Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
26 osób interesuje się tą książką
W świecie, gdzie magia przenika do codzienności, los splata drogi agentki specjalnej jednostki ds. magicznych i błyskotliwego szpiega udającego dyplomatę. Mają ten sam cel – uwolnić potężnego maga uwięzionego przez ludzi, którzy nie cofną się przed niczym.
Na czas świąt Bożego Narodzenia muszą zawrzeć sojusz pełen kłamstw, a każda chwila to sprzeczki i gra pozorów. Jednak podczas tej maskarady zaczyna rodzić się coś, czego żadne z nich nie przewidziało.
Czy zdołają ukryć swoje tajemnice, wypełnić niebezpieczną misję i jednocześnie nie stracić dla siebie głowy? W świecie magii i zdrad to właśnie miłość okazuje się najpotężniejszym zaklęciem.
Nowelka z Kolekcji świątecznej Inanny
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 163
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Maskarada serc
Agata Franczak
Wydawnictwo Inanna
Rozdział 1
Rozdział 2
NOTA COPYRIGHT
📖 Informacja o wersji demo
Strona 1
Strona 2
Strona 3
Strona 4
Strona 5
Strona 6
Strona 7
Strona 8
Strona 9
Strona 10
Obecnie
– Dla kogo pracujesz? – Lidia poczuła czyjąś obecność na sekundę przed tym, jak usłyszała męski głos, niski, lekko zachrypnięty. Chwilę później wyczuła coś twardego wbijającego się w jej nerkę. Tłumik pistoletu.
– Nie wiem, o czym pan mówi, ale to, co pan teraz robi, jest karalne – powiedziała chłodno, stojąc w bezruchu pomiędzy dwoma dużymi kramami. W powietrzu unosił się zapach słodkich wypieków, grzanego wina i czekolady na gorąco.
Obserwowała okno mieszczącej się naprzeciwko restauracji, gdzie jej cel jadł właśnie obiad. Mężczyzna wyglądał jednak na bardziej przestraszonego niż głodnego. Jego towarzysze, dwóch potężnie zbudowanych typów w przyciasnych garniturach, bez wątpienia trzymali broń pod stolikiem. W Celje trwał właśnie jarmark bożonarodzeniowy, tłum ludzi ułatwiał jej pozostawanie niezauważoną. Jak widać – do czasu. Było wczesne popołudnie, ale niebo zasnuło się chmurami, które zwiastowały opady śniegu. Szybko zapadał zmrok.
– A co takiego robię, że jest karalne? – zapytał mężczyzna i mocniej przycisnął broń do jej ciała.
– Mierzy pan do mnie z broni. Czy to nie wystarczy? – odparła.
– Może to nie broń, tylko coś zgoła innego? – rzucił z ironią, ale nie oszukał jej. W jego głosie brzmiała groźba.
– Niech pan skończy te wygłupy i zostawi mnie w spokoju, nie znam pana, nawet nie widziałam pańskiej twarzy. Pan stąd odejdzie, a ja nie zaalarmuję policji. – Udawała spokój.
– Jestem pewien, że i tak ich nie zaalarmujesz. W końcu to by zwróciło na ciebie uwagę – odparł cicho. – A teraz ponawiam pytanie: dla kogo pracujesz i po co śledzisz Nestora?
Lidia zamarła. Zimny dreszcz przebiegł wzdłuż jej kręgosłupa. Skoro nieznajomy wiedział, że śledziła Nestora Kostosa, magicznego z niespotykaną mocą, to musiał tu być w tym samym celu. Znów przeklęła w myślach i spróbowała się odwrócić, żeby zobaczyć z kim przyszło jej się mierzyć, ale nieznajomy złapał ją w talii drugą ręką i przytrzymał, przyciskając jej plecy do swojej klatki piersiowej.
– Puść mnie! – warknęła cicho.
– Och, po co te nerwy, po prostu powiedz mi, dla kogo pracujesz, a ja cię puszczę – wyszeptał wprost w jej ucho. Jego ciepły oddech połaskotał ją w szyję.
– A może to ty powiesz mi, dla kogo pracujesz i skąd wiesz o Kostosie? – Nie było sensu udawać, skoro obcy wiedział o magicznym.
– Chcesz się wymienić informacjami? Niegłupie, ale pracuję sam, kochanie. – W jego głosie zabrzmiała lekka kpina.
– Nie pochlebiaj sobie, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego. Ostatni raz proszę, żebyś mnie puścił – powiedziała spokojnie i jakby mimochodem oparła się o niego mocniej. Poczuła, jak mężczyzna od tego nacisku cofa lekko broń, i wtedy uderzyła. Błyskawicznie uniosła nogę i z całej siły przydeptała podkutym żelazem butem jego stopę.
Mężczyzna zaklął paskudnie i szarpnął się do tyłu, a ona wykorzystała moment, wywinęła się z jego uścisku i rzuciła wprost w kłębiący się przy straganach tłum ludzi. Przez ułamek sekundy bała się, że mężczyzna jednak strzeli, ale potem uzmysłowiła sobie, że musiał ją wyśledzić już wcześniej, zatem miał już okazję, a jednak jej nie zabił. Intuicja nie zawiodła – obcy nie strzelił, a ona szybko wmieszała się w grupę turystów zmierzających w stronę zamku. Lawirowała pomiędzy ludźmi, na głowę naciągnęła szarą czapkę. Serce waliło jej w piersi. Szła pewnym siebie krokiem, aż dotarła do bocznej uliczki, w którą skręciła. Nie oglądając się za siebie, przyspieszyła, aż dotarła do kolejnego zakrętu i kolejnej uliczki. Kluczyła po zaułkach jeszcze dobre kilka minut. Na kolejnym zakręcie zatrzymała się i obejrzała. Nikogo podejrzanego nie zobaczyła, więc skręciła w lewo i po niecałych pięćdziesięciu metrach znalazła się na miejscu. Rozejrzała się dookoła, zanim wślizgnęła się przez krzywo wiszące drzwi do pustostanu, w którym zatrzymała się na czas swojej misji. Na małym strychu, dokąd prowadziły chybotliwe schody, umościła sobie miejsce do spania. Nie chciała ryzykować meldowania się w hotelu, misja była ściśle tajna i wiedział o niej tylko szef. Zresztą – naprzeciw pustostanu znajdował się przytulny pensjonat, do którego zakradała się, żeby skorzystać z prysznica przy saunie. W ogóle miasto żyło już świętami, wigilia była nazajutrz, wszędzie było pełno turystów, którzy przyjechali, aby właśnie w Celje spędzić ten czas. Gdy śledziła Kostosa, obeszła kilkakrotnie całe miasto i musiała przyznać, że otulone białym śniegiem, z girlandami, lampkami i innymi ozdobami wyglądało wręcz bajecznie.
Weszła na szczyt schodów i pchnęła zwykłe drewniane drzwi, które po tym, jak je naoliwiła, otwierały się już bezszelestnie. Odetchnęła z ulgą i skierowała się do rozłożonego w kącie śpiwora, zrzucając po drodze czapkę i ciepłą puchową kurtkę. Jej ciężkie buty stukały o drewnianą podłogę, choć starała się jak najciszej stawiać kroki. Podeszła do śpiwora i nagle, w gasnącym świetle dnia dochodzącym przez małe okno, zobaczyła cień, podnoszący się z jej legowiska. A zaraz po nim usłyszała ten sam niski, lekko zachrypnięty głos.
– Ten, kto cię szkolił, powinien stracić pracę. A teraz – mężczyzna zbliżył się i błyskawicznym ruchem złapał ją za nadgarstek – porozmawiamy.
Dwa tygodnie wcześniej
Lidia stanęła przed niewyróżniającym się trzypiętrowym budynkiem, pomalowanym na brązowy kolor. Był mroźny grudniowy poranek, do świąt Bożego Narodzenia zostało niewiele ponad dwa tygodnie, a ona odliczała dni niecierpliwie. Była zmęczona, potrzebowała urlopu. Jednostka do spraw osób magicznych, gdzie pracowała od dwóch lat, wysłała ją ostatnio na cztery ciężkie misje, w tym dwie zagraniczne. Miała wrażenie, że nie pozostał jej ani gram energii. A dziś, gdy miała pierwszy od ponad miesiąca dzień wolny, w trybie pilnym wezwał ją szef. W środku panował remontowy chaos. Budynek przystosowywano do nowoczesnych wymagań, przynajmniej wewnątrz. Od strony ulicy wciąż wyglądał, jakby zatrzymał się w XX wieku. Kiwnęła głową mężczyźnie w tymczasowej dyżurce i skierowała się na piętro, gdzie na czas remontu mieścił się gabinet szefa. Podeszła do drzwi, wytarła nagle spocone dłonie w spodnie i zapukała.
– Wejść! – Tubalny głos bynajmniej nie zachęcał do wejścia. Szef nie był łagodnym, wyrozumiałym człowiekiem i nikt nie chciał być do niego wezwany na rozmowę. Już odprawy bywały trudne, zwłaszcza gdy misja nie szła po jego myśli.
Gdy Lidia weszła do środka, zobaczyła przełożonego siedzącego za dużym dębowym biurkiem. Pośrodku blatu leżała szara teczka. Była zaskoczona, że nie było tam laptopa, z którym mężczyzna nigdy się nie rozstawał.
– Wzywał pan – powiedziała, siląc się na opanowanie, choć wszystko wewnątrz jej drżało z nerwów. Poprawiła nerwowo gruby, długi warkocz i zatrzymała się przy biurku.
– Proszę usiąść, oficer Kilian. – Wskazał ręką krzesło naprzeciw biurka, ale nie pofatygował się, aby wstać na przywitanie. Gdy Lidia usiadła, zapytał: – Czy domyślasz się, z jakiego powodu cię wezwałem?
Lidia usiadła i położyła dłonie na kolanach, próbując ukryć ich lekkie drżenie. Praca w jednostce do spraw osób magicznych od momentu powstania była jej marzeniem. Na samą myśl, że mogliby ją wyrzucić, serce jej zamierało ze zgrozy.
– Nie mam pojęcia – głos jej zadrżał, za co sklęła się w duchu.
– To dobrze. Znaczy, że informacje wciąż są tajne i wiem o nich wyłącznie ja – odparł z zadowoleniem mężczyzna.
Lidia zmarszczyła brwi, nie do końca rozumiejąc, co przełożony miał na myśli.
– Szefie? – zaczęła ostrożnie, ale ten uniósł dłoń, uciszając ją.
– Najpierw formalności. Ta rozmowa jest tajna, całkowicie. To, co zaraz usłyszysz, wiem tylko ja. A teraz będziesz wiedziała również ty. Jeśli cokolwiek, podkreślam, COKOLWIEK wypłynie, będzie to za twoją sprawą, a ja zadbam o to, aby zniszczyć ci za to życie, poczynając od wydalenia cię z jednostki z wilczym biletem. Czy to jasne? – głos mężczyzny nawet nie zadrżał, gdy wypowiadał swoje groźby. Kobieta kiwnęła głową. – Na głos, oficer Kilian. Chcę to usłyszeć.
– Tak, to jasne. Wszystkie informacje są całkowicie tajne. – Poczuła się upokorzona. Służyła w jednostce ponad dwa lata, była przekonana, że udowodniła swoją lojalność. Przełknęła gorycz i popatrzyła na szefa. Na jego ustach pojawił się uśmieszek.
– Dobrze. Teraz możemy porozmawiać. Widzisz, jest pewien magiczny, który ma… bardzo przydatną moc. Mianowicie potrafi rozpoznać, gdy ktoś kłamie. I zanim zaczniesz mnie zapewniać, że to niemożliwe… Otóż ma tak potężną moc leczniczą, że wyczuwa wszystkie zmiany w organizmie, gdy serce zaczyna bić szybciej, gdy tętno przyspiesza, gdy oddech staje się płytszy, gdy zmienia się temperatura ciała i tak dalej. Do tego nie musi nawet dotykać osoby, którą sonduje. Dzięki temu jest idealnym, niezawodnym wariografem. Nie ma takiego kłamstwa, którego by nie wyczuł, a uwierz, wykonano z jego udziałem setki testów. Ma stuprocentową wykrywalność kłamstw. – W oczach mężczyzny zabłysł podziw. – Niestety, jego testy jakimś cudem wypłynęły, a on sam stał się, co zrozumiałe, obiektem pożądania prawie każdego kraju w Europie. A że to Grek, który uważa, że nic złego mu się nigdy nie przytrafi, i nie zatroszczył się o swoje bezpieczeństwo… Został schwytany przez Serbów i wywieziony do Słowenii.
Lidia słuchała w milczeniu i nie do końca pojmowała, co oni, w Polsce, mają wspólnego z Grekiem przetrzymywanym w Słowenii. I nagle zdała sobie sprawę, że jednak wie, choć przecież to niemożliwe, nie w jednostce, która magicznych wyłapywała, rejestrowała i kontrolowała. Nie w kraju, gdzie lata wcześniej doszło do walki pomiędzy magicznymi, którzy stworzyli zaklęcie drenujące ludzi z energii, zabijające ich w jednej chwili. Jednostka nie mogłaby… Nie dokończyła tej myśli, przerwał jej głos szefa.
– Słuchasz, Kilian?! – zapytał gniewnie.
– Tak! Przepraszam, szefie, proszę kontynuować.
– Jak mówiłem, moc tego człowieka jest na tyle potężna, że wszyscy próbują go pozyskać. Nawet ci, którzy nie chcą jej użyć do, powiedzmy, dobrych celów. I dlatego musimy go przechwycić po cichu. Wykraść go Serbom, którzy zmuszają tego człowieka do różnych rzeczy. Kostos, bo tak się nazywa, ma żonę i syna, którzy podczas jego porwania byli na wycieczce, dzięki czemu udało się ich zabezpieczyć i sprowadzić do kraju.
– Są tutaj? W Polsce? – przerwała mężczyźnie Lidia i zobaczyła, jak ten krzywi się niezadowolony.
– Tak, są tu, w bezpiecznym miejscu. Dlatego musimy pomóc Kostosowi i sprowadzić go do kraju. I chciałbym, abyś to ty, oficer Kilian, podjęła się tego zadania. Pojedziesz do Słowenii, do miejscowości Celje. Tam się przyczaisz i wyśledzisz Kostosa. Nie będzie to trudne, bo Serbowie go nie ukrywają. Słowenia nie ma swojej jednostki do spraw osób magicznych, nie podpisała również porozumienia z innymi krajami o wymianie informacji i ewentualnym wydawaniu magicznych, więc nie muszą się obawiać jakichkolwiek oficjalnych nacisków. W zasadzie nic nie muszą. U nich magia jest dzika i chaotyczna, zupełnie tego nie kontrolują. Będziesz działać sama. W wigilię w domu zastępcy ministra do spraw handlu ma się odbyć uroczysta kolacja, na której mają być dyplomaci z kilku państw. To już rodzaj tradycji. I Kostos oczywiście, jako ich wykrywacz kłamstw. Nie obchodzą nas ich polityczne układy, więc nie skupiaj się na gościach. U zastępcy ministra po godzinie dwudziestej drugiej każda oficjalna kolacja robi się bardzo nieoficjalna. To będzie twoja szansa na pozyskanie Kostosa. Gdy go przejmiesz, udasz się do Maribor Edvard Rusjan Airport, gdzie będzie czekała na ciebie prywatna cessna, samolot, który zabierze was w bezpieczne miejsce, skąd przylecicie do kraju. Czy rozumiesz, Kilian? Czy pojmujesz, jak ważna jest ta misja i dlaczego absolutnie nikt nie może się o niej dowiedzieć? Ten człowiek już jest wykorzystywany do złych rzeczy przez złych ludzi. A to dopiero początek. Musimy go zabezpieczyć. Rozumiesz? Dla jego dobra.
W gabinecie zapadła głucha cisza. Lidia analizowała w głowie wiadomości od przełożonego. Te, które wypowiedział, i te, które przemilczał. Nie miała wątpliwości, że i tutaj magiczny byłby w jakiś sposób wykorzystywany. Ale na pewno nie do złych rzeczy. Lidia była przekonana, że „pozyskanie” Kostosa, to jednak mniejsze zło, choć sama myśl o przetrzymywaniu kogokolwiek budziła w niej sprzeciw. Pokiwała powoli głową, ale wątpliwości musiały się odbić na jej twarzy, bo przełożony wyprostował się na swoim ogromnym fotelu.
– Za powodzenie misji czeka cię nagroda, Kilian. Równowartość półrocznego wynagrodzenia plus dwa tygodnie płatnego urlopu. – zauważył, że oczy kobiety się rozszerzają i już był pewien, że się zgodzi. Mimo że utrzymywała swoje życie prywatne w tajemnicy, wiedział, że jej ojciec jest poważnie chory i wymaga specjalistycznego leczenia, które jest kosztowne. Nie mylił się, stwierdził zadowolony.
– Dobrze, podejmę się zadania. Kiedy mam wyjechać?
– Masz tydzień na zapoznanie się z aktami, testami Kostosa, jego zdjęciami i miejscami, gdzie był widywany w Celje. Potem polecisz do Słowenii, na lotnisku Portorož Airport będzie na ciebie czekał samochód. Udasz się do Celje, wyśledzisz magicznego i będziesz gotowa, aby po kolacji, gdy już alkohol zrobi swoje, wykraść go z domu zastępcy ministra. Reszta to łatwizna: lotnisko, samolot, powrót do kraju. – Mężczyzna przesunął w stronę kobiety teczkę z aktami Kostosa.
Lidia odebrała ją i bez otwierania położyła sobie na kolanach, po czym zapytała:
– Dlaczego on będzie na tej kolacji? Skoro mają go Serbowie, to zakładam, że wbrew jego woli. Skąd jego obecność w domu wiceministra słoweńskiego rządu i po co?
– Bo Słoweńcy nie wahają się kontaktować z wątpliwej moralności ludźmi, gdy chodzi o zbicie politycznego kapitału. A Kostos zapewni im potwierdzenie prawdziwości składanych przez innych polityków obietnic.
– Rozumiem. W takim razie przygotuję się do misji. Co z kontaktami? – Zobaczyła, jak przełożony otwiera szufladę biurka i wyciąga z niej smartfon.
– Tutaj masz wszystkie kontakty, których będziesz potrzebowała. Każdy jest ze Słowenii, masz zakaz kontaktowania się z kimkolwiek z naszej jednostki do czasu opuszczenia Słowenii z Kostosem. Zrozumiałaś? Nikt, powtarzam, nikt, nie może nas powiązać z jego przechwyceniem. Od tego zależy życie jego, jego rodziny i twoja kariera.
Lidia przełknęła ciężko i pokiwała głową, po czym wstała.
– Nie zawiodę ani pana, ani jednostki – powiedziała pewnym siebie głosem.
– Jestem tego pewien, Kilian, zbyt wiele zależy od powodzenia twojej misji – odparł mężczyzna i kiwnął ręką. – A teraz możesz odejść. Dostaniesz sms z datą i godziną wylotu. Na twój prywatny telefon. Przed odlotem zjawisz się po sprzęt, broń, kamizelkę kuloodporną i kilka toników leczniczych z magią. Na wszelki wypadek.
– Rozumiem. Do widzenia. – Lidia zacisnęła dłonie na teczce, po czym bez zwłoki wyszła z biura. Dopiero gdy mijała dyżurkę, pozwoliła sobie na głębszy oddech.
Obecnie
Zadziałała błyskawicznie. Złapała go drugą ręką za nadgarstek, wywinęła się i obróciła, prawie łamiąc mu przegub. Mężczyzna zaklął i ją puścił, odwracając się błyskawicznie. W półmroku stali twarzą w twarz, wpatrując się w siebie z napięciem. Landon pomasował bolący nadgarstek, a Lidia dotknęła otartej skóry. Cisza była prawie namacalna, oboje wyglądali, jakby zaraz mieli skoczyć sobie do gardeł. W końcu mężczyzna poruszył ramionami, niby strząsając z nich ciężar i westchnął teatralnie.
– Będziemy się bić o to, kto ma dostać Kostosa? Bo jak tak, to muszę sobie ułożyć w głowie, że spuszczę łomot kobiecie – powiedział to lekko, jak gdyby od niechcenia, ale Lidia była pewna, że gdyby go teraz zaatakowała, nie zawahałby się ani sekundy przed kontratakiem.
– Taki z ciebie dżentelmen? Jakoś nie wierzę – odpowiedziała chłodno, ale w środku cała się spięła, czekając na atak. Mężczyzna jednak się nie poruszył, tylko wpatrywał się w nią z rękami opuszczonymi wzdłuż ciała.
– Nie ma we mnie nic z dżentelmena. Nie zawaham się, jeśli wejdziesz mi w drogę. – Dopiero teraz Lidia zwróciła uwagę na jego dziwny akcent. Obcokrajowiec, stwierdziła.
– A więc przechodzimy do konkretów. Dobrze. Skąd tak dobrze znasz polski? – zapytała i zrobiła mały krok w bok, chcąc odsunąć się jak najdalej od okna. Mężczyzna poruszył się niemal natychmiast, również robiąc krok w bok, naśladując jej ruchy.
– Akcent mnie zdradził? – Uśmiechnął się kącikiem ust.
– Owszem. A więc?
– Moja babcia pochodziła z Polski.
– Skąd wiedziałeś, że ja jestem Polką? – Nurtowało ją to, odkąd odezwał się do niej na ulicy.
– Słyszałem, jak nuciłaś polską piosenkę, śledząc Kostosa dwa dni temu w drodze do domu zastępcy ministra. – Teraz już uśmiechał się szeroko, choć jego spojrzenie pozostawało czujne. Gdy zrobiła kolejny krok, on również zrobił.
– Kurwa – mruknęła, ale mężczyzna usłyszał i zaśmiał się krótko.
– Kochanie, tak jak mówiłem, ten, kto cię szkolił, powinien wylecieć z roboty. Więc? Kto to? Służby specjalne? Policja? – Przypatrywał się jej z uwagą. – A może wojsko? Nie? To może ta śmieszna jednostka do spraw magicznych?
Lidia mimowolnie zacisnęła szczękę na to ostatnie i ponownie sklęła się w duchu, gdy mężczyzna zmrużył oczy, a następnie zaśmiał się tryumfalnie.
– Czego się tak cieszysz? – zapytała, choć wiedziała, że on już wie. Bogowie, dała się podejść jak totalny żółtodziób.
– Czyli jednostka. To w sumie oczywiste, od dawna wyłapują co ciekawszych magicznych – odparł.
– Kłamiesz – syknęła i zrobiła kolejne dwa kroki, na co mężczyzna odpowiedział tym samym. Powoli zataczali wokół siebie pełne koło.
– Po co miałbym kłamać? Nie jestem twoim wrogiem, kochanie, ale nie miej złudzeń, że pozwolę ci zabrać Kostosa. Potrzebuję go. – Uniósł dłonie do góry. – Ale to nic osobistego.
– Nie nazywaj mnie tak. I nie masz pojęcia, co robi jednostka, więc nie bądź taki szybki w ocenianiu. A skoro już tak zdradzamy sobie sekrety, jak najlepsze przyjaciółki, to może powiesz, skąd ty się tu wziąłeś? – zapytała, choć nie łudziła się, że powie jej prawdę. Jego akcent brzmiał na brytyjski, ale to mogła być zmyłka.
Zrobiła kolejne dwa kroki, tak samo jak on, potem kolejne dwa. Teraz to on stał na tle okna, a ona w cieniu. Mężczyzna patrzył na nią w milczeniu przez długą chwilę, jakby układał sobie w głowie, co ma jej powiedzieć, jakim kłamstwem ją uraczyć. Przekrzywił głowę na bok, zmrużył oczy. Lidia miała broń w kaburze na prawym biodrze, na lewym – futerał z paralizatorem. Użyłaby jednego i drugiego, gdyby musiała, ale mężczyzna nie był agresywny. Jeszcze nie – dodała w myślach. Trzymała ręce opuszczone, w każdej chwili gotowa sięgnąć po broń, którąkolwiek, i zobaczyła, jak obcy prostuje się nagle, przez co wydał jej się nagle niebezpieczny. Był co najmniej o głowę wyższy, a przecież ona nie należała do niskich. Odruchowo cofnęła się o krok i poczuła dreszcz lęku. Momentalnie sięgnęła po glocka, szarpnęła za zapięcie kabury, ale spóźniła się. Mężczyzna, widząc jej ruch, rzucił się na nią jak zawodnik rugby. W ułamku sekundy wleciał w nią z impetem całym ciałem, złapał w talii, jednocześnie przyciskając jej ręce do boków, pchając ją z przerażającą siłą, aż jej buty poszorowały po podłodze z łoskotem. Była pewna, że trwa to wieki, aż nagle uderzyła w ścianę plecami. Jęknęła z bólu. Mężczyzna przygniatał ją i choć zaczęła się szarpać, próbując uwolnić się z jego uchwytu, osiągnęła tylko tyle, że zaklął, gdy uderzyła go głową w brodę. Mamrotała przekleństwa, próbowała kopnąć go w krocze, w końcu ugryzła go w ramię, ale przez grubą bluzę ledwie to poczuł. Nagle poluzował chwyt i gdy już prawie wyswobodziła się z jego uścisku, poczuła na prawym nadgarstku zimną obręcz, zaraz po niej metaliczne KLIK, a po chwili drugie. Wreszcie – szarpnięcie na biodrze, gdy zabierał jej broń.
Zamarła.
Mężczyzna puścił ją i odsunął się, sapiąc z wysiłku. Jego włosy były potargane, bluza w nieładzie. Zrobił krok do tyłu, potem następny. Odetchnął z ulgą. Spojrzał na jej broń, kiwnął głową, jakby z uznaniem i schował glocka do kieszeni bluzy. Lidia zastygła w bezruchu, modląc się w duchu, aby to KLIK nie było tym, co podejrzewała. Powoli opuściła głowę i popatrzyła na swój prawy nadgarstek. Dostrzegła połyskujące kajdanki, których drugi koniec był przypięty do wystającej ze ściany żelaznej obręczy, wyglądającej, jakby kiedyś mieściła się w niej donica. Przełknęła ślinę, którą nagle poczuła w ustach. Zimny strach zalał na chwilę jej ciało. Zerknęła na mężczyznę, który podszedł do ciemnego kąta i wziął z podłogi niewielką sakwę. Wyjął z niej woreczek z jakimś płynem i zamachał nim ze złośliwym uśmieszkiem.
– W tych woreczkach masz wodę, więc nie umrzesz z pragnienia. Co do toalety… – wzruszył ramionami – wybacz, ale będziesz musiała sobie poradzić tu, gdzie jesteś. – Nie wyglądał, jakby mu było przykro z tego powodu.
– Ty gnoju – syknęła cicho i szarpnęła dłonią. Obręcz i kajdanki zagrzechotały, a ją zapiekła skóra na nadgarstku.
– Nazywano mnie już gorzej – odparł lekko. – Masz tutaj też jakieś ciastka, więc nie umrzesz z głodu. Gdy zabiorę Kostosa i zniknę z Celje, zjawi się tu ktoś, kto cię uwolni. Jutro kolacja, tyle wytrzymasz. – Po tych słowach poprawił bluzę, przeczesał włosy palcami i kiwnął głową. – Uwierz mi, kochanie, to nic osobistego. Po prostu jestem lepszy.
Rzucił w jej stronę worek, który odruchowo złapała. Nie łudziła się, że cokolwiek w nim może posłużyć jako wytrych. Była pewna, że mężczyzna dobrze się przygotował.
– Będziesz tego żałował, gnojku, zobaczysz. To jeszcze nie koniec – warknęła.
– Obiecujesz? Czy grozisz? – zakpił. – Czas już na mnie, mam sporo do zrobienia. – Spojrzał jej w oczy i zauważyła błysk w jego źrenicach. – Wiesz, w innych okolicznościach zaprosiłbym cię na randkę, ale cóż… – Wzruszył ramionami i nie oglądając się za siebie, zniknął.
Lidia jeszcze długo stała sztywno wyprostowana, dysząc ze złości i strachu. W głowie miała słowa szefa, a raczej jego groźby, przed oczami widok wychudzonego, słabego ojca, który od początku choroby stał się cieniem samego siebie. Dopiero za sprawą legalnie kupowanych toników od magicznych, choroba zaczęła się cofać, ale to wciąż było za mało. A jej brakowało już pieniędzy, by dokończyć kurację. W końcu usiadła na podłodze, czując bijący od niej chłód, i przejrzała worek. Woreczki bez rurek, ciastka bez opakowania, miękkie. Tak jak zakładała, narzędzi brak. Do drzwi było za daleko, obmacała podłogę, ale w zasięgu ręki nie znalazła nic, co by jej pomogło. Znów popatrzyła na drzwi, na lichą metalową klamkę, którą pewnie zdołałaby wyrwać i wykorzystać. Ale była za daleko. Nagle przypomniała sobie słowa ojca, które powtarzał, gdy coś jej nie wychodziło: „Jeśli nie możesz sforsować zamka, pozbądź się zawiasów”.
Zamarła i powoli odwróciła wzrok na obręcz. Była wkręcona w ścianę, zapewne głęboko. Ale sama ściana pustostanu była stara… Wzięła głęboki oddech, przylgnęła do ściany z ręką uniesioną do góry, usiadła, a następnie odchyliła się, aż poczuła palący ból w nadgarstku, i uniosła nogę. Poczuła ciężar podkutego żelazem buta i kopnęła. Potem znowu i znowu. Tynk się osypał, w ścianie pojawiło się delikatne wgłębienie. Sapnęła, gdy metal kajdanek zdarł jej skórę z przegubu, ale zacisnęła zęby i znów uniosła nogę. A potem zaczęła kopać.
Maskarada serc
Copyright © Agata Franczak
Copyright © Wydawnictwo Inanna
Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak
Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.
Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.
ebook ISBN 978-83-7995-883-2
Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski
Redakcja: Agata Milewska | proAutor.pl
Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl
Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski
Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl
Skład i typografia: Bookiatryk.pl
Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl
Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.
MORGANA Katarzyna Wolszczak
ul. Kormoranów 126/31
85-432 Bydgoszcz
www.inanna.pl
Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl
To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.
Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.
Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl
