Miłość w doliczonym czasie - Paulina Kunka - ebook
NOWOŚĆ

Miłość w doliczonym czasie ebook

Paulina Kunka

4,2

23 osoby interesują się tą książką

Opis

Catherine ma jedną miłość – piłkę nożną. Podporządkowała jej całe swoje życie – rozkład dnia, dietę, spotkania towarzyskie. To dzięki temu została kapitanem żeńskiej drużyny piłkarskiej. I dzięki bratu. On też był kapitanem i oddawał grze całe swoje serce. Niestety zginą tragicznie, a jego miejsce na boisku zajął zadufany w sobie, nieodpowiedzialny i egocentryczny Mason. Jego urażona ambicja wkrótce doprowadzi do wypadku, w którym ucierpi Cath. 
Czy pod wpływem tych wydarzeń Mason się zmieni? Czy zdoła odpokutować za swoje winy? I czy uda się mu wypełnić pustkę w sercu dziewczyny powstałą po śmierci brata? 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 380

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (15 ocen)
9
3
1
1
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
2323aga

Nie polecam

Bohaterowie są bardzo schematyczni. Styl pisania jak w liceum. Uwaga będzie spojler - "wisienką na torcie" jest scena, gdy bohaterka po wypadku rozmawia ze zmarłym bratem, który przekazuje jej co o jej związku sądzi ojciec i przyjaciółka. Serio?
00
Marlena151793

Dobrze spędzony czas

Lekka i przyjemna. A.
00
Ewelina2611

Nie oderwiesz się od lektury

"Miłość w doliczonym czasie" to powieść, która od pierwszych stron wciąga w świat sportowych emocji i osobistych dramatów. Historia pokazuje, że jedna zła decyzja może doprowadzić do tragedii, ale także jak wiele można zmienić, jeśli tylko człowiek jest gotów zmierzyć się ze swoimi błędami. "-Patrz na siebie i rób swoje. Rób to, co robisz dobrze. I nigdy nie pozwól nikomu, żeby zgasił twój blask tylko dlatego, że razi go w oczy". Catherine, podporządkowała całe swoje życie piłce nożnej. To jej pasja, miłość i sposób na życie. Tragiczna śmierć brata Bradleya, który był dla niej nie tylko wzorem, przyjacielem, ale też kapitanem drużyny, przewraca jej świat do góry nogami. Dziewczyna pomimo pustki i tęsknoty nie poddaje się i dąży do postawionych sobie celów. W miejsce kapitana Viva Chicago pojawia się Mason Bennett, zadufany w sobie i egoistyczny chłopak. Pycha i brak umiejętności pogodzenia się z porażką przez chłopaka, doprowadza do kolejnego bolesnego wydarzenia. Catherine ucierpi ...
00
Olazd

Nie oderwiesz się od lektury

Wzruszająca, o stracie i odkupieniu win.
00
Barbarka75

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00



Text Copyright © Paulina Kunka Copyright © 2025 by Lucky

Projekt okładki: Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Autorzy grafik na okładce: Zsolnai Gergely, VisualMarkt (stock.adobe.com.pl)

DTP: Justyna Jakubczyk

Redakcja i korekta: Justyna Jakubczyk

Wydawnictwo Lucky ul. Żeromskiego 33 26-600 Radom

Dystrtybucja: tel. 501 506 203 48 363 83 54

e-mail: [email protected]

Wydanie I

Radom 2025

ISBN 978-83-68261-78-3

Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.

Ze szczególną dedykacją dla Asi, mojej skrzydłowej,

bez której nie byłabym w miejscu, w którym jestem teraz.

To wszystko dzięki Tobie. Kocham Cię.

Prolog

Przeszła przez bramę cmentarza, ściskając w dłoniach niewielki znicz. Za każdym razem, gdy była w tym miejscu, ogarniał ją smutek. Od pięciu lat nie znikała pustka, która tworzyła się w jej sercu.

Wolnym krokiem przemierzała poszczególne kwatery, wdychając majowe powietrze. Mijała ludzi, którzy tak jak ona przyszli odwiedzać swoich zmarłych bliskich. Każdy ze swoim smutkiem, ze swoją historią.

Doszła w końcu do konkretnego grobu i uśmiechnąwszy się leciutko, pogładziła nagrobek dłonią.

– Cześć, braciszku – szepnęła.

Postawiła znicz w centralnym punkcie, obok innych, i wyciągnęła z kieszeni kurtki zapalniczkę. Zapaliła znicz, wyprostowała się i spojrzała na marmurowy kamień.

Bradley Scars

Żył lat 29

Najlepszy kapitan Vivy Chicago

Na zawsze w naszych sercach

Przysiadła na drewnianej ławeczce i westchnęła głośno, splatając palce na kolanach. Mimo że Bradley był jej przyrodnim bratem, bo jego mama zmarła przy porodzie, a ojciec ożenił się drugi raz, mocno go kochała. Ich tato, Christopher, bardzo przeżył śmierć żony i na jej cześć zostawił synowi nazwisko matki. Brad po latach bardzo docenił ten gest. Był rozumnym i mądrym chłopcem. Widział cierpienie ojca, dlatego nie miał żadnego problemu z tym, że po latach jego tata poznał kolejną kobietę, z którą się ożenił. Zależało mu na szczęściu ojca, który go wychował.

Kiedy miał siedem lat, z niebywałą radością przyjął fakt, że urodzi mu się siostra. Bradley pokochał Catherine tak mocno, jak pokochał macochę, która okazała się cudowną kobietą. Wnosiła do życia ojca radość, a to było dla niego najważniejsze.

Christopher nie miał szczęścia do miłości. Gdy Cath skończyła trzy lata, jej mama zmarła na raka, który był zdiagnozowany za późno. Mężczyzna kolejny raz stracił żonę i nie potrafił się z tym pogodzić. Przy życiu utrzymywał go tylko syn. I mała Catherine, która wymagała opieki. Po śmierci macochy Bradley jeszcze bardziej angażował się w pomoc ojcu. Siostra stała się oczkiem w głowie dorastającego brata i rok po roku czuła to coraz bardziej. Chłopak dbał o nią jak o cenny dar, pokazywał świat, a gdy dorosła, zaczął zabierać ją na swoje pierwsze mecze. Ich ulubioną zabawą była gra w piłkę nożną, którą skutecznie zaraził siostrę. Do tego stopnia, że w wieku dziewiętnastu lat Catherine wstąpiła do damskiego klubu Fire Chicago.

Bradley bardzo wspierał swoją siostrę, uczył zagrywek, zdradzał cenne informacje, które mogłyby przydać się na boisku. Był na każdym meczu siostry, patrzył, jak zdobywa doświadczenie i jak cieszy ją gra. Obserwował, jak jej drużyna pnie się po szczeblach kariery, zdobywając tytuły, chwałę i rozgłos.

Aż do feralnego wypadku...

Catherine spuściła wzrok na swoje splecione dłonie. Zacisnęła mocno usta, przypominając sobie, że przecież miała nie płakać. Uniosła wzrok i uśmiechnęła się do zdjęcia swojego brata umieszczonego na nagrobku.

– Wiesz, braciszku, jesteśmy już w drugiej lidze. Ostatnio rozgromiłyśmy dziewczyny z Detroit, strzeliłam dwie bramki. – Zaśmiała się, przypominając sobie ten mecz. – Wciąż mam w głowie twoje rady, to one prowadzą mnie do zwycięstwa – wygłosiła z pewnością. Na chwilę umilkła, obserwując grób. Przymknęła oczy, gdy zawiał mocniejszy wiatr. Uśmiechnęła się delikatnie. Zupełnie tak, jakby brat jej odpowiadał...

– Ty znowu tutaj? – Głos jej ojca sprawił, że się wzdrygnęła, nie spodziewając się nikogo. Otworzyła oczy, odwróciła głowę i spostrzegła uśmiechniętą twarz taty. Czas się go nie imał – wciąż miał gęstą czuprynę i radosne oczy, jedynie zmarszczki wokół oczu zdradzały jego wiek. Odwzajemniła gest, odsuwając się. Mężczyzna zajął miejsce obok niej i wbił wzrok w nagrobek.

– Dziś mija pięć lat – szepnęła, utkwiwszy wzrok w zdjęciu brata.

Pan Tornes popatrzył na córkę i sięgnął po jej dłoń.

– Mnie też go brakuje, córeczko – powiedział, przywołując tymi słowami jej wzrok. Spojrzała mu w oczy, gdy się uśmiechnął.

– Wiesz, że to dzięki niemu pokochałam piłkę?

– Nie mam co do tego wątpliwości. – Zaśmiał się pod nosem. – Kręciłem głową, gdy jedyne, co robiliście, to kopanie w piłkę.

– Widzisz, opłaciło się. – Uśmiechnęła się do ojca, przypominając sobie czasy, w których wiele godzin spędzili na grze w nogę.

– No właśnie, sukces goni sukces – zauważył, uśmiechając się z dumą. – Podobno pniecie się w tabeli.

– To prawda.

– Z takim kapitanem nie ma innej opcji. – Szturchnął ją, na co dziewczyna uśmiechnęła się nieco szerzej.

Potrafiła zagrzać swoje zawodniczki do walki, trener też wiele serca zostawiał na boisku. Drużyna Catherine była bardzo zgrana. Każda z dziewczyn dzięki temu perfekcyjnie spełniała swoje zadanie. Wielu drużynom brakowało zgodności, przez co zawodnicy na boisku rozbiegali się jak małe mróweczki, jakby zupełnie nie znali swojego miejsca. A to przecież było takie proste. I to stanowiło tajemnicę sukcesu Fire Chicago – jedność.

– A jak twoja drużyna? – zagadnęła, obserwując go. – Ekstraklasa to kawał ciężkiej pracy.

– To prawda, chłopcy sobie radzą. – Pokiwał głową, choć niepewnie. – Kapitan trochę gwiazdorzy, ale to już taki typ. Trzeba wiedzieć, jak go ukrócić.

– I ty, oczywiście, robisz to zawodowo. – Wyszczerzyła do niego zęby.

– No cóż, ktoś musi. – Zaśmiał się ponownie. Znów zapadła chwila ciszy, podczas której utkwili spojrzenia w nagrobku. – Catherine?

– Tak?

– Bradley jest z ciebie na pewno bardzo dumny.

Rozdział 1

Mason miał ogromny problem, żeby skupić się na tym, co mówił do niego trener. Widział, że porusza ustami, a jego mimika wskazuje na to, że jest bardzo przejęty, ale te słowa za nic w świecie nie chciały dostać się do jego mózgu. Czuł, jak w głowie mu szumi alkohol wypity poprzedniej nocy. Spał tak naprawdę jedynie trzy godziny, a koledzy z drużyny mu mówili, że powinien poprzestać już o północy. Każdy doskonale wiedział, że czeka ich ciężki trening. Już niedługo miał się odbyć towarzyski mecz – w teorii „towarzyski”, bo przecież żaden z zawodników nie chciał spaprać gry. Poza tym każdy z tych chłopaków miał marzenie, by kiedyś dostać się do MLS. Kto o tym nie marzył? Na spełnienie takich pragnień niestety trzeba było długo i ciężko pracować. O tym Mason bardzo często zapominał, ciesząc się dniem aktualnym. Talentu nie można mu było poskąpić. Dosłownie urodził się ze świetnymi umiejętnościami, był doskonałym kapitanem, jeszcze lepszym graczem. Wszystko przychodziło mu z niebywałą łatwością, mógł grać z zamkniętymi oczami. Koledzy z drużyny często za jego plecami kręcili głowami, modląc się, by jego pycha i wyższość kiedyś ich nie zgubiły. Na razie siedzieli cicho, bo odnosili sukcesy. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość?

Mason o tym nie myślał. Siedząc na ławce w szatni, czuł, jak trzeźwieje. Jak pojawia się nagłe pragnienie, które postanowił zgasić od razu, sięgając po butelkę wody. Trener widział jego niewyraźną twarz – zauważył to od razu, gdy tylko wszedł do szatni. Postanowił jednak tego nie komentować, licząc, że nie przełoży się to na ćwiczenia.

Po ustaleniu szczegółów treningu wszyscy wyszli na boisko. Koło człapiącego Masona pojawił się Noe Robbinson, jego najlepszy przyjaciel, który w drużynie pełnił funkcję skrzydłowego czy też bocznego pomocnika. Klepnął kumpla w plecy trochę zbyt mocno i wyszczerzył zęby. Kapitan drużyny spojrzał w jego roześmiane zielone oczy i na roztrzepaną czarną czuprynę, a ten od razu przemówił:

– Mówiłem ci już przed północą, że masz iść do domu – przypomniał i uśmiechnął się jeszcze szerzej, ewidentnie mając z tej sytuacji ubaw.

– Ta, mogłem cię posłuchać, to chciałeś usłyszeć? – warknął rozdrażniony Mason w jego stronę. – Ale kiedy mam się bawić, jak nie teraz?

– Gadasz jak nastolatek. – Kolega pokręcił głową, ściszając głos. – Ile ty masz lat? Trzydzieści czy trzynaście? Zabawa zabawą, ale skup się na pracy. Niedługo zaczną się mistrzostwa ligowe. Jak chcesz nas reprezentować?

Robbinson jak zwykle był cichym głosem rozsądku przyjaciela i sprowadzał go na ziemię, nieraz bardzo boleśnie. Mason zerknął rozdrażniony na swojego kumpla, który jak zwykle miał rację.

– Dobra, zejdź ze mnie – mruknął niechętnie, po czym przyspieszył, by czym prędzej znaleźć się na boisku.

Trening jak zwykle rozpoczął się od przebieżki. Kilka kółek wokół boiska zazwyczaj nie sprawiało nikomu problemów, ale tym razem jeden z zawodników nie mógł poradzić sobie wydolnościowo. Trener przechadzał się po linii bocznej boiska, obserwując w milczeniu kapitana drużyny przez piętnaście minut podczas biegu, zwykłych podań, prób strzelenia bramki czy typowych ćwiczeń.

Wysiłek fizyczny tym razem nie pomógł wytrzeźwieć gwieździe drużyny. W trakcie treningu Mason nie wytrzymał i puścił na boisko pięknego, kolorowego pawia. Niektórzy odskoczyli, inni stali jak wryci, niektórzy się śmiali, dobrze pamiętając wybryki kumpla z poprzedniej nocy. Noe podbiegł do jego pochylonej sylwetki i położył mu dłoń na ramieniu.

– Masz za swoje – mruknął, podając mu butelkę wody.

Mason tego nie skomentował, nie miał ochoty się kłócić, a tym bardziej przyznawać przyjacielowi, że ten miał cholerną rację. Zabrał mu butelkę z ręki i upił kilka łyków. Automatycznie poczuł się lepiej, co tchnęło w niego nowego ducha. Najwidoczniej coś mu zaszkodziło... chyba że to była tylko wina alkoholu.

– Mason Bennett!

Krzyk trenera rozniósł się po całym boisku, powodując gęsią skórkę. Wszystkie pary oczu skierowały się na stojącego z boku Christophera Tornesa. Ręce na biodrach i zacięta mina trenera nie świadczyły o niczym dobrym. Ciężki wzrok wbił w kapitana drużyny, który już w głowie układał sobie przeprosiny.

Tornes wzniósł rękę i przywołał gestem Masona. Chłopak natychmiast oddał wodę koledze i podbiegł do trenera. Im bardziej się do niego zbliżał, tym bardziej przerażoną miał minę. Bennett wiedział, że jego opiekun był zły.

– Sorry, trenerze – zaczął zawodnik, podbiegając do niego i zarzucając na twarz promienny uśmiech. – Ewidentnie coś siedziało mi na żołądku i...

– Czyli możesz mi przysiąc, że wczorajsza noc nie miała na to wpływu? – przerwał mu srogim tonem selekcjoner. Mierzył go złowrogim spojrzeniem, podczas gdy kapitan drużyny próbował sobie uświadomić, z jakiej paki ich trener miał informacje na temat nocnej eskapady.

– Skąd trener wie, że...

– Zdajesz sobie sprawę, że jesteś raczej rozpoznawalną osobą? – Znów mu przerwał, pytając z rozdrażnieniem w głosie.

Mason nie zdążył odpowiedzieć, bo trener wyciągnął komórkę i zaczął coś w niej klikać. Po kilku sekundach odwrócił smartfon w stronę zawodnika. Chłopak uniósł brwi po przeczytaniu nagłówka, na jakiejś stronie plotkarskiej Tak dobrze zapowiadający się piłkarz trenuje przed mistrzostwami. I oczywiście zdjęcie nawalonego w trupa chłopaka, który przy barze wyglądał jak siedem nieszczęść. Zaskoczony Mason wyrwał telefon z rąk trenera i szybko przeleciał wzrokiem po artykule. Coś tam było o jego sukcesach, możliwości zdobycia mistrzostwa, o tym, że jest jednym z najlepszych zawodników w najbliższych stanach i ma przed sobą świetlaną przyszłość, ale jest też egocentrycznym hulaką lubiącym alkohol i imprezy. Tak więc prędzej czy później, pchnięty sławą, specyficznym charakterem i pieniędzmi, wyląduje na dnie.

– To brednie, trenerze! – zawołał oburzony, oddając mężczyźnie telefon.

– Więc to fotomontaż? Nie spędziłeś poprzedniej nocy w klubie, pijąc do nieprzytomności? – Chris uniósł brwi, ewidentnie zawiedziony zachowaniem zawodnika.

Bennett głośno westchnął, spuszczając wzrok. Lubił sławę, lubił pieniądze, lubił imprezować. Ale piłkę też uwielbiał, to był jego świat. Okazało się, że bardzo łatwo można było zniszczyć czyjąś opinię. Wystarczy, że ktoś jest po prostu rozpoznawalny.

– Mason. – Spokojniejszy głos trenera dostał się do uszu chłopaka, który podniósł wzrok i spojrzał pytająco na swojego opiekuna. Ten położył mu po ojcowsku dłoń na ramieniu, mimo że jego mina wciąż była karcąca. – Pamiętaj, że nie jesteś jednostką. Każde twoje złe posunięcie rzutuje na drużynę – oznajmił, machnięciem ręki wskazując nadal ćwiczących chłopaków, na których kapitan drużyny rzucił smutno wzrokiem. – Ich też to dotyka. Wszyscy pracujecie na swój wspólny sukces, a ty ostatnimi czasy zmniejszasz na niego szanse. Myślisz, że międzynarodowa federacja nie obserwuje twoich wybryków? Że nie mają na ciebie oka? – To pytanie sprawiło, że Mason się zjeżył, a procenty w jego organizmie wyparowały w przeciągu jednej sekundy. W innych okolicznościach cieszyłby się, że konfederacja piłkarska się nim interesuje. Ale w obecnych... wolałby, żeby nie mieli o tym pojęcia. Przełknął ciężko ślinę, gdy trener kontynuował. – Wiedzą wszystko, widzą wszystko i, uwierz mi, mogą wszystko. Zastanów się nad sobą. A teraz... idź do domu.

– Ale trenerze...

– Żadnych „ale”. – Przerwał mu po raz kolejny, już na niego nie patrząc. – Nie chcę cię tu widzieć. Doprowadź się do porządku.

Po tych słowach nawet nie pozwolił mu na odpowiedź. Wyminął chłopaka i ruszył do swojej drużyny, przywołując piłkarzy trzema krótkimi klaśnięciami.

Mason stał bez ruchu, obserwując miejsce, w którym jeszcze przed chwilą stał trener. Był na siebie wściekły, że jak zwykle pozwolił sobie na słabość. To nie była pierwsza taka sytuacja, w której się zapominał. To nie był pierwszy artykuł, w którym napisali o nim w niepochlebny sposób. Co mógł poradzić? Skoro po prostu taki już był? Miał się zmienić w kogoś, kim nie jest?

Catherine wróciła do swojego mieszkanka wieczorem. Rzuciła torbę na podłogę i opadła na kanapę. Rozłożyła się wygodnie i wbiła wzrok w sufit, na którym odbijały się światła miasta wpadające przez duże okna. Leżała tak w bezruchu, kalkulując cały dzień. Rzecz jasna – produktywny dzień. Rano była na cmentarzu, później zjadła śniadanie na mieście ze swoją przyjaciółką Polly, która następnie odprowadziła ją na niewielkie boisko, gdzie dziewczyny miały treningi. Po trzech godzinach morderczych ćwiczeń trener był bardzo zadowolony ze swoich podopiecznych. Zawsze powtarzał, że ich kluczem do sukcesu jest współpraca. Jedność. Po treningu zjadła późny obiad i wybrała się z dziewczynami na saunę, by rozgrzać mięśnie i się zregenerować.

Tata Catherine zawsze mówił Bradleyowi, że piłkarzem jest się całą dobę. Non stop musisz dbać o to, kim się stajesz. Ważnymi elementami przygotowania do sezonu jest sen, zbilansowana dieta, regeneracja, koncentracja. Te słowa Catherine zapamiętała bardzo dokładnie i często odbijały się echem w jej głowie. Te, jak i wiele innych, którymi się kierowała, odkąd zaczęła poważną karierę piłkarską. Dlatego gdy godzina wskazywała dziewiątą wieczór, dziewczyna brała prysznic i szykowała się do spania, by rozpocząć kolejny dzień o siódmej rano od zajęć jogi.

Leżąc w łóżku, przeglądała jeszcze nowinki ze świata. Lubiła czasem odświeżyć umysł, dowiedzieć się, co dzieje się wokoło. Jej research przerwał telefon. Uśmiechnęła się na widok dzwoniącego.

– Cześć, tato – przywitała się, przykładając telefon do ucha.

– Cześć, córeczko. Jak minął ci dzień?

– Produktywnie, jak zwykle. Trening, regeneracja, wiadomo. – Wzruszyła ramionami, uśmiechając się.

Pan Tornes westchnął ciężko do słuchawki.

– Jak chciałbym, żeby moje chłopaki mieli podobne podejście.

– A nie mają? – Catherine się wyprostowała.

Zdawała sobie sprawę z tego, że ojciec prowadził jedną z lepszych drużyn w stanie, jak nie w kilku pobliskich stanach. Niewiele jednak wiedziała o zawodnikach. Po śmierci brata przestała się interesować drużyną ojca. Poza tym dziewczyna zawsze skupiała się na sobie i na swoim zespole. To było najważniejsze. A z ojcem starali się zwykle nie poruszać takich tematów, życie nie kręciło się wyłącznie wokół pracy. Ale co, jeśli życie kręciło się wokół piłki?

– Zależy którzy – oznajmił wymownie, na co jego córka się zaśmiała.

– Twój kapitan znowu gwiazdorzy?

– Gwiazdorzy? – oburzył się. – Zarzygał mi dzisiaj boisko, bo nie mógł sobie darować nocnej imprezy – wyznał z odrazą i złością w głosie, na co brunetka wybuchła śmiechem, nie mogąc się powstrzymać, bo dosłownie widziała oczami wyobraźni to zajście.

– Chyba żartujesz. – Śmiała się do słuchawki. – W środku tygodnia? Niezły jest!

– Ty się śmiejesz, ale to ja musiałem na to wszystko patrzeć – burknął, nie podzielając podejścia córki. – Jest świetnym piłkarzem, ale na miłość boską, niech się weźmie do roboty, bo daleko tak nie ujedzie. Więcej artykułów na jego temat jest negatywnych niż pozytywnych.

– Racja, jakby się nad tym zastanowić, to nic śmiesznego. – Catherine szybko się zreflektowała, przyglądając się głębiej problemowi. – I co zrobiłeś?

– Wywaliłem go z boiska. Chłopcy dobrze sobie bez niego radzili.

– No dobrze, ale co dalej? – spytała.

– W sensie?

– No co, jeśli nic sobie z tego nie zrobi?

– Pójdzie na dno, zawali drużynę, wyleci – wymieniał bez cienia emocji. – Posłuchaj, może należy do elity piłkarskiej, ale podobno nikt nie jest niezastąpiony – powiedział, na co Catherine przeniosła wzrok na zdjęcie wiszące nad komodą, na którym Bradley trzymał ją na rękach, a ona śmiała się w głos, mając na sobie koszulkę z jego numerem i nazwiskiem. Tęsknota i smutek znów zajrzały w jej serce. Jej brat był najlepszym zawodnikiem w Ameryce Północnej w ekstraklasie – nie chciała myśleć inaczej. Żaden kapitan nie był tak dobry jak Bradley. Do dzisiaj na meczach kibice oddają mu hołd w postaci minuty ciszy albo wielkiego baneru, na którym jest napisane, że nigdy nie zapomną – lub coś podobnego. Catherine zwykle wtedy ze wzruszenia pękało serce i w takich chwilach myślała tylko o jednym. Tę myśl przekazała wtedy ojcu do słuchawki:

– Niektórych nie da się zastąpić nikim.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki