Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
403 osoby interesują się tą książką
Drake – znany uwodziciel i właściciel klubu towarzyskiego dla dżentelmenów. Sławę przyniosły mu kobiety zmieniane jak rękawiczki i umiejętności rodem z Kamasutry – aż do dnia, w którym jego największy atut przestaje działać...
Jane – ambitna studentka z południa, która wbrew sobie zostaje wciągnięta w jego świat, stając się częścią misternie uknutego planu ratowania reputacji.
Kiedy ona udaje kogoś, kim nie jest, a on skrywa coś więcej niż tylko uczucia, wybucha mieszanka emocji, hormonów i nieporozumień. A wszystko to w rytmie luksusowych bankietów, rodzinnych dramatów i... jednego nieudanego pocałunku, który zmienia wszystko.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 272
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © Natalia Popławska
Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione. Wykonywanie kopii metodą kserograficzną, fotograficzną, a także kopiowanie książki na nośniku filmowym, magnetycznym lub innym powoduje naruszenie praw autorskich niniejszej publikacji.
Redakcja, korekta i projekt okładki:
Natalia Popławska
Skład i formaty elektroniczne:
Natalia Popławska
Źródło grafik na okładce: Canva, AI
Wydanie I, 2025
ISBN: 978-83-977715-1-2
Prolog
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Drake
Jane
Epilog
Spis treści
Jestem Drake. Drake Weston - marzenie każdej kobiety w tym mieście. Przystojny, bogaty i cholernie pewny siebie. Do wszystkiego doszedłem ciężką pracą, dlatego nie mam zamiaru niczego sobie żałować. Zresztą, ja nigdy niczego nie żałuje. Jeśli ktoś nie jest w stanie dostosować się do mojego życia, to znaczy, że nie ma w nim dla niego miejsca. Jak na razie, tylko dwie osoby sprostały tym wymaganiom - Bastien i John. Byli ze mną, bez względu w jakie gówno się wpakowałem. Dzięki nim jestem na szczycie i mam wszystko. Nie interesuje mnie tylko jedno - miłość. Widząc, jak zmieniała moich bliskich w strzępy człowieka, cieszyłem się, że omija mnie z daleka.
Przyjemność fizyczna zdecydowanie mi wystarczała, przynajmniej do tego przeklętego dnia… Nie wiedziałem, co się ze mną stało. Żadna dziewczyna z klubu na mnie nie działała. Jedna, dwie, trzy, nawet mężczyźni. Nikt nie był w stanie poruszyć bydlaka w moich spodniach. Lekarze są zbyt przekupni, bym mógł im się zwierzyć ze swojego problemu. Reputacja najlepszego kochanka w mieście ległaby w gruzach. Przez nieprzespane noce, gdy zamartwiałem się nad przyczyną tego zjawiska, zacząłem czytać od lat kurzące się na moich półkach książki. Po skończonej pracy, jak tylko przekraczałem próg apartamentu, pogrążałem się w historiach innych ludzi. Uciekałam jak tchórz, nieradzący sobie z własnym życiem. Tylko one dawały mojej zbolałej głowie odetchnąć, zajmując ją czymś całkiem innym. Ważna była inna rzeczywistość i bohaterowie, którzy mogli uprawiać seks. Gatunek nie miał znaczenia, chociaż przesłodzone romanse najbardziej mnie bawiły. Były tak wypełnione science fiction, niż niejedna opowieść o smokach i wiedźmach. Te naiwne kobiety wierzące w miłosne wyznania mężczyzn, chcących tylko dobrać się do ich dziewiczych szparek. Litości.
Jestem Drake. Drake Weston. Od 58 dni, 6 godzin i 30 minut nie umoczyłem…
Podjechałem pod księgarnie i siedząc w aucie od kilkunastu minut, zastanawiałem się, czy w ogóle tam wejść. Niestety, było to jedyne miejsce w Portland, gdzie mogłem kupić najbardziej kiczowatego Harlekina i nikt nie pobiegnie z tym do mediów. Tutaj pracowała kiedyś Madelaine. Wariatka, która wręcz opętała Bastiena, przez co straciłem na kilka miesięcy kompana do ociekających seksem imprez i szybkich numerów z dziewczynami z Klubu. Mimo że nic z tego nie wyszło, on dalej zachowywał się jak pantofel i bawił w szczęśliwą rodzinkę. Jednak to nie jego ptaszek zasypiał co noc w gniazdku Mady…
Otworzyłem drzwi auta i pewnym krokiem podszedłem pod witrynę. Przez szybę widziałem wytatuowaną Go, czy jakoś tak, która zabawiała klienta. Jej głos słyszałem aż tutaj, co nie wydawało się profesjonalnym zachowaniem. Popchnąłem drzwi, wchodząc pewnie do środka. Zapach setki nowych książek wdarł się do moich nozdrzy, drażniąc je intensywnym aromatem drukarskiej farby. Szukałem konkretnego tytułu, jednocześnie starając się nie zwracać na siebie uwagi. Mimo to moja postura i nienagannie skrojony garnitur, w końcu musiały rzucić się w oczy.
— Proszę, proszę. Kto to zawitał w moje skromne progi. Nie pomyliłeś sklepów, Drake? Ten z damską bielizną jest kilkanaście metrów dalej — skomentowała z przekąsem Go, wbijając we mnie spojrzenie pełne czystej nienawiści.
Mieliśmy okazje się poznać, gdy wpadłem na Madelaine podczas jednej z moich randek. Jedliśmy lunch w tej samej restauracji i gdybym od razu wiedział, że jest w towarzystwie tej całej Go, nigdy bym do niej nie podszedł. Okazała się tak samo pyskata, jak Mady, w związku z czym, momentalnie zapałaliśmy do siebie dziką wręcz niechęcią. Drażnienie jednej z nich to była zabawa. Dwie na raz, rozszarpałyby mnie na strzępy. Go okazała się bezczelna i kompletnie niekobieca. Nie rozumiałem, jak one dochodziły do porozumienia. Mady, może i była irytująca, ale przynajmniej w przyjemnym dla oka opakowaniu.
— Szukam książki — odparłem, kontynuując rozglądanie się po tym obcym dla mnie miejscu.
— Te dla dorosłych mamy tam. — Wskazała odległy regał z tyłu sali. — Mają dużo obrazków.
Jej komentarz był zgryźliwy, lecz nie miałem ochoty na rewanż, gdyż zauważyłem cel mojego przybycia. Ignorując tę wariatkę, wziąłem do ręki upragnioną książkę i ponowiłem poszukiwania. Tym razem skupiłem się na kasach. Zbyt długa obecność w tym miejscu zaczynała mnie drażnić. Położyłem swoje znalezisko na ladzie i czekałem, aż ktoś łaskawie pozwoli mi zapłacić. Przyjazd tutaj to był zły pomysł. Nic mi nie pomógł, jedynie dodał do listy irytujących mnie zapachów, woń dużej ilości nowych książek. Podczas gdy przeklinałem w myślach swój pomysł, pojawił się ktoś z obsługi.
— Dzień dobry — powiedziała młoda dziewczyna, nieśmiało się do mnie uśmiechając. Tak samo, jak ta cała banda pseudopracowników, ona też była komiczna. Jej śnieżnobiała cera z pomarańczowymi piegami i rude fale opadające na twarz, przypominały bardziej porcelanową lalkę niż dorosłą kobietę.
Spojrzałem na nią nienawistnie, jednak nadal nie zmieniała swojej przyjaznej postawy. Zielone oczy wciąż były pełne naiwnej wiary w ludzką dobroć. Sądząc po jej akcencie, nie pochodziła stąd i miała zerowe pojęcie, z kim właśnie rozmawia. Odetchnąłem głęboko i rzuciłem książkę na ladę, od razu przepraszając w myślach jej autorkę, za brak szacunku dla jej dzieła. Dziewczyna drżącymi dłońmi starała się nakierować ją pod urządzenie skanujące kod kreskowy, lecz pomimo kilku prób, nie usłyszałem charakterystycznego piknięcia. Korzystając z okazji, przyjrzałem się jej drobnej posturze, zawieszając wzrok na kształtnych piersiach. Dopiero wtedy zauważyłem plakietkę z imieniem: „Jane — uczę się”. Świetnie, nowy pracownik. Ten dzień nie mógł być chyba gorszy. Dziewczyna nadal walczyła z czytnikiem, a im dłużej nic się nie działo, tym jej twarz robiła się coraz bardziej purpurowa. Szukając wzrokiem ratunku wśród pozostałych pracowników, napotkała moje nieugięte spojrzenie. Zobaczyłem strach w zielonych oczach i grzechem byłoby z tego nie skorzystać…
— Jak się nazywasz? — zapytałem, lecz odpowiedziała mi jedynie głucha cisza.
— Jak się nazywasz, dziewczyno? Nie złożę przecież skargi na: „Jane - uczę się” — powtórzyłem, nie spuszczając wzroku z jej niewinnej buśki. Uwielbiałem, gdy kobiety robiły, co im każe. Może teraz też to zadziała i naprawię moje popsute ciało. Kto wie?
— J…ane Austen, proszę pana — wydukała i w nerwowym odruchu zaczesała za ucho rude pasmo. Zmysłowy taniec szczupłych palców otulonych włosami okazał się miłym dla oka przedstawieniem.
— Wiem, że kupuje Jane Austen, ale pytałem cię o coś innego — warknąłem, po czym dziewczyna spuściła zakłopotany wzrok i cofnęła się o pół kroku.
— Nazywam się Jane Austen, proszę pana — powiedziała drżącym głosem, a ja poczułem, jak mój bezwładny przyjaciel lekko drgnął.
Ponownie zerknąłem na jej plakietkę na piersi. Jane Austen, chyba mnie pani prześladuje.
— Dość tego! — Gniewny głos Go po raz kolejny pojawił się znikąd i wdarł między mnie, a dziewczynę. Jednym sprawnych ruchem dotknęła monitora i na wyświetlaczu przed moim oczami pojawiła się kwota. Podałem jej banknot i nie czekając na resztę, zabrałem swoją zdobycz. Odchodziłem w stronę wyjścia, słysząc jak pociesza przestraszoną pracownicę.
— Tak to sobie wymyśliłeś, sukinsynie — wyszeptałem, zerkając w kierunku rozporka.
*
Gdy ponownie przywitał mnie znajomy mrok apartamentu, rozsiadłem się wygodnie w fotelu i spojrzałem na okładkę świeżo zakupionej książki. Z uśmiechem na twarzy przeczytałem tytuł: „Rozważna i romantyczna”. Którą z nich jesteś, ruda kusicielko — Jane Austen?
— Nie martw się tym złamasem. — pocieszała mnie Go, jeszcze parę godzin po wizycie tego gbura.
Była cudowną osobą. Z resztą wszyscy tutaj przyjęli mnie z zaskakującą miłością. Jako biedna studentka z południa, bardzo potrzebowałam pracy. Dostałam stypendium, jednak życie w mieście musiałam opłacić sobie sama. Każdy pracodawca, słysząc mój akcent, od razu wywracał oczami i tylko szukał powodu, by mnie nie zatrudnić. Mając kilkuletnie doświadczenie w pracy w restauracji, dowiadywałam się, że nie posiadam odpowiednich referencji. Mimo to przetrwałami i w nagrodę za lata łapania się każdej dorywczej pracy, trafiłam do swojego pracowniczego raju — księgarni „Books and Me”. Pani Anderson, słysząc moje skrępowanie już podczas rozmowy telefonicznej, zaprosiła mnie na koktajl do pobliskiej kawiarni. Przez kilkadziesiąt minut rozmawiałyśmy na wiele tematów, o dziwo, pomijając doświadczenie zawodowe i nietypowy akcent. Na koniec zostałam zaproszona na swój pierwszy dzień pracy. Nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa.
— Ale dlaczego? Mój akcent… — wydukałam zdziwiona, że ktoś chce dać mi szansę. Już tak dawno nie spotkało mnie nic dobrego, że zaczęłam się zastanawiać, czy to nie sen.
— Ponieważ tutaj wszyscy jesteśmy wyjątkowi — odparła, uśmiechając się do mnie czule. Podwinęła rękawy swojej jedwabnej koszuli i moim oczom ukazały się kolorowe tatuaże ozdabiające jej ręce.
Kolejne dni były jak nierealny sen. Współpracownicy przyjęli mnie bez żadnego słowa krytyki. Komentowali, to jak się wysławiam, ale bardziej z ciekawości. Nawet starali się powtórzyć południową intonację, wywołując tym moje szczere rozbawienie. Nie czułam się inna, gdyż tutaj wszyscy byli jedyni w swoim rodzaju. Jedni wytatuowani, drudzy mroczni, inni uroczo słodcy. Każdy na swój sposób mógł być wyrzutkiem społeczeństwa, mimo to wspierali się nawzajem. W końcu poczułam, że jakoś się ułoży. Zostanę wspaniałym psychologiem dziecięcym, pracując w tej księgarni do końca college’u.
Starałam się pilnie uczyć wszystkich zasad i procesów występujących w handlu. Zamówienia wiązały się z dużą odpowiedzialnością, ale byłam gotowa zrobić wszystko, by zostać. Największy strach, jakim były rozmowy z ludźmi, rozwiała już pierwsza osoba, która słysząc moją intonację, odpowiedziała w podobny sposób. Przełamało to pierwsze lody w kontaktach z klientami. Stawałam się sobą, chociaż przez te kilka godzin dziennie, gdyż na zajęciach nadal unikałam rozmowy i rzadko się udzielałam. Tam liczyły się jedynie wyniki, a w nich byłam nie do pobicia.
*
— Drake to cham i prostak. Nie przejmuj się nim. Zapewne nigdy więcej nie postawi tutaj swojej seksistowskiej stopy — tłumaczyła Go z nieukrywanym obrzydzeniem w głosie. Miałam wrażenie, że słyszałam to imię pewnego dnia na uczelni. Kilka dziewczyn z roku zachwycało się niejakim Drake’iem Westonem. Czyżby mówiły o tym właśnie człowieku?
— Znasz go? — zapytałam z ciekawości, jednocześnie zajmując się rozpakowywaniem kolejnej dostawy książek.
— Niezbyt. Kiedyś bardzo wkurzył moją przyjaciółkę. Mady do tej pory jest na niego cięta i nazywa „tępym chujem” — wyjaśniła z rozbawieniem. Pani Madelaine Anderson była dobrą znajomą Go i jakoś nie mogłam sobie wyobrazić jej agresywnej postawy. Ten cały Drake musiał nieźle jej zajść za skórę.
— Ale, że czyta romanse?! Tego bym się po nim nie spodziewała. Pewnie szuka sposobu, by wyrwać kolejną głupiutką laskę na jeden raz. Tym razem na wrażliwego romantyka. Nigdy nie zrozumiem takich mężczyzn — stwierdziła i pomachała ze zrezygnowaniem głową.
Jane Austen była moim przekleństwem i często wyśmiewano się ze mnie w szkole. Mama kochała jej powieści i gdy tylko poznała Henry’ego Austena, od razu wiedziała, jak nazwie swoją córkę.
— Trzymaj się od niego z daleka. To maniakalny podrywacz — dodała i zniknęła za drzwiami biura.
Uśmiechnęłam się pod nosem na myśl o jej radzie. Tutaj nikt nie jest w stanie się mną zainteresować. Zależy mi tylko na nauce i zdobywaniu pieniędzy na życie. Na uczelni kręciło się mnóstwo atrakcyjnych kobiet. One miały szanse u wielkiego pana Drake’a. Ja, dziewczyna z Teksasu byłam tylko dziwadłem, którego nikt nie potrafił zrozumieć, gdy mówiłam z pełnym akcentem.
Poranny budzik wskazywał szóstą i nie było mowy o kolejnej drzemce. Musiałam się wyszykować i przejechać autobusem przez pół miasta, aby dostać się na uczelnie. Tylko na mieszkanie w tym miejscu było mnie stać, więc potulnie wstałam i włączyłam ekspres do kawy.
— Witaj nowy dniu — pomyślałam, przeżuwając zimnego tosta z wczorajszej kolacji. Uzbrojona w termiczny kubek z pachnącą americano ruszyłam w podróż. W między czasie przeglądałam notatki i powtarzałam materiał z ostatnich zajęć. Te kilkadziesiąt minut dziennie pozwoliło mi być najlepszym na roku, poza tym lubiłam się uczyć. Była to też idealna wymówka, aby unikać imprez i wypadów na miasto z osobami z uczelni. Nie chciałam ich zawstydzać moim południowym pochodzeniem.
— Cześć! — zawołała wysoka ciemnoskóra piękność. Layla, dziewczyna, która już pierwszego dnia poprosiła o pożyczenie długopisu. Nie nazwałabym ją przyjaciółką, ale od tamtego momentu stała się najbliższą mi osobą. Nasza znajomość rozpoczęła się od pierwszego semestru i trwała do dziś. Akceptowała mój skryty charakter i przestała już liczyć, że kiedyś dołączę do jej imprezowego trybu życia. Dzisiaj była niezwykle podekscytowana. Stąpała z nogi na nogę, czekając, aż do niej doczłapie.
— Coś się stało? — zapytałam zdziwiona jej nerwowością.
— Tak! — powiedziała i zamrugała swoimi przerażająco długimi rzęsami, za którymi co drugi chłopak potajemnie do niej wzdychał. Chwyciła mnie za ramię i zaciągnęła za róg budynku.
— Pamiętasz, wspominałaś, że szukasz pracy?
— No, tak… — odparłam zdziwiona jej pytaniem. To było, zanim znalazłam posadę w księgarni. Jakiś miesiąc temu… Czemu teraz do tego wraca i skąd ta konspiracja?
— Widziałam na uczelni Johna Ramskiego z plikiem ulotek — wypaliła podekscytowana i z trudną do odgadnięcia miną wcisnęła mi jedną do ręki. Poczułam się, jakbyśmy handlowały trawką. To imię i nazwisko absolutnie nic mi nie mówiło. Milczałam, oczekując dalszych wyjaśnień.
— A tak, zapomniałam. Jesteś z Teksasu. — Zadziornie się ze mną drażniła, przedrzeźniając mój akcent.
— John prowadzi Elitarny Klub dla Mężczyzn. — Nadal nie pałałam entuzjazmem. — Jego wizyta tutaj oznacza, że będą kolejne wyboru do klubu! — pisnęła, zacierając dłonie, jakby właśnie wygrała los na loterii.
— Będą wybierać mężczyzn, gdzie tutaj praca dla mnie? — zapytałam, na co Layla wybuchnęła perlistym śmiechem.
— Oj, głuptasku. — Pogłaskała mnie po włosach jak mało rozumne dziecko.
— Faceci już tam są. On potrzebują dla nich kobiet — wyjaśniła spokojnie, jakbym nie rozumiała tak oczywistej rzeczy. W mojej głowie wszystkie te informacje układały się w odrażającą całość.
— Chcesz, żebym pracowała w… burdelu?! — Teraz to ja zapiszczałam, ale moja ekscytacja była bardzo daleka od radości.
Kolejny raz jej śmiech rozległ się w powietrzu, lecz tym razem nic nie odpowiedziała, tylko pociągnęła mnie za ramię w kierunku wejścia do uczelni. Kiedy otarła ostatnie łzy wywołane moim pytaniem, opowiedziała o działalności tego całego „Klubu”. Layla proponowała mi stanowisko escort girls, które na kilometr śmierdziało prostytucją. Nie chciałam tego mówić, żeby po raz kolejny nie wyjść na zahukaną dziewuchę z południa. Zarobki może i były kosmiczne, ale wiedziałam, że nie może być tak kolorowo. Gdzieś musiał tkwić haczyk.
— Klientami są sami bogacze i tak naprawdę masz tylko ładnie wyglądać u jego boku. Nic więcej, chyba że… sama będziesz tego chciała. Tak przynajmniej mówiła Jessica. Pracowała przez sześć semestrów, póki nie zaręczyła się z synem jakiegoś bankiera — wyjaśniła bez ogródek, wspominając całkiem mi obcą dziewczynę.
Layla znała tutaj prawie każdego. Ja, tylko ją. Zastanawiałam się, skąd ma takie informacje? Gdy byłyśmy pierwszoroczniakami, z dnia na dzień poznała treść wszystkich krążących plotek, ale teraz u kresu naszej edukacji, wręcz przechodziła sama siebie.
— Śmierdzi mi ta robota — stwierdziłam stanowczo, kończąc temat zawoalowanej prostytucji. Że też władze uczelni zgadzają się na takie jawne propagowanie sutenerstwa?
— Kochanie, właścicielami Klubu są największe szychy tego miasta. To nie może być lewy biznes. Sam Drake Weston korzysta ze swoich dziewczyn. — Jej argument mnie zszokował. Ten cały Drake był naprawdę popularny w Portland, już kolejna osoba o nim wspominała. Nie zmieniało to mojej opinii, że wole już sprzątać toalety, niż wziąć udział w konkursie na dziewczynę do wynajęcia.
Zgięłam ulotkę i schowałam w najgłębszy kąt torby. Nie chciałam tak bezpośrednio wyrzucać marzeń Layli do kosza. Przed nami zajęcia i moja popołudniowa zmiana w księgarni. Tym musiałam się teraz zająć.
Wczesnym rankiem zaskoczył mnie dźwięk telefonu. Kto dzwoni o tak wczesnej godzinie. Spojrzałam na wyświetlacz. Mama?
— Część, mamo. Co tak wcześnie? — zapytałam, ziewając, po czym włączyłam ekspres. Wpatrując się w kropelki czarnej kawy leniwie sączące się do dzbanka, oczekiwałam odpowiedzi na pytanie.
— Jane, kochanie. Jestem z tatą w szpitalu… — łkała do telefonu sprawiając, że w tej jednej sekundzie, mój świat zaczął się rozpadać na drobne kawałki.
U taty wykryto nowotwór płuc. Na szczęście, nie złośliwy i w początkowej fazie, ale wymagał natychmiastowego leczenia. Wymagał natychmiastowego przypływu gotówki na leczenie… Ubezpieczanie nie pokrywało wszystkich potrzebnych badań, a większą część oszczędności rodzice przeznaczyli na modernizacje farmy. Inwestycja zwróci się dopiero za jakiś czas. Z pensji w księgarni mogłam jedynie utrzymać mieszkanie i siebie. Mama nawet nie chciała słyszeć o rezygnacji z nauki i powrocie do domu. Miałam spokojnie siedzieć i patrzeć, jak wyprzedają rodzinne pamiątki?! Popadałam z rozpaczy w euforię, gdy przychodziły mi do głowy coraz bardziej szalone pomysły na zebranie gotówki. Wszystko to było jednak zbyt odległe w czasie.
Moje sumienie, jak rozżarzonym węglem, paliła świadomość o ukrytej na dnie torby ulotce od Layli. To było złe, nieetyczne i rodzice mnie wydziedziczą, gdy się dowiedzą, ale… najmocniej na świecie pragnęłam, aby tata wyzdrowiał, póki jeszcze rak przybrał łagodną formę. Bijąc się z myślami, rozprostowałam pogiętą kartkę, wczytując się w zawarte na niej informacje. Drżącymi dłońmi wpisałam podany adres w Google, starając się, aby żaden ze współpasażerów autobusu nie dowiedział się, co właśnie robię. Miejscem spotkania była rozległa rezydencja, prywatny dom Johna Ramskiego, który jawnie reklamował swój przybytek rozkoszy jako „Elitarny Klub dla Mężczyzn”. Odwróciłam wzrok, widząc eleganckiego mężczyznę w towarzystwie uśmiechniętych kobiet w wieczorowych sukniach.
— Burdel… — pomyślałam i szykując się na wieczność w piekle, postanowiłam od razu poszukać na uczelni Layli. Rekrutacja już jutro. Musiałam zdobyć tę robotę i uratować tatę.
Czekałem na rekrutację, licząc na jakiś cud. Może świeża krew pobudzi mnie do działania. Może potrzebuje masowej stymulacji młodych ciał i chętnych cipek? Coś się musiało zmienić, inaczej nie będę w stanie dłużej ukrywać swojej impotencji. Jak co roku, John zajmował się organizacją tego spektaklu, na którym młode dziewczyny bez grama alkoholu we krwi pokazywały swoją lubieżną stronę. Rekrutacja była prowadzona na uczelniach, klubach i pocztą pantoflową. Szukaliśmy zmysłowych kobiet o anielskim wyglądzie i kulturze osobistej godnej samej żony prezydenta. Musiały umieć się zaprezentować i sklecić chociaż jedno inteligentne zdanie, nie ośmieszając przy tym swojego „opiekuna”. Z setek dziewczyn, jedynie garstka dostępowała zaszczytu wkroczenia do grona naszych escort girl.
John biegał po rezydencji jak oszalały, dopieszczając każdy szczegół. Ten klub był jego dzieckiem, a każdą dziewczynę traktował ogromnym szacunkiem. Miał też dobre oko, którym zawsze wybierał perfekcyjne kandydatki. Wraz z Bastien odgrywaliśmy fikcyjną rolę członków zarządu, gdyż sam Klub okazał się jedyną możliwością spotkania w trójkę, jak za studenckich czasów. Dziś jednak byłem równie zestresowany jak John. Chodziłem w kółko po jego gabinecie, zastanawiając się, czy w końcu uda mi się przespać z jakąkolwiek kobietą. Mógłbym zrobić dla niej wszystko, byleby tylko ponownie poczuć tryskającą ze mnie spermę.
— Tutaj jesteś — stwierdził John, poprawiając koszulę i oglądając się po raz setny swoje odbicie w szklanych drzwiach biblioteczki. Był przystojny, zadbany, a kobiety za nim szalały, mimo że otwarcie deklarował swoje upodobanie do płci męskiej. One wciąż liczyły, że potrafią go nawrócić. Trudno im było przeboleć, iż na zmarnowanie idzie doskonały pakiet genów. Nie mogłem się nie zgodzić, gdyż John był idealny.
— Co dziś przygotowałeś? — zapytałem, starając się skierować myśli i jego przenikliwe spojrzenie na przyziemne problemy. Od razu chwycił przynętę.
— Ogłosiłem zawody i jestem ciekaw, ile z nich da się nabrać — tłumaczył, wskazując obszerne okno, przez które oglądaliśmy nowo powstały basen w centrum ogrodu. Miałem doskonały widok na wszystko, co będzie tam się działo.
— Walka w kisielu? — zapytałem przekornie, ale on tylko zmarszczył brwi i pokiwał z obrzydzeniem głową.
— Basen jest testem — uśmiechnął się chytrze, po czym wyjaśnił swój zawiły plan.
Jego nie podniecały nagie kobiety. John przy pomocy swoich testów sprawdzał, które są jedynie bezwstydne i oprócz ciała nie mają nic więcej do zaoferowania. Mimo że zasady zawsze były takie same, co roku większość z nich łapała się w jego pułapki. Nie pomagało nawet podglądanie przygotowań w domu Johna. Dla niego liczył się intelekt i prestiż Klubu. Jak to powtarzał: „Byle alfons może zebrać ładne dziewczynki i nimi handlować. Ja jestem koneserem piękna w każdej postaci”.
Patrząc na spływające co miesiąc miliony na konto Klubu, ten zniewieściały mężczyzna miał rację. Tymczasem przedstawienie właśnie się zaczynało. Podjeżdżały pierwsze samochody i zaczynało robić się gwarno w holu. Zamknąłem drzwi za „koneserem piękna” i usadowiłem się wygodnie w fotelu, trzymając w dłoniach niedokończoną przeze mnie powieść Jane Austen.
To był chory pomysł i będę tego żałowała do końca życia. Jedyne, co pchało mnie do tego domu rozpusty, to myśl o rodzinie. Rodzice zrobili wszystko, bym mogła dalej się uczyć. Moje wyniki i to stypendium jest rezultatem ich poświęcenia. Sumienie nie pozwoliłoby mi spokojnie żyć, gdybym siedziała z założonymi rękoma i czekała, aż pieniądze same spadną nam z nieba. Odetchnęłam głęboko i ponownie spojrzałam na ogromną rezydencję, z której wydobywały się piskliwe głosy kobiet przeplatane drażniącą uszy muzyką. Na bramie kłuł w oczy pozłacany emblemat klubu, mimo to odważnie postawiłam krok i podeszłam do czekających przed wejściem dziewczyn.
W przeciwieństwie do mnie były skąpo ubrane i w pełnym makijażu. Przygotowałam się na prawdziwe „zawody” i mój sportowy strój mocno rzucał się w oczy. Po raz kolejny wyszła ze mnie moja zahukana natura. Layla miałaby niezły ubaw. Całe szczęście dziewczyny tylko zmierzyły mnie wzrokiem. Z miną pełną pogardy wracały do swoich rozmów o świetlanej przyszłości, jaka ich czeka w tym elitarnym burdelu. Nagle drzwi się otworzyły i elegancki mężczyzna zaprosił nas do środka. Miałam wrażenie, że pomimo przyjacielskiej miny, prześwietla każdą z nas niewidzialnym rentgenem. Opuściłam wzrok, starając się niezauważenie przemknąć obok niego. Pozostałe dziewczyny prężyły się jak młode łanie w rui. On nawet nie raczył odpowiedzieć na ich zaczepki. Wskazał szerokie wyjście na taras, skąd dobiegała muzyka i wrócił do swojej selekcji. Szłam za tłumem, lecz gdy zobaczyłam, co mnie czeka w ogrodzie, stanęłam jak zamurowana. Wokół basenu wypełnionego po brzegi pianą tańczyły półnagie kobiety i prężyły się w stronę fotografów uwieczniających to rozpustne miejsce. Obsługa w eleganckich garniturach zbierała kwestionariusze, zapraszając do skorzystania z głównej atrakcji.
Tego było już za wiele. Miałam ochotę odwrócić się i uciec. Niestety, za moimi plecami tłoczyły się już kolejne dziewczyny. Jedyną drogą ucieczki było wejście po znajdujących się nieopodal schodach i przeczekanie fali nowo przybyłych. W ciemnym korytarzu na piętrze panował względny spokój. Mogłam spokojnie zebrać myśli, mimo że z nerwów, serce chciało rozerwać pierś. Opuszczenie tego miejsca stało się moim głównym celem. Byłam prawie pewna, że Layla jeszcze nie dojechała, gdyż miała w zwyczaju się spóźniać, aby zrobić najlepsze wejście. Liczyłam na powrót do domu jej autem. Drżącymi dłońmi wyciągnęłam telefon z kieszeni dresów, lecz głosy obsługi dobiegające z dołu schodów, zmusiły mnie do natychmiastowego zniknięcia. Bezgłośnie otworzyłam drzwi jednego z pokoi, licząc na moment spokoju. Minutę na rozmowę z koleżanką, która uwolni mnie od tego miejsca.
Gabinet był przestronny z ogromnym oknem wychodzącym na ogród i ten przeklęty basen. Przy biurku stał obszerny skórzany fotel, a zapalona lampka lekko rozświetlała pomieszczenie. Czułam się bezpiecznie odgrodzona od reszty rezydencji. Ponownie omiotłam spojrzeniem pomieszczenie, upewniając się, czy aby na pewno jestem już sama. Odetchnąwszy z ulgą, zaczęłam szukać numeru do Layli. Niestety, po kilku sygnałach odezwał się jej miły głos, proszący o pozostawienie wiadomości.
— Cholera… — zaklęłam zawiedziona. — Jak przyjedziesz do klubu, to zadzwoń. Muszę stąd jak najszybciej uciec — powiedziałam błagalnym głosem i oparłam się o ścianę z poczuciem totalnej niemocy.
— Nie podoba ci się mój Klub?
Niespodziewanie męski głos przeszył ciszę, a stojący przy oknie fotel zaczął powoli się okręcać, ukazując znajomą postać.
— Nie podobają ci się „zawody”? — powtórzyłem pytanie, wpatrując się w przestraszoną twarz dziewczyny.
Jej szeroko otwarte oczy i rozchylone usta tylko potwierdzały, że nie spodziewała się mnie tutaj zastać. Ja również nigdy nie spotkałem, żadnej z kobiet w tej części domu Johna. Ona nie wyglądała, jak pozostałe dziewczyny, które przebywały w ogrodzie. Szary dres i za duża bluza z kapturem sprawiały, że dziewczyna zdawała się jeszcze drobniejsza, niż pewnie była. Włosy miała mocno związane w niechlujnego koka na czubku głowy i jedynie pojedyncze krótkie pasma opadały na jej śnieżnobiałe poliki. Wydawała się znajoma, ale wspominając wszystkie kobiety z mojego łóżka, nie byłbym sobie w stanie przypomnieć jej imienia, nie mówiąc już o innych szczegółach. Nagle odzyskała świadomość.
— Przepraszam, nie sądziłam, że ktoś tutaj jest — odparła prawie szeptem, jednak to wystarczyło, bym rozpoznał znajomy akcent bez mrugnięcia okiem. Uśmiechnąłem się na samą myśl, że moje pragnienie powrotu na kobiece łono może się właśnie spełnić. Los bywał przekorny, ale właśnie ponownie odwracał się w moja stronę.
— Jest tutaj mnóstwo osób, skąd pomysł, że akurat w tym pokoju nikogo nie ma? — zapytałem przekornie, z lubością wpatrując się w jej zawstydzoną postać. Nie odpowiedziała. Skuliła się w swojej za dużej bluzie i mocniej przylgnęła do ściany.
— Chciałaś wstąpić do Klubu. Co zatem się zmieniło, skoro teraz pragniesz uciec? — drążyłem dalej, licząc na cud w moich spodniach.
— Ja… nie jestem taka — wydukała w końcu.
Każda z kobiet była „taka”. Jedne to pokazywały od razu, inne skrywały do momentu wkroczenia do mojej sypialni. Osobiście wolałem tę drugą wersję. Poznawanie żądzy nieśmiałych kobiet było najbardziej podniecające. A to, co skrywała przestraszona dziewczyna z południa, intrygowało mnie coraz mocniej.
— Takie jak one… — Odsunąłem się od okna, by mogła przyjrzeć się zachowaniu dziewczyn. — …nigdy nie będą należeć do Klubu.
Moje słowa ją zainteresowały, gdyż zaczęła przyglądać się wszystkiemu, co działo się na dole. Walkom w basenie, lubieżnym pozom przed obiektywem i namiętnym pocałunkom między kobietami.
— To test — dodałem, całkiem zbijając ją z tropu.
— Ale ja i tak nie mogłabym, tak… z mężczyzną — powiedziała, uroczo się rumieniąc. Właśnie otrzymałem od losu idealne alibi mojego „problemu”. Mimo to miała błędną opinie na temat Klubu, której nie mogłem znieść.
— To nie burdel — skarciłem ją. Nienawidziłem, jak określano tak pracę Johna, a członków sprowadzano do poziomu napalonych klientów sex shopu. — Seks występuje, jak w życiu, ale nie jest żadnym obowiązkiem. Masz być partnerką swojego opiekuna, nie jego dziwką. One są tam. — Wskazałem dłonią okno. Ponownie spojrzała na trwającą na dole dziką orgię i miałem wrażenie, że zaczyna rozumieć, o czym mówię.
— To ciężka praca. Jesteś na to gotowa? — zapytałem, wpatrując się w jej niewinną twarz.
— Potrzebuje pieniędzy — odparła poważnie, jednak sprawiała wrażenie, że nie mówi tego do mnie, tylko przekonuje samą siebie.
— Mam nadzieję, że nie na długi u dilera — zażartowałem, gdyż jej wygląd jednoznacznie sugerował, że nie należy do niegrzecznych dziewczynek. Jedyny biały proszek jaki widziała to, gdy jej matka piekła ciasto.
— Kwestionariusz… Jane Austen — zażądałem i wyciągnąłem dłoń w jej kierunku.
Gdy nasze spojrzenia się spotkały, zdałem sobie sprawę, że ona również mnie poznała, po czym nieśmiało podała teczkę z wypełnionym plikiem kartek. Teraz będę wiedział o niej wszystko: od rozmiaru miseczki po marzenia i cele w życiu. Miałem nadzieje, że John mi wybaczy tę samowolkę. Ona była mi potrzebna, do tego jej niewinność stanie się nagrodą za tygodnie posuchy.
Sprzedałam się i zostałam panienką z klubu dla mężczyzn. Zanurzyłam twarz w ciepłej wodzie, która wypełniała wannę, starając się wykrzyczeć swoją złość na okrutny los. Ze stresu nie zapytałam o formę wypłaty, ani o umowę. Gdy zobaczyłam Drake’a Westona, całkiem odebrało mi rozum. On był ostatnim mężczyzną na świecie, z którym powinna mnie wiązać jakakolwiek współpraca. Go wyraźnie przed nim ostrzegała.
— Jane Austen, ogarnij się! Pracujesz dla niego i z zaciśniętymi zębami zarabiasz na leczenie ojca — wmawiałam to sobie za każdym razem, gdy napadało mnie obrzydzenie do samej siebie.
Była już grubo po północy, a Layla nadal nie oddzwoniła, mimo że zdążyłam już wrócić do domu zamówioną przez Drake’a taksówką. Nawet nie pamiętałam, jak do tego doszło. Co powinnam teraz zrobić? Wpatrywałam się w leżący obok telefon, który nadal milczał. Może Layla nie przeszła testu i nadal jest na imprezie w ogrodzie?
*
Dźwięk budzika był jak kubeł zimnej wody. Zerwałam się z łóżka, mając wrażenie, że dopiero zdążyłam zamknąć powieki. Jednak szara rzeczywistość nie chciała czekać. Była sobota i musiałam szykować się do pracy w księgarni. Martwiłam się o przyjaciółkę, która nadal nie dawała znaku życia. Czekając na kolejny autobus, zadzwoniłam do niej.
— Halo… — wybełkotała wyraźnie zaspana, ale żyła, to najważniejsze.
— Jak się czujesz? Martwiłam się o ciebie — zapytałam ciekawa jej wrażeń z wieczoru.
— Wybacz. Zostawiłam telefon w aucie — przyznała coraz bardziej rozbudzona. — To była świetna impreza. Za mój sexy taniec z fotografem mam posadkę w klubie jak w banku — dodała dumnie. Wywróciłam oczami na myśl o słowach Drake'a. Nie ode mnie powinna się o tym dowiedzieć.
— Najważniejsze, że wróciłaś cała i zdrowa — dodałam na koniec i szybko się pożegnałam, aby mogła dalej odsypiać noc w rezydencji Johna.
Powinnam zająć się pracą, a ruchliwy sobotni dzień był idealnym sposobem na głupie rozmyślanie. Pomimo troski o tatę cały czas dawałam z siebie wszystko. Uśmiechałam do klientów i dzielnie walczyłam z nienawidzącą mnie kasą. Zakończenie zmiany pojawiło się zdecydowanie za szybko. Nim jednak wyszłam, Go zawołała mnie do biura.
— Zrobiłam coś, nie tak? — zapytałam zaskoczona tą nagłą rozmową. Jeszcze tego brakowało, abym straciła jedyną normalną pracę.
— Rozmawiałam z Mady na temat twojego taty — zaczęła spokojnie, jednak błysk w jej oczach zdradzał, że ma ochotę wybuchnąć. Wspomniałam dzisiaj w paru słowach o mojej sytuacji i prosiłam o wyrozumiałość, gdybym potrzebowała nagłego dnia wolnego. Nie sądziłam, że tak się zaangażuje. — Zaproponowała pomoc w finansowaniu leczenia. Skorzystasz z funduszu socjalnego. Jest to około dziesięciu tysięcy. Sądzę, że przyda się na początek, aż nie wymyśle, jak zebrać dodatkowe pieniądze.
Jej słowa sprawiły, że łzy popłynęły mi po policzkach. Siedziałam na krześle, szczerząc się do kochanej Go, jakbym dostała udaru.
— To jest ten moment, gdy rzucasz mi się na szyje i całujesz tylko bez języczka, żeby było jasne — szepnęła, grożąc mi placem. Z jeszcze większych uśmiechem przytuliłam ją i ocierając łzy, zaczęłam dziękować za pomoc.
— Jesteśmy rodziną. Pamiętasz, „Jane z południa”?
Była niesamowita. Ta wytatuowana kobieta miała największe serce, jakie tylko mogłam sobie wyobrazić. Chociaż jeden kamień spadł mi z serca.
Zamiast wracać dusznym autobusem, postanowiłam przejść się na długi spacer. Jesień w Portland nadchodziła dużymi krokami, ale nadal czuć było letnie gorące słońce na policzkach. Krok za krokiem analizowałam swoje życie i z czystym sumieniem byłam w stanie stwierdzić, że nie jest tak źle. Los się do mnie uśmiechał. Wpatrzona w błękitne niebo mijałam ostatnią przecznicą w drodze do wynajmowanego mieszkania. Nagle pisk opon przeszył powietrze i usłyszałam przeraźliwy krzyk:
— Jane Austen, do cholery!
Odwróciłam się w kierunku sportowego auta, które właśnie próbował mnie uśmiercić i od razu natrafiłam na złowrogie spojrzenie Drake’a Westona. Jego błękitne oczy przeszywały mnie lodowym spojrzeniem. Rozejrzałam się dookoła, lecz pozostali ludzie dalej zmierzali w swoich kierunkach, kompletnie nie zwracając na nas uwagi. Dopiero po chwili zauważyłam jarzące się czerwone światło sygnalizatora, które bezwzględnie kazało mi się zatrzymać tuż przed przejściem dla pieszych.
— Jesteś mi potrzebna sprawna, a nie z połamanymi nogami. Wsiadaj! — Potulnie wykonałam jego rozkaz, po czym wtuliłam się w miękki skórzany fotel, nie chcąc wywoływać niepotrzebnego zamieszania na ulicy.
— Wysłałem ci umowę i informacje na temat pierwszego zlecenia. Obowiązki i bezwzględne zakazy… — rozpoczął swoją przemowę z wyczuwalną pretensją, mknąc przez wąskie uliczki. Byłam zbyt skołowana jego pojawieniem się, aby o cokolwiek zapytać. W końcu przerywając jego monolog, odważyłam się rozwiązać jedną z nurtujących mnie zagadek.
— Skąd pan wiedział, gdzie mieszkam? — zapytałam nieśmiało. Drake wywrócił ostentacyjnie oczami.
— Z kwestionariusza? — odparł z ironią.
Zapomniałam. Odpowiadałam w nim na kilkadziesiąt pytań, a jednym z pierwszych było właśnie miejsce zamieszkania.
— Przepraszam, pracowałam i jeszcze nie zdążyłam sprawdzić poczty — tłumaczyłam się, chcąc chociaż trochę zyskać na czasie i poznać więcej szczegółów tego porwania. Pokiwał głową ze zrezygnowaniem i odetchnął głęboko. Jego złość powoli ulatywała.
— W środę idziesz na bankiet charytatywny. Przyjadę po ciebie o siódmej — wytłumaczył już spokojniej. — Musimy dopasować nasze stroje, więc ten jeden raz pojadę z tobą. Na kolejne zlecenia będziesz miała udostępniony budżet i listę sklepów, z których korzysta Klub. Nie chce widzieć żadnej tandety albo, co gorsza, podróbek. Reprezentujesz mnie i moją firmę. Zrozumiano?
Pokiwałam głową jak automat, chociaż jego słowa ginęły w chaosie, który ogarnął mój umysł. Pierwsze zlecenie i do tego z samym Drake’iem Westonem. Ty przekorny losie, wiedziałam, że ten dzień był zbyt piękny.
Zatrzymał się pod butikiem w centralnej części Portland. Eleganckie kobiety przechadzały się po przestronnym salonie, poprawiając idealnie ułożone stroje. Przełknęłam głośno ślinę na myśl o wejściu do tego miejsca.
— Leczenie taty — powtarzałam sobie w myślach, po czym podążając za Drake’iem, weszłam do tego królewskiego sklepu.
— Dzień dobry, panie Weston!
— Jak miło pana widzieć, panie Weston!
— W czym możemy pomóc, panie Weston?
Piskliwe głosy ekspedientek otoczyły Drake’a. Mnie, jakby tak w ogóle nie było. Nawet nie spojrzał w ich stronę tylko szedł szybkim krokiem w kierunku jednej z ekspozycji, roztaczając wokół siebie aurę nieopisanego seksapilu. Zauroczone kobiety wręcz mdlały na jego widok.
— Garnitur i suknia w podobnej tonacji — odparł, jakby od niechcenia i wskazał na dwa manekiny. Zanim do niego dołączyłam, Drake siedział już w przytulnym fotelu i sączył wodę z długiego kieliszka. Kobiety, natomiast, zaczęły uwijać się jak w ulu. Przynosiły kolejne damsko-męskie kompozycje, które jednym spojrzeniem od razu odrzucał. Jedna za drugą lądowały na rosnącej stercie ubrań. Byłam tylko niemym widzem tego przedstawienia. Siedziałam cichutko i obserwowałam znajdujące się wokół nas kreacje. Moje spojrzenie przykuła prosta suknia z lejącego się jedwabiu w kolorze królewskiej czerwieni. Zwężające się ku górze ramiączka eksponowały głęboki dekolt i optycznie wydłużały smukłą szyję manekina. Opadający z tyłu materiał odsłaniał plecy, na których subtelna pajęczyna upleciona ze złotej nitki sprawiała wrażenie tak delikatnej, że strach było ją dotknąć.
— Tamta — Głos Drake'a wyrwał mnie z zamyślenia. Kobiety pobiegły w kierunku jego wzroku i zaczęły ściągać z manekina suknie w kolorze królewskiej czerwieni.
Spojrzałam na niego zaskoczona końcowym wyborem, lecz Drake tylko się uśmiechnął i pognał kolejną kobietę po dodatki do swojego garnituru. Dalej sprawy potoczyły się już błyskawicznie. Biżuteria, buty i torebka, jak za sprawą zaczarowanej różdżki, pojawiły się wokół nas, a po sekundzie wylądowały już spakowane na stoliku przy kasie. Zadziwiał mnie fakt, iż wybierając dla mnie ubrania, nikt nie zapytał o rozmiar. Nie chcąc popełnić kolejnej gafy, sama odpowiedziałam sobie na to pytanie: kwestionariusz. W przeciągu minionej godziny ekspedientki zdążyły spocić się jak po przebiegnięciu maratonu, a Drake pożegnał je jedynie niedbałym machnięciem dłoni.
— Wow — skomentowałam, gdy ponownie znaleźliśmy się w jego aucie.
— Kurier przywiezie ci wszystko we wtorek — odparł z rozbrajającym uśmiechem.
Potrafił być miły, mimo to ignoranckie zachowanie wobec innych przyprawiało o ciarki na ciele. Rozumiałam już jego fenomen, lecz w dalszym ciągu nie była jasna moja rola w tym wszystkich. Jeśli liczył na jakąkolwiek uległość, to był w dużym błędzie. Miałam nadzieję, że wystarczającą jasno mu to przedstawiłam podczas naszej ostatniej rozmowy. O co zatem chodziło?
— Czego ode mnie oczekujesz? — zapytałam odważnie. Musiałam wyraźnie ustalić zasady.
— Jane Austen, chyba jasno określiłem rolę, jaką pełnisz w Klubie. Dokładne warunki umowy masz w mailu — odparł z nutą irytacji w głosie. — Radzę ci się dobrze zapoznać ze wszystkimi materiałami. To nie jest zabawa. Jeśli potrzebujesz pieniędzy, to na nie zarób.
