Korona z płatków i lodu - Shannon Mayer, Kelly St. Clare - ebook + audiobook

Korona z płatków i lodu ebook i audiobook

Shannon Mayer, Kelly St Clare

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Dwa królestwa.

Tylko ona może je uratować.

 

Wyczerpała się moc magicznej herbaty. Alli ma szeroko otwarte oczy i uświadamia sobie, że los obu królestw fae spoczywa na jej barkach. 

 

Przerażony lud chce wiedzieć, co się dzieje. Pogłoski przekazywane szeptem rozchodzą się zarówno wśród Seelie, jak i Unseelie, a macocha Alli pragnie przejąć tron z zaskakujących powodów. To jednak najmniejsze ze zmartwień dziewczyny.

 

Rubezahl powrócił dużo wcześniej, niż się spodziewała. Miejsce ostatecznej bitwy zostało wybrane i właśnie tam spotkają się dwie armie, jednak siły, których dziewczyna nie jest w stanie pojąć, również muszą zostać wzięte pod uwagę. Pradawne moce domagają się swego. 

 

Alli nie ma innej możliwości, jak rozszyfrować zagadkę, by ocalić ukochanego mężczyznę.

 

                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                                         Opis pochodzi od Wydawcy.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 366

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 10 godz. 52 min

Lektor: Shannon Mayer, Kelly St. Clare

Oceny
4,2 (329 ocen)
166
86
50
23
4
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Ruddaa
(edytowany)

Z braku laku…

taka sobie. w sumie to cala serie wymeczyla. A lektroka to tragedia!!!
10
Majkonda

Z braku laku…

strasznie wolni się akcją rozwija
00
lislicja

Z braku laku…

Kiepskie zakończenie kiepskiej serii.
00
asiek89

Z braku laku…

Ledwo dotarłam do końca....
00
Emanacja6

Nie oderwiesz się od lektury

Świetny lektor i mimo częściowo nieprzychylnych komentarzy mi się bardzo podobało i warto było zagłębić się w ten świat
00

Popularność




Copyright © 2023

Shannon Mayer, Kelly St. Clare

Wydawnictwo Nowe Strony

All right reserved

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Agnieszka Nikczyńska-Wojciechowska

Korekta:

Alicja Szalska-Radomska

Joanna Boguszewska

Karolina Piekarska

Redakcja techniczna:

Paulina Romanek

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8320-790-2

Rozdział 1

Staram się prezentować w fotelu z wysokim oparciem, jakbym siedziała w nim codziennie. Jakbym pozostawała w blasku reflektorów przez cały czas. Jakby dwie kamery robiące zbliżenia na moją twarz pod różnymi kątami były dla mnie czymś zupełnie normalnym. Jakby sypianie i przebywanie w królewskich apartamentach zamku Seelie było moim zwyczajem.

Ludzka dziennikarka, energiczna i nietypowa kobieta, patrzy mi prosto w oczy.

– Społeczeństwo ludzi jest w zrozumiały sposób zaniepokojone i pełne obaw w związku z ostatnimi wydarzeniami, Królowo Kallik. Co możesz nam zapewnić w kwestii utrzymania naszego bezpieczeństwa?

A oto streszczenie tego, czego nie mogłam zdradzić ludziom. Dwa tygodnie temu olbrzym fae Rubezahl został wyrzucony do Underhill przez Królową Elisavannę z Unseelie, która poświęciła swoje życie, żeby się go pozbyć, ale zanim opuścił ten świat, napuścił swoją armię wygnanych na Unimak, niszcząc wszystko na swojej drodze, ludzi i innych, zmierzając do dworów fae. Te dodatkowe zniszczenia stanowiły spory problem, zważywszy, że ludzie przewyższają nas liczebnie pięćdziesiąt do jednego i posiadają różnego rodzaju broń masowego rażenia.

– Fae, o którym mowa, nie stanowi już problemu – odpowiedziałam, mając okropne uczucie déjà vu. – Pracujemy nad zlikwidowaniem następstw jego działań i jak dotąd nasze poczynania odniosły sukces.

To mój pierwszy wywiad, odkąd zostałam przydzielona i przejęłam władzę na dworze Seelie, ale CTN, CMM, czy z jakiej tam stacji jest ta dziennikarka, to nie pierwsza istota żądająca ode mnie odpowiedzi. Dawni doradcy mojego ojca nauczyli mnie, jak odpowiadać na zadawane pytania i zasugerowali, że ta kobieta będzie najlepsza do przeprowadzenia wywiadu. Na tym etapie mogłabym wypowiedzieć te słowa nawet przez sen.

Kobieta pochyliła się, posyłając mi chłodne spojrzenie ponad okularami.

– Więc nie ma żadnego sposobu, żeby tamto fae, ten… olbrzym, mógł wrócić, by zasiać chaos i skrzywdzić nasze dzieci?

Uniosłam ramię.

– Nic, o czym bym wiedziała. Choć przypuszczam, że nie należy tego wykluczać. Rubezahl jest stary i potężny. – I dużo bardziej zaradny niż ktokolwiek mógł się spodziewać przez jego trwające wiele wieków życie. Sukcesywnie namieszał w głowach setkom wyrzutków fae, wykorzystując swoją specjalną herbatę w drodze do zawładnięcia dworami.

Moi doradcy z dworu Seelie nabrali głośno powietrza, stojąc w rzędzie po mojej lewej. Co? A tak, niewłaściwe słowa.

– Wszyscy wiedzą o populacji fae w Trójkącie Alaski – powiedziała następnie. – W ostatnich latach liczba śmierci i zaginięć ludzi w tamtym regionie urosła do niebotycznych rozmiarów. Czy za tym również stoi wasz gatunek?

Przechyliłam głowę, utrzymując jej spojrzenie.

– Co pani sugeruje?

Dziennikarka zamrugała dwa razy, po czym odwróciła się do jednej z kamer i zaprezentowała najszerszy ze swoich uśmiechów.

– Mówi do państwa Emily z CNN, właśnie uczestniczymy w prywatnym spotkaniu z nowo osadzoną na tronie Królową Kallik. Następnie dowiecie się, jak rozmawiać z naszymi dziećmi o bezpieczeństwie związanym z fae. W tych niepewnych czasach usłyszycie także o tym, jak rasa ludzka będzie bronić swojej tożsamości przed naruszeniami ze strony innych gatunków. Pozostańcie z nami na specjalne wydanie wieczorne o podtrzymaniu autonomii kulturowej.

Moje brwi prawie wystrzelają w górę, ale przypominam sobie o obecności pozostałych kamer.

Po prostu… wow.

Kamery zostały wyłączone, a zaraz po nich światła. Dziennikarka wyciągnęła do mnie dłoń z szerokim uśmiechem na twarzy.

– Dziękuję, Kallik.

Spojrzałam na jej dłoń, a potem przesunęłam wzrok na twarz, mała część mnie doceniała, że nie była jedną z tych strzelających selfie turystek, których zawsze było pełno w Unimak. Pozostała część mnie czuła się urażona insynuacją, że stanowiliśmy jakąś inwazję, przed którą ludzie musieli się bronić.

– W zasadzie, Królowo Kallik.

Jej uśmiech stopniał jak lód na rozgrzanym asfalcie.

Wstałam i odwróciłam się w stronę balkonu, pozostawiając moim doradcom zadanie wyprowadzenia kobiety i odpięłam ciężki łańcuch peleryny wiszący na mojej szyi. Zebrałam materiał i rzuciłam go na najbliższy mebel – coś pomiędzy łóżkiem a krzesłem. Rozciągając ramiona, przeniosłam uwagę na moje dłonie, zdjęłam z nich rękawice, które po chwili wylądowały na pelerynie.

– Wasza Wysokość… – doradca, którego imienia nie pamiętałam, skłonił się nisko – istnieje prawdopodobieństwo, że twój ostatni komentarz zostanie błędnie zinterpretowany przez ludzką populację. Powinniśmy spotkać się bezzwłocznie i przedyskutować kolejne działania, a także ustalić, jak najlepiej odpowiedzieć na kolejne zapytania ludzi.

Opierając się o balustradę, zapatrzyłam się na rzekę płynącą pod moim oknem. Seelie po jednej stronie, Unseelie po drugiej. Rozdarte – zupełnie jak ja.

– Myślicie, że w jakiś sposób zrozumieją mnie źle i uznają, że Rubezahl nie wróci, żeby skrzywdzić ich dzieci?

– Nie, Królowo Kallik. Myślimy, że uwierzą ci całkowicie.

Wypuściłam powietrze.

– Więc w czym problem? – zapytałam.

Szuranie jego stóp było prawie tak irytujące, jak jego wahanie.

– Sprawy z ludźmi są niepewne. Wiele o tym dyskutowaliśmy.

Zgadza się. Po prostu nie zrozumiałam, w jaki sposób kłamstwa mogą być korzystne dla kogokolwiek. Rubezahl z pewnością pragnął zemsty na dworach, ale nienawidził naszych niemagicznych sąsiadów równie mocno, co fae, które wygnały go do Trójkąta dawno temu. Jak fałszywe zapewnienia mogą chronić ich albo nas? Muszą przynajmniej być świadomi zagrożenia.

Podsumowując, byłam fatalna w polityce. A może po prostu miałam ją w głębokim poważaniu.

– Jutro wykonam kilka telefonów.

I tak zamierzałam to zrobić. Moi doradcy dali mi całą listę, przez którą miałam przebrnąć. Różni przywódcy ludzi i innych ras, które jeszcze nie „ujawniły” się ludziom – wilkołaki, wampiry, wiedźmy i demony. Do tego były jeszcze inne dwory fae.

Każdy chciał cząstkę nowej królowej. Mieszanej królowej.

Królowej, którą mieli nadzieję manipulować.

Doradca ociągał się i chociaż nie patrzyłam na niego, wyobrażałam sobie, jak otwierał i zamykał usta, niczym ryba.

– Zostawcie mnie teraz – oznajmiłam. – Wszyscy. Opuścić komnatę. Nie życzę sobie, żeby mi dzisiaj przeszkadzano.

Zalety bycia królową? Inni słuchali poślednich rozkazów bez wahania. W ciągu minuty mogłam już cieszyć się błogą samotnością.

Akurat w czas.

Słońce znikało za górą po stronie Unseelie na wschodzie. Drugi zamek, podobny do tego, w którym teraz mieszkałam na zachodnim brzegu, wychylał się dramatycznie zza zbocza góry po stronie Unseelie.

Znajduje się tam balkon – taki sam jak mój.

W gasnącym świetle udało mi się wypatrzeć ciemną postać – mężczyznę. Nie potrzebowałam lornetki, żeby go rozpoznać.

W dni, kiedy z Faolanem nie spotykaliśmy się, by omawiać sprawy dworów, uzgodniliśmy, że spędzimy chwilę tutaj. Uniosłam rękę, a zaraz potem Lan zrobił to samo w odpowiedzi.

Serce mi się ścisnęło, ale to był konieczny ruch. Może i Wyrocznia ogłosiła mnie Królową Wszystkich Fae, ale rzeczywistość nie była tak powszechnie akceptowana… ani taka prosta. Nasze dwory działały równolegle, fizycznie bliskie sobie, a jednak całkowicie oddzielne, przez wieki. Nasze społeczności były różne, od ubioru, przez etykietę, aż po reguły panujące wewnątrz dworu. Nagłe połączenie ich byłoby niedorzeczne.

Więc, w obliczu śmierci Elisavanny, wybrałam Lana jako regenta tronu Unseelie. Nie chciał tej roli, ale był jedynym Unseelie, którego znałam i któremu ufałam. Inną opcją byłoby tylko, żebym ja osiedliła się w mroczniejszym zamku, ale musiałabym pozostawić Adair albo wuja Josefa z ich szelmostwami tutaj na dworze Seelie. Ten ruch byłby katastrofą dla wszystkich. Nie musiałam być Wyrocznią, żeby to przewidzieć.

Nie chciałam roli przywódczyni bardziej niż Lan, to nie podlegało dyskusji.

Ale i tak zamierzałam zrobić co w mojej mocy. Nie dlatego, że uważałam się za najlepszy wybór jako władca, ale dlatego, że Wyrocznia dosłownie powiedziała mi, że jedyny sposób na odniesienie sukcesu to pozostanie dokładnie tam, gdzie byłam.

Bogini, co za bałagan.

Opuściłam rękę i pozostałam na miejscu, obserwując postać. On zrobił to samo. Często staliśmy na tych balkonach, dopóki nie znikło światło.

Czy tak właśnie Król Aleksandr i Królowa Elisavanna robili przez lata? Pragnęli być razem otwarcie?

Byli w ogóle zakochani, kiedy postanowili połączyć swoje esencje i umieścić mnie w łonie ludzkiej kobiety?

Oboje już nie żyli, więc nigdy nie poznam prawdy.

Słońce zniknęło i chociaż wiedziałam, że Lan tam jest, to nawet moje oczy fae nie były już w stanie go wypatrzeć.

– Nie zawsze tak będzie – wyszeptałam. Tęskniłam za tymi niesamowitymi dniami w Underhill, kiedy Lan i ja nie musieliśmy ukrywać naszych uczuć do siebie, kiedy mogliśmy się dotykać, uśmiechać i po prostu być, a to wydawało się cholernie dawno temu.

Radosne westchnienie za mną sprawiło, że podskoczyłam.

– Naprawdę przesłodko – powiedziała Cyntia.

Obejrzałam się i uniosłam brew.

– Myślisz?

– Przychodzicie tutaj codziennie o zmierzchu, żeby sobie pomachać. Tak, utrzymuję swoje stwierdzenie. Absolutnie przeurocze.

Przyjrzałam się przyjaciółce – i z prawie takim samym skupieniem omiotłam wzrokiem tacę świeżo upieczonych cudowności, które roztropnie przyniosła ze sobą.

– Nie wydaje się urocze, tyle mogę ci powiedzieć – wydukałam.

Wyraz jej twarzy złagodniał.

– Wiem, Alli. Ale między wami jest coś prawdziwego, a to więcej niż większość istot znajdzie. Sama zaczynam pragnąć czegoś takiego dla siebie.

Wymknął mi się chichot.

– Po takim czasie chcesz ustatkować się przy jednym mężczyźnie? Od jak dawna Jackson próbuje cię do tego przekonać?

– Może od dekady. Po prostu… Miło jest wiedzieć, że ktoś cię wesprze i jest przy tobie, niezależnie od tego, co się dzieje. – Potrząsnęła głową. – Zanim zobaczyłam was dwoje razem, nie wierzyłam, że to możliwe.

Było to niemałe wyznanie ze strony mojej przyjaciółki. Nigdy nie starała się przyciągnąć do siebie facetów – zawsze to oni gromadzili się wokół niej jak dzieci przy stoisku z cukierkami, ale poza jej burzliwym związkiem z Jacksonem, nigdy nie widziałam, żeby podchodziła do relacji z mężczyznami zbyt poważnie.

– Rozumiem cię. Właśnie to czuję do Lana. – Poczucie bezpieczeństwa, którego nigdy nie sądziłam, że pragnęłam.

Bezwarunkowa miłość.

Nie mogę powiedzieć, że nie mieliśmy swoich wzlotów i upadków, ale mam nadzieję, że to wszystko już za nami, pomimo sytuacji w przeciwnych zamkach.

Sięgam po coś, co wyglądało jak groźba – ciasto, które swoją nazwę zawdzięcza temu, że można zjeść go o wiele więcej, niż się zamierza.

Cyntia trzasnęła mnie w rękę.

– Nie wolno.

Wyrwał mi się śmiech.

– Czy ty właśnie uderzyłaś Królową Wszystkich Fae?

Prychnęła.

– Kiedyś cię kąpałam. Więc tak, właśnie to zrobiłam. Masz z tym problem?

To jedyna rzecz w ciągu ostatnich tygodni, z którą nie miała problemu.

– Co robię źle? Do spróbowania tego też mam zamknąć oczy?

Cyntia zawsze przynosiła mi swoje najnowsze wynalazki do spróbowania, zwykle z jakąś nadzwyczajną prośbą.

Po tym, jak główny kucharz Seelie został uwięziony jako jeden z wygnanych szpiegów Rubezahla, dałam tę posadę mojej przyjaciółce. Ci, którzy narzekali, szybko się zamknęli, kiedy przyrządziła miskę marzeń – przysmak, którego fae nie widzieli w Unimak od lat.

– Chcę zaangażować tyle zmysłów, ile to możliwe – wymamrotała. Trzymając tacę w jednej dłoni, podniosła drugą i pomachała palcami. Piękna, turkusowa magia zatańczyła na jej żądanie, a następnie wybuchła przypominającym mgiełkę deszczem, który opadł na groźbę niczym lukier. – Teraz – wyszeptała.

Z prawie nabożną czcią wybrałam kawałek groźby z magiczną posypką i odgryzłam kęs. Magia przepłynęła przeze mnie gładką, ciepłą falą, która najpierw rozluźniła moją twarz, a potem zmniejszyła napięcie w ramionach i plecach. Ospałość wytyczyła drogę dla pysznej, orzechowej słodkości, przypominającej chłodną bryzę po burzy. Westchnęłam, delektując się smakiem i uczuciem, które powoli ustępowało.

– Jak to zrobiłaś? – wychrypiałam.

Na jej twarzy malowało się zadowolenie.

– Niesamowite, co?

Powinnam wiedzieć, że nie ma sensu pytać o proces tworzenia. Nawet ze mną nigdy nie dzieli się swoimi kulinarnymi sekretami.

– Przepyszny nie jest wystarczającym słowem, żeby to opisać. To nie z tego świata.

Rozpromieniła się, patrząc na tacę, i Lugh wiedział, że nigdy nie czułam się bardziej wdzięczna za normalność, którą przyjaciółka wnosiła do mojego życia.

– Jak poszedł wywiad z człowiekiem?

– Schrzaniłam go – przyznałam szczerze.

Cyntia uśmiechnęła się szeroko.

– To wyjaśniałoby, dlaczego twoi doradcy są tak rozgorączkowani.

Usta mi zadrgały.

– Przynajmniej mają zajęcie.

Choć z pewnością ta sytuacja jutro da mi popalić. I następnego dnia. I kolejnego.

– Jesteś wykończona – stwierdziła. – Lepiej dam ci już dzisiaj spokój. Do zobaczenia jutro?

– Brzmi dobrze. – Pomachałam, kiedy ruszyła do wyjścia, zatrzymała się tylko po to, żeby ostrożnie ułożyć jeszcze jedną groźbę na małym, okrągłym stoliku, który z pewnością miał jakąś elegancką nazwę.

Łóżko. W końcu.

Musiałam to oddać tym władcom – rozmawianie, zachowywanie się i wyglądanie w określony sposób przez cały dzień potrafiło wykończyć bardziej niż niejeden trening. Zdjęłam złoty diadem z głowy i odłożyłam go na kolejny stolik – tym razem trójkątny – a potem zsunęłam z siebie warstwy jasnej, dobrej jakościowo tkaniny, którą królowa Seelie najwidoczniej powinna nosić. Odmówiłam sukni, więc zaprojektowali dla mnie tuniki – dłuższe z tyłu niż z przodu, przewiązane ciasno w pasie, co dawało efekt wydętych klap i tak przypominając sukienkę. Wszystko jedno. Skoro mogłam w tym walczyć, pasowało mi to.

Rozległo się niepewne pukanie, ale od razu zawołałam:

– Nie, dziękuję.

Biedne pokojówki. Przyjmowałam ich pomoc tylko rano. Były miłe, ale nie wierzyłam, że nie będą donosić moim doradcom.

Nasunęłam na siebie prosty, biały szlafrok, wsunęłam sztylet pod poduszkę i ułożyłam na pustej połowie łóżka jeden z mieczy, które królowa Unseelie – moja Najdroższa Mamusia – podarowała mi wcześniej. Drugi powędrował na nocny stolik. Potem wepchnęłam sobie do ust resztę pierwszej groźby, ułożyłam się w łóżku i pozwoliłam, by jej efekty dały mi zanurzyć się w najbardziej miękkim łóżku, w jakim kiedykolwiek spałam.

Powieki mi się zamknęły.

Moje ciało stało cię ciepłe i ciężkie.

I ktoś dmuchnął mi w twarz.

Wracając do świadomości, usiadłam już ze sztyletem w dłoni. I stwierdziłam, że mrugam w tors ducha.

– Och… wybacz. – Znowu kładę się płasko i wpatruję w moją przewodniczkę. – Wróciłaś!

Uśmiechnęła się, a ja poczułam znajomą wibrację. Niektóre rzeczy tworzą silne więzi pomiędzy ludźmi, a ten duch niegdyś kroczył wraz ze mną ścieżką, by pokonać Rubezahla i utrzymać połączenie między królestwami, ale zawiódł. Coś, czego codziennie spodziewam się po sobie.

– Witaj, Królowo Wszystkich Fae – powiedziała kobieta, jej głos niósł się lekkim echem.

Skrzywiłam się.

– Kallik, wystarczy – przypomniałam.

– A jednak jesteś właśnie Królową Wszystkich Fae.

– Chociaż wcale tego nie chcę – wyznałam w ciemności.

Przytaknęła i poruszyła się, by przycupnąć na brzegu łóżka.

Pod jej ciągłym spojrzeniem uniosłam ramię.

– Przyzwyczaję się do tego. Szczerze mówiąc, naprawdę i tak nie wiedziałam, co chciałam zrobić. To równie dobre jak wszystko inne. Przynajmniej nie muszę już oglądać się za siebie. – W ten sam sposób.

Nie byłam głupia. Wiedziałam, że wciąż miałam wielu wrogów.

– Dotarłaś do Underhill. Cieszę się. I zdałaś test rzeczniczki Underhill, krwistej fae.

Devon była głosem Underhill? Serio?

– Pewnie tak. Nie żeby to doprowadziło mnie daleko.

– Dalej niż tych przed tobą. – Smutek zabarwił jej słowa i gdybym mogła ją przytulić, zrobiłabym to właśnie teraz. Nawet w najmniejszym stopniu nie byłam osobą, która lubi przytulanie. Po prostu było w niej coś znajomego.

Zamiast tego podrapałam się w policzek.

– Tak przypuszczam. Rubezahl na razie zniknął. Sprawy mają się lepiej niż wcześniej.

Duch potrząsnął głową.

– Olbrzym jedynie czeka na właściwy moment, Królowo Wszystkich Fae. Ponieważ dobrze zna cenę utraty dostępu do poważanego Underhill.

Co?

– To wszystko była fikcja. Przebywanie z dala od Underhill wcale nie wywołuje szaleństwa. Ruby to wymyślił, żeby wywołać powszechną panikę i przeciągnąć ludzi na swoją stronę. To…

Wyraz jej twarzy się nie zmienił.

Wypuściłam powietrze.

– Powiedz mi. Jaka jest cena? Czy znowu pozostawisz mnie w niewiedzy?

Uśmiechnęła się łagodnie.

– Dzisiaj widzę się z tobą po raz ostatni. Niezależnie od tego, jaką ścieżkę wybierzesz, nie będzie mnie na żadnej z nich. Oto, co wiem i czym mogę się podzielić.

Usiadłam wygodniej, oblizując wargi. To było niespotykane. Nigdy nie otrzymałam żadnych odpowiedzi, nie krwawiąc przy tym albo nie otrzymując przynajmniej kilku ciosów.

– Fae pozbawione Underhill jest w rzeczy samej słabym fae –powiedziała. – Słabszym i słabszym z biegiem miesięcy, lat i dekad, aż jego magia pozostanie ledwo wspomnieniem. Ponieważ Underhill uzupełnia nasze połączenie ze swoją energią i esencją. To właśnie jej moc. A Rubezahl dobrze o tym wie. Fae na Ziemi były odcięte od Underhill na tyle długo, że wkrótce zaczną płacić za to cenę. Wkrótce staną się punktem zaczepienia dla tych mroczniejszych, bardziej złowieszczych mocy.

Mroczny i złowieszczy to w zasadzie podsumowanie Rubezahla. Zaschło mi w ustach.

– Jeśli to potrwa dłużej, fae stracą swoją magię? – Zamykam oczy. – On tylko na to czeka.

– Oboje macie wybór w kwestii miejsca ostatecznego spotkania.

To było trudniejsze do rozszyfrowania. Przyglądałam się jej przez jakiś czas.

– Mogę dostać się do Underhill. To masz na myśli. Ale chcesz mi powiedzieć, że Rubezahl może również wrócić tutaj?

Duch pochylił głowę.

Odsunęłam kołdrę i zaczęłam krążyć po pokoju. Nie mógł wrócić. Cholera. Po tamtym złowieszczym stwierdzeniu Wyroczni założyłam, że właśnie o to chodziło… Problemu nie stanowi fakt, że jest zamknięty. Problem polega na tym, że Underhill musi zostać otwarte albo magia fae umrze. Jak myślisz, co się stanie, kiedy Underhill zostanie w końcu otwarte, Mleczyku?

W przeciwnym wypadku nie mówilibyśmy o ścieżkach.

– Chcesz powiedzieć, że muszę rozegrać bitwę na jego terytorium?

– To się jeszcze okaże. – Zbliżyła się, by ująć moją dłoń, ale jej palce przeszły przez moje.

Żołądek mi się zacisnął. Przełknęłam kolejne pytanie, zamiast tego mówiąc:

– To ostatni raz, kiedy się widzimy? Dlaczego?

Spojrzała mi w oczy.

– Ponieważ minęłaś już punkt, w którym przewodnik może pomóc. Nikt przed tobą nie dotarł tak daleko. Teraz ścieżka, która jest przed tobą, pozostaje nieznana dla wszystkich, którzy mogliby pomóc, nie narażając na szwank twojego powodzenia.

Zupełnie jak Wyrocznia, która widziała wszystko, ale miała związane ręce.

– Cóż, jeśli to cokolwiek znaczy, dziękuję. Ocaliłaś nas w sanktuarium, wskazując drogę do lądowego kelpie. Nie byłoby mnie tu bez ciebie.

– Nie byłoby cię tu beze mnie –odpowiedziała kobieta. – I chociaż rozłąka z moją siostrą sprawia mi ból, łatwiej mi odejść, gdy wiem, że moja porażka mogła doprowadzić cię do przyszłego sukcesu. Nie spotkałybyśmy się w ogóle, gdybym nie wybrała niewłaściwej ścieżki.

Zamarłam, a potem usiadłam ciężko na łóżku obok niej.

– Siostry?

Przechyliła głowę, jakby słuchała czegoś, co było słyszalne tylko dla niej, a potem skinęła temu, kto mówił.

– Żegnaj, Królowo Wszystkich Fae. Twoje zwycięstwo mnie uraduje. Zupełnie jak serca naszych rodziców, którzy porzucili wszystko w nadziei na uratowanie naszego gatunku. Jesteś teraz jedyną nadzieją, najdroższa.

Kiedy pochyliła się do przodu, dobiegł mnie odgłos zza zamkniętych drzwi – szczęk zderzających się mieczy.

Cóż, cholera, to nie brzmiało dobrze.

– Żegnaj, siostro. – Zawisła nade mną, jej usta znalazły się przy moim policzku i pomimo tego, że w pobliżu pojawił się jakiś problem, siedziałam bez ruchu, a moja pierś unosiła się i opadała.

– Żegnaj – wychrypiałam.

Przewodniczka – moja siostra z innej epoki – zaczęła blednąć, ale gdy krzyki za moimi drzwiami zaczęły się wzmagać, wróciłam do rzeczywistości.

– Czekaj! Powiedz mi. Kiedy Rubezahl wróci? Jak? – Gdybym wiedziała chociaż tyle, byłabym o wiele lepiej przygotowana.

Rzuciła spojrzenie w stronę zamkniętych drzwi, a kiedy zrobiłam to samo, odgłosy bitwy poniosły się echem z drugiej strony, wibrując z dziwną intensywnością.

– Najdroższa, on już wrócił.

Rozdział 2

Byłam Królową Wszystkich Fae przez niecały tydzień, a moje władanie już zostało postawione przed wyzwaniem.

Świetnie.

Wybiegłam z pokoju, zrywając z siebie białą koszulkę nocną, po czym złapałam skórzaną tunikę i lekką zbroję, wiszącą na ścianie.

– Poślij po Bresa – krzyknęłam do pokojówki, która wsunęła głowę do środka z przyległego pokoju. Zeszła mi z drogi, gdy przemaszerowałam obok niej. – Powiedz mu, żeby spotkał się ze mną w komnacie wojennej. – Dobra, wcześniej nigdy tam nie byłam, ale właśnie tam mój ojciec i Bres spotykali się regularnie, żeby omawiać kwestie bezpieczeństwa.

Możliwe, że podsłuchałam kilku doradców, mamroczących, że komnata wojenna już nie będzie taka sama, odkąd kobieta zaczęła rządzić Seelie. Dupki. Przekonają się dosadnie, że nie mają racji.

Przewiązałam grubą, skórzaną zbroję, do której przyczepiony był magiczny woreczek na rzeczy, i ruszyłam dalej, zatrzymując się tylko, by zabrać swoje dwa miecze. Ubrana i uzbrojona wybiegłam przez drzwi po przeciwnej stronie od dobiegającego szczęku metalu. Czułam się źle, zostawiając walkę innym, ale teraz nie mogłam myśleć tylko o sobie.

Służba umykała, gdy pędziłam przez zamek. Tyle pięter, tyle niepotrzebnych pokoi, a ja musiałam przedrzeć się przez wszystkie tak szybko, jak to możliwe, co nie było łatwe, bo zwykle nie wychodziłam tylnym wyjściem.

– Sprowadź Josefa do komnaty wojennej – krzyknęłam do doradcy, który praktycznie rzucił się na podłogę, żeby zejść mi z drogi i uniknąć stratowania. Chociaż nie przepadałam szczególnie za wujem, był tutaj dłużej ode mnie. Mógł wiedzieć coś, o czym ja nie miałam pojęcia. – I wyślij wiadomość na dwór Unseelie, że zostaliśmy zaatakowani! – wrzasnęłam przez ramię.

– A zostaliśmy? – zawołał doradca słabym głosem.

Może nie wszczęto alarmu i nie było armii pod drzwiami zamku, ale znałam Rubezahla na tyle dobrze, by wiedzieć, że to nie w jego stylu. On był śliski jak lód podczas wiosennych roztopów. Wysłałby zabójców, żeby mnie zgładzić.

Uderzyłby w najmniej oczekiwanym momencie.

– Jak udało mu się dostać tu tak szybko, do cholery? – wymamrotałam. Olbrzym wiedział o podróżowaniu pomiędzy królestwami coś, czego ja nie wiedziałam.

Zatrzymałam się przed komnatą wojenną. Mapy i książki leżały porozrzucane. Kule wielkości głów znajdowały się w różnych kątach pomieszczenia, wirując wkoło od podłogi po sufit. Wyświetlały różne sceny, niektóre nawet pokazywały twarze. Powiedziano mi, że używano ich, żeby mieć na oku królestwo i ludzi. Kamery szpiegowskie w wersji fae, tylko bardziej efektywne.

– Pokaż mi Rubezahla – rzuciłam.

Jedna z kul podpłynęła bliżej, zawirowała gwałtownie, a mgła wewnątrz rozstąpiła się, ukazując odpowiednią scenę.

Zobaczyłam olbrzyma, którego miałam za przyjaciela i mentora, chociaż zbliżenie było zbyt duże, żebym mogła zobaczyć, co robił. Próbowałam przekręcić kulę, żeby przyjrzeć się bardziej otoczeniu, a mniej jego nosowi i fajce między zębami.

Na próżno.

– Nie da się wyostrzyć – powiedział Bres zza moich pleców. – Nie wiemy dlaczego, ale nie widzimy, co knuje. Żadna z kul nie pokazuje jego twarzy ani działań.

Zmarszczyłam brwi i odepchnęłam ją.

– Rubezahl jest gdzieś na Unimak. Jego ludzie są w zamku. Słyszałam szczęk stali za swoimi drzwiami.

– W zamku? – zapytał Bres, wymieniając spojrzenia z innymi. – Żaden ze strażników o niczym nie doniósł.

Ale ja to słyszałam.

Westchnęłam i przestałam marszczyć brwi. Może to sprawka mojej siostry, kolejne swego rodzaju ostrzeżenie. Odgłosy bitwy niosły się dziwnym, niespotykanym echem.

– Mogę się mylić w tej kwestii, ale Rubezahl jest już na Unimak.

– Myślałem, że królowa Unseelie go zabiła. – Bres obszedł duży stół i zajął miejsce na szczycie. Nie uniosłam brwi, chociaż chciałam. Zajmowanie mojego miejsca było wyraźnym wyzwaniem.

– Nie. – Oparłam się o blat. – Jej śmierć przeniosła go do Underhill. Otwarcie portalu kosztowało ją wszystko, co miała. – Przynajmniej tak wyjaśniła mi to Wyrocznia.

Śmierć kogoś z wystarczająco potężną mocą może wydrzeć dziurę między światami. Portal został otwarty, ponieważ przesilenie wywołało szczególną słabość pomiędzy królestwami tamtej nocy. Elisavanna to wiedziała i wykorzystała, by kupić nam trochę czasu. Tyle że nie dostaliśmy go tyle, ile sądziliśmy.

Tydzień. Tylko tydzień. Jak do cholery dostał się tutaj już teraz?

Nie byłam gotowa na tę bitwę – jeszcze nie.

– Więc gdzie on jest?

Przeszył mnie dźwięk znajomego głosu, przywodząc na myśl uczucie przesuwania paznokciem po kręgosłupie. Nie zadałam sobie trudu, by odwrócić się i spojrzeć na kobietę z nim powiązaną.

– Adair, nie posyłałam po ciebie. I masz szczęście, że nie gnijesz w lochach, więc sugeruję, żebyś zeszła mi z oczu, zanim zmienię zdanie i obdaruję cię nowym apartamentem pełnym żelaza.

– Naprawdę, Wasza Wysokość, nie zdawałam sobie sprawy, że oferując swój wgląd w politykę naszego wspaniałego ludu, poruszę drażliwy temat.

Kiedy odwróciłam się do niej, pozostawała w głębokim dygnięciu, ze spuszczoną głową. Nadal miałam ochotę jej przyłożyć, dla zasady.

– Jak dokładnie zabiłaś mojego ojca?

Sapnęła. Poderwała głowę tak szybko, aż dziw, że nie skręciła sobie karku.

– Nie zrobiłam niczego takiego!

Spojrzałam jej w oczy, pozwalając, by moja magia mnie wypełniła, a ona powoli zerwała kontakt wzrokowy i zamiast tego skupiła się na jakimś punkcie ponad moim ramieniem.

– Twoje kłamstwa przedyskutujemy innym razem – powiedziałam cicho.

Kiedy Rubezahl ujawnił swoją prawdziwą twarz, większość moich podejrzeń w kwestii morderstwa mojego ojca zaczęła wędrować w jego stronę. Oboje mogli skorzystać na jego śmierci – oboje pragnęli tronu.

Jednak Adair nie musiała wiedzieć, że się wahałam. Przecież postanowiła zamknąć mnie w lochu i skazała na śmierć przez utopienie.

Bres odchrząknął.

– Dlaczego uważasz, że olbrzym tu jest? Że w ogóle jest tutaj?

Na boginię, on też mi nie wierzył i teraz zaczęłam wątpić w ostrzeżenia mojej siostry-ducha. Istnieje tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Zamrugałam i przyciągnęłam kulę do siebie.

– Pokaż mi dzieci księżyca.

Pojawił się obraz ukazujący najdalej na południe wysuniętą cześć Wyspy Unimak. Za wzniesieniami widać było rząd łódek. Wszystkie były wypełnione wygnanymi fae, które w swoich szeregach nazywały siebie dziećmi księżyca. Niektóre znałam, ale większości nie. Oceniając po liczbie nieuczesanych bród, dołączyły do nich dzikie fae. Nie miałam wątpliwości co do tego, kto im dowodził. Rubezahl powrócił.

Spojrzałam na Bresa, czując ponurą satysfakcję, gdy zobaczyłam, jak opadła mu szczęka.

– Teraz mi wierzysz? – zapytałam.

– Trzeba postawić armię w stan gotowości, generale! – rzuciła Adair.

Odwróciłam się do niej.

– Głupia. Uważasz, że ktoś taki jak ty, kto spędził całe życie na błyszczeniu w towarzystwie i uśmiechaniu się, ma doświadczenie z czymś takim? Wyjdź. Już! – Włożyłam niewielką, magiczną iskrę w te słowa, a biała błyskawica przeleciała przez pokój i trafiła Adair w tyłek. Kobieta wrzasnęła i rzuciła się do ucieczki, prawie przewracając przy tym Josefa, który wchodził spokojnie do komnaty z do połowy pełnym kieliszkiem wina w jednej dłoni i prawie pustą butelką w drugiej.

– Bratanico, co mogę dla ciebie zrobić? – zapytał, jakby dyskutował o pogodzie.

Wskazałam na kulę.

– Mamy towarzystwo. Chcę, żebyś udał się tam z Bresem i dowiedział, co oni tu robią. Jako emisariusze. Na razie będziemy udawać miłych. Niech myślą, że się ich obawiamy.

Bres parsknął.

– Jesteś głupia. Masz armię na swoim brzegu i chcesz wdawać się z nimi w dyskusję?

Starałam się zachować kamienną twarz na tyle, na ile to możliwe.

– Chwilę temu nawet nie wierzyłeś, że tutaj są. Mogłabym zasugerować, żebyśmy zrobili to tak, żeby nasz świat nie stał się przy okazji celem dla ludzi?

Bres zmarszczył brwi, ale skinął mi nieznacznie.

– Oczywiście.

Przekręciłam kulę tak, żeby mieć lepszy widok. Armia nie pędziła w stronę południowej granicy, jej załoga nie przygotowywała broni. Rozkładali obóz.

Nie byłam naiwna. Przybyli tu walczyć, ale jeśli istniała możliwość negocjacji i ocalenia życia fae, zrobię to.

Splotłam dłonie za plecami.

– Wy dwaj pójdziecie tam jako posłańcy. Nic więcej. Bądźcie ostrożni, ale nie powinniście znaleźć się w dużym niebezpieczeństwie. Rubezahl lubi uchodzić za… cywilizowanego. Tylko nie pijcie jego herbaty i nie podchodźcie zbyt blisko.

Wydawało się, że to jeszcze bardziej uraziło Bresa, ale nie zamierzałam już przejmować się tym, co myślał. Był moim mentorem przez lata, ale stracił mój szacunek, kiedy poparł bezpodstawne oskarżenia Adair, że zabiłam mojego ojca.

– Jeśli nie wyślę posłańców o wystarczająco wysokiej pozycji, Rubezahl poczuje się urażony. Na razie chcę, żeby siedział cicho. Poczekam tutaj i będę obserwować przez kule. Gdybyście potrzebowali dodatkowej pomocy, zapewniam wam, że ją otrzymacie – dodałam.

Josef wzruszył ramionami.

– Dla mnie w porządku. Dobry dzień na przejażdżkę, nie sądzisz, przyjacielu? – Spróbował klepnąć Bresa w ramię, chybił i się zatoczył.

Wstrzymałam jęk.

– Spotkajmy się w stajni – warknął Bres do Josefa, głos miał ostry, niewiele brakowało, aby wybuchnął, o czym świadczyła żyłka pulsująca na jego szyi. Gdy tylko Josef zniknął, mój były trener zwrócił się do mnie. – W co ty grasz?

– Pozycja Josefa jest na tyle wysoka, że nie urazi Rubezahla, ale na tyle niska, że jeśli go stracimy, to właściwie niewielka strata.

Rozłożyłam kilka kartek na stole – nie planowałam się im przyglądać, ale chciałam wyglądać na zapracowaną.

– Muszę wykonać kilka telefonów, żeby sprawdzić, jakich sprzymierzeńców wciąż mamy – powiedziałam po chwili.

– Sprzymierzeńców? – dopytał. – Masz na myśli inne dwory fae? Irlandia i Luizjana nie rozmawiały ze sobą od ponad wieku, a…

– Idź porozmawiać z olbrzymem. Ja napiszę list, który możesz mu przekazać.

Kiedy Bres się nie poruszył, zajęłam miejsce na szczycie stołu, które on zajmował chwilę wcześniej.

– Możesz odejść – powiedziałam stanowczo.

Zasalutował ostro, odwrócił się na pięcie i zniknął.

Wygrałam przynajmniej tę rundę. Podniosłam pustą kartkę, pióro i słoiczek atramentu. Trzymając pióro nad pergaminem, zastygłam, bo nie byłam pewna, co powinnam napisać. Słysząc pukanie do drzwi, podniosłam głowę.

Służący, którego nie znałam, stał w drzwiach w świeżo wyprasowanej liberii.

– Tak?

– Wasza Wysokość, przybył posłaniec od… – przełknął ciężko – Rubezahla, króla dzikich fae.

Król dzikich fae, mhm.

Może Bres i Josef jednak nie będą musieli jechać.

– Wyproś wszystkich z sali tronowej i każ mu tam zaczekać. Sprowadź też Bresa. – Przerwałam. – A także Cyntię, Rowana i Bracken. Ta trójka będzie stać w cieniu.

Nie ufałam zbyt wielu osobom, które mnie otaczały. Hiacynta była pewniakiem. Rowan i Bracken… Cóż, odwrócili się ode mnie wcześniej, ale trenowałam z nimi. Znałam ich lepiej niż większość ludzi i jeśli nie ufałam im całkowicie, to chociaż miałam pewność, że wiedziałam o ich ograniczeniach. To naturalnie sprawiało, że czułam się przy nich bardziej komfortowo niż przy innych. Zdawałam sobie sprawę, że oboje mieli inne spojrzenie na pewne kwestie niż ja, a to było cenne.

Zamknęłam oczy, żałując, że nie ma tu ze mną Lana. On lepiej radził sobie z rządzeniem. Miał już dwór Unseelie w garści, jako mój regent.

– Nie chcę tego – wyszeptałam do siebie.

Nigdy nie chciałam korony. Wciąż tak było. Pragnęłam… Swojej rodziny, przyjaciół i wolności. Ale nie miało sensu użalać się nad sobą – sprawowanie władzy było zdecydowanie lepsze niż uciekanie. Otrząsnęłam się z tej chwili słabości i ruszyłam do ogromnej sali tronowej.

Gdy tam dotarłam, Salli, administratorka dworu, już na mnie czekała. Szczęka jej opadła, gdy mnie zobaczyła.

– Wasza Wysokość. Nie możesz iść tam, wyglądając jak…

– Jakbym mogła przeciąć ich na pół bez pojawienia się kropli potu na czole? – Przeszłam obok niej. – Jasne, że mogę.

Sala tronowa nie była pusta, mimo że o to prosiłam. Adai i Josef byli obecni, a wraz z nimi połowa dworu. Bres stał po drugiej stronie Adair.

Krew zaczęła powoli wrzeć w moich żyłach na widok tego jawnego braku szacunku, ostentacyjnego zignorowania mojej prostej prośby. Nie zadałam sobie trudu, by spojrzeć na posłańca, który klęczał, zauważyłam jedynie, że miał pochyloną głowę, a kaptur zakrywał mu twarz i włosy.

Mogłam rozegrać to na dwa sposoby. Zacząć wrzeszczeć i wygonić stąd wszystkich albo rozmawiać z posłańcem, jakbym chciała tutaj tych wszystkich świadków… Co oznaczałoby, że pozwolę Adair i Bresowi wygrać. Bo nie miałam wątpliwości, że to ich sprawka.

Żadna z tych opcji nie zadziała na dłuższą metę.

– Rozumiem – powiedziałam cicho, choć magicznie zwielokrotniłam swoje słowa tak, że wszyscy je usłyszeli. Kilkoro fae wbiło wzrok w podłogę, ale Adair tylko się uśmiechnęła, jej oczy przypominały lód. Ona i Bres sądzili, że zapędzili mnie w kozi róg.

Jeszcze zobaczymy.

– Rowan, wystąp – rozkazałam.

Mój były towarzysz szkolenia wystąpił i klęknął przede mną, przyciskając jedną pięść do podłogi.

– Wasza Wysokość.

– Wydaje się, że nasz generał, Bres, nie jest w stanie wypełnić najprostszego rozkazu. – Spojrzałam w oczy byłemu trenerowi, rzucając mu wyzwanie, żeby przeciwstawił mi się publicznie.

Całe jego ciało zesztywniało, a nozdrza zadrgały.

– Generale Bres, zostajesz zwolniony z obowiązków, by w pełni poświęcić się trenowaniu młodych fae. Wiem, że sprawia ci to niezwykłą przyjemność, gdy widzisz, że następne pokolenia podnoszą swoje umiejętności. – Wygięłam wargi, a Bres obdarzył mnie sztywnym ukłonem.

– Wasza Wysokość.

Zabrzmiało to tak, jakby ktoś go dusił.

Dobrze.

Spojrzałam z góry na człowieka, którego kiedyś nazywałam przyjacielem. Nawet ufałam Rowanowi przez jakiś czas, przed tym, jak popełnił błąd podczas naszego ostatecznego sprawdzianu. Jednak wracając myślami do tamtych chwil, stwierdziłam, że to, co zrobił, wydawało się… Nieistotne i niewielkie w porównaniu z tym, jak wyglądało prawdziwe zło. I mogłam teraz przyznać, że jego komentarz był jak rozdrapanie świeżej rany. Ludzie zasługiwali na drugą szansę. Nie trzecią. Ale drugą – na to byłam gotowa.

– Rowan. Twoja przysięga.

Uderzył zaciśniętą pięścią w pierś.

– Ja, Rowan z Żółtego Domu, oddaję swój miecz na rozkazy Królowej Kallik. Gdybym kiedykolwiek zawiódł, zrezygnuję ze swojego miejsca na tym świecie.

Rowan podniósł wzrok i zniżył głos.

– I chociaż przysięga została złożona, i tak postępowałbym w ten sposób. Nie popełniam dwa razy tych samych błędów.

Dobrze wiedzieć. Czas pokaże. To znaczy, przez lata trenowałam z tym mężczyzną. Widziałam, jak podejmował trudne decyzje z uprzejmości, choć miał do wyboru łatwiejszą i mniej przyjazną opcję. Przypomniałam sobie, że był najlepszy z całej grupy ze strategii, więc może to nie jest zły pomysł, aby mieć go przy sobie.

– Żołnierzu, twoim pierwszym rozkazem jest wyproszenie z sali niepotrzebnych osób. Natychmiast. – Stanęłam przed tronem, czekając.

Rowan podniósł się w sekundę, a w ciągu kolejnych wyprowadzał już całą grupę, z pomocą Bracken. Starałam się nie pokazywać, jakie wrażenie zrobiła na mnie jego efektywność.

Adair wymaszerowała, a Bres i Josef deptali jej po piętach. Stawała się coraz większym powodem do zmartwień, ale w tamtej chwili naprawdę nie miałam czasu zajmować się jej wymysłami, a ona doskonale o tym wiedziała. Właśnie dlatego błędnie postanowiła zrobić pokaz siły.

Cyntia zakradła się za mnie.

– Co ze mną?

– Zostań, proszę, z tyłu. Słuchaj wszystkiego, co mogłoby mi umknąć – wymamrotałam.

Poklepała mnie po ramieniu i odeszła, by dyskretnie stanąć pod ścianą.

Przez kilka minut obserwowałam posłańca. Drobny, bardzo drobny jak na fae. Nie poruszył się ani razu podczas tej sceny z degradacją Bresa i przysięgą Rowana.

Główne drzwi zostały zatrzaśnięte.

– Bracken, zapieczętuj komnatę – poleciłam.

– Oczywiście, Wasza Wysokość.

– Unikniemy wielu problemów, gdy nikogo nie będzie w pobliżu, dzięki.

Uśmiechnęła się szeroko i przeszła od drzwi do drzwi, pieczętując je tak, że nikt nie zdoła nic usłyszeć, ani za pomocą uszu, ani zaklęcia. Kiedy skończyła, zeszłam z podwyższenia, by zwrócić się do posłańca Rubezahla.

– Jaką wiadomość masz mi do przekazania od olbrzyma? – Patrzcie na mnie, prawie zabrzmiałam jak prawdziwa władczyni.

Posłaniec trzymał opuszczoną głowę, co stłumiło jego słowa.

– Rubezahl nie zatrzyma się, dopóki nie dostanie wszystkiego, czego pragnie. Musisz go zabić.

Dobra.

Przechyliłam głowę.

– Nie jesteś tutaj w jego imieniu?

Ciało okryte peleryną zadrżało.

– Nadarzyła się szansa, by się wymknąć i udało mi się ją wykorzystać. On… Krzywdził mnie o wiele za długo, twierdził, że robił to, co najlepsze dla mnie i dla naszych ludzi. Ale Rubezahl wykorzystuje wszystkich do własnych celów. Dokładnie tak, jak wykorzystał ciebie.

Dreszcz przebiegł po moim ciele, gdy uświadomiłam sobie, kto znajdował się pod peleryną. Skupiłam się na pojedynczej myśli, powtarzając ją w głowie. Myślę, że masz śliczne włosy.

Wyrwał jej się śmiech i wysunęła blade dłonie spod fałdów peleryny, by zsunąć kaptur.

– Nie sądziłam, że zdołam cię zmylić, Królowo Kallik. Może i potrafię czytać w myślach, ale to ty jesteś tą, która widzi.

I rzeczywiście – widziałam ją.

Pytanie brzmiało teraz, co u diabła powinnam z nią zrobić?