Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
164 osoby interesują się tą książką
Trzy mściwe duchy.
Jedna zdruzgotana kobieta.
Jedna noc.
Harlow nie jest w stanie żyć sama ze sobą po okropnych wydarzeniach z Halloween sprzed dwóch lat. Już wtedy w połowie załamana, teraz rozpadła się całkiem. Jedynym sposobem, aby ruszyć dalej, jest powrót do opuszczonego domu, gdzie zaczął się koszmar, i zapłacenie najwyższej ceny za swoje grzechy.
Dom jednak nie jest pusty. Trzy żądne zemsty duchy tylko czekają i wieszczą chęć zniszczenia kobiety, która posłała je do diabła. Otrzymują jedną noc wolności i wykorzystają każdą jej sekundę, by wyładować na Harlow całą swoją wściekłość, udrękę i nienawiść.
Ta trójka zadaje cierpienie spaczone przyjemnością, aż każdy jeden sekret zostanie wyciągnięty z wnętrza ich trumien w uświęconych godzinach najciemniejszej z nocy. Po ścianach nawiedzonego domu rozbryzguje się krew, do czasu aż krzyki niemoralnej rozkoszy zmywają przeszłe grzechy i okropieństwa.
Ale co się wydarzy, gdy wstanie świt, a wraz z nim raz na zawsze zatrzasną się bramy piekielne?
Zasady są jasne. Cierpienie za cierpienie. Krew za krew. Śmierć za śmierć.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 524
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Ghosts of Halloween
LAYLA FAE
Dla wszystkich zboczonych dziewczyn, które kochają Halloween i uciekanie przed zamaskowanymi, zdeprawowanymi facetami z kolczykami w wielkich kutasach.
Ostrzegam, upewnijcie się, że przed przeczytaniem tej książki macie w pełni naładowane wibratory!
Cześć, piękna!
Wiem, dlaczego wybrałaś tę książkę, i wiem, że pewnie podejrzewasz, co znajdziesz w środku. Mrok? Deprawację? Perwersję? Odwrócony harem ze skrzyżowanymi mieczami (czyli na przykład facet z facetem)? Wielkie kutasy z piercingiem biorące dziewczynę na dwa baty? Wiem, że po to tu przyszłaś, kochana – ja też po to tu jestem!
Ale dla potwierdzenia, że wylądowałaś w odpowiednim miejscu, sprawdźmy szczegóły, dobrze? Masz prawo odczuwać, że tylko niektóre rzeczy, o których tu mowa, są w Twoim guście, w porządku jest też to, jeśli poczujesz, że coś Ci nie odpowiada, i będziesz chciała się wycofać z czytania.
Zamieszczam te mocne triggery w ostrzeżeniach poniżej, a także listę kinków, które pojawiają się w książce. Jest tu dużo pikantnych scen, bardzo obrazowych, więc na nie też bądź przygotowana.
Minispoiler poniżej!
Minispoiler poniżej!
Minispoiler poniżej!
Lista mocnych triggerów: śmierć, morderstwo, przemoc, próba samobójcza (przedstawiona obrazowo, a także opisana), myśli samobójcze, wątpliwa zgoda (dub-con), trauma spowodowana napaścią na tle seksualnym, opisanie próby napaści seksualnej, grooming.
A teraz kinki: dub-con, seks kobieta-mężczyzna, seks mężczyzna-mężczyzna, trójkąt, seks czterech osób (kwadracik, orgia), snowballing, somnofilia, stosunek dopochwowy, stosunek analny, stosunek oralny, chwalenie, poniżanie, bondage, penis używany jako smoczek, daddy dom, edging, primal, gonienie, pieprzenie duchów, zabawa oddechem, zabawa spermą, klapsy, zabawa nożami, zabawa strachem, zabawa bólem, z tyłka do ust, piercing okolic intymnych, dominacja, uległość, gra cieni (wykorzystywanie seksu do poradzenia sobie z traumatycznymi doświadczeniami).
Jeśli uważasz tę listę kinków za coś w rodzaju listy zakupów, to wiedz, że Cię rozumiem, bo mam tak samo! Kochana, to nie tylko ostrzeżenie, lecz także obietnica, którą przysięgam spełnić na kartach tej książki.
Nie odstraszyłam Cię? No to zaczynajmy!
Dwa lata temu
Zaciągam się dymem z papierosa. Przyglądam się Harlow, która uśmiecha się do swojego chłopaka przegrywa. Trzymają się za ręce, a ja natychmiast zwracam uwagę na to, którą z jej dłoni chwycił.
Lewą. Tak myślałem.
Ubrana jest w obcisły sweter i opinające tyłek dżinsy. Kiedy zaczyna biec przed siebie, podekscytowana widokiem czegoś na wystawie sklepu, on sunie wzrokiem niżej. Nawet nie ukrywa tego, że przygląda się jej cudownym kształtom.
A potem ona odwraca się do niego, unosząc prawą rękę. Czarne, matowe palce wysuwają się z pomarańczowego rękawa. Na to mina przegrywa tężeje. Widoczne wcześniej pożądanie zastępuje odraza.
Pierdolony głupek. Rozerwę go na strzępy.
Ponieważ ona to, do cholery, widzi. Radość znika. Harlow chowa protezę za siebie i zmusza się do kolejnego uśmiechu, który jest tak bardzo sztuczny.
Zastanawiam się, czy uszłoby mi na sucho, gdybym zamordował tego gówniarza tu i teraz, w biały dzień, ale szybko dociera do mnie, że nie mogę. Chyba że chcę, by Harlow odwiedzała mnie w więzieniu. I tak przeszła już piekło. Nie dopuszczę, by przeżyła jeszcze więcej okropności.
Ale na pewno go dorwę. Muszę być tylko cierpliwy. Rzucam peta i zgniatam go butem. Wyobrażam sobie, że zamiast papierosa pod podeszwą tkwi jego głowa. Nie, to mi nie wystarczy. Muszę naprawdę wybić mu zęby.
Przegryw wyciąga telefon, odwraca się i odbiera. Harlow stoi zwrócona do niego plecami. Sztuczny uśmiech znika z twarzy dziewczyny, bo teraz on jej nie widzi. Wzdycha i obejmuje się ramionami. Rozgląda się dookoła, aż w końcu zauważa mnie i nasze spojrzenia się krzyżują.
Stoję po drugiej stronie ulicy. Puszczam jej oczko i macham ręką. Mój cel na dzisiaj to nie smucić jej więcej.
Odpowiada mi niepewnym uśmiechem. Unosi prawą dłoń, by odmachać… ale reflektuje się i podrywa lewą. Krzyżuję ręce na piersi i potrząsam głową z dezaprobatą. Patrzę na nią krzywo. Wzrusza ramionami, żeby pokazać mi, że nie rozumie, o co chodzi. Unoszę lewą rękę, pokazując drugą, żeby mnie naśladowała.
Harlow robi wielkie oczy i powoli powtarza mój ruch. Podnosi tę fajną, nowiusieńką protezę, którą w zeszłym roku załatwił jej Noah. Macha do mnie, a ja uśmiecham się i kiwam głową. Wtedy śmieje się po cichu i rozluźnia. Napawam się tym ciepłym blaskiem jej brązowych oczu. Do chwili, kiedy wzdryga się, bo jej chłopak kończy rozmowę i odwraca się znów do niej. Harlow od razu staje się czujna. Pociąga w dół rękaw, żeby ukryć czarne palce.
Skurwysyn.
Zaciskam zęby. Zastanawiam się, dlaczego spotyka się z tym pierdolonym typem. Zasługuje na kogoś o wiele lepszego. Kogoś, kto trzymałby ją za prawą dłoń, a potem ściągał z niej tę protezę i całował pozostałość ręki, by pokazać, jak piękna i idealna jest w każdym calu.
To ja jestem tym kimś. Zrobiłbym to i o wiele więcej. Nigdy nie musiałaby się spinać, gdyby była ze mną. Jakie to ma znaczenie, że jestem w wieku Noaha? Jestem starszy tylko o sześć lat od Harlow, a ona ma dwadzieścia lat. Jasne, przyglądałem się jej, od kiedy skończyła szesnaście. Może wtedy było to dziwne, ale teraz przecież jest już dorosła.
Jakie to ma znaczenie, co Noah sobie o mnie myśli? Sam nie jest lepszy. Przecież wszystkie zlecenia wykonujemy razem. Praca ze mną pozwoliła mu kupić jej tę bioniczną rękę. Powinien zejść na ziemię i przestać ostrzegać mnie, żebym trzymał się z dala od jego młodszej siostry. Ponieważ kiedy ja jestem zmuszany, by się nie zbliżać, takie obślizgłe, gówniane typy jak ten tutaj Michael traktują ją, jakby była śmieciem.
Niestety Noah się cieszy, że Harlow z nim jest.
„Pochodzi z dobrej rodziny, Jack. Syn policjanta. Będzie miała z nim dobre życie”.
Z piekła rodem. Mogę dać jej coś lepszego.
Gdy dupek żegna się z Harlow i szybko odchodzi, ona znów wzdycha, zwiesza ramiona i zerka w moją stronę.
Kurwa, wygląda, jakby błagała mnie wzrokiem. Moja księżniczka tonie tam, a ja będę jej pierdolonym kołem ratunkowym, nawet jeśli to okaże się ostatnią rzeczą, którą zrobię za życia. Ona mnie potrzebuje.
Skończyłem z czekaniem na pozwolenie od Noaha.
Przechodzę przez ulicę, unosząc rękę, żeby zatrzymać auto zbliżające się w moją stronę, a potem podbiegam do Harlow. Uśmiecha się do mnie promiennie, gdy się zbliżam. Mam ochotę ją przytulić, zaciągnąć się zapachem jej włosów i pokazać wszystkim, że jest moja.
Zamiast jednak to zrobić, wyciągam prawą dłoń. Najpierw się wacha, ale pochylam się bliżej, łapię za jej protezę i potrząsam ręką.
– Jak się masz, kochanie? Nadal spotykasz się z tym frajerem? – pytam z uśmiechem, bo nie potrafię się powstrzymać.
Harlow śmieje się i żartobliwie stuka bokiem swojego ciała o moje. Potrząsa przy tym głową.
– Jesteś niepoprawny, wiesz o tym, prawda?
Pochylam się jeszcze bardziej. Moje usta dzieli tylko kilka milimetrów od jej policzka. Zniżam głos tak, by był pomrukiem zarezerwowanym tylko dla niej:
– Dla ciebie będę, kim tylko chcesz.
Czekam sekundę, aż jej oczy otwierają się szerzej, a policzki nabierają koloru. Bierze niepewny wdech, nie wiedząc, jak ma mi odpowiedzieć. Wtedy odsuwam się z uśmiechem. Udaję, jakby nic się nie stało, chociaż widzę, jak działa na nią moja obecność.
Robię tak od lat. Przybliżam się, wkraczam w jej przestrzeń osobistą. Bezwstydnie flirtuję, przekraczam granicę i po wszystkim udaję, jakby to był tylko jeden wielki żart z mojej strony. Na początku robiłem tak, ponieważ wciąż była niepełnoletnia i nawet nie odważyłbym się jej wtedy dotknąć. Teraz bawię się dalej, ponieważ wiem, że Noahowi całkiem by odbiło, gdybym przeruchał jego młodszą siostrzyczkę.
I chociaż nadal nie mogę tknąć Harlow, ciągle mieszam jej w głowie. Tak jak zrobiłem to przed chwilą.
– Musisz z tym przestać, Jack. – Z jej twarzy powoli znika rumieniec. Posyła mi ostre spojrzenie. – Jeśli Noah o tym usłyszy, będzie wkurzony.
Nie umyka mojej uwadze fakt, że nie martwi się o Michaela. Nie uważa, by jej chłopak się mną przejmował, a to tak kurewsko smutne. Gdyby była moja, ze strachu robiłaby pod siebie na samą myśl, jak potraktowałbym kolesia, który próbowałby z nią flirtować.
– Noaha tu nie ma. – Podchodzę bliżej, zdecydowanie za blisko. – Urocza jesteś, kiedy tak mnie zbywasz.
Wzdycha, potrząsając głową, a potem spogląda na mnie z nieśmiałym uśmiechem.
– Czasami chciałabym, żebyś był poważny, Jack. – Wzrusza ramionami, zmęczona. – Nieważne. Co masz dzisiaj w planach?
Kiedy nie odpowiadam, spogląda w górę i się wzdryga, a oczy się jej rozszerzają. Cokolwiek widzi w moim wyrazie twarzy, musi być niepokojące. Ale mnie to nie obchodzi. Noah, Michael i każdy inny w tym gównianym mieście… Wszyscy mogą się odpierdolić.
Chciałaby, żebym był poważny. Ja, kurwa, jestem poważny. Czas w końcu pokazać, jak poważny jestem w jej sprawie.
– Zerwij z nim.
Harlow rozchyla usta w zdziwieniu. Kiedy dociera do niej to, co mam na myśli, wzdycha i kręci głową.
– To nie jest zabawne, Jack. Przestań.
– A czy ja się śmieję, kochanie? Oczywiście, że to nie jest ani trochę, kurwa, zabawne. Jeśli już, to pierdolona tragedia, w której nadal jesteś z nieudacznikiem. Zerwij z nim.
Dziewczyna zaciska usta. Oczy, zazwyczaj takie łagodne i przyjacielskie, teraz stają się nieprzeniknione. Jest wkurzona, ale ja nie ustępuję.
– Nie masz prawa mi mówić, z kim mogę, a z kim nie mogę się spotykać – syczy wściekła.
Starsza pani przechodzi obok nas chodnikiem. Rzuca karcące spojrzenie w stronę Harlow, dlatego łapię ją za rękę – prawą, oczywiście – i wciągam ją w boczną uliczkę, gdzie możemy porozmawiać na osobności. Stoimy w cieniu budynku. Teraz, gdy mamy już późny październik, jest tu zimno. Dziewczyna drży. Zdejmuję z siebie kurtkę i otulam jej ramiona.
Przez chwilę jestem pewien, że ją zrzuci, żeby pokazać mi, jaka jest zła, ale parska tylko ze złością i okrywa się szczelniej.
– Racja. Nie mam prawa mówić ci, co powinnaś robić. Ale chcę tego prawa, Harlow. Dlatego proszę cię teraz, żebyś zerwała z tym typem.
Patrzy na mnie z pogardą. Wygląda tak słodko. A potem fuka z rozdrażnienia.
– A co się stanie, jeśli zerwę z jedynym facetem, który chce się ze mną spotykać? To bzdury, a ja jestem już tym zmęczona, Jack. Wiesz, że wszyscy nazywają mnie dziwką za moimi plecami. Michael jest jedynym, który mnie chce. Szanuje mnie.
Wydymam usta ze wstrętem. Nie jestem w stanie ukryć, co myślę na temat tego, jak ten chłopak ją traktuje.
– Powiedział ci już, że cię kocha? – pytam z odrazą. – Kochanie, to nie jest szacunek. On cię wykorzystuje. I nie jest jedynym, który cię chce.
– Mógłbyś już, kurwa, skończyć?! – Wygląda na złą i urażoną.
Krzywię się. Ewidentnie dotknąłem wrażliwego tematu, ale Harlow nie pozwala mi tego z nią omówić czy dowiedzieć się, co dokładnie jest nie w porządku. Dźga mnie palcem w klatkę piersiową. Brązowe oczy dziewczyny płoną. Muszę naprawdę się postarać, żeby nie ulec pokusie i nie zamknąć jej ust pocałunkiem.
– Zawsze tak robisz! Najpierw mnie wabisz, a kiedy myślę, że w końcu to jest ten moment, że może mam jakąś pierdoloną szansę, obracasz wszystko w żart! Czy ty w ogóle masz pojęcie, jakie to jest wykańczające? Dla ciebie to tylko cholerna gra, ale dla mnie…
Ach, pieprzyć to!
Wplatam palce w jej włosy i pociągam mocno. Zmuszam ją, żeby spojrzała w górę. Bierze gwałtowny wdech, a ja w tym momencie schylam się do jej ust. Całuję ją tak, jak od zawsze tego chciałem. Siniaczę wargi, naznaczam ją jako moją. Poddaje się z jękiem. Drży od napięcia, kiedy rozchyla usta. Wtedy rzucam się w przód i przyciskam ją do siebie.
Boże, jest taka cudowna. Powinienem był zrobić to już dawno temu.
Harlow jednak nie oddaje mi pocałunku. Po tym, jak raczy mnie swoim upajającym smakiem, odpycha mnie od siebie i ciężko oddycha.
– Nie masz do tego pierdolonego prawa, Jack! Trzymaj się z dala albo przysięgam ci…
– Nie odpowiedziałaś mi – przerywam jej. Sam też oddycham gwałtownie. Szaleją we mnie emocje. Są całkiem bez kontroli. – Czy wyznał ci, że cię kocha? Bo ja jestem w stanie zrobić to w tej chwili. Ja cię, kurwa, kocham, Harlow. Jestem w tobie zakochany i proszę cię teraz, żebyś zerwała z tym dupkiem, bo będziesz wtedy mogła być moja!
Blednie i patrzy na mnie, jakbym całkiem postradał zmysły. Przeklinam siebie za to, że to wszystko powiedziałem, za to, że na tak dużo sobie pozwoliłem, ale to już się stało. A do tego wyznałem prawdę. Dlatego robię krok w jej stronę, a kiedy nie reaguje na mój ruch, ujmuję jej policzek w zimną dłoń, oblizując wargi. Nagle czuję podenerwowanie.
Właśnie powiedziałem, że ją kocham. Nigdy wcześniej nie wyznałem tego żadnej dziewczynie. A to jest Harlow. Jeśli każe mi się odpierdolić w tej chwili albo, co gorsza, roześmieje mi się w twarz, to mnie całkiem zniszczy.
Cholerna dziewczyna.
Nie mogę znieść, że tyle mnie należy do niej.
– Proszę – ponaglam ją, kiedy nadal nie reaguje i tylko wpatruje się we mnie, jakbym był pierdolonym dziwadłem. – Proszę, po prostu mnie wysłuchaj. Udawałem, że to wszystko jest żartem z powodu Noaha, tak? Dałby mi nieźle popalić, gdybym kiedykolwiek odważył się ciebie dotknąć, ale, kochanie, nie mogę już tak dłużej. Już i tak okropne jest to, że przyglądam się, jak pieprzysz połowę kolesi w tym mieście, ale widok ciebie z nim… To jest, kurwa, nie w porządku. Proszę, zerwij z nim i przyjdź dzisiaj do nawiedzonego domu. Ja powiem Noahowi, dobrze? Wyznam mu, że chcę z tobą być, i możemy…
Harlow odrzuca moją dłoń ze swojej twarzy. Cofa się o krok i kręci głową.
– Ty też uważasz mnie za dziwkę. Prawda, Jack?
Warczę, ponieważ jeśli tylko tyle dotarło do niej z mojej pierdolonej przemowy, to oznacza, że coś jest z nią naprawdę nie w porządku.
– Tak, jesteś dziwką – ogłaszam ze złością, że oto odsłoniłem się przed nią, a ona zignorowała to wszystko tak po prostu, jak gdyby nigdy nic. – Ale w porównaniu z wszystkimi innymi, ja powiem ci to prosto w twarz. A potem i tak usłyszysz, jak ci mówię, że cię kocham. Nie obchodzi mnie, kogo pieprzyłaś, kochanie. Zależy mi na tym, żebyś była tylko moja, jeśli będziemy razem. Więc jaka jest twoja decyzja?
Wpatruje się we mnie jeszcze chwilę, a potem odwraca twarz. Zauważam łzę spływającą jej po policzku.
Ja pierdolę.
– Proszę cię, nie płacz, kurwa. – Podchodzę bliżej, a kiedy wydaje z siebie żałosny szloch, otulam ją ramionami. – Na miłość boską, Harlow, proszę. Źle to rozegrałem. Przepraszam, księżniczko. Możemy zacząć od początku? Tym razem zrobię wszystko tak, jak trzeba, jak pierdolony dżentelmen. Przyniosę ci kwiaty. Lubisz różowe chryzantemy? Kupię ci ich sto. Tylko przestań płakać!
Jej zduszone łkanie zamienia się w płaczliwy śmiech. Wzdycham z ulgą, głaszcząc ją po plecach. Stoimy tak w miejscu, ukryci w uliczce. Moja wspaniała dziewczyna powoli wraca do siebie w moich ramionach.
Kiedy próbuje się odsunąć, warczę i przytulam ją mocniej. Zatapiam twarz w jej włosach.
– Jeszcze minutkę – mruczę. Trzymam ją tak mocno, że pewnie nie może oddychać. – Proszę, księżniczko. Jeszcze minutkę.
Harlow odpowiada mi westchnieniem, wtula się bardziej, a ja zaciągam się jej zapachem i pozwalam, by ten mnie uspokoił.
– Tak może być każdego dnia – dodaję cicho. Nie potrafię się powstrzymać. – Kłócilibyśmy się, ja bym przepraszał i obiecywał ci kwiaty… A potem na zgodę uprawialibyśmy seks.
Sarka cicho. Przytulam ją jeszcze mocniej, na wypadek gdyby chciała mnie odepchnąć. Ona jednak pozostaje w miejscu. Taka ciepła i kochana, spokojna w moich ramionach.
– Całowałbym każdy centymetr twojego ciała. – Kutas twardnieje mi na samą myśl, że mogłoby tak być.
My dwoje zamotani w pościeli na moim łóżku. Ona oplatająca mnie nogami w pasie. Jej usta tylko moje, cipka tylko moja, cała moja.
– I mam na myśli każdy centymetr. Kochałbym się z tobą słodko lub pieprzył cię mocno, zależnie od tego, czego byś potrzebowała danego dnia. Myślę, że gdybyśmy byli razem, mógłbym zabrać cię do domu już teraz. Byłbym bardzo delikatny. Kochałbym się z tobą tak cudownie i traktował cię jak księżniczkę.
Harlow wciska twarz w moją klatkę piersiową. Drży. Nie jestem pewien, czy znowu płacze, czy może śmieje się ze mnie. Jeśli to pierwsze, muszę na nią naciskać, kiedy jest taka bezradna, i sprawić, że się zgodzi. Jeśli to drugie… To przynajmniej tyle, że ją rozśmieszyłem.
– A z racji tego, że to byłby nasz pierwszy raz, musiałbym bardzo powoli wsuwać w ciebie kutasa.
Harlow milczy. Nie śmieje się, nie płacze. Tylko drży. To może oznaczać zarówno coś dobrego, jak i złego, nie jestem pewien, ale nie przestaję. Nakręcam sam siebie tymi obietnicami.
Kurwa, mam nadzieję, że też jest podniecona.
– Jeśli powiesz swojemu chłopakowi, żeby spierdalał, pokażę ci dlaczego. Nie chwalę się tu nad wyraz, kiedy mówię, że nie zdołasz wziąć mnie ot tak. Mógłbym zranić twoją słodką, małą cipkę, więc zrobię, co w mojej mocy, żeby się nie spieszyć podczas naszego pierwszego razu. Potraktuję cię bardzo delikatnie, księżniczko. Sprawię, że dojdziesz na moich ustach, a kiedy poczujesz się gotowa, jak przystało na grzeczną dziewczynkę, przyjmiesz go całego. Gdy znajdę się już w tobie, popatrzę ci prosto w oczy i powiem, jak bardzo cię kocham.
Próbuje się odsunąć, ale przytrzymuję ją przy sobie.
– Kiedy już przyzwyczaisz się do mojego kutasa, będę cię mocno ruchać. – Mój głos staje się ochrypły, ponieważ chcę Harlow i to w tej chwili. Tak, kurwa, bardzo jej pragnę. – A gdy już dojdziesz na moim chuju i zostawisz na nim swoje soki, ja dojdę głęboko w tobie. Potem będziesz musiała wstać i przyglądać się temu, jak wypływa z ciebie sperma. Więc jeśli mnie chcesz, lepiej się upewnij, że bierzesz tabletki, bo ja nie zamierzam ruchać swojej panienki w gumie. Przyjmiesz każdą kroplę mnie, jak przystało na grzeczną dziewczynkę.
Harlow odpycha się ode mnie mocno i zatacza w tył. Mam ochotę się zaśmiać, powiedzieć, że to tylko żart, tak jak zawsze to robiłem, ale tym razem się powstrzymuję. Nie śmieję się, nie uśmiecham, tylko przyglądam, jak rumieniec oblewa jej policzki. Ma rozszerzone źrenice, szkliste oczy. I ja już, kurwa, wiem.
– Jesteś mokra, księżniczko. – Podchodzę bliżej. – Chcesz tego. W takim razie wiesz, co musisz zrobić.
Zostawiam ją tam. Stoi z rozchylonymi ustami i dłonią zaciśniętą w pięść. Odchodzę, nie oglądając się za siebie, ponieważ w tej chwili wystarczyłoby mi jedno zerknięcie na nią, a już wracałbym w pośpiechu i padł u jej stóp, błagając. Już i tak wystarczająco się ośmieszyłem.
Harlow nie potrzebuje żadnego słabeusza. Potrzebuje kolesia, który się nią zajmie i pozwoli, by dla odmiany to ona była tą słabszą. Wiem, jak zmęczona jest odgrywaniem silnej.
Dlatego zostawiam ją i wracam do domu. Robię wszystko, co w mojej mocy, żeby się nie zastanawiać, jak postąpi. Dowiem się wieczorem. Jeśli się pojawi w nawiedzonym domu numer dwanaście przy Sycamore Street, pozwolę, by jej starszy brat dał mi w kość, a potem zabiorę ją do domu i wyrucham tak, jak na to zasługuje.
Wchodzę do siebie i trzaskam drzwiami. W drodze do łazienki zrzucam z siebie ubrania. Bolą mnie jaja. Wracałem do domu z pieprzonym wzwodem. Nie mogłem przestać myśleć o tym, jak ten pocałunek smakował, ani wyobrażać sobie, co może się wydarzyć dziś wieczorem.
Ona mnie pragnie.
Czasami chciałabym, żebyś był poważny.
Boże, sposób, w jaki to powiedziała… Daje mi to nadzieję, a jednocześnie powoduje, że mam ochotę bić głupią głową o ścianę prysznica. Powinienem był już dawno temu jej powiedzieć. Kogo obchodzi, czy Noah potraktuje mnie nożem? Nie może mnie zabić, bo wtedy jego siostrzyczka by się zapłakała. A co zmieni jedna czy dwie blizny w tę czy w tamtą, jeśli będę mógł ją mieć?
Jest tego warta.
Odkręcam wodę i aż fukam, kiedy zimny strumień zderza się z moimi plecami. Ogrzewa się powoli, ale ja nie chcę czekać na odpowiednią temperaturę i zaczynam się dotykać. Łapię mocno za kutasa. Sztangi z piercingu wciskają się w trzon, ale to wciąż za mało.
To już od dawna nie wystarcza. Potrzebuję Harlow i jej słodkiej cipki.
Jeśli przyjdzie dzisiaj wieczorem, nie zostanę długo z chłopakami. Pozwolę Noahowi się wyżyć, a potem zabiorę ją ze sobą. Zostawię ich, by świętowali sami ostatnie zlecenie. Silas i Caden i tak zawsze znikają, żeby się pieprzyć w jednym z niszczejących pokoi, więc to żadna strata.
I chociaż mamy Halloween, to nawet nie rozważam takiej opcji, by zabrać Harlow na imprezę. Nie, dzisiaj chcę mieć swoją księżniczkę tylko dla siebie. Chcę widzieć ją na moim łóżku, leżącą z szeroko rozłożonymi nogami. Ze ściągniętą protezą.
– Kurwa – pomrukuję, gdy kutas pulsuje mi w dłoni.
Samo wyobrażanie sobie tej dziewczyny, takiej bezbronnej, wytrąconej z równowagi, prawdziwie nagiej, bez tego czegoś, co pozwala jej udawać, że jest normalna i nietknięta bliznami przeszłości, mnie wykańcza. Harlow jest taka cudowna, a kiedy opuszcza gardę, staje się jeszcze cudowniejsza.
Boże, ale ją wypieprzę. Nie ma nawet pojęcia, jak to będzie. Obcałuję całe jej ciało, wyliżę gardło, wsunę palce do ust, przygryzę sutki na tyle, żeby krzyczała. Będzie jęczeć, wołać moje imię tym pół wstydliwym, pół figlarnym tonem, który słyszałem rok temu, kiedy upiła się w nawiedzonym domu, a ja podniecałem ją bardzo niegrzecznymi słowami.
Kutas pulsuje mi w dłoni. Twardy, napuchnięty, gotowy wytrysnąć. Poruszam biodrami. Wyobrażam sobie, że wokół niego zaciska się cipka Harlow, którą teraz pieprzę. Jest ciasna, mokra i tak gorąca, że kiedy wchodzę do końca, ona krzyczy z bólu i rozkoszy. I chociaż kolczyki ją drażnią, nie każe mi przestać, ponieważ to zbyt dobre uczucie…
Dochodzę z pomrukiem na ustach. Woda zmywa spermę, a ja dyszę ciężko, uśmiechając się do siebie. To się dzisiaj wydarzy, kurwa. Wiem, że przyjdzie. Nie może mi się oprzeć. Kończę z braniem pod uwagę opinii wszystkich, tylko nie jej. Teraz tylko ona się liczy. Nie wątpię. Pojawi się.
Więc kiedy zapada noc, a Harlow nie przychodzi, jestem kurewsko wściekły. Mam ochotę wybebeszyć tego jej gównianego chłopaka, żeby nie miała innego wyboru, jak się od niego uwolnić. Upijam się, wrząc z gniewu. Caden śmieje się i nazywa to moim nastoletnim zauroczeniem… Nakręcam się wściekłością, aż mam ochotę ściągnąć ją tu na siłę.
Ale kiedy wydarza się największa tragedia tej nocy, a my stoimy nad ciałem Noaha w kałuży krwi, potrafię myśleć tylko o jednym – jak bardzo jestem, kurwa, wdzięczny.
Jestem wdzięczny, że nie przyszła i nie zobaczyła jej brata konającego u mych stóp.
Udaję podniecenie i jęczę. Podskakuję na chuju Ryana na tyle auta. Siedzę mu na kolanach, ujeżdżam go, zwrócona do niego plecami, żebym nie musiała widzieć jego twarzy. Szyby są zaparowane od naszych ciężkich oddechów. W samochodzie jest brudno. Na podłodze leżą papierki po burgerach i puste puszki.
Muzyka gra głośno, ale słychać ponad nią dźwięk naszych ciał uderzających o siebie w rytmicznym tempie. Skupiam się na tym. Czekam, żeby skończył. To był zły pomysł. Wiem, że jakiś czas temu straciłam zainteresowanie seksem, ale chciałam spróbować ten ostatni raz.
Poczuć ten haj.
– Tak, złotko – odzywa się Ryan.
I wtedy zdaję sobie sprawę, że za długo milczałam. Jęczę jeszcze raz, na co ściska dłońmi moje biodra.
O właśnie.
Skupiam się. Przymykam powieki i coś się pojawia. Niewielkie uczucie w mojej piersi. To, jak Ryan trzyma mnie za biodra, wydaje się działać, ale gdyby zrobił coś jeszcze z dłońmi…
– Podoba ci się, suko – rzęzi. Unosi rękę do mojej lewej piersi i ją ściska.
Wydaję z siebie kolejny udawany jęk, ale w środku aż kipię. Uczucie zniknęło. To, jak wsuwa we mnie kutasa, już w ogóle nie działa. Gdybym nie użyła żelu, byłoby naprawdę nieprzyjemnie.
I tak ma założoną prezerwatywę. Nie mamy bezpośredniego kontaktu skóra do skóry. Jest to tylko odrętwiające, nawet nie nieprzyjemne. Czuję… po prostu nic.
Podskakuję energiczniej, zaciskając zęby. Już mam dość, ale muszę zrobić tak, by doszedł, ponieważ jeśli wyjdę w trakcie, wkurzy się. Jak inni przed nim. Będzie mnie dręczyć i ukarze za to, że go tak kusiłam…
Nie, nie myśl o tym.
Nauczyłam się na swoim błędzie. Teraz zawsze pozwalam im skończyć.
Chociaż…
Opadam na kolana Ryana i przez chwilę słychać tylko wesołą muzykę pop sączącą się z jego systemu radiowego, a także nasze urywane oddechy. Zsuwa dłoń z mojej piersi i znów układa ją na biodrze. Przymykam oczy.
Dzisiaj jest ten dzień. Zrobię to. A to oznacza, że może być na mnie zły, ile mu się żywnie podoba. Mnie to już nie dotknie.
Nie będę musiała znosić jego obślizgłego dotyku ani chwili dłużej.
Jutro już mnie nie będzie.
– No to pa.
Otwieram drzwi i wyskakuję z samochodu. Nawet się nie zatrzymuję, by poprawić bieliznę. Ryan jedynie przesunął moje majtki na bok, więc mogę spokojnie biec. Nic nie przeszkadza mi się na wysokości kostek, więc się nie potykam.
Uciekam. Wiem, że teraz następuje najniebezpieczniejszy moment. Jeśli mnie złapie, wyrucha mnie wspartą o samochód. Stanie się brutalny i okropny. Nie będzie to przyjemne, nie poczuję niczego, chociaż po części lubię być gonioną i łapaną.
Ale nie przez niego. Nie przez nikogo, kogo znam.
Słyszę zduszony krzyk za sobą. Ryan będzie jednak potrzebował chwili, żeby schować kutasa do spodni, a kiedy wysiądzie z auta, mnie już tu nie będzie.
Nigdy mnie nie doceniają. Mówią „kulawa dziewczyna”. Jakby w ogóle nie widzieli, że przecież moje nogi są sprawne i potrafię biegać, kurwa.
Jedyne, co zauważają, to moja prawa ręka.
Oddycham szybciej. Pomruk ożywienia wypełnia mi ciało, kiedy pędzę między autami. Salon samochodowy należący do ojca Ryana rozmywa mi się przed oczami, gdy go mijam. On zawsze chce się pieprzyć tutaj, na tyłach parkingu. Czasami w swoim samochodzie, a czasami w jednym z tych na sprzedaż. Czuje się jak król, spoglądając na swoje przyszłe królestwo, kiedy ja skaczę na jego kutasie. Nieudacznik.
– Ty pierdolona dziwko! – wykrzykuje z daleka.
Śmieję się pod nosem i wymykam przez zardzewiałą bramę.
Jest już ciemno. Mgła podnosi się nad nieużytkami dookoła salonu samochodowego. Zrobiło się zimno. Powietrze jest wilgotne i mroźne, ale ja płonę od środka. Im szybciej biegnę, tym bardziej się spalam i w końcu całkiem zostawiam w tyle Ryana.
Teraz nigdy mnie nie dopadnie. Nikt z nich mnie nie dopadnie.
Jestem wolna.
Dobiegam do zabudowań. Dzikie obrzeża naszego miasta ustępują miejsca ulicom z rzędami ładnie zaprojektowanych budynków. Ludzie spacerują w zmęczonym blasku latarni, dzieci śmieją się i krzyczą z podekscytowania. Opadłe liście chrzęszczą mi pod butami; a te nieopadłe szeleszczą w koronach drzew. Biorę głęboki wdech bardzo zimnego powietrza. Czuć w nim duszny aromat palonych świeczek.
Mamy Halloween.
Zwalniam. I tak już na co dzień przyciągam wystarczająco dużo pełnych litości spojrzeń, nie potrzebuję, żeby widziano mnie biegającą po ulicy. Ludzie nie potrafią nic na to poradzić, dlatego się gapią, tak mi tłumaczono. Teraz muszę sprawić, że przestaną mnie zauważać.
Nie wyróżniaj się. Nie przyciągaj uwagi.
Z wielkim żalem zwalniam kroku i wyrównuję oddech. Kiedy już nie biegnę, ogień we mnie znika.
Zawsze tak jest. Biegam każdego dnia. Przez godzinę lub dwie, jeśli mogę, ale to tylko dwie godziny z pozostałych składających się na dobę. Jak mam przeżyć z tych dwóch godzin? Przez resztę dnia nie żyję.
Podnosi się we mnie chore, odrętwiające uczucie, owija serce i płuca, rozsyła macki do kończyn. Wraz z nim pojawia się ból. Dłoń protezy pulsuje i rwie, jakby uderzały w nią młoty. Kulę się w sobie, przyspieszając kroku.
Przyzwyczaiłam się do bólów fantomowych. Oszczędzam dawkowanie oksykodonu, dlatego od tygodni cierpię. To nic nowego.
Nowe okazuje się natomiast to ciężkie, wypełniające mnie przerażenie, kiedy kontempluję, dokąd się zaraz udam. Nie byłam w tym miejscu, od kiedy skończyłam dziewiętnaście lat i Noah zabrał mnie tam, żeby świętować otrzymanie nowej protezy. Tej, którą nadal noszę.
Zapłacił za nią dwadzieścia kawałków. Wiedziałam, że lepiej nie pytać, skąd miał na nią pieniądze. Szczególnie że sama coś podejrzewałam. Wszyscy w mieście o tym mówili, tylko głupiec nie potrafiłby połączyć faktów.
Szkoda, że się zmarnuje.
Przebiegam palcami w dół po gładkiej czarnej powierzchni protezy. Wykonano ją tak, by pasowała tylko do mnie. Wątpię, żeby ktokolwiek mógł jej używać.
Przepycham się przez tłum ludzi chodzących i zbierających cukierki, w końcu docieram do budynku, w którym znajduje się malutka kawalerka cioci. Ja śpię na kanapie. Jestem kłopotem, co kobieta wypomina mi każdego dnia. Potrzebuje przestrzeni, żeby zapraszać swoich „przyjaciół”.
Cóż, dzisiaj będzie miała mieszkanie tylko dla siebie. Kiedy wróci z baru, oczywiście.
Z odrapanej komody, gdzie trzymam swoje rzeczy, biorę ciuchy na zmianę i idę wziąć prysznic. Ubrałam się seksownie dla Ryana. Wybrałam spódnicę, którą łatwo podciągnąć, i obcisłą, podkreślającą cycki bluzkę.
Strój, na który zdecydowałam się teraz, też jest śmiały, ale w inny sposób. Zazwyczaj go nie noszę, ponieważ ludzie nie lubią widzieć kulawej dziewczyny przebranej za Gothic Lolitę. To dla nich zbyt wiele do zniesienia.
Niepisana zasada brzmi, że skoro już i tak się wyróżniam, powinnam robić, co tylko się da, by się wtopić w tłum. Jeśli się o to nie staram, zostaję ukarana. Faceci zaczepiają mnie i gwiżdżą, i to nie w taki sposób, który powoduje, że czuję podniecenie. Matki przechodzą na drugą stronę ulicy, gdy mnie widzą. Nastolatkowie się naśmiewają.
Ale w końcu mamy Halloween.
Stoję pod prysznicem, a letnia woda, najcieplejsza, jaką mogę dostać z tych rur, spływa po moim ciele i zmywa ze mnie pot Ryana.
Przecież mogę się przebrać na Halloween.
Dzisiaj wieczorem mogę zrobić, co tylko chcę.
Umyta i ubrana wyjmuję cały zapas leków przeciwbólowych z dziury za lodówką. Janet nie ma pojęcia o moim tajnym schowku. Podmieniłaby moje leki na jej bez chwili zastanowienia, więc udaję od lat, że już ich nie dostaję.
Kłamię też w sprawie swojej renty inwalidzkiej. Nalega, żebym oddała wszystko, co dostaję. Narzeka okropnie na koszty życia i to, jak dużo jem. Wydaje to, co dostaje ode mnie, na tanią tequilę i narkotyki. Część kasy, którą sobie zostawiam, przeznaczam na prezerwatywy, żel nawilżający i buty do biegania.
Co miesiąc kupuję nowe. Kondomy i żel kiedyś też szybko się kończyły, teraz jednak straciłam tę iskrę i nie potrzebuję ich tak dużo.
A jutro nie będę już niczego potrzebować.
Dłoń pulsuje mi tępo, kiedy wkładam oksykodon do torby. Trzymam w niej wszystko i zazwyczaj zabieram, kiedy wychodzę gdziekolwiek. Są w niej: chusteczki, prezerwatywy, poobijany termos z odrobiną tequili podwędzonej od Janet. Buteleczka żelu jest prawie pełna i mi ciąży, więc się zastanawiam, czy nie zostawić jej tutaj. Ale nie. Może i będę miała szansę jeszcze jej użyć.
Ten jeden, ostatni raz.
Zostawiam za sobą klucze. Chowam je pod poduszką na kanapie, gdyby Janet wróciła wcześniej i była na tyle trzeźwa, żeby zauważyć. Nie chcę, żeby mnie dzisiaj szukała. Nie żeby kiedykolwiek zamierzała, ale nie chcę ryzykować ani trochę.
Wszystko jest przygotowane. Pozostaje tylko wyjść z mieszkania. To niedaleko, przejdę się pieszo. Dotrę na miejsce w góra dwadzieścia minut. W mniej niż dziesięć, jeśli pobiegnę.
A jednak się waham.
Ból staje się silniejszy. Przypomina wbijanie igieł w dłoń i przedramię. Trawiący skórę ogień. Młoty miażdżące kości. Takie wspomnienie mam właśnie z tego, co się wydarzyło. To i ten gorączkowy głos Noaha.
„Jestem przy tobie. Nic ci nie będzie. Jestem przy tobie”.
Wzdycham i odwracam się znów do komody. Ręka mi drży. Wyciągam wypłowiałą fotografię o delikatnych i podniszczonych brzegach. Zerkam na nią.
Jestem na niej ja, nadal cała. Śmieję się, siedząc na huśtawce. I jest też ze mną Noah. Popycha mnie. Miałam wtedy sześć lat, a on dwanaście i już był najlepszym bratem, jakiego mogłam sobie wymarzyć. Kiedy mama leżała pijana na kanapie, a wyschnięte rzygowiny okalały jej usta, on zawsze zabierał mnie na plac zabaw. Spędzaliśmy tam wiele godzin. Robiliśmy wszystko, by zignorować burczenie w brzuchach.
To zdjęcie zrobiła nam kobieta, która często przychodziła tam z synem. Na szczęście nie widać go na fotografii, ale nadal czuję, że tam jest. Jego obecność jest zimna i lepka, psuje mi to wspomnienie.
Wciskam zdjęcie do torby. Staram się najlepiej, jak umiem, nie podążać za tą myślą.
„Zapomnij całkiem o Michaelu”.
I chociaż mój umysł jest ogarnięty i pod kontrolą, czuję ciężar tamtego upokorzenia, które próbuje docisnąć mnie do podłogi, a z drugiej strony wypycha mnie za drzwi, więc nie jest aż takie złe.
Cokolwiek, żebym tylko się ruszyła.
Na zewnątrz chłód sprawia, że się trzęsę. Nie zabrałam kurtki, nie z racji niedopatrzenia, ale ponieważ wolałam, żeby było mi teraz zimno. Dzięki temu ból jest do zniesienia. Otwieram i zamykam pięść. Proteza reaguje z minimalnym opóźnieniem, tak jak zawsze.
Ból fantomowy odrobinę odpuszcza. Oddycham z ulgą. Czas ruszyć.
Jest po dziesiątej wieczorem. Ulice wyraźnie opustoszały. Większość dzieci wróciła do domu, a przyjęcia dla dorosłych odbywają się po drugiej stronie miasta. Tam, dokąd się wybieram, jest tylko straszna cisza.
Uważam to za niezłą ironię. Przed tamtą tragedią dom na Sycamore Street numer dwanaście był popularnym miejscem spotkań, bo to tam nastolatkowie przeprowadzali wyzwania halloweenowe. Jest to mroczne miejsce. Rozpadająca się budowla o czarnych ścianach, zapadniętym spadzistym dachu i dekoracyjnym szczycie.
Kominy są w połowie zarwane. Ich poszarpane krawędzie wbijają się w niebo. Całość wygląda jak nawiedzony dom i to nie tylko nocą. Gdy byłam mała, przechodziliśmy na drugą stronę ulicy za każdym razem, gdy mijaliśmy numer dwanaście, nawet w południe, w środku lata. Baliśmy się, że coś stamtąd sięgnie po nas przez zardzewiały metalowy płot i wciągnie do środka.
Uśmiecham się z goryczą, bo myślę, jaka byłam kiedyś niewinna. Teraz wiem, czego się bać. Wybrałabym duchy i straszydła zamiast lęków, które w sobie noszę.
Za każdym razem.
Zatrzymuję się przed kutą żelazną bramą i spoglądam na dom. Jest mroczny i martwy; sączy się z niego zimna, złowróżbna aura. Wiem, że to wrażenie tylko w mojej głowie z racji tego, co się tu wydarzyło, a jednak i tak wstrząsa mną dreszcz. Widziałam zdjęcia i te już na stałe wyryły się w mojej pamięci.
Czarne worki na zwłoki wynoszone przez tę bramę. Ślady krwi na zakurzonych drewnianych podłogach w środku.
Biorę głęboki oddech i się prostuję. Mam wilgotną dłoń. Druga za to pulsuje okropnym, miażdżącym kości bólem, kiedy podchodzę bliżej. Brama wisi krzywo. Jedno jej skrzydło spadło z zawiasów, a przez to utworzyła się wyrwa odpowiedniej wielkości, by się przez nią prześlizgnąć. Mogę przez nią przejść. Zaciskam pięści i zęby, po czym ruszam.
Ścieżka prowadząca do domu jest stroma i zaniedbana. Na posesji leżą porozrzucane śmieci oraz gruz. Przechodzę pomiędzy przeszkodami i w końcu dochodzę do schodów na ganek. Wspinam się po nich. Serce obija mi się mocno w piersi i przyspiesza jeszcze bardziej, im bliżej wejścia się znajduję. Stopnie trzeszczą złowrogo pod moimi stopami.
O dziwo drzwi wyglądają na w miarę solidne, ale nie są zamknięte na zamek. Pozostały uchylone i zapraszają w swoje progi. Widzę poskręcane liście, które z wiatrem dostały się do środka.
Ostatnia szansa, by się wycofać.
Stąpam po skrzypiących deskach ganku. Czarne trampki dudnią o nie lekko. Następnie popycham drzwi, które skrzypią tak głośno, że aż zerkam przez ramię ze strachu, czy ktoś mógł to usłyszeć. Ale przecież dom znajduje się daleko od ulicy. Poza tym czy sąsiedzi naprawdę przyszliby sprawdzić, co się dzieje, gdyby podejrzewali, że ktoś tu się kręci w Halloween?
Oczywiście, że nie. Jestem tego pewna.
Przyciskam lewą dłoń do piersi, żeby powstrzymać szaleńcze łomotanie serca, i wchodzę do środka. Zatrzymuję się zaraz po tym, jak przestępuję próg. Czekam, by oczy przyzwyczaiły się do zatęchłej ciemności opuszczonego domu.
Nie, nie ciemności.
Kurwa.
Zza otwartych drzwi po mojej prawej dostrzegam płomień świeczki. Kiedy się odwracam, żeby wyjść, bo wiem, że nie mogę tu zostać, jeśli ktoś inny też jest w środku, skrzydło zamyka się z trzaskiem przed moim nosem.
I gdy znów się odwracam z jękiem, nie widzę już światła.
Jestem uwięziona w całkowitej, nieprzeniknionej ciemności. Robi mi się niedobrze, cała jestem skamieniała ze strachu.
I wtedy ktoś szepcze w mroku:
– Ona tu jest.
Zatrzymuję się przed jej twarzą, przyglądam się dokładnie zachłannym spojrzeniem. Zmieniła się przez te dwa lata, od kiedy po raz ostatni ją widziałem. I podoba mi się ta zmiana. Bo pokazuje, że cierpiała tak bardzo jak my.
To nie oznacza, że jej wybaczam, a jednak łagodzi tę nienawiść, którą czuję, i zamienia w coś mniej oziębłego.
Napawam się ostrością kości policzkowych Harlow, teraz bardziej wyrazistych. Od zawsze radziła sobie z problemami bieganiem, widać też, że nie dojada. Wygląda, jakby w połowie już była po drugiej stronie, a tu pozostała tylko jej esencja.
Ale usta nadal ma pełne i delikatne. Oblizuje je nerwowo. Rozgląda się na boki, próbując coś zobaczyć. Przechylam głowę i przyglądam się bez mrugania. Przerażenie tej dziewczyny jest jak delikatny koc, którym otulono moją wściekłość.
Tkwi to w jej oczach. Są wielkie, wydają się wielkie na jej smukłej twarzy. Ich kolor, który pamiętam z dawnych czasów, ciepły brąz, w świetle świeczki nie jest jakiś wyjątkowy. Ale u niej wygląda znamienicie. Jedwabiście i zapraszająco.
Przyjmuję twoje zaproszenie.
Ma sztuczne rzęsy. Uśmiecham się, bo myślę, jak pięknie się dla nas przygotowała. Nie wie, że to my będziemy podziwiać jej wysiłki. I dzięki temu cała ta gra staje się jeszcze słodsza.
Odsuwam się i przyglądam jej w pełni, a wtedy mój uśmiech się rozszerza. Podoba mi się czarna sukienka z koronką i falbankami. I te blond włosy, opadające lekko na ramiona.
Piękna księżniczka ubrana w żałobną czerń. Jakże pasuje.
Wygląda jak laleczka. Aż mnie nosi, żeby rozbić ją o ścianę.
Najpierw jednak zabawa. A potem praca.
Harlow oddycha głęboko. Trzyma dłoń na piersi. Czarną protezę zaciska w pięść. Pamiętam, jak po raz pierwszy ją przymierzyła. Noah był tak cholernie dumny, gdy stał obok swojej siostrzyczki.
Oboje wydawali się przeszczęśliwi. A ja potrafiłem tylko myśleć o tej zabliźnionej, pokiereszowanej skórze kikuta, kończącego się tuż nad miejscem, gdzie powinien znajdować się łokieć. Widziałem go, zanim założyła protezę, chociaż zawstydzona i nieśmiała próbowała go ukryć. A ja miałem tyle pytań.
Czy był wrażliwy? Czy bolało? Czy dotykanie go było jej nieprzekraczalną granicą?
Dzisiaj się dowiem. Nie ma tu jej starszego brata, żeby mnie teraz powstrzymał.
– Halo?! – woła ochrypłym głosem. Odchrząkuje i próbuje ponownie: – Kto tu jest?
Śmieję się pod nosem. Harlow przekręca pospiesznie głowę w moją stronę. Emanuje z niej słodki, kuszący mnie strach. Oddech więźnie jej w gardle, dziewczyna sięga za siebie, łapie mocno gałkę drzwi. Ta grzechocze, gdy się z nią siłuje.
Nie ma sensu, księżniczko. Zostały szczelnie zamknięte.
– Proszę! – woła znowu, łamiącym się głosem. – Wypuść mnie. Nie wiedziałam, że ktoś tu jest. Nie chciałam przeszkadzać!
Oczywiście, że nie wiedziała. Jak by mogła? Ale to tylko mnie wkurza. Byliśmy jej świadomi przez cały ten czas, uwięzieni i przywiązani do niej, a ona nawet nie wiedziała. Nie chciała nam przeszkadzać.
Krzywię się. Palący gniew podnosi się we mnie niczym żółć przypiekająca od środka.
Ależ pech, słoneczko. Intencje się nie liczą.
Tylko czyny.
Kątem oka widzę Cadena. Potrząsa głową, na co ja przytakuję. Wiem, co ma na myśli. Ustaliliśmy plan. Ta gra to nasza zemsta, powinna trwać tak długo, jak chcemy. Całą noc. Nie mogę im tego zepsuć, kończąc zabawę za szybko.
Wypuszczam gniewnie powietrze z płuc, a Harlow aż czka, bo coś wyczuwa. Odwraca się do drzwi, pociąga za gałkę, szamocze się z nią, na co stare śruby puszczają. W końcu jednak ląduje na tyłku z gałką w dłoni.
Drzwi są nadal zamknięte.
Skomle z bólu i strachu, a ja nagle chcę ją polizać. Posmakować potu, który zebrał się we wgłębieniu na jej szyi. Polizać jej szczękę i poczuć, jak napręża się przy mnie i jęczy cichutko.
Kurwa. Potrzebuję tego teraz. Potrzebuję, by nasza księżniczka zaczęła uciekać.
Zerkam na Cadena z uniesionymi brwiami. On znów kręci głową, chociaż tak naprawdę widzę, jak się w nią uważnie wpatruje. Nienawidzi Harlow mniej niż ja, pożąda mniej niż ja, ale nadal chce zobaczyć, jak błaga. Jak pada na kolana, bo tam jest jej miejsce.
Słychać cichy stuk z góry. Harlow zaciąga się ostro powietrzem, odwracając w kierunku schodów. Wiem już, że przyzwyczaiła wzrok do ciemności. Potrafi zauważyć krawędzie przedmiotów. Będzie w stanie uciekać przez dom.
W takim razie nadszedł czas.
Silas pojawia się na szczycie schodów. Rozciąga usta w złowieszczym uśmieszku. Wpatruje się w Harlow i coś na chwilę pojawia się w jego minie, jakby mroczniejszy cień. Nie pragnie jej tak jak ja, ale nienawidzi nawet bardziej, a przynajmniej tak myślę. Silas nie lubi być uwięziony, a w tej chwili to ona jest naszą klatką, naszym więzieniem.
Złamie ją w momencie, gdy się uwolni, po prostu to wiem. I zrobi to z przyjemnością.
W końcu Silas przenosi wzrok z Harlow na mnie. Ma poważną minę, lecz zaraz znów się uśmiecha, kiedy ona skomle. Odwzajemniam ten gest. Podekscytowanie, które dzielimy, błyszczy w naszych oczach. Kiwa do mnie głową, Caden też.
Zaśmiewam się lekko, przez co dziewczyna rozgląda się dookoła w przerażeniu, a potem przybliżam się powoli.
I oto ona. Zniżam głowę, żeby znaleźć się na wysokości oczu naszej księżniczki. Spijam jej strach, to elektryczne napięcie w ciele, pobudzenie, któremu nie mogę się oprzeć. Czuję drżący oddech Harlow i to doprowadza mnie do szaleństwa.
Minęło tak dużo czasu, od kiedy cokolwiek czułem.
Stoimy teraz twarzą w twarz. Ona jest świadoma czyjejś obecności. Kwili. Jej pełne usta drżą. Uśmiecham się. Oczekiwanie osiąga swój kulminacyjny moment.
Harlow jest spięta, gotowa do ucieczki. Cała wręcz wibruje energią.
Uciekaj, księżniczko.
Zbliżam się jeszcze bardziej. Jest niczym naładowany pistolet, a mnie przypada ta przyjemność, by pociągnąć za spust.
Przysuwam wargi do jej ucha i szepczę:
– Bu.
Potężny dreszcz przerażenia przechodzi przez moje ciało. W jednej chwili nadal stoję, wystraszona nie na żarty, a w drugiej już uciekam. Goni mnie niezrównoważony, męski śmiech, aż brakuje mi powietrza ze zdziwienia. Potykam się o coś, kiedy obieram drogę na tył domu.
Nie pamiętam, czy są tu drzwi, ale muszą być. Trzymam się tej myśli i instynktownie wybieram kierunek.
Krzywię się, bo uderzam ramieniem o futrynę. Dalej mknę przed siebie. Czuję zimne powietrze na twarzy. Przechodzę z pokoju do pokoju i nagle…
Tam!
Drzwi na tyłach domu. Są otwarte na oścież i wlatuje przez nie zimno z zewnątrz. Przyspieszam. Już prawie tam jestem, ale uderzam biodrem o stół. Wyję, rzucając się na bok.
Zrobiło się zbyt ciemno, żebym wiedziała, dokąd podążam. Ale przysięgłabym, że stół jeszcze chwilę temu stał dalej od tego miejsca.
Odzyskuję równowagę i rzucam się do drzwi. Już prawie przez nie wybiegam, gdy nagle zamykają się z trzaskiem. Wpadam w nie. Uderzenie jest tak silne, że przygryzam sobie język i ląduję na tyłku. Wyję z bólu.
Nos cholernie mnie boli. Gdy go dotykam, mam mokre palce. Krew. Ale kiedy przesuwam delikatniej opuszkami, nie wydaje mi się, bym go złamała. Język pulsuje bólem. Wyczuwam posokę w ustach. Ma miedziany, gęsty posmak, który mnie otrzeźwia i pomaga oszacować, gdzie teraz jestem.
Ktoś się ze mną bawi. I na pewno nie jest to jedna osoba. Musieli zamknąć drzwi wejściowe, a teraz te tutaj. Zastanawiam się, jak ten ktoś z zewnątrz zamierza teraz dostać się do środka.
W cokolwiek się bawią, nie potrafię sobie wyobrazić, że teraz odpuszczą. Będą mnie straszyć. A to oznacza, że jest jakaś droga wyjścia. Muszę ją tylko znaleźć.
No dobrze. Dopóki jest opcja ucieczki, wszystko jest w porządku.
Uspokój się, H. Dasz radę.
Rozglądam się na boki. Mój urywany oddech spowalnia. Ból rozchodzi się po całym ciele, a to pomaga mi zebrać myśli. Jakaż to ironia, że cierpienie pozwala mi myśleć racjonalnie. Może dlatego, że jestem tak do niego przyzwyczajona?
W domu jest cicho. Starą kuchnię wypełnia tylko świst mojego oddechu. Wstaję, krzywiąc się, i podchodzę do zlewu. Przekręcam kurek bardzo starego kranu, ale nie leci z niego woda. W porządku. Krew na twarzy to najmniejsze z moich zmartwień.
Znów się rozglądam. Jestem sama. To właściwie dziwne. Dlaczego mieliby zostawić mnie teraz w spokoju? Zastygam w bezruchu, wstrzymując oddech, by być całkiem cicho. Próbuję nasłuchiwać, ale nic do mnie nie dociera. Jedynie drapanie gałęzi o okno.
Dlaczego daliby mi chwilę przerwy? Może żeby pograć z moją głową.
I to działa. Chociaż jestem teraz spokojniejsza, moje ciało wibruje pełne życia. Dreszcz emocji, który otula mnie niczym kabel wysokiego napięcia, łączy wszystkie nerwy w eksplozyjną sieć. Czuję to wszędzie.
Nigdy tak się nie bałam. Nie byłam tak żywa. Pragnienie i podekscytowanie sączą się w moich żyłach i przez jeden szalony moment żałuję, że napastnicy przerwali.
Natychmiast zduszam tę myśl i warczę na siebie z frustracją i złością. Ci ludzie chcą mnie skrzywdzić. Muszę się skupić.
Próbuję się domyślić, kto to może być. Oczywiście obstawiam Michaela i Grega. Może połączyli siły z Ryanem, żeby dać mi popalić? Pasowałoby to do nich. A jednak moja teoria ma jeden słaby punkt. Głos, który słyszałam, nie należy do żadnego z nich.
Brzmi nieco znajomo, ale nie potrafię go z nikim połączyć. Może to po prostu ktoś z miasta. Jacyś zwyrole, którzy mnie widzieli i zdecydowali się zabawić, gdy tu przyszłam. Ma to sens. W tym mieście nie cierpimy na brak psychozy.
Pewnie nie chodzi o nic osobistego, a to daje mi nadzieję. Prywatna vendetta może zajść za daleko, ale jeśli chcą tylko poczuć adrenalinę z tego, że przestraszą kulawą dziewczynę? To oznacza, że pewnie nie są szkodliwi.
Znowu się rozglądam i nasłuchuję, ale dom jest nienaturalnie cichy. I ta cisza wydaje się brzemienna. Wypełniona oczekiwaniem, co podnosi mi do lotu motylki w brzuchu.
Tak cicho, jak tylko mogę, ruszam w kierunku drzwi na tyłach i próbuję pociągnąć za gałkę. Ta ani drgnie, nieważne, jak mocno próbuję ją przekręcić. Drzwi są zamknięte.
Wciągam cicho powietrze, potem robię wydech, a w końcu przypominam sobie o swojej torbie. Nadal mam ją przy sobie. Może i nie znajduje się w środku żadna broń, ale wszystkie podstawowe produkty już tak.
Rozglądam się dookoła. Nawet jeśli napastnicy mnie podglądają, to ja ich nie widzę. Wydaje się, jakbym została całkiem sama.
Może już się zabawili i wyszli?
Przyszłam tu z pewnego powodu – przypominam sobie, wpychając dłoń do torby i łapiąc za buteleczkę z lekiem.
Ktokolwiek to jest, nie pozwolę, by mnie powstrzymał. Tylko pomaga mi to w decyzji. Jestem gotowa. Nie będę czekać, aż wrócą na drugą rundę.
Moje dłonie drżą. Wyciągam fiolkę i przechylam ją do ust, następnie stawiam na blacie, a z torby wyławiam termos. Popijam tabletki tequilą. Potem łykam więcej. I więcej.
Gdy opakowanie jest już puste, wrzucam je do zlewu i wyciągam drugie. Nie bawię się w półśrodki. Jeśli chcę przedawkować, zrobię to w wielkim stylu albo wcale. Przełykam leki i piję. Żołądek protestuje. Zaczynam odczuwać nudności. Kaszlę, pochylam się nad zlewem, mocno łapiąc się jego krawędzi. Oddycham przez nos. Jestem zdeterminowana, by nic nie zwrócić. Żołądek powoli się uspokaja.
Prostuję się i znów przysuwam buteleczkę leków do ust. Nagle jednak coś wytrąca mi ją z dłoni. Tabletki grzechoczą i rozsypują się po podłodze. Odwracam się na pięcie, próbując zobaczyć, kto to zrobił. Ale jestem sama. Nie ma tu nikogo… Aż nagle znów słyszę głos tuż za mną:
– Nie tak szybko, księżniczko.
Coś uderza mnie w głowę, aż dzwonią mi zęby. Potem upadam. Może to przez ten cios, a może to tabletki zaczynają działać. Robi się ciemno i cieszę się z tego.
Budzę się spocona, półprzytomna, cała obolała. Na początku nie mogę nawet otworzyć oczu. Samo zorientowanie się, w jakiej pozycji znajduje się moje ciało, wymaga trochę wysiłku.
Piecze mnie gardło. Czuję kwas w ustach. Przełykam ślinę raz za razem, próbując zrozumieć, skąd ten smak. I wtedy wiem. Musiałam zwymiotować.
Te wszystkie tak skrzętnie odkładane tabletki… już po nich.
Ten, kto przedtem mnie przestraszył, powstrzymał mnie. Powinnam była wiedzieć. Powinnam była sprawdzić, czy naprawdę sobie poszli. Ale może liczyłam, że ktoś mnie powstrzyma. Może byłam tchórzem, nawet i w tym.
Zawsze taka przestraszona.
Czuję żal i rozczarowanie samą sobą. Próbuję zrozumieć ułożenie swoich kończyn i w tym całym amoku dociera do mnie rzeczywistość. Otwieram szybko oczy. Przerażenie aż wykręca mi żołądek.
Jestem spionizowana, ale tak naprawdę nie stoję. Bardziej jakbym zwisała. Ręce mam związane za plecami, a na torsie jakiś rodzaj uprzęży. Liny wbijają mi się w skórę nad i pod piersiami. Zostałam podwieszona, ale stopami dotykam podłogi. Jest niewygodnie, nic mnie jednak nie boli. Wiązania wydają się wytrzymałe i podtrzymują mój ciężar bez problemu.
Kurwa.
Nadal oszołomiona, ale bardziej wybudzona, pewniej staję na podłodze. Nogi mi się trzęsą.
Znajduję się w pomieszczeniu oświetlonym świecami. Nie rozpoznaję tego miejsca z moich wcześniejszych pobytów tutaj. Jest to duży i pusty pokój, bez żadnych mebli. Nie ma tu też śmieci. Wygląda na czysty, ale zaniedbany, jak reszta domu. Brudna tapeta odpada od ściany w paru miejscach.
Świece ustawiono w grupach, po pięć lub więcej w każdym rogu pomieszczenia. Dzięki nim tworzy się nierealny poblask tego miejsca. Płomienie migoczą, a wosk skapuje po bokach świec i na drewnianą podłogę. Od czasu do czasu słychać ciche syczenie.
Nie mogę nikogo dojrzeć. Dzięki Bogu, jestem sama.
Oddycham nerwowo, a mój oddech tylko przyspiesza, gdy unoszę spojrzenie. Próbuję zrozumieć, jak jestem związana. W suficie znajdują się dwa haki, które podtrzymują naciągnięte liny. Staram się ruszyć na bok. Mogę przesunąć nogi, ale tors pozostaje w miejscu. Wiązania nie mają żadnego luzu.
Cholera.
Przynajmniej tyle, że nadal jestem ubrana, chociaż to nie jest zbyt pocieszające. Liny dookoła piersi dość dokładnie pokazują, w jakim celu zostałam skrępowana. Jęczę ze strachu. Potrząsam głową, a w oczach zbierają mi się łzy.
Nie. Tylko nie to. Znowu.
– Dobrze spałaś?
Z mojego gardła wyrywa się pisk, gdy słyszę rozbawiony męski głos tuż za mną. Próbuję dojrzeć kto to, ale uprząż trzyma mnie zwróconą w przeciwną stronę. Nie mogę nawet odwrócić głowy, by coś zobaczyć. Zauważam jedynie odrobinę zasłoniętego materiałem okna i cień rzucany na podłogę, falujący w świetle świec.
Cień wygląda na wielki, złowieszczy. Łkam, bo nie jestem w stanie powstrzymać się przed płaczem.
To znowu się dzieje. I nie mogę tego zatrzymać.
– Hej, ćśś – odzywa się ten ktoś. Ciepłymi palcami sunie w górę mojej lewej ręki. – Nie musisz płakać, księżniczko. Jeszcze nie.
– Wypuść mnie! – Szlocham z przerażenia.
– Ćśś, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Wszystko będzie w porządku. Nie płacz jeszcze.
Dłonią dociera do mojej twarzy. Delikatnie ociera z niej łzy, a ja nieruchomieję.
Iskra.
– Grzeczna dziewczynka – mruczy i przesuwa kciuk wzdłuż policzka, ujmując moją twarz drugą dłonią. – Widzisz? Nie ma potrzeby płakać. Jestem przy tobie.
Iskra. Iskra.
Pojękuję z przerażenia i zdziwienia, kiedy on unieruchamia mi głowę. Okala ją długimi, ciepłymi palcami. Czuję gorąco bijące od niego na kręgosłupie i tyłach ud, choć napastnik nie dotyka mojego ciała, tylko twarzy.
Oddech mi się urywa, krzyk zamiera w gardle. Jestem zbyt przerażona, by wypuścić powietrze z płuc, więc przełykam chcący wydostać się stamtąd dźwięk.
Bo to nie jest krzyk. To jęk podniecenia, i nie jest udawany.
Nie mogę…
W końcu jednak biorę głęboki wdech, zaciskam pięści, zapieram się cała. To jest popieprzone. Nie mogę pozwolić sobie na to, by odczuwać przyjemność z tego, co mi zrobią. Nie wolno mi ujawnić swojej patologicznej reakcji na jego dotyk ani pozwolić sobie stać się jeszcze bardziej spierdolona, niż już jestem.
– Hej, oddychaj głęboko – szepcze mi do ucha.
Ciepły oddech łaskocze mnie w skórę. Zaciskam usta, dodatkowo przygryzając je od wewnątrz zębami, kiedy to dzieje się znowu.
Iskra.
Nie mogę tego odczuwać. Nie w tej chwili, nie tu. Nie mam nawet pojęcia, kto to jest, jak wygląda! Związał mnie i trzyma wbrew mojej woli.
Wszystkie te myśli przebiegają mi przez głowę, gorączkowe i natarczywe, ale ciało nadal zalewa mrowiąca jasność, której zawsze poszukuję i pragnę. Minęło tak dużo czasu, od kiedy czułam to po raz ostatni. Pokusa jest tak wielka. Chcę się w niej zatracić. Chcę, by moje ciało eksplodowało iskrami.
I nie mogę. Boże, nie mogę.
– Oddychaj ze mną, księżniczko. – Napastnik przesuwa dłoń w dół mojej szyi.
Prawie jęczę z ulgi. Złapie mnie za pierś. Zawsze tak robią. Potem uszczypnie sutek, a wtedy zniknie ta iskra i wszystko wróci do normalności. Napełni mnie przerażenie, obrzydzenie, poczuję się naruszona.
Tak, jak powinnam się czuć.
Trzęsę się. Oddycham szybciej i płycej, kiedy mnie drażni. Opuszkami palców leciutko sunie po szyi. Naciska na miejsce pod szczęką, wyczuwa puls, wszystko w boleśnie powolnym tempie, a ja nie potrafię nic na to poradzić.
Iskra. Iskra. Iskra. Iskra. Iskra.
Szlocham z frustracją, a jego niski, zadowolony z siebie śmiech znów łaskocze mnie w ucho, czym uwalnia więcej iskier.
– Weź jeden głęboki wdech. Zrób to ze mną.
I słucham się go. Do cholery ze mną, ale naprawdę się go słucham.
Powoli i spokojnie zaciąga się powietrzem razem za mną. Naśladuję go, chociaż drżę i mam wrażenie, że moje płuca straciły połowę swojej objętości. Liny wbijają mi się w skórę. Klatkę piersiową mam ściśniętą od strachu i adrenaliny. Wszystkie mięśnie napięte.
– A teraz wydech. Powoli.
Jego kontrolowany oddech muska moją skórę i porusza włosami dookoła twarzy. Z gardła wyrywa mi się błagalne skomlenie, a ja wiję się, wypuszczam powietrze za szybko i wciągam drżący, płytki wdech.
– Poszło ci tak dobrze. – Brzmi na zadowolonego, a nie zezłoszczonego. – Proszę. Bierz małe łyki. To woda.
Brzeg plastikowego kubeczka zostaje przyciśnięty do moich ust. Wącham zawartość, zanim ją piję. Tak, to tylko woda. Pomaga załagodzić palące uczucie w gardle. Wypłukuje też posmak w ustach. Opróżniam naczynie, a napastnik go odkłada.
– Bardzo dobrze. Rób tylko to, co ci mówię, a wszyscy będziemy się świetnie bawić. Najlepiej. Obiecuję.
Śmieje się. Brzmi, jakby wiedział coś, czego ja nie wiem. Gorzki żart. Ale nie zastanawiam się długo nad jego znaczeniem. Znów mnie dotyka, a ja jestem w niebie. Tonę w morzu iskier.
Palcami wędruje w dół moich obojczyków, głaszcze jeden z nich, a ja drżę. Całkiem straciłam kontrolę nad ciałem. Iskry wybuchają pod powierzchnią skóry. Uderzają do głowy, zaciskając mięśnie i wzmagając wrażliwość na tego mężczyznę i doznania płynące z jego obecności.
Czysty, męski zapach miesza się z ciepłym aromatem palonych świec. Jego pewność siebie zdradza mi, że jest większy ode mnie, wyższy, silniejszy. Dotyk, tak delikatny i słodki, powoduje, że na ciele pojawia mi się gęsia skórka.
Chciałabym, żeby w końcu to zrobił. Popieścił mi cycki i skończył z tą farsą, zanim zatracę się w doznaniach.
Przesuwa dłoń tuż nad niskim wycięciem sukienki, na co oddech zamiera mi w gardle. Mruczy niskim i przyjemnym dźwiękiem. Mknie palcami na bok i zatrzymuje je na moim prawym ramieniu.
– Taka śliczna. – W jego głosie rozbrzmiewa emocja, której nie potrafię określić. Może to oczekiwanie. Może pożądanie. – Chciałem to zrobić od tak dawna, księżniczko.
I potem schodzi palcami niżej. I niżej. Wprost do miejsca, gdzie stykają się kikut i proteza.
Iskry szaleją, otulają ciało i umysł. Opadam ciężko na linach, opierając się o niego. Czuję jego obezwładniające gorąco.
Tym razem nie potrafię powstrzymać jęku rozkoszy.
© Layla Fae
© Wydawnictwo Black Rose, Zamość 2025
ISBN 978-83-68442-59-5
Wydanie pierwsze
Tłumaczenie
A. Predictable
Redakcja
Anna Łakuta
Korekta
Kinga Dąbrowicz
Danuta Perszewska
Kinga Litkowiec
Skład i łamanie
Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl
Projekt okładki
Melody M. – Graphics Designer
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Książka ani jej części nie mogą być przedrukowywane ani w żaden inny sposób reprodukowane lub odczytywane w środkach masowego przekazu bez pisemnej zgody autorki i wydawcy.