Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Każdy z nas uwielbia cyrk – te emocje, kolory, muzykę. Zazdrościmy artystom talentu i wolności. Ale co, jeśli do naszego miasta przyjedzie trupa pełna niepokojących tajemnic?
Flora stara się spełniać swoją rolę jako medium i całe dnie spędza z tragicznymi wspomnieniami dusz. Gdy do Międzysłowia przyjeżdża wędrowna trupa cyrkowa, mieszańcy robią wszystko, aby być na każdym występie. Sama Flora nie jest nimi żywo zainteresowana, dopóki się nie dowiaduje, że artyści mogą ukrywać pewną księgę, która w niewłaściwych rękach będzie siać spustoszenie w obu światach – zarówno wśród żywych, jak i umarłych.
Gdy w międzyczasie na jaw wychodzą tajemnicze porwania obejmujące cały kraj, jedyna istniejąca poszlaka prowadzi właśnie do cyrku.
Czy coś, co miało być tylko zabawą, może być drogą do koszmaru?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 270
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Prolog
Starsza kobieta pogładziła pustą kartę księgi, przyglądając się jej chwilę, po czym wróciła spojrzeniem do swojego jedynego słuchacza.
– Nie powiedziałeś mi, skąd pochodzisz – odezwała się cicho. Cały czas dotykała chropowatego papieru równie szorstkimi palcami.
– Teraz nie mam swojego stałego miejsca – odpowiedział jej młodzieniec. – Ale urodziłem się w Krakowie.
– Ach, duże miasta. To nie dla mnie. Z jakiegoś powodu od zawsze przyciągały mnie mniejsze miasteczka. Nie wsie. Miasteczka. – Przeniosła rękę z księgi i wycelowała ją w swojego gościa, prostując palec wskazujący, jakby chciała go przed czymś przestrzec. – Czy wiesz, co jest interesującego w mniejszych miejscowościach?
– Mniej ludzi?
– I tak, i nie. Wieś ma ich jeszcze mniej, więc jeżeli ktoś życzy sobie spokoju, to wybierze wioskę na odludziu. Nie o tym jednak mówię. Chodzi mi konkretnie o… – zawiesiła na moment głos, a następnie przejechała palcem po dole karty – …tajemnice. Wiele miejsc ma swoje sekrety, czy to prawdziwe, czy wymyślone. Jednak jak tajemnice wiosek są niezdrowe, tak te miasteczek intrygują. Od kilku godzin mówimy przecież o małym mieście, w którym nasza bohaterka postanowiła spędzić resztę swojego życia.
– Czy mogło tam się stać coś gorszego od morderstw dzieci? – zapytał niepewnie chłopak.
Starsza kobieta zaśmiała się cicho i uderzyła paznokciem w złotą popielnicę nad stolikiem, jak gdyby miała to być odpowiedź twierdząca na to pytanie.
– Międzysłów musi stawić czoła kolejnemu horrorowi, ale zanim do niego przejdziemy, nasze medium dostaje dość niespotykaną wiadomość.
Rozdział pierwszy
Międzysłów, rok 1997
Nie lubię cmentarzy. Przyprawiają mnie o dreszcze z tego samego powodu co innych. Jednak w moim przypadku ryzyko spotkania bytu z zaświatów było większe, co jest jedną z wielu wad bycia członkiem rodziny medium.
Przestałam żłobić dziurę w ziemi czubkiem buta i opatuliłam się ciaśniej szalikiem. Tyle czasu oczekiwałam upragnionej ciepłej wiosny, ale w kwietniu – jak to zwykle bywa w tym miesiącu – postanowiła wrócić zima. Wprawdzie śniegu nie było, lecz mroźna mżawka, wbijająca się w moją skórę jak igiełki lodu i temperatura bliska zeru nie poprawiały mojego, i tak koszmarnego, samopoczucia.
Z jednego gówna w drugie – pomyślałam ponuro, widząc, jak od niewielkiej grupki zebranych nad grobem osób odłączyła się około trzydziestoletnia, schludnie ubrana kobieta. Na twarzy miała wypisaną naganę, którą, oczywiście, zaraz od niej otrzymam.
Nie miałam jednak zamiaru zbliżać się do grobu, którego sąsiad stał nieopodal i wpatrywał się we mnie martwym, nienawistnym spojrzeniem.
– Dlaczego właściwie zgodziłam się tu przyjechać? – burknęłam pod nosem i w końcu zdecydowałam się na uczestnictwo w końcówce ceremonii.
O przyjeździe tutaj dowiedziałam się tydzień temu, ale cofnijmy się o pełny miesiąc.
Nie po raz pierwszy otworzyłam oczy i znalazłam się na szarym pustkowiu. Pierwszy raz jednak w takim miejscu ujrzałam duszę wlepiającą we mnie wielkie oczy. Pięcioletnia dziewczynka kucała przede mną i obserwowała mnie z zaciekawieniem. Nie poruszałam się, bo nie wiedziałam, co zrobi. To było wspomnienie, nie jawa, więc teoretycznie nie powinnam mieć bezpośredniego kontaktu z duszą, tylko z elementami jej przeszłości. Po chwili zrozumiałam, że to właśnie dziewczynka musiała być tym elementem, gdyż wspomnienie należało do starszego mężczyzny.
Kiedy miałam ją o coś zapytać, uśmiechnęła się i wyciągnęła do mnie rękę. Złapałam ją i wstałam. Krajobraz w sekundzie się zmienił i szara ziemia, zasypana gałęziami i cierniami, pokryła się trawą. Gdy jednak zaczęłyśmy iść, zieleń za nami zwiędła – zupełnie jakby jedynie nasza obecność dawała temu miejscu kolory.
Dziewczynka nie puszczała mojej ręki, dopóki nie dotarłyśmy do drzwi. Poza nimi nic nie było – żadnego domu, ścian czy jakiejkolwiek zapowiedzi, dokąd mogłyby zaprowadzić. Rozejrzałam się z niepokojem w poszukiwaniu przewodnika w postaci czarnego motyla, lecz nadal go nie widziałam. Może to i dobry znak.
Przekroczyłyśmy próg i dziewczynka puściła moją rękę, po czym wbiegła w ciemność obrośniętego chwastami korytarza. Zmarły był podobno politykiem z Warszawy i znajomym burmistrza Międzysłowia. Tak zarośnięta przeszłość mogła być dowodem jego brudnych praktyk, które chciałam odkryć, ale nigdy wcześniej nie prowadziłam takich poszukiwań – do tej pory dusze same porywały mnie we wspomnienia i niemalże podawały mi wszystko na tacy. Wprawdzie od sprawy porwań dzieci z zeszłego roku już kilka razy weszłam nieproszona do głów trupów, ale w żadnym z tych przypadków nie udało mi się osiągnąć celu. Za każdym razem mnie wyrzucały. Jak gdyby nie chciały, abym dowiedziała się o ich cierpieniu. Jak w takim razie mam im pomóc? Czy Matylda Zalew była jedyną duszą, która tak naprawdę prosiła mnie o pomoc i na tym skończyła się moja rola jako medium?
Oprzytomniałam i zatrzymałam się gwałtownie, w ostatniej chwili unikając wpadnięcia w dziurę bez dna. Klęknęłam na podłodze i wychyliłam się ostrożnie do przodu. Spotkałam się nie tylko z pustką, ale i zimnem. Wycofałam się pospiesznie, gdy przypomniałam sobie podobną otchłań, w którą nie tak dawno wciągnęły mnie ręce. Już chciałam się poddać i spróbować opuścić koszmar na własną rękę, kiedy z głębi przepaści dobiegł do mnie zaskakujący odgłos.
Muzyka.
Nie była to jednak upiorna nuta ciuciubabki, która jeszcze nieraz nawiedzała mnie w snach, ale zwykła muzyczka, grana chyba na akordeonie albo katarynce. A może była to cała orkiestra? Dopiero po chwili się zorientowałam, że znałam tę melodię.
To była popularna linia melodyczna wykorzystywana w cyrku. Raz, z daleka, widziałam taki cyrk, gdy przejeżdżał przez wioskę, w której mieszkałam jakiś czas po ucieczce z rodzinnej wsi. Nie zatrzymał się tam jednak i szybko o nim zapomniałam. W tej chwili muzyka była odległa i towarzyszyło jej echo, więc być może zmarły też widział, jak trupa cyrkowa przejeżdżała przez jego miasto.
Westchnęłam i ruszyłam w kierunku, z którego przyszłam. Miałam tylko nadzieję, że teraz ta melodia nie będzie mi się śniła po nocach.
Po kilku krokach echo cyrkowej muzyczki zanikło i jego miejsce zajęły odgłosy skrzypienia i przesuwania czegoś. Odwróciłam się i ze zgrozą zauważyłam mknącą ku mnie przepaść. Jeszcze mi się nie zdarzyło, żeby goniła mnie dziura. Rzuciłam się do biegu, ale daleko nie dotarłam i wkrótce straciłam grunt pod stopami, gdy spotkałam się z tą nieprzyjemną czernią.
*
Wciągnęłam gwałtownie powietrze i spadłam z krzesła, na którym siedziałam. Zaklęłam i pomasowałam tył głowy. Kiedy podniosłam się do pozycji siedzącej, dostrzegłam utkwione we mnie dwie pary oczu. Westchnęłam poirytowana.
– Nic.
Arkadiusz Sepia również westchnął, tyle że z żalem. Jego syn – Kuba – stracił zainteresowanie sytuacją i zaczął się rozglądać po pokoju.
– Naprawdę nic? – upewnił się dziennikarz. – Nic podejrzanego?
– We wspomnieniach zmarłych nie ma nic, co nie jest podejrzane, bo wszystko jest koszmarne. – Wstałam i rozprostowałam kości. Zerknęłam z niechęcią na ducha siedzącego nieruchomo na brzegu łóżka, a następnie na jego zakrwawiony cielesny kontener ułożony tuż przy jego nogach. – Nie wygląda na to, żeby chciał odejść. Nie potrafię go do tego zmusić, jeżeli sam nie będzie chciał sobie pomóc.
Chwilę milczeli. W międzyczasie sześcioletni Kubuś znudził się przeglądaniem jakiejś książki i zaczął rysować podłogę metalową częścią wieszaka.
– Czy to na pewno dobry pomysł przyprowadzać dzieciaka w takie miejsce? – zapytałam.
Nieważne, jak idealnie Sepia wyglądał i się zachowywał. Już zdążyłam zauważyć, że miał małe problemy z odpowiedzialnością albo pamięcią – jeśli nie gubił syna, to pokazywał mu zbyt dużo brutalności tego świata.
– Widział o wiele gorsze rzeczy w zeszłym roku. Poza tym nie miałem go z kim zostawić. Przedszkole dzisiaj nieczynne, a Karolina jest na wyjeździe służbowym.
– Nie ma innej rodziny? Dziadkowie? Ciotka?
Milczał przez moment. Pokręcił głową. Ja z kolei dalej miałam problem z trzymaniem języka za zębami. Nie obchodziło mnie, czy nie żyją, czy po prostu zerwali kontakt, więc nie wiem, co chciałam osiągnąć dopytywaniem o to.
– Może spróbuj jeszcze raz – zasugerował Sepia. – Pamiętasz? Gdy szukałaś Kuby po jego porwaniu, to po drugiej próbie znalazłaś więcej informacji.
– Tobie łatwo to mówić. To wcale nie jest przyjemne – warknęłam. – Poza tym miałam wtedy do czynienia ze wspomnieniem rzeczy, nie człowieka, i ono jest łagodniejsze w skutkach.
– Rozumiem…
Irytował mnie ten jego żal. Czułam się przez to winna. Ostatecznie przystałam na jego prośbę i usiadłam na podłodze przed ciałem, po czym sięgnęłam ręką w stronę duszy.
Od razu szarpnęło mną i zatrzęsło jak w pralce. Znowu znalazłam się na tym pustkowiu, ale teraz coś się zmieniło. Było gęsto porośnięte cierniami i łysymi gałęziami – znacznie gęściej niż w tamtym korytarzu z przepaścią. Zaniepokoiłam się stanem zmarłego, ponieważ tak radykalna zmiana mogła sugerować, że ze zwykłej zagubionej duszy stanie się mściwą, a w trakcie tego procesu nie powinnam być w jej wspomnieniach. Muzyczka cyrkowa ponownie rozbrzmiała, jak gdyby pośród tej gęstwiny ukryte były samogrające instrumenty.
Nagle pośród cierni pojawiła się ona. Pięcioletnia dziewczynka stała do mnie tyłem kilka kroków dalej. Podeszłam do niej niepewnie i położyłam dłoń na jej ramieniu w przekonaniu, że znowu mnie poprowadzi, ale ona odwróciła się gwałtownie, chwyciła za mój nadgarstek i zbliżyła do mnie oszpeconą i rozpadającą się twarz.
Cofnęłam się z krzykiem, wypełniona strachem nie wiadomo czyim – moim czy duszy. Nie musiałam myśleć, jak się stąd wydostać, ponieważ wyrzuciło mnie jeszcze brutalniej niż wcześniej. Sunęłam na plecach na drugi koniec pokoju, jakbym oberwała w brzuch czymś ciężkim. Nie zważając na ból, natychmiast się podniosłam, bo martwiłam się, że przemiana ducha dobiegła końca i zaraz wyrządzi więcej szkód na jawie niż we wspomnieniu. On jednak tylko zawył przeraźliwie, co ponownie posłało mnie na podłogę, po czym wyparował.
Usiadłam i odjęłam dłonie od uszu. Oprzytomniałam dopiero, kiedy Sepia potrząsnął mnie za ramiona. Coś do mnie mówił, ale docierało do mnie co drugie słowo. Nie wiedziałam, czy to przez szok, czy coś się stało z moim słuchem. Nie odrywałam wzroku od pustego łóżka.
Drugi raz byłam świadkiem czegoś takiego, ale pierwszy raz zdarzyło się to poza wspomnieniem. Zniszczenie duszy. Kiedy kilka lat temu miałam swój debiut jako medium w czyimś zmarłym umyśle, nie miałam pojęcia, co zrobić i jak się zachować, więc nieświadomie doprowadziłam duszę do zniszczenia. Wówczas stało się to jednak we wspomnieniu i dopiero wtedy mnie wyrzuciło, a nie tak jak teraz. Ponownie zaczęłam żałować, że nikt inny poza mną nie mógł chociaż Widzieć.
– Hej! – Sepia szarpnął mną tak mocno, że naciągnął mi i tak obolały mięsień na brzuchu.
Syknęłam z bólu. To jednak skutecznie przywróciło mnie do rzeczywistości.
– Przepraszam. Nic ci nie jest? Co się stało?
– Odszedł – mruknęłam i z jego pomocą podniosłam się na nogi.
– Ale mówiłaś…
– Nastąpiło zniszczenie duszy. – Potarłam twarz. – Ale nie wiem dlaczego. Nigdy wcześniej nie zdarzyło się to poza wspomnieniem. Tak jakby… czuł, że nadchodzi jego koniec, i dlatego mnie wyrzucił. Tak czy inaczej, nic już się od niego nie dowiemy. – Zastanowiłam się. – Coś było nie tak. Za drugim razem też to usłyszałam.
– Co?
– Cyrk. A dokładniej muzykę z cyrku. Zakładam, że ofiara po prostu usłyszała, jak przejeżdża przez jej miasto.
– A może w nim była?
– Też możliwe, ale…
– Pamiętasz ostatnią upiorną melodię? Może to nie chodzi o cyrk, tylko o pozytywkę lub inne urządzenie, które ją wytwarza? Warto zapytać o to wróżkę z Sępatycznej.
– To nie ma znaczenia.
– A może właśnie ma? Może ma to związek z jego przeszłością? Kiedy my, żywi, śnimy o czymś często, zwłaszcza w formie koszmaru, to najpewniej jest to traumatyczne doświadczenie. W jego przypadku mogło być tak samo.
– A może po prostu szukasz dziury w całym, żeby tylko napisać ten swój pieprzony artykuł? – warknęłam, zła na jego wścibskość i zafascynowanie tematem. Poczułam pociągnięcie za rękaw. – Co znowu?
Zerknęłam na Kubę, który podał mi złożony kawałek papieru. Niechętnie go dotknęłam, ale nie wciągnęło mnie we wspomnienia martwego przedmiotu, co mnie z jednej strony ucieszyło, ale z drugiej nieco zaniepokoiło. Gdy tylko poczułam papier pod opuszkami palców, miałam wrażenie, że delikatnie kopnął mnie prąd. Rozłożyłam kartkę. Była pusta.
– Skąd to masz? – zwróciłam się do chłopca.
– Wystawało temu panu z kieszeni – odparł Kuba i wskazał na ciało polityka. – Chciałem po tym rysować, ale się nie da.
– Jak to się nie da?
Wzruszył ramionami. Albo nie chciał mi wyjaśnić, albo sam tego nie wiedział. Byłam jednak zbyt zmęczona i poirytowana, żeby to drążyć. Schowałam znalezisko do kieszeni kurtki i opuściłam miejsce zbrodni.
Rozdział drugi
Kolejne dwa tygodnie miałam zapełnione nieprzyjemnymi wspomnieniami ofiar najróżniejszych nieszczęść. Niemal po każdym takim doświadczeniu kłóciłam się z Sepią, którego pomysły stawały się coraz bardziej absurdalne. W pewnym momencie poczułam, że robi ze mną dokładnie to, czego się obawiałam na samym początku naszej znajomości: wykorzystuje moją zdolność komunikacji z duchami. Mimo że dzięki jego zleceniom zarobiłam całkiem sporo pieniędzy, byłam już zmęczona taką pracą. Postanowiłam zerwać z nim kontakt na jakiś czas i zaszyłam się w swoim ukochanym pokoju na poddaszu.
Minęło sześć dni od rozpoczęcia mojego „urlopu” i nagle zrozumiałam, dlaczego czułam się taka pusta – najzwyczajniej w świecie się nudziłam. Przekręciłam się na plecy. Dzisiaj znowu spałam prawie do południa i byłam bardziej zmęczona, niż kiedy spałam trzy czy cztery godziny. Czy to oznaczało, że w końcu zaczęłam się odnajdywać w tej znienawidzonej przeze mnie profesji? A może po prostu potrzebowałam jakiegoś normalnego hobby?
Czekoladowy kot brytyjski wskoczył mi na brzuch i wycisnął ze mnie prawie całe powietrze. Chyba nadszedł czas, aby go nieco odchudzić. Wstałam z łóżka i chciałam pójść pod prysznic, kiedy rozległo się pukanie do drzwi wejściowych. Westchnęłam z irytacją, pewna, że to Sepia znowu zaczyna mnie męczyć, ale zamiast niego powitała mnie właścicielka mojej kwatery – pani Grodecka. Wróciła z listami, które odebrała ze skrzynki, i pośród białych kopert znalazła się beżowa, zaadresowana do mnie.
– Mam nadzieję, że tym razem nie jesteś zaangażowana w jakieś przerażające sekty. – Zacmokała z niezadowoleniem i zostawiła mnie otumanioną na szczycie schodów.
Otrząsnęłam się po kilku sekundach i zamknęłam drzwi. Przyjrzałam się uważnie kopercie. Bez zastanowienia jej dotknęłam, gdy mi ją podała, i dopiero teraz sobie uświadomiłam, że równie dobrze mogła to być własność jakiegoś nieboszczyka, która zabrałaby mnie w mroczną podróż do świata wspomnień. Na szczęście należała do żywej osoby. Zaraz jednak znowu się zaniepokoiłam, ponieważ adres na odwrocie był zaskakująco dokładny, miał w sobie nawet słowo „Poddasze”, jakby nadawca wiedział, które miejsce w domu zamieszkiwałam. Przesyłka była zastanawiająco ciężka. Obróciłam ją i zamarłam.
Kopertę zaklejono woskową pieczęcią z symbolem kruka, a ściślej mówiąc – kruczego łba na tle pióra. Pieczęć była szara i wyglądała jak specjalna edycja monet kolekcjonerskich, które bardzo chciałam zbierać w dzieciństwie, lecz wówczas szybko musiałam zapomnieć o takich przyjemnościach. Ręce mi drżały, gdy otwierałam list.
Sz.P. Flora Jutraj; znana także jako Flora Mirogniewa Świczek; a także jako Główna Pośredniczka Dusz.
Z przykrością zawiadamiamy o śmierci Pani matki, Julity Świczek, lat pięćdziesiąt pięć. Uroczysty pochówek odbędzie się 21 kwietnia bieżącego roku o godzinie czternastej na cmentarzu w Niedolicach. Oczekujemy Pani w wyznaczonym dniu o wyznaczonej porze. Proszę ze sobą zabrać dowód przynależności do Kręgu, który otrzymała Pani wraz z tą wiadomością.
Z wyrazami najgłębszego współczuciaPierwszy Mówca z Kręgu
Opuściłam rękę. Znowu poczułam się pusta w środku, lecz teraz z innego powodu.
Świczki były alternatywną nazwą błędnych ogników, w folklorze słowiańskim znanych z pełnienia funkcji przewodników. Rodziny należące do Wspólnoty zgromadzonej wokół medium i działające również pod nazwą Zaświatowców przyjęły nazwiska powiązane z naszą rodzimą wiarą i zaświatami. Medium było już praktycznie wymarłą profesją, więc próby wzniesienia jej na szczyty poprzez takie głupie tytuły jak Główna Pośredniczka Dusz były dla mnie śmieszne, ale też nieustannym powodem do wstydu. Miałam głupią nadzieję, że ukryję się przed nimi dzięki zmianie nazwiska i zamieszkaniu na drugim końcu Polski, jednak w końcu dowiedzieli się, gdzie mogli mnie dopaść i w jaki sposób. Nieważne, jak bardzo nie znosiłam mojej matki, na jej pogrzeb musiałam się udać – nawet tylko po to, aby zapobiec nawiedzeniom przez jej mściwą duszę.
Podarłam list i miałam wyrzucić również kopertę, ale zorientowałam się, że ta nadal coś w sobie ma. Wyrzuciłam z niej na dłoń metalową przypinkę z tym samym symbolem, który zdobił woskową pieczęć. Dzięki temu Zaświatowcy rozpoznawali swoją rangę na tak dużych uroczystościach jak pogrzeby. Mimo że pozostała tylko jedna rodzina z głównej gałęzi, w której było medium, inne klany wciąż były z nią powiązane i zlał mnie zimny pot na myśl o tym, że znowu będę zmuszona spotkać tych ludzi.
Potrząsnęłam głową, poklepałam się po policzkach i zebrałam się do wyjścia, zostawiając w tyle zniszczony list i przypinkę z krukiem.
Spacer po parku miał przywrócić mnie nieco do życia, ale myśli cały czas zaprzątały moje rodzinne strony. Im dłużej o nich myślałam, tym – o dziwo – coraz bardziej chciałam tam wrócić. Chociaż na chwilę, by zobaczyć, jak te matoły sobie beze mnie nie radzą. Brak medium na stanowisku na pewno wprowadził zamęt we Wspólnocie i uznałabym, że już dawno znaleźli zastępstwo, gdyby nie ta wiadomość. Jeśli naprawdę kogoś wybrali, nie zwracaliby się do mnie per Główna Pośredniczka Dusz, co było tytułem przeznaczonym wyłącznie dla aktywnego medium. Miałam ochotę skontaktować się z moją starszą siostrą, zanim zdecyduję się na wyjazd, lecz nie miałam na nią żadnego namiaru, a wysyłać do niej list było ryzykowne, bo po drodze mógłby wpaść w ręce kogoś z Kręgu.
Tak bardzo odleciałam umysłem, że zapomniałam o najgorszej atrakcji parku, czyli poltergeiście. Po raz enty skutecznie mnie nastraszył, tym razem rzucając we mnie swoją śmiejącą się głową. W ostatniej chwili się cofnęłam i uniknęłam z nią kontaktu. Odnalazłam wzrokiem resztę jego postaci. Tańczył nieopodal, najpewniej zachwycony moją reakcją. Zapatrzyłam się na jego głowę, którą zaraz podniósł i wziął pod pachę. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że smugi na jego martwej twarzy przywodziły mi na myśl starty makijaż klauna, i w tym momencie przypomniałam sobie o melodii z cyrku, którą usłyszałam we wspomnieniach jednej z ofiar trzy tygodnie temu. Poczułam nagłą, silną potrzebę skonfrontowania ducha i dowiedzenia się, co mogła oznaczać ta muzyka, ale ostatecznie zmieniłam zdanie i wróciłam do swojej kwatery.
Podjęłam już decyzję.
*
Do rodzinnej wsi wybrałam się pociągiem, z którego w Gdańsku przesiadłam się do busa zmierzającego pod Niedolice. Pani Grodeckiej powiedziałam, że wybieram się na kilka dni do rodziny, mimo że nie planowałam tam zostać dłużej niż jedną noc. Z Sepią wciąż nie rozmawiałam, ale wysłałam mu krótką wiadomość, że będę jakiś czas poza Międzysłowiem. Nie otrzymałam od niego odpowiedzi.
Bawiłam się pierścieniem medium z wizerunkiem kruka i tępo obserwowałam przesuwające się za oknem krajobrazy. Kiedy bus zatrzymał się na przystanku na odludziu, dochodziła trzynasta. Jeśli chciałam zdążyć na pogrzeb, musiałam się spieszyć, lecz gdy tylko zostałam sama na tym wygwizdowie, nogi wrosły mi w ziemię. Żadna komunikacja miejska nie dojeżdżała bezpośrednio do wioski i zawsze miałam wrażenie, że Zaświatowcy maczali palce w dziwnym ustawieniu przystanków, aby odciąć medium od świata zewnętrznego. Nie czułam potrzeby ubierania się specjalnie na tę okazję, więc miałam na sobie szare spodnie, czarny golf i płaszcz w kolorze khaki. Zarzuciłam na ramiona plecak, a na głowę nałożyłam czapkę, by ochronić uszy przed mroźnym wiatrem i choć trochę okiełznać moje zbuntowane brązowe loki.
Dojście do wioski z przystanku zajęło mi nieco ponad dwadzieścia minut. Mimo że czas mnie gonił, nie miałam ochoty przyspieszać, zwłaszcza że od razu po wejściu do Niedolic poczułam się tak, jakbym przekraczała granicę życia i śmierci. Zatrzymałam się na moment i przyjrzałam nazwie miejscowości. Założyciele wsi wykazali się nie lada kreatywnością i głupotą, ponieważ w miejscu praktycznie koegzystującym z zaświatami nie powinno być słów przynoszących pecha, a „niedola” w nazwie moich rodzimych stron być może dodatkowo przyciągała zło. Mieszkali tutaj zwykli ludzie, niezwiązani z moją rodziną, ale z jakiegoś powodu wciąż ją szanowali. Tak przynajmniej było, kiedy znalazłam się tutaj ostatnio, czyli siedem lat temu. Teraz, gdy mijałam domy, mieszkańcy chowali się w środku i zamykali drzwi na cztery spusty na mój widok. Nie miałam pojęcia, czy mnie rozpoznali, ale nie spodobała mi się ta reakcja. Co się tu wydarzyło pod moją nieobecność? Im bliżej byłam cmentarza, tym bardziej martwiłam się o moją siostrę. Gdy jednak do niego doszłam, zobaczyłam ją całą i zdrową przy trumnie.
Róża Skarbimira Świczek była starsza ode mnie o pięć lat, więc w tym roku kończyła trzydziestkę. Nasza babcia i jej przodkowie byli przekonani, że starosłowiańskie drugie imię chroniło przed złem, w co osobiście nie wierzyłam – wystarczyło spojrzeć na moje ostatnie „przygody”. Jedynie nasza matka nie miała tego zapewniającego bezpieczeństwo imienia. Domyślałam się, że do samego końca była okrutną istotą podającą się za człowieka i zapewne dlatego bała się przyjąć starosłowiańskie imię, aby nie spłonęła żywcem na naszych oczach.
Westchnęłam i stanęłam przy samotnym drzewie na wzgórzu, znajdującym się nieopodal ceremonii pożegnalnej. Starałam się ignorować krążące po całym cmentarzu duchy, ale miałam wrażenie, że przyciągałam je samą swoją obecnością, nawet jeśli unikałam ich pustych spojrzeń.
Kiedy zaczęto opuszczać trumnę, Róża mnie zauważyła i zbliżyła się. Nie wyglądała na zadowoloną.
– Powinnaś się wstydzić, że dopiero śmierć matki była w stanie cię tu ściągnąć – zbeształa mnie, jakbym była kilkuletnim dzieckiem.
Zacisnęłam zęby, nie dając się ponieść emocjom.
– Ciebie też miło widzieć – odparłam. Kiwnęłam głową w stronę powoli rozchodzących się ludzi. – I tak jestem lepsza od nich, bo zjawiłam się na pogrzebie.
Róża prychnęła i poprawiła swoje długie blond loki. W przeciwieństwie do mnie miała kilka uroczych piegów na nosie i jednokolorowe, niebieskie oczy. Nie miałam pojęcia, czym się teraz zajmowała, ale w dzieciństwie zawsze mówiła o tym, że chce zwiedzać świat jako aktorka. Wątpiłam jednak, aby choć w części spełniła to marzenie.
– Nigdy nie opuściłaś tego miejsca? – zapytałam; nie udało mi się jednak zapanować nad zdumieniem w głosie.
– Nie masz prawa o tym wspominać! – syknęła i zaczęła schodzić w dół wioski. Podążyłam za nią. – Gdybyś nie myślała tylko o sobie, wszystko byłoby w porządku!
– W porządku? – wybuchnęłam, zrównując z nią krok. – Co dla ciebie było w porządku? Sposób, w jaki nas traktowała nasza własna rodzina czy Wspólnota?
Róża nagle się zatrzymała, a ja potknęłam się o jej stopę. Odwróciłam się do niej. Była ode mnie wyższa o pół głowy, przez co poczułam się, jakbym wróciła do przeszłości jako sześcioletnie dziecko, które zepsuło starszej siostrze lalkę i teraz czekało na karę.
– Nie ma nas, Flora – powiedziała cicho. – Nigdy nie było nas. Zawsze byłaś tylko ty. Byłaś oczkiem w głowie taty. Zawsze wszystko uchodziło ci płazem. Wszyscy cię szanowali i dbali o ciebie. To ciebie babcia wybrała.
– O to ci się rozchodzi? – rzuciłam z niedowierzaniem. Wszystkiego bym się po niej spodziewała, ale nie tego. – Jesteś zazdrosna o to, że wybrała mnie na to pieprzone medium?
Miałam wrażenie, że ja i moja siostra przez osiemnaście lat mieszkania w jednym domu żyłyśmy w dwóch innych światach. Nie rozumiałam, dlaczego nie widziała, jak matka mną pomiatała, jak Wspólnota wymuszała na mnie brutalne i tak naprawdę zakazane praktyki, abym tylko mogła sprostać ich oczekiwaniom jako kandydatka na pośredniczkę między światami. Przedwczesna śmierć naszego ojca tylko bardziej mnie pogrążyła, bo w rzeczywistości był jedyną osobą, która była po mojej stronie. Uwaga babci była skierowana na naczynie zwane medium, nie wnuczkę, która miała odziedziczyć jej profesję.
Róża nie odpowiedziała i wznowiła marsz. W milczeniu poszłam w jej ślady.
Redakcja: Magdalena Gonta-BiernatKorekta: Barbara WronaProjekt okładki: Tomasz BiernatSkład: Tomasz Biernat
Copyright by Paulina Ziarko 2025Copyright for the Polish Edition by Wydawnictwo Nocą,Warszawa 2025
Druk i oprawa:Abedik S.A.
ISBN: 978-83-68037-72-2
WYDAWNICTWO NOCĄul. Filipiny Płaskowickiej 46/8902-778 WarszawaNIP: 9512496374www.wydawnictwonoca.ple-mail: kontakt@wydawnictwonoca.pl