Cesarz umysłów, tom 2. Brama - Lesław Chowaniec - ebook + audiobook

Cesarz umysłów, tom 2. Brama ebook i audiobook

Lesław Chowaniec

4,3

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!
Opis

Po ostatniej bitwie wszystkie zamieszkujące Vundagorę istoty muszą ramię w ramię stanąć do walki. Dawne waśnie i spory odchodzą w zapomnienie - teraz każda pomoc jest niezbędna, by podjąć próbę oswobodzenia świata od zła, które nabiera mocy.


Trójka przyjaciół: człowiek, Łowca i barbarzyńca podejmują się kolejnej niebezpiecznej misji, od której zależą losy świata.


Czy odwieczni wrogowie w godzinie próby połączą siły? Do czego posunie się najwyższy czarodziej, by uchronić magów przed zagładą? Kto jest prawdziwym przyjacielem, a kto zdrajcą? Czy uda się powstrzymać mrocznych akolitów przed odprawieniem rytuału, który odmieni losy świata Wewnętrznego?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 513

Rok wydania: 2023

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 14 godz. 24 min

Rok wydania: 2023

Lektor: Kamil Prabucki, Wymownie.pl

Oceny
4,3 (12 ocen)
7
1
4
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Felicja

Dobrze spędzony czas

Bardzo dobra kontynuacja Baszty. To drugi tom pełen akcji, bitew i walk przed nadchodzącym złem. Czyta się szybko, powieść wciąga, a bohaterów da się polubić. Z niektórymi da się zżyć. Język i styl jest dosyć toporny, dialogi momentami sztuczne, dodatkowo czuć, że redakcja się nie popisała. Mimo to czyta się dobrze, szybko i z zaangażowaniem. Polecam.
00

Popularność




Copyright © by Lesław Chowaniec, 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody wydawcy jest zabronione.

ISBN: 978-83-964743-6-0

Redakcja i korekta: Anna Dzięgielewska

Skład: Andrzej Zyszczak – Zyszczak.pl

Projekt mapy: Lesław Chowaniec

Strona internetowa: leslaw-chowaniec.com.pl

Zapraszam Cię, Czytelniku, do kontynuowania wspólnej przygody.

Niech Cię zaskoczy, rozbawi, wzruszy, a przede wszystkim pochłonie.

Rozdział I

Nasturion przyspieszył kroku. Szedł niespokojnie przez ciemny korytarz w kierunku swojej komnaty, gdzie czekali na niego Ellian i Kragus. Młody wojownik nie był w stanie wysiedzieć w jednym miejscu i ciągle wędrował po pałacowych korytarzach. Całe Królestwo czekało na jakiekolwiek wieści o ataku na Basztę, a przede wszystkim: czy udało się ją obronić.

– Wiadomo już coś? – zapytał Łowcę, kiedy przekraczał próg.

– Jeszcze nie. – Elf pokręcił przecząco głową. – Plution kontaktował się już kilkakrotnie z Naurią, lecz jak dotąd nic nie wiadomo.

– Ciekawe, jak długo przyjdzie nam jeszcze czekać – niecierpliwił się Kragus. – Nienawidzę siedzieć tak bezczynnie!

– Ja też – przyznał Nasturion. – Ale nie mamy innego wyjścia.

Wojownik usiadł na łóżku i wbił wzrok w podłogę. Po głowie krążyły mu niespokojne myśli. Obwiniał się za to, że nie został ze Skonerem na Lumanii, kiedy znajdował się w jej pobliżu. Jego obecność co prawda nie zmieniłaby wyniku bitwy, jednak świadomość pozostawienia przyjaciela samego na Baszcie ciążyła na nim niczym gruby łańcuch zawieszony na szyi.

– Może pójdziemy wszyscy do króla i razem poczekamy na wieści od magów? – zaproponował Ellian. – Wydaje mi się, że nie będzie miał nic przeciwko temu.

– Chyba masz rację – stwierdził sucho wojownik Tera’Danu, po czym wstał i poprowadził swoich przyjaciół do sali tronowej. Znajdowała się ona naprzeciw jadalni, w której przeważnie odbywały się narady.

Kiedy cała trójka przekroczyła próg głównego pomieszczenia Tera’Danu, ich oczom ukazała się wspaniała komnata, ozdobiona pięknymi portretami i świecznikami. Na środku zaś znajdował się miękki czerwony fotel, na którym siedział król. Podłoga wyścielona była drogimi kolorowymi dywanami, na które nie było stać większości poddanych Plutiona IV.

– Witajcie! – usłyszeli na wstępie. Chociaż powitanie króla było jak najbardziej szczere, to jednak w jego głosie dało się słyszeć wyraźny niepokój. Zapewne przejmował się Basztą oraz bitwą, która dla niego ciągle jeszcze trwała. – Właśnie miałem zamiar ponownie kontaktować się z Naurią.

Trójka wojowników rozsiadła się w wygodnych fotelach, które co prawda nie były tak imponujące jak królewski tron, jednak były bardzo miękkie.

– Może lepiej poczekać, aż Plugius sam da znać? – zastanowił się Ellian. – Takie ciągłe wypytywanie tylko spowalnia odpowiedź.

– Racja! – przyznał Nasturion. – Być może właśnie teraz czarodzieje usiłują nawiązać kontakt z Lumanią. Dajmy im czas. Odezwą się, kiedy tylko będą mogli przekazać rzetelne informacje.

Chociaż królowi niespecjalnie podobał się ten pomysł, to doskonale zdawał sobie sprawę, że jest on najlepszym możliwym wyjściem. Magowie mieli teraz niewątpliwie dużo pracy w związku z kryształem głównej wieży oraz chęcią skontaktowania się ze Skonerem, zatem jakiekolwiek próby przyspieszania ich działań mogły tylko pogorszyć sytuację.

***

Tymczasem na Naurii czarodzieje dwoili się i troili, aby wreszcie dowiedzieć się, co tak naprawdę wydarzyło się na Baszcie, a przede wszystkim, dlaczego magiczna zapora opadła. Plugius był obecny podczas badań, jednak nie brał w nich czynnego udziału.

– Musicie tak przestawić promienie energii kryształu, abyśmy otrzymali ostatnie sygnały, jakie wyemitował, zanim został zniszczony – tłumaczył przywódca. – To jest znacznie prostsze, niż się wydaje.

Czarodzieje odwrócili strumień energii w taki sposób, aby zamiast emitowania magii przyciągał ją. Szansa na to, że dowiedzą się, iż to właśnie Skoner doprowadził do upadku wojsk obrony Lumanii, była bardzo duża. Chociaż magowie robili to po raz pierwszy, to jednak doskonale znali takie sztuczki magiczne.

– Trochę to potrwa, lecz efekty będą satysfakcjonujące – dodał Plugius.

Naczelny mag w niczym się nie pomylił. Oto po kilkunastu minutach zmagań z magicznym strumieniem do głównej wieży Naurii dotarł powrotny strumień energii. Wtedy do akcji wkroczył sam Plugius. Wykorzystał tę energię do wytworzenia hologramu, który ukazywał pole bitwy w takim zasięgu, w jakim sięgała magiczna zapora. Po jakimś czasie wyłonił się niewyraźny obraz, który stopniowo stawał się coraz ostrzejszy. W końcu czarodzieje zobaczyli zniszczony mur, który w dalszym ciągu dewastowała Garbana, przed nim zaś widać było ogromne rzesze sług Vasenlona, które stały w miejscu i patrzyły, jak wielki skorpion niszczy największą ludzką fortyfikację.

– Co to jest?! – wykrzyknął jeden z magów, Derius, widząc dokonujące się dzieło zniszczenia. – Nigdy nie widziałem czegoś takiego!

– To Garbana – odrzekł Plugius. – Najbardziej okrutny i najsilniejszy z wojowników Uroola. Nic dziwnego, że mury zostały rozbite.

Po chwili w hologramie ukazało się pomieszczenie, w którym wcześniej znajdował się kryształ utrzymujący tarczę. Magowie zobaczyli niewyraźny obraz, na którym jakiś człowiek uderza w niego mieczem. Po tym ciosie nastała ciemność.

– Jednak ktoś przedarł się do środka – rzekł któryś z pozostałych czarodziejów.

– Albo padliśmy ofiarą zdrady – poprawił go naczelny mag. – Postaram się wyostrzyć.

Plugius podniósł ręce do góry, a po sekundzie wystrzelił z nich jasny promień, który połączył się z hologramem. W tym momencie ukazała się niewyraźna sylwetka, której jednak nie udało się nikomu rozpoznać. Czarodziej postanowił więc cały czas przerzucać swoją energię do hologramu, a kiedy spostrzegł, że daje to pożądane efekty, rozkazał wszystkim obecnym, aby mu pomogli.

Po jakimś czasie twarz stała się wyraźna, a po chwili obraz był kompletny. Magowie cofnęli się i popatrzyli na efekt wspólnej pracy. W milczeniu przyglądali się mężczyźnie z mieczem w ręku. Przedłużającą się ciszę przerwał w końcu Derius, stwierdzając:

– To chyba Skoner?

Jego głos był tak cichy, jakby nie chciał, żeby ktokolwiek usłyszał te słowa.

– Przecież widzę! – warknął Plugius głosem, który przeraził wszystkich obecnych. – Jakim cudem?!

– Może mieliśmy jakieś przerwy w transmisji energii na Lumanię? – spytał ktoś stojący obok.

– Przerwy w magii?! – odparł rozwścieczony główny mag. – Ja ci zaraz pokażę, jak wyglądają przerwy w magii! Skonerowi też! Miał przecież bronić Baszty, a nie skazywać ją na klęskę!

– Dlaczego to zrobił? Dlaczego zniszczył kryształ? Przecież był to najbardziej zaufany wojownik – dziwił się Derius.

– Najwyraźniej Urool namieszał mu w głowie – zaczął się uspokajać Plugius. – Co jednak nie tłumaczy takiego zachowania.

– Co robimy?

– Skontaktuję się teraz z Tera’Danem, podczas gdy wy będziecie przygotowywać się do bitwy.

– Jakiej bitwy, panie? – zdziwili się podwładni Plugiusa.

– Skoro Baszta upadła, to znaczy, że Orius za chwilę będzie wolny. Zdajecie sobie sprawę z tego, że nie zdołamy go zabić?

– Orius jest jakby nieśmiertelnym przedłużeniem woli Uroola – stwierdził Derius. – Dopóki władca Thanazzaru żyje, żaden akolita nie umrze.

– Dokładnie – przyznał władca Naurii. – A to oznacza, że musimy zabić Vasenlona i Leraga, bo tylko oni są w stanie zgromadzić artefakty. Wyruszymy na Ugzar.

Na te słowa czarodzieje nie kryli zaskoczenia. Doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że podbicie Ugzaru, z Vasenlonem jako głównodowodzącym obroną, niemal graniczy z cudem.

– Przecież nie damy rady – zaczęli przekonywać przywódcę magowie. – To niemal niewykonalne.

– Podbicie Lumanii też było niewykonalne! – wrzasnął Plugius. – Macie zacząć przygotowania – powiedział i wyszedł z pomieszczenia.

***

W tym samym czasie Plution IV tracił powoli cierpliwość. Miał zamiar już kilkakrotnie skontaktować się z Naurią, lecz Nasturion jak do tej pory skutecznie przekonywał go, że nie ma to najmniejszego sensu.

– Rozumiem twoje zdenerwowanie, królu, lecz Plugius sam się odezwie – rzekł wojownik. – Musimy jeszcze trochę poczekać.

– Nasturion ma rację – poparł go Kragus.

W tym momencie do sali tronowej wszedł jeden z doradców królewskich, a zaraz za nim podążał mag, który odpowiadał za kontakty z Naurią.

– Panie! Mój przywódca, Plugius, pragnie z tobą rozmawiać. Gdzie przeprowadzimy rozmowę?

– Tutaj! – rzekł stanowczo Ellian.

– Wybacz mi, wojowniku, ale decyzje należą do króla, a nie do ciebie.

– Łowca ma rację – odrzekł Plution. – Chcę rozmawiać w tym pomieszczeniu.

Czarodziej nie sprzeciwiał się. Użył swej różdżki i otworzył na ścianie magiczne koło, w którego wnętrzu pojawił się po chwili Plugius.

– Witaj, królu. – Jego głos był tak przepełniony bólem, jakby serce dosłownie pękło mu na dwie części.

– Bądź pozdrowiony, potężny czarodzieju – odrzekł władca Królestwa. – Jak wygląda sytuacja?

– Przejdę od razu do rzeczy – nie owijał w bawełnę naczelny mag. – Otóż po pokonaniu kilku trudności udało się nam w końcu odtworzyć ostatnie wydarzenia z walki.

– Zatem bitwa dobiegła końca? – zapytał Nasturion.

– Tak – przytaknął czarodziej. Po chwili uważnie przyjrzał się wojownikowi i dodał: – Czy nie powinieneś być teraz w więzieniu?

– Mamy chyba istotniejsze sprawy – wtrącił król.

– Masz rację, królu – przyznał Plugius. – Mam fatalne wieści. Niestety armii dowodzonej przez Vasenlona nie udało się zatrzymać i rozbiła ona w pył całą obronę Baszty.

Na te słowa twarze wszystkich obecnych w pomieszczeniu wyraźnie zbladły.

– A co ze Skonerem? – zapytał Nasturion. – Zginął?

– Skoner Arelian żyje – odpowiedział główny mag.

– To dobrze… – zaczął wojownik Tera’Danu, lecz nie skończył, ponieważ przerwał mu Plugius.

– To niedobrze! – krzyknął. – Skoner zniszczył kryształ, który chronił Lumanię, skazując tym samym siebie i swoje wojsko na zagładę! Gdyby nie jego działanie, Vasenlon musiałby się wycofać.

Cała czwórka, wraz z czarodziejem i doradcą króla, spojrzała na Plugiusa jakby z niedowierzaniem. Nikt jednak z nich nie czuł tego, co Nasturion. Wojownik nie mógł bowiem uwierzyć w to, co usłyszał. Jego pytanie o potwierdzenie prawdziwości tego osądu uniemożliwił władca Naurii, który pokazał obecnym obrazy, na których widać było, jak Arelian niszczy źródło, z którego magiczna zapora czerpała energię.

– To niemożliwe! – wrzasnął wojownik Królestwa. – Dlaczego to zrobił?!

– Tego nie wiemy, chłopcze – odrzekł najpotężniejszy z magów. – Ale będziemy mieli okazję zapytać twego dawnego przyjaciela, co nim kierowało.

– To znaczy?

– Wydałem już rozkazy moim czarodziejom – odrzekł i zwracając wzrok na króla, dodał: – Kiedy tylko będziemy gotowi, wyruszamy na Ugzar, dom Arcywampira. Chciałbym, Plutionie, abyś użyczył nam swojej armii.

– Czemu akurat tam? – zdziwił się władca. – To chyba najtrudniejsze miejsce do oblegania.

– Masz rację, lecz to jedyne wyjście – zaczął tłumaczyć mag. – Celem ataku na Basztę było oswobodzenie Oriusa, jedynego akolity, który jest w stanie uwolnić Uroola. Jednak nie poradzi on sobie z zaklęciem, dopóki Vasenlon nie odnajdzie trzech artefaktów. Jeden już ma. Jeżeli więc uda nam się pokonać wampira i odebrać mu klucz do bramy, to przeklęta istota nie będzie mogła wyjść z Thanazzaru. To bardzo trudne zadanie, ale nie mamy innego wyjścia.

– A nie łatwiej odnaleźć pozostałe dwa artefakty? – zdziwił się król.

– Nie mamy pojęcia, jak one wyglądają, a tym bardziej nie znamy miejsca ich położenia. Niestety jedynym pewnym rozwiązaniem będzie pozbycie się Vasenlona.

– W takim razie Królestwo wspomoże was w walce – odrzekł Plution.

– My także! – zaoferował Kragus.

– Jestem przekonany, że Uraniel też nie będzie stała bezczynnie, kiedy śmiertelnicy będą walczyć – dodał Ellian. – Na Łowców również możecie liczyć.

Twarz Plugiusa wyraźnie odzyskała dawny blask.

– Jestem wam wdzięczny – odrzekł. – Przy odrobinie szczęścia uda się dopaść Skonera. Sądzę, że Urool przejął nad nim kontrolę i dlatego ten człowiek nas zdradził.

– I co wtedy? – zapytał Nasturion.

– Jeżeli nie zginie, to go osądzimy.

Nastąpiła chwila milczenia, którą przerwał Plugius.

– Muszę wracać do swoich – rzekł. – Będziemy w kontakcie. – Po tych słowach zniknął, a wojownicy popatrzyli po sobie, po czym Kragus rzekł:

– Może i nie znałem tego Skonera tak jak ty, Nasturionie, jednak nie wyglądał mi na zdrajcę.

– Nic już nie mów… – poprosił rycerz Tera’Danu. – Jestem w totalnym szoku. Nie mogę uwierzyć, że będę musiał przeciw niemu walczyć… – Wstał, przeprosił wszystkich i skierował się do swojej komnaty. Barbarzyńca popatrzył na niego ze współczuciem. Wszyscy doskonale wiedzieli, że w przeszłości Skoner był najlepszym przyjacielem Nasturiona, z którym rósł, bawił się i spędzał czas. Teraz jednak przyjaźń musiała się skończyć.

– Co robimy? – zapytał Ellian.

– Moje oddziały są cały czas w pogotowiu – powiedział barbarzyńca. – Przynajmniej te, które nie były na Baszcie. A co z twoimi?

– Maszerowanie z powrotem na południe zajęłoby dużo czasu – stwierdził Łowca. – Plugius będzie musiał poprosić Ieranę, żeby skontaktowała się z moją królową. W przeciwnym razie elfy nie dołączą do bitwy. – Westchnął. – Poza mną oczywiście.

– Smoki też by się przydały… – stwierdził Kragus. – Mogłyby pozdejmować oddziały strzelające, o ile Vasenlon takimi dysponuje.

– Plugius z pewnością o tym pomyśli podczas rozmowy z królową smoczar – odparł Ellian. – Idę za Nasturionem.

– Ja też – rzekł wódz barbarzyńców. – Trzeba mu wytłumaczyć, że od dziś jego dawny przyjaciel będzie jednym z jego najbardziej zaciekłych i najgroźniejszych przeciwników…

Rozdział II

Podczas gdy w Tera’Danie i na Naurii desperacko obmyślano plan ataku na pałac Vasenlona, zwycięska armia wampira świętowała podbicie Baszty. Nieumarli i jaszczury penetrowały wnętrze Lumanii w nadziei na znalezienie jakichś niedobitków, nad którymi mogłyby się jeszcze poznęcać. Lerag rozglądał się dookoła, ponieważ pierwszy raz miał okazję stać po tej stronie muru. Jego podziemne korytarze kończyły się bowiem kilkadziesiąt metrów przed Basztą, więc nadszedł czas, żeby je w końcu powiększyć.

Vasenlon podszedł do Skonera, który siedział na jednym z odłamków skalnych.

– Dobra robota, człowieku! – rzekł. – Widzę, że w końcu któryś z was zmądrzał.

Były dowódca Lumanii wstał i bez cienia emocji odparł:

– Zostałem zdradzony przez tych, którym ufałem. Musiałem się zemścić. – Zastanowił się, a następnie dodał: – Na wasze szczęście.

Jego oczy ślepo wpatrywały się w rozmówcę. Nie zamknął powiek ani razu. Skóra przybrała jakby bledszy odcień, przypominając teraz nieco twarz Vasenlona. Na policzkach pojawiły się sińce, fioletowe niczym kwitnące na wiosnę przy krasnoludzkich Wykopaliskach krokusy.

– Coś sugerujesz?

– Poza tym, że masz nieudolne wojsko? Nic – powiedział bez żadnych uczuć Skoner.

Vasenlona rozwścieczyły te słowa.

– Uważaj, człowieczku! – warknął. – To, że raz nam pomogłeś, nie oznacza, że możesz tak bezkarnie obrażać mnie i moje wampiry!

Widząc rosnące napięcie pomiędzy nowymi sojusznikami, Lerag postanowił załagodzić nieco sytuację. Podszedł do rozmawiających.

– Uspokójcie się – powiedział podniesionym głosem. – Walczymy teraz po jednej stronie. Powinniśmy wyładowywać nasz gniew na nieprzyjacielu, a nie na nas samych. – Po sekundzie zwrócił się do męża Nary: – Mógłbyś nas na chwilę zostawić? Mam kilka spraw do Vasenlona.

– Z przyjemnością – odparł człowiek. – I tak wasze towarzystwo nie jest mi mile widziane – dodał i poszedł do swoich żołnierzy.

– Zabiję go! – syknął główny wampir. – Może nie teraz, ale kiedyś to zrobię!

– Nic nie rozumiesz?! – skarcił go Lerag. – Ten człowiek został wybrany przez Uroola na swego kolejnego sługę! Gdyby nasz pan go nie opętał, to przegralibyśmy bitwę. Zapewne w całej swej mądrości ma jeszcze wiele rozkazów dla Skonera. Czy tego chcemy, czy też nie… musimy to zaakceptować.

– Może i masz rację – przyznał Vasenlon. – Ale to nie znaczy, że mam go lubić.

– Ja też nie pałam zbytnią sympatią do ludzi, jednak w tej sytuacji nie mamy wyjścia. Człowieczek będzie odtąd tak samo istotny w planach naszego pana, jak i my sami.

Władca Ugzaru wziął sobie do serca słowa Leraga i postanowił, że nie będzie zwracał uwagi na Skonera. Chciał w tej chwili odpocząć. Chociaż sam bezpośrednio nie brał udziału w bitwie, to jednak jego psychika została mocno nadwerężona podczas oblegania Baszty. Do samego końca nie było wiadomo, kto zwycięży, a ewentualna porażka wiązała się z gniewem władcy Thanazzaru, którego nie sposób było się nie bać.

Vasenlon przeszedł między zwłokami wojowników, którzy zginęli z rąk jego sług, i właśnie zamierzał zawołać jednego z wampirów, gdy nagle niebo rozświetliły błyskawice. Uderzały ze zdwojoną siłą, a grzmoty były o wiele bardziej przerażające niż podczas zwykłej burzy. Mogło to oznaczać tylko jedno. Przeklęta istota z Thanazzaru zregenerowała siły i po raz kolejny przedarła swoją wolę do świata Wewnętrznego. Po chwili na niebie pojawiły się dobrze już wszystkim znane oczy Uroola.

– Przeklęci tchórze – warknął, po czym posłał masę piorunów na ziemię, rozrywając sporą liczbę jaszczurów, szkieletów i wampirów. – Czy wszystko muszę robić sam?

Vasenlon spojrzał w niebo, z którego po chwili uderzył kolejny piorun.

– Czemu jesteś rozgniewany, panie? – zapytał. – Przecież wykonaliśmy twoje rozkazy. Baszta została podbita. Udało się nam…

– Wam? – Urool uderzył błyskawicą w kępkę trawy znajdującą się niemal pod nogami Vasenlona. – Gdyby nie moja ingerencja, znowu wszystko poszłoby na marne. – Jego oczy zwróciły się na Garbanę. – Możesz odejść. Jako jedyna mnie nie zawiodłaś.

Arcywampir zdawał sobie sprawę, że jakiekolwiek próby tłumaczenia się nie przyniosą poprawy ich sytuacji, zatem czekał pokornie na to, co powie Urool.

–Skonerze – przeklęte oczy popatrzyły na Areliana – zbierz swoich żołnierzy i udaj się na północ, do miasta Redonia, w którym założysz nową bazę. Dam ci znać, jeżeli będziesz mi potrzebny.

Dawny przyjaciel Nasturiona skłonił głowę, a następnie rozkazał swoim wojownikom odmaszerować. Po chwili poszedł za nimi.

Urool odczekał, aż jego nowy sługa będzie daleko, po czym zwrócił się do Leraga i Vasenlona:

– Przejęcie władzy nad tym człowiekiem było niezmiernie trudne. Na szczęście się powiodło.

– Gratulacje, panie – stwierdzili niemal jednocześnie jego słudzy.

– Jest jeden problem – powiedział na to pan zła. – Skoner to człowiek mocnego ducha i jeszcze mocniejszego umysłu. Istnieje obawa, że może wyrwać się spod nakazów mej woli. Trzeba na niego uważać.

– Będzie, jak każesz, panie – rzekł Vasenlon.

– Tymczasem odpowiedzcie mi na jedno pytanie – kontynuowała przeklęta istota. – Dlaczego jeszcze nie uwolniliście Oriusa? Przecież po to właśnie zniszczyłem Basztę.

Lerag i Vasenlon nie wiedzieli, co mają odpowiedzieć. Ich pan nie znosił niekompetencji, a już na pewno nie był istotą cierpliwą.

– Natychmiast uwolnijcie wszystkich akolitów – rozkazał. – Kiedy doprowadzicie ich do Ugzaru, przekażę wam dalsze polecenia. Moje siły w waszym świecie są już na wyczerpaniu, a nie mam zamiaru czekać kolejnych wieków na regenerację. – Oczy rozświetliły jasnym błyskiem całe niebo, a ich właściciel przeniósł się do Thanazzaru.

– Ruszamy w głąb miasta! – rzekł po chwili Arcywampir. – Nie ma czasu do stracenia!

Większa część jego poddanych zaczęła wycofywać się do podziemi i do Ugzaru, jednak spory oddział poszedł wraz z nim i Leragiem do dawnego Miasta Wyznawców. Jedynie Garbana została przy murze, ponieważ chciała zrównać Basztę z ziemią, żeby nikomu w przyszłości nie przyszło na myśl odbudowanie jej.

Naczelny wampir wraz z władcą podziemi maszerowali przez ulice miasta, szukając świątyni. Chociaż Vasenlon mniej więcej wiedział, gdzie ona się znajduje, to jednak nie odwiedzał tego miejsca przez kilka tysięcy lat, dlatego nie miał absolutnej pewności co do położenia więzienia Oriusa. Dodatkowym kłopotem był fakt, że Miasto Wyznawców zostało zastąpione przez zupełnie inne budynki, według nowego planu. Na miejscu starych ulic wybudowano nowe i teraz żadna droga nie prowadziła do centrum.

Po kilkunastu minutach armii Vasenlona udało się jednak odnaleźć palisadę, którą niegdyś widziała Nara.

– Rozwalić to! – warknął wampir i natychmiast jaszczury rzuciły się na drewnianą barykadę. Kilka ich ciosów wystarczyło, aby została zrównana z ziemią i oczom sług Uroola ukazała się ta sama świątynia, którą kiedyś chciała zobaczyć żona Skonera.

– Właśnie o czymś pomyślałem – powiedział władca Ugzaru. – Jak mamy przekazać Oriusowi, że już może wyjść?

– Podejrzewam, że on dobrze o tym wie – odparł Lerag. – Poczekajmy chwilę.

Władca podziemi miał rację. Nie minęło bowiem nawet parę minut, a czerwony ogień na dachu świątyni zgasł, w powietrzu zaś dało się słyszeć dźwięk podobny do tego, jaki wydała z siebie tarcza magów, kiedy Skoner zniszczył kryształ. Orius opuścił magiczną zaporę, która chroniła jego i pozostałych akolitów przed magami.

Nagle ściana kompleksu drgnęła i otworzyła się w jednym miejscu, ukazując ciemną przestrzeń, w której środku palił się zielony płomień.

– Zdaje się, że zapraszają nas do siebie. – Lerag westchnął.

– Nie mamy na to czasu – warknął Vasenlon, po czym pierwszy skierował się w stronę wejścia. Jego główny podwładny poszedł za nim. Kiedy jednak stanęli na progu, w ciemności dało się zobaczyć powolne ruchy. Okazało się, że akolici stoją dookoła zielonego płomienia i medytują.

– Moglibyście się pospieszyć? – zapytał wampir. W odpowiedzi nie usłyszał ani jednego słowa, lecz akolici nagle odwrócili się w jego stronę ruchem tak szybkim, jakby chcieli przekazać, że Vasenlon zbrukał ich świątynię samym tylko głosem.

– Zdaje się, że oni nie lubią, gdy się ich pogania – szepnął Lerag. – Może poczekamy na zewnątrz? – Pociągnął swego przywódcę i odwrócił się w drugą stronę. Kiedy jednak wampir miał już wyjść, dotarł do niego przerażający głos Oriusa, który brzmiał podobnie do dźwięku, jaki wydawał Urool uwięziony w Thanazzarze, z tym że teraz dobiegał on wyraźnie z ust akolity, a nie jak w przypadku władcy zła z wnętrza ziemi bądź z powietrza.

– Opuść to miejsce i nigdy tu nie wracaj – rozkazał akolita. Arcywampir nie wiedział, co na to odpowiedzieć, zatem postanowił, że poczeka na całą dziesiątkę na zewnątrz.

– Co on sobie wyobraża? – warknął, kiedy już znajdował się przed świątynią. – Jestem her Vasenlon i nie pozwolę sobie na takie traktowanie.

W tym momencie z ciemnego pomieszczenia zaczęły powoli wychodzić sługi Uroola. Z cienia wyłonił się jako pierwszy właśnie Orius, a za nim wyszli pozostali, podobni do niego akolici. Mimo iż od dawien dawna mówiono wiele o tych podłych istotach i ich przerażającym wyglądzie, to jednak ich widok nie zdziwił ani Vasenlona, ani też Leraga. Każda przypominała przygarbionego mnicha w ciemnoczerwonej szacie, która ciągnęła się od samego kaptura, zakrywającego całą głowę, aż do stóp.

– To twoi bracia? – zapytał ironicznie wampir, sugerując ich podobieństwo.

– Bardzo śmieszne – odparł Lerag. Rzeczywiście, na pierwszy rzut oka można było pomylić akolitów z władcą jaszczurów. Orius i jego bracia mieli całkowicie zakryte twarze, a jedyne, co dało się zobaczyć, to czerwone ślepia, które były niezwykle podobne do przeklętych oczu Uroola. Nie były wprawdzie tak złowrogie, jednak podobieństwo było widoczne.

Akolici wyszli ze świątyni, która po chwili po prostu zniknęła. Początkowo zaczęła się trząść, a następnie rozmyła w powietrzu niczym fatamorgana, która znika, gdy człowiek uświadamia sobie, że jest jedynie wytworem jego wyobraźni.

Kiedy akolici stanęli na świeżym powietrzu, okazało się, że Orius i jego podwładni są po części przezroczyści. Nie byli wprawdzie duchami, lecz istotami eterycznymi, w pełni połączonymi z ich główną wolą – Uroolem.

Vasenlon stał bez ruchu, jakby oczekiwał przeprosin za wcześniejszą obrazę jego osoby. Zauważywszy to, Orius zaczął rozmowę.

– Kazałem ci wyjść ze świątyni, ponieważ przygotowywaliśmy zaklęcie, które miało ją zlikwidować – powiedział, lecz gdy zobaczył, że wyraz twarzy wampira się nie zmienia, dodał: – Chciałem uniknąć twojej przypadkowej zagłady, bo możesz być jeszcze przydatny.

– Przydatny? – zdziwił się Vasenlon. – Wydawało mi się, że tutaj ja rządzę.

– Dobrze mówisz. Wydawało ci się – rzekł bez cienia uczuć Orius.

– Cóż to ma znaczyć?! – warknął wampir. – Jestem głównym generałem wojsk Uroola. Jego rozkazom nie możecie się sprzeciwiać.

Akolici popatrzyli po sobie jakby ze zdziwieniem, chociaż trudno było określić, o czym tak naprawdę myślą.

– A my jesteśmy częścią lorda Uroola – odrzekł główny z nich. – Chociaż mamy własne rozumy, to jednak są one wyodrębnieniem jego umysłu. Jesteśmy tym, co zdołał przerzucić z Thanazzaru.

Chociaż Vasenlon nie do końca zrozumiał, o czym mówił jego rozmówca, to jednak wolał, aby akolici nie tłumaczyli mu dosadniej tych słów.

– Co teraz? – zapytał.

– Idziemy do Ugzaru – rozkazał Orius.

– A nie powinniśmy raczej szukać pozostałych artefaktów, które zapewnią naszemu panu wolność?

– Lord Urool kazał nam odwiedzić twój pałac, Vasenlonie. Tam ma wydać konkretne rozkazy, co do dalszej części jego wielkiego planu. – Po tych słowach cała dziesiątka ruszyła w stronę ruin Baszty, by po ich minięciu udać się na północ. Ich chód przypominał raczej lewitowanie nad ziemią.

– Co robimy? – zapytał Lerag.

– Zdaje się, że nie mamy innego wyjścia, jak posłuchać Oriusa – odrzekł Arcywampir, po czym ruszył za akolitami, których tajemniczość i dziwne zachowanie zadziwiły nawet jego.

Rozdział III

Mimo trwania przygotowań do ataku na zamek Vasenlona magowie kontynuowali pracę nad golemem, którego niegdyś chciały zniszczyć duchy Widmowego Lasu. Po napaści na bibliotekę Plugius nakazał swoim konstruktorom jak najszybsze ukończenie machiny, zatem prace powoli dobiegały końca. Na proces uruchamiania golema wezwano oczywiście naczelnego maga, który miał nadzorować przekazywanie energii z głównej wieży do złotej figury.

– Wszystko prawidłowo zabezpieczyliście? – zapytał najpotężniejszy czarodziej. – Wiecie, że nie mamy czasu na ewentualne poprawy. Straciliśmy go wystarczająco dużo.

– Sprawdzaliśmy kilkakrotnie każdy mechanizm – odrzekł jeden z konstruktorów. – Usunęliśmy wszelkie usterki, jakie pojawiły się w czasie naszych prac.

– A co z zaklęciami?

– Zaczęliśmy od odpornościowych, a po osiągnięciu antymagii uzyskaliśmy naczynie, na które nie zadziała już nigdy żaden czar. Duchy Widmowego Lasu będą przez niego przelatywały, nie robiąc mu najmniejszej nawet szkody. Można wręcz powiedzieć, że będzie dla nich niewidzialny. Nie w sensie dosłownym, rzecz jasna.

– Świetnie! – ucieszył się Plugius. – Może uda nam się zrewanżować tym obrzydliwym bestiom. Kontynuujcie.

Trzej magowie otoczyli leżącą na metalowej konstrukcji złotą figurę, a następnie podnieśli do góry ręce razem z różdżkami, które trzymali w prawych dłoniach. Plugius popatrzył na nich i skinął głową w kierunku głównego konstruktora na znak, że ten może zaczynać. Czarodziej zacisnął palce, a w jego dłoniach pojawiły się jasne kule. Jedną z nich wystrzelił przez okno, w kierunku głównego kryształu, a drugą uderzył w golema. Po chwili od najwyższej wieży zaczął płynąć potężny strumień energii, który przeniknął przez czarodzieja i zatrzymał się na golemie.

– Szybko! – krzyknął Plugius do magów, którzy otaczali figurę. – Musicie to idealnie zgrać w czasie, inaczej nam się nie uda!

Czarodzieje natychmiast utworzyli magiczny krąg, którym po sekundzie przecięli promień z głównej wieży. Zaczął się on rozszerzać na wszystkie strony, aż w końcu utworzyła się zeń świetlista kula.

– Przyłóżcie ją do golema – rozkazał Plugius.

Kiedy czarodzieje wykonali to polecenie, złota figura natychmiast wchłonęła całą energię. Wtedy promień z głównej wieży zniknął, a magowie mogli wreszcie odpocząć. Golem zabłysnął na moment oślepiającym światłem, jak gdyby był samym słońcem, a po chwili przybrał swój naturalny kolor.

– Chyba się udało – stwierdził bez przekonania naczelny mag, po czym podszedł do machiny i dotknął jej.

– W dalszym ciągu leży nieruchomo – stwierdził jeden z konstruktorów. – Nie powinien wstać?

Plugius odwrócił się i popatrzył na zmęczonych podwładnych.

– Niestety naładowanie tej istoty to dopiero jedna z dwóch czynności, jakie należy wykonać, aby golem mógł chodzić. Do jej uruchomienia potrzebny jest naturalny umysł – zaczął wyjaśniać główny czarodziej. – Któryś z nas będzie musiał go przekazać do tej machiny.

– Co takiego?!

– Golem nie może funkcjonować bez ludzkiego bądź innego myślącego rozumu.

– To znaczy, że któryś z magów będzie musiał poświęcić swoje życie?

– Na szczęście nie – zaprzeczył Plugius. – Jedyne, co będzie musiał zrobić, to zaryzykować, ponieważ transfer umysłu do lub z golema jest niebezpieczny. Po całej operacji taki czarodziej może wrócić do swojego ciała.

– Tylko kto się na to zdecyduje?

– Ja – rzekł główny mag, po czym rozkazał swoim podwładnym przetransportować golema do głównej wieży, gdzie znajdowały się odpowiednie sprzęty do przeprowadzenia transferu.

***

– Nie możesz tego zrobić! – powiedział z wyraźną złością w głosie Derius, który przyszedł do siedziby przywódcy. – Jesteś naszym władcą i musisz pozostać na Naurii.

– Przyjacielu, zrozum – zaczął przekonywać Plugius – niewielu jest takich, którzy dadzą radę. Tylko w ten sposób możemy zapewnić sobie powodzenie w tej misji. Muszę to być ja.

Derius wstał i nachylił się nad swoim dowódcą.

– Może i masz rację, ale nie tylko ty to wytrzymasz. Jest wielu wspaniałych czarodziejów, którzy dadzą sobie radę.

– Podaj mi imię chociaż jednego, który zrobi to dobrowolnie. – Naczelny mag chciał zakończyć rozmowę, lecz usłyszał odpowiedź zupełnie inną, niż się spodziewał.

– Derius! – odrzekł bez zastanowienia przyjaciel Plugiusa.

– Ty?

– Tak, ja. Chciałeś przynajmniej jednego maga, to go masz.

– Nie mogę ci na to pozwolić.

Derius usiadł i spokojnie kontynuował rozmowę.

– Ale nie możesz mi również tego zabronić – przekonywał.

– Mogę. To ja tu dowodzę.

– Dlatego najlepiej z nas znasz prawo magów. Dobrze wiesz, że jednym z podstawowych nakazów czarodzieja jest ochrona jego przywódcy, nawet z narażeniem życia. Jeżeli pójdę zamiast ciebie, to nie będzie to niezgodne z naszym prawem, ponieważ uchronię cię przed ewentualnym niebezpieczeństwem.

Plugius zdawał sobie sprawę, że Derius ma rację. Kodeks wyraźnie mówił, że dowódca ma być chroniony za wszelką cenę.

– Jesteś pewien, że tego chcesz? – zapytał.

– Tego nie powiedziałem. Lecz nigdy nie pozwoliłbym narazić cię na jakiekolwiek niebezpieczeństwo, dlatego zgłaszam się na ochotnika.

– Niech tak będzie – zadecydował Plugius. – Przygotuj się więc odpowiednio, ponieważ wieczorem zaczynamy. Transfer potrwa prawdopodobnie kilkadziesiąt minut.

– W porządku. – Czarodziej wstał i skierował się do drzwi. – Będę gotowy.

Kiedy nastał wieczór, konstruktorzy wraz z Plugiusem czekali w głównej wieży na Deriusa. Chociaż dowódcy Naurii nie podobał się ten pomysł, to jednak w głębi ducha wiedział, że było to najlepsze wyjście. Tylko on, obok Jorgana, potrafił używać pełnej mocy kryształu, który znajdował się na najwyższej wieży, i tylko on znał niemal wszystkie zaklęcia, jakie były potrzebne w czasie obrony przed ewentualnym atakiem.

Po kilkunastu minutach ochotnik wszedł do pomieszczenia i ujrzał innych magów oraz ustawionego w pozycji pionowej golema, do którego głowy przymocowano kilka przewodów. Złota figura wyglądem przypominałaby zwykłego człowieka, gdyby nie fakt, że miała około dwóch metrów wysokości oraz wyraźne śruby, poprzykręcane przy każdej ruchomej części ciała, włączając w to nawet żuchwę.

Golem znajdował się w okrągłej szklanej kopule, która przypominała ogromnych rozmiarów szklankę, wypełnioną w całości dziwnym zielonawym płynem. Obok znajdowało się identyczne pomieszczenie, które czekało na Deriusa. Całość połączona była grubymi przewodami, których ilości nie sposób było zliczyć. Czarodzieje znajdowali się na znacznie wyższym poziomie technologicznym niż reszta świata Wewnętrznego.

– Chyba czas zaczynać. – Derius westchnął, podchodząc do szklanego pomieszczenia. Po chwili stanął przy nim również Plugius.

– Możesz jeszcze zrezygnować – rzekł. – Ja jestem gotowy na transfer.

Czarodziej chwycił przywódcę za ramię.

– Ja też jestem. – Starał się być przekonujący, jednak w jego głosie dało się wyczuć odrobinę niepewności i strachu. – Jak mam tam wejść?

Plugius dał rozkaz do otwarcia pomieszczenia.

– Życzcie mi szczęścia – rzekł ochotnik i wszedł do środka. Jeden z konstruktorów zamknął za nim wejście.

– Załóż maskę na twarz, a następnie przymocuj do głowy tamte przewody. – Plugius wskazał na wiszące kable, na których końcach znajdowały się przyssawki. Kiedy Derius wykonał to polecenie, jeden z czarodziejów skierował się ku ścianie i przekręcił zawór, który się na niej znajdował. Natychmiast zielona maź zaczęła otaczać stopy Deriusa, by po jakimś czasie przykryć go całego.

– Twoje ciało pozostanie w tym pomieszczeniu do czasu, aż nie wrócisz tutaj z księgą Pood. Ten płyn ma zapewnić pożywienie twemu organizmowi oraz pełny metabolizm, nawet jeśli twój mózg przestanie pracować. – A przestanie zaraz po transferze – dodał Plugius. – Jesteś gotowy?

Czarodziej skinął potakująco głową, a następnie zamknął oczy. Wolał nie widzieć, co będzie się działo z jego ciałem i z golemem, do którego wkrótce zostanie przeniesiony jego umysł.

– Zaczynajcie! – rozkazał władca Naurii. – Im szybciej będzie miał to za sobą, tym lepiej dla niego.

Konstruktorzy podeszli do kopuł i przekręcili zawory znajdujące się z tyłu.

– Rzućcie zaklęcie zamiany – rzekł dowódca. – Nadeszła chwila, którą zapamiętamy na długo. Jeszcze nigdy nie wszczepialiśmy ludzkiego umysłu w sztuczne ciało.

– Według rozkazu – odparł jeden z magów i ustawił się naprzeciw kopuły, w której znajdował się Derius. Drugi stanął przy tej z golemem.

– Teraz! – usłyszeli głos Plugiusa, po czym uderzyli promieniami odpowiednio w kopuły znajdujące się przed nimi. Zielony płyn zaczął bulgotać, następnie przebarwił się na ciemny błękit. W tym momencie Derius odchylił głowę do tyłu i zaczął miotać się po całym kloszu. Wyglądało to tak, jakby poważnie cierpiał, lecz w rzeczywistości nic go nie bolało. Takie ruchy były spowodowane uwalnianiem się jego umysłu z ciała. Golem natomiast stał nieruchomo. Po chwili obwody, które były przymocowane do głowy czarodzieja, napełniły się dziwną energią. Była ona tak jasna jak słońce podczas upalnego dnia.

– To jego umysł? – zapytał mag, który stał za Plugiusem.

– A przynajmniej energia, jaką emanuje – odrzekł przywódca, mrużąc oczy. – Jeszcze chwila, przyjacielu.

Magowie tymczasem zaczęli tracić siły. Nie mogli sobie jednak pozwolić na to, aby przerwać transfer i odpocząć, ponieważ jakiekolwiek zakłócenia mogłyby spowodować śmierć Deriusa.

– Wytrzymajcie. Jego życie zależy teraz od was.

Słowa głównego maga jakby dodały im sił i czarodzieje uderzyli jeszcze mocniej. Umysł Deriusa przechodził powoli z jego ciała do golema, ale transfer w dalszym ciągu nie został ukończony. Widząc to, naczelny mag postanowił się przyłączyć. Ścisnął palce i wypuścił z dłoni jasny strumień energii, który popchnął umysł jego przyjaciela znajdujący się teraz pomiędzy kloszami. Spowodowało to przyspieszenie transferu.

– Uda się nam – wyszeptał po chwili.

***

Po kilkunastu minutach czarodzieje przenieśli umysł Deriusa do golema. Chociaż wszyscy byli wyczerpani, to jednak nie przejmowali się swoim stanem zdrowia, lecz podeszli do nieruchomego ciała, znajdującego się w kloszu, i zaczęli je konserwować. W tym samym czasie Plugius zbliżył się do pomieszczenia, w którym stała mechaniczna konstrukcja z umieszczonym w głowie umysłem jednego z czarodziejów.

– Derius? – zapytał. – Jesteś tam?

Golem nie odpowiedział, zatem władca Naurii postanowił otworzyć szklany klosz i spróbować jeszcze raz. Zielony płyn rozlał się po podłodze, czarodziej wszedł do środka i odpiął wszystkie przewody, które łączyły mechaniczną istotę z żywym organizmem.

– Obudź się! – rzekł głośno główny mag, klepiąc golema po głowie. – Wiem, że tam jesteś.

– A co się stanie, jeżeli jednak się nie obudzi? – zapytał jeden z konstruktorów.

– Nie biorę nawet takiej opcji pod uwagę – odparł z wyraźną złością Plugius. Nie pomylił się, gdyż po chwili golem otworzył oczy, które lśniły jeszcze jaśniej niż cała jego zbroja.

– Gdzie ja jestem? – zapytał swoim naturalnym głosem Derius. – Co się stało?

– Spokojnie, przyjacielu – powiedział cicho naczelny mag. – Przenieśliśmy właśnie twój umysł do tego ciała. Wszystko poszło zgodnie z planem.

Golem popatrzył na swoje złote ręce i przypomniał sobie wszystko, co wydarzyło się przed transferem. Poruszył lewą ręką, a następnie podniósł ją na wysokość głowy. Wtedy odwrócił dłoń i zgiął palce.

– Jak się czujesz?

– Dobrze – odrzekł, próbując ruszyć nogami. Zrobił krok do przodu, następnie drugi, by po chwili upaść bezwładnie na podłogę. Na szczęście Plugius w porę odsunął się na odpowiednią odległość, więc golem go nie przygniótł.

– Podnieście mnie – wyszeptał Derius, usiłując stanąć na złotych nogach. – Nie potrafię samodzielnie wstać.

– Musisz się tego nauczyć – oznajmił główny mag, po czym nakazał swoim podwładnym podnieść leżącą machinę.

– Ile to waży? – zapytał jeden z czarodziejów.

– Bardzo dużo. Golem jest tak samo ciężki jak stop złota, z którego go wykonano.

Po paru sekundach Derius ponownie stał, lecz tym razem nieco pewniej niż wcześniej.

– Po kilku dniach ćwiczeń opanujesz umiejętność chodzenia – stwierdził Plugius, po czym zaczął ziewać. – Ale najpierw my musimy odpocząć.

– Najlepiej będzie, jeśli poczekam tutaj – zaproponował golem. – Zanim zdołałbym dojść do swojej wieży, to z pewnością byłby już poranek.

– W porządku. Usiądź gdzieś na podłodze i spróbuj zasnąć. – Po chwili dodał: – O ile golemy mogą spać.

– Nawet jeżeli nie, to nic nie szkodzi – odrzekł czarodziej w mechanicznej istocie. – Poćwiczę sobie chodzenie. Mam nadzieję, że nie zdemoluję przez to całej wieży.

Magowie wyszli na zewnątrz, Plugius natomiast udał się do sąsiedniego pomieszczenia. Za oknem było już bardzo ciemno, zatem wszyscy poszli spać. Operacja związana z golemem trwała zdecydowanie dłużej, niż początkowo zakładano.

***

Z samego rana głównego czarodzieja obudził głośny trzask dobiegający zza ściany. Wstał, ubrał szaty i poszedł sprawdzić źródło hałasu. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył Deriusa, który stał na połamanych drzwiach, z których zostały jedynie postrzępione deski.

– Coś ty zrobił?

– Chciałem wyjść na zewnątrz – zaśmiał się golem. – Nie moja wina, że drzwi wyszły ze mną.

– Zdaje mi się, że twoje ćwiczenia potrwają bardzo długo. – Plugius westchnął. – Ale to było do przewidzenia. Powiedz mi, czujesz coś?

– Zależy o co pytasz.

– O typowo organiczne bodźce. Zapach, dotyk, ból. Mimo wszystko dysponujesz cechami, które są typowe dla istot żywych: widzisz i słyszysz.

– Szczerze mówiąc, to nie poczułem nawet, że naciskam tak mocno na drzwi. Bólu także nie czuję. Ciekawe, czy przyjdzie to z czasem, gdy już oswoję się z nowym ciałem.

– Tak może być. Chodźmy na plac treningowy. Tam sprawdzimy twoją prawdziwą siłę i zwinność. Tylko nie zdemoluj niczego po drodze.

Magowie znali najrozmaitsze zaklęcia, dlatego w miarę szybko udało im się wyczarować prowizoryczny tor przeszkód, a także specjalny drążek do podnoszenia się oraz ścianę skalną. Do tej ostatniej Derius podszedł natychmiast, aby od razu sprawdzić swoją siłę.

– Spróbuj uderzyć tak mocno, jak tylko możesz – rozkazał władca Naurii. – Boleć cię nie będzie. Przynajmniej nie powinno.

Golem podniósł prawą rękę i uderzył w ścianę, niszcząc ją bez najmniejszego problemu.

– Zdaje się, że masz więcej mocy, niż przewidywaliśmy. To bardzo dobrze. Teraz musisz nauczyć się chodzić między tymi płotkami oraz wyćwiczyć ruchy rąk, posługując się metalowym drążkiem, który zawiesiliśmy na odpowiedniej wysokości. Potem wyślemy cię po księgę.

Złota machina wzruszyła ramionami i udała się na drugą część placu, aby zacząć ćwiczenia. Początkowo Derius miał problemy z podstawowymi ruchami, jednak stopniowo przyzwyczajał się do nowego ciała.

Rozdział IV

Posłaniec królowej Ierany dotarł do ziem Łowców i przekazał im wszystkie informacje na temat upadku Baszty, i o zdradzie Skonera. W Tapaiteranie trwało wielkie poruszenie. Smoczary zaczęły się zbroić, sama królowa zaś rozmyślała nad potencjalnymi sojusznikami. Z tego też powodu udała się do odległego lasu, gdzie przebywał obecnie Negotramoniax. Choć ojciec smoków był znacznie większy niż wszystkie drzewa wokoło, to jednak Ierana uznała za stosowne odesłać go jak najdalej na południe. Drugim powodem takiej decyzji był fakt, że reszta smoków miała tam swoje siedliska.

Po przebyciu długiej leśnej drogi królowa ujrzała ponad koronami drzew latające smoki, a co najważniejsze: grzbiet Negotramoniaxa. Kiedy dotarła do miejsca, w którym leżał, usiadła obok niego na ziemi i przez dłuższą chwilę trwała w milczeniu. Ojciec smoków zwrócił głowę w jej stronę, po czym wypuścił z paszczy ciepłe powietrze, które otoczyło na chwilę Ieranę niczym gęsta mgła spowijająca drzewa Widmowego Lasu.

– Dziękuję ci, przyjacielu – rzekła. – Musimy wytężyć nasze starania. Vasenlon wykonał już połowę swojej pracy. Jeżeli znajdzie artefakty, to wiesz, co się wtedy stanie.

Negotramoniax zmrużył oczy, po czym gwałtownie je otworzył. Prawdopodobnie pomyślał o Uroolu, którego darzył szczerą nienawiścią. Po chwili jednak się uspokoił i mruknął nadzwyczaj cicho jak na tak ogromną istotę.

– Wiesz, że nie mogę tego zrobić – rzekła królowa, lecz gdy smok warknięciem odezwał się do niej po raz drugi, zapytała: – Mogę? Przecież wiesz, że to zbyt wielkie ryzyko.

Smok zniżył się niemal do samej ziemi. Chciał jakby przytulić swoją panią, a zarazem przyjaciółkę, lecz z wiadomych powodów nie było to możliwe.

– Może i masz rację – odpowiedziała kobieta. Chociaż mogła porozumiewać się z Negotramoniaxem bez słów, to jednak wolała odpowiadać mu w normalny sposób. – Przemyślę to.

Ojciec smoków podniósł się, po czym rozwinął skrzydła i poderwał się do lotu, niemal łamiąc pobliskie drzewa. W tym samym czasie Ierana postanowiła wrócić do wioski.

***

Po niedługim czasie królowa dotarła do domu, do którego wezwała swoją doradczynię Nallę. Właśnie ta smoczara zastępowała królową, gdy wspólnie z Ellianem i Kragusem podróżowała przez Stepy.

– Negotramoniax chce lecieć do krainy Łowców – poinformowała Ierana.

– W jakim celu?

– Ojciec smoków zdaje sobie sprawę z tego, że uwolnienie Uroola jest coraz bardziej realne, dlatego chce osobiście zaingerować.

Tylko w jaki sposób?

– Podobno czarodzieje planują atak na zamek Vasenlona. Negotramoniax chce im pomóc.

– To zrozumiałe, lecz chyba ryzykowne. On jest niezwykle potężny, lecz jeżeli otoczy go legion wampirów, to może sobie nie poradzić.

– Też mu to powiedziałam – rzekła Ierana. – Wtedy wymyślił inny plan.

Nalla podrapała się po głowie. Nie wątpiła w mądrość ducha Loory, jednak nawet świadomość, że przedistota przebywa w ciele pradawnej bestii, nie powodowała, że łatwo można było uwierzyć w logiczne myślenie smoka.

– Jaki? – zapytała.

– Postanowił, że poczeka, aż armia śmiertelników przekroczy bagna VurGhi, a wtedy wyruszy. A ponieważ od Łowców jest zdecydowanie bliżej…

– Chce tam przeczekać – dokończyła podwładna Ierany.

– Dokładnie.

– Więc w czym tkwi problem? Zdajesz się niespokojna.

– Nie wiem, czy wysyłanie go na taką bitwę nie okaże się dla nas zgubne. Istnieje szansa, że jednak śmiertelnicy przegrają, a wtedy Vasenlon rzuci całą armię na Negotramoniaxa.

Doradczyni królowej położyła dłoń na lewym ramieniu swojej pani.

– Zapominasz, że na polu walki będzie Ellian i ten barbarzyńca, Kragus. Ta dwójka udowodniła już, że potrafi walczyć i motywować sojuszników do pełnej mobilizacji. Do tego są ze sobą niezwykle zgrani. Przy ich pomocy Negotramoniax będzie mógł w pełni skupić się na walce. A podobno jest jeszcze jakiś Nasturion z Tera’Danu. Wojownik, o którym mówi się wiele dobrego.

– Nasturion? – Ierana wyglądała tak, jakby nagle sobie o czymś przypomniała.

– Tak, moja pani. Chyba już wcześniej o nim rozmawiałyśmy.

Królowa wydawała się jednak nie słuchać swej podwładnej. W pełnym skupieniu wstała, po czym podeszła do starej szafy, której drzwiczki były już zniszczone i jedynie opierały się o ścianę. Następnie zaczęła przebierać między starymi pergaminami i mapami.

– Co robisz? – zapytała Nalla, lecz nie doczekała się odpowiedzi. Po chwili Ierana wyprostowała się, trzymając w ręku jakąś żółtawą od starości kartkę. Położyła ją ostrożnie na stole i usiadła.

– Zobacz – rzekła, prostując papier.

– Co to jest?

– Kiedy wypowiedziałaś imię Nasturiona, przypomniała mi się bardzo stara legenda, można nawet powiedzieć, że przepowiednia – zaczęła wyjaśniać Ierana. – Pamiętasz księgę, którą zostawiła Negorana, moja poprzedniczka?

– Tę, którą umieściłyśmy w pobliżu krasnoludzkich Wykopalisk?

– Dokładnie – odparła królowa. – Kiedy ją tłumaczyłam, wyrwałam z niej ostatnią kartkę…

– Po co? – zdziwiła się smoczara.

– Była na niej przepowiednia dotycząca przyszłości. A przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.

– Ale co ma z tym wspólnego ten człowiek?

Ierana podniosła kartkę i pokazała ją swojej podwładnej. Wskazała palcem na wyblakły tekst.

– Chcesz powiedzieć, że dotyczy ona Nasturiona?

– Nie jestem pewna, ale nie można tego wykluczyć.

Smoczara wzruszyła ramionami.

– Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego nie zostawiłaś tej przepowiedni razem z opisem wojny z Uroolem – stwierdziła.

– Bo mogłaby wpaść w niepowołane ręce – rzekła stanowczo Ierana. – Co innego wydarzenia z przeszłości, a co innego przyszłość.

– Mogę zobaczyć, o czym jest ta wizja?

– Tak – zgodziła się królowa i zaczęła czytać ostatnią stronę z notatek Negorany.

Chociaż Wola została zniewolona, to jednak nie przegrała. Piszę tę wiadomość ku przestrodze, nie mając jednak pewności, czy mam rację.

Wolność Woli zależy od zniewolenia przezeń istot wolnych. Wraz z końcem wolności wiąże się uwolnienie Woli. Jednak nie zawsze tak będzie.

Pewnego dnia pojawi się człowiek wolny, przyjaciel zdrajcy. Jedyny przyjaciel. Nadzieje, jakie będą z nim wiązać dobre istoty, będą ogromne. Wyrośnie na wielkiego wojownika. Wtedy na jego drodze stanie on. Będzie to ich pierwsze spotkanie. On pokona wolnego człowieka, lecz nie zabije go. Wspólne przeznaczenie ich do siebie przyciągnie. Niejeden jeszcze raz. Przyjaciel zdrajcy zbliży się do miejsca niewoli Woli i stanie się przyczyną jej uwolnienia…

– Niestety w tym miejscu pismo staje się nieczytelne – rzekła Ierana. – Próbowałam już wiele razy je rozszyfrować, lecz bez efektu.

Nalla zamyśliła się, po czym powiedziała:

– Negorana pisała niezwykle trudnym językiem. Tak naprawdę to nie mamy pewności, że wspomnianym przyjacielem zdrajcy jest rzeczywiście Nasturion. Zwłaszcza że nie wiemy, jaki jest koniec tej wizji.

– Z jednej strony masz rację – przyznała królowa. – Jednak pewnym jest to, że jedynym przyjacielem Skonera Areliana, czyli zdrajcy, był właśnie wojownik Tera’Danu. Jeśli wizja o walce z Vasenlonem także się spełniła bądź spełni, to trzeba uważać na tego człowieka.

– Co więc masz zamiar zrobić, pani?

– Przepowiednię Negorany potraktuję z odpowiednim dystansem. Tymczasem wezwałam już Negotramoniaxa. Za chwilę tu będzie.

– I co dalej?

– Wyślę go do Łowców – powiedziała Ierana. – Jeżeli Negotramoniax chce pomóc w walce przeciw Vasenlonowi, to nie mogę mu tego zabronić.

Nagle ziemia zaczęła się trząść, a przez okno wleciały ogromne ilości powietrza jak przy największej wichurze. Nie było to jednak spowodowane naturalnym powiewem wiatru.

– Co się dzieje? – zapytała Nalla.

– Najprawdopodobniej Negotramoniax właśnie przyleciał – oznajmiła królowa, wyszła na zewnątrz i spojrzała w górę. Niemal całe niebo było przysłonięte przez kolosalnego smoka, który patrzył teraz na swoją królową.

– Leć, przyjacielu! – krzyknęła naczelna smoczara. – Kiedy pokonasz Vasenlona, wrócisz tutaj.

Ojciec smoków machnął kilkakrotnie skrzydłami, po czym skierował się na ziemie elfów. Tymczasem Ierana weszła do środka i wraz ze swoją doradczynią zastanawiała się, czy faktycznie Nasturion może w przyszłości okazać się takim samym zdrajcą, jakim stał się Skoner.

***

Daleko na północy, przed pałacem Vasenlona, znajdowała się mroczna i wilgotna kraina VurGhi, nazywana ze względu na swoje specyficzne warunki bagnem. Był to w rzeczywistości bardzo gęsty las, który porastał rozległe mokradła. Tylko gdzieniegdzie znaleźć można było jakąś suchszą kępkę. Kory liściastych drzew pokrywały glony, mchy i porosty.

Temperatura była tam niezwykle niska nawet w najgorętszych okresach. Każdego ranka widać było szron na liściach, w powietrzu zaś nieustannie unosił się odór zgnilizny. Żadna zwierzyna nie mieszkała na bagnach, nie licząc małych podwodnych stworzeń, które były jednak niegroźne.

Właśnie tę krainę wybrał her Vasenlon jako naturalną zaporę przed nieprzyjacielem. Przejście przez nią sprawiało nie lada trudność, a wiadomo, że wampiry i inne istoty latające mogły swobodnie przelecieć ponad wierzchołkami drzew. O ile zdobycie Ugzaru było niezwykle trudnym zadaniem, o tyle marsz przez VurGhi czynił je niemal niemożliwym do wykonania. Z tego też powodu Arcywampir nie przejmował się zbytnio groźbą ataku ze strony magów lub armii Tera’Danu.

Oddziały wampirów i jaszczurów maszerowały w kierunku Ugzaru, znajdując się jeszcze przed owymi bagnami.

– Gdzie zniknęli ci akolici? – zastanawiał się Lerag. – Nie mogli przecież rozpłynąć się w powietrzu.

– Mnie by to nawet nie zdziwiło – odrzekł bez cienia emocji Vasenlon. – Prawdopodobnie użyli jakiegoś zaklęcia i czekają na nas w moim pałacu.

– Rozumiem – stwierdził władca podziemi. – Ja też niedługo cię opuszczę. W pobliżu znajduje się kilka otworów w ziemi, do których będziemy mogli zejść.

– Tylko pamiętaj, że masz być w pobliżu – przypomniał wampir. – Urool prawdopodobnie znowu wyśle nas obu do akcji.

– Wiem, wiem.

W tym momencie na niebie pojawiły się przeklęte oczy władcy Thanazzaru, którym towarzyszyły pioruny i gwałtowne podmuchy wiatru.

– Twoje oddziały mają być w pogotowiu – rozkazał Urool. – Możecie zejść do podziemi, ale nie wolno się wam oddalić.

– Dlaczego, panie?

– Prawdopodobieństwo, że Ugzar będzie teraz celem ataku, jest bardzo duże. Kiedy oddziały nieprzyjaciela wejdą na bagna, twoi żołnierze ruszą za nimi. W ten sposób odetną im drogę ucieczki.

– Ucieczki? Przed kim? – zapytał Vasenlon. – Moje wampiry będą w tym czasie na zamku.

– Zgadza się – przyznał Urool. – Lecz inne moje sługi będą walczyć. Jeżeli nawet wrogom uda się przejść przez bagna, to wampiry i jaszczury otoczą ich i zabiją. Dlatego istoty podziemne muszą się teraz ukryć.

– Według rozkazu – rzekł Lerag, po czym dał znak swoim poddanym, żeby jak najszybciej znaleźli zejście pod powierzchnię.

– A ty – przeklęte oczy spojrzały na Vasenlona – wracaj jak najszybciej do swego zamku. Kiedy nadejdzie odpowiedni moment, wyruszysz na poszukiwania kolejnego, przedostatniego już artefaktu.

– Stanie się według twej woli, panie. – Wampir skłonił się i kontynuował marsz na północ. Jego pan patrzył na niego, a po chwili przeniósł się w niewiarygodnie szybkim tempie nad wspomniane wcześniej bagna.

– Odpowiednie miejsce – rzekł Urool, widząc, jak co poniektóre drzewa rozkładają się, inne zaś zapadają pod niekończącymi się mokradłami. – Tutaj moi wrogowie zostaną raz na zawsze zniszczeni – stwierdził pan zła, a po chwili z jego oczu wydobyły się dwa strumienie energii, podobne do piorunów, które uderzyły kolejno w mokry zamulony piasek i w mętną wodę. Przez chwilę przemieszczały się po ich powierzchni tak bezładnie, jakby czegoś szukały, lecz po sekundzie zderzyły się ze sobą.

– Moce zła, usłyszcie moje wołanie, rozkazuję wam! – rzekł. – Niechaj wszelkie wody spłyną krwią, a niebo niech stanie w ogniu! Świat Wewnętrzny niech się napełni złem, a wszelkie dobro zginie pod naciskiem demonów z bagien! Niechaj potwory wyjdą z wnętrza mokradeł i walczą, aż ostatni śmiertelnik nie zostanie zabity!

Nastała krótka cisza, którą przerwało bulgotanie wód znajdujących się na bagnach. Po chwili zaczęły się z nich wyłaniać spore ilości potworów. Niektóre przypominały istoty ludzkie, pomijając wielkość i zielonawy kolor ciała. Większość z nich była pokryta mułem, porośnięta mchem lub porostami. W drugiej części tej krainy wyłoniły się bestie czworonożne, wyglądające jak połączenie wilka z niedźwiedziem. Chociaż ich sylwetka niewiele różniła się od sylwetek wielkich psów, to jednak posiadały niezwykle grubą i mocną sierść oraz bardzo długie pazury.

Najgorsze jednak bestie pojawiły się na końcu. Były to praktycznie bezkształtne potwory, na których ciało składały się zlepione fragmenty błota, zgniłych gałęzi i warstwy próchnicznej. Nie miały nawet oczu, a mimo to stanowiły największe zagrożenie dla wrogów Uroola. Ich główną bronią był dobry kamuflaż i zdolność do zlepiania się, nawet po przecięciu na pół.

Wszystkie wezwane istoty zaczęły ryczeć na widok Uroola. Nie był to jednak żaden rodzaj hołdu, lecz raczej wrogie wycie. W zamierzchłych czasach armie Uroola starły z powierzchni ziemi żywe istoty zamieszkujące VurGhi, a teraz władca Thanazzaru używał ich jako niewolników do swoich celów. Wycie stawało się z każdą chwilą coraz głośniejsze.

– Spokój, durnie! – wrzasnął Urool, lecz nie przyniosło to oczekiwanego efektu. – Cisza!

Na te słowa bestie zaczęły powoli się uspokajać.

– Pogódźcie się z tym, że wasze nędzne życia zależą teraz ode mnie, moje sługi. Jedynym celem waszej egzystencji jest mord w moje imię. – Oczy Uroola przybrały taki wygląd, jakby każde kolejne słowo niezmiernie go cieszyło. – Mam nadzieję, że to zrozumieliście – dodał, po czym zniknął, uderzając przy okazji potężnym piorunem w ziemię. Bestie popatrzyły po sobie bezradnie, wiedząc, że wkrótce przyjdzie im stoczyć kolejną walkę na śmierć i życie z potencjalnymi sprzymierzeńcami, którzy w innych okolicznościach mogliby stanąć z nimi ramię w ramię przeciw Uroolowi.