Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
30 osób interesuje się tą książką
Zbliża się dzień Wszystkich Świętych. Gdy na cmentarzach pojawiają się znicze i rozbrzmiewają żałobne dzwony, morderca z nożem ponownie atakuje. Gisela udaje się do Kopenhagi, aby zbadać, czy nierozwiązana sprawa sprzed lat może mieć związek ze zbrodniami popełnionymi w Ostrobotni.
„Kiedy zapada zmierzch” to trzyczęściowa seria napisana przez Sarę Önnebo, autorkę bestsellerowego cyklu „Wszyscy jesteśmy martwi”.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 129
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł: Kiedy zapada zmierzch. Część 2
Tytuł oryginału: Alla dödas natt 2
Przekład z języka szwedzkiego: Karolina Skiba
Copyright © Sara Önnebo, 2025
This edition: © Gyldendal Astra/Gyldendal A/S, Copenhagen 2025
Projekt okładki: Daniel Natkaniec
Redakcja: Ewa Penksyk-Kluczkowska
Korekta: Anna Nowak
ISBN 978-91-8076-566-4
Konwersja i produkcja e-booka: www.monikaimarcin.com
Gyldendal Astra /Gyldendal A/SKlareboderne 3 | DK-1115 Copenhagen K
www.gyldendal.dk
www.gyldendalastra.pl
CZĘŚĆ 2
Czwartek, 2 listopada 2023 roku
GISELA
Gisela musiała się pilnować, żeby nie przewracać oczami i powstrzymać się od złośliwych komentarzy, słuchając Linusa opowiadającego o seansie u Rauni poprzedniego wieczoru. Próbowali nawiązać kontakt z zaświatami, by zapytać Sixtena, kto go zamordował. Linus dobrze wykonywał swoją pracę i inspektorka oczekiwała, że po wygłoszeniu tych wszystkich bzdur o zjawiskach nadprzyrodzonych w końcu przedstawi jakieś sensowne wnioski. Jak dotąd dowiedziała się jedynie, że było to przerażające doświadczenie. Ta historia bardziej przypominała opowieść o duchach przy ognisku niż relację z przesłuchania świadka.
Tuula najwyraźniej miała podobne odczucia, ponieważ odezwała się zdenerwowanym głosem:
‒ Linus, do cholery, przejdź do rzeczy!
‒ Daj mu skończyć. ‒ Gisela tłumiła uśmiech.
Freddy wiercił się na krześle. Ze swoją lekko autystyczną naturą oraz zamiłowaniem do liczb i statystyk czuł się nieswojo w sytuacjach, gdy musiał zmierzyć się z czymś, czego nie dało się wytłumaczyć w racjonalny lub logiczny sposób.
‒ Czy skontaktowaliście się z Sixtenem? Ujawnił, kim jest sprawca? ‒ kontynuowała Gisela.
Linus się zarumienił.
‒ Oczywiście, że nie. Ale po skończonym seansie dowiedziałem się od Rauni, że Sixten jako dziecko zabił swoją młodszą siostrę.
‒ Co takiego?! ‒ wykrzyknęła Tuula.
‒ Utonęła w rzece. Poczytałem o tym. Przeprowadzono wnikliwe śledztwo i stwierdzono, że to był wypadek. Jej ciała nigdy nie odnaleziono.
Podobnie jak ciała Yvonne, pomyślała Gisela. Przypomniała sobie słowa Roosy, która wspomniała, że pozostali z Walterem w swoim domu, bo tam dorastały ich dzieci. Wówczas ta informacja nie zwróciła jej uwagi, ale w tym momencie zrozumiała, że rodzice Sixtena nie chcieli opuszczać miejsca, które tak bardzo kojarzyło im się z córką. A teraz stracili również syna. Los bywa okrutny.
‒ Skoro to był wypadek, to dlaczego Rauni twierdzi, że Sixten zabił siostrę?
Linus mruknął coś pod nosem.
‒ Możesz powtórzyć? ‒ poprosiła Gisela.
‒ Rauni twierdzi, że siostra Sixtena przyszła do niej we śnie i powiedziała jej, że umarła przez Sixtena.
Tuula wyrzuciła ręce w powietrze.
‒ Ogarnij się. Chyba nie wierzysz, że jakaś wróżka pomoże nam rozwiązać tę sprawę?
‒ Trudno mi się nie zgodzić z Tuulą ‒ rzekła Gisela.
‒ Chwileczkę, pozwólcie mi wyjaśnić. Rauni powiedziała mi też, że Sixten jako dziecko zachowywał się agresywnie. Przyjrzałem się dochodzeniu w sprawie śmierci jego siostry i parę kwestii nie zostało wyjaśnionych. Myślę, że warto się dowiedzieć więcej na ten temat. Nie znajdziemy jego zabójcy, jeśli nie zrozumiemy, kim był Sixten. Niewykluczone, że istnieje więcej osób, poza tymi z naszej listy, które miały powód, żeby go zabić.
‒ To znaczy kto? ‒ spytała sceptycznie Tuula. ‒ Nie wyobrażam sobie, żeby rodzice Sixtena chcieli zabić syna, nawet jeśli to przez niego zginęła jego młodsza siostra.
‒ Nie wiem ‒ zwątpił Linus. ‒ Ale myślę, że nie powinniśmy ignorować wydarzeń z przeszłości. Dwie osoby bliskie Sixtenowi zaginęły i są uznane za zmarłe: jego pierwsza żona Yvonne i młodsza siostra Emily.
Ach, to droczenie się Linusa i Tuuli, pomyślała Gisela. Nie chcąc, by ich rozmowa przerodziła się w kłótnię, postanowiła im przerwać.
‒ Kopenhaska policja w końcu rozpatrzyła pozytywnie moją prośbę o dostęp do akt sprawy śmierci Yvonne. Na początku przyszłego tygodnia jedno z was poleci do Kopenhagi.
Linus chrząknął.
‒ Ja niestety nie mogę. Josefin ma spotkanie w Rovaniemi zaplanowane od dłuższego czasu. Muszę zostać w domu z dziećmi.
‒ O, nie, nie ma mowy, ja nie wsiądę do samolotu ‒ zaprotestował szybko Freddy. ‒ Czy wiecie, że codziennie rozbijają się cztery samoloty?
‒ Ryzyko śmierci w wypadku samochodowym jest znacznie większe niż w katastrofie lotniczej ‒ zauważyła Tuula.
‒ To bez znaczenia. Nigdy nie latałem i dopóki żyję, moja stopa nigdy nie stanie na pokładzie samolotu ‒ odparł stanowczo Freddy.
Gisela odwróciła się do Tuuli.
‒ Nie patrz na mnie. Mam wolne w poniedziałek, jak pewnie pamiętasz.
Tuula i Hannele miały rocznicę. Poznały się cztery lata wcześniej podczas halloweenowego rejsu między Helsinkami a Sztokholmem. Co roku w halloween wybierały się na ten sam rejs, by celebrować swój związek, przywołać wspomnienia i, jak to ujęła Tuula, wlewać w siebie fluorescencyjne drinki.
Gisela westchnęła.
‒ W takim razie sama pojadę.
Miała powiedzieć coś jeszcze, ale przez uchylone drzwi wsunęła głowę młodsza aspirantka.
‒ Szukam Linusa Mikkoli. Podobno tu jest.
‒ To ja. ‒ Linus wstał. ‒ Jak mogę pomóc?
‒ Właśnie wezwaliśmy Christoffera Gadda na przesłuchanie. Wczoraj aresztował go patrol, spędził noc w celi.
‒ Christoffer Gadd… ‒ powtórzyła Tuula. - Czy to nie ten facet, co się przebiera za Batmana?
‒ Co tym razem zrobił? ‒ spytał Linus zrezygnowanym tonem.
Kiedy pracował jako policjant w służbie patrolowej, wielokrotnie miał do czynienia z Christofferem.
‒ Znowu chodzi o ujęcie obywatelskie. Tym razem zatrzymał dwóch młodych ludzi handlujących narkotykami na cmentarzu.
‒ To nie jest nic dla wydziału kryminalnego ‒ wtrąciła Gisela. ‒ Właśnie omawiamy sprawę morderstwa.
Aspirantka miała zakłopotaną minę.
‒ Christoffer poprosił o spotkanie z Linusem, nie chce rozmawiać z nikim innym.
‒ Dobrze, niech będzie ‒ zgodziła się Gisela. ‒ Ale potem koniec z absurdami na dzisiaj.
Spojrzała surowo na podwładnego.
‒ To pójdzie szybko ‒ zapewnił. ‒ Nieraz miałem styczność z Christofferem. Będzie współpracował.
Gisela zgodziła się, żeby poszedł.
‒ Czy macie coś jeszcze? ‒ zapytała pozostałych dwoje.
‒ Operator dał nam bilingi rozmów wykonanych przez Sixtena z telefonu stacjonarnego w biurze i z komórki – zameldował Freddy. ‒ W dniach poprzedzających morderstwo nie zauważyłem żadnych podejrzanych połączeń. Sixten nie wypłacił też żadnej większej kwoty ani nie dokonał wpłat na konto osobiste. Zaciekawiło mnie jedynie to, że ostatnie połączenie Sixten wykonał do Jaspera i trwało ono cztery minuty i szesnaście sekund.
‒ Pytałeś o to Jaspera? ‒ dociekała Gisela.
‒ Tak, powiedział, że rozmawiali o spotkaniu z inwestorem, z którym widzieli się wcześniej tego wieczoru.
‒ To by się zgadzało ‒ przyznała Gisela, choć miała przeczucie, że Jasper wcale nie musi mówić prawdy. ‒ Dobrze, w takim razie dalej starajmy się zebrać jak najwięcej informacji o naszych trzech głównych podejrzanych: Vibeke Waldeck, Jasperze Hagmanie i Antonie Erixonie. Oprócz tego naszym priorytetem jest zidentyfikowanie anonimowego inwestora. Musimy też się dowiedzieć, dlaczego Milytekno płaci czynsz za lokale w Kopenhadze i na Gibraltarze. Wtedy będziemy mogli wykluczyć, że Milytekno jest zamieszane w pranie pieniędzy lub inną działalność przestępczą.
‒ Wspólnicy nie okazali się pomocni w tej kwestii, nic a nic ‒ stwierdził Freddy. ‒ A ich prawnicy robią co mogą, żeby opóźnić cały proces.
‒ Jeszcze dzisiaj powinniśmy uzyskać nakaz przeszukania ‒ rzekła Gisela.
LINUS
Gisela, wydając z siebie pomruk niezadowolenia, pozwoliła Linusowi opuścić spotkani. Kwadrans później siedział w pokoju przesłuchań naprzeciwko Christoffera, który wciąż miał na sobie swój kostium. Od razu pomyślał o bliźniakach i ich przebraniach za super bohaterów. W poprzedni wtorek miał chodzić z dziećmi od drzwi do drzwi i zgodnie z halloweenową tradycją prosić o słodycze, ale nie zdążył, bo musiał pracować po godzinach. Obiecał, że pójdzie z nimi dziś wieczorem.
Siedzący przed nim mężczyzna wyglądał jak duże dziecko wybierające się na bal przebierańców.
‒ Czy może pan zdjąć maskę? ‒ poprosił Christoffera.
Samozwańczy stróż prawa wykonał polecenie.
‒ Nie mogę uwierzyć, że znowu tu siedzimy ‒ powiedział Linus. ‒ Ile razy mogę panu tłumaczyć, żeby zostawił pan policyjną robotę nam, policjantom?
Christoffer zmienił pozycję na krześle.
‒ Tylko staram się pomóc, jako dobry obywatel. Żałuję, że nikt nie zainterweniował i nie powstrzymał napastników, kiedy mnie zaatakowali i pobili prawie na śmierć. Oni wciąż są na wolności.
‒ Rozumiem, że to musiało być okropne przeżycie, ale nie może sam pan wymierzać sprawiedliwości. Stwierdziliśmy, że tym razem nie poniesie pan żadnych konsekwencji, jeśli jednak sytuacja się powtórzy, nie będę miał innego wyjścia i będę zmuszony nałożyć grzywnę za zakłócanie porządku.
Christoffer spuścił głowę.
‒ Rozumiem ‒ powiedział cicho.
Linus odprowadził mężczyznę do wyjścia, a on ze zwieszonymi ramionami opuścił komisariat. Jego peleryna powiewała na wietrze. Gdy znalazł się mniej więcej w połowie ulicy, ściągnął ją i wyrzucił do kosza na śmieci.
Linusowi żal było odartego ze złudzeń superbohatera. Christoffer nie był jednak funkcjonariuszem organów ścigania. Linus miał nadzieję, że już więcej nie zobaczy go na komisariacie.
Gdy łowca przestępców zniknął mu z oczu, wsiadł do samochodu i udał się do rodziców Sixtena, by porozmawiać z nimi o śmierci ich córki.
Roosa otworzyła drzwi ze zdziwioną miną.
‒ Rozmawialiśmy już z policją ‒ powiedziała.
‒ Wiem, ale mam jeszcze kilka dodatkowych pytań.
‒ Dobrze, proszę wejść. Mojego męża nie ma. Zabrał Gustava na basen do Tropiclandii. Chłopiec w jego wieku nie powinien całymi dniami siedzieć w domu i się smucić, to jest niezdrowe. Dla dobra Gustava musimy spróbować wrócić do normalnego życia, nawet jeśli teraz, kiedy Sixten odszedł, już nic nie będzie takie samo.
Odwróciła twarz, wyjęła chusteczkę z kieszeni kardiganu i otarła nią oczy.
Linus poszedł za nią do kuchni. Na ścianie nad stołem wisiały liczne zdjęcia uśmiechniętego Gustava, a także stara fotografia przedstawiająca dwójkę małych dzieci, chłopca i dziewczynkę.
Roosa zauważyła jego spojrzenie.
‒ To Sixten i Emily ‒ wyjaśniła. ‒ Zdjęcie zostało zrobione w chatce, którą wynajmowaliśmy na wakacje, kiedy dzieci były małe. Kilka dni później Emily… ‒ Roosa nie dokończyła zdania, tylko spytała: ‒ Napije się pan czegoś?
Linus nie był spragniony, ale mimo to poprosił o szklankę wody.
Chciał dać Roosie chwilę, żeby się pozbierała, zanim zada jej pytania o śmierć Emily, które niewątpliwie otworzą stare rany. Cóż za niewyobrażalna tragedia stracić dzieci w tak potworny sposób ‒ jedno utonęło, drugie padło ofiarą morderstwa.
Roosa postawiła przed nim szklankę wody i usiadła na krześle przy kuchennym stole. Splotła ręce i położyła je na kraciastym obrusie z ceraty.
‒ Więc o co chce mnie pan zapytać? Powiedzieliśmy już tej policjantce wszystko, co wiemy o śmierci Sixtena.
‒ Jestem tu z innego powodu ‒ zaczął ostrożnie Linus. ‒ Kiedy badamy sprawę morderstwa, chcemy się dowiedzieć o ofierze jak najwięcej, nawet o jej przeszłości. Otrzymaliśmy informację, że młodsza siostra Sixtena utonęła, kiedy miała cztery lata.
Roosa zamrugała nerwowo i pokręciła lekko głową.
‒ Co to ma wspólnego z morderstwem Sixtena?
‒ Czy mogłaby mi pani powiedzieć, co się wtedy wydarzyło?
Roosa jęknęła niczym ranne zwierzę.
‒ Nie bardzo rozumiem, dlaczego pan o to pyta. To było straszne, po prostu coś potwornego. Nasza rodzina nigdy się nie otrząsnęła po tym wszystkim.
‒ Wiem, że to trudne, ale czy mogłaby pani powiedzieć mi, jak do tego doszło, że Emily utonęła?
Roosa znowu mocno zamrugała, ale tym razem nie powstrzymała łez, które teraz spływały jej po policzku. Zacisnęła dłoń i przycisnęła ją do piersi. Następnie zaczęła opowiadać historię, niemal mechanicznie, jakby robiła to już tysiące razy.
‒ Byliśmy całą rodziną nad rzeką. Dzieci bawiły się na plaży. Nie pozwoliłam zbliżać im się do wody. Ale wie pan, jakie są dzieci. Tylko na chwilę oderwałam wzrok od Emily. Popełniłam największy błąd w moim życiu i od tamtej pory nie było dnia, żebym siebie nie obwiniała. W ciągu tych kilku sekund, kiedy na nią nie patrzyłam, Emily jakimś sposobem znalazła się w wodzie. Sixten próbował ją ratować, ale sam przecież był mały. Walterowi udało się wyciągnąć Sixtena z wody, ale Emily coraz bardziej się od nas oddalała. ‒ Roosa zamilkła na dłuższą chwilę. ‒ Utonęła. Nie udało nam się jej uratować.
Linus nie wiedział, jak przejść do kolejnego pytania i zapytać pogrążoną w żałobie matkę, która straciła oboje dzieci, czy Sixten mógł się przyczynić do śmierci siostry.
Przełknął głośno ślinę.
‒ Czy istnieje jakiekolwiek prawdopodobieństwo, choćby najmniejsze, że to Sixten wepchnął swoją siostrę do rzeki?
Spodziewał się, że na to oskarżenie Roosa zareaguje płaczem lub wybuchem złości, lecz kobieta odparła spokojnie:
‒ Kto panu to powiedział? Rozmawialiście z Rauni Nyman? Nigdy nie lubiła naszego Sixtena. Jasne, potrafił psocić i często kłócił się z siostrą. Kto tak nie robi z rodzeństwem?
Linus pomyślał o swoich ukochanych, acz niesfornych dzieciach, które nieustannie skakały sobie do oczu.
‒ Sixten na pewno nie popchnął siostry. Zanim wpadła do rzeki, Sixten się potknął i uderzył kolanem o skałę. Walter pobiegł, żeby go pocieszyć. Właśnie dlatego oderwałam wzrok od Emily, bo płacz Sixtena był tak przejmujący. Chęć ukojenia płaczącego dziecka to naturalny odruch matki. Działałam pod wpływem impulsu. Kiedy ponownie spojrzałam tam, gdzie Emily siedziała raptem kilka sekund wcześniej, już jej tam nie było. Znalazła się w wodzie. Obaj, Sixten i Walter, rzucili się za nią. Całe szczęście, że tego dnia nie straciliśmy również Sixtena. Ciała Emily nigdy nie odnaleziono. Policja uznała, że porwała ją rzeka, a jej ciało popłynęło z prądem aż do morza. Sixten codziennie spacerował wzdłuż rzeki w poszukiwaniu siostry. A kiedy był już dorosły, kupił domek letniskowy nieopodal miejsca, w którym zaginęła. Powiedział, że dzięki temu czuje, że znów jest blisko niej. Walter i ja prawie wcale tam nie jeździmy. Wolę pamiętać Emily taką, jaka była za życia, a nie w chwili śmierci.
Roosa spojrzała na zdjęcie Sixtena i Emily.
Linus znów przełknął ślinę.
‒ Przepraszam, że przywołałem te straszne wspomnienia. Sam mam dzieci i wyobrażam sobie, przez co musieli państwo przejść. Mam nadzieję, że rozumie pani, że musimy zadawać te pytania, ponieważ chcemy znaleźć osobę, która zabiła pani syna.
Roosa spojrzała na niego zmęczonym wzrokiem.
‒ Nie wiem, kto zabił Sixtena, ale chciałabym, żeby pan i pana koledzy mieli jasność co do jednego. Ludzie mogą sobie myśleć, co chcą, ja wiem, że Sixten był miłym chłopcem i dobrym człowiekiem. Nie przejawiał agresji wobec Yvonne, Vibeke czy kogokolwiek innego, nawet jeśli ludziom…
W tym momencie otworzyły się drzwi wejściowe. Walter i Gustav wrócili z Tropiclandii.
Roosa szybko otarła policzki, by nie zdradzić po sobie, że płakała. Jednak Walter, który stanął w drzwiach, natychmiast się zorientował, że coś jest nie tak.
‒ Co tu się dzieje? ‒ spytał donośnym głosem.
‒ Policja musiała zadać więcej pytań na temat Sixtena ‒ pospieszyła z wyjaśnieniami Roosa.
Do kuchni wbiegł blondynek, którego Linus rozpoznał ze zdjęć na ścianie. Miał mokre włosy, a oczy przekrwione od chlorowanej wody w basenie.
‒ Smucisz się, babciu?
‒ Nie, jestem tylko trochę zmęczona ‒ zapewniła Roosa.
Mały podszedł do babci, objął ją i rzekł łagodnie:
‒ Biedna babcia.
Roosa czule pogłaskała go po policzku.
Linus wyszedł od rodziców Sixtena z poczuciem, że popełnił poważny błąd, kwestionując utonięcie Emily. Możliwe, że rzeczywiście to nie miało sensu. Z drugiej strony, jego obowiązkiem jako śledczego było sprawdzenie każdego tropu, choćby najbardziej osobliwego z pozoru.
TUULA
Kiedy Tuula wyszła z damskiej toalety, zobaczyła Freddy’ego maszerującego w kierunku windy z dwoma umundurowanymi policjantami. Podbiegła zapytać, dokąd idą.
‒ Mamy decyzję prokuratora. Jedziemy do Milytekno zarekwirować komputery.
‒ Jadę z wami ‒ zdecydowała Tuula. ‒ Pomogę ci przejrzeć ich księgowość. W zeszłym roku zrobiłam zaawansowany kurs o przestępstwach finansowych.
Skrzywiła się. Chyba nic nudniejszego niż ten kurs w życiu jej nie spotkało, a do tego ledwo zdała test końcowy.
‒ Ty mi chcesz pomóc przejrzeć historię kont? ‒ zdziwił się Freddy. ‒ Myślałem, że nie lubisz tego rodzaju roboty.
Miał rację. Tuula nienawidziła papierkowej roboty. Była jednak przekonana co do powiązań Sixtena z kopenhaskim półświatkiem. Gisela wprawdzie całkowicie odrzuciła tę teorię, ale Tuula uważała, że tym razem przełożona się myliła. I miała zamiar jej to udowodnić.
Poza tym chciała zobaczyć minę Jaspera i znikający z jego ust wyniosły uśmiech, kiedy będą zabierać ich komputery z Milytekno.
W siedzibie firmy skierowali się do zaskoczonej recepcjonistki. Szeroko otwartymi oczami patrzyła, jak się do niej zbliżają.
‒ Gdzie znajdziemy Jaspera Hagmana i Karriego Ikonena? ‒ spytała Tuula.
‒ Są na górze, w swoich biurach – odpowiedziała. ‒ Coś się stało?
Podniosła słuchawkę i zaczęła wybierać numer.
Tuula ostrożnie wyjęła jej z rąk słuchawkę, po czym skierowała wzrok na plakietkę z nazwiskiem na klapie żakietu kobiety.
‒ Bettino – powiedziała ‒ nie trzeba dzwonić i ich ostrzegać, że przyszła policja. Sami trafimy.
Już z daleka widziała Jaspera i Karriego w ich biurach. Karri pracował przy komputerze, tymczasem Jasper stał przy wielkim oknie i rozmawiał przez telefon, spoglądając na archipelag.
Kiedy otworzyła drzwi do biura Karriego, ten wystrzelił z krzesła jak z procy. Po chwili nadbiegł Jasper.
‒ Co wy wyprawiacie? – warknął. ‒ Nie możecie nas tak nachodzić.
‒ A jednak możemy. ‒ Tuula pokazała nakaz rewizji.
Jasper wziął go od niej i uważnie go czytał, podczas gdy Karri stał osłupiały za biurkiem.
‒ Wszystko w porządku. ‒ Jasper chrząknął i oddał nakaz Tuuli. ‒ Co chcecie znaleźć na naszych komputerach?
‒ Niestety, nie możemy udzielić tej informacji. Ale jeśli panowie mają coś do powiedzenia, to dobry moment, żeby to zrobić. Jeśli cokolwiek ukrywacie przed policją, dojdziemy do tego w trakcie analizy transakcji Milytekno.
Obaj mężczyźni milczeli. Tuula spróbowała ponownie.
‒ Jeśli posiadacie jakieś cenne informacje, które mogą pomóc nam znaleźć mordercę Sixtena, radzę jak najszybciej podzielić się nimi z policją.
Jasper odsunął się na bok, kiedy dwóch funkcjonariuszy zabierało komputer Karriego. Zanieśli go do samochodu czekającego przed budynkiem i kilka minut później wrócili po komputer Jaspera.
Po raz pierwszy Jasperowi odjęło mowę.
VIBEKE
Vibeke stanęła w drzwiach sypialni i spojrzała na łóżko, na którym zmarł jej mąż. Dekoratorka zdjęła wszystkie ozdoby halloweenowe, a firma sprzątająca wyszorowała w domu każdy kąt. Nie został nawet ślad po tym, co się wydarzyło. Na łóżku leżała czysta pościel, materac został wymieniony. Mimo to Vibeke nie wyobrażała sobie, że kiedykolwiek będzie tu spać. Pokój gościnny na dole mieścił się najdalej od miejsca, w którym życie Sixtena brutalnie się zakończyło, kiedy nieznany napastnik wbił mu nóż w gardło. Choć nawet tam czuła, że jest zbyt blisko sypialni. Nie miała wyboru, należało sprzedać dom.
Podskoczyła, kiedy nagle rozległ się przeraźliwy krzyk. Ten przeklęty dzwonek do drzwi. Koszmarny dźwięk, który Gustav wybrał na imprezę, trzeba było zmienić na coś normalnego.
Zbiegła po schodach, lecz zanim dotarła do drzwi, te się otworzyły i do środka wpadł Gustav, a zaraz za nim jej teść.
Vibeke objęła syna i wtuliła twarz w jego szyję.
‒ Kochanie… ‒ wymamrotała w jego włosy.
Gustav odsunął się od niej.
‒ Gdzie tata? ‒ zapytał.
Vibeke z trudem powstrzymywała łzy.
‒ W szpitalu. Dobrze się nim tam opiekują.
‒ Możemy go zobaczyć przed pogrzebem? Kiedy zmarł dziadek Joela, pozwolili im zobaczyć go w szpitalu. Joel powiedział, że to wcale nie było straszne. Miał wrażenie, że dziadek po prostu śpi.
Vibeke pomyślała o tym, jak Sixten wyglądał tamtego ranka. Całkiem blady, z dużym rozcięciem na szyi. A jego martwe oczy wpatrywały się w miejsce, w którym zapewne stała osoba, która go zamordowała. Przeszedł ją dreszcz.
‒ Nie, nie zobaczymy taty przed pogrzebem. Biegnij do swojego pokoju, a ja zamienię parę słów z dziadkiem.
Gustav spojrzał na nią ze złością. Mijając ją, szturchnął ją mocno w bok.
Walter zamknął drzwi wejściowe, lecz nadal stał w holu.
‒ Chciałbyś wejść na chwilę? ‒ spytała Vibeke.
‒ Nie, pobądź z synem ‒ zasugerował, lecz nie ruszył się z miejsca.
Puknął w daszek czapki, którą chwilę później zdjął i trzymał w ręce.
Był wyraźnie zdenerwowany, co nieczęsto mu się zdarzało.
‒ No więc, rozmawialiśmy z Roosą… ‒ zaczął. ‒ Uważamy, że powinnaś powiedzieć policji o Gustavie. Oni myślą, że nasz syn się nad tobą znęcał. To kala jego dobre imię. Nie mówiąc o tym, że w ich przekonaniu miałabyś przez to powód, żeby zabić Sixtena. Czas powiedzieć prawdę.
‒ Nie mogę powiedzieć policji o Gustavie ‒ syknęła Vibeke. ‒ Czy nie rozumiecie, że wtedy mogliby pomyśleć, że to on zabił swojego ojca?
Walter cofnął się o krok.
‒ Nigdy by nie uwierzyli, że dziecko jest zdolne do czegoś takiego.
‒ Nie? Sam widziałeś, jak Gustav się zachowuje, kiedy się złości.
‒ Po prostu nie możemy znieść myśli, że policja uważa, że Sixten cię krzywdził ‒ rzekł Walter. Vibeke widziała łzę spływającą po jego pomarszczonym policzku. ‒ A co gorsza, podejrzewają, że zabił Yvonne. I Emily.
Vibeke nie mogła dłużej słuchać słów teścia. Nie chciała, by te wszystkie dawne sprawy zostały wyciągnięte na światło dzienne. Nie chciała, by policja wróciła do starego śledztwa w sprawie zaginięcia Yvonne. Ani do wydarzeń, które doprowadziły do śmierci Yvonne. Musiała odwrócić od tego uwagę policji.
Czuła się wyczerpana.
‒ Pomyślę o tym ‒ oznajmiła.
Walter zwiesił ramiona.
‒ Dziękuję, to wiele dla nas znaczy ‒ powiedział łamiącym się głosem. ‒ Pamiętaj, że będziemy cię wspierać, niezależnie od tego, co zdecydujesz. Ale serce Roosy pęka, kiedy słyszy, że oskarżają Sixtena o tak nikczemne czyny.
Gdy Walter wyszedł, Vibeke oparła się o ścianę. Stała tam przez dłuższą chwilę z zamkniętymi oczami i ręką na brzuchu. Potem wzięła głęboki oddech i poszła do Gustava.
LINUS
Kiedy Linus wszedł do swojego domu w Gamla Vasa, powitał go straszliwy ryk. Po chwili rzuciło się na niego dwóch małych superbohaterów.
‒ Zabierz nas na zbieranie słodyczy! ‒ krzyknął podekscytowany Max.
‒ Prosimy, tatusiu! ‒ wtórował bratu Malte. - Obiecałeś, że pójdziesz z nami dziś po pracy.
Zaczęli podskakiwać i wołać zgodnym duetem:
‒ Cukierek albo psikus! Cukierek albo psikus!
Linus uniósł rękę.
‒ Uspokójcie się. Muszę się przebrać i wtedy pójdziemy.
‒ Hurra! ‒ krzyknęli chłopcy i popędzili do kuchni. ‒ Mamo! Idziemy z tatą zbierać słodycze!
Josefin coś odpowiedziała, ale ponieważ mówiła normalnym tonem, Linus nie zdołał jej usłyszeć.
Przebrał się w dżinsy i bluzę z kapturem. Zajrzał do pokoju Laili. Siedziała na łóżku i słuchała muzyki. Szczeniak spał na jej kolanach.
‒ Idę z Maltem i Maxem pochodzić po sąsiadach. Chcesz iść z nami?
Laila spojrzała na niego sceptycznie.
‒ Jestem za stara na „cukierek albo psikus”.
‒ Okej. ‒ Linus wyszedł z pokoju córki.
Przeszedł przez korytarz i uchylił drzwi do pokoju Harriego. Światło jak zwykle się nie paliło, a zasłony były zaciągnięte. Harri siedział po ciemku przed komputerem w słuchawkach na uszach. Energicznie stukał w klawiaturę, a kod na ekranie wydłużał się z każdym naciśnięciem klawisza.
‒ Nie, nie chcę iść z wami ‒ odezwał się Harri, zanim Linus zdążył zapytać.
‒ Nawet nie wiesz, co chciałem powiedzieć.
‒ Wiem. Zabierasz bliźniaki na halloweenowe zbieranie cukierków i zastanawiasz się, czy nie pójdę z wami. Malte i Max cały dzień o tym nawijają.
Linus się uśmiechnął.
‒ A może chciałem cię poprosić, żebyś mi pomógł w zjedzeniu lodów, całego pojemnika?
Dopiero wtedy Harri oderwał wzrok od ekranu i spojrzał na ojca.
‒ Mama nigdy by mi na to nie pozwoliła ‒ powiedział i miał całkowitą rację.
Na dole Malte i Max czekali na tatę przebrani za superbohaterów.
‒ Tato, a ty się nie przebierzesz? ‒ spytał Malte z zawiedzioną miną.
‒ Już się przebrałem ‒ odparł Linus.
Chłopcy przechylili głowy, próbując zdecydować, kogo przypomina ich tata.
‒ Jestem wilkołakiem. Poczekajcie tylko, aż księżyc będzie w pełni ‒ wyjaśnił Linus i zaczął gonić synów po domu, wyjąc jak wilk.
Josefin wyszła z kuchni.
‒ Matko, co tu się dzieje?
‒ Tata jest wilkołakiem ‒ oznajmił Max.
‒ Nie wygląda jak wilkołak.
‒ To dlatego, że nie ma jeszcze pełni księżyca ‒ wyjaśnili zgodnie bliźniacy.
Josefin się roześmiała i ich przytuliła.
‒ Jak myślisz, jak długo was nie będzie? ‒ zwróciła się do Linusa.
‒ Nie dłużej niż pół godziny.
‒ Dobrze, to zjemy, jak wrócicie.
Na dworze było zimno. Księżyc i gwiazdy świeciły na ciemnym niebie, w powietrzu unosił się przyjemny zapach drewna z sauny lub kominka sąsiadów.
Najpierw udali się do sąsiedniego domu, gdzie bliźniacy dostali pianki i po tabliczce czekolady. Następnie poszli do domów położonych dalej. Ponieważ Halloween już się skończyło, Malte i Max byli jedynymi dziećmi pukającymi do drzwi. Na szczęście większość sąsiadów z okolicy miała jeszcze jakieś smakołyki. Po każdej wizycie bliźniacy z radością liczyli rosnącą kolekcję cukierków.
‒ Jeszcze jeden dom i wracamy ‒ zdecydował Linus.
Malte i Max radośnie podskakiwali po kamiennej ścieżce prowadzącej do domu pana Göranssona, który od kilku lat był wdowcem i mieszkał sam. Trzymał się raczej na uboczu, Linus rozmawiał z nim raptem kilka razy. Pamiętał jednak, że kilka tygodni wcześniej pan Göransson kupił od Laili los na loterię. Jej klub pływacki zbierał pieniądze na wyjazd do Jakobstad, by wziąć udział w mistrzostwach regionalnych.
Bliźniacy zapukali do drzwi. Pan Göransson im otworzył i spojrzał ze zdziwieniem.
‒ Cukierek albo psikus! ‒ zawołali Malte i Max i w napięciu czekali, jak sąsiad zareaguje.
Göransson spojrzał na nich, mocno ściągając krzaczaste brwi.
‒ Dzisiaj nie jest Halloween. Pomyliliście daty ‒ mruknął nadąsany i zatrzasnął im drzwi przed nosem.
Bliźniacy odwrócili się do Linusa. Spojrzeli na niego szeroko otwartymi oczami, po czym wybuchnęli płaczem.
‒ Nie przejmujcie się nim ‒ pocieszał ich Linus. ‒ I tak macie mnóstwo słodyczy. ‒ Linus starał się załagodzić sytuację. Obrzucił dom sąsiada gniewnym spojrzeniem. Miał ochotę tam zapukać i podstawić staruszkowi pod nos policyjną legitymację. Zabrać go na komisariat pod jakimś błahym pretekstem i kazać mu siedzieć w areszcie przez noc. Ale oczywiście nie mógł tego zrobić.
Chłopcy byli niepocieszeni. Płakali przez całą drogę do domu. Na ich widok Josefin spojrzała oskarżycielsko na Linusa.
‒ Co znowu narobiłeś?
Najwyraźniej Linus ostatnio wszystko robił źle.
GISELA
Kiedy Gisela wróciła z pracy, koty miauczały tak rozpaczliwie, że zwątpiła, czy rano pamiętała, by je nakarmić. Szybko sprawdziła ich miski, ale miały w nich jedzenie. Wręcz chyba nawet go nie tknęły. Ostatnim razem, gdy była w sklepie, nie dostała karmy dla kotów, którą zwykle kupowała, więc kupiła inną, a ta najwyraźniej nie przypadła do gustu ich wrażliwym kubkom smakowym. Koty to naprawdę wybredne i wymagające zwierzęta. Gisela doskonale rozumiała ich naturę. Potrafiła sobie wyobrazić, że w kolejnym życiu odrodzi się jako kot. Leżenie na kanapie i leniuchowanie całymi dniami, wychodzenie z domu tylko wtedy, gdy miało się na to ochotę, mogło wcale nie być takie złe.
‒ Zobaczę, co mamy w lodówce ‒ powiedziała, a trzy pary wyczekujących oczu utkwiły w niej wzrok.
Wyjęła opakowanie mielonego mięsa i nałożyła trzy porcje do kocich misek. Kiedy koty jadły, Gisela zmyła z siebie trudy pracy i przebrała się w piżamę, choć nawet nie było ósmej. Podgrzała w mikrofalówce kupną tartę z kurczakiem, która nie okazała tak smaczna, jak obiecywano na opakowaniu.
Po kolacji usiadła na kanapie z ulubionym kotem Scarface, dużym kieliszkiem wina i nowymi puzzlami. Zapamiętała obrazek z pudełka, rajską wyspę z kredowobiałym piaskiem i palmami pochylonymi nad turkusową wodą. Następnie wysypała elementy na stół i odłożyła pokrywkę. Układanie puzzli bez patrzenia na obrazek stanowiło dodatkowe wyzwanie, które zdaniem Giseli urozmaicało całe doświadczenie. W tle grała cicho muzyka jazzowa. To Stefan polecił ten zespół. Sam grał na saksofonie w lokalnym zespole jazzowym i był zagorzałym fanem tej muzyki. Następnego dnia mieli wystąpić w cocktail-barze w centrum i w chwili słabości Gisela obiecała mu, że przyjdzie. Rano dostarczono na komisariat bilet na koncert, więc nie mogła się już wycofać.
Najpierw odwróciła wszystkie puzzle obrazkiem do góry, a następnie odszukała elementy krawędziowe. Odłożyła je na bok, popijając już drugi kieliszek wina. Oboje z kotem mile spędzali czas. Przynajmniej do momentu, kiedy komórka Giseli zawibrowała na stole, zakłócając spokój.
To była Monica. Gisela odebrała.
Jak zwykle jej przyjaciółka od razu przeszła do rzeczy.
‒ Pójdziesz ze mną jutro na imprezę halloweenową? Jeden z fotografów to organizuje, a ja już mam dość tych wszystkich ludzi z pracy. Czy nie wystarczy, że spędzamy razem każdy dzień powszedni? Chyba nie musimy też spotykać się w wolnym czasie? Proszę, chodź ze mną, bądź moją osobą towarzyszącą.
‒ Imprezy halloweenowe to nie moja bajka. Jestem kobietą w średnim wieku, z lekką nadwagą i mieszkam sama z trzema kotami. Nie muszę się specjalnie przebierać, żeby siać postrach.
‒ Och, przestań. Jesteś zajebistą laską. Kto w naszym wieku chciałby wyglądać jak pozbawiona wszelkich niedoskonałości lalka Barbie? Będzie fajnie, obiecuję.
‒ Czy nie powiedziałaś przed chwilą, że twoi koledzy cię nudzą?
Monica się roześmiała.
‒ Tak naprawdę są w porządku. No i z pewnością potrafią się dobrze bawić.
‒ Przykro mi, ale umówiłam się ze Stefanem.
‒ Weź go ze sobą ‒ odparła Monica z entuzjazmem.
‒ Nie ma mowy. Kto jak kto, ale on zdecydowanie nie powinien mnie widzieć przebranej za czarownicę. Poza tym wybieram się jutro na koncert jego zespołu.
‒ O, to chyba znacznie bardziej wyrafinowany plan na wieczór. Może zamiast na imprezę, powinnam pójść z tobą?
‒ Niestety, mam tylko jeden bilet.
Monica nie przejęła się zbytnio.
‒ A co słychać poza tym? – zapytała. - Ze śledztwem i tak dalej. Czy możesz podzielić się ze mną jakimiś poufnymi informacjami?
‒ Mogę ci jedynie powiedzieć, że sprawdzamy kilka różnych tropów i mamy kilku podejrzanych.
‒ Wiesz przecież, że to, co mówisz, jest dla mnie całkowicie bezużyteczne.
‒ Przykro mi, ale nawet gdybym chciała, niewiele więcej mogłabym dodać. Nie mamy żadnych konkretów. Jeden z moich najlepszych policjantów próbował skontaktować się z duchem Sixtena za pośrednictwem medium, z kolei inna śledcza uważa, że za tym wszystkim stoi kopenhaska mafia. To kompletny absurd.
Monica roześmiała się głośno.
‒ Czy mogę to zacytować?
‒ Wykluczone. Jeśli to zrobisz, zaprzeczę wszystkiemu.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, a kiedy się rozłączyły, sprawa morderstwa ponownie zawładnęła myślami Giseli. Z dochodzenia wynikało, że Sixten i Vibeke prowadzili spokojne życie, a w ciągu ostatniej dekady nie było żadnych skandali związanych z Milytekno. Mimo to Gisela czuła, że coś zaszło między wspólnikami, przyjaciółmi z dzieciństwa. Wyraźnie było widać, że Karri i Jasper obawiają się, że policja coś znajdzie, przeglądając informacje na ich komputerach.
Czy Anton mówił prawdę, twierdząc, że nie ma zatargów z tamtymi trzema? Czy naprawdę był zadowolony, że haruje w agencji eventowej, żeby zarobić śmieszne pieniądze, podczas gdy Milytekno zbija fortunę na jego wynalazku? Freddy przyjrzał się firmie Antona i okazało się, że znajduje się w poważnych tarapatach. Był bliski bankructwa i niedawno bank odrzucił jego wniosek o kolejną pożyczkę.
O co pokłócili się Sixten, Jasper i Karri w dniu urodzin Sixtena? Ani Jasper, ani Karri nie chcieli odpowiedzieć na to pytanie, co właściwie nikogo nie zdziwiło.
Kim był tajemniczy inwestor, który uratował Milytekno i dlaczego chciał pozostać anonimowy?
I jeszcze cała ta sprawa z morderstwem Yvonne. Trudno było dostrzec związek między wydarzeniami w Kopenhadze sprzed ponad jedenastu lat a zabójstwem Sixtena. Jednocześnie nie dało się zignorować faktu, że istnieje jakieś powiązanie między tymi dwoma morderstwami.
Im więcej Gisela myślała o tym, czego policja do tej pory dowiedziała się o życiu Sixtena, tym silniejsze miała poczucie, że jego śmierć miała związek z wydarzeniem z przeszłości. Tylko po co ktoś miałby czekać tyle lat, by go zabić? Co skłoniło sprawcę, żeby zrobić to akurat teraz?