Dziadek do orzechów - Hoffmann Ernst Theodor Amadeus - ebook + książka

Dziadek do orzechów ebook

Hoffmann Ernst Theodor Amadeus

0,0

Opis

Dziadek do orzechów jest baśniową opowieścią dla dzieci wielkiego niemieckiego pisarza epoki romantyzmu, prekursora fantastyki, Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna. Książka należy do ścisłego kanonu światowej literatury dziecięcej. Opisuje niezwykłe przygody, jakie spotykają siedmioletnią Marynię po tym, jak na święta Bożego Narodzenia otrzymuje w prezencie Dziadka do orzechów, marionetkę, która ożywa w wigilijną noc. Po stoczeniu zwycięskiej walki z królem myszy, Dziadek do orzechów przenosi dziewczynkę do magicznego królestwa, zamieszkanego przez lalki i zabawki. Opowieść Hoffmanna zainspirowała Piotra Czajkowskiego do skomponowania sławnego baletu Dziadek do orzechów. Utwór stał się także inspiracją wielu ekranizacji filmowych, zarówno fabularnych, jak i animowanych.

Na podstawie powieści powstał także polski film, w reżyserii Haliny Bielińskiej i według scenariusza Marii Krüger.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 45

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Opracowanie tekstu

Ernsta Theodora Amadeusa Hoffmanna

na podstawie tłumaczenia Józefa Kramsztyka

Aleksandra Michałowska

Redakcja

Mirosława Łątkowska

Skład

Barbara Wieczorek

© Copyright by Siedmioróg

ISBN 978-83-7791-986-6

Wydawnictwo Siedmioróg

ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław

Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg

www.siedmiorog.pl

Wrocław 2018

Przygotowanie wydania elektronicznego: hachi.media

Wieczór wigilijny

Dnia dwudziestego czwartego grudnia, w wigilię Bożego Narodzenia, dzieciom radcy miejskiego nie wolno było zaglądać do salonu. Piotr i Marynia siedzieli więc świątecznie ubrani w pokoju dziecinnym i rozgorączkowani zastanawiali się, jakie dostaną prezenty.

– Ciekawe, czy znajdę pod choinką nowych żołnierzy – powiedział Piotr.

– A ja jestem ciekawa, jaki podarunek przygotował dla nas w tym roku nasz ojciec chrzestny Droselmajer – zastanawiała się Marynia.

Świąteczne prezenty sędziego Droselmajera były zawsze wyjątkowe i piękne. Choć on sam nie był zbyt urodziwy: chudy, niski, o pomarszczonej twarzy, zwykle ubrany w śmieszny żółty surdut, a do tego z prawym okiem zasłoniętym czarną opaską, to trzeba powiedzieć, że był to człowiek niezwykły. Jego pasją były zegary. Sędzia Droselmajer potrafił naprawić każdy zegar – mało tego, sam konstruował rozmaite skomplikowane mechanizmy, nie tylko zegarowe. Za każdym razem, gdy przychodził z wizytą, dzieci dostawały od niego coś ładnego – a to zabawną kukiełkę człowieczka, która przewracała oczami, a to szkatułkę, z której wyskakiwał ptaszek. Ale w Boże Narodzenie zwykł przynosić prezent naprawdę wyjątkowy, coś zrobionego samodzielnie, i to z niemałym trudem. Dlatego Piotr i Marynia zawsze musieli oddawać ten prezent rodzicom na przechowanie.

Za oknem dziecinnego pokoju ściemniło się już zupełnie. Piotr i Marynia coraz bardziej się niecierpliwili, gdy w drzwiach ukazała się mamusia, wzięła dzieci za ręce i powiedziała:

– Chodźcie, kochane dzieci, pora na podarunki. Zobaczycie, jakie cudowne prezenty przyniósł w tym roku Święty Mikołaj.

Dzieci weszły z mamusią do salonu i na widok stojącej na środku pokoju choinki aż oniemiały z zachwytu. Wcześniej Marynia i Piotr wspólnie wieszali na niej bombki, łańcuchy, kolorowe cukierki, ale teraz tatuś porozpinał na gałązkach mnóstwo małych lampek, które jak gwiazdki błyszczały pomiędzy igłami świątecznego drzewka, rozsiewając dookoła ciepły blask i zapraszając dzieci, aby zajrzały pod choinkę. Tam przewiązane pięknymi kokardami czekały ogromne prezenty.

Dzieci od razu zabrały się do rozpakowywania podarunków.

– Ach, jaka śliczna sukienka! – wykrzyknęła z zachwytem Marynia, otwierając pierwszy wielki karton.

Piotr od razu zauważył uwiązanego do stołu wspaniałego kasztanka na biegunach. Trzy albo i cztery razy przegalopował i przekłusował dookoła choinki, potem zszedł z konia i powiedział:

– Dzika bestia, ale to nic, już dam ja sobie z nim radę.

I wziął się do oglądania nowego pułku huzarów, którzy prezentowali się nadzwyczaj imponująco. Siedzieli na białych koniach pięknie ubrani w czerwono-złote mundury.

Marynia właśnie rozpakowywała drugi prezent. Znalazła tam prześliczną lalkę w pięknej koronkowej sukni. Zaraz dowiedziała się, że lalka ma na imię Julia.

– Ach, jaka jesteś piękna i elegancka! Julio, zostaniesz królową wszystkich moich lalek.

Kiedy dzieci nacieszyły się nowymi zabawkami, zaczęły przeglądać wspaniałe książki z obrazkami, które oczywiście także znalazły się wśród świątecznych prezentów. Właśnie przyglądali się pierwszym stronom, gdy odezwał się dzwonek do drzwi.

– To ojciec chrzestny! – krzyknął Piotr.

– Tak! – wołała Marynia. – Nareszcie zobaczymy jego podarunki!

Kiedy ojciec chrzestny wszedł do salonu, dzieci już stały przy stojącym pod ścianą i zasłoniętym parawanem stole. Teraz, kiedy już było wolno, odsunęły parawan… i co tam ujrzały?

Na zielonym trawniku stał wspaniały pałac z lustrzanymi szybami i złotymi wieżami. Dzieci aż buzie otworzyły z zachwytu, taki był piękny i bajkowy. Nagle zadzwoniły dzwoneczki, drzwi i okna otworzyły się i można było ujrzeć, jak w środku spacerują panowie w kapeluszach i panie w długich sukniach. W największej sali tańczyły dzieci w takt muzyki dzwonków. W pałacowych drzwiach zjawiał się od czasu do czasu, by po chwili zniknąć we wnętrzu, niewiele większy od dużego palca sam sędzia Droselmajer!

Piotr i Marynia zachwyceni przyglądali się niezwykłej zabawce jakiś czas, ale figurki wykonywały wciąż te same ruchy i ich widok wkrótce znudził się dzieciom.

Wróciły na środek salonu i wtedy Marynia odkryła coś, czego nikt przed nią nie zauważył. Pod choinką stał samotnie, jak gdyby oczekiwał swojej kolejki, bardzo wytworny mały człowieczek. Wprawdzie to i owo można by zarzucić jego figurze, bo tułów miał zbyt długi i tęgi w stosunku do cienkich nóżek, a do tego głowa wydawała się za duża, ale braki te tuszowało bardzo eleganckie ubranie, które świadczyło o wyrafinowanym guście, choć wąski płaszczyk wyglądał raczej zabawnie. Z jego jasnozielonych oczu biła życzliwość i przyjaźń i bardzo mu było do twarzy w starannie uczesanej brodzie okalającej podbródek. Marynia od razu go polubiła.

– Ach! – zawołała. – Powiedz, kochany ojcze chrzestny, dla kogo jest ten człowieczek?

– On, droga Maryniu, ma dzielnie pracować dla was wszystkich. Ma rozgryzać dla was twarde orzechy. To Dziadek do orzechów.

To mówiąc, ojciec chrzestny ostrożnie wziął go do ręki i uniósł jego drewniany płaszczyk. Człowieczek bardzo szeroko otworzył usta i ukazały się dwa rzędy lśniących mocnych zębów. Marynia zaczęła wkładać mu między te zęby orzechy, które Dziadek rozgniatał bez żadnego wysiłku, ale wybierała najmniejsze, bo bała się, że z tymi wielkimi jednak sobie nie poradzi. Po Maryni przyszła kolej na Piotra. Ale Piotr dawał mu te najtwardsze i największe, i wtedy zdarzyło się coś strasznego. Dzieci usłyszały trzask i trzy zęby wypadły z ust Dziadka, ramiona obluzowały się, a podbródek opadł i zawisł luźno.

– Ach, mój biedny, kochany Dziadek do orzechów! – krzyknęła Marynia i natychmiast odebrała go Piotrowi.

– On wcale nie jest kochany! Jest beznadziejny – powiedział Piotr ze złością, bo nie spodziewał się tego, co się stało. – Oddaj mi go! Chcę, żeby rozgryzał mi orzechy, choćby miał stracić resztę zębów.

– Nie, nie – zawołała Marynia i rozpłakała się na dobre. Szybko przewiązała chory podbródek Dziadka białą wstążką, a całego Dziadka zawinęła w chusteczkę do nosa.

Na szczęście w samą porę zjawili się rodzice z ojcem chrzestnym, który rozstrzygnął spór:

– Powiedziałem, że Dziadek należy do wszystkich, ale teraz widzę, że potrzebuje pomocy. Daję go więc pod opiekę Maryni. Poza tym dziwi mnie bardzo, Piotrze, że wymagasz dalszej służby od kogoś, kto jest ranny. Jako dobry żołnierz powinieneś wiedzieć, że rannych nie wciela się do szeregu.