Krew i noc - Agata Franczak - ebook
NOWOŚĆ

Krew i noc ebook

Agata Franczak

4,3

252 osoby interesują się tą książką

Opis

Miraya – dziewczyna z ludzkiej osady, z sercem większym niż świat, wierzy, że przeznaczenie można zmienić. Darren – wampir skazany na ciemność, od dawna nie szuka celu ani nadziei. Ich pierwsze spotkanie miało być końcem... a stało się początkiem.

W świecie intryg, żywych cieni i światła, które może ranić, jedno przypadkowe spotkanie może zmienić wszystko. Czy odwaga dziewczyny i serce stworzenia nocy wystarczą, by zniknęły wszelkie podziały?

Subtelna, emocjonalna historia o przyciąganiu nieznającym granic czasu ani krwi. Dla fanek romantasy, które kochają napięcie, niedopowiedzenia i bohaterów z przeszłością.

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 133

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,3 (12 ocen)
7
3
1
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Koral91

Nie oderwiesz się od lektury

Historia o wampirach jakich wiele ale naprawdę dobrze zredagowana. Trzyma w napięciu a wątek erotyczny wywołuje lekki dreszcz w podbrzuszu. Idealna na sobotni wieczór.
10
Star88

Nie oderwiesz się od lektury

to było epickie 🥰🥰🥰🥰🥰
10
literkowanunka

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna nowelka z wciągającą i niesztampową akcją. Bohaterowie, którzy skradną Wasze serca - a szczególnie Elm, który jest mistrzem w tej historii. Polecam przenieść się na krótką chwilę do Asmer.
10
Vessa

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna nowelka! Konkretna, pełna, romantyczna.
10
GOSIACZEK1978

Nie oderwiesz się od lektury

Krótko i na temat.
00



Rozdział 1

5 lat temu

– Co robisz? – Głos dziewczyny dobiegał z niedaleka. Był tak zamyślony, że jej niewyczuł.

– Umieram – odparł.

Pierwsze promienie słońca nieśmiało zbliżały się do niego. Promienie, które zwiastowały narodziny nowego dnia, a dla niego oznaczały śmierć. Jego wola życia słabła od tak dawna. Aż w końcu nie zostało już nic. I gdy niebo zaczynało się rozjaśniać, uznał, że to dobry dzień, żeby umrzeć. W promieniach słońca, które od zawsze były dla niego zakazane. Westchnął. Tak, to dobry dzień naśmierć.

– Nie możesz umrzeć. – Głos rozległ się bliżej. Wreszcie ją poczuł. Najpierw jej ciepło, potem zapach, bergamotki i jaśminu. Wciągnął go w płuca i coś zakłuło go w sercu, które od tak dawna było zimne. Odwrócił wzrok od ciemnych morskich toni i przeniósł go na dziewczynę. Szczupła, prawie chuda, wysoka, z wielkimi zielonymi oczami, jakich nigdy wcześniej niewidział.

– Dlaczego nie mogę umrzeć? – zapytał i przekrzywił głowę. W blasku świtu wyglądała, jakby przeżyła nie więcej niż piętnaściezim.

– Jesteś zbyt piękny, żeby umrzeć – oznajmiła z przekonaniem i podeszła jeszczebliżej.

Miała na sobie brązową sukienkę, sięgającą jej za kolana, która wyglądała na za małą i mocno wysłużoną. Długie włosy były w nieokreślonym kolorze, ani mysie, ani brązowe, ani rude, a jednocześnie stanowiły mieszankę wszystkich tych kolorów. Mimo szarówki jego świetny wzrok dojrzał nawet masę piegów na nosie i policzkachdziewczyny.

– Sugerujesz, że piękne osoby nie powinny umierać? – zapytał z nutą niespodziewanegorozbawienia.

– Mówię tylko, że ty nie powinieneś umierać. Życie jest wspaniałe – powiedziała i znów zrobiła dwa kroki. Jej zapach gootoczył.

– Może zasłużyłem na śmierć – odparł ze znużeniem. – Powinnaś stąd odejść, to nie będzie ładnywidok.

– Jaki widok? – zapytała i popatrzyła mu woczy.

– Moja śmierć – powiedział i odwrócił od niej spojrzenie. Promienie słońca znów sięprzybliżyły.

– Nie chcę, żebyś umierał – oznajmiła zdecydowanie i opadła na kolana obok niego. Patrzyła na jego jasne włosy, opadające na czoło, krótko obcięte po bokach i dłuższe na górze. Na pełne wargi, prosty nos i jarzące się błękitem oczy. Poczuła nagłe łaskotanie w brzuchu, odruchowo wyciągnęła rękę i dotknęła opuszkami palców jego policzka. Mężczyzna drgnął i popatrzył na nią zaskoczony. Spłoszona od razu cofnęładłoń.

– Przepraszam, nie mogłam się powstrzymać – powiedziała.

– Zawsze mówisz, co myślisz? – zapytał i mimowolnie sięuśmiechnął.

– Staram się tego nie robić, ale rzadko mi się udaje. Dlaczego chcesz umrzeć? – Usiadła napiętach.

– Nie chcę już żyć – odparłszczerze.

– Ale dlaczego? Jesteś młody, tyle szans przed tobą – zauważyła z powagą, która nie pasowała do jej młodegowyglądu.

– Ile właściwie masz zim? – Zobaczył, że dziewczyna przygryzawargi.

– Dziewiętnaście – odpowiedziała zbytszybko.

– A tak naprawdę? – Uniósł sugestywniebrwi.

– Siedemnaście – odparła i zaczerwieniła się lekko – Ale to nie znaczy, że jestem głupiai…

– Niczego takiego nie sugeruję. Co właściwie robisz tu o tej porze? – Popatrzył na łunę powoli rozjaśniającąniebo.

– Czasem tu przychodzę, żeby pobyć w samotności. W osadzie zawsze ktoś jest obok, a ja lubię ciszęporanka.

Przez chwilę milczeli oboje. Promienie słońca znów nieśmiało się przybliżyły. Przechylił głowę, obserwując ich drogę kuniemu.

– Proszę, nie umieraj – odezwała się cicho. – Jest tak wiele rzeczy dozobaczenia.

– Tak myślisz? – Był szczerze ciekawy jejodpowiedzi.

– Myślę, że umrzeć to najłatwiejsze, co można zrobić. I stracić szansę na cośdobrego.

– Czasem umrzeć to najlepsze, co można zrobić – powiedział zrezygnacją.

– Życie jest krótkie, czemu chcesz je sobie odebrać? – zapytała.

– Życie ludzi jest krótkie, ale moje nie. Moje jest wystarczająco długie – odparł i odwrócił się do niej, po czym rozchylił lekko usta i dotknął językiem białychkłów.

Dziewczyna sapnęła głośno na ich widok, a jej oczy zrobiły się wielkie jakspodki.

– O bogowie, jesteś wampirem – szepnęła z przejęciem i nachyliła się do niego, jakby chciała przyjrzeć się z bliska jego zębom. Wyglądała na zafascynowaną, a nieprzestraszoną.

– Nie boisz się mnie? – Mężczyzna zamrugałzaskoczony.

– Bać się? Oczywiście, że nie! O bogowie, wampir! I ty chcesz umrzeć? Ale jak? Wampiry nie umierają, a już na pewno nie od siedzenia nawydmach.

– Słońce mnie zabije – oznajmił.

– Nieprawda, widziałam, jak nasz Władca chodzi w ciągu dnia po naszej osadzie. – Zerknęła na niego zprzyganą.

– Słońce nie szkodzi mojej rasie. Ale ja miałem pecha. Moja magia… traktuje je jak truciznę. – Sam nie rozumiał swojejszczerości.

– Och… – szepnęła przejęta. – Nie możesz wychodzić w ciągu dnia… to…

– Straszne – dokończył za nią, gdy ona w tym samym czasieoznajmiła:

– Niesamowite!

Otworzył szeroko oczy i popatrzył na nią, jakby straciłarozum.

– A co w tym niesamowitego? Że nigdy nie doświadczę jego ciepła? Że mogę funkcjonować tylko nocą, skazany na wiecznąciemność?!

– Jesteś stworzeniem nocy, księżyc wybrał ciebie. Według mnie to dar, a nie przekleństwo – powiedziała z takim uniesieniem, że z wrażenia otworzył usta. Chciał zaprzeczyć, ale z jakiegoś powodu nie mógł. Zawsze traktował swoją słabość jako karę odlosu.

– To nie jest takie proste… – zaczął, ale machnęła ręką, uciszającgo.

– Oczywiście, że nie. Jesteś wyjątkowy, jedyny w swoim rodzaju. Masz coś, czego nie ma nikt inny. Wiem, że blask księżyca wzmacnia waszą rasę. Najwyraźniej księżyc wybrał cię, abyś zawsze był potężny, nigdy słaby. Musiał mieć w tym swój cel, choć może ty jeszcze o tym nie wiesz. Ale masz cały czas tego świata, żeby się przekonać! Nie poddawajsię.

Popatrzyła, jak promienie słońca znów przysunęły się po piasku, coraz bliżej miejsca, gdzie siedzieli. Morze szumiało cicho, fale obmywałybrzeg.

Spojrzał w jej zielone oczy, pełne wiary we własne słowa, i znów odezwało się to kłucie gdzieś w okolicy serca. Dziwne, ale nagle poczuł się tak, jakby był niewdzięcznikiem. Oto dziewczyna, która miała przed sobą ledwie kilkadziesiąt zim, jeśli los jej będzie sprzyjał, tak pełna wiary, że warto żyć. I on, wampir, który może wszystko, bo ma nieskończenie dużo czasu, odrzuca to, bo jest zmęczony isamotny…

– Naprawdę wierzysz w to, co mówisz? – Jego głos nagle zadrżał, jakby jej odpowiedź miała znaczyćwszystko.

– Oczywiście! Ja… uważam, że jesteś niesamowity i powinieneś odkryć, dlaczego zostałeś wybrany, aby iść przez życie tylko nocą. Poza tym noc jest piękna, mistyczna, tajemnicza. Tak samo jakty…

Wampir zobaczył w jej oczach niekłamany podziw, który go zawstydził. Nie zasłużył na to. Ale nagle nie był już taki pewny, że to dobry dzień na śmierć. Nagle w jego głowie pojawiła się dokuczliwa myśl, że jeśli to ona ma rację, on zaprzepaści szansę, aby się o tymprzekonać.

– Dlaczego tak ci na tym zależy – zapytał – żebym nieumarł?

Dziewczyna otworzyła usta i zaraz je zamknęła. Na jej policzki wypłynął rumieniec, ale w oczach zabłysły złote iskry. Jej ładne usta rozciągnęły się wuśmiechu.

– Bo gdy będę już dorosła, wyjdę za ciebie za mąż – powiedziała i uniosła podbródek, jakby prowokując go, abyzaprzeczył.

Był tak zaskoczony, że przez długą chwilę nie mógł wydobyć z siebie słowa. Gdy się w końcu odezwał, w jego głosie nie było rozbawienia, jedynie palącaciekawość.

– Chcesz wyjść za mnie za mąż? – upewniłsię.

– Nie tylko chcę, ale i to zrobię. Jak masz na imię? – zapytała i rozchyliła usta w oczekiwaniu na jegoodpowiedź.

– Darren. Mam na imię Darren – odparł i wyciągnął do niej swoją bladą rękę. – A ty, moja przyszłażono?

Uśmiech na ustach dziewczyny śmiało mógł konkurować zesłońcem.

– Miraya. – Ujęła jego ciepłą dłoń i zacisnęła na niej swoje szorstkie od pracy palce. Od tego dotyku zamrowiła ją skóra i szybko cofnęła rękę. – A teraz czas na ciebie, Darrenie. Słońce prawie już tujest.

Spojrzała na niego z taką prośbą w oczach, że zaschło mu w ustach. Powoli wstał i cofnął się docienia.

– Spotkamy się znów, Mirayo, gdy będziesz dorosła. Wtedy się z tobą ożenię. – Mrugnął do niej i uśmiechnął się lekko. – Uratowałaś mi dziś życie. Mam u ciebie dług, którego nigdy nie uda mi sięspłacić.

Dziewczyna patrzyła oniemiała, jak z pleców wampira rozwijają się mgliste, czarne skrzydła. Poruszył nimi i po chwili już nie stał obok niej, tylko unosił się wśród wierzchołków drzew, które zapewniały mu ochronnycień.

– Będę czekać! – zawołała za nim. Po chwili już go niebyło.

Rozdział 2

3 lata później

Miejsce na wydmie w ogóle się nie zmieniło, mimo że od czasu, gdy spotkał tu Mirayę, wiele się w jego życiu wydarzyło. Po pierwsze, postanowił jej posłuchać i sprawdzić, czy los miał dla niego jakiś konkretny cel. Udał się do twierdzy i otwarcie porozmawiał z Władcą klanu wampirów. O sobie, swojej słabości. Wampir długo przyglądał się Darrenowi. Gdy w końcu się odezwał, powiedział jedną, brzemienną w skutkirzecz.

– Potrzebuję dobrego szpiega, Darrenie. Cienia wśród nocy. Ale to będzie się wiązało z częstą nieobecnością w Asmer, rozłąką z rodziną. Czy jesteś na togotów?

Przez ciało Darrena przebiegł dreszcz. Ale nie był to dreszcz niepokoju, leczekscytacji.

– To nie będzie problem. Nie mam nikogo, moja… ułomność nie zachęca… to znaczy… – zająknął się – chciałem powiedzieć, że nieobecność w Asmer nie będzie stanowiła dla mnieproblemu.

Władca kiwnął głową, jego jasnobłękitne oczy, takie same jak u Darrena, rozbłysły z zadowolenia, a srebrzyste włosy opadły naczoło.

– W takim razie mam dla ciebie pierwsze zadanie. Udasz się do Tizanas iposzukasz…

To było trzy lata temu, a on w tym czasie wracał do Asmer ledwie kilka razy, aby zdać raport i wyruszyć ponownie. Nigdy jednak nie zapomniał o Mirai, o jej zielonych oczach i przekonaniu, że na niego też czeka w życiu cel. Jako szpieg odnalazł się wyśmienicie. Stapiał się z mrokiem, był cieniem wśród cieni. A jego cieniste skrzydła stały się czymś więcej niż tylko narzędziem do latania. Stały się przedłużeniem jego rąk. Uśmiechnął się na tę myśl, gdy szedł wąską ścieżką przez las. Jeszcze nie zaczęło świtać, blask księżyca śpiewał cicho w jego duszy. Czuł w sobie jego siłę i moc. Wiedział, że dla ludzi czas płynie inaczej. Do tej pory Miraya zapewne wyszła już za mąż i miała co najmniej dwójkę dzieci. W końcu kiedy się poznali, miała siedemnaście zim. Skrzywił się na myśl o jakimś prostym człowieku, za którego rodzina zapewne wydała ją za mąż. Dziewczyna zdawała się tak pełna życia, głodna wiedzy i świata. A życie w osadzie ludzi, choć przecież nie takie złe, było po prostu zwykłą szarą egzystencją. Nie wiedział, czemu akurat dziś wybrał się w to miejsce. Przebywał w Asmer od siedmiu dni, aż poczuł, że chce zobaczyć wschódsłońca.

Gdy dotarł do wydmy, jego wzrok szybko wyłapał wszystkie szczegóły: wysokie trawy, piasek, spokojne fale w oddali. Na niebie powoli przygasały gwiazdy i księżyc, kiedy usiadł w tym samym miejscu, co trzy latawcześniej.

Zapatrzył się w wody Morza Lazurowego i przypomniał sobie tamten dzień tak dokładnie, jakby to było dziś. Tę potrzebę śmierci, straszną samotność, która ciążyła mu jak kamień. I jedną, zaskakująco odważną dziewczynę, która wtedyzapytała…

– Co robisz? – W głosie brzmiały zaskoczenie i radośćjednocześnie.

W pierwszej chwili pomyślał, że ma halucynacje albo że za mocno zatopił się we wspomnieniach. Głos wydawał się tak prawdziwy. Aż nagle usłyszał szelest trawy i poczuł zapach bergamotki ijaśminu.

Odwrócił się szybko i oto była. Miraya. Niby ta sama, ale trochę inna. Wciąż tak bardzo chuda, z długimi włosami nieokreślonej barwy i tymi fascynującymi zielonymi tęczówkami. A jednak jej twarz straciła ostre rysy, nabrała miękkich kształtów, jej usta stały się pełniejsze, biodra lekko zaokrągliły. W pierwszym przebłysku świtu wyglądała poważniej, a jednak w jej oczach błyszczały iskryrozbawienia.

– Podziwiam widoki. A ty co tu robisz o tej porze? – zapytał i uniósłbrwi.

Dziewczyna podeszła i usiadła koło niego. Naciągnęła burą sukienkę na kolana, na ramionach miała poprzecierany, stary szal. Był początek wiosny, ale u podnóża gór, gdzie znajdowała się osada ludzi, wciąż panowałchłód.

– Czekałam na ciebie – odparła i uśmiechnęła się lekko. – Często tu przychodziłam o tej porze w nadziei, że siępojawisz.

Zapatrzył się na nią w niemymzdziwieniu.

– Nie pamiętasz mnie – oznajmiła, a jej oczy nagle straciły całyblask.

– Oczywiście, że cię pamiętam, Mirayo. Jakżebym mógł zapomnieć. Mam wobec ciebie dług – powiedział cicho. Zobaczył, że dziewczyna zaciska dłonie naszalu.

– Nie szukałam cię, żebyś spłacał jakikolwiek dług. Po prostu… chciałam znów cię spotkać – wyznała.

– Żeby za mnie wyjść? – Sam nie wiedział, dlaczego o tozapytał.

Dziewczyna parsknęła tylko i kiwnęłagłową.

Milczała, choć w pierwszych promieniach słońca zobaczył na jej policzkach delikatny rumieniec. I piegi, których było chyba więcej, niżzapamiętał.

Przez długą chwilę siedzieli w ciszy, wpatrzeni w delikatnie rozjaśniające sięniebo.

– Czy słońce… – odezwała się cicho – wciąż robi cikrzywdę?

– Tak. Ale miałaś rację, to wśród nocy odnalazłem swój cel. Nigdy nie zdołam ci się za to odwdzięczyć – oznajmił zpowagą.

– Nie potrzebuję twojej wdzięczności. Poza tym jestem już dorosła. – Popatrzyła na niegowymownie.

– Masz dwadzieścia lat, wciąż jesteś za młoda – zauważył.

– Och, co za głupoty. Większość dziewczyn w moim wieku ma już męża i dzieci – powiedziała zwyrzutem.

– A ty? Ty też masz kogoś, z kim chcesz się związać? – Poczuł, że wcale nie chce znać odpowiedzi na topytanie.

– Oczywiście! – odparła natychmiast. Od tej pewności w jej głosie zrobiło mu sięnieprzyjemnie.

– Któż jest tym szczęśliwcem? – Czyżbyw jego tonie zabrzmiałorozczarowanie?

– Ty. – Uśmiechnęła się lekko, jakby nagle dopadła jąnieśmiałość.

– Miraya… Jestem blisko osiemdziesięcioletnim wampirem, a ty ledwie dwudziestoletnią ludzkądziewczyną.

– Kobietą – poprawiła go. – I w zasadzie jesteś niewiele starszy ode mnie, biorąc pod uwagę to, jak rozwijają sięwampiry.

– A skąd ty to wiesz? – Zmrużył oczypodejrzliwie.

– Od pana Gabriela, przyjaciela naszego Władcy. – Uniosła brwi, czekając na jego reakcję. I doczekała się jej, bo Darrenaż sapnął zzaskoczenia.

– Kiedy spotkałaś Gabriela? I czego od ciebie chciał? – W jego głosie zabrzmiała niechciana groźba. Jakby musiał chronić tę dziewczynę, choć przecież wiedział, że nie ma do niej żadnychpraw.

– Jesteś zazdrosny, Darrenie? – Uśmiechnęła się tak promiennie, że aż zazgrzytał zębami. – Pan Gabriel potrzebował trochę krwi, więc się zgłosiłam, a on podczas pobierania odpowiedział na kilka moichpytań.

– Nie wątpię, że to zrobił. Cholerny dureń – mruknął i zacisnąłszczęki.

– Dlaczego się złościsz? Ale tak naprawdę? – zapytała i odwróciła się w stronę morza. Niebo jaśniało coraz bardziej, nie mieli wieleczasu.

Darrenwestchnął.

– Nie złoszczę się, po prostu… Jesteś młoda, powinnaś spotykać się z chłopcem w swoim wieku. Poza tym wiesz, że… – Nie potrafił powiedzieć jej wprost, że się z nią nie ożeni.

– Możesz zaprzeczać, ale ja wiem, że się ze mną ożenisz, Darrenie. Musisz tylko to zrozumieć. – Popatrzyła na niebo i pierwsze promienie słońca – A teraz idź. Słońce zaraz tudotrze.

Spojrzał na nią, w jej zielone oczy, w których na moment zatonął.

– Mirayo… – zaczął, ale uniosładłoń.

– Jestem pewna, że znów tu się spotkamy, Darrenie. Jeśli nie jutro, to za miesiąc albo i rok. Ale będę tu na ciebie czekać, gdy znów wrócisz doAsmer.

– Skąd wiesz, żewyjeżdżałem?

– Wiem, że cię nie było. Pytałam. – Uśmiechnęła się szelmowsko na widok jego nachmurzonejminy.

– Zabiję go – powiedział i wstał. Zerknął na nią z góry, na jej szczupłe ramiona, smukłą szyję i długie włosy. – A ty przestań oddawać krew, sama pewnie ledwie jej masz. Jesteś zaszczupła.

Nie miał pojęcia, dlaczego zdenerwował go fakt, że oddała krew. Wampiry nie potrzebowały krwi ludzi do życia, ale wzmacniała ona ich moc, więc czasem z niej korzystali. Ludzie z osady robili to z własnej woli i byli sowicie za to wynagradzani. Może Miraya potrzebowała monet? Tak niewiele o niej wiedział. Popatrzył na słońce, coraz jaśniejsze, ażskóra zaczęła go nieprzyjemniepiec.

– Obiecuję, że następnym razem oddam krew tylko tobie – oznajmiła tak podniosłym tonem, jakby składała obietnicę. Z jakiegoś powodu poczuł się z tymdobrze.

– Tak. Cóż… – Nie wiedział, co jeszcze mógłbydodać.

– Do zobaczenia znów, Darrenie. – Wstała i uniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Mimo że od ich poprzedniego spotkania jeszcze urosła, wampir wciąż był od niej wyższy o ponad głowę. – Pamiętaj omnie.

Uśmiechnął się. Jak mógłby o niejzapomnieć?

– Będę. A ty znajdź sobie jakiegoś miłego chłopca i wyjdź za mąż – powiedział, ale słowa te pozostawiły gorycz na jegojęzyku.

– Nie chcesz tego, jestem o tym przekonana. – Uniosła dłoń i pogładziła palcami jego gładko ogolony policzek. – A teraz schowaj się przedsłońcem.

– Do zobaczenia, Mirayo – odparł i cofnął się kilka kroków. Jego skrzydła pojawiły się prawie natychmiast i otoczyły go swoimi cieniami. Po chwili wzniósł się w powietrze izniknął.

Miraya jeszcze długo wpatrywała się w miejsce, gdzie przed momentem stał, po czym uniosła dłoń, którą go dotknęła, i powiodła palcami po swoichustach.

– Do zobaczenia znów, Darrenie – szepnęła.

***

Przez kolejne dwa lata, gdy wracał do Asmer, zawsze o świcie szedł na wydmy. Z nadzieją, że ją tam znajdzie. Z zaskoczeniem odkrył, że za nią tęskni, że coraz szybciej wychodzi z twierdzy, aby sprawdzić, czy jąspotka.

Czekała na niego o dopiero co nadchodzącym świcie, jakby doskonale wiedziała, kiedy przekraczał granicę terytorium klanu. Nigdy nie zostawał w Asmer długo, czasem to było ledwie kilka dni, czasem kilka tygodniu. Najdłużej, bo blisko dwa miesiące, został drugiej zimy. Wiatr i mróz wżerały się w ciało, a Miraya miała do ochrony tylko cienką pelerynę. Gdy następny raz spotkali się na wydmach, przyniósł jej gruby płaszcz, którym ją okrył. Wtuliła w niego zarumienione od mrozu policzki i westchnęła z ulgą, posyłając Darrenowi najwspanialszy na świecie uśmiech. Nawet kiedy przebywał w Asmer, Władca klanu często wysyłał go na różne misje, najczęściej po to, aby zdobyć po cichu informacje. Gdy wracał, szedł na wydmy, a Miraya już na niego czekała. Słuchała jego opowieści zafascynowana, latem często siadła na ziemi obok jego kolan, na których czasem opierała policzek. Marzyła, aby popłynąć statkiem do skąpanej w słońcu Ebbiory, do Tizanas, gdzie były przecudowne Srebrzyste Jeziora czy niebezpieczne Mroźne Moczary. Chciała to zobaczyć na własne oczy, a skoro nie mogła, chciała poznawać jego historie o nich.

Te skradzione wspólne chwile o poranku stały się dla niego czymś wyjątkowym, czymś, czego zazdrośnie strzegł przed oczami innych. Czymś, co podczas wielu bezsennych nocy, gdy przebywał z dala od Asmer, koiło jego samotność. W najciemniejszych godzinach nocy przypominał sobie Mirayę z roziskrzonymi oczami, szerokim uśmiechem, marszczącą pokryty piegami nos, gdy w coś nie wierzyła. Czasem to ona opowiadała mu o swoim dorastaniu w osadzie, ale zawsze twierdziła, że to nudy. Nie zgadzał się z nią, ale chcąc sprawić jej radość, opowiadał o swoich podróżach. Często siedzieli przez dłuższy czas w kojącymmilczeniu.

Potem znów opuszczał Asmer, a gdy wracał, szedł na wydmy, a Miraya na niegoczekała.

Rozdział 3

3 lata później

– Co robisz? – zapytał Darren, gdy podszedł do siedzącej na ziemi Mirai. Nie wiedział, czy czuł się bardziej zadowolony z jej obecności czy bardziej nią zaskoczony. Wrócił do Asmer ledwie poprzedniej nocy, zdał obszerny raport ze swoich poszukiwań, na które Władca klanu wysłał go do Sawus, i padł z wyczerpania jak nieżywy. Pobyt w tym przeklętym królestwie był trudny i trwał zdecydowanie za długo. Kiedy wyszedł z twierdzy, nie sądził, aby po blisko roku od ostatniego spotkania dziewczyna wciąż na niego czekała. Karcił się w duchu za nadzieję, że tak jest, choć nie rozumiał, dlaczego mu na tym zależy. A zależało, bardziej niż był skłonny się przyznać. Gdy dotarł do wydm, poczuł lekkie ściskanie w żołądku. Zwolnił i wciągnął głęboko powietrze do płuc. I wtedy to poczuł. Bergamotka i jaśmin. Uśmiechnął się z ulgą, sam siebie okłamując, że wcale mu nie zależało, żeby tu była.

– Czekam na ciebie – odparła i odwróciła do niego głowę. W blasku księżyca jej zielone oczy lśniły, a usta ułożyły się w piękny uśmiech. Znów jednocześnie się nie zmieniła i zmieniła. Jej skóra nabrała oliwkowej barwy, piegów było jakby więcej, usta stały się jeszcze pełniejsze. Trwał środek lata, a ona ubrała się w tunikę i proste spodnie. Włosy wciąż miała długie, niektóre kosmyki były jaśniejsze od tego dziwnego koloru, jakby rozjaśniło je słońce. Wyglądałapięknie.

– Skąd wiedziałaś? Chyba nie od Gabriela? – zapytał i usiadł obokniej.

– Nie, nie od niego. Ludzie pracujący w twierdzy mówili, że się pojawiłeś. – Przekrzywiła głowę i przyjrzała mu się z uwagą. – Wyglądasz nazmęczonego.

– Bo jestem zmęczony. W Sawus nie było zbyt przyjemnie w ostatnim czasie. – Za późno się zorientował, że nie powinien jej zdradzać, skądwrócił.

– To tam byłeś cały ten czas? – Jej oczy zrobiły się okrągłe zekscytacji.

– Nie powinienem był o tym wspominać – powiedział.

– Nikomu się nie wygadam, obiecuję. Jak tam jest? – Przysunęła się do niego, teraz stykalibokami.

– Cóż, inaczej niż w Asmer. Jeszcze przed dekadą to kobiety miały tam władzę i dziedziczyły tytuły i majątki. Ale kilka lat temu grupa doradców królowej zapragnęła większych wpływów. Stworzyli sieć, do której wciągnęli arystokratów, którzy nie potrafili się pogodzić z władzą kobiet. I zaczęli powoli dążyć nie tylko do obalenia królowej, ale i zmiany prawa dziedziczenia. Jak nietrudno się domyślić, szybko przyłączyli się do nich inni, nieudacznicy, utracjusze, pogrążeni w długach możni, którym się zamarzyło, że nagle dostaną majątki, które odziedziczyły ich żony, siostry, kuzynki. Rozpętali wojnę domową, a gdy ta okrzepła, pozostały krew i pusteskarbce.

– To brzmi strasznie – wyszeptała Miraya. – I przez prawie rok musiałeś tam być?

– Szukałem czegoś na polecenie naszego Władcy. Zajęło mi to tyle czasu, bo przez te ciągłe niepokoje nie mogłem działać zbytszybko.

– Znalazłeś to coś? – zapytała.

– Niestety nie. Tego, czego szuka nasz Władca, nie ma w Sawus. Ale za to poznałem straszne miejsca. Takie, o których bez wzdrygnięcia się myślą tylko potwory zotchłani.

– Nie może być aż tak źle. Przecież w Asmer też nie jest idealnie, weźmy choćby wieczne potyczki zdemonami.

– Mirayo, te potyczki to nic w porównaniu do tego, co tam się dzieje. W Asmer nikt by nie zrobił czegoś takiego drugiemu człowiekowi. – Zawahał się, zanim dodał: – Odkryłem, że mężczyźni, którzy przejęli władzę, uprowadzają kobiety, głównie te, którym siłą odebrano wszystko, i wystawiają je na sprzedaż na targach. Służą nie tylko jako niewolnice, harują też w kopalniach minerałów, a ich córki, które kiedyś mogłyby próbować odzyskać to, co utraciły ich matki, są albo zabijane, albo sprzedawane do burdeli. Dziewczyny w każdym wieku. Nawet tekilkuletnie.

– O bogowie… – W oczach Mirai zabłysły łzy. – Czy nikt nic z tym nie robi? A co z mężami tychkobiet?

– A myślisz, że kto odwraca głowę, gdy zbrojni po nie przybywają? – zapytał, a gorycz rozlała się mu najęzyku.

– I to wszystko z powodu władzy? Co z nich za ludzie? – wydusiła zsiebie.

– Źli. To są źli ludzie, Mirayo. Ale nie wszyscy oczywiście. Są tacy, którzy pomagają uciec z Sawus najbardziej zagrożonym kobietom. Do różnych królestw, między innymi doTizanas.

– A do Asmer? – zapytała z taką nadzieją w głosie, że musiał sięuśmiechnąć.

Nie odpowiedział, jedynie wzruszył ramionami, a ona również uśmiechnęła sięszeroko.

– Nie możesz powiedzieć, ale ja wiem. Rozumiem już, dlaczego tak długo nie wracałeś do domu! – zawołała i pod wpływem impulsu nachyliła się i pocałowała go szybko w policzek. Gdy tylko zdała sobie sprawę z tego, co zrobiła, odsunęła sięspeszona.

Darrenodchrząknął.

– A to za co? – Jego głos lekkozadrżał.

– Za to, że nie odwróciłeś wzroku, Darrenie – powiedziała.

Niebo zaczynało powoli sięrozjaśniać.

– A co ty robiłaś przez ten rok? Masz już męża i dziecko? – Uśmiechał się, choć wcale nie czuł radości na myśl, że rzeczywiście mogła wyjść zamąż.

– Oczywiście, że nie. Nie było cię przecież. – Uśmiech rozjaśnił całą jej twarz. Okazało się, że mogła być jeszcze piękniejsza. Wiedział, że powinien wybić jej ten pomysł z głowy, ale z jakiegoś powodu w tej chwili niechciał.

– Mirayo, wiesz przecież…– zaczął wbrew sobie, ale kobieta przerwała mu, kładąc swoją dłoń na jego zaciśniętej pięści. Od jej dotyku zrobiło mu się ciepło wokółserca.

– Darren… – ledwie wyszeptała jego imię, a on poczuł się tak, jakby wykrzyczała je doksiężyca.

Przez moment wpatrywali się sobie w oczy, zimny błękit izieleń.

– Nie żartujesz, prawda? – zapytał cicho i uświadomił sobie, że wstrzymał oddech w oczekiwaniu na jej odpowiedź. Nachyliła się i zbliżyła swoje usta do jegowarg.

– Oczywiście, że nie – szepnęła i gopocałowała.

Nie było w tym pocałunku pożądania. Był delikatny i pełen czułości. Miraya westchnęła w jego usta i się odsunęła, nie na tyle daleko jednak, aby nie czuł jej ciepłego oddechu pachnącego owocami. Patrzyła mu w oczy z pewnego rodzaju napięciem, jakby spodziewała się teraz ostrych słów, które niepadły.

– Miraya… – Darren również się odsunął, próbując odzyskać panowanie nad głosem. – Wiesz, że się z tobą nie ożenię. Nie jestem kandydatem na męża. Powinnaś wziąć ślub z jakimś miłym mężczyzną, który będzie mógł o ciebie dbać, nie tylko wciemności.

Świt stawał się coraz jaśniejszy, słońce wędrowało powoli w ichstronę.

– Nie chcę żadnego innego mężczyzny, chcę ciebie. Jesteś mi pisany, bo inaczej nie spotkalibyśmy się tu, gdy chciałeś umrzeć. Pojawiłam się tu wtedy nie bez powodu.

– To był piękny przypadek, ale tylko przypadek, nie ma w tym nic więcej. – Potarł dłonią twarz, nagle nie mogąc wytrzymać jej spojrzenia. Wciąż czuł jej smak naustach.

– Nieprawda. Jesteśmy sobie przeznaczeni, Darrenie – oznajmiła zprzekonaniem.

– Czym się teraz zajmujesz? Tak na co dzień? – zapytał.

– Przędę na krośnie. Nic się nie zmieniło – odparłaostrożnie.

– Czyli pracujesz w ciągu dnia, przy odpowiednim świetle? – doprecyzował.

– Tak, ale to niczego… – zaczęła, ale jejprzerwał.

– To wiele zmienia. Lubisz to, co robisz? – Przypomniał sobie szorstką skórę na jejdłoniach.

– Po prostu to robię. Nauczyła mnie tego matka przedśmiercią.

– Masz tylko ojca czy jeszcze rodzeństwo? – dopytywał.

– Starszego brata, ma już żonę i swój dom w osadzie. Ja wciąż mieszkam z ojcem, mówiłam ci przecież o tym kiedyś… – powiedziała i poczuła nagłe ukłucie niepokoju. Czekała na Darrena tak wiele lat, wiedziała, że są sobie pisani, czuła to.

– I ojciec pewnie wybrał ci już męża? – zapytał i na widok tego, jak się skrzywiła, odgadł, żetrafił.

– To bez znaczenia, chcę tylko ciebie – ucięłastanowczo.

Na myśl o tym, że musi ją zranić, zabolało go serce. Od wielu lat o niej fantazjował, miał w głowie wypalony jej obraz. Była dorosła, piękna i z jakiegoś powodu chciała właśnie jego. A on za nią tęsknił i wyczekiwał czasu, gdy mógł wrócić do Asmeri znów jązobaczyć.

– Nie możesz mnie mieć, Mirayo. Nie możemy się związać. Nie takie jest naszeprzeznaczenie.

Patrzył na jej twarz, na której pojawiło się cierpienie. Zaklął w duchu. Zły na siebie, na towszystko.

– Mogę. Mogę i chcę. Proszę, nie odtrącaj mnie… – szepnęła, w jej oczach zabłysłsmutek.

– Prawie się nie znamy, nie tak naprawdę. – Udawał spokój, którego nie czuł. Chciał ją przytulić i zapewnić, że wszystko się ułoży. Nieznana mu wcześniej tęsknota rozlała się w nim, niechciana, bolesna.

Zerknęła na niego z nieudawanymwyrzutem.

– Nieprawda, znamy się i jesteśmy sobie pisani. – Jej głos drżał. Spojrzała na jasne słońce sunące coraz szybciej w ich kierunku. Nie miała już czasu. Złapała go za rękę i zacisnęła na niej swoje palce. – Wieczorem będę tu na ciebie czekać. Wiem, że przyjdziesz. Wiem to. Jesteśmy sobie pisani, Darrenie. Nie może być inaczej. – W jej oczach zabłysładesperacja.

Wampir wstał, wyswobodził dłoń z uścisku dziewczyny i odsunął się od parzącego już słońca. Skrył się w cieniu skrzydeł, które rozpościerały się za jegoplecami.

– Nie czekaj na mnie, Mirayo, nie będzie mnie tu. Masz przed sobą całe życie, nie pozwolę ci go zmarnować na mnie. Bądź szczęśliwa z kimś, kto na ciebie zasługuje.

Cofnął się znów, skrzydła otoczyły go cieniami, ukrywając jego nagle wykrzywione smutkiem usta, jego pełne rezygnacjioczy.

– Będę tu czekać wieczorem po zachodzie słońca, i wiem, że ty też się zjawisz. Nie unikniesz tego, co nasłączy.

– Żegnaj, Mirayo – powiedział ledwie szeptem i uniósł się w powietrze. Ostatnie, co zobaczył, to łzy w jej oczach i tak wielki smutek, że zabolało goserce.

Przekonywał sam siebie, że postępuje słusznie. Było w niej coś wyjątkowego. W jej błyszczących oczach i pięknym uśmiechu. Nie powinna marnować życia, aby dołączyć do niego wmroku.

Dzień spędził w komnacie. Nie mógł jednak spać, wciąż i wciąż od nowa przypomniał sobie Mirayę, jej łzy i nadzieję, że on się zjawi. Nie mógł jednak tego zrobić, musiał pozwolić jej zapomnieć o sobie. Z jakiegoś powodu świadomość, że miałby nie zobaczyć jej już nigdy więcej, stała się nie do zniesienia. Gdy słońce zaczęło zachodzić, wciąż bił się z myślami. Wiedział, że to najlepsza decyzja, ale bez przerwy wymyślał kolejne powody, dla których powinien się tam udać i sprawdzić, czy nic jej nie jest. Teren klanu wampirów był bezpieczny, ale nigdy nie można było mieć co do tego całkowitej pewności. Miotał się po komnacie, pełen wyrzutów sumienia i niepokoju. W takim stanie wytrzymał trzy wschody słońca, a gdy tylko zapadł zmrok, wyszedł na taras i wzbił się w powietrze. Szybko dotarł na miejsce, ostrożnie lądując na grubej gałęzi kilka metrów nad ziemią. Przykucnął i czekał. Kiedy noc rozgościła się na świecie, wciąż czekał, ale Mirai nie było. Minęła północ i usłyszał odgłos łamanej gałęzi. Nie zdążył jednak odetchnąć z ulgą, bo z wysokich traw wyskoczyła i prędko uciekła młoda sarna. A on nadal czekał. Gdy niebo zaczęło się rozjaśniać, wciąż jej niebyło.

Nie przyszła. Posłuchała go. Zresztą, czego się spodziewał: że będzie tu wystawać każdego wieczora albo o świcie? Zaśmiał się gorzko, bo przecież czy nie tego właśnie chciał? Pokręcił głową i po raz pierwszy odpowiedział sobie szczerze, że nie. Nie tego chciał. Chciał, żeby czekała na niego i przekonywała go, że musi się z nią ożenić, bo są sobie pisani.

Ale jej nie było, osiągnął swój cel, a teraz czuł tylko rozczarowanie i żal. Gdy niebo zapłonęło łuną purpury, otoczył się cieniami i czując, żepromienie słońca zaczynają palić jego skórę, odleciał dotwierdzy.

Nota copyright

Krew i noc

Copyright © Agata Franczak

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rightsreserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025r.

ebook ISBN 978-83-7995-855-9

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Paulina Kalinowska

Korekta: Agata Milewska

Adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara

Skład i typografia: www.proAutor.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgodywydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Najtaniej kupisz na www.madbooks.pl