Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
13 osób interesuje się tą książką
Czwórka nieznajomych, mały motel i… emocjonujące początki
Trzej mężczyźni i kobieta spotykają się przypadkiem w małym, starym motelu gdzieś na rozstaju dróg. Każde z nich przyjeżdża z innego zakątka USA w poszukiwaniu ucieczki od własnych problemów.
Ona próbuje poradzić sobie z bólem po stracie rodziców. Oni chcą uporządkować swoje sprawy. Wszyscy odnajdują chwilę wytchnienia w Cichym Zakątku – miejscu prowadzonym przez serdeczne małżeństwo, Geralda i Rose.
W tym motelu życie wydaje się prostsze. Jednak nowo nawiązane relacje szybko komplikują się – rosnące emocje burzą dotychczasowy spokój. Niebawem czwórka przybyszów będzie musiała odpowiedzieć na pytanie: co jest ważniejsze, przyjaźń czy rodzące się uczucia?
„Cztery strony świata” to ciepła i wzruszająca opowieść o nowych początkach, nieoczywistych znajomościach oraz o tym, jak bliscy sobie mogą stać się obcy ludzie.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 178
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Isabela Silverano
Cztery strony świata
A los que están más cerca de mí:
Aleksandrze i Sebastianowi
kocham Was i dziękuję
Było ich trzech. Przyszli z trzech stron świata. Z zachodu – Tony Williamson, z południa – Frank Johnavan, ze wschodu – Gino Martinez. Reprezentowali Los Angeles, Miami i Nowy Jork.
Zachodni wiatr przywiał mężczyznę po czterdziestce, miał brązowe oczy, ciemne włosy, był już lekko łysiejący, ale wciąż zabójczo przystojny. Do tego elegancki – zazwyczaj nosił golf i spodnie z dobrej dzianiny – bardzo zadbany i zawsze pachnący. Przez sześć lat kochał jedną kobietę, a ona z próżności zdradziła go z dawnym kolegą ze studiów.
Wschód podarował włoskiego faceta, trochę młodszego od Tony’ego, równie przystojnego. Lubiący nosić garnitur – typ biurowy. Zdradzony, oszukany przez podłą kobietę.
Południowiec, najmłodszy z nich trzech, był chłopakiem na luzie. Nosił lekki zarost, ciemne przeciwsłoneczne okulary, czarną kurtkę typu flek, jeansy. Spłukany po kobiecie, która w końcu okazała się drogą dziwką.
Wszyscy byli równie męscy, co przystojni. Z różnych części Stanów, ale zadziwiająco podobni. Chcieli jednego: poznać kobietę, która okaże się damą.
Ona miała poszarpane, długie, ciemne włosy i niebieskie oczy – typowa młoda, dwudziestoparoletnia, zgrabna, wykształcona, ale też bardzo skrzywdzona. Wierzyła w to, że uczucie, jak jest, to do końca życia. Miłosna dama przyszła z północy, Chicago należało do Sam Rutherford.
Jedni przez cały rok wygrzewali się na słońcu, inni natomiast mogli doświadczyć świąt Bożego Narodzenia przy obsypanych śniegiem choinkach, natomiast miejsce, do którego zmierzali nasi bohaterowie, było słoneczne, a i zimą mogło poszczycić się śnieżnym dywanem. Miasto od północy okalał piękny las, a jeśli się przejechało dwadzieścia mil na południe, można było zobaczyć wspaniałą pustynię. I tu znaleźli się nasi bohaterowie. Czy mają jeszcze szanse na szczęście? Czy przeprowadzka coś zmieni? Czy kwiat miłości nie pokłuje ich znowu?
Tony zapalił cygaro, zastanawiał się, gdzie spędzić tę noc, było już trochę późno, zapadał mrok. Spojrzał przed siebie, w oddali tliło się słabe światło motelu, tam postanowił skierować swoje kroki. W drzwiach prawie minął się z Frankiem. Ten także trafił do tej przydrożnej noclegowni. W pokojowych celach siedzieli już Gino i Sam; co przyniesie przyszłość, co przyniesie ranek? Zapadła noc, długa, pełna przemyśleń dla całej czwórki.
Sam momentalnie zasnęła, gdy tylko przyłożyła głowę do poduszki. Tony dogasił cygaro, wyjął swoje toaletowe przybory i udał się do łazienki. Gino i Frank nie mogli ułożyć się wygodnie w swoich łóżkach. Przekręcali się z boku na bok.
Ranek okazał się słoneczny, a jaki nastrój panował w sercach? Była szósta, słońce zaczynało dopiero swą codzienną wspinaczkę ku zachodowi.
Sam obudziła się, przeciągnęła leniwie.
– Zaczynam nowe życie, zaczynam nowe życie – powtarzała to kilka razy, mówiąc coraz głośniej, aż wreszcie krzyknęła: – Zaczynam nowe życie, dzisiaj jest pierwszy dzień mojego szczęścia, koniec łez, od teraz tylko śmiech!
Postanowiła zejść na śniadanie do baru na dole. Trzeba sił, aby zdobyć i utrzymać szczęście.
Bar jak to bar, kilka drewnianych stolików pod oknami, pokrytych ręcznie szytymi obrusami, białymi jak śniegi Syberii, na środku każdego stołu stał bukiet świeżych kwiatów, zebranych z przymotelowego ogródka przez właścicieli tej uroczej, spokojnej przystani. Przy każdym stoliku ustawiono po cztery krzesła, dobre, dębowe. Po drugiej stronie sali widać długi blat baru, kilka wysokich krzeseł, za barem kręciła się, jak co dzień, pani w średnim wieku. Miała lekko siwe włosy, uczesane w nienagannie zaczesany do tyłu kucyk. Na imię jej Rose. To ona zawsze rano serwowała przepyszną jajecznicę na uprażonej cebuli, świeże tosty, kubek kawy zbożowej, a w niedzielę kakao. Oczywiście była też i kawa dla upartych, którzy nie potrafili funkcjonować bez choć jednej filiżanki z czarną używką.
Wieczorami ster nad barem przejmował mąż Rose, Gerald. Lekki brzuszek, siwe włosy, siwa broda, był o głowę wyższy od swojej małżonki. Razem spędzili już trzydzieści lat. Nie doczekali się dzieci, bo Rose po dwóch poronieniach nie mogła już mieć ich więcej, a że kochali się z Geraldem szalenie, postanowili zakupić stary motel i go wyremontować. Przyjmując gości i opiekując się nimi, choć trochę odreagowywali brak ukochanych dzieci. Nazwali go Cichy Zakątek. Gerald rządził ostrą ręką – jeżeli widział, że klient ma już dość wódki, nigdy nie nalewał mu więcej. Gdy ktoś chciał się wygadać, zawsze wysłuchał cierpliwie i trzymał się ponad wszystko jednej zasady, że alkohol w barze wydawany jest dopiero od dziewiętnastej, nigdy wcześniej.
O tak wczesnej porze bar był pusty. Sam przysiadła przy stoliku w rogu sali, spojrzała w menu, a już znalazła się przy niej Rose.
– Witam! Mam nadzieję, że lubisz kawę zbożową, bo już dla ciebie zaparzyłam.
– Zbożowa kawa? – zapytała zdziwiona bezpośredniością Rose. – Pewnie!
W Chicago, mieście, z którego przyjechała, czuła się bardzo wyobcowana, kontakty były krótkie, niezobowiązujące, pozbawione naturalnej życzliwości, którą z pewnością posiadała gospodyni tego uroczego motelu. Sam wyrwała się ze zranionym sercem z bagna chicagowskiej bezduszności, zawiedzionej miłości i postanowiła, że już nigdy, ale to przenigdy nie będzie nieszczęśliwa. Ale też nie chciała się stać zgorzkniała, więc podejście Rose upewniło ją, że dziś jest pierwszy dzień jej zupełnie nowego życia.
– Oj, przepraszam, nawet się pani nie przedstawiłam – zakłopotała się Rose. – Jestem Rose i wraz z mężem Geraldem prowadzimy ten motel.
– Bardzo mi miło, ale będzie mi milej, gdy pani będzie mi mówić Sam.
– Pod jednym warunkiem, że ty także będziesz mi mówić po imieniu.
– Okej, Rose, poproszę jajecznicę z cebulką i wielki kubek kawy zbożowej.
– Już się kończy smażyć.
I tak dwie urocze kobiety się poznały.
W tym samym momencie do baru zszedł Gino, usiadł przy barze i poprosił o kubek czarnej, mocnej kawy. Odpłynął gdzieś myślami. Nie spał za dobrze tej nocy. Sam, ośmielona podejściem do życia Rose, wstała i odważnie podeszła do mężczyzny przy barze.
– A może tak dla odmiany kubek kawy, ale zbożowej?
Spojrzał na nią przenikliwie, z lekkim zdziwieniem, że jest ktoś jeszcze w tym barze prócz niego. Spojrzenie Gino przeszyło ją całą. Czy to był dobry pomysł, by nieznajomemu ot tak cokolwiek proponować? Owszem, chciała zmian w swoim życiu, ale ta chyba była zbyt nagła i radykalna.
– Wybacz, ale ja pijam tylko czarną – odparł chłodno. Oczy miał ciemne i nieprzeniknione, jakby smutne.
– Przepraszam! – Zakłopotała się, lecz wiedziała, że na inną reakcję nie powinna liczyć, w końcu wdarła się w czyjś poranek.
W chwili, gdy chciała wrócić do swojego stolika, poczuła dotkniecie ciepłej, męskiej dłoni, która musnęła jej ramię.
– Nie, to ja panią przepraszam, po prostu mam zły nastrój.
– Niezależnie od pana nastroju nie powinnam tak podchodzić i się narzucać – powiedziała Sam jeszcze bardziej zdziwiona niż nieznajomy.
– Jestem Gino – przedstawił się i podał swoją dłoń.
– Sam – odparła z delikatnym uśmiechem na twarzy.
– Co do tej kawy, masz rację, to okropne przyzwyczajenie, a wcale nie jest po niej mi lepiej, więc może dla odmiany napijemy się razem kawy zbożowej? – zapytał niepewnie.
– Dobrze, usiądźmy przy moim stoliku.
Po tych słowach ruszyli do miejsca Sam, a kawa już została podana przez Rose, która z ciepłym uśmiechem na twarzy przyglądała się całemu zajściu. Zajadali się jajecznicą w milczeniu, popijali kawę, raz spoglądali na siebie, a raz za okno, na piękny, słoneczny widok gór, które sprawiały, że lokalizacja motelu była wyjątkowa.
Tony się obudził, poszedł do łazienki, ogolił się dokładnie. Po porannej toalecie wziął walizkę stojącą przy drzwiach i położył ją na łóżku, otworzył, wyjmował ubrania, aż postanowił włożyć czarne spodnie i błękitną sportową koszulę. Wyglądał bardzo elegancko, widać, że lubił taki styl. Na zegarku dochodziła już dziewiąta, zazwyczaj o tej porze był już w swoim biurze, szykując zebranie zespołu. Na co dzień mieszkał w Los Angeles, a pracował jako architekt. Zawsze marzył, by nim zostać. Od najmłodszych lat rysował domy, z czasem zaczął być precyzyjny, opisywał swoje projekty liczbami. Te projekty wykorzystał do stworzenia swojego portfolio przy zdawaniu na architekturę. Bardzo się angażował w swoją pracę, może dlatego nie zauważył, że kobieta mówiąca co rano, że go kocha, w czasie, gdy on harował, oddawała się jego znajomemu, który obiecywał jej złote góry i wakacje w drogich hotelach. I tak, któregoś poranka, obudził się bez niej u boku. Znalazł tylko krótki liścik: „Twój przyjaciel jest hojniejszy”. Zdziwienie Tony’ego było wielkie, bo wcale tego nie rozumiał. Miała przy nim wszystko, drogie restauracje, wyjścia na przyjęcia. Co prawda, gdy zaproponował jej małżeństwo i podzielił się z nią planami o rodzinie, ona odmówiła, tłumacząc, że na to przyjdzie jeszcze czas.
Z początku Williamson cierpiał bardzo, nie wiedział, co ze sobą począć. Domyślił się jednak bardzo szybko, który „przyjaciel” jest hojniejszy. Był to nikt inny jak John Stevens. Studiowali razem, na początku nawet trochę się przyjaźnili. Wspólnie wychodzili na piwo i kręgle. Po studiach ich drogi się rozeszły i spotkali się dopiero ponownie przy realizacji pewnego projektu. John został z niego wyrzucony po tym, jak wyszło na jaw, że brał łapówki. Projekt został w całości przekazany Tony’emu, pozwolił mu na założenie firmy i sprawił, że nazwisko Williamson stało się rozpoznawalne. Stevens nie próżnował przez te lata, dorobił się majątku w innej branży i poprzysiągł sobie, że zniszczy życie Tony’ego. Właśnie jego obwiniał za wykluczenie z projektu, który mógł mu przynieść sławę. Plan był prosty, postanowił, że odbije mu kobietę. Ona nie stawiała oporu i była mało świadoma powodów zainteresowania Johna. Mimo że przy Tonym miała wszystko, ciągle pragnęła czegoś nowego. Wygrała w niej próżność. Znudzona stałością związku z architektem, pokusiła się na romans ze Stevensem. Następnego dnia po odejściu partnerki Tony zjawił się w firmie i oświadczył, że bierze urlop, by odreagować i znaleźć wenę do tworzenia nowych projektów, które tak kochał robić od dzieciństwa.
Tony, gotowy do wyjścia na śniadanie, zobaczył, jak do lasu biegnie Frank, ubrany w siwy dres i białe adidasy.
Frank mieszkał w Miami, pracował na siłowni, ale nie był pakerem, on po prostu bardzo lubił sport. Siłownię traktował jako sposób zarobku, lecz w wolnych chwilach uwielbiał biegać, pływać i jeździć na rowerze. Co innego jego dziewczyna. Ona miała plany, chciała zostać modelką. Poznali się w pracy Franka, ona przychodziła tam ćwiczyć, ale nie z zamiłowania, tylko by wyrobić sylwetkę do modelingu. Szybko zauważyła, że Frank jest bardzo zaradny, umawiał się po pracy na prywatne lekcje z klientami z siłowni, którzy płacili mu bardzo duże pieniądze, by dobrze wyglądać. Oczywiście chłopak i jego rady były dużo droższe niż miesięczny karnet w siłowni, która słynęła, również poza granicami Miami, z wysokiej klasy sprzętu do ćwiczeń. Wielu wolało jednak wydać pieniądze i opłacić prywatny trening. Zaradność Franka wykorzystała równie zaradna dziewczyna, która żerowała na uczuciu młodego mężczyzny i wyciągała od niego pieniądze na różne kursy, poczynając od nauki chodzenia jak modelka, kończąc na lekcji jogi, która miała ją wyciszyć po stresującym dniu. Tak leciały dolary, które zakochany Frank wydawał, wierząc, że ukochana osiągnie cel i zostanie modelką. Pewnie historia ciągnęłaby się do obecnej chwili, gdyby nie mail, w którym podejrzanej renomy agencja proponowała jej zdjęcia nago, mające być przepustką do poważniejszych kontraktów. Postanowił to zignorować, ale któregoś piątkowego wieczoru koledzy zaciągnęli go do klubu go-go przy okazji wieczoru kawalerskiego kumpla ze szkoły średniej. Szok to za mało, żeby opisać, co poczuł Frank, widząc, że na rurze półnaga wygina się jego dziewczyna, która co piątek miała być na spotkaniu z przyjaciółkami. Tego wieczoru czar prysł. Ona oczywiście próbowała się tłumaczyć, że to kolejne ćwiczenia, ale dla młodego mężczyzny to, co zobaczył, w połączeniu z mailem było kroplą, która przepełniła czarę goryczy. Przypomniał sobie, co czuł, kiedy chciał się kochać ze swoją dziewczyną, a ona wykręcała się bólem głowy i tym, że musi wyspać się na poranny pokaz. Wyrzucił ją od razu ze swojego wynajmowanego mieszkania i długo się nie zastanawiając, spakował rzeczy, wsiadł do swojego starego mustanga i pojechał tam, dokąd prowadziła droga. Pokierowała go do małego motelu, w którym spędził tę noc.
Ranek był dla niego zawsze dobrym powodem, by wskoczyć w dres i pobiegać, a tutejszy las wyglądał zachęcająco. Bieg rozładował trochę emocje, które nagromadziły się przez te lata życia z toksyczną partnerką.
Tymczasem Sam pożegnała się po śniadaniu z Gino.
– Dziękuje za miłe towarzystwo w czasie pierwszego śniadania mojego nowego życia. – Spojrzała na mężczyznę. – Rose, śniadanie było znakomite, ale najlepsza ta kawa.
Na twarzy gospodyni pojawił się uśmiech.
– Około pierwszej zapraszam was na obiad – powiedziała właścicielka baru.
– Ja na pewno będę – dodała śpiesznie Sam.
– Nie wiem, czy zgłodnieję do tej godziny po takim śniadaniu – wyjaśnił Gino Rose, a potem zwrócił się w stronę Sam. – Dziękuję, że mogłem zjeść moje pierwsze od wielu lat śniadanie akurat w twoim towarzystwie. Nie rozumiem tylko, o jakim nowym życiu wspomniałaś? – spytał, wyraźnie zaciekawiony, a jego oczy jakby pojaśniały.
– Oj, to długa historia – odparła. – Do zobaczenia. – Podała mu dłoń i wyszła z baru w kierunku lasu.
Samantha bardzo lubiła spacery, w Chicago nie chodziła zbyt często, ale kiedy tylko zbliżały się wakacje, co roku wyjeżdżała nad wybrzeże pooddychać powietrzem oceanu i pozanurzać nogi w piasku. Jej były partner, którego poznała na studiach, tego nie lubił. Szła teraz ścieżką i go wspominała. Spacery i wyjazdy romantyczne nie leżały w naturze tego osobnika. Lubił za to mocny alkohol, który coraz częściej towarzyszył spotkaniom z nią. Oczywiście gdy się poznali, zapraszał na kolację, do kina, ale kiedy tylko uznał, że Sam czuje do niego coś więcej, stał się znów taki, jaki był zawsze. Wracał późno do domu, wymigiwał się ze spotkań, tłumaczył się pracą, pod którą kryły się liczne romanse ze wszystkim, co dało się przelecieć. Oczywiście zaślepiona nie widziała tego, wierzyła, że któregoś dnia obsypie ją kwiatami i poprosi o rękę, a na miesiąc poślubny pojadą nad jej ukochany ocean. Pewnego wieczoru, gdy pijany chciał zaciągnąć ją do łóżka, Samantha odmówiła. Słowa nie dotarły do pijanego mózgu ukochanego. Uderzył ją w twarz, wykrzykując, że jemu żadna nie odmawia. Przerażonej dziewczynie udało się wyrwać i uciec. Jeszcze tego samego wieczoru spakowała się i nie zastanawiając się długo, podążyła na dworzec autobusowy, z którego dojechała do tego uroczego miejsca. Miała plany, że już nigdy nie pokocha żadnego mężczyzny.
Gino nie zdążył odpowiedzieć Sam, tylko popatrzył, jak dziewczyna się oddala. Nowojorczyk był jeszcze lekko oszołomiony porankiem ze śniadaniem, ale za to bez kubka mocnej czarnej kawy, która budziła go na Wschodnim Wybrzeżu. Humor mu się poprawił, dawno tak dobrze się nie czuł. Do czasu przyjazdu do tej przystani żył w ciągłym stresie, ponieważ pracował jako makler. Znał się na tym, co robił. Zarabiał miliony dla spółek i przeróżnych firm, a że lubił garnitur, trudno mu było włożyć coś innego, nawet tego poranka miał na sobie marynarkę do dżinsów. Praca nie pozwalała mu na życie prywatne, choć zawsze sobie obiecywał, że znajdzie czas na miłość. Skończyło się ostatecznie na romansie z koleżanką z pracy, która nie licząc się z uczuciami chłopaka, postanowiła zrobić karierę na giełdzie. Kiedy mężczyzna coraz bardziej angażował się w ten romans i liczył po cichu, że przerodzi się on w poważny związek, ona grzebała nocami w jego komputerze, szukając czegoś, co pomogłoby jej zabłysnąć przed szefami. Nastał dzień, kiedy szefowie zwolnili Gino, gdyż konkurencja szybciej zainwestowała w obserwowaną firmę, przez co klienci stracili sporą sumę pieniędzy. Dyrektorzy winili Gino, że sprzedał namiary konkurencji. Szybko się domyślił, że to jego ukochana tak nagle awansowała kosztem całej jego kariery, na którą pracował całe swoje dorosłe życie. Przyjaciel z dzieciństwa, James, poradził mu, aby zrobił sobie wakacje i dokądś wyjechał, zastanowić się, co dalej z jego życiem.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji
Cztery strony świata
ISBN: 978-83-8373-705-8
© Isabela Silverano i Wydawnictwo Novae Res 2025
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.
REDAKCJA: Weronika May
KOREKTA: Anna Miotke
OKŁADKA: Julia Krawiec
Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.
Grupa Zaczytani sp. z o.o.
ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia
tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]
http://novaeres.pl
Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek