Heavy is the Crown. King. Riverside Knights #1 - Anna Piwnicka - ebook + książka

Heavy is the Crown. King. Riverside Knights #1 ebook

Anna Piwnicka

5,0

Opis

Wataha z Riverside jest inna niż wszystkie. Czy masz odwagę do niej dołączyć?

Anna zaryzykowała wszystko, aby uwolnić się od koszmaru, który zgotował jej ojciec. Prawie zginęła, jednak w końcu dotarła do Riverside – miejsca, gdzie miała być bezpieczna, a traumatyczna przeszłość zmieniłaby się w mgliste wspomnienie. Udało jej się odnaleźć zrozumienie i spokój – jednak na krótko.

Gdy wychodzi na jaw, że większość z tego, co wiedziała o sobie i własnym życiu, to perfidne kłamstwo, traci poczucie tożsamości. Musi rozwikłać zagadkę, kim naprawdę jest, i dowiedzieć się, czy stać ją na więcej niż tylko ciągły lęk o bezpieczeństwo.

Jerycho „King" Garcia, alfa z Riverside, zrobi wiele, aby uchronić Annę przed złem, które zniszczyło jej dzieciństwo i nawiedza ją dalej – nawet teraz, gdy trafiła do jego watahy. Stara magia drzemiąca w żyłach dziewczyny jest kluczem do przerwania kręgu przemocy i uleczenia ran. Ale jaką cenę będzie musiała zapłacić Anna za swoją wolność i szczęście?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 569

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (2 oceny)
2
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Justyska95

Nie oderwiesz się od lektury

🐺Styl autorki jest lekki, przyjemny. Nie ma tu zbędnych opisów. Choć narracja prowadzona jest w trzeciej osobie liczby pojedynczej, to przyznam wam szczerze, że nie odczuwałam tego i od razu wciągnęłam się w lekturę. 🐺Akcja ani na chwilę nie zwalnia. Cały czas coś się dzieje, a wydarzenia łączą się ze sobą w spójną całość, która sprawia nas o szybsze bicie serca. 🐺Okładka i szata graficzna w środku, to istny majstersztyk! Te złocenia, korona we wklejce, czarne początku każdego rozdziału - Cudo przez duże "C" jest tu uzasadnione! Jestem zakochana!! 🐺Anna przeżyła piekło, jakie zgotował jej ojciec. Jest inna przez co uważał to za największe zło świata. Dziewczyna w końcu decyduje się na ucieczkę z jego rezydencji i tak wpada na Kinga, który ratuje ją z opresji. Jego stado jest zupełnie inne od tego co znała do tej pory. Z początku ze strachem podchodzi do nowych osób, ale później zaprzyjaźnia się z nimi. 🐺King, a raczej Jerycho, bo tak mu na imię, jest władczy, stanowczy. Ni...
zaczytAnka1985

Nie oderwiesz się od lektury

Dziś przychodzę z przedpremierową recenzją mojego patronatu z którego jestem bardzo dumna. Mowa tu o całkiem sporych rozmiarów cegiełce "Heavy is the crown.King" czyli pierwszej części serii autorstwa Anny Piwnickiej od Wydawnictwa Amare. King już samym swoim przydomkiem wzbudza szacunek,respekt i strach.Mężczyzna traktuje członków swojej watahy jak jedną wielką rodziną której nie pozwoli skrzywdzić. Gdy więc na jego drodze pojawia się tajemnicza młoda kobieta Jer decyduje się rozłożyć nad nią parasol swojej opieki co nie każdemu może się podobać. I tu zaczyna się walka z czasem, przeciwnościami losu i wrogami którzy tylko czekają na podknięcie wielkiego Alfy, a odkrycie jego słabego punktu może okazać się bardzo proste. Żeby nie było jednak zbyt przewidywalnie i sztampowo "Kinga"nie da się tak łatwo zaszufladkować. To nie jest typowa historia miłosna. Bohaterowie toczą od początku do końca wewnętrzną walkę nie tylko z rodzącym się uczuciem ale przede wszystkim z traumami z przeszłośc...
10



Anna Piwnicka

Heavy is the Crown

King Riverside Knights #1

Heavy is the crown Never falter, never let them bleed you out I’ll be still standing when thеy try to

Bring my castle down I’ll never bow down

Hеavy is the crown

Daughtry,

Dla Agnieszki – mojej wilczej ambasadorki,

przyjaciółki oraz niesamowitej beta-czytelniczki.

Dziękuję Ci za wszystko, kochana ♥

Prolog

Rok 2064

Donośne kroki na korytarzu sprawiły, że mimo bólu w posiniaczonych plecach oraz pociętych udach dziewczyna wstała z łóżka, a potem zwinęła się na podłodze w kłębek. Jednak to nie drzwi do jej pokoju otworzyły się z hukiem, tak jak wcześniej się obawiała. Drżała, nasłuchując męskich głosów i stukania butów na korytarzu w głębi domu, które wydawały się niewiele głośniejsze niż dziki szum krwi w jej uszach.

Rzadko chodziła swobodnie po rezydencji, a raczej straciła ten przywilej całkowicie w momencie, gdy ponownie przeciwstawiła się ojcu. Nie pierwszy, ale na pewno ostatni raz. Zapowiedział, że zabije ją, jeśli kolejnym razem ośmieli się choćby odezwać wbrew jego woli. Teraz, pamiętając jego zimne spojrzenie, nie odważyła się wstać i podejść do drzwi. Nawet gdyby było to możliwe pomimo fizycznego bólu, nie zrobiłaby tego. Nie chciała, aby ktoś przyłapał ją na podsłuchiwaniu.

Parę drzwi dalej, za kilkoma ścianami, przetrzymywano jej młodszą siostrę. Od chwili jej narodzin widywały się rzadko. Ojciec upewniał się, żeby nie rozmawiały zbyt dużo, bo uważał, że mogłyby knuć przeciwko niemu. Zawsze marzył o synu, ale ani pierwsza, ani jego druga partnerka nie spełniły tego pragnienia, wydając na świat córki.

Jej matka umarła, a kobieta, która urodziła jej siostrę, odeszła, gdy tylko nadarzyła się okazja do ucieczki. Nie jej było oceniać fakt, że zostawiła w rękach tyranicznego psychopaty własne dziecko, wtedy zaledwie dwuletnie.

Skuliła się mocniej, rozpoznając pojedyncze słowa zza drzwi. Wiedziała, że był tam ojciec. Rozmawiał ze swoimi ludźmi gniewnym, niskim głosem, ale nie potrafiła dokładnie określić, o co mu chodziło. Czyżby jej siostra także wywołała jego gniew? Może uciekła swojemu ochroniarzowi na popołudniowym spacerze po ogrodzie albo ukradła z kuchni dodatkową porcję jedzenia, jak wtedy, kiedyś robiły to razem, gdy były mniejsze i jeszcze spędzały razem czas?

Padł pojedynczy dźwięk, który zmroził krew w jej żyłach. Wystrzał. Jeden, krótki wystrzał, głośny niczym grom w cichym domu. Zacisnęła powieki, nie mogąc powstrzymać łez. Zabił ją! – płakała w duchu, tłumiąc głośny szloch dłonią przyciśniętą do ust. Zostałam sama. Jak mogłam zostać sama w tym piekle?!

Wyprostowała ręce, aby powoli podnieść się z podłogi. Każdy ruch kosztował ją więcej energii, niżby chciała. Usiadła na łóżku. Nikt do niej nie przyszedł. Głosy za ścianą ucichły, nie było słychać nawet kroków. Jej własny oddech zdawał się głośny niczym dyszenie spanikowanej zwierzyny.

Z trudem pokuśtykała do drzwi i wbrew wcześniejszym postanowieniom delikatnie uchyliła drzwi, aby wyjrzeć na korytarz. Wysunęła głowę na tyle, aby zobaczyć wytarte deski położone na podłodze oraz widoczne na nich dziwne ciemne ślady. Zmrużyła powieki i dopiero po chwili zrozumiała, że wbija wzrok w czerwień krwi rozsmarowanej po posadzce tak, jakby ktoś przed chwilą ciągnął tamtędy ciało.

Wróciła do pokoju i natychmiast zamknęła drzwi, trzęsąc się jak w febrze. Z powrotem oklapła na łóżko, zanim nogi odmówiły jej posłuszeństwa przez kumulujące się strach oraz rozpacz.

Została sama. Musiała stąd uciec, jeśli chciała przeżyć, bo nie wątpiła, że mało brakowało, aby spotkał ją taki sam los jak jej małą siostrzyczkę. Zawsze była znienawidzona, upokarzana i karana za wszystko. Samym swoim istnieniem wywoływała gniew w ojcu. Nie, nie w ojcu, ale w Potworze. Tak nazywała go w duchu od dnia, w którym bezlitośnie zabił jej matkę.

Pamiętała pierwszą, mglistą wizję w swoim życiu: krew, krzyki oraz pięść Potwora zaciśniętą na włosach kobiety. Ciągnął ją w głąb domu, do zamkniętego pokoju, w którym mógł ją skrzywdzić bez zbędnego hałasu. Anna czuła się jak w koszmarze, gdy obrazy nagle zniknęły, jakby nigdy ich nie było, ale pozostał po nich ślad przerażenia oraz bezsilności.

Krótko po tym zdarzeniu do jej pokoju wszedł umazany posoką ojciec. Wiedziała, że to, co zobaczyła, musiało się spełnić. Długą chwilę patrzył na nią zimno, jak rekin na swoją przyszłą ofiarę. Z satysfakcją obserwował, jak wbrew woli śledziła wzrokiem chaotyczne plamy krwi na jego ubraniach, i po chwili uśmiechnął się szeroko. Ten uśmiech połączony ze wzrokiem pełnym niezdrowej euforii sprawił, że zaczęła się trząść niczym w gorączce. Późniejsze słowa ojca zmroziły ją aż do kości: „Jej już nie ma. Ty też tak skończysz, jeśli nie będziesz posłuszna i przydatna dla mojego stada”.

Potwór nie pozwolił jej zobaczyć ciała matki. Nie miała okazji się pożegnać, powiedzieć, jak bardzo ją kocha. Zostały jej tylko wspomnienia i długie, samotne noce, gdy dziewczyna tęskniła za zapachem oraz ciepłem ciała matki, gdy mogły spać razem w jednym łóżku i ogrzewać się nawzajem.

Teraz wzięła głęboki oddech, czując potok gorących łez płynący po policzkach. Szczękałaby zębami, gdyby nie zacisnęła ich wystarczająco mocno. Musiała się uspokoić. Musiała się skupić. Musiała wymyślić jakiś plan.

Przyjrzała się prostemu pokojowi, w którym nie było nic oprócz niezbędnych mebli, takich jak łóżko, szafa na ubrania oraz małe biurko z krzesłem. Żadnych osobistych bibelotów, książek czy płyt z muzyką. Niczego, co mówiłoby chociaż trochę o tym, kto właściwie tutaj mieszka. Nie posiadała żadnych zdjęć ani rzeczy osobistych poza ubraniami.

Pod łóżkiem chowała od jakiegoś czasu małą torbę, którą kiedyś zabrała z niewielkiej zbrojowni. Gdyby ukradła stamtąd broń, i tak nie miałaby odwagi, by jej użyć, a nawet gdyby nabrała do tego animuszu, zabito by ją, zanim uciekłaby poza ogrodzenie rezydencji. Mogła jednak spakować ubrania potrzebne na podróż i przygotować wszystko, co dała radę, do opuszczenia tego przeklętego miejsca.

Jeśli ucieczka naprawdę miała się powieść, musiała wymknąć się z rezydencji cicho i podstępnie. Być może mogłaby nawet poprosić kogoś o pomoc. Znała tutaj zaledwie kilka kobiet, którym mogła ufać, i była gotowa podjąć ryzyko. Jeśli ktoś by ją wydał, Potwór ukarałby ją śmiercią, ale jeśli nie odejdzie, także umrze. Nie miała właściwie żadnego wyboru.

Najpierw potrzebowała jednak czasu, aby zagoić swoje rany i obmyślić konkretny plan. Położyła się więc na pościeli, a potem wbiła wzrok w ścianę, starając się stłumić chęć odtwarzania huku wystrzału w głowie dziesięć razy, aż do nadejścia bolesnej migreny.

Ucieczka zdecydowanie była dla niej jedynym ratunkiem. Bo przecież chciała przeżyć… Prawda?

Rozdział 1

Bar był zatłoczony, głośny i pełen obcych zapachów. W pewnym sensie podobało jej się to, bo łatwo było ukryć się tutaj wśród przejezdnych i zniknąć równie szybko, jak się wcześniej pojawiło. Z drugiej strony jednak trudno było wyczuć konkretne zagrożenie, póki nie było za późno.

Uciekała od jakiegoś czasu, jednak pościg za nią nadal trwał. Gdy już wydawało jej się, że zdołała zmylić pogoń, Potwór znowu ją doganiał. Czuła jego fantomowy oddech na swoim karku, a wrogi zapach dusił powietrze w płucach. Musiała się ukryć tak, aby jej nie znalazł. Wiedziała, że zginie z jego ręki, jeśli tylko da się złapać. Najmniejszy błąd mógł ją kosztować wszystko.

Naciągnięty na głowę kaptur ukrywał jej włosy oraz zaciemniał twarz. Nie chciała być rozpoznawalna. Miała być cieniem, kolejną nieznajomą, która tylko napiła się przy barze, a potem wyszła w mrok i zniknęła w niewiadomym kierunku.

O jedenastej w nocy trudno jej było wyobrazić sobie takie tłumy w jakimś innym miejscu, kiedy większość normalnych ludzi spała, aby odpocząć i następnego dnia pójść do pracy. Tutaj panował gwar, a większość klienteli stanowili kierowcy ciężarówek, którzy zatrzymali się na nocleg i przy okazji chcieli coś zjeść oraz napić się piwa przed kolejnym dniem w trasie.

Zaciskała palce na szklance z wodą, jakby to było jej koło ratunkowe. Była głodna, jednak pieniądze, które trzymała w kieszeni, musiały jej starczyć na jeszcze dzień lub dwa, więc już godzinę temu powstrzymała chęć kupienia hot doga na stacji benzynowej. Teraz także odwróciła głowę od tablicy z wypisanymi daniami, aby nie torturować samej siebie. Zapachy dochodzące z kuchni sprawiały, że ciepła ślina napływała jej do ust, a brzuch niemal bolał od skurczów.

Torbę ze swoimi rzeczami miała przewieszoną przez ramię. Spakowała niewiele, aby nie nosić wszędzie zbędnego balastu. Na zewnątrz panowała dość ciepła pogoda jak na marzec, a mimo to drżała z zimna. Niedawno zagojone ciało było bardzo drażliwe. Dała sobie tydzień, zanim po ostatniej karze wymierzonej przez Potwora postanowiła w końcu uciec z jego terytorium.

Miała teraz ochotę zwinąć się w kłębek, ale opanowała ten odruch, tak jak już kilkanaście razy w ciągu ostatnich dni. Podróż była trudna, gdy nie wiedziało się, jak wygląda świat za ogrodzeniem rezydencji, w której dotychczas ją trzymano, i jednocześnie nie znało się dokładnego adresu docelowego. Jechała stopem, a także autobusami, pytając kierowców o kierunek. Niektórzy pomagali jej chętnie, inni zaś ze zniecierpliwieniem, jakby była nachalnym, małym dzieckiem, które ktoś zostawił na dworcu bez opieki dorosłego.

Czuła napięcie w każdym mięśniu. Doskonale znała to uczucie – chciała biec, uciekać jak najdalej, prosto przed siebie. Miała wrażenie, że każda kolejna minuta spędzona w ciepłym, zatłoczonym barze usypia jej czujność i przybliża do swego rodzaju klęski. Nie mogę dać się złapać, nie teraz. Jestem tak blisko celu…

Wypiła do końca swoją wodę, a potem lekko drżącymi dłońmi odstawiła szklankę na blat. Zeskoczyła ze stołka przy barze i od razu wpadła na kogoś tak mocno, że opadła do tyłu i podtrzymała się lady, aby nie wylądować na podłodze.

Uniosła wzrok przerażona, a potem zamarła niczym zwierzyna na widok świateł reflektorów. Wpatrywała się w złote oczy Wilka, bojąc się nawet drgnąć pod naporem tego spojrzenia. Jego zapach przywodził na myśl ziemię po deszczu, leśne gęstwiny i piżmo drażniące zmysły.

Zacisnęła palce na stołku, aż poczuła, że paznokcie przebijają skórę, którą obite było siedzenie. Nakazała sobie spokój. Mężczyzna nie patrzył na nią wrogo czy z irytacją, mimo tego, że właśnie nieuważnie go popchnęła. Dziękowała sobie w myślach, że dodatkowo nie oblała go piwem, które właśnie trzymał w ręku.

– Przepraszam – wydukała, zaplatając palce na pasku swojej torby.

Jej głos był cichy i lekko schrypnięty. Przez ostatnie dni mało się odzywała. Uniósł lekko brew, ale wyraz jego twarzy nie zmienił się prawie wcale.

– Nic się nie stało – odparł głosem tak niskim, że niemal przypominał on bardziej wilczy warkot niż ludzką mowę. – Jesteś przyjezdna? Wcześniej cię tutaj nie widziałem.

Uciekaj. Uciekaj stąd! – krzyczała do siebie w duchu, a jej puls przyśpieszył niemal dwukrotnie. Od środka zjadała ją rosnąca panika. Modliła się, aby tego nie wyczuł. Strach miał mocny, charakterystyczny zapach, a słuch wilkołaka bez problemu mógł śledzić tętno ofiary nawet w tak hałaśliwym miejscu jak ten bar.

– Tak, tylko przejeżdżam tędy… i właśnie powinnam iść – rzuciła szybko, gorączkowo pragnąc go wyminąć i dotrzeć do drzwi.

Skóra ją swędziała, jakby jej Wilczyca chciała niewzywana z niej wyskoczyć w odpowiedzi na zagrożenie. W ciągu tych lat spędzonych w rezydencji przemieniała się tak rzadko, że po ucieczce stamtąd każda mocniejsza emocja mogła być bodźcem, który zadecyduje, czy będzie uciekać na dwóch nogach, czy może na czterech łapach.

Widziała, że nieznajomy wciągnął powietrze nosem, a jego źrenice lekko się zwęziły. Była pewna, że wyczuł właśnie zapach jej strachu. Podniósł lekko dłoń, zatrzymując ją w miejscu.

– Jestem tutaj z moim przyjacielem. Zaraz ruszamy drogą na północ. Może trzeba cię gdzieś podwieźć? – zapytał uprzejmym, aczkolwiek lekko napiętym głosem.

„Dominujące Wilki nie lubią strachu – przypomniała sobie słowa matki – to prowokuje ich do ataku”. Nakazała sobie wewnętrznie spokój, nawet gdyby miało ją to kosztować kolejne minuty spędzone w zamkniętej przestrzeni.

Jechali na północ? Wedle jej szczątkowych informacji właśnie w tamtym kierunku musiała iść, aby dotrzeć do upragnionego celu. Nikła nadzieja pojawiła się znienacka niczym płomień świeczki w odległych ciemnościach.

– Właściwie jedziecie w moim kierunku – powiedziała cicho, ale jego uważne spojrzenie upewniło ją, że bez problemu usłyszał jej głos we wszechobecnym gwarze. – Z chęcią się z wami zabiorę. Tylko trochę mi się śpieszy…

Pokiwał głową ze zrozumieniem i dopił swoje piwo. Pustą butelkę niemal od razu zabrał barman, kiwając mężczyźnie głową. Skoro ten nieznajomy jedzie na północ i jest wilkołakiem, to może wie coś o watasze z Riverside? Kusiło ją, aby otwarcie o to zapytać, ale mogła w ten sposób przyciągnąć zbyt wiele uwagi.

Postanowiła, że pojedzie z nim oraz jego towarzyszem i wysiądzie po paru kilometrach. Zawsze to będzie już spora przewaga – właśnie taki dystans przeszłaby w ciągu godziny lub dwóch, a tak, po niespodziewanej podwózce, będzie miała zapas czasu w miejscu znajdującym się daleko od zabudowań oraz obcych. W ciemnościach łatwiej także znaleźć schronienie, zanim ktoś cię zauważy.

– Poczekaj tutaj na mnie, wrócę za kilka minut – zapewnił, rzucił jej ostatnie spojrzenie i odszedł.

Stała niecałą minutę przy barze, gdy wyczuła wyraźne mrowienie na skórze głowy. Zacisnęła zęby, gdy wzrok jej pociemniał, a pod powiekami nagle pojawiły się obrazy zmieniające się niesamowicie szybko, jak w kalejdoskopie. Biały samochód. Reflektory. Krzyk. Strzały. Pisk opon.

Opanowała się po kilku sekundach, czując nagłą suchość w ustach. Ile by dała za kolejną szklankę wody, ale nie miała teraz na to czasu. Oni nadchodzili! ON nadchodził…

Posłała ostatnie, nieco tęskne spojrzenie w kierunku drzwi, za którymi chwilę wcześniej zniknął nieznajomy Wilk, a potem ruszyła do wyjścia na dwór, zaciskając palce na torbie tak, jak tonący trzyma się koła ratunkowego. Musiała zapomnieć o podwózce. Nie miała teraz czasu, aby czekać na tamtego mężczyznę. Wspomnienie wizji piekło ją na skórze niczym iskierki wyskakujące z trzaskającego ogniska.

Wyszła na zewnątrz i rozejrzała się po ciemnym parkingu. Po chwili, starając się nie biec, gdy mogła być jeszcze w zasięgu wzroku ludzi, poszła poboczem przed siebie w kierunku północnym. Asfaltowa droga biegła niewielką serpentyną do przodu, po jednej stronie mając gęsty las, a po drugiej małą liczbę zabudowań oraz rozległe pola.

Poprawiła kaptur na głowie, a potem ciasno splotła ramiona na piersi. Perspektywa straconej podwózki strasznie ją rozczarowała, ale niedawna wizja mówiła wyraźnie, że musiała pędzić dalej. Miewała takie przebłyski od czasów dzieciństwa, jednak gdy mówiła o nich ojcu, karał ją surowo, więc w końcu przestała to robić. Gdy umarła jej matka, już nikomu nie wspominała o swoim darze, nawet swojej młodszej siostrze, aby ta nie mogła nic przypadkiem wypaplać, za co Anna dostałaby bolesne baty.

Być może tamten nieznajomy i jego kompan będą mijać mnie samochodem? W końcu mieli jechać w tym samym kierunku. Może będę mogła zabrać się dalej z nimi? Może, może, może… Tyle niewiadomych, a wizja strzałów nadal rozbrzmiewała w jej czaszce głośnym echem, jakby ktoś trzymał jeszcze dymiący pistolet tuż przy jej uchu. Nie mogła się rozpraszać. Miała jeden cel – iść dalej.

Przystanęła tylko na moment, aby wyciągnąć z kieszeni batonik energetyczny. Pusty żołądek ściskał się nieprzyjemnie i utrudniał koncentrację. Parła do przodu, jedząc i nasłuchując odgłosu ptaków oraz nocnych drapieżników polujących po drugiej stronie drogi, wśród gęstego leśnego mroku.

Gdzieś w gałęziach drzew zahukała sowa, zanim zza jej pleców zaczęło sączyć się światło lamp samochodowych. Ścisnęło ją w gardle i niemal zaczęła biec w panice, jednak najpierw obejrzała się i lekko odetchnęła. Samochód nie był biały jak w jej wizji, lecz czarny i wyglądał nieco inaczej.

Szybko schowała do kieszeni papierek po batoniku, obserwując światło ze spiętymi mięśniami pleców. Wóz zwolnił, a potem zatrzymał się tuż obok niej, a w półmroku zobaczyła tamtego mężczyznę z baru oraz drugiego, siedzącego na miejscu pasażera. Uchylili boczne okno.

– Szybko zniknęłaś. Może jednak cię podwieźć? – zapytał złotooki Wilk, zerkając na nią z krzywym uśmiechem. – Nie musisz się bać, nie gryziemy.

– Przynajmniej nie bez gry wstępnej. – Drugi facet zaśmiał się, za co dostał mocnego kuksańca w bok od swojego kompana. – No co?

Chciała odpowiedzieć, tocząc ze sobą wewnętrzną walkę, kiedy usłyszała kolejny samochód. Zamarła, patrząc na zbliżający się wóz. Biała furgonetka. Nie… Nie, nie, NIE!

Wpadła na drzwi czarnego samochodu niczym szarżujący łoś i chwyciła dłońmi krawędź drzwi.

– Uciekajcie stąd! – wrzasnęła z paniką, uderzając otwartą dłonią w uchyloną szybę. – Szybko!

Po chwili, nie czekając na ich reakcję, zaczęła biec. Przeklinając osłabione ze strachu nogi, parła do przodu najszybciej, jak potrafiła. Kiedyś, gdy była dzieckiem, była najszybszym szczeniakiem w watasze. Wtedy jeszcze przebywała ze swoimi rówieśnikami, jednak po śmierci matki oraz narodzinach siostry wszystko się zmieniło. Została zamknięta. Była kontrolowana dzień i noc, głodzona, bita i poniżana. Z czasem zaczęła przyjmować formę Wilczycy tylko za rozkazem swojego ojca. Stała się… niemal zbyt ludzka. Złamana, stłamszona. Rozbita.

Niemal potknęła się, słysząc za sobą dwa ryczące silniki. Może faceci z czarnego wozu także byli na usługach Potwora? Czemu nie wpadła na to od razu? Czyżby propozycja podwózki otumaniła ją na tyle, że pozbyła się całej swojej przezorności? Była przekonana, że jej ojciec nie będzie chciał ogłaszać, że uciekła, i sam zajmie się pościgiem wraz ze swoimi najbardziej zaufanymi sługami, ale może jednak rozesłał wici i szukały ją teraz Wilki z całego stanu?

Za jej plecami rozległy się pojedyncze strzały. Pociski świstały dookoła niej, jednak starała się ich unikać. Niestety, ostatni pocisk trafił w łydkę, przez co z krzykiem potknęła się i runęła z impetem na drogę. Zanim przeturlała się i zatrzymała na asfalcie metr dalej, wiedziała już, że to koniec. Noga krwawiła i pulsowała boleśnie w rytm uderzeń serca. Pocisk zaledwie ją musnął, ale kula uszkodziła mięśnie i uniemożliwiła dalszą ucieczkę.

Biała furgonetka zatrzymała się kawałek od niej. Kątem oka zobaczyła, jak od strony pasażera wychodzi z niej jeden człowiek. Rozpoznała jego oczy, szare i twarde niczym kamień.

Przewróciła się na brzuch, ignorując ból z postrzelonej nogi oraz obdartych łokci i pleców. Nie mogła uciekać, jednak czołgała się, byle jak najdalej od tego okrutnego potwora.

– Moja słodka Anastacia – zamruczał słodkim głosem, odbezpieczając broń. – Tym razem nie skończy się na karze. Posiedzisz w piwnicy przez rok o chlebie i wodzie, bez możliwości przemiany, i może wtedy poczujesz respekt do swojego przywódcy.

Szedł niespiesznie, a mimo to dogonił ją zaledwie po paru sekundach. Wymierzył w nią broń. Bała się unieść głowę, więc wbijała wzrok w buty mężczyzny. Co bardziej ją przerażało – spojrzenie Potwora czy czerń lufy tuż przy czole? Nie wiedziała, nie w tamtym momencie.

Nagle zza zakrętu wyskoczył czarny wóz i z piskiem opon zahamował metr od niej. Wyskoczyli z niego dwaj mężczyźni. Zaklęła w myślach, widząc tamtych nieznajomych z baru. Myślała, że odjechali, kiedy tylko ich ostrzegła.

Ten, który wcześniej zaproponował jej podwózkę, miał teraz lśniące złote oczy wściekłego Wilka. Biła od niego taka energia, że Anna skuliła się w sobie, tłamsząc w ustach żałosne skomlenie wyrywające się spomiędzy zębów.

– Jesteście na terenie watahy z Riverside! – warknął Wilk, wodząc wzrokiem między uzbrojonym intruzem a nią. – Nie będziecie się tutaj panoszyć! Odłóżcie broń i odjedźcie, teraz!

Wspomnienie jej poprzedniej wizji sprawiło, że lekko uniosła się na łokciu. Potwór trzymał pistolet już nie przy jej głowie, ale lekko odchylony w prawo, w stronę mężczyzn. Oni nie wiedzieli, że w białej furgonetce czaił się także drugi strzelec. Mogli przez to zginąć.

Zacisnęła zęby, usilnie starając się odzyskać władzę w postrzelonej nodze.

– Nie wtrącajcie się. To sprawy rodzinne – odparł nazbyt uprzejmie Potwór, ale w jego głosie czaiła się cicha groźba. – Zabiorę dziewczynę i dopiero wtedy odjadę.

Zobaczyła moment, w którym ojciec zaczął podnosić broń. Nieznajomi akurat odwrócili spojrzenie, gdy z strony furgonetki dało się słyszeć kliknięcie magazynka, co oznaczało, że byli na celowniku i nie mieli dokąd uciec.

Podniosła się tak szybko, że świat dookoła rozmazał się niczym plama farby. Złapała ojca za ramię, chcąc wytrącić mu broń, jednak był od niej silniejszy. Wyrwał rękę z łatwością, niczym z uścisku małego dziecka.

Padł stłumiony strzał. Przeszył ją rozrywający ból w ramieniu. Kolejny pocisk świsnął tuż koło jej głowy i niemal trafił w Potwora. Ten uchylił się z rykiem, podczas gdy ona stała chwiejnie, nadal wpatrzona w miejsce, gdzie przed chwilą była jego twarz.

Zanim ranna noga zapomniała, jak podtrzymać ciężar jej ciała, ktoś złapał ją od tyłu, dzięki czemu nie upadła. Pierwszy szok częściowo stłumił ból, który teraz w pełni mocy zaczął przejmować całe ciało. Bluza już przesiąkała krwią na wysokości obojczyka. Dotknęła delikatnie materiału i popatrzyła nieprzytomnie na czerwień rozmazaną na własnych palcach.

Znowu zobaczyła przed sobą te magnetyczne złote oczy. Obok niej ktoś coś mówił, ale nie rozróżniała słów. To chyba był głos tego drugiego Wilka. Chciała iść spać. To było męczących parę dni. Potwór ją znalazł, a także pojawili się oni.

Ucieczka, strzelanina, ten rwący ból. Chciała teraz tylko zasnąć…

– Hej! – Poczuła niezbyt delikatne uderzenie w policzek. – Nie zasypiaj, rozumiesz? Patrz na mnie! – Rozkaz w tym głosie był tak potężny, że mimo ogromnej senności wbiła spojrzenie w jasne, dzikie tęczówki. – Pomożemy ci, rozumiesz? Ale masz jedno zadanie, nie zasypiaj!

Powtórzył to parę razy, gdy podniósł ją w swoich ramionach. Potem chyba wylądowała w samochodzie. Nie miała siły zapytać, co stało się z białą furgonetką oraz jej pasażerami. Możliwe, że nie zarejestrowała dźwięku silnika, gdy Potwór oraz jego towarzysz uciekli z miejsca walki.

Drżała, robiło jej się zimno, jakby brodziła w śnieżycy, mimo że na dworze było teraz około jedenastu stopni, a ona miała ciało Wilka, któremu nie szkodziła niska temperatura, chyba że sięgała bardzo niskiej skali. Każdy podskok samochodu był dla niej torturą. Ból pulsował we wszystkich komórkach ciała w niespokojnym rytmie szalejącego serca.

– Jared, gaz do dechy! – rzucił wściekle złotooki Wilk.

Mężczyzna rozerwał kawałek swojej koszuli. Siedząc z tyłu i robiąc na nodze dziewczyny prowizoryczną opaskę uciskową, obejrzał się krótko na przednią szybę.

– Mocno krwawi – rzucił Jared zza kierownicy, zerknął na nich i posłusznie przyśpieszył. – Mam jechać do rezydencji?

Na dźwięk tego słowa szarpnęła się do przodu w proteście, jednak była tak słaba, że opadła z powrotem na siedzenie. Tylko nie tam, nie do niego…

– Tak, do rezydencji. – Złotooki Wilk pochylił się nad nią, aby zatamować krwawienie z drugiej rany. – Nic ci nie grozi, jesteś w Riverside. Zaraz dojedziemy do domu – mówił do niej cichym, spiętym głosem.

Dom. To było słowo, którego znaczenie znała, ale nie używała od lat. A więc była w Riverside i jechała do domu, nie do Potwora i nie do jego rezydencji. Chyba zdarzył się jakiś cud.

– Nie powinna tak mocno krwawić, King – upierał się Jared, manewrując kierownicą i zaciskając usta w wąską kreskę.

– Może kule były srebrne – powiedział z niepokojem alfa, starając się oddychać przez usta, bo zapach krwi w samochodzie był niemal duszący. – Dzisiaj zaprosiłem Baltazara na kolację, więc powinien być na miejscu. Zajmie się jej ranami.

Głowa jej opadła, a powieki zatrzepotały. Mówił do niej, ale nie zareagowała, nawet wtedy, gdy ponownie ją spoliczkował. Zaklął siarczyście. Miał dłonie umazane krwią, a prowizoryczny opatrunek był już od niej cały mokry.

Klął, na czym świat stoi, jednak tylko w myślach, żeby zachować opanowanie. Widział już za oknem znajome światła bijące od okien rezydencji. Jared wjechał w uchyloną kutą z żelaza bramę tak szybko, że żwir na podjeździe uderzył z impetem w boczne drzwi oraz okna.

– Zawiadom wszystkich. Przygotujcie gabinet – rozkazał krótko przywódca.

Gdy Jared pobiegł przez podwórze, King wziął dziewczynę na ręce i wysiadł z samochodu. Przybiegły do niego dwa białe Wilki zwabione hałasem.

Bliźniaczki stróżowały dzisiaj na terenie rezydencji. Ich jasnoniebieskie oczy lśniły w półmroku, a w pyskach błysnęły kły, gdy wyczuły w powietrzu świeżą krew. Spojrzał na nie stanowczo, bez słów nakazując milczenie. Wycofały się o krok, ale nie opuściły jego boku. Niósł więc ranną dziewczynę do domu odprowadzany przez dziewczęta.

W środku panował gwar. Wszystkie obecne Wilki tłoczyły się w pobliżu korytarza oraz salonu, w którym wcześniej czekali na powrót alfy oraz Jareda. Na widok nieznajomej część towarzystwa umilkła, jednak większy efekt wywołało wściekłe, lśniące spojrzenie ich przywódcy, podobne do płynnego złota.

Gabinet lekarski, który stworzyli w dalszej części domu, był dwa razy większy niż przeciętny gabinet w mieście i miał wszystkie odpowiednie sprzęty, aby stado mogło zajmować się zdrowiem swoich członków bez angażowania w to obcych. Za biurkiem był już Baltazar i szykował narzędzia potrzebne do zabiegu.

Mężczyzna w średnim wieku i lekko łysiejący na czubku głowy popatrzył na alfę zza drucianych okularów. Wspierał się na lasce i lekko kulał, ale jako lekarz był niezastąpiony.

Wilk położył dziewczynę na kozetce. Jej skóra była blada, a ubranie – przesiąknięte krwią. Baltazar skrzywił się i chwycił nożyce, aby bez wahania rozciąć materiał spodni oraz zakrwawioną opaskę uciskową.

– Co się stało?

– Jacyś obcy napadli ją na drodze. Mieli broń.

– Ludzie? – zapytał, a kiedy przywódca zaprzeczył ruchem głowy, mocno spochmurniał.

Zapach napastników nie zostawiał alfie wątpliwości, że to były wilkołaki.

– Krwawi bardzo mocno – zaniepokoił się lekarz, oglądając ranną nogę. – Koniecznie muszę wyciągnąć kulę. – Wskazał drugą ranę w pobliżu obojczyka.

Wprawnie zajął się pociskiem. Gdy ten wylądował na metalowej nerce, przywódca warknął nisko, przyglądając się, jak lśni srebrzyście w poświacie lampy. Czyli napastnicy byli dobrze przygotowani na walkę z własnym gatunkiem.

Dziewczyna była nieprzytomna i nie reagowała na to, że lekarz grzebał w jej ranach oraz rozcinał ubranie. Spod opadniętego kaptura wysypały się pojedyncze kosmyki włosów w barwie pszenicy, a gruby, długi warkocz opadł na bok i sięgał niemal do podłogi. Ciemne rzęsy rzucały cień na lekko zapadnięte policzki. Była zbyt chuda, aby nazwać jej wygląd zdrowym. Wyglądała młodo, prawie jak nastolatka, jednak u wilkołaków wygląd mógł być bardzo mylący.

Gdy Baltazar zdjął z pacjentki zakrwawioną bluzę, zostawiając ją w samej bieliźnie, alfa poczuł, jak jego zęby przestają mieścić się w ustach, niemal przecinając dolną wargę. Zanim odwrócił wzrok, przypominając sobie o odrobinie przyzwoitości, zauważył gojące się siniaki niespowodowane szarpaniną na drodze, drobne ślady po dawnych urazach oraz podłużne blizny ciągnące się po wewnętrznej stronie ud. Nie wątpił, że były to stare ślady po czyichś pazurach.

– Zatrzymałem krwawienie, jednak do tej pory straciła dużo krwi i jest w kiepskiej kondycji, co zmniejsza jej szanse na przeżycie. – Lekarz otarł czoło nadgarstkiem, a potem wyrzucił zakrwawione rękawiczki do kosza. – Przygotuję transfuzję krwi i podam odpowiednie płyny, aby wzmocnić organizm. Ta noc będzie decydująca. Srebro mocno uszkodziło tkanki, przez co rany będą goić się jeszcze wolniej. Byłoby lepiej, gdyby zmieniła formę, jednak teraz to niemożliwe. Nie odzyska przytomności, póki nie ustabilizuję jej stanu.

– Zrób, co w twojej mocy – odparł alfa, zaciskając pięści. – Uratowała mi życie. Gdyby mnie nie zasłoniła, to ja dostałbym kulkę – rzucił jakby niechętnie, nie spuszczając wzroku z twarzy nieznajomej.

Baltazar spojrzał na niego uważnie.

– Zajmę się nią tak, jakbym zajmował się członkiem stada – zapewnił cichym, ale pewnym głosem, lekko pochylając głowę na znak uległości.

Przywódca ostatni raz przyjrzał się dziewczynie, a potem skierował spojrzenie na lekarza, który nie mógł powstrzymać nerwowego drgnięcia pod siłą złocistego wzroku.

– Ona JEST teraz członkiem stada – rzucił tonem nieznoszącym sprzeciwu i skierował się do drzwi. – Czuwaj nad nią.

Na korytarzu czekali jego kompani – dwa Wilki oraz pięć Wilczyc, w tym bliźniaczki, które weszły do środka, aby monitorować sytuację. Spojrzał po wszystkich twarzach z napięciem, a potem krzyknął tak głośno, że echo poniosło się po całej rezydencji:

– Ruszajcie na zwiad! Poznajcie zapach naszych wrogów. Jeśli znajdziecie któregokolwiek z nich, macie zabić! Żadnych jeńców!

Oczy wilkołaków zalśniły dzikością. Odpowiedziało mu bojowe wycie. Po kilku sekundach dywan w holu usiany był odzieżą oraz porzuconymi butami. Tylko jedna z Wilczyc nadal pozostawała w ludzkiej formie, obserwując wszystko z niepokojem.

Gdy Wilki z jego stada ruszyły na zewnątrz, sam także zerwał z siebie ubranie i przemienił się, napompowany wściekłością. Ktoś zaatakował go na jego własnym terenie pomimo wyraźnego ostrzeżenia oraz szansy na odejście. Nic nie mogło go bardziej rozsierdzić.

Pobiegł do przodu, wyprzedzając swoich kompanów w szaleńczym tempie. Prowadził wszystkich do miejsca, w którym unosił się zapach krwi oraz prochu. Przysiągł sobie w duchu, że jeśli dziewczyna nie przeżyje, z pewnością znajdzie winnych, choćby na końcu świata, i zabije każdego, kto brał w tym wszystkim udział, nawet gdyby to miało trwać miesiącami, a nawet latami.

Żył na tyle długo, aby nauczyć się cierpliwości oraz wytrwałości podczas polowania. Z pewnością nie zawiedzie.

Rozdział 2

Pierwszym, co zarejestrowała, będąc na granicy świadomości, był ogromny ból. Czuła się niemal nim sparaliżowana, więc uniesienie powiek zajęło jej długą, męczącą chwilę. Zatrzepotały, a potem uniosły się, aby mogła w pełni odzyskać przytomność.

Każda komórka jej ciała pulsowała boleśnie, a zraniona noga i obojczyk wydawały się płonąć żywym ogniem. Nie miała siły, aby podnieść się i rozejrzeć, więc tylko powiodła wzrokiem po pokoju, leżąc prawie nieruchomo.

W środku panował niemal pełny mrok, ale widziała delikatne zarysy mebli. Leżała na wygodnym, dużym łóżku. Wszystko pachniało inaczej, zupełnie obco, i to właśnie upewniło ją w tym, że nie była z powrotem w rezydencji Potwora. Oznaczało to, że nie udało mu się zawlec jej z powrotem do tamtego okropnego miejsca.

Wyczuła proszek do prania, zapach własnej krwi oraz gorzką woń lekarstw, która kojarzyła jej się z czasami, gdy ludzie ojca tracili nad sobą panowanie podczas znęcania się nad nią, przez co później potrzebowała antybiotyków oraz innych ludzkich lekarstw.

Wyczuła lekki powiew, pewnie od otwartego okna, jednak nie mogła odwrócić głowy, aby się upewnić, nie narażając się przy tym na dodatkowy ból. Była okropnie zmęczona, jednak czuła, że już nie umiera. Bo wcześniej umierała na pewno. W pewnym momencie straciła przytomność, jednak jej świadomość dryfowała gdzieś na granicy, trzymając ją z dala od bólu, ale nie od życia. Była blisko śmierci, wiedziała to doskonale, a jednak ktoś ją uratował.

Zamknęła z powrotem powieki, delektując się ciszą oraz spokojem. Póki nie będzie mogła się ruszyć i nie odzyska chociaż części sił, będzie spała tyle, ile może. Nie wiedziała, jak długo jej wybawiciele pozwolą jej zostać, jednak nie miała zamiaru odchodzić teraz, gdy była całkowicie bezbronna, niezdolna nawet do ucieczki.

Przypomniała sobie mgliście, że nieznajomy o złotych oczach mówił coś o Riverside. Była już wtedy niemal nieprzytomna, jednak dobrze zapamiętała te słowa. A więc trafiła tam, gdzie planowała. Być może, skoro zaszła tak daleko, uda jej się porozmawiać z tutejszym alfą i wymyślić jakieś rozwiązanie całej tej sytuacji.

Nie chciała wrócić tam, skąd przyszła. Nie mogła. Tam czekała ją tylko śmierć. Jeśli przywódca stada nie zgodzi się, aby tutaj została, lub nie wyśle jej do innej watahy, cóż… wtedy lepiej byłoby dla niej, gdyby jednak zginęła od kuli Potwora.

* * *

Przywódca po jakimś czasie wysłał z powrotem do rezydencji wszystkie Wilczyce, a potem wraz z Wilkami patrolował okolice miasta przez niemal całą noc i wrócił dopiero nad ranem, gdy pierwsze blaski słońca zaczęły rozpraszać granat nocnego nieba, a gwiazdy przybladły i zniknęły. Znaleźli ślady, jednak nigdzie w okolicy nie wytropili obcych, co wyraźnie wskazywało, że po strzelaninie uciekli samochodem w nieznanym kierunku.

Baltazar czekał na alfę w swoim gabinecie. Niecałe pół godziny wcześniej wrócił z pokoju, w którym umieszczono ranną. Gdy stado było poza rezydencją, on czuwał nad dziewczyną całą noc, podając kroplówki i wypatrując gorączki lub jakichkolwiek oznak sepsy. Nieznajoma przeżyła do rana, co było dobrym znakiem, jednak musiała pozostać pod nadzorem przez kolejne dni.

Doktor wypełniał właśnie notatki w dokumentach, gdy drzwi gabinetu lekarskiego się otworzyły. Złote oczy przywódcy stada były kamienne, a uczucia kłębiące się pod powierzchnią sprawiały, że mimo swojej ludzkiej postaci w tym momencie bardziej przypominał Wilka.

– Dziewczyna przeżyła – powiedział lekarz i zobaczył, jak ramiona alfy lekko się rozluźniają – jest jednak w na tyle złym stanie, że trzeba się nią zająć przez kolejne dni. Tak jak mówiłem, najlepiej by było, zwłaszcza teraz, gdy powoli zaczyna się budzić, aby zmieniła formę. Rany zaczęłyby się szybciej goić, co pozwoliłoby zmniejszyć ryzyko infekcji oraz ewentualnych powikłań po kontakcie ze srebrem.

– Porozmawiam z nią o tym.

– Byłem u niej niedawno. Zasnęła. Co jakiś czas się wybudza, jednak dotąd była za słaba, żeby cokolwiek powiedzieć.

– W takim razie pójdę do niej wieczorem, teraz niech jeszcze odpocznie. – Przez moment wbijał wzrok w biurko, zanim podniósł go na Baltazara. – Chcesz wrócić do domu?

– Nie planowałem zostać dłużej, jednak pacjentka może potrzebować mojej pomocy. Będę tu jeszcze do jutra. Jeśli jej się nie pogorszy, wtedy, za twoim pozwoleniem, wrócę do domu.

Alfa pokiwał krótko głową na znak zgody.

– Będę w swoim gabinecie.

Chciał już wyjść, ale spojrzenie, jakie posłał mu lekarz, zatrzymało go w miejscu.

– O co chodzi?

– Badałem ślady na jej ciele – powiedział mężczyzna cicho, odchylając się na krześle. – Sądząc po starych bliznach, ale i niedawnych siniakach, mogę powiedzieć, że sytuacja tej dziewczyny nie była najlepsza, może nawet przez bardzo długi czas. – Odchrząknął, gdy alfa tylko się w niego wpatrywał, jakby czekał na szczegółowe wyjaśnienie. – Znęcano się nad nią, i to regularnie, może nawet torturowano. Podejrzewam, że gdybym zrobił pełną tomografię jej ciała, odkryłbym ślady po złamanych kościach, ale to akurat tylko moja osobista spekulacja.

– To słuszna spekulacja, zważywszy na fakt, jak to wszystko wygląda.

– Dodatkowo jest mocno niedożywiona, widać to na pierwszy rzut oka.

– Masz rację. – Zmarszczył lekko brwi i zacisnął zęby. – Ślady tortur, zaniedbania, głodzenia… Wczoraj goniły ją Wilki z bronią załadowaną srebrem. Mam wrażenie, że jeden z nich wolał, aby była martwa, niż żeby miał odejść bez niej. Gdyby nie ja i Jared, zabiłby ją tam, na środku drogi, jak wściekłego psa.

– Byliście więc w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

– Ostrzegła nas. Chciała, żebyśmy uciekli, a sama pobiegła dalej, mając tych drani na ogonie. – Prychnął pod nosem, ledwo maskując złość. – Myślała, że ucieknie czterokołowej pogoni piechotą. Głupia dziewucha.

– Może nie chciała, aby ucierpiał ktoś oprócz niej samej. – Baltazar potarł twarz. – Była nękana długi czas, może nawet gdzieś przetrzymywana wbrew swojej woli. Trudno doprowadzić do takiego stanu wilkołaka w krótkim czasie, ale jeśli ktoś robiłby to przez lata… – Westchnął ciężko. – W tym wypadku podejrzewam, że jeśli dziewczyna wyjdzie poza obręb twojej rezydencji, znowu może być ścigana. A w najgorszym razie intruzi zaatakują nasze stado, aby ją dopaść.

Z gardła alfy wyrwał się groźny warkot.

– Nie pokonają mojego stada.

– Ja tylko rozważam ewentualne opcje – powiedział nieco obronnym tonem lekarz. – Musisz przekalkulować ryzyko. Nie wiemy, kim ona jest, co ją spotkało i kto stoi za jej obrażeniami. Jest zupełnie obca i pojawiła się znikąd.

– Uratowała mi życie – odparł stalowym głosem, niebezpiecznie bliskim warkotu. – To wystarczający powód, aby nie wydać jej w ręce tych, którzy doprowadzili ją do tego stanu, a potem chcieli jej śmierci.

– Ona może być szpiegiem. Dobrze wiesz, że przez ostatni rok Hawkhorne chciał usilnie cię dopaść, i to w taki sposób, aby Rada się nie zorientowała i nie mogła wymierzyć mu kary. Może to początek jego nowego planu?

Nowy Wilk w okolicy, przywódca klubu motocyklowego Eagle Eye, miał na tyle rozumu, aby trzymać się z daleka od terenu Riverside, jednak cały czas knuł, jak przejąć nie swoje terytorium, i uciekał się przy tym do najróżniejszych sztuczek. Może teraz wpadł na pomysł, aby wprowadzić do watahy szpiega, z pozoru niewinnego, który miał być cichą zgubą dla tutejszego alfy?

– Dopóki dziewczyna jest ranna i nie może się bronić przed jakimikolwiek oskarżeniami, zostanie tutaj i będzie przez nas chroniona. To nie podlega żadnej dyskusji – zarządził Wilk stalowym głosem.

Baltazar wytrzymał spojrzenie alfy przez sekundę, a potem posłusznie spuścił głowę. Był człowiekiem i musiał się liczyć z gniewem przywódcy jeszcze bardziej, niż gdyby był Wilkiem. Należał do stada od ponad trzydziestu lat, był lojalny i sumienny, jednak wiedział doskonale, że przywódca – najsilniejszy z miejscowych Wilków – nie zwracałby na te fakty zbytniej uwagi, gdyby doktor za wszelką cenę chciał się sprzeciwić jego woli.

Jerycho Garcia, przez większość nazywany Kingiem, panował nad rozległymi terenami Riverside od ponad pięćdziesięciu lat. Został liderem krótko po tym, gdy pół wieku temu społeczeństwo wilkołaków podjęło decyzję, aby oficjalnie ujawnić swoje istnienie ludziom. Od tamtego czasu Wilki miały swoich przedstawicieli w rządzie oraz wśród stróżów prawa, pracowali normalnie razem z ludźmi, chociaż nie brakowało wśród nich takich, którzy pałali niechęcią lub nawet nienawiścią do wilkołaków i chcieli ich śmierci.

King był mądrym, silnym przywódcą nietolerującym niekompetencji oraz kłamstwa ani także okrucieństwa różnego rodzaju. Każdego członka swojego stada, uległego czy dominującego, i to niezależnie od płci, traktował z szacunkiem. Nie wykorzystywał swoich przywilejów, aby znęcać się nad słabszymi i wykorzystywać ich do swoich celów.

Jerycho stworzył coś nowego, czego nigdy nie widziano – mieszaną watahę, stworzoną zarówno z Wilków, jak i ludzi. Oprócz Baltazara i jego żony było także kilka rodzin z miasta, które oficjalnie znajdowały się pod ochroną watahy. Prawie wszyscy byli osobami powiązanymi z jego firmą przewozową lub pracowali dla niego w innych biznesach, którymi zarządzał.

Teren rezydencji obejmował około trzy hektary ziemi, na których zbudowano główny budynek, a także dodatkowe domki dla członków stada, chociaż większość z nich zajmowała pokoje bezpośrednio w głównym budynku. Często schronienie w stadzie odnajdywali ci, których nie akceptował nikt inny. Członkowie watahy mieli różne zainteresowania, wykonywali różne zawody, ale zawsze wspierali się nawzajem, a nad wszystkim czuwał ich alfa.

– Dziewczyna zostanie tutaj, póki nie dowiemy się wszystkiego i nie będziemy mogli zadecydować, co robić dalej – powiedział już łagodniejszym tonem przywódca.

King zmierzył Baltazara długim, uważnym spojrzeniem, najwidoczniej czekając na kolejną dyskusję, jednak w gabinecie panowała cisza.

– Zawiadom mnie wieczorem, gdy dziewczyna będzie już przytomna – rzucił alfa na odchodne.

Nie czekając na odpowiedź lub choćby potwierdzenie ze strony lekarza, wyszedł z gabinetu. Chciał spędzić parę godzin w samotności, aby przeanalizować nowe fakty. Potrzebował mocnego drinka oraz spokoju, aby wyciszyć wzburzone emocje do momentu, aż spotka się z tą Wilczycą. Nie chciał, żeby była bardziej wystraszona, niż już była w momencie, gdy ją poznał.

* * *

Kolejne parę godzin snu pomogło jej nabrać na tyle energii, aby obudzić się już bez zawrotów głowy oraz uczucia osłabienia. Usiadła ostrożnie na łóżku, starając się nie urazić ręki oraz nogi. Ból zelżał tylko trochę, jednak była przyzwyczajona do tego uczucia, więc je zignorowała i rozejrzała się, tym razem uważniej i przytomniej niż wcześniej.

Pokój był dwa razy większy niż jej poprzednia sypialnia, w której spędziła całe dotychczasowe życie. Oprócz łóżka zajmującego najwięcej przestrzeni wewnątrz były także niewielki stolik nocny, biurko z krzesłem oraz żółtą lampką, a także całkiem duża szafa na ubrania. Niemal naprzeciwko swojego posłania zobaczyła drzwi, prawdopodobnie prowadzące do łazienki.

Marzyła o umyciu się, jednak nie ruszyła się z miejsca, po części z braku siły, a po części ze strachu. To było obce miejsce, ona była obca i nie mogła robić tego, co jej się akurat podobało.

W powietrzu unosił się delikatny zapach środka dezynfekującego oraz woń człowieka. Parę razy, gdy odzyskiwała przytomność na kilka chwil, widziała go kręcącego się przy jej łóżku. Raz obserwowała przez moment, jak zmieniał zakrwawione bandaże na jej nodze. Zapytał, jak się czuje, ale nie odpowiedziała i chwilę po tym zapadła w kolejny niespokojny sen. Podejrzewała, że był on doktorem, a przynajmniej kimś, kto miał na tyle wiedzy, aby zajmować się jej ranami.

Przyjrzała się o wiele za dużej koszulce oraz krótkim spodenkom, które miała teraz na sobie. Domyślała się, że jej własne ubrania nadawały się jedynie do wyrzucenia po tym, co przeżyła. Westchnęła cicho. Miała przynajmniej nadzieję, że w nowe ubrania przebierała ją jakaś kobieta.

Pochyliła lekko głowę, zebrała materiał koszulki w palce i powąchała go. Wyczuła przede wszystkim woń proszku do prania, ale także lekką, ledwo wyczuwalną nutę, która sprawiła, że na moment zmrużyła powieki. Skądś kojarzyła ten zapach – świeży, piżmowy i elektryzujący. Niemal podskoczyła zaskoczona, a w jej głowie pojawił się obraz złotych, magnetycznych oczu. Czy właśnie mam na sobie ubranie należące do tamtego Wilka?

W momencie, gdy nieco przytłoczona obejrzała się na uchylone okno, od którego czuła powiew świeżego powietrza, do pokoju wszedł znajomy mężczyzna. Spojrzał na nią zza drucianych okularów. Wydawał się lekko spięty, widząc, że całkowicie odzyskała przytomność.

Wiedziała, że był człowiekiem, a nie wilkołakiem. Co człowiek robi w siedzibie watahy? Bo z tego, co pamiętała od momentu postrzału, tamte Wilki miały przywieźć ją do rezydencji w Riverside.

– Cieszę się, że odzyskałaś przytomność – powiedział spokojnym, łagodnym głosem, ale miała wrażenie, że częściowo kłamie. – Nasz przywódca chciałby z tobą porozmawiać.

Przyjrzała mu się uważnie, marszcząc lekko brwi.

– Jesteś członkiem watahy? – Kiwnął głową, czym wprawił ją w jeszcze większe zdumienie. – Ale jesteś człowiekiem…

Zamilkła. Nie chciała nikogo obrazić swoimi słowami, jednak człowiek nie wyglądał na urażonego, a raczej lekko rozbawionego. Uśmiechnął się do niej delikatnie, co ociepliło nieco jego wizerunek.

– Wataha z Riverside jest trochę inna niż wszystkie. Dowiesz się o tym w swoim czasie. – Splótł dłonie za plecami. – Mam na imię Baltazar. Zawiadomię alfę, że się obudziłaś. Powinien niedługo się tutaj zjawić.

Pokiwała głową mimo faktu, że nie zadano jej żadnego pytania. Gdy lekarz wyszedł za drzwi, przeszył ją dreszcz i poczuła ukłucie strachu. Drgnęła nerwowo, ale natychmiast zamarła, gdy postrzelone ramię przeniknął ból.

Tyle przeszła od czasu śmierci swojej siostry – planowanie ucieczki, odzyskanie wolności, a potem strzelaninę i spotkanie z Potworem, aby trafić właśnie tutaj, do Riverside. Była w rezydencji alfy i miała zaraz z nim porozmawiać. I właśnie teraz, gdy dotarła do celu swojej podróży, miała pustkę w głowie. Bała się, że przywódca jej nie wysłucha, a nawet jeśli to zrobi, niedługo wyrzuci ją na próg i na pastwę tych, którzy chcieli jej śmierci.

Przełknęła swoje obawy i starała się wyciszyć. Na razie była bezpieczna, a to liczyło się najbardziej. Wytłumaczy wszystko alfie, a jeśli on wtedy zdecyduje, że powinna odejść, właśnie to zrobi. Cokolwiek miało się wydarzyć, nie zamierzała jednak dać się złapać przez Potwora ani jego ludzi. Od nich czekała ją śmierć, lecz poprzedzona zapewne wymyślnymi torturami. Tyle już przeszła przez te lata, że nie miała zamiaru pozwolić na jeszcze więcej. Wolała sama poprowadzić pistolet z kulą, która rozłupie jej czaszkę, niż dać tę satysfakcję oprawcom.

Ponure rozważania przerwało jej pukanie do drzwi, krótkie i konkretne. Myślała, że wrócił tamten człowiek o imieniu Baltazar, więc bez zastanowienia odpowiedziała:

– Proszę.

W końcu Wilk alfa jest w swoim domu, na swoim terenie, więc czemu miałby pukać? Gdy jednak w progu stanął ktoś zupełnie inny niż ludzki doktor, wstrzymała oddech i zacisnęła palce na pościeli.

Mrok w pokoju o zasłoniętych oknach rozświetlała tylko lampka zapalona na biurku, jednak bez problemu dostrzegła błysk w złotych oczach. Gdyby ktoś miał wątpliwości, z kim ma do czynienia, wystarczyło to drapieżne spojrzenie, aby wszystko stało się jasne. Rzadko który Wilk w ludzkiej formie miał tak wyraziste oczy, jednoznacznie zdradzające, że ich właściciel nie jest człowiekiem.

Mężczyzna wydawał się jeszcze wyższy niż wtedy, gdy spotkała go w barze, jednak wówczas była zbyt nerwowa, aby zwracać szczególną uwagę na jego wygląd. Był naprawdę wysoki i dobrze zbudowany, na tyle dobrze, aby wypełnić sobą niemal całe wejście. Jednak nie chodziło tylko o szerokie barki. Biła od niego pewność siebie i taki spokój, że dostała gęsiej skórki.

Nie wyczuwała w nim okrucieństwa ani gniewu, jednak była niespokojna, będąc z nim sam na sam w jednym pokoju. Wcześniej nawet nie podejrzewała, że cały czas miała przed sobą przywódcę watahy. Gdy podszedł do łóżka i oparł się o ramę naprzeciwko niej, mimowolnie zacisnęła palce jeszcze mocniej i szybko spuściła wzrok na swoje dłonie.

– Jestem King. Nie musisz się mnie bać – powiedział niskim głosem, nie spuszczając z niej wzroku.

– Dominujące Wilki nie lubią strachu – wymamrotała cicho, nie mogąc się przed tym powstrzymać. – On ich prowokuje.

Te słowa, które wielokrotnie słyszała od matki, odbijały się niechcianym echem w jej głowie. Miała wzrok wbity w pościel, więc nie dostrzegła, jak mężczyzna zmarszczył brwi. Mimo złości malującej się w źrenicach jego głos był niemal jedwabisty, gdy zapytał:

– Do czego prowokuje?

Wzdrygnęła się, jakby poczuła węża wślizgującego pod ubranie.

– Do zabicia zwierzyny – odpowiedziała niemal szeptem, czując wszechogarniający chłód.

– Czujesz się zwierzyną?

Zerknęła w górę niepewnie i po chwili nie wiedziała, jak zinterpretować jego nad wyraz spokojny, niemal miły głos. Skojarzyło jej się to z krokodylem, który pozostaje w bezruchu, póki ofiara nie podejdzie na tyle blisko, aby śmiercionośne szczęki zacisnęły się na jej ciele. Nie przypuszczała, aby ten Wilk chciał ją zabić, jednak wyczuwała w nim nutkę gniewu, którą chyba próbował zamaskować.

Ostatecznie nie odpowiedziała na jego pytanie.

– Jesteś Wilczycą, moja droga – jego głos się nie zmienił, ale wyczuła siłę tego przekazu – i jesteś w moim domu. Nikt tutaj nie wyrządzi ci krzywdy ani nie uzna cię za zwierzynę. Daję ci moje słowo.

– Nie wiesz, kim jestem – wyszeptała, czując niemal fizyczną potrzebę rozpłakania się. – A raczej nie wiesz, czym jestem i dlaczego chciałam się tutaj dostać.

King spiął mięśnie, przypominając sobie teorię Baltazara, w której to dziewczyna była szpiegiem i miała go skrzywdzić w imieniu innego Wilka. Opanował się szybko i obiecał sobie w duchu, że cokolwiek powie mu teraz ta nieznajoma, wysłucha jej do końca, a dopiero potem podejmie decyzję, choćby trudną i gorzką do przełknięcia.

Wolałby nie zabijać kogoś, kto najpierw uratował mu życie i kogo potem przywiózł do swojego domu, jednak ostateczny wynik tej rozmowy musiał być taki, aby nikt z jego watahy nie ucierpiał, także on sam.

Zacisnął palce nieco mocniej na ramie łóżka, aby uspokoić nerwy.

– Ktoś cię torturował, prawda? – Drgnęła niczym smagnięta biczem, jednak nie zrezygnował z dalszych dociekań. – Widziałem ślady na twoim ciele. Czy ten, kto to zrobił, strzelał do ciebie i do nas na tamtej drodze?

Wydawało mu się, że zamieniła się w posąg, ale kiedy po kilkunastu sekundach ledwo zauważalnie przytaknęła, odetchnął głęboko. Nadal pamiętał wyraźnie zapachy, które wyczuł w tamtym miejscu, w tym również woń jej strachu. Był wtedy inny niż ten, który odczuwała teraz przy nim, a jednak nie zmieniało to faktu, że się go obawiała.

– Wmówili ci, że jesteś rzeczą, którą można pomiatać i którą można skrzywdzić. Tak nie powinno być, niezależnie od tego, czy jesteś Wilkiem, czy człowiekiem.

Spojrzała na niego, ale zaraz z powrotem obniżyła wzrok, aby nie nadużyć jego cierpliwości.

– Chyba źle zrozumiałeś moje słowa – odważyła się powiedzieć i oblizała suche wargi, starając się zwalczyć wewnętrzny strach oraz drżenie napiętych mięśni. – Powiedziałam, że nie wiesz, CZYM jestem. Nie chodzi o to, do której rasy należę, ani że uważam się za rzecz.

Alfa wpatrywał się w nią tak świdrująco, że miała ochotę skulić się w sobie, a potem odsłonić brzuch oraz szyję w geście uległości. To była pierwotna, dzika potrzeba, która była zakodowana w jej genach i teraz walczyła, aby wypłynąć na powierzchnię.

Ból w ranach nasilił się, jednak w towarzystwie przywódcy nie miała zamiaru okazać jeszcze większej słabości i położyć się wygodnie na materacu, aby ulżyć swojemu ciału. Musiała wytrzymać.

– Powiedz mi, o czym myślisz. Muszę wiedzieć wszystko, jeśli mam zdecydować, czy możesz tutaj zostać. – Alfa uniósł ciemną brew. – Bo chcesz tutaj zostać, prawda? Uciekłaś z miejsca, w którym przeżyłaś koszmar, i szukasz nowego domu. No i koniecznie chciałaś dotrzeć do Riverside.

Przełknęła ślinę. Przebłysk nadziei sprawił, że poczuła się nieco silniejsza niż chwilę temu. Nie wiedziała jednak, czy alfa zechce ją w swoim stadzie, jeśli tylko powie mu, czym tak naprawdę jest.

W rezydencji Potwora zaczęto ją dręczyć, gdy jej dar się ujawnił, a miała wtedy jedynie osiem lat. Zaledwie miesiąc wcześniej przeżyła pierwszą przemianę, bolesną i niesamowitą zarazem. Gdy z każdym rokiem jej dodatkowe umiejętności przybierały na sile, tak samo działo się z torturami w rezydencji. W końcu zaczęła udawać, że nie ma wizji, nikomu o tym nie mówiła i tym bardziej nikomu nie pokazywała. Wtedy dawano jej względny spokój i karano za wszystko inne, co było według nich odchyleniem od normy.

Zebrała w sobie całą odwagę, jaka jej pozostała, i uniosła głowę, aby spojrzeć alfie prosto w oczy. Ten jeden raz musiała złamać tę zasadę. Bała się konsekwencji, jednak mężczyzna nie wykonał żadnego ruchu, aby przerwać kontakt albo ukarać ją za brawurowość. Uważała, że musi patrzeć mu w oczy, gdy powie na głos prawdę. Alfa musiał wiedzieć, że jej słowa nie będą wytworem chorego umysłu lub sprytnym i nieprawdopodobnym kłamstwem, które wyklarowała podczas ucieczki z piekła, jakim było jej poprzednie stado. Czuła, że to ta chwila, w której rozstrzygnie się jej los.

Wzięła głęboki oddech niczym przed wielkim skokiem do zimnej, spienionej wody. Miała pewny, ale lekko drżący głos, który groził załamaniem, gdy powiedziała głośno, nadal nie opuszczając wzroku:

– Jestem wieszczką.

Rozdział 3

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25

Droga Czytelniczko,

serdecznie zapraszamy Cię do polubienia naszego profilu na Facebooku. Dzięki temu jako pierwsza dowiesz się o naszych nowościach wydawniczych, przeczytasz i posłuchasz fragmenty powieści, a także będziesz miała okazję wziąć udział w konkursach i promocjach.

Przyłącz się i buduj z nami społeczność, która uwielbia literaturę pełną emocji!

Zespół

Heavy is the Crown. King. Riverside Knights #1

ISBN: 978-83-8373-822-2

© Anna Piwnicka i Wydawnictwo Amare 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Amare.

REDAKCJA: Dominika Synowiec

KOREKTA: Agata Ogórek

OKŁADKA: Anna Piwnicka

Wydawnictwo Amare należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek