Czekając na kota - Michaela Klevisová - ebook

Czekając na kota ebook

Klevisova Michaela

4,2

Opis

Koty chodzą własnymi ścieżkami. A czyimi ścieżkami chodzą ludzie? Czy aby nie… kocimi?

 

Lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników kotów!

 

Alicja próbuje znaleźć drogę do serca dorastającej córki. Delfina już nie chce żyć samotnie. Théo nie może się pogodzić z przeprowadzką ze wsi do miasta, a mały Dawid obawia się rozwodu rodziców. Wszystkich bohaterów tych wzruszających opowieści łączy jedno: koty, które wkraczają do ich życia, by przypomnieć o sprawach najistotniejszych.

 

O kotach piszę, ponieważ z nimi współbrzmię. Odpowiada mi ta ich miłość bez zależności, wierność bez uległości. Nie czuję potrzeby czucia się potrzebną. Wystarcza mi, że ktoś mnie lubi, bo po prostu zasługuję na jego sympatię. Dokładnie tak wygląda więź z kotem. Opiera się na partnerstwie. Nie dostaje się w niej nic za darmo, bo niby dlaczego? Jeśli się staracie, kot nagrodzi was wielką miłością i mnóstwem radości.

 

Michaela Klevisová – pisarka, dziennikarka, tłumaczka, autorka wielu bestsellerów, w tym między innymi najpopularniejszej czeskiej serii kryminalnej z inspektorem Bergmanem w roli głównej. Dwukrotna laureatka nagrody im. Jiřiego Marka za najlepszą powieść kryminalną. Miłośniczka zwierząt, w szczególności kotów i koni uwielbiająca naturę i unikająca rozgłosu oraz mediów społecznościowych. Mówi o sobie, że ma kocią duszę. Propagatorka życia w zgodzie z otaczającą nas przyrodą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 161

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (9 ocen)
4
3
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Hellina

Dobrze spędzony czas

Lubię koty i dlatego dla mnie rewelacyjne opowiadania.
20
BasiaChmielewska

Nie oderwiesz się od lektury

Kociarze będą zachwyceni.
20
Sisscat

Nie oderwiesz się od lektury

Super lektura do pociągu 😁
10
AStrach

Dobrze spędzony czas

Mru, mru, zdania podzielone jak to kocie ścieżki.
10
Yelonky_PL

Nie oderwiesz się od lektury

Dopóki nie sięgnąłem po tę książkę, to nawet nie widziałem jak bardzo jej potrzebowałem. Zakochałem się w niej! Autorka idealnie uchwyciła różne odcienie więzi, jaką może nawiązać człowiek z kotem (albo kot z człowiekiem). Jej opowieści są tak cudownie ciepłe, jak ciepłe potrafią być koty (sam przekonuję się o tym codziennie mieszkając z dwoma futrzakami). Bardzo się cieszę, że mogłem tę książkę przeczytać.
00

Popularność




Dla Pana Bułki, Matyska, Liduszki, Pepiczka i spółki, Czarnej, Kociaka, Kuby, Sfingacza i spółki, Starego Matesa, Miculiana, Barczouna, Mikesza Mikomiksza, Beli, Lizy, czarnej Koczy i pozostałych kotów z domku, Rudzielca, Kota-Miterranda, Koteczka, Tasiemczaka, Sliza, Żemlaka, Lewka, Mikiszka z Hutí, Diego Maradony i wszystkich pozostałych.

Za cenną pomoc dziękuję Simonie Martínkovej-Rackovej.

O kotach piszę, ponieważ…

…z nimi współbrzmię. Odpowiada mi ta ich miłość bez zależności, wierność bez uległości. Nie czuję potrzeby czucia się potrzebną. Wystarcza mi, że ktoś mnie lubi, bo po prostu zasługuję na jego sympatię. Dokładnie tak wygląda więź z kotem. Opiera się na partnerstwie. Nie dostaje się w niej nic za darmo, bo niby dlaczego? Jeśli się staracie, kot nagrodzi was wielką miłością i mnóstwem radości.

Koty są w moim życiu obecne od dnia, w którym babcia odebrała mnie ze szkoły, a potem na wzgórzu między willami dołączył do nas rudy kocur. Szedł za nami aż do domu i tam już został. Miałam wówczas siedem lat i od tego czasu jestem Kociarą.

Większość naszych kotów po prostu się do nas przybłąkała. W pewnym okresie mieszkało ich z nami pięć. Czasem czuję się jak magnes na koty w potrzebie. Na przykład poszliśmy na spacer do parku, a w koronie pierwszego drzewa siedział kotek, miauczał rozpaczliwie i nie potrafił zejść. Wróciłam więc ze swoim partnerem do domu po kłębek sznurka i koszyk, mój partner przerzucił sznurek przez gałąź, na której utknął kot, wciągnął koszyk na górę, a kocię natychmiast wsiadło do niego jak do windy i zadowolone zjechało na dół. Albo inny przykład: wyjechaliśmy na urlop, a pod drzwiami naszego wakacyjnego domku natychmiast pojawił się kotek, chory już na pierwszy rzut oka. Przez całe czternaście dni woziliśmy go do weterynarza w pobliskim mieście, robiliśmy mu zastrzyki, wyleczyliśmy go, a potem znaleźliśmy mu dom u sąsiadów. Tak jakby koty w tarapatach wyczuwały nas jakimś specjalnym radarem. Ale pewnie chodzi po prostu o to, że nie potrafimy przejść obojętnie obok zwierzęcia w potrzebie.

Podobnie odbiera to większość tych, których nazywam Kociarzami. Jesteśmy szczególnym rodzajem ludzi: tolerancyjni, wrażliwi, empatyczni. Potrafimy dostosowywać reguły do własnych potrzeb i nie przejmujemy się tym, co myślą o nas pozostali. Często rozpoznajemy się nawzajem, zanim nasza pierwsza rozmowa zejdzie na temat kotów. Na przykład siedzę w poczekalni u dentysty, rozmawiam z kobietą przede mną, a w głowie zapala mi się lampka: Kociara! Kobieta wspomina, że się śpieszy, bo musi wyprowadzić psa na spacer. Mimo to próbuję:

— Ja mam w domu trzy koty.

Kobiecie rozbłyskują oczy.

— Ja też! Też trzy! A w ogrodzie dokarmiam jeszcze pięć czy sześć…

Kiedy my, Kociarze, tak się odnajdujemy, jest nam całkowicie obojętne, ile mamy lat, skąd pochodzimy, gdzie pracujemy i czym się interesujemy oprócz kotów. Z miejsca obdarzamy się sympatią. Ważne, że kochamy koty. Czujemy się szczęśliwi, że rozmawiamy z kimś, kto rozumie naszą pasję, ponieważ większości ludzi wydajemy się jednak trochę zwariowani. A tematów do takich rozmów nigdy nie brakuje. Mamy tyle doświadczeń, którymi możemy się dzielić! Tyle historyjek!

I właśnie dyskusje z Kociarzami zainspirowały mnie do napisania tej książki. Jest pełna historii o kotach, ale przede wszystkim o ich ludziach.

W drodze na plażę

Tego lata padały rekordy ciepła. Na wyspie Brač pożar pochłonął cztery tysiące hektarów lasu, wygnał ludzi z hoteli, a wiatr nawet tydzień później przynosił drażniący swąd spalenizny.

Koty dołączyły do nich na ścieżce wśród drzew oliwnych. Do końca urlopu pozostały cztery dni, a wiatr wreszcie zmienił kierunek i pachniał tylko morzem, suchymi skałami i żywicą.

Robin przyklęknął pośrodku ścieżki. Wyciągnął do kociąt rękę. Najpierw się bały i uciekały przed nim, ale gdy wykorzystał chwilę ich nieuwagi i pogłaskał je od tyłu po grzbiecie, od razu oddały się pieszczotom i wdrapały mu się na kolana.

— Skąd się tu wzięły, mamo? Na pewno chce im się pić! I jeść!

Wcześniej pozwolili mu iść z przodu, lubił to, dzięki temu czuł się samodzielny, natomiast oni trzymali się wystarczająco daleko, by móc porozmawiać o rozwodzie. To ich ostatni wspólny urlop. Miał wszystko uratować, lecz tylko potwierdził pustkę. Mówili o tym już całkiem otwarcie. Nie chcę opieki naprzemiennej, te ciągłe zmiany otoczenia tylko robią dzieciom mętlik w głowie. No jasne, powinien mieć swój dom. Przecież mogę zabierać go na weekendy, jakoś się dogadamy… Ale i tak nadal uważam, że gdybyśmy nie zamieszkali z twoją matką, wszystko mogłoby ułożyć się inaczej. Nie wiadomo. Zresztą już podjęliśmy decyzję, więc nie drąż… A co z pieniędzmi na koncie? Może ty weźmiesz te pięćdziesiąt patyków, a ja auto?

— Jakich patyków? — Robin usłyszał urywek rozmowy. Wyobraził sobie, jak tata podnosi pięćdziesiąt patyków, takich, jakie zbierali kiedyś w lesie. Byłaby z nich wysoka wieża i trzeba by bardzo uważać, żeby się nie zawaliła.

— Nie zrozumiałbyś — powiedziała mama.

— Rozmawiamy o pieniądzach. Patyki to tysiące — wyjaśnił tata. — Leć naprzód, omawiamy z mamą coś ważnego.

Robin chciał spytać, skąd tata weźmie te patyki i dokąd je zaniesie, ale zanim zdążył otworzyć usta, pojawiły się dwa kotki. Czarno-biały i rudy.

— Nie powinniśmy go zbytnio tym obarczać — oświadczyła mama, a Robin rozumiał teraz każde jej słowo, bo kiedy klęczał przy kotkach, rodzice podeszli bliżej. — Przecież chodzi dopiero do drugiej klasy.

Odchylił głowę, trzymając w dłoniach futrzane kulki, i spojrzał na matkę.

— Możemy zabrać je do domu?

Oczywiście nie mogli.

— Na pewno do kogoś należą — stwierdził tata, rozglądając się po spalonej słońcem okolicy. Powykręcane pnie drzew oliwnych, stare kamienne murki ciągnące się pod górę, biała żwirowa ścieżka, pod urwiskiem morze, w górze skały, ale nigdzie nie widział żadnego domu, z którego mogłyby wyjść koty.

Rozpakowali kanapki i dali zwierzętom ser i szynkę. Potem spróbowali też chleb, a kocięta pochłonęły go do ostatniego okruszka.

— Widzicie, jakie są głodne? — zauważył Robin. — Nikt się nimi nie opiekuje. — Zrobił z dłoni miskę, poprosił tatę, żeby nalał mu tam wody, i podsunął ją kotkom. Piły spragnione.

Przez chwilę się z nimi bawili, ale postanowili iść dalej, na plażę, tak jak wcześniej zamierzali. Koty do nich dołączyły, dotrzymywały im towarzystwa, bawiły się kamykami, znikały za korzeniami drzew, a po chwili znów plątały się między nogami. Zatrzymały się dopiero na początku stromego zbocza wiodącego ku morzu.

— Nie chcą iść dalej. Na pewno gdzieś na wzgórzu mają dom — uznał tata, a w jego głosie pobrzmiewała ulga.

Robin je wołał, wabił, ale tata wyjaśnił mu, że popełnia błąd. Gdyby kotki poszły za nim zbyt daleko, mogłyby nie znaleźć potem drogi powrotnej.

Zeszli na plażę, a kiedy dwie godziny później wracali do hotelu, kocięta czekały na nich tam, gdzie się rozstali. Potem odprowadziły ich prawie do hotelu.

— Po prostu nie możemy ich wziąć i koniec — upierała się mama, ciągnąc Robina do wejścia. — Ktoś mógłby za nimi tęsknić. Może taki chłopiec jak ty. Wyobrażasz sobie ten smutek?

— Nie mają żadnego chłopca takiego jak ja. Nie mają nikogo.

— Nawet jeśli to prawda, nie możemy nic zrobić. Będziemy je karmić, uprzyjemnimy im te kilka dni, ale nic ponadto. — Potem zaczęła tłumaczyć synowi, że zwierząt nie można tak po prostu przewozić przez granicę. Regulują to odpowiednie przepisy. Musieliby zdobyć dla nich książeczki szczepień i nie wiadomo co jeszcze. — Nie zdążymy tego załatwić, za cztery dni wyjeżdżamy.

Przyjadą do domu i będą rozdzielać te patyki. On zostanie z mamą, bo opieka naprzemienna zrobiłaby mu w głowie mętlik. Chciał zapytać, co to jest ta opieka naprzemienna, ale milczał.

Wieczorem nie mógł zasnąć. Zamknij oczy i słuchaj morza, w domu tego nie masz, doradziła mama, więc spróbował, ale i tak wciąż myślał o tym, że kociaki są same w tej głuszy. Nie mógł się doczekać, aż jutro zaniesie im ser. Było mu smutno, a szum morza za oknem wcale niczego nie ułatwiał. Bo niby dlaczego miałby ułatwiać?

Odwiedzali kotki dwa razy dziennie zaopatrzeni w ser ze śniadania i konserwy z karmą kupione w wiosce. Koty za każdym razem porządnie się najadały, odprowadzały ich kawałek, a potem czekały, aż będą wracać z plaży. Przestały się bać wyciągniętych rąk. Rozpoznawały ich z daleka i z podniesionymi ogonkami wybiegały im na przywitanie.

Zrobił się z tego rytuał. Kiedy Robin po kryjomu wciskał sobie do kieszeni ser i szynkę zawinięte w chusteczki lub kiedy kupowali konserwy i zastanawiali się, który rodzaj będzie kotom najbardziej smakować, przez chwilę wszystko było takie, jak w czasach przed rozmowami o patykach i opiece naprzemiennej. Robin to wyczuł. O takich rzeczach nie trzeba mówić. One po prostu się dzieją.

— Nie umiem sobie wyobrazić, że je tu zostawimy — powiedział tata ostatniego dnia, kiedy koty jadły mu z dłoni kawałki sera. — Może jednak zabierzemy je ze sobą?

— Jeśli będziemy mieć kontrolę na granicy, zabiorą je nam, a to byłoby dla nich gorsze niż pozostanie tu, gdzie wszystko znają.

— No jasne. Ale i tak mnie to kusi.

— Wiem, wiem. Ja też się do nich przyzwyczaiłam.

Mężczyzna z drewnianą laską spacerową pojawił się na drodze akurat w chwili, gdy knuli plan, że tuż przed granicą schowają zwierzaki w bagażniku i będę trzymać kciuki, żeby celnicy tam nie zajrzeli. Włączą w aucie muzykę, a Robin może w dodatku głośno śpiewać, żeby zagłuszyć miauczenie.

Mężczyzna powiedział coś po chorwacku i wskazał laską na gaj oliwny.

— To jego koty. Stamtąd przyszły. Tam mieszkają — przetłumaczył Robinowi tata.

Chorwat się schylił, ale kocięta uciekły przed jego dłonią. Jedno chwycił i tak dla żartu podniósł wysoko, trzymając za futro na szyi. Zwierzę się wyrywało, drugie zniknęło między drzewami. Człowiek z laską zaśmiał się i znów powiedział coś niezrozumiałego.

— Mamy ich nie karmić. Łapią myszy — wyjaśnił tata.

Chorwat odstawił kociaka na ziemię.

Robin nie rozumiał, dlaczego rodzice nie powiedzieli, że chcieliby zabrać te koty ze sobą. Czy myślą, że by ich nie zrozumiał? A może wolą je zwinąć po kryjomu?

— Przynajmniej wiemy, że nie zostaną tu całkiem same — powiedział tata, kiedy szli na plażę. — Co tak na mnie patrzysz, synku? Chyba nie myślisz, że moglibyśmy je ukraść?

Od śpiewu rozbolało go już gardło. Podskakiwał na tylnym siedzeniu i wymachiwał rękami do rytmu.

— Tę pszczółkę, którą tu widzicie, zowią Mająąąąą…

— Dokazuje tak przez całą drogę — wytłumaczył tata celnikowi, podając przez okno paszporty.

— Może już tęskni za domem?

— Na pewno, jemu łatwo tęsknić, bo nie musi iść jutro do pracy. — Tacie zatrząsł się głos. Zaśmiali się z mamą na siłę.

— W porządku. — Celnik spojrzał na Robina i oddał tacie paszporty.

— …śmiała, sprytna, rezolutna Maaajaaaa…

— Dziękuję. Do widzenia.

Szlaban się uniósł. Ruszyli. Jeszcze minutę lub dwie siedzieli niemal bez ruchu, jakby się bali, że celnicy dopiero teraz się zorientują, iż ta rodzina zachowywała się podejrzanie, ruszą w pościg, zatrzymają ich i każą wypakować wszystko z auta.

Potem mama i tata spojrzeli na siebie i krzyknęli radośnie:

— Hurrraaa!

— Mamy je!

— Są nasze!

— Jak będą się wabić?

Zjechali na pierwszy przydrożny parking i przenieśli koty z powrotem do kabiny. Zachowywały się cicho i ufnie, jakby nie istniało nic bardziej naturalnego niż długie podróże autem i przemyt przez granicę.

Robin pilnował ich na tylnym siedzeniu i myślał o tym, jak rano, jeszcze przed śniadaniem, wyruszyli z hotelu na wzgórza. Koty nie czekały na nich przy drodze o tej nietypowej godzinie, więc tata postanowił, że odnajdą dom tego człowieka z laską. Kociaki siedziały na rozpadających się słupkach furtki porośniętych winoroślami. W porannym słońcu wszystko było miękkie i złotoróżowe.

— Sprzedam je wam — tłumaczył tata słowa mężczyzny. — Ale będę musiał jakoś zdobyć nowe koty. A to nie jest łatwe. — W zmrużonych oczach pojawił się błysk, a potem usłyszeli kwotę, która tacie i mamie wydała się zdecydowanie zbyt wysoka.

Odeszli na bok.

— Chce nas oskubać — podsumował tata. — Tyle kasy za dwa kotki! Jeśli mu zapłacę, nie zostaną nam żadne kuny. Po drodze będziemy musieli wszędzie płacić kartą.

— Racja — przytaknęła mama. — Chce więcej, niż będzie kosztować benzyna na całą drogę powrotną. Złodziejstwo. Jeśli się zgodzimy, zrobimy z siebie idiotów.

Spojrzeli na kociaki. Na mężczyznę. Potem na siebie. Mamie poczerwieniały oczy.

— Wiesz co? — powiedział tata. — Wziąłbym je, nawet gdyby kosztowały dwa razy tyle.

— Ja też.

— I właśnie dlatego nigdy nie uzbieraliśmy na własne mieszkanie.

— Otóż to. Jesteśmy straszni.

Uśmiechnęli się do siebie, a tata podszedł do mężczyzny z laską i wręczył mu pieniądze. Mężczyzna chciał złapać koty i zapakować im je do starej torby z zamkiem, ale powiedzieli, że nie trzeba, bo koty na pewno pójdą z nimi dobrowolnie.

Od tej chwili coś się zmieniło. I już tak zostało. Robin nie zastanawiał się zbytnio, co dokładnie. Po prostu się tym cieszył. Pozwolił, by go to głaskało i uspokajało przez całą drogę powrotną. Był pewien, że rodzice też to czują.

Kiedy przejeżdżali przez Zagrzeb, tata na chwilę puścił kierownicę i koniuszkiem palców musnął rękę mamy. Nie odsunęła jej. Milczała, ale o takich rzeczach nie trzeba mówić. One po prostu się dzieją.

Co wiedzą koty

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Puchar od Pana Boga to zbiór opowiadań, w których sport stanowi pretekst do opowieści o sprawach najważniejszych: życiu i śmierci, miłości, przyjaźni i pasji. Ota Pavel pisze o zwycięstwach i porażkach równie ujmująco jak o sarnach i rybach.

Doskonała lektura dla czytelników ceniących szczerość, wrażliwość i piękno.

„Może każdy z nas dostanie puchar od Pana Boga, ale będą one różnej wielkości, w zależności od tego, jak zachowywaliśmy się na tym świecie. Jeden będzie zrobiony na przykład z nieba. Inny ze złotych gwiazd. A jeszcze inny z Drogi Mlecznej”.

fragment

W 2021 roku mija pół wieku od pierwszego wydania Śmierci pięknych saren, zbioru opowiadań, który podbił serca czytelników i na stałe wpisał się do kanonu literatury światowej.

Za co tak bardzo kochamy Otę Pavla? Co sprawia, że kilka dekad po jego przedwczesnej śmierci wciąż sięgamy po jego książki? Z pewnością są to zawarte w tych tekstach ponadczasowe wartości: miłość, przyjaźń, rodzina i przyroda, a także podszyte delikatnym humorem nostalgia i bezradność wobec przemijającego świata i czasu. Lecz najważniejsza jest być może ta, tak charakterystyczna dla Pavla, magia życia, nieuchwytna, utkana ze słów i przypominająca, że każdy nasz dzień, nawet nie najpiękniejszy, ma olbrzymią wartość, którą jednak musimy odnaleźć przede wszystkim w naszych sercach.

Po raz pierwszy Śmierć pięknych saren ukazuje się w Polsce w wersji autorskiej, bez cenzury.

W lasku miejskim na peryferiach Pragi zostaje zamordowana młoda kobieta. Czy jej podobieństwo do córki mieszkającej w pobliżu dziennikarki jest przypadkowe? Śledztwo rozpoczyna inspektor Bergman.

Powieść Michaeli Klevisovej to doskonałe studium psychologiczne i obraz społeczeństwa, w którym pod powłoką pozornej normalności skrywają się tajemnice i pragnienia.

Inspektor Bergman – dwukrotnie rozwiedziony miłośnik kotów, wielbiący porządek i rzeczowość. Empatyczny, stanowczy i systematyczny. W pracy pomagają mu podwładni: Sylwia Rolnik i Adam Danesz.

Kroki mordercy to pierwsza część cyklu z inspektorem Bergmanem.

Anna Walenta to główna scenarzystka najpopularniejszego czeskiego serialu telewizyjnego „Podwórze". Dzięki pracowitości i ambicji odnosi duże sukcesy, lecz pod powłoką wielkomiejskiego blichtru skrywa sekrety, których nie wyjawia prawie nikomu.

Ester Czarna prowadzi pensjonat na peryferiach Pragi. Kiedy pewnego dnia odwiedza ją przyjaciółka Anna, w nocy zostaje popełnione morderstwo. Na jaw zaczynają wychodzić demony przeszłości oraz tajemnice teraźniejszości, a śledztwo prowadzi inspektor Bergman. Jak poradzi sobie w środowisku niekończącego się serialu telewizyjnego, w którym trwa nieustanna walka o władzę i wpływy? Czy mordercą okaże się gwiazda srebrnego ekranu, czy może prawda leży gdzie indziej?

Intryga bez nadmiaru brutalnych scen i z rozbudowaną psychologią postaci to znak firmowy Michaeli Klevisovej – królowej czeskiego kryminału, dwukrotnej zdobywczyni nagrody dla najlepszej powieści detektywistycznej!

Trybecz, pasmo górskie na Słowacji. Od dziesięcioleci krążą o nim legendy z powodu tajemniczych zaginięć. Niektóre ofiary zostały znalezione martwe. Niektóre zniknęły bez śladu. A jeszcze inne powróciły – ranne i niezdolne do życia. Igor zdobył tytuł magistra. Po pięciu latach wreszcie może zacząć karierę jako… robotnik budowlany. Na swojej pierwszej budowie odkrywa tajemniczy sejf. Znajduje w nim płyty gramofonowe sprzed kilkudziesięciu lat. Słyszy na nich głos człowieka, który przez ponad trzy miesiące błąkał się w górach Trybecza.

Legenda, mistyfikacja czy przerażająca rzeczywistość? Świetna powieść najpopularniejszego słowackiego pisarza. Jozef Karika staje twarzą w twarz z legendą Trybecza.

Szczelina zdobyła najważniejszą słowacką nagrodę literacką ANASOFT LITERA w kategorii NAGRODA CZYTELNIKÓW!

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
O kotach piszę, ponieważ…
W drodze na plażę
Co wiedzą koty
Cuba Libre
Karta podarunkowa na szczęście
Jak koń z kotem
Nie wstydź się, Delfino
Spotkać tego właściwego
Czekając na kota
Niebo nad Andaluzją
Mały Błażej
Tan, który wyszedł przez okno
Jak Kate Moss

Karta redakcyjna

Tytuł oryginału: Čekání na kocoura

Copyright © Michaela Klevisová, 2012

Copyright © for Polish edition by Stara Szkoła Sp. z o.o., 2022

All rights reserved

Wszystkie prawa zastrzeżone.

Kopiowanie, udostępnianie i rozpowszechnianie całości

lub fragmentów bez pisemnej zgody wydawnictwa zabronione.

Projekt okładki: Tereza Basařová

Redakcja: Iwona Huchla

Korekta: Klaudia Kościelska, Ewa Żak

Wydawca:

Stara Szkoła Sp. z o.o.

Rudno 16, 56-100 Wołów

[email protected]

www.stara-szkola.com

ISBN 978-83-66013-82-7

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek