Klątwa Centaura - Ula Gudel - ebook + audiobook

Klątwa Centaura ebook i audiobook

Gudel Ula

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

To mroczna opowieść o zderzeniu dwóch światów. Horda trawionych tajemniczą klątwą centaurów przedziera się przez granice Zielonego Królestwa, którego mieszkańcy cieszą się harmonią i pokojem. Eli, Tallen i ich przyjaciele muszą zmierzyć się z przeciwnikiem, który ma tylko jeden cel: znaleźć i pojmać Istotę Bez Skazy, jedyną, która może przełamać ciążące na nich zaklęcie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 31

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 0 godz. 58 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Marek Kocut

Oceny
4,5 (6 ocen)
3
3
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Danutastrona394

Nie oderwiesz się od lektury

Witajcie moi kochani Czytacie krótkie historie nawiązujące do serii książek? Dziś chciałabym zaprezentować Wam wyjątkową książkę. Tytuł: Klątwa Centaura Autor: Ula Gudel Wydawnictwo: BookEdit Istnienie Zielonego Królestwa zostaje zagrożone, ponieważ stado wściekłych Centaurów wkracza na jego terytorium i sieje całkowite spustoszenie. Ich celem jest zniesienie klątwy, którą zostali przeklęci. Jednakże, aby uzyskać wolność muszą odnaleźć Dziewczynę Bez Skazy. Bowiem tylko ona może przełamać zaklęcie oraz przywrócić im wolność i spokój ducha. To była bardzo udana lektura. Zacznę od tego, iż jest to krótkie opowiadanie osadzone w magicznym świecie Dziewczyny bez Imienia. Fabuła była interesująca. Kolejny raz Eli wraz z Tallenem oraz innymi przyjaciółmi musieli stawić czoła zagrożeniom. Tym razem jednak niewynikającym z działalności ludu Ha’ami. Tylko z działań, niosących spustoszenie przez stado niezadowolonych i obarczonych klątwą, Centaurów. Zielone królestwo znalazło się w wielkim n...
00
luizapanczyk

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna historia!
00
Milenakrawieczek

Dobrze spędzony czas

Super!! Bardzo miło wrócić do tej historii chociaż na chwilę i z wytchnieniem oczekuję więcej!!
00

Popularność




Copyright © Ula Gudel, 2025

 

Projekt okładki: Szymon Wieczorek, Racim Bey

Ilustracje na okładce: © Racim Bey

Redakcja: Anna Kielan

Korekta: ERATO

e-book: JENA

 

ISBN 978-83-68432-20-6

 

Wydawca

tel. 512 087 075

e-mail: [email protected]

www.bookedit.pl

facebook.pl/BookEditpl

instagram.com/bookedit.pl

 

Niniejsza książka jest objęta ochroną prawa autorskiego. Całość ani żadna jej część nie mogą być publikowane ani w inny sposób powielane w formie elektronicznej oraz mechanicznej bez zgody wydawcy.

 

Czuła, jak życie opuszcza ją nieuchronnie. Jej krew zabarwiła rdzą piasek na brzegu jeziorka, nad którym dopadli ją i jej nimfie siostry. Nie udało się leśnym pannom zniknąć w objęciach wodnego żywiołu, ich azylu, ich mateczniku... Napastnicy spętali je linami i wyciągnęli na brzeg. Po tym noc przerodziła się w koszmar.

Khalcissida ciągle słyszała krzyki swoich sióstr, męczonych przez oprawców. Bała się otworzyć oczy. I bez tego widoku odchodziła z tego świata w bólu. Nie wiedziała, skąd wzięli się ci obcy. Nigdy nie spotkała podobnych istot. Zielony Las, który był od zawsze jej domem, dawał schronienie każdemu, kto o to prosił, o ile ten ktoś przychodził w dobrych zamiarach. Elfy sprawowały pieczę nad wszystkimi mieszkańcami. Rozsądzały drobne spory. Leczyły choroby. Otaczały troską potrzebujących. Życie było tu najwyższą wartością.

Ten pełen radości i pokoju świat Khal zawalił się dzisiaj wraz z pierwszym ciosem, który na nią spadł. Nigdy wcześniej nikt jej nie uderzył. Nigdy nie czuła takiego bólu.

Oszołomione nimfy wołały o pomoc, lecz ta nie nadeszła. Błagały o litość, ale odpowiedział im tylko upiorny śmiech nikczemników, którzy się nad nimi pastwili.

Nie wiedziała, czego chcieli. Wydawało się, że czerpią przyjemność z samego zadawania cierpienia. Gdyby tylko udało jej się dosięgnąć powierzchni wody… Wrócić na łono jej stworzycielki. Rozpłynąć się w jej objęciach. Znowu stać się jednym z żywiołem. Niepewnie spróbowała poruszyć palcami prawej dłoni. Kończyna nie reagowała. Wybita ze stawu ręka wydawała się już martwa. Khal wiedziała, że reszta jej fizycznej powłoki niedługo także się podda. Wyprostowała drugie ramię, zdołała chwycić trzcinę i podciągnąć się do brzegu. Jeszcze trochę i dotknie wody… jeszcze kawałeczek.

– Nie zdechłaś, suko? Mało ci? – Usłyszała zimny głos i poczuła kopniak końskiego kopyta, który odrzucił ją z dala od jeziora.

Ogromna łapa chwyciła ją za włosy i szarpnęła w górę. Jej umęczone ciało zadyndało bezwładnie w powietrzu.

Jęknęła z bólu.

– Otwórz oczy!

Nie chciała patrzeć na to potworne, wykrzywione nienawiścią oblicze. To nie mógł być ostatni obraz, który ujrzy przed śmiercią.

– Otwórz albo wytnę ci powieki. Tak jak twojej siostrze.

Wiedziała, że nie zniesie więcej bólu. Poddała się.

Wielka głowa o śniadej skórze była tuż przed nią. Wąskie, drapieżne ślepia patrzyły na nią spod splątanych, brudnych włosów.

– Litości… – błagała po raz kolejny. – Jesteśmy…

– Nieszkodliwe – dokończył drwiąco tamten. – Niewinne. Bez skazy. To się zaraz okaże.

Zobaczyła w jego drugiej dłoni ogromny topór, który ze świstem zmierzał w jej stronę. Poczuła nagły ból, a potem zapadła ciemność.

Ciało Khalcissidy opadło na trawę.

Nie widziała, jak jej morderca łapczywie spijał krew ściekającą z jej szyi.

* * *

Eli leżała w hamaku wpatrzona w liściasty dach ponad jej głową, zasłuchana w kakofonię dźwięków. W elfim lesie nigdy nie było cicho. Nieustannie tętnił życiem, zwłaszcza w nocy. Odgłosy ptactwa. Skowyt nocnych drapieżników. Granie cykad. Śmiechy driad. Klikanie skrzatów, które, jak zwykle, szperały w jej jukach w poszukiwaniu jedzenia. Zostawiła im strawę w swojej misce. Ale wszystkich skrzatów nie nakarmi i rano będzie musiała zbierać swoje rzeczy. Na szczęście nie miała wiele. Tylko to, co niezbędne i co mogła unieść na plecach, wędrując przez leśne ostępy. Sam hamak zajmował połowę jej niewielkiej torby.

Większość tego, co potrzebowali, znajdowali po drodze. Pożywienie. Olej produkowany przez drzewo maithá, używany przez wędrowne elfy tak do mycia, prania, jak i do pielęgnacji ciała i włosów.

Las był dla nich nieskończonym źródłem bogactwa. Wystarczyło wiedzieć, gdzie szukać.

– Masz zamiar wywiercić dziurę w swoim posłaniu? – Usłyszała głos Tallena. – Potłuczesz sobie tyłek, upadając z tej wysokości.

– Może skrzaty mnie złapią – mruknęła.

– Nie liczyłbym na to. Nie jesteś jadalna. W każdym razie, nie dla nich.

Już miała mu odpowiedzieć, lecz nagły odgłos przerwał ich przekomarzania. Tallen się wyprostował. Intensywnie wpatrywał się w noc. Nie wiedziała, co dojrzał w poszyciu lasu. Czekała.

Jej oczy nie były zdolne do widzenia w ciemności tak jak jego. Zamrugała. W końcu i ona dostrzegła ciemny kształt, który wyłonił się spośród gałęzi.

– Nasz – szepnął Tallen.

Aż tak nie musiał jej pomagać. Domyśliła się, iż nikt inny nie poruszał się równie szybko wśród koron drzew. Wkrótce przybysz znalazł się przy nich. Nie zareagował zdumieniem na jej widok, musiała go zatem spotkać wcześniej. Nie zawsze potrafiła odróżnić ich podobne, doskonałe twarze.

– Pokój. – Przemówił do Tallena.

Jak zwykle do niego, nie do niej ani nie do nich obojga.

– Pokój – odparli jednocześnie.

– Zbiórka na Lawendowym Uroczysku. Najazd z Północy.

– Ha’ami?

– Centaury – odparł krótko tamten. Skinął głową na pożegnanie i tyle go widzieli.

– Centaury? – powtórzyła Eli. – Nie wiedziałam, że bywają w Zielonym Królestwie.

– Nie bywają.

* * *

Niroop rozejrzał się po towarzyszach, oceniając stan swojej hordy. Pomimo wcześniejszych strat, które ponieśli z rąk Niebieskookich, trzymali się niezłomnie. Ich dusze były harde i pełne woli nie tylko przetrwania, ale i podboju. Wciągnął nozdrzami nocne powietrze. Spojrzał wyzywająco w lśniącą twarz księżyca w pełni.

Wygnańcy. Przepędzeni przez Matkę Lasu, panią jedynego azylu nieludzi na ziemiach Niebieskookich. Niroop wiedział, że starucha postanowiła się ich pozbyć, gdyż bała się ich siły. Byli jedynym gatunkiem, którego nie potrafiła poskromić. Wprawdzie nie mogli się oprzeć jej magii, lecz nie byli skłonni słuchać jej rozkazów. Nigdy ich nie złamała. W końcu rzuciła na nich klątwę. Myślała, że to będzie ich koniec. Że kiedy wyściubią nos z puszczy, zostaną wykończeni przez Niebieskookich albo że zdechną w cierpieniu trawieni przez gorączkę, którą na nich zesłała.

To prawda, wielu jego współplemieńców zapłaciło życiem za przetrwanie stada. Stoczyli niejedną krwawą potyczkę z wojownikami o długich włóczniach. Aż w końcu przedarli się tutaj. Do Zielonego Królestwa elfów.

Tu, gdzie wszystko miało się rozstrzygnąć.

Wsłuchiwał się w odgłosy polowania, które urządzili jego wojownicy. Ta kraina pełna była wszystkiego, czego potrzebowali, by zapewnić sobie byt. Stworzenia, które ją zamieszkiwały, były słabe i ufne. Łatwo je pokonać.

Ale nie to liczyło się najbardziej.

Istota o krwi bez skazy.

Te słowa Matki Lasu wyryły się w jego pamięci niczym piętno wypalone rozgorzałym żelazem.

Tylko to mogło ich uzdrowić. Jedynie tego pożądali.

* * *

Powierzchnia jeziora lśniła w świetle księżyca niczym srebrzyste lustro. Nie mącił jej najdelikatniejszy podmuch wiatru.

Eli nachyliła się nad brzegiem i ujrzała własne oblicze. Nagle jedna zmarszczka, potem kolejna. Powędrowała za nimi wzrokiem. W ich centrum ujrzała srebrne końskie kopyto. Postąpiło w jej stronę. Za nim drugie.

Okręgi wodne rozchodziły się w ciszy, tworząc niewielkie fale. Eli nie mogła oderwać wzroku od tego ruchu. Pęciny zwierzęcia były tak jasne, że prawie przezroczyste.

– Przyjdź do mnie. – Usłyszała w myślach wyraźny głos.

Uniosła raptownie głowę, by spojrzeć na jeźdźca. Hamak wywinął się od jej gwałtownego ruchu i spadła z łomotem na glebę.

Obudziła się.

* * *

Niroop podważył kopytem ściółkę.

– Świeże – zauważył Ufuk. – Obozowali tu niedawno.

– Elfy nie sypiają na ziemi – odparł przywódca centaurów. – Nie zostawiają też śladów.

– Czuć człowiekiem – dodał Ayaz i nerwowo zarzucił ogonem.

– Ha’ami nie ścigaliby nas do elfiego lasu – parsknął w odpowiedzi Ufuk. – Nie masz co tak się płoszyć.

– Odezwał się ten, co pierwszy zarzuca zadem na dźwięk ich rogu.

Potyczki centaurów rzadko kończyły się na słowach. Także tym razem Ufuk bez pardonu natarł ogromnym cielskiem na towarzysza. Ich końskie korpusy zderzyły się z głuchym tąpnięciem. Ani Niroop, ani nikt inny z watahy nie interweniował, kiedy dwaj wojownicy zaczęli wymianę ciosów. Pojedynki toczyły się często o znacznie bardziej błahe sprawy. Taka była natura centaurów.

Przywódca stada ujął garść gleby, przyłożył do nosa, wciągnął głęboko zapach.

Obiecująca woń.

Ludzka samica.

* * *

Lawendowe Uroczysko otumaniało aromatem. Kwiaty były w pełnym rozkwicie.

– Mogłabym się tu położyć i słodko przekimać do jutra! – Eli przeciągnęła się sugestywnie. – Dobrze by mi to zrobiło po ostatniej nocy!

Tallen nie odpowiedział. Stali w cieniu, pomiędzy drzewami obserwując otoczenie.

– Jesteśmy za wcześnie?

– Nie – odparł po dłuższej chwili. – Czekam na znak.

Wiedziała, że nie ma sensu dopytywać. Także wlepiła wzrok w ścianę lasu po przeciwnej stronie polany.

Cierpliwości...

- - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - - -Ciag dalszy dostępny w pełnej wersji.

 

 

Drogi Czytelniku, o dalszych losach Eli i Tallena możesz dowiedzieć się z serii „Dziewczyna bez Imienia”.