Dotknąć gwiazd - Zula Ankanon - ebook + audiobook + książka

Dotknąć gwiazd ebook i audiobook

Ankanon Zula

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Kiedy liczba serduszek na Instagramie miesza się z ponurą rzeczywistością…

Daniel po dziesięciu latach wychodzi z więzienia. Nikt na niego nie czeka, poza tym jego sąsiedzi

wciąż widzą w nim tylko mordercę, a ludzie ze światka przestępczego, w którym się obracał przed

wyrokiem, nie zapominają.

Anastazja jest influenserką. Świetnie zarabia, jej profil na Instagramie cieszy się ogromną

popularnością. Sława ma jednak ciemne strony, o czym Anastazja boleśnie się przekonuje.

Pewnej nocy na moście dochodzi do przypadkowego spotkania dwójki nieznajomych. Daniel, nie

mając nic do stracenia, chce skoczyć. Anastazja ratuje niedoszłego samobójcę, po czym znika.

Daniel, budząc się następnego dnia, odkrywa, co jeszcze zrobiła dla niego jego wybawicielka. Za

wszelką cenę postanawia ją odnaleźć. Nie wie, jak mało pozostało mu czasu…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 303

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 9 godz. 36 min

Oceny
4,2 (24 oceny)
11
8
4
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Wiola_loves_books1

Dobrze spędzony czas

⭐️⭐️ RECENZJA ⭐️⭐️ Zula Ankanon "Dotknąć gwiazd" Anastazja wiele przeszła. Osamotniona, robiąca dobrą minę do złej gry i bez wsparcia matki która dla dziewczynyny w okresie dojrzewania jest tak ważna, wpadła w uzależnienie narkotykami które choć na chwilę pozwalają jej zapomnieć i dają ukojenie. Mimo iż stać ją na wszystko i w internecie wygląda na szczęśliwą to w rzeczywistości jest zupełnie inaczej, a w jej głowie panuje chaos który pcha ją do ostateczności. Daniel ostatnie dziesięć lat spędził w więzieniu za podwójne morderstwo którego nigdy nie żałował. Teraz będąc wolnym trudno mu ruszyć do przodu gdyż przeszłość drepcze mu po piętach. Desperacki krok do jakiego się posunął sprawił że poznał Anastazję dziewczynę która uratowała jego marne życie. Teraz oboje muszą zapragnąć walczyć o siebie lecz czy znajdą na to siłę? "Dotknąć gwiazd" to niezwykle emocjonalna książka opowiadająca o spotkaniu dwójki młodych, zranionych i samotnych ludzi którzy skrycie pragną zrozumienia, wspar...
20
Paula26012019

Całkiem niezła

Książkę czyta się szybko. Ciekawa historia. Końcowe wyjaśnienie dlaczego tak postanowiono zrobić, jak dla mnie, trochę za ogólne, byłam żądna więcej szczegółów.
20
Lost70

Dobrze spędzony czas

Myślałam że odłożę tę książkę po kilku stronach a tu miłe zaskoczenie - dobrze napisana historia o miłości i o walce ze swoimi słabościami. Polecam
20
Kalotka
(edytowany)

Dobrze spędzony czas

Przyjemna, fajnie się czyta. 😁
10
Pompnik7

Nie oderwiesz się od lektury

Warta przeczytania. Będzie tu walka o własne szczęście, brak akceptacji samego siebie, wykluczenie społeczne, sztuczna rzeczywistość i szara codzienność.
10

Popularność




Zula Ankanon Dotknąć gwiazd ISBN Copyright © by Zula Ankanon, 2023All rights reserved Redaktor Anna Szymczak Projekt okładki i stron tytułowych Mariusz Banachowicz Opracowanie graficzne i techniczne Barbara i Przemysław Kida Wydanie 1 Zysk i S-ka Wydawnictwo ul. Wielka 10, 61-774 Poznań tel. 61 853 27 51, 61 853 27 67 dział handlowy, tel./faks 61 855 06 [email protected] Wszelkie prawa zastrzeżone. Niniejszy plik jest objęty ochroną prawa autorskiego i zabezpieczony znakiem wodnym (watermark). Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku. Rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci bez zgody właściciela praw jest zabronione. Konwersję do wersji elektronicznej wykonano w Zysk i S-ka Wydawnictwo.
Dla Magdy. Nie ma lepszej przyjaciółki niż siostra. I nie ma lepszej siostry niż ty. (Autor nieznany)

Prolog

— Zostaw mnie! — Dziewczyna próbowała odepchnąć kobietę, ale ta jedynie mocniej zacisnęła palce. Pomimo że paznokcie blondynki orały skórę na jej przedramionach, nie wypuściła jej z objęć.

— No dalej. — Przekręciła głowę nastolatki i uderzyła kilka razy w jej plecy, kiedy ta krztusiła się wymiocinami. Dziewczyna cała była spocona, kosmyki włosów przykleiły się do jej twarzy, a ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz. Z rezygnacją opuściła głowę.

Po kilku minutach walki poddała się, powieki opadły, ukrywając błękitne tęczówki, i tylko płytki oddech świadczył o tym, że nadal żyje.

Kobieta pociągnęła za bezwładną rękę, próbowała wciągnąć nastolatkę na brudną kanapę, krzesząc z siebie ostatnie pokłady energii. Ułożyła jej głowę na kolanach i gładziła, jednocześnie nucąc coś pod nosem.

Dziewczyna nie pasowała tutaj. Miękkie lśniące włosy, gładka cera, kuszące usta, drogie ubranie, biżuteria na szyi, a to wszystko przyozdobione cienką siatką perłowo bladych i bordowych blizn, które tworzyły na jej skórze nieznaną historię.

— Komu się zgubiłaś? — zapytała kobieta, choć nigdy nie miała poznać odpowiedzi.

Kilka godzin później nastolatka z trudem rozwarła powieki, miała ochotę krzyczeć z żalu, ale jej gardło paliło żywym ogniem.

— Obudziłaś się. — Usłyszała. Uniosła wzrok na kobietę, która stała kilka metrów dalej, w dłoniach trzymając papierową torbę. Żołądek dziewczyny jak na zawołanie skręcił się w proteście, sam aromat sprawił, że miała ochotę zwymiotować.

— Kim jesteś?

— Twoim ratunkiem.

Dziewczyna wybuchnęła nagłym śmiechem.

— Raczej przekleństwem. Powinnaś była dać mi umrzeć.

Kobieta wyciągnęła w jej stronę kubek z herbatą. Blondynka zignorowała jej dłoń i poderwała się z kanapy. Obrzuciła wzrokiem pomieszczenie, w którym się znajdowała, po czym zgięła się wpół, kiedy kolejna fala torsji zatrzęsła jej ciałem. Przesuwała spojrzeniem po zniszczonym pokoju, próbując przypomnieć sobie, jak się w nim znalazła.

Budynek był opuszczony, bezdomni i ćpuni wyprowadzili się dawno temu, pozostawiając po sobie duszący zapach alkoholu i moczu, który wciąż unosił się z góry śmieci w rogu pomieszczenia.

— Jesteś winna komuś życie. — Kobieta odwróciła się, zbliżając do ramy po wybitym oknie, przez które miała zamiar wyjść.

— O czym ty mówisz?

Kobieta oparła się o ścianę i westchnęła.

— Kiedyś też chciałam to wszystko skończyć.

— Dlaczego?

— A czy to ważne? — Przewróciła oczami. — Nie ma dobrych powodów, by planować klęskę, i tym bardziej nie będę się tym chwaliła1. Teraz to ty musisz uratować czyjeś życie. Potem możesz się zabić, śmiało, ale zanim to zrobisz, spróbuj pomóc komuś innemu. Człowiekowi, który zbłądził, nie jest niczego pewien, nie ma obok siebie nikogo.

— Żartujesz sobie ze mnie, prawda? — Dziewczyna oparła się o ścianę, kiedy gorąco przetoczyło się przez jej ciało.

— Ja już jestem wolna, teraz to twoja sprawa. — Kobieta wciągnęła mocno powietrze i choć nastolatce zrobiło się niedobrze na samą myśl, że zaciąga się fetorem, to na twarzy jej wybawicielki wystąpił błogi uśmiech. Wyglądała, jakby właśnie pozbyła się największego balastu w swoim życiu.

— Zaczekaj! — krzyknęła, tym samym zmuszając kobietę do zatrzymania się. — A co ty masz teraz zamiar zrobić?

— Miło było cię poznać. Powodzenia. — Jeszcze przez chwilę śledziła twarz dziewczyny, po czym szybkim krokiem ruszyła przed siebie.

Daniel

Nie obejrzałem się, kiedy szczęknęła za mną krata, nie spojrzałem nawet na żadnego ze strażników. Wpatrywałem się w czubki swoich starych butów, musiałem podwijać palce, by móc jakoś iść. Cieszyłem się, że przynajmniej dostałem spodnie w odpowiednim rozmiarze.

Pieprzony system.

Przez ułamek sekundy naiwnie wierzyłem, że może kiedy w końcu opuszczę więzienne mury, zacznę życie od nowa. Wszystkie plany i marzenia rozwiały się błyskawicznie, dokładnie w chwili, kiedy przed nosem błysnęło mi czarne bmw, a z tyłu opadła szyba. Wiktor skinął głową w moją stronę.

Jak w jakimś pierdolonym filmie — przemknęło mi przez myśl.

Nie mając większego wyboru, wsiadłem do środka. Rozległ się chrzęst żwiru i auto ruszyło z impetem, zabierając mnie w podróż do przeszłości.

— Pajączek. Dobrze cię widzieć. Przyznam, że wyrosłeś. Teraz możemy nazywać cię czarną wdową. — Milczałem. To, że spędziłem w więzieniu dziesięć lat, nie zmieniło wiele. Teraz nawet lepiej wiedziałem, kiedy trzeba trzymać gębę na kłódkę. — Pamiętasz naszą ostatnią współpracę? — Jak mógłbym zapomnieć? Przeciągająca się cisza oznaczała, że tym razem oczekuje ode mnie odpowiedzi.

— Pamiętam — powiedziałem w końcu. Wyciągnął dłoń, zerkając na swoje wypielęgnowane paznokcie. Pod moimi nadal były resztki krwi, chłopaki urządzili mi imprezę pożegnalną, przynajmniej obyło się bez większych strat w obrębie gęby.

— Doskonale. — Zaklaskał. Był dokładnie takim samym błaznem jak dziesięć lat temu. — W takim razie rozumiem, że przez ten czas odłożyłeś wystarczająco dużo, żeby spłacić swój dług.

— Wiktor, ja siedziałem w więzieniu, a nie na wakacjach. — Popatrzyłem na niego.

— W każdym razie — kontynuował, ignorując moją uwagę — trochę się tego uzbierało, doliczyłem ci tylko podstawowe odsetki, nie jestem pazerny, w sumie to jakieś — popukał w ekran telefonu — siedemdziesiąt tysięcy.

O mało co nie zakrztusiłem się własną śliną; wiedziałem, że skurwiel tak łatwo mi nie odpuści, ale teraz przeszedł samego siebie.

— Wisiałem ci siedem tysięcy, nie siedemdziesiąt.

— Jak wspominałem, odsetki. — Wzruszył ramionami. — Czekam tydzień, a potem porozmawiamy o dalszej współpracy.

Auto zatrzymało się pod moją starą kamienicą. Gość, który siedział z przodu, wyszedł i otworzył mi drzwi. Kiedy wysiadałem, wpakował mi pięść pod żebra.

— Ty skurwielu — bąknąłem, zginając się wpół.

— Witaj w domu, pajączku. — Nie udało mi się przyjrzeć jego twarzy, ale głos wydał się znajomy.

Kiedy samochód odjechał, zerknąłem na paczkę, która wylądowała w moich dłoniach.

— Kurwa.

Powlokłem się schodami do piwnicy. O dziwo, przez te wszystkie lata nikt nie odważył się tutaj włamać. Znali mnie, jak widać, wieść o bezwzględnym mordercy dotarła do wszystkich. Kopnięciem otworzyłem drzwi, odsunąłem kilka słoików pokrytych grubą warstwą kurzu i pajęczyn, po czym wygrzebałem klucze do mieszkania, które lata temu kazałem tutaj schować Samancie. Nie nienawidziła mnie aż tak, jak sądziłem.

Wolnym krokiem ruszyłem na górę, deski skrzypiały pod ciężarem ciała. Nie wiedziałem, czy to ze względu na lata, które minęły, czy na masę, której nabrałem.

Wsunąłem klucz i przez chwilę mocowałem się z zamkiem. Ostatecznie puścił, drzwi otworzyły się z żałosnym jękiem.

Zerknąłem na mieszkanie, które przez lata było moim piekłem. Pomimo że panował tu względny porządek, oczami wyobraźni wciąż widziałem walające się butelki, pijanego ojca leżącego na kanapie, a to wszystko w duszącym smrodzie alkoholu i brudnego ciała.

Przystanąłem przed drzwiami prowadzącymi do pokoju Leny, wziąłem głęboki oddech, nacisnąłem klamkę i ostrożnie je pchnąłem.

Kurz przez chwilę wirował w środku, lśniąc w promieniach słońca.

Przebiegłem wzrokiem po zniszczonym biurku, przy którym Lena zawsze odrabiała lekcje, szafie oklejonej plakatami jej idoli, aż mój wzrok padł na łóżko.

Silny skurcz żołądka powalił mnie na kolana, ciemna plama wciąż szpeciła materac i część podłogi.

Moja mała dziewczynka.

— Przepraszam, nie dam rady. — Wybiegłem z pokoju. W szafce kuchennej, za odklejającą się dyktą, znalazłem trzysta złotych, które kiedyś ukryłem. Zabrałem pieniądze i szybko opuściłem mieszkanie.

* * *

Było po pierwszej, kiedy gwar ucichł, a Warszawa układała się do snu. To miasto miało swój rytm i czasami odnosiło się wrażenie, że czas płynie tu inaczej, ale ta godzina, niezmiennie od lat, dawała poczucie wytchnienia. Przechadzałem się w tę i z powrotem, pocąc się jak świnia. Kiedy przyszło co do czego, tchórzyłem. Plecak mi ciążył, koszula zdawała się mieć za ciasny kołnierzyk, a buty mimo odpowiedniego rozmiaru niemiłosiernie gniotły czubki palców, na chuj mi były te lakierki? Zresztą musiałem wyglądać jak kretyn, w białej koszuli i wypacykowanych bucikach, z rozciętym łukiem brwiowym i brudnym plecakiem z urwanym ramiączkiem.

Rozejrzałem się niepewnie wokół, to był chyba jakiś dar z nieba, bo kawałek barierek był oddzielony czerwono-białą taśmą, znak informował o zagrożeniu: zakazywał wejścia. Przeskoczyłem przez barierki i przysiadłem na brzegu mostu, nieśmiało zerknąłem w dół, jednak mdłości kazały odwrócić wzrok. Przełknąłem ciężko ślinę, która stanęła mi w gardle.

— Ja pierdolę. — Nie odważyłem się, by kolejny raz opuścić głowę. Sam szum wody wystarczająco mnie przerażał. Choć noc rozświetlały promienie latarni i przejeżdżających aut, czułem, że pierwszy raz od dawna się boję. Ostatni raz pozwoliłem sobie na strach dziesięć lat temu, kiedy policjant zatrzaskiwał kajdanki na moich nadgarstkach, a jedyne, co mogłem zrobić, to patrzeć w zapłakane oczy Lenki. Wszystko, co zdarzyło się potem, to jedynie walka o przetrwanie, żałosna egzystencja, której nie miałem odwagi zakończyć, karząc się za przeszłość.

Wyciągnąłem z plecaka cztery cegły i taśmę klejącą, po czym rozpiąłem koszulę i zacząłem je jakoś przymierzać do swojego ciała. Musiałem wyglądać jak kretyn.

Anastazja

Do mieszkania została mi ostatnia prosta, idealny czas, by zaaplikować sobie dawkę znieczulenia, zapomnieć o rzeczywistości i choć na chwilę dać się porwać sennym mrzonkom.

Wyciągnęłam z kieszeni foliową torebkę i z zapałem wmasowałam biały proszek w dziąsła. Było go zbyt mało, ale musiałam zadowolić się tą resztką. w mieszkaniu coś tam mi zostało, miałam jeszcze awaryjną tabletkę, ale nawet dla mnie była awaryjna, co oznaczało, że dopóki mogę iść, to pozostanie w małej kieszonce torebki.

Przymknęłam oczy, czując błogość w ciele, i rozkoszowałam się chwilą przyjemności.

Uniosłam głowę i spojrzałam w niebo. Dzisiejsza noc była wyjątkowa, pełna gwiazd. W Warszawie nie zdarzało się to często. Mieniły się, błyszczały, wyciągnęłam rękę w ich stronę, wiedziałam, że kiedy w końcu uda mi się je złapać, to będzie oznaczało koniec mojej żałosnej egzystencji.

Omal go nie przegapiłam. Gdybym odwróciła głowę sekundę później, nie zauważyłabym mojego wybawienia.

Samobójca.

Uśmiechnęłam się do siebie, w głowie już słyszałam ciche nuty pieśni kościelnej.

— Anielski orszak niech twą duszę przyjmie — zaśpiewałam cicho. Zatrzymałam się i przeskoczyłam przez słupek. Facet spojrzał na mnie przerażony, w jego oczach błysnęła desperacja.

Idealnie.

— Ambitnie. — Usiadłam obok niego i wskazałam palcem na cegły. Cholerny Einstein. — Wiesz, że śmierć poprzez utonięcie jest jedną z bardziej bolesnych? Kiedy woda wpływa do twoich płuc, zaczyna cię niemiłosiernie palić, próbujesz złapać oddech, ale za każdym razem jest gorzej. Próbowałeś kiedyś unieść głowę pod prysznicem i łapać krople? Zawsze mnie to przerażało. Wiesz, że topiąc się, zdajesz sobie sprawę z umierania, a to jeszcze chwilę trwa? Chyba gorszym sposobem śmierci jest spalenie albo rozszarpanie przez zwierzę, chociaż w tym drugim wypadku masz przynajmniej szansę na szybki koniec. Masz pojęcie, jak śmierdzi ludzkie ciało w momencie spalania? O-kru-tnie, byłam kiedyś w szpitalu, przywieźli na SOR gościa, którego wyciągnęli z pożaru. Cuchnął strasznie, nie wyglądał też najlepiej. Fiu, fiu — zagwizdałam pod nosem. — Widzę, że się odstawiłeś na tę okazję. Wiesz, twoje ciało tak czy inaczej kiedyś znajdą i w zasadzie nie będzie miało znaczenia, co miałeś na sobie, bo będziesz wyglądał ohydnie. Poza tym serio? Cztery cegły? Co ty, za dużo filmów akcji się naoglądałeś?

Daniel

Zerkałem na kolorowe końcówki włosów dziewczyny, która nie przestawała nawijać, od kiedy tu usiadła. Myślałem, że będzie próbowała mnie odwieść od próby skoku, tymczasem przedstawiała każdy możliwy wariant śmierci. Kiedy dotarła do podcinania żył, coś we mnie drgnęło.

— Wiesz, dlaczego większość prób samobójczych u osób, które sobie podcinają żyły, kończy się fiaskiem? — W ciemności nie byłem w stanie dostrzec jej twarzy, obserwowałem więc nogi, którymi energicznie machała.

— Bo powinno ciąć się wzdłuż żył, nie w poprzek — odpowiedziałem cicho, kątem oka dostrzegając blade blizny na jej nadgarstkach, gdy minęło nas jakieś auto.

— Skąd wiesz? — Kiedy odwróciła się w moją stronę i zbliżyła twarz, dostrzegłem nienaturalnie szeroki uśmiech i źrenice rozszerzone do granic możliwości. Wyglądała jak laleczka na speedzie. Miała porcelanową cerę, długie jasne włosy z kolorowymi końcami i zaróżowione policzki.

— Nieważne — bąknąłem. Co za ironia losu. ostatnia osoba, z którą rozmawiam, nim zakończę swoje marne życie, to naćpana małolata, bo na oko nie miała więcej niż dwadzieścia lat.

— Czemu chcesz skoczyć? To dość ryzykowne, bo jak ktoś cię od razu zobaczy i zadzwoni po pogotowie albo, co gorsza, ruszy ci na ratunek?

— Na przykład ty? — mruknąłem, ciaśniej owijając ciało taśmą.

— O to się nie martw. W zasadzie jak to jest? Co musiało w twoim życiu być tak chujowe, że postanowiłeś je zakończyć?

Zmarszczyłem brwi, kiedy wyciągnęła w moją stronę dłoń i przytrzymała mi cegłę, bym mógł ją ciaśniej owinąć taśmą. Spojrzałem na nią zdumiony, ale ona tylko zrobiła balona z gumy do żucia i głośno nim strzeliła.

Dramat.

— Mam długi, dopiero co wyszedłem z więzienia, w którym spędziłem dziesięć lat za to, że zadźgałem ojca i jego kumpla, którzy zgwałcili moją dwunastoletnią siostrę, która po tym wszystkim podcięła sobie żyły — wyrzuciłem na jednym wydechu. Uznałem, że powiem jej prawdę, a co mi tam. To i tak nic nie zmieni, wiedziałem, że skoczę. Na ułamek sekundy uśmiech znikł z jej twarzy. siedziała tu od dobrych dziesięciu minut i chyba zaczynało ją puszczać albo wzięła gówniany towar, albo wzięła za mało. Nie wyglądała jednak na taką, która nie wie, co bierze.

— Myślisz, że właśnie tego by chciała? Żeby jej śmierć poszła na marne, żebyś stchórzył jak ona? Pomściłeś ją, powinna była zacząć żyć na nowo, nie pozwolić, żeby twoje poświęcenie się zmarnowało, podziękować, wspierać, trwać przy tobie. Uratowałeś ją — dodała po chwili, a w jej głosie był smutek wymieszany ze złością.

Jeszcze tego mi brakowało. Ludzie ćpali, żeby uciec od swojego życia, ona też od czegoś uciekała, więc nie miała prawa mnie oceniać.

— To nic nie zmienia, jestem ujebany w taki syf, że nie starczy mi życia, żeby się z tego wywinąć. Mam długi.

— Ile? — zapytała z ciekawością.

— Co ile?

— Ile kasy potrzebujesz? — sprecyzowała, patrząc gdzieś w dal.

— Co za różnica?

— No powiedz, przecież za chwilę i tak skoczysz.

— Siedemdziesiąt tysięcy. dodaj do tego najlepsze lata życia spędzone w więzieniu, brak możliwości znalezienia pracy, wykluczenie społeczne i ogólną chujnię.

— Dam ci tę kasę, tylko zejdź już. — Uśmiechnęła się szeroko, wyciągając w moją stronę wątłą dłoń.

— Jasne, a potem obydwoje zjedziemy po tęczowym moście, wprost do krainy jednorożców, zbudujemy tam dom z żelków i będziemy puszczać brokatowe bąki.

Dziewczyna pochyliła się w moją stronę. jej ciepły oddech przesiąknięty słodkim zapachem owiał moją twarz, a oczy wpatrywały się z nadzieją. chwyciła mnie za ręce i uniosła do swoich ust, po czym musnęła nimi moje poharatane knykcie.

— Obiecujesz? — Serio tak pomyślała?

— Nie, bo życie to nie pierdolona bajka. — Zabrałem szybko dłoń, czując się nieswojo.

Z plecaka wyjąłem jeszcze trytytki, tyrtytki, trytki, jeden chuj… Jedną z nich spiąłem nogi, wypuściłem ciężko powietrze, chwyciłem drugą w zęby.

— Pomóc ci? — zapytała szczerze.

Kurwa. Absolutnie szczerze. Wyciągnąłem w jej stronę ręce. kiedy zapinała na nich pasek, pochyliła się do mnie.

— To co? Ostatni pocałunek przed śmiercią?

Oblizała kusząco wargi i spojrzała mi wyzywająco w oczy. Przełknąłem nerwowo ślinę. Kiedy trafiłem do więzienia, miałem szesnaście lat, nie miałem nigdy dziewczyny, nawet bliskiej koleżanki, była Samanta, ale to inna historia. Potem spotkałem się z kilkoma kurwami, które organizowali dla mnie chłopaki z celi w ramach prezentów urodzinowych, ale nie miałem zamiaru wymieniać z nimi śliny. Skinąłem niepewnie głową.musnęła wilgotnymi wargami moje usta. Całowała powoli, delikatnie, smakowała tą pieprzoną gumą balonową. Jej wargi były miękkie i cholernie przyjemne. Miałem ochotę przyciągnąć ją do siebie, ale przecież nie mogłem. Wsunęła język w moje usta, więc zrobiłem to samo, choć nie do końca wiedziałem, co dalej. Dotknęła koniuszkiem mojego podniebienia, na którym poczułem chłód metalu. Kolczyk? Nie zastanawiałem się, kurwa, nie miałem pojęcia, że to może być tak przyjemne. kiedy się odsunęła, cicho westchnąłem.

— Czyżbym pozbawiła cię dziewictwa? — Na jej ustach błąkał się leniwy uśmiech.

— Jak masz na imię? — Zdałem sobie sprawę, że nie zapytałem o tak oczywistą rzecz.

— Anastazja.

— Żegnaj, Anastazjo. — Resztką sił odepchnąłem się od brzegu. Chłodne powietrze uderzyło w policzki. Strach zmienił się w ekscytację, a ja poczułem się wolny; choć do tej pory się bałem, teraz wiedziałem, że za chwilę poczuję spokój, już na zawsze.

Usłyszałem za sobą jeszcze jej dźwięczny, radosny śmiech. skoczyłem w dół pierdolonej Wisły, a mimo to śmiałem się razem z nią. Tuż przed wpadnięciem do wody złapałem ostatni oddech, odruchowo zamachałem rękami, które, do chuja, były wolne. Oszukała mnie, zapięła odwrotnie, a ja, kretyn, nawet nie sprawdziłem. Nic nie widziałem, otaczała mnie przerażająca ciemność, woda była wszędzie, szczypała nozdrza i wdzierała się do ust, próbowałem zatkać nos rękami, ale spadałem w dół. Topiłem się, do cholery, miałem zaraz zakończyć to wszystko.

Zrozumiałem, że wcale nie chcę umierać.

Anastazja

Nawet nie wiem, w którym momencie zrozumiałam, że skoczy. Byłam jak on: miałam cel i wiedziałam, jak go zrealizować, gdyby nie ta szurnięta kobieta rok temu. Wbrew pozorom wcale nie tak łatwo znaleźć samobójcę, przerobiłam kilkanaście grup na Facebooku i forów, ostatecznie okazywało się, że ci ludzie desperacko szukają pomocy i do decyzji cholernie im daleko. No cóż, nie byłam najlepsza w pocieszaniu, więc szybko ucinałam kontakt. Co prawda brakowało mi ochoty na kąpiel tego wieczora, ale w końcu dostałam swoją szansę, więc nie miałam zamiaru wybrzydzać.

Zdawałam sobie sprawę, że mnie za to znienawidzi. W zasadzie miałam cichą nadzieję, że skacząc, przypieprzę w jakiś kamień i tego dnia obydwoje zakończymy swój żywot.

Kiedy tylko odepchnął się, jednym ruchem zerwałam sukienkę i zrzuciłam buty. Miał szczęście, że byłam świetnym pływakiem, basen od czwartego miesiąca życia i takie tam.

Gdyby ktoś mi powiedział, że będę dziś nurkowała w Wiśle, pewnie bym go wyśmiała, a teraz starałam się skupić wszystkie swoje zmysły na wyłowieniu tego kretyna, a mógł po prostu ze mną zejść. Mielibyśmy to za sobą.

Było ciemno, woda zalewała mi oczy, a jego nie mogłam znaleźć. dupa. Zanurkowałam kolejny raz, ale nie byłam w stanie nic zobaczyć. woda jest złudna: w jednej chwili płycizna, w drugiej brodzisz po pierś w mule, który wciąga w swoją toń. W pewnym momencie poczułam dotknięcie. kurwa. Miałam ochotę zakląć, ale w końcu wstrzymywałam powietrze. Hamując w sobie chęć wzdrygnięcia się, chwyciłam za coś, co uznałam za rękę, i zaczęłam płynąć do góry. Miałam nadzieję, że uda mi się, że zdążę i że ciało, które wyciągnę z wody, to to, którego szukam.

Kiedy udało mi się zaczerpnąć tchu, płuca już paliły ogniem. Zerknęłam na kretyna, który zafundował mi tę przygodę, i rozejrzałam się szybko wokół, próbując ustalić nasze położenie. Byliśmy blisko brzegu. Oparłam sobie jego głowę o klatkę piersiową i walczyłam, by utrzymać nas na powierzchni. Miałam wrażenie, że siła i radość, która przed chwilą hulała w mojej duszy, nagle zniknęły, jakby ktoś wyciągnął wtyczkę.

Bałam się o tego człowieka. irracjonalny, pieprzony strach tętnił mi w żyłach. to było jego życie, a ja musiałam tylko mu pomóc, potem zrobi, co zechce. Przypomniałam sobie o zasadach resuscytacji. Oddychał, chyba… Machałam ręką ze wszystkich sił, by tylko wyciągnąć nas z wody, ale im bliżej było brzegu, tym mniej energii miałam. przez ułamek sekundy chciałam odpuścić, ale jakiś pierdolony instynkt przetrwania dodawał mi sił.

Ułożyłam go na piasku, przełożyłam przez zgięte kolano i uciskałam klatkę, modląc się, by wypluł z siebie wszystko, co tam połknął. Na powrót ułożyłam go na plecach, sprawdzając, czy oddycha. Miał cholerne szczęście, że klatka piersiowa delikatnie się unosiła, bo ja nie miałam już sił. Z ulgą stwierdziłam, że po drodze wypadły mu te cegły, kolejny kretyński pomysł marnego samobójcy, trytytki by wystarczyły.

Zaczęłam delikatnie nim potrząsać.

— Wstawaj, dupku! — Drżącymi dłońmi rozpinałam kolejne guziki koszuli i próbowałam zedrzeć z niego mokry materiał. sama klęczałam w bieliźnie, trzęsąc się z zimna. Pocierałam jego skórę na piersiach, jakby to miało pomóc, ale nie miałam pojęcia, co innego mogłabym zrobić.

Otworzył w końcu te swoje naiwne oczęta.

— Jestem w niebie?

Zaśmiałam się.

— To nadal to samo piekło, dupku, chociaż już niebawem…

Opadłam na piasek obok niego, nie miałam na nic siły. Leżeliśmy tak dłuższą chwilę, ciężko oddychając.

— Dzięki — wybąkał w końcu. — Chyba.

* * *

— Przecież mówię, że zapłacę podwójnie, kurwa, nawet potrójnie. — Piąty z rzędu kierowca spojrzał na nas nieprzychylnym wzrokiem. Pomijam już fakt, że patrzyli na nas jak na kretynów, kiedy błagaliśmy o zapalniczkę, żeby pozbyć się tej cholernej plastikowej opaski na jego kostkach.

— Zamoczycie mi siedzenia.

— To daj nam worki na śmieci, reklamówki, cokolwiek.

— Nie, spieprzajcie stąd.

— Chuj ci…

Chwycił mnie za łokieć i odciągnął.

— Daj spokój. — Dałabym, gdyby nie to, że ledwo stał na nogach. Telepał się z zimna i pocierał ramiona, próbując się odrobinę ogrzać. Zachciało mu się skoków w maju.

Może i nie wyglądaliśmy zachęcająco, on miał na sobie tylko bokserki, ciało pokrywały siniaki, z moich włosów nadal kapała woda. przynajmniej nikt nie ukradł mi telefonu, który razem z torebką zostawiłam na moście, więc mieliśmy za co wrócić.

— Płacę z góry, pięć stów. Przejedziemy trzy pierdolone kilometry.

Kolejny taksówkarz zerknął na nas nieprzychylnie, ale w końcu pokiwał głową.

— Czekajcie, w bagażniku mam koc. — Rzucił go nam pod tyłki i z ulgą zajęliśmy miejsce w aucie.

— Zawieź nas do najbliższego hotelu.

Niedoszły topielec spojrzał na mnie ze zdziwieniem.

— Słuchaj, dzięki za ratu…

— Zamknij się.

I się, kurwa, zamknął. Tak po prostu, kiwnął głową i wbił wzrok w okno.

* * *

Ostatni raz spojrzałam na mężczyznę w pościeli. nawet nie zapytałam go o imię. kiedy tylko weszliśmy do środka, zamówiłam jedzenie i do napoju wrzuciłam mu tabletkę, będzie musiał mi to wybaczyć. Musnęłam wargami jego usta, były tak miękkie. na samą myśl, że byłam pierwszą kobietą, która mogła ich dotknąć, ogarniało mnie dziwne ciepło. To było takie osobiste, prywatne, zarezerwowane tylko dla nas i na zawsze będzie kojarzyło mu się wyłącznie ze mną. Dziewczyną, która była jego pierwszą i która uratowała mu życie.

Daniel

W życiu miałem jedną zasadę.

Nie ćpałem.

Stan, w którym się teraz znajdowałem, wskazywał jednak na coś innego. W sumie to nie ja wziąłem, to ona mnie czymś nafaszerowała. Nawet nie ogarnąłem, kiedy odleciałem. Napierdalał mnie łeb, w gębie miałem pustynię, a klatka dziwnie bolała w trakcie oddychania. Pieprzona Anastazja skoczyła za mną do jebanej Wisły.

Rozejrzałem się po pokoju, wynajęła cholerny apartament. Nie zauważyłem jednak dziewczyny. pamiętałem jeszcze, jak wczoraj położyła się obok mnie, i choć zasnąłem otumaniony dragami, to jej uśmiech zapisał mi się w głowie.

Zwlokłem się z łóżka. zerknąłem na krzesło, na którym wczoraj leżały mokre ręczniki. Zniknęły, a ich miejsce zajęła torba. na wierzchu leżała kartka.

Cześć!

Przepraszam za to, ale musisz mi wierzyć, że nie miałam wyjścia.

Powodzenia w życiu, mam nadzieję, że ci się uda.

PS Nie są kradzione. Może tobie przydadzą się bardziej.

PS 1. Obok drzwi na wysokości oczu jest karta hotelowa, to taki plastik. Pokój jest opłacony do jutra.

PS 2. Zapomniałam zapytać, jak masz na imię, pewnie by mi się spodobało.

PS 3. Najważniejsze! Ciężko to ubrać w słowa, ale komunikat jest prosty. Mam nadzieję, że dzięki mojej pomocy uda ci się jakoś poradzić z codziennością, a ponieważ uratowałam twój zgrabny tyłek, to teraz twoja kolej, by komuś pomóc. I do tego czasu zapomnij o skakaniu z mostu czy innych tego typu rozrywkach. Jakaś idiotka kiedyś zrobiła to mnie, więc dzięki i przepraszam (znowu).

PS 4. Cieszę się, że mogłam być twoim pierwszym razem.

PS 5. Ona chciałaby, żebyś żył.

Do zobaczenia w piekle!

A.

Ostrożnie otworzyłem torbę. były tam dwa komplety ubrań: dżinsy, koszulka, bluza i sportowe buty. Kiedy wyciągnąłem wszystko, zobaczyłem dwie siatki. Zajrzałem do pierwszej, na wierzchu leżała nabazgrana kartka z cyfrą 70 tysięcy i dopiskiem: na ten dług, w drugiej z napisem 30 tysięcy: na dobry start.

Nie wiedziałem, czy nadal jestem otumaniony narkotykami, czy to jakiś popieprzony sen. Laska zostawiła mi sto tysięcy. Zdecydowanie śniłem, choć może mi się udało, a to był tylko wytwór mojej chorej wyobraźni? Może trafiłem do pieprzonego czyśćca, gdzie wciąż bez końca będę przeżywał swój błąd?

Popatrzyłem na ręce: nadal były pokryte tatuażami, na dłonie, które wciąż były poharatane gałęziami…

Usiadłem na łóżku i mocno zacisnąłem zęby na skórze.

— Kurwa — syknąłem. Czyli jednak żyłem i to wszystko było prawdą, o ile można uznać ten test za wiarygodny.

 Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1 Nawiązanie do utworu Gibbsa Łzy ślepego szczęścia.