Ghost - A, Zavarelli - ebook + audiobook
BESTSELLER

Ghost ebook i audiobook

A. Zavarelli

4,6

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Trzeci tom legendarnej zagranicznej serii o irlandzkich i rosyjskich mafiosach!

 

Talia Parker nie miała łatwego dzieciństwa. Częściowo spędziła je w rodzinie zastępczej, a częściowo na ulicy. Te doświadczenia nauczyły ją doceniać każdy kawałek chleba.

 

Więc kiedy jej nowy chłopak zaprasza ją na wakacje do Meksyku, dziewczyna nie zamierza zmarnować takiej szansy. Szybko okazuje się, że obiecany raj zmienia się w piekło, bo zostaje porwana i sprzedana.

 

Aleksiej Nikolaev – niezwykle zdolny haker – jest szczególnie cenny dla mafii. Poproszony o przysługę, zgadza się sprowadzić Talię do USA. Jednak rosyjski gangster ma w tym ukryty cel: wybrał tę kobietę na swoją żonę.

 

Dwoje ludzi, których prześladują demony.

 

Niebezpieczny mężczyzna, który nie może zaoferować miłości.

 

Dziewczyna, która już nigdy nie będzie taka jak dawniej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 363

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 8 godz. 34 min

Lektor: A. Zavarelli

Oceny
4,6 (908 ocen)
687
140
67
11
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
SylaRoyston

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle Książki A.Zavarelli rewelacyjna❤️
30
Dor03

Nie oderwiesz się od lektury

Wszystkie trzy książki są świetne ale ten 3 tom rewelacyjny
20
Monikalimonka

Nie oderwiesz się od lektury

Och powiem wam jedna z lepszych serii jakie czytałam  i na długo zagości w mojej głowie. 👍👍👍 Trzeba  się nastawić psychicznie ,to nie jest cukierkowy romansik. Owszem jest tu seks ,pożądanie .Ale jest także przemoc gwałt, śmierć i zniszczenie. 🌺 Fabuła jest bardzo dobrze napisana ciekawa ,wciągająca ,potrafiła  u mnie wywołać  skrajne emocje. 🌺 Historia Tali Parker od początku to tor życiowych przeszkód, myśli że potrafi rozpoznawać ludzi ufa im . Do momentu aż wpada w sidła zła. Jest potraktowana okrutnie przez los zniszczona i złamana  traci nadzieję ,żyje na granicy utraty zmysłów. Aleksiej Nikolaev rosyjski wór mafii postanawia ją uratować z rąk handlarzy .Robi to na prośbę Mackenzie Wilder  przyjaciółki  Talli ,zarazem partnerki Lachlana Crowa irlandzkiego gangstera i jego sojusznika. Ale  Aleksiej ma w tym niecny cel .Potrzebna mu żona ale nie "Dumna",wręcz przeciwnie ma być  nieidealna ,złamana. Jaki ma w tym cel, czym się kieruje Aleksiej? Tego dowiecie  się czytając ...
10
MAJKI013

Nie oderwiesz się od lektury

Super cześć! Dużo się dzieje!
10

Popularność




Tytuł oryginału

Ghost

Copyright © 2016 by A. Zavarelli

All rights reserved

Copyright © for Polish edition

Wydawnictwo NieZwykłe

Oświęcim 2021

Wszelkie Prawa Zastrzeżone

Redakcja:

Przemysław Gumiński

Korekta:

Kinga Jaźwińska

Edyta Giersz

Redakcja techniczna:

Mateusz Bartel

Projekt okładki:

Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN:  978-83-8178-675-1

PROLOG

TALIA

Nadzieja jest dla frajerów. Mack i ja zawsze tak powtarzałyśmy, więc wychodzi na to, że ja też jestem frajerką.

Nie mogłam odmówić, gdy Dmitrij zapytał, czy nie pojechałabym z nim do Meksyku, mimo że jakaś część mnie chciała to zrobić. To była ta sama część mojej osobowości, która sprawia, że nie opuszczam tarczy i cały czas jestem zakuta w zbroję. Chodziliśmy ze sobą tylko przez miesiąc. To zdecydowanie za krótko, żeby wyjeżdżać na wspólne wakacje. Nie, żebym w ogóle to wiedziała, bo przecież nigdy nie byłam na wakacjach.

Zawsze obie miałyśmy ciężko. Dorastałyśmy w rodzinach zastępczych, a potem na ulicy. Każdego dnia ledwo wiązałyśmy koniec z końcem. Dla mnie miejsce takie jak Meksyk może równie dobrze znajdować się na innej planecie, gdyż większość życia spędziłam na myśleniu o tym, co zjeść następnego dnia lub o tym, jak i gdzie znaleźć bezpieczne miejsce do spania. Lecz teraz wszystko się zmieniło. Mam dwadzieścia dwa lata i doskonale potrafię o siebie zadbać, jednak Mack nie zgadza się z tym stwierdzeniem.

I mimo tego, że jestem w raju z człowiekiem, który obiecuje mi cały świat, to nie mogę przestać o niej myśleć. Mack jest dla mnie jak siostra. Jest jedyną rodziną, jaką mam i kiedykolwiek miałam. Nie podoba mi się to, że pokłóciłyśmy się zaraz przed moim wyjazdem. Tak właściwie to mam wrażenie, że wtedy ciągle się kłóciłyśmy.

Nienawidzi mojej pracy i każdej podjętej przeze mnie życiowej decyzji, a to boli. Boli, bo bardzo za nią tęsknię. Powinnyśmy być razem w tym pięknym miejscu i razem je odkrywać. Zamiast tego… Zupełnie nieświadoma tego, gdzie jestem, wróciła do Bostonu. Nie mogłam się zmusić do powiedzenia jej o tych wakacjach. Czułam, że będzie się awanturowała i powie mi, że popełniam kolejny błąd.

Nie przepada za Dmitrijem, chociaż nigdy go nie poznała. Mack zawsze widzi w ludziach to, co najgorsze. To jej sposób na chronienie zarówno siebie, jak i mnie.

Jednak czasami, jak w tym przypadku, chciałabym, żeby jednak dostrzegła to, co dobre.

Traktuje mnie dobrze od momentu, w którym się poznaliśmy. W mojej głowie kłębi się szalona myśl, że któregoś dnia Mack pozna go i wtedy wszystko zrozumie. Będzie w stanie zobaczyć to, co ja widzę, kiedy na niego patrzę.

Chcę teraz do niej zadzwonić, opowiedzieć o tym miejscu, o pięknej pogodzie, smacznych drinkach i tutejszej plaży. Ostatnie dni były najlepszymi dniami w moim życiu i chcę się tym z nią podzielić. Ale jesteśmy z Dmitrijem przy basenie, a telefon zostawiłam w pokoju, więc będę musiała z tym zaczekać aż do wieczora.

Dziś zbiorę się na odwagę i do niej zadzwonię.

– Hej. – Dmitrij wyciąga rękę i dotyka mojej twarzy, czym zwraca na siebie moją uwagę. – Kotku, dlaczego jesteś taka smutna?

– Nie jestem smutna – kłamię.

Uśmiecha się, a ja odwzajemniam uśmiech.

– To dobrze – odpowiada z rosyjskim akcentem – bo dziś wieczorem zabieram cię do miejsca, którego nigdy nie zapomnisz.

Moje serce zwalnia, a część niepokoju, który kłębił się w piersi, znika. Czuję, że mogę zaufać Dmitrijowi. Już dawno nie czułam czegoś takiego.

– Powiedz mi, Talio – wodzi palcem po moim ramieniu, po czym siada na leżaku i uważnie mi się przygląda – czy miło spędzasz czas?

– Tak – odpowiadam.

I to wcale nie jest kłamstwo. Czuję, że jest inny. Jakby czytał ze mnie lepiej niż większość ludzi. Opowiedziałam mu o pewnych aspektach mojego życia. O tych, o których nikomu wcześniej nie mówiłam. Otworzyłam się przed nim, ofiarowałam mu ten kawałek siebie, na który nikt nigdy nie zasłużył. Ofiarowałam mu nie tylko moje ciało, lecz również część mojego serca.

– Ja również się cieszę, że spędzamy czas razem – mówi z tęsknotą w głosie. – Bardzo.

Zastanawia mnie jego mina, która bardzo szybko się zmienia. Chwilę później zerka na zegarek i bierze mnie za rękę.

– Chodź – mówi. – Samochód czeka przed hotelem.

Ruszam za nim przez kurort i wsiadam na tylną kanapę samochodu. Dmitrij zaskakuje mnie, kiedy wydaje polecenie do kierowcy w ojczystym języku. Nie zdawałam sobie sprawy, że ściągnął tu ze sobą kogoś jeszcze. Ale najwyraźniej ten człowiek dla niego pracuje.

Pewna myśl, która kryje się gdzieś z tyłu głowy, nie daje mi spokoju. Podczas jazdy ogarnia mnie uczucie niepokoju i nie jestem pewna, skąd ono się wzięło.

Patrzę na siedzącego z przodu Dmitrija i widzę, że jest zamyślony, nieobecny. Nigdy wcześniej mu się to nie zdarzało, co mnie martwi. Podobnie jak otaczający nas krajobraz. Z każdą chwilą zaczyna coraz mniej przypominać obszar turystyczny.

Dmitrij jak zawsze wydaje się wyczuwać moją panikę.

– Wszystko gra – zapewnia.

Wyciąga dłoń i bierze mnie za rękę, ja natomiast próbuję skupić się na opanowaniu myśli, z którymi znowu toczę bój. Zawsze tak robię. W każdym człowieku szukam kryjących się w nim demonów. Wmawiałam sobie, że nie będę już tego robiła. Wmawiałam sobie, że zapomnę o przeszłości.

– Ufasz mi, prawda? – pyta Dmitrij.

Patrzę na niego, nerwowo się przy tym uśmiechając. Jedna część mnie krzyczy: „nie!”, a druga przytakuje jak na autopilocie.

– Dobrze – oznajmia. – Talio, wiesz przecież, że nigdy bym cię nie skrzywdził. Nigdy nie naraziłbym cię na niebezpieczeństwo. Nie musisz się o nic martwić, kiedy jesteś ze mną.

Kiedy jego zapewnienia uspakajają mnie, samochód się zatrzymuje. Jeden rzut oka na otoczenie wystarcza, żeby nagle wszystkie słowa Dmitrija przestały cokolwiek znaczyć.

Nie mam czasu, żeby zaprotestować albo zapytać go o cokolwiek. Odwracam się i jedyną rzeczą, jaką widzę, jest błyskawicznie lecąca w stronę mojej twarzy jego pięść. A potem ciemność, wyłącznie ciemność.

* * *

Kiedy odzyskuję przytomność, zdaję sobie sprawę, że jestem naga. Moje zmysły szwankują. Ogarniająca mnie z każdej strony i wypełniająca moje ciało zgroza sprawia, że kręci mi się w głowie i jestem zdezorientowana. Podłogę tuż obok mojej twarzy pokrywa kałuża wymiocin. Jej widok sprawia, że rozglądam się dookoła, lecz nikogo nie widzę. Wtedy zdaję sobie sprawę, że to ja wymiotowałam. Potem uświadamiam sobie coś innego, kiedy czuję, że coś się na mnie porusza. I wewnątrz mnie również. Nade mną znajduje się twarz mężczyzny, którego nie znam.

Próbuję się poruszyć, lecz moje ciało nie chce współpracować. Jest słabe i ciężkie, jakby całe było z ołowiu. Coś jest ze mną nie tak, jednak nie do końca wiem co.

Słyszę cichy szmer i znowu czuję, że coś się porusza. Czyjeś ręce rozpoczynają wędrówkę po moim ciele. Szok i ból zawdzięczam kolejnemu mężczyźnie, który od tyłu wbija się w moje ciało. Teraz jest ich dwóch. Mam w sobie dwóch nieznajomych. Po chwili słyszę głos Dmitrija. Oszołomienie i panika na ułamek sekundy znikają. Przez chwilę wierzę, że on wszystko naprawi i zrobi, co trzeba.

Przez opuchniętą twarz widzę wszystko niewyraźnie. Jednak kiedy pojawia się w zasięgu mojego wzroku, natychmiast go rozpoznaję i przypominam sobie o sytuacji w samochodzie, o jego pięści i o miejscu, do którego mnie zabrał.

A teraz stoi przede mną i z miną niezdradzającą żadnych emocji rozpina spodnie. Już nie jest tym samym mężczyzną, którego poznałam. Nie jest tym samym człowiekiem, z którym spędziłam ostatni miesiąc. Pociera przyrodzeniem o moją twarz, a gdy próbuję się od niego odsunąć, łapie mnie za włosy i uderza w to samo miejsce, w które oberwałam w samochodzie.

Szok wywołany bólem sprawia, że otwieram usta, a on wpycha go do środka, sprawiając, że zaczynam się krztusić.

– Lepiej się przyzwyczajaj, kotku – oznajmia. – Ból jest twoim nowym najlepszym przyjacielem. Od teraz to będzie jedyne znane ci uczucie. To będzie jedyna rzecz, jaką będziesz znała. Zamiast z tym walczyć, lepiej to zaakceptuj. – Dmitrij patrzy, jak łzy spływają mi po policzkach. Dobrze wie, że mój opór jest daremny, i ma to gdzieś.

Zdaję sobie sprawę, że odurzyli mnie czymś, bo nie mogę się ruszyć i nie jestem w stanie walczyć.

– A teraz daj mi ostatni prezent – mówi, wykorzystując moje usta. – Przez wzgląd na dobre czasy.

Jest wobec mnie brutalny. Nigdy nie był tak przerażający. Dochodzi na mojej twarzy i rozsmarowuje dłonią nasienie, po czym spluwa na mnie i powtarza tę czynność, a następnie klęka przede mną i klepie mnie w policzek.

– To tylko interesy – mówi. – Nic więcej, kotku. Nie komplikuj sobie tego.

Po tych słowach opuszcza zarówno pokój, jak i moje życie, a kolejny facet zajmuje jego miejsce. Przez dłuższy czas czuję ból. Wzrok mi mętnieje i nie jestem pewna, czy to wynik bólu fizycznego, czy raczej psychicznego. Wydaje się, że to nigdy się nie skończy.

Nie wiem, ilu ich jest. Wiem, że istnieje tylko ból.

Zamykając oczy, próbuję znaleźć sposób, aby go odpędzić. Myślę, że to mi pomoże. Jednak widzę jedynie twarz Mack. Siostry i najlepszej przyjaciółki, jedynej osoby na tym świecie, która mnie kocha. Mack nie ma pojęcia, gdzie jestem, bo byłam za bardzo zła, żeby powiedzieć prawdę. Jest takie powiedzenie, że po fakcie wszystko staje się jasne.

Patrząc z perspektywy czasu, nigdy nie przypuściłabym, że tamta chwila była tak ważna. Siedziałam z najlepszą przyjaciółką w kawiarni i jadłyśmy lunch. Miałyśmy się pokłócić po raz nie wiadomo który. Wtedy widziałam ją po raz ostatni.

Ludzie zawsze mówią, że chcieliby wiedzieć, co się stanie tuż przed katastrofą. W tamtej chwili powiedziałabym dokładnie to samo. Powiedziałabym Mack, gdzie się wybieram. Potem pozwoliłabym, żeby odwiodła mnie od tego pomysłu. Jednak gdy teraz o tym myślę, to wydaje mi się, że wcale bym tak nie powiedziała.

Aby odnaleźć osobę, którą teraz jestem, musiałam zejść do samego piekła. A na samym końcu wędrówki trafiłam na niego.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

ALEKSIEJ

Ludzkie emocje nie są czymś, co możemy doświadczyć w niezakłamany sposób. To, co budzi silne poczucie emocjonalne w jednej osobie, w drugiej może wywołać podobny, lecz słabszy, efekt lub też może nie wywołać go wcale. Pojąłem to, będąc jeszcze młodzikiem. Teraz rozumiem to jeszcze lepiej.

Jest już późny wieczór i siedzę przy biurku, przesuwając palcem po szorstkiej, popękanej powierzchni stojącej na blacie szachowej wieży. Przyjemność, jaką odczuwam, toczy bój nie do opisania z równie silną wściekłością. Ale dla kogoś innego byłaby to tylko wysłużona figura szachowa. Tak właściwie to figura, do której zbyt często wracam.

Na biurko pada cień, który sygnalizuje, że ktoś stoi w drzwiach. Odwracam się w tamtą stronę i widzę stojącego w progu Franca. Mówi wolno, przy czym robi pauzy, żebym miał dość czasu na odczytanie z ruchu warg, co do mnie mówi.

– Katia znowu stoi pod drzwiami – oznajmia.

– Odpraw ją.

Wychodzi bez słowa, a ja wyciągam z dna szuflady butelkę koniaku. Udaje mi się napełnić szklaneczkę i wypić płyn jednym haustem jeszcze przed powrotem Franca. Siada naprzeciwko mnie i patrzy na szachownicę.

– Twój ruch – oznajmiam.

Bez pośpiechu uważnie przygląda się każdej bierce. Przejąłem już kontrolę nad centralną częścią szachownicy i zbiłem jego wieżę. Jeszcze kilka ruchów i polegnie. Franco zawsze zapomina, że w desperackiej próbie ochronienia króla odsłania swoją królową. Ja nigdy nie popełniłbym takiego błędu.

– Czy na jutro jest wszystko gotowe? – pytam.

Patrzy na mnie i nieznacznie kiwa głową.

– Wszystko gotowe. Dostawa niedługo zniknie, a Arman będzie twoim dłużnikiem.

– A co z Viktorem?

– Na jutrzejszy wieczór zaplanowałem kolację. Wtedy będziesz mógł z nim porozmawiać.

Franco wykonuje fatalnie bezmyślny ruch. Idę jego śladem i również poruszam się lekkomyślnie. A robię to dlatego, że gra mnie już nuży i chciałbym, żeby chociaż raz rzucił mi wyzwanie.

– Trudno będzie go przekonać, żeby pozwolił ci wyjechać z kraju – zauważa Franco. – Nie będzie chciał cię narażać.

– Więc nie dam mu innego wyboru – odpowiadam, wzruszając ramionami.

– Co masz na myśli?

– Problem z rosyjskim bankiem. A może zamrożone rachunki bankowe?

– Ach! – Franco w zamyśleniu pociera podbródek. – Problem, który tylko ty będziesz w stanie rozwiązać. I zaproponujesz upieczenie dwóch pieczeni na jednym ogniu?

Kiwam głową. To, że Franco powie wprost, co chodzi mu po głowie, jest tylko kwestią czasu.

– Uważasz, że to rozsądne?

– Sugerujesz, że jestem nierozsądny? – odpowiadam.

Kręci głową.

– Wiele rzeczy można o tobie powiedzieć, ale na pewno nie to, że jesteś nierozsądny. Jednak wydaje mi się, że działasz zbyt impulsywnie. To do ciebie niepodobne.

Opuszczanie mojego domu, mojego sanktuarium, jest do mnie niepodobne. Właśnie o tym mówi Franco. Niezbyt często czuję potrzebę opuszczenia domu. Za każdym razem, gdy to robię, ryzykuję, że ludzie z mojego otoczenia, tak zwane wory w zakonie1, odkryją mój sekret. Opuszczenie kraju stanowi jeszcze większe ryzyko, lecz muszę się go podjąć.

Nasze spojrzenia się krzyżują.

– Czasami musimy zrobić coś, czego wolelibyśmy wcale nie robić. To część naszego życia, prawda?

– Okłamałeś Viktora – odpowiada. – Jeśli kiedykolwiek odkryje, co zrobiłeś, żeby odzyskać dziewczynę, może wybuchnąć wojna.

– Sądzę, że to mało prawdopodobne. Zwłaszcza jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ty i ja jesteśmy jedynymi, którzy znają prawdę. Poza tym kto by mnie zastąpił?

Franco wykonuje gest ręką oznaczający rezygnację.

– Nikt cię nie może zastąpić. I właśnie dlatego podejmujesz to ryzyko. Jednak martwię się o tamtą dziewczynę.

Wcale nie musi mi mówić, ile jest możliwości, które sugerują, że wszystko może wziąć w łeb. Sam analizowałem je bez końca. Bez wątpienia dzięki temu moje stosunki z Lachlanem Crowem i naszymi irlandzkimi sojusznikami zostaną zacieśnione. Dałem im słowo, że odnajdę dziewczynę. I to zrobiłem. Jednak ani Irlandczycy, ani Viktor nie są świadomi moich prawdziwych zamiarów względem tej kobiety. I tak jak przypomina mi Franco, Viktor będzie zły. Jednak moja pozycja w szeregach worów jest dożywotnio zabezpieczona. Być może właśnie dlatego ryzykuję. Uważnie przemyślałem tę kwestię pod każdym możliwym kątem.

Jedynym znaczącym faktem jest to, że nie pozwolę, abym do końca życia był przykuty do Katii. Franco jest tego w pełni świadomy. A mimo to, jako wyraz szacunku, pozwalam, aby się tak zamartwiał. Zawsze w głębi ducha chce dla mnie jak najlepiej, więc zasługuje na wysłuchanie, nawet jeśli jego słowa nie sprawią, że zmienię zdanie.

– Powiedz mi, co cię tak bardzo martwi – sugeruję.

– Istnieje wysokie prawdopodobieństwo, że dziewczyna będzie nieobliczalna. Nie możemy określić, w jakim będzie stanie, kiedy ją poznasz. To, przez co przeszła… Będzie zmaltretowana.

Patrzę na leżące na biurku zdjęcie dziewczyny. To samo, które dała mi jej przyjaciółka Mack z nadzieją, że zdołam ją odnaleźć i ocalić. Przez ostatnie trzy tygodnie, codziennie od rana do nocy, przyglądałem się temu zdjęciu. Wiem wszystko o tej dziewczynie. Czytałem wszystkie akta dotyczące jej osoby. Poznałem jej historię aż do momentu, w którym została sprzedana. To, co mówił Franco, jest prawdą. Dziewczyna została złamana. Była maltretowana. Wiem to lepiej niż ktokolwiek inny.

Nalewam sobie kolejną szklaneczkę koniaku i unoszę ją w geście porozumienia.

– I właśnie dlatego idealnie się nada.

ROZDZIAŁ DRUGI

TALIA

Śmierć.

W znaczeniu tego słowa kryje się nieuchronność sama w sobie. Jednak śmierć jest czymś więcej niż tylko końcem. Ludzie umierają na długo przed tym, jak wylądują w grobie. Umierają po trochu każdego dnia. Nic nie czują. Nie mają trosk. Czasami śmierć jest powolna. Czasami jest równie subtelna, co szalejący huragan. Może zagościć w ludzkim ciele na długo przed opuszczeniem go przez duszę. W moim przypadku to się zgadza. To jedyna prawda, jaką znam. Jestem gotowa przywitać śmierć z otwartymi ramionami. Jestem gotowa, aby odlecieć i odnaleźć spokój.

Jeszcze tydzień. Siedem dni. Sto sześćdziesiąt osiem godzin. Wtedy będę miała wystarczająco resztek po białych tabletkach, aby się uwolnić. Jeśli dzisiejszej nocy wszystko pójdzie zgodnie z planem, będę mogła skrócić ten okres o jeden dzień. Spodziewający się gości Arman zawsze jest rozrzutny, jeśli chodzi o szprycowanie mnie tabletkami. Robi to po to, żeby mnie uspokoić i trzymać w ryzach, ale najpierw mnie wypieprzy, bo nigdy mnie nie pieprzy, kiedy jestem na haju. Nie mogę liczyć na tę uprzejmość z jego strony. Dla niego zawsze jestem trzeźwa jak świnia.

A w tej chwili pieprzy mnie jak na paskudną świnię przystało. Zawsze robi to przed imprezą. Robi to po to, żebym nie zapomniała, kto jest moim właścicielem, gdy jego znajomi będą we mnie dzisiejszej nocy. Dochodzi, chrząkając, po czym odtrąca mnie na poplamiony materac, na którym spędzam całe dnie.

Kiedy się odzywa, nie patrzę na niego. Przecież i tak wiem, co powie. Zawsze słyszę to samo ostrzeżenie. Ciężko oddycha i mówi z wyraźnym akcentem. Lecz tym razem mówi coś zupełnie innego. Spowijające mnie opary przygnębienia sprawiają, że niemal umyka mi to, co mówi, lecz coś w jego głosie przykuwa moją uwagę.

Trudno dokładnie określić, co to jest. Głośno o czymś mówi. Nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby Arman był zdenerwowany, aż do dzisiaj.

– Dzisiejszy wieczór jest istotny – mówi. – Trzeba zadowolić tych ludzi. Musisz się postarać.

Nie odpowiadam, bo nigdy tego nie robię. Arman nie zasługuje na to, żebym się do niego odzywała. Dawno temu zaniechałam używania słów, mniej więcej w tym samym czasie stałam się niepoczytalna. Lecz gdy patrzę na niego, w moich oczach kryje się pytanie, na które odpowiada:

– Na oczach wszystkich obedrę cię żywcem ze skóry, jeśli mnie dziś zawiedziesz.

Nic. Nie czuję absolutnie nic, gdy wymawia te słowa. Wszystkie obietnice śmierci, bez względu jak byłyby brutalne, zawsze są kłamstwem. Za bardzo ceni sobie władzę nade mną, aby pozwolić mi umrzeć.

Jestem jego najcenniejszą niewolnicą, jego trofeum. Amerykanką z ładnymi blond włosami i bezmyślnym spojrzeniem. Nic innego na tym pustkowiu nie ma znaczenia.

– Karolina! – Strzela palcami, a ona pojawia się po chwili z posłusznie spuszczoną głową i rękoma złożonymi na podołku.

Karolina uwielbia Armana, a mnie nienawidzi. Żeby znała swoje miejsce, zawsze każe jej czekać pod drzwiami, gdy mnie pieprzy. Karolina ma możliwość swobodnego poruszania się po posiadłości i ma jego zaufanie, lecz nigdy nie będzie miała jego serca. Bo ten człowiek go nie ma.

Kiwa głową w jej stronę, na co bez dodatkowych instrukcji rusza do przodu. Sięga ręką ku zawieszonemu na szyi medalionowi, a Arman unosi palec i odzywa się do niej w języku, którego jeszcze nie rozgryzłam. Nie jest Rosjaninem, tyle to wiem. Kiedyś powiedział mi, że jesteśmy w Bułgarii, lecz to nie jego ojczyste strony. Reszta to po prostu szczegóły, które mi umykają.

Może i nie rozumiem, co mówi, lecz dobrze poznałam jego zwyczaje. Gdy Karolina wyjmuje z medalionu jedną tabletkę, czuję, że zaczyna ogarniać mnie panika. Potrzebuję dwóch. Dwie tabletki i zostanie równe siedem dni. Próbuję coś ugrać, więc unoszę dwa palce, lecz Arman kopie mnie w brzuch. Kaszląc, wiję się po podłodze i walczę o powietrze.

Arman kończy wydawać Karolinie dalsze polecenia, a ja muszę oprzeć się pokusie, żeby zamknąć oczy i odciąć się od wszystkiego. Naiwna część mnie wciąż ma nadzieję, że okaże litość. Arman wychodzi z pokoju, nie poświęcając mi już ani sekundy. Zdaję sobie sprawę, że tak będzie najlepiej, bo Karolinę być może zdołam oszukać, ale jego już niestety nie.

I w dalszym ciągu dostanę tylko jedną tabletkę.

Jednak lepsze to niż nic. Karolina podaje mi tabletkę, którą wrzucam sobie do ust, po czym chowam ją pod językiem. Następnie oplata moje nogi sznurem i przywiązuje go do znajdujących się w ścianie haków, zostawiając dość luzu, żebym mogła swobodnie zmieniać pozycje. Chcę, żeby wyszła w tej chwili, lecz ona nie wychodzi. Zamiast tego ogląda się przez ramię i kiedy ponownie się odwraca, na jej twarzy maluje się paskudny uśmiech. Dwukrotnie kopie mnie w brzuch, po czym pochyla się i spluwa mi w twarz.

– Suka – mruczy z wyraźnym akcentem. – Miłego wieczoru.

Kołysząc biodrami, wychodzi z pokoju, a ja zostaję sama. Sapię z przerażenia, gdy zdaję sobie sprawę, że w ataku kaszlu połknęłam schowaną pod językiem tabletkę. Miało mi zostać siedem dni. Teraz zostaje ich już osiem.

Przez łzy zaczynam niewyraźnie widzieć. Uwalam się całym ciałem na poplamionym materacu i kieruję wzrok na znajome zadrapania, które zrobiłam na ścianie paznokciem, po czym przesuwam palcem po tych, które zrobiłam dzisiejszego ranka. W myślach powtarzam raz za razem jedno i to samo słowo: siedem, siedem, siedem!

W pewnej chwili na górze rozlega się muzyka, przez którą zaczyna wibrować sufit. Wiem, że niedługo wszystko się zacznie. Najpierw będą pić, a kiedy tu przyjdą, to będą pijani. Czasami tak jest lepiej, a czasami gorzej.

Nie patrzę w stronę otwierających się drzwi, ale słyszę głos Armana i czuję na sobie wzrok jego gości, którzy mi się przyglądają. Arman urządza swego rodzaju uroczyste kolacje, podczas których niewolnice są serwowane jako deser. Dyskutują między sobą, ustalając, kto idzie jako pierwszy. Czasami się dzielą, a czasami jest ich tak wielu, że nie jestem w stanie oddychać. A to uczucie akurat mi się podoba. Uczucie, w którym powietrze ucieka z płuc. W tych chwilach chcę, aby całkowicie je opuściło i żeby wszystko zniknęło. Ale nigdy się to nie zdarza, ponieważ Arman by ich pozabijał, gdyby mnie wykończyli.

Drzwi zamykają się za moimi plecami i zostaję sama z jednym facetem. Po tym, w jaki sposób oddycha, poznaję, że jest sam. Jeden oddech, jeden facet. Jego wygląd nie ma najmniejszego znaczenia. Rzadko widuję ich twarze. Rzadko widzę coś innego poza zadrapaniami na ścianie i liczbami w mojej głowie. Siedem, siedem, siedem…

Rozpina rozporek, a potem słyszę odgłos rozrywanej folii. Arman każe im zakładać kondomy, kiedy mnie pieprzą. Nie mogą mnie bić. Żałuję, że nie mogą tego robić. Żałuję, że nie biją mnie na tyle mocno, abym mogła wpaść w ramiona ciemności. Lecz ten przywilej zarezerwowany jest wyłącznie dla Armana. A on nigdy nie pozwoli mi odejść.

Pozbawiony twarzy mężczyzna już jest we mnie. Wszystko jest jednowymiarowe. Tabletka dostała się do mojego krwiobiegu i już nic nie czuję. Jedynie go słyszę. Słyszę pochrząkiwania i przekleństwa.

Liczę zadrapania na ścianie, a w mojej głowie rozlega się pochodząca ze starej płyty piosenka Skeeter Davis Angel Of The Morning. W dodatku śpiewana głosem mojej matki, a ja śpiewam wraz z nią i widzę ich twarze. Trzy puste i pozbawione wyrazu twarze – mojego brata oraz sióstr. Leżą na podłodze w łazience.

Czuję wodę w płucach i uciekające z nich powietrze. Szarpię się i miotam, a moja matka kojąco śpiewa, trzymając mnie pod powierzchnią wody.

Trzepoczę powiekami, bo to, co widzę, jest jednocześnie ostre i zniekształcone. Siedem zadrapań i siedem dni. Anioły poranka. Dłoń matki na moim policzku.

Wykrztuszając z siebie wodę, z trudem łapię powietrze i widzę ją, jak leży w wannie z blond aureolą nad głową.

Wszyscy odeszli. Wszyscy oprócz mnie. Czworo aniołów, siedem dni.

Facet za mną chrząka i kończy. Padam na materac. Chwilę potem jego miejsce zajmuje kolejny mężczyzna.

Przed oczami majaczy mi obraz przybranego ojca. Ten facet pachnie tak jak on. Tytoniem oraz potem. W mojej głowie ponownie rozbrzmiewa ta sama piosenka i znowu zaczynam ją śpiewać, próbując odciąć się od wszystkiego. Potrzebuję kolejnej tabletki. Potrzebuję całego opakowania.

– Jakaś ty słodka.

Ten głos nie należy do tego człowieka, tylko do mojego ojca. Do tego pierwszego. On był pierwszy. I nie będzie ostatni.

Liczę zadrapania, tkwiąc w niewoli czasu. Nie znam już pojęcia czasu, bo jest zupełnie zniekształcony. Minuty, godziny, dni, miesiące, lata. Wszystko zlewa się w jedno. Nie wiem, jak długo tu jestem. I nie wiem, jak długo to jeszcze będzie trwało.

Jedno wiem na pewno, a mianowicie to, że spocona góra ludzkiego śmiecia za mną się zmienia. Kolejny facet próbuje być wobec mnie brutalniejszy, bo jego kutas po wypitej whisky nie chce z nim współpracować. A ja mu tego nie ułatwiam. Rzuca mnie na ścianę i niezadowolony wychodzi z pomieszczenia.

Kolejny, pieprząc mnie, mruczy mi do ucha. Jest łagodny, bierze mnie tak, jakby był moim kochankiem. Gdzieś w połowie zabawy wyciąga ku mnie rękę i zaczyna dotykać, starając się doprowadzić mnie do orgazmu. A to tylko sprawia, że mam ochotę zwymiotować. To bezcelowe, bo niczego nie czuję. Jedynie pustkę.

Wychodzi, zostawiając mnie leżącą w kałuży potu i nasienia. Zastanawiam się, gdzie jest kolejny facet. Zawsze przychodzi następny, a tego nie ma chyba przez całą wieczność. Chcę, żeby było już po wszystkim. Chcę, żeby Karolina dała mi kolejną tabletkę. Drzwi ponownie się otwierają, a ja czekam.

Jednak ten mężczyzna wcale do mnie nie podchodzi, a jedynie obserwuje. Czuję na sobie jego wzrok. Nie wiem, dlaczego tak się gapi. Dlaczego on to przedłuża? Czuję mrowienie rozchodzące się wzdłuż kręgosłupa, a czas zatrzymuje się na długą, wypełnioną ciszą chwilę. Nagle czuję nieznaną dotąd potrzebę, aby się okryć. Żeby w jego obecności zakryć ciało. Nie podoba mi się to, że tak patrzy. Nie podoba mi się, gdy ktokolwiek na mnie patrzy. Nie w ten sposób.

W końcu się rusza. Bicie mojego serca się uspokaja, kiedy słyszę odgłos zbliżających się kroków. Sądzę, że właśnie teraz mnie zerżnie. A potem, tak jak pozostali, pójdzie sobie.

Mimo to on tego nie robi. Staje tuż nade mną. Pierwszą rzeczą, jaka mnie uderza, jest jego zapach. To jedyna rzecz, którą zauważam u facetów bez konieczności patrzenia na nich. Ładnie pachnie. Czuję kwaskowaty zapach dębu i lekko pikantny aromat goździków. Jest zbyt schludny, żeby przebywać w tak paskudnym miejscu. Wiem to.

Kątem oka zerkam na jego buty. To czarne, skórzane oksfordy2. Są wypolerowane i zadbane. Spod drogich, szarych, diagonalnych3 spodni wystają starannie zawiązane sznurówki.

Jestem zaintrygowana, a mimo to nie potrafię zmusić swoich oczu, aby na niego spojrzeć. Nie patrzę, aż ten rozkazuje, abym to zrobiła. I nie chodzi tu o sam rozkaz, lecz o głęboki głos z akcentem, który rozpoznaję. To lekko melodyjny głos wymawiający twarde spółgłoski. To głos pełen sprzeczności.

Jestem pewna, że to ten głos słyszałam dwie noce temu. Arman jadł kolację, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. A Arman nigdy nikogo nie przyjmuje w trakcie posiłku. Jednak tej nocy zrobił wyjątek, gdy przyszedł do niego jeden z jego ludzi. Ktokolwiek go odwiedził tego wieczoru, to musiał być ktoś ważny. Człowiek mający nad Armanem władzę zaintrygował mnie. W tym zamku to Arman jest królem i nigdy nie widziałam, żeby komukolwiek się kłaniał.

A tamtego wieczoru właśnie to zrobił. Siedziałam na podłodze i widziałam, jak łaskawie pozwolił, żeby mu przerwano, a także zaproponował nieznajomemu, aby z nim zjadł. Tajemniczy mężczyzna odmówił i zdecydował, że przez te kilka chwil będzie stać. Chciałam wtedy na niego spojrzeć. Lecz gdybym to zrobiła, to złamałabym własne zasady. W ogóle na niego nie patrzyłam, zamiast tego skupiłam wzrok na jego butach, na czarnych oksfordach, i wsłuchiwałam się w jego głos. Był głęboki i melodyjny. Bez wątpienia mówił po rosyjsku, a w jego słowach dało się wyczuć ostrzeżenie. I Armanowi się to nie spodobało. Nieznajomy wyszedł, a ja wymazałam to wydarzenie z pamięci.

Lecz teraz moja stanowczość mnie zawiodła. Mój wzrok wędruje wyżej, wyżej i wyżej. Ten mężczyzna jest wysoki, a nawet wyższy niż większość facetów. Jest o wiele większy od Armana i to mnie cieszy.

Zastanawiam się, czy zdołałby go zabić. Zastanawiam się, czy pozwoliłby mi na to patrzeć.

Góruje nade mną, a jego cień pada na moje drobne ciało leżące na materacu. Ma szerokie bary i wygląda na silnego. To typ, którego obecności nie można zignorować. Jest dobrze zbudowany i umięśniony. Myślę, że to pięściarz, a przynajmniej tak mi się wydaje. Większość znajomych Armana to stare, grube, śmierdzące cygarami i wódką dziady. On z kolei jest schludnie ubrany i wygląda na inteligentnego.

Ma na sobie czarną, zamszową marynarkę i szary kaszkiet, który rzuca cień na jego twarz. Nie widzę go, lecz on widzi mnie. Przytłacza mnie ciężar badawczego spojrzenia. Czuję, że moje tętno przyśpiesza, nie wiem dlaczego, ale jestem niespokojna i chcę, aby wyszedł. Lecz tego nie robi, bo przyszedł tu, aby mnie zerżnąć. Tylko to przeciąga. To trwa zbyt długo. Moja dysocjacyjna twierdza zaczyna walić się na głowę i zalewa mnie pewne uczucie. To, którego nie czułam od czasu zdrady Dmitrija, czyli gniew. Wije się wewnątrz mnie, ograbia ze spokoju i sprawia, że łapię oddech.

Unoszę podbródek, próbując spojrzeć mu w oczy. Nie znam go, jednak chcę, żeby odszedł. Mam swoje zasady. Z nikim nie rozmawiam, bo boję się tego, co się może wydarzyć, jeśli to zrobię. Prawda jest taka, że jak zacznę, to nie będę mogła się opanować. Wnętrze mojej głowy jest jedynym sanktuarium, jakie mam, a on je niszczy. Odwracam się i skupiam wzrok na zadrapaniach na ścianie, jednak nie chcę, żeby je zobaczył. Nie chcę, żeby widział, że odliczam dni. Bo to osobista sprawa. To moja sprawa.

– Skończmy z tym, dobra? – Wypowiedziane szorstkim tonem słowa są szokiem dla moich uszu.

Mówię ochrypłym, obcym głosem, który zdaje się należeć do kogoś innego, do kogoś obłąkanego. Brzmię jak zwierzę, którym w rzeczywistości się stałam.

Intruz wciąż się nie odzywa. Przez minutę słyszę wyłącznie ciszę. Wiem, że minęła minuta, bo liczę każdą sekundę. A potem od ścian odbija się echem jego głęboki głos:

– Spójrz na mnie, gdy do mnie mówisz – żąda.

Powoli odwracam głowę w jego stronę i widzę, że klęczy obok mnie. Oddycha moim powietrzem, narusza moją przestrzeń. Cień przysłaniający jego twarz już zniknął. Ma surowe rysy twarzy i poważną minę. Niebieskie oczy, które bez wątpienia zawdzięcza słowiańskim genom, są zimne niczym lód, a ich intensywny kolor mnie zaskakuje.

Od miesięcy w mojej głowie i sercu nie gościł strach, jednak obecność tego mężczyzny ponownie budzi go do życia. Coraz bardziej wyrywa mnie z psychodelicznego stanu, w który wpadłam. Jestem skłonna zaryzykować. Żaden mężczyzna nie był na tyle bezczelny, żeby zbliżyć się do mnie i stanąć ze mną twarzą w twarz, a nawet spojrzeć mi w oczy. Dla nich jestem ledwie ciałem z trzema dziurami do pieprzenia, a oni jedynie wybierają, którą z nich odwiedzić. Serwują mi kilka minut nieprzyjemności, po czym jest po wszystkim. Lecz w przypadku tego mężczyzny jest zupełnie inaczej. Nie wiem, czego on ode mnie chce. Jednak nie mam również ochoty się o tym przekonywać.

To, w jaki sposób się na mnie gapi, wzbudza we mnie zupełnie inny rodzaj niepokoju. On nie tylko patrzy, on widzi. Widzi wszystkie moje mroczne sekrety. Widzi tę część mnie, której nikt nigdy nie dostrzega. Ale on to widzi. Moja zbroja nic dla niego nie znaczy. Różni się od Armana. Ten mężczyzna przeraża mnie bardziej niż Arman. Jest zbyt schludny i atrakcyjny. Jest za spokojny. Na jego twarzy nie malują się żadne emocje, nikt nic z niej nie wyczyta. A jego dłonie są ogromne, w dodatku całe wytatuowane.

Wyobrażam sobie, jak zaciska dłoń na moim gardle, miażdżąc moją tchawicę. Spokojnie zdołałby to zrobić jedną ręką.

– Nie martw się. – W zaskakująco delikatny sposób odgarnia skołtunione włosy z mojej twarzy. – Nie mam zamiaru uprawiać z tobą seksu.

Jego oczy wypełnia smutek i coś jeszcze. Jest w nich błysk poczucia winy. Nieczęsto te emocje towarzyszą facetom, którzy mnie odwiedzają. To sprawia, że w mojej głowie rozbrzmiewa alarm. Nie wiem, skąd to poczucie winy, skoro nie zamierza mnie pieprzyć.

Dezorientację muszę mieć wypisaną na twarzy, lecz on nie wyjaśnia mi nic więcej. Zamiast wyjaśnień pokazuje mi opakowanie, które trzyma w ręce. To środki przeciwbólowe. Wyciska je z blistra i gestem ręki nakazuje, żebym otworzyła usta.

Na ułamek sekundy kieruję wzrok w lewo, w stronę mojego schowka. Tam, gdzie po wyjściu nieznajomego mam zamiar schować obie tabletki, które mi dał. Dzięki temu zrealizuję swój cel nie w osiem, lecz w siedem dni. Jednak uważnie mi się przygląda. Zbyt uważnie.

Kiedy wstaje i przechodzi na drugą stronę materaca, moje płuca przestają funkcjonować. Przewracam się na bok, przyciskając go ciężarem własnego ciała. Zupełnie jakby to mogło powstrzymać nieznajomego. Ten człowiek jest jak czołg. Gdyby chciał, mógłby tylko jedną ręką rzucić mną o ścianę. Nie mogę pozwolić mu wygrać. Tej walki nie wygra. To jedyna walka, jaką muszę jeszcze stoczyć. Wyciąga rękę, w którą wbijam paznokcie, lecz nieznajomy jest zbyt silny, a ja jestem zbyt słaba. W tej chwili jestem zaledwie widzem, bo w przerażająco zwolnionym tempie zostaję obdarta ze spokoju.

Bez problemu odnajduje tabletki. Niektóre z nich są zaledwie połówkami, inne są całe, a niektóre są zupełnie pokruszone. Odkładałam je przez sześćdziesiąt dni. Wszystko skrupulatnie zaplanowałam. A on w zaledwie pięć sekund odkrył mój sekret i wszystko zniszczył.

– Proszę. – Znowu słyszę swój ochrypły głos. – Zostaw je.

Patrzy mi w oczy, które w tej chwili są jeszcze zimniejsze niż wcześniej. Zupełnie jakby zamarzła w nich niepokojąco silna nienawiść.

Szczypie mnie w policzek i rozchyla usta. Słowa, które chciał wypowiedzieć, nie wybrzmiewają. Zamiast tego bierze głęboki wdech, a potem kolejny. Uspokaja się. Marszczy brwi, patrząc mi prosto w oczy. Jestem kurwą, niewolnicą, podczłowiekiem. Produktem, którego Arman będzie używać do momentu, w którym się mną nie znudzi. Jeśli umrę, to tego mężczyzny nie powinno to w ogóle obchodzić.

Szybkim ruchem ręki kładzie tabletki na moim języku, po czym z kieszeni marynarki wyjmuje piersiówkę. Przystawia ją do moich ust i czuję wlewający się do nich mocny alkohol o bogatym bukiecie. Jestem wdzięczna, że to coś, czego Arman nie pije. Nieznajomy nie odpuszcza, zmusza mnie, bym wypiła całą zawartość piersiówki. Wiem, dlaczego to robi. Wiem, co będzie potem, lecz nie chcę tego zaakceptować.

Kiedy piersiówka jest pusta, zabiera ją, po czym wbija palce w moje policzki, zmuszając mnie do otworzenia ust. Zagląda do środka i bez dozy finezji łapie mnie za język, po czym zagląda pod niego.

Tabletek pod nim nie ma. Zadbał o to, wlewając we mnie alkohol. Nieznajomy pomaga mi usiąść na materacu, a ja mam tylko nadzieję, że ta mieszanka sprawi, że osunę się w ramiona nicości. Mężczyzna przesuwa palcami po moim policzku. Znowu zachowuje się łagodnie.

Jednak gdy pochyla się i zgarnia zawartość skrytki, z mojego gardła wydobywa się ohydny dźwięk. Moja własność, jedyna rzecz, jaką miałam, ląduje w jego kieszeni. Ledwo tlący się żar nadziei, jaką miałam, zgasł w sekundę przez mój jeden nierozważny błąd. Błąd, który wykorzystał ten okrutny, zbyt okrutny, by wyrazić to słowami, mężczyzna.

Drzwi do pomieszczenia ponownie się otwierają, lecz nieznajomy zdaje się tego nie zauważać. Wstaje i prostuje plecy, widząc, że patrzę w tamtą stronę. W progu stoi kolejny mężczyzna. Ten człowiek przypomina mojego nieznajomego, z tym że ten jest od niego starszy. Ubrany jest podobnie do niego, a pod ubraniami kryje pokryte licznymi tatuażami ciało. To jeden z tych facetów, na którego wystarczy tylko spojrzeć, aby przejść na drugą stronę ulicy tylko po to, żeby go uniknąć. Gdy zerka na mnie, w jego oczach nie kryją się żadne emocje. Wygląda na to, że obaj mnie oceniają, a stojący w progu mężczyzna mówi coś po rosyjsku do tego stojącego przede mną.

Ten, który ograbił mnie z nadziei, odpowiada, sprawiając, że drugi zaczyna się śmiać. Starszy klepie go w plecy i kiwa głową, a na jego twarzy pojawia się poważniejsza mina. Wygląda to tak, jakby próbowali dojść do jakiegoś porozumienia.

Starszy mężczyzna robi krok naprzód i łapie za mój podbródek, zmuszając mnie, bym na niego spojrzała. Sprawdza mnie. Mniej więcej tak, jak robił to Arman, gdy mnie kupił.

– Myślę, Aleksieju, że masz rację. Dzięki niej twój gambit będzie idealny. W Armana trzeba uderzyć tam, gdzie go najbardziej zaboli. Prawda, gołąbeczku?

Odruchowo kiwam brodą. Pokusa zadania Armanowi jakiegokolwiek bólu sprawia, że kiwam głową. Nie jestem niczym innym jak psem, który dorwał kość. Jestem wytworem mojego otoczenia. Chcę zranić Armana, nawet jeśli musiałabym to zrobić własnym kosztem. A ten mężczyzna prawdopodobnie właśnie to miał na myśli.

Uśmiechając się z zadowolenia, mężczyzna rozluźnia uścisk i przed wyjściem z pomieszczenia mówi coś jeszcze do swojego młodszego towarzysza. A potem ten o niebieskich oczach przez krótką chwilę znowu mi się przygląda. Raz jeszcze odgarnia włosy z mojej twarzy.

– Idź spać, solnyshko4. – Czuję na uchu jego ciepły, pachnący dębem i wanilią oddech.

Zanim do mnie dociera, co miał na myśli, jego już nie ma.

Jak to zwykle bywa podczas tego typu imprez, czas wlecze się leniwie przez resztę wieczoru. Czekam, aż dostanę swoją tabletkę. To jedyna rzecz, jaka oddziela dzień od nocy. W końcu ktoś otwiera drzwi i do pomieszczenia zostają zapędzone pozostałe niewolnice. Mężczyźni zostali zaspokojeni, więc teraz nadszedł czas, by zamknąć nas w piwnicy i zająć się interesami.

Dzisiejszego wieczoru są tu jeszcze trzy inne dziewczyny. Wchodzą do pokoju jak jakieś żywe trupy. Są odurzone i osuwają się po ścianie na cementową posadzkę. Mogłabym im teraz powiedzieć, co mają zrobić, a one zrobiłyby to bez sprzeciwu. Jedyną rzeczą, jaka ma dla nich znaczenie, jest uzależnienie. Kolejna działka. Robią, co im się każe, i dostają wtedy to, czego pragną.

Nie ufam im, mimo że jedziemy na tym samym wózku. Nie mogę im ufać, bo ostatnim razem, kiedy próbowałam nawiązać więź z inną niewolnicą, ona powiedziała o wszystkim Armanowi. Za tę jakże krótką przyjaźń nagrodzono mnie złamaną ręką i zwichniętą szczęką. To miało stanowić przypomnienie o tym, co się stanie, gdy ktoś zdradzi Armana.

Wpatruję się w twarze pozostałych dziewczyn. Wszystkie są młode, tak jak ja. Kiedyś pewnie były szczupłe i atrakcyjne. Teraz mają zapadnięte oczy, a ich skóra przybrała ziemistą barwę. Ich usta są spękane i wyschnięte, a włosy strasznie łamliwe. Zastanawiam się, czy one postrzegają mnie w ten sam sposób. Zastanawiam się, jak sama w ogóle wyglądam, bo zupełnie tego nie pamiętam.

Postanawiam, że chcę, aby zniknęły, bo nie jesteśmy do siebie podobne. Powtarzam to sobie, gdy mi się przyglądają. Chcę po prostu zostać sama w miejscu, w którym nie będę musiała się martwić o to, co mówię i komu mogę zaufać. Chcę wrócić do liczenia zadrapań na ścianie, jednak chwilę potem przypominam sobie o smutnej prawdzie. W tej chwili mam zbyt duży mętlik w głowie, aby ją zaakceptować. I żeby zaakceptować to, że z taką łatwością odebrano mi nadzieję na wydostanie się z tego piekła. Za siedem dni miało mnie tu nie być, a teraz być może nigdy się stąd nie wydostanę. Chyba że znajdę inny sposób. Łańcuchy zapięte na moich kostkach nie są na tyle długie, abym mogła owinąć je sobie wokół szyi. Wiem to, bo już próbowałam to zrobić. W tym pokoju próbowałam już wszystkiego. Wszystko zbadałam. A gdy każda próba kończyła się fiaskiem, spróbowałam wykorzystać jedyną siłę, jaką miałam do dyspozycji. Prowokowałam Armana, a nawet i Karolinę, aby któreś z nich wpadło w szał i uwolniło mnie, używając przemocy. Ale to też nie zadziałało. Brałam pod uwagę każdą opcję, aby móc odejść z tego świata, i jedynie tabletki zdawały się sensownym rozwiązaniem. Były moją jedyną opcją, a teraz ich nie ma.

Otępienie znowu rozchodzi się po moim ciele. Sanktuarium, które stworzyłam, aby się ochronić, zostało poważnie uszkodzone przez niebieskookiego nieznajomego. Nienawidzę go. Nienawidzę go tak bardzo, że po moim policzku przetacza się pojedyncza łza. Aby przeżyć, potrzebuję otępienia. A on mi je odebrał. Teraz zostało mi już niewiele rzeczy. Ten pokój, moje myśli i dziewczyny. Gapią się na mnie, jakby właśnie tu było moje miejsce. Jakbyśmy były takie same.

– Co on ci zrobił?

Ciszę zakłóca głos chudej brunetki mówiącej z wyraźnym akcentem. Po chwili orientuję się, że to do mnie było skierowane jej pytanie. Widziałam ją już wcześniej, lecz nigdy wcześniej się do mnie nie odzywała. Więc dlaczego robi to tym razem? Nie chcę z nią rozmawiać. Nie chcę z nikim rozmawiać.

Najwyraźniej błędnie bierze moje milczenie za zakłopotanie.

– Ten czwarty mężczyzna, Pan Nikolaev – naciska. – Pieprzył cię?

Pochylają się bliżej, oczekując na odpowiedź. Nadal im nie odpowiadam.

ROZDZIAŁ TRZECI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZWARTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ SZÓSTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ SIÓDMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DZIESIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ JEDENASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘTNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ SZESNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ OSIEMNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DZIEWIĘTNASTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIERWSZY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DRUGI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY TRZECI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY CZWARTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY DZIEWIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIERWSZY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DRUGI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY TRZECI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY CZWARTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY PIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SZÓSTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY SIÓDMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY ÓSMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ TRZYDZIESTY DZIEWIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIERWSZY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DRUGI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY TRZECI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY CZWARTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY ÓSMY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY DZIEWIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIERWSZY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY TRZECI

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY CZWARTY

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

EPILOG

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

PLAYLISTA

Pozostałe rozdziały dostępne w pełnej wersji e-booka.

 1 Wory w zakonie – dosłownie: złodzieje w prawie. Określenie profesjonalnych przestępców, którzy po dopełnieniu stosownych rytuałów zostali uznani przez środowisko przestępcze za osoby przestrzegające zasad niepisanego „kodeksu przestępczego” i będące autorytetem dla innych przestępców (przyp. tłum.).

 2 Oksfordy – rodzaj eleganckich półbutów męskich (przyp. tłum.).

 3 Diagonal – rodzaj gęstego splotu w jodełkę, który czyni materiał bardziej wytrzymałym (przyp. tłum.).

 4Solnyshko – (z ros.) słoneczko (przyp. tłum.).