Dziedziczka - Alexandra B. Swan - ebook

Dziedziczka ebook

Alexandra B.Swan

5,0

Opis

Mrok przywdziewa nowe barwy…

Po krwawej bitwie w pałacu Alineora ucieka z dwójką przyjaciół, mając przy sobie jedynie zrabowane z biblioteki dokumenty i skrzynię ze sztyletami – ostatni dar od umierającego ojca. Nie wie, że prawdziwa walka jeszcze nawet się nie rozpoczęła… ani że książę Lucas, z rozkazu swego ojca, podąża jej tropem.

Wraz z Dexem i Thomasem Alineora postanawia udać się na zachód. W trakcie wędrówki przez spalone słońcem pustkowia i duszne korytarze podziemnych bunkrów na jaw wychodzą sekrety, które grzebią wszystko, w co do tej pory wierzyła.
W świecie pełnym intryg, gdzie złoty kolor niegdyś oznaczał wszystko, a dziś spływa krwią, Alineora będzie musiała zmierzyć się ze swoim dziedzictwem.

I stanąć do walki, w której może zyskać – lub stracić – wszystko.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (4 oceny)
4
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
martinibar
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

Jak można tak zakończyć książkę?! Nie wytrzymam, chcę wiedzieć co dalej. Pełna zwrotów akcji, niby tajemnice odkryte, ale pojawiają się kolejne. Nie można się oderwać. Gorąco polecam!!! Super, że wprowadzono mapę.
00
monika_i_ksiazki78

Nie oderwiesz się od lektury

Współpraca barterowa z autorką @alexandra_b.swan Wydawnictwo Novae Res "Strach bronił mnie przed staniem się częścią zasłużonego dziedzictwa. Przed byciem tym, kim się urodziłam, nie zważając, kto mnie wychował." Wschód zaatakował Królestwo Północy. Niestety nie obyło się bez licznych ofiar. Alineora wraz z Dexem i Thomasem uciekają z zamku. W pościg za nimi, na rozkaz króla, udaje się książe Lucas. Autorka po raz kolejny wciągnęła mnie w stworzony przez siebie świat, gdzie kolory mają ogromne znaczenie, a biel jest tępiona. Ten kolor wiąże się z przelewem krwi. Niewątpliwym atutem jest mapka umieszczona w książce. Pozwala nam ona rozeznać się w położeniu poszczególnych krain. Otrzymujemy odpowiedzi na niektóre nurtujące nas pytania, choć generalnie ten tom skupia się bardziej na Alineorze, drodze jaką przebyła i jej przemianie. Niektórych rzeczy możemy się domyśleć, choć zaskoczenie również na nas czeka. Mam wrażenie, że wszyscy dookoła wiedzą więcej o Ali, niż ona sama. Bardzo ...
00
monika910302

Nie oderwiesz się od lektury

„Dziedziczka” Alexandry B. Swan to pełna napięcia, emocji i sekretów kontynuacja „Pretendentki”, w której Alineora dojrzewa, a relacje między bohaterami nabierają głębi. Autorka rozwija świat, tempo i dramatyzm historii, pozostawiając czytelnika z niecierpliwością wobec kolejnego tomu.
00
Aspera1990

Nie oderwiesz się od lektury

🔥 RECENZJA 🔥 Dziedziczka. Tom II @alexandra_b.swan @wydawnictwo_novaeres #wspolpracabarterowa #współpracabarterowa *** Pierwszy tom tej serii miałam przyjemność czytać w booktourze. Zaciekawiona historią Ali, wciągnięta w fabułę, musiałam się zgłosić do naboru recenzeckiego. I jak widać - udało się! Dziedziczka to drugi tom serii. Pierwszy - Pretendentka już jakiś czas jest na rynku. Serdecznie polecam by sięgnąć po I tom! A co do II tomu... Nasi bohaterowie przeżywają kolejne trudności. Nic nie jest takim jakie się wydaje. Na światło dzienne wychodzi wiele tajemnic, które zmieniają losy, życie... Kto jest przyjacielem? Kto wrogiem? Komu można ufać? Czy można ufać samemu sobie? Jak bardzo przerażająca może być przyszłość i odpowiedzialność z nią związana. Historia wciąga. Są momenty, które zaskakują, wzruszają. Ja nadal nie jestem przekonana do szczerości niektórych bohaterów. No po prostu coś mi śmierdzi! A zakończenie... Jej! Potrzebuję kolejnego tomu na wczoraj! W t...
00



Alexandra B.Swan

Dziedziczka

1

Wschód

To wszystko wydaje się fikcją, czymś niemożliwym do zrozumienia. To jakby wyrwać kogoś ze snu i kazać mu biegać. Jeszcze parę minut temu życie było tak spokojne i względnie normalne. Ten sam schemat dnia, te same obowiązki i zajęcia, do tego nieodpuszczające zimno i wilgoć, którą przesiąkłem od stóp po samą głowę. Stwierdzenie „cisza przed burzą” idealnie opisuje sytuację, w której się znaleźliśmy.

Człowiek uczy się od najmłodszych lat, aby pewnego dnia wykorzystać posiadaną wiedzę. Okazuje się, że to życie jest największym egzaminatorem wpajanej nam nauki. Mnóstwo nieprzespanych nocy i tak wiele dni, w których miałem tylko jedno zadanie. Nie pozwolić im zginąć. Mówią, że adrenalina potrafi przygotować człowieka do stawienia czoła niebezpieczeństwu, ale w tym przypadku nie byłem na to gotowy. W głowie narastają pomysły, których nigdy nie chciałem zrealizować. Patrząc na pobojowisko, nie od razu udaje mi się rozpoznać, komu trzeba pomóc, a dla kogo jest już za późno. Wiem, że ich oczy są skierowane na mnie i czekają na moje rozkazy, ale nie wiedzą, że ja przeżywam to samo co oni, a raczej nie mogę pozwolić im dać tego do zrozumienia. Szukają u mnie wparcia, siły i przywództwa. To na mnie teraz spoczywa całe brzemię tej misji i to ja muszę podnieść ich morale, a nie oni moje.

Podchodzę bliżej ledwo trzymającego się na nogach powstańca, aby wesprzeć jego ciało słabnące od przeszywającej na wylot rany. Krew plami mój mundur.

– Generale… proszę – ochrypłym głosem odmawia pomocy i pada na kolana.

– Nie, nie pozwolę ci tu umrzeć. To nie jest jeszcze twój czas. Wstawaj, no dalej. Wstawaj! – krzyczę, ale na próżno. Widzę jego szeroko otwarte oczy, spojrzenie wyrażające wdzięczność.

To znowu się dzieje, panika przeszywa moje ciało. Czuję się jak wtedy, gdy uciekaliśmy do lasu. Krzyk, płacz i ten okropny metaliczny zapach krwi unoszący się w powietrzu obezwładniają mnie. Myśli i wspomnienia nachodzą na siebie równocześnie. Z jednych chcę się uwolnić, a niektórym nie pozwolić dostać się do mojej głowy. Drżącymi rękoma wyciągam białą blaszkę z marynarki powstańca, aby później dołożyć ją do stosika blaszek innych poległych. Odwracam się do niemalże zniszczonej tamy. Miejsce, które kiedyś mogli nazywać domem, zniknęło w zaledwie kilka sekund.

Podnoszę się z kolan, otrzepując pył z włosów. Smuga sadzy oblepia wszystko, co spotka na swojej drodze, przez to widoczność jest ograniczona. Sięgam do kieszeni, aby wypuścić flarę namierzającą pozostałych ocalałych. Nie jestem w stanie ocenić, ile osób przetrwało ten makabryczny atak, ale żywię nadzieję, że będzie nas więcej niż obecna garstka ludzi.

– Nie możemy dłużej czekać – przyzywa mnie tajemniczy głos.

Mrużę oczy, by rozpoznać twarz.

– Anna… czy to ty? – Obym się nie mylił.

– Tak, generale – odpowiada błyskawicznie kobieta.

Nie wiem, dlaczego to zrobiłem, ale gdy tylko podeszła bliżej, objąłem jej obolałe ramiona. Nie planowałem tego. Chyba to, co się tu dzieje, tak na mnie wpływa. Odsuwam się od lekko speszonej Anny, aby wziąć się w ryzy.

– Jakie masz wieści i jak się tu znaleźliście?

Zachowuj się, jak należy, Stone – kilkukrotnie powtarzam sobie to w głowie. Zachowuj się, zachowuj.

– Mieliśmy przepełniony magazyn w bloku A, więc razem z chłopakami przetransportowaliśmy nadmiar prowiantu do magazynu w starym bunkrze na południu od tamy. Gdy poczuliśmy, że trzęsie się ziemia, wybiegliśmy na zewnątrz, żeby zobaczyć, co się stało. Nie zdawaliśmy sobie sprawy, czego właśnie staliśmy się świadkami, dopóki nie zaczęto do nas strzelać. Uciekliśmy do lasu, aby na jakiś czas się przyczaić. Widząc lecące bomby w kierunku tamy… – Głos Anny załamuje się z każdym kolejnym słowem. – Musieliśmy sprawdzić, czy komuś udało się przeżyć.

– Rozumiem. Nie musisz dalej tłumaczyć, bo teraz wszyscy jesteśmy w tym samym miejscu.

Nie chcę, aby i ona opadła z sił. Mam wystarczająco dużo ludzi, którzy nie wiedzą, co ze sobą zrobić – pomyślał Stone.

– Ilu was jest?

– Coś około dwudziestu, ale w naszej grupie nie ma osoby, która by nie ucierpiała. Nie wiem, czy wszyscy będą w stanie iść dalej. – Anna odwraca się w stronę swoich kolegów.

– Nawet nie przeszło mi przez myśl, aby kogokolwiek zostawić. Każda minuta spędzona w tym miejscu i nas przybliża do śmierci.

– Jakie mamy rozkazy, generale Stone?

– Zebrać jak największą liczbę ocalałych i uciekać. Osoby lżej ranne muszą pomóc tym, którzy nie są w stanie utrzymać się na własnych nogach.

– Oczywiście! – Anna odchodzi i zaczyna zwoływać ludzi do ucieczki.

Przez większość czasu mojej służby zajmowałem się wszystkim tylko w teorii. Taktyka wojenna, plany, rysowanie wszelkiego rodzaju map. To nic innego, jak kreślenie palcem po zakurzonych od piasku papierach. Dziś zderzyłem się z okrutną prawdą.

Poszukując ocalałych, natrafiam na małą drewnianą szkatułkę ze złotym okuciem. Jestem trochę zdezorientowany, gdyż nie spotkałem nigdy tego metalu w dzielnicy brązu. Podnoszę znalezisko, otwieram i moim oczom ukazuje się fotografia, a na niej ludzie, których nie rozpoznaję. Po ubiorze widać, że pochodzą z rodziny szlacheckiej. Ta szkatułka nie jest stąd, musiała zostać tu zakopana bardzo dawno temu. Wybuch tamy osuszył ziemię, wypluwając na zewnątrz pozostałości po wojnie.

Fotografia jest czarno-biała, ale jestem pewien, że uwiecznione na niej osoby muszą pochodzić z zachodu. Obejmują się i uśmiechają, kobieta na środku trzyma małe dziecko. Nie wiem, czy to chłopiec, czy dziewczynka. Trudno rozpoznać, dziecko jest naprawdę bardzo malutkie. Wydają się tacy szczęśliwi i spokojni. Papier jest w zadziwiająco dobrym stanie. Nie wiem dlaczego, ale czuję, że powinienem zabrać je ze sobą.

Składając zdjęcie, zauważam napis na odwrocie. Jest częściowo zamazany, ale udaje mi się przeczytać początek i ostatnie cząstkowe słowo.

Mojemu ukochanemu, abyś zawsze miał Nas przy sobie… Tylmar… t…

Wkładam je do wewnętrznej kieszeni kamizelki munduru. Muszę się dowiedzieć, do kogo należy to zdjęcie, i chyba wiem, kto mógłby mi w tym pomóc. Mam tylko wielką nadzieję, że udało mu się przeżyć, bo to nie ja musiałem dostać się do pałacu i uwolnić Ali. Trzymaj się, kolego, obyśmy się niedługo zobaczyli.

Wracam do grupy ocalałych i patrzę na ich pełne bólu, przygnębione twarze. Wymieniam się z Anną porozumiewawczym wzrokiem i dajemy znać, że ruszamy. Nie możemy dłużej zwlekać, każda minuta jest cenna. Zwracam się do jednego z powstańców z prośbą, aby wrócił do centrum dzielnicy i ostrzegł pozostałych, dokąd ruszyliśmy. Najrozsądniejszą drogą było przejście na wschód od tamy. Stamtąd ruszymy w stronę mojego domu, bo nie widzę innego wyjścia. Główna baza powstańców z Północy została zniszczona, a musimy zregenerować siły i przygotować się do walki. Czeka nas żmudna i dość niebezpieczna droga.

– Generale, to już ostatni. – Anna melduje, że jesteśmy gotowi do drogi.

– A więc ruszamy. Nie mamy na co czekać.

Wychodzę na przód, aby prowadzić grupę ocalałych powstańców. Wracam do bycia generałem, na jakiego zasługują, który nie boi się stawić odpowiedzialności za wszystko, co ich spotkało i może jeszcze spotkać. Przekraczając most, odwracam głowę, by spojrzeć na miasto. Unoszący się nad dachami i płonącym pałacem dym zasłania widok, nie pozwalając nikomu z zewnątrz patrzeć na cierpienie ludzi, którzy zostali uwięzieni w środku. Tak, jakby chciał zamknąć wszystkie problemy tego świata w jednym miejscu. Z daleka wygląda to na mały obłoczek, ale będąc tam, czułem się jak podczas burzy piaskowej.

Zasuwam suwak kurtki pod samą szyję, bo nadchodząca noc zwiastuje spadek temperatury. Nigdy nie przyzwyczaję się do północnej pogody, choćbym miał najcieplejsze ubranie. Wszechobecna wilgoć dostaje się pod każdy skrawek materiału, który wchłania ją jak gąbka. Nie możemy zapalić pochodni, przyciągnęlibyśmy tym uwagę gapiów, których mijamy w okolicznych wioskach. W lesie rozbijamy obóz, aby trochę odpocząć i zebrać siły na dalszą podróż. Musimy się przygotować, bo niedługo czeka nas najtrudniejsze wyzwanie. Przekroczenie granicy.

Anna podchodzi, podaje mi kawałek chleba i kubek ciepłej herbaty. Siadając obok, zakłada na głowę ocieplany kaptur.

– Dziękuję. Nawet nie wiesz, ile ta herbata dla mnie teraz znaczy. – Lekko się uśmiecham, popijając rozgrzewający płyn.

– Domyślam się, że generał nie jest przyzwyczajony do naszej pogody – mówi Anna, po czym chucha na zmarznięte palce u rąk.

– Ethan, mów mi Ethan.

Nastała głucha cisza. Widzę, jak kobieta lekko unosi wzrok. Ognisko rozpromienia jej bladą twarz. Mógłbym powiedzieć, że jej oczy oddają wszystkie kolory zieleni, jakie przyszło mi kiedykolwiek zobaczyć. Dostrzegam w kącikach jej ust małe drgnięcie. Sprawiłem, że zaczęła się uśmiechać. Również na mojej twarzy zagościł uśmiech.

– Anna, mów mi Anna.

– A więc Anna… – Opieram głowę o twardą korę drzewa i zamykam oczy. – Dobranoc, Anno.

– Dobranoc, Ethan.

2

Północ

Idąc holem pałacu, czuję, jak z podziurawionego dachu przelatują krople deszczu i gaszą wciąż tlące się drewno. Odruchowo przeczesuję mokre włosy, które przyklejają się do brudnego, osmolonego karku. Wszędzie czuć ten nieprzyjemny zapach duszącego popiołu. W komnacie zastaję głuchą ciszę, nie ma żadnych pytań, rozmów i szeptów. Całe królestwo pogrążyło się w żałobie. W drodze do pałacu widziałem, jak matki chowają swoich synów, żony żegnają mężów, a osierocone dzieci błądzą po ulicach, szukając odpowiedzi, gdzie ich rodzice i co się z nimi stanie. Ogień dopełnił czarę goryczy, trawiąc wszystko, co spotykał na swojej drodze. Nie miał litości, nikogo i nic nie oszczędził.

W mojej głowie narastają pytania bez odpowiedzi. Gdzie popełniliśmy błąd, w którym momencie tak łatwo daliśmy się zaskoczyć? Wydawałoby się, że zagrożenie nie jest realne, a jednak zdołali to zrobić. Nie mogę się pogodzić z tym, że ponieśliśmy klęskę. To nie jest wybaczalne. Nie dla mnie! Ciskam pięścią w ścianę, zrzucając portret, którego rama rozpada się na małe kawałeczki. Podchodzę do umywalki, aby ochłodzić twarz. Czułem, że musi być głęboka, ale nie sądziłem, że rozciąga się od samego czoła, przechodząc przez lewe oko, kończąc się na ramieniu. Rana jest zaczerwieniona, a sącząca się z niej krew zalewa powiekę. Przyglądając się swojemu odbiciu, zdaję sobie sprawę, że mógłbym stracić oko, zabrakło kilku centymetrów. Jestem pewien, że pozostanie blizna, która będzie zdobić moją twarz do końca życia. Jak na ironię ludzie uważają mnie za aroganckiego, pozbawionego uczuć, zimnego księcia, więc blizna idealnie będzie pasowała do złego charakteru. Nie powiem, może czasami dawałem im powody do takiego myślenia, ale… co złego właściwie robię?

Wychodzę na taras, aby zobaczyć, co się dzieje na zewnątrz pałacu. Dym powoli opada, deszcz studzi rozgrzaną ziemię. Z wysoka widok jest jeszcze gorszy. Wszystko wokół jest zniszczone i nic, co wcześniej uważałem za dom, nie przypomina go teraz.

– Synu! – Zapłakana matka wpada do mojej komnaty i bierze mnie w swoje ramiona. – Tak się o ciebie bałam!

– Nic mi nie jest, ale to… – Mój wzrok skupiony jest na widoku za jej plecami.

– Wiem, Lucas, to okropne.

– Gdzie jest ojciec?

– Z generałami, ale ostrzegam cię, jest bardzo zły, cały swój gniew wyładowuje na żołnierzach.

– Potrafi być jeszcze bardziej nieznośny? – Wyswobadzam się z matczynego uścisku.

– Co ci się stało, dziecko? Jak do tego doszło? – Dotyka dłonią mojej twarzy, śledząc palcem kształt blizny.

– Wróg atakuje, a obrońca broni. Nic strasznego.

– Nie mów tak. Przeglądałeś się w lustrze?

– I to bardzo dokładnie. Będzie pasowała do tego, kim jestem.

– Mówisz bzdury, Lucas, a ja nie zamierzam ich słuchać. – Matka siada na marmurowym parapecie tarasu. – Widziałeś swojego kuzyna? Nie mogę go nigdzie znaleźć, a nie jest on typem wojownika.

– Ja nie mam już kuzyna – wypowiadam to najchłodniej, jak tylko potrafię.

– Nie żyje? – pyta panicznym głosem.

– Żyje.

– To dlaczego tak mówisz?

– Widziałem, jak odjeżdżał. – Próbuję wymazać ten widok z pamięci, ale nie mogę… dla niej.

– Odjeżdżał? Dokąd? – Matka prostuje plecy, a jej twarz blednie. – Przestań mówić półsłówkami, tylko powiedz mi, co widziałeś.

– Twój ulubieniec wybrał inną drogę. Dołączył do Harpii. Mam nadzieję, że teraz wyraziłem się jasno, matko.

– Pozwoliłeś mu na to?! – krzyczy na mnie, jakbym to ja miał za niego decydować.

Bez większego namysłu unoszę ramiona.

– A co miałem zrobić?!

– A może chroniłeś kogoś, kto był z nim? – Staje naprzeciw mnie i patrzy, analizując moją mimikę.

– NIE. – W byciu oschłym nie ma ze mną szans.

– Jak mam to powiedzieć ojcu? Przecież on go…

W ostatniej chwili łapię ją za ramię i nie pozwalam upaść. Wiem, co chciała powiedzieć. Nie ma litości dla zdrajców i nieważne, z jakiej rodziny pochodzi człowiek, który dopuści się zdrady. Czeka go ta sama kara co wszystkich. Śmierć.

– Nic nie powiesz, a ja niczego nie widziałem.

– Lucas. – Patrzy na mnie błagalnym wzrokiem.

– Więc postanowione, a jeśli się dowie, to nie od nas.

Podprowadzam matkę do łóżka i pomagam jej się położyć. Musi trochę odpocząć po tym wszystkim, co się wydarzyło w ostatnim czasie. Wychodzę, zostawiając ją samą, aby zasnęła.

Muszę zmierzyć się z tym, co nieuniknione.

Z pewnością znajdę ojca w sali tronowej, bo gdzie indziej mógłby być. Planuję w głowie, co powiedzieć, ustalam szczegóły i analizuję fakty. Wytrąca mnie z zamyślenia ta słodka woń, którą doskonale pamiętam. Mógłbym przysiąc, że czuję, jakby tu teraz stała obok mnie. Zapach frezji rozbudza moją tęsknotę. Uchylam drzwi, w nadziei, że tam stoi i czeka na mnie. Przywita mnie tym swoim przenikliwym spojrzeniem i powie coś, co kompletnie nie ma sensu, ale wiem, że jest moja i mam ją obok siebie.

Pusta komnata wydaje się mała, pozbawiona barw i emocji, jakby jej zniknięcie zabrało życie temu miejscu. I właśnie tak się czuję, pozostawiony ze wspomnieniami, które budzą się za każdym dotknięciem złotej obrączki. Ostatnie spojrzenie i to słowo, które wyszeptała, zostało wyryte w moim zimnym sercu. Zyskując jej uznanie, straciłem swój wewnętrzny upór. Nikt tak na mnie nie wpływał jak ona. To dla niej chciałem być innym człowiekiem, stać się kimś lepszym. To właśnie tego najbardziej się bałem, że przyjdzie taki moment, w którym zostanie mi zabrane to, czego tak bardzo pragnąłem. Unikałem uczuć, a gdy już zdecydowałem obdarzyć nimi tę jedyną osobę, ona zniknęła.

– Alineora! – wykrzykuję jej imię, moje ciało drży. Czuję, jak cały gniew, który dusiłem w sobie tak wiele dni, wybucha. Daję mu się ponieść.

Wpadam w szał. Przechodząc przez jej komnatę, niszczę wszystko, co spotkam na swojej drodze. Targa mną tak wiele emocji… Pragnę Alineory, a zarazem nie mogę się pogodzić z tym, gdzie i z kim teraz jest. Nie ostrzegano mnie, że to tak może boleć.

Przeczesuję wilgotne włosy, zmierzając w stronę ojca. Przed wejściem przyjmuję postawę niewzruszonego.

– Nareszcie, gdzie ty byłeś? – Podchodzi i poklepuje mnie po ramieniu. – Widzę, że ładnie cię urządziły te… – Spluwa na marmurową posadzkę.

– Wybacz, miałem kilka nieplanowanych postoi.

Widać, że rozbawiłem tym stwierdzeniem generałów znajdujących się w sali.

– No tak… – Ojciec zmieszany udaje, że mnie rozumie. Siada na tronie. – Dobrze, że znaleźliśmy się wszyscy w jednym miejscu. Nasze królestwo zostało zaatakowane z dwóch stron.

Po sali rozchodzą się potakujące szepty.

– Wschód przekroczył granice naszego królestwa, okupując bramy Elathronu. Znaleźli strategiczne miejsce, z którego zesłali na nas bomby. Na ten moment odparliśmy atak, ale z pewnością powrócą z większą siłą.

– Królu, jeśli mogę – przerywa mu generał Einos.

– Tak? – odpowiada z niesmakiem na ustach ojciec.

– Nie rozumiem, dlaczego Wschód ośmielił się zaatakować w tak bezpośredni sposób. Czyżby zyskał sojusznika, o którym nie mamy pojęcia?

– Zależy im na tym, co odkryliśmy, i wiedzą, że jeśli zdobędziemy upragniony merrentir, będziemy niepokonani.

– Czym tak naprawdę jest merrentir? – dopytuje dociekliwie Einos.

– Metalem – odpowiada wuj.

– Metalem? Zaatakowali nas z powodu jakiegoś metalu?

– To nie jest byle jaki metal. – Do sali wchodzi Samuel. Mistrz kowali i patron ludzi z cechu. – Witam miłościwego króla.

– Dobrze cię widzieć, Samuelu. – Ojciec kiwa dłonią i zachęca, by dołączył do pozostałych.

– Merrentir jest praktycznie niespotykany, niektórzy twierdzą, że to tylko legenda. Na szczęście nasz dobrotliwy król odkrył jego pochodzenie.

– Zachód – odpowiadają jednocześnie generałowie, nie kryjąc obrzydzenia.

– Och, tak, tak. – Poruszony król podchodzi bliżej nas. – Panowie, zdobycie merrentiru odmieni losy świata. Zachód nie umiał tego wykorzystać, a my zrobimy użytek z tego, czego tak bardzo bronili.

Zaczynam łączyć pewne fakty. To nie Zachód chciał wojny, tylko reszta królestw. Wszystko dokładnie i w najmniejszych szczegółach zaplanowali tak, aby upozorować bunt Zachodu i móc rozpocząć wojnę. Przywracając stary system, zniszczyli to, na co pracował tyle lat mój dziadek. Uknuli spisek za jego plecami, a gdy zmarł, przystąpili do wdrażania swojego planu.

– Nie wierzę – wyrywa mi się mimowolnie z ust.

– Synu, ależ spokojnie. To dopiero początek.

Patrzę na ojca i próbuję się powstrzymać. Tylko lekko się uśmiecham, aby nie dać po sobie poznać, że zupełnie ich nie słucham, a moje myśli są daleko od tej rozmowy. W tym momencie ojciec wydaje mi się jeszcze bardziej nieobliczalny niż wcześniej. Zachód nie chciał oddać tego, co posiadał, i to jestem w stanie zrozumieć, ale nie potrafię pojąć, że nawet pod groźbą zniszczenia całego królestwa nie zmienili zdania. Pozwolili, aby tyle istnień poniosło śmierć w celu ochrony ich tajemnic. To wszystko wydaje się bezdusznym posunięciem. Chyba że… mają coś, czego trzej królowie się boją, i to nie tylko merrentir był powodem wojny.

W tym momencie czuję, jak fala gorąca oblewa moje ciało. Wiedziałem, że trzeba się spieszyć! Dlaczego nie słuchałem siebie, tylko matki? A teraz ją straciliśmy. Ja straciłem. Przypominam sobie, jak poszedłem z Ali na przesłuchanie więźnia ze Wschodu. Doskonale pamiętam, jak na nią patrzył i co powiedział. Poszukują tego samego, co nasze królestwo, i wiedzą, że ona jest jednym z kluczy otwierających drogę do Teherethronu. Przecież to potomkini Zachodu. Ależ ze mnie głupiec!

– Niestety, nie posiadamy go zbyt wiele, a testy w laboratorium nie przynoszą pożądanych efektów. – Samuel staje blisko mojego ojca, aby tym swoim odrażającym głosem syczeć mu do uszu. – Królu, musimy przyśpieszyć przygotowania.

– Wiem, Samuelu, dlatego mój syn wyruszy na zachód.

Chyba się przesłyszałem.

– Mój królu, jak bardzo się cieszę. – Samuel odwraca się w moją stronę i patrzy tym gadzim spojrzeniem. – Żywię ogromną nadzieję, że uda się księciu wypełnić misję i wrócić do nas bezpiecznie. – Uśmiecha się i zimną, spoconą dłonią poklepuje mnie po ramieniu.

– Dziękuję – odpowiadam z niesmakiem na ustach, w nadziei, że Samuel wyjdzie z sali.

– Panowie. – Ojciec ponownie siada na tronie. – Naszym celem na najbliższe dni będzie wzmocnienie najsłabszych punktów w mieście, powołanie rezerwistów i zaciągnięcie brązowych do wojska. Zajmiesz się tym ty, Einosie.

– Oczywiście, królu – przytakuje.

– Musimy ogłosić na transmonitorach, że Wschód zaatakował, i kazać ludziom w królestwie udać się do stref bezpieczeństwa.

– Tak jest! – jednocześnie wykrzykują Bruno i John.

– Najważniejsze z listy to pozbyć się koczujących pod bramami wojsk Wschodu. To zadanie jest dla ciebie. – Ojciec wskazuje na wuja, a ten kiwa głową w geście potwierdzenia. – Jeśli się uda, możemy przystąpić do planowania ataku. – Klaszcze w dłonie i uśmiecha się. – Możecie odejść i zająć się swoimi obowiązkami.

Gdy chcę wyjść razem z pozostałymi, ojciec zatrzymuje mnie w połowie drogi.

– A ty dokąd? Podejdź bliżej, przecież nie będę do ciebie krzyczał. – Jego twarz wyraźnie sposępniała.

– Oczywiście. – Zawracam przed tron.

– Wiem o wszystkim, co się wydarzyło w dzielnicy Brązu. Nawet nie próbuj zaprzeczać.

– Nie próbuję.

– Pozwoliłeś jej uciec z tym białym motłochem! – wykrzykuje, a jego donośny głos rozchodzi się po sali.

– Miałem inne zadanie. Bronić naszego królestwa przed nacierającym wrogiem…

– To są wymówki. Mogłeś ją zatrzymać – wtrąca się w moje zdanie.

– Siła wroga przewyższała naszą armię, musiałem wycofać się na tyły.

– To byli twoi ludzie, sam ich szkoliłeś. Chcesz mi powiedzieć, że nie dałbyś sobie rady?

– Dokładnie to mówię.

– Doprawdy?

– Tak.

– Skończ! – Ojciec machnąwszy w złości ręką, strąca kielich, którego burgundowa zawartość zalewa jasny dywan.

– Postanowiłem poświęcić własną żonę, aby bronić bram! – W odwecie podnoszę głos.

– Żonę? Synu, przestań się oszukiwać, to tylko…

– Nawet nie kończ – uciszam stanowczo ojca.

Widzę, jak czerwieni się ze złości, ale nic mi nie odpowie, bo wie, że jestem mu potrzebny i chcąc nie chcąc… jesteśmy do siebie w wielu cechach podobni.

– Thomas… Gdzie ten dzieciak się podział?

Czyli jego ptaszki nie doniosły mu, że uciekł…

– Nic nie przychodzi mi do głowy.

– Mówiłem Haroldowi, że powinien go trzymać krótko. – Zniesmaczony wyciera resztki wina z rękawa. – Wracając do naszej rozmowy. Widzę, że ta dziewczyna nie jest ci obojętna. Czyli zrobisz wszystko, aby ją odzyskać, tak?

– Jest moją żoną, więc…

– Och, tak, tak.

Jego zniechęcający ton wytrąca mnie z równowagi.

– Możesz wreszcie powiedzieć, o co ci tak naprawdę chodzi?

Wstaje z tronu, podchodzi bliżej i łapie mnie za ramiona, uśmiechając się tak szeroko, że wygląda jak własna podobizna z portretu wiszącego za tronem.

– Udasz się na polowanie.

– Polowanie?

– Myślisz, że nie wiem, że Alineora ukradła teczkę? – Wlepia we mnie świdrujące spojrzenie, a ja nie wiem, co mam powiedzieć. Nie miałem o niczym pojęcia. – Odszyfruje to, czego nam się nie udało odczytać, i doprowadzi nas do miejsca, którego poszukujemy.

– Chcesz, abym zapolował na własną żonę?

Ojciec tylko się uśmiecha i poklepuje moje ramię.

– Jutro rano wyruszasz. Weź dziesięciu ludzi, którym ufasz. Powodzenia, synu – mówi, po czym wychodzi z sali i zostawia mnie samego.

Polowanie…

3

Wschód

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Dziedziczka

ISBN: 978-83-8373-960-1

© Alexandra B.Swan i Wydawnictwo Novae Res 2025

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Marta Grochowska

KOREKTA: Aleksandra Płotka

OKŁADKA: Anna Piwnicka

MAPA: Malwina Kozakowska

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek