Kobieta w Czerni - Kerry Wilkinson - ebook + książka

Kobieta w Czerni ebook

Kerry Wilkinson

4,0

Opis

Trzeci (po "W potrzasku" i "Czarnej liście") tom przygód detektyw Jessiki Daniel. 

W centrum Manchesteru zostaje znaleziona ludzka ręka, której brakuje jednego palca. Jedyną wskazówką, jaką dysponuje sierżant Jessica Daniel, jest nagranie z miejskiego monitoringu, na którym widać kobietę w długim czarnym płaszczu, ostrożnie układającą odciętą kończynę na ziemi. Reszty ciała nigdzie nie da się odnaleźć. Do czasu, aż Jessica otrzymuje makabryczną przesyłkę z brakującym palcem…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 455

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,0 (107 ocen)
37
44
21
3
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Tytuł oryginału: The Woman in Black. Jessica Daniel Book 3

Tłumaczenie z jęz. angielskiego: Tomasz Illg

Redakcja: Agnieszka Pietrzak

Korekta: Angelika Ogrocka

Projekt okładki: Maciej Pieda

Zdjęcia na okładce: shutterstock.com ©

Skład: Izabela Kruźlak

Konwersja do ePub i mobi: mBOOKS. marcin siwiec

Redaktorka prowadząca: Agnieszka Pietrzak

Copyright © Kerry Wilkinson 2011

Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Dragon

Niniejsza powieść jest fikcją literacką. Odniesienia do realnych osób, wydarzeń i miejsc są zabiegiem czysto literackim. Pozostali bohaterowie, miejsca i wydarzenia są wytworem wyobraźni autora i jakakolwiek zbieżność z rzeczywistymi wydarzeniami, miejscami lub osobami, żyjącymi bądź zmarłymi, jest całkowicie przypadkowa.

Wydanie I

Bielsko-Biała 2020

Wydawnictwo Dragon Sp. z o.o.

ul. Barlickiego 7

43-300 Bielsko-Biała

www.wydawnictwo-dragon.pl

ISBN 978-83-8172-463-0

Wyłączny dystrybutor:

TROY-DYSTRYBUCJA Sp. z o.o.

ul. Mazowiecka 11/49

00-052 Warszawa

tel./faks 22 725 78 12

www.troy.net.pl

Oddział

ul. Legionowa 2

01-343 Warszawa

Zapraszamy na zakupy:

www.fabulo.com.pl

Znajdź nas na Facebooku: 

www.facebook.com/dragonwydawnictwo/

1

Sierżant Jessica Daniel odgarnęła z twarzy kosmyk długich ciemnoblond włosów i spojrzała na rzecz, która przed nią leżała.

– Bez wątpienia mamy do czynienia z dłonią – powiedziała jedyną rzecz, jaka przyszła jej w tej chwili do głowy.

Mężczyzna stojący obok pokiwał ze zrozumieniem głową.

– Nic nie umknie twojej uwadze, prawda?

Jessica roześmiała się.

– Hej, z tymi zgłoszeniami nigdy nic nie wiadomo, no nie? Gdy pracowałam jeszcze w mundurze, wysłano mnie kiedyś na interwencję w sprawie martwego zwierzęcia blokującego ulicę. Na miejscu okazało się, że to tylko czyjeś futro. Ta „odcięta dłoń” mogła równie dobrze należeć do jakiejś lalki.

Komisarz Jason Reynolds popatrzył na to, co mieli przed sobą, i skinął głową.

– Masz rację, ale to nie jest dziecięca zabawka.

Kończyna była lekko poszarzała i oblepiona betonem, na którym została porzucona. Jessica pomyślała, że wygląda na nieco stwardniałą – palce sprawiały wrażenie sztywnych i niemożliwych do rozwarcia, pomimo że były rozczapierzone, a dłoń leżała płasko na ziemi. Biorąc pod uwagę chirurgicznie precyzyjne cięcie, z jakim dłoń została odłączona od reszty ręki, Jessica była zaskoczona, że wokół w ogóle nie ma krwi. Nie zamierzała dotykać ręki, ale podeszła bliżej i kucnęła, przyglądając się kikutowi w miejscu palca serdecznego. Wyglądało na to, że ktoś przypalił ranę po amputacji, żeby zapobiec infekcji, i Jessica zastanawiała się, czy palec został odcięty wraz z całą dłonią, czy też może wcześniej.

Jessica wstała i wycofała się z niewielkiego białego namiotu na rozgrzaną porannym słońcem ulicę. W ślad za nią poszedł Reynolds. Czarnoskóry komisarz na zewnątrz sprawiał przyjazne wrażenie, ale w środku był twardszy niż ktokolwiek, kogo Jessica znała. Podeszła do policyjnej taśmy otaczającej miejsce zdarzenia, zatrzymując się w bezpiecznej odległości do stojącego nieopodal umundurowanego funkcjonariusza, który pilnował, żeby gapie nie przeszkadzali policyjnym technikom w pracy.

– Jak sądzisz, co się stało z brakującym palcem? – spytała Reynoldsa.

– Kto wie? Wygląda, jakby został odcięty równie precyzyjnie, co cała dłoń – odparł komisarz.

– Myślisz, że osoba, do której należała dłoń, nie żyje?

Reynolds zmrużył oczy przed oślepiającym słońcem i wypuścił powietrze przez zęby.

– Pewnie tak. Będziemy musieli sprawdzić w archiwum, czy w ciągu ostatniego roku albo dwóch mieliśmy szczątki z brakującą dłonią. Nie jest powiedziane, że to ciało z naszego rejonu, więc czeka nas trochę pracy. Ktokolwiek podrzucił tę dłoń, był bardzo ostrożny.

– Nie ma się na czym oprzeć, prawda? – stwierdziła Jessica. – Żadnych tatuaży ani nic takiego.

– Wiem. Biorąc pod uwagę sam kształt dłoni, z szerszymi palcami, można by orzec, że to mężczyzna, ale to może także być efekt częściowego rozkładu. Wygląda na to, że sprawca był wyjątkowo zapobiegliwy. Musimy poczekać, aż medycy sądowi zakończą pracę, i zobaczymy, czy coś znajdą.

– Tak, musimy podać rękę gościom z laboratorium – oni się na tym znają.

Reynolds spojrzał na nią spod uniesionych brwi.

– Obawiam się, że nie zrobiłabyś kariery jako stand-uperka.

Jessica uśmiechnęła się do niego.

– Och, daj spokój. To, że właśnie dostałeś awans, nie znaczy, że nie możesz już śmiać się z moich żartów.

– Nie przypominam sobie, żeby kiedykolwiek mnie bawiły.

– Dobra, bądź sobie starą zrzędą. Co robimy?

Reynolds rozejrzał się po otaczających ich budynkach.

– To jest centrum Manchesteru, drugiego czy trzeciego największego miasta w kraju. Spójrz tylko na te kamery – powiedział, wskazując kamery przemysłowe, zawieszone wysoko nad sklepami, hotelami i mieszkaniami prywatnymi. – Jesteśmy w Piccadilly Gardens. Choćbyś nie wiem jak się starała, nie znajdziesz bardziej publicznego miejsca. Sprawca chciał, żebyśmy go zobaczyli. – Zamilkł na chwilę, jakby układał w głowie plan działania. – Weź jakiegoś posterunkowego i obejrzycie nagrania z ubiegłej nocy. Ja zacznę przekopywać się przez raporty o zaginionych i sprawdzę, czy gdzieś w kraju znaleziono ciało bez dłoni. Do czasu, aż się z tym uporamy, powinniśmy już mieć wyniki badań patologicznych, co pomoże nam ustalić płeć i wiek ofiary.

Wzrok Jessiki powędrował w ślad za palcem komisarza. Faktycznie, znajdowali się w Piccadilly Gardens – jednym z najważniejszych punktów orientacyjnych w centrum Manchesteru. Część tego terenu zajmował park z rozległymi trawnikami otoczonymi ławkami i fontannami oraz wybetonowanymi ścieżkami dla spacerowiczów. Po jednej stronie znajdowały się przystanki autobusów i tramwajów, po drugiej – szeroki pasaż ze sklepami. Z przodu górował nad okolicą hotel, z tyłu zaś – kolejna aleja handlowa.

Obejrzała się w stronę miejsca, gdzie została znaleziona dłoń – pod jedną z fontann, obok ławki. Wydawało się oczywiste, że sprawca podrzucił ją tam celowo. Chyba że komuś wypadła przypadkiem, co wydawało się raczej niezwykłe, biorąc pod uwagę, że ludzie rzadko noszą przy sobie odrąbane dłonie.

W bezpośredniej okolicy Jessica naliczyła co najmniej siedem kamer przemysłowych, z których jedna zawieszona była na maszcie w odległości około piętnastu metrów od miejsca, gdzie stali. Trzy identyczne kamery były rozmieszczone wokół placu. Jessica wiedziała, że wszystkie są połączone z innymi kamerami na terenie całego miejsca – obraz z nich trafia do miejskiego centrum monitoringu, które działa dwadzieścia cztery godziny na dobę. Ludzie myślą, że w tym centrum siedzą policjanci, ale w rzeczywistości zarządza nim prywatna firma ochroniarska opłacana z pieniędzy magistratu.

Rozglądając się, Jessica zauważyła jeszcze dwie kamery przymocowane do elewacji hotelu oraz trzecią wiszącą nad witryną sklepową. Podejrzewała, że zapis z tych kamer był dostępny i przechowywany w hotelu i sklepie.

Poczuła na ramionach ciepłe promienie czerwcowego słońca. Pomyślała, że przyjdzie jej spędzić resztę dnia w budynkach, przeglądając nagrania z kamer z ubiegłej nocy.

– Ktokolwiek zostawił tę dłoń, mógł przynajmniej wybrać jakiś deszczowy dzień – powiedziała sama do siebie.

***

Jessica oparła się na krześle i westchnęła ciężko. Biuro, w którym siedziała, należało do firmy ochroniarskiej odpowiedzialnej za monitoring miasta. Pokój wydawał się mały; był oświetlony jedynie świetlówką na suficie i rzędem monitorów, które miała przed sobą. Pochyliła się i wcisnęła guzik, zatrzymując nagranie, które oglądała, a potem rozparła się w fotelu i zerknęła na siedzącą obok kobietę.

– Nie znudziła ci się jeszcze praca w Centralnym Biurze Śledczym?

Policjantka też oparła głowę na fotelu i roześmiała się.

– Oglądamy te taśmy dopiero od godziny.

– Dokładnie – od godziny. Mogłybyśmy w tym czasie robić mnóstwo innych rzeczy. Ktoś z twoim imieniem nie powinien tkwić w takim miejscu. Mogłabyś na przykład śpiewać w zespole rockowym.

– Nie ma nic dziwnego w imieniu Isobel.

Jessica pokiwała głową.

– Może i nie. Ale „Izzy” brzmi naprawdę nieźle. Zwłaszcza „Izzy Diamond”. To zbyt fajne imię, żeby marnować je w policji w Manchesterze.

– W szkole nie było wcale takie „fajne”. Byłam przezywana „Dizzy Izzy”1, „Izzy a Bloke”2i tym podobne.

– To i tak dość oryginalna forma znęcania się – stwierdziła Jessica, udając, że nie robi to na niej żadnego wrażenia. – Ja w mojej szkole przez dziesięć lat byłam po prostu „Dan the Man”3.

Posterunkowa Izzy Diamond pełniła służbę w Centralnym Biurze Śledczym policji w Manchesterze zaledwie od sześciu tygodni. Sprawujący funkcję nadkomisarza John Farraday odszedł z policji prawie siedem miesięcy temu, ale został jeszcze jakiś czas, żeby przekazać swoje obowiązki następcy. Obecny nadkomisarz John Cole był wcześniej komisarzem, a gdy otrzymał awans, na jego stanowisko został automatycznie przeniesiony Jason Reynolds, dawniej obejmujący stanowisko sierżanta. Jessica spędziła ostatnie dwa lata, dzieląc z nim gabinet, a łączące ich koleżeńskie relacje nie zmieniły się zbytnio pomimo awansu Reynoldsa.

Z powodu tych zmian personalnych oraz na skutek śmierci posterunkowej Carrie Jones, która została zamordowana w ubiegłym roku, zatrudniono dwie nowe posterunkowe. Jedną z nich była Izzy Diamond, którą Jessica przyjęła pod swoje skrzydła. Obie policjantki były prawie rówieśniczkami, dzielił je zaledwie rok.

Jessica oderwała wzrok od monitorów i spojrzała na posterunkową.

– Czy w szkole też miałaś taki kolor włosów?

Izzy bezwiednie przygładziła palcami imponującą rudą grzywę. Pozwoliła, aby włosy opadły jej na ramiona, by chwilę później związać je gumką, którą nosiła owiniętą wokół nadgarstka.

– Nie, wtedy były ciemnobrązowe. Jestem ruda od roku, od kiedy wyszłam za mąż. Po powrocie z miesiąca miodowego naszła mnie ochota na zmianę.

Jessica pokiwała głową.

– Mnie się podoba.

– Ten kolor odstrasza starszych facetów na komisariacie, więc ma dodatkową zaletę. Mam wrażenie, że większość z nich uważa mnie za wampira czy kogoś podobnego.

– Jak to jest?

Posterunkowa wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a w jej błękitnych oczach zapaliły się iskierki.

– Co, być wampirem?

Jessica roześmiała się.

– Nie, być mężatką.

Izzy zagryzła dolną wargę.

– Małżeństwo jest spoko. Mój mąż Mal chciałby zacząć starać się o dziecko. Ale ja wolałabym jeszcze przez kilka lat zajmować się tym, co teraz. Na razie bardziej ciągnie mnie do wampiryzmu.

Jessica odwróciła się z powrotem w stronę monitorów i wcisnęła guzik odtwarzania nagrania z podwójną szybkością. Odezwała się do koleżanki, nie odrywając przy tym wzroku od ekranu:

– Mal to zdrobnienie od Malcolma?

– Nie. Mal to skrót od Malachi.

– Wow! Macie chyba najoryginalniejsze imiona, jakie kiedykolwiek słyszałam. Ale ty pewnie i tak wyszłaś za niego z powodu nazwiska, prawda?

Teraz to Izzy wybuchnęła śmiechem.

– Pewnie. Kto by się oparł nazwisku Diamond4? Kiedyś nazywałam się Isobel Smith, co było znacznie nudniejsze.

Jessica miała już okazję pracować z posterunkową przy kilku mniejszych sprawach, ale zagadka odciętej dłoni miała być dla dziewczyny autentycznym chrztem bojowym. Nikt nie uprzedził Jessiki, że będzie musiała zejść ze swoich utartych ścieżek, by „matkować” młodej posterunkowej, ale zrobiła to z własnej woli. Czuła się z tym dziwnie, ale miała wrażenie, że choć jest jej bezpośrednią przełożoną, w rzeczywistości ustępuje posterunkowej pod paroma względami. Jessica mieszkała sama w wynajmowanym mieszkaniu, Izzy była mężatką i miała własny dom. Nie to, żeby Jessica rozpaczliwie poszukiwała chłopaka czy pragnęła się jakoś ustatkować, ale obie dziewczyny były mniej więcej w podobnym wieku, a Izzy wydawała jej się „doroślejsza”. Podczas gdy posterunkowa planowała wydawanie przyjęć w domu i tym podobne, Jessica spędzała wieczory przed telewizorem albo w internecie, pochłaniając jedzenie z mikrofalówki. Fakt, że kobieta obok niej rozważa macierzyństwo, przyparł ją do muru. Jessica nie znosiła cudzych dzieci – a co dopiero myśleć o własnym.

– Moja kumpela wkrótce się żeni – powiedziała.

– To ktoś z komisariatu?

– Mam też innych przyjaciół!

– Przepraszam, nie chciałam…

– W porządku. To moja najdawniejsza przyjaciółka, Caroline. Mieszkałyśmy razem przez dłuższy czas, ale potem nasze drogi się rozeszły. Dopiero kilka miesięcy temu zaczęłyśmy się znów częściej widywać.

– Niech zgadnę: na drodze stanęła wam praca? – W ustach Izzy zabrzmiało to tak, jak gdyby mówiła z włas­nego doświadczenia.

– Nie masz nawet pojęcia…

Dwa lata temu Jessica tropiła seryjnego mordercę. Ślady zaprowadziły ją do chłopaka Caroline – Randalla, który próbował ją zabić. Obecnie znajdował się w szpitalu psychiatrycznym i z tego, co było Jessice wiadomo, nie odezwał się do nikogo ani słowem od momentu, kiedy został aresztowany. Potem przyjaźń Jessiki i Caroline już nigdy nie była taka sama.

– Chcesz o tym pogadać? – spytała Izzy, widząc zakłopotanie na twarzy koleżanki.

– Nie bardzo. Caroline zadzwoniła do mnie z pytaniem, czy zostanę jej druhną.

– Zgodziłaś się?

– Oczywiście. Nie zerwałyśmy nigdy kontaktów i wciąż uważam ją za przyjaciółkę. Cieszę się, że mnie o to poprosiła, ale nie jestem przekonana do takich uroczystości. Nie lubię się przebierać i tak dalej.

Izzy zerknęła na swój jasnobrązowy kostium, bawiąc się cienką klapą żakietu.

– Nie nudzi cię wkładanie codziennie tego samego stroju?

Jessica oderwała na chwilę wzrok od monitorów i spojrzała na swój szary kostium.

– Może kiedyś, parę lat temu. Ale teraz w ogóle o tym nie myślę. Caroline nie wybrała jeszcze sukienek dla druhen. Boję się, że to będzie jakaś różowa albo żółta potworność, a koszmarne zdjęcia z wesela będą mnie prześladować do końca moich dni. Jeżeli ktokolwiek z pracy je zobaczy… – Jessica zamyśliła się, przejęta nakreśloną przez siebie wizją.

Posterunkowa wybuchnęła śmiechem, spoglądając na monitor, który śledziła Jessica.

– Wydaje mi się, że moje druhny miały podobne zmartwienia. Wybierałyśmy stroje razem i zdecydowałam się na coś relatywnie prostego, w kolorze kremowym.

– Ulubionym kolorem Caroline jest fioletowy, więc mam nadzieję, że mnie oszczędzi.

Na chwilę zapadła cisza. Obydwie policjantki w skupieniu obserwowały monitor. Nie było na nim widać zbyt wiele, ale co jakiś czas w zasięgu kamery pojawiał się człowiek albo dwóch. Po jakimś czasie Izzy nachyliła się i spytała:

– Wiemy, o której mniej więcej została podrzucona ta dłoń?

Jessica zwolniła nieco nagranie, które teraz odtwarzane było z prędkością o połowę szybszą od normalnej.

– Prawdopodobnie po zmierzchu. Została znaleziona dzisiaj, kilka minut przed ósmą rano. Więc musiało to być gdzieś między wpół do dwudziestej drugiej a ósmą. – Wskazała na ekran. – Tutaj mamy martwy punkt z powodu rozmieszczenia latarni.

– Jak myślisz, co z nią dalej będzie?

Jessica mruknęła pod nosem.

– Nie wiem. Jason twierdzi, że ktokolwiek ją podłożył, chciał, by została znaleziona.

– Nie zabrzmiało to zbyt pewnie.

– Zgadzam się z nim, ale zawsze martwią mnie ludzie, którzy schodzą z utartej ścieżki, bo chcą przyciągnąć czyjąś uwagę. Większość przestępców, z którymi mamy do czynienia, nie chce dać się złapać i robi wszystko, żeby tego uniknąć. Niewielka część wyraża szczerą skruchę i przyznaje się do winy, żeby zrzucić z siebie to brzemię. Są jeszcze ci – na szczęście w mniejszości – którzy chcą się popisać. Są nieprzewidywalni, choć jednocześnie wiedzą, co robią. Być może na pewnym etapie też chcieliby dać się złapać, ale nie o to tak naprawdę im chodzi.

– Nigdy o tym nie myślałam w ten sposób.

– Zaczniesz, gdy znajdziesz się w samym środku tego młyna.

Jessica nachyliła się i znów przyspieszyła taśmę. Siedziały w milczeniu i obserwowały, jak słońce na ekranie powoli zaczyna wschodzić.

– Całkiem niezła jakość, prawda? – zauważyła Izzy.

– Większość kamer przemysłowych nie daje tak dobrego obrazu. W połowie kamer ze sklepów widać samo ziarno, trudno kogokolwiek rozpoznać na ekranie, chyba że spojrzy prosto w obiektyw.

– Miałam z nimi parę razy do czynienia, kiedy byłam jeszcze „krawężnikiem”. To było śmieszne, kiedy dawałyśmy do gazet zdjęcia z tych kamer, na których nie było nawet widać, czy to mężczyzna, czy kobieta.

W pewnym momencie Jessica wyciągnęła rękę i zatrzymała nagranie, wskazując palcem na ekran.

– A to co takiego?

Posterunkowa odwróciła głowę i podążyła wzrokiem w ślad za palcem Jessiki, która przewinęła taśmę kilka sekund do tyłu i odtworzyła ją jeszcze raz, z normalną prędkością. Na dworze panował jeszcze półmrok, ale widać było wyraźnie odwróconą tyłem postać w długim czarnym płaszczu, która szła alejką między fontannami. Sama postać nie musiała być niczym dziwnym, gdyby nie fakt, że poza kimś śpiącym na ławce w pobliżu nie było żywej duszy. Gdy wyszła poza kadr, Jessica przełączyła się na obraz z innej kamery, usytuowanej centralnie.

– To jedna z tych muzułmańskich szat religijnych? Burka albo nikab? – spytała Izzy.

Jessica przebiegła palcami po klawiaturze.

– Nie wydaje mi się. Spójrz. – Wskazała jej nowy obraz na monitorze. – Ten strój nie ma zasłony na twarz. To tylko płaszcz albo jakiś szlafrok. Zobaczmy, czy uda nam się zrobić zbliżenie. – Jessica wcisnęła kombinację klawiszy i obraz rzeczywiście się przybliżył.

– To mężczyzna czy kobieta? – odezwała się Izzy.

– Raczej kobieta. Widać, że ma na nogach buty na obcasie, i ze sposobu, w jaki idzie, można wywnioskować, że jest jej w nich wygodnie. Popatrz na jej ruchy.

Izzy zgodziła się bez namysłu.

– Faktycznie, nie wydaje mi się, żeby było na świecie wielu mężczyzn, którzy tak sprawnie poruszają się na szpilkach. Sama mam z tym problem.

– Nie widać wyraźnie jej twarzy. Można tylko powiedzieć, że jest rasy białej i nic więcej. Na pewno wie, gdzie znajdują się kamery.

Jessica przełączyła się pomiędzy kolejnymi kamerami, po czym dodała:

– Popatrz na jej profil. Celowo patrzy w dół i w bok, bo wie, że w ten sposób kamera jej nie złapie. – Przewinęła jeszcze raz do tyłu, jakby na potwierdzenie swoich słów. – Idąc, lekko się obraca pod pewnym kątem; ma też na rękach rękawiczki. Ta osoba wie, co robi.

Jessica przewinęła obraz, tym razem do przodu, przełączając się znowu pomiędzy kamerami, aż zakapturzona postać znalazła się obok fontanny, gdzie znaleziono odciętą dłoń. Jessica zwolniła nagranie do normalnej prędkości, obserwując, jak tajemnicza kobieta staje obok, a potem kuca, sięga do wewnętrznej kieszeni płaszcza i wyjmuje z niej przedmiot, który musiał być dłonią, a następnie kładzie go na ziemi. Wyglądało to tak, jakby postać w kapturze umyślnie rozcapierzyła palce w odciętej dłoni, po czym umieściła ją ostrożnie we wnęce między ławką a fontanną. Wreszcie wstała i wróciła tą samą drogą w kierunku, z którego przyszła.

Jessica chciała zadać to samo pytanie, ale Izzy ją ubiegła.

– Kto to jest, do cholery?

2

Jessica spojrzała w stronę stojących przed nią policjantów, czekając, aż któryś z jej kolegów coś powie. Znajdowali się w centrum koordynacyjnym mieszczącym się w piwnicy budynku komisariatu policji w Longsight. Jessica stała na niewielkim podwyższeniu obok komisarza Reynoldsa oraz nadkomisarza Cole’a. Na wielkiej tablicy za ich plecami wisiały powiększone zdjęcie dłoni, która została znaleziona w parku, oraz stopklatki z kamery przemysłowej. Przed nimi zgromadziła się dość duża grupa policjantów – częściowo byli to umundurowani funkcjonariusze miejscowej policji, a częściowo inspektorzy Centralnego Biura Śledczego.

Cole był człowiekiem, do którego Jessica żywiła wielki szacunek. Nie było jej zbyt po drodze z poprzednimi dwoma nadkomisarzami, natomiast z Cole’em przepracowali razem kilka lat, kiedy on był jeszcze komisarzem. Krył ją przy wielu okazjach, a ona ufała mu bezgranicznie. Jedyna rzecz, jaka ją martwiła, kiedy Cole został awansowany, to fakt, że zdążył ją poznać zbyt dobrze. Będąc komisarzem, przymykał oko na jej dość nietypowe metody pracy śledczej, ale teraz, kiedy zajmował odpowiedzialniejsze stanowisko, Jessica nie miała już pewności, czy nadal tak będzie.

To właśnie Cole otworzył odprawę i przemówił jako pierwszy.

– Wiem, że macie dużo pracy w związku z wczorajszym odkryciem, ale zanim do tego przejdziemy, chciałbym wam przedstawić i powitać nowego członka naszego zespołu. – Skinął na kobietę stojącą z przodu, zachęcając ją, żeby weszła na podwyższenie i stanęła obok niego. Jessica poznała ją już w ubiegłym tygodniu, ale dzisiaj kobieta była po raz pierwszy oficjalnie w pracy.

Kiedy dotarła na miejsce, Cole kontynuował:

– Zdaję sobie sprawę, że może nie jest to zbyt fortunny moment, ale Louise Cornish obejmie wakat sierżanta zwolniony przez komisarza Reynoldsa. Jest tutaj nowa, więc bądźcie dla niej mili. Zdążyłem już jej powiedzieć, którzy z was sprawiają największe problemy. – Cole pokiwał palcem na kilku policjantów przed nim, wzbudzając salwy śmiechu, gwizdy i buczenie.

Jessica nie miała zbyt wielu informacji na temat sierżant Cornish, wiedziała jedynie, że policjantka sama poprosiła o przeniesienie gdzieś ze środkowej Anglii i że jest mężatką. Sierżant była kilka lat po czterdziestce i miała krótkie brązowe włosy zaczesane do tyłu. Gdyby Jessica miała ją określić jednym słowem, pewnie byłaby to „mamuśka” – gdyby jeszcze była do tego złośliwa, zwróciłaby uwagę na jej wygląd, podejrzewając, że kobieta ma dzieci, a świadczyło o tym kilka dodatkowych kilogramów, których nigdy nie udało jej się zrzucić po ciąży.

Kiedy wrzawa ucichła, Cole mówił dalej:

– Jestem pewien, że z czasem wszyscy będziecie mieli okazję poznać lepiej sierżant Cornish, ale teraz do rzeczy. Wczoraj rano na skraju Piccadilly Gardens została znaleziona odcięta dłoń. – Cole wskazał na powiększone fotografie z kamery przemysłowej. – Oto najlepsze zdjęcia osoby, która ją podrzuciła, jakimi dysponujemy. Z tego, co widać, jest to biała kobieta o wzroście około stu siedemdziesięciu centymetrów. Póki co, na razie niewiele.

Cole spojrzał na Jessicę, unosząc lekko brwi. Policjantka zrozumiała, że teraz jej kolej, i wyjaśniła, że sprawczyni musiała znać teren oraz że najprawdopodobniej mieszka w okolicy, ponieważ wiedziała dokładnie, w których miejscach znajdują się kamery.

Potem przemówił Reynolds.

– Większą część wczorajszego dnia spędziliśmy na tworzeniu listy ofiar morderstw na terenie całego kraju, którym brakowało prawej dłoni. Nie było zbyt wiele takich przypadków i żaden z nich nie pasował do kończyny, którą znaleźliśmy, więc przeszliśmy dalej – do listy osób zaginionych. Oczywiście, to długa lista, nawet zakładając, że chodzi wyłącznie o ludzi stąd, jednak wieczorem otrzymaliśmy wyniki badań z laboratorium, które pomogły nam zawęzić nieco pole działania. Wiemy już, że dłoń należała do mężczyzny w wieku przed trzydziestką lub tuż po trzydziestce. Wiemy również, że przed podłożeniem dłoń była wcześniej zamrożona. I w zasadzie to wszystko, jeśli chodzi o kwestię identyfikacji. W ciągu ostatnich dwunastu miesięcy mieliśmy w tym rejonie prawie sześćdziesiąt zgłoszeń zaginięć mężczyzn w wieku od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat. Jedynym sposobem, żeby dowiedzieć się, czy dłoń należała do któregokolwiek z nich, jest skontaktowanie się z członkami ich rodzin w celu pobrania wymazu i zbadania DNA. Na chwilę obecną wydaje się to jednak mało praktyczne i angażujące zbyt wielkie siły, dlatego najpierw damy informację do mediów.

Cole ożywił się na moment, przespacerował się po podwyższeniu, a potem wrócił na swoje miejsce.

– Nasi eksperci z laboratorium nadal prowadzą testy i być może dzisiaj lub jutro uda nam się zebrać jeszcze jakieś dane. Na zdjęciach z kamer przemysłowych widać, że postać w kapturze, która podrzuciła dłoń, nosiła rękawiczki, więc nie spodziewamy się odcisków palców. Biorąc pod uwagę, że cała akcja wydawała się zaplanowana, także i miejsce nie jest przypadkowe. Nie oczekuję również, że otrzymamy od medyków sądowych inne dowody. Jak już powiedział Jason, nie mamy w tym momencie wystarczających zasobów ludzkich, by skontaktować się z krewnymi wszystkich zaginionych. Byłaby to zresztą bardzo żmudna praca, nawet zakładając, że szukamy osoby stąd. Dlatego teraz musimy przekazać te zdjęcia mediom i wyciągnąć do nich rękę…

Przerwała mu salwa gromkiego śmiechu.

Cole podniósł głos, żeby przekrzyczeć rechoczących policjantów.

– Dobra, wiecie, o co mi chodzi. Nie mamy wyraźnego zdjęcia twarzy, ale może ktoś rozpozna ten strój. Skontaktowałem się już z dziennikarzem z BBC; obiecał, że ta informacja znajdzie się w lokalnych wiadomościach dzisiaj w porze lunchu. Biuro prasowe pracuje nad komunikatem, który trafi do pozostałych środków masowego przekazu. – Cole zamilkł na chwilę i popatrzył na Jessicę i Reynoldsa, żeby sprawdzić, czy chcą coś dodać. Kiedy było jasne, że nie chcą, odezwał się znowu: – Czy ktoś ma jakiś pomysł?

Jessica wiedziała, że czasem najlepsze tropy w prowadzonych przez nich śledztwach pochodziły od luźnych sugestii wyrażonych przez ich kolegów podczas takich właś­nie odpraw. Niektórzy inspektorzy woleli, by dzielono się nimi w zaufaniu, tak by cały splendor spłynął na nich, ale Cole nie należał do takich osób. Póki co, wszyscy zebrani na odprawie sprawiali wrażenie nieco skonsternowanych. Pojawiło się parę pytań o brakujący palec oraz kilka sugestii, co mogło się stać z resztą ciała – i czy ta osoba nadal żyła – ale nikt nic nie wiedział.

Kiedy pomysły się wyczerpały, Cole uciszył wszystkich i przemówił znowu.

– Muszę wam przypomnieć o programie angażowania społeczności lokalnych. – Po tych słowach przez salę przetoczył się głuchy pomruk, a nadkomisarz przerwał na moment. Jessica chciała coś powiedzieć, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język. – Dobra, uciszcie się. Nie strzelajcie do posłańca. To wyszło z dużo wyższego szczebla nade mną. Wiem, że krążyło już w tej sprawie kilka maili, ale teraz, z nastaniem lata, projekt nabiera realnych kształtów. Generalnie idea jest taka, żebyśmy bardziej angażowali się w życie społeczności lokalnych. Ma to na celu pokazanie nas w lepszym świetle.

Nadkomisarz Cole cały czas próbował przebić się przez głosy niezadowolonych z tego pomysłu, aż wreszcie zamilkł i oparł ręce na biodrach, czekając, aż wrzawa ucichnie. Jessica przypomniała sobie swojego dawnego nauczyciela geografii, który też tak stał i czekał na ciszę. Jej klasa straciła kiedyś w ten sposób dwadzieścia pięć minut lekcji, tylko dlatego, że belfer gapił się na nich w milczeniu z przodu sali.

W końcu policjanci przestali mówić jeden przez drugiego i Cole mógł kontynuować.

– Jak już mówiłem, mamy się znaleźć w samym sercu lokalnej społeczności. Jeszcze przed wakacjami weźmiemy udział w kilku dniach karier i porozmawiamy z uczniami. Ma się też odbyć coś w rodzaju letniego festynu, na którym będziemy mieli własne stoisko i damy ludziom możliwość nawiązania z nami bezpośredniego kontaktu. Dokonamy także rewizji liczby spotkań z mieszkańcami, tak by odbywały się one z większą częstotliwością. Przed moim gabinetem wisi lista dla ochotników, którzy chcieliby się w te działania zaangażować – możecie się tam dopisywać. Jeżeli nie znajdzie się wystarczająco dużo chętnych, będę musiał wyznaczyć ochotników osobiście. – Słysząc kolejną litanię skarg i narzekań, Cole w końcu stracił cierpliwość i podniósł głos. – Dosyć tego, zamknijcie się wreszcie! Następna osoba, która otworzy dziób nieproszona, zostanie wytypowana jako ochotnik do wszystkiego. – Po tych słowach nadkomisarz zamilkł na chwilę, po czym odezwał się nieco łagodniejszym tonem: – Wiem, że to nie jest idealne rozwiązanie, ale może nie jest też takie złe, jeśli wziąć pod uwagę opinię, jaką cieszymy się od paru lat w społeczeństwie. Więc przestańcie jęczeć i zaczekajcie na przydział zadań.

Jessica przypomniała sobie kilka artykułów w lokalnej prasie, które rzeczywiście nie przedstawiały ich w najkorzystniejszym świetle. Nie miała zamiaru zgłaszać się na ochotnika do czegokolwiek, ale sądząc po panującej na sali apatii, miała wątpliwości, czy ktokolwiek się na to zdecyduje. A zważywszy na jej stanowisko, istniała duża szansa, że Colę ją wybierze – czy będzie tego chciała, czy nie. Nie była wprawdzie przeciwna samej idei, ale łagodnie rzecz ujmując, nie miała specjalnie ochoty na spoufalanie się z lokalnymi społecznościami, a co dopiero na występowanie przed nimi w sposób oficjalny.

Nadkomisarz podzielił ludzi na kilka zespołów, przydzielił zadania i odesłał do pracy. Jessica poszła wesprzeć funkcjonariuszy z biura prasowego, ale po udzieleniu wywiadów dwóm lokalnym telewizjom sprawa nieco przycichła. Jej biuro znajdowało się na parterze, blisko bufetu. Kiedy przyjęto ją tu do służby, zajmował je Jason Reynolds, wówczas jeszcze w randze sierżanta. Potem otrzymał jednak awans i własny gabinet, a Jessica miała od tej pory cały wielki pokój dla siebie.

Kiedy weszła do środka, zobaczyła sierżant Cornish, która siedziała w starym fotelu Reynoldsa przy drzwiach. Biurko Jessiki znajdowało się z tyłu pokoju i jak zwykle panował na nim niesłychany bałagan – papiery, teczki z dokumentami i mnóstwo innych przedmiotów leżało na podłodze, piętrzyło się na szafkach i zalegało na biurku. Jessica była powszechnie znana ze swojego bałaganiarstwa i cały komisariat kpił z niej bezlitośnie z tego powodu.

Kobieta pisała na komputerze, ale kiedy Jessica otworzyła drzwi, szybko wstała i zwróciła się do niej twarzą.

– Cześć. Jesteś sierżant Daniel, prawda? – powiedziała, wyciągając rękę na powitanie. – Mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza. Nadkomisarz powiedział, że to będzie mój nowy gabinet. Akurat to biurko było wolne.

Jessica uścisnęła wyciągniętą dłoń.

– Nie, w porządku. Tylko mów mi Jess. Nie przepadam za formalnościami.

Od razu można było zauważyć, że sierżant Cornish stanowiła jej przeciwieństwo. Oprawione zdjęcia jej rodziny stały w idealnym rządku na biurku, a klawiatura i monitor zostały ustawione prostopadle do jego krawędzi.

Kobieta nosiła okulary, ale zdjęła je i położyła na biurku.

– Miło cię poznać, Jess. Jestem Louise.

Jessica podeszła do swojego biurka, ostrożnie, żeby niczego nie strącić, zdjęła stos dokumentów leżący na klawiaturze, po czym usiadła.

– Nie zawsze panuje tutaj taki chaos.

Cornish roześmiała się.

– Mam nadzieję! Przenosząc się tutaj, nie szukałam ciszy i schronienia, ale przyznam, że nie spodziewałam się czegoś takiego w pierwszym dniu pracy.

Jessica odwróciła się do niej.

– Skąd do nas przyjechałaś?

Cornish przyjrzała jej się uważnie.

– Mój mąż James wychował się tutaj, ale przez prawie dziesięć lat mieszkaliśmy w Coventry. Tam dorobiłam się stopnia sierżanta, ale kilka lat temu ojciec Jamesa poważnie zachorował. Mamy dwójkę dzieci i chcieliśmy, żeby poznały swojego dziadka, zanim będzie za późno. Przeszło rok temu złożyłam więc podanie o przeniesienie, ale dopiero teraz udało się wszystko dograć.

– W jakim wieku są wasze dzieci?

– Dziewięć i pięć lat. Po tym, jak wróciłam do pracy, James się nimi zajmuje.

Jessica uświadomiła sobie, że musiała zrobić jakąś głupią minę, ponieważ policjantka zaraz dodała, jakby usprawiedliwiając się:

– To była jego decyzja…

– Przepraszam, nie miałam nic złego na myśli.

Sierżant odwróciła wzrok, wyraźnie poirytowana, co sprawiło, że Jessica poczuła się nieswojo. Jej reakcja nie była celowa, ale zdała sobie sprawę, że mogło to zostać odebrane jako obraźliwy gest. Nie to, żeby miała coś przeciwko wychowywaniu dzieci, ale nie znała też zbyt wielu policjantek, które pracowały, podczas gdy ich partnerzy życiowi siedzieli w domu. To zbiło ją z tropu.

Cornish zaczęła pisać coś na komputerze i Jessica uznała, że niewiele może już dodać. W ciągu zaledwie kilku minut od poznania nowej koleżanki popełniła poważną gafę.

Jessica obróciła się do swojego komputera i zalogowała się do systemu. Włączyła przeglądarkę internetową i przejrzała kilka stron z wiadomościami. Były już na nich zdjęcia z kamer przemysłowych, przedstawiające „ich” tajemniczą kobietę w czerni, wraz z numerem telefonu policyjnej infolinii. Jessica uznała to za dobry znak. Pierwsze serwisy informacyjne w telewizji powinny były się rozpocząć jakieś pół godziny temu.

Czytając wiadomości, Jessica czuła w powietrzu napiętą atmosferę. Ciszę przerywało jedynie stukanie palców na dwóch klawiaturach, klikanie myszek i jednostajny szum, który dobiegał gdzieś z wnętrza komisariatu.

Jessica wylogowała się i wstała.

– Gdyby ktoś mnie szukał, będę w biurze prasowym – powiedziała.

Cornish pokiwała głową, mrucząc coś pod nosem.

W podziemiach komisariatu znajdowało się główne centrum koordynacyjne, kilka komputerów do ogólnego użytku, cele oraz parę biur dla prawników i innych gości. Z kolei na parterze mieściła się główna sala operacyjna oraz biura starszych rangą oficerów. Gabinet Jessiki i Louise był niedaleko bufetu, za nim – w tym samym korytarzu – urzędował też Reynolds. Na tym poziomie znajdowały się jeszcze pokoje przesłuchań oraz służące do prywatnych spotkań, a także biuro prasowe, dział HR i osobna sala konferencyjna. Na piętrze natomiast mieściło się biuro nadkomisarza Cole’a, pokoje, z których mogli korzystać policjanci „wypożyczeni” z innych jednostek, oraz duża przestrzeń magazynowa.

Idąc korytarzem, Jessica usłyszała czyjś podniesiony, damski głos, który dochodził z recepcji. Nie było w tym nic dziwnego – przynajmniej raz dziennie ktoś dostawał ataku szału przy wejściu. Często byli to krewni aresztowanych chcący uzyskać jakieś informacje albo pijacy, którzy zostali właśnie zabrani z ulicy i czekali na osadzenie w celi, gdzie mieli spędzić kilka godzin, dopóki nie wytrzeźwieją. Jessica nie słyszała dokładnie, o co poszło tym razem, ale i tak musiała przejść przez recepcję w drodze do biura prasowego.

Przechodząc obok, starała się nie zwracać na siebie uwagi oficera dyżurnego, ale w pewnym momencie w gwałtownej wymianie zdań padło jej nazwisko:

– Sierżant Daniel będzie mogła pani pomóc…

Jessica już miała spojrzeć morderczym wzrokiem w stronę oficera dyżurnego i rzucić sarkastyczne „dzięki”, gdy wpadła na kobietę, która piekliła się przy recepcji. Była czerwona na twarzy, która wyrażała coś między smutkiem a wściekłością. Miała pewnie koło pięćdziesiątki, siwiejące brązowe włosy do ramion i za ciasny strój. Jessica zdobyła się na niepewny uśmiech, starając się ją jakoś udobruchać.

– Czy wszystko w porządku?

– Nie mogę się doprosić, by ktoś mnie wysłuchał – poskarżyła się kobieta, wzdychając przy tym teatralnie. – Przyjechałam od razu po wyemitowaniu południowych wiadomości w telewizji. Wiem, kim jest wasza kobieta w czerni.

3

Pierwsza myśl, jaka przemknęła Jessice przez głowę, była taka, że media dostały tylko numer telefonu do przekazania opinii publicznej, a nie adres komisariatu. Domyśliła się też, że fakt, iż oficer dyżurny nie skontaktował się od razu z nią albo z Reynoldsem, wynikał zapewne z tego, że chciał się najpierw przekonać, czy ma do czynienia z kimś poważnym, czy raczej z kolejną osobą w długiej kolejce najróżniejszych wariatów chcących zwrócić na siebie uwagę.

– Dlaczego przyszła pani tutaj, zamiast zadzwonić? – spytała.

– Nie chciałam – zająknęła się kobieta. – Ale to tu zgłaszałam zaginięcie syna. Potem zaglądałam jeszcze kilka razy, ale nigdy nie było żadnych nowych wiadomości w tej sprawie. A kiedy dzisiaj obejrzałam wiadomości, od razu wiedziałam, co się stało.

Jessica starała się ukryć zaskoczenie.

– W porządku. Czy zechce pani pójść ze mną? Znajdziemy zaciszniejsze miejsce.

Odwróciła się i poprowadziła kobietę korytarzem do jednego z pokojów spotkań. To tutaj kierowano wszystkich świadków, którzy nie byli podejrzani w sprawie, zanim mog­li złożyć formalne zeznania. Czasem pozwalano tu zaczekać także rodzinom zatrzymanych. Jessica nadal nie była przekonana, czy kobieta może mieć dla nich jakieś cenne informacje, i chciała z nią najpierw swobodnie porozmawiać, żeby ocenić, czy istnieje potrzeba złożenia zeznań.

W pokoju było jasno za sprawą palącej się na suficie długiej lampy halogenowej, ale podczas gdy na zewnątrz panował upał, tutaj było zdecydowanie chłodniej. Jessica otworzyła drzwi i usłyszała głośno terkoczący nad głową klimatyzator. Starając się opanować drżenie z zimna, wskazała kobiecie miejsce.

– Napije się pani herbaty czy czegoś innego?

– Nie, chcę tylko, żeby ktoś mnie wysłuchał.

Jessica skinęła głową, zamknęła za nimi drzwi i usiadła naprzeciwko kobiety.

– Jak pani się nazywa?

– Vicky Barnes. Mój syn ma na imię Lewis i wydaje mi się, że kobieta w czerni, której szukacie, to jego dziewczyna January.

– Dlaczego pani tak uważa?

Kobieta zaczęła mówić szybko:

– Jakiś miesiąc temu Lewis zaginął. Dzwonił do mnie codziennie albo wysyłał SMS-y, aż któregoś dnia po prostu przestał. Pojechałam do ich mieszkania, a January powiedziała najpierw, że Lewis wyjechał. Kilka dni później zmieniła jednak zdanie i przyznała, że też nie ma z nim kontaktu. Zgłosiłam wam zaginięcie syna, ale nikt nawet palcem nie kiwnął w tej sprawie. Jestem przekonana, że ta naćpana suka maczała w tym palce. A teraz zobaczyłam ją w wiadomościach, w tym jej dziwacznym płaszczu. – Jessica zauważyła, że kobiecie drży dolna warga. Ostatnie jej słowa były ledwo zrozumiałe. – O Boże, czy to znaczy, że…?

Biorąc pod uwagę, że w wiadomościach podano informację o odciętej dłoni, było jasne, że kobieta podejrzewa, iż jej syn nie żyje.

– Pani Barnes. – Jessica położyła jej rękę na ramieniu.

Po twarzy kobiety spłynęło kilka łez, ale starała się nad sobą panować.

– Tak?

– Dlaczego pani przypuszcza, że kobieta w płaszczu jest dziewczyną pani syna?

Vicky próbowała pozbierać się do kupy.

– W wiadomościach powiedzieli, że dłoń należała do kogoś w wieku od dwudziestu pięciu do trzydziestu pięciu lat. Lewis ma dokładnie trzydzieści. A ta January jest jedną z tych gotyckich świrusek, z długimi czarnymi włosami i tak dalej. Zawsze nosi taki płaszcz z kapturem – identyczny jak ten, który pokazali w wiadomościach. Kiedy Lewis zaginął, wiedziałem, że to jej sprawka.

Jessica zauważyła, że kobieta zaczyna znowu wpadać w złość.

– Pani Barnes, poproszę jednego z funkcjonariuszy, żeby przyszedł i z panią posiedział. Ja w tym czasie sprawdzę w naszych aktach, co mamy na temat pani syna Lewisa i jego partnerki. Potem tu wrócę i złożymy formalne zeznanie. Czy to panią satysfakcjonuje?

Kobieta wyjęła z torebki chusteczkę i wydmuchała w nią nos.

– Tak, dziękuję.

– Czy może mi pani podać pełne imię i nazwisko dziewczyny pani syna?

– January Forrester.

Jessica wzięła jeszcze adres domowy pary i miała właśnie wyjść z pokoju, ale kobieta zawołała ją z powrotem.

– Przepraszam, byłabym zapomniała. Proszę zobaczyć, przyniosłam to, żeby państwu pokazać. – Vicky Barnes sięgnęła znów do torebki i wyjęła z niej zdjęcie, które podała Jessice.

Fotografia przedstawiała młodą, mocno wymalowaną kobietę, wtuloną w ramię mężczyzny. Dziewczyna miała na sobie długi czarny płaszcz z kapturem, którym był łudząco podobny do tego z zapisu z kamer. Miał nawet tę samą długość – kończył się tuż nad kostką. Oboje uśmiechali się szeroko; wyglądało na to, że są w jakimś parku.

– Czy to Lewis i January?

– Tak.

Jessica poprosiła jednego z policjantów, żeby posiedział z kobietą, a sama wróciła do swojego gabinetu. Sierżant Cornish siedziała dokładnie w tym samym miejscu, w którym była, gdy Jessica wychodziła, i nie ruszyła się, widząc wchodzącą koleżankę. Jessica usiadła za biurkiem i zalogowała się znowu do systemu, mamrocząc pod nosem: „No, dalej…”, kiedy komputer zbyt długo się „zastanawiał”. W końcu dostała się tam, gdzie chciała, i wpisała w wyszukiwarkę nazwisko „Lewis Barnes”. Wszystko, co powiedziała jego matka, było prawdą – osobiście zgłosiła jego zaginięcie dokładnie cztery tygodnie temu. Widać było, że poza wprowadzeniem nazwiska do systemu i zeskanowaniem zdjęcia, które trafiło na stronę policyjnego serwisu, nikt nic w tym temacie nie zrobił.

Jessica zamknęła jego teczkę i spróbowała tym razem „January Forrester”. Kobieta miała dwadzieścia sześć lat i była notowana. Z akt wynikało, że gdy była jeszcze nastolatką, dwa razy zatrzymano ją za kradzież, raz za zakłócanie porządku pod wpływem alkoholu dwa lata temu, zaś w ubiegłym roku – i to dwukrotnie – za przemoc domową. Te ostatnie zarzuty zostały jednak oddalone, zanim jeszcze sprawa trafiła na wokandę. W obydwu przypadkach chodziło o uderzenie lub podrapanie Lewisa. Jessica wiedziała z doświadczenia, że tego typu sprawy rzadko kończyły się w sądzie, bez względu na to, czy to mężczyzna bił kobietę – jak utarło się w świadomości społecznej – czy też na odwrót.

Niektórzy zapominali, że taki incydent miał miejsce, i wracali do swoich partnerów. Inni chcieli po prostu żyć dalej, już bez swojego oprawcy. Tylko nieliczni decydowali się powziąć kroki prawne, ale choć istniała możliwość objęcia ich programem ochrony świadków i składania przez nich zeznań w sądzie za specjalnym parawanem, tę drogę wybierała tylko garstka. Jessica była zaskoczona, iż nikt nie zaznaczył w raporcie na temat zaginięcia Lewisa, że jego dziewczyna była niedawno notowana za przemoc domową, ale takie rzeczy czasem umykały policyjnym śledczym.

Sierżant znowu wyłączyła komputer i wyszła z pokoju, żeby powiedzieć Reynoldsowi, co się stało. Miała nadzieję, że w najgorszym przypadku January zostanie doprowadzona na przesłuchanie, a pani Barnes pobiorą wymaz z jamy ustnej, żeby przekonać się, czy odcięta dłoń należała do jej syna.

Komisarza nie było w jego gabinecie, więc Jessica wróciła do recepcji, gdzie oficer dyżurny wskazał jej bez słowa biuro Cole’a na piętrze. Policjantka weszła po schodach i od razu zobaczyła, że nadkomisarz i komisarz rozmawiają ze sobą w przeszklonym pokoju. Gdy Cole ją dostrzegł, machnięciem ręki zaprosił ją do środka. Jessica usiadła obok Reynoldsa po drugiej stronie biurka. Chciała mu opowiedzieć, co się stało, ale nadkomisarz nie dał jej dojść do słowa.

– Miałem właśnie po ciebie posłać. Oglądałaś wiadomości?

– Masz na myśli naszą kobietę w czerni?

– Nie. Chodzi o George’a Johnsona. – W głosie Cole’asłychać było troskę.

– Tego parlamentarzystę? Co z nim?

– Tak, deputowanego Johnsona. Jego żona zaginęła. Trąbią o tym we wszystkich serwisach.

– Dlaczego nie słyszeliśmy o tym wcześniej?

Tym razem odpowiedział Reynolds:

– George Johnson przyjaźni się z nadinspektorem i przyszedł z tym prosto do niego. My dowiedzieliśmy się dopiero teraz, ale deputowany wystąpił już przed kamerami i wygłosił stosowne oświadczenie. Pod jego domem są teraz ekipy telewizyjne i radiowe, dziennikarze zaczęli wydzwaniać do nas, ale nie mamy im nic do powiedzenia, bo sami dowiedzieliśmy się dwadzieścia minut temu. Nie wiemy nawet, jak długo jej nie ma, czy byli w separacji, nic.

– Gdzie mieszka ten Johnson?

Jessica wiedziała, że deputowany reprezentuje okręg wyborczy Gorton, na terenie którego znajduje się także komisariat w Longsight. Nie musiało to jednak oznaczać, że sam tu mieszka. Nawet jeśli był ich przedstawicielem w parlamencie, sprawa nie musiała wcale podlegać ich jurysdykcji, jeśli deputowany był zameldowany gdzie indziej.

Niestety, jej nadzieje szybko zostały rozwiane przez Cole’a.

– Kojarzysz te wielkie domy na skraju Plat Fields Park, położone z dala od głównej drogi?

– Ja pierdolę, więc jednak jest nasz? – zaklęła Jessica.

– Ująłbym to nieco inaczej, ale tak.

Przez te wszystkie lata, jakie razem przepracowali, Jessica nie słyszała nigdy, by Cole przeklinał; niezmiernie rzadko też podnosił głos czy krzyczał. Incydent w trakcie odprawy był jednym z nielicznych, kiedy nadkomisarz wyglądał, jakby poniosły go nerwy. W każdym razie, Jessica nie była wcześniej świadkiem takich sytuacji.

Po tej sensacyjnej wiadomości Jessica prawie zapomniała, po co w ogóle przyszła na górę. Dotarło to do niej dopiero, kiedy Cole miał zamiar się odezwać.

– Wybaczcie, właśnie sobie przypomniałam, po co tu przyszłam. Jakaś kobieta weszła do recepcji i twierdzi, że wie, kim jest nasza nieznajoma w czerni. Powiedziała, że miesiąc temu zaginął jej syn i że jego dziewczyna ma identyczny płaszcz.

Jessica wyjęła fotografię z kieszeni kurtki, położyła na biurku i przysunęła w stronę nadkomisarza. Cole podniósł zdjęcie, przyjrzał mu się, a potem odwrócił tak, żeby pokazać je także Reynoldsowi.

– Myślisz, że ta kobieta mówi prawdę?

– Nie wiem, ale dziewczyna była w przeszłości notowana, między innymi za przemoc domową. Pewnie nie zaszkodziłoby ją tu sprowadzić i przesłuchać, a także pobrać matce wymaz, żeby przekonać się, czy dłoń nie należała przypadkiem do jej syna.

Cole odchylił się do tyłu i odetchnął głęboko.

– Pewnie masz rację, ale nadinspektor Aylesbury dał nam wyraźnie do zrozumienia, że powinniśmy teraz skupić się wyłącznie na odnalezieniu żony Johnsona. – Nadkomisarz zamilkł, jakby roztrząsając coś w głowie.

Jeszcze półtora roku temu nadinspektor William Aylesbury był nadkomisarzem w ich komisariacie. Stosunki Jessiki z szefem nie zawsze układały się po jej myśli. Dopiero gdy został awansowany, zaczęła doceniać, jak świetnym był specjalistą w swoim fachu. Awans oznaczał jednak przeniesienie w inne miejsce; od tamtej pory zadaniem Aylesbury’ego było nadzorowanie całego okręgu.

Nadkomisarz pochylił się w fotelu.

– Dobra. Jason, możesz zająć się panem Johnsonem? Weź ze sobą Louise, tak żeby przynajmniej wyglądało na to, że tą sprawą zajmuje się dwoje starszych rangą inspektorów. Jessico, wybierz sobie posterunkowego albo dwóch i rób, co do ciebie należy. Zróbcie wymaz tej kobiecie na dole i wyślijcie do laboratorium, zanim podejmiecie jakiekolwiek dalsze kroki. Przeszłość tej dziewczyny nie będzie miała większego znaczenia, jeśli dłoń jednak nie należała do jej chłopaka. Dopiero wtedy ją tutaj sprowadźcie. Faktycznie nie zaszkodzi z nią porozmawiać, zwłaszcza że mamy do czynienia z zaginięciem.

Jessica i Reynolds pokiwali głowami ze zrozumieniem.

– Nie jestem pewien, kto tutaj wylosował najkrótszą słomkę – odezwał się inspektor, kiedy schodzili po schodach.

– Bez wątpienia ty – odparła Jessica. – Kiedy wszystkie kamery będą skupione na tobie, ja będę mogła działać w spokoju.

Na dole się rozdzielili. Jessica poszła zorganizować pobranie wymazu od pani Barnes. Naukowcom z laboratorium zejdzie co najmniej do rana, zanim będą mieć pewność, czy dłoń należała do jej syna. Jessica poinformowała kobietę, że jej zeznanie spisze inny oficer, ponieważ ona musi pojechać po dziewczynę jej syna. Zazwyczaj o takich planach uprzedzono by matkę z większym wyprzedzeniem, ale jeśli January faktycznie była zamieszana w tę sprawę, materiał w mediach mógł ją spłoszyć, a ostatnią rzeczą, na której komukolwiek zależało, było to, żeby dziewczyna zniknęła. Jessica znała już podstawowe fakty, podobnie jak akta January – i to dawało im wystarczające podstawy, żeby ją przesłuchać.

Pani Barnes wydawała się zachwycona planowanym zatrzymaniem i Jessica musiała jej wyjaśnić, że January nie zostanie aresztowana, a jednie doprowadzona na komisariat, żeby mogli zadać jej kilka pytań dotyczących zniknięcia Lewisa. Policjantka sprawdziła, czy adres, który dostała, jest nadal aktualny, a potem wyszła do głównej sali operacyjnej. Człowiek, którego szukała, siedział sam przy biurku, więc Jessica zaszła go od tyłu i trzepnęła w głowę wierzchem dłoni.

– Ej! – krzyknął policjant.

– W porządku, Dave. To ja. Masz ochotę na małą przejażdżkę?

Posterunkowy David Rowlands odwrócił się gwałtownie na krześle, trzymając się za głowę. Pół roku temu skończył trzydziestkę i był na tym punkcie trochę przewrażliwiony – tym bardziej że łańcuszek kobiet, które przewijały się ostatnio przez jego życie, zaczął jakby się kurczyć. Rowlands lubił roztaczać wokół siebie aurę młodości, wolności i radości z bycia singlem, chociaż Jessica nie była przekonana, czy te dwie ostatnie rzeczy były jego wyborem. Uważała Rowlandsa za swojego najbliższego przyjaciela w pracy, nawet jeśli zachowywał się raczej jak denerwujący młodszy brat. Już wcześniej byli dobrymi kumplami, ale po śmierci ich współpracownicy i przyjaciółki – Carrie Jones – w zeszłym roku ich stosunki jeszcze się zacieśniły. Carrie była im obojgu bardzo bliska i na dobrą sprawę nigdy nie pogodzili się z jej tragiczną śmiercią. Radzili sobie z tym, bez przerwy grając na nerwach sobie nawzajem. Mimo to Rowlands był jedną z nielicznych osób w policji, z którymi Jessica chętnie spędzała także czas wolny.

– Dlaczego to zrobiłaś? – spytał z wyrzutem Rowlands. Z początku na jego twarzy malował się wściekły grymas, ale kiedy zobaczył, kto go uderzył, natychmiast przybrał minę zbitego psiaka.

– Chciałam ci tylko przyklepać jeden zbytnio odstający kosmyk włosów.

– To dlatego, że zapisałem cię na listę ochotników do uczestnictwa w dniach kariery?

– Co takiego?!

Rowlands udawał zaskoczonego, ale po chwili uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Och, nie zauważyłaś?

– Naprawdę mnie zapisałeś?

– Eee, być może. Przecież wiesz, że nadkomisarz i tak by cię oddelegował. A dzięki temu zrobisz pozytywne wrażenie. Powinnaś być mi wdzięczna.

– Wiesz, że nie masz ze mną szans w tej wojnie. Jestem od ciebie wyższa stopniem, więc jeśli zapiszesz mnie do czegokolwiek, dopilnuję, żebyś zajął się tą stertą podań o dostęp do informacji, których nikt nie chce tknąć.

– Och, daj spokój. Takie brudne gierki są nie fair. Do czego byłem ci potrzebny?

Jessica wyjaśniła mu, że jadą zatrzymać January Forrester, ale nie aresztują jej, tylko doprowadzą na komisariat i zadadzą kilka pytań. Na wszelki wypadek wybrała jeszcze dwóch mundurowych do towarzystwa i we czwórkę wyruszyli dwoma oznakowanymi radiowozami.

***

January mieszkała nad rzędem sklepów w dzielnicy Abbey Hey. W Manchesterze były dużo gorsze dzielnice, ale kiedy przyjechali na miejsce, oczom Jessiki ukazały się obskurne sklepy, brudna i śmierdząca pizzeria oraz równie nieciekawy zakład fryzjerski. Sklepy były od siebie oddzielone pojedynczymi drzwiami, prowadzącymi do trzech mieszkań na piętrze. Na ile zdążyli się zorientować, z tyłu budynku nie było żadnego innego wejścia, jedynie rampa wyładowcza dla zaopatrzenia sklepów.

Jessica zadzwoniła do drzwi. Rowlands i pozostali dwaj funkcjonariusze stali za nią. Zaparkowali radiowozy w bocznej uliczce prowadzącej do rampy na tyłach kamienicy, żeby nie rzucać się w oczy.

Ponieważ nie było żadnego odzewu, Jessica zadzwoniła znowu, a potem zapukała do drzwi.

– Czy matka Lewisa wspominała coś, żeby January pracowała? – zapytał Rowlands.

– Powiedziała, że nie przypomina sobie, by ta dziewczyna kiedykolwiek miała pracę, i że zawsze była w domu.

– Nie wyglądałoby to dobrze, gdyby teraz prysnęła, zwłaszcza po tym, co powiedzieli w mediach.

– Mogła po prostu wyjść do sklepu.

Jessica cofnęła się i zajrzała przez witrynę do sąsiedniego sklepu. Pozostali policjanci popatrzyli na nią. Jessice zdawało się, że przez ułamek sekundy kątem oka zobaczyła za ich plecami kosmyk czarnych włosów. Ktoś szedł w ich stronę, ale zaraz zawrócił. Poruszał się szybkim krokiem, ale nie biegł. Bez wątpienia była to kobieta. Pomimo upału wiszącego w czerwcowym powietrzu miała na nogach czarne skórzane buty do kolan oraz krótką czarną sukienkę. Kobieta doszła do rogu, gdzie sklepy stykały się z pierwszym domem w rzędzie, a potem jej głowa zniknęła za żywopłotem.

Jessica ruszyła szybko w tamtym kierunku.

– Wydaje mi się, że to była ona – powiedziała i trójka policjantów podążyła za nią.

Po chwili dotarli do rogu i zobaczyli, że kobieta oddala się pospiesznie. Odwróciła się, zobaczyła funkcjonariuszy w mundurach i rzuciła się do ucieczki.

Jessica też puściła się biegiem. Był upalny dzień, a jej służbowy szary kostium średnio nadawał się do takich sportów. Reszta policjantów ruszyła w ślad za nią. Jeden z nich wyminął ją po chwili, manewrując jak szalony między przypadkowymi ludźmi na chodniku. Jessica starała się patrzeć pod nogi, jednocześnie nie spuszczając z oczu kobiety i goniącego ją policjanta.

Czarnowłosa dziewczyna popędziła na przełaj przez trawnik, ale funkcjonariusz był tuż za nią. Obejrzała się przez ramię, a kiedy zorientowała się, jak blisko jest pościg, zatrzymała się, odwróciła i spuściła ręce wzdłuż tułowia.

Jessica mogła już zwolnić. Po chwili znalazła się przed uciekinierką.

– January Forrester? – spytała, zatrzymując się. Starała się nie sprawiać wrażenia zbytnio wyczerpanej pościgiem.

– Tak, a co wam do tego?

January nie wyglądała na zmęczoną, a po policjancie, który ją złapał, w ogóle nie było nic widać. Nie uronił nawet kropli potu. Jessica pomyślała, że powinna zapamiętać jego twarz, na wypadek gdyby kiedyś jeszcze potrzebowała grupy pościgowej.

Drugi z mundurowych dotrzymywał jej tempa. Rowlands przybiegł na miejsce jako ostatni i od razu zgiął się wpół, obejmując kolana rękami. Z czoła kapały mu krople potu. Jessica starała się nie uśmiechać. Miała ochotę spojrzeć na niego pytająco i dać mu do zrozumienia coś w rodzaju: „Gdzieś ty się podziewał?”, ale Rowlands wbił wzrok w ziemię, próbując złapać oddech.

Jessica wyjęła legitymację służbową i przedstawiła się.

– Dlaczego przed nami uciekałaś, January?

– Bez powodu. Dużo biegam. Nie wiedziałam, że to mnie gonicie. Jak tylko go zobaczyłam – wskazała na policjanta, który dopadł ją pierwszy – zaraz się zatrzymałam.

– Zawsze biegasz w butach do kolan i sukience?

Kobieta przybrała wyzywającą pozę.

– Czasami. A co, to jakieś przestępstwo?

– Nie. Ale chcieliśmy porozmawiać z tobą o twoim zaginionym chłopaku.

– Znaleźliście Lewisa? – January podniosła głos o jedną oktawę. Mogła udawać, ale zabrzmiało to tak, jakby w tym tonie była nadzieja.

– Nie do końca, nie – przyznała Jessica.

January przewróciła oczami.

– A, no jasne. Ta krowa, jego matka, była u was, prawda? Co wam naopowiadała tym razem?

Jessica wyjaśniła dziewczynie, że nie chcą jej aresztować, ale zależałoby im, żeby pojechała z nimi na komisariat.

– Chcemy tylko zadać ci kilka pytań w związku ze zniknięciem twojego chłopaka, to wszystko.

January przypomniała, że już składała zeznania w tej sprawie, ale po krótkiej litanii przekleństw zgodziła się. Jessica nie zamierzała jej aresztować, ale mieli prawo trzymać ludzi przez dwadzieścia cztery godziny bez postawienia im zarzutów. Gdyby January sprawiała im jakieś problemy w pokoju przesłuchań – a musieli wziąć pod uwagę taką ewentualność, skoro przed nimi uciekała – Jessica zastanawiała się, czy kurator zdoła zatrzymać ją w celi do czasu potwierdzenia przez ekspertów z laboratorium, kto jest właścicielem dłoni.

Zapakowała January do samochodu razem z dwoma mundurowymi, a sama wróciła na komisariat w towarzystwie Rowlandsa.

– Nie miałam pojęcia, że jesteś w takiej beznadziejnej formie – stwierdziła po drodze.

– Trochę mnie wyprzedziliście na samym początku, nic więcej.

– Guzik prawda. Stałeś tuż obok. Jesteś pewien, że to nie jest kwestia twojego wieku?

– Jesteś starsza ode mnie.

– No właśnie. A zobacz, kto pierwszy dogonił January. Byłam w trakcie wybierania numeru pogotowia. Zdążyłam już wstukać dwie dziewiątki! Czekałam tylko, aż padniesz na ziemię, żeby wcisnąć ostatnią i wezwać karetkę.

– To był celowy zabieg, który miał na celu zmylenie ściganej. Gdyby postanowiła znów nam uciec, dopadłbym ją w mgnieniu oka.

– Gdyby rzuciła się do ucieczki, wątpię, czybyś to w ogóle zauważył, zważywszy, że byłeś wtedy zgięty w pół i rozpaczliwie broniłeś się przed porzyganiem. – Jessica się roześmiała.

– Najwyraźniej nie masz pojęcia, jak zachowują się wysportowani mężczyźni.

– Mnie to wyglądało raczej na przeciągającą się agonię.

Kiedy dwa radiowozy zajechały pod komisariat, zaczynała się pora popołudniowego szczytu komunikacyjnego. Dwóch umundurowanych policjantów zaprowadziło January przez główne wejście do środka, by dopełnić niezbędnych formalności, podczas gdy Jessica i Rowlands udali się do pokoju przesłuchań, żeby sprawdzić sprzęt rejestrujący. Kiedy przechodzili obok recepcji, oficer dyżurny, który właśnie załatwiał jakiegoś petenta, podniósł rękę, żeby zwrócić na siebie uwagę Jessiki. Zatrzymała się i zaczekała.

Kiedy oficer dyżurny przestał mówić, odwrócił się do Jessiki plecami i sięgnął pod biurko.

– To przyszło dzisiaj z popołudniową pocztą. Nie wiem, kto to powinien otworzyć. Nie chciałem tego wysyłać na górę, ale komisarza nie ma. Wyszedł razem z tą nową dziewczyną.

Mężczyzna podał Jessice piankową brązową kopertę z adresem komisariatu przyklejonym taśmą. Przesyłka nie była przeznaczona dla nikogo konkretnego – napisano na niej tylko: „starszy rangą oficer policji”. Jessica odwróciła ją, żeby zobaczyć, czy z tyłu jest adres nadawcy, ale niczego takiego nie znalazła. Koperta wydawała się dość lekka i policjantka nie potrafiła wymacać w środku żadnego konkretnego przedmiotu.

– Dlaczego nie przepuściłeś tego przez sortownię? – zapytała.

– Paczka przyszła najdalej pół godziny temu. Nie miałem nawet czasu. Ale myślę, że chyba możesz ją spokojnie otworzyć, co?

– Chyba tak…

Jessica rozerwała taśmę klejącą, położyła kopertę płasko na stole i otworzyła ją. W środku niczego nie widziała, więc obróciła ją do góry nogami i opróżniła na biurko w recepcji, aż w końcu wypadł z niej jakiś przedmiot. Jessica spojrzała na niego, a potem na przerażoną twarz oficera dyżurnego.

Precyzyjnie obcięty palec sturlał się z biurka i spadł na ziemię z miękkim plaśnięciem.

4

Trwało to chyba całą wieczność, zanim ktoś zareagował. W końcu Jessica odłożyła kopertę na biurko i powiedziała jednemu z funkcjonariuszy, żeby przyniósł woreczki na dowody. Oficer dyżurny stanął obok niej, zasłaniając January widok odciętego palca. Dziewczyna wciąż stała po drugiej stronie pomieszczenia i najwyraźniej nie zauważyła niczego podejrzanego.

Jessica starała się zachować spokój. Palec sam w sobie był dosyć szokujący i gdy na niego patrzyła, czuła lekkie mdłości. Nie mogła jednak spanikować w obecności innych ludzi. Dotarło do niej, że popełniła błąd – odciski jej palców będą na całej kopercie, a to źle, nie mówiąc już o tym, że pozwoliła, aby palec upadł na podłogę. Jessica kucnęła, by mu się bliżej przyjrzeć. Do palca przylgnęło już trochę drobinek brudu i kurzu. Trudno było to ocenić, nie podnosząc go z ziemi, ale wyglądało na to, że był zamrożony i od leżenia w kopercie zaczął już topnieć. Były na nim krople jakiejś cieczy, zapewne wody, ze śladami krwi.

Jessica wstała i popatrzyła na kopertę. Pomagając sobie rękawem, żeby nie zostawić kolejnych odcisków palców, odwróciła ją, tak żeby zobaczyć przód. Znaczek pocztowy był rozmazany i podstemplowany, lecz nieofrankowany, co mogło oznaczać, że przesyłka została wrzucona do skrzynki, a nie nadana w okienku na poczcie. Stempel był ledwo widoczny, ale Jessice udało się odczytać wczorajszą datę. Przesyłka musiała więc zostać odebrana w dniu poprzednim, co znaczyło, że nadawca wysłał ją gdzieś między przedwczorajszym wieczorem a wczorajszym późnym popołudniem; okienko czasowe to mniej więcej dwadzieścia godzin. Innymi słowy, przesyłkę nadano kilka godzin po tym, jak reszta dłoni została podrzucona i znaleziona.

Posterunkowy wrócił z torebkami i Jessica zabezpieczyła wszystkie dowody. Czekająca po drugiej stronie lady January zaczynała się już denerwować, ale Jessica była pewna, że nie widziała z tej perspektywy palca, a jeśli nawet zauważyła kopertę, nie zwróciła na nią uwagi.

Wszystko zostało dyskretnie zabrane i policjantka poszła na górę do Cole’a, podczas gdy January w końcu mogła zostać „obsłużona”. Jessica powiedziała szefowi o wszystkim, co się stało, i przyznała, że popełniła duży błąd, podnosząc kopertę. Cole nie przejął się zbytnio faktem, że palec spadł na podłogę, i wykazał się tym samym stoickim spokojem, co zawsze. Zauważył tylko, że ten, kto nadał przesyłkę, na pewno nie zostawił żadnych oczywistych śladów, więc kilka niedbałych odcisków palców Jessiki raczej niewiele zmieni, a co najwyżej przysporzy więcej pracy specom z laboratorium.

– Czy wiadomo już może, czy dłoń należała do Lewisa Barnesa? – zapytała Jessica.

Cole pokręcił głową.

– Dopiero jakąś godzinę temu dostali próbkę materiału genetycznego jego matki. Rozmawiałem z kimś od nich i dowiedziałem się, że wyniki mają być jutro rano.

– Teraz dojdzie im jeszcze koperta i odcięty palec do sprawdzenia – dodała Jessica. – Moim zdaniem jest to właś­nie ten brakujący palec u dłoni, ale musimy mieć potwierdzenie. Pewnie zajmie im to kolejny dzień. Czy mamy jakieś nowe wieści w sprawie zaginięcia żony deputowanego? Nie oglądałam wiadomości.

– No, to miałaś szczęście. Wyszło na to, że jesteśmy absolutnie niekompetentni. Żona George’a Johnsona, Mary, zniknęła czterdzieści osiem godzin temu. Jason jest teraz w swoim domu, gdzie pracuje nad oficjalnym oświadczeniem, ale zdążył już udzielić wywiadu kilku telewizjom. Słowa wsparcia napłynęły także ze strony rządu. Wszyscy wydają się wiedzieć więcej od nas – i taka właśnie sugestia pojawiła się w kilku serwisach informacyjnych. Ich zdaniem nie mamy pojęcia, co się dzieje. Niestety, mają rację, ale tylko dlatego, że zawiodła gdzieś komunikacja.

Jessica wzruszyła ramionami.

– To wszystko jest trochę podejrzane.

Nawet jeśli Cole zgodził się z tą tezą, nie dał tego po sobie poznać.

– Być może. Ci ludzie żyją w zupełnie innym świecie. Wszystko wykonują za nich asystenci i sekretarki. Domyślam się, że gdy jesteś na celowniku opinii publicznej, czasem zapominasz o tak oczywistej rzeczy, jak choćby telefon do nas, ponieważ wszystko odbywa się za pośrednictwem mediów.

Jessica nie była jednak przekonana.

– Nie wykluczam tego. Ale mimo wszystko coś mi tutaj nie pasuje.

Nadkomisarz pozostał niewzruszony.

– Z informacji w środkach masowego przekazu można się było dowiedzieć, że byli małżeństwem od dwudziestu siedmiu lat i mają dorosłe dzieci. Podobno Johnson rozmawiał z żoną przez telefon kilka dni temu, ale gdy wrócił z Westminsteru, okazało się, że nie ma jej w domu. Żadne z dzieci ani przyjaciół nie potrafiło wskazać miejsca jej pobytu, a ich konta bankowe są nietknięte. Kobieta po prostu rozpłynęła się w powietrzu.

Jessica nie potrafiła ukryć niedowierzania, które malowało się na jej twarzy.

– Powiedział to wszystko stacjom telewizyjnym, zanim zwrócił się do nas?

Cole wzruszył ramionami.

– Wiem, jak to brzmi. Niewiele możemy zrobić poza przesłuchaniem Johnsona i zabraniem się do pracy. Nadinspektor nie przejął się zbytnio tym, jak się sprawy toczą, ale negatywny rozgłos w mediach też nie jest nam na rękę.

Jessica nie wiedziała, co jest gorsze: znalezienie się w samym środku medialnej burzy czy zajmowanie się odciętymi palcami w recepcji. Żadna z tych perspektyw nie wydawała jej się zbyt kusząca.

– Porozmawiam z January, a potem zdam ci relację – powiedziała w końcu.

– Myślisz, że ona ma jakiś związek z tym wszystkim?

Jessica wzruszyła ramionami.

– Nie mam pojęcia. Na początku przed nami uciekała, ale może w przeszłości miała złe doświadczenia z policją? Niektórych ludzi trudno rozgryźć od razu.

– Naprawdę uciekła na wasz widok?

– Nie do końca. Zobaczyła nas z dużej odległości, kiedy staliśmy pod jej domem. Próbowała się oddalić niezauważona, ale kiedy ją dogoniliśmy, nie stawiała oporu. W każdym razie między nią a matką Lewisa jest coś na rzeczy.

– Możesz porozmawiać z profosem5, żeby przetrzymał ją przez noc w areszcie, a sama zaczekasz na wyniki badań laboratoryjnych. Jeżeli dłoń będzie „pasować” do Lewisa, lepiej będzie mieć ją tu, na dole, niż ryzykować, że nam znowu ucieknie. To, czy się zgodzi, to już inna sprawa.

– Wzięłam to pod uwagę. Zwłaszcza jeśli potem się okaże, że dłoń należała jednak do kogoś innego, a nie do jej chłopaka. Ale media i tak mają nas za nieudaczników. Gdybyśmy wypuścili za kaucją główną podejrzaną, raczej nie przysporzyłoby nam to chwały.

Cole pokiwał głową ze zrozumieniem. Nie miał już nic do dodania, więc Jessica wróciła do siebie. Zgodnie z prawem jeśli sędzia pokoju wyrazi zgodę, mogli trzymać January w sumie dziewięćdziesiąt sześć godzin, co w praktyce mogło oznaczać po kilka godzin tygodniowo całymi miesiącami przed postawieniem ewentualnych zarzutów. Gdyby zdecydowali się zatrzymać ją teraz na całą noc, oznaczałoby to utratę co najmniej dziesięciu cennych godzin z tego okresu, należało więc rozważyć, czy jest to opłacalne.

W recepcji panował spokój. Funkcjonariusze zaczynali wychodzić z pracy, a ich miejsce zajmowali koledzy z nocnej zmiany. Jessica też mogłaby wrócić do domu, ale czas pracy w centralnym biurze śledczym był zawsze nienormowany, mimo że rzadko płacono im za nadgodziny.

Policjantka pokonała labirynt korytarzy i weszła do pokoju przesłuchań, gdzie czekał już na nią Rowlands.

– Gdzieś ty się podziewała? – spytał z wyrzutem. – Myślałem, że przyjdziesz zaraz po mnie.

Jessica opowiedziała mu o palcu i rozmowie z Cole’em.

– Upuściłaś go na ziemię? – upewnił się posterunkowy.

– Nie zrobiłam tego celowo. – Świadoma swojego błędu Jessica postanowiła zmienić temat. – Trochę tu chłodno, nie?

Rowlands wskazał na wiszący nad nimi klimatyzator.

– Tak jest zawsze, gdy na dworze panuje upał. Na zewnątrz masz ochotę przebrać się w szorty, a tu w środku założyć ciepłe palto.

January została zaprowadzona do celi na dole, gdzie pozwolono jej porozmawiać przez telefon z adwokatem z urzędu. Nie była aresztowana, niemniej pouczono ją o przysługującym jej prawie do obrony. Jeżeli podejrzany miał własnego prawnika, korzystał, rzecz jasna, z jego usług, większość ludzi decydowała się jednak na adwokata z urzędu. W poważniejszych sprawach stawiał się on osobiście, ale w wielu przypadkach wystarczał kontakt telefoniczny.

Czekając na January, Jessica przeczytała zeznanie, jakie złożyła innemu policjantowi Vicky Barnes. Znajdowały się w nim raczej standardowe informacje dotyczące kilku dat, ale matka Lewisa zeznała także, jakoby January groziła w przeszłości śmiercią jej i jej synowi. Biorąc pod uwagę fakt, że dziewczyna była w przeszłości karana za przemoc domową, był to jeszcze jeden argument przemawiający za tym, by zatrzymać ją na noc w areszcie, dopóki nie dowiedzą się, czy obcięta kończyna należy do zaginionego mężczyzny.

Po kilku minutach rozległo się pukanie do drzwi i umundurowany funkcjonariusz wprowadził January do pokoju. W trakcie pościgu Jessica nie miała okazji przyjrzeć jej się bliżej. Gdy dziewczyna usiadła naprzeciwko, Jessica zauważyła, że jej długie czarne włosy nie były takie proste i długie jak na zdjęciu, które widziała wcześniej. Upał w ciągu dnia, a potem oczekiwanie na komisariacie wyraźnie odcisnęły na niej piętno, które jeszcze bardziej uwypukliło światło fluorescencyjnej żarówki nad głową. January robiła wszystko, co się dało, żeby podkreślić swoją bladą karnację i kontrastujący z nią – a pasujący kolorystycznie do włosów – makijaż, który zaczął się już powoli rozmazywać. Na policzkach January widać było kilka pryszczy, które wcześ­niej starała się zamaskować. A bez mocnego makijażu jej cera wydawała się bardziej plamista.

Mimo to Jessica musiała przyznać, że ma do czynienia z bardzo atrakcyjną kobietą. January miała szczupłe biodra i talię oraz drobne ramiona. Trudno było uwierzyć, że ktoś o tak wiotkiej budowie ciała byłby zdolny do popełnienia morderstwa i odcięcia swojej ofierze dłoni w taki precyzyjny sposób. Doświadczenie nauczyło jednak Jessicę, jak łatwo nie docenić ludzkich możliwości.

January zeznała, że przed zniknięciem Lewisa mieszkali razem przez sześć miesięcy. Daty, które podała, pokrywały się w większości z tymi z zeznania Vicky Barnes.

– Czy to prawda, że powiedziałaś jego matce, że Lewis wyszedł z domu?

January skinęła głową.

– Tak, chociaż nie do końca tak było. Lewisowi już wcześniej zdarzało się nie wracać do domu na noc. Od czasu do czasu spędzał noc u przyjaciół po jakiejś popijawie. Czasami wysyłał mi SMS-a, ale nie zawsze. Nie wiecie, jaka jest naprawdę jego matka. Bez przerwy do niego wydzwaniała i wysyłała wiadomości. Nigdy nie dawała nam spokoju. Poza tym próbowała nas ze sobą skłócić, bo mnie nie lubi. Kiedy zorientowałam się, że Lewis gdzieś zniknął, powiedziałam jej o tym.

Jessica uznała to zeznanie za wiarygodne.

– Nie wydajesz się zdruzgotana jego zniknięciem.

January łypnęła na nią okiem.

– Dlaczego? Bo nie zalewam się łzami? Co mam powiedzieć? Złożyłam zeznanie miesiąc temu, kiedy Lewis zapadł się pod ziemię, i od tamtej pory nic z tym nie zrobiliście.

– A co z tym rzekomym pobiciem i podrapaniem?

Kobieta odwróciła wzrok.

– Nie chcę o tym rozmawiać. Nigdy nie trafiłam do sądu.

Jessica wiedziała, że jeśli adwokat z urzędu wywiązał się ze swoich obowiązków, na pewno przestrzegł January, by nie dała się wciągnąć w dyskusję o innych zarzutach, z których została oczyszczona. Wiedziała też, że z powodu niewystarczającego materiału dowodowego nie może drążyć tego wątku, a jedyny potencjalny świadek w osobie Lewisa zaginął. Dopiero gdyby okazało się, że znaleziona dłoń należy do niego, mogliby wrócić do tamtej sprawy.

– Dlaczego przed nami uciekałaś? – zwróciła się z pytaniem do January.

– Powiedziałam wam już, że nie uciekałam. Często uprawiam jogging. Jak tylko was zobaczyłam, zatrzymałam się.

January poruszyła się nerwowo