Kiedy zapada zmierzch. Część 2 - Sara Önnebo - ebook + audiobook

Kiedy zapada zmierzch. Część 2 ebook i audiobook

Sara Önnebo

4,0

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

30 osób interesuje się tą książką

Opis

Zbliża się dzień Wszystkich Świętych. Gdy na cmentarzach pojawiają się znicze i rozbrzmiewają żałobne dzwony, morderca z nożem ponownie atakuje. Gisela udaje się do Kopenhagi, aby zbadać, czy nierozwiązana sprawa sprzed lat może mieć związek ze zbrodniami popełnionymi w Ostrobotni.

„Kiedy zapada zmierzch” to trzyczęściowa seria napisana przez Sarę Önnebo, autorkę bestsellerowego cyklu „Wszyscy jesteśmy martwi”.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 129

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 11 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Bartosz Głogowski

Oceny
4,0 (3 oceny)
1
1
1
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Ty­tuł: Kiedy za­pada zmierzch. Część 2

Ty­tuł ory­gi­nału: Alla dödas natt 2

Prze­kład z ję­zyka szwedz­kiego: Ka­ro­lina Skiba

Co­py­ri­ght © Sara Ön­nebo, 2025

This edi­tion: © Gyl­den­dal Astra/Gyl­den­dal A/S, Co­pen­ha­gen 2025

Pro­jekt okładki: Da­niel Na­tka­niec

Re­dak­cja: Ewa Penk­syk-Klucz­kow­ska

Ko­rekta: Anna No­wak

ISBN 978-91-8076-566-4

Kon­wer­sja i pro­duk­cja e-bo­oka: www.mo­ni­ka­imar­cin.com

Gyl­den­dal Astra /Gyl­den­dal A/SKla­re­bo­derne 3 | DK-1115 Co­pen­ha­gen K

www.gyl­den­dal.dk

www.gyl­den­da­la­stra.pl

CZĘŚĆ 2

Czwar­tek, 2 li­sto­pada 2023 roku

GI­SELA

Gi­sela mu­siała się pil­no­wać, żeby nie prze­wra­cać oczami i po­wstrzy­mać się od zło­śli­wych ko­men­ta­rzy, słu­cha­jąc Li­nusa opo­wia­da­ją­cego o se­an­sie u Rauni po­przed­niego wie­czoru. Pró­bo­wali na­wią­zać kon­takt z za­świa­tami, by za­py­tać Si­xtena, kto go za­mor­do­wał. Li­nus do­brze wy­ko­ny­wał swoją pracę i in­spek­torka ocze­ki­wała, że po wy­gło­sze­niu tych wszyst­kich bzdur o zja­wi­skach nad­przy­ro­dzo­nych w końcu przed­stawi ja­kieś sen­sowne wnio­ski. Jak do­tąd do­wie­działa się je­dy­nie, że było to prze­ra­ża­jące do­świad­cze­nie. Ta hi­sto­ria bar­dziej przy­po­mi­nała opo­wieść o du­chach przy ogni­sku niż re­la­cję z prze­słu­cha­nia świadka.

Tu­ula naj­wy­raź­niej miała po­do­bne od­czu­cia, po­nie­waż ode­zwała się zde­ner­wo­wa­nym gło­sem:

‒ Li­nus, do cho­lery, przejdź do rze­czy!

‒ Daj mu skoń­czyć. ‒ Gi­sela tłu­miła uśmiech.

Freddy wier­cił się na krze­śle. Ze swoją lekko au­ty­styczną na­turą oraz za­mi­ło­wa­niem do liczb i sta­ty­styk czuł się nie­swojo w sy­tu­acjach, gdy mu­siał zmie­rzyć się z czymś, czego nie dało się wy­tłu­ma­czyć w ra­cjo­na­lny lub lo­giczny spo­sób.

‒ Czy skon­tak­to­wa­li­ście się z Si­xte­nem? Ujaw­nił, kim jest sprawca? ‒ kon­ty­nu­owała Gi­sela.

Li­nus się za­ru­mie­nił.

‒ Oczy­wi­ście, że nie. Ale po skoń­czo­nym se­an­sie do­wie­dzia­łem się od Rauni, że Si­xten jako dziecko za­bił swoją młod­szą sio­strę.

‒ Co ta­kiego?! ‒ wy­krzyk­nęła Tu­ula.

‒ Uto­nęła w rzece. Po­czy­ta­łem o tym. Prze­pro­wa­dzono wni­kliwe śledz­two i stwier­dzono, że to był wy­pa­dek. Jej ciała ni­gdy nie od­na­le­ziono.

Po­dob­nie jak ciała Yvonne, po­my­ślała Gi­sela. Przy­po­mniała so­bie słowa Ro­osy, która wspo­mniała, że po­zo­stali z Wal­te­rem w swoim domu, bo tam do­ra­stały ich dzieci. Wów­czas ta in­for­ma­cja nie zwró­ciła jej uwagi, ale w tym mo­men­cie zro­zu­miała, że ro­dzice Si­xtena nie chcieli opusz­czać miej­sca, które tak bar­dzo ko­ja­rzyło im się z córką. A te­raz stra­cili rów­nież syna. Los bywa okrutny.

‒ Skoro to był wy­pa­dek, to dla­czego Rauni twier­dzi, że Si­xten za­bił sio­strę?

Li­nus mruk­nął coś pod no­sem.

‒ Mo­żesz po­wtó­rzyć? ‒ po­pro­siła Gi­sela.

‒ Rauni twier­dzi, że sio­stra Si­xtena przy­szła do niej we śnie i po­wie­działa jej, że umarła przez Si­xtena.

Tu­ula wy­rzu­ciła ręce w po­wie­trze.

‒ Ogar­nij się. Chyba nie wie­rzysz, że ja­kaś wróżka po­może nam roz­wią­zać tę sprawę?

‒ Trudno mi się nie zgo­dzić z Tu­ulą ‒ rze­kła Gi­sela.

‒ Chwi­leczkę, po­zwól­cie mi wy­ja­śnić. Rauni po­wie­działa mi też, że Si­xten jako dziecko za­cho­wy­wał się agre­syw­nie. Przyj­rza­łem się do­cho­dze­niu w spra­wie śmierci jego sio­stry i parę kwe­stii nie zo­stało wy­ja­śnio­nych. My­ślę, że warto się do­wie­dzieć wię­cej na ten te­mat. Nie znaj­dziemy jego za­bójcy, je­śli nie zro­zu­miemy, kim był Si­xten. Nie­wy­klu­czone, że ist­nieje wię­cej osób, poza tymi z na­szej li­sty, które miały po­wód, żeby go za­bić.

‒ To zna­czy kto? ‒ spy­tała scep­tycz­nie Tu­ula. ‒ Nie wy­obra­żam so­bie, żeby ro­dzice Si­xtena chcieli za­bić syna, na­wet je­śli to przez niego zgi­nęła jego młod­sza sio­stra.

‒ Nie wiem ‒ zwąt­pił Li­nus. ‒ Ale my­ślę, że nie po­win­ni­śmy igno­ro­wać wy­da­rzeń z prze­szło­ści. Dwie osoby bli­skie Si­xte­nowi za­gi­nęły i są uznane za zmarłe: jego pierw­sza żona Yvonne i młod­sza sio­stra Emily.

Ach, to dro­cze­nie się Li­nusa i Tu­uli, po­my­ślała Gi­sela. Nie chcąc, by ich roz­mowa prze­ro­dziła się w kłót­nię, po­sta­no­wiła im prze­rwać.

‒ Ko­pen­ha­ska po­li­cja w końcu roz­pa­trzyła po­zy­tyw­nie moją prośbę o do­stęp do akt sprawy śmierci Yvonne. Na po­czątku przy­szłego ty­go­dnia jedno z was po­leci do Ko­pen­hagi.

Li­nus chrząk­nął.

‒ Ja nie­stety nie mogę. Jo­se­fin ma spo­tka­nie w Ro­va­niemi za­pla­no­wane od dłuż­szego czasu. Mu­szę zo­stać w domu z dziećmi.

‒ O, nie, nie ma mowy, ja nie wsiądę do sa­mo­lotu ‒ za­pro­te­sto­wał szybko Freddy. ‒ Czy wie­cie, że co­dzien­nie roz­bi­jają się cztery sa­mo­loty?

‒ Ry­zyko śmierci w wy­padku sa­mo­cho­do­wym jest znacz­nie więk­sze niż w ka­ta­stro­fie lot­ni­czej ‒ za­uwa­żyła Tu­ula.

‒ To bez zna­cze­nia. Ni­gdy nie la­ta­łem i do­póki żyję, moja stopa ni­gdy nie sta­nie na po­kła­dzie sa­mo­lotu ‒ od­parł sta­now­czo Freddy.

Gi­sela od­wró­ciła się do Tu­uli.

‒ Nie patrz na mnie. Mam wolne w po­nie­dzia­łek, jak pew­nie pa­mię­tasz.

Tu­ula i Han­nele miały rocz­nicę. Po­znały się cztery lata wcze­śniej pod­czas hal­lo­we­eno­wego rejsu mię­dzy Hel­sin­kami a Sztok­hol­mem. Co roku w hal­lo­ween wy­bie­rały się na ten sam rejs, by ce­le­bro­wać swój zwią­zek, przy­wo­łać wspo­mnie­nia i, jak to ujęła Tu­ula, wle­wać w sie­bie flu­ore­scen­cyjne drinki.

Gi­sela wes­tchnęła.

‒ W ta­kim ra­zie sama po­jadę.

Miała po­wie­dzieć coś jesz­cze, ale przez uchy­lone drzwi wsu­nęła głowę młod­sza aspi­rantka.

‒ Szu­kam Li­nusa Mik­koli. Po­do­bno tu jest.

‒ To ja. ‒ Li­nus wstał. ‒ Jak mogę po­móc?

‒ Wła­śnie we­zwa­li­śmy Chri­stof­fera Gadda na prze­słu­cha­nie. Wczo­raj aresz­to­wał go pa­trol, spę­dził noc w celi.

‒ Chri­stof­fer Gadd… ‒ po­wtó­rzyła Tu­ula. - Czy to nie ten fa­cet, co się prze­biera za Bat­mana?

‒ Co tym ra­zem zro­bił? ‒ spy­tał Li­nus zre­zy­gno­wa­nym to­nem.

Kiedy pra­co­wał jako po­li­cjant w służ­bie pa­tro­lo­wej, wie­lo­krot­nie miał do czy­nie­nia z Chri­stof­fe­rem.

‒ Znowu cho­dzi o uję­cie oby­wa­tel­skie. Tym ra­zem za­trzy­mał dwóch mło­dych lu­dzi han­dlu­ją­cych nar­ko­ty­kami na cmen­ta­rzu.

‒ To nie jest nic dla wy­działu kry­mi­nal­nego ‒ wtrą­ciła Gi­sela. ‒ Wła­śnie oma­wiamy sprawę mor­der­stwa.

Aspi­rantka miała za­kło­po­taną minę.

‒ Chri­stof­fer po­pro­sił o spo­tka­nie z Li­nu­sem, nie chce roz­ma­wiać z ni­kim in­nym.

‒ Do­brze, niech bę­dzie ‒ zgo­dziła się Gi­sela. ‒ Ale po­tem ko­niec z ab­sur­dami na dzi­siaj.

Spoj­rzała su­rowo na pod­wład­nego.

‒ To pój­dzie szybko ‒ za­pew­nił. ‒ Nie­raz mia­łem stycz­ność z Chri­stof­fe­rem. Bę­dzie współ­pra­co­wał.

Gi­sela zgo­dziła się, żeby po­szedł.

‒ Czy ma­cie coś jesz­cze? ‒ za­py­tała po­zo­sta­łych dwoje.

‒ Ope­ra­tor dał nam bi­lingi roz­mów wy­ko­na­nych przez Si­xtena z te­le­fonu sta­cjo­nar­nego w biu­rze i z ko­mórki – za­mel­do­wał Freddy. ‒ W dniach po­prze­dza­ją­cych mor­der­stwo nie za­uwa­ży­łem żad­nych po­dej­rza­nych po­łą­czeń. Si­xten nie wy­pła­cił też żad­nej więk­szej kwoty ani nie do­ko­nał wpłat na konto oso­bi­ste. Za­cie­ka­wiło mnie je­dy­nie to, że ostat­nie po­łą­cze­nie Si­xten wy­ko­nał do Ja­spera i trwało ono cztery mi­nuty i szes­na­ście se­kund.

‒ Py­ta­łeś o to Ja­spera? ‒ do­cie­kała Gi­sela.

‒ Tak, po­wie­dział, że roz­ma­wiali o spo­tka­niu z in­we­sto­rem, z któ­rym wi­dzieli się wcze­śniej tego wie­czoru.

‒ To by się zga­dzało ‒ przy­znała Gi­sela, choć miała prze­czu­cie, że Ja­sper wcale nie musi mó­wić prawdy. ‒ Do­brze, w ta­kim ra­zie da­lej sta­rajmy się ze­brać jak naj­wię­cej in­for­ma­cji o na­szych trzech głów­nych po­dej­rza­nych: Vi­beke Wal­deck, Ja­spe­rze Hag­ma­nie i An­to­nie Eri­xo­nie. Oprócz tego na­szym prio­ry­te­tem jest zi­den­ty­fi­ko­wa­nie ano­ni­mo­wego in­we­stora. Mu­simy też się do­wie­dzieć, dla­czego Mi­ly­tekno płaci czynsz za lo­kale w Ko­pen­ha­dze i na Gi­bral­ta­rze. Wtedy bę­dziemy mo­gli wy­klu­czyć, że Mi­ly­tekno jest za­mie­szane w pra­nie pie­nię­dzy lub inną dzia­łal­ność prze­stęp­czą.

‒ Wspól­nicy nie oka­zali się po­mocni w tej kwe­stii, nic a nic ‒ stwier­dził Freddy. ‒ A ich praw­nicy ro­bią co mogą, żeby opóź­nić cały pro­ces.

‒ Jesz­cze dzi­siaj po­win­ni­śmy uzy­skać na­kaz prze­szu­ka­nia ‒ rze­kła Gi­sela.

LI­NUS

Gi­sela, wy­da­jąc z sie­bie po­mruk nie­za­do­wo­le­nia, po­zwo­liła Li­nu­sowi opu­ścić spo­tkani. Kwa­drans póź­niej sie­dział w po­koju prze­słu­chań na­prze­ciwko Chri­stof­fera, który wciąż miał na so­bie swój ko­stium. Od razu po­my­ślał o bliź­nia­kach i ich prze­bra­niach za su­per bo­ha­te­rów. W po­przedni wto­rek miał cho­dzić z dziećmi od drzwi do drzwi i zgod­nie z hal­lo­we­enową tra­dy­cją pro­sić o sło­dy­cze, ale nie zdą­żył, bo mu­siał pra­co­wać po go­dzi­nach. Obie­cał, że pój­dzie z nimi dziś wie­czo­rem.

Sie­dzący przed nim męż­czy­zna wy­glą­dał jak duże dziecko wy­bie­ra­jące się na bal prze­bie­rań­ców.

‒ Czy może pan zdjąć ma­skę? ‒ po­pro­sił Chri­stof­fera.

Sa­mo­zwań­czy stróż prawa wy­ko­nał po­le­ce­nie.

‒ Nie mogę uwie­rzyć, że znowu tu sie­dzimy ‒ po­wie­dział Li­nus. ‒ Ile razy mogę panu tłu­ma­czyć, żeby zo­sta­wił pan po­li­cyjną ro­botę nam, po­li­cjan­tom?

Chri­stof­fer zmie­nił po­zy­cję na krze­śle.

‒ Tylko sta­ram się po­móc, jako do­bry oby­wa­tel. Ża­łuję, że nikt nie za­in­ter­we­nio­wał i nie po­wstrzy­mał na­past­ni­ków, kiedy mnie za­ata­ko­wali i po­bili pra­wie na śmierć. Oni wciąż są na wol­no­ści.

‒ Ro­zu­miem, że to mu­siało być okropne prze­ży­cie, ale nie może sam pan wy­mie­rzać spra­wie­dli­wo­ści. Stwier­dzi­li­śmy, że tym ra­zem nie po­nie­sie pan żad­nych kon­se­kwen­cji, je­śli jed­nak sy­tu­acja się po­wtó­rzy, nie będę miał in­nego wyj­ścia i będę zmu­szony na­ło­żyć grzywnę za za­kłó­ca­nie po­rządku.

Chri­stof­fer spu­ścił głowę.

‒ Ro­zu­miem ‒ po­wie­dział ci­cho.

Li­nus od­pro­wa­dził męż­czy­znę do wyj­ścia, a on ze zwie­szo­nymi ra­mio­nami opu­ścił ko­mi­sa­riat. Jego pe­le­ryna po­wie­wała na wie­trze. Gdy zna­lazł się mniej wię­cej w po­ło­wie ulicy, ścią­gnął ją i wy­rzu­cił do ko­sza na śmieci.

Li­nu­sowi żal było odar­tego ze złu­dzeń su­per­bo­ha­tera. Chri­stof­fer nie był jed­nak funk­cjo­na­riu­szem or­ga­nów ści­ga­nia. Li­nus miał na­dzieję, że już wię­cej nie zo­ba­czy go na ko­mi­sa­ria­cie.

Gdy łowca prze­stęp­ców znik­nął mu z oczu, wsiadł do sa­mo­chodu i udał się do ro­dzi­ców Si­xtena, by po­roz­ma­wiać z nimi o śmierci ich córki.

Ro­osa otwo­rzyła drzwi ze zdzi­wioną miną.

‒ Roz­ma­wia­li­śmy już z po­li­cją ‒ po­wie­działa.

‒ Wiem, ale mam jesz­cze kilka do­dat­ko­wych py­tań.

‒ Do­brze, pro­szę wejść. Mo­jego męża nie ma. Za­brał Gu­stava na ba­sen do Tro­pic­lan­dii. Chło­piec w jego wieku nie po­wi­nien ca­łymi dniami sie­dzieć w domu i się smu­cić, to jest nie­zdrowe. Dla do­bra Gu­stava mu­simy spró­bo­wać wró­cić do nor­mal­nego ży­cia, na­wet je­śli te­raz, kiedy Si­xten od­szedł, już nic nie bę­dzie ta­kie samo.

Od­wró­ciła twarz, wy­jęła chu­s­teczkę z kie­szeni kar­di­ganu i otarła nią oczy.

Li­nus po­szedł za nią do kuchni. Na ścia­nie nad sto­łem wi­siały liczne zdję­cia uśmiech­nię­tego Gu­stava, a także stara fo­to­gra­fia przed­sta­wia­jąca dwójkę ma­łych dzieci, chłopca i dziew­czynkę.

Ro­osa za­uwa­żyła jego spoj­rze­nie.

‒ To Si­xten i Emily ‒ wy­ja­śniła. ‒ Zdję­cie zo­stało zro­bione w chatce, którą wy­naj­mo­wa­li­śmy na wa­ka­cje, kiedy dzieci były małe. Kilka dni póź­niej Emily… ‒ Ro­osa nie do­koń­czyła zda­nia, tylko spy­tała: ‒ Na­pije się pan cze­goś?

Li­nus nie był spra­gniony, ale mimo to po­pro­sił o szklankę wody.

Chciał dać Ro­osie chwilę, żeby się po­zbie­rała, za­nim zada jej py­ta­nia o śmierć Emily, które nie­wąt­pli­wie otwo­rzą stare rany. Cóż za nie­wy­obra­żalna tra­ge­dia stra­cić dzieci w tak po­tworny spo­sób ‒ jedno uto­nęło, dru­gie pa­dło ofiarą mor­der­stwa.

Ro­osa po­sta­wiła przed nim szklankę wody i usia­dła na krze­śle przy ku­chen­nym stole. Splo­tła ręce i po­ło­żyła je na kra­cia­stym ob­ru­sie z ce­raty.

‒ Więc o co chce mnie pan za­py­tać? Po­wie­dzie­li­śmy już tej po­li­cjantce wszystko, co wiemy o śmierci Si­xtena.

‒ Je­stem tu z in­nego po­wodu ‒ za­czął ostroż­nie Li­nus. ‒ Kiedy ba­damy sprawę mor­der­stwa, chcemy się do­wie­dzieć o ofie­rze jak naj­wię­cej, na­wet o jej prze­szło­ści. Otrzy­ma­li­śmy in­for­ma­cję, że młod­sza sio­stra Si­xtena uto­nęła, kiedy miała cztery lata.

Ro­osa za­mru­gała ner­wowo i po­krę­ciła lekko głową.

‒ Co to ma wspól­nego z mor­der­stwem Si­xtena?

‒ Czy mo­głaby mi pani po­wie­dzieć, co się wtedy wy­da­rzyło?

Ro­osa jęk­nęła ni­czym ranne zwie­rzę.

‒ Nie bar­dzo ro­zu­miem, dla­czego pan o to pyta. To było straszne, po pro­stu coś po­twor­nego. Na­sza ro­dzina ni­gdy się nie otrzą­snęła po tym wszyst­kim.

‒ Wiem, że to trudne, ale czy mo­głaby pani po­wie­dzieć mi, jak do tego do­szło, że Emily uto­nęła?

Ro­osa znowu mocno za­mru­gała, ale tym ra­zem nie po­wstrzy­mała łez, które te­raz spły­wały jej po po­liczku. Za­ci­snęła dłoń i przy­ci­snęła ją do piersi. Na­stęp­nie za­częła opo­wia­dać hi­sto­rię, nie­mal me­cha­nicz­nie, jakby ro­biła to już ty­siące razy.

‒ By­li­śmy całą ro­dziną nad rzeką. Dzieci ba­wiły się na plaży. Nie po­zwo­li­łam zbli­żać im się do wody. Ale wie pan, ja­kie są dzieci. Tylko na chwilę ode­rwa­łam wzrok od Emily. Po­peł­ni­łam naj­więk­szy błąd w moim ży­ciu i od tam­tej pory nie było dnia, że­bym sie­bie nie ob­wi­niała. W ciągu tych kilku se­kund, kiedy na nią nie pa­trzy­łam, Emily ja­kimś spo­so­bem zna­la­zła się w wo­dzie. Si­xten pró­bo­wał ją ra­to­wać, ale sam prze­cież był mały. Wal­te­rowi udało się wy­cią­gnąć Si­xtena z wody, ale Emily co­raz bar­dziej się od nas od­da­lała. ‒ Ro­osa za­mil­kła na dłuż­szą chwilę. ‒ Uto­nęła. Nie udało nam się jej ura­to­wać.

Li­nus nie wie­dział, jak przejść do ko­lej­nego py­ta­nia i za­py­tać po­grą­żoną w ża­ło­bie matkę, która stra­ciła oboje dzieci, czy Si­xten mógł się przy­czy­nić do śmierci sio­stry.

Prze­łknął gło­śno ślinę.

‒ Czy ist­nieje ja­kie­kol­wiek praw­do­po­do­bień­stwo, choćby naj­mniej­sze, że to Si­xten we­pchnął swoją sio­strę do rzeki?

Spo­dzie­wał się, że na to oskar­że­nie Ro­osa za­re­aguje pła­czem lub wy­bu­chem zło­ści, lecz ko­bieta od­parła spo­koj­nie:

‒ Kto panu to po­wie­dział? Roz­ma­wia­li­ście z Rauni Ny­man? Ni­gdy nie lu­biła na­szego Si­xtena. Ja­sne, po­tra­fił pso­cić i czę­sto kłó­cił się z sio­strą. Kto tak nie robi z ro­dzeń­stwem?

Li­nus po­my­ślał o swo­ich uko­cha­nych, acz nie­sfor­nych dzie­ciach, które nie­ustan­nie ska­kały so­bie do oczu.

‒ Si­xten na pewno nie po­pchnął sio­stry. Za­nim wpa­dła do rzeki, Si­xten się po­tknął i ude­rzył ko­la­nem o skałę. Wal­ter po­biegł, żeby go po­cie­szyć. Wła­śnie dla­tego ode­rwa­łam wzrok od Emily, bo płacz Si­xtena był tak przej­mu­jący. Chęć uko­je­nia pła­czą­cego dziecka to na­tu­ralny od­ruch matki. Dzia­ła­łam pod wpły­wem im­pulsu. Kiedy po­now­nie spoj­rza­łam tam, gdzie Emily sie­działa rap­tem kilka se­kund wcze­śniej, już jej tam nie było. Zna­la­zła się w wo­dzie. Obaj, Si­xten i Wal­ter, rzu­cili się za nią. Całe szczę­ście, że tego dnia nie stra­ci­li­śmy rów­nież Si­xtena. Ciała Emily ni­gdy nie od­na­le­ziono. Po­li­cja uznała, że po­rwała ją rzeka, a jej ciało po­pły­nęło z prą­dem aż do mo­rza. Si­xten co­dzien­nie spa­ce­ro­wał wzdłuż rzeki w po­szu­ki­wa­niu sio­stry. A kiedy był już do­ro­sły, ku­pił do­mek let­ni­skowy nie­opo­dal miej­sca, w któ­rym za­gi­nęła. Po­wie­dział, że dzięki temu czuje, że znów jest bli­sko niej. Wal­ter i ja pra­wie wcale tam nie jeź­dzimy. Wolę pa­mię­tać Emily taką, jaka była za ży­cia, a nie w chwili śmierci.

Ro­osa spoj­rzała na zdję­cie Si­xtena i Emily.

Li­nus znów prze­łknął ślinę.

‒ Prze­pra­szam, że przy­wo­ła­łem te straszne wspo­mnie­nia. Sam mam dzieci i wy­obra­żam so­bie, przez co mu­sieli pań­stwo przejść. Mam na­dzieję, że ro­zu­mie pani, że mu­simy za­da­wać te py­ta­nia, po­nie­waż chcemy zna­leźć osobę, która za­biła pani syna.

Ro­osa spoj­rzała na niego zmę­czo­nym wzro­kiem.

‒ Nie wiem, kto za­bił Si­xtena, ale chcia­ła­bym, żeby pan i pana ko­le­dzy mieli ja­sność co do jed­nego. Lu­dzie mogą so­bie my­śleć, co chcą, ja wiem, że Si­xten był mi­łym chłop­cem i do­brym czło­wie­kiem. Nie prze­ja­wiał agre­sji wo­bec Yvonne, Vi­beke czy ko­go­kol­wiek in­nego, na­wet je­śli lu­dziom…

W tym mo­men­cie otwo­rzyły się drzwi wej­ściowe. Wal­ter i Gu­stav wró­cili z Tro­pic­lan­dii.

Ro­osa szybko otarła po­liczki, by nie zdra­dzić po so­bie, że pła­kała. Jed­nak Wal­ter, który sta­nął w drzwiach, na­tych­miast się zo­rien­to­wał, że coś jest nie tak.

‒ Co tu się dzieje? ‒ spy­tał do­no­śnym gło­sem.

‒ Po­li­cja mu­siała za­dać wię­cej py­tań na te­mat Si­xtena ‒ po­spie­szyła z wy­ja­śnie­niami Ro­osa.

Do kuchni wbiegł blon­dy­nek, któ­rego Li­nus roz­po­znał ze zdjęć na ścia­nie. Miał mo­kre włosy, a oczy prze­krwione od chlo­ro­wa­nej wody w ba­se­nie.

‒ Smu­cisz się, bab­ciu?

‒ Nie, je­stem tylko tro­chę zmę­czona ‒ za­pew­niła Ro­osa.

Mały pod­szedł do babci, ob­jął ją i rzekł ła­god­nie:

‒ Biedna bab­cia.

Ro­osa czule po­gła­skała go po po­liczku.

Li­nus wy­szedł od ro­dzi­ców Si­xtena z po­czu­ciem, że po­peł­nił po­ważny błąd, kwe­stio­nu­jąc uto­nię­cie Emily. Moż­liwe, że rze­czy­wi­ście to nie miało sensu. Z dru­giej strony, jego obo­wiąz­kiem jako śled­czego było spraw­dze­nie każ­dego tropu, choćby naj­bar­dziej oso­bli­wego z po­zoru.

TU­ULA

Kiedy Tu­ula wy­szła z dam­skiej to­a­lety, zo­ba­czyła Freddy’ego ma­sze­ru­ją­cego w kie­runku windy z dwoma umun­du­ro­wa­nymi po­li­cjan­tami. Pod­bie­gła za­py­tać, do­kąd idą.

‒ Mamy de­cy­zję pro­ku­ra­tora. Je­dziemy do Mi­ly­tekno za­re­kwi­ro­wać kom­pu­tery.

‒ Jadę z wami ‒ zde­cy­do­wała Tu­ula. ‒ Po­mogę ci przej­rzeć ich księ­go­wość. W ze­szłym roku zro­bi­łam za­awan­so­wany kurs o prze­stęp­stwach fi­nan­so­wych.

Skrzy­wiła się. Chyba nic nud­niej­szego niż ten kurs w ży­ciu jej nie spo­tkało, a do tego le­dwo zdała test koń­cowy.

‒ Ty mi chcesz po­móc przej­rzeć hi­sto­rię kont? ‒ zdzi­wił się Freddy. ‒ My­śla­łem, że nie lu­bisz tego ro­dzaju ro­boty.

Miał ra­cję. Tu­ula nie­na­wi­dziła pa­pier­ko­wej ro­boty. Była jed­nak prze­ko­nana co do po­wią­zań Si­xtena z ko­pen­ha­skim pół­świat­kiem. Gi­sela wpraw­dzie cał­ko­wi­cie od­rzu­ciła tę teo­rię, ale Tu­ula uwa­żała, że tym ra­zem prze­ło­żona się my­liła. I miała za­miar jej to udo­wod­nić.

Poza tym chciała zo­ba­czyć minę Ja­spera i zni­ka­jący z jego ust wy­nio­sły uśmiech, kiedy będą za­bie­rać ich kom­pu­tery z Mi­ly­tekno.

W sie­dzi­bie firmy skie­ro­wali się do za­sko­czo­nej re­cep­cjo­nistki. Sze­roko otwar­tymi oczami pa­trzyła, jak się do niej zbli­żają.

‒ Gdzie znaj­dziemy Ja­spera Hag­mana i Kar­riego Iko­nena? ‒ spy­tała Tu­ula.

‒ Są na gó­rze, w swo­ich biu­rach – od­po­wie­działa. ‒ Coś się stało?

Pod­nio­sła słu­chawkę i za­częła wy­bie­rać nu­mer.

Tu­ula ostroż­nie wy­jęła jej z rąk słu­chawkę, po czym skie­ro­wała wzrok na pla­kietkę z na­zwi­skiem na kla­pie ża­kietu ko­biety.

‒ Bet­tino – po­wie­działa ‒ nie trzeba dzwo­nić i ich ostrze­gać, że przy­szła po­li­cja. Sami tra­fimy.

Już z da­leka wi­działa Ja­spera i Kar­riego w ich biu­rach. Karri pra­co­wał przy kom­pu­te­rze, tym­cza­sem Ja­sper stał przy wiel­kim oknie i roz­ma­wiał przez te­le­fon, spo­glą­da­jąc na ar­chi­pe­lag.

Kiedy otwo­rzyła drzwi do biura Kar­riego, ten wy­strze­lił z krze­sła jak z procy. Po chwili nad­biegł Ja­sper.

‒ Co wy wy­pra­wia­cie? – wark­nął. ‒ Nie mo­że­cie nas tak na­cho­dzić.

‒ A jed­nak mo­żemy. ‒ Tu­ula po­ka­zała na­kaz re­wi­zji.

Ja­sper wziął go od niej i uważ­nie go czy­tał, pod­czas gdy Karri stał osłu­piały za biur­kiem.

‒ Wszystko w po­rządku. ‒ Ja­sper chrząk­nął i od­dał na­kaz Tu­uli. ‒ Co chce­cie zna­leźć na na­szych kom­pu­te­rach?

‒ Nie­stety, nie mo­żemy udzie­lić tej in­for­ma­cji. Ale je­śli pa­no­wie mają coś do po­wie­dze­nia, to do­bry mo­ment, żeby to zro­bić. Je­śli co­kol­wiek ukry­wa­cie przed po­li­cją, doj­dziemy do tego w trak­cie ana­lizy trans­ak­cji Mi­ly­tekno.

Obaj męż­czyźni mil­czeli. Tu­ula spró­bo­wała po­now­nie.

‒ Je­śli po­sia­da­cie ja­kieś cenne in­for­ma­cje, które mogą po­móc nam zna­leźć mor­dercę Si­xtena, ra­dzę jak naj­szyb­ciej po­dzie­lić się nimi z po­li­cją.

Ja­sper od­su­nął się na bok, kiedy dwóch funk­cjo­na­riu­szy za­bie­rało kom­pu­ter Kar­riego. Za­nie­śli go do sa­mo­chodu cze­ka­ją­cego przed bu­dyn­kiem i kilka mi­nut póź­niej wró­cili po kom­pu­ter Ja­spera.

Po raz pierw­szy Ja­spe­rowi od­jęło mowę.

VI­BEKE

Vi­beke sta­nęła w drzwiach sy­pialni i spoj­rzała na łóżko, na któ­rym zmarł jej mąż. De­ko­ra­torka zdjęła wszyst­kie ozdoby hal­lo­we­enowe, a firma sprzą­ta­jąca wy­szo­ro­wała w domu każdy kąt. Nie zo­stał na­wet ślad po tym, co się wy­da­rzyło. Na łóżku le­żała czy­sta po­ściel, ma­te­rac zo­stał wy­mie­niony. Mimo to Vi­beke nie wy­obra­żała so­bie, że kie­dy­kol­wiek bę­dzie tu spać. Po­kój go­ścinny na dole mie­ścił się naj­da­lej od miej­sca, w któ­rym ży­cie Si­xtena bru­tal­nie się za­koń­czyło, kiedy nie­znany na­past­nik wbił mu nóż w gar­dło. Choć na­wet tam czuła, że jest zbyt bli­sko sy­pialni. Nie miała wy­boru, na­le­żało sprze­dać dom.

Pod­sko­czyła, kiedy na­gle roz­legł się prze­raź­liwy krzyk. Ten prze­klęty dzwo­nek do drzwi. Kosz­marny dźwięk, który Gu­stav wy­brał na im­prezę, trzeba było zmie­nić na coś nor­mal­nego.

Zbie­gła po scho­dach, lecz za­nim do­tarła do drzwi, te się otwo­rzyły i do środka wpadł Gu­stav, a za­raz za nim jej teść.

Vi­beke ob­jęła syna i wtu­liła twarz w jego szyję.

‒ Ko­cha­nie… ‒ wy­mam­ro­tała w jego włosy.

Gu­stav od­su­nął się od niej.

‒ Gdzie tata? ‒ za­py­tał.

Vi­beke z tru­dem po­wstrzy­my­wała łzy.

‒ W szpi­talu. Do­brze się nim tam opie­kują.

‒ Mo­żemy go zo­ba­czyć przed po­grze­bem? Kiedy zmarł dzia­dek Jo­ela, po­zwo­lili im zo­ba­czyć go w szpi­talu. Joel po­wie­dział, że to wcale nie było straszne. Miał wra­że­nie, że dzia­dek po pro­stu śpi.

Vi­beke po­my­ślała o tym, jak Si­xten wy­glą­dał tam­tego ranka. Cał­kiem blady, z du­żym roz­cię­ciem na szyi. A jego mar­twe oczy wpa­try­wały się w miej­sce, w któ­rym za­pewne stała osoba, która go za­mor­do­wała. Prze­szedł ją dreszcz.

‒ Nie, nie zo­ba­czymy taty przed po­grze­bem. Bie­gnij do swo­jego po­koju, a ja za­mie­nię parę słów z dziad­kiem.

Gu­stav spoj­rzał na nią ze zło­ścią. Mi­ja­jąc ją, szturch­nął ją mocno w bok.

Wal­ter za­mknął drzwi wej­ściowe, lecz na­dal stał w holu.

‒ Chciał­byś wejść na chwilę? ‒ spy­tała Vi­beke.

‒ Nie, po­bądź z sy­nem ‒ za­su­ge­ro­wał, lecz nie ru­szył się z miej­sca.

Puk­nął w da­szek czapki, którą chwilę póź­niej zdjął i trzy­mał w ręce.

Był wy­raź­nie zde­ner­wo­wany, co nie­czę­sto mu się zda­rzało.

‒ No więc, roz­ma­wia­li­śmy z Ro­osą… ‒ za­czął. ‒ Uwa­żamy, że po­win­naś po­wie­dzieć po­li­cji o Gu­sta­vie. Oni my­ślą, że nasz syn się nad tobą znę­cał. To kala jego do­bre imię. Nie mó­wiąc o tym, że w ich prze­ko­na­niu mia­ła­byś przez to po­wód, żeby za­bić Si­xtena. Czas po­wie­dzieć prawdę.

‒ Nie mogę po­wie­dzieć po­li­cji o Gu­sta­vie ‒ syk­nęła Vi­beke. ‒ Czy nie ro­zu­mie­cie, że wtedy mo­gliby po­my­śleć, że to on za­bił swo­jego ojca?

Wal­ter cof­nął się o krok.

‒ Ni­gdy by nie uwie­rzyli, że dziecko jest zdolne do cze­goś ta­kiego.

‒ Nie? Sam wi­dzia­łeś, jak Gu­stav się za­cho­wuje, kiedy się zło­ści.

‒ Po pro­stu nie mo­żemy znieść my­śli, że po­li­cja uważa, że Si­xten cię krzyw­dził ‒ rzekł Wal­ter. Vi­beke wi­działa łzę spły­wa­jącą po jego po­marsz­czo­nym po­liczku. ‒ A co gor­sza, po­dej­rze­wają, że za­bił Yvonne. I Emily.

Vi­beke nie mo­gła dłu­żej słu­chać słów te­ścia. Nie chciała, by te wszyst­kie dawne sprawy zo­stały wy­cią­gnięte na świa­tło dzienne. Nie chciała, by po­li­cja wró­ciła do sta­rego śledz­twa w spra­wie za­gi­nię­cia Yvonne. Ani do wy­da­rzeń, które do­pro­wa­dziły do śmierci Yvonne. Mu­siała od­wró­cić od tego uwagę po­li­cji.

Czuła się wy­czer­pana.

‒ Po­my­ślę o tym ‒ oznaj­miła.

Wal­ter zwie­sił ra­miona.

‒ Dzię­kuję, to wiele dla nas zna­czy ‒ po­wie­dział ła­mią­cym się gło­sem. ‒ Pa­mię­taj, że bę­dziemy cię wspie­rać, nie­za­leż­nie od tego, co zde­cy­du­jesz. Ale serce Ro­osy pęka, kiedy sły­szy, że oskar­żają Si­xtena o tak nik­czemne czyny.

Gdy Wal­ter wy­szedł, Vi­beke oparła się o ścianę. Stała tam przez dłuż­szą chwilę z za­mknię­tymi oczami i ręką na brzu­chu. Po­tem wzięła głę­boki od­dech i po­szła do Gu­stava.

LI­NUS

Kiedy Li­nus wszedł do swo­jego domu w Gamla Vasa, po­wi­tał go strasz­liwy ryk. Po chwili rzu­ciło się na niego dwóch ma­łych su­per­bo­ha­te­rów.

‒ Za­bierz nas na zbie­ra­nie sło­dy­czy! ‒ krzyk­nął pod­eks­cy­to­wany Max.

‒ Pro­simy, ta­tu­siu! ‒ wtó­ro­wał bratu Malte. - Obie­ca­łeś, że pój­dziesz z nami dziś po pracy.

Za­częli pod­ska­ki­wać i wo­łać zgod­nym du­etem:

‒ Cu­kie­rek albo psi­kus! Cu­kie­rek albo psi­kus!

Li­nus uniósł rękę.

‒ Uspo­kój­cie się. Mu­szę się prze­brać i wtedy pój­dziemy.

‒ Hurra! ‒ krzyk­nęli chłopcy i po­pę­dzili do kuchni. ‒ Mamo! Idziemy z tatą zbie­rać sło­dy­cze!

Jo­se­fin coś od­po­wie­działa, ale po­nie­waż mó­wiła nor­mal­nym to­nem, Li­nus nie zdo­łał jej usły­szeć.

Prze­brał się w dżinsy i bluzę z kap­tu­rem. Zaj­rzał do po­koju La­ili. Sie­działa na łóżku i słu­chała mu­zyki. Szcze­niak spał na jej ko­la­nach.

‒ Idę z Mal­tem i Ma­xem po­cho­dzić po są­sia­dach. Chcesz iść z nami?

La­ila spoj­rzała na niego scep­tycz­nie.

‒ Je­stem za stara na „cu­kie­rek albo psi­kus”.

‒ Okej. ‒ Li­nus wy­szedł z po­koju córki.

Prze­szedł przez ko­ry­tarz i uchy­lił drzwi do po­koju Har­riego. Świa­tło jak zwy­kle się nie pa­liło, a za­słony były za­cią­gnięte. Harri sie­dział po ciemku przed kom­pu­te­rem w słu­chaw­kach na uszach. Ener­gicz­nie stu­kał w kla­wia­turę, a kod na ekra­nie wy­dłu­żał się z każ­dym na­ci­śnię­ciem kla­wi­sza.

‒ Nie, nie chcę iść z wami ‒ ode­zwał się Harri, za­nim Li­nus zdą­żył za­py­tać.

‒ Na­wet nie wiesz, co chcia­łem po­wie­dzieć.

‒ Wiem. Za­bie­rasz bliź­niaki na hal­lo­we­enowe zbie­ra­nie cu­kier­ków i za­sta­na­wiasz się, czy nie pójdę z wami. Malte i Max cały dzień o tym na­wi­jają.

Li­nus się uśmiech­nął.

‒ A może chcia­łem cię po­pro­sić, że­byś mi po­mógł w zje­dze­niu lo­dów, ca­łego po­jem­nika?

Do­piero wtedy Harri ode­rwał wzrok od ekranu i spoj­rzał na ojca.

‒ Mama ni­gdy by mi na to nie po­zwo­liła ‒ po­wie­dział i miał cał­ko­witą ra­cję.

Na dole Malte i Max cze­kali na tatę prze­brani za su­per­bo­ha­te­rów.

‒ Tato, a ty się nie prze­bie­rzesz? ‒ spy­tał Malte z za­wie­dzioną miną.

‒ Już się prze­bra­łem ‒ od­parł Li­nus.

Chłopcy prze­chy­lili głowy, pró­bu­jąc zde­cy­do­wać, kogo przy­po­mina ich tata.

‒ Je­stem wil­ko­ła­kiem. Po­cze­kaj­cie tylko, aż księ­życ bę­dzie w pełni ‒ wy­ja­śnił Li­nus i za­czął go­nić sy­nów po domu, wy­jąc jak wilk.

Jo­se­fin wy­szła z kuchni.

‒ Matko, co tu się dzieje?

‒ Tata jest wil­ko­ła­kiem ‒ oznaj­mił Max.

‒ Nie wy­gląda jak wil­ko­łak.

‒ To dla­tego, że nie ma jesz­cze pełni księ­życa ‒ wy­ja­śnili zgod­nie bliź­niacy.

Jo­se­fin się ro­ze­śmiała i ich przy­tu­liła.

‒ Jak my­ślisz, jak długo was nie bę­dzie? ‒ zwró­ciła się do Li­nusa.

‒ Nie dłu­żej niż pół go­dziny.

‒ Do­brze, to zjemy, jak wró­ci­cie.

Na dwo­rze było zimno. Księ­życ i gwiazdy świe­ciły na ciem­nym nie­bie, w po­wie­trzu uno­sił się przy­jemny za­pach drewna z sauny lub ko­minka są­sia­dów.

Naj­pierw udali się do są­sied­niego domu, gdzie bliź­niacy do­stali pianki i po ta­bliczce cze­ko­lady. Na­stęp­nie po­szli do do­mów po­ło­żo­nych da­lej. Po­nie­waż Hal­lo­ween już się skoń­czyło, Malte i Max byli je­dy­nymi dziećmi pu­ka­ją­cymi do drzwi. Na szczę­ście więk­szość są­sia­dów z oko­licy miała jesz­cze ja­kieś sma­ko­łyki. Po każ­dej wi­zy­cie bliź­niacy z ra­do­ścią li­czyli ro­snącą ko­lek­cję cu­kier­ków.

‒ Jesz­cze je­den dom i wra­camy ‒ zde­cy­do­wał Li­nus.

Malte i Max ra­do­śnie pod­ska­ki­wali po ka­mien­nej ścieżce pro­wa­dzą­cej do domu pana Görans­sona, który od kilku lat był wdow­cem i miesz­kał sam. Trzy­mał się ra­czej na ubo­czu, Li­nus roz­ma­wiał z nim rap­tem kilka razy. Pa­mię­tał jed­nak, że kilka ty­go­dni wcze­śniej pan Görans­son ku­pił od La­ili los na lo­te­rię. Jej klub pły­wacki zbie­rał pie­nią­dze na wy­jazd do Ja­kob­stad, by wziąć udział w mi­strzo­stwach re­gio­nal­nych.

Bliź­niacy za­pu­kali do drzwi. Pan Görans­son im otwo­rzył i spoj­rzał ze zdzi­wie­niem.

‒ Cu­kie­rek albo psi­kus! ‒ za­wo­łali Malte i Max i w na­pię­ciu cze­kali, jak są­siad za­re­aguje.

Görans­son spoj­rzał na nich, mocno ścią­ga­jąc krza­cza­ste brwi.

‒ Dzi­siaj nie jest Hal­lo­ween. Po­my­li­li­ście daty ‒ mruk­nął na­dą­sany i za­trza­snął im drzwi przed no­sem.

Bliź­niacy od­wró­cili się do Li­nusa. Spoj­rzeli na niego sze­roko otwar­tymi oczami, po czym wy­buch­nęli pła­czem.

‒ Nie przej­muj­cie się nim ‒ po­cie­szał ich Li­nus. ‒ I tak ma­cie mnó­stwo sło­dy­czy. ‒ Li­nus sta­rał się za­ła­go­dzić sy­tu­ację. Ob­rzu­cił dom są­siada gniew­nym spoj­rze­niem. Miał ochotę tam za­pu­kać i pod­sta­wić sta­rusz­kowi pod nos po­li­cyjną le­gi­ty­ma­cję. Za­brać go na ko­mi­sa­riat pod ja­kimś bła­hym pre­tek­stem i ka­zać mu sie­dzieć w aresz­cie przez noc. Ale oczy­wi­ście nie mógł tego zro­bić.

Chłopcy byli nie­po­cie­szeni. Pła­kali przez całą drogę do domu. Na ich wi­dok Jo­se­fin spoj­rzała oskar­ży­ciel­sko na Li­nusa.

‒ Co znowu na­ro­bi­łeś?

Naj­wy­raź­niej Li­nus ostat­nio wszystko ro­bił źle.

GI­SELA

Kiedy Gi­sela wró­ciła z pracy, koty miau­czały tak roz­pacz­li­wie, że zwąt­piła, czy rano pa­mię­tała, by je na­kar­mić. Szybko spraw­dziła ich mi­ski, ale miały w nich je­dze­nie. Wręcz chyba na­wet go nie tknęły. Ostat­nim ra­zem, gdy była w skle­pie, nie do­stała karmy dla ko­tów, którą zwy­kle ku­po­wała, więc ku­piła inną, a ta naj­wy­raź­niej nie przy­pa­dła do gu­stu ich wraż­li­wym kub­kom sma­ko­wym. Koty to na­prawdę wy­bredne i wy­ma­ga­jące zwie­rzęta. Gi­sela do­sko­nale ro­zu­miała ich na­turę. Po­tra­fiła so­bie wy­obra­zić, że w ko­lej­nym ży­ciu od­ro­dzi się jako kot. Le­że­nie na ka­na­pie i le­niu­cho­wa­nie ca­łymi dniami, wy­cho­dze­nie z domu tylko wtedy, gdy miało się na to ochotę, mo­gło wcale nie być ta­kie złe.

‒ Zo­ba­czę, co mamy w lo­dówce ‒ po­wie­działa, a trzy pary wy­cze­ku­ją­cych oczu utkwiły w niej wzrok.

Wy­jęła opa­ko­wa­nie mie­lo­nego mięsa i na­ło­żyła trzy por­cje do ko­cich mi­sek. Kiedy koty ja­dły, Gi­sela zmyła z sie­bie trudy pracy i prze­brała się w pi­żamę, choć na­wet nie było ósmej. Pod­grzała w mi­kro­fa­lówce kupną tartę z kur­cza­kiem, która nie oka­zała tak smaczna, jak obie­cy­wano na opa­ko­wa­niu.

Po ko­la­cji usia­dła na ka­na­pie z ulu­bio­nym ko­tem Scar­face, du­żym kie­lisz­kiem wina i no­wymi puz­zlami. Za­pa­mię­tała ob­ra­zek z pu­dełka, raj­ską wy­spę z kre­do­wo­bia­łym pia­skiem i pal­mami po­chy­lo­nymi nad tur­ku­sową wodą. Na­stęp­nie wy­sy­pała ele­menty na stół i odło­żyła po­krywkę. Ukła­da­nie puz­zli bez pa­trze­nia na ob­ra­zek sta­no­wiło do­dat­kowe wy­zwa­nie, które zda­niem Gi­seli uroz­ma­icało całe do­świad­cze­nie. W tle grała ci­cho mu­zyka jaz­zowa. To Ste­fan po­le­cił ten ze­spół. Sam grał na sak­so­fo­nie w lo­kal­nym ze­spole jaz­zo­wym i był za­go­rza­łym fa­nem tej mu­zyki. Na­stęp­nego dnia mieli wy­stą­pić w cock­tail-ba­rze w cen­trum i w chwili sła­bo­ści Gi­sela obie­cała mu, że przyj­dzie. Rano do­star­czono na ko­mi­sa­riat bi­let na kon­cert, więc nie mo­gła się już wy­co­fać.

Naj­pierw od­wró­ciła wszyst­kie puz­zle ob­raz­kiem do góry, a na­stęp­nie od­szu­kała ele­menty kra­wę­dziowe. Odło­żyła je na bok, po­pi­ja­jąc już drugi kie­li­szek wina. Oboje z ko­tem mile spę­dzali czas. Przy­naj­mniej do mo­mentu, kiedy ko­mórka Gi­seli za­wi­bro­wała na stole, za­kłó­ca­jąc spo­kój.

To była Mo­nica. Gi­sela ode­brała.

Jak zwy­kle jej przy­ja­ciółka od razu prze­szła do rze­czy.

‒ Pój­dziesz ze mną ju­tro na im­prezę hal­lo­we­enową? Je­den z fo­to­gra­fów to or­ga­ni­zuje, a ja już mam dość tych wszyst­kich lu­dzi z pracy. Czy nie wy­star­czy, że spę­dzamy ra­zem każdy dzień po­wsze­dni? Chyba nie mu­simy też spo­ty­kać się w wol­nym cza­sie? Pro­szę, chodź ze mną, bądź moją osobą to­wa­rzy­szącą.

‒ Im­prezy hal­lo­we­enowe to nie moja bajka. Je­stem ko­bietą w śred­nim wieku, z lekką nad­wagą i miesz­kam sama z trzema ko­tami. Nie mu­szę się spe­cjal­nie prze­bie­rać, żeby siać po­strach.

‒ Och, prze­stań. Je­steś za­je­bi­stą la­ską. Kto w na­szym wieku chciałby wy­glą­dać jak po­zba­wiona wszel­kich nie­do­sko­na­ło­ści lalka Bar­bie? Bę­dzie faj­nie, obie­cuję.

‒ Czy nie po­wie­dzia­łaś przed chwilą, że twoi ko­le­dzy cię nu­dzą?

Mo­nica się ro­ze­śmiała.

‒ Tak na­prawdę są w po­rządku. No i z pew­no­ścią po­tra­fią się do­brze ba­wić.

‒ Przy­kro mi, ale umó­wi­łam się ze Ste­fa­nem.

‒ Weź go ze sobą ‒ od­parła Mo­nica z en­tu­zja­zmem.

‒ Nie ma mowy. Kto jak kto, ale on zde­cy­do­wa­nie nie po­wi­nien mnie wi­dzieć prze­bra­nej za cza­row­nicę. Poza tym wy­bie­ram się ju­tro na kon­cert jego ze­społu.

‒ O, to chyba znacz­nie bar­dziej wy­ra­fi­no­wany plan na wie­czór. Może za­miast na im­prezę, po­win­nam pójść z tobą?

‒ Nie­stety, mam tylko je­den bi­let.

Mo­nica nie prze­jęła się zbyt­nio.

‒ A co sły­chać poza tym? – za­py­tała. - Ze śledz­twem i tak da­lej. Czy mo­żesz po­dzie­lić się ze mną ja­ki­miś po­uf­nymi in­for­ma­cjami?

‒ Mogę ci je­dy­nie po­wie­dzieć, że spraw­dzamy kilka róż­nych tro­pów i mamy kilku po­dej­rza­nych.

‒ Wiesz prze­cież, że to, co mó­wisz, jest dla mnie cał­ko­wi­cie bez­u­ży­teczne.

‒ Przy­kro mi, ale na­wet gdy­bym chciała, nie­wiele wię­cej mo­gła­bym do­dać. Nie mamy żad­nych kon­kre­tów. Je­den z mo­ich naj­lep­szych po­li­cjan­tów pró­bo­wał skon­tak­to­wać się z du­chem Si­xtena za po­śred­nic­twem me­dium, z ko­lei inna śled­cza uważa, że za tym wszyst­kim stoi ko­pen­ha­ska ma­fia. To kom­pletny ab­surd.

Mo­nica ro­ze­śmiała się gło­śno.

‒ Czy mogę to za­cy­to­wać?

‒ Wy­klu­czone. Je­śli to zro­bisz, za­prze­czę wszyst­kiemu.

Roz­ma­wiały jesz­cze przez chwilę, a kiedy się roz­łą­czyły, sprawa mor­der­stwa po­now­nie za­wład­nęła my­ślami Gi­seli. Z do­cho­dze­nia wy­ni­kało, że Si­xten i Vi­beke pro­wa­dzili spo­kojne ży­cie, a w ciągu ostat­niej de­kady nie było żad­nych skan­dali zwią­za­nych z Mi­ly­tekno. Mimo to Gi­sela czuła, że coś za­szło mię­dzy wspól­ni­kami, przy­ja­ciółmi z dzie­ciń­stwa. Wy­raź­nie było wi­dać, że Karri i Ja­sper oba­wiają się, że po­li­cja coś znaj­dzie, prze­glą­da­jąc in­for­ma­cje na ich kom­pu­te­rach.

Czy An­ton mó­wił prawdę, twier­dząc, że nie ma za­tar­gów z tam­tymi trzema? Czy na­prawdę był za­do­wo­lony, że ha­ruje w agen­cji even­to­wej, żeby za­ro­bić śmieszne pie­nią­dze, pod­czas gdy Mi­ly­tekno zbija for­tunę na jego wy­na­lazku? Freddy przyj­rzał się fir­mie An­tona i oka­zało się, że znaj­duje się w po­waż­nych ta­ra­pa­tach. Był bli­ski ban­kruc­twa i nie­dawno bank od­rzu­cił jego wnio­sek o ko­lejną po­życzkę.

O co po­kłó­cili się Si­xten, Ja­sper i Karri w dniu uro­dzin Si­xtena? Ani Ja­sper, ani Karri nie chcieli od­po­wie­dzieć na to py­ta­nie, co wła­ści­wie ni­kogo nie zdzi­wiło.

Kim był ta­jem­ni­czy in­we­stor, który ura­to­wał Mi­ly­tekno i dla­czego chciał po­zo­stać ano­ni­mowy?

I jesz­cze cała ta sprawa z mor­der­stwem Yvonne. Trudno było do­strzec zwią­zek mię­dzy wy­da­rze­niami w Ko­pen­ha­dze sprzed po­nad je­de­na­stu lat a za­bój­stwem Si­xtena. Jed­no­cze­śnie nie dało się zi­gno­ro­wać faktu, że ist­nieje ja­kieś po­wią­za­nie mię­dzy tymi dwoma mor­der­stwami.

Im wię­cej Gi­sela my­ślała o tym, czego po­li­cja do tej pory do­wie­działa się o ży­ciu Si­xtena, tym sil­niej­sze miała po­czu­cie, że jego śmierć miała zwią­zek z wy­da­rze­niem z prze­szło­ści. Tylko po co ktoś miałby cze­kać tyle lat, by go za­bić? Co skło­niło sprawcę, żeby zro­bić to aku­rat te­raz?

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki