Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jedna przyjaźń. Jeden pociąg. Żadnej drogi powrotnej.
Gdy Nieustraszona Ekipa wsiada do tajemniczego pociągu, nie wie, że trafiła do miejsca, gdzie każdy wagon to nowy koszmar. Magiczne pułapki. Krwiożercze potwory. I człowiek, któremu nie zostało już nic do stracenia. Express Krwawej Nocy nie wybacza, a jedyna droga do przetrwania, to ta, prowadząca prosto w głąb piekła.
„Nieustraszona Ekipa i Ekspres Krwawej Nocy” to pełna napięcia, mroczna przygoda z elementami horroru, fantasy i ogromną dawką emocji. Słyszysz gwizdek do odjazdu? Wsiądź, jeśli masz odwagę.
Ale pamiętaj…
Możesz nie wyjść cało z tej podróży
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 325
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
NIEUSTRASZONA EKIPA
I
EXPRESS KRWAWEJ NOCY
„W pociągu, którego rozkład pisała sama śmierć, jedynym biletem do przetrwania była nasza przyjaźń.”
– Jarecki… pssst, Jarecki. – Marek nachylił się nad ławką z zawadiackim uśmiechem, który niemal nie schodził mu z piegowatej twarzy. – Nie wysilaj się tak, bo ci żyłka pęknie. Ślinisz się jak Przemo na widok Big Maca.
Jego ścięte na jeża rude włosy sterczały we wszystkie strony. Podwinięte eleganckie spodnie, jakby dostał je po dużo starszym bracie, i jego ulubiona błyszcząca ortalionowa kurtka czyniły go postacią wyjętą jakby ze starego rodzinnego zdjęcia.
– Zamknij się, Marecki – rzucił Przemo, zerkając na niego spod wystylizowanych blond włosów, które układały się idealnie jak po wizycie u najdroższego fryzjera.
Na nim z kolei wszystko wyglądało luksusowo – od białej lnianej koszuli, która zdawała się aż krzyczeć swoją ceną, po spodnie khaki wyprasowane w idealny kant. Skórzane buty lśniły w przyćmionym świetle.
– Serio? Ty dinozaurze, jeszcze nie dotarło na twoją planetę body positivity?
Marek parsknął śmiechem i oparł się na ławce, która zatrzeszczała pod tym naciskiem.
– Body twoja stara. Do twojej cukrzycy będę się dokładał w podatkach do końca życia. Wyluzuj i przynajmniej nie pruj galarety, jak człowiek chce po przyjacielsku pożartować.
Przemo odłożył długopis i obrócił się do niego powoli. Jego spojrzenie wyrażające zmęczenie mogłoby wzruszyć nawet twardziela.
– Marecki, wiesz, co jest w twoim przypadku smutne? Jesteś tak przewidywalny, że mógłbym cię zastąpić chatbotem i nawet nikt by nie zauważył.
– Też cię kocham, moja kluseczko – rzucił Marek i posłał mu w powietrzu buziaka.
– Mongoł – skwitował Przemek sucho. Poprawił mankiety swojej koszuli, jakby chciał podkreślić, że nie zamierza się zniżać do poziomu Marka.
Jarek, ubrany w proste jeansy i rozpiętą białą koszulę, odwrócił się do nich z wyraźnym zniecierpliwieniem. Jego kruczoczarne włosy były starannie wystylizowane, ale całość jego wyglądu mówiła, że ceni tak samo wygodę, jak i estetykę.
– Czy możecie się łaskawie zamknąć? Próbuję to zdać, jeśli jeszcze nie zauważyliście, a Bogucka patrzy na mnie, jakbym planował napad na bank.
Marek rozłożył ręce, jakby został niesłusznie oskarżony.
– P-A-N-I Bogucka. Trochę szacunku, człowieku! – Oparł łokieć na ławce i spojrzał z rozmarzeniem na dyrektorkę. – Taka to by mnie mogła wyrzucić z sali o każdej porze dnia i nocy.
– No właśnie, fajnie się dzisiaj ubrała nasza modelka, co? – wtrącił Jaro, teraz wyraźnie zainteresowany.
– Jeśli Bogucka to nie ideał, to nie wiem, kto nim jest – przytaknął Marek.
Obydwaj odłożyli długopisy i patrzyli na nią jak zahipnotyzowani.
Przemo pokręcił głową.
– Leczcie się – mruknął, ale wzrokiem również nieśmiało powędrował w kierunku nauczycielki.
– Nie udawaj świętego. Wiemy, czyje zdjęcia z naszego klasowego wyjazdu masz nad łóżkiem – rzucił uszczypliwie Marecki, czym trafił w czuły punkt.
– Tylko dlatego, że to piękne wspomnienia! – Przemo próbował wybronić się z sytuacji, ale twarz zdradziła go całkowicie, bo momentalnie spłonęła rumieńcem, który przybrał odcień świeżo zerwanej kaszubskiej truskawki.
– Może już mówisz do tego zdjęcia „dobranoc” przed snem, co? – zakpił Jaro.
Marecki parsknął, nadaremnie próbując powstrzymać śmiech. Spojrzał na arkusz egzaminacyjny wyraźnie strapiony i momentalnie stracił humor.
– Dzięki, geniuszu, przez ciebie obsmarkałem egzamin. – Zaczął szorować arkusik rękawem i znów zatrząsł się ze śmiechu.
Tymczasem Przemo z rumianego truskawkowego zmienił kolor na intensywną czerwień toskańskiego pomidora koktajlowego. Otworzył usta, by się odgryźć, ale ubiegł go dochodzący z tyłu szept:
– Ej, chłopaki, jaką macie odpowiedź w ósmym? – Staszek pochylał się nad swoją ławką, jakby zaraz miał przeprowadzić nielegalny handel informacjami. Nerwowo stukał długopisem o blat.
Ubrany był w idealnie wyprasowaną białą koszulę, czarne spodnie od garnituru i muchę zawiązaną z taką starannością, że wyglądała, jakby jego mama osobiście ją poprawiała jeszcze kilka minut przed wyjściem z domu. Jego blond włosy były uczesane jak na komunię, co dodawało mu dziecięcej niewinności, zupełnie niepasującej do nerwowego stukania długopisem o blat ławki.
– A – odpowiedział Przemo od niechcenia.
– B – dorzucił Jaro, nie odrywając się od pisania.
– C – szepnął Maro, ledwo powstrzymując się od śmiechu.
– Yyy… No to… Dzięki za pomoc – westchnął Staszek, łapiąc się za głowę.
– Patrzcie, przyszła kadra lekarska się nas radzi, która odpowiedź jest dobra – mruknął Przemo z przekąsem. – W szpitalu też będziesz pytał pacjenta, czy to katarek, czy zawał serca?
Staszek spojrzał na niego z mieszaniną irytacji i rezygnacji.
– Przemo, ja mogę zapomnieć o medycynie. Nie zdam tego. Ojciec mnie wyrzuci z domu. Matka wyśle na jakiś kurs gastronomiczny. Pierwszy w rodzinie od pięciu pokoleń, który wyląduje na socjologii czy innej filologii czeskiej. Jestem skończony – kwiknął. Oczy zaszkliły mu się, jakby lada moment miał zapłakać.
Jarek odłożył długopis i odwrócił się do niego. Spojrzał mu głęboko w oczy. Westchnął głośno, a jego twarz przybrała strapiony wyraz.
– Staszek, czy ty kiedyś powiedziałeś, że dobrze ci poszło na sprawdzianie?
– Nooo… Niby nie – przyznał po chwili namysłu Staszek.
– To jak wytłumaczysz, że masz najwyższą średnią w klasie i trzecią w szkole? – kontynuował Jarek z lekkim uśmiechem.
– Nooo… – Staszek zamrugał zaskoczony i otworzył usta, ale nie znalazł żadnej sensownej odpowiedzi.
– Sro! Słuchaj, zdolny z ciebie facet. Problem w tym, że brakuje ci pewności siebie. Skup się na egzaminie, nikim się nie sugeruj i zacznij myśleć. Chcę mieć lekarza w rodzinie za dziesięć lat.
– Emmm… Dzięki, Jarek – odpowiedział Staszek, wyraźnie zaskoczony, ale z iskrą nadziei w oczach. Milczał przez chwilę, jakby przetrawiał słowa Jarka, aż w końcu uśmiechnął się i skinął głową. Wrócił do arkusza i zamaszystym ruchem zakreślił odpowiedź D.
Chłopcy mieli zamiar kontynuować rozmowę, lecz salę wypełnił dźwięk odsuwanego krzesła. To Bogucka wstała i ruszyła do mównicy. Obecność kobiety działała uspokajająco, jak wezwanie do skupienia, zamiast wywoływać strach przed pustą kartką.
Rozproszone szepty i nerwowe skrobanie długopisów stopniowo ucichły, gdy Martyna Bogucka dotarła do mównicy. Złote promienie słońca, wpadające przez wysokie okna sali, zdawały się tańczyć wokół jej wysportowanej sylwetki. Stanęła na swoim podium, z uśmiechem pełnym ciepła i zachęty, górując nad rzędami biurek jak królowa przed oddanym jej wojskiem. Jej wzrok przesuwał się po twarzach uczniów, tworząc dramatyczną pauzę, która wybrzmiała niczym ostatni akord symfonii.
W końcu przemówiła:
– Moi najdrożsi – zaczęła z uśmiechem, który mógłby roztopić lód na biegunie. – Do końca egzaminu, będącego koronacją waszego ośmioletniego wysiłku, zostało dokładnie pięć minut. – Zrobiła krótką pauzę, omiatając salę spojrzeniem. – Dajcie z siebie wszystko, kochani! – dodała, a jej głos, aksamitny i melodyjny, wypełnił przestrzeń jak muzyka.
Chłopcy w ostatnim rzędzie nie mogli oderwać od niej wzroku. Jej elegancja, promienny uśmiech i naturalna pewność siebie sprawiały, że w ich oczach zdawała się bardziej zjawiskiem niż osobą. Maro, z szeroko otwartymi oczami, wyglądał, jakby nagle zobaczył anioła – jego głowa mimowolnie podążała za każdym jej ruchem.
Każdy detal w jej wyglądzie zdawał się starannie dopracowany. Idealnie skrojony kostium subtelnie podkreślał jej smukłą sylwetkę, a czerwone szpilki z połyskiem rzucały się w oczy. Delikatne, złote kolczyki lśniły w promieniach słońca, które dodawały jej aurze niemal nadprzyrodzonego blasku. Była jak obraz wyjęty z modowego magazynu – perfekcyjna w każdym calu, a jednocześnie ciepła i przystępna.
– Czy istnieje kobieta bardziej idealna niż Martyna Bogucka? – wyszeptał Maro, wpatrując się w nią z zachwytem, jakby patrzył na Mona Lisę w złotych ramach.
– Nie istnieje – odparł Przemo cicho, wciąż próbując ukryć zmieszanie, choć jego twarz przybrała kolor krwiście czerwonego zachodzącego słońca nad Bałtykiem.
© Copyright Jakub Kraskowski, 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone.
ISBN: 978-83-976420-0-3
© Wydawnictwo: NOMADIN
Plik e-booka wygenerowano w czerwcu 2025 roku.