Córka agencji - Minge Eva - ebook + książka

Córka agencji ebook

Minge Eva

0,0
38,40 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

W świecie wielkiego biznesu i walki o władzę tylko dwie rzeczy wzbudzają emocje – seks i zemsta. Bohaterowie najnowszej powieści Evy Minge nie wzięli pod uwagę jednego – że w wyniku wojny na wyczerpanie największe straty poniosą oni sami i ich najbliżsi.

Mroczna przeszłość Stelli, właścicielki najlepszej agencji modelek, kładzie się cieniem na jej życiu osobistym. Tajemnice i niedopowiedzenia utrudniają jej nawiązanie bliższej relacji z córką. Stella nie zaprząta sobie jednak tym zbytnio głowy, dopóki córka jest posłuszna, a interes się kręci. Ale Kara dorasta, a rozczarowanie brakiem miłości ze strony matki przeradza się powoli w nienawiść. Sprawy się komplikują, gdy wrogowie Stelli postanawiają ją zniszczyć.

Po której stronie stanie córka? Czy wykorzysta moment słabości matki, by przejąć jej agencję, czy ukarze ją, doprowadzając biznesowe imperium do upadku? I jak to się stało, że grzeczna dziewczynka zmieniła się w mistrzynię manipulacji? W tym świecie wszyscy ponoszą karę za błędy.

Eva Minge – jedna z najbardziej znanych na świecie polskich projektantek mody. Artystka, miłośniczka piękna. Na swoim profilu na Instagramie komentuje ważne zjawiska społeczne i staje w obronie osób atakowanych medialnie. Działa na rzecz osób z niepełnosprawnością. W 2015 roku założyła fundację Black Butterflies, która stawia sobie za cel pomoc osobom chorym przewlekle i onkologicznie. Karierę kreatorki mody zaczynała na początku lat 90. Jej kolekcje prezentowane były na pokazach w Mediolanie, Nowym Jorku, Paryżu, Rzymie, Montrealu, Moskwie i Dubaju. W 2003 roku jako jedyna projektantka z Polski zaprezentowała swoje kreacje na słynnych Schodach Hiszpańskich w Rzymie podczas Donna sotto le stelle.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 300

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Copyright © Eva Minge, 2025

Projekt okładki

Ilona Gostyńska-Rymkiewicz

Ilustracja na okładce

© Kondor83/Adobe Stock

Redaktor inicjujący

Michał Nalewski

Redaktor prowadzący

Anna Kubalska

Redakcja

Renata Bubrowiecka

Korekta

Barbara Szymanek

Bożena Hulewicz

ISBN 978-83-8391-787-0

Warszawa 2025

Wydawca

Prószyński Media Sp. z o.o.

02-697 Warszawa, ul. Rzymowskiego 28

www.proszynski.pl

[email protected]

– 1 –

Kara siedziała nad brzegiem morza i przyglądała się gniewnie piętrzącym się falom. Białe grzywy nakładały się jedna na drugą i atakowały brzeg, łapczywie pochłaniając piasek. Sztorm był mocniejszy niż zwykle. Może dlatego na plaży nie było nikogo.

Kara patrzyła w głąb ołowianej groźnej przestrzeni i próbowała uspokoić myśli. Kotłująca się w jej wewnętrzu energia całkowicie współgrała z tym, co się działo dookoła.

Stała na szeroko rozstawionych nogach w ciężkich skórzanych butach przypominających wojskowe, a czarny dres niedostatecznie chronił ją przed chłodem, dlatego drżała, gdy wiatr szarpał jej długimi blond włosami. Sama jednak już nie wiedziała, czy trzęsie się z zimna, czy z powodu wstrętu do siebie, a może raczej na myśl o kierunku, w jakim potoczyło się jej życie… Najchętniej weszłaby do tej wody. Nie, nie po to, żeby łatwo skończyć ze sobą czy przestać czuć i myśleć, ale by zmierzyć się z żywiołem, który nikomu nie dawał wielkich szans na wygraną. Takiego przeciwnika teraz potrzebowała – mocniejszego, silniejszego, górującego nad nią. Wyzwalającego zwierzęcy instynkt przetrwania i walki.

Wstała z piasku, jakby prowokując tę pierwotną energię, ale z jej ust wyrwał się tylko szloch, a z oczu popłynęły łzy. Wszystko, czego pragnęła, to za wszelką cenę zakończyć to cierpienie. Nie odczuwać tej przerażającej pustki wokół. Zamknięta przez długi czas w domu, dzisiaj po raz pierwszy postanowiła wyjść, ale zamiast ulgi poczuła ekstremalny ból…

Raptem mokrym rękawem przetarła twarz, odgarnęła włosy przyklejające się do wilgotnej skóry i uniosła głowę, wyostrzając wzrok na jakimś ciemnym kształcie – zapewne spróchniałym pniu – miotanym przez kotłującą się wodę.

– Nie dam się! – rzuciła w tę przestrzeń, pełna teraz złości i determinacji. – Do jasnej cholery, nie poddam się!

Ale kto tak naprawdę ją skrzywdził? Kto wywołał ten chaos w jej życiu? Kogo powinna obwinić o te straszne błędy, które popełniła?

Odwróciła się od morza i popychana przez wiatr, cała mokra i zziębnięta, poszła przed siebie.

– 2 –

Ochroniarz zobaczył ją z daleka – wybiegł na ulicę i próbował dowiedzieć się, co się wydarzyło i czy nie potrzebuje pomocy. Zdjął swoją kurtkę i nieudolnie próbował okryć nią Karę, ale ona – choć miała przed sobą jeszcze kilka minut marszu do domu w tym stanie, bo posesja była ogromna – odepchnęła go i wysyczała:

– Nikomu ani słowa. Do nikogo proszę nie dzwonić. Nic się nie stało. – Ale widząc zmieszanie na twarzy mężczyzny, dodała już łagodniej: – Zbyt blisko podeszłam do wody. Nie jest mi zimno, nie będę moczyła ci kurtki.

W domu poszła prosto do łazienki, rzuciła na podłogę mokre ubrania i włączyła system napuszczania wody do wanny. Podeszła do szklanej ściany, za którą dosłownie na wyciągnięcie ręki rósł las. Czasami, kiedy siedziała w wannie wieczorem, widziała, jak spomiędzy drzew wychodzą dzikie zwierzęta. Miała nawet swoją ulubioną sarnę, która odwiedzała ją regularnie. Odnosiła wrażenie, jakby znały się z poprzedniego życia. Zwierzę stawało przed szybą i przyglądało się prawdopodobnie swojemu odbiciu. Nie wiedziało, że po drugiej stronie patrzy na nie dziewczyna o równie dużych i smutnych oczach. Kara przypomniała sobie, że w dzieciństwie wynosiła z kuchni jedzenie i zostawiała na trawie, by zwabić zwierzęta. Ale kiedy pod domem zaczęły pojawiać się dziki i demolować wypielęgnowany teren, zabroniono jej tego. Było w niej kiedyś tyle miłości, czułości, współczucia… Co dzisiaj z tego zostało? Sama sobie wydawała się potworem.

Usiadła na brzegu wanny i przyglądała się ścianom z zielonego marmuru, który stanowił przedłużenie widoku za oknem, jakby baśniowy las wszedł do środka. Łazienka była miejscem, które najbardziej ją uspokajało.

Kiedy woda osiągnęła wyczekiwany poziom, powoli się w niej zanurzyła. Włączyła masaż, ale po chwili zmieniła zdanie. Cisza – to wszystko, czego teraz potrzebowała. Patrzyła na swoje nagie ciało przez zniekształcający filtr różowej wody. Od dziecka kochała ten kolor, zakazany w jej perfekcyjnym domu i perfekcyjnym życiu jej matki. Róż to był kicz i banał, a dziewczynka z dobrego domu nie mogła być przecież ani banalna, ani kiczowata.

– Z dobrego domu!

Myśl o całej tej maskaradzie, w jaką jej życie zmieniła matka, zawsze wywoływała w niej gorycz. Miała być jej największą ozdobą, trofeum, pucharem. Miała stać w gablocie i błyszczeć. Wszystkie jej ruchy były z góry zaplanowane i wcześniej przećwiczone – wszystko pod kontrolą najlepszych nauczycieli i królowej matki, zimnej, posągowo pięknej kobiety, która nie potrafiła znieść różu. Do dzisiaj pamięta histerię, w jaką wpadła, kiedy Kara wróciła do domu z różowym balonikiem i brudna od waty cukrowej. Gdyby nie fakt, że to Katarzyna była sprawczynią tych prezentów, z pewnością odczułaby ostre niezadowolenie Stelli i poniosła inne konsekwencje. Katarzyna była dla niej cieplejsza niż matka. Pozwalała rozpędzić się w radości bycia dzieckiem, a potem niczym poduszka powietrzna chroniła ją przed zderzeniem z wściekłością Stelli. Bo wspólniczka była chyba jedyną osobą, z którą matka się liczyła. Początkowo Stelli bardzo odpowiadało, że Katarzyna wspiera ją w macierzyństwie. Oczywiste było, że kiedy wyjeżdżała albo pracowała do późna, a często nawet w nocy, Kara była najbezpieczniejsza właśnie pod okiem Katarzyny. Ale z czasem Stella zrozumiała, że w ten sposób traci córkę, bo Kara niezmiennie wybierała towarzystwo Katarzyny. „Katarzyna powiedziała to, Katarzyna powiedziała tamto, Katarzyna uważa, że powinno być tak… Katarzyna, Katarzyna, Katarzyna” – powtarzała. Niestety, jak się okazało po latach, Stella serdecznie jej nienawidziła. Tak serdecznie, że skrzywdziła Katarzynę, czego Kara nigdy jej nie wybaczyła. Jako dorosła zaczęła rozumieć, że tak naprawdę była narzędziem wojny między kobietami. Cichej wojny przyjaciółek. Na swój sposób każda z nich ją wykorzystywała.

Matka nie miała dla niej zbyt wiele czasu. Ale jeśli znalaz­­ła jakąś wolną chwilę, to poświęcała ją głównie na tresurę. Nie, nie używała przemocy fizycznej, ale zdystansowanie i programowanie córce życia równie mocno bolały. Chcąc zadowolić matkę, Kara bardzo szybko się uczyła. Teoretycznie niczego jej nie brakowało. Mieszkała w pięknym domu, zwiedzała z matką świat, chodziła do najlepszych szkół i wszystko, o czym mogła marzyć, miała na wyciągnięcie ręki. Jej pokój wypełniały zabawki z całego świata, najnowsze, najbardziej pożądane przez dzieci, a kiedy podrosła, lądowały w nim wszystkie nowinki elektroniczne: filmy, bajki, komputery, laptopy, iPady. Ale Kara już wtedy zamieniłaby własną sypialnię, swój salon i swoją łazienkę na kuchnię, która byłaby w ich domu miejscem spotkań i wspólnego biesiadowania. Bo jadła przeważnie w samotności, ewentualnie w towarzystwie Katarzyny. Dlatego uwielbiała te momenty, kiedy Katarzyna zabierała ją do siebie. Tam było inaczej. Była również ciotka Diana – niezwykle śmieszna, jakby trochę nieobecna, ale zawsze pełna ciepła. Dopiero po latach Kara zrozumiała, że Diana była uzależniona od narkotyków i alkoholu, ale w dzieciństwie nigdy nie była świadkiem ani jej picia, ani ćpania. Nie wiedziała o tym, aż do jej śmierci.

Kara spojrzała na telefon. Kilkanaście nieodebranych połączeń, ale tylko trzy miały w tej chwili dla niej znaczenie. Ada nigdy nie bywała natarczywa, dlatego Kara poczuła niepokój.

– Co się dzieje? Przepraszam cię, ale trochę wydłużyłam kąpiel…

– Nic się nie dzieje, tylko miałyśmy godzinę temu się spotkać…

– No tak, przepraszam, zupełnie wyleciało mi to z głowy. Miałam ciężką noc i chyba straciłam rachubę czasu, biegając po plaży – kłamała jak z nut. Nie chciała się teraz z nikim spotykać, ale nie miało to żadnego znaczenia – wspieranie Ady i pomoc w wyjściu z sytuacji… bez wyjścia były jej obowiązkiem.

– Biegałaś w taką pogodę? Przecież jest straszny sztorm! Są ostrzeżenia, żeby w ogóle nie zbliżać się w okolice morza!

Ada, mimo własnych kłopotów, zachowywała trzeźwość umysłu i ewidentnie martwiła się o przyjaciółkę, co tylko spotęgowało emocje buzujące w Karze od kilku dni. Znowu poczuła ten ucisk w żołądku i suchość w gardle. Szybko podeszła do komody, na której stała kryształowa karafka z wodą, i nalała sobie pełną szklankę.

– Halo, jesteś tam? Nic ci się nie stało?! – Ada ewidentnie się niepokoiła. Na tyle znała Karę, że wiedziała, iż ta biega w ekstremalnych warunkach tylko wtedy, gdy ma kłopoty.

– Przepraszam cię, musiałam napić się wody. Nie martw się, wszystko jest w porządku. Musiałam wyrzucić z siebie trochę emocji. Chyba rozumiesz, że to, co się wydarzyło, dotyczy także mnie. Jesteś moją przyjaciółką, twój ból jest moim bólem… Nie możesz oczekiwać ode mnie, że cała ta sytuacja spłynie po mnie jak woda po kamieniu. Nie jestem kamieniem…

Kara musiała złapać głębszy oddech. Wypowiadając te słowa, zrozumiała, że nie tylko nie jest kamieniem, ale czuje się ludzkim wrakiem. Zrobiło jej się niedobrze. Na szczęście Ada przejęła inicjatywę:

– Wiem, że zawsze mogę na ciebie liczyć. Nikt nie był dla mnie takim wsparciem… I to prawda, że zwłaszcza w tej sytuacji bardzo cię potrzebuję.

Kara wiedziała, że musi stawić czoło tym wszystkim strasznym i jednocześnie kuriozalnym wydarzeniom i że jedynie zimna krew ją uratuje. Tylko w takich momentach jak ten doceniała tresurę matki – dzięki niej potrafiła doskonale grać. Bo dobrze odegrana rola grzecznej dziewczynki nie tylko uwalniała ją od złości Stelli, ale też gwarantowała jej odrobinę wolności. Osłabiona uwaga matki oznaczała przestrzeń na własne normalne życie – według wyobrażeń i potrzeb Kary. Stwarzając pozory, że wykonuje wszystkie polecenia matki, chroniła siebie i swój świat.

– Rozumiem i bardzo cię przepraszam. Zaraz u ciebie będę. Daj mi, proszę, godzinę…

– Oczywiście. Musimy przecież porozmawiać poważnie i… uczciwie.

Ostatnie słowa Ady znowu wzbudziły w Karze strach. Miała dosyć złych informacji, a poważna i uczciwa rozmowa w tym wypadku nie zapowiadała niczego dobrego. Domyślała się, że Ada chce się przed nią wyspowiadać – ostatnie wydarzenia w jej życiu z pewnością były przerażające. Właściwie, mówiąc szczerze, Kara była zaskoczona, że przyjaciółka tak szybko doszła do siebie. Prawdopodobnie odsunęła od siebie problem, za wszelką cenę próbując pokazać, jaka jest silna. Ada właśnie taka była, ten projekt udał się Stelli. Jak widać, lata pracy nad Adą nie poszły na marne – inaczej rzecz się miała z jej własną córką, która była źródłem kolejnych rozczarowań. Nie mogło stać się inaczej, nawet maszyny zawodzą.

Karze przyszła teraz do głowy myśl, że właściwie matka była maszyną. Jej mechanizm prawie nigdy się nie psuł, a nawet jeśli, to świat tego nie widział. Nosiła wysoko głowę w każdej sytuacji.

Kara spojrzała na siebie w lustrze. Przypomniała sobie, z jakiego powodu zamieniła się w potwora. Zrozumiała, że nie była winna temu, że nie zna współczucia, lojalności ani miłości. Bo choć Katarzyna starała się zrównoważyć zimny chów Kary, ona także nie do końca potrafiła kochać. Od opowiadania bajek i tulenia w jej domu była pani Stasia, kucharka, która pod nieobecność Stelli pozwalała jej spędzać czas w swoim królestwie, gdzie Kara mogła przyglądać się przygotowywaniu posiłków. Pani Stasia była cudowna i ciepła. Miała sześcioro dzieci, które jednak nie mogły pojawiać się w ich domu. W pracy swoje życie trzeba zostawić za drzwiami – tak uważała Stella i nawet jeśli pojawiały się problemy, nie pomagała ich rozwiązać. Po prostu zwalniała i przyjmowała kolejną osobę. Kiedy więc najmłodsze dziecko Stasi zachorowało na białaczkę, nie uzyskała zgody na zabieranie go do pracy. Zamiast wesprzeć kobietę w leczeniu córki, matka zwolniła ją z dnia na dzień, a na jej miejsce zatrudniła znanego kucharza, płacąc mu tyle, by opuścił prestiżową restaurację i zaczął zarządzać kuchnią u nich. Mężczyzna prawdopodobnie dostał zakaz kontaktowania się z Karą, bo pierwsza jej próba pojawienia się w kuchni zakończyła się niesympatycznie i dziewczynka nigdy więcej tam nie zajrzała.

– 3 –

Kara zatrzymała auto przed potężną żelazną, niemal więzienną, bramą z pełną ochroną, za którą ukryta była Ada. Strażnicy rozpoznali jej samochód i twarz i zasalutowali. Kara nie znosiła tego idiotycznego zwyczaju. Salutowanie do gołej głowy wydawało jej się śmieszne. Żaden z ochroniarzy nie miał munduru – wszyscy nosili eleganckie czarne garnitury i białe koszule, w których prezentowali się jak modele – świetnie zbudowani, zadbani i skuteczni. Ich skuteczność w odgradzaniu Kary i Ady od świata przez wiele lat była zmorą tej pierwszej. Ada natomiast nie miała z tym żadnego problemu. Jej determinacja, posłuszeństwo i nieustające dążenie do zadowolenia Stelli denerwowały Karę, ale nigdy tego po sobie nie pokazywała.

– Jesteś nareszcie!

Ada szybko przytuliła się do niej, a ona z dużym wysiłkiem ją objęła, jakby jej ręce były z ołowiu. Dużo trudu kosztowało ją odgrywanie tej roli, bo chociaż nie miała w sobie za dużych pokładów empatii, nie potrafiła też być tak bezwzględna jak matka. Ta cholerna mieszanka uczuć – od nienawiści do współczucia, o które nigdy by siebie nie podejrzewała. Współczuć mogła bezdomnym zwierzętom, ale nie ludziom. Ludzi nienawidziła.

– Jestem, jestem, przepraszam. Obiecałam, że będę wcześniej, ale naprawdę musiałam odreagować.

– Chodź, usiądziemy w ogrodzie zimowym. Zieleń mnie uspokaja.

Ada wzięła Karę za rękę, a ta pomyślała, że kilka godzin temu to samo pomyślała – zieleń również ją uspokajała.

Gąszcz kwiatów i roślin w pomieszczeniu był imponujący. Kara nie miała pojęcia, do kogo należy dom, w którym ukrywano Adę, ale była niemal pewna, że musiała tu kiedyś przebywać Katarzyna. Unikatowe rośliny, które trudno było spotkać gdzie indziej, przypominały te, które widywała w domu wspólniczki matki. Podobny styl wnętrza, podobna energia… Kara była gotowa dać sobie rękę uciąć, że ten dom albo należał do Katarzyny, albo często w nim gościła. Ciekawe, dlaczego Kara nigdy wcześniej w nim nie była.

Ada dzieciństwo spędziła na wsi. Jak opowiadała, były to najpiękniejsze lata jej życia – oczywiście, dopóki nie została porzucona przez matkę i nie musiała być świadkiem śmierci ukochanej babci. Wtedy postanowiła upodobnić się do swojej wybawicielki – matki Kary. I trzeba przyznać, że posunęła się w tym naśladownictwie daleko: mimo różnicy wieku i koloru włosów były niemal identyczne, co tak często irytowało Karę. Ada jak gąbka chłonęła każdy gest Stelli – sposób malowania się, ubierania, rozmawiania. W oficjalnych sytuacjach była, podobnie jak jej mistrzyni, wyniosła, nieskończenie piękna, chłodna, ale uprzejma – oczywiście, jeśli było to opłacalne. Ale w odróżnieniu od Stelli nie była maszyną do niszczenia wszystkich, którzy stanęli na jej drodze. W chwilach prywatności wychodziła z niej wiejska wrażliwość. Ada była miękka, czuła i potrafiła kochać. Największą krzywdą, jaką mogła zrobić jej Stella, było właśnie uporczywe pozbawianie jej tych wrodzonych cech. Ada była po prostu ludzka i tak idealna, że Kara pragnęła być taka jak ona. Dopiero po jakimś czasie zrozumiała, że nie chodziło jej o to, aby upodobnić się do Ady, ale by otrzymać takie zainteresowanie ze strony własnej matki, jakie otrzymywała ta obca dziewczyna. Kiedy Ada wyjechała na studia i wpadała do domu na weekendy, Kara była dla matki niemal niewidzialna. Teraz przyglądała się przyjaciółce, której duże oczy, kiedyś pełne blasku, otaczały sińce, a cera była szara jak u kogoś, kto wyszedł z grobu. Ale przecież Ada w zasadzie właśnie z grobu wyszła.

– Nie wyglądasz najlepiej…

Przyjaciółka dotknęła swoich krótkich włosów, które niedawno jeszcze były długie i piękne, i do jej oczu napłynęły łzy. Szybko wstała i podeszła do ogromnego fikusa, udając, że ogląda jego liście. Kara też wstała, by dać jej czas na uspokojenie się i osuszenie oczu. Nie chciała widzieć jej bólu, bo przez to sama stawała się coraz bardziej przemakalna. Jeszcze kilka dni temu potrafiła w najbardziej ekstremalnych sytuacjach odegrać każdą rolę, ale gdy zrozumiała, co tak naprawdę się wydarzyło, coś w niej pękło. A ta rysa, coraz głębsza i wyraźniejsza, zaczynała ją irytować. Nie mogę pozwolić, by inni ludzie mogli mnie zranić z byle powodu. Emocje czynią ich nagimi – pomyślała Kara.

– Tak, tak, wiem. Nie lubisz moich słabości. – Ada przerwała ciszę. – Ta cała sytuacja uświadomiła mi jednak, że tylko pozornie jestem przygotowana do życia, które wybrałam.

Spojrzała na przyjaciółkę, która właśnie wróciła na fotel.

– Ty wybrałaś? – Kara nie mogła powstrzymać się od sarkazmu. – Ada, zastanów się dobrze, czy zgodnie z projektem mojej matki chcesz trenować bycie mechaniczną zabawką możnych tego świata, czy może jednak wolisz być wolnym normalnym człowiekiem… Cokolwiek te słowa dzisiaj oznaczają, bo wolność jest zawsze pozorna, a człowieczeństwo to rzadkość. Jesteś lepszym materiałem na człowieka niż na marionetkę.

Kara stwierdziła, że po raz pierwszy w życiu powiedziała coś bez ogródek i pudrowania. Była brutalna, ale – co ciekawe – w tej brutalności taka ludzka… Nie podejrzewała się o taki odruch, ale go nie żałowała. Przyjechała tutaj nie do końca zdecydowana, czy zniszczyć Adę, czy wręcz przeciwnie – uratować. W sumie podpaliła świat Ady. Zrobiła coś, o czym nikt nie wiedział i o czym miał się nikt nigdy nie dowiedzieć. Wiedziała, że nic tak nie zaboli matki jak zniszczenie jej najlepszego projektu. Zrobiła to z zemsty czy z zazdrości? Kiedyś pewnie kierowała nią głównie zazdrość, ostatnio jednak bardziej zależało jej na skrzywdzeniu matki niż Ady. I choć pewne rzeczy wymknęły się jej spod kontroli, była pewna, że ta sytuacja może Adzie tylko pomóc. Jeśli Ada wybierze drogę wyznaczoną przez Stellę i okaże się idealną uczennicą mistrzyni, to wyjdzie z tego silniejsza. Jeśli jednak obudzi się i dostrzeże w mechanizmie, któremu została poddana, błędy techniczne, to może jeszcze kiedyś będzie szczęśliwa. Kara była pewna, że Ada nie nadaje się do życia, które zaprojektowała dla niej Stella, tak jak ona nie nadawała się do życia, które matka zafundowała jej. „Zafundowała”, idealne słowo. Wszystko, co miała Kara, było kupione, opłacone nie tylko pieniędzmi, ale również ludzkim nieszczęściem.

– Tak, to ja wybrałam – powiedziała Ada stanowczo. – To ja przez lata błagałam babcię, żeby pozwoliła mi zostać modelką. To ja ciągnęłam ją do Warszawy, mimo że była ciężko chora. Chciała spełnić moje marzenie i dać mi szansę, nie widziała dla mnie innej drogi. Nie chciała, żebym została na wsi i tak jak ona skończyła z niczym. Nie chciała, żebym skończyła jak moja matka, która zapiła się na śmierć. To ja wybrałam taką drogę, nikt inny.

Wbrew deklaracji w oczach Ady ponownie pojawiły się łzy. Krótkie włosy sprawiały, że jej szklące się oczy wydawały się jeszcze większe. Wyglądała jak przerażona sarna z kreskówki.

– Nie, moja droga. Byłaś dzieckiem, potem bardzo młodą dziewczyną, zupełnie niedoświadczoną. Ktoś wziął cię za rękę i poprowadził do tego miejsca, w którym teraz jesteś. To nie jest normalne, aby hodować dziewczynę na żonę dla milionera! To nie jest zgodne z naturą! Aranżowane małżeństwa w naszej kulturze nie istnieją.

– Nie istnieją? Uwierz mi, nadal funkcjonują. Są bardziej ukryte i proces odbywa się na innym poziomie, ale… się odbywa. W mojej wsi ludzie ustalali, które gospodarstwa warto połączyć, i zastanawiali się, jak sprawić, żeby dzieci polubiły się na tyle, aby chciały się pobrać. Dzieje się tak i wśród bogaczy. I nie mówię tutaj o Indiach ani kulturach muzułmańskich. Mówię o naprawdę bogatych ludziach z kręgu naszej kultury. Może powiększanie majątków odbywa się w sposób bardziej zakamuflowany niż w Arabii Saudyjskiej, ale przez lata dzieci uczy się odpowiedzialności za cały ród. A biura matrymonialne? Różne instytucje kojarzące pary? Przecież nikt mnie nie zmuszał do tego, abym została żoną Dereka! On wybrał mnie, a ja wybrałam jego…

– Chcesz mi powiedzieć, że miałaś jakiś wybór? Moja matka przedstawiła ci kilku kandydatów?

– Oczywiście! Świadomie wybrałam tego, który wydawał mi się najlepszy, najatrakcyjniejszy. Co w tym złego?

– Nie było oczywiście żadnej manipulacji… – rzuciła Kara sarkastycznie.

– Wybrałam opcję najlepszą dla siebie. Co ty sugerujesz? Przecież wiedziałaś o wszystkim!

– O czym? Zielonego pojęcia nie miałam, czym właściwie zajmuje się matka, chociaż oczywiście mogłam się tego domyślać. Nigdy jednak nie przyszło mi do głowy, że wmiesza cię w… – Kara przerwała. Była o włos od powiedzenia czegoś, czego nie powinna. Musiała się uspokoić. Nie lubiła, kiedy emocje brały górę nad rozumem. Musiała postępować taktycznie i stosować się do reguł gry. Gry, którą sama ustawiła… i w której zamierzała zwyciężyć.

Od kilku dni jednak zastanawiała się, co tak naprawdę da jej wygrana. To, czego wcześniej pragnęła, teraz wydawało się jej wątpliwe. Coraz bardziej chciała ludzkiego zakończenia tej historii i… oszczędzenia Ady. Trochę za późno zrozumiała, że Ada jest dla niej ważna. Zrozumiała też, że dziewczyna nigdy nie była jej wrogiem, a wszystko, co działo się w jej życiu, toczyło się według scenariusza napisanego przez Stellę.

– Mówię o tym, że wiedziałaś, iż zakochałam się w Dereku – powiedziała Ada z wyrzutem.

– No tak… Trudno się nie zakochać w takim mężczyźnie – odparła Kara ironicznie. – Niezwykle urokliwy; kiedy trzeba władczy, innym razem romantyk, ze „szczerym” i „szczodrym” sercem… Ale rozumiem. Dziewczyna bez ojca, jak ty i ja, szuka dojrzałego mężczyzny. Ale pragniemy, moja siostro, opiekuna, poczucia bezpieczeństwa – i mylimy je z miłością.

– Siostro…?

W oczach Ady znowu pojawiły się łzy, a usta zaczęły drżeć. Kara nigdy jej tak nie nazywała. Wręcz odżegnywała się od tego. Często powtarzała: „Wychowała nas jedna matka, ale Stella bardziej jest twoją matką niż moją”. A przecież Ada marzyła o tym, żeby mieć siostrę w Karze. Nie tylko serdeczną przyjaciółkę.

– Tak, Ado, jesteśmy siostrami. Niedawno to zrozumiałam… – powiedziała Kara.

– Pewnie gdy uznałaś, że możesz mnie stracić, uświadomiłaś sobie, że jestem dla ciebie ważna… Bo ty dla mnie byłaś ważna zawsze… – Ada wypowiedziała ostatnie słowa ściszonym głosem, ale bardzo się myliła.

Powód, dla którego nagle w głowie Kary pojawiła się myśl o siostrzanych relacjach, był zupełnie inny. Nie chodziło o stratę. Kara dopiero w trakcie tej obrzydliwej gry, którą sama rozpoczęła, zrozumiała, że jechały na jednym wózku, choć ona nie była szykowana na sprzedaż. Jeszcze nie była… Teraz odnosiła wrażenie, jakby miała nigdy nie opuścić zimnej klatki zbudowanej przez matkę. Jeździła po świecie, korzystała bez ograniczeń z matczynych kont, ale zawsze była „chroniona”, czasem oficjalnie, a czasem z ukrycia. Matka zgodziła się na jej samodzielność, lecz Kara wiedziała, że ta wolność była złudzeniem. Nigdy jednak nie przyszło jej do głowy, że się zakocha… Ba, nawet nie przypuszczała, że w ogóle potrafi kochać. Kara nie zamierzała wyprowadzać Ady z błędu. Wiedziała, że bez względu na to, jaką drogę Ada wybierze, musi jak zawsze udawać jej przyjaciółkę. Choć zaczynała ją rozumieć, a to rodziło sympatię… Plan na życie Ady wcale nie wydawał się taki zły – w końcu dziewczyna była świadoma, co ją czeka. Kara musiała przyznać, że Stella była perfekcyjną manipulantką, skoro nawet ona nie potrafiła oddzielić pragnień Ady od interesów swojej matki.

Ada podeszła do Kary, by nieco niezręcznie się do niej przytulić, a Kara, choć nie lubiła takiej bliskości, pogłas­kała ją po głowie. I nagle zrozumiała… Zrozumiała, że zachowuje się dokładnie jak matka – maksimum czułości, na jakie było ją stać, to właśnie głaskanie po głowie. Pojęła, że powiela zachowania Stelli, wszystko, czego w niej nie lubiła. Te gesty, kalkulacje – niezauważenie wessała to w siebie, wchłonęła, a może została tak zaprogramowana na zasadzie kopiuj–wklej… Dlaczego wcześniej tego nie zauważyła? Dlaczego pozwoliła na przemianę w potwora? Ale tego, co wpajano jej przez lata, nie dało się wyłączyć jednym ruchem jak światła. Nienawidziła siebie za to.

– Wszystko jakoś poukładamy – wyszeptała.

Ada westchnęła głęboko i wróciła na swoje miejsce.

– Ta pogoda za oknem zupełnie zabija optymizm.

Kara spojrzała na Adę, która dopiero co uciekła z piekła. Na Adę, która przeszła ciężki odwyk, której obcięto piękne długie włosy, jej największy atut, na dziewczynę, która przez ostatnie miesiące leczyła nie tylko ciało, ale i duszę, która teraz jak dobrze wyszkolona pani domu wspomina o złej pogodzie. Brakuje jeszcze propozycji zrobienia herbatki… Matka naprawdę musiała wykastrować Adę z emocji. Mało kto tak szybko podniósłby się z takiej sytuacji. Choć zmienność nastrojów mogła być reakcją na ostatnie wydarzenia. Porwanie, molestowanie, szprycowanie narkotykami, próba sprzedaży… bicie, ogolenie za próbę ucieczki, połamane palce u prawej dłoni… – a ona mówi o pogodzie. Coś tu chyba nie grało.

– No dobrze, Ado, powiedz mi, dlaczego płakałaś, kiedy przyszłam. Bo widzę, że naprawdę jesteś w niezłej formie.

– Pracuję cały czas z psychologiem nad tym, co się wydarzyło, i bardzo wiele rzeczy zrozumiałam i zaakceptowałam. Nie chcę się poddać i wrócić do punktu wyjścia. Nie ucieknę nagle na wieś i nie pogodzę się z tym, co się stało. – Determinacja w jej głosie była imponująca.

– A kto jest twoim psychologiem? – Kara znała odpowiedź, ale wolała się upewnić.

– Gertruda. Twoja matka zapewniła mi najlepszą specjalistkę.

– No tak, tak, kochana matka. Zawsze zapewniała nam wszystko, co najlepsze. – Kara lekko się skrzywiła.

Doskonale znała Gertrudę – przedstawiała dziewczynom, które rzeczywiście potrzebowały pomocy, wersje zdarzeń, w których to one były wszystkiemu winne i musiały za to zapłacić. Doprowadzała je do sytuacji, w której zaczynały rozumieć, że jedyne poczucie bezpieczeństwa, jakie mogą mieć, zapewni im trwanie przy swojej mistrzyni – Stelli. Czeki, które co miesiąc przyjmowała Gertruda, skutecznie uciszały jej sumienie. Była więc tajną bronią Stelli w ekstremalnych sytuacjach, a matka Kary w zamian rozwinęła jej karierę, czyniąc ją znaną nie tylko z telewizji i mediów ekspertką od zdrowia psychicznego, ale także z akcji wolontariackich polegających na ratowaniu zagubionych dusz. Cała otoczka profesjonalizmu wokół Gertrudy była starannie zaplanowana i budowana, by wzbudzać zaufanie, dlatego dziewczyny, które trafiały pod jej opiekę, miały poczucie, że znalazły się w najlepszych rękach.

– Karo, powiedz mi, dlaczego tak bardzo nienawidzisz swojej matki. Przecież zapewniła ci wszystko, co najlepsze. Dbała o twoje wykształcenie, umożliwiła spełnianie marzeń… Zawsze marzyłam o takiej matce. Dla mnie była ideałem – wyznała Ada.

– Może dlatego, że nie miałaś z kim jej porównać…

– Tak, nie miałam matki. Ale Stella zapewniała mi to, co zawsze było dla mnie najważniejsze: opiekę i poczucie bezpieczeństwa – podkreśliła Ada z drżeniem w głosie.

– Mylisz poczucie bezpieczeństwa z zabezpieczeniem majątkowym. To nie jest, Ado, miłość. – Kara odetchnęła głęboko i spojrzała na Adę z powagą. – Pewnych wartości nie da się kupić. I powiem ci coś… zapamiętaj to, bo może kiedyś sama zechcesz zostać matką. Jeśli ktoś nosił cię przez dziewięć miesięcy pod sercem, a potem wydał na świat, to masz prawo oczekiwać od niego miłości bezwarunkowej… czuwania przy twoim łóżku, kiedy jesteś chora, opowiadania bajek przed snem, spacerów po lesie, przygotowywania wspólnych kolacji i jedzenia przy jednym stole. Ta miłość to troska o najprostsze codzienne rzeczy. – Ada milczała, a Kara kontynuowała: – Nie myl jej z opłaceniem armii ochroniarzy i prywatnych nauczycieli. A Stella nie ma pojęcia, na czym polega bezwarunkowa miłość matczyna.

Po raz pierwszy od dłuższego czasu Kara dostrzegła w oczach Ady zrozumienie.

– Kara… ty jej nienawidzisz… – powiedziała Ada cicho.

– Brawo! Zaczynasz widzieć, bo do tej pory tylko patrzyłaś na świat, który cię otacza – odparła Kara z gorzkim uśmiechem.

Ada zesztywniała, patrząc na Karę jak na coś nienaturalnego, co nie powinno istnieć. Nie mieściło się jej w głowie, że można nie kochać własnej matki – i to takiej – a co dopiero jej nienawidzić. Ada podejrzewała, że Kara jest o nią zazdrosna, ale nigdy nie pomyślałaby, że ta zazdrość mogłaby prowadzić do tak głębokiej nienawiści.

– Kara… Nigdy nie chciałam zabrać ci matki. Zawsze wiedziałam, gdzie jest moje miejsce, i nigdy nie zrobiłam niczego przeciwko tobie. To ja często podpowiadałam Stelli, co mogłoby cię ucieszyć, jakie prezenty…

– No właśnie, prezenty… – przerwała jej Kara. – Dlaczego wszyscy myślą, że prezenty mogą zastąpić miłość? – Kara mówiła z coraz większą frustracją: – Przyzwyczaiłam się do tego, że ciągle coś dostaję. Zasypywanie mnie wszelkiego rodzaju dobrami było zapłatą za brak czasu i niechęć do mnie. Stella robiła to wszystko, żeby odkupić swoje winy, chociaż nikt nie stukał w ścianę konfesjonału. Nigdy nie powiedziałam jej, że jestem nieszczęśliwa, że brakuje mi czułości, że popełniła błędy. Ale ona nie była głupia. To, że zachowywała się w ten sposób, dowodzi jej świadomości. Możesz oświecić głupca, ale nie inteligentną kobietę, która manipulowała zza kulis światem międzynarodowej polityki. Ta cała gra była dla niej ważniejsza niż córka. – Kara zamilk­ła na chwilę, po czym dodała: – Nienawiść to duże słowo. W zasadzie ta kobieta jest mi obojętna. Ale ponieważ zaszła tak daleko w krzywdzeniu innych, mam nadzieję obudzić przynajmniej ciebie.

Kara właśnie podjęła decyzję. Początkowo nie była pewna, czy będzie próbowała uchronić Adę przed powrotem na wyznaczony jej tor. Sądziła, że zastanie ją w znacznie gorszej kondycji. Ale nie. Siedziała przed nią dziewczyna przekonana, że wszystko, co się wydarzyło, było jej winą.

– Jak możesz tak mówić o swojej matce?! – Ada niemal krzyknęła, co tylko dowiodło, że Kara się nie myliła. – To naprawdę wspaniała kobieta i cudowny człowiek. Pomogła wielu dziewczynom się usamodzielnić. Wiele z nich dzięki agencji osiągnęło światowe sukcesy. Doskonale wiesz, że pracowały u niej tylko te, które chciały. – Ada broniła Stelli. – Może za późno odkryłaś, czym zajmuje się twoja matka, żeby móc to dobrze ocenić. Ale nie znajdziesz ani jednej dziewczyny, która nie stanie po jej stronie. Zawsze nas chroniła i każdej z nas dawała wybór. Powinnaś być wdzięczna za to, że wychowywałaś się z daleka od tego brudnego świata…

– Czyli jednak masz świadomość, że to brudny świat – odparła Kara spokojnie. – Bronisz jej, jakby była Świętą Teresą. A nawet o matce Teresie z tego, co wiem, krążyły niepochlebne opinie.

– Brawo! Brawo! – wybuchnęła Ada. – Nawet matce Teresie się dostanie! Tak, miałam świadomość, że pod tymi pozorami skrywane są różne brudy… Albo raczej: że wielu z tych ludzi jest odpowiedzialnych za straszne rzeczy. Ale raz jeszcze powtarzam: żadna z nas nie była do niczego zmuszana. Każda mogła się wycofać, kiedy chciała, i twoja matka pomagała nam zmienić nasze życie. Nie była i nie jest zła. Może powinnaś poznać jej historię, zanim ją osądzisz? Może gdybyś choć raz się postawiła i zamiast wyjazdów do tych wszystkich szkół wybrała pracę w agencji, jak matka ci wielokrotnie proponowała, łatwiej byłoby ci zrozumieć, jak to wszystko działa – dodała Ada.

– Żartujesz sobie? – Kara uniosła brwi. – Chyba nie sądzisz, że matka pozwoliłaby mi odkryć, czym tak naprawdę się zajmowała? Tak, proponowała mi letnie zlecenia dla modelek, których nie dotyczyły „prace dodatkowe”, bo były zbyt cenne, żeby je utaplać w błocie.

– Co ty w ogóle wiesz? Bezwolnie się jej poddawałaś… Może gdybyś się choć raz zbuntowała, udałoby ci się więcej o niej dowiedzieć? Może wtedy odkryłabyś, że naprzeciwko ciebie siedzi normalna kobieta, którą po prostu życie tak bardzo doświadczyło, że… że… stała się taka, a nie inna… Zresztą jak my wszystkie…

– Skąd wiesz, że się nie buntowałam? Wyrzucasz mi to, że nie walczyłam o miłość matki? Miłość, która powinna być bezwarunkowa? – Kara była naprawdę zaskoczona.

– Może stąd, że żyłam obok ciebie. Byłaś zawsze poprawna, taka, jak od ciebie oczekiwano.

– A ty nie? A ty się buntowałaś? Rozmawiałaś z moją matką o problemach, jakie z nią masz? Myślisz, że nie widziałam, ile razy przez nią płakałaś? Obserwacja, kochana, działa w dwie strony…

– Tylko że ja byłam w zupełnie innej sytuacji. Od dziecka wiedziałam, że mogę liczyć tylko na siebie. Jedyną osobą, która mnie kochała bezwarunkowo, była moja babcia, a kiedy zmarła, twoja matka pojawiła się na mojej drodze jak anioł! I do końca życia będę jej za to wdzięczna! Nigdy do niczego mnie nie zmuszała. Pokazywała drogę, ale zawsze zostawiała mi wybór! Ale już sama nie wiem… Może byłam za młoda i niedoświadczona, dlatego źle wybrałam?

Głos Ady zaczął drżeć, a po chwili dziewczyna zaczęła płakać. To jeszcze bardziej upewniło Karę, że jest dla niej szansa na ratunek. Jak lwica broniła swoich wyborów i Stelli, za nic nie chciała przyznać się do porażki ani się poddać. Lata formowania zrobiły swoje. Ale płacz świadczył o tym, że w jej serce wdarła się niepewność. Kara zadziałała odruchowo – podeszła do Ady i mocno ją przytuliła. Dziewczyna wtuliła się w jej ramiona i jeszcze mocniej zaczęła szlochać. Kiedy w końcu się uspokoiła, spojrzała na Karę sarnimi oczami i wyszeptała:

– Tak, masz rację. Nie jestem już taka pewna drogi, którą wybrałam… Ale nie chcę zawieść Stelli. Była dla mnie taka dobra…

– Moja matka nie jest dobra. Stara się być perfekcyjna, a ponieważ jest piekielnie inteligentna i świadoma, że jakikolwiek konflikt z którąkolwiek z dziewczyn byłby skazą na jej wizerunku, dba o nie w każdej sytuacji. To, co uważasz za jej największą zaletę – możliwość decydowania o sobie na pewnym poziomie – jest także efektem wyrachowania i usprawiedliwiania jej działań, także przed prawem. Nie zawiedziesz jej, uwierz mi, ona nie ma uczuć… Wykończyła swoją mentorkę i jednocześnie najbliższą przyjaciółkę. – Kara zamilkła na chwilę, po czym dodała: – Jedyną osobą z krwi i kości w moim życiu była Katarzyna. Tylko u niej w domu odnajdywałam siebie. Kiedy przekraczałam jej próg, zaczynałam być prawdziwym dzieckiem. To jej zwierzałam się z pierwszych fascynacji światem i ludźmi. To ona rozgrzeszała mnie z błędów i kryła je przed matką. To ona czytała mi bajki na dobranoc i piekła ze mną pączki.

– Mówimy o tej samej Katarzynie? – przerwała jej Ada. – O tej bezwzględnej kobiecie, która wprowadziła Stellę w ten cały biznes? O tej, która regularnie podawała swojej partnerce narkotyki i alkohol? – Ada na chwilę zamilkła, jakby rozważała w głowie swoje kolejne słowa. – Nie jestem upoważniona, żeby powiedzieć ci więcej, ale zastanów się, dlaczego Katarzyna była dla ciebie takim ideałem opiekunki i dlaczego pozwalała, żebyś mówiła do niej „babciu”.

Kara poczuła, jak krew uderza jej do głowy. Do tej chwili była przekonana, że Ada jest tylko ofiarą jej matki. Ale teraz już nie wiedziała, kim była naprawdę. Opanowały ją wściekłość i zazdrość na myśl o tym, że Ada ewidentnie była na tyle blisko z matką, że wiedziała o niej więcej niż córka.

– A ty skąd to wiesz? I jak długo ukrywałaś przede mną te fakty?

– Czy choć raz próbowałaś poważnie porozmawiać ze Stellą? Nie. Było ci wygodnie odgrywać zadowoloną z sytuacji. Ja zadawałam pytania. Pracowałam od młodych lat jako modelka, grałam jakieś epizodyczne role, później większe… reklamy, ścianki, eventy…

– Tak, wielka mi praca – powiedziała Kara z wyraźnym obrzydzeniem – gwiazdowanie i wycieranie się po salonach.

– Wyobraź sobie, że była to ciężka praca. A ty w tym czasie zaliczałaś najlepsze zagraniczne uczelnie, zwiedzałaś świat, szlifując języki… To dzięki matce znasz pięć…

– Dzięki matce? Sądzisz, że kupiła mi umiejętności? Zdobywanie wiedzy to też ciężka praca.

– Ja również studiowałam i uczyłam się języków, ale równocześnie pracowałam naprawdę. Spróbuj kiedyś to połączyć, to zrozumiesz.

– Nie, dziękuję. Nie zamierzam pracować na własnej dupie…

Kara w ułamku sekundy zrozumiała, że przesadziła. Nie to chciała powiedzieć, ale Ada zbiła ją z tropu.

– No tak, cóż innego mogłaby wymyślić panienka z dobrego domu? Z matki zrobić potwora… Najprościej. Z przyjaciółki kurwę… Jeszcze prostsze – odparła Ada zaskakująco spokojnie. Patrzyła na Karę z pewnym współczuciem. – Co ty wiesz o życiu? Byłaś kiedyś głodna? Byłaś kiedyś bita? Wyrzucana w cienkiej piżamce jako dziecko na mróz? Byłaś molestowana przez pijacką ekipę swojej matki? Jak śmiesz tak o mnie mówić? Doskonale wiesz, że nigdy nie świadczyłam żadnych usług seksualnych.

Kara znała historię trudnego dzieciństwa Ady – może bez szczegółów, ale dziewczyna kiedyś opowiedziała jej o tym, z czym się borykała jako dziecko.

– Oczywiście niektóre dziewczyny kochają ten sport i bycie w epicentrum świata. Ale wtedy już na pewno nie można mówić o przymuszaniu. Robią to dla przyjemności i są nawet z tego powodu dumne. Ale uwierz mi, najczęściej wybierają tę drogę wtedy, gdy nie widzą innej.

– O tym właśnie mówię! Matka jako zamożna kobieta, której niczego nie brakowało i która prowadziła wiele biznesów, nie musiała wykorzystywać ich sytuacji i zatrudniać w branży, która prędzej czy później zniszczy ich życie. Jak już chciała być taka święta i dobra, mogła stworzyć dla nich inne miejsca pracy – niekoniecznie w seksbiznesie!

– Kara, proszę, porozmawiaj z matką. I idź już, bo nie mam ochoty dzisiaj dłużej z tobą rozmawiać. Byłam pewna, że się przyjaźnimy, ale teraz wątpię, czy potrafisz być przyjazna w stosunku do kogokolwiek, a zwłaszcza dla siebie. Niszczysz każdego, kto próbuje się do ciebie zbliżyć, kto próbuje cię pokochać. Boisz się miłości, boisz się otworzyć… Bo zapewne boisz się skrzywdzenia. Może Stella nie była matką roku, ale nie mając żadnego przykładu, starała się sprostać zadaniu, przed jakim nagle stanęła.

– Nagle?

Kara wstała i dumnie ruszyła w kierunku drzwi. Kiedy chwyciła za klamkę, odwróciła się jeszcze, spojrzała na Adę i powiedziała:

– Jeśli zmądrzejesz i spojrzysz na to szerzej, to daj znać. Chętnie ci pomogę wyjść z tego bagna. Po to dzisiaj tu przyszłam.

CIĄG DALSZY DOSTĘPNY W PEŁNEJ WERSJI

Spis treści

– 1 –

– 2 –

– 3 –

Punkty orientacyjne

Okładka