Ponteria - Barbara Nowacka - ebook

Ponteria ebook

Barbara Nowacka

2,0

Opis

Być ponterią – to brzmi dumnie!

Siedemnastoletnia Kornelia od dawna podejrzewa, że nie jest taka, jak reszta rówieśników.

Gdy pewnego dnia w niewyjaśnionych okolicznościach znika jej mama, dziewczyna zaczyna doświadczać przerażających wizji. W ten sposób dowiaduje się, że odziedziczyła wyjątkową moc.

Jako istota zwana ponterią, ma za zadanie przeprowadzać dusze między światem żywych i umarłych. Wraz ze swoim najlepszym przyjacielem postanawia wykorzystać niezwykłe umiejętności, by odnaleźć mamę i sprowadzić ją do domu. Nie wie jeszcze, że aby zrealizować tę niebezpieczną misję, będzie musiała nie tylko przenieść się do innego wymiaru i stanąć oko w oko z okrutnymi gargulogonami, ale także zmierzyć się z długo skrywaną prawdą o swojej rodzinie.

Prawdą, której wolałaby nigdy nie poznać…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 498

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
2,0 (2 oceny)
0
0
0
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Rozdział I

Znów słyszę szczekanie psa gdzieś w oddali. Powietrze jest spowite gęstą mgłą, czuć wilgoć w powietrzu. Daje się wyodrębnić coś jeszcze – specyficzny, bliżej niezdefiniowany zapach, przypominający woń zgnilizny, zmieszany z czymś metalicznym, cierpkim. Mam wrażenie, że już tu byłam, doświadczyłam tej chwili. To nie pierwszy raz, kiedy czuję ten strach, paraliżujący mnie totalnie i przeszywający na wskroś. Próbuję się poruszyć, uciec stąd, jednak moje ciało znajduje się w pewnego rodzaju letargu, który uniemożliwia mi wykonanie jakiegokolwiek ruchu. Jedyne, co potrafię zrobić, to stać bezczynnie i przyglądać się bieżącym wydarzeniom, niczym widz, jedynie bierny obserwator. Zdaje się, że dla pozostałych uczestników tych wydarzeń pozostaję zupełnie niewidoczna, co pozwala mi bacznie przyglądać się rozgrywającym się na moich oczach scenom. Widzę rosłe postacie, przypominające mistycznych bohaterów, odzianych w czarne peleryny z kapturami zakrywającymi twarz, z rękoma przypominającymi  – przynajmniej z perspektywy miejsca, w którym się obecnie znajduję  – szpony, długie i chude. Przewodzi im postać jeszcze straszniejsza od pozostałych z uwagi na jaskrawo połyskujące, zielone oczy, wpatrujące się w swoją ofiarę, wwiercające się w nią bezlitośnie. Oto i ona, ubrana w zwiewną sukienkę w lazurowym kolorze, zdecydowanie za lekką, biorąc pod uwagę panujący tu przejmujący chłód, który połączony z panującą mgłą i wonią szerzącej się śmierci podkreśla dramatyzm sytuacji, w jakiej znalazła się ta kobieta. Moją uwagę przykuwają jej piękne, długie, układające się niczym fale wzburzonego morza blond włosy. Kolorem i długością przypominają mi moje własne, jedyną różnicą są jej bujne loki, spływające po całej długości pleców nieznajomej. Żałuję, że z tego miejsca nie jestem w stanie ujrzeć jej twarzy, choć jestem pewna, że jest nieziemsko piękna. Nie potrafię tego w żaden sposób wytłumaczyć, ale jestem głęboko przekonana, że ją znam. Wyczuwam między nami pewnego rodzaju niewidzialną więź, jakbym była w stanie odczuwać jej lęk, strach, a jednocześnie niesamowitą odwagę i wiarę w słuszność podjętych wcześniej decyzji. Czuję, że jestem w stanie jej pomóc, ale na obecną chwilę nie wiem jak. Przecież oni mnie nie dostrzegają, jestem tylko widzem. Nie jestem w stanie nic zrobić. Moje rozmyślania przerywa nagle głos dowódcy grupy zakapturzonych upiorów, który nagle odłączył się od swoich towarzyszy i podszedł pewnym, władczym krokiem do kobiety. Stanął tak blisko niej, że dopiero w ostatniej chwili dostrzegam srebrny, błyszczący sztylet z widocznym nawet z tej odległości grawerunkiem. W tym momencie naprawdę szczerze żałuję, że pozostaję dla nich niewidoczna, gdyż to oznacza, że nie mogę nic zrobić. Chwyta ją za policzek swoją jakże szkaradną dłonią z długimi postrzępionymi pazurami, po czym szepcze jej coś wprost do ucha, nieomal bezgłośnie, jednak udaje mi się wyłapać pojedynczy zwrot, który brzmi jak „słodkich snów, moja droga”. Potem z niewiarygodną prędkością zatapia ostrze w klatce piersiowej swej ofiary. W tej samej chwili czuję bolesne ukłucie w okolicy mostka, przeszywające całe ciało. Jestem w stanie wydać z siebie jedynie przeraźliwy, choć krótki okrzyk bólu.

– Neli, Neli, to tylko zły sen, obudź się, kochanie, obudź się! Już wszystko w porządku, jestem przy tobie, obudź się!

To wyrywa mnie z objęć koszmaru, który powtarza się niemal co noc. Starając się uspokoić swój przyspieszony oddech, uprzytomniam sobie, że znajduję się w swoim łóżku, w domu mojej babci, gdzie mieszkam praktycznie od zawsze.

– Dobrze, babciu, już dobrze, połóż się, przepraszam, że cię obudziłam.

– Kochanie, to się zdarza zdecydowanie za często, te twoje nocne koszmary, może powinnyśmy coś z tym zrobić?

– Jeśli masz na myśli wizytę u psychologa, to wiedz, że się nie zgadzam! Nie mam zamiaru uzewnętrzniać się i opowiadać o swoich problemach zupełnie obcej osobie.

– Och, dziecko, proszę, nie bądź taka uparta. Potrzebujesz pomocy, a ja najwyraźniej nie jestem w stanie ci jej udzielić, przecież to żaden wstyd.

– Proszę cię, pozwól mi spróbować samej się z tym uporać. Obiecuję, że jeśli będzie źle i nie będę w stanie sobie z tym poradzić, to wybiorę się na terapię.

– Zgoda, umówmy się, że jeśli te senne mary nie przestaną się powtarzać, to spróbujemy poszukać fachowej pomocy.

– Dobrze, babciu, w ostateczności zrobię to, o co mnie prosisz, ale teraz błagam, daj mi jeszcze trochę pospać, przełóżmy tę rozmowę na inną okazję.

– Trzymam cię za słowo, skarbie, a teraz połóż się i śpij spokojnie.

Zgasiła światło i wyszła, a ja pogrążyłam się w swoich myślach. Zaczęłam wspominać mamę i to, co stało się tuż przed zakończeniem roku szkolnego. Nagle z dnia na dzień zmieniło się całe moje dotychczasowe życie. Mama przepadła bez wieści, nikt nic nie widział, nie słyszał, wyszła rano z domu do pracy, do pobliskiej szkoły, w której pracowała jako nauczycielka. O takich zaginięciach nieraz słyszałam w telewizji, czytałam w gazetach, ale nigdy nie przypuszczałam, że to kiedyś mnie spotka. Po zawiadomieniu o zaginięciu policja robiła wszystko, co w ich mocy. Postawili na nogi całe miasto, wszyscy zaangażowali się w poszukiwania na ogromną skalę, nie było miejsca, którego byśmy nie sprawdzili. Byliśmy bardzo zdeterminowani, gdyż mama jako pedagog była powszechnie znaną i szanowaną osobą. Była bardzo lubiana zarówno wśród swoich uczniów oraz rodziców, jak i współpracowników, nie miała żadnych wrogów, tak więc motyw zemsty, brany pod uwagę na pewnym etapie prowadzonego przez policję śledztwa w ogóle nie wchodził w rachubę. Uprowadzenie dla okupu to też nie było, gdyż nikt po pieniądze się nie zgłosił. Poza tym z nauczycielskiej pensji kobiecie samotnie wychowującej córkę ciężko było odłożyć cokolwiek. Nie mogło to być też porzucenie rodziny, taki przejaw kryzysu wieku średniego, gdyż tak silne relacje nas łączyły, że nikomu taki pomysł nawet nie przeszedłby przez myśl. Tak więc sprawa z braku nowych tropów po pewnym czasie utknęła w martwym punkcie. Co prawda zgłoszono mamę do rejestru osób zaginionych, ale niestety nie ukrywano przede mną, że szanse na jej odnalezienie zmniejszają się w miarę upływu czasu.

Ludzie podchodzili do mnie z dystansem, nie wiedzieli, jak się zachować. Jeśli ktoś traci rodzica, zwykle składa mu się kondolencje, można życzliwym słowem dodać otuchy, ale w moim przypadku było inaczej. Zdecydowana większość starała się mnie oswoić z myślą, że ona już nigdy nie wróci, że umarła. Inni może nie byli do końca przekonani do tego, że nie żyje, ale z drugiej strony nie chcieli mi robić złudnych nadziei, gdyż mało prawdopodobne było to, że znajdzie się za jakiś czas. Intuicja podpowiadała mi jednak od samego początku, że ona żyje i do mnie wróci, prędzej czy później, ale to nastąpi. Czułabym przecież, gdzieś tam w głębi, gdyby było inaczej. Ta cała sytuacja mnie przytłaczała, nie przeczę, jednak z drugiej strony paradoksalnie dawała mi siłę, żeby coś z tym wszystkim zrobić. Wiedziałam, że od tej pory całe moje życie podporządkuję temu, żeby ją odnaleźć.

Od zawsze byłyśmy z mamą tylko we dwie, nigdy nie poznałam swojego ojca, a i przy jakiejkolwiek próbie uzyskania informacji o nim od razu zmieniała temat, tak więc nigdy nie dowiedziałam się niczego. Do tej pory nieobecność drugiego rodzica mi nie przeszkadzała, radziłyśmy sobie z mamą bardzo dobrze, byłyśmy ze sobą bardzo zżyte, lecz teraz, gdyby nie obecność babci, byłabym zupełnie sama na świecie. Jedynie fakt, że mogę na nią liczyć, pozwala mi sobie jakoś radzić. Owszem, mam znajomych, jeden z nich  – Patryk – może nawet jest niezłym materiałem na prawdziwego przyjaciela, jednak jedyną osobą w pełni zasługującą na to miano, na której mogłam polegać w każdej sytuacji, była moja mama. Z Patrykiem kolegowałam się już od wczesnego dzieciństwa, bardzo lubiłam jego towarzystwo, czułam się przy nim swobodnie i bezpiecznie. Bardzo mi pomógł w ostatnim czasie, podtrzymywał na duchu, nawet kiedy nie byłam skora do rozmów, siedział przy mnie, a jego obecność wpływała na mnie kojąco.

Tak na rozmyślaniach nad tym, co mogło się stać tego feralnego dnia, upłynęła mi reszta nocy. Rano ze snu wyrwała mnie niezwykle irytująca melodia, ustawiona jako dźwięk budzika w moim telefonie. No cóż, dosyć tego ponurego humoru, oto mamy nowy dzień, kolejny tydzień szkoły, nie ma co się dołować, inne sprawy mogą zaczekać do wieczora, a teraz jest pora wziąć się w garść.

Po zjedzeniu śniadania pożegnałam się z babcią i wybiegłam do szkoły, gdyż jak zwykle byłam już prawie spóźniona. Spieszyłam się tak bardzo, że omal nie stratowałam w drzwiach mojego najlepszego kolegi, który domyślił się chyba, że znowu wyjdę z domu na ostatnią chwilę i z ledwością zdążę na zajęcia.

– Cześć, Neli, czyżby znów twój telefon lub ustawiony w nim alarm zawiódł? Może to już czas na nowszy model? – powiedział, ledwo się powstrzymując od wybuchu śmiechu.

– Nie drwij ze mnie, dobrze wiesz, że nie należę do rannych ptaszków i nieomal cudem jest to, że zwlokłam się z łóżka o tak niemiłosiernie wczesnej porze. Podziwiam cię za tę twoją wręcz momentami irytującą punktualność. Nawiasem mówiąc, musisz mi kiedyś zdradzić swój sekret, jak ty to robisz, że zawsze pojawiasz się w odpowiednim momencie  – oznajmiłam, wystawiłam język i puściłam do niego znacząco oko.

– Oczywiście, zawsze służę swoim skromnym towarzystwem – odparł, uśmiechając się przy tym szelmowsko.

Do niedawna taka nie byłam, jednak te powtarzające się nocne wizje wyczerpywały mnie, pochłaniały moją energię, którą starałam się wykorzystać na zapamiętywanie jak największej liczby szczegółów oglądanych przeze mnie obrazów. Wracając do Patryka, lubiłam się z nim przekomarzać, ale doskonale wiedziałam, ile jego towarzystwo dla mnie znaczy. Na szczęście znaliśmy się już dostatecznie dobrze, by wiedzieć, na ile sobie możemy podczas takich utarczek słownych pozwolić. Podobało mi się w nim to, że chociaż wiedziałam, jak bardzo starał się mi pomóc, nigdy nie stosował wobec mnie taryfy ulgowej. W przeciwieństwie do innych ludzi nie dawał mi odczuć, że lituje się nade mną, pozostał względem mnie taki jak zawsze. Dzięki niemu droga do szkoły jak co dzień była nadzwyczaj przyjemna.

Pierwszych kilka lekcji minęło stosunkowo szybko. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy przyszedł czas na przerwę śniadaniową, którą zazwyczaj spędzam w towarzystwie Patryka i jeszcze kilku znajomych z naszej grupy. Spotkaliśmy się wszyscy przy naszym ulubionym stoliku. Mój wierny przyjaciel wraz z Dawidem czekali już na nas, zająwszy miejsce. Prócz nich towarzyszyły mi również Anna, Rozalia i Emilia. Wszystkich prócz Emilii znam już od jakiegoś czasu, w zasadzie to od momentu rozpoczęcia nauki w tej szkole. Wszyscy mieszkamy w jednym mieście, mniej lub bardziej się przyjaźnimy. Sądzę, że gdyby nie Patryk, nie miałabym z nimi aż tak dobrego kontaktu. On w przeciwieństwie do mnie jest duszą towarzystwa, ludzie sami do niego lgną. Ja natomiast jestem typem odludka, ale sądzę, że o to w tym wszystkim chodzi  – wszechświat jest tak skonstruowany, aby jednostki bardziej empatyczne kolegowały się z tymi aspołecznymi, żeby zachować pewnego rodzaju równowagę. Co do Emilii, to na jej temat mam najmniej do powiedzenia, nie znam jej za dobrze, myślę, że nikomu z nas nie dała się poznać. To dość dziwne, bo jak na osobę tak bardzo zamkniętą w sobie, wręcz tajemniczą, szybko zaskarbiła sobie przychylność moich znajomych. Widać było, że bardzo jej zależy na przystąpieniu do naszej paczki. Z czasem, powiedzmy, że zaczęłam tolerować jej obecność, jednak o przyjaźni czy czymś w tym stylu na razie z mojej strony nie mogło być mowy. Tak czy inaczej, siedzieliśmy teraz razem przy wspólnym stole i jedliśmy drugie śniadanie.

– Hej, Neli, co tam z naszym projektem na dodatkowe zajęcia z historii? Kiedy zaczynamy zbierać materiały? Może zrobimy wspólnie po szkole krótki rekonesans? Wiesz, skoro chcemy zdążyć z oddaniem naszej pracy w terminie, należałoby już zacząć. Pamiętaj, że ocena semestralna uzależniona jest od tej pracy, tak nam mówił na ostatnich zajęciach pan Kranc.

Nauczyciel ten od niedawna uczył historii w naszej szkole, a poza tym pełnił również funkcję kogoś pomiędzy pedagogiem szkolnym a specjalistą od wyboru przyszłego zawodu na podstawie indywidualnych predyspozycji uczniów. W dziedzinie doradztwa zawodowego to absolutny autorytet, był do tego wprost stworzony, głównie z uwagi na jego niezwykle analityczny umysł i niespotykaną, zwłaszcza wśród dorosłych, łatwość w nawiązywaniu kontaktu z młodzieżą. Potrafił bardzo trafnie określić profil zawodowy uczniów. Jego otwartość powodowała, że ludzie potrafili się przed nim otworzyć. Słyszałam nawet o tym, że udawali się do niego również po porady niezwiązane z jego profesją, bo zaskarbił sobie ogromną sympatię uczniów.

– Co o tym sądzisz?

Patryk patrzył na mnie wyczekująco.

– Nie wiem. Możemy zacząć choćby dzisiaj popołudniu.

– Super, mi pasuje.

Uśmiechnął się przy tym promiennie.

– W takim razie przyjdę do ciebie od razu po obiedzie. Może zrobilibyśmy wstępną dokumentację fotograficzną, później skupimy się na teorii. Bibliografię już mamy, więc nie będzie problemu.

Projekt ten dotyczył dawnej sztuki nagrobnej, tak więc popołudnie miało upłynąć nam na chodzeniu po cmentarzu i robieniu zdjęć ciekawszym nagrobkom. Cieszyłam się na tę myśl, bo odkąd pamiętam, zawsze lubiłam takie spacery. Wszechobecna cisza działała na mnie kojąco i sprzyjała wszelkim refleksjom, zwłaszcza teraz, po zaginięciu mamy. Sama niedawno złapałam się na tym, że spędzam tam o wiele więcej czasu niż kiedyś.

– Słuchajcie, kujony, już dość tego gadania o szkole, czy ktoś z was widział już może tego nowego praktykanta?  – spytała Rozalia, patrząc na nas wyczekująco.

– Nie, nie wiem, o kim mówisz  – odpowiedziałam.

Nie uszedł mojej uwadze grymas na twarzy Emilii, kiedy tylko Rozalia zadała to pytanie.

– Tak, coś o nim słyszałem, podobno ma z nami zostać aż do końca roku, będzie brać udział w lekcjach pana Kranca  – wyjaśnił Dawid, dumny z tego, że jest z czymś o krok przed nami.

– Tak, ale ja zupełnie nie dlatego pytam.

Rozalia spojrzała na niego z politowaniem, przewracając przy tym oczami w sposób, jaki tylko ona potrafi.

– Pytanie było skierowane do dziewczyn. Byłam ciekawa, czy tylko mnie takie ciacho jak on nie uszło uwadze, ale najwyraźniej się pomyliłam. Emilia, a może ty go widziałaś, bo coś mi się wydaje, że wiesz, o kim mówię. Zarumieniłaś się na samo wspomnienie o nim.

Uśmiechnęła się przy tym wymownie. Moje odczucie jednak nie mogło być mylne, skoro nie tylko ja zauważyłam jej dziwną reakcję.

– Nie, nie mam pojęcia. Poza tym ja też jestem tu jeszcze nowa, więc nie do końca odróżniam ludzi, z którymi nie mam bezpośredniego kontaktu  – powiedziała.

Wydawała mi się nieco zmieszana.

– No tak, wiem, ale uwierz mi, że gdybyś takiego faceta zauważyła prędzej, to na pewno byś go zapamiętała. Tak czy inaczej, uczulam was, dziewczyny, żebyście zwróciły na niego szczególną uwagę, bo warto.

– Nie przynudzaj już, nie zapominaj, że my z Dawidem tu ciągle jesteśmy i naprawdę nie mamy ochoty tracić naszej przerwy na słuchanie o jakimś innym gościu.

– Oj, Patryku, nie bądź taki drażliwy, chciałam tylko, żeby były na bieżąco ze wszystkimi szkolnymi nowinkami.

Reszta przerwy upłynęła nam już na typowych rozmowach towarzyszących jedzeniu śniadania. Chłopcy rozmawiali o jakiejś nowej grze, która wyszła w zeszłym miesiącu. Wymieniali uwagi na temat przechodzenia kolejnych poziomów. Żeńska część grupy natomiast recenzowała nowości kosmetyczne. Rozalia z nas wszystkich była najbardziej zaznajomiona z tematem, gdyż regularnie odwiedzała drogerie w poszukiwaniu nowych wyprzedaży. Nie wiem, jak ona to robiła, ale żadna z nas nie umiała upolować takich perełek jak ona. To samo dotyczyło branży modowej. Kupowała firmowe ubrania za naprawdę małe pieniądze. Dzięki takim rozmowom choć na chwilę zapominałam o trapiących mnie problemach. To była taka miła odskocznia od codziennych obowiązków. Pomimo że do końca nie utożsamiałam się ze stereotypem szalonej nastolatki, miło było posłuchać o doświadczeniach innych. Mama nauczyła mnie, że rzeczy materialne nie są w życiu najważniejsze, dlatego też nie zależało mi na dotrzymywaniu im kroku, jednak byłam przede wszystkim normalną dziewczyną, którą  – choć w mniejszym stopniu niż moje rówieśniczki  – interesowały tego typu tematy. Starałam się nigdy nie być niewolniczką trendów, ale lubiłam, jak od czasu do czasu coś nowego pojawiło się w mojej szafie lub na półce w łazience.

Rozdział II

Sama nie wiedziałam, kiedy minęły kolejne godziny w szkole, ale na szczęście już byłam w drodze do domu. Dzisiaj wyjątkowo nie zabrałam się z moim najlepszym kolegą, miał jeszcze coś do załatwienia w mieście. Zależało mi, żeby zdążył się z tym wszystkim wyrobić do umówionej godziny, dlatego postanowiłam, że lepiej będzie, jak nie będzie musiał mnie odprowadzać pod sam dom. Pogoda była bardzo ładna, świeciło słońce i nie było zbyt chłodno, więc postanowiłam się przejść. Z uwagi na sprzyjającą aurę uznałam, że po drodze wstąpię choć na chwilę na pobliski cmentarz, na który mieliśmy się później razem udać. Nie wiedziałam, czy do umówionej godziny Patryk zdoła pozałatwiać wszystkie swoje sprawy, i uznałam, że dobrym pomysłem będzie zrobienie chociaż pobieżnego rozeznania. Wspólnie jednak wybierzemy odpowiednie obiekty i przygotujemy choć wstępny konspekt pracy. W końcu nie chcieliśmy zawieść naszego nauczyciela, ta praca musiała być przygotowana naprawdę profesjonalnie. Damian Kranc należał do ludzi niezwykle wymagających, zarówno od innych, jak i od samego siebie. Nie zdarzyła się jeszcze sytuacja, aby przyszedł nieprzygotowany, przez co jego lekcje zawsze były niezwykle inspirujące. Nie chciałam zawieść jego oczekiwań w stosunku do nas, gdyż widać było, że darzy nas sympatią, dlatego postanowiłam podejść do tego zadania bardzo rzetelnie. Dlatego biorąc pod uwagę porę dnia, sprzyjające warunki i to, że ostatnimi czasy spędzałam tu o wiele więcej czasu niż kiedykolwiek, udałam się w stronę cmentarza.

Panującą tu ciszę przerywały jedynie sporadyczne odgłosy ptaków i szum delikatnego jesiennego wiatru. To wszystko składało się na specyficzną atmosferę tego miejsca.

Postanowiłam zrobić wstępny rekonesans i rozejrzeć się, które z nagrobków wydają się najciekawsze do pracy semestralnej. Przeszłam więc do sektora starszych grobów, co prawda bardziej zaniedbanych z racji odległego czasu zgonu ich właścicieli. Nie tak rzadko zdarzało się, że nie żyją już nawet potomkowie pochowanych tam ludzi, ale z racji tego, że te nagrobki są już zabytkami, nie zlikwidowano ich. Były piękne. Istne dzieła sztuki. Doszłam do wniosku, że ciężko będzie się zdecydować na opisanie zaledwie kilku obiektów, gdyż każdy z nich zasługuje na uwagę.

Moje rozważania zakłócił przerażający krzyk jakiegoś mężczyzny. Był on tak donośny, że z wrażenia aż upuściłam wszystkie notatki, które do tej pory udało mi się zrobić. Kiedy tylko oprzytomniałam i uklęknęłam, aby pozbierać rozrzucone kartki, ów mężczyzna pojawił się przy mnie nie wiadomo skąd ani kiedy. Podniósł mnie gwałtownie z ziemi i zaczął mną potrząsać. Oszołomiona całym zdarzeniem nie zdążyłam zareagować. Po dłuższej chwili trochę oprzytomniałam, na ile było to możliwe w tej sytuacji.

– O co panu chodzi? Proszę mnie natychmiast puścić!

Zaczęłam krzyczeć bez opamiętania, starając się jednocześnie oswobodzić się z jego uścisku. Niestety nic to nie dało.

– Dlaczego przychodzisz dopiero teraz! Dlaczego? Gdzie byłaś, kiedy cię potrzebowałem?!  – wrzasnął.

– Nie rozumiem, o co chodzi, proszę mnie puścić! Pan mnie z kimś pomylił!

– Dlaczego tak późno?  – powtarzał uparcie, nie zważając na moje słowa ani protesty.

– Puść ją natychmiast! Rozkazuję ci!

Z odsieczą niespodziewanie pojawił się młody mężczyzna, który krzyczał już z daleka:

– Puść ją i znikaj stąd raz na zawsze! Rozkazuję ci w imię Razjela!

Wyjął zza pleców coś na kształt świetlnego miecza, aktywującego się z rękojmi pod wpływem nacisku. Nigdy nie widziałam na żywo czegoś podobnego, tylko w filmach wykorzystujących efekty specjalne. Czułam się jak w jakimś Matriksie. Następne wydarzenia utwierdziły mnie w przekonaniu, że to wszystko nie może się dziać naprawdę. Pod wpływem zaledwie dotyku ostrza mężczyzna z krzykiem w mgnieniu oka dosłownie rozpłynął się w powietrzu. Jego ciało zdematerializowało się na moich oczach.

Zostałam momentalnie oswobodzona z rąk mojego oprawcy. Stało się to za sprawą wysokiego i młodego mężczyzny, którego niebanalny typ urody nie uszedł mojej uwadze, pomimo że okoliczności, w jakich go poznałam, były absurdalne. To wszystko sprawiło, że nie wiem, na jak długo straciłam przytomność, ale czy można mnie za to winić? W końcu nie każdy ma na co dzień do czynienia z tym, co mnie przed chwilą spotkało. Kiedy się ocknęłam, zobaczyłam nad sobą twarz mojego wybawiciela. Nie jestem w stanie tego wszystkiego wytłumaczyć, nie silę się nawet na to, bo wiem, że wszelkie próby ogarnięcia tego wszystkiego spełzną na niczym. Dlatego najprędzej, jak tylko to było możliwe, kiedy tylko odzyskałam siły na tyle, aby móc spróbować usiąść, w czym z resztą również pomógł mi ów nieznajomy, podając mi dłoń, przystąpiłam do ofensywy i postanowiłam się dowiedzieć, co tak naprawdę zaszło.

– Co ty tu robisz? Skąd się tu wziąłeś? Kim był ten człowiek? I przede wszystkim skąd masz tę broń? Kim ty jesteś, że chodzisz po cmentarzu ze świetlnym mieczem, czy to jakiś żart? Jesteście fanatykami Gwiezdnych wojen, czy co? Może zaraz zza drzewa wyskoczy Chewbacca?

– Jak na tak oszołomioną osóbkę, zadajesz sporo pytań. Na razie wiedza na temat pochodzenia mojego Razaburga, czyli, jak to fachowo nazwałaś, świetlnego miecza, nie jest ci potrzebna. I tak byś tego nie zrozumiała.

Gdy to mówił, zauważyłam, jak przez jego twarz przebiega ironiczny uśmieszek, który mnie niezwykle zirytował. Co on sobie wyobrażał? Chyba należało mi się słowo wytłumaczenia po tym wszystkim, co miało tu przed chwilą miejsce.

Zauważywszy irytację malującą się na mojej twarzy, uśmiechnął się do mnie i zaczął znowu mówić.

– Skoro doszliśmy wspólnie do wniosku, że opowieść o historii mojego miecza zostawimy na inną okazję, pozwól, że się przedstawię. Nazywam się Eryk Sternal i jestem, jak sama to zdążyłaś przed kilkoma minutami zauważyć, twoim obrońcą. Uwierz mi, że na tę chwilę taka zdawkowa wiedza na mój temat powinna ci wystarczyć. Obawiam się, że z chwilą, kiedy poznałabyś całą prawdę dotyczącą wszystkich aspektów mojego życia, skończyłoby się to źle dla twojego zdrowia psychicznego.

No nie, tego było stanowczo za dużo! Co on sobie, u licha, wyobrażał? Myślał, że kim on niby jest, żeby mi mówić, co jest dla mnie dobre, a co nie? Moje zdrowie psychiczne czy też jego brak to zdecydowanie moja i wyłącznie moja sprawa.

– Słuchaj, mądralo, nie myśl sobie, że uda ci się mnie zbyć byle tanią gadką. Pozwól, że to ja osądzę, ile jestem w stanie znieść i zrozumieć. Obawiam się, że po tym, co tu zaszło, już nic nie jest w stanie mnie zdziwić. Więc zamieniam się w słuch.

Wydaje mi się, że moja nieustępliwość sprawiła, że postanowił jednak podzielić się ze mną choć częścią informacji. W zasadzie nie miał innego wyjścia. Musiał choć spróbować mi to wszystko wytłumaczyć.

– Ten starszy mężczyzna był duchem.

– Kim?

Nie byłam nawet w stanie ukryć swojego zdziwienia i oburzenia. Co on sobie myślał?

– Uprzedzałem, że niełatwo ci będzie to wszystko zrozumieć.

Ponownie się do mnie uśmiechnął, ale tym razem życzliwie.

– Na pewno nieraz słyszałaś o duchach, tylko nie do końca wierzyłaś w ich istnienie. Sposób myślenia ludzi jest bardzo racjonalny, nie dopuszczają oni myśli o istnieniu bytów pozamaterialnych. Nie należy ich za to winić, bo w ten sposób właśnie zostali wychowani, odrzucają więc wszystko, co nadnaturalne.

– Czy ja jestem w ukrytej kamerze? To, co mi w tej chwili powiedziałeś, jest całkowicie irracjonalne.

– Przecież sama widziałaś na własne oczy, co stało się z tym człowiekiem po użyciu przeze mnie Razaburga! Czy naprawdę myślisz, że bez filmowych sztuczek byłbym w stanie spreparować to wszystko? Po co miałbym to robić, jaki miałbym w tym cel?

– Jeśli to nie jest wielka mistyfikacja, to czy chcesz mi przez to powiedzieć, że wszystko, co nadnaturalne, istnieje naprawdę? Jeszcze mi powiesz, że prócz duchów również inne istoty, chociażby wampiry i wilkołaki, też żyją wśród nas  – powiedziałam z ironią w głosie.

Jednak w obliczu tego, co tutaj zobaczyłam, jego odpowiedź nie wydawała mi się już tak oczywista.

– Nie, wampiry, zombie czy wilkołaki to tylko fikcja literacka. Ktoś tu chyba czyta za dużo książek o tematyce paranormalnej. – Mówiąc to, puścił do mnie oko.

– Nie rób ze mnie naiwnej nastolatki. Skoro istnieją duchy, to równie dobrze mogą istnieć również inne stworzenia, które brałam dotychczas za wymysł branży filmowej. Skoro jest tak, jak mówisz, to w takim razie czego ten duch ode mnie chciał? Przecież ja go nawet nie znałam za życia. Oczywiście jeśli to, co widziałam, odpowiada jego ludzkiemu wizerunkowi.

– Teraz to dopiero nie uwierzysz mi w to, co chcę ci powiedzieć.

Widać było troskę malującą się na jego twarzy.

– Spróbuj, bo inaczej się o tym nie przekonasz.

– Ten duch pojawił się tu w momencie, w którym znalazłaś się na cmentarzu.

– Dlaczego właśnie teraz?

– Wyczuł twoją obecność tutaj, musiał często odwiedzać to miejsce po śmierci, dlatego stał się w pewnym stopniu z nim połączony. Stanie się duchem w rzeczywistości jest bardziej skomplikowane, niż mogłoby się to wydawać. Tuż po tym, jak dusza opuszcza ciało, staje się cieniem i krąży po świecie żywych, pozostając dla nich niewidoczna, aż nie przejdzie na kolejny poziom swojej duchowości. Po tym krótkim okresie może przejść do innego wymiaru, bądź też wrócić na ziemię w postaci ducha. Dzieje się tak zazwyczaj, jeśli ma jeszcze jakieś niedokończone sprawy, których nie udało jej się w pełni zamknąć za życia, bądź też może być to umotywowane chęcią zemsty, dlatego ta forma jest niezwykle groźna i trudna do okiełznania. Będąc duchem lub cieniem, wygląda się tak samo jak za życia, jednak ten wizerunek jest widoczny jedynie dla tych, którzy nie są przyziemni, to znaczy, że w mniejszym bądź w większym stopniu są powiązani z innymi wymiarami. Może się tak również stać w przypadku bardzo bliskiej rodziny, jeśli więzy łączące ludzi były wyjątkowo silne za życia. Moc ta zazwyczaj nie maleje po śmierci, jest wręcz odwrotnie, przybiera ona na sile, co sprawia, że taka osoba już w postaci cienia pozostaje widoczna dla swoich najbliższych. Jest to bardzo kłopotliwa sytuacja, gdyż uniemożliwia zachowanie równowagi we wszechświecie. Opuszczenie ludzkiego padołu staje się dla kogoś takiego tym bardziej bolesne, bo wie, że zachował on jakiś rodzaj więzi łączącej go z bliskimi. Wyjścia z takiej sytuacji są tylko dwa: albo pogodzi się on ze swym losem i postanowi przejść na drugą stronę do bezsprzecznie lepszego świata, albo też pozostanie tu na zawsze. Ten drugi wybór wiąże się z całkowitym zanikiem człowieczeństwa, który zaczyna postępować już od momentu śmierci. Osoba taka z czasem staje się wynaturzonym stworem, niezdolnym odczuwać czegokolwiek. Jest to bardzo niebezpieczne, gdyż istoty te, jak zdołałaś się przekonać na własnej skórze, stają się niezwykle agresywne i należy je czym prędzej unicestwiać. Tak więc na ziemi można zostać z własnej, nieprzymuszonej woli lub też przebywać tu za karę, na skutek wcześniej popełnionych czynów. Tak czy inaczej, istoty te, niezależnie od przyczyny ich obecności na ziemi, stwarzają nie lada zagrożenie. Przebywanie wśród żywych staje się dla nich czymś na kształt czyśćca, gdyż tułając się po ziemi, nigdy nie zaznają zbawienia. Doświadczyć mogą jedynie potępienia z rąk takich jak ja, przez co umożliwiamy im podjęcie decyzji, nierzadko wbrew ich woli.

– Dobrze, powiedzmy, że w pewnym stopniu przetrawiłam to, co mi właśnie powiedziałeś, ale to nadal nie tłumaczy, czego on ode mnie chciał i dlaczego go w ogóle widziałam.

– Chodziło mu o to, że spotkał cię dopiero po tym, jak stał się już duchem, czyli było już dla niego za późno na jakąkolwiek pomoc z twojej strony.

– Nie rozumiem, w jaki sposób mogłabym mu pomóc?

W tym samym momencie, w którym zdążyłam zadać mu to pytanie, zadzwonił mój telefon. To niebywałe, jakie ktoś ma wyczucie, żeby dzwonić właśnie w takiej chwili, kiedy wszystko powoli dopiero zaczęło nabierać sensu. Daleko było jeszcze do tego, żebym była to w stanie w pełni zrozumieć, ale czuję, że byłam na dobrej drodze.

Wyjęłam telefon z torebki. Dzwonił Patryk. Kompletnie zapomniałam o tym, że byliśmy umówieni. Która jest godzina, że już dzwoni? Spojrzałam na zegarek w telefonie, była za dwie piąta, na którą się umówiliśmy. To niemożliwe, zupełnie straciłam poczucie czasu, przecież powinnam być teraz w domu mojej babci, dokąd miał po mnie przyjść.

– Odbierz, twój chłopak pewnie się o ciebie martwi.

Widziałam, że ukradkiem spojrzał na wyświetlacz mojego telefonu.

– On nie jest moim chłopakiem, a właściwie to nie wiem, dlaczego ja ci się z tego tłumaczę.

Poirytowana jego insynuacjami postanowiłam nie zważać na jego słowa i dłużej nie zwlekać z odebraniem połączenia.

– Halo, Patryk, przepraszam, na śmierć zapomniałam o naszym spotkaniu.

W tym momencie zrozumiałam, jak paradoksalnie to brzmi z ust kogoś, kto został właśnie napadnięty przez złego ducha. Jeszcze do dzisiejszego popołudnia nie dopuszczałam do świadomości ich istnienia.

Tak jak myślałam, Patryk już czekał w moim domu. Zdenerwował się, ponieważ nigdy wcześniej nic podobnego mi się nie przydarzyło. Owszem, notorycznie docierałam na zajęcia w ostatniej chwili, ale to było spowodowane zbyt wczesną porą, teraz było zupełnie inaczej.

– Przepraszam cię bardzo, wybrałam się na wstępny rekonesans na cmentarz i całkowicie zatraciłam poczucie czasu.

Postanowił, że dołączy do mnie na miejscu. Nie zdążyłam nawet zaprotestować, bo przerwał mi w pół zdania i zakończył naszą rozmowę. Chciałam to wszystko przełożyć na inny termin, bo bardzo mi zależało na dokończeniu rozmowy z Erykiem i dowiedzeniu się prawdy na temat tego, co się dzisiaj stało moim udziałem, ale niestety Patryk nie odbierał już ode mnie połączeń. Znając go, pewnie nie zdążył jeszcze włączyć dźwięku w telefonie po wyjściu ze szkoły, zawsze o tym zapominał.

– To do zobaczenia przy innej okazji, Neli! Będę znikał, nie chcesz chyba, żeby twój chłopak był o mnie zazdrosny. W końcu przeze mnie zapomniałaś o umówionym spotkaniu. Z mojego punktu widzenia nie przemawia to na twoją korzyść.

– Jesteś głuchy? Przecież już ci mówiłam, że nic nas nie łączy!

W to wykrzyczane zdanie wlałam całą złość, jaką czułam w tym momencie. Nie dość, że spotkało mnie dziś coś tak irracjonalnego, to jeszcze nie zdążę się dowiedzieć nic więcej na ten temat od najbardziej irytującego faceta, jakiego dane mi było spotkać, a to wszystko z tak banalnego powodu jak wyciszony dźwięk w głupim telefonie.

– Oj, widzę, że młoda dama nie w humorze, więc już tym bardziej będę się zbierał. Nie bój się, jeszcze przyjdzie czas na dokończenie naszej rozmowy. Może i lepiej, że nie przytłoczę cię tymi wszystkimi rewelacjami na raz, i to jeszcze po takich silnych przeżyciach. Uwierz mi, że spotkamy się niebawem. Do zobaczenia, Kornelio!

Mówiąc to, odwrócił się i szybkim krokiem podążył w stronę drzew, które rosły w miejscu przecięcia dwóch sąsiednich alejek. Nawet się nie spostrzegłam, kiedy zniknął mi z pola widzenia.

Chciałam go zawołać, ale w głębi duszy wiedziałam, że to nic nie da. Zaraz pojawi się tu Patryk. Nawet gdybym spróbowała mu wytłumaczyć, co zajęło mnie na tyle, że zapomniałam o naszym spotkaniu, to wiedziałam, że gdybym nie była naocznym świadkiem całego zajścia, sama bym w to nie uwierzyła. Pewnie by się na mnie zdenerwował, że robię sobie z niego żarty, i to do tego przy zupełnie obcym facecie.

Usiadłam więc na pobliskiej ławce i spróbowałam pozbierać myśli. Musiałam wymyślić dobre wytłumaczenie dla mojego kolegi. Postanowiłam mu powiedzieć, że oglądanie tych wspaniałych dzieł sztuki pochłonęło mnie na tyle, że zapomniałam o wszystkim. Znając mnie i moją tendencję do zagłębiania się bez pamięci w różne przedsięwzięcia, uznałam, że nie wzbudzi to jego podejrzeń. Nie pomyliłam się, gdyż jak tylko ujrzał mnie z daleka, widziałam, że uśmiechnął się do mnie porozumiewawczo.

– Tak myślałem, że nie będziesz w stanie się powstrzymać i poczekać do popołudnia z tą wizytą. Przecież zawsze musisz być do wszystkiego najlepiej przygotowana. Jesteś najbardziej skrupulatną osobą, jaką znam, przynajmniej w kwestii nauki. – Mówiąc to, uśmiechnął się do mnie pobłażliwie. – Jeśli zaś chodzi o rzetelność względem przyjaciół, różnie to bywa, co, Neli? Przecież mogłaś do mnie zadzwonić, żebym przyszedł wprost na cmentarz, nie traciłbym wówczas czasu na nadrabianie drogi do twojego domu.

– Wiem, przepraszam. W ostatnim czasie dobrze się tu czuję, jest to miejsce bardzo sprzyjające rozmyślaniom, a sam wiesz, że jest ostatnio w moim życiu parę spraw, które pochłaniają moją uwagę bez reszty. Czuję się tu mniej samotna niż w tłumie ludzi, a poza tym mogłam ze spokojem przyjrzeć się przedmiotom naszej pracy. Wybór jedynie kilku miejsc pochówku spośród tych najbardziej ciekawych będzie trudny, tak więc czeka nas nie lada wyzwanie.

– Ależ po to tu jestem, w końcu to jest praca zbiorowa.

Obeszliśmy jeszcze raz, tym razem wspólnie, część cmentarza z najstarszymi pomnikami w poszukiwaniu tych najlepiej pasujących do naszej pracy. Podczas tego spaceru usilnie wypatrywałam znajomej mi smukłej sylwetki mojego dzisiejszego tajemniczego obrońcy, ale bez skutku. Na szczęście nie natknęliśmy się też na inne duchy, pokroju tego, którego dzisiaj miałam wątpliwą przyjemność spotkać, tak więc do końca wizyty na cmentarzu mogłam się skupić na robieniu notatek.

Byłam bardzo zadowolona z naszej wspólnej pracy. Udało nam się zrobić nawet wstępny konspekt, zatem napisanie całego wypracowania nie powinno przysporzyć nam większych problemów, pozostało już tylko to wszystko odpowiednio zestawić, ubrać w słowa i dołączyć kilka szkiców, wykonanych przez mojego przyjaciela. Ja niestety nie mam aż takiego talentu plastycznego. We wcześniejszych latach, we wszelkich pracach malarskich, jakie miałam do wykonania w szkole, pomagała mi moja mama. Jej to zawsze przychodziło z łatwością i niejednokrotnie z bardzo dobrym skutkiem, co odzwierciedlały moje oceny z prac plastycznych.

Patryk odprowadził mnie do domu, gdyż powoli zaczęło się już ściemniać. Ledwo zdołałam otworzyć drzwi, gdy z oddali usłyszałam zniecierpliwiony głos babci:

– Gdzie ty się podziewałaś przez cały dzień? Kto to widział, żeby spędzać tyle czasu poza domem, bez obiadu, bez słowa wyjaśnienia? Przecież umawiałyśmy się, że jeśli gdzieś wychodzisz, należy mnie wcześniej uprzedzić.

– Przepraszam, byłam dzisiaj na cmentarzu i zbierałam materiały na temat sztuki nagrobnej na dodatkowe zajęcia. Sama nie wiem, kiedy zleciał mi przy tym czas.

– Wiem, gdzie byłaś, powiedział mi to Patryk, kiedy przyszedł tu po ciebie. Mogę zrozumieć, że nie pamiętasz o informowaniu mnie o swoich planach, ale pamiętaj, jeśli się z kimś umawiasz, to bardzo nieuprzejmie jest zapominać o spotkaniu. Masz szczęście, że ten chłopak tak bardzo cię lubi. Ja na jego miejscu nie wiem, czy byłabym taka tolerancyjna. Kochanie, martwię się o ciebie, ostatnio odwiedzasz to miejsce zdecydowanie częściej niż twoi rówieśnicy. Wiem, co zaraz powiesz, że to miejsce sprzyja refleksji, ale uwierz mi, to nie jest do końca normalne.

– Wiedziałam, że się do tego przyczepisz. To miejsce dobre do myślenia jak każde inne, a poza tym i tak mieliśmy się tam dzisiaj udać. Nie martw się, nie masz aż tak źle wychowanej wnuczki, przeprosiłam go za ten incydent, gdy tylko się spotkaliśmy. Ciebie też przepraszam, powinnam postawić się na twoim miejscu. Wiem, że odkąd mama zaginęła, martwisz się o mnie podwójnie. Obiecuję, że to już nigdy więcej się nie powtórzy.

Przecież nie mogłam jej opowiedzieć o prawdziwej przyczynie mojej dzisiejszej, nazwijmy to, amnezji. Myślę, że i tak by mi w to wszystko nie uwierzyła, zwłaszcza biorąc pod uwagę moje coraz częstsze koszmary nocne. Pomyślałaby, że to wszystko było tylko wytworem mojej bujnej wyobraźni. Tak na dobrą sprawę sama nie byłam do końca przekonana, czy to wszystko wydarzyło się naprawdę.

– Dobrze, kochanie, dajmy już temu spokój, mam nadzieję, że następnym razem dotrzymasz słowa i dasz mi znać, że się spóźnisz. Teraz chodź, zapraszam cię na kolację. Pewnie jesteś głodna po całym dniu, bo znając ciebie, zapomniałaś o jedzeniu.

Mówiąc to, uśmiechnęła się do mnie wymownie. Oczywiście miała rację, niestety jak zawsze. Aż wstyd się przyznać, ale rzeczywiście od przerwy śniadaniowej w szkole nie miałam nic w ustach.

Po zjedzeniu kolacji położyłam się do łóżka wcześniej niż zazwyczaj. Potrzebowałam chwili wytchnienia po ciężkim dniu. Biłam się z myślami jeszcze przez jakiś czas przed zaśnięciem. Sama nie wiedziałam, co mam o tym wszystkim myśleć. Ostatnimi czasy życie dostarczało mi sporej dawki emocji, ale dzisiejsze wydarzenia przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Miałam ogromny mętlik w głowie. Nie jestem typem osoby odrzucającej całkowicie sferę duchowości. Chyba jak każdy mam czasem wątpliwości co do tego, czy istnieje życie po życiu, co dzieje się z duszą po śmierci, ale jeszcze nigdy nie byłam tak blisko tego wszystkiego, co jeszcze nie tak dawno było zaledwie przedmiotem pytań egzystencjalnych. Gdyby mi ktoś to wszystko opowiedział, to zapewne nie uwierzyłabym mu, ale biorąc pod uwagę to, iż byłam naocznym świadkiem tych wydarzeń, nie pozostawało mi nic innego, jak przyjąć, że to, co się dzisiaj wydarzyło i w czym brałam udział, było prawdą. Nie tłumaczy to jednak tego, że byłam w stanie dostrzec tego mężczyznę. Pamiętałam bowiem, co powiedział Eryk – że zazwyczaj duchy nie są widoczne dla przeciętnych ludzi. Czy to oznacza, że coś jest ze mną nie tak? Nie rozumiałam, czego on mógł ode mnie chcieć ani skąd wziął się tam Eryk. Właśnie w tym momencie uświadomiłam sobie, że on mi się przedstawił, natomiast o ile pamiętam, ja tego nie uczyniłam. W takim razie skąd wiedział, jak mam na imię? Bo przecież zwrócił się do mnie właśnie po imieniu, w dodatku w jego ustach zabrzmiało to niezwykle. Nie wiem, czy to przez te tajemnicze okoliczności, czy też może tembr jego głosu, ale było w tym coś niesamowicie ekscytującego, przyprawiającego o dreszcze. Ciężko było mi to przyznać nawet przed samą sobą, lecz podobał mi się, i to nie tylko dlatego, że wybawił mnie dzisiaj z opresji i znalazł się w odpowiednim miejscu we właściwym czasie, ale głównie dlatego, że był miłym, ułożonym i trzeba mu to przyznać, bardzo przystojnym chłopakiem, a właściwie mężczyzną, bo już na pierwszy rzut oka wydał mi się o kilka lat starszy ode mnie. Byłam pewna, że nigdy wcześniej go nie spotkałam, tym bardziej nie wiedzialam, skąd on mnie mógł znać. Miałam nadzieję, że wkrótce będę miała okazję się o tym przekonać, gdyż sam powiedział, że już niedługo zobaczymy się ponownie i wtedy odpowie na wszystkie moje pytania. Sama i tak nie dojdę do żadnych sensownych wniosków, gdyż racjonalny tok myślenia na nic się tu nie zda. Aż żal się przyznać, że póki ponownie się z nim nie spotkam, nie będę w stanie sobie tego wszystkiego poukładać w głowie.

Uzmysłowiwszy sobie swoją bezradność, postanowiłam odwrócić się na drugi bok i spróbować zasnąć.

Rozdział III

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział I
Rozdział II
Rozdział III
Rozdział IV
Rozdział V
Rozdział VI
Rozdział VII
Rozdział VIII
Rozdział IX
Rozdział X
Rozdział XI
Rozdział XII
Rozdział XIII
Rozdział XIV
Rozdział XV
Rozdział XVI

Ponteria

ISBN: 978-83-8313-818-3

© Barbara Nowacka i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Monika Turała

KOREKTA: Anna Miotke

OKŁADKA: Wioleta Melerska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek