Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
392 osoby interesują się tą książką
On- przystojny, przebojowy i... do cna nieprzyzwoity.
Ona- urocza, nieśmiała, trzyma się zasad... a raczej próbuje.
Josh to 29-letni biznesmen. Przebojowy, seksowny, bogaty. Czerpiący z życia pełnymi garściami.
Amelia to 26-letnia stażystka. Poraniona po zakończonym związku, nieśmiała, skupiona na pracy.
Patrząca w przyszłość z niepewnością.
Los postanawia połączyć ich drogi w pewien sobotni wieczór, ale to dopiero początek.
Jeden wieczór.. kolejne spotkanie.. i ta.. niemoralna propozycja odmieni życie obojga.
Gorący romans z zaskakującym zakończeniem.
„Dlaczego nie powiedziałeś, że z pozoru łatwe decyzje okażą się najtrudniejsze.
Dlaczego mnie nie ostrzegłeś, że się w Tobie zakocham”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 651
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Kiedy się pojawiłeś
Autor: Sarah Jones
Copyright © Sarah Jones & E.Lea, 2025
All rights reserved
Wydawca:
E.Lea
62-865 Szczytniki 119a
Redakcja i korekta:
Małgorzata Szostek
Projekt okładki i skład:
Justyna Kramarz | @studiogoodot
Konwersja:
Ewa Krefft-Bladoszewska | ef-ef.pl
ISBN 978-83-976184-5-9
Wydanie I, Szczytniki 2025
Prolog 7
Rozdział pierwszy 49
Rozdział drugi 83
Rozdział trzeci 123
Rozdział czwarty 143
Rozdział piąty 167
Rozdział szósty 191
Rozdział siódmy 219
Rozdział ósmy 249
Rozdział dziewiąty 295
Rozdział dziesiąty 359
Rozdział jedenasty 397
Rozdział dwunasty 453
Rozdział trzynasty 485
Rozdział czternasty 543
Rozdział piętnasty 579
Rozdział szesnasty 605
Rozdział siedemnasty 625
Rozdział osiemnasty 641
Rozdział dziewiętnasty 665
Rozdział dwudziesty 691
Rozdział dwudziesty pierwszy 739
Z zamkniętymi oczami próbuję znaleźć telefon z wrzeszczącym budzikiem.
– Która godzina? – Mamroczę do siebie mrużąc oczy od światła przebijającego się przez zasłony w pokoju. – Noc tak szybko minęła – przewracam się na plecy i patrzę w biały sufit z dwoma podłużnymi pęknięciami tuż nad głową. Ostatnio wszystkie dni zlewają się w całość. Praca, dom, sen i tak w kółko – pocieram twarz dłonią i siadam na łóżku zginając nogi w kolanach. Przyglądam się swojemu odbiciu w lustrze ustawionym naprzeciw. Blada twarz i skrzywiona mina nie napawają mnie optymizmem – wyglądam gorzej niż zazwyczaj – wzdycham ciężko – no i jeszcze te włosy – długie, kasztanowe kosmyki były delikatnie mówiąc w lekkim nieładzie. Biorę pukiel włosów do ręki i oglądam zniszczone końcówki.
– Cześć Amelio, słyszałam, że już wstałaś – w progu staje Miranda. Jej czarne, krótkie włosy błyszczą w promieniach jesiennego słońca, a duże ciemnozielone oczy przysłania opadająca na czoło grzywka. Ubrana w szary dres uśmiecha się szeroko, wytrącając mnie z myśli nad wyglądem – zrobię nam kawę – mówi z radością.
– Dzięki Mirando, nawet nie wiesz, jak jej potrzebuję – odpowiadam ochrypłym głosem.
– Chyba nie tylko kawa by ci się przydała, ale również porządny odpoczynek. Myślę, że zaczynasz cierpieć na ostry pracoholizm i notoryczny brak snu. Zwolnij trochę dziewczyno, bo…
– Wiesz, że nie mogę – wchodzę jej w pół zdania – został mi ostatni miesiąc stażu. Dwa poprzednie tygodnie były bardzo napięte, dużo pracy z powodu zmian w firmie.
– Rozumiem – potakuje znacząco – ale mówiłaś, że wszystko jest przygotowane, więc chyba możesz już wrzucić na luz. Poza tym odrabiasz tam tylko staż a masz tyle obowiązków – robi kwaśną minę.
– Nie mogę wrzucić na luz, jeszcze nie teraz – kręcę przecząco głową.
– Amelio daj już spokój – Miranda przewraca oczami – jesteś tam najlepsza, propozycję pracy masz już praktycznie w kieszeni – zakłada ręce na piersi – na studiach też nie odpuszczałaś – wymienia stanowczo, marszcząc brwi.
– Czy dostanę tam pracę to jeszcze się okaże, chętnych jest wielu – słyszę charakterystyczne westchnięcie, ale nie zwracam uwagi na jej niezadowolenie – poza tym zależy mi na pozytywnej ocenie po ukończeniu stażu, to ważne w CV, bo szczerze to nawet nie wiem czy chcę tam pracować – rozkładam ręce.
– Nie wiem czym się martwisz, już teraz będziesz miała co napisać w CV, z twoimi referencjami możesz pracować wszędzie.
– Nie byłabym taka pewna – pocieram czoło a Miranda znowu przewraca oczami. W tej chwili każda z nas wie, że dalsza rozmowa na ten temat nie ma sensu. – Ty już możesz świętować, ja jeszcze nie – dopowiadam z nadzieją, że choć trochę mnie zrozumie.
– Owszem, cieszę się, że mam już pracę, ale zobaczysz i tobie wszystko się ułoży – mówi życzliwie przysiadając na brzegu łóżka.
– Mam nadzieję – odpowiadam półszeptem ściskając między palcami brzeg pościeli.
– Na pewno tak będzie – przyjaciółka próbuje dodać mi otuchy. – No właśnie! – nagle sobie o czymś przypomina – skoro już o świętowaniu mówisz to przecież jeszcze nie oblałyśmy mojej nowej pracy.
– Wiem Mirando, bardzo cię za to przepraszam, że nie miałam czasu, ale… – zaczynam się tłumaczyć.
– Tu nie ma co przepraszać, po prostu musimy to zrobić! Najlepiej przed moim urlopem – uśmiecha się szeroko.
– Przecież już masz urlop, a jutro wyjeżdżacie z Markiem na wakacje, więc kiedy chcesz świętować? – pytam podejrzliwie.
– Coś wymyślimy – zmrużone oczy i przebiegły uśmieszek na jej twarzy to znak, że coś planuje. – Naprawdę nie wiem jak to się stało – zastanawia się przez chwilę – ale jeszcze nic straconego, szczegóły omówimy, przy kawie – rzuca krótko i znika za drzwiami.
Niechętnie wstaje z łóżka i ruszam w stronę drzwi. Przed wyjściem jeszcze raz spoglądam ze zrezygnowaniem w lustro i krzywię się, gdy dostrzegam widoczne cienie pod oczami. Wzdycham do siebie – mam nadzieję, że to będzie kameralne wyjście w jakieś miłe, ustronne miejsce – po czym wychodzę z sypialni.
– Wspaniale pachnie Mirando, robisz chyba najlepszą kawę na świecie, wiesz o tym? – uśmiecham się wchodząc do kuchni.
– Wiem – Miranda puszcza oczko, gdy nalewa kawę do dwóch filiżanek. Kłębki pary unoszą się nad kuchennym blatem a zapach zmielonych ziaren wypełnił całe mieszkanie.
– Będzie mi tego brakowało w czasie twojego urlopu – pochylam się nad kubkiem – nie wspomnę już, że za miesiąc mamy się stąd wyprowadzić, a ty zamieszkasz z Markiem – siadam na jednym z wysokich krzeseł przy wyspie.
– Mnie też jest przykro, kiedy o tym pomyślę. – Miranda zajmuje miejsce obok.
– Tak, było super – przytakuję upijając łyk kawy – jest wyśmienita – biorę do ust jeszcze dwa łyki i zaciągam się aromatem.
– Cieszę się, że ci smakuje – odpowiada rozbawiona.
– Twoja kawa zawsze mi smakuje – spoglądam na nią z szerokim uśmiechem i odstawiam kubek na blat. – Spakowałaś się już? – Od kilku dni opowiada, że musi się w końcu zabrać za przygotowania do wyjazdu a nawet nie wyjęła walizki z szafy.
– Nie za bardzo, ale spokojnie lecimy dopiero jutro po południu, więc jest jeszcze dużo czasu – macha niedbale ręką.
– Fajnie, że w końcu jedziecie na te wakacje.
– Nawet nie wiesz, jak się cieszę i to całe dwa tygodnie! – głos ma piskliwy, ale co się dziwić planowała ten wyjazd od trzech miesięcy. – A ty co będziesz robić? Odpoczniesz trochę?
– Nie wiem, firma przygotowuje się do zmiany systemu. Inwestycja zagranicznego przedsiębiorcy. Opowiadałam ci o tym, pamiętasz?
– Tak, przecież od dwóch tygodni wracasz wieczorami i ciągle wypełniasz jakieś tabele. No i wspominałaś o jakieś amerykańskiej korporacji.
– Właśnie. W poniedziałek zarząd ma ważne zebranie z przedstawicielami tej firmy, więc atmosfera pewnie będzie gęsta.
– No to będziecie mieli tam wesoło – Miranda uśmiecha się lekko.
– Oj, tak. Cały oddział postawiony na baczność z powodu kilku panów z zagranicy i jakiegoś prezeska – na myśl o poniedziałku przewracam oczami.
Jako stażystka jednej z największych korporacji marketingowych miałam okazję zobaczyć, jak odbywają się tego typu spotkania. Wszyscy są jakoś dziwnie podenerwowani. Na co dzień panuje raczej luźna atmosfera, więc trochę stresuje mnie to nagłe poruszenie, kiedy na nasz wydział robią najazd ci wszyscy prezesi i dyrektorzy konkurencyjnych firm, którzy zachowują się jak nadęci bufoni. Jakby osiągnęli szczyt świata, a ich wybujałe ego ledwo mieści się w drzwiach windy.
– To chyba wszędzie tak wygląda – Miranda zaczyna chichotać.
– Dobrze, że nie muszę brać udziału w tym horrorze, w takich chwilach doceniam, że to tylko staż. Szczerze mówiąc to czasami współczuję swojemu szefowi tych wszystkich stresujących zebrań.
– Ja swojemu nie współczuję – uśmiech znika z jej twarzy.
– Nadal jest taki niemiły?
– Niemiły to zbyt łagodne określenie – Miranda patrzy na mnie znacząco. – Jest sobotni poranek a my rozmawiamy o pracy – przyjaciółka pociera twarz dłonią. – Lepiej mi powiedz jak twoje mieszkanie?
– Dobrze, zostały mi do podpisania ostatnie dokumenty – obracam kubek z kawą.
– To w porządku, tylko przeczytaj wszystko dokładnie dwa razy zanim podpiszesz – poucza mnie.
– Tak jest – chichoczę. Szkoda, że po czterech latach się wyprowadzamy. Przyzwyczaiłam się do tego miejsca. Kiedy tylko zaczęłyśmy dorywczo pracować postanowiłyśmy przenieść się z akademika. Mieszkanie jest malutkie, ale i tak miałyśmy szczęście. Każda z nas ma swój pokój a kuchnia z salonem daje trochę przestrzeni. Mam nadzieję, że będę zadowolona z nowego miejsca. Kawalerka, na którą się zdecydowałam jest położona bliżej centrum i ma bardzo ładny widok.
– To wiesz już co będziesz robić w czasie mojego wyjazdu? – Miranda spogląda na mnie znad kubka.
– Jeszcze nie, ale spokojnie, coś sobie zorganizuję, jeśli nie wezmę dodatkowych zleceń – słyszę jej charakterystyczne westchnięcie, kiedy mówię o nadgodzinach. Miranda właśnie zdała sobie sprawę z tego, że nie mam zamiaru odpoczywać ani mniej pracować, kiedy jej nie będzie. Doskonale wiem co myśli o moim zaangażowaniu w pracę, ale jestem zajęta stażem, który za miesiąc dobiegnie końca i będę musiała zdecydować co dalej. Jeśli dostanę propozycję pracy to muszę się nad tym poważnie zastanowić. Od początku nie zakładałam pracy w marketingu, na staż tutaj dostałam się tylko dlatego że rekrutacja odbywała się później niż w firmach finansowych a ja nie miałam jeszcze dyplomu. Jak pomyślę o maratonie jaki mnie czeka z rozsyłaniem CV oraz rozmowami kwalifikacyjnymi przewraca mi się w żołądku. Wiem, że w dobrych firmach i dziale bankowości chętnych jest bardzo wielu, a konkurencja ogromna.
– Mam nadzieję, że jednak się opamiętasz. Naprawdę się o ciebie martwię.
– Niepotrzebnie.
– No nie wiem, ale skoro nie przekonam cię do odpoczynku to chociaż wykorzystajmy dzisiejszy wieczór. Chodźmy świętować moją nową pracę. Marek ma jeszcze trochę spraw do załatwienia przed wyjazdem, więc możemy poszaleć, następna okazja dopiero za dwa tygodnie – podkreśla.
– Dzisiaj? Ale jak i gdzie?
– Anka z Julką polecają zajrzeć do nowego klubu. Dobra muzyka i super wystrój.
– Impreza – wykrzywiam usta – myślałam, że wybierzesz coś mniej… hałaśliwego – sugeruję delikatnie.
– O nie moja droga, wychodzimy dzisiaj wieczorem – podrywa się z miejsca – po pierwsze to chcę uczcić w końcu tę robotę i mam zamiar to zrobić z moją przyjaciółką. Po drugie, umówiłam się już z dziewczynami i chcę potańczyć, a po trzecie to kiedy ty ostatni raz byłaś gdziekolwiek, co? – Wymienia żarliwie – masz dwadzieścia sześć lat, powinnaś korzystać z życia. Chodź, rozerwiesz się trochę – uśmiecha się prowokacyjnie – może poznasz jakiegoś przystojniaka – dorzuca niby od niechcenia.
– Ha ha! – wybucham śmiechem – chyba napalonego amatora jednonocnej przygody, nie dziękuję, już to przerabiałyśmy, nie pamiętasz?
– No wiem – krzywi się na wspomnienie ostatniego wyjścia – ale od rozstania z Norbertem z nikim dłużej się nie spotykałaś, ile to już czasu minęło?
Na wspomnienie o Norbercie robi mi się słabo. Pan magister fizjoterapii Norbert Gradowski. Wysoki, szczupły, o ciemnych blond włosach, niebieskich oczach i jakże szczerym uśmiechu. Zawsze towarzyski, zabawny, pewny siebie. Nie to co ja. Spotykaliśmy się prawie cztery lata, myślałam, że to ten jedyny a on z dnia na dzień oznajmił mi, że to koniec, że jest ktoś inny. Wzdrygam się na samą myśl, kiedy zostawił mnie dla tej dziewczyny, którą poznał, gdy przyszła na kilka wizyt z dokuczliwym bólem barku. Co tu dużo mówić, złamał mi serce. Dupek.
– Och Mirando wiesz, że to nie takie proste – wzdycham głośno.
– Myślisz o tym palancie?
– Czasem – wzruszam ramionami – ale nie ma o czym mówić – macham ręką – to już zamknięty temat.
– To chodźmy się zabawić – nalega.
– Wiesz, nie sądzę, żeby tłum rozszalałych imprezowiczów był dobrym miejscem na poznanie kogoś odpowiedniego.
– Mam wrażenie, że przez tego idiotę masz awersję do wszystkich facetów – słyszę jej bezradne westchnięcie.
– Coś w tym jest. Przez tego idiotę, jak mówisz, nauczyłam się ostrożności.
– Wiesz co bym mu zrobiła gdybym go teraz spotkała? – Miranda odgraża się teatralnie.
– Wiem, wiem mówiłaś nie raz – odpowiadam rozbawiona i dokańczam picie kawy.
– Wracając do tematu… – zniecierpliwiona stuka paznokciami w blat i czeka na moją odpowiedź dotyczącą wieczoru. Oczywiście, najlepiej twierdzącą.
– Dobrze, pójdę z wami – z uśmiechem na ustach zeskakuję z krzesła przy wyspie i zaczynam sprzątać naczynia.
– Świetnie! – przyjaciółka podskakuje z radości – już piszę do dziewczyn – sięga po telefon – będzie super, zobaczysz – dodaje z błyskiem w oczach.
***
– To co idziemy? – Słyszę stukot obcasów w korytarzu – taksówka już czeka.
– Idę, idę – odpowiadam i w pośpiechu jeszcze raz próbuję poprawić włosy w łazience.
– No, no ale się wystroiłaś – Miranda mierzy mnie wzrokiem, kiedy wychodzę.
– Co? – Spoglądam na siebie w lustrze – mam się przebrać?
– Nie! Broń Boże! Wyglądasz zniewalająco – posyła mi szczery uśmiech.
Czarna, błyszcząca sukienka na ramiączkach ma nie wielkie wycięcie na dekolcie, ale odsłania sporą część pleców. Jest dość krótka, a luźny fason trochę maskuje moją figurę.
Jeśli o nią chodzi to niczym nie odbiegam od większości kobiet w moim wieku. Jestem szczupła, ale nie chuda. Figura typowej gruszki. Szczupłe ręce i ramiona. W tali również nie mam nadprogramowych centymetrów, nawet cycki są ok. Ale moje biodra… zawsze ich nie lubiłam. Są za duże, za szerokie, po prostu wszystko na nie. W większości przypadków wybieram stroje, dzięki którym nie rzucają się w oczy. Proste spodnie, ewentualnie dżinsy lub spódnice o luźniejszym kroju. Również sukienki, staram się, aby były lekko rozkloszowane. Wkładam szpilki i po raz kolejny poprawiam włosy w lustrze przy drzwiach – cholera, każdy w inną stronę – myślę sobie, gdy gładzę kosmyki wzdłuż twarzy.
– Chodzimy już, bo taksówkarz straci cierpliwość. – Miranda bierze mnie za rękę i ciągnie na klatkę schodową.
W klubie, który wybrała Miranda jest tłok, chociaż pora jeszcze wczesna. Przy wejściu dołącza do nas Julia i Anka, koleżanki Mirandy z pracy. Miła blondynka o piwnych oczach i niewysoka szatynka z przyjaznym uśmiechem opowiadają z przejęciem o miejscu, w którym jesteśmy. Nowoczesne wnętrze faktycznie robi wrażenie. Połączenie cegły, stali oraz bieli daje niesamowity efekt. Dwa parkiety, na dwóch poziomach oraz idealnie dostosowane nagłośnienie sprawiają, że po przekroczeniu drzwi wejściowych wpadasz w zupełnie inny świat. Przeciskamy się do baru i zamawiamy drinki, a gdy udaje nam się znaleźć wolną lożę szybko zajmujemy miejsce. Dolny parkiet szybko się zapełnia. Przez chwilę obserwuję ludzi, którzy przyszli zabawić się dzisiejszego wieczoru. Światła stroboskopów mrugają w rytm muzyki, a bas jest tak głośny, że aż czuć w żyłach pulsującą krew.
– Idziemy tańczyć! – Miranda wydaje polecenie i pierwsza wskakuje na parkiet robiąc dla nas miejsce. Bujamy się i skaczemy w rytm kolejnych utworów łączonych przez DJ-a w jeden ciąg. Miranda miała rację, dobrze jest się trochę rozerwać i odpocząć. Wypity drink wszedł mi już do głowy i zaczynam czuć się cudownie lekko, pozbawiona kości, mózgu i mięśni. Lubię tańczyć, szkoda, że tak późno się o tym przekonałam a teraz rzadko korzystam z okazji, żeby gdzieś wyjść i po prostu żyć tak jak robi to reszta ludzi w moim wieku. Kilku mężczyzn zaczyna krążyć wokół nas, ale szybko dajemy im jasny sygnał, że nie jesteśmy zainteresowane ich towarzystwem.
– Pójdę po coś do picia – proponuję, gdy zmęczone opadamy w loży. Dziewczyny potakują z wypiekami na twarzy.
Kiedy docieram do baru mam wrażenie, że trafiłam w godziny szczytu. Dłuższą chwilę czekam na barmana a przygotowanie naszych drinków trwa chyba wieczność. Wszyscy się wciskają, więc przy blacie nie ma już miejsca. W gąszczu zniecierpliwionych klientów dostrzegam barmana i moje cztery schłodzone cosmopolitany. Nareszcie! W chwili, kiedy się odwracam, żeby odejść mężczyzna, który właśnie podszedł do baru potrąca mnie, przez co upuszczam jedną szklankę na blat. Drink się rozlewa a barman patrzy na mnie z konsternacją.
– Przepraszam, to nie moja wina – zaczynam tłumaczyć, gdy mężczyzna stojący obok przysuwa się bliżej.
– Przepraszam, to przeze mnie ten bałagan – słyszę, jak mówi do mężczyzny z obsługi po angielsku a właściwie to niskim brytyjskim głosem.
Uwielbiam brytyjski akcent. Pół roku spędzone na wymianie studenckiej w Londynie w ramach stypendium bardzo dobrze mnie z nim zaznajomiło. Do dzisiaj cieszę się, że wykorzystałam szansę na wyjazd. To jeden z wielu plusów po rozstaniu z tym idiotą.
– Przypadkiem potrąciłem tą panią – dodaje i pochyla się nad ladą tak, że słyszę jego wibrujący głos w moim uchu. Wzdrygam się lekko.
Barman potakuje i od razu bierze się za sprzątanie. Powoli odwracam się w stronę mężczyzny, przez którego straciłam jednego drinka. Nie mam tyle cierpliwości, żeby czekać na następnego. Brązowe oczy wpatrują się we mnie spod gęstych, prawie czarnych brwi. Niekontrolowany rumieniec wypływa na moją twarz. Przystojny brunet wygląda dość młodo mimo surowych rysów twarzy, widocznych kości policzkowych i wyraźnie zarysowanej szczęce. Uśmiecha się lekko a w policzkach ukazują się dwa urocze dołeczki.
Czuję nagły ścisk w żołądku.
– Jeszcze raz przepraszam, strasznie tu dużo ludzi – mówi z uśmiechem i przyjaznym błyskiem w oczach.
– Drobiazg, w soboty zazwyczaj tak jest – odpowiadam wrzucając angielski tryb – z tego co słyszałam – zmieszana dodaję w pośpiechu.
Mężczyzna przestaje opierać się o ladę i staje prosto.
Cholera, wysoki jest.
Podążam za nim wzrokiem. Przy moich 170 centymetrach i prawie 10 centymetrowych obcasach, przewyższa mnie co najmniej o pół głowy. Ma na sobie idealnie skrojony garnitur a jego koszula nie pozostawia złudzeń, że jest wysportowany i bardzo atrakcyjny, choć muszę przyznać, że wygląda dość dziwnie tak ubrany do klubu.
– Jak mija wieczór? – rzuca luźno sczesując z czoła opadające kosmyki ciemnych włosów i przysuwa się bliżej wpuszczając za siebie dwójkę facetów.
Ruch ręki i bliskość uwalniają woń perfum, które unoszą się między nami. Wyczuwam gorzką pomarańczę, lawendę, szałwię z nutą mięty oraz piżmowiec choć nie jestem pewna, ale przede wszystkim zapach jego skóry. Ten zapach to prawdziwa mieszanka przygody, letniego deszczu oraz ciepłego wiatru. To połączenie uderza mnie w nozdrza a po plecach przebiega przyjemny dreszcz.
– Całkiem nieźle… to znaczy dobrze – wpatruję się w niego.
Całkiem nieźle?– Amelio, błagam weź się w garść.
Mężczyzna nagle pochyla się nade mną.
– Widziałem, jak tańczysz – oddechem owiewa płatek mojego ucha.
Fala gorąca przepływa przeze mnie a krew w żyłach zaczyna wrzeć.
Jak to widział? Obserwuje mnie? Nie jestem podatna na tanie teksty typu „fajnie się ruszasz, mała”, ale to co powiedział i sposób w jaki to zrobił podziałały na mnie dość specyficznie. Nie wiem, czy powinnam się przestraszyć, ale to co teraz odczuwam to raczej dziwna ekscytacja niż przerażenie. Mężczyzna przygląda mi się badawczo. Czuję jak ogromny rumieniec właśnie opanowuje mój dekolt i szyję. Wzrokiem podąża w miejsce, gdzie skóra zaczyna mnie palić i dostrzegam drgnięcie jego warg – świetnie – sięgam po swoje drinki z myślą, żeby czym prędzej odejść od baru, ale zamiast tego przesuwam się w jego stronę, kiedy słyszę utyskiwanie, że blokuje miejsce i nieprzyjemny typ dosłownie wpycha się obok mnie. Nieznajomy patrzy teraz na szklanki, które trzymam w dłoni.
– Przykro mi z powodu drinka – gestem przywołuje barmana.
– Nic nie szkodzi, powinnam już wracać – uświadamiam sobie, że nie ma mnie już dość długo.
– Dokąd się spieszysz?
– Przyjaciółka świętuje nową pracę – odpowiadam stojąc jak zaklęta.
– Dobrze się tutaj bawisz? – w jego oczach dostrzegam figlarny błysk.
Czy on ze mną flirtuje?
– Tak, mówiłeś, że widziałeś. – Przechylam głowę na bok i lekko się uśmiecham.
Cholera, czy ja go prowokuję?
– Owszem – poszerza uśmiech – i mam nadzieję, że ze mną zatańczysz – szepcze mi do ucha.
Czuję kolejne uderzenie gorąca.
– To chyba nie jest dobry pomysł – zaskoczona odpowiadam ze śmiechem i robię krok w przód chcąc uzyskać przestrzeń między nami.
– To może chociaż powiedz, jak masz na imię? – ciągle się uśmiecha opierając łokciem o blat. W tej oto chwili uświadamiam sobie, że to nie jest niewinny flirt, a mężczyzna nie pojawił się przy barze całkiem przypadkiem. Pewnie nie miał zamiaru wytrącić mi drinka, ale wiem, że ta rozmowa nie jest tylko następstwem niefortunnego wypadku.
– Nie zdradzam szczegółów swojego życia nieznajomym – odpowiadam krótko, zastanawiając się co to wszystko ma znaczyć.
– Przecież już trochę się poznaliśmy – znowu się pochyla a mój żołądek robi fikołka.
Moje ciało całkowicie ze mną nie współgra.
Podchodzi do nas barman, więc nieznajomy na moment skupia uwagę na chłopaku z obsługi. Czuję ulgę, kiedy przestaje taksować mnie wzrokiem, ale też dziwne ukłucie w piersiach, że już tego nie robi. Nieznacznie podnosi głos i zamawia whisky do picia, a że barwa jego głosu jest niska i głęboka bez problemu przedziera się przez dudniącą muzykę trafiając wprost za bar.
I znowu ten dreszcz.
– Naprawdę muszę już wracać. – Nie czekając dłużej szybko przeskakuję małe schodki i bokiem obchodzę parkiet. Ukradkiem spoglądam na nieznajomego, którego porzuciłam przy barze. Z tej odległości wygląda równie dobrze co z bliska a ja już dawno nie czułam takich emocji. Po prostu żaden mężczyzna nie potrafił wzbudzić we mnie najmniejszego zainteresowania, aż do dzisiaj.
– Co tak długo? – Zniecierpliwiona Miranda robi nadąsaną minę.
– Kolejka. – Rozkładam bezradnie ręce, kiedy odstawiam szkło na blat.
– Dlaczego masz tylko trzy drinki? – Julia patrzy na mnie i marszczy brwi.
– Mały wypadek, wy pijcie a ja przyniosę sobie później, niech trochę się przeludni. Straszny tłok – siadam naprzeciwko dziewczyn.
Zanim moje koleżanki pociągną pierwszy łyk, kelner przynosi dla mnie cosmopolitana. Wszystkie otwierają szeroko oczy a ja nerwowo zerkam w stronę baru, gdzie nadal stoi nieznajomy i podnosi rękę ze swoim drinkiem.
– Od kogo to? – Miranda rozgląda się dookoła.
– Facet przy barze wytrącił mi jedną szklankę z ręki, to od niego – mówię obojętnie, chociaż dreszcze przebiegają wzdłuż kręgosłupa promieniując delikatnie jakbym dotykała jakiegoś przedmiotu podłączonego pod napięcie.
– Który? – Anka zapuszcza żurawia w stronę baru.
– Tam stoi – odwracam się za siebie, ale nigdzie go nie widzę – poszedł sobie – odpowiadam jakby od niechcenia, ale w sercu czuję rozczarowanie.
Wypijamy nasze drinki i z powrotem wracamy na parkiet. Co jakiś czas rozglądam się dookoła, w cichej nadziei, że jeszcze go zobaczę. Zastanawiam się czy znowu mnie obserwuje, być może stoi gdzieś w ustronnym, ciemnym miejscu. Wytężam wzrok i przyglądam się uważnie każdemu zakątkowi, ale nigdzie nie dostrzegam jego sylwetki. Mina trochę mi rzednie.
– Muszę do łazienki! – Wykrzykuję do szalejącej obok mnie Mirandy.
– Co takiego?!
– Do łazienki! – Jej krótkie włosy opadają to w przód to w tył, kiedy energicznie potakuje, że mnie usłyszała. Tańczymy już dość długo a kolejny drink podziałał zarówno na moją głowę jak i pęcherz, więc skocznym krokiem wchodzę do toalety. Załatwiam co trzeba, w lustrze poprawiam zmierzwione włosy oraz sukienkę, która w tańcu niebezpiecznie uniosła się górę. Łapię kilka głębszych oddechów i nakładam błyszczyk na usta. Wracam wąskim korytarzem na parkiet, tuż przy wyjściu zauważam nieznajomego z baru.
Opiera się o ścianę i trzyma ręce w kieszeni. Pewna, że już go więcej nie zobaczę teraz zwalniam kroku. Uśmiecha się szeroko, kiedy idę w jego stronę. W korytarzu jest półmrok, ale ja i tak dobrze widzę błyszczące oczy. Kilka kosmyków dłuższych włosów spadło mu na czoło. Czuję ścisk mięśni w brzuchu.
– I jak się teraz bawisz? – zagaduje.
– Bardzo dobrze, dzięki za drinka – odpowiadam lekko wstawiona i oszołomiona.
– Chyba spełnił swoją rolę, bo tańczysz jeszcze lepiej niż przedtem. – Robi krok w moją stronę.
To prawda, po dwóch drinkach jestem w naprawdę imprezowym, błogim stanie a myśl, że nieznajomy jednak cały czas mnie obserwuje przyprawia o dodatkowe zawroty głowy.
– To może teraz ze mną zatańczysz? – Mężczyzna się przysuwa. Ciasny korytarz prowadzący do toalet sprawia, że znowu stoimy blisko siebie, zbyt blisko.
– Nadal uważam, że to nie jest dobry pomysł – kręcę przecząco głową.
– Jeden taniec, skuś się – szepcze mi do ucha potęgując wir w mojej głowie.
Nie daje się wyrywać facetom na imprezach, nie interesują mnie przelotne znajomości. Po czterech latach związku i emocjonalnym rozstaniu długo byłam sama nie dopuszczając do siebie żadnego mężczyzny. Był jeden, uroczy asystent dyrektora banku, który pomagał mi zbierać materiał do pracy magisterskiej, ale kiedy okazało się, że nie jestem jedyną, której oferował pomoc wymiksowałam się z tej znajomości z prędkością światła. Więc nie rozumiem, dlaczego teraz zaczęłam rozważać propozycję nieznajomego.
– To może jeszcze jeden drink? – próbuje z innej strony i znowu się uśmiecha. Urocze dołeczki pojawiają się w policzkach a usta rozciągają się ukazując ich malinowy kolor. Przyglądam im się przez chwilę. Są duże, kształtne i… kuszące. Potrząsam głową.
– Dobrze, może być drink – mówię w końcu, wpatrując się w niego błędnym wzrokiem.
– Zapraszam – z uśmiechem, gestem wskazuje na bar po drugiej stronie parkietu.
Odwracam się i po chwili czuję jego dłoń na odsłoniętych plecach.
Robi mi się przyjemnie ciepło. Wiem, że powinnam się odsunąć, zrobić dystans, ale duża dłoń o długich palcach wprawia moje ciało w przyjemne drgania.
To na pewno przez ten alkohol – uspokaja mnie podświadomość.
Przeciskamy się przez tłum wijących się ciał. Muzyka jest głośna, światła rozbłyskują w różnych kolorach tworząc piękne mozaiki na białych ścianach. W końcu docieramy na miejsce. Przez chwilę przyglądam się otoczeniu i nieznajomemu mężczyźnie. W garniturze, otoczony zapachem uwodzicielskich perfum czuć było od niego lekką woń bursztynowego trunku. Zupełnie nie pasował do mężczyzn przy barze, spoconych, oblanych wodą kolońską, niektórzy już mocno pijani ledwo trzymali się na nogach.
– Tym razem sex?
– S… słucham? – mrugam szybko, a nogi się pode mną uginają.
– Taki drink – wyjaśnia rozbawiony, kiedy ja nadal stoję z otwartą buzią.
– Tak, może być – potakuję więcej razy niż trzeba i sama nie wiem czemu puls mi przyspiesza.
Przecież zaproponował mi tylko drinka i wiem co to Sex on the Beach, ale słowo seks wypowiedziane przez niego zabrzmiało bardzo, bardzo osobliwie, tak że przez chwilę pomyślałam o tym jaki jest w łóżku. Jak postępuje z kobietami. Czy jest delikatnym kochaniem czy może lubi ostry, szybki seks, po którym kobiety jeszcze długo pamiętają jego dotyk.
Cholera to tylko drink, chyba za dużo wypiłaś Amelio.
Mężczyzna zamawia kolejne whisky i sex na plaży, rzecz jasna. Patrzę na niego dziwnie poruszona tym niedomówieniem i swoimi swobodnymi myślami.
– Poprzednim razem zamówiłaś cosmo, więc chyba lubisz te słodkie, lepkie soczki – stwierdza zaczepnie.
– Lepkie soczki? – pytam oburzona chociaż trochę chce mi się śmiać.
– A jak inaczej nazwać te kolorowe napoje?
– To bardzo dobre drinki, o wiele lepsze niż gorzki smak whisky.
– Gorzki? – Przerywa mi. – Kobiety rzadko doceniają dobry alkohol.
Kiwam głową. Normalnie, pewnie wdałabym się z nim w dyskusję na temat tego co naprawdę lubią kobiety i jak bardzo błędne jest wyobrażenie mężczyzn w tej materii, ale w mojej głowie nadal błąkają się niesforne myśli, które skutecznie utrudniają mi racjonalne myślenie.
– A ty, jak się bawisz? – zmieniam temat.
– W porządku, gdybym miał wolny wieczór pewnie byłoby lepiej – odpowiada powściągliwie podając mi drinka.
– Jesteś w pracy? – nie ukrywam zdziwienia. Kto pracuje w sobotę o tej porze? Może jest ochroniarzem? Rozglądam się dookoła próbując dostrzec innych pracowników zajmujących się bezpieczeństwem w klubie. Nie dostrzegam jednak nikogo, więc jeszcze raz uważnie mierzę wzrokiem nieznajomego. Garnitur wygląda na drogi i szyty na miarę także nie mam pewności, a może jest managerem.
– Niestety, moja praca rzadko kończy się w piątkowe popołudnie i zaczyna w poniedziałek rano – mężczyzna uśmiecha się tajemniczo i bierze do ust szklankę z whisky.
Teraz jeszcze bardziej mnie intryguje. Zanim jednak wymyślę sto rożnych wariantów dotyczących jego życia skupiam uwagę na malinowych wargach obejmujących grube szkło, gdy przechyla szklankę i pociąga dwa głębokie łyki whisky. Na widok wilgotnych warg przełykam głośno ślinę.
Cholera.
– Denerwujesz się? – Mężczyzna przestaje się uśmiechać, ale z ciemnych oczu wciąż bije przyjacielski blask.
– Nie, dlaczego miałabym się denerwować?
Słuszne pytanie.
– Nie wiem, nie wyglądasz na kogoś, kto często odwiedza kluby.
– Już mówiłam, że świętuję z przyjaciółką – patrzę na niego zdezorientowana.
Aż tak widać, że tutaj nie pasuję?
– Owszem, ale chyba nie często tu bywasz, prawda?
Teraz chyba powinnam sprawdzić czy na czole nie mam kartki z wypisaną liczbą sobotnich wyjść.
– Naprawdę świetnie się bawię – zapewniam go o udanym wieczorze.
– Jesteś spięta to chyba nie tak świetnie – przygląda mi się uważnie przechylając głowę na bok.
– Co proszę? Nie jestem spięta – oburzam się. Już dawno nie bawiłam się tak dobrze jak dzisiejszej nocy. Tylko w jego obecności czuję napięcie i sama nie wiem czemu.
– To zatańcz ze mną – jego słowa brzmią jak wyzwanie.
– Wykluczone – nerwowo kręcę głową więcej razy niż powinnam.
– Sama widzisz –mówi spokojnie.
– Czy ty mnie prowokujesz?
– Może troszkę – pochyla się, a od malinowych ust dzieli mnie zaledwie kilka centymetrów. Włosy figlarnie opadają mu na czoło, a ja odruchowo zmieniam pozycję i łączę nogi razem. Dlaczego on tak na mnie działa?
Mam ochotę zripostować jego frywolne zachowanie i ostudzić zapędy, ale zamiast tego w milczeniu dokańczam drinka zastanawiając nad tym co powiedział. Przyglądam się jak swobodnie oparty o blat popija whisky. Jest przystojny, pociągający a wieczór niebawem się skończy. W głowie nadal krążą lubieżne myśli, kiedy proponował mi drinka i naprawdę chciałabym zaszaleć, tak że puszczają przy tym wszystkie hamulce, chciałabym zatańczyć dla niego. Chcę, żeby mnie obserwował, tak jak robił to wcześniej. To pragnienie sprawia, że dziwne ukłucie w piersiach, schodzi w dół i umiejscawia się pod żebrami.
Czy mogłabym to zrobić? Zatańczyć dla niego? Nie znamy się i pewnie już nigdy więcej nie zobaczymy więc czemu nie, ale czy to właściwe?
Obrzucam nieznajomego spojrzeniem.
– Zostań tu – słowa wydostają się z moich ust zanim głowa zdąży ocenić sytuację. Wchodzę na brzeg parkietu, serce wali jak oszalałe a nogi mam jak z waty. Odwracam się twarzą do niego i zaczynam lekko poruszać. Brązowe, błyszczące oczy wpatrują się we mnie. Biorę głęboki wdech. Muzyka się zmienia, Calvin Harris i Sam Smith „Promises”, jak na ironię, bardzo pasuje. Żadnych obietnic, tylko jeden taniec. Zmysłowy głos od razu porywa mnie na parkiet. Mężczyzna z baru bacznie obserwuje każdy mój ruch, więc przymykam oczy i zarzucam ręce za głowę co jakiś czas przeczesując palcami włosy. Czuję, jak sukienka uniosła się w górę, ale nie obchodzi mnie to, bo właśnie tańczę dla mojego nieznajomego. Mimo dzielących nas paru metrów i przygaszonego światła wiem, że na mnie patrzy a ja jeszcze bardziej nakręcam się świadomością, że nie umknęłam jego uwadze przez cały wieczór. Nie czuję żadnego skrępowania, wręcz doznaję olśnienia, że tak naprawdę nigdy nie czułam się bardziej seksownie. To trochę dziwne, tańczyć tak swobodnie dla kogoś kogo nawet nie znam. Pochłonięta wrażeniami nie zauważyłam, kiedy nieznajomy do mnie dołączył. Czuję jego bliskość i dreszcze które znowu przebiegają po kręgosłupie.
Jedną ręką obejmuje mnie w pasie a ja biodrem ocieram się o niego.
Wciągam powietrze, ale nie odsuwam się. Palcami drugiej ręki wodzi po krawędzi mojej sukienki. Przez ułamek sekundy mam ochotę, aby podciągnął ją jeszcze wyżej, ale szybko wypieram tą myśl.
Amelio nie szalej, to tylko jeden taniec i… alkohol.
Delikatnie, opuszkami palców muska moich ud cały czas obejmując mnie w pasie. Przylega ciałem do moich pleców. Odchylam głowę i opieram się o jego klatkę piersiową. Słyszę równy oddech i czuję woń perfum. Znowu przymykam oczy, zmysłowo się kołysząc. Nie wiem czy kiedykolwiek tak tańczyłam. Zarzucam rękę w tył i muskam jego policzek.
– Naprawdę świetnie tańczysz – szepcze mi do ucha wibrującym głosem.
– Wiem – odpowiadam nonszalancko, chociaż wcale tak nie uważam – ty też nie źle się ruszasz. Słyszę, jak się śmieje, a pod skórą i warstwą ubrań wyczuwam pracujące na piersiach mięśnie. Włoski na moim ciele się unoszą. Przyciągam bliżej jego twarz.
– Jednak potrafię się wyluzować? – pytam z przekorą.
– Tak, szczególnie kiedy tańczysz tylko dla mnie – szepcze w moją szyję. W głowie mi wiruje od jego słów i ciepłego oddechu – ale nie lubię widowni. – Otwieram oczy i spoglądam na kilku facetów stojących przy barze, patrzą w naszą stronę i żywo o czymś dyskutują.
Cholera.
– Powiesz mi w końcu jak masz na imię? – oddech ma słodki przeplatany nutą whisky a ja kolejny zawrót głowy.
– To tylko taniec – przypominam.
Znowu śmiech.
– Uparta jesteś.
– Czasem – dłonią przesuwa po moich udach zataczając na skórze malutkie kółeczka palcem wskazującym.
– Mogę liczyć na jeszcze jeden taniec? – płomień w moim podbrzuszu się rozpala a gęsia skórka pokrywa kark. Ocieram się o niego jeszcze bardziej wypychając pośladki. Cudownie byłoby zatańczyć jeszcze raz, ale kiedy piosenka się kończy od razu przypominam sobie, gdzie jestem i co robię.
– Muszę już iść – oszołomiona uwalniam się z jego objęć. Mknę przez parkiet w stronę dziewczyn nie oglądając się za siebie.
– Gdzie ty byłaś?! – Miranda patrzy na mnie wkurzona, kiedy odnajduję ją w pobliżu stolika, przy którym siedziałyśmy.
– Nigdzie, nawet w toalecie była kolejka – odpowiadam szybko z głupim uśmiechem na ustach.
– Nie było cię z pół godziny, nie ściemniaj – przysuwa się bliżej lustrując mnie zielonymi oczami wyraźnie ciekawa jak się z tego wytłumaczę.
– Spotkałam nieznajomego z baru, no wiesz, tego od drinka.
– No i?! – wlepia we mnie wścibskie spojrzenie.
– I nic, zamieniłam z nim kilka słów, to wszystko – zbywam ją.
Nie chcę się przyznawać, że tańczyłam z jakimś mężczyzną ociekający erotyzmem taniec i że wciąż jestem w lekkim szoku. Tak, zdecydowanie przeżyłam szok. Ciało mam napięte, serce nadal bije w nienaturalnie przyspieszonym tempie i ten ogromny rumieniec, który wypełzł właśnie na moje policzki to najlepszy dowód. Co za noc.
– Zbieramy się? – Julia przyłącza się do naszej rozmowy.
– Tak, możemy już iść – potakuję ochoczo z nadzieją, żeby jak najprędzej opuścić to miejsce i przypadkiem na niego nie wpaść.
Budzik dźwięczy mi w uszach więc szybko odnajduję telefon i wyłączam go.
Obolała podnoszę się z łóżka – wczoraj chyba rozruszały mi się wszystkie mięśnie – ostrożnie przesuwam się na brzeg – kiedy ja ostatnio uprawiałam sport? Jakieś wieki temu. Robię w głowie szybki rachunek, gdy wchodzę do kuchni. Słyszę jęki Mirandy w korytarzu.
– Cześć Amelio, nie uwierzysz co się stało – Miranda staje w progu łapiąc się futryny. – Mamy zmianę, lecimy już za trzy godziny – opada na krzesło przy wyspie– głowa mi pęka, jestem zmęczona i niespakowana.
– Cześć, to się narobiło – mówię z rozbawieniem, ale przyjaciółka posyła mi tylko wymuszony uśmiech i łapie się za głowę opierając łokcie o blat. – Chyba naprawdę dopadł cię ciężki poranek – wyjmuję z szafki nad zlewem dwa kubki.
– Bardzo, bardzo ciężki – jęczy.
– Ile wczoraj wypiłyście, że masz dzisiaj kaca? – Podsuwam pod jej nos napełniony kawą kubek.
– Nie wiem, chyba jeszcze po dwa drinki, długo cię nie było a na parkiecie było już tak ciasno, że postanowiłyśmy pójść do baru na piętrze.
Aż tyle czasu spędziłam z nieznajomym?
– A swoją drogą co to był za facet? – Miranda przygląda mi się uważnie. – Znasz go?
– Nie – zaprzeczam od razu – pierwszy raz go widziałam, nie mam pojęcia kto to, chyba Anglik – nerwowo pocieram czoło.
– Acha – Miranda powoli unosi głowę w górę i opuszcza ją do właściwej pozycji – ty na pewno byłaś tak długo w toalecie i tylko z nim rozmawiałaś? – pyta podejrzliwie.
– No tak, przecież już mówiłam – marszczę brwi.
Co to za przesłuchanie z samego rana? Czyżby dziewczyny mnie widziały? Jak tańczyłam…
Puls mi przyspiesza i czuję ścisk mięśni w brzuchu.
– W porządku – przyjaciółka upija łyk kawy. – Pytam, bo wyglądałaś jakbyś robiła jednak coś innego. Wiesz, byłaś spocona i różowa na twarzy, oddech ci się rwał.
Krztuszę się kawą.
– Mirando czyś ty zwariowała?! O co ty mnie posądzasz?! – odpowiadam próbując złapać oddech.
– O nic, po prostu chciałam się upewnić, ale przecież to nic złego, jeśli… no… wiesz… – w delikatny, jak na swój sposób próbuje mi powiedzieć, że nie miałaby nic przeciwko gdybym skoczyła z nim na szybki numerek.
– Ty naprawdę oszalałaś albo jeszcze nie wytrzeźwiałaś – ucinam tą absurdalną rozmowę i gromię ją wzrokiem.
– Możliwe, że jedno i drugie, ale nie mam czasu się teraz nad tym zastanawiać, bo muszę się spakować, pomożesz mi? – patrzy na mnie błagalnym wzrokiem i składa ręce.
– Jasne – mówię ze śmiechem.
Czas przed południem szybko mija, kiedy Miranda przymierza prawie wszystkie ubrania z szafy. Jednogłośnie oceniamy co się nadaje, a co definitywnie nie.
Dochodzi dziesiąta, kiedy po ogarnięciu całego bałaganu siadamy w salonie.
– To co, myślałaś już jak spożytkować wolne wieczory? – przyjaciółka podciąga kolana w górę opierając stopy o brzeg fotela i przez chwilę masuje skronie palcami.
– Jeszcze nie, i nie wiem, dlaczego ciągle o to pytasz, hmm? To już trzeci raz od wczoraj.
– Tak po prostu pytam – wzrusza ramionami.
– Po prostu? – Nigdy nie pyta tak po prostu.
– No, po prostu – wzdycha – po prostu się martwię.
– Tylko się martwisz? – jeszcze wczoraj byłam w stanie jej uwierzyć, ale dziś myślę, że nie o troskę chodzi.
– Tak, martwię i myślę… może umów się z Kubą? – Zaczyna nieśmiało – Skoro twój wczorajszy podryw nie był zbyt udany – puszcza mi oczko – wyjeżdża dopiero w piątek, więc zdążycie się spotkać – dokańcza prędko.
Wiedziałam, że długo nie wytrzyma, temat Kuby powraca jak bumerang od kilku tygodni.
– Czy tylko ja mam wrażenie, że próbujesz na siłę znaleźć mi faceta? – Pytam retorycznie. – A wczoraj to nie był żaden podryw – zaznaczam rzucając jej gniewne spojrzenie.
– Dobrze już dobrze, zwyczajnie nie chcę żebyś była sama, kiedy mnie nie będzie.
– Och dziękuję, ale poradzę sobie.
– Wiem, że sobie poradzisz, ale mogłabyś się z nim spotkać, prawda? – jej upór jest doprawdy niesamowity.
– Sama nie wiem – odpowiadam bez przekonania w głosie.
– Kuba to naprawdę świetny facet, daj mu szansę, powinniście się zobaczyć – zaczyna nalegać.
Miranda uważa, że Kuba jest idealny, szczególnie dla mnie. Spokojny, miły i można na nim polegać. Jest grafikiem komputerowym w wydawnictwie, gdzie Miranda zaczęła pracę w dziale księgowości. Sporo podróżuje no i jest to wzięcia, jak mówi.
– Zobaczymy, na razie nic nie obiecuję – odpowiadam wymijająco.
Lubię Kubę, zwłaszcza jak opowiada o różnych sytuacjach, kiedy wyjeżdża, mamy kilka wspólnych tematów, ale bardziej traktuje tą znajomość po koleżeńsku niż coś więcej. Zawsze byłam przekonana, że w związku musi być to coś. Jak większość kobiet chciałam trafić na tego jedynego i przeżyć prawdziwą romantyczną miłość. Czuć motyle w brzuchu i być na totalnym miłosnym haju. Zdawałam sobie sprawę, że to naiwne myślenie, tym bardziej że w ostatnim czasie w relacjach z mężczyznami nie czułam nawet ułamka tego o czym skrycie marzyłam. Poza tym teraz muszę skupić się na stażu, pracy, przeprowadzce, nie w głowie mi romanse przez które mogłabym cierpieć. Już kiedyś zaufałam mężczyźnie i nie zamierzam popełnić tego błędu drugi raz.
– Okej, nie naciskam – Miranda w końcu odpuszcza. – Pojedziesz z nami na lotnisko?
– Chętnie – przytakuję – chyba powinnyśmy się szykować – spoglądam na zegarek. – Marek zaraz tu będzie.
– Tak, tutaj się z tobą zgadzam – przyjaciółka uśmiecha się szeroko, gdy wstaje z fotela.
Przed wyjściem biorę szybki prysznic. Ciepła woda z deszczownicy spływa po moim ciele. Wyciskam na dłoń szampon i myję włosy a przyjemny zapach roznosi się po małej łazience. Wcieram w skórę żel do mycia i powoli spłukuję pianę. Po dziesięciu minutach stoję przed lustrem i próbuję rozczesać mokre włosy. Niebieskie oczy wpatrują się w odbicie, gdy słyszę szmery za drzwiami.
– Pospiesz się trochę, wychodzimy za piętnaście minut! – słyszę w korytarzu głos Mirandy.
– Dobrze! – odkrzykuję. Suszę włosy i robię delikatny makijaż. Lekki podkład i odrobina maskary na rzęsy. W pośpiechu wkładam biały T-shirt i ciemno niebieskie jeansy. Gdy wychodzę z łazienki, Marek już czeka w przedpokoju.
To średniego wzrostu przesympatyczny mężczyzna. o krótkich brązowych włosach, z widocznymi zakolami i miłym uśmiechu. Z Mirandą poznali się w czasie studenckiego kursu językowego. Ubrany w jeansy i koszulkę polo, w rękach trzyma czarną torbę.
– Cześć, Amelio – wita się ze mną i z podziwem obserwuje walizkę Mirandy, którą wyniosła na korytarz. – Obyśmy nie musieli dopłacać za nadbagaż – mówi drwiąco, a Miranda rzuca mu wymowne spojrzenie.
Z trudem powstrzymuje śmiech. Cóż… rzeczywistość.
– Cześć, Marku – odpowiadam z rozbawieniem.
– Wszystko gotowe, taksówka już czeka – oznajmia i wynosi walizkę za drzwi.
– Dobrze, już idziemy – przyjaciółka odpowiada pakując ostatnie drobiazgi do bagażu podręcznego. Ubrana w wygodne spodnie, luźną koszulę i letnie buty wychodzi za Markiem.
Z szafki wyciągam adidasy, staje przed lustrem i poprawiam włosy, które układają się w lekkie fale, choć kilka niesfornych kosmyków wciąż się wywija. Zakładam brązową krótką kurtkę, a do ręki biorę niewielką torebkę, zamykając za sobą drzwi. Jest niedzielne przedpołudnie, kiedy jedziemy na lotnisko Chopina. Po pół godziny mozolnej jazdy taksówkarz zostawia nas przed głównym wejściem. Ruch w terminalu jest niewielki, choć kolejka osób przy stanowisku wakacyjnego operatora podróży wycieczki na Kretę zaczyna się zagęszczać. Miranda wyciąga bilety i niezbędne dokumenty, więc za chwilę musimy się pożegnać.
– Bawcie się dobrze –zwracam się do nich po czym przytulam przyjaciółkę – uważajcie na siebie – dodaję.
– Będziemy, ty też uważaj – odpowiada i mocno mnie obejmuje.
– Oczywiście, będę uważać – zapewniam ją.
– Przemyśl raz jeszcze czy umówisz się z Kubą, ok? – nie wytrzymuję i przewracam oczami. Wiem, że ma dobre intencje, ale chwilami naprawdę przesadza.
– Dobrze umówię się z nim –w końcu daję się przekonać dla świętego spokoju.
– Super! – Odpowiada rozradowana i znowu mnie przytula.
– Chodźmy już – słyszę naglący głos Marka – do zobaczenia Amelio. – Żegna się ze mną.
– Do zobaczenia! – odpowiadam, kiedy Miranda puszcza mnie z objęć i ustawia się przy bramkach.
Stoję jeszcze przez chwilę obserwując jak przyjaciele znikają w kolejce osób czekających na odprawę. Macham do nich po raz ostatni i odwracam się do wyjścia.
Wychodzę na ulicę. Ciepłe powietrze otula moją twarz. Oddycham głośno, kompletnie nie zwracając uwagi na mijających mnie ludzi. Stoję na środku chodnika przez dłuższą chwilę z twarzą uniesioną wysoko w górę, jakbym chciała przenieść się w zupełnie inne miejsce.
Klub, parkiet, nieznajomy? – podświadomie przywołuję wydarzenia zeszłej nocy.
Otwieram oczy i ruszam dalej, próbując otrząsnąć się z nieracjonalnego uczucia.
Dzwoni telefon, odruchowo wyciągam go z kieszeni kurtki przesuwając zieloną ikonkę „połącz”.
– Halo, cześć Amelia – donośny głos w słuchawce wyrywa mnie z pokręconych myśli.
– Cześć Blanka – odpowiadam dopiero po chwili.
– Wszystko dobrze?
– Tak, jasne, że tak– oczywiście że wszystko jest dobrze, to po prostu silne emocje wczorajszego wieczora dają jeszcze o sobie znać, nic więcej. – A czemu pytasz?
– Na pewno? Dziwny masz głos.
– Naprawdę wszystko jest ok – biorę głęboki wdech.
– Dzwonię zapytać co u ciebie, dawno nie rozmawiałyśmy.
– Przepraszam, że do ciebie nie dzwoniłam, w tym tygodniu miałam trochę pracy – pocieram czoło dłonią.
– No właśnie, opowiadaj jak na stażu. Dostałaś już jakąś propozycję? Rozglądałaś się za czymś innym? – Blanka zasypuje mnie gradem pytań, więc cierpliwie czekam aż skończy. Z doświadczenia wiem, że przerywanie jej monologu nie ma najmniejszego sensu.
– Nie wiem, jeszcze żadne nie padły. Sama też nic nie postanowiłam.
– Rozumiem, ale będziesz szukała?
– Tak, mam jeszcze trochę czasu.
– Jasne, jasne, że tak – pomrukuje. – Co robisz w przyszły weekend? Może cię odwiedzę, jeśli nie masz żadnych planów?
– W przyszły weekend?
– Tak. Dawno się nie widziałyśmy, Mateusz ma ostatnie rozmowy związane z projektem, więc będę w Warszawie.
– Nie, to znaczy tak. To znaczy nie mam planów, to świetny pomysł żebyśmy się spotkały – odpowiadam pokrętnie.
– Amelia, na pewno wszystko w porządku? – Blanka pyta stanowczo, domagając się szczegółowej odpowiedzi.
– Tak, na pewno – zapewniam ją i dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że jestem strasznie rozkojarzona. – Jak we Wrocławiu? – zmieniam temat. Odkąd się przeprowadziła widujemy się o wiele rzadziej.
– Dobrze, Mateusz z pracy bardzo zadowolony, a teraz kiedy dostał ten duży projekt jest wręcz zachwycony. – No tak, przypominam sobie o planach związanych z Monachium.
– A Ty?
– Też jestem zadowolona, w pracy również w porządku – mówi zwięźle – ale tęsknię za Warszawą no i za tobą siostrzyczko.
Uśmiecham się szeroko. Dawno jej nie widziałam a rozmowa przez telefon to nie to samo. Na myśl, że możemy się nie widzieć przez cały rok czuję ucisk w żołądku.
– Mnie też ciebie tu brakuje – odpowiadam szczerze. Słyszę, jak się uśmiecha.
– To co, widzimy się za tydzień? – ponawia pytanie.
– Jasne, że tak.
– Pogadamy o wszystkim na spokojnie jak przyjadę, do zobaczenia.
– Pa, do zobaczenia.
Rozłączam się i wkładam telefon do kieszeni.
Po skończonej rozmowie idę na długi spacer z nadzieją, że dziwne podekscytowanie na wspomnienie wczorajszej imprezy i nieznajomego mężczyzny w końcu ustąpi. Nic z tego, ciągle wracam myślami do naszego spotkania. Jego oszałamiającego wyglądu, elektryzującego dotyku i szalonego tańca. Pod koniec dnia szczerze zaczęłam żałować, że się sobie nie przedstawiliśmy i nawet nie wiem, jak miał na imię.
Josh
– Cholera, znowu korek – rozglądam się dookoła na samochody jadące w żółwim tempie wraz ze mną – jak tak dalej pójdzie to się spóźnię – patrzę na zegarek, który od kilku lat narzuca mi szaleńcze tempo. – Dobrze, że Jonathan, Ralph i Scott mają lepszy dojazd z lotniska. Apartament, który wynająłem wcale nie jest tak blisko centrum jak się spodziewałem. – Patrzę na trasę wyznaczoną przez GPS – teraz całkowicie się zatrzymaliśmy – spoglądam na współtowarzyszy w innych autach. Rytmicznie stukam palcami w kierownicę, a cichy pomruk silnika w sportowym audi tylko pozornie mnie uspokaja. – Zadzwonię do Jonathana i poinformuję go o ewentualnym spóźnieniu. – Po krótkiej rozmowie czuję ulgę, że są już na miejscu. Spóźnienie oznaczałoby brak taktu, chociaż prezes Produkt Market wydaje się w porządku. Konkretny partner biznesowy, którego zdążyłem poznać w czasie kilku wizyt w Londynie oraz wideokonferencji, kiedy dopinaliśmy szczegóły transakcji. To było kilkadziesiąt pracowitych dni, a może nawet tygodni. Całkowity brak czasu na jakikolwiek relaks czy rozrywkę. Nawet przypadkowy seks. Chociaż tutaj już od dawna nie czuję takiej potrzeby, nie wiem skąd ten brak entuzjazmu. Do tej pory odpowiadały mi przelotne znajomości i zabawy z kobietami których imion nawet nie jestem w stanie zapamiętać. Niektóre były tak rozrywkowe, że i one pewnie miały problem z zapamiętaniem mojego, a inne być może już dawno nie pamiętają mnie w ogóle. Bywałem jednonocną przygodą, pocieszycielem po rozstaniu, ucieczką od nudy w małżeństwie i szczerze przyznam, że każda z tych ról mi odpowiadała więc to pewnie chwilowy spadek formy. Telefon zagłusza moje myśli.
– Cześć, Josh.
– Witaj, Shawn.
– Prześlij mi na jutro statystki z ostatniego miesiąca z Londynu, ok?
– Postaram się albo zadzwonię, żeby Steve to zrobił, nie wiem, czy znajdę czas, żeby się tym zająć.
– Dobrze, a jak w Warszawie, rozumiem, że wszystko w porządku?
– Tak, sobotnie spotkanie przebiegło bez zarzutu. Myślę, że bez problemu przejmiemy część udziałów w kamienicy w centrum Warszawy, tam, gdzie znajduje się klub. Dzisiaj zaczynamy w Produkt Market, ale prowadzę też negocjacje w dwóch kolejnych firmach oraz rozmowy z jeszcze jedną w Gdańsku. Charakterystykę wysłałem ci na początku zeszłego tygodnia.
– Tak, czytałem. Dobre pozycje, widzę, że nie tracisz czasu, no i będzie sporo pracy.
– Przecież wiesz, że łapię każdą okazję – odpowiadam zadowolony.
– To akurat wiem. Poza interesami jeszcze coś ciekawego?
– Nie – rzucam krótko. No… może poza tą zgrabną szatynką, którą poznałem w klubie. Od razu przykuła moją uwagę. Miała bystre niebieskie oczy, pełne błyszczące usta oraz długie kasztanowe włosy o kwiatowym zapachu. Jej zarumieniona twarz była nieskazitelnie gładka, a rysy bardzo delikatne. Szczupła, dosyć wysoka mniej więcej 170 cm wzrostu. Krótka sukienka odsłaniała ponętne uda, kiedy szalała na parkiecie.
Na wspomnienie o dziewczynie fiut mi staje.
Cholera, była świetna. Gdy tylko przypomnę sobie jak zmysłowo i lekko wyginała się w tańcu, miękkość jej skóry, to czuję, jak napinają mi się wszystkie mięśnie.
– Halo, Josh?
– Jestem – pomrukuję pod nosem.
– Co się tak zamyśliłeś?
– Nic, mam jeszcze sporo pracy, a wczorajszy nieplanowany lot do Londynu trochę pokrzyżował mi grafik, tak więc całą resztę omówimy jutro, ok?
– Kiedyś się w końcu przepracujesz, zobaczysz.
– Nie martw się, dam sobie radę, pozdrów Kate.
– Pozdrowię, trzymaj się, do usłyszenia.
Jestem na miejscu, kiedy Jonathan wysyła mi wiadomość, że wszyscy już czekają i spotkanie niebawem się zacznie. Jonathan to mój doradca i zawsze jest ze mną na pierwszych spotkaniach. Jest znakomitym rozmówcą i negocjatorem, kiedy dochodzi do spięć w trakcie spotkań z całym zarządem o czym nieraz się przekonałem. Cieszę się, że zleciłem też Ralphowi i Scottowi przyjazd tutaj, kiedy byli w Londynie. To moi analitycy, bardzo dobrze zorientowani w finansach i możliwościach każdej spółki, w którą mamy wejść. Chociaż dzisiaj to ktoś z Produkt Market ma zająć się całą prezentacją, dobrze mieć kogoś, kto sprostuje niejasności, jeśli takie się pojawią. Szybko parkuję przed budynkiem firmy. Nie lubię się spóźniać, to świadczy o braku szacunku, a ja szanuję naprawdę wszystkich którzy ciężko pracują na swoje kariery i sukces, także mój. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to mamy szansę na inwestycje w co najmniej trzech firmach. Sobotnia kolacja jeszcze bardziej przybliżyła nas do celu przejęcia nieruchomości w dobrym punkcie, wraz z klubem który zarządca był łaskaw mi pokazać. Kolejny raz przypominam sobie o dziewczynie z imprezy. Długie nogi, piękna twarz – patrzę na swój głupkowaty uśmiech w lustrze windy – weź się w garść Warren, bo chyba faktycznie doskwiera ci brak seksu – rzucam litościwe spojrzenie facetowi w odbiciu.
I oto jestem, dwunaste piętro, rozglądam się przez chwilę, korytarzem prosto, wnioskuję z instrukcji jakie dostałem od chłopaka, którego spotkałem w niewielkim holu. Przez szklane, duże drzwi widzę, że wszyscy już czekają, sczesuję włosy z czoła, zapinam marynarkę i wchodzę do środka. Dość liczny ten zarząd. Analizuję w myślach liczbę osób, z którymi się witam. W końcu stołu zauważam Jonathana, Ralpha i Scotta. Kiwam do nich porozumiewawczo i spoglądam na prezesa Produkt Market. Uśmiecha się szeroko i chyba jest zdenerwowany. No cóż, też bym był. Podchodzę do niego, posyłając pokrzepiający uśmiech. Gdy go mijam zauważam kobietę zbierającą rozrzucone po podłodze notatki. Schylam się i podnoszę jedną z kartek. W chwili, kiedy nasze spojrzenia się krzyżują poznaję ją, to dziewczyna z klubu.
Cholera.
Amelia
– Szybciej! Czy poranki muszą tak wyglądać, a zwłaszcza ten? – kurczowo ściskam kierownicę i wiercę się w fotelu, jakby to miało przyspieszyć ruch na drodze.
Na wyświetlaczu radia zegar pokazuje, że za pół godziny wszyscy bezwzględnie powinni być w pracy, w tym ja. Czy akurat dzisiaj korek na Alejach Jerozolimskich musi być aż tak długi?
Nie lubię się spóźniać. Spóźnienia zawsze wprawiały mnie w zdenerwowanie i zakłopotanie.
Amelio, gdzie jesteś? To Zuza.
Korek. Odpisuję szybko, kiedy czekam na czerwonym.
Teraz niecierpliwię się jeszcze bardziej, a mój żołądek zawiązał się w supeł na myśl o tym, że naprawdę mogę się spóźnić. W końcu samochody powoli zaczynają ruszać i po dziesięciu minutach docieram do wjazdu na podziemny parking wysokiego biurowca, moim czerwonym suzuki swift, którego dostałam w prezencie od rodziców na zakończenie studiów. Napis na szlabanach wita mnie dużym czarnym logo „Produkt Market”. Zjeżdżam w dół, gdzie znajduje wolne miejsce, zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i szybkim krokiem zmierzam do windy. Po chwili zauważam, że drzwi się otwierają, więc prawie biegnę, żeby zdążyć. Jeszcze te buty. Spoglądam na swoje dziesięciocentymetrowe szpilki, które z pewnością nie ułatwiają szybkiego przemieszczania się. Co mnie podkusiło, żeby je założyć? Dopasowana spódnica też zdaje się krępować ruchy. Wchodzę do windy, wciskam na wyświetlaczu liczbę 12, w pośpiechu zdejmuję kurtkę i poprawiam bluzkę. Szara spódnica z wyższym stanem podkreśla moją talię i biodra – oczywiście. Nie miałam w szafie nic innego co nadawałoby się do założenia. Lekko się krzywię, gdy patrzę na opięty materiał na wysokości pośladków, trudno, jakoś się przemęczę, ręką delikatnie go wygładzam. W lustrze, które wisi za mną sprawdzam czy makijaż mi się nie rozmazał. Z torebki wyciągam grzebień i rozczesuje potargane włosy kolejny raz ganiąc się w myślach, że muszę w końcu pójść do fryzjera.
Kiedy wjeżdżam na dwunaste piętro szerokim korytarzem ruszam w stronę drzwi do pokoju, gdzie siedzą stażyści. W środku zastaję Zuzę i Agę.
– Cześć – mówię odkładając teczki na swoje biurko.
– Cześć – odpowiadają niemal jednocześnie. – Szef cię szuka – wtrąca Zuza.
– Mnie? – pytam wyraźnie zaskoczona. Co może teraz ode mnie chcieć?
– Tak, był tu i pytał o ciebie, mówił, że jak tylko przyjdziesz to mamy cię do niego wysłać – Aga wyjaśnia z poważną miną.
– No dobrze – odpowiadam z wahaniem i zastanawiam się czego szef może potrzebować.
Wychodzę z pokoju, mijam hol, korytarzem idę prosto do gabinetu prezesa. Skręcam w lewo, przechodząc przez pokój jego asystentki Karoliny ze zdziwieniem stwierdzam, że jej nie ma. Wygląda na to, że nie dotarła jeszcze do pracy chociaż nigdy jej się to nie zdarzyło.
Pukam do drzwi prezesa i wchodzę do środka.
Przy dużym dębowym biurku siedzi pan Dubień, prezes całego oddziału. Starszy mężczyzna w skupieniu przegląda jakieś papiery.
– Dzień dobry, szukał mnie pan? – pytam z zaciekawieniem.
– Dzień dobry, Amelio – odkłada na bok dokumenty i patrzy na mnie – tak, mam tu nietypową sytuację, moja asystentka Karolina się rozchorowała. Dziś rano zadzwoniła, że nie przyjdzie, a za pół godziny mamy zebranie – kiedy to mówi odchyla rękaw marynarki i sprawdza godzinę – potrzebuję kogoś, kto ją zastąpi – kontynuuje – ty bardzo dobrze znasz angielski, a do tego sprawdzałaś już analizy i robiłaś raporty, więc będziesz mi towarzyszyć, dobrze?
– Ja? – Nie ukrywam zaskoczenia takim obrotem spraw. – Nie wiem, czy sobie poradzę – dodaję z paniką w głosie.
Szef zdejmuje okulary i posyła mi krzepiący uśmiech.
– Na pewno sobie poradzisz. Jesteś jedną z moich najlepszych stażystek, masz duże doświadczenie, a to nie jest nic trudnego. W czasie zebrania zrobisz szczegółowe zapiski potrzebne do raportu, a później zrobisz tłumaczenie.
– Sama nie wiem – mówię ściszonym głosem chociaż zdenerwowanie rośnie we mnie z każdą chwilą.
– Amelio, to naprawdę nic trudnego, poradzisz sobie.
Dalej, pokaż co potrafisz! Ambicja pogania mnie teraz niczym jeździec na rodeo, żebym wzięła się w garść.
– Dobrze – kiwam głową, gdyż rozumiem powagę sytuacji.
– Świetnie – szef odpowiada wyraźnie zadowolony, że załatwił palący problem – w biurku Karoliny jest charakterystyka firmy, jeśli chcesz się zapoznać. Wiem, że w przypadku stażystów to nie było obowiązkowe, więc jeśli tego nie zrobiłaś możesz przejrzeć te dokumenty.
– Czytałam jakieś informacje – odpowiadam, gdy przypominam sobie broszurę z opisem korporacji ujętą w kilku zdaniach, kiedy pracowaliśmy nad zmianami w poprzednich tygodniach. Dochodzę do wniosku, że tyle informacji mi wystarczy. Bardziej martwię się zebraniem, ale szef jakby czytał w moich myślach i szybko mnie instruuje, kiedy wychodzimy z gabinetu i stajemy przy biurku jego asystentki. Otwiera szuflady i pokazuje co, gdzie się znajduje. Uruchamiam komputer, prezes tłumaczy mi najważniejsze rzeczy. Program znam bardzo dobrze, więc nie jest to dla mnie problemem. Szef spogląda na zegarek i mówi w pośpiechu.
– Resztę objaśnię ci po zebraniu. Za chwilę przyjdą przedstawiciele firmy inwestującej, więc zabierz ze sobą notatnik, pójdziemy do sali konferencyjnej.
– Dobrze – odpowiadam ze spokojem większym niż czuję, ale widzę, że szef sam zaczyna się denerwować, więc staram się nie pogarszać atmosfery.
Siadam przy biurku i wyciągam notatnik z szuflady. Mój wzrok przykuwa granatowa teczka z białym logo „Warren Company”, pod nim czarny napis zrobiony flamastrem głosi, że w środku znajduje się szczegółowa charakterystyka firmy. Ignoruję ją, gdy w oczy rzuca mi się czerwona teczka z napisem „Filip – analizy” i przez chwilę zastanawiam się, dlaczego analityk naszego działu trzyma swoje rzeczy w biurku asystentki prezesa. Rozglądam się po pokoju, który dość dobrze znam, byłam w nim już wiele razy, ale po raz pierwszy oglądam to pomieszczenie z zupełnie innej perspektywy. Biurko ustawione jest na wprost drzwi, za nim jest duże okno. Przez południowo-wschodnie położenie pokój jest dobrze oświetlony. Po lewej stronie są drzwi do gabinetu szefa, prezesa całego oddziału, obok nich stoją dwa wygodne krzesła. Na prawej ścianie wysokie szafy z regałami, wypełnione są rożnego rodzaju teczkami oraz segregatorami o wszelakich kolorach i grubościach. Szafy, biurko i krzesła zostały zrobione z jasnego drewna, więc jest bardzo przytulnie. Naprzeciwko drzwi, którymi weszłam, po drugiej stronie korytarza jest sala konferencyjna z dużymi przeszklonymi drzwiami, która jest jeszcze całkiem pusta. Otwieram notatnik przeznaczony do robienia zapisków z zebrań i szybko przeglądam jak wcześniej robiła to Karolina. Od pewnego czasu już go nie używa, ponieważ pisze raporty na laptopie, ale zabrała go do domu, więc muszę posłużyć się starymi metodami. Po chwili w korytarzu dostrzegam trzech mężczyzn ubranych w ciemne bardzo eleganckie garnitury, więc odkładam notatnik na bok. W tym samym momencie z gabinetu wychodzi szef i wita się z gośćmi po angielsku. Wstaję od biurka i przestępuję z nogi na nogę. Mój cholerny brak pewności siebie, zawsze pojawia się w najmniej odpowiednim momencie. Nie wiem co mam robić, podejść i się przywitać czy jednak nie przerywać im rozmowy? Sytuacja rozwiązuje się sama, gdy prezes wskazuje na mnie ręką przedstawiając jako swoją asystentkę. Widocznie nie chce wtajemniczać przybyłych w nagłe zmiany w personelu. Podchodzę do mężczyzn i witam się z każdym uściskiem dłoni. Dwóch z nich ma około czterdziestu lat i bez wątpienia są Amerykanami, natomiast trzeci mężczyzna jest dużo starszy. Po akcencie poznaję, że to Brytyjczyk, więc zakładam, że to on jest prezesem. Przypomina mi się wzmianka o londyńskiej filii, pod którą teraz będzie podlegać Produkt Market. Wszystko się zgadza. Wracam do biurka po notatnik. Goście i szef przechodzą przez korytarz do sali konferencyjnej, która szybko się zapełnia. Wszyscy członkowie zarządu witają zagranicznych inwestorów. Rozglądam się wokół. Na środku stoi długi stół, a przy nim liczne krzesła, wszystko zrobione z tego samego drewna co meble w pokoju, w którym byłam przed chwilą. Większość osób z zarządu siedzi już na swoich miejscach. Dwóch dyrektorów, czterech kierowników poszczególnych działów, kierownicy zespołów oraz kilku analityków. Czekam cierpliwie aż szef przedstawi gości, a moja podświadomość poklepuje mnie po plecach za dobrze dobrany na dzisiaj strój, kiedy dostrzegam kierowniczkę działu HR oraz dyrektor z działu reklamy. Obie kobiety mają na sobie bardzo eleganckie żakiety i spódnice więc czuję ulgę, że nie odbiegam od normy, jeśli chodzi o ubiór. Szef zajmuje miejsce na końcu stołu, naprzeciwko naszych gości. Jedno krzesło jest puste i przez chwilę zastanawiam się czy jeszcze ktoś przyjdzie. Kątem oka zauważam, że Filip włączył komputer i na dużym ekranie wyświetliła się prezentacja, której temat oznacza szczegółowe wprowadzenie członków zarządu w zmiany jakie zostaną przeprowadzone. Otwieram notatnik i czekam na rozpoczęcie spotkania. Prezes uśmiecha się nerwowo i po chwili uświadamiam sobie, że jednak na kogoś czekamy. Patrzę na wolne miejsce po drugiej stronie stołu, dosłownie na wprost mnie i wtedy otwierają się szklane drzwi.
Do środka wchodzi on, mój nieznajomy.
Jasna cholera! Czuję, jak krew odpływa mi z twarzy. Czy to jest jakiś żart?
Jeśli tak to wszechświat ma naprawdę wypaczone poczucie humoru.
Wszyscy wstają, gdy mężczyzna zdecydowanym krokiem podchodzi do stołu, z szerokim uśmiechem na twarzy wita się z każdym z członków zarządu.
Pewny siebie ujmuje kolejne dłonie w geście powitania a jego brązowe oczy błyszczą w jesiennym słońcu. Czuję jak moje serce zaczyna bić coraz szybciej, kiedy zbliża się do nas. Stoję na miękkich nogach i próbuję się schować za ramieniem prezesa, ze zdenerwowania trącam ręką notatnik, który spada na podłogę a luźne kartki rozsypują się dookoła.
Co za żenada.
Szybko się schylam i zaczynam je zbierać. Nieznajomy przystaje i wymienia uprzejmości z szefem. Niech sobie idzie, niech idzie dalej wręcz modlę się w myślach. Nie odchodzi, zamiast tego podnosi z podłogi jedną z kartek.
– Proszę, upuściła to pani – podaje mi ją.
Powoli podnoszę się z kolan i spoglądam na niego. Jest równie zdziwiony jak ja, kiedy tu wszedł. Cóż, witamy w drużynie. Jednak szybko się reflektuje i wyciąga dłoń, aby się przywitać. Kiedy ujmuję jego rękę czuję ciepło i dreszcz, który przepływa przez moje ciało. Nasz uścisk trwa zdecydowanie dłużej niż wymaga tego etykieta.
– Dzień dobry, miło panią poznać – mówi spokojnym głosem, ale mimo wszystko wyczuwam rozbawienie w jego tonie.
– Dzień dobry – odpowiadam ciszej niż planowałam.
Mężczyzna puszcza moją dłoń i sczesuje z czoła opadające kosmyki ciemnych włosów. Nadal patrzy na mnie a kąciki jego ust układają się w uśmiech, który ciężko mi rozszyfrować. Szef wskazuje wolne miejsce i nieznajomy obchodzi stół po czym siada wygodnie na wprost mnie.
Moje serce bije jak szalone, czuję, że jestem czerwona na twarzy a wzrok mam rozbiegany po całej sali, żeby tylko na niego nie patrzeć. Prezes nerwowo poprawia marynarkę po czym oznajmia głośno, że wszyscy już są, więc możemy rozpocząć zebranie.
Robi krótki wstęp, wymieniając cel spotkania, co raczej jest formalnością po czym oficjalnie przedstawia Josha Warena, amerykańskiego przedsiębiorcę oraz przedstawicieli firmy Warren Company.
I oto właśnie, ku mojemu zdziwieniu, po raz drugi w ciągu nie więcej niż piętnastu minut, nieznajomy z klubu, który siedzi naprzeciwko mnie wstaje z miejsca robiąc szarmancki ukłon do wszystkich osób, z którymi przed chwilą się przywitał. Moja szczęka znajduje się teraz na podłodze, kiedy spoglądam na niego i na starszego pana, któremu w myślach przypisywałam to stanowisko. Świetnie, czyli to on jest prezesem, mam ochotę zapaść się pod ziemię, gdy przypomnę sobie jak się poznaliśmy i to jak z nim tańczyłam. Kurczę się na krześle pod wpływem tej niezręcznej sytuacji.
Filip właśnie zaczął omawianie prezentacji, więc nie mam więcej czasu, żeby rozmyślać nad tym co się właśnie dzieje. Josh, ma na imię Josh. Nie wiedzieć czemu powtarzam w myślach jego imię, kiedy robię notatki spisując najważniejszej informacje. Staram się skupić na tym co mam do zrobienia, ale jestem rozproszona jego obecnością, tym, że znowu go spotkałam i nie mogę oprzeć się pokusie, żeby na niego nie spojrzeć.