Madrid - Ewelina Domańska - ebook

Madrid ebook

Domańska Ewelina

0,0
15,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Daj się oczarować wiedźmom, poznaj tajemnice elfów, wkrocz do raju aniołów, zasmakuj nocnego życia z demonami.

Madrid” to jedna z jedenastu niesamowitych historii zaklętych w zbiorze opowiadań „Szczypta magii”.

Książka wydana nakładem wydawnictwa Nie powiem, Hm... zajmuje się dystrybucją.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI
PDF

Liczba stron: 39

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tłum pędzi do przejścia, niosąc mnie ze sobą. Moje myśli ciągle skupiają się na prywatnych problemach – matce, która znikła, kiedy byłam mała, i wciąż naprutym ojcu – zamiast na przesłuchaniu zaczynającym się za piętnaście minut.

To cholerne przesłuchanie jest moją przepustką do lepszego świata. Świata, w którym stać mnie będzie na wynajęcie ładnego mieszkania i na to, co dla innych jest oczywistością. Jedzenie, książki, rachunki. W moim osiemnastoletnim życiu zawsze był to luksus. Normalne funkcjonowanie, może nawet studia, kariera muzyczna. Wszystko to zamiast serwowania podłego żarcia w jeszcze podlejszej spelunie, które stanowi źródło mojego zarobku od skończenia liceum w zeszłym roku.

Jedyne, co muszę, to pójść na dzisiejsze przesłuchanie. Pierwszy raz mogę się obyć bez podpisu tego pijanego świra.

Wszystkiego najlepszego w dniu osiemnastych urodzin, Mads. Udanych wakacji. Fajnego życia.

Mój przyjaciel, Jay, idzie ze mną ramię w ramię. Zna mnie lepiej niż ktokolwiek inny, w końcu jesteśmy nierozłączni, odkąd poznaliśmy się jeszcze w żłobku. Będzie mi go brakować, ale nie może na mnie dłużej czekać ze studiami. Czuję jego dłoń na plecach, gdy poklepuje mnie pocieszająco. Jego ufarbowane na jaskrawozielono włosy związane są w niedbały pęk warkoczyków na czubku głowy, ale nawet w tej idiotycznej fryzurze nie wygląda głupio.

Zupełnie znikąd zrywa się zimny wiatr, wyszarpując z koka – naprędce upiętego przed wyjściem – niezbyt długie, brązowe pasma. Włosy na przedramionach unoszą się i tworzą wyjątkowo nieprzyjemną gęsią skórkę. Mam wrażenie, jakby z lodowatym podmuchem nadchodziło jakieś niezidentyfikowane zagrożenie, nieuchwytne poczucie, że jesteśmy w niebezpieczeństwie, dokładnie jak wtedy, kiedy ojciec jest w amoku i lepiej wcześniej zejść mu z drogi niż czekać za długo, aż będzie za późno.

Instynkt przejmuje nade mną kontrolę i nie jestem w stanie myśleć o niczym innym oprócz strachu, który nakazuje się ukryć.

– Zmywamy się stąd. – Łapię przyjaciela za ramię i staram się ściągnąć go do pierwszego lepszego sklepu, ale rozdziela nas jakiś gruby gość z telefonem przy uchu. Z odbicia w witrynie patrzą na mnie moje szare oczy, wystraszone jak u ściganego zwierzątka. Niechcący nadeptuję na piętę elegancko ubranej, okropnie chudej kobiecie. Automatycznie mamroczę przeprosiny, kiedy puszcza mi przez ramię wnerwiony komentarz i schyla się poprawić but, który ściągnęłam jej ze stopy. Jay, który nagle pojawia się z powrotem przy moim boku, rzuca mi rozbawione spojrzenie.

– Mads, nie ma czasu na sklepy, zostało nam… – Zerka na zegarek i przyspiesza kroku. – Dokładnie trzynaście minut.

Biegnę za nim i docieramy prawie do świateł, gdy nagle dwóch ubranych na czarno, bardzo wysokich i szczupłych wyrostków wymija nas, a potem bez ostrzeżenia zwalnia, spowalniając też wszystkich innych przechodniów. Ludzie posykują ze zdenerwowania, szczególnie ci wiecznie spieszący się dokądś. Ja zresztą też nie lubię, kiedy ktoś mnie wymija tylko po to, żeby za chwilę tak się ślimaczyć.

Światło zaczyna migać, po czym zmienia się na czerwone. Przystajemy wraz z innymi, a wtedy dwaj kolejni – także wysocy i chudzi, w identycznych czarnych ubraniach – pojawiają się po lewej stronie. Mimowolnie zerkam w prawo i widzę następnych dwóch, prawie takich samych. 

Co do cholery? To jakiś event albo jakiś flash mob?

Nagle wszyscy „czarni” odwracają się jak na komendę i spoglądają prosto na tłum. Mają oczy z ciemnymi obwódkami, najwyraźniej obrysowane grubo eyelinerem, i bardzo jasną skórę. Coś każe mi uciekać, uciekać natychmiast jak najdalej od nich. Gapię się jednak tylko niczym zahipnotyzowana. Jak wtedy, kiedy tatulek jest schlany w trzy dupy i szuka ofiary, a ja wiem, że skoro nie schowałam się do tej pory, to już za późno.

Kiedy wyciągają przed siebie ramiona skierowane w naszą stronę wnętrzami dłoni, ludzie wokół przestają mówić i nieruchomieją. Doświadczenie z ojcem każe mi również znieruchomieć, chociaż serce mało nie wyskoczy mi z piersi, a w głowie szaleje burza myśli. Powtarzam bezgłośnie: Jay, nie odwracaj się, błagam, nie odwracaj się. Zielona czupryna zamiera. Świat poza „bańką” jest nierealny i rozmazany, tak nierzeczywisty, jakby naprawdę nie istniał.

Nie pozwalam sobie nawet na najmniejsze drgnienie powiek, dopóki ich wzrok spoczywa na mnie.

Kobieta przede mną, ta, której nadepnęłam na but, nagle się prostuje i omiata scenę spojrzeniem. W jej oczach maluje się niedowierzanie.

– Co tu się od…? – Nie kończy, bo jeden z chłopaków zarzuca jej coś, co wygląda jak srebrna woalka, na głowę i dziewczyna nagle milknie, a jej ruchy stają się niezwykle powolne.

Cokolwiek się dzieje, jestem przekonana, że nie mogę ściągnąć na siebie ich uwagi. Ludzie wokół znieruchomieli i zamilkli. Co oni im zrobili? Kim, do cholery, są? Zahipnotyzowali wszystkich przechodniów? Puścili jakiś gaz, czy coś jeszcze innego? A może reszta też udaje jak ja? Czy to możliwe?

– Ten. – Jeden z napastników (Bo kimże innym są? Czym są?) wyciąga z tłumu jakiegoś chłopaka, opierającego się z całych sił. Kątem oka zauważam, że podobny srebrny woal ląduje na jego głowie.

– Nasz? – Głęboki, cudowny głos odzywający się gdzieś z boku sprawia, że w brzuchu rozlewa mi się nagłe ciepło i prawie zapominam o udawaniu. Z tyłu słyszę westchnienie jakiejś dziewczyny. – Jeszcze jedna, ale to jeszcze dzieciak. Nel, Raam, sprawdźcie resztę.

Dziewczyna zaczyna piszczeć i słyszę odgłosy szamotaniny, po czym zapada cisza. Paskudna, lepka cisza, ciężka do ścierpienia. Do szaleństwa doprowadza mnie myśl, że coś się dzieje za moimi plecami, a ja nie mogę się odwrócić.

– Olivierze, prawda jest taka, że jej tu nie ma. – Jeden z nich odzywa się tuż za mną, tak że prawie podskakuję w miejscu. Serce zaczyna walić mi jeszcze mocniej, dłonie i plecy pokrywają się zimnym potem. – Tutaj mamy tylko tych trzech, zwijajmy się.

– Sami wiecie, że odkąd Berith się dowiedział, szuka jej jak wariat. – Ten sam głęboki głos, przywodzący na myśl aksamitną, lejącą się czekoladę, jak się domyślam, należy do tajemniczego Oliviera. – I po każdej nieudanej wyprawie jest coraz bardziej wściekły, a ja nie chcę, żeby to na mnie wyładował swoją wściekłość.

Ramiona zaczynają mi drętwieć, zmuszone do pozostawania zbyt długo w wymuszonej pozycji. Jeszcze parę minut i będę musiała się poruszyć, jeszcze chwila i spięte mięśnie zaczną drżeć, a wtedy mnie zauważą.

– Dobra, i tak trzeba tych tu odstawić do weryfikacji. – Jego sylwetka pojawia się w moim polu widzenia. Wystawia przed siebie dłonie i podejrzewam, że pozostali robią to samo. Nagle tłum, zastygły w pół kroku, rusza, porywając mnie za sobą. Zaczynam rozglądać się ostrożnie, ale nieznajomi zniknęli. W głowie wiruje mi od całej tej wariackiej sytuacji, zwalniam i skanuję otoczenie, żeby wyśledzić czarne sylwetki. Nie ma po nich śladu.

– Mads! Ruszaj, chyba że naprawdę chcesz się spóźnić. – Jay ciągnie mnie do przodu, jakby nic się nie wydarzyło, drugą rękę teatralnie podsuwa sobie pod oczy, odczytując czas na opasce. – Dwanaście minut. Dwanaście.

Może zwariowałam? Może mam jakieś chore halucynacje, skoro wszyscy zachowują się normalnie? Idę za Jayem, kiedy uderza mnie jedna myśl. Nie ma przede mną młodej, wysokiej kobiety, która też nie zastygła bez ruchu. Tej, której nadepnęłam na but. Co z nią się stało?  Gorączkowo przeszukuję wzrokiem otoczenie, ale nigdzie jej nie znajduję.

– Co z tobą? – Zielona czupryna przyjaciela na chwilę nieruchomieje. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że przystanęłam i zaczęłam się rozglądać. Na jego twarzy pojawia się grymas niedowierzania. – Nie, nie, nie. Nie mów mi tylko, że się rozmyśliłaś.

– Nie. Nie rozmyśliłam się. – Wciągam głośno powietrze. – Jay?

– Co tam znowu?

– Gdzie jest ta babka, co przed chwilą nadepnęłam jej na nogę? – Pytam z desperacją.

Boże, błagam, niech ona będzie realna.

– Nie… – Rozgląda się równie nerwowo, jak ja przed sekundą. – Nie mam pojęcia. Zrobiła „puff” i znikła?

Ulga zalewa mnie falą, kiedy zdaję sobie sprawę, że przynajmniej tego sobie nie wymyśliłam. Przez to wszystko na drugi plan zeszło i przesłuchanie, i mój gówniany ojciec, i moje gówniane użalanie się nad sobą.

Opowiadanie Madrid jest częścią antologii Szczypta Magii.

#szczyptamagii

PRZECZYTAJ TEŻ

Antologia Szczypta magii

Opowiadanie Madrid

© Ewelina Domańska

© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm…

All rights reserved.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody twórców.

Pod redakcją: D. B. Foryś

Redakcja: Monika Foltman

Korekta: Wydawnictwo Nie powiem

Projekt okładki: E.Raj

Skład: D. B. Foryś

Elementy graficzne w treści: pexels.com, unsplash.com, freepik.com

ISBN druk: 978-83-67448-47-5

ISBN e-book: 978-83-67448-53-6

Wydanie pierwsze

Wojkowice 2023

Wydawnictwo Nie powiem

E-mail: [email protected]

Telefon: 518833244

Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice

www.niepowiem.com.pl