem się do dziewczyny, zza kontenera wyszło dwóch napakowanych facetów. Obserwowałem, dokąd zmierza to „spotkanie”, lecz było tak, jak przypuszczałem – nie znała ich. Obróciła się w ich stronę i wycofała. Osiłki nie mieli hamulca. Podszedłem do nich i odegrałem scenkę. Nie podniecała mnie taka krzywda. Wręcz przeciwnie. Ona mniewkurwiała.

– Kochanie, nawet jak się kłócimy, to, proszę, nie wychodź sama – zwróciłem się dodziewczyny.

Spojrzała na mniepytająco.

– Panowie pewnie sądzili, że jesteś sama, prawda? – Popatrzyłem na dwóchosiłków.

– My już pójdziemy – odezwał się jeden znich.

– Tak myślałem – skwitowałem.

Obróciłem się w stronę brunetki i położyłem ręce na jej ramionach. Czy ona była poważna? Wpakowała się do portu, gdzie się roiło od dziwnychtypów.

– Albo jesteś z policji, albo jesteś nienormalna. Ale stawiam na to drugie, bo policjantka dałaby sobie radę z tymi dwoma – powiedziałem donieznajomej.

– Dziękuję – odparła.

– Zmykaj, zanim faktycznie ktoś cię dopadnie. To nie miejsce dla takich ślicznotek jak ty. Podwieźćcię?

Coś we mnie wstąpiło. Zaskoczyłem samego siebie, proponując jej transport. Dziewczyna nieco się zawahała, ale pokiwała głową. Podałem jej dłoń i zaprowadziłem ją do auta. Przyjrzałem jej się uważanie i nie umknęło mojej uwadze to, jakie ma boskie ciało. Widać było, że lubi wysiłek fizyczny, jej tyłek był umięśniony, układał się w serduszko. Jej biust był nie za duży, taki w sam raz. Ale to oczy, jej brązowe oczy przykuwały moją uwagę. Byłaby idealna, gdybym ja byłnormalny.

– Dokąd cię zawieźć…? – zapytałem.

– Hope, mam na imię Hope. I, proszę, zawieź mnie doakademika.

Czyli jest studentką – zanotowałem wmyślach.

– Dobrze, nie ma problemu, Hope.

Usiadłem za kierownicą i ruszyłem w stronę miasta. Po drodze prawie wcale nie rozmawialiśmy. Nie przeszkadzało mi to. Wolałem napawać się tymi chwilami, jej zapachem. Odwiozłem ją pod Yale – najbardziej prestiżową uczelnię wstanach.

Musi być inteligentna – stwierdziłem wduchu.

Chwyciła za klamkę, ale odwróciła się jeszcze w moją stronę. Jej oczy na nowo mniezahipnotyzowały.

– Dziękuję… – urwała, nie wiedząc, jak się do mniezwrócić.

– Nestor, nie przedstawiłem się. NestorRals.

– Miło mi, Nestorze. Do zobaczenia. Mam nadzieję – powiedziała i wysiadła, zostawiając mnie samego zmyślami.

Muszę ją mieć. Musisz ją mieć, Nestorze Rals – postanowiłem.

Rozdział II

Hope

Co ja właściwie robiłam przy porcie? Sama nie wiedziałam. Stałam i wpatrywałam się w ocean, w statki. Bez celu. Może to wszystko spowodowane było ostatnimi problemami… Brak pieniędzy, brak pracy. Stypendium na Yale ledwie starczało mi na życie, a z ostatniej pracy mnie wywalono, bo nie spełniałam standardów klientów… Nie spełniałam, bo nie dawałam się im obmacywać. W knajpce za rogiem mieli większe wymagania, niż u samego Yves’a Saint Laurenta… Chciałam usiąść nad brzegiem i pomyśleć, jednak w moją stronę zmierzało dwóch napakowanych osiłków, a tuż za nimi nieznajomy mężczyzna. Moim oczom ukazała się jego sylwetka. Był zbudowany, ale nie przypominał typowego pakera. Miał ciemne włosy, po bokach krótko przystrzyżone, a u góry dłuższe. Jego krok był pewny iwładczy.

Podszedł do mnie i odegrał scenkę zaniepokojonego partnera. Kamień spadł mi z serca, kiedy poczułam, że z jego strony nic mi nie grozi. Po wszystkim odwiózł mnie do akademika. Nestor Rals – tak się nazywał. Pełen tajemniczościmężczyzna.

Kiedy dotarłam do swojego pokoju, mojej współlokatorki Emmy nie było. Chciałam jej opowiedzieć tę sytuację. Położyłam się na pojedynczym łóżku i nakryłam kocem. Zamierzałam zastanowić się, co dalej. W mojej głowie jednak non stop pojawiał się ten sam mężczyzna. Nestor. Chciałam odgonić te myśli, bo to zapewne chwilowa fantazja. Zaimponował mi i todlatego.

Tak, zdecydowanie tak jest – uznałam wduchu.

Kiedy sen nie przychodził, postanowiłam wstać i udać się na stołówkę. Miałam ochotę na ciepłą herbatę i kawałek ciasta, który miałam w pokoju. Zabrałam ze sobą telefon, by przejrzeć ogłoszenia o pracę. W tym momencie interesowało mnie wszystko, mogłabym nawet być sprzątaczką, byle bym miała za co żyć. Oferta była sprzed godziny. Sekretarka w warsztacie samochodowym. Wymagania? Dobra prezencja i umiejętność pisania. Postanowiłam zachować adres i udać się tam jutro z samego rana ze swoim CV. Miałam nadzieję, że będzie to mójdzień.

Noc dała mi spokojny sen. Nie wiedziałam dlaczego, ale spałam dobrze, czułam się bezpieczna i nie miałam koszmarów. Emmy nadal nie było, zapewne siedziała u swojego chłopaka. Nie przejmowałam się, bo dość często urządzała sobie takie maratony. Wstałam, włożyłam bawełniany szlafrok i udałam się do wspólnej łazienki, aby wziąć prysznic i przygotować się na spotkanie z potencjalnymszefem.

Wybrałam jeden z moich lepszych strojów – białą koszulę, ołówkową spódnicę i czarne szpilki. Włosy puściłam luźno, aby mogły swobodnie opadać mi napiersi.

Po dwóch kwadransach i kilku dowcipach taksówkarza byłam na miejscu. Warsztat to dość mocne słowo. Był to raczej prowizoryczny garaż z wieloma stanowiskami. W środku nie było nikogo, więc musiałam pukać w bramę. Kiedy nikt nie otwierał, spróbowałam ostatni raz. Nadarmo.

Wyłącznie ja mogę mieć takie szczęście – pomyślałam.

Postanowiłam wrócić do akademika, by szukać innej oferty. Żelazna brama jednak się otworzyła i usłyszałam znajomy głos. Odwracając się w stronę mężczyzny, zamarłam. To Nestor. Tylko dziś w innej wersji, w wersji mechanika. Ogrodniczki opinały jego ciało, a smar brudził jego twarz. Nie był zaskoczony moim widokiem. Uśmiechnął się i oparł obramę.

– Kogo ja widzę? Hope. Czy znów masz jakieś kłopoty? – zapytał.

No jasne, bo przecież jak staje na mojej drodze, to od razu muszę miećkłopoty.

To było raz i nieprawda – uznałam wduchu.

– Ależ skąd, Nestorze. Przeczytałam wczoraj ogłoszenie, że zwolniło się tu stanowisko sekretarki. Nie wiedziałam, że tu pracujesz – powiedziałam.

– Widzisz, jaki świat jest mały? Wejdź do środka, zaraz do ciebiewrócę.

Wrócę? Jak to wrócę? Przecież powinnam porozmawiać z właścicielem, a nie pracownikiem. No chyba że to on nim jest – biłam się zmyślami.

Nie mogłam trafić gorzej. Usiadłam na fotelu, który stał przy biurku. Całe pomieszczenie sprawiało wrażenie czystego i zadbanego. Nie musiałam długo czekać. Już po chwili zjawił się Nestor. Teraz ubrany w czarne dżinsy i białą koszulkę, podobnie jakwczoraj.

– Zatem, Hope, chciałabyś tu pracować? – zapytał.

– Rozumiem, że to ty jesteśwłaścicielem?

– Oczywiście, inaczej bym z tobą nierozmawiał.

Świetnie, Hope Colins. Mężczyzna, który ci się podoba, może zostać twoimszefem.

– Tak, chciałabym tu pracować – potwierdziłam.

– Świetnie, możesz zacząć od jutra. Grafik dopasuj do siebie. Przed zajęciami lub po zajęciach, jakwolisz.

– To wszystko? Żadnych dodatkowychpytań?

Szybko okazało się, że to był mój błąd. Nestor wstał, podszedł i pochylił się nade mną. Jego dłoń spoczęła na moim ramieniu, a drugą odgarnął miwłosy.

– Wiem, że jesteś odpowiednia na to stanowisko – wyszeptał.

W moim umyśle toczyła się walka. Ten mężczyzna samym głosem sprawiał, że moje uda się zaciskały, a moja kobiecość miała już gotowy scenariusz. Nie odpowiedziałam. Przełknęłam ślinę i wstałam z fotela. Odwróciłam się i posłałam Nestorowi niewinny uśmieszek. Zabrałam torebkę i udałam się dowyjścia.

– Jutro będę z samego rana, o czternastej zaczynam zajęcia – poinformowałam.

– Zatem do jutra, Hope.

– Do jutra – rzuciłam iwyszłam.

Potrzebowałam spaceru, dlatego do akademika wróciłam pieszo. Musiałam zaczerpnąć powietrza. W tamtym pomieszczeniu zostałam bez tlenu i bez zdrowego rozsądku. Gdybym posiedziała tam dłużej, istniało prawdopodobieństwo, że powiem coś, co mogłoby się źle skończyć. Kroczyłam wolno wzdłuż szosy, towarzyszyły mi myśli o Nestorze. Zastanawiałam się, dlaczego los płatał mi takie figle. Moje nogi już odmawiały mi posłuszeństwa. Włożenie szpilek to nie był najlepszy pomysł. Postanowiłam, że od jutra będę jeździć rowerem. Nie chciałam tłuc się autobusem, a taksówka tutaj była zdecydowanie zadroga.

Dochodząc do Yale, padałam na twarz. Jakbym jeszcze nie miała dość wrażeń, na schodach spotkałam Elizabeth – kretynkę i moją przyrodnią siostrę. Pech chciał, że moja matka i jej ojciec wzięli ślub. Ja nie uważałam jej za siostrę, jednak ona tak o sobie mówiła na wszystkich przyjęciach. Była jak przylepa, różowa przylepa, która żerowała na pieniądzach rodziców. Ja postanowiłam zawalczyć o stypendium i samodzielnie decydować o swoimżyciu.

– Hope, siostrzyczko, gdzie byłaś?! – krzyczała zamną.

Zaczęła siękontrola.

– Byłam na rozmowie o pracę, a ty? Ile już pomalowałaś paznokci? – zapytałam.

– Przestań być taka, przecież nic ci nie zrobiłam. Martwię się o ciebie i twojeżycie.

– Niepotrzebnie, dobrze sobie radzę. Możesz przekazać Mirandzie i Ericowi, że nie potrzebuję ichpieniędzy.

Tak, mówiłam do matki po imieniu, nie czułam z nią szczególnej więzi. Nie po tym, jak opiekowały się mną niańki, a ona robiła konkursy na idealnych mężów, zapominając ocórce.

– Oj, przestań być takawyniosła.

– Na razie, Elle – powiedziałam i zamknęłam drzwi od swojegopokoju.

Usiadłam na biurku i zaczęłam przeglądać się w lusterku. Spojrzałam w swoje czekoladowe oczy i próbowałam odpowiedzieć samej sobie napytania.

Dlaczego? Dlaczego chcę być taka niezależna? Dlaczego jestem taka samolubna? Czy to wszystko winaMirandy?

Jedyną osobą, przy której się otworzyłam, był Aaron, ale to dawne dzieje. Czas na zmiany. Postanowiłam wyjść do ludzi. Byłam na trzecim roku studiów, za cztery miesiące kończył się semestr letni, a ja nie byłam na żadnej imprezie. Pora to zmienić. Wyjęłam telefon i postanowiłam napisać do Emmy, że jutro wieczorem idziemyzaszaleć.

Rozdział III

Nestor

Moje znajomości mi pomagały. Oj, i to bardzo. Na moje szczęście na uczelni nie było wielu dziewczyn o imieniu Hope. Mogłem poszperać i dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Okazało się, że szuka pracy, a ja mogłem sprawić, że przeczyta ofertę pracy. Czy potrzebowałem sekretarki? Nie. Po co niby? Tom mi wystarczał. Jeśli jednak chciałem zbliżyć się do panny Colins, musiałem ją mieć przy sobie. Gdzie mogłem ją zatrudnić? W magazynie? Nie ma mowy. Wiedziałem, że studiowała zarządzenie i była dokładna, więc idealnie nada się na to stanowisko. Ponadto byławolna.

To mi wystarczyło. Już za kilka tygodni będzie moja. Będę mógł z nią robić, co mi się podoba, a najlepsze jest to, że ona będzie chciała tego. Dlaczego taki miałem plan? Spodobała mi się przy porcie. Jej bezbronność, delikatne rysy, ona cała. Nie miałem skrupułów. Poprosiłem Simona, by sprawdził wszystko o pannie Colins. Teraz na moim biurku leżała teczka z jej życiorysem. Hope była zamożna, jednak tego nie okazywała. Ciekawe dlaczego. Nie udzielała się społecznie, mieszkała w akademiku zewspółlokatorką.

Zamierzałem działać powoli, nie mogłem się na nią rzucić pierwszego dnia pracy. Musiałem byćostrożny.

Z rozmyślań wyrwał mnie dzwonek do drzwi. Spojrzałem na zegarek. Dochodziła dwudziesta, a ja nikogo się nie spodziewałem. Kiedy otworzyłem, w progu stała Leila. Zapomniałem. Niech to szlag. Popatrzyłem na rudzielca i posłałem jej jeden z zadziornych uśmiechów, po czym wpuściłem ją do środka. Nie proponując niczego do picia, chwyciłem ją za rękę i pociągnąłem w stronę biura, które znajdowało się w moim lofcie. Leila była rozgrzana, wiedziała, czego chcę, dlatego też spotykałem się z nią więcej niż raz. Oparła się o biurko i wypięła tyłek, nic nie mówiąc. Podszedłem do niej i podniosłem jej sukienkę. Tak jak myślałem, była bez bielizny. Nie czekając ani chwili dłużej, włożyłem prezerwatywę na kutasa i wszedłem w nią głęboko i ostro. Zadziało się jednak coś, na co kompletnie nie miałem wpływu – nie widziałem rudzielca, tylko ją. Hope. Posuwałem na biurku Leilę, ale przed oczami miałem wyłącznie brunetkę. Próbowałem odgonić od siebie te wyobrażenia. Chwyciłem pukiel jej włosów w dłoń i pociągnąłem tak, że wygięła się w łuk, jęcząc przy tymcicho.

– Kto jest twoim panem, suko? – zapytałem.

– Ty, panie – odpowiedziała drżącymgłosem.

– Idealnie, grzeczna suka – pochwaliłem, wchodząc w nią corazgłębiej.

Musiała się odezwać, inaczej nie odgoniłbym myśli o Hope. Było to dość dziwne, bo nigdy tak nie miałem. Nigdy nie pragnąłem kobiety tak jak teraz Hope. Kiedy skończyłem, podziękowałem rudzielcowi, po czym odprowadziłem ją do drzwi, nie odzywającsię.

– Nestorze.

Spojrzałem nanią.

– Do zobaczenia? – zapytała.

– Chyba nie – odparłem.

Zamknąłem drzwi i udałem się po piwo do lodówki. Poszedłem do biura po teczkę i zabrałem ją do kuchni, gdzie upiłem kolejne łyki piwa. Analizowałem każdą linijkę, każde słowo. Zaintrygowała mnie jednainformacja.

Córka Mirandy Colins-Frow i MichaelaColinsa.

Imię i nazwisko jej ojca znałem doskonale, czasami miałem wrażenie, że bardziej niż własne. Nie chciałem jednak sobie teraz zaprzątać tym głowy. Musiałem wymyślić plan i wybadać, jakim typem kobiety jest. Czy potrzebuje przyjaciela, a może kochanka. Musiałem ją obserwować i wszystkoanalizować.

Dochodziła już piąta, pół nocy nie mogłem zmrużyć oka. To przez Hope. Postanowiłem wstać i udać się na poranny jogging, oczyścić umysł i zacząć rozkoszować się planem. Punkt pierwszy – zdobyć jej zaufanie. Po kilku kilometrach wróciłem do domu, wziąłem prysznic i przebrałem się w strój roboczy. Dziś mogłem sobie pozwolić na cały dzień w warsztacie. Dobiegała ósma, więc dziewczyna powinna się zaraz zjawić. Tom dostał dwa dni wolnego, aby nie przeszkadzał mi w działaniach. Otworzyłem bramę i udałem się dosamochodu.

Usłyszałem delikatny stukot obcasów, nie chciałem się odwracać. Wolałem, aby to ona zrobiła pierwszykrok.

– Halo, Nestor? – zapytała cicho, idącniepewnie.

– Tutaj, Hope – odpowiedziałem zzaauta.

Wytarłem dłonie w szmatkę i podszedłem do niej. Była nie z tej ziemi. Ta dziewczyna wyglądała jak bogini, miała na sobie mocno obcisłe spodnie, które podkreślały jej walory, i zwykłą koszulkę. Czułem, jak mój kutas napiera na materiał spodni. Pragnąłem położyć ją na masce samochodu i wziąć ostro. Nie mogłem jednak posunąć się do tak bezmyślnego kroku. Szlag byto.

– Jestem. Możesz mi pokazać, co mam robić? – zapytała.

Kurwa mać – pomyślałem. – Nie powiedziałem jej, jakie będzie miała zadania. Co ze mnie zaidiota.

Pokiwałem głową i pokierowałem ją do pomieszczenia obok mojego biura. Było nieco mniejsze, ale mieściły się tam biurko i regał na dokumenty. Dziewczyna szła za mną lekkozdenerwowana.

– Hope? – zwróciłem się doniej.

– Tak?

– Czy ty sięstresujesz?

– Nie, dlaczego? – zapytała.

– Takie odnoszę wrażenie, proszę, możesz tutaj usiąść. Od dziś jest to twoje biuro, jutro dostaniesz telefon służbowy. Kalendarz masz w komputerze, a obok pracę i czas, jaki jest nam potrzebny do wykonania. Dasz sobieradę.

– Nestor?

– Tak? – Spojrzałem nanią.

– Dziękuję.

Nie odpowiedziałem, ale cieszyło mnie to, że jest mi wdzięczna. Może to ułatwi mipodbój.

Wróciłem do warsztatu. Hope nie pokazywała mi się przez cały dzień. Musiała wpaść w wir pracy, ja jednak nie potrafiłem się na niczymskupić.

Jej pierwszy dzień dobiegał końca. Wyszła ze swojego biura, pożegnała się i zniknęła. Nie mogłem czekać, nie mogłem. Chciałem jej. Wybiegłem za nią. Widząc, jak wsiada na rower, nie mogłem powstrzymaćuśmiechu.

Podszedłem do niej i przejechałem dłonią po jej plecach. Lekko przestraszona odwróciła się w mojąstronę.

– Odwiozę cię – zaproponowałem.

– Mam rower, nie trzeba – odparła.

– Trzeba, chodź. – Chwyciłem ją za rękę i poszedłem z nią do swojegosamochodu.

Zamknąwszy drzwi, odpaliłem silnik iruszyłem.

– Masz ochotę coś zjeść? – zapytałem. – Zapraszam cię na obiad, będziemy świętować twój pierwszy dzieńpracy.

– Brzmi ciekawie, ale niemogę.

– Dlaczegonie?

– Jesteś moim szefem, Nestor – dodała.

– No i co z tego? To tylko obiad, nie proponuję ci seksu na tylnychsiedzeniach.

Długo analizowała moje słowa, ostatecznie jednak się zgodziła. A ja? Ja musiałem przystopować, by nie wystraszyć mojej bogini. Hope szła obok mnie, a na jej twarzy pojawił się rumieniec, kiedy złapałem ją w dole pleców. Usiedliśmy w jednym z tylnych boksów i otworzyliśmymenu.

– Co zjesz? – spytałem.

– Frytki i burgera – odpowiedziała.

– Dobry wybór – pochwaliłem.

Przywołałem kelnerkę i złożyłem zamówienie. Co chwilę spoglądałem na Hope, chciałem zadać jej wielepytań.

– Powiedz mi coś o sobie – poprosiłem.

– Co chciałbyświdzieć?

– Skądpochodzisz?

– Z Nowego Jorku, przyjechałam tutaj na studia. Ale New Heaven podoba mi się tak bardzo, że chciałabym tuzostać.

– Brzmi świetnie, a jak ci idzie nauczelni?

– Dobrze.

– A życietowarzyskie?

Musiałem potwierdzićinformacje.

– Serio? O to mniepytasz?

Spojrzałem na nią i zacząłem się śmiać. Co w tym dziwnego, że sięinteresowałem?

– Serio, serio – przytaknąłem.

– Wyśmienicie, dziś idę na imprezę. Mam zamiar się doskonale bawić i wyluzować – odpowiedziała.

– Dlaczego wyluzować? – dociekałem.

– Nestor, zadajesz dużo pytań. – Uśmiechnęłasię.

Odpowiadało mito.

Złapałem ją przelotnie za rękę. Nie spuszczała ze mnie wzroku, mroziła mnie tymi swoimi czekoladowymi oczami. Przyciągnąłem jej dłoń do ust ipocałowałem.

Czekałem, aż ją zabierze, ale ku mojemu zdziwieniu nie zrobiłatego.

– Interesuję się tym, co wydaje mi się interesujące – wyszeptałemniemalże.

Chciała mi coś odpowiedzieć, jednak naszą intymną sytuację przerwała kelnerka, która przyniosła zamówienie. Jedliśmy w milczeniu. Nie chciałem jej więcej drażnić, a co więcej, nie chciałem jej zniechęcać. I tak był to dość niespodziewany krok w jejstronę.

– Nestorze? – zapytała.

– Hope?

Spojrzała na mnie i pokiwała głową. Uwielbiałem patrzeć, kiedy była takauśmiechnięta.

– A ty? Od zawsze mieszkasz w NewHeaven?

– Tak, od zawsze. Tutaj się urodziłem i tutaj żyję – odparłem.

– Muszę się już zbierać. Czy mógłbyś mnieodwieźć?

– Tak, już.

Uregulowałem rachunek i wyszedłem. Wsiadłem do samochodu, gdzie czekała już na mnie Hope. Podczas drogi nie odezwała się ani słowem, co mnie irytowało. Nie mogłem przetrawić tej ciszy. Kiedy dotarliśmy pod akademik, obróciła się do mnie ipowiedziała:

– Dziękuję, za pracę i za tenobiad.

– Nie ma za co, cała przyjemność po mojejstronie.

Chciałem otworzyć jej drzwi i pochyliłem się nad nią, co odebrała zupełnie inaczej. Jej delikatne usta znalazły się na moich. Byłem w szoku, ale nie odsunąłem się. Trwało to kilka sekund, po czym wyskoczyła i pobiegła w kierunkubudynku.

Hope, co ty mi robisz wgłowie?

Rozdział IV

Hope

Byłam kretynką. Kretynką, która całuje swojego szefa. Co ja sobie myślałam? Nestor chciał mi otworzyć drzwi, a ja co? Pocałowałam go. Czułam się tak zażenowana, że nie chciało mi się nawet o tym myśleć. Cieszyłam się, że już weekend. Nie będę go widzieć przez dwa dni, a może on sam zapomni o tym incydencie. Wchodząc do akademika, ponownie spotkałam Elle. Na szczęście była zajęta i nie zauważyłamnie.

W pokoju zastałam przyjaciółkę, która szykowała się na dzisiejsząimprezę.

– No w końcu jesteś, Hope – powiedziała, klaszcząc.

– Ty też – odparłam.

– Co się stało, że chcesz wyjść wieczorem? Przez trzy lata na to czekałam, a ty dopiero teraz się decydujesz. Panno Colins, czy wydarzyło się cośszczególnego?

Nie mogłam tego trzymać w sobie, nie widziałam się z Emmą kilka dni. Musiałam się z nią tym podzielić, mimo że czułam się zażenowana. Przyjaciółka słuchała mnie uważnie, kiedy opowiadałam i jednocześnie szukałam ubrań na dzisiejsząimprezę.

– Co ty gadasz? Pocałowałaś go? – zapytała zniedowierzaniem.

– Tak, czuję się jak idiotka, Em – przyznałam.

– Przestań, nie będzie pamiętał do poniedziałku, a z twoich opowieści wynika, że to seksowny luzak, więc o co ci chodzi? Gorzej, gdyby to był ktoś taki jak Eric – dodała.

– Fuj, nie.

– Ile już lat minęło od czasu Aarona? Kupę, nie możesz się zamykać. Przypuszczam, że ta na dole pragnie boskiego Nestora – żartowałaEmma.

Faktycznie, minęło sporo czasu. Rozstaliśmy się na początku moich studiów. On poszedł inną droga, zależało mu na karierze, a mnie na nauce. „Nie chodzi o ciebie” – tak mi powiedział. Dlatego się rozstaliśmy. Od tamtej pory nie miałam partnera, nie całowałam się cztery lata, nie chodziłam na randki. Wyłączyłam się z życia towarzyskiego. Cierpiałam. Przez dwa lata cierpiałam, a później zamieniłam się w oziębłą dziewczynę, która żyła z dnia nadzień.

– Cieszę się, że wychodzisz do ludzi. Wyglądasz obłędnie, Hope – zachwycała sięEmma.

Miałam na sobie kombinezon z dość pokaźnym dekoltem, wycięciami po boku i obcisłymi nogawkami. Do tego włożyłam czerwone szpileczki i już mogłam wychodzić. Pierwszy cel dzisiejszej imprezy to knajpa U Clintona, która mieściła się niedalekokampusu.

Ruszyłyśmy do baru, gdzie zamówiłyśmy shoty tequili. Pierwszy był za wspólne wyjście. Kolejny za zdanie egzaminów, dziesiąty za naszą przyjaźń. Pomału czułam zawroty głowy. Nie piłam, to dlatego. Przyjaciółka spojrzała na mnie pełnaenergii.

– Czas na melanż! – krzyknęła.

Nie wiem, skąd u niej tyle siły. Ja już myślałam o łóżku i jutrzejszym kacu, z jakim będę musiała się borykać, kiedy ona będzie normalniefunkcjonować.

– Mam już dość – powiedziałam jej naucho.

Spojrzała na mnie i popukała mnie wczoło.

Nie potrafiła przyjąć odmowy. Stałam się jej wyzwaniem i dobrze o tym wiedziałam. Usiadłam na krześle barowym i wyjęłam telefon. Nikt do mnie nigdy nie pisał oprócz Em, Mirandy czy walniętej Elle. Jednak na moim ekranie pokazała się wiadomość z obcego numeru. Ktoś wysłał ją godzinę temu. Kliknęłam w dymek i przeczytałam. Raz, drugi i trzeci, dopiero za czwartym uruchomiłam swój mózg. To on. NestorRals.

Ten pocałunek był… Hmmm… Podobało mi się, zaskoczyłaśmnie.

Co on pisał… To było przez przypadek. Przecież nie zrobiłam tego celowo. Skąd on miał mój numer? Nie podawałam mu. Ach, tak, umowa. Przez chwilę zastanawiałam się, czy mu odpisać. Wypite shoty dodały miodwagi.

Cieszę się, jednak nie planowałamtego.

– Kurwa, co ja robię? – Głośnomyślałam.

– Mówisz sama do siebie? – spytałaEmma.

– Hmm, spójrz. – Pokazałam jej telefon i zakryłamtwarz.

– Ale z ciebie kokietka, Hope.

Ona miała zupełnie inne podejście do życia. Ja widziałam się za kilka lat u boku senatora, z dwójką dzieci i psem, a ona pewnie na imprezie. To nas różniło, jednak zazdrościłam jej tegoluzu.

– Wychilluj, chodź, napijemy się – powiedziała.

Kolejny shot i jeszcze dwa później udałyśmy się doklubu.

Na szczęście nie musiałam daleko chodzić, bo wszystko znajdowało się w bezpiecznej odległości. Nestor nie odpisał, postanowiłam więc wyciszyć telefon i oddać się zabawie. W Street Music Hall grała jakaś kapela z naszej uczelni. Nie powiem, podobało mi się. Poszłam na parkiet z przyjaciółką i oddałyśmy się tamtejszymrytmom.

Ze zmęczenia padłyśmy na sofy i zamówiłyśmy następnedrinki.

– Em, ja jutro nie wstanę… – zaczęłam.

– Idę siku, czekaj tutaj – powiedziała i ruszyła w kierunkutoalet.

Nudziłam się. Nie było jej kilka minut, a kelnerka nie przyniosła jeszcze naszych drinków. Wyjęłam telefon, który tak usiłowałam chować. Były dwa esemesy z tego samegonumeru.

Wiem, ja teżnie.

Co robisz? Masz ochotę nadrinka?

Nie czekając ani chwili, odpisałam.

Już wypiłam, dośćdużo.

Po kilku minutach dostałam odpowiedź. Zszokowana spojrzałam naekran.

Gdzie jesteś? Przyjadę po ciebie i możemy się napić. Przyjacielskidrink.

W końcu wróciła Emma. Wyglądała, jakby ją czołg przejechał. Zerknęłam na przyjaciółkę i wiedziałam, że tańce i alkohol nie szły dziś u niej w parze. Chwyciłam ją pod rękę i wyszłyśmy z dość zatłoczonego klubu. Prowadziłam ją do akademika, droga jednak dłużyła nam się ze względu na Em, która odwiedzała każdy krzaczek. Kiedy w końcu znalazłyśmy się w naszym pokoju, położyłam ją spać. Przechyliła się na bok, a ja podstawiłam jej miskę. Usiadłam na swoim łóżku i zastanawiałam się, czy odpisaćNestorowi.

Rzuć monetą – pomyślałam.

Lincoln – piszę, reszka – idę spać. Podrzuciłam ją i położyłam na grzbiecie dłoni. Lincoln. Czas wyciągnąć telefon. Przez chwilę rozważałam, czy dobrzerobię.

To twój szef, idiotko – skarciłam się wduchu.

Zaczęłampisać.

Jestem już w pokoju, ale chętnie sięnapiję.

Rzuciłam komórkę na łóżko, tak jakby to miało podziałać, tak jakby dzięki temu miał nie odpisać. Położyłam się na materacu i dotknęłam swojego czoła, zastanawiając się, co ja robię. A może to faktycznie tylko drink, a japrzeżywam?

Przyszła odpowiedź, więc z lekkim wahaniem wyciągnęłam rękę po telefon i przesunęłam palcem wgórę.

Za 5 minut będę podbramą.

Hope Josephine Colins, jesteśmasochistką.

Rozdział V

Nestor

Przez cały wieczór chodziłem twardy, myśląc nieustannie o Hope i o tym zaskakującym pocałunku. Wiedziałem, że zrobiła to dość przypadkowo, jednak podobało mi się to. Pobudzało mnie. Po kilku prysznicach i ręcznych robotach wciąż nie mogłem wyrzucić jej z głowy. Ta dziewczyna burzyła mój poukładany świat, moje poukładane myśli i uczynki. Była jak tornado. Wpadła przypadkowo inamieszała.

Postanowiłem do niej napisać, musiałem jej powiedzieć, jak bardzo podobało mi się to, co zrobiła. Po krótkiej wymianie wiadomości zaproponowałem jej spotkanie. Czekałem dość długo, jednak dostałem zadawalającą odpowiedź. Ubrałem się w dres i wskoczyłem szybko do samochodu. Po kilku minutach byłem pod bramą uczelni. Hope czekała, obejmując się ramionami. Wysiadłem i wręczyłem jej bluzę. Dziewczyna bez słowa wsiadła do mojego auta. Tak jak myślałem, przez całą drogę milczała. Spoglądałem na nią ukradkiem. Obserwowała mnie, unosząc co chwilę kącik ust. Jak ja chciałem się w nich znaleźć, chyba nikt nie był w stanie tego pojąć. Pragnąłem, by jej delikatne usta zaciskały się na moim kutasie, by obejmowała go i ssała. Na samą myśl robiłem się twardy. Od kilku dni przez tę dziewczynę przechodziłem gehennę, którą sam sobiezafundowałem.

Dotarliśmy na miejsce. Czułem się jak małolat, który pod nieobecność rodziców wiezie dziewczynę do domu. Miałem jednak dwadzieścia osiem lat, mieszkałem sam, a Hope nie była moją dziewczyną. W związki się nie bawiłem, w chodzenie za rączkę, wspólne wypady do kina czy inne romantycznebajery.

Jestem Nestor Rals, to powinno wystarczyć – pomyślałem.

Wysiadłem z mojego bmw i podszedłem do drzwi Hope. Otworzyłem jej i wyciągnąłem dłoń. Uśmiechnęła się i pocałowała mnie wpoliczek.

– Zapraszam – powiedziałem, wpuszczając ją doloftu.

Weszła do środka, rozglądając się dokoła. Usiedliśmy przy wyspie, która oddzielała kuchnię od salonu. Zająłem miejsce naprzeciwko niej i potarłemskronie.

– Czegoś się napijesz? – zapytałem.

Hope wstała i podeszła do mnie, co dodatkowo mnie pobudzało. Jej zapach unosił się w powietrzu. Był to zapach pożądania i władzy, którą miała nademną.

– Masztequilę?

– Jasne, po shocie? – zaproponowałem.

– Tak jest, szefie. – Jej twarz delikatnieposmutniała.

– Coś nie tak, Hope?

– Nie, wszystko jest OK, ale jesteś moimszefem.

– No i co z tego? – zapytałem. – To tylkodrink.

– Maszrację.

Usiadła z powrotem na swoim miejscu i wpatrywaliśmy się sobie woczy.

Kurwa mać, ta wyspa i