Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
27 osób interesuje się tą książką
Gisela i jej koledzy z policji systematycznie zbliżają się do odkrycia prawdy na temat morderstw w Ostrobotni. Okazuje się, że ataki nożownika są powiązane z incydentem sprzed wielu lat. Ale dlaczego zabójca pojawił się akurat teraz?
„Kiedy zapada zmierzch” to trzyczęściowa seria napisana przez Sarę Önnebo, autorkę bestsellerowego cyklu „Wszyscy jesteśmy martwi”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 140
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł: Kiedy zapada zmierzch. Część 3
Tytuł oryginału: Alla dödas natt 3
Przekład z języka szwedzkiego: Karolina Skiba
Copyright © Sara Önnebo, 2025
This edition: © Gyldendal Astra/Gyldendal A/S, Copenhagen 2025
Projekt okładki: Daniel Natkaniec
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-786-6
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Gyldendal Astra /Gyldendal A/SKlareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.gyldendalastra.pl
CZĘŚĆ 3
Wtorek, 7 listopada 2023 roku
GISELA
Śniadanie, które Gisela zamówiła do pokoju hotelowego, składało się z dzbanka wyjątkowo mocnej kawy, soku pomarańczowego, croissanta i bułki. Na tacy znajdował się również talerzyk z pięcioma plastrami sera, słoiczek z dżemem i kilka kawałków papryki. Położyła tacę na łóżku i weszła z powrotem pod kołdrę. Wsunęła pod plecy poduszki i wyjęła kartkę oraz długopis z szuflady szafki nocnej.
Lubiła mieć informacje zebrane w toku śledztwa przed oczami, a ponieważ tutaj nie było tablicy z rozpisanymi zdarzeniami, postanowiła samodzielnie wypunktować to, co wiedzieli o trzech morderstwach, w szczególności o ofiarach.
Zaczęła od Sixtena Waldecka, który zmarł między drugą a czwartą w nocy z piątku na sobotę, dwudziestego ósmego października.
O dwudziestej był z Vibeke na kolacji we francuskim bistro. Dało się wyczuć między nimi napięcie, jakby się o coś pokłócili. Vibeke poprosiła Giselę o pomoc, bała się męża. Choć później zaprzeczała, jakoby to była ona, potwierdził to właściciel bistro. Kiedy Waldeckowie wrócili z restauracji do domu, ich syn Gustav miał napad złości. Nadal nie było jasne, gdzie chłopiec przebywał pod nieobecność rodziców. O dwudziestej trzeciej cała rodzina poszła spać. Alarm wyłączono między trzecią trzydzieści siedem a trzecią czterdzieści cztery, używając kodu Sixtena ‒ w tym przedziale czasowym doszło do morderstwa. Około szóstej rano Vibeke się obudziła i zobaczyła syna stojącego nad martwym mężem. Skontaktowała się z teściem, prosząc, by przyjechał po Gustava. Następnie zadzwoniła po Jaspera, a na koniec wezwała policję.
Grono głównych podejrzanych nadal składało się z Vibeke Waldeck, Jaspera Hagmana i Antona Erixona.
Karriego nie brali pod uwagę, ponieważ miał niepodważalne alibi na noc morderstwa Sixtena.
Początkowo Gisela podejrzewała, że to Vibeke zabiła swojego męża, ponieważ z zeznań świadków wynikało, że ją bił. Jednak później się okazało, że krzywdził ją nie Sixten, tylko ich syn Gustav w napadach złości, i to on był odpowiedzialny za siniaki na ciele matki. Tym samym zniknął główny motyw, którym miałaby się kierować Vibeke. W gruncie rzeczy ona najmniej zyskała na śmierci Sixtena, jako że jego udziały w Milytekno trafiły do wspólników. Większość jego majątku była zamrożona w firmie. Posiadał wprawdzie dom na Lilla Kustvägen i domek letniskowy koło Isokyrö, lecz na obie nieruchomości zaciągnął kredyt. Vibeke miała dość pieniędzy, by prowadzić wygodne życie, lecz wiedziała, że nie będzie bogatą wdową.
Najbardziej prawdopodobne wydawało się, że morderstwo miało związek z Milytekno.
Anton odszedł z firmy przed wieloma laty i choć nie miał alibi, nie miał też żadnego interesu, by zabijać Sixtena. Chyba że chodziło o coś, co wciąż umykało śledczym.
Jasper bez wątpienia miał najbardziej oczywisty powód, a także sposobność, żeby zamordować Waldecka. Ellen wprawdzie twierdziła, że mąż spędził w domu całą tamtą noc, niemniej Gisela wątpiła w wiarygodność jej zeznań.
Inspektorka odwróciła kartkę i u szczytu nowej strony napisała „Karri Ikonen”. Jasper zadzwonił na pogotowie dwadzieścia sześć minut po dziewiętnastej w sobotę, czwartego listopada. Karri nie żył już wtedy od kilku minut.
Również w tym przypadku Jasper wydawał się najbardziej oczywistym sprawcą. Był sam z Karrim w domku letniskowym, kiedy ten został zamordowany. Jedynie Ellen i Vibeke wiedziały, że mężczyźni mieli spędzić tam weekend.
Trzecia ofiara, Rauni Nyman, zmarła między dwudziestą pierwszą a dwudziestą czwartą tej samej nocy co Karri.
Przypuszczali, że zginęła, bo stanęła na drodze sprawcy, który wcześniej zabił Karriego. W czasie, kiedy do tego doszło Gisela, Linus oraz kilku innych policjantów było w domku letniskowym Sixtena, mogli zatem poświadczyć, że Jasper nie opuścił miejsca zdarzenia przez cały wieczór i noc.
Wiele by wyjaśniła analiza próbek DNA, dlatego Gisela miała ogromną nadzieję, że nie zostały zanieczyszczone, jak zasugerowała techniczka, i że niedługo nadejdą wyniki z miejsc zbrodni.
Inspektorka pokręciła głową. Nie pozostało im nic innego, jak wrócić do codziennych obowiązków. Prędzej czy później wszystko musiało się wyjaśnić.
Przełknęła ostatni łyk kawy i zaczęła się szykować do wyjścia. Nie miała czasu na zakupy, więc włożyła koszulę i spodnie z poprzedniego dnia. Spakowała brudną bieliznę do plastikowej torby, po czym wymeldowała się z hotelu. Kiedy wychodziła przez drzwi obrotowe, usłyszała, że przyszedł do niej esemes. Wyszła na ulicę, stanęła z boku, by nie blokować przejścia, i sięgnęła do torebki po komórkę. Dostała wiadomość od Freddy’ego ‒ pisał, że w starych biurach Milytekno mieści się inna firma. Freddy rozmawiał z jej właścicielem i się dowiedział, że wynajmują ten lokal od pięciu lat, a wcześniej znajdowało się tam biuro podróży. Nie znalazł więc nikogo, kto mógłby udzielić potrzebnych informacji. Administratorem budynku była renomowana norweska firma, która zarządzała licznymi nieruchomościami w całej Skandynawii.
Przyjaciółka Yvonne, Charlotte, nie mieszkała już pod tym samym adresem, co przed jedenastu laty, ale na szczęście nie zmieniła numeru telefonu. Gisela umówiła się z nią na spotkanie o dziewiątej w kawiarni w Kødbyen, modnej dzielnicy, w której część budynków zajmowanych dawniej przez rzeźnie i inne firmy przetwórstwa mięsnego zmieniła charakter i dziś działały tam galerie sztuki, knajpki i pracownie artystów.
Dla zaoszczędzenia czasu pojechała tam taksówką. Wysiadła na Flaesketorvet i ruszyła w stronę kawiarni, mijając bary, sklepy i galerie. O tej porze dnia nie było tu zbyt wielu ludzi, okolica ożywała dopiero pod wieczór, z kolei w czasie wakacji ten popularny i kolorowy zakątek Kopenhagi oferował smaczne jedzenie oraz muzykę na żywo.
Pod adresem podanym przez Charlotte mieściła się kawiarnia z dużymi oknami i rzędem drewnianych stolików na zewnątrz. Na chodniku stało kilka rowerów. Wiał zimny wiatr od morza, który zniechęcał do siedzenia na dworze, więc Gisela weszła do środka. W lokalu o industrialnym wnętrzu, za wyłożonym kafelkami kontuarem wisiała ogromna tablica z odręcznie napisanym menu. Od kiedy hipsterzy okupowali tę okolicę, w każdej knajpie serwowano chleb na zakwasie z plasterkami awokado lub hummusem. I tak było również tutaj.
Charlotte siedziała przy okrągłym stoliku przy oknie, z kanapką z takiego właśnie chleba i szklanką świeżo wyciśniętego soku pomarańczowego.
‒ Dziękuję, że zgodziła się pani ze mną tak szybko spotkać ‒ powiedziała Gisela, zajmując wolne krzesło naprzeciwko.
Ledwie usiadła, a już stał przy niej młody chłopak z włosami upiętymi w kok na czubku głowy i notatnikiem w ręce.
‒ Czy życzy sobie pani coś do jedzenia lub do picia?
Gisela poprosiła o latte. Długo zastanawiała się nad wyborem ziaren, ich gatunku i sposobu palenia oraz nad tym, z jakim mlekiem ma być kawa: krowim, owsianym, sojowym czy migdałowym.
Kiedy wreszcie się zdecydowała, zwróciła się do Charlotte:
‒ Jak wyjaśniłam przez telefon, policja w Vaasie prowadzi dochodzenie w sprawie zabójstwa Sixtena Waldecka. Nasze śledztwo doprowadziło nas między innymi do morderstwa Yvonne sprzed prawie dwunastu lat.
‒ Niestety, dziś nie wiem więcej niż wtedy ‒ odparła Charlotte. ‒ Może mi pani wierzyć, że długo się zastanawiałam nad tym wszystkim.
‒ Rozumiem, jednak miałam nadzieję, że opowie mi pani trochę więcej o tym, jak wyglądało małżeństwo Sixtena i Yvonne.
Charlotte prychnęła.
‒ Zdradzał ją i znęcał się nad nią, więc powiedziałabym, że nie najlepiej.
‒ Czy Yvonne wiedziała, że Sixten ma romans z Vibeke?
Charlotte uniosła głowę.
‒ Oczywiście. Sixten próbował utrzymywać to w tajemnicy, ale fatalnie mu to wychodziło. Yvonne wiedziała o ich schadzkach w hotelu Scandic.
Gisela poczekała z zadaniem kolejnych pytań, kiedy hipster z kokiem stawiał na stoliku wysoką, wąską szklankę z kawą ozdobioną artystycznie wykonanym sercem z kakao.
‒ Czy Yvonne się pani zwierzała? ‒ spytała po odejściu kelnera.
‒ Tak i niestety myślę, że byłam jej jedyną prawdziwą przyjaciółką w Kopenhadze.
‒ Jak się poznałyście?
‒ Należałyśmy do tej samej amatorskiej grupy teatralnej. ‒ Wzruszyła ramionami. ‒ Kilka razy w tygodniu mieliśmy próby i czasami występowaliśmy w szpitalach w Kopenhadze, żeby rozweselić pacjentów. Po jakimś czasie się okazało, że obie codziennie rano biegamy w parku Ryvangen, więc zaczęłyśmy biegać razem. Pewnego dnia Yvonne zaproponowała, żebyśmy zjadły śniadanie po joggingu, i stało się to naszym rytuałem. Czasami siedziałyśmy i rozmawiałyśmy tak długo, że nadchodził czas na lunch.
Charlotte uśmiechnęła się smutno na to wspomnienie.
‒ Czy Yvonne nie miała pracy? Myślałam, że pomagała mężowi w firmie?
‒ W tamtym okresie żadna z nas nie pracowała.
Gisela uniosła brwi.
‒ Na początku, kiedy Sixten rozkręcał biznes, Yvonne bardzo mu pomagała, ale kiedy zatrudnił Vibeke jako osobistą asystentkę, nie miała już zbyt wiele do roboty. Ja pracowałam jako modelka i czasami miałam długie przerwy między zleceniami.
Giseli bez trudu sobie wyobraziła, że ta wysoka, elegancka kobieta ma za sobą udaną karierę modelki. Sądząc po jej ubiorze, nadal była związana z branżą mody.
‒ Czy Yvonne wiedziała, że Sixten ma się spotkać z Vibeke dwudziestego kwietnia? ‒ dociekała.
Charlotte uśmiechnęła się gorzko.
‒ Tak sądzę. Sixten powiedział jej, że ma spotkanie biznesowe w Odense i że zostanie tam na noc.
Gisela łyżeczką zdjęła z pianki kakaowe serce i wymieszała napój. Wzięła łyk. Nie najgorsza, w zasadzie nawet bardzo smaczna, pomyślała.
‒ Wspomniała pani, że Sixten znęcał się nad Yvonne. Czy to przyjaciółka pani o tym powiedziała?
Vibeke twierdziła, że Sixten nigdy jej nie uderzył, nie oznaczało to jednak, że nie stosował przemocy wobec poprzedniej żony. W końcu to on prawdopodobnie ją zabił.
‒ Nie musiała nic mówić. Sama widziałam siniaki. Pojawiły się krótko po tym, jak Yvonne zarzuciła Sixtenowi romans z Vibeke. On oczywiście wszystkiemu zaprzeczył. Yvonne powiedziała, że samo oskarżenie doprowadziło go do furii i że stracił panowanie nad sobą. Zadzwoniła po policję, ale tylko przyszli do ich mieszkania, nic poza tym. Z tego też Sixten zdołał się wykręcić.
‒ Myśli pani, że to on zamordował Yvonne?
Charlotte spojrzała Giseli prosto w oczy.
‒ Jestem o tym przekonana. Codziennie siedziałam na sali sądowej i go obserwowałam. Nie okazał skruchy ani smutku z powodu śmierci żony.
TUULA
We wtorek po przyjściu do pracy Tuula skierowała pierwsze kroki do pokoju, gdzie siedział Freddy.
‒ Jak ci idzie? Trafiłeś na coś nowego?
‒ Trochę cierpliwości, to wymaga czasu ‒ odparł Freddy typowym dla niego, przemądrzałym tonem, który doprowadzał Tuulę do szewskiej pasji. ‒ Obiecuję, że dam ci znać, jak tylko się czegoś dowiem.
Tuula dwukrotnie stuknęła knykciami o framugę drzwi.
‒ Dobrze, dam ci popracować w spokoju i pojadę porozmawiać z Vibeke Waldeck. Może zechce mi powiedzieć coś o firmie Sixtena, skoro odważyła się wyznać prawdę o synu.
Popędziła do samochodu z ulgą, że nie musi spędzać kolejnego dnia pracy w biurze z Freddym i księgowością Milytekno.
Czuła zniecierpliwienie i frustrację wynikającą z tego, że przegapiła dwa ostatnie morderstwa, aż z nerwów swędziała ją skóra. Zmarnowali cały poprzedni dzień. Nie trafili na ani jeden nowy trop. Włączyła niebieskie światła i syrenę, by szybciej dotrzeć do Strömsö. Pędziła ulicami Vaasy, samochody zjeżdżały jej z drogi, a piesi nie schodzili z chodnika. Tuż przed skrętem w Lilla Kustvägen wyłączyła syreny. Niedbale zaparkowała przed willą Waldecków i pobiegła do drzwi wejściowych. Kiedy przycisnęła palec do dzwonka, ze środka dobiegł mrożący krew w żyłach krzyk kobiety. Tuula usłyszała szybkie kroki na schodach i sekundę później otworzyły się przed nią drzwi.
‒ Kim pani jest? ‒ spytał chłopiec z potarganymi blond włosami, najwyraźniej Gustav.
‒ Nazywam się Tuula Niemi z policji w Vaasie. Przyszłam porozmawiać z twoją mamą. Czy jest w domu?
‒ Nie, pojechała na zakupy, ale powiedziała, że nie zajmie jej to długo.
‒ To ja poczekam na zewnątrz, aż wróci, dobrze?
Gustav rozejrzał się po ulicy. Z szarego nieba padał lekki deszcz ze śniegiem.
‒ Może chce pani poczekać w środku?
‒ Jak miło z twojej strony. ‒ Tuula żałowała, że tak bardzo się spieszyła i przez to nie zadzwoniła do Vibeke, by uprzedzić ją o swojej wizycie.
Weszła do korytarza i odstawiła buty na półkę. W tym domu zdecydowanie nie chodziło się w butach. Zwłaszcza jeśli były mokre.
‒ Zadzwonię do twojej mamy i powiem, że tu jestem ‒ rzekła Tuula.
Wybrała numer Vibeke, a ponieważ tamta nie odbierała, zostawiła jej wiadomość.
‒ Często zostajesz sam w domu? ‒ zastanawiała się.
Gustav wzruszył ramionami.
‒ Czasami. Zwykle jestem u dziadków, kiedy mama nie może być ze mną.
Nie powinna przepytywać Gustava bez obecności rodzica. Poza tym chłopiec miał i tak stawić się na przesłuchanie jeszcze w tym tygodniu. Mimo to nie mogła się powstrzymać.
‒ A dwudziestego siódmego października też zostałeś sam, kiedy twoi rodzice wyszli? – spytała.
‒ Mój tata nie żyje ‒ odparł Gustav ze wzrokiem skierowanym w podłogę.
Tuula była na siebie zła. Co za idiotyzm zadawać takie pytanie? Który dziesięciolatek zwraca uwagę na daty?
‒ Wiem. Przepraszam, nie chciałam sprawić ci przykrości. Policjanci są po prostu trochę wścibscy.
‒ Nic się nie stało. ‒ Chłopak wzruszył ramionami.
‒ Pamiętasz, czy byłeś sam w domu tego wieczoru, kiedy zmarł twój tata?
Vibeke utrzymywała, że nigdzie nie wychodziła. Być może nie chciała się przyznać, że zostawili dziesięcioletniego syna samego w domu, gdy udali się na kolację do Vaasy.
Gustav się zmarszczył, zastanawiając się nad odpowiedzią, po czym znowu wzruszył ramionami.
‒ Nie pamiętam. Chce pani zobaczyć mój pokój?
‒ Z przyjemnością.
Było dla niej oczywiste, że Gustav nie pamięta, co robił prawie dwa tygodnie wcześniej. Sama ledwo pamiętała, co się działo u niej tego dnia.
Tuula poszła za Gustavem po schodach do jego pokoju. Podobnie jak reszta domu, był urządzony w przemyślany sposób, o kolorystyce i umeblowaniu odpowiednim dla chłopca w wieku Gustava: ściany pomalowane na granatowo, podłoga wyłożona luksusowym białym dywanem. Na półkach stały przeróżne budowle z klocków Lego. Tuula rozpoznała wśród nich Tower Bridge, operę w Sydney oraz kilka nowojorskich drapaczy chmur. Nad łóżkiem z pościelą z motywem piłki nożnej wisiały plakaty przedstawiające planety układu słonecznego.
‒ Lubisz grać w piłkę nożną? ‒ zagadnęła Tuula.
Gustav zmarszczył nos.
‒ Tak sobie, wolę rysować albo budować z Lego.
‒ Pokażesz mi swoje rysunki?
Spojrzała na zegarek z nadzieją, że Vibeke wkrótce wróci. Nie radziła sobie zbyt dobrze w kontaktach z dziećmi.
Na biurku leżał blok rysunkowy i piórnik z kredkami. Gustav wziął do ręki blok i podał go Tuuli. Usiadła na brzegu łóżka i zaczęła przeglądać kartki.
Kilka pierwszych stron przedstawiało różne budynki narysowane prostymi, precyzyjnymi liniami.
‒ Pięknie rysujesz ‒ pochwaliła szczerze i przerzuciła kartkę.
Niektóre rysunki były wręcz brutalne. Tryskająca krew, odcięte części ciała. Tuula pomyślała, że zapewne jakiś dorosły dał Gustavowi za zadanie, by narysował, co czuje, gdy się złości, traktując to jako narzędzie do radzenia sobie z gniewem.
Zatrzymała wzrok na kolejnym rysunku i aż ją zmroziło. Dobór kolorów wyraźnie wskazywał, że chodzi o noc. Cała kartka była czarna, a pośrodku Gustav narysował kobietę trzymającą nóż. Z jego czubka kapała krew.
‒ Co tutaj narysowałeś? ‒ zapytała Tuula z wymuszoną wesołością. ‒ Mogę zrobić zdjęcie?
Szybko wyjęła z kieszeni telefon i sfotografowała rysunek, zanim Gustav zdążył zaprotestować.
Chłopiec przechylił głowę i przez kilka sekund przyglądał się obrazkowi. Rozchylił wargi, jakby chciał coś powiedzieć, ale wtedy otworzyły się drzwi wejściowe. Gustav podskoczył i od razu zamknął usta.
‒ Mama wróciła ‒ powiedział, wyrywając blok z ręki Tuuli.
Tak bardzo chciała mu zadać więcej pytań, ale zdawała sobie sprawę, że powinno się to odbyć w formalny sposób, i w związku z tym będzie musiała poczekać na przesłuchanie w czwartek.
Na schodach słychać było lekkie, pospieszne kroki. Gustav szybko zamknął blok i wsadził go pod grubą książkę o wszechświecie.
Chwilę później w drzwiach stanęła Vibeke. Na widok Tuuli położyła ręce na biodrach i ściągnęła usta w wąską kreskę.
‒ Co pani robi w pokoju mojego syna?
Policjantka wstała i się wyprostowała.
‒ Czekaliśmy na panią, prawda? ‒ Chłopiec skinął głową i spojrzał przestraszony na mamę. ‒ Gustav pokazał mi swoje budowle z klocków Lego. Ma pani prawdziwego budowniczego.
Twarz Vibeke złagodniała.
‒ Napisała pani do mnie, że chciałaby ze mną porozmawiać ‒ powiedziała.
‒ Muszę zadać pani kilka pytań na temat… minionego weekendu.
Tuula nie chciała przy chłopcu wspominać o morderstwach.
‒ Rozumiem ‒ odparła Vibeke. ‒ Chodźmy na dół. Gustav, zostań w pokoju, a ja porozmawiam z panią…
‒ Tuula Niemi ‒ uzupełniła Tuula.
Zeszły do nienaturalnie czystej kuchni i usiadły na stołkach przy wyspie. Vibeke trzymała plecy prosto, z rękami splecionymi na kolanach.
‒ O co chciała pani spytać?
‒ Czy wiedziała pani, że Karri i Jasper byli w sobotę w pani domku letniskowym?
‒ Ależ oczywiście. Pozwoliłam im z niego skorzystać. Sixten jeździł tam z przyjaciółmi co roku w okolicy Zaduszek. Jasper obiecał, że posprzątają i zamkną domek na zimę. Byłam im wdzięczna, że nie muszę sama tego robić.
‒ Uważamy, że to nie przypadek, że ktoś zamordował akurat Sixtena i Karriego. Czy naprawdę nie przychodzi pani do głowy nikt, kto mógłby mieć powód, żeby ich zabić?
Vibeke westchnęła zmęczona.
‒ Nie, nie przychodzi mi do głowy żadne rozsądne wytłumaczenie.
‒ Niedawno się dowiedzieliśmy, że biura, za które Milytekno płaci czynsz, nie istnieją. Jeden przelew trafia na konto w banku w Kopenhadze, a drugi na Gibraltarze. Co pani o tym wie?
‒ Jak już mówiłam, nic nie wiem o sprawach związanych z firmą męża.
‒ Podejrzewamy, że Milytekno jest zamieszane w pranie brudnych pieniędzy…
Vibeke spojrzała na swoje dłonie.
‒ Naprawdę nic o tym nie wiem.
‒ Jeśli to prawda, może mieć to związek z morderstwami. Rzadko kiedy praniem brudnych pieniędzy zajmują się mili ludzie. Firma miała wkrótce wejść na giełdę, więc niewykluczone, że zarząd próbował zerwać… powiązania ze światem przestępczym.
Ku zaskoczeniu Tuuli, Vibeke wyglądała niemal na rozbawioną.
‒ Myśli pani, że zabił ich jakiś gangster? Żeby ich przestraszyć? Albo uciszyć? ‒ zakpiła żona Sixtena.
Tuula wzruszyła ramionami.
‒ Istnieje takie prawdopodobieństwo. Czy Sixten czuł jakiekolwiek zagrożenie? Może zauważyła pani, że zachowywał się inaczej?
‒ Odpowiedziałam już na to pytanie i nic się nie zmieniło: Sixten zachowywał się normalnie w dniach, tygodniach i miesiącach przed śmiercią.
Tuula wymusiła na Vibeke kontakt wzrokowy i przez dłuższy czas nie pozwoliła jej odwrócić spojrzenia.
‒ Gdzie pani była w sobotę wieczorem i w nocy?
‒ W sobotę pojechaliśmy na rodzinną kolację do moich teściów. Wyszliśmy stamtąd przed dziewiętnastą. Po powrocie do domu obejrzeliśmy z Gustavem film i poszliśmy spać. Jeśli pani chce, może pani sprawdzić zapis alarmów. Alarm był włączony przez całą noc.
Tuula wyszła za nią na korytarz. Osobisty kod Vibeke został użyty do wyłączenia alarmu dwadzieścia minut po dziewiętnastej, kiedy wrócili od rodziców Sixtena. Vibeke ponownie włączyła alarm o dwudziestej drugiej i pozostał on włączony do ósmej piętnaście rano. Tuula nie wiedziała, czy da się manipulować rejestrami w systemie alarmowym, więc jeśli faktycznie było tak, jak pokazuje zapis, Vibeke nie mogła zamordować Karriego i Rauni.
Stała teraz ze skrzyżowanymi rękami i patrzyła triumfalnie na Tuulę.
‒ Teraz mi pani wierzy? A przy okazji, dlaczego chce pani wiedzieć, gdzie byłam w sobotę w nocy? Myślałam, że Karri został zamordowany wieczorem?
‒ Tak, ale doszło do jeszcze jednego morderstwa. Jedna z pani sąsiadek z Isokyrö została znaleziona martwa u siebie w domu.
Vibeke uniosła rękę do ust.
‒ Kto taki? ‒ zapytała.
‒ Rauni Nyman. Znała ją pani?
Ściągnęła brwi w namyśle.
‒ Brzmi znajomo. Czy to ta starsza pani, która mieszka kawałek dalej nad rzeką?
Tuula potwierdziła skinieniem głowy.
‒ Sixten wspominał, że wynajmowali od niej domek, kiedy był dzieckiem. To właśnie wtedy utonęła jego młodsza siostra. Nie rozumiem tylko, co ona ma wspólnego z Karrim i moim mężem. Sixten nie wspominał o niej od lat.
‒ Czy znała pani Rauni osobiście?
‒ Nie, widywałam ją jedynie z daleka. Lubi spacerować nad rzeką.
Vibeke pokręciła głową, usiłując znaleźć jakiekolwiek logiczne wyjaśnienie, dlaczego Rauni została zamordowana. Wydawała się szczerze zaskoczona nową informacją. Tuuli też trudno było zrozumieć związek między trzema morderstwami. Nie zauważyła natomiast, żeby Vibeke zszokowało czy zaskoczyło to, że Karri został zamordowany w ten sam sposób, co jej mąż.
Zanim Tuula wróciła do Vaasy, zaszła do willi Hagmana. Miała nadzieję, że uda jej się zamienić kilka słów z jego żoną, Ellen.
Kiedy zapukała do drzwi, nikt jej nie otworzył, choć na podjeździe stał mini cooper Ellen, a na piętrze coś się poruszyło. Odczekała jeszcze kilka minut, po czym zrezygnowała i wróciła do Vaasy na komisariat.
ELLEN
Ellen stała przy oknie w kuchni i wszystko obserwowała. Policjantka przyjechała do Vibeke, której wtedy nie było w domu, i została u niej jeszcze przez jakiś czas po jej powrocie. Nie zabrała Vibeke ze sobą na komisariat, więc Ellen założyła, że policja nie posiada wystarczających dowodów przeciwko niej. Przynajmniej na razie.
Na myśl o tym, że Jasper uparcie broni Vibeke, Ellen miała ochotę wyć i tupać ze złości. Jednak stłumiła gniew i opanowała emocje. Nie ufała żonie Sixtena. Nie mówiła o swoich podejrzeniach Jasperowi, lecz nie miała wątpliwości, że Vibeke jest w jakiś sposób zamieszana w śmierć Yvonne. Częściowo z tego powodu się z nią nie zaprzyjaźniła, mimo że mieszkały obok siebie, a ich mężowie prowadzili razem biznes. Oczywiście spędzały ze sobą sporo czasu w towarzystwie małżonków, nie dało się tego uniknąć. Natomiast same, we dwie, nigdy się nie spotykały. Z Yvonne wyglądało to zupełnie inaczej. Szybko połączyła je silna przyjaźń. Ellen uwielbiała z nią przebywać i długo opłakiwała śmierć przyjaciółki.
Z Vibeke się nie zaprzyjaźniły również z innego powodu ‒ po prostu się nie znosiły. A do tego ta kobieta miała romans z Jasperem. Ellen nie mogła tego zaakceptować. Czuła narastające napięcie. Nie potrafiła trzeźwo myśleć. Nie zamierzała stać z założonymi rękami i patrzeć, jak jej małżeństwo się rozpada. Musiała działać, i to natychmiast.
Jasper nie potraktował Ellen poważnie, więc postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce.
Włożyła kurtkę i czapkę, po czym wyszła na zimną mżawkę.
Zdecydowanym krokiem przeszła przez ulicę do willi Waldecków.
Podeszła do drzwi i nacisnęła dzwonek. Cofnęła się przerażona, słysząc rozlegający się w domu krzyk kobiety. Stanęła na palcach i zajrzała przez okrągłe okienko w drzwiach, ale zobaczyła tylko fragment holu i schody prowadzące na piętro.
Zapukała do drzwi.
‒ Vibeke, jesteś tam? Czy wszystko w porządku? ‒ zawołała, nagle zaniepokojona, że coś się stało Vibeke lub Gustavowi.
Kilka sekund później sąsiadka zbiegła po schodach i otworzyła drzwi. Miała potargane włosy i zarumieniony jeden policzek, jakby ktoś ją uderzył.
‒ Cześć! ‒ przywitała się, poprawiając fryzurę.
Ellen usiłowała zachować spokój, lecz słabo jej to wychodziło.
‒ Czy masz romans z moim mężem? ‒ wyrzuciła z siebie.
Ku jej wielkiemu zaskoczeniu, Vibeke zaczęła się śmiać.
‒ Z Jasperem?! Skąd ten pomysł?!
‒ Nie kłam. Widziałam was razem.
‒ Jasper jest moim adwokatem i wspólnikiem mojego zmarłego męża, to oczywiste, że widziałaś nas razem. Mamy wiele spraw do uporządkowania.
Ellen trzęsła się ze złości. Kobieta kłamała jej prosto w twarz.
Pogroziła jej palcem.
‒ Wiem, że to coś więcej.
‒ Mylisz się, nie będę z tobą dłużej rozmawiać. ‒ Vibeke starała się zamknąć drzwi.
Ellen szybko zablokowała je stopą.
‒ Do jasnej cholery, przestań już – warknęła tamta. ‒ Gustav jest na górze w swoim pokoju. Nie chcę, żeby usłyszał twoje szalone oskarżenia.
Ellen pomyślała o chłopcu, którego ojciec dopiero co zmarł, i na chwilę uszła z niej para. Vibeke wykorzystując moment zawahania, mocno trzasnęła drzwiami, nie zważając na stopę sąsiadki.
Ellen krzyknęła i cofnęła nogę.
‒ Jesteś, kurwa, nienormalna ‒ wysyczała przez zaciśnięte zęby.
‒ Ty też, idź już stąd.
Gdy Vibeke kolejny raz trzasnęła drzwiami, Ellen gwałtownie odskoczyła.
LINUS
Powietrze było wilgotne, a od morza wiał zimny wiatr. Białe gęsi unosiły się na wodzie, a fale rozbijały o nabrzeże. Linus podciągnął suwak kurtki pod szyję. Kiedy łódź policyjna podpłynęła do brzegu, przygotował się, by odebrać cumę.
‒ Hej! ‒ Funkcjonariusz policji wodnej uniósł na powitanie zaciśniętą w pięść dłoń w rękawiczce. ‒ Wybierasz się dziś na wycieczkę po archipelagu?
‒ Idealna pogoda na pływanie po morzu, prawda? ‒ Linus chwycił linę.
Policyjny wodniak zaśmiał się rozbawiony.
‒ Pływamy cały rok, nawet we mgle, ulewnym deszczu i ciemnościach.
Był muskularnym mężczyzną z twarzą ogorzałą po wielu latach spędzonych na wietrze i słońcu.
Linus za pomocą cumy manewrował łodzią, by burtą przylegała do nabrzeża. Złapał się burty i wskoczył na pokład.
Kiedy wcześnie rano zadzwonił do Antona, dowiedział się, że przebywa on na wyspie, gdzie jego firma eventowa przygotowuje konferencję. Miał tam być przez cały dzień. Jedynym sposobem dotarcia na wyspę była łódź, dlatego Linus zwrócił się do policji wodnej z prośbą o podwiezienie.
Powoli oddalili się od nabrzeża. Linus dostał kamizelkę ratunkową i sztormiak, czuł się jak ludzik Michelin. Kiedy wypłynęli na otwarte wody, łódź zwiększyła prędkość. Wiatr smagał Linusa w twarz, woda rozbryzgiwała się na pokładzie. Po kilku minutach stracił czucie w policzkach, sztormiak miał cały mokry. Tego dnia nie potrafił się cieszyć magicznym pięknem archipelagu. Myślał tylko o tym, jak bardzo Josefin była na niego zła przed wyjazdem do Laponii i że nie zobaczą się przez kilka dni. Nawet nie wiedział, co tym razem zrobił, że się tak zdenerwowała. Dzień wcześniej próbował się do niej dodzwonić, ale odzywała się tylko poczta głosowa. Josefin albo nie chciała z nim rozmawiać, albo nie miała zasięgu.
Po dwudziestu minutach podskakiwania na falach dotarli na miejsce. Zacumowali przy pomoście.
‒ Poczekam tu na ciebie.
‒ Nie powinno mi to długo zająć ‒ powiedział Linus.
‒ Nie spiesz się. Skorzystam z okazji i zjem w tym czasie lunch.
Wyjął plastikowe pudełko i termos. Usiadł pod daszkiem przy pulpicie sterowniczym i oparł stopy na burcie.
Linus przeszedł po gładkich skałach w stronę położonego w najwyższym punkcie wyspy, pomalowanego na czerwono drewnianego domu z wielkim tarasem, gdzie stało kilka grzejników gazowych. Dwóch młodych chłopaków w ubraniach roboczych rozstawiało na drewnianym podeście namiot imprezowy, by ochronić gości przed jesiennym chłodem.
Linus pokazał im swoją legitymację policyjną i zapytał o Antona.
‒ Jest w domu i dogląda ustawiania mebli ‒ odezwał się jeden z nich, wskazując kciukiem.
W przestronnym wnętrzu stało wiele krzeseł ułożonych jedno na drugim, o ścianę opierały się składane stoły. Sprzątaczka myła podłogę, a w pomieszczeniu unosił się delikatny zapach sosnowego mydła.
Pośrodku stał Anton i przyglądał się planowi rozmieszczenia krzeseł i stołów. Podniósł wzrok, gdy usłyszał odgłos kroków Linusa.
‒ O, witam, szybko tu pan dotarł. ‒ Zerknął ponad ramieniem Linusa. ‒ A gdzie pańska ładna koleżanka?
Próbował się uśmiechnąć, co bardziej przypominało sztuczny grymas.
Linus nie odpowiedział.
‒ Czy moglibyśmy porozmawiać na osobności? ‒ spytał.
‒ Tak, jasne. Chodźmy. ‒ Anton poprowadził ich do pokoju na tyłach domu, gdzie wokół owalnego stołu stało kilka czerwonych foteli.
Wydawał się zestresowany. Linus nie potrafił ocenić, czy to z powodu przygotowań do konferencji, czy też kolejnego przesłuchania.
Usiedli w fotelach.
Anton pochylił się i oparł dłonie na kolanach, jakby był gotowy wstać w każdej chwili.
‒ To straszne, że Karri też został zamordowany. Nie mogłem w to uwierzyć, kiedy siostra mi o tym powiedziała. Czy to ten sam sprawca?
‒ Wydaje się to logiczne, ale oczywiście nie możemy wykluczyć innej wersji. Zakładam, że pan wie, że Karri został znaleziony martwy w domku letniskowym Sixtena, a dokładniej w saunie, i że był tam wówczas z Jasperem.
Anton skinął głową, patrząc przed siebie nieobecnym wzrokiem, jakby myślał o czymś innym i nie bardzo słuchał. Linus mimo to kontynuował:
‒ Według informacji, które otrzymaliśmy, wasza czwórka, czyli Jasper, Karri, Sixten i pan spotykaliście się w domku letniskowym Waldecków co roku we Wszystkich Świętych.
Anton ponownie kiwnął głową.
‒ Jeździliśmy tam w ostatni weekend przed zamknięciem domku na zimę. Pomagaliśmy Sixtenowi wynosić meble i sprzątać ogród. Potem zjadaliśmy i wypijaliśmy to, co zostało w szafkach. Wieczór zawsze kończył się w saunie. To był jedyny raz w roku, kiedy spotykaliśmy się tylko we czwórkę, bez dzieci i żon.
Anton zamilkł.
‒ Jednak tym razem pana tam nie było ‒ zauważył Linus.
‒ Nie, Jasper zadzwonił i powiedział, że w tym roku odpuszczamy, zważywszy na to, co się wydarzyło, ale, jak widać, i tak pojechali.
‒ Wiedział pan, że zmienili zdanie?
‒ Nie.
Jedno kolano Antona podskakiwało w górę i w dół.
‒ Jak pan myśli, dlaczego nie powiedzieli panu, że zmienili zdanie?
‒ Nie mam pojęcia. Może podjęli decyzję w ostatniej chwili.
‒ Gdzie pan był w sobotę wieczorem?
‒ W domu.
‒ Czy ktoś może to potwierdzić?
‒ Nie, byłem sam.
Kolano podskakiwało coraz szybciej.
‒ Czy rozmawiał pan z kimś tego wieczoru?
‒ Nie, a właściwie… tak. Zamówiłem pizzę.
‒ Która to była godzina?
‒ Niech pomyślę… ‒ Anton się zastanowił. ‒ Musiało być około dziewiętnastej. Pizzę dostarczyli pół godziny później. Zapłaciłem kartą.
‒ Był pan w domu cały wieczór?
‒ Wróciłem tuż po osiemnastej, akurat na wiadomości sportowe. Potem już nie wychodziłem.
‒ Czy spotkał pan kogoś, wracając do domu?
‒ Nie, ale możliwe, że któryś z sąsiadów mnie widział albo słyszał. Tam, gdzie mieszkam, ściany mają uszy i niektórzy spędzają cały swój czas na szpiegowaniu sąsiadów. Wiedzą dokładnie, kiedy dzieci mnie odwiedziły i że kłóciłem się z moją byłą.
Gdyby sąsiedzi potwierdzili alibi Antona, trzeba by go usunąć z listy podejrzanych. Nie zdążyłby pojechać do Isokyrö i zamordować Karriego przed odebraniem pizzy.
‒ Dobrze, sprawdzimy to. Jakie miał pan relacje ze wspólnikami, od kiedy sprzedał pan udziały?
Kolano Antona przestało się poruszać.
‒ Nadal się przyjaźniliśmy. Nie widywaliśmy się tak często jak wtedy, gdy pracowaliśmy razem, ale nie było między nami żadnych napięć. Spotykaliśmy się w pracy i prywatnie.
Linus uniósł brwi.
‒ Mógłby pan to rozwinąć?
‒ Milytekno zawsze korzystało z usług mojej agencji przy organizacji imprez firmowych. Sixten i Vibeke zlecali mi też organizowanie prywatnych uroczystości.
Linusowi przyszła do głowy pewna myśl.
‒ Czy to pańska firma zorganizowała Halloween dla Gustava?
Wydawało się, że Anton chciał zaprzeczyć, ale najwyraźniej uznał, że nie ma sensu kłamać.
‒ Tak, to moi podwykonawcy przygotowali wszystkie dekoracje i catering.
‒ Czy był pan w domu Waldecków w piątek dwudziestego siódmego października?
Linus patrzył, jak Antona ogarnia panika. Milczał przez dłuższą chwilę, nim w końcu powiedział:
‒ Tak, byłem tam rano, ale tylko na moment, żeby sprawdzić, czy wszystko jest gotowe na przyjęcie, które miało się odbyć następnego dnia.
Gdyby Sixten zostawił tego dnia klucze w szafce w holu, Anton mógłby z łatwością je stamtąd zabrać i nikt by tego nie zauważył.
‒ Czy wrócił pan później do Waldecków?
Anton gwałtownie wstał.
‒ W żadnym wypadku i nie, nie miałem powodu zabijać Sixtena.
‒ Czy aby na pewno? ‒ spytał policjant i zapanowała między nimi cisza.
Anton ruszył w stronę drzwi. Linus go zatrzymał.
‒ Ostatnie pytanie. Czy wie pan, kim jest Rauni Nyman?
‒ Nie, kto to taki? Czy to ktoś, kogo powinienem znać? ‒ Anton wyglądał na szczerze zaskoczonego.
‒ Mieszka w pobliżu domku letniskowego Sixtena. W niedzielę znaleziono ją martwą u siebie w domu.
Antona zrobił przerażoną minę.
‒ Nie znam nikogo, kto mieszka w Isokyrö. ‒ Odwrócił się. ‒ Nie odpowiem na więcej pytań. Jeśli chcielibyście znowu ze mną porozmawiać, poproszę Jaspera, żeby do nas dołączył.
Znowu ten Jasper, pomyślał Linus. Wokół niego splatały się wszystkie wątki tej sprawy.
GISELA
Matka Vibeke, Leonora, mieszkała w kamienicy z przełomu dziewiętnastego i dwudziestego wieku przy Israels Plads. Gdy Gisela weszła do budynku, już na klatce schodowej zachwyciły ją wysoki standard i zachowane piękne detale. Wjechała windą na przedostatnie piętro, gdzie znajdował się okazały apartament o powierzchni co najmniej dwustu metrów kwadratowych. Parkiet w jodełkę, piękna sztukateria i wysokie sufity zrobiły na niej imponujące wrażenie.
‒ Proszę się rozgościć ‒ przywitała ją Leonora.
Przed ogromnym lustrem w złoconej ramie stał okrągły antyczny stolik z estetycznie ułożoną kompozycją kwiatową. Gisela powiesiła kurtkę na mosiężnym haczyku, a buty ustawiła równo na wycieraczce. Leonora była ubrana w luźne spodnie w kolorze kremowym i pasującą do nich jedwabną bluzkę oraz kaszmirowy kardigan w morelowym odcieniu, jej dekolt zaś zdobiły długie naszyjniki z kolorowych koralików. Miała krótkie, elegancko przystrzyżone włosy. Gisela natomiast nie miała na sobie nawet świeżych ubrań.
‒ Nakryłam dla nas w salonie. Chyba napije się pani kawy? ‒ Gospodyni uśmiechnęła się ciepło.
Gisela, mimo że wypiła już tego dnia stanowczo za dużo kawy, odparła, że z przyjemnością się napije, i podążyła za Leonorą. Z salonu widać było targ Torvehallerne, gdzie głodni turyści i mieszkańcy Kopenhagi tłoczyli się między straganami z delikatesami a stoiskami gastronomicznymi. Gdyby Gisela nie spieszyła się tak bardzo na lotnisko, zatrzymałaby się tam na chwilę po wyjściu od Leonory buszować wśród tych wszystkich pyszności, lecz nie miała na to czasu.
Leonora nalała kawy do dwóch porcelanowych filiżanek Royal Copenhagen i zaprosiła Giselę na niebieską sofę, skąd rozciągał się widok na kopenhaskie dachy. Sama usiadła w fotelu uszaku. Założyła nogę na nogę i splotła ręce na kolanach. Emanowała spokojem i powagą.
‒ Byłam zrozpaczona, kiedy Vibeke powiedziała mi, co się przydarzyło Sixtenowi. Nie sposób pojąć, że coś tak potwornego mogło się zdarzyć w Strömsö.
‒ To naprawdę straszne ‒ zgodziła się z nią Gisela. ‒ Rozmawiamy ze wszystkimi, którzy znali Sixtena. Właściwie przyjechałam do Kopenhagi w innej sprawie, ale postanowiłam skorzystać z okazji i zamienić kilka słów także z panią. W końcu była pani jego teściową.
Leonora uśmiechnęła się łagodnie.
‒ Sixten był cudownym człowiekiem. Moja córka miała szczęście, że go poznała.
Gisela nie miała zbyt wiele czasu, jeśli chciała zdążyć na samolot, więc pominęła uprzejmości i od razu przeszła do pilnych kwestii.
‒ Vibeke została osobistą asystentką Sixtena w czasie, kiedy Milytekno prowadziło działalność w Kopenhadze. Jak dostała tę posadę?
‒ Poznali się na spotkaniu dla startupów, to było coś w rodzaju targów, które odbywały się co roku w Kopenhadze. Mój mąż, August, angażował się w tego typu wydarzenia przez wiele lat. Vibeke kończyła ostatni semestr w Copenhagen Business School i jeszcze nie bardzo wiedziała, czym się zająć po studiach. Sixten zaproponował jej tę pracę, a ona przyjęła ofertę.
‒ Czy byli państwo świadomi, że córka miała z Sixtenem romans, kiedy pracowała dla Milytekno?
‒ Tak, i nie byliśmy zachwyceni, jak córka nam o tym powiedziała. Sixten był przecież żonaty. Lecz serce nie sługa. Nie masz kontroli nad tym, w kim się zakochujesz. A tych dwoje naprawdę się kochało. Potem Yvonne zaginęła, a kiedy Sixten został oczyszczony z wszelkich zarzutów, nie mieli już żadnych przeszkód, żeby się pobrać.
Fortunne zrządzenie losu dla tej dwójki, że Yvonne zniknęła, pomyślała Gisela. Może trochę mniej dla Sixtena, który został oskarżony o jej zamordowanie. Choć nawet ta sprawa potoczyła się pomyślnie dla zakochanej pary.
‒ Jedno z nas się zastanawia i może pani będzie potrafiła to wyjaśnić ‒ mówiła dalej Gisela. ‒ W okresie kiedy Sixten pracował w Kopenhadze, firmie udało się pozyskać znaczącego inwestora, który, można powiedzieć, uchronił ją przed bankructwem. Udziałowcy nie chcą się z nami podzielić informacją, kto to był. Ale może pani coś o tym wie?
‒ Ach, pewnie pani myśli, że to mój mąż August uratował Milytekno i że poprosił o zachowanie anonimowości, ponieważ Sixten był w związku z naszą córką?
‒ Tak, coś w tym rodzaju.
‒ Niestety, chyba panią rozczaruję. Kiedy mąż zmarł, zostawił po sobie całą masę dokumentów. Poświęciłam mnóstwo czasu na zapoznanie się ze wszystkimi biznesami, w które był zaangażowany. Gdyby zainwestował w Milytekno, wiedziałabym o tym.
‒ Czy to pani przypadł spadek po mężu? ‒ spytała Gisela.
Leonora wydawała się dość zaskoczona tym pytaniem, ale odpowiedziała bez kwestionowania jego zasadności:
‒ Cały majątek Augusta odziedziczyłyśmy razem z Vibeke. Mamy zarządcę, który zajmuje się biznesami męża. Pewnego dnia wszystko trafi do Gustava i jego przyszłego rodzeństwa.
Vibeke prawdopodobnie dysponowała większym majątkiem niż Sixten, pomyślała Gisela. Gdyby to ona była sprawczynią, motywem z pewnością nie byłyby pieniądze.
‒ Często widuje się pani z córką?
‒ Tak, stosunkowo często, zważywszy na odległość. Jeżdżę do Vaasy kilka razy w roku, a Vibeke przyjeżdża z Gustavem do Kopenhagi w prawie każde wakacje i ferie zimowe.
‒ Jak wyglądało małżeństwo Vibeke i Sixtena?
‒ Powiedziałabym, że było godne pozazdroszczenia. Córka często wspominała, jak bardzo Sixten ją uszczęśliwia. Był jej bratnią duszą.
‒ Czy zauważyła pani, żeby Sixten krzywdził Vibeke?
‒ Ależ skąd. Uwielbiał moją córkę. ‒ Przerwała na chwilę. ‒ Natomiast, pewnie już wiecie o… problemach z Gustavem.
Gisela skinęła głową.
‒ To wspaniały chłopak, bardzo kochający i troskliwy, ale kiedy się złości, zmienia się nie do poznania. Wtedy całkowicie traci panowanie nad sobą. Vibeke próbowała szukać pomocy. Czuje, że sama nie da rady. Chce umieścić go w ośrodku, gdzie nauczą go kontrolować emocje. Sixten nie wyrażał na to zgody. Twierdził, że to tylko taki etap, że Gustav w końcu wyrośnie z porywczego temperamentu. Prawdopodobnie była to jedyna kwestia, co do której Sixten i Vibeke się nie zgadzali. ‒ Leonora przeniosła wzrok za okno, po czym dodała cicho: ‒ Ciekawe, co się teraz stanie z Vibeke i Gustavem, kiedy Sixten nie żyje…
Gisela musiała wychodzić. Wstała z sofy i podała kobiecie rękę na pożegnanie.
‒ Dziękuję za rozmowę. Skontaktuję się z panią, jeśli pojawią się jakieś pytania.
Uścisnęły sobie dłonie, po czym Gisela szybko wyszła na ulicę, by złapać taksówkę. Chciała też porozmawiać z Jensem Brandstrupem, naocznym świadkiem. Podobno widział mężczyznę o rysopisie Sixtena, jak wychodził z jego mieszkania, niosąc duży przedmiot, który załadował na łódź i wywiózł na morze w środku nocy. Niestety Giseli nie udało się go namierzyć i nawet Lene Krohn z kopenhaskiej policji nie potrafiła udzielić informacji na temat miejsca jego pobytu. Jakby Jens zapadł się pod ziemię. Jakby w ogóle nie istniał. Mogło to stanowić problem na późniejszym etapie śledztwa.
Po przejściu przez kontrolę bezpieczeństwa na lotnisku Kastrup Gisela udała się do sklepu wolnocłowego. Czuła się bardzo nieświeżo po kilku dniach noszenia w zasadzie tych samych ubrań, więc spryskała nadgarstki perfumami i posmarowała dłonie pachnącym kremem nawilżającym. Kiedy doszła do bramki, zobaczyła, że jej lot ma prawie pół godziny opóźnienia. Czekając, aż samolot wyląduje i wyjdą z niego pasażerowie, stanęła w ustronnym miejscu i zadzwoniła do Linusa. Zdała krótką relację z rozmów z Charlotte i Leonorą, a on Linus podsumował, co się wydarzyło u nich. Potem przesłał mailem zdjęcie rysunku Gustava zrobione przez Tuulę. Gisela zmrużyła oczy i spojrzała na ekran telefonu. Obrazek przedstawiał kobietę skradającą się w nocy z zakrwawionym nożem w dłoni. Choć został narysowany przez dziecko, to i tak przyprawił ją o dreszcze. Rysy kobiety były znajome, nie ulegało też wątpliwości, że ma złe zamiary.
‒ Jak myślisz, co to oznacza? ‒ spytał Linus.
‒ Trudno powiedzieć. Gustav mógł się zainspirować tym, co usłyszał lub zobaczył w jakimś filmie. Nie powinniśmy przywiązywać do tego teraz zbyt dużej wagi. Kiedy mamy go przesłuchiwać?
‒ Zaplanowaliśmy to na czwartek.
‒ To dobrze, nie chcę tego przegapić.
LINUS
Kiedy Linus skończył rozmawiać z Giselą, zauważył Tuulę stojącą w pokoju.
‒ Co powiedziała Gisela? ‒ zapytała.
‒ Spotkała się dziś z przyjaciółką Yvonne i matką Vibeke. Niestety nie dowiedziała się niczego nowego. Najwyraźniej pojechała do Kopenhagi na próżno. Morderstwo Yvonne to prawdopodobnie fałszywy trop. Nie porozmawialiśmy zbyt długo, bo Gisela dzwoniła z lotniska, zaraz wsiada do samolotu i wraca do domu.
‒ Może jutro powie nam coś więcej…
‒ Skoro już mowa o wracaniu do domu, czas na mnie. Muszę zabrać Lailę na trening pływacki ‒ oznajmił Linus.
Tuula najwidoczniej nie miała zamiaru odejść.
‒ A tak w ogóle, chciałaś coś ode mnie?
‒ Tak, twój superbohater znów w akcji.
Linus jęknął.
‒ Co tym razem Christoffer wymyślił? Obiecał, że z tym skończy.
‒ Widać złamał obietnicę i kiedy wczoraj patrolował cmentarz, zamaskowany mężczyzna dźgnął go nożem.
‒ Co takiego?! Został ranny?
‒ Nic poważnego. Skończyło się na kilku szwach na ramieniu. A sprawca siedzi u nas w areszcie. Ustalono, że jest odpowiedzialny za co najmniej jeden z ataków, do których doszło w minionym tygodniu. Miejmy nadzieję, że to koniec afery zamaskowanego nożownika.
Linus pokręcił głową.
‒ Gdzie jest teraz Christoffer? W szpitalu?
‒ Nie, już wczoraj wypuścili go do domu. Właściwie nie po to tu przyszłam. ‒ Tuula przerwała na chwilę. ‒ Byłam właśnie w pokoju socjalnym, kiedy wszedł tam jeden z policjantów, który przesłuchiwał Christoffera po wczorajszym ataku i powiedział mi, że nasz superbohater wierzy, że istnieje związek między zamaskowanym mężczyzną a morderstwami.
Linus zmarszczył czoło.
‒ To mało prawdopodobne. Tamte trzy morderstwa nie były przypadkowe, zostały starannie zaplanowane. Co więcej, żaden ze świadków nie zeznał, żeby widział zamaskowaną osobę w pobliżu któregokolwiek z miejsc zbrodni.
Tuula uniosła ręce.
‒ Nie mam zamiaru cię przekonywać, ale daj mi dokończyć. Christoffer podobno pracował dla Milytekno, kiedy firma dopiero się rozkręcała. Chociaż surowo mu zabroniłeś ingerowania w pracę policji, najwyraźniej prowadzi własne dochodzenie w sprawie morderstw. I twierdzi, że ma ważne informacje i chce się nimi podzielić z policją.
Linus otworzył szeroko oczy. Po części nie mógł uwierzyć, że Christoffer go całkiem zignorował, ale też był zaskoczony, że udało mu się wpaść na jakiś trop.
‒ Czego niby się dowiedział?
‒ Podobno wie o czymś, co wspólnicy Milytekno wolą zachować w tajemnicy. Mówi, że wie, skąd nagle wzięli tyle pieniędzy, a że poznał prawdę w weekend, to nie mógł być przypadek, że napadnięto go w poniedziałek.
‒ Czy znamy więcej szczegółów?
‒ Nie, policjanci nie potraktowali go poważnie. Sam wiesz, jaki on jest, poza tym wydaje się to zupełnie absurdalne, że to zamaskowany chłopak zabił wszystkie trzy ofiary. To dziewiętnastolatek z Solf, pracuje jako magazynier, nigdy nawet nie był w pobliżu Milytekno. ‒ Tuula pokręciła głową z rozbawieniem. ‒ Nie wiem, co o tym myśleć, ale stwierdziłam, że mógłbyś porozmawiać z Christofferem. On ci ufa. A ty dobrze sobie radzisz z… wariatami.
Linus przewrócił oczami.
‒ Rozumiem, że chcesz, żebym z nim porozmawiał, ponieważ jego zeznanie potwierdza twoją teorię, że Milytekno jest zamieszane w pranie brudnych pieniędzy lub jakieś inne przestępcze działania?
Tuula pomachała mu palcem wskazującym przed nosem.
‒ Nie do pomyślenia, że mogłabym mieć rację, co? Jesteś po prostu zazdrosny, bo nie masz lepszego pomysłu.
Linus uniósł dłonie.
‒ Dobra, dobra, porozmawiam z nim, ale dopiero jutro. Już jestem spóźniony.
Tuula uśmiechnęła się zadowolona i wyszła, nucąc melodię z Supermana.
GISELA
Otworzyła drzwi i odczuła pewien smutek towarzyszący powrotom z podróży do pustego, ciemnego domu. Na szczęście koty ucieszyły się na jej widok, choć powitały ją z typowym dla siebie, pełnym pretensji głośnym miauczeniem i oskarżycielskimi spojrzeniami. Pochyliła się, by pogłaskać Scarface’a. Wielki kocur położył się na grzbiecie i wyciągnął łapy. Czekał na drapanie po brzuchu, a kiedy spełniła jego życzenie, mruczał z zadowoleniem. Najwyraźniej cała uraza wynikająca z pozostawienia ich samych na kilka dni została zapomniana i wybaczona. Miski z karmą były prawie pełne, co oznaczało, że Monica musiała niedawno tu być. Na stole zostawiła liścik, napisany trudnymi do odczytania bazgrołami z odręcznie narysowanymi emotikonkami:
„Cześć, piękna! Mam nadzieję, że podróż służbowa do Kopenhagi się udała i że znalazłaś czas na wypicie piwa! Oto wszystkie moje notatki na temat morderstwa Yvonne Waldeck. Nie zapomnij, że obiecałaś mi wywiad na wyłączność, kiedy już złapiesz mordercę!
P.S Poczęstowałam się butelką wina. Tyle mi się chyba należało opiekę nad kotami (uśmiechnięta buźka). Poza tym mam dziś randkę, a monopolowy jest już zamknięty (buźka puszczająca oko). Uściski i buziaki, Monica”.
Pod liścikiem leżały dwa notatniki.
Gisela przejrzała notatki Moniki. Było w nich to, czego się spodziewała, ale jej uwagę przykuły trzy wywiady z pracownikami Milytekno. Zrozumiała, dlaczego w gazecie nie opublikowano tych informacji ‒ opierały się głównie na niepotwierdzonych plotkach, choć oczywiście nie musiały być nieprawdziwe. Pierwszy wywiad przeprowadzono z Bettiną Jalo, recepcjonistką, którą Gisela i Linus poznali, kiedy przyjechali przesłuchać Karriego. Pozostałe dwa nazwiska pracowników również brzmiały znajomo, ale Gisela była zbyt zmęczona, by przypomnieć sobie, gdzie je wcześniej słyszała.
Zegar ścienny wskazywał godzinę zbyt późną na wydzwanianie po ludziach, ale Stefan właśnie skończył wieczorną zmianę i pewnie jeszcze nie spał. W czasie pobytu Giseli w Kopenhadze często do siebie pisali, ale nie rozmawiała z nim od soboty, kiedy to musiała odwołać ich randkę. Ucieszył się, że zadzwoniła.
‒ Właśnie wychodzę ze szpitala. Jeśli nie możesz do mnie przyjść, kupię sobie do jedzenia coś na wynos.
Gisela poczuła ogarniające ją zmęczenie.
‒ Przepraszam cię, ale jestem wykończona. Nie mam siły dziś wychodzić. Zadzwoniłam tylko dlatego, że… chciałam usłyszeć twój głos.
‒ To ja mogę przyjść do ciebie. Jeszcze nie widziałem, jak mieszkasz.
Zjeżyła się. To było całkowicie wykluczone. Pod żadnym pozorem nie mogła zaprosić nowego ukochanego do domu Martina. To po prostu nie było możliwe.
‒ Naprawdę muszę się położyć. Może spotkamy się jutro na mieście? Albo u ciebie?
Stefan westchnął zrezygnowany.
‒ Wiesz co, jeśli traktujemy poważnie to, co jest między nami, prędzej czy później będziesz musiała mnie wpuścić. Czego się tak boisz?
Gisela wiedziała, że w słowach Stefana kryje się drugie dno, że tak naprawdę chodzi mu o to, że musi go wpuścić do swojego życia. Dręczyły ją potworne wyrzuty sumienia. Żałowała, że do niego zadzwoniła. Była zbyt zmęczona i nie miała czasu na miłosne dramaty. Miała do rozwiązania sprawę morderstwa.
‒ Muszę kończyć. Odezwę się wkrótce. ‒ Szybko się rozłączyła, żeby Stefan nie zdążył jej przekonać do zrobienia czegoś, na co nie była jeszcze gotowa.