Baśń o pięciu nocach - Agata Franczak - ebook
NOWOŚĆ

Baśń o pięciu nocach ebook

Agata Franczak

4,2

145 osób interesuje się tą książką

Opis

Dla Tristana to miało być tylko kolejne zlecenie, szybkie, dobrze płatne, bez zbędnych pytań. Działał z chłodną precyzją. Aż do chwili, gdy spojrzał w oczy ofiary.

Liliana przywykła do życia w cieniu dworu. Po dwóch zamachach nie ma wątpliwości – macocha pragnie jej śmierci. Gdy odkrywa prawdę, postanawia działać. Jednak nie spodziewa się, że prześladowca stanie się jej jedyną szansą na przetrwanie.

Jedna decyzja.
Zabójca i ofiara.
Niechciane uczucie, które rodzi się pośród kłamstw, zdrady i krwi.

W świecie, gdzie magia bywa zagrożeniem, a lojalność nie istnieje, dwoje zranionych ludzi zostaje zmuszonych do ucieczki i wspólnej walki o coś więcej niż przetrwanie.

Nowelka w baśniowym klimacie, pełna napięcia i mroku, z odrobiną magii i dużą dawką emocji, idealna dla fanów romantasy.

Nowelka z Kolekcji romantasy Inanny

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 133

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (23 oceny)
13
6
1
2
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Vessa

Nie oderwiesz się od lektury

To już kolejna nowelka od Agaty i znów jestem oczarowana. Nostalgiczny klimat, problemy, z którymi się utożsamiamy i pełen baśniowości świat to jest ten rodzaj lektury, do którego chcę wracać i nigdy nie mam dość. Dziękuję za możliwość przeżywania tych pięknych emocji.
10
kinia13031977

Nie oderwiesz się od lektury

Super
10
Madzik083

Nie oderwiesz się od lektury

ciekawa...polecam
10
Elwira1980

Nie oderwiesz się od lektury

Fajna opowiesc na jedno posiedzenie
10
Inka7419

Dobrze spędzony czas

Bajka ale sympatyczna .
00



Baśń o pięciu nocach

Agata Franczak

Wydawnictwo Inanna

Spis treści

Rozdział 1

Rozdział 2

NOTA COPYRIGHT

📖 Informacja o wersji demo

Lista stron

Strona 1

Strona 2

Strona 3

Strona 4

Strona 5

Strona 6

Strona 7

Strona 8

Rozdział 1

– Wrócisz tu nocą, zadbam o to, aby strażnicy pilnujący wejścia byli gdzie indziej. Liliana będzie w swojej komnacie. Tam ją zabijesz. – Głosu nie można było pomylić z żadnym innym. Nurra. Liliana zesztywniała, ukryta za grubą zasłoną.

– Zabicie córki lorda w jej własnej komnacie ma być mądrym sposobem na pozbycie się jej? – Drugi głos był niski, stłumiony, jakby mężczyzna nosił maskę. Liliana ledwie wyłapała słowa. – Nie lepiej gdzieś ją odesłać?

– Nie! – wykrzyknęła Nurra. – Nie – dodała ciszej. – Ona musi umrzeć i musi się to stać w jej komnacie. Były już… zamachy na jej życie. Buntownicy. To będzie wiarygodne.

W pomieszczeniu zapadła cisza. Liliana modliła się do wszystkich znanych sobie bogów, aby nieznajomy odmówił, aby wykrzyknął, że jej macocha jest obłąkana, i wezwał straże. Ale jego słowa były jak nóż wbity prosto w jej serce.

– Będzie cię to dużo kosztować. Bardzo dużo – powiedział powoli.

– Cena nie gra roli. Ona jest niebezpieczna dla… naszej rodziny. Ma te swoje wizje, którymi zatruwa umysł mojego męża, a on jej słucha.

– Skoro ma wizje, to chyba jest cenna, a nie niebezpieczna? – Czy w głosie mężczyzny zabrzmiała gorycz? Liliana skarciła się za tę myśl. Przecież właśnie zgodził się ją zabić.

– Nie, te wizje to jej sztuczki, żeby… nieważne. Musi zginąć, a ty znany jesteś z braku skrupułów. Podaj swoją cenę.

– Trzy woreczki czystego złota i jedna sakiewka diamentów z Ebbiory – odparł mężczyzna.

Nurra sapnęła, ale nie sprzeciwiła się. Przez dłuższą chwilę panowała cisza, a płuca Liliany zaczęły ją kłuć od wstrzymywanego powietrza.

– Zgoda. Będą na ciebie czekały w komnacie Liliany dziś w nocy. To na wypadek, jakbyś nabrał wątpliwości natury moralnej. – W głosie macochy zabrzmiała złośliwość.

– Tego typu wątpliwości są mi obce. Zadbaj o strażników. Muszę już iść, zanim ktoś nas tu zobaczy.

– Tak, idź. A gdy minie północ, wróć i zabij Lilianę – powiedziała macocha.

Głosy umilkły. Liliana słyszała kroki i po chwili delikatne trzaśnięcie drzwiami. Odczekała kilka sekund i powoli wypuściła powietrze. Płuca ją paliły żywym ogniem, ręce drżały, w oczach pojawiły się piekące łzy. Zawsze wątpiła, że to buntownicy próbowali ją zabić, a teraz miała już pewność. Mogła pójść z tym do ojca, powiedzieć, co usłyszała. Ale pewnie by jej nie uwierzył. Macocha omotała go już dawno. Nawet wizje córki traktował podejrzliwie i radził się najpierw Nurry, czy mają znaczenie, czy nie. Zimny strach ogarnął jej ciało. Jeśli zostanie na dworze, zginie. Jeśli nie tej nocy, to innej, jeśli nie z rąk tego mężczyzny, to kolejnego. Wiedziała już, co musi zrobić, aby przeżyć. Musiała uciec, już, natychmiast. Nie tylko z domu ojca, nie tylko z jego włości. Musiała uciec jak najdalej, może w góry, może na Mroźne Moczary. Tak, na moczarach nikt jej nie będzie szukał. Nagle zakręciło jej się w głowie, w oczach rozbłysło jasne światło. Nadeszła wizja i zobaczyła czyjeś ramiona i szyję z brzydką blizną. Jęknęła, gdy wizja zgasła, a w głowie zapulsował ostry ból. Wiedziała, że na dwór przybył lord Tazar ze swoją świtą. To była jej szansa. Po kolacji mieli wyjechać, już pakowano ich kufry na wozy. Ukryje się wśród bagaży. Lodowata determinacja zalała jej umysł. Ciało przestało drżeć, łzy obeschły na policzkach. Wiedziała, co ma zrobić. Wyszła zza zasłony i z pomieszczenia. Miała do zrealizowania plan.

Tristan siedział podczas kolacji na drugim końcu stołu, z dala od gospodarza i swojego ojca. Nie było w tym nic dziwnego. Ojciec go nienawidził i przy okazji się go bał. A najbardziej bał się tego, że jeśli go zabije, klątwa, którą rzuciła jego matka po zamachu na jego życie, gdy miał zaledwie dwanaście zim, zacznie działać. Dlatego nie próbował więcej, nawet gdy matka Tristana zmarła. Klątwa była kłamstwem, w które jego ojciec uwierzył, zapewne dlatego, że matka pochodziła z klanu Czarnoksiężników, owianego złą sławą Królestwa Asmer.

Tristan jadł pieczeń z dziczyzny małymi kęsami, uważnie obserwując współbiesiadników. Ojciec wraz ze swoim kasztelanem nadskakiwali lordowi Travonowi i jego żonie Nurze. Kontrakt małżeński był już co prawda podpisany, ale należało wywalczyć jak największe wpływy. Kawałek dalej siedziała młodsza córka lorda Travona, Izena, która przez całą kolację wbijała wzrok w talerz, a na komplementy lorda Tazara oblewała się rumieńcem i mamrotała pod nosem niezrozumiałe podziękowania. Jej matka, Nurra, siedziała dumnie wyprostowana, patrząc na wszystkich z wyższością. Jej zimne spojrzenie sprawiało, że Tristan mocniej zaciskał palce na widelcu. Po drugiej stronie stołu, naprzeciw Nurry siedziała Liliana. Starsza córka lorda, jego spadkobierczyni. Tristan wiedział, że miała dwadzieścia zim, a jej matka umarła, gdy dziewczyna miała zaledwie dwie. Jej ojciec szybko ponownie się ożenił i teraz postanowił wydać młodszą córkę za mąż. Wcześniej Tristan zastanawiał się, dlaczego to nie Liliana ma wyjść za mąż pierwsza, ale teraz już wiedział. I domyślił się, że powodów było więcej niż jeden. Pierwszym była oczywiście Nurra, która robiła wszystko dla swojej córki. Dosłownie wszystko. Drugi powód, którego się domyślał, sprawił, że coś na kształt żalu zakłuło go w piersi. Liliana miała bliznę, paskudną szramę na lewej stronie twarzy, która zaczynała się od kącika oka i przecinała skórę przez cały policzek aż do nosa. Blizna wyglądała, jakby nikt się nią nie zajął należycie, ale Tristan był skłonny się założyć, że to było celowe działanie, aby oszpecić dziewczynę. Rana musiała zostać zadana już dawno, bo choć wszystko było zrośnięte, zgrubiała skóra straciła różowy kolor i była blada, ale wciąż widoczna. Odruchowo potarł swoją bliznę na szyi, efekt nieudanej próby zabójstwa przez poderżnięcie gardła. Miał trzydzieści zim, a wciąż pamiętał tamten ból i szalone przerażenie. Przełknął kęs pieczeni i popił wodą z kielicha. Znów popatrzył na Lilianę, nie potrafił się powstrzymać, i zaskoczony spostrzegł, że też mu się przygląda. Miała oczy w kolorze błękitu, co go zaskoczyło do tego stopnia, że ręka, w której trzymał widelec, znieruchomiała w połowie drogi do ust. Jej spojrzenie było intensywne, ale to kolor jej tęczówek sprawił, że nie widział już blizny, nie widział już niczego innego. Rozchyliła lekko usta i wpatrywała się w niego jak zaklęta. Poczuł, jak szybko bije mu serce, dłoń mu zadrżała. Zamrugał zaskoczony i zdał sobie sprawę, że ona zrobiła to samo. Wyglądała na tak oszołomioną, jak on się czuł. Co tu się właśnie, do cholery, stało? – pomyślał i odłożył widelec. Sięgnął po kielich z wodą i wypił ją jednym łykiem. Drżenie rąk minęło i znów zajął się jedzeniem, starannie unikając patrzenia na Lilianę. Wiedział, na co się zgodził, i był pewien, że jeśli nie on, zrobi to ktoś inny. Miał nawet plan… ale teraz nie wiedział już, czy zdoła go zrealizować, czy będzie go na to stać. Nie po tym, co przed chwilą poczuł. Skupił się na jedzeniu i nie podniósł wzroku z talerza do końca posiłku. A gdy jego ojciec był gotów do wyjazdu, Tristan wyszedł z rezydencji lorda Travona, nie oglądając się za siebie.

Rozdział 2

Liliana nie wiedziała, jak ma spokojnie wysiedzieć podczas kolacji, skoro jej przyszły morderca mógł już się czaić gdzieś w posiadłości ojca. Starała się jednak nie myśleć o tym, tylko o ucieczce. Wiedziała, że lorda Tazara ochraniają strażnicy i jego starszy syn – człowiek ponoć niebezpieczny i gwałtowny, a do tego szeptano, że ma moc. Wyobrażała go sobie jako plującego ogniem potwora z rogami i ostrymi zębami. Nie spodziewała się jednak uderzająco intrygującego mężczyzny z olśniewającymi złotymi oczami, czarnymi, lekko falowanymi włosami zaczesanymi do tyłu i zarostem, który nie ukrył jego pełnych warg. Nie był piękny w typowy sposób, ale było w nim coś niesamowicie pociągającego. Jego twarz miała ostre rysy, oczy były lekko skośne, szczęka mocna i silna. Na szyi miał starą, brzydką bliznę. Jak od noża. Zadrżała na ten widok i odruchowo potarła swoją bliznę na policzku.

Izena mówiła jej, że mężczyzna ma na imię Tristan i jest stary, ma bowiem trzydzieści zim. Dla niej to nie była starość, ale jej młodsza o trzy zimy siostra uznała, że mężczyzna już prawie stoi nad grobem. Jej przyszły mąż, młodszy syn lorda Tazara był ledwie jedną zimę starszy od niej, dopiero osiągnął pełnoletność. Ich ślub miał się odbyć przyszłej wiosny, gdy tylko Izena skończy osiemnaście zim.

Liliana wróciła myślami do Tristana. Wyglądał poważnie, ale gdy uśmiechnął się, choć wymuszenie, do jej macochy, coś zakłuło ją w piersi. Obserwowała, jak dokładnie kroi swoje jedzenie, jak powoli przeżuwa i nie potrafiła oderwać od niego oczu. Aż niespodziewanie podniósł na nią wzrok i ich spojrzenia się spotkały. A ona utonęła w jego złotych oczach. Serce zaczęło jej się tłuc o żebra, jakby miało zaraz wyskoczyć z piersi, w ustach jej zaschło. Nie potrafiła oderwać od niego wzroku, czuła się osaczona jego intensywnym spojrzeniem do tego stopnia, że zapomniała nawet, że ktoś tej nocy miał ją zabić, a ona musiała oszukać Tristana, żeby dostać się do jego wozu z bagażami. Zobaczyła, że mężczyzna przełyka ciężko i wygląda na tak oszołomionego, jak ona. Nie wiedziała, ile czasu minęło, gdy w końcu odwrócił od niej wzrok i sięgnął po kielich z trunkiem, i wypił wszystko jednym łykiem, jakby nagle zaschło mu w ustach. Jeszcze długo czuła łomot serca, a gdy wreszcie kolacja dobiegła końca, chciała wstać, próbując się wymówić bólem głowy, i uciec do przygotowanego już obok stajni wozu, odezwała się Nurra głosem miękkim jak aksamit.

– Liliano, kochanie. Proszę pomóż mi dotrzeć do komnaty i położyć się. Czuję tak wielki ból głowy, że sama nie dam rady.

– Ale, ja sama nie czuję… – zaczęła się tłumaczyć, ale Nurra machnęła ręką, uciszając ją.

– Czyżby i ciebie bolała głowa, kochanie? Więc dobrze się składa, że pójdziesz ze mną. Poprosimy służkę, żeby nam obu przyniosła lekarstwo. – Nurra zmrużyła lekko oczy, przyglądając się jej uważnie. Lilianę przeszedł dreszcz.

– Dobrze, Nurro – powiedziała cicho i podeszła do macochy.

– Jesteś takim dobrym dzieckiem, Lil – powiedział jej ojciec i uśmiechnął się do niej. – Pomóż swojej macosze i sama się połóż. To był intensywny dzień. Ja i Izena pożegnamy naszych gości w waszym imieniu.

Nurra złapała ją za ramię zaskakująco mocno i Liliana nie wątpiła, że ból głowy był tylko wymówką. Poszły szerokimi schodami na piętro, kierując się do komnat macochy. W środku czekała na nie pokojówka, której od razu polecono przynieść leki na ból głowy. Dziewczyna wybiegła szybko, aby wykonać polecenia swojej pani, po czym wróciła z niewielką buteleczką mikstury, którą ich kucharka przygotowywała na takie właśnie sytuacje. Nurra wzięła srebrną łyżkę i nalała na nią trochę mikstury, włożyła ją do ust i wzięła kielich z winem, żeby zapić nieprzyjemny smak. Następnie odwróciła się do Liliany, nalała pełną łyżkę i wyciągnęła w jej stronę. Liliana zadrżała z niepokoju, który nagle ją ogarnął, ale nie miała wyjścia, musiała wypić lek. Mikstura faktycznie była gorzka, ale Liliana wyczuła też jakiś nowy, mdły smak. Potrząsnęła głową, gdy poczuła nagłą słabość i odwróciła się do macochy. Akurat w momencie, gdy Nurra wylewała zawartość swojego kielicha z winem do kominka. Ogień zapłonął jasno, gdy płyn spadł na palące się polana i Liliana z przerażeniem zrozumiała, że macocha wcale nie wypiła mikstury, tylko trzymała ją w ustach i wypluła do kielicha. A ona sama wypiła całą łyżkę. Wzrok jej się rozmazał, serce zaczęło łomotać chaotycznie, poczuła jeszcze większą słabość w ciele. Zatoczyła się na niewielki stolik, uderzyła o niego biodrem i nie panując już nad swoim ciałem, upadła z głuchym łomotem na podłogę. Zanim ogarnęła ją ciemność, usłyszała jeszcze, jak macocha mówi do kogoś.

– Zanieś ją do jej komnaty, połóż na łóżku. Tak żeby cię nikt nie widział… A potem… – Liliana jednak nie dowiedziała się co potem, bo pogrążyła się w nicości.

***

Ojciec Tristana, mimo że szczerze gardził synem, nie miał oporów przed wykorzystaniem jego mocy, którą odziedziczył po matce. Przed północą zatrzymali się na odpoczynek, aby ruszyć rano. Tristan otoczył ich obóz, składający się z wozu, karocy i sześciu zbrojnych, magiczną barierą. Wiedział, że matka potrafiła otwierać portale, przez które przenosiła się w wybrane przez siebie miejsce, ale on był mieszańcem, miał tylko połowę jej krwi i mocy. Portale więc były dla niego nieosiągalne, przynajmniej w Tizanas. Co innego, gdyby udał się do Asmer, które wzmacniało moc swoich magicznych istot. Planował tam kiedyś wyjechać i przekonać się samemu. Teraz jednak musiał skorzystać ze starego dobrego środka transportu, jakim był koń. Ojciec spał już w swojej karocy, pilnie strzeżony przez straże, gdy on, wziąwszy ze sobą potrzebne rzeczy, cicho opuścił obóz, dosiadł swoją klacz i ruszył w drogę powrotną do siedziby lorda Travona.

Noc była bezchmurna, ale księżyc był akurat w nowiu, więc nie obawiał się, że ktoś go zauważy. Jego klacz była młoda i szybka. Wiedział, że dotrze do posiadłości lorda dopiero po północy, lecz nie martwiła go obecność strażników. Był pewien, że Nurra zadba o wszystko, była przecież tak zdeterminowana, żeby zamordować swoją pasierbicę. Pomyślał, że byłaby idealną żoną dla jego ojca, mieli ze sobą zaskakująco wiele wspólnego. Zaśmiał się gorzko i mocniej ujął lejce. Gdy dotarł do otaczającego posiadłość parku, klacz zwolniła i szła teraz stępa. Zatrzymał ją i przywiązał do rosnącego nisko konara, a następnie ruszył w stronę budynku. Tak jak obiecała Nurra, nie napotkał żadnych trudności ani straży. Posiadłość była pogrążona w ciemności, tylko z kuchni dochodziły jeszcze głosy służby, która dopiero teraz miała czas na posiłek. Nikt jednak go nie usłyszał, gdy skradał się schodami na górę i skierował do komnaty Liliany. Miał nadzieję, że będzie spała, że nie narobi niepotrzebnego wrzasku i nie ściągnie mu na głowę kłopotów. Musiał działać szybko, jeśli miało mu się udać.

Dotarł do drzwi i złapał za okrągłą klamkę, przekręcił i drzwi otworzyły się cicho. Zamknął je za sobą bezszelestnie, wymacał ręką całkiem pokaźny bukłak przytroczony do paska i ruszył do łóżka, na którym widział ciemny, podłużny kształt. W komnacie dopalała się właśnie jedna mała świeczka, ale to wystarczyło. Stąpał bez najmniejszego dźwięku i już po chwili dotarł do łóżka, na którym spała kobieta. Była w pełni ubrana, włosy w kolorze miodu miała w nieładzie. Nachylił się nad nią szczęśliwy, że los mu choć w tym sprzyja. Nagle kobieta otworzyła szeroko oczy, w których odmalował się szok, i otworzyła usta, żeby krzyknąć. Zadziałał instynktownie. Przykrył jej usta dłonią i nacisnął, drugą rękę przyciskając do jej piersi i przygniatając ją do materaca. Kobieta zaczęła się szarpać, więc zwiększył nacisk na jej ustach i nachylił się nad jej twarzą, przysuwając usta do jej ucha.

– Przestań się szarpać i milcz, bo inaczej zabiją nas oboje i na nic zda się moja pomoc! – wyszeptał, po czym syknął, bo Liliana właśnie ugryzła go w palec.

Jeśli się spodziewał, że go posłucha, był w grubym błędzie. Kobieta zaczęła jeszcze mocniej się rzucać, próbując wyswobodzić się z jego uścisku. Znów zacisnęła zęby na jego dłoni, próbowała podrapać mu twarz, ale szarpnął głową i zdążył uniknąć jej paznokci.

– Uspokój się, do kurwy nędzy! Chcę cię stąd zabrać, zanim ktoś cię zabije! – warknął i poczuł, jak kobieta nieruchomieje. Patrzyła na niego szeroko otwartymi oczami, w których malowało się przerażenie, oddychała ciężko. – Tak! Nie chcę cię skrzywdzić, choć po prawdzie za to mi zapłacono. Chcę cię stąd zabrać, zanim ktoś inny spróbuje i mu się uda. Jeśli ja bym się nie zgodził, twoja macocha wynajęłaby kogoś innego, więc postanowiłem ci pomóc… Czy mogę cię puścić i mieć pewność, że nie zaczniesz krzyczeć?

Liliana miała wrażenie, że jej serce zaraz wyskoczy z piersi. To był on! Mordercą był syn lorda. Wpatrywała się w złote oczy mężczyzny, szukając w nich fałszu, ale nie znalazła go. Jego głos był niski, szorstki, ale nie wyczuła w nim kłamstwa. I przypomniała sobie swoją niedawną wizję, bliznę na szyi… Kiwnęła powoli głową, jej wizje nigdy jej nie zawiodły, choć często były niejasne i długo trwało, zanim się sprawdziły. Do oczu napłynęły jej łzy.

Mężczyzna powoli uniósł otwarte dłonie. Jakby chciał ją zapewnić, że nie ma żadnej broni.

– Chcesz mi pomóc uciec? – zapytała przez łzy. – Dlaczego? Przecież przyszedłeś tu mnie zabić. Wiem, że jesteś tu właśnie po to.

– To prawda… Cóż, różne rzeczy można mi zarzucić, ale nie to, że jestem mordercą dziedziczek – wyznał. – Wstawaj, nie mamy czasu. Musimy upozorować twoją śmierć.

Podniósł się i pomógł jej wstać. Jej dłoń była zimna i lepka od potu. Zachwiała się, gdy stanęła obok niego, i patrzyła, jak zdejmuje z pasa bukłak i rozlewa na łóżku krew. Potem wyjął małe zawiniątko z kieszeni kaftana i rozwinął je, a Liliana sapnęła zszokowana. Na małej szmatce leżało całkiem pokaźnych rozmiarów serce…

– To serce dzika, upolowałem go, gdy zatrzymaliśmy się na postój. Będzie bardziej wiarygodnie – powiedział na widok jej miny i położył serce na łóżku, pośrodku plamy krwi. Otarł ręce szmatką i odwrócił się do niej.

– Ale… dlaczego? – Wciąż nie mogła uwierzyć w to, co się działo. Zbył jej pytanie machnięciem ręki i podszedł do niej, taksując ją wzrokiem.

– Teraz czas na ciebie – powiedział i odwrócił ją plecami do siebie, a następnie wylał resztę krwi na gorset jej błękitnej sukni. Plama szybko przemoczyła materiał. – Nieważne co się wydarzy, masz milczeć i udawać martwą.

To powiedziawszy, znów ją odwrócił, złapał za biodra i przerzucił ją sobie przez ramię, przy wtórze jej głośnego sapnięcia. Skierował się od razu do drzwi i poprawił uścisk.

– Ręce mają ci zwisać, głowa też. Milcz, niezależnie od wszystkiego. Gdy opuścimy posiadłość, odpowiem na wszystkie twoje pytania. – Podszedł do stolika, na którym leżały woreczki z zapłatą. Upchał je w kieszeniach kaftana i wyszedł na korytarz, na którym wciąż nie było nikogo. Liliana wisiała na jego ramieniu, łzy kapały jej z oczu, ale milczała, tak jak jej kazał. Gdy niezauważeni przez nikogo opuścili rezydencję, poczuła chłód na mokrej sukni. Tristan szedł szybko, jakby nic nie ważyła. Szybko dotarł do swojej klaczy i przełożył Lilianę przez jej grzbiet, po czym wsiadł na siodło i spiął konia. Klacz ruszyła, a kobieta była pewna, że taka przejażdżka wytrzęsie z jej ciała całe życie. Nie odezwała się jednak, wiedziała, że jeśli Nurra obserwuje ich z okna, musi wyglądać, jakby Tristan zabierał zwłoki. Długo jechali w ciszy, a ona nawet nie syknęła, gdy siodło wbijało jej się boleśnie w brzuch. Dopiero gdy siedziba jej ojca już dawno została za nimi, w małym zagajniku niedaleko traktu Tristan zatrzymał klacz i zdjął dziewczynę z konia, przytrzymując ją, aby nie upadła.

– A teraz, Liliano, porozmawiamy.

NOTA COPYRIGHT

Baśń o pięciu nocach

Copyright © Agata Franczak

Copyright © Wydawnictwo Inanna

Copyright © MORGANA Katarzyna Wolszczak

Wszelkie prawa zastrzeżone. All rights reserved.

Wydanie pierwsze, Bydgoszcz 2025 r.

ebook ISBN 978-83-7995-868-9

Redaktor prowadzący: Marcin A. Dobkowski

Redakcja: Agata Milewska | proAutor.pl

Korekta: Agata Nowak | proAutor.pl

Projekt i adiustacja autorska wydania: Marcin A. Dobkowski

Projekt okładki: Ewelina Nawara | proAutor.pl

Skład i typografia: Bookiatryk.pl

Przygotowanie ebooka: Bookiatryk.pl

Książka ani żadna jej część nie może być przedrukowywana ani w jakikolwiek inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptycznie, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

MORGANA Katarzyna Wolszczak

ul. Kormoranów 126/31

85-432 Bydgoszcz

[email protected]

www.inanna.pl

Książkę i ebook najtaniej kupisz w MadBooks.pl

📖 Informacja o wersji demo

📖 Wersja demonstracyjna

To jest wersja demonstracyjna zawierająca 10% treści książki.

Aby przeczytać pełną treść, skorzystaj z pełnej wersji EPUB.

Konwersja i przygotowanie ebooka Bookiatryk.pl