Cesarz umysłów, tom 3. Burza - Lesław Chowaniec - ebook + audiobook

Cesarz umysłów, tom 3. Burza ebook i audiobook

Lesław Chowaniec

4,2

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

"Wykradliście moją księgę i przywłaszczyliście sobie moje zaklęcia. Sądziliście, że będziecie w stanie opanować wiedzę, której nie rozumiecie. Przepisaliście nieudolnie moje inkantacje, ponieważ były dla was zbyt trudne. Uważacie się za mądrych, a jesteście takimi głupcami. Teraz zgubi was ta sama wiedza, którą pragnęliście posiąść"

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 387

Rok wydania: 2023

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 3 godz. 36 min

Rok wydania: 2023

Lektor: Kamil Prabucki, Wymownie.pl

Oceny
4,2 (5 ocen)
3
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Copyright © by Lesław Chowaniec, 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody wydawcy jest zabronione.

ISBN: 978-83-969126-0-2

Redakcja: Paulina Zyszczak – Zyszczak.pl

Korekta: Kinga Dąbrowicz – Zyszczak.pl

Skład: Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt mapy: Lesław Chowaniec

Strona internetowa: leslaw-chowaniec.com.pl

Dziękuję Ci, Czytelniku, za wspólną wędrówkę.

Niech ten tom będzie pięknym zwieńczeniem całej opowieści.

Rozdział I

Nasturion przyspieszył kroku. Wędrował właśnie przez podmokłe podłoże Widmowego Lasu, a obok niego szli jego przyjaciele. Cały oddział wycofywał się z polany i jej okolic, ponieważ stała się rzecz straszna: Urool Thanazzar został uwolniony. Skromne siły, jakimi dysponowała armia przymierza, były o wiele za słabe, aby móc stawić czoło przeklętej istocie, zatem Jorgan zarządził niezwłoczną ewakuację. Nie było ani chwili do stracenia. Nikt nie znał zamiarów Uroola, ale najbardziej prawdopodobny scenariusz zakładał, że pan zła zacznie przemarsz przez kolejne krainy pełne dobrych istot i rozpocznie się krwawa rzeź. Ciemność była teraz zdecydowanie potężniejsza, gdyż ze świata Zewnętrznego uciekła najstarsza i najmądrzejsza istota.

– Jak mogliśmy do tego dopuścić? – zapytał z trwogą w głosie Ellian, patrząc na przysłaniające niebo, jeszcze ciemniejsze niż wcześniej chmury. Zbierało się na burzę, i to nie taką zwyczajną.

Nasturion zrobił głęboki wdech.

– To moja wina – rzekł, chwytając się za tors. – Cały czas miałem trzeci klucz zawieszony na szyi i sam zaniosłem go Vasenlonowi. Gdybym zapytał Plugiusa o radę, kiedy jeszcze żył, wówczas nie mielibyśmy teraz takich kłopotów.

– Przestań się zadręczać – skarcił go Kragus. – Co się stało, to się nie odstanie. Musimy teraz opracować jakiś plan.

– Plan?! – zapytał podniesionym głosem młody dowódca wojsk Tera’Danu. – Jaki plan uchroni nas przed potęgą tego tyrana? Widziałeś, z jaką łatwością zmiótł z powierzchni ziemi Leraga i część jego podwładnych. Na dodatek nie liczył się ze stojącymi na linii strzału wampirami. Ta bestia nie ma sumienia ani litości. Myślisz, że będzie się z nami bawiła?

Nasturion miał rację. Kiedy Vasenlon poinformował swego pana o tym, że ten został zdradzony, Urool podniósł rękę i skierował pocisk w kierunku zdrajców, nie zwracając nawet uwagi na to, że przy okazji zabije wielu lojalnych żołnierzy. Fala uderzeniowa, którą wywołała dłoń przeklętej istoty, była tak mocna, że władca podziemi nie zdołał nawet spróbować się jej przeciwstawić. Został unicestwiony w kilka sekund, a razem z nim jego szkielety, kilka smoków oraz wampirów.

– Trzeba coś wymyślić – dodał po chwili Nasturion nieco spokojniej. – Nie wolno nam się poddawać.

– Masz rację – przyznał Lordan, który towarzyszył trzem wojownikom. – Przede wszystkim musimy zebrać jak najwięcej sprzymierzeńców. Tylko połączone siły są w stanie stawić opór Uroolowi.

– Z całą pewnością możemy liczyć na Łowców i smoczary – stwierdził Ellian. – Podejrzewam, że magowie i ludzie z Królestwa oraz barbarzyńcy także staną do nierównej walki z panem zła. Tylko czy to wystarczy?

– Nie zapominajmy, że po naszej stronie jest również Negotramoniax – przypomniał mędrzec. – Garbana nie żyje, co zwiększa nasze szanse w bitwie.

– Żeby do bitwy w ogóle doszło, musimy najpierw uciec z tego okropnego miejsca – zauważył Kragus. – Istnieje duże prawdopodobieństwo, że nieprzyjaciel depcze nam po piętach. To, że go nie widzimy i nie słyszymy, wcale nie oznacza, że jesteśmy bezpieczni. Z całym szacunkiem dla Jorgana, ale jeżeli on zna zaklęcie teleportacji, to Urool tym bardziej. I to na pewno o wiele bardziej efektywne.

Armia jeszcze bardziej przyspieszyła kroku. Odwrót w pewnej chwili zaczął przypominać formę zwyczajnej ucieczki. Trudno się temu jednak dziwić. Nikt nie chciał w tym momencie stawać do walki, ponieważ szanse na zwycięstwo nie były nawet iluzoryczne. Wygrana była po prostu nieosiągalna. Istniało niewielkie prawdopodobieństwo, że po połączeniu sił jednak uda się obronić przed atakiem z Thanazzaru. Żadna istota znajdująca się obecnie w Widmowym Lesie nie wiedziała, jaką siłą dysponuje Urool. Skoro jednak zabicie Leraga nie stanowiło dla niego żadnego wyzwania, można było się spodziewać, że przeklęta istota jest znacznie silniejsza niż kiedykolwiek.

– Co więc robimy? – zapytał Kragus, na którego spadła pierwsza kropla deszczu. Gdzieś w oddali dało się słyszeć potężny grzmot. – Nie możemy wszyscy uciec do Tera’Danu i skryć się za jego murami. Królestwo zostałoby prędzej czy później zdewastowane.

– To prawda – przyznał Ellian. – Musimy się rozdzielić. Ja wrócę do swojej ojczyzny. Jestem pewien, że główny cel Uroola to las smoczar i nasze ziemie. Pomogę więc bronić południowych krain.

– A jak przejdziesz przez Pradawne Ziemie? – zapytał Nasturion. – Wykorzystanie zwyczajnej łódki, którą kiedyś przepłynęliśmy, może okazać się niewykonalne w pojedynkę.

– Skorzystam z pomocy swojego smoka. Dotrę na jego grzebiecie do ziem elfów w dwa, może trzy dni.

– Faktycznie. Zapomniałem, że masz przyjaciela.

Armia przymierza zbliżała się już do mostu, co oznaczało, że jest bliska opuszczenia przeklętego terenu. Na szczęście nieumarli rozprawili się ze zjawami, zatem nie nastąpił żaden nieoczekiwany atak. Dawało to przynajmniej iskrę nadziei na powodzenie ucieczki przed siłami zła.

***

Tymczasem na południu panowało ogromne zamieszanie. Łowców dopadł strach. Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że teraz starzeją się w tempie zwyczajnego śmiertelnika. Nie było to wprawdzie na razie poważne zagrożenie, ale gdyby Uroola nie udało się zamknąć w Thanazzarze przez jakieś dziesięć czy piętnaście lat, wówczas niezłomna armia elfów zamieniłaby się w bandę podstarzałych wojowników. Cała rasa mogłaby w mgnieniu oka przeminąć. Najgorszy los czekałby jednak Aszanę i Oldara. Byli już bardzo starzy fizycznie, zatem zaczęło zaglądać im w oczy widmo śmierci.

– Nie przypuszczałam, że Her Vasenlon dopnie swego – powiedziała Uraniel. Rada elfów zwołana w tym samym dniu, w którym Nasturion dotarł na południe, rozpoczęła nadzwyczajne zebranie. Brakowało jedynie Elliana, jego nieobecność jednak była usprawiedliwiona.

– Musimy podjąć jakieś kroki w celu ochrony naszych ziem – stwierdził jeden z członków. – Urool dotrze tutaj prędzej czy później. Trzeba być przygotowanym na atak w każdej chwili.

– Zaraz po zebraniu skontaktuję się z królową Ieraną – oznajmiła przywódczyni Łowców. – Bez Negotramoniaxa nie mamy co liczyć na zwycięstwo.

– Pozostaje jeszcze kanion – rzekł Aszana.

Po jego słowach w sali zapanowała na krótko cisza. Ów kanion stanowił strategiczne miejsce dla elfów używane tylko w nagłych wypadkach.

– Zdajesz sobie sprawę, że narazimy na poważne niebezpieczeństwo najsilniejszych sprzymierzeńców? – zapytała królowa.

– Popieram Aszanę. – Oldar wstał, gdyż chciał, żeby wszyscy wyraźnie go usłyszeli. – Jeśli tylko mieszkańcy kanionu zgodzą się nam pomóc, to nie mamy innego wyjścia.

– Rozważę tę propozycję – zgodziła się Uraniel. – Najpierw jednak przygotujmy wojowników do obrony przed wrogimi siłami. Świątynia jest bezpieczna, zło jej nie zniszczy ani nawet nie uszkodzi.

– Proponuję, żeby w razie ataku królowa schroniła się właśnie tam – powiedział jeden z członków rady. – Nie możemy cię narażać, pani.

– Nie będę się nigdzie kryła, kiedy moi podwładni staną do walki – rzekła stanowczo przywódczyni Łowców. – Walczymy razem do końca.

Te słowa poruszyły wszystkich. Istniało ryzyko, że Urool przeleje krew każdego elfa, smoczary i człowieka. Nie było wyjścia – należało działać natychmiast. Mimo widma klęski Łowcy postanowili, że nie poddadzą się do ostatniego żywego wojownika.

***

Chociaż Ierana była na początku mocno zaniepokojona, niedługo wzięła się w garść i zaczęła obmyślać plan działania. Jego główny element stanowił oczywiście Negotramoniax. Ojciec smoków był jedynym, który mógł nawiązać walkę z Uroolem. Kryła się w tym jednak pewna ironia. Monstrualna bestia, która mogłaby zburzyć główny pałac Tera’Danu jednym machnięciem ogona, miała tyle samo – albo nawet mniej – siły niż niespełna trzymetrowa istota. I nie chodziło o moc magiczną, w której Urool przewyższał wszystkich, lecz o siłę fizyczną. Aż trudno sobie wyobrazić, jaka potęga drzemała w rękach przeklętej istoty. Do tego dochodziła jeszcze ogromna inteligencja. Urool Thanazzar był najstarszy i najdoskonalszy ze wszystkich istot, jakie kiedykolwiek narodziły się na świecie. Nawet Loora i Keelu byli od niego młodsi.

Ierana nie zarządziła specjalnego zebrania, ponieważ nie miałaby nic do powiedzenia z wyjątkiem tego, że sytuacja jest beznadziejna i trzeba walczyć. Postanowiła jak najprędzej wezwać Negotramoniaxa oraz tyle smoków, ile tylko było zdolnych do walki.

„Nie mam wyjścia” – pomyślała. „Jeżeli chcemy pokonać tego tyrana, musimy rzucić na szalę całą ofensywę, jaką dysponujemy. Oszczędzanie jednego czy dwóch smoków jest bezcelowe. Tylko zmniejsza nasze szanse na zwycięstwo”.

Naczelna smoczara wyobraziła sobie, co mogłoby się stać ze światem Wewnętrznym, gdyby Urool wygrał. Tysiące ofiar, rzeki krwi, ruiny dawnych majestatycznych budowli. Ziemia byłaby w każdym miejscu splugawiona.

– Wybaczcie mi. – Królowa zamknęła oczy i zaczęła nawiązywać kontakt ze smokami. Nie było teraz czasu na marsz do smoczej utopii, jak ją potocznie nazywano. Ierana musiała przyzwać smoki na odległość.

Pierwszy jej wezwanie usłyszał oczywiście Negotramoniax. Dał pozostałym znać, że powinny natychmiast lecieć do wioski smoczar. Trudno powiedzieć, w jaki sposób smoki porozumiewały się ze sobą na ogromne odległości, lecz tego rodzaju rozmowa była bardzo skuteczna. Nie minęło bowiem dużo czasu, a bestie już frunęły w wyznaczone miejsce.

– Negorano i Plugiusie, zostaniecie pomszczeni.

***

Armia przymierza bezpiecznie przedarła się przez most i znajdowała się już w sporej odległości od Widmowego Lasu. Do tej pory nie słychać było wojsk nieprzyjaciela, co dawało szansę na ucieczkę. Może odgłosy armii Thanazzaru zagłuszał padający coraz mocniej deszcz, a może Urool potrzebował trochę czasu na zaaklimatyzowanie się w świecie Wewnętrznym i dlatego nie rozkazał dopaść nieprzyjaciół.

– Będziemy musieli się rozdzielić – stwierdził Nasturion. – Skoro Ellian wraca do Łowców, magowie do siebie, a my do Tera’Danu, wszystko wskazuje na to, że nasze drogi się w tym miejscu rozchodzą.

Młody człowiek nie ukrywał smutku. Bardzo zaprzyjaźnił się z elfem oraz Kragusem i chciał spędzać z nimi jak najwięcej czasu.

Barbarzyńca popatrzył na dowódcę wojsk Królestwa.

– Niezupełnie – rzekł. – Na południu się nie przydam, zatem ruszę z tobą do Tera’Danu. Jedynie tam będzie można odpowiednio wykorzystać moje umiejętności.

Nasturion się uśmiechnął.

– W sumie racja. Razem jesteśmy o wiele silniejsi. Poza tym ktoś musi mi zatruwać życie.

– O to się nie martw, przyjacielu.

– Bierzesz kogoś do towarzystwa? – zapytał Lordan Elliana.

– Nie – odparł Łowca. – W pojedynkę dotrę do domu o wiele szybciej. Śmiertelnicy są od nas wolniejsi.

– Rozumiem. Sugeruję, abyś nie tracił czasu, wojowniku.

– Nie zamierzam. – Ellian popatrzył na Kragusa i Nasturiona takim wzrokiem, jakby chciał im powiedzieć „do widzenia”. Elf wierzył, że Uroola można pokonać, nawet gdyby potrzeba było do tego cudu. Bo cud to jedyne, co mogło teraz uratować świat Wewnętrzny.

Łowca nie powiedział ani słowa, tylko odwrócił się i pobiegł przed siebie, zostawiając za plecami armię przymierza.

– Faktycznie jest szybki – zauważył Kragus zaskoczony prędkością poruszania się najlepszego strzelca, jakiego kiedykolwiek widział.

– Co się stało? – zapytał Nasturion, gdy barbarzyńca nagle opuścił głowę.

– Nic.

– Przecież widzę, że coś jest nie tak.

Kragus zamknął na chwilę oczy, a kiedy je otworzył, widać było, że są wilgotne.

– Proszę, proszę. – Jego przyjaciel się uśmiechnął. – Wódz barbarzyńców ma uczucia.

Zdziwienie Nasturiona było jak najbardziej uzasadnione. Rytuał, który doprowadził wojownika do stanowiska przywódcy, zakładał zabicie żony, żeby przez resztę życia nie kierować się emocjami, tymczasem Kragus po licznych przygodach z Ellianem pozwolił sobie na chwilę słabości. W tym momencie Nasturion zrozumiał, jak wrażliwy jest jego towarzysz broni. To tylko utwierdziło go w przekonaniu, że słusznie uczynił, nie zabijając go po wygranym pojedynku. Co więcej, młody człowiek był teraz dumny z siebie, że przeciągnął na swoją stronę tak wybitnego wojownika. Potężny w walce, z poczuciem humoru, nieustraszony, a do tego o wielkim sercu. Wszystkie te cechy opisywały wodza barbarzyńców, Kragusa.

– Możecie przestać na mnie patrzeć? – odezwał się po chwili charakterystycznym dla siebie tonem, który wskazywał na to, że się uśmiecha. – Każdy ma prawo do momentu słabości.

– To nie słabość – rzekł Lordan. – To twoja siła. Prawdziwą siłę okazuje się przez połączenie głębi uczuć z mocą fizyczną. Przyznam, że pozytywnie mnie zaskoczyłeś.

– Mnie również – zawtórował Nasturion.

– Uważajcie, żeby Urool zaraz nas wszystkich nie zaskoczył. – Kragus zmienił temat. – Nad uczuciami skupimy się kiedy indziej. Teraz musimy wykombinować, co robimy dalej.

– Zastanówmy się, czy nie mamy jeszcze jakichś sojuszników – podsunął Nasturion. – Każda para rąk się przyda. Może bagienne istoty? Warto byłoby się z nimi skontaktować.

– Odradzam – rzekł mędrzec. – Teraz, kiedy Urool jest wolny, z obawy przed nim staną przeciw nam. A jeżeli nie zbliżymy się do bagien, nie wyjdą spod ziemi i nie będą dla nas zagrożeniem. Zostawmy je w spokoju.

– Rozumiem. Jakieś inne pomysły?

– Bez względu na to, co wymyślicie, magowie wracają na Naurię – wtrącił Jorgan. – Musimy za wszelką cenę obronić wyspę, a Urool na pewno wyśle tam swoje sługi.

Czarodziej nagle chwycił się za głowę.

– Co ci jest? – zapytał Lordan.

– Gdyby Plugius nadal żył, nie dopuściłby do tego wszystkiego. To moja wina.

– Nie wolno ci się teraz załamywać. – Lordan próbował podnieść go na duchu. – Nikt nie mógł przewidzieć, że Vasenlon zdobędzie ostatni klucz w takich okolicznościach. Weź się w garść. Bez ciebie sobie nie poradzimy.

Słowa mędrca najwyraźniej dotarły do naczelnego czarodzieja, gdyż po chwili uspokoił się, zebrał podwładnych, a następnie teleportował się na Naurię.

Tymczasem reszta armii, która została w okolicy Widmowego Lasu, czekała na decyzję dowódców.

– Nie pozostaje nam chyba nic innego, jak powrót do Królestwa – stwierdził wódz barbarzyńców. – Tam zbierzemy armię i poczekamy na posiłki z południa. Ierana i Uraniel zapewne wiedzą, że pan zła został uwolniony, i przygotowują się do bitwy.

– Zostaje nam jeszcze jedno wsparcie – zaczął Lordan, lecz się zawahał. – Nie, to zbyt niebezpieczne.

– O kim mówisz? – zainteresował się Nasturion.

– Raczej o czym… W krasnoludzkich Wykopaliskach jest uwięziona pewna potężna istota, która z pewnością nienawidzi Uroola. Byłaby zdecydowanie wielkim wsparciem.

– Kogo masz na myśli? – zdziwił się Kragus. Chociaż barbarzyńca znał wiele legend, nigdy nie słyszał o żadnym potworze z Wykopalisk.

– Dawno temu pewien człowiek z Tera’Danu postanowił zostać łowcą smoków – tłumaczył starzec. – Przez kilka lat całkowicie poświęcił się temu zadaniu, co oczywiście rozwścieczyło królową Ieranę. Człowiek ten był jednak na tyle sprytny, że smoczarom nie udało się go dorwać przez długi czas. Co gorsza, pił krew każdego zabitego przezeń smoka. Doprowadziło go to do fatalnych skutków. Wyobraźcie sobie, że po jakimś czasie z normalnego fizycznie człowieka zmienił się w przerażającą kreaturę. Nie przypominał już ani istoty ludzkiej, ani zwierzęcia. Stał się hybrydą.

– Masz pewność, że jeszcze żyje? – zapytał Kragus. – Minęło chyba sporo czasu.

– Kiedy zwiedzałem z Axerem Wykopaliska, znalazłem pamiętnik napisany przez królową Negoranę, poprzedniczkę obecnej władczyni smoczar. Podczas czytania usłyszeliśmy dźwięki wydobywające się z ciemnej jaskini, którą otworzyliśmy. W ostatniej chwili zamknęliśmy drzwi. Jakaś bestia uderzyła w nie z drugiej strony. Z tego, co przeczytałem przy wejściu, wynika, że owa grota to więzienie tego potwora.

– Sugerujesz, że możemy tam wyruszyć i przekonać go do sojuszu? – zapytał Nasturion. – A jaką mamy pewność, że w jego umyśle została choć odrobina ludzkiego pierwiastka?

– Niewielką, ale jeśli wyślemy tam spory oddział wojowników, może się ich przestraszy i nie zaatakuje. Nie zyskamy wtedy sojusznika, ale też nie narazimy nikogo na śmierć. Nerulian jest potężny, ale po tylu latach spędzonych w ciemnościach będzie się bał żołnierzy uzbrojonych w miecze i pochodnie.

– Jak go nazwałeś?! – Nasturion niemal krzyknął.

– Nerulian. – Lordan nie miał pojęcia, co wywołało taką reakcję u wojownika.

– Jesteś absolutnie pewien, że ten wojownik tak się nazywał? – Młody człowiek zrobił tak wielkie oczy, jakby zobaczył ducha.

Mędrzec przytaknął.

– Co cię tak poruszyło? – zapytał Kragus.

– Ten cały Nerulian – zaczął niepewnie Nasturion – ma takie samo imię jak mój dawno zaginiony brat…

Rozdział II

Tymczasem w głębi Widmowego Lasu, w miejscu, gdzie jeszcze niedawno toczyła się ogromna bitwa, wszystkie istoty lądowe klęczały na kolanach. Można rzec, że niemal leżały na ziemi. Kościane smoki wylądowały na zakrwawionym podłożu i również oddawały najpokorniejszy hołd swemu twórcy. Jedynie Vasenlon odważył się podnieść głowę. Kiedy to zrobił, ujrzał przed sobą majestatyczną istotę wpatrującą się w jakiś punkt na południe od miejsca, w którym stała. Jej przeklęte oczy kipiały nienawiścią, lecz była ona połączona z lekką dozą triumfu oraz pewności siebie.

– Witam cię, o wielki – zaczął niepewnie Arcywampir. – Wróciłeś w dobrym czasie, panie.

Urool nie zwrócił uwagi na słowa jego najwierniejszego sługi. Po chwili postawił krok naprzód. Spowodowało to panikę wśród wszystkich obecnych. Natychmiast rozpierzchli się na dwie strony, robiąc swemu panu przejście. Nikt nie chciał nawet przez przypadek stanąć Uroolowi na drodze. Zaraz po przesunięciu się sługi władcy Thanazzaru ponownie padły na ziemię.

„Niesamowite” – pomyślał Vasenlon pełen podziwu oraz trwogi, rozglądając się po armii. „Każdy z nich jest sparaliżowany ze strachu”.

Spostrzeżenie dawnego władcy Ugzaru było jednak spowodowane nie obawą ani niechęcią do cesarza umysłów, lecz pełnym szacunkiem oraz oddaniem. Naczelny wampir ubóstwiał swego twórcę i w pewien sposób go kochał.

Potęga Uroola wpływała również na przyrodę oraz klimat w jego pobliżu. Kiedy Vasenlon spojrzał na stopy swego pana, zobaczył coś dziwnego. Oto ziemia, na której stała przeklęta istota, wysychała, a wszystko w promieniu około metra umierało i obracało się w proch. Nietrudno sobie wyobrazić, co by się stało z bujnym lasem, gdyby przeszedł przez niego Urool. Cała roślinność w mgnieniu oka by uschła, a wilgotna, piękna ziemia zaczęłaby pękać.

Kolejnym czynnikiem, na który wpływał cesarz umysłów, była pogoda. Zaraz po jego wyjściu z Thanazzaru rozpętała się potężna burza z piorunami zależna od humoru Uroola. Tyran mógł samą siłą woli spowodować gwałtowne ulewy i nawałnice, a także sprawić, by chmury się przerzedziły i wyszło słońce. Teraz jednak niebo było pochmurne i padał lekki deszcz.

W miejscu, w którym niegdyś stał Lerag, zanim został zmieciony z powierzchni ziemi, ziała teraz sporych rozmiarów dziura. Ciągnęła się przez całą polanę, a kończyła gdzieś w lesie, zostawiając za sobą wiele połamanych i zniszczonych drzew. A przecież wszyscy widzieli, że Urool nawet nie wysilił się podczas tego strzału. Mogło to oznaczać jedynie to, co wszyscy powtarzali od bardzo dawna: thanazzariańska bestia dysponuje zatrważającą mocą. Zatrzymanie jej będzie niezwykle trudne.

Pan zła zrobił kolejny krok, a wszyscy jego podwładni ponownie się przesunęli. Nawet Vasenlon nie odważył się otworzyć ust. Cesarz umysłów odwrócił się w kierunku otwartej bramy, a następnie przemówił swym mrocznym, przeszywającym każdą istotę głosem:

– Demony Thanazzaru oraz wszystkie bestie, wzywam was! Nadszedł czas, aby ten bydlęcy świat wreszcie posmakował cierpienia i bólu.

Nie minęło nawet kilka chwil, a brama się rozświetliła. Po chwili z jej wnętrza zaczęły wyskakiwać psy, z którymi Nasturion i jego towarzysze mieli kiedyś do czynienia. Zaraz za nimi kroczyły demony, bardzo podobne do tego, który oszczędził Skonera Areliana. Oprócz nich pojawiały się jeszcze inne, coraz paskudniejsze twory Uroola. Większość z nich chodziła na dwóch kończynach. Niektóre miały skrzydła, a także miecze, wekiery oraz inne ostre narzędzia. Jedno pozostawało pewne: każdy demon pałał chęcią mordu i zadawania bólu. Większość była inteligentna, ale znalazły się też takie, które nie miały zbyt rozwiniętego rozumu. Jedyne, co powstrzymywało je przed bezmyślnym atakiem, to wola ich twórcy, który zresztą wiedział, po co je powoływał. Było to zwyczajne mięso armatnie, którego zadaniem miało być odwrócenie uwagi nieprzyjaciela przed właściwym atakiem.

Na samym końcu wylazło kilka gigantycznych bestii – większych od Uroola czy demonów znajdujących się już w świecie Wewnętrznym. Bardzo je przypominały, tyle tylko że ich oblicza pokrywała dosyć gęsta sierść. Jedyne, co dało się wyraźnie dostrzec, to żółte, wstrętne oczy pałające nienawiścią. Jak na ironię, to właśnie Urool wyglądał najłagodniej spośród rzeszy tych istot. Jedynie jego oczy przyprawiały o szybsze bicie serca oraz trwogę.

Cała liczna armia Thanazzaru składała się właśnie z owych demonów oraz wszystkich, którzy przeżyli bitwę z Leragiem.

– Wstańcie – nakazał Urool tonem, któremu nikt nie śmiał się sprzeciwić.

– Jakie są twoje rozkazy, władco? – zapytał Vasenlon.

– Najpierw rozprawimy się z czarodziejami, a następnie zniszczymy krainy elfów i smoczar. Reszta śmiertelników zostanie ukarana później.

Wojska ciemności sformowały szyki, a następnie wyruszyły na południe, gdzie miały rozpocząć rzeź nieprzyjaciół ich pana. Ta wędrówka mogła się okazać najbardziej krwawą i najstraszniejszą w historii świata Wewnętrznego.

Rozdział III

– Co powiedziałeś?! – wykrzyknął Kragus, nie mogąc uwierzyć w to, co przed momentem usłyszał.

– Miałem brata o imieniu Nerulian – powtórzył w miarę spokojnie Nasturion. – Chociaż może powinienem raczej powiedzieć, że nadal mam…

– Ale jak to się stało, że twój brat stał się potworem? – zapytał Lordan.

– To by się zgadzało z tym, jak go zapamiętałem – stwierdził młody wojownik Tera’Danu. – Nerulian od małego marzył o tym, żeby zostać najbardziej znanym i najlepszym łowcą smoków na świecie. Wtedy oczywiście nie mieliśmy pojęcia o istnieniu smoczar ani ich związku z latającymi bestiami.

– A jak twoi rodzice reagowali na jego… dziwne ambicje? – drążył mędrzec.

– Nikt nie brał na serio słów małego dziecka, a później młodego i niedoświadczonego wojownika. Nikogo zresztą nie mogły dziwić takie zainteresowania, prawda?

Lordan przytaknął.

– Te kilka jaszczurek, które Nerulian zabił, nie czyniły z niego od razu łowcy smoków – kontynuował Nasturion. – Co prawda czasem znikał na wiele godzin, jednak przeważnie wracał przed zmierzchem. Ogólnie nie sprawiał problemów.

– A kiedy widziałeś go po raz ostatni? – wtrącił Kragus.

– Niech pomyślę – zastanowił się Nasturion, po czym na chwilę zamilkł. – Prawdopodobnie kilka lat przed rzezią armii Vasenlona na krasnoludach. Rodzice już dawno nie żyli i byłem jedyną osobą, która interesowała się tym, co robił mój brat. Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Obudziłem się dosyć późno, ale na tyle wcześnie, żeby zdążyć zapytać Neruliana, dokąd idzie. Odpowiedział, że tam gdzie zawsze, i dziwnie się uśmiechnął.

– Co rozumiesz przez słowo „dziwnie”? – zapytał Lordan.

– Wtedy nie wiedziałem, lecz teraz jestem pewien, że udało mu się wytropić smoka, a ów dzień miał zadecydować o tym, czy Nerulian nadaje się na łowcę.

– Twój braciszek chciał zaatakować bestię, żeby się przekonać, czy jest w stanie ją zabić? – zapytał barbarzyńca.

Nasturion potwierdził.

– Co się stało tego dnia? – niecierpliwił się mędrzec.

– Czekałem na jego powrót do późnego wieczoru. Już nie raz się zdarzało, że wracał późno w nocy. Wtedy jednak ogarnął mnie niewytłumaczalny niepokój. Jakbym przeczuwał, że stanie się coś złego. Postanowiłem, że ruszę na poszukiwania, jeśli Nerulian długo nie będzie wracał. Tak też się stało. Poszedłem do króla i poprosiłem o kilku żołnierzy. Nie chciałem się zapuszczać sam do ciemnego lasu. Prawdopodobieństwo, że spotkam tam zbójców, było bardzo duże. Wolałem nie ryzykować. Wyruszyło nas chyba kilkunastu. Całą noc przeszukiwaliśmy okoliczne lasy oraz miejsca, w których zwykł polować Nerulian. Tamtej nocy na szczęście nie padało, więc deszcz nie zmył śladów, które znaleźliśmy nad ranem…

– Śladów? – powtórzył z przejęciem mędrzec.

– Na polanie tuż za lasem widać było pozostałości po walce, która rozegrała się najpewniej poprzedniego dnia albo nocy. Zobaczyliśmy ludzką krew wymieszaną z inną. Od razu się zorientowaliśmy, że to smocza. Nerulian musiał tam stoczyć zaciętą walkę. Wtedy byłem przekonany, że w niej poległ. Na tym zakończyliśmy poszukiwania. Żaden z żołnierzy nie chciał ryzykować życia. Poza tym wszyscy byliśmy zmęczeni po nieprzespanej nocy. Później, podczas codziennych konnych przejażdżek, jeszcze długo szukałem śladu brata, ale na próżno.

– Współczuję – powiedział Lordan. – Z pewnością bardzo to przeżyłeś.

– Nerulian był moim ostatnim tak bliskim krewnym. Cała moja rodzina i bliscy odeszli. Został mi jedynie Plution Czwarty, jednak wszyscy wiemy, że pokrewieństwo z osobą na tak wysokim stanowisku nie jest tak odczuwane. Król nie może sobie pozwolić na spacery po lesie, ogniska, zabawy ani na żadne przyjemności, które kochałem. Spotkanie w jadalni bądź sali tronowej to nie to samo.

– Wiem, że trudno to porównywać, ale ja także jestem samotny. – Kragus próbował pocieszyć przyjaciela.

– Tylko powód twojej samotności jest nieco inny. – Młody wojownik skrzywił się na myśl, że barbarzyńca zamordował własną rodzinę. Po tylu wspólnie spędzonych chwilach dziwił się, że jego towarzysz broni był w stanie dokonać tak strasznego czynu. Najwyraźniej czas spędzony z istotami pokroju Elliana odmienił wodza barbarzyńców. Prawdopodobnie nie byłby już w stanie skrzywdzić żadnego ze swoich bliskich.

– To nie ma teraz znaczenia – stwierdził Lordan. – Musimy zastanowić się nad jakimś planem.

– Już go wymyśliłem – rzekł Nasturion. – Wyruszę do Wykopalisk, odnajdę Neruliana i postaram się sprowadzić go do Tera’Danu.

– Pójdę z tobą! – zaoferował się Kragus.

– Nie możecie iść sami – zaoponował mędrzec. – Ta bestia jest niepoczytalna. Mimo że to twój brat, nie wiesz, czy cię rozpozna. Nie pozwolę wam iść tylko we dwóch.

– Już podjęliśmy decyzję. – Kragus wybuchnął rozbrajającym śmiechem, po czym razem z przyjacielem odwrócił się i pobiegł na południowy zachód.

– Poczekajcie! – krzyknął za nimi Lordan. – Dam wam chociaż parę cennych wskazówek!

– Spokojnie – odrzekł barbarzyńca, odwróciwszy się za siebie. – Już nieraz wychodziliśmy z gorszych opresji. Damy sobie radę.

– A umiecie czytać w języku smoczar?

Wojownicy stanęli jak wryci. Zupełnie nie pomyśleli o tym, że aby otworzyć bramę, trzeba odczytać słowa zapisane w języku smoczych dam.

– No dobra, wygrałeś – skapitulował Kragus. – Co musimy wiedzieć?

Lordan zaczął recytować z pamięci fonetycznie słowa, za których pomocą otworzył niegdyś bramę. Dla pewności kazał obu towarzyszom broni się ich nauczyć. Czasu zostało co prawda bardzo mało, ale wystarczyło na to, aby barbarzyńca i młody człowiek opanowali zaklęcie otwarcia więzienia.

– Powinieneś uciekać – poradził mędrcowi Nasturion. – Wszyscy żołnierze dawno powędrowali do Królestwa. Nasze drogi rozchodzą się w tym miejscu. W pojedynkę nie dasz rady przeciwstawić się potędze Uroola, a z oddali słychać już, że jego armia nadciąga. Spieszmy się!

– Racja – przyznał starzec i bez zbędnych formalności oddalił się od towarzyszy.

Wojownicy także nie marnowali czasu. Pognali w swoją stronę. Mroczny cień Uroola zaczął docierać do tej krainy.

***

Kragus i Nasturion biegli przez pola porośnięte bujną trawą, która teraz bardzo utrudniała im ucieczkę. Co jakiś czas jeden z nich potykał się albo upadał. Kiedy znaleźli się w sporej odległości od mostu prowadzącego do Widmowego Lasu, dowódca wojsk Tera’Danu zarządził chwilę przerwy.

– Wydaje mi się, że jesteśmy już dostatecznie daleko – wysapał. – Urool nie będzie nas ścigał. Ma przecież inne cele.

– Na przykład elfy i smoczary – przyznał barbarzyńca. – Prawdopodobnie także Królestwo.

– Tego się właśnie najbardziej obawiam. Nie jesteśmy na tyle dobrze uzbrojeni, żeby stawić czoło armii Thanazzaru, a co dopiero jego władcy. Mam złe przeczucia. Nawet jeśli przekonamy Neruliana do walki, i tak nie będzie dla nas wystarczająco potężnym wzmocnieniem.

– Radzę poczekać na zweryfikowanie jego siły. Lordan twierdzi, że to niezwykle silna istota. Nasza wyprawa jest warta ryzyka.

Nasturion się uśmiechnął.

– Wiem. Dlatego postanowiłem się tym zająć osobiście.

– A że beze mnie przepadłbyś gdzieś w górach, czuję się zobowiązany ci pomóc. – Wódz barbarzyńców jak zwykle próbował obrócić sytuację w żart, po uwolnieniu Uroola jednak nie miał już tak wyrafinowanego poczucia humoru jak kiedyś.

– Jasne, jasne. Prowadź więc, mój wybawco i opiekunie.

Ruszyli dalej pewnym krokiem. Nie biegli już, ponieważ ryzyko, że ktoś będzie ich ścigał, było niewielkie. Przeklęta istota nie zwracała uwagi na pojedynczych śmiertelników, których mogła zabić samym oddechem. Najważniejszy cel stanowili: Uraniel, Ierana oraz przede wszystkim Negotramoniax. Zgładzanie po drodze przypadkowych istot oraz pustoszenie krain to jedynie przyjemny dodatek, na który Urool pozwalał swoim sługom.

Zapadła noc. Wódz barbarzyńców i jego towarzysz broni postanowili rozpalić ognisko, jak mieli w zwyczaju podczas długich wędrówek. Burzowe chmury, które zawisły niemal nad całym Widmowym Lasem, jeszcze nie dotarły w to miejsce, zatem podłoże pozostawało suche. Nie było żadnego zagrożenia, które mogli na siebie sprowadzić tej nocy, zatem uznali rozmowę i sen przy ogniu za bezpieczną przyjemność, jeśli można tak określać spędzanie czasu ze świadomością, że zagłada świata jest blisko.

– Robi się chłodno – stwierdził Nasturion, dokładając drewna do płomieni. – Dobrze, że uzbieraliśmy dosyć dużo zapasu.

– Nie zapominajmy o odważnym wojowniku, który umie rozniecać ogień we wszystkich warunkach oraz upolować nawet zająca na kolację.

Kragus miał na myśli oczywiście siebie. Jego żart wywołał uśmiech na twarzy Nasturiona. Ciężar, który wszystkie dobre istoty nosiły teraz na barkach, był niemal nie do zniesienia, zatem chwila beztroski działała wręcz zbawiennie.

– Kładziemy się spać? – zapytał barbarzyńca, kończąc mięsną kolację. – Noc wydaje się spokojna, więc rozsądnym będzie wykorzystać dobrodziejstwo natury.

Dorzucili resztę drwa, a następnie ułożyli się w bezpiecznej odległości od ognia i zamknęli oczy. O dziwo Nasturion zasnął wcześniej niż Kragus.

Noc jednak nie przyniosła upragnionego wypoczynku. Oto po zaledwie dwóch, może trzech godzinach rozszalała się potężna burza. Śpiących przy wygasłym ognisku przyjaciół obudził już pierwszy grzmot.

– Co się dzieje? – warknął Kragus. – Zapowiadało się na spokojną noc i piękny dzień!

– Najwyraźniej się pomyliłeś. Chodź, poszukajmy schronienia.

Solidna ulewa w połączeniu z gwałtowną burzą nie pozwoliła wojownikom odpocząć. Biegli zlani strugami deszczu w nieznanym kierunku, rozglądając się za jakąś grotą.

– Może niedługo przejdzie – rzekł z nadzieją Nasturion.

– Nie liczyłbym na to.

– Dlaczego?

Barbarzyńca nie odpowiedział, lecz wskazał palcem ścianę skalną, u której podnóża widniała wyżłobiona prawdopodobnie przez wodę średnich rozmiarów szczelina.

– Biegniemy tam! Potem wszystko wyjaśnię.

Szybko znaleźli się w wyznaczonym miejscu. Na szczęście krainy świata Wewnętrznego pełne były – oprócz dużych lasów – skalnych pagórków stanowiących pozostałość po prastarych bestiach. Część z nich zniszczyła się czy to przez wiatr, czy to przez wody opadowe, zatem szczeliny i jaskinie nie były tutaj niczym niezwykłym.

Szczelina przebiegała tak, że niestety dostawały się do niej krople deszczu. W ciemnościach trudno było znaleźć lepsze schronienie, a czasu pozostawało coraz mniej.

– To istne oberwanie chmury! – krzyknął Kragus, ledwo łapiąc powietrze. Deszcz padał nienaturalnie mocno, a potworny huk piorunów nie pozwalał słyszeć osoby stojącej tuż obok.

Barbarzyńca wskazał na pobliskie drzewa.

– Łamiemy gałęzie! – krzyknął. – Tyle, ile się da!

Nasturion wykonał polecenie towarzysza. Po chwili znajdował się pod drzewem, gdzie krople nie spadały tak mocno i gęsto jak na wolnym powietrzu. Natychmiast wyciągnął miecz i jął odcinać gałęzie, a Kragus skrupulatnie je zbierał.

– Wystarczy! Chodź!

Wojownicy wrócili ku szczelinie. Kragus nakazał Nasturionowi ruchem ręki wejść do środka. Chociaż wejście było dosyć szerokie, poharatał sobie ręce.

– Tu jest woda! – krzyknął do przyjaciela. – Jeżeli tego nie zatrzymamy, szczelina zaraz się przepełni.

– Czekaj – uspokajał barbarzyńca. Deszcz siekł tak mocno, że wojownik oddychał z trudem.

„Przeklęty Urool!” – pomyślał. „Ta ulewa nie jest czymś naturalnym, więc to musi być jego sprawka”.

Przyjaciel Elliana nie pomylił się ani trochę. Zanim zapadł wieczór, Urool rzucił zaklęcie, każąc chmurom zrzucić ogrom wody na dobre istoty. Z taką samą pogodą zatem mieli do czynienia Lordan oraz magowie i żołnierze wracający do Królestwa. Czarodzieje na szczęście rzucili odpowiednie osłony, dzięki którym większość ludzi była bezpieczna. Urool jednak osiągnął cel, który w tej chwili wydawał się istotniejszy: wyczerpać przeciwnika i nie dać mu spokojnie spać. To z pewnością wpłynie negatywnie na morale i ułatwi rozprawienie się z wrogiem. Zwyczajny mord nie był tym, co Urool poprzysiągł śmiertelnikom. Chciał najpierw ich nastraszyć, później zmęczyć, a na końcu zarżnąć jak zwierzęta.

– Trzymaj je mocno! – Kragus podał gałęzie Nasturionowi, sam zaś wszedł do szczeliny. Kiedy znalazł się w środku, zaczął układać kawałki drewna na grubym patyku, który przed chwilą z trudem tu zaciągnął. Dzięki współpracy przyjaciele osiągnęli sukces. Po wyczerpującym łataniu szczeliny udało im się skierować strumień deszczówki poza schronienie. Co prawda spadały im na głowę liczne krople, lecz było to nic w porównaniu z tym, co mogło ich czekać, gdyby nie znaleźli tego miejsca.

– Miejmy nadzieję, że ten prowizoryczny dach wytrzyma. – Nasturion westchnął, patrząc, jak gałęzie uginają się pod wpływem ciężkich niczym ołów kropli. Był przemoczony do suchej nitki. Na razie jednak nie odczuwał zimna.

– Musi. W przeciwnym razie będzie z nami kiepsko.

Deszcz nie ustawał przez całą noc. Co prawda nie mieli już do czynienia z tak potężną ulewą jak na początku, ale spanie poza jaskinią nie było możliwe. Potoki zamieniły się w rwące rzeki, a na gruncie zalegało kilkanaście centymetrów wody. Tę część świata Wewnętrznego w ciągu paru godzin nawiedziła taka powódź, jakiej Nasturion ani Kragus nie doświadczyli w całym swoim życiu.

Nad ranem wreszcie przestało padać. Przemoczeni wojownicy postanowili odpocząć przez kilka chwil w tym miejscu. Od momentu wejścia do szczeliny nie zmrużyli oka, więc parę godzin snu im się należało. Odrzucili gałęzie i wyszli na zewnątrz. Kiedy spojrzeli za siebie, zobaczyli kamienistą górę porośniętą zwyczajną trawą. Owa szczelina została zapewne wykopana przez zwierzę. Bardzo silne, skoro potrafiło się przebić przez wielkie kamienie. Była to po prostu zwyczajna jama z nieco wysuniętym do przodu wejściem. Gdyby nie wypełniała jej woda, Nasturion odkryłby wcześniej, że poniżej znajdowała się większa grota.

– Jaka bestia kopie norę tak wysoko? – zastanawiał się na głos. Faktycznie, do środka można było wejść, wspinając się nieco nad ziemię, a potem schodząc niżej. – Nie lepiej byłoby kopać przy samym gruncie?

– Może skały były w tym miejscu nadkruszone albo miększe? Mamy ogromne szczęście, że nie zastaliśmy tu gospodarza. Po rozmiarach groty wnioskuję, że nie są to królik ani chomik.

– Co teraz? Gdzie się położymy?

Rozejrzeli się, lecz nie znaleźli żadnego wygodnego miejsca. Woda w dalszym ciągu płynęła strumieniami, nie oszczędzając nawet jednego skrawka ziemi. Wpadli więc na pomysł, żeby wspiąć się na górę i tam odpocząć. Kilka chwil później leżeli na wilgotnych kamieniach pogrążeni we śnie. Słońce przedzierało się przez chmury, zatem robiło się cieplej.

***

Kragusa obudziło drapanie po plecach. Początkowo uznał je za przyjemne, kiedy jednak zorientował się, że jedyną osobą, która może go dotykać, jest Nasturion, powiedział:

– Rozumiem, że jesteśmy do siebie przywiązani, ale chyba nie aż tak?

Odpowiedziały mu cisza i kolejne, mocniejsze drapnięcie.

– Hej! To boli!

– O co ci chodzi? – zapytał sennym głosem przyjaciel.

Barbarzyńca poczuł się niepewnie. Podniósł powieki i ujrzał Nasturiona. Skoro leżał przed nim, to kto cały czas go drapie? Ostrożnie odwrócił głowę i zobaczył ogromny pysk brunatnego niedźwiedzia wąchającego jego ciało.

– Nasturionie! Popatrz!

– Już wystarczająco naoglądałem się twojej twarzy. Daj mi jeszcze pospać.

Kragus usiadł. Cofając się powoli na tyłku, ponownie nakazał przyjacielowi otworzyć oczy.

– Nie wiem, o co ci chodzi, ale jeśli to kolejny kawał, masz przechlapane.

Dowódca wojsk Tera’Danu podniósł głowę. Gdy zobaczył zwierzę, natychmiast odskoczył.

– Chyba wiemy, od kogo wynajęliśmy pokój na noc – stwierdził Kragus, nad którym właśnie nachylała się bestia. – Najwyraźniej nie zapłaciliśmy odpowiednio dużo i teraz się denerwuje.

Zwierzę jednak nie wyglądało na specjalnie rozgniewane. Wprawdzie dość szczegółowo obwąchiwało barbarzyńcę, ale wyglądało to raczej na wyraz ciekawości niż niepokoju.

– Jak powinienem ci pomóc? – zapytał wojownik Królestwa, bardziej struchlały niż towarzysz. – Nie mogę zaatakować, bo mógłbyś przez to porządnie ucierpieć.

– Poczekaj. Nie wydaje mi się, żeby był wrogo nastawiony. Co więcej, wygląda na przestraszonego.

– Faktycznie, masz nad nim bezsprzeczną przewagę – ironizował młody człowiek. – Twoja postawa doprowadza go do paniki.

– Nie o to chodzi. – Kragus powoli wstał na nogi. Niedźwiedź uważnie go obserwował. – Pamiętasz, co mówiły elfy i smoczary? Kiedy przeklęta istota jest na wolności, wszystkie bestie są przerażone. Gdyby nie to, misiek nie pozwoliłby nam się obudzić, tylko rozszarpałby nas we śnie. Możemy to wykorzystać.

– Jak? – Nasturion nie ukrywał zdziwienia.

– Możemy zyskać tymczasowego towarzysza podróży.

– Po co nam niedźwiedź? – Młody człowiek nie rozumiał. – Raczej nie przyda się w potencjalnym oblężeniu.

– Wiem. – Kragus się uśmiechnął. – Ale to zwierzę. Z całym szacunkiem do twojego brata, lecz on też ma w sobie coś z bestii. Istnieje niewielka szansa, że na widok naszego sprzymierzeńca w postaci niedźwiedzia nie zaatakuje nas.

Nasturion popatrzył na kudłate stworzenie i odezwał się ponownie:

– Musisz tylko przekonać miśka do tego, żeby się do nas przyłączył. – W jego głosie pobrzmiewała ironia.

– Żebyś wiedział. – Barbarzyńca stanął naprzeciw niedźwiedzia i wyciągnął do niego rękę. – Nie bój się, kolego – przemówił cichym głosem. – Nie chcę ci wyrządzić krzywdy.

Zwierzę zaczęło wąchać dłoń człowieka, lecz po chwili gwałtownie odsunęło od niej pysk. Kragus ponownie się do niego zbliżył i spróbował je pogłaskać, lecz ono cofało się za każdym razem, kiedy wódz barbarzyńców zrobił krok do przodu.

– Ależ ty masz zdolności treserskie – naigrawał się z niego Nasturion. – Powinni się od ciebie uczyć najlepsi.

Kragus pozostawał niewzruszony i nadal starał się oswoić niedźwiedzia. Jego trud przyniósł pierwszy efekt po kilku minutach. Stworzenie zaczynało obdarzać człowieka zaufaniem i pozwoliło mu się pogłaskać.

– Jego serce gna jak szalone – szepnął barbarzyńca. – Bije tak szybko, że wyczuwam je, nawet głaszcząc głowę.

– Najwyraźniej za dużo rzeczy spadło w jednej chwili na tę istotę. Urool, ulewa, no i my.

– Dobrze, ruszajmy już. Nieprzyjaciel gromadzi się już pewnie za Widmowym Lasem.

Wojownicy oraz niedźwiedź pomaszerowali w dalszą drogę, aby odnaleźć Neruliana, który mógłby się stać kolejnym sojusznikiem w starciu z niewyobrażalną potęgą Uroola z Thanazzaru.

Rozdział IV

Nieopodal miasta magów, z którego niegdyś Vasenlon wykradł jeden z trzech artefaktów, dało się słyszeć hymny pochwalne na cześć Uroola. Oznaczało to, że zło dotarło już na terytoria czarodziejów, którzy z rozkazu przeklętej istoty mieli zostać zmieceni z powierzchni ziemi. Magowie dwoili się i troili, aby jak najprędzej zorganizować szczelną obronę przed sługami Thanazzaru, w ich sercach jednak nie pozostał nawet cień nadziei na to, że uda im się dożyć następnego ranka. Jorgan wprawdzie rozkazał większości z nich wycofać się na Naurię, lecz spory oddział został, by bronić miasta. Czarodzieje wiedzieli, że jeżeli uda im się przynajmniej o kilka godzin opóźnić marsz Uroola, szansa na obronienie wyspy wzrośnie. Nie ulegało bowiem wątpliwości, że cesarz umysłów uderzy w miejsce, w którym niedawno poniósł klęskę z rąk Plugiusa.

Niebo nad miastem magów przybierało coraz ciemniejszą barwę, a pomiędzy szalejącymi niczym wzburzone morze chmurami dało się dostrzec oczy Uroola. Pan zła nie stracił zdolności przemieszczania wzroku po całym świecie. Tym razem jednak przeszywał nim każdego jeszcze większą grozą.

– Nadciąga! Przygotować się! Zająć pozycje! – dało się słyszeć w całym mieście.

Tymczasem w obozie nieprzyjaciela Vasenlon popatrzył na swego pana i zapytał:

– Mam wysłać demony, aby osłabiły czarodziejów przed atakiem? Kiedy byłem tutaj ostatnim razem, ich magia omal nie pozbawiła mnie życia.

Urool spokojnie odwrócił głowę w kierunku sługi, ale nie odpowiedział. Arcywampir zastanawiał się, czy postąpił słusznie, pospieszając swego twórcę. Ku jego uldze jednak Urool wreszcie odrzekł:

– Czarodzieje są słabi i nie wymagają żadnej taktyki. Magii, której używają, nauczyli się ode mnie. Ukarzę ich osobiście.

Te słowa były dla wszystkich jasne i oznaczały jedno: rozkaz do odsunięcia się w cień i obserwowania tego, co się za chwilę wydarzy.

Przeklęta istota podniosła prawą rękę i wystrzeliła krwistoczerwony promień w kierunku chmur nad miastem magów. Nie minęła nawet minuta, gdy z obłoków zaczęły spadać ogromne kamienie miażdżące budynki oraz mieszkańców. Urool machnął drugą ręką. Spod jego palców natychmiast popłynął mały podmuch wiatru, który z każdym metrem stawał się coraz szybszy i gwałtowniejszy. Kilka chwil później śmiercionośne tornada uderzyły w miasto magów, rujnując wszystko dookoła.

– Piękny widok, panie – odważył się odezwać Vasenlon. – Czarodzieje nawet nie zdążą pomyśleć o obronieniu się.

Wampir doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że żadne zaklęcie nie byłoby w tym momencie na tyle silne, żeby powstrzymać magię jego pana. Do pełni tragedii czarodziejów brakowało jedynie pożaru.

Potworne oczy Uroola zawieszone nad miastem obserwowały uciekających w popłochu magów, którzy jeden po drugim ginęli od deszczu meteorytów bądź zostawali rozrywani przez wichurę. Zaczęły się walić budynki, nawet świątynia, w której dawniej trzymano artefakt. Magowie polegli bez walki.

– Wykradli moje zaklęcia z księgi Pood, a następnie chcieli użyć ich przeciwko mnie. Myśleli, że mogą je ulepszyć. Ta obelga nie pozostanie bez odpowiedzi. Zniszczcie pozostałości po tych psach, a to, co nie zostało zburzone, obróćcie w pył – rzekł pan Thanazzaru. Jego sługi niezwłocznie zabrały się do dzieła. Wyglądały, jakby Urool spuścił je ze smyczy.

Okrucieństwa, których dopuściły się te potwory, były trudne do opisania. Przeklęta istota nie oszczędziła nikogo ani niczego. Zabytki, zbierane przez wiele setek lat cenne przedmioty oraz przede wszystkim żywe istoty zostały brutalnie usunięte z powierzchni ziemi. Tak zaczął się krwawy rozdział historii świata Wewnętrznego.

Po dopełnieniu formalności podwładni Uroola wrócili do swego pana, a on wydał im kolejne rozkazy. Nie pokrywały się one z przewidywaniami Jorgana, Ierany i Uraniel. Thanazzariański pan polecił bowiem większości latających istot wyruszyć i oblec Naurię, pozostali zaś mieli iść z nim na południe.

– Jakie masz plany wobec mnie, panie? – zapytał Vasenlon.

– Wyruszysz ze mną. Niebawem przeleje się krew elfów i smoczar.