Oferta wyłącznie dla osób z aktywnym abonamentem Legimi. Uzyskujesz dostęp do książki na czas opłacania subskrypcji.
14,99 zł
W 1988 roku czteroletni Tito Ferretti staje się świadkiem przerażającej zbrodni. Na jego oczach ginie matka i jej kochanek. Podejrzany – seryjny zabójca, znany jako Potwór – od miesięcy terroryzuje Turyn. Śledztwo prowadzone przez zastępcę prokuratora Francesco Scalviatiego kończy się sukcesem i sprawa wydaje się zakończona. Do czasu…
Trzydzieści cztery lata później przeszłość powraca w najbardziej brutalnej formie. Tito zostaje znaleziony martwy. To już trzecia ofiara sprawcy działającego według okrutnie precyzyjnego schematu. Czy te zabójstwa mają jakiś związek z Potworem?
Komisarz Damiano Provera wie, że tylko Aurora Scalviati, córka prokuratora, może rozwikłać tę zagadkę. Gdy policjantka próbuje rozszyfrować mroczną układankę, pojawia się nowy znak ostrzegawczy – porwano Giorgię, dwunastoletnią dziewczynkę. Kolejne tropy prowadzą donikąd, a czas ucieka. To początek podróży, w której Aurora musi zmierzyć się z geniuszem zbrodni oraz stawić czoła własnym lękom. Czy przeszłość okaże się kluczem do teraźniejszości?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 371
Przekład książki był możliwy dzięki pomocy finansowej Włoskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Współpracy Międzynarodowej.
La traduzione del libro è stata possibile grazie al contributo del Ministero degli Affari Esteri e della Cooperazione Internazionale Italiano.
Tytuł oryginału: Cambiare le ossa
Copyright © 2022 by Giunti Editore SpA, Firenze-Milano www.giunti.it
Copyright for this edition © Wydawnictwo ARKADY Sp. z o.o., Warszawa 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Żadna część tej publikacji nie może być reprodukowana w jakiejkolwiek formie ani powielana graficznie, elektronicznie czy mechanicznie, w tym za pomocą kopiowania, nagrywania ani przechowywania w informatycznej bazie danych, bez pisemnej zgody wydawcy. Prosimy o przestrzeganie praw twórców do ich własności intelektualnej i nieudostępnianie książki w sieci.
Tłumaczenie: Joanna Płuska
Redakcja: Jowita Kostrzewa
Korekta: Monika Matczak-Nalborska
Projekt okładki: Natalia Krzeszczakowska / [email protected]
Skład i łamanie: Krystyna Szych
ISBN: 978-83-213-5360-9
Wydanie I, 2025. Symbol 5382/R
CIP Biblioteka Narodowa Barbara Baraldi Łamacz kości / Barbara Baraldi ; przełożyła Joanna Płuska. Wydanie I. - Warszawa : LeTra, 2025
Wydawnictwo ARKADY Sp. z o.o. ul. Dobra 28, 00-344 Warszawa tel. 22 444 86 50 e-mail: [email protected], www.arkady.eu Facebook: @Wydawnictwo.Arkady, Instagram: @wydawnictwo.arkady Facebook: @Wydawnictwo.Letra, Instagram: @wydawnictwo_letra księgarnia wysyłkowa: tel. 22 444 86 56www.arkady.info
Konwersja do formatu ePub 3: eLitera s.c.
W każdym chaosie
kryje się kosmos,
w każdym nieporządku
– ukryty porządek.
CARL GUSTAV JUNG
Skulona przy ścianie obok biurka, nasłuchiwała, trzymając córkę mocno przytuloną do piersi. Wpatrywała się w drzwi, przerażona, że nagle klamka się poruszy i nieznajomy, który wtargnął do domu, postanowi je stąd wykurzyć.
Oczywiście była na tyle przytomna, aby zamknąć je na klucz, ale ile czasu trzeba, by wyważyć zwykłe drewniane drzwi? Jak słaba była ta ostatnia linia obrony, teraz gdy nie chroniły ich mury własnego domu?
Trwała tak bez ruchu, prawie nie oddychając, przytrzymując przy sobie córkę wszystkimi siłami, palcami wczepiając się w jej kręcone włosy, jakby wystarczyło wznieść niewidoczną barierę, by ją ochronić.
Złodziej nie miał żadnego powodu, żeby zakradać się do jej mieszkania. Najbardziej wartościowymi rzeczami były książki. Z gotówki miała tylko drobne na codzienne zakupy. I na pewno nie chodziło intruzowi o chińską porcelanę, którą kupiła na targu antykwarycznym tuż przed lockdownem.
A jednak odgłosy, które dochodziły zza drzwi, świadczyły o tym, że czegoś szukał. Słychać było jego kroki, które to się przybliżały, to oddalały, jego ciężki chód, gdy przemierzał pokoje, podeszwy z gumy, które piszczały na drewnianej podłodze, szelest wysuwanej szuflady, skrzypienie szeroko otwieranych drzwi szafy, dźwięk przestawianego krzesła.
Komórka gdzieś się zapodziała. Może w kuchni, może na stole w jadalni. Telefon na numer 112 nie wchodził w grę.
Chciała wychylić się przez okno i zawołać po pomoc. Ale ulice były puste, nie było szansy, żeby jakiś przechodzień zadzwonił po policję. A krzyki mogły zaalarmować intruza, który na razie trzymał się z dala od pokoju, w którym się schroniły.
Czuła na brzuchu ruchy klatki piersiowej córki, opadającej i rozszerzającej się w rytm przyspieszonego oddechu, czuła szybkie bicie swojego serca i zaczęła szeptać modlitwę.
Powtarzalną, niemal hipnotyczną litanię.
Ten dzień rozpoczął się normalnie, jak każdy inny. Pięć tygodni izolacji, a jej udało się zachować prawie bez zmian swoje zwyczaje, a tym samym zdrowie psychiczne.
Pobudka o siódmej, marsz do łazienki, by opróżnić pęcherz, odświeżyć twarz i oklepać okolice oczu lodowatą wodą dla pobudzenia skóry, a następnie nalot na pokój córki, lat dziewięć, z tendencją do zwijania się w nocy w kłębek w pościeli, jakby chciała wydrążyć jamę.
Otworzyła na oścież okiennice. Ignorując jęczenie córki, przeszła do kuchni. Wiedziała, że ta dołączy do niej za kilka minut. Również wspólne przygotowywanie śniadania należało do ich zwyczajów – jak dwóch koleżanek z tej samej, domowej brygady. A oto i ona, jeszcze w piżamie, z rozczochranymi włosami.
Podczas gdy córka zajęła się formowaniem ciasteczek przy pomocy metalowych foremek, ona wyszła na taras. Nagle znieruchomiała. Coś dziwnego działo się w kamienicy naprzeciwko.
Kogoś zobaczyła w oknie na drugim piętrze. Kogoś, kto dopiero co odsunął zasłony i obserwował ją z dystansu.
Widywała go już od paru dni, zawsze o innej porze. Na początku nie przywiązywała do tego wagi. Teraz widok obserwatora wydał jej się czymś dokuczliwym. Niepokojącym.
Wzruszyła ramionami. Może ten facet był tak znudzony, że wolał raczej szpiegować otoczenie, niż wpatrywać się godzinami w ściany.
Po śniadaniu przygotowała córce stanowisko do nauki zdalnej. Potem przeniosła się do gabinetu, aby rzucić okiem na wiadomości dnia na laptopie. Po sprawdzeniu maili od swoich studentów przygotowała notatki do wykorzystania w trakcie lekcji online na platformie uniwersyteckiej.
Gdy zbliżał się wieczór, stanęła przy kuchence, by przygotować kolację.
Seria uderzeń dochodzących od strony wejścia spowodowała, że podskoczyła. Czyżby ktoś pukał?
Córka pospieszyła pierwsza, zanim zdążyła ją zatrzymać.
Chwilę później usłyszała jej krzyk.
Wybiegła na korytarz. Zobaczyła ją na podłodze, jak z przerażeniem na buzi czołgała się do tyłu.
Na progu stał mężczyzna, jego sylwetka odcinała się w półcieniu, miał zakrytą twarz.
Zabrakło jej tchu. Instynktownie rzuciła się do przodu, mocując się z drzwiami, ale miała wrażenie, że odbija się od muru z gumy. Chwyciła dziewczynkę w ramiona i wybiegła.
Kroki za nią.
Przylgnęła do regału, który przewróciła, by spowolnić prześladowcę.
Przebiegła ile sił przez korytarz. Wpadła do pokoju córki, najbardziej oddalonego pomieszczenia w mieszkaniu.
I miała nadzieję, bezgłośnie odmawiając swoją modlitwę, że teraz intruz sobie pójdzie, tak jak przyszedł.
Gdzieś rozległ się głuchy odgłos, jakby upadło coś ciężkiego. Potem nastąpiła nierealna cisza. Powietrze zastygło jak chwilę przed rozpętaniem się burzy.
Kroki w korytarzu. Coraz bliżej.
Szarpnięcie za klamkę. Raz, dwa i jeszcze raz. Drzwi poruszyły się w zawiasach.
Dziewczynka wydała z siebie zduszony krzyk. Spojrzała na nią i dała jej znak skinieniem głowy.
Cicho.
Potem położyła się na podłodze i wciągnęła ją ze sobą pod łóżko.
Cios. Następny. Gwałtowne uderzenia w drzwi, by pokonać opór zamka, który ostatecznie poddał się z trzaskiem rozrywanego metalu.
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
DWA LATA PÓŹNIEJ
Aurora Scalviati przestąpiła próg biura wydziału kryminalnego komendy w Turynie. Niewiele się tam zmieniło od czasu jej służby, z wyjątkiem ścianek z pleksiglasu umieszczonych na niektórych biurkach i stojaka z butelką płynu dezynfekującego przy wejściu.
To ona się zmieniła. Pięć lat może wydawać się jak pięćdziesiąt, jeśli twoje życie przejdzie przez wirówkę i musisz zaczynać od zera na jakimś zapadłym komisariacie w prowincji Emilia, z dala od znanych ci twarzy i punktów odniesienia, do których byłaś przyzwyczajona.
Jeśli chodzi o znane twarze, zauważyła ich ledwie kilka wśród obecnych tu policjantów. Siedzieli pochyleni nad komputerami, pochłonięci pracą, ale prawdopodobnie był to pretekst, by nie patrzeć jej w oczy. Podkomisarz Jérome Reno wydawał się zajęty sporządzaniem protokołu, starsza aspirantka Tabitha De Maria była chyba zaabsorbowana wyszukiwaniem czegoś w Google, sądząc po tym, jak klikała na klawiaturze, spoglądała na monitor, a potem zapisywała coś w grafiku.
Była w stanie ich zrozumieć. Ostatni raz, kiedy się widzieli, okazał się katastrofalny. Echa strzelaniny w dawnej ubojni jeszcze nie ucichły. Tej przeklętej nocy straciła Flavia, swojego partnera, a oni bliskiego przyjaciela. Zza tego samego biurka, znad którego Reno udawał teraz, że ją ignoruje, wylał na nią całą swoją pogardę. Oskarżył ją o bycie jedyną odpowiedzialną za to, co się wydarzyło. Aurora bardzo źle na to zareagowała, jeśli tak można to ująć. Musieli interweniować koledzy, żeby ich rozdzielić. Po tej bójce zastępca komendanta policji czuł się w obowiązku zarekomendować jej przeniesienie.
– Scalviati.
Aurora odwróciła się, krzyżując spojrzenie, dość szorstkie, z podinspektorem Damianem Proverą. Miał czterdzieści osiem lat i mimo że był człowiekiem dość wyważonym, potrafił wzbudzić respekt, również z racji swojej imponującej postury.
Wykonał niezgrabny ruch łokciem na powitanie, ona wyciągnęła rękę. Oboje znieruchomieli, patrzyli na siebie przez chwilę, po czym on rzucił się do przodu i szybko, ale z impetem ją objął.
Dla obojga stało się jasne, że lata oddalenia nie naruszyły ich wzajemnego szacunku dla siebie.
– Miło mi znowu pana widzieć – powiedziała Aurora.
– Mówmy sobie na ty – odparł. – Witaj w domu.
– Dziękuję, nawet jeśli twój entuzjazm z ponownego spotkania nie jest podzielany przez moich byłych kolegów.
Provera westchnął.
– Wiem, co masz na myśli. Daj im czas na przyzwyczajenie się do twojej obecności. Prawdopodobnie zastanawiają się, jaki będzie najlepszy sposób, by zostawić przeszłość raz na zawsze za sobą.
– Takim jak my, podinspektorze, nie jest dane pozostawianie przeszłości za sobą.
– Może masz rację – powiedział. – Ale przejdźmy do mojego biura. Prokurator Orlandi nie może się doczekać, żeby cię poznać.
Aurora utkwiła wzrok w Proverze.
– Pani prokurator jest tutaj?
– Tak, zależało jej, żeby cię poznać od razu po twoim przyjeździe.
– Nie należy do tych, które tracą czas.
– Powiedzmy, że jak my wszyscy jest pod presją z powodu tej fatalnej historii.
Przeszli wzdłuż korytarza, a następnie przekroczyli próg gabinetu Provery.
Za biurkiem siedziała kobieta o opalonej twarzy, ubrana w elegancką garsonkę i bębniła palcami w gruby segregator, który trzymała na kolanach.
– Pani prokurator, przedstawiam komisarz Scalviati.
Orlandi skinęła głową.
– Witam. Proszę spocząć.
– Miło mi panią poznać.
Zanim usiadła przy biurku, Provera otworzył okno.
– Mam nadzieję, że nie macie nic przeciwko, żeby wpuścić trochę świeżego powietrza. Dla odmiany nie działa wentylator.
– Ależ bardzo proszę. – Orlandi skinęła głową w stronę Aurory. – Zdążyła się już pani rozejrzeć, jeśli chodzi o pani zakwaterowanie?
– Tak, z rana po przyjedzie zostawiłam bagaże w mieszkaniu. Właściwie to znacznie więcej, niż potrzebuję.
– Chciałam, żeby czuła się tam pani swobodnie. – Orlandi położyła segregator na biurku i otworzyła go. – Rozumiem, że podinspektor Provera wyjaśnił pani powód, dla którego poprosiłam o konsultację z panią.
– W ogólnym zarysie – pospieszył z zapewnieniem Provera.
Aurora dostała telefon od Provery dwa dni wcześniej. Był jedynym z byłych współpracowników, z którym miała jeszcze jakiś kontakt, nawet jeśli była to pogawędka przez wzgląd na dawne czasy. Tym razem wydał jej się przez telefon niezdecydowany, niepewny. Niemal wystraszony.
Na koniec zapytał ją, czy miałaby coś przeciwko podróży służbowej do Turynu w charakterze konsultantki w sprawie serii zabójstw, które stawiały prokuraturę w trudnym położeniu. Nie podał żadnych szczegółów, nawet pod wpływem usilnych nacisków Aurory.
Zakończyła rozmowę, tłumacząc, że nie czuje się gotowa, aby wrócić do Turynu: zbyt wiele wspomnień, zbyt wiele blizn. Nie było żadnego dobrego powodu, by wyjeżdżać, za to wiele powodów, by zostać. Przechodziła trudny okres w życiu prywatnym, związek z Brunem żeglował po wzburzonych wodach. Efekt?
Zgodziła się.
Być może po to, aby nabrać dystansu do swoich problemów osobistych. A może był to zew rodzinnego miasta, który zakorzenił się jej pod skórą.
Aurora odchrząknęła.
– Z tego, co zrozumiałam, podejrzewacie, że w mieście działa seryjny zabójca i potrzebujecie kogoś, kto sporządzi jego profil psychologiczno-behawioralny. Nie wiem jednak, czemu poprosiliście o to mnie, skoro komenda dysponuje odpowiednimi profesjonalistami. Z nadkomisarzem Di Paolo miałam okazję zetknąć się w przeszłości i uważam, że jest świetnym specjalistą.
– Już zaangażowałam Di Paolo, by sporządził profil – odrzekła Orlandi. – Z czego zresztą wywiązał się w sposób terminowy i rzetelny: jest świetnym analitykiem i jego profesjonalizm nie podlega dla mnie dyskusji. Jednak to, czego szukam, to osoba, która będzie w stanie rozumować poza utartymi schematami, tak aby rozwikłać ten splot, który mamy w rękach.
– Mogłaby pani zwrócić się do Jednostki ds. Analizy Przestępstw z Użyciem Przemocy lub do zewnętrznego konsultanta...
– W tych czasach niepokojenie grubych ryb z Rzymu zabrzmiałoby, jak przyznanie się do słabości – wtrącił Provera.
Orlandi przeszyła wzrokiem podinspektora, po czym zwróciła się do Aurory:
– Obawia się pani, że nie stanie na wysokości zdania, komisarz Scalviati? Wiem, że dała się pani poznać w głośnych sprawach tu, w Emilii. Tak przy okazji, gratuluję awansu.
– Dziękuję. Nie chodzi o to. Po prostu, z punktu widzenia procedur, jestem praktycznie ostatnia na liście.
– Zróbmy tak. Proszę rzucić okiem na dokumentację, a potem sama pani zdecyduje, czy jest właściwą osobą na to stanowisko, czy nie. – Nie czekając na odpowiedź, Orlandi wręczyła policjantce kilka zdjęć wyjętych z teczki dotyczącej sprawy.
Aurora patrzyła na zdjęcia zwłok. Mężczyzna, biały, około trzydziestu pięciu lat. Leżał na starym dywanie z karkiem wspartym o skórzaną sofę. Miał liczne rany cięte na klatce piersiowej, a ramię zostało praktycznie odcięte na wysokości łokcia w wyniku gwałtownego ciosu. Zbliżenie przedstawiało jego nabrzmiałą twarz, zapuchnięte i podbite oczy, połamane i umazane krwią siekacze.
– Brutalne – przyznała Aurora.
– Został znaleziony siedemdziesiąt dwie godziny temu w swoim mieszkaniu. Lekarz sądowy stwierdził zgon między dwudziestą drugą a północą w niedzielę.
– Na podstawie formy i kierunku ran powiedziałabym, że narzędziem zbrodni nie był nóż.
– Nie, istotnie. Jak się wydaje, chodzi o rodzaj tasaka, a konkretnie takiego do łamania kości. Narzędzie, które można znaleźć w każdej rzeźni, choć z cząstek tlenku znalezionych na tkankach można by sądzić, że pochodzi z początku dwudziestego wieku.
– Stary łamacz kości...
– Aby uzyskać bardziej precyzyjny obraz, proszę spojrzeć na rekonstrukcję wykonaną przez naszych techników. – Orlandi pokazała Aurorze arkusz papieru fotograficznego z komputerowym rysunkiem zrealizowanym w 3D. Przedstawiał kawałek odpowiednio wyprofilowanego metalu, z rękojeścią dla ochrony palców podobną do kastetu i szerokie, z grubsza prostokątne ostrze. – To nie jest zwykłe narzędzie pracy...
– Zważywszy na specyfikę przedmiotu, Di Paolo zakłada, że chodzi o pamiątkę rodzinną przekazywaną z pokolenia na pokolenie w rodzinie zabójcy.
– A co pani o tym myśli, pani prokurator?
– Że, tak czy inaczej, chcę dotrzeć do prawdy. A jeśli to, co opowiedział mi podinspektor Provera na pani temat, jest prawdą, wierzę, że właśnie pani może nam dostarczyć parę dodatkowych szczegółów, aby go zidentyfikować. Przy okazji – Orlandi wyciągnęła fotokopię prawa jazdy ofiary – mówi to coś pani?
Aurora przyglądała mu się przez chwilę, po czym przeniosła wzrok na swoich rozmówców. Wpatrywali się w nią, oczekując jakiejś reakcji.
– A powinno?
– W porozumieniu z rzecznikiem prasowym prokuratury udało mi się zapobiec wyciekowi do gazet nazwiska zabitego chłopaka. To, że nie miał bliższych krewnych, pozwoliło nam zachować minimum dyskrecji. Na razie do publicznej wiadomości podano, że niejaki T. F. został znaleziony martwy w swoim mieszkaniu, być może padł ofiarą rozboju, który skończył się tragicznie. Chcielibyśmy uniknąć otwierania na nowo pewnych starych ran tego miasta.
– Tito Ferretti – przeczytała na głos Aurora.
Było coś znajomego w tym imieniu. Wspomnienia z dzieciństwa, strzępki zdań uchwycone ukradkiem, gdy podchodziła na paluszkach na próg gabinetu ojca, uważając, by nie zostać zauważona, to, jak zdarzało jej się podsłuchiwać jego rozmowy przez telefon, i jak fascynowało ją to, że kierował akcją, która sprawi, że świat będzie bardziej bezpieczny.
– Sprawa Tito wskoczyła na pierwsze strony gazet pod koniec lat osiemdziesiątych – powiedziała Orlandi.
Zasadą było, że drzwi gabinetu ojca miały być zawsze zamknięte. Z racji zawodu, jaki wykonywał, to był jego sposób na trzymanie z dala zła, z którym miał do czynienia, pracując jako urzędnik sądowy.
Zdarzały się dni, kiedy pragnienie pokonania progu było nie do zniesienia. Aurora chciała z dumą pokazać mu szóstkę, napisaną czerwonym długopisem na górze kartki z zadaniem domowym z włoskiego, lub rysunek auta policyjnego zrobiony przed wejściem do domu. Po to, aby przykuć uwagę, usłyszeć jakiś komentarz, który byłby daleki od protekcjonalizmu, z jakim gasiła ją matka.
Ale nigdy nie weszła do gabinetu ojca. Z biegiem lat przyzwyczaiła się do tego, że jest za zamkniętymi drzwiami. Próg stanowił granicę. Symbol dystansu, którego nie miała odwagi pokonać nawet myślą.
– Przeżył najbardziej okrutny atak seryjnego zabójcy, z jakim kiedykolwiek mieliśmy do czynienia tutaj, w Turynie. Miał wtedy tylko cztery lata.
– ...Potwór. – Echo tego słowa wybrzmiało w głowie Aurory, jakby wypowiedział je ktoś inny.
Bo teraz już sobie przypomniała. Sprawa, która wprawiła w drżenie serce miasta. Terroryzowani miesiącami jego mieszkańcy, zmieniający przyzwyczajenia, zmuszeni do unikania odosobnionych miejsc ze strachu, by nie zostać napadniętym.
Ona sama jeszcze się nie urodziła, kiedy Potwór zaczął zabijać. Wiedziała jednak, że ostatnie tygodnie ciąży matki zbiegły się w czasie z operacją jego schwytania. I że była to pierwsza poważna sprawa, którą zajął się jej ojciec, Francesco Scalviati, kiedy pełnił funkcję prokuratora w sekcji karnej sądu w Turynie.
– Bazując na rekonstrukcji tego, co wydarzyło się w nocy 26 sierpnia 1988 roku, możemy uznać, że Tito Ferretti znajdował się w tym samym samochodzie, w którym jego matka i jej kochanek zostali zabici przez Potwora – powiedziała Orlandi. – Kilka godzin po tym podwójnym zabójstwie chłopiec pojawił się w domu niejakiego Renato Bergesio, aby prosić o pomoc. Nie miał na sobie butów, ale jego skarpetki były czyste, pomimo że musiałby przejść przez lasek Pian del Lot, aby do niego dotrzeć.
– Ktoś musiał go tam zanieść – skomentowała Aurora.
– Ktoś, kto z całą pewnością nie został zidentyfikowany pomimo wysiłków zespołu śledczego. Był jeden podejrzany, prawdopodobnie wspólnik, ale został znaleziony martwy, zanim zdążono go przesłuchać. Mogłoby się wydawać, że było to samobójstwo, ale jego ojciec uważał, że zabił go morderca, żeby go uciszyć.
– Czy myślicie, że zabójstwo Ferrettiego ma jakiś związek z Potworem?
– Nie możemy tego potwierdzić z całą pewnością – odrzekła Orlandi. – Ale nie możemy również wykluczyć. Jego ojciec uważał, że należy przesłuchać Tita, pomimo że był tylko dzieckiem. W końcu był jedynym świadkiem całej serii zabójstw, która miała miejsce w ciągu dwóch lat, przy braku jakiegokolwiek konkretnego tropu, który mógłby ukierunkować śledztwo. Zeznania, które złożył, były dość ogólnikowe, ale pozwoliły na otwarcie wątku w śledztwie odnośnie do sieci wspólników związanej z aktywnością Potwora.
Aurora miała wrażenie, że właśnie przywołano fragment z przeszłości jej ojca, którego nie mogła jednak pamiętać. To było jak dostać prezent w postaci elementów dużej mozaiki i nie mieć pomysłu na to, jak je ułożyć.
– Myśli pani, że jakiś wspólnik Potwora mógł zabić Tita Ferrettiego...? Po tak długim czasie?
Orlandi skinęła ruchem głowy.
– Jest jeszcze coś – powiedziała. – Kilka lat temu Ferretti udzielił wywiadu do podkastu, który zajmuje się przypadkami true crime, gdzie utrzymywał, że nie powiedział jeszcze wszystkiego, co wie na temat tego zdarzenia.
Aurora urodziła się w tę samą noc, w którą jej ojciec musiał zmierzyć się z Potworem. I ten cień miał ją prześladować przez całe dzieciństwo.
Wraz z upływem lat przestano o nim mówić w mediach, ale pozostał w umyśle Aurory niczym odległa, lecz niejasna obecność. Tragiczna śmierć jej ojca wymiotła ostatnie wspomnienia tego sezonu śmierci, pozostawiając jedynie blizny po ich wzajemnym związku. Potwór, jak wszystkie inne widma, stał się częścią wypartego wspomnienia, z którym trudno było się pogodzić.
– Czy komuś przyszło na myśl, by wezwać Ferrettiego w celu wyjaśnień?
– Niestety nie. Wobec braku konkretnej przesłanki przestępstwa nikt nie uznał za stosowne go przesłuchać. Jednak w świetle ostatnich ustaleń w śledztwie nie możemy wykluczyć, że mógł przyjść mu do głowy jakiś szczegół, kompromitujący kogoś, komu udało się uniknąć sprawiedliwości.
– Wydaje mi się to mało prawdopodobne – zaprotestowała Aurora. – Po pierwsze zabójstwo Ferrettiego ujawniło pewną sprawność fizyczną ze strony agresora. Rany zostały zadane z siłą znacznie przewyższającą przeciętną. W większości przypadków, gdyby chodziło o kogoś, kto w czasie popełniania przestępstw przez Potwora miał około dwudziestu–dwudziestu pięciu lat, teraz byłby u progu sześćdziesiątki i mocno by ryzykował w konfrontacji z chłopakiem w tym wieku. Poza tym z tego, co rozumiem, zabójstwo Ferrettiego jest częścią serii.
– Zgadza się – potwierdziła Orlandi. – Tito Ferretti jest trzecią ofiarą od początku roku, ta sama broń, ten sam modus operandi. Również w pozostałych dwóch przypadkach zabójca wtargnął do domów ofiar i brutalnie je zamordował.
– Ślady włamania?
– Żadnych.
– Zna swoje cele osobiście lub planuje ataki tak starannie, że za każdym razem znajduje sposób, by wtargnąć do domu – dodał Provera.
– Domyślam się, że nie muszę pytać, czy znaleźliście jakieś odciski palców lub ślady DNA?
– Widzę, że pojmuje pani, z czym mamy do czynienia.
Aurora zastanawiała się przez chwilę.
– Powiązania między ofiarami?
– Z przeprowadzonego dochodzenia wynika, że nie pojawiła się żadna okoliczność wskazująca na to, że ofiary się znały. Co więcej, pochodziły z kompletnie różnych środowisk społecznych i demograficznych. – Orlandi wyciągnęła z teczki zdjęcia wykonane przez techników w innych miejscach zbrodni. Mężczyzna koło pięćdziesiątki leżący na podłodze w kuchni ze śladami pobicia i licznymi ranami ciętymi na ciele i rękach, młoda kobieta ugodzona w szyję z taką siłą, że niemal została pozbawiona głowy. – Emilio Santucci, zaatakowany w swoim domu na via Sapri w nocy piątego lutego. Jessica Montanari, zaatakowana w swoim mieszkaniu w Moncalieri osiemnastego kwietnia.
– Nie można powiedzieć, że nasz SN ma jakaś konkretne preferencje co do ofiar – skomentowała Aurora.
SN: Sprawca Nieznany. Tak w żargonie określało się seryjnego zabójcę o nieustalonej tożsamości.
– Jedynym tropem, za którym możemy pójść, jest na tę chwilę związek między zabójstwami a tym, co wydarzyło się w mieście trzydzieści cztery lata temu – powiedziała Orlandi.
Aurora milczała. Jej umysł już zaczął pracować nad powiązaniami w poszukiwaniu elementów, które miałyby jakieś znaczenie w tych atakach.
Ponieważ nie ulegało wątpliwości, że było to dzieło seryjnego zabójcy. A te fotografie mówiły o zabójcy więcej, niż tylko to, że powodowała nim chęć pozbycia się świadka morderstwa, które wydarzyło się kilka dekad wcześniej.
Nie, tym, co uzbroiło jego dłoń, był nieposkromiony popęd, impuls, który zrodził się w zakamarkach chorego umysłu i którego językiem naturalnym było morderstwo.
Mimo to w jednym zgadzała się z prokurator Orlandi: Tito Ferretti nie został wzięty na cel przez przypadek. Istniał jakiś związek między ofiarami i być może właśnie w jego przeszłości ukryty był klucz do rozszyfrowania zagadki.
– To byłeś ty, prawda? – powiedziała Aurora, zwracając się do Provery po tym, jak Orlandi opuściła biuro.
– Ja co?
– To ty naciskałeś na panią prokurator, żebym wzięła udział w śledztwie.
– To twój ojciec złapał Potwora. Nie znam nikogo, kto nadawałby się bardziej niż ty do znalezienia powiązań.
– Daj spokój, nie wiem praktycznie nic o pracy mojego ojca. Nie mam wglądu w jego akta. A w czasach Potwora jeszcze nie było mnie na świecie.
– Nie pasuje ci, że masz się tym zająć?
– Jasne, że nie. Również dlatego, że mam niejasne przeczucie, że prokuratura przyjęła złą perspektywę w tym śledztwie.
– Co masz na myśli? Nie wydaje ci się dziwne, że jedyny, który przeżył ataki, został zamordowany?
– Zgoda, ale czemu akurat teraz? Jeśli Ferretti naprawdę coś wiedział, dlaczego zabójca czekał tyle czasu, by uderzyć? Po co zabił pozostałe dwie osoby, które nie miały nic wspólnego z tą historią?
– Spokojnie... Tego jeszcze nie wiemy. Musimy pójść tym tropem, przynajmniej dopóki nie będziemy mieć w garści wystarczających argumentów, żeby go wykluczyć.
– Jessica Montanari była młodsza ode mnie. Ona również urodziła się już po czasie, w którym działał Potwór.
Provera spróbował się uśmiechnąć.
– Cóż, właśnie dzięki takiemu podejściu chciałem ciebie w tym śledztwie. Kosztem... powiedzmy, wywarcia małego nacisku na prokurator Orlandi.
– W jakim sensie?
– Nie znała cię. Ale wystarczyło wymienić twoje zasługi dla służby, żeby ją przekonać.
– Będę potrzebowała pełnej dokumentacji dotyczącej wszystkich przypadków – ucięła Aurora.
– Żaden problem – odpowiedział Provera.
– I będę musiała poszukać informacji w aktach mojego ojca.
– Wszystko dostaniesz na swoją pocztę mailową. Całość dokumentów z archiwum, począwszy od lat osiemdziesiątych do teraz, została zdigitalizowana. Oczywiście przydzieliłem ci stanowisko tutaj, w naszym biurze. Nie udało się załatwić, żebyś miała swoje stare biurko, ale zawsze to lepiej niż nic, prawda?
Aurora przytaknęła.
– Aha, i jeszcze coś. Chciałabym zobaczyć zwłoki Ferrettiego i rozejrzeć się po jego mieszkaniu.
Provera wydał się nieco zaskoczony.
– Dokumentacja fotograficzna powinna wystarczyć, żebyś mogła wyrobić sobie opinię na temat okoliczności ataku, czy nie tak?
– To tak nie działa. Przynajmniej nie dla mnie.
– Jak uważasz. Zaraz poinformuję lekarza sądowego. Na jutro rano będzie w porządku?
Aurora ograniczyła się do skinienia głową.
– Jeśli chodzi o mieszkanie Ferrettiego, zobaczę, czy uda mi się zorganizować ci wizytę z którymś z moich ludzi.
– To nie będzie konieczne, wystarczy mi adres. A teraz, jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym odpocząć. Jestem wykończona, muszę zrzucić z siebie zmęczenie po podróży.
– Może cię podwieźć? Kończę służbę za dziesięć minut.
– Spacer dobrze mi zrobi. Muszę odświeżyć umysł.
Aurora wyszła z komisariatu, zastanawiając się, co tak naprawdę robi w Turynie. Czy chodziło wyłącznie o pomoc dla dawnego współpracownika. A może to, jak bezzwłocznie pospieszyła do swojego rodzinnego miasta, ujawniło jej potrzebę zrozumienia, dlaczego nie obejrzała się za siebie po tym, jak je opuściła?
Powietrze było przejrzyste, zachód słońca zabarwiał na intensywnie żółty kolor niebo ponad dachami kamienic. Idąc w cieniu platanów, Aurora miała wrażenie, że podąża śladami osoby, którą wcześniej była, że przeszła tę trasę nieskończoną ilość razy w drodze do pracy.
Aurora otwarła bramę i szybkim krokiem przeszła przez przedsionek. Winda miała postać zabytkowej klatki z pierwszej połowy ubiegłego wieku, kiedy to budynek musiał być elegancką, miejską rezydencją, po której pozostał teraz jedynie urok dekadencji. Po wejściu na podest czwartego piętra zaczęła szukać odpowiedniego klucza. Otworzyła zamek i weszła, pozwalając, by otulił ją panujący we wnętrzu półcień.
Znieruchomiała, zanim włączyła światło. Może to tylko wrażenie, ale wydawało jej się, że słyszy jakiś stłumiony hałas dochodzący ze środka.
Zamknęła drzwi ruchem pięty i zastygła w oczekiwaniu, z wyostrzonymi zmysłami, gotowa do ucieczki na wypadek zbliżającego się niebezpieczeństwa.
Żadnego odgłosu oprócz szumu dobiegającego z ulicy.
Może za bardzo zasugerowała się śledztwem w sprawie seryjnego zabójcy, który włamywał się ukradkiem do mieszkań swoich ofiar, by atakować je ostrym narzędziem rodem z muzeum.
Hałas mógł pochodzić ze zbyt głośno nastawionego telewizora albo od sąsiada, który włączył pralkę. Odzwyczaiła się już od odgłosów miasta i nie był to jej własny dom, gdzie umiała rozpoznać każde drgnienie, każdy oddech.
Trrrach.
Nagłe skrzypnięcie odbiło się echem wśród ścian, jakby ktoś zmieniał pozycję na krześle.
Nie była sama.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Ten rozdział jest dostępnytylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
Przypisy są dostępnetylko w pełnej wersji książki.
Zapraszamy do zakupu
