(Nie)idealny - Marcela Tomas - ebook
NOWOŚĆ

(Nie)idealny ebook

Marcela Tomas

4,4

53 osoby interesują się tą książką

Opis

Podobno demony to mściwe istoty.

Doskonale przekonuje się o tym pisarka, Olga Małecka, która odrzuca zaloty jednego z nich i ściąga na siebie klątwę. Niedługo potem w życiu Olgi zaczynają pojawiać się idealni mężczyźni, których pierwowzory wykreowała w swoich powieściach. Przy ich pomocy demon próbuje doprowadzić do tego, by pisarka stała się jego własnością. Jednak ona nie zamierza się łatwo poddać i rozpoczyna walkę, której stawką jest jej dusza.

Chociaż Asmodeusz czuje na karku oddech polującej na niego łowczyni demonów, wcale nie zamierza się poddać. Nie zrezygnuje ze zdobycia Olgi, nawet gdy zostanie ona wplątana w burzliwy spór pomiędzy demonami i heksami. Wkrótce jego działania doprowadzą do tego, że na szali zostanie postawione nie tylko jej życie, ale również istnienie całej ludzkości…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 439

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (26 ocen)
16
5
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jakiza

Nie oderwiesz się od lektury

Ależ to było dooobre😁 Diabelnie dobre 😏 Świetna opowieść, dobrze napisana, nie mogłam się oderwać. Polecam
20
Kantorek90

Nie oderwiesz się od lektury

Współpraca reklamowa @wydawnictwo_amare “(Nie)Idealny”, czyli debiut literacki Marceli Tomas to książka, która jest szczególnie bliska mojemu sercu. Nie tylko ze względu na to, że jest to mój patronat, ale przede wszystkim dlatego, że miałam okazje poznać i zakochać się w tej historii jeszcze zanim została wysłana, jako propozycja wydawnicza. I chociaż sam tekst od tego czasu ewoluował, mój stosunek do losów tej niecodziennej i niezwykłej pary pozostał niezmienny. Teraz kiedy trzymam oficjalną wersję książki Marceli w swoich dłoniach, mogę powiedzieć Wam dwie rzeczy. Po pierwsze, jestem niezmiernie szczęśliwa, że nareszcie mogę podzielić się z Wami moją opinią na jej temat, a po drugie trochę Wam zazdroszczę, że będziecie mogli przeczytać ją po raz pierwszy. Mówią, że podobno demony to mściwe istoty. Jedną z osób, które doskonale zdają sobie z tego sprawę, jest pisarka i projektantką ogrodów — Olga Małecka. Po tym, jak kobieta odrzuciła zaloty jednego z nich, została przeklęta, a w j...
21
Sikora294

Nie oderwiesz się od lektury

No cóż, to było niezwykle i tak inne od tego co do tej pory czytałam... było jednak cudowne ♥️♥️♥️♥️♥️
10
Marika8822

Nie oderwiesz się od lektury

Jak ta historia mi się podobała. Polecam każdemu kto lubi opowieści o demonach.
10
Alicjate

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem w szoku jak dobrze się bawiłam!!! Styl w jakim została napisana - rewelacyjny. Świetna historia, dopracowana. To ta z książek, po której chce się sięgać po następne bo rozbudza apetyt. Brawo! I dziękuję za miło spędzony czas, czekam na więcej i polecam!
00

Popularność




Marcela Tomas

(Nie)idealny

Najbliższym

Rozdział pierwszy

Było wiele rzeczy, które wnerwiały Olgę Małecką. Wiele też doprowadzało ją do stanu przedzawałowego, gdy dała już owładnąć się furii. Nic jednak nie denerwowało jej tak, jak natręt ze stolika naprzeciwko.

Był przystojny, to fakt. Powiedziałaby, że wyglądał przyzwoicie. Może nawet by się z nim przespała, ale dzisiaj kompletnie nie po to tu przyszła. Dzisiaj szukała spokoju, jeśli w ogóle można o nim mówić w miejscu, które wcale na takie nie wyglądało. Małecka zawędrowała bowiem do pubu.

Ostatnie miesiące spędziła na projektowaniu bardzo skomplikowanego ogrodu. Można by rzec, że wreszcie odkopała się z zaległości w pracy i ze spokojną głową mogła zająć tym, co lubiła najbardziej – pisaniem.

Praca na pełen etat w Kwietnym Zaułku dawała się we znaki. Od trzech miesięcy nie postawiła nawet litery w najnowszej książce, tak była zawalona robotą. Dopiero niedawno udało jej się wypchnąć większość projektów i trochę odsapnąć. Zaklepała już wstępnie urlop. Szef nie miał nic przeciwko – sam od kilku dni przebąkiwał, że powinna już dawno skorzystać z ich niepisanej umowy i zrobić sobie przerwę na pisanie. Małecka taki właśnie miała plan – popracować nad kolejną powieścią. Była zła na siebie, że przez nawał projektów zbyt długo trwała w pisarskiej stagnacji. Koniecznie musiała ruszyć dalej z fabułą, bo termin na oddanie książki nieubłaganie się zbliżał.

Problem polegał na tym, że Olga była psychicznie wyczerpana, i dlatego udała się na spacer – by oczyścić umysł. Jak znowu znalazła się w Żółtych Drzwiach, nie miała pojęcia. Obwiniała o to nogi i swoją słabą kondycję.

Gdyby tylko ten koleś cały czas się na nią nie gapił! Od wwiercającego się wzroku nieznajomego ciarki przechodziły jej po plecach.

Zerknęła na niego ukradkiem, a na jej twarzy pojawił się nieprzyjazny grymas – taki, że aż barman się cofnął. Postawił przed nią drinka, którego nazwy nawet nie znała, i przeszedł na drugi koniec baru. Chwyciła stożkową lampkę z czerwonym płynem. Skrzywiła się, gdy poczuła na języku kwaśny smak. Odłożyła naczynie ze wstrętem, a po chwili pojawiła się przed nią oszroniona szklanka z bursztynowym płynem. Spojrzała zdumiona na Oliwiera, ale on tylko brodą wskazał na siedzącego przy stoliku faceta.

Kątem oka przyjrzała mu się ponownie, a później spojrzała na swój ubiór. Założyła jeansy i sweter, w dodatku luźny i nieciekawy. Włosy związała w niedbały kucyk, a na twarzy nie miała nawet grama makijażu. To zazwyczaj skutkowało i żaden koleś się jej nie czepiał. Ten był inny. Uparty albo głupi. Obstawiała to drugie.

Uniosła szklankę ku górze, on uczynił to samo. Wypiła zawartość i zastanowiła się ponuro, czy była tak dobrze zaprawiona w boju z mieszaniem alkoholi, że mogła pozwolić sobie na wypicie whisky po drinkach Oliwiera, które nie należały do najsłabszych. Odłożyła z mocnym brzdękiem szklankę i zafrasowana wpatrywała się w ściankę z trunkami przy barze. Ostentacyjnie poprawiła się na barowym krześle, obracając się plecami ku mężczyźnie stawiającemu jej drinka.

– Może shoty? – podsunął Oliwier, który znów pojawił się przy niej.

Spojrzała na niego spode łba, całkowicie niezadowolona, że jej ostatnia deska ratunku była zbutwiała i prowadziła ją prosto na dno. Dno zwane niemocą. Brak spokoju był dla niej wysoce niekorzystny. Bez oczyszczonego umysłu nie przestawi się z trybu projektantki na tryb pisarki.

– Nie przyjmę już od tamtego gościa żadnych prezentów – warknęła do barmana. – Oddaj mu to samo. Zapłacę.

Oliwier – wysoki, bardzo szczupły i lekko zniewieściały blondyn – skinął głową i zabrał szklankę. Po chwili postawił przed nią kolejnego drinka, mrucząc pod nosem, że to na koszt firmy.

Przysunęła bliżej siebie szklankę, wciąż patrząc na nią nieufnie. Wątpiła, że wlanie w siebie kolejnej porcji alkoholu będzie dobrym pomysłem. Zamoczyła usta i niemal wypluła zawartość, gdy obok niej znienacka pojawił się mężczyzna, który postawił jej drinka.

– Witaj, piękna. – Usłyszała jego głęboki głos. Głos uwodziciela.

Parsknęła w duchu. Twoje niedoczekanie – pomyślała zajadle.

– Słuchaj – powiedziała, odwracając się ku niemu. – Czy tobie ten strój wygląda na poszukiwania towarzysza? – Pokazała dłońmi na swój ubiór i uczesanie. – Nie szukam przygód.

– Więc co tu robisz? – zapytał, odpalając papierosa.

– Nawet nie pytaj, bo i tak nie uwierzysz.

– Uwierzę w każde twoje słowo – powiedział, nadając barwie swojego głosu zmysłowej głębi.

Jego ciemnobrązowe oczy miały wewnątrz złote plamki. Dobrze zarysowana szczęka, kilkudniowy zarost, nawet ten przeklęty papieros mu pasował. Nieznajomy miał wąskie usta, które z pewnością wprawnie całowały. Jego włosy były ciemne i krótkie, stylizowane na podcięte, a dłuższe kosmyki zawadiacko opadały mu na oczy. Mógłby być ideałem, ale nie dla Olgi. Coraz bardziej działał jej na nerwy, bo naprawdę pomylił ją z jakąś pustą idiotką, która poleciałaby na taki tani tekst.

Odsunęła od siebie drinka i przywołała Oliwiera. Gdy barman podliczał jej rachunek, zwróciła się do mężczyzny:

– Słuchaj, możesz sobie darować tę bajerę. Czego byś nie zrobił, ja naprawdę nie szukam dzisiaj przygód. Nie naprzykrzaj mi się więcej. – Zbliżyła kartę do terminala, schowała ją do torebki i zsunęła się z krzesła.

Nie zdążyła zrobić kroku, bo on stał tuż przed nią. Powiodła wzrokiem po jego ubiorze. Błękitny kolor koszuli podkreślał jasną karnację. Ciemne spodnie nadawały nieco luzackiego wyglądu. Totalnie jej nie pociągał, za to irytował do potęgi.

– Czego jeszcze chcesz?

Facet tylko uśmiechnął się czarująco, a to podniosło jej ciśnienie. Koleś naprawdę nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji i przeciągał strunę.

– Wybacz moją impertynencję. – Skłonił się lekko, czym wywołał u Olgi całkowitą dezorientację. Zazwyczaj faceci tak się nie zachowywali. Nie w stosunku do niej. – W ramach przeprosin postawię ci drinka – powiedział, patrząc na nią z lekkim zawstydzeniem.

Doskonale wiedziała, że jego skrucha była udawana, ale intuicja podpowiadała jej, by mimo wszystko usiadła.

– Niech będzie.

Posłał jej firmowy uśmiech – jak zakładała – numer dwa. Dziwiło ją, że nie odpuścił. Inni faceci zazwyczaj wycofywali w momencie, gdy odnosiła się do nich tak opryskliwie. Odchodzili z niezadowolonym grymasem na twarzy, ale po chwili znajdowali dostatecznie pijaną i chętną na wyjście z pubu. Ten jegomość najwyraźniej do tego grona nie należał, bo uczepił się jej jak rzep psiego ogona.

Zamówił im po szklance whisky. Po chwili stały przed nimi oszronione kryształy z alkoholem. Olga oparła się o blat i westchnęła przeciągle. Wszelki wysiłek, by osiągnąć wewnętrzny spokój, odpocząć i złapać natchnienie, poszły się przysłowiowo paść… A to wszystko przez niego. Wyprowadził ją z równowagi, gapiąc się na nią jak cielę na malowane wrota. Zburzył spokój ducha, o który tak bardzo walczyła.

Nieznajomy odpalił kolejnego papierosa. Dym poruszał się wolno, wił wokół jego sylwetki. Diabelnie do niego pasował. Dosłownie.

– Jak ci na imię? – odezwał się pierwszy.

– Olga.

– Ładnie.

– Dzięki.

– Mnie o imię nie zapytasz? – spytał z zawadiackim uśmiechem.

– Nie – odparła, nawet na niego nie patrząc.

– Ciekawa z ciebie osoba – skwitował rozbawiony.

– Raczej nieprzyjemna – odparowała – i nudna.

Podniosła szklankę do ust. Chłodny płyn drażnił jej podniebienie, a później przełyk, i zaczął przyjemnie rozgrzewać ciało od środka. Mężczyzna obok również się napił. Zerknęła na niego z ukosa. Celowo nie spytała go o imię. Po co miała to robić, skoro jutro każde pójdzie w swoją stronę? Jutro – to dobre słowo. Spojrzała na zegarek. Dochodziła dwudziesta trzecia. Za godzinę nastanie nowy dzień – czysta karta, która godzina po godzinie zacznie się zapisywać.

– Skoro nie szukasz przygody na noc, to czego w takim razie?

– Spokoju.

– W tak głośnym miejscu? – Pokazał dłonią na otoczenie.

Fakt, miał gość trochę racji. Równowagę najczęściej osiąga się w miejscach, gdzie panuje cisza pozwalająca na zebranie myśli. Olga potrzebowała czegoś zupełnie innego. Najwyższy poziom koncentracji osiągała w dziwnych miejscach – w korku, w windzie, w kolejce do kasy, podczas zmywania naczyń, pod prysznicem. To było jak błysk, impuls napędzający dalsze wydarzenia powieści.

A jednak żadna z tych metod nie zadziałała. Pozostał jej więc stary dobry spacer. Nie jej wina, że od ciągłego chodzenia rozbolały ją kolana. Siedzący tryb życia, ot co.

– Potrzebuję spokoju, by przestawić się na inny typ… pracy.

– Jaki? – W jego głosie wyłapała żywe zainteresowanie.

– Pisanie.

Gwizdnął z podziwu.

– Jesteś pisarką?

– Nie, jednorożcem.

Parsknął śmiechem. Ładnie się śmiał. Tak… uzależniająco. Było w nim coś pociągającego i doskonale to widziała, ale intuicja odpychała ją od nieznajomego. Jeszcze nie wrzeszczała jak szalona, by uciekać, ale ostrzegała. Olga wolała jej posłuchać. Druga sprawa była taka, że porządnie ją wkurzał, bo po prostu przeszkadzał swoim natręctwem. Nadal czuła ciarki na plecach od jego wwiercających się w nią oczu.

– Jestem pod wrażeniem. – Zaciągnął się.

Dlaczego ten dym tak dobrze z nim współgrał? To było aż nieprzyzwoite.

– Dzięki.

– Wspominałaś, że chciałaś przestawić się na inny typ pracy. Co to oznacza?

– Pisanie to hobby, ale pracuję na pełen etat w innej branży.

– Zaciekawiłaś mnie. Zechcesz podzielić się ze mną tą tajemnicą?

– Nie bardzo.

Olga obracała w palcach szklankę z niedopitym trunkiem. Jeszcze chwilę temu miała w planach wypić całą zawartość i spławić natręta, ale rozmyśliła się. Dlaczego miałaby odmówić sobie dobrej zabawy, gdy on będzie chciał ją poderwać, a ona pozostanie niewzruszona? Sam był sobie winien, że ciągnął tę szopkę. W myślach obstawiła zakład sama ze sobą, kiedy facet wymięknie. Zapowiadał się ciekawy wieczór.

Minuty spokojnie płynęły, a on nie odpuszczał. Nie przekraczał granic przyzwoitości, jeśli można w ogóle o tym mówić w miejscu takim jak pub. Niekiedy minimalizował między nimi dystans, ale ani razu jej nie dotknął. To było dziwne, zważywszy na hektolitry alkoholu, które w siebie wlał. Ta dawka powaliłaby konia i Olga już w przedbiegach przystopowała, podczas gdy on pozostał trzeźwy. Była pełna podziwu dla jego zdolności trawienia alkoholu.

Cóż, pozostało jej jeszcze jedno – zbyć go swoim odstraszającym zachowaniem. Nieskora do rozmowy, niechichocząca, odpowiadająca półsłówkami, była marnym kąskiem dla potencjalnego łowcy, a nie miała wątpliwości, że on łowcą był.

W litościwym odruchu odezwała się cicho:

– Naprawdę, poszukaj sobie innej ofiary. Nie widzisz, że ze mną nic nie wskórasz?

Uśmiechnął się pobłażliwie, jakby w ogóle nie pojmowała zasad rządzących relacjami damsko-męskimi. Nachylił się ku niej, by szepnąć wprost do ucha:

– Lubię wyzwania.

– Przegrasz – odparła, siląc się na obojętność, bo jego oddech wywołał słaby dreszcz.

Zamarła na kilka sekund, by dokładnie wsłuchać się w swoje ciało, ale doszła do wniosku, że ten gość za mało ją kręcił. Nie było tego przyciągania, które zawsze czuła, mniej lub bardziej, ale czuła. Z nim było inaczej. Nie odbierała niczego poza ostrzeżeniem, by trzymać się od niego z daleka.

Swoją drogą był dziwny. Musiał mieć nie po kolei w głowie, skoro rajcowały go laski w za dużych swetrach, z włosami w nieładzie i bez makijażu. Nie żeby wyglądała jak straszydło, ale na pewno nikt nie zawiesił na niej oka na dłużej niż dwie sekundy. A ten Elegancik nic sobie z tego nie robił!

– Taka jesteś pewna swego? – spytał, a w brązowych oczach pojawiły się błyski rozbawienia. – Chcesz się założyć?

– Nie zakładam się z obcymi – burknęła.

Wypuścił dym z ust.

– Słusznie.

– Naprawdę możesz sobie iść. Nie poczuję się dotknięta.

– Kiepsko by to wyglądało, gdybym teraz się poddał.

Wpatrywał się w jakiś punkt przed sobą z tajemniczym uśmieszkiem. Odpalił kolejnego papierosa i znów się zaciągnął. Olgę zaczął powoli mdlić ten zapach. Nie nastrajał jej do dalszej rozmowy. Powinna się już zmywać. Wtedy jasno da mu do zrozumienia, że nie jest zainteresowana jego towarzystwem.

– Pójdę już.

– Odprowadzę cię.

Olga zsunęła się z krzesła i wpatrzyła w niego morderczo.

– Nie – oznajmiła twardo.

– I tak pójdę. – Wzruszył ramionami. – Dżentelmen powinien odprowadzić damę chociaż pod blok.

– Jasne – rzuciła z przekąsem. – I tym sposobem dowiesz się, gdzie mieszkam. Zapomnij. – Ruszyła do wyjścia. – I żadna ze mnie dama – dodała na odchodne.

*

Obserwował ją, gdy wychodziła z pubu. Laska pożałuje, że go odtrąciła. Nikt nigdy mu nie odmawiał. Nie jemu – demonowi pożądania.

Asmodeusz zawsze dostawał to, czego chciał. W tamtym momencie chciał Olgi. Tyle że ta mała jędza tak perfidnie mu się postawiła! Ugodziła w jego dumę, i to tak, że w pierwszej chwili miał ochotę ją zabić. Na szczęście nie był narwany i naprędce obmyślił zemstę. Tak, ostudził gniew i był w stanie wymyślić coś tak diabelskiego i przewrotnego, że ledwie panował nad złowieszczym chichotem.

Dziewczyna skręciła w najbliższą uliczkę. Chroniona przez ciemność, czekała, czy Asmodeusz się nie pojawi. Niemal się roześmiał. Czy ona naprawdę miała go za stalkera, czubka czy innego świra? Gdyby rzeczywiście tak było, mogłaby się poczuć nawet bezpiecznie. Tymczasem biedaczka zadarła z silami, o istnieniu których nie miała nawet pojęcia.

Olga trwała przyczajona, wpatrując się w oświetloną ulicę. Asmodeusz ledwie panował nad rozbawieniem. Powinna była ubezpieczać tyły. Ruszył bezszelestnie w jej kierunku. Jeszcze przez kilka chwil pozwolił jej myśleć, że była bezpieczna. Gdy odetchnęła cichutko, odezwał się z zadowoleniem:

– Mam cię!

Dziewczyna podskoczyła przestraszona, a on wygiął wargi w złowieszczym uśmiechu. Na jej twarzy malowało się niedowierzanie, w oczach dostrzegł błysk strachu. Czekał na jej pełen przerażenia krzyk, ale się przeliczył. Olga napięła mięśnie i zerknęła na ułożone obok nich kartony. Naiwna. Chciała je strącić, by zablokować mu do niej drogę i zyskać czas na ucieczkę? Niedoczekanie.

Zaśmiał się groźnie i wyciągnął dłoń przed siebie. Olga wciągnęła ze świstem powietrze. Ze zgrozą odkryła, że została unieruchomiona. Zmrużyła wściekle oczy, ale nic nie powiedziała. Asmodeusz tymczasem nie przestawał się uśmiechać. Jego dłonie poruszały się w leniwym tańcu, tworząc klątwę dla Olgi. Gdy urok był już gotowy, wypuścił go, nie zrywając kontaktu wzrokowego ze swoją ofiarą. Ciemnozłote drobinki powędrowały do niej i niczym popiół opadły na jej włosy i ramiona, dopóki nie oblepiły całej jej sylwetki. Powieki Olgi zaczęły opadać. Walczyła z nagłą sennością, ale nie miała szans na walkę z urokiem Asmodeusza. Zamknęła oczy, zachwiała się i uderzyłaby całą sobą o bruk, gdyby w porę jej nie złapał.

Ułożył nieprzytomną Olgę na ziemi i zawisł nad nią na chwilę. Kusiło go, by skraść jej pocałunek. Przecież i tak nie będzie pamiętała sytuacji, jak dopadł ją w zaułku i przeklął, więc pocałunku tym bardziej nie. Pokręcił głową, niedowierzając swojej decyzji.

Zabawniej będzie, jeśli doprowadzi do tego, że to ona pocałuje jego.

Z tą myślą pstryknął palcami, by odesłać Olgę do jej mieszkania. Zachichotał złośliwie, wspominając swój nikczemny plan. Brutalnie pokaże dziewczynie, że idealnych facetów nie było na tym świecie. Nie dla niej.

Wkrótce Olga napotka na swojej drodze bohatera z jednej ze swoich powieści, mężczyznę na pierwszy rzut oka wyglądającego na idealnego, który obrzydzi go jej na wszelkie możliwe sposoby.

Zatarł ręce z ekscytacji. Zaczynała się zabawa.

*

Olga pędziła na dworzec. Przeklinała w duchu swoją skłonność do prokrastynacji, bo teraz musiała wypluwać sobie płuca, by zdążyć na czas. W ostatniej chwili wpadła na peron. Konduktor gwizdkiem już sygnalizował odjazd. Rozpędzona wskoczyła do pociągu. Przytrzymała się barierki i spróbowała złapać oddech. W głowie się jej kręciło; nie była przyzwyczajona do długodystansowych biegów. Starała się uspokoić, po czym z najpoważniejszą miną, na jaką było ją w tej chwili stać, weszła do wagonu bezprzedziałowego, by odszukać swoje miejsce.

Szybko je znalazła. Nie do końca pasowało jej, że przy zakupie biletu jedyne wolne miejsce przy oknie było na środku wagonu. Znajdowały się tam większe stoliki, łączące ze sobą aż cztery miejsca, co oznaczało, że będzie siedziała naprzeciwko kogoś. Westchnęła. Nic już na to nie poradzi. Przeprosiła krótko ostrzyżoną blond pięćdziesięciolatkę i zajęła siedzenie przy oknie.

Pozwoliła sobie odetchnąć. Na szczęście zdążyła. Natalia – jej przyjaciółka mieszkająca w Poznaniu – przetrzepałaby Małeckiej skórę, gdyby ta spóźniła się na jej wieczór panieński. Pech chciał, że samochód Olgi był w naprawie u mechanika, więc musiała skorzystać z publicznego środka transportu. Nie żeby narzekała. Lubiła jazdę pociągiem.

Wyjęła z torebki książkę i zaczęła czytać. Wciąż była mocno zmachana wcześniejszym biegiem, więc zamiast liter widziała czerwone plamki. Zamknęła na chwilę książkę, by zapanować nad zmęczeniem.

Podniosła wzrok na siadającego naprzeciwko niej faceta i zamarła.

To był mężczyzna idealny.

JEJ idealny.

Był dokładnie taki, jak go sobie wyobrażała. Pociągła twarz z kilkudniowym zarostem. Jasne włosy ostrzyżone po bokach, dłuższe zaczesane do tyłu. Piękne brązowe oczy, w których można było utonąć. Nie mogło być mowy o pomyłce. Facet wyglądał jak jej Aleksander.

Nigdy by nie podejrzewała, że protagonista z jej książki może istnieć naprawdę. Nieprawdopodobne, a jednak prawdziwe. Olga poruszyła się niespokojnie na swoim miejscu i idąc za przykładem mężczyzny, również wyjrzała przez okno. Podziękowała w duchu tej magicznej sile, która sprawiła, że mogła go zobaczyć. Serce biło jej jak oszalałe, gdy wpatrywała się w jego odbicie w szybie pociągu. Obserwowała i odtwarzała w pamięci każdy detal wyglądu. Nic nie uległo zmianie. Wszystko się zgadzało, nawet ta nieregularność na linii włosów tuż przy skroni.

Zerknęła ukradkiem na dłonie trzymające aktówkę. To akurat się nie zgadzało, ale przecież w prawdziwym życiu nie mógłby być rebeliantem żywcem wyjętym z młodzieżowej powieści fantasy.

Dłonie miał smukłe, nieskazitelne. Cholera, był nieprzyzwoicie idealny! Przecież tacy nie istnieją w prawdziwym życiu! A jednak siedział tuż przed nią – Aleksander z krwi i kości. Aleksy z jej wyobraźni.

Gdy podeszła młoda kobieta z obsługi, zamówił kawę. Miał piękną barwę głosu. Niemal taką, jak sobie wyobrażała. Czy to możliwe, że Aleksy z jej wizji był prawdziwy? A może tylko go idealizowała?

Cała jej podróż skupiała się na Aleksym. Im więcej czasu z nim spędzała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ten mężczyzna jednak nie był jak wydarty z jej marzeń. Zresztą szybko zeszła na ziemię, bo nawet w jej książkach Aleksander miał wady, ale wady, które ona – jako jego twórczyni – wspaniałomyślnie mu wybaczała.

Żałowała, że spotkanie z ucieleśnieniem jej pisarskiej wizji było tak rozczarowujące. Nieskazitelność idealnego wyglądu niszczył chmurny grymas, który zbyt często pojawiał się na jego twarzy.

Po dwóch godzinach jazdy pociąg utknął gdzieś w szczerym polu. Remontowano tory i obowiązywał ruch wahadłowy, musieli więc czekać na zgodę na przejazd. Olga była cierpliwa. W normalnej sytuacji trochę by narzekała, że Natalia będzie musiała na nią czekać, ale w obliczu (a raczej przez oblicze) pewnego mężczyzny nie przeszkadzał jej poślizg, z jakim przyjedzie do Poznania. Tyle że jemu to przeszkadzało. Bardzo.

Idealny stękał i wzdychał co rusz, aż najpierw nie wytrzymała siedząca obok Małeckiej pięćdziesięciolatka i posłała mu ostrzegawcze spojrzenie. W końcu nawet Oldze zaczęły przeszkadzać jego ostentacyjne westchnienia. Starała się nie pokazać po sobie, że jego zachowanie jej nie pasowało. A nie pasowało. W takich sytuacjach jak ta ciężko zachować cierpliwość, ale nie trzeba było tego jawnie okazywać.

Fascynacja Aleksandrem minęła tak szybko, jak się pojawiła. Facet zdecydowanie zadzierał nosa. Patrzył na wszystkich z góry, usta miał mocno zaciśnięte.

Olga otrząsnęła się z oszołomienia. Nie cierpiała takich mężczyzn. Pokazywał, jaki to on nie jest ważny i jaki to nie jest spóźniony na arcyważne spotkanie, by zawrzeć megaważny kontrakt dla swojej zajebiście ważnej korpo. To jednak jeszcze można było przeżyć, naprawdę mogła to ścierpieć. W końcu wielu było takich facetów – elegancko ubranych, zatrudnionych w jakichś koncernach, zadzierających nosa. Zazwyczaj skrupulatnie pisali coś na służbowych laptopach albo przeprowadzali biznesowe rozmowy, czasem przeglądali notatki. Oldze zdarzało się spotykać taki typ mężczyzny jeszcze na studiach, gdy pociągiem podróżowała do rodzinnego Bielska. Nad opóźnieniami kolei przeszła więc do porządku dziennego. Po co denerwować się na coś, na co nie ma się wpływu?

Aleksander – jak nazywała go w myślach – znowu westchnął z irytacją, a Olga przewróciła oczami.

Gdyby ktoś jej powiedział, że tego dnia spotka idealnego ze swojej książki, parsknęłaby śmiechem. Do wariatkowa odesłałaby natomiast tego, który by dodał, że jeszcze się z nim zetrze w słownej utarczce. Gdyby tylko ktoś jej o tym powiedział…

Od dłuższego czasu skanował wzrokiem przód i tył przedziału. Olga przeczuwała, że szukał ofiary, na której mógłby wyładować swoją frustrację. Ona i jej sąsiadka z fotela obok niestety się do tego nie nadawały. Wystarczyło ostrzegawcze spojrzenie jednej i drugiej i odpuścił, ale to bynajmniej nie oznaczało, że poddał się całkowicie. Ten palant nie spocznie, dopóki nie znajdzie sobie kozła ofiarnego.

Wybuch przyszedł chwilę później. Brązowe oczy błysnęły zwycięsko, gdy wreszcie wypatrzył swoją ofiarę. Małecka też ją dostrzegła i w duchu powtarzała jak mantrę: „Nawet o tym nie myśl”. Nie podziałało. No musiał zaczepić konduktorkę, inaczej by nie przeżył!

– Przepraszam – odezwał się z fałszywą uprzejmością – kiedy wreszcie ruszymy?

Kobieta zatrzymała się obok ich miejsc. Wyglądała na zmęczoną. Pewnie w innych przedziałach też trafiały się takie małpiszony jak ten tutaj. Wykazała się anielską wręcz cierpliwością i ze spokojem odpowiedziała:

– To jeszcze trochę potrwa, proszę pana. Za piętnaście minut powinniśmy ruszyć.

Prychnął. Oho, zaczęło się. Konduktorka rozpętała burzę.

– To samo mówił kierownik pociągu w komunikacie dwadzieścia pięć minut temu.

– Naprawdę bardzo mi przykro. Ruszymy najszybciej, jak się da.

– Pani nie rozumie! Przez was spóźnię się na naprawdę ważne spotkanie! To niedopuszczalne!

Niewzruszona kobieta zacisnęła mocniej usta, by zapanować nad złością. Małecka zrobiła dokładnie to samo. Z całych sił starała się przeciwstawić chęci walnięcia nieznajomego w ten jego pusty łeb.

– Czekamy na jeszcze jeden pociąg, który mamy przepuścić, i wtedy powinniśmy ruszyć.

– Powinniśmy! – sarknął oburzony. – Jesteście tacy niekompetentni! Przewoźnik schodzi na psy właśnie przez takie osoby jak pani! Nie dziwi mnie, że pracuje pani na tak beznadziejnym stanowisku! Nawet ze sprawdzaniem biletów sobie pani nie radzi – wycedził.

W całym przedziale zaległa cisza. Konduktorka poczerwieniała na twarzy i nie potrafiła wydusić z siebie słowa, tak bardzo zaskoczyła ją bezczelność pasażera. Możliwe też, że bała się mu odpyskować, by nie narazić się na wniesienie skargi. Na szczęście Olga mogła zareagować.

– Chyba się pan zapomniał – warknęła do niego.

Przeniósł na nią swoje rozwścieczone spojrzenie. Olga westchnęła w duchu. Trochę było jej żal, że jej wyśniony ideał okazał się być dupkiem. Szkoda, bo zapowiadał się naprawdę dobrze. Fakt, każdy miał swoje wady, Olga nie była tutaj wyjątkiem. Może to przez swoje zbyt wysokie oczekiwania wobec mężczyzn płaciła teraz wysoką cenę?

– Masz jakiś problem?

Dupek. Do potęgi.

– Nie przypominam sobie, byśmy przechodzili na ty, ale to może nawet i lepiej. Gdybym mówiła zbyt grzecznie, to mógłbyś nie zrozumieć – odparła z pozoru leniwie, a jej spojrzenie stwardniało. – Masz panią przeprosić. W tej chwili.

– Co tobie do tego? – odwarknął.

– Przepraszam panią za tak godne pożałowania zachowanie tego tu pasażera. – Olga zwróciła się do zdezorientowanej kobiety, wskazując na mężczyznę.

Łzy zalśniły w oczach konduktorki, gdy ta odchodziła. Małecka policzyła w duchu do trzech, by nie wyrzucić z siebie finezyjnej wiązanki przekleństw pod adresem Aleksego.

– A teraz, skoro już nie ma pani konduktor, nie muszę się hamować – dodała, zniżając głos. – Sapiesz i wzdychasz tu od co najmniej czterdziestu minut. Daj sobie, koleś, na wstrzymanie, bo nikomu tutaj nie podoba się czekanie, a już szczególnie czekanie w twoim towarzystwie. Nikt nie robi problemu konduktorce z powodu opóźnienia, bo każdy normalny człowiek wie, że to nie jej wina. Jak masz problem z opóźnieniem pociągu, to swoje żale wylej w skardze do przewoźnika. A skoro taki z ciebie ważniak, to następnym razem jedź na to arcyważne spotkanie wynajętą limuzyną.

Facet zapowietrzył się ze złości. Był gotów odpowiedzieć, lecz w przedziale rozległy się pełne aprobaty pomruki innych pasażerów. Do ich uszu dobiegały słowa: „Dobrze mówi!”, „Dokładnie!” czy „Uspokój się pan”, na co Olga uśmiechnęła się zwycięsko. Mężczyzna zacisnął szczękę i w milczeniu piorunował ją wzrokiem. Później zaś urażony wpatrywał się w okno. Po kwadransie pociąg ruszył.

– I na co były te nerwy? – spytała cicho, przepełniona wewnętrzną satysfakcją.

Idealny nie odezwał się aż do końca podróży, zresztą nikt tego od niego nie oczekiwał.

Olga przyjrzała mu się ukradkiem i pokręciła głową z niedowierzaniem. W oczach mężczyzny nie widziała już pięknych błysków. Teraz rozpoznała w nich istne bagno. Ten koleś był zabójczo przystojny, ale wewnątrz przegniły. Taki idealny – nieidealny.

Nie ma ideałów na tym świecie, Olga – pomyślała rozczarowana. – Są właśnie tacy jak on: lukrowane gówienka. Albo to ona próbowała dostrzec wszędzie lukier, a wychodziło z tego szambo.

Rozdział drugi

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty

(Nie)idealny

ISBN: 978-83-8373-042-4

© Marcela Tomas i Wydawnictwo Amare 2024

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marta Grochowska

KOREKTA: Angelika Kotowska

OKŁADKA: Izabela Surdykowska-Jurek

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek