Byliśmy łgarzami - Lockhart E. - ebook + książka

Byliśmy łgarzami ebook

Lockhart E.

3,5

Opis

Piękna, bogata rodzina. Prywatna wyspa. Błyskotliwa dziewczyna i pełen pasji chłopak. Czwórka przyjaciół – Łgarzy – których związek okazuje się destrukcyjny.

Wypadek. Sekret. Trauma. Piramida kłamstw.

Przeczytaj. A jeśli ktoś cię zapyta, jak się kończy, KŁAM BEZ SKRUPUŁÓW.

Cadence Sinclair Eastman jest najstarszą wnuczką multimilionera Harrisa Sinclaira. Rodzina Sinclairów jest bardzo, bardzo bogata, wyrafinowana i pozornie doskonała. Cadence jednak wie, że to gra pozorów, a Sinclerowie zrobią wszystko, by nikt nie poznał, jaka jest prawda.
Rodzina spędza każde lato na wyspie. Jednak nie każde lato jest takie samo… Coś się przydarzyło Cadence w wakacje dwa lata temu, czwórka Łgarzy  pojawia się więc na wyspie ponownie, by pomóc dziewczynie przypomnieć sobie ten incydent.

Książka E. Lockhart to intrygująca, klimatyczna opowieść o dramacie rodzinnym, którego korzenie sięgają wcześniejszych pokoleń. Jest przypowieścią o tym, że przywileje bardziej mogą ograniczać niż pomagać.

Uwodzi scenerią odległej wyspy, opisem wakacyjnej miłości, aluzjami do Wichrowych Wzgórz Emily Brontë i milionami domysłów, jakie czytelnicy snują w trakcie lektury.

 A zakończenie? Jest niesamowite. Ale nie zdradzimy żadnych szczegółów!

Byliśmy łgarzami została wyróżniona nagrodą Goodreads Choice Award. Błyskawicznie zdobyła uznanie krytyków i popularność czytelników, niezależnie od wieku – jej bohaterami są nastolatkowie, którzy wchodzą w interakcje z niedoskonałymi dorosłymi, jak i ci niedoskonali dorośli, których zachowania i czyny mają istotny wpływ na rozwój akcji.

Uznawana za najlepszą książkę beletrystyczną dla młodzieży w 2015 roku. Przez 13 tygodni utrzymywała się w pierwszej dziesiątce bestsellerów „New York Timesa” w kategorii książek dla młodzieży.

Recenzent amerykańskiego magazynu „Publishers Weekly” emocjonował się: „Lockhart napisała thriller z zakończeniem, którego większość czytelników się nie domyśli – tak niesamowitym, że niektórzy zechcą natychmiast przeczytać książkę ponownie, aby zrozumieć, dlaczego go nie odgadli”. Amerykański wydawca starał się otoczyć książkę nimbem tajemnicy – materiały promocyjne zachęcały czytelników, którzy już znali powieść, by zapytani o jej zakończenie, „po prostu kłamali”.

„Pasjonująca, wspaniała i piekielnie inteligentna książka, której z pewnością nie zapomnicie”. John Green, autor powieści Gwiazd naszych wina

Już wkrótce ukaże się Rodzina łgarzy – szokujący prequel. Czy Sinclairowie mają kłamstwo w genach?…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 255

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,5 (58 ocen)
13
17
18
8
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Kathy_W

Dobrze spędzony czas

Na tę powieść trafiłam zupełnym przypadkiem, buszując po Instagramie. Spodobała mi się okładka (przywodzącą na myśl niewinność, lato, zabawę, wakacje, ogólnie wzbudzająca pozytywne emocje) zaintrygował tytuł i zachęcił opis. Niby tak jak zawsze, ale już pierwsze zdania zaświadczyły o tym, że nie będę mogła się od lektury. Cady pochodzi z obrzydliwie bogatej rodziny z tradycjami. Co roku, na dwa letnie miesiące wyjeżdża na prywatną wyspę należącą do rodziny i przyjemnie spędza tam czas z kuzynami oraz przyjacielem rodziny. Jednak pewnego lata dochodzi do wydarzeń, które zmieniają wszystko. Dziewczyna zostaje znaleziona ranna na plaży. Nikt nie wie co się jej przydarzyło, a ona sama cierpi na amnezję. Czy powrót na wyspę po dwóch latach pozwoli jej sobie przypomnieć co się wówczas wydarzyło? *** Szybko przyzwyczaiłam się do specyficznej narracji. Stanowiła nieodłączny element fabuły, a także w ten sposób wyrażała pewne aspekty osobowości głównej bohaterki. Proste zdania w połączeniu z c...
40
Macans

Dobrze spędzony czas

przedziwna, nie wiem, może bardziej dla młodzieży.... czytało się lekko, przyznam, że autorce udało się zaskoczyć na końcu czytelnika
20
kaczmareksabina0

Nie polecam

Zmarnowany czas, zakończenie to olbrzymie rozczarowanie. Można było dobrze pociągnąć tę historię, niestety tak się nie stało. Nie polecam.
21
Bluefox93

Całkiem niezła

Książka przyjemna, ale plot twist nie zaskakuje
10
Lem_gada09

Dobrze spędzony czas

dla samego zakończenia warto przeczytać tę powieść
10

Popularność




Tytuł oryginału: We Were Liars
Copyright © 2014, 2017 by E. Lockhart All rights reserved
Copyright © for the Polish translation by Janusz Maćczak Copyright © for the Polish edition by Poradnia K, 2022
Opieka redakcyjna: MAŁGORZATA WRÓBLEWSKA
Korekta: PAULINA ZABOREK
Projekt okładki: GRZEGORZ ARASZEWSKI/garasz.pl
Fotografia na okładce: © Maxim Blinkow/Shutterstock.com
Mapa i drzewo genealogiczne: © 2014 by Abigail Daker
Skład i łamanie: ADAM KOLENDA
Wydanie I w tej edycji
ISBN 978-83-67195-01-0
Wydawnictwo Poradnia K Sp. z o.o. Prezes: Joanna Bażyńska 00-544 Warszawa, ul. Wilcza 25 lok. 6 e-mail: [email protected]
Poznaj nasze inne książki. Zapraszamy do księgarni:www.poradniak.plfacebook.com/poradniaklinkedin.com/company.poradniakinstagram.com/poradnia_k_wydawnictwo
Konwersja: eLitera s.c.

Dla Daniela

.

1

Witam we wspaniałej rodzinie Sinclairów.

Żadne z nas nie jest przestępcą.

Żadne z nas nie jest narkomanem.

Żadne z nas nie jest nieudacznikiem.

Sinclairowie są wysportowani, wysocy i przystojni. Jesteśmy od pokoleń zamożną rodziną z wyższej sfery i zwolennikami Partii Demokratycznej. Uśmiechamy się szeroko, mamy kwadratowe podbródki, a grając w tenisa, serwujemy agresywnie.

Nieważne, że rozwód w naszej rodzinie tak bardzo nadszarpnął nam serca, że biją z wysiłkiem. Nieważne, że kończą się nam pieniądze z funduszu powierniczego, a na kuchennym blacie leżą niezapłacone rachunki za karty kredytowe. Nieważne, że na nocnym stoliku stoi mnóstwo buteleczek z lekarstwami.

Nieważne, że jedno z nas jest desperacko zakochane.

Tak desperacko zakochane,

że trzeba podjąć

równie desperackie kroki.

Jesteśmy Sinclairami.

Żadne z nas nie żyje w biedzie.

Żadne z nas się nie myli.

Mieszkamy – przynajmniej w lecie – na prywatnej wyspie u wybrzeży stanu Massachusetts.

Być może to wszystko, co musicie o nas wiedzieć.

2

Nazywam się Cadence Sinclair-Eastman.

Mieszkam w Burlington w stanie Vermont z mamą i trójką psów.

Mam prawie osiemnaście lat.

Posiadam mocno podniszczoną kartę biblioteczną i niewiele więcej, chociaż to prawda, że mieszkam we wspaniałym domu pełnym kosztownych bezużytecznych przedmiotów.

Dawniej byłam blondynką, ale teraz moje włosy są czarne.

Dawniej byłam silna, ale teraz jestem słaba.

Dawniej byłam ładna, ale teraz wyglądam na schorowaną.

To prawda, że od czasu mojego wypadku cierpię na migreny. To prawda, że nie cierpię głupców.

Lubię takie słowne gry. Pojmujecie? Cierpię na migreny. Nie cierpię głupców. To słowo w obydwu zdaniach znaczy niemal to samo, ale niezupełnie.

Cierpieć.

Można by powiedzieć, że to znaczy „znosić”, lecz to nie całkiem prawda.

Moja opowieść zaczyna się przed wypadkiem. W czerwcu, kiedy miałam piętnaście lat, a mój ojciec uciekł z kobietą, którą kochał bardziej niż nas.

Tata był niewyróżniającym się zbytnio wykładowcą historii wojskowości. W tamtym czasie go podziwiałam. Nosił tweedowe marynarki. Miał szczupłą twarz. Pijał herbatę z mlekiem. Lubił gry planszowe i pozwalał mi w nie wygrywać; lubił żeglowanie i nauczył mnie pływać kajakiem; lubił jazdę rowerem, książki i zwiedzanie muzeów sztuki.

Nigdy natomiast nie lubił psów, toteż dowodem tego, jak bardzo kochał moją matkę, było to, że pozwalał naszym golden retrieverom spać na kanapach i każdego ranka wyprowadzał je na pięciokilometrowe spacery. Nigdy też nie lubił moich dziadków, dlatego o jego miłości zarówno do mnie, jak i do mamy świadczyło to, że spędzał każde lato w domu Windemere na wyspie Beechwood. Pisał tam artykuły o wojnach stoczonych dawno temu i uśmiechał się do krewnych przy każdym posiłku.

Tamtego czerwca, gdy miałam piętnaście lat, tata oznajmił, że nas opuszcza, i dwa dni później wyjechał. Powiedział mojej matce, że nie jest Sinclairem i nie potrafi już dłużej starać się nim być. Nie potrafi się uśmiechać, kłamać i być członkiem tej wspaniałej rodziny mieszkającej we wspaniałych domach.

Nie potrafi. Nie może. Nie chce.

Mój ojciec już wcześniej wynajął firmę zajmującą się przeprowadzkami. Wynajął też dom. Umieścił ostatnią walizkę na tylnym siedzeniu mercedesa (zostawiał mamie tylko saaba) i uruchomił silnik.

Potem wyjął rewolwer i strzelił mi w pierś. Upadłam na trawnik. Przez wielką dziurę od kuli moje serce wyturlało się z klatki piersiowej i spadło na rabatę kwiatów. Krew tryskała rytmicznie z otwartej rany,

a potem z moich oczu, moich uszu,

moich ust.

Miała słony smak klęski. Jaskrawa czerwień wstydu z powodu bycia niekochaną wsiąkała w trawę przed frontem naszego domu, w kostkę brukową alejki, w schodki prowadzące na werandę. Moje serce rzucało się spazmatycznie pośród peonii jak wyciągnięty z wody pstrąg.

Matka straciła panowanie nad sobą. Powiedziała, żebym wzięła się w garść.

Zachowuj się normalnie, powiedziała. Natychmiast, powiedziała.

Ponieważ jesteś normalna. Ponieważ potrafisz być.

Nie rób sceny, powiedziała. Oddychaj głęboko i usiądź.

Usłuchałam jej.

Tylko ona mi została.

Mama i ja zadarłyśmy dumnie nasze kwadratowe podbródki, gdy tata zjeżdżał ze wzgórza. Potem weszłyśmy do domu i zniszczyłyśmy wszystkie prezenty od niego: biżuterię, ubrania, książki, wszystko. W następnych dniach pozbyłyśmy się sofy i foteli, które moi rodzice kupili razem. Wyrzuciłyśmy ślubną porcelanę, srebrne sztućce, fotografie w ramkach.

Kupiłyśmy nowe meble. Wynajęłyśmy dekoratorkę wnętrz. Zamówiłyśmy srebra stołowe u Tiffany’ego. Spędziłyśmy cały dzień, wędrując po galeriach sztuki, i kupiłyśmy obrazy, aby zakryć puste miejsca na ścianach.

Poleciłyśmy prawnikom dziadka, żeby zabezpieczyli środki na koncie bankowym mamy.

Potem spakowałyśmy walizki i pojechałyśmy na wyspę Beechwood.

3

Penny, Carrie i Bess są córkami Tipper i Harrisa Sinclairów. Harris dorobił się w wieku dwudziestu jeden lat, po ukończeniu Harvardu, a fortunę zbił dzięki interesom, których nigdy nie chciało mi się pojąć. Odziedziczył dom i ziemię. Podejmował trafne decyzje na giełdzie. Poślubił Tipper i trzymał ją w kuchni i ogrodzie. Podczas imprez towarzyskich i rejsów jachtem popisywał się obwieszoną perłami żoną. Jak się zdaje, sprawiało jej to przyjemność.

Jedynym niepowodzeniem dziadka było to, że nie miał syna, ale to nieistotne. Córki Sinclairów były pięknie opalone i utalentowane. Te wysokie, wesołe, bogate dziewczyny wydawały się księżniczkami z bajki. Słynęły w Bostonie, na Harvardzie i na wyspie Martha’s Vineyard ze swych kaszmirowych swetrów i wspaniałych przyjęć. Były stworzone do tego, aby stać się legendą. Stworzone, by ukończyć prestiżowe uniwersytety, poślubić książęta i zamieszkać w imponujących domostwach pełnych wyrafinowanych dzieł sztuki.

Dziadek i Tipper darzyli te dziewczęta tak wielką miłością, że nie potrafili powiedzieć, którą z nich kochają najbardziej. Czasami Carrie, potem Penny, później Bess, potem znowu Carrie. Odbyły się wystawne przyjęcia weselne, na których podawano łososia i przygrywały harfistki. Później pojawiły się jasnowłose wnuczęta i wesołe psy o jasnej sierści. Nikt nigdy nie był tak dumny ze swych pięknych amerykańskich córek jak wówczas Tipper i Harris.

Zbudowali na swojej prywatnej skalistej wyspie trzy nowe domy i każdemu nadali nazwę: Windemere dla Penny, Red Gate dla Carrie i Cuddledown dla Bess.

Ja jestem najstarszą wnuczką Sinclairów. Spadkobierczynią wyspy, fortuny i wielkich oczekiwań.

No cóż, chyba.

4

Ja, Johnny, Mirren i Gat. Gat, Mirren, Johnny i ja.

Rodzina nazywa naszą czwórkę Łgarzami i zapewne na to zasługujemy. Jesteśmy niemal rówieśnikami i wszyscy obchodzimy urodziny jesienią. Przez większość letnich wakacji spędzanych na Beechwood sprawialiśmy kłopoty.

Gat pierwszy raz przyjechał na wyspę, gdy mieliśmy osiem lat.

Nazwaliśmy tę porę roku ósmym latem.

Wcześniej Mirren, Johnny i ja nie byliśmy Łgarzami. Byliśmy tylko kuzynami, a Johnny zachowywał się nieznośnie, bo nie lubił zabaw z dziewczynami.

Johnny jest wigorem, wysiłkiem i kąśliwością. W tamtym czasie wieszał nasze lalki Barbie za szyje albo strzelał do nas z pistoletów zrobionych z klocków Lego.

Mirren jest cukrem, ciekawością i deszczem. Wtedy spędzała długie popołudnia z Taftem i bliźniaczkami, podczas gdy ja rysowałam na papierze milimetrowym i czytałam w hamaku na werandzie domu Clairmont.

A potem przyjechał Gat, by spędzić z nami lato.

Mąż ciotki Carrie porzucił ją, kiedy była w ciąży z braciszkiem Johnny’ego, Willem. Nie wiem, dlaczego tak postąpił. W naszej rodzinie nigdy się o tym nie mówi. W lecie ósmym Will był niemowlakiem, a Carrie związała się już z Edem.

Ten Ed handlował dziełami sztuki i uwielbiał dzieci. Tyle tylko o nim usłyszeliśmy, kiedy Carrie oznajmiła, że przywiezie go na wyspę Beechwood wraz z Johnnym i malutkim Willem.

Tamtego lata oni zjawili się jako ostatni i większość z nas czekała na przystani, aż przybije ich motorówka. Dziadek podniósł mnie, żebym mogła pomachać do Johnny’ego, który w pomarańczowej kamizelce ratunkowej wołał z dziobu.

Obok nas stała babcia Tipper. Na moment odwróciła się od motorówki, sięgnęła do kieszeni i wyjęła białą miętówkę. Odwinęła ją z papierka i włożyła mi do ust.

Gdy znowu spojrzała na łódź, wyraz jej twarzy się zmienił. Zmrużyłam oczy, wypatrując, co takiego zobaczyła.

Carrie zeszła z motorówki z Willem na ręku. Był w niemowlęcej żółtej kamizelce ratunkowej i widziało się tylko wystające z niej potargane jasne włosy. Na jego widok zaczęto wiwatować. Ta kamizelka, jakie nosiliśmy wszyscy jako niemowlęta. Te blond włosy. Jakie to cudowne, że ten mały chłopczyk, którego jeszcze nie znaliśmy, jest takim wykapanym Sinclairem.

Johnny wyskoczył z motorówki i cisnął na nabrzeże swoją kamizelkę. Pierwsze, co zrobił, to podbiegł do Mirren i ją kopnął. Potem kopnął mnie, a następnie bliźniaczki. Podszedł do naszych dziadków i przystanął, sztywno wyprostowany.

– Miło was widzieć, babciu i dziadku. Cieszę się na to urocze lato.

Tipper go uściskała.

– Matka poleciła ci to powiedzieć, prawda?

– Tak – przyznał Johnny. – Ale mówię też od siebie, że miło znowu was widzieć.

– Grzeczny chłopiec.

– Mogę już iść?

Tipper pocałowała go w piegowaty policzek.

– No dobrze, idź.

Ed zszedł na nabrzeże za Johnnym i zatrzymał się, żeby pomóc załodze wypakować bagaże z motorówki. Był wysoki i szczupły. Miał bardzo ciemną cerę – odziedziczoną po indiańskich przodkach, jak się później dowiedzieliśmy. Nosił okulary w czarnych oprawkach i eleganckie miejskie ubranie: płócienny garnitur i koszulę w paski. Spodnie były pogniecione po podróży.

Dziadek postawił mnie na ziemi.

Babka mocno zacisnęła wargi. Potem wyszczerzyła zęby w uśmiechu i wystąpiła naprzód.

– Ty zapewne jesteś Ed. Co za urocza niespodzianka.

Uścisnął dłonie im obojgu.

– Czy Carrie nie zawiadomiła was, że przyjedziemy?

– Tak, oczywiście.

Ed powiódł spojrzeniem po naszej stuprocentowo białej rodzinie. Potem odwrócił się do Carrie.

–  Gdzie Gat?

Zawołali go, a on wygramolił się z łodzi. Ściągał z siebie kamizelkę ratunkową i spoglądał w dół, rozpinając sprzączki.

– Mamo, tato – powiedziała Carrie – przywieźliśmy siostrzeńca Eda, żeby bawił się z Johnnym. Nazywa się Gat Patil.

Dziadek pogładził Gata po głowie.

– Cześć, młody człowieku.

– Cześć.

– Jego ojciec zmarł w tym roku – wyjaśniła Carrie. – Bardzo pomożemy siostrze Eda, goszcząc go przez kilka tygodni. I posłuchaj, Gat, będziesz uczestniczył w grillach i chodził pływać, jak o tym rozmawialiśmy, dobrze?

Ale Gat nie odpowiedział. Patrzył na mnie.

Miał wydatny nos, łagodne usta, ciemnobrązową cerę, czarne faliste włosy. Była w nim wewnętrzna energia, niczym w zwiniętej sprężynie. Zdawał się czegoś poszukiwać. Był kontemplacją i entuzjazmem. Ambicją i mocną kawą. Nie potrafiłam oderwać od niego oczu.

Nasze spojrzenia się spotkały.

Odwróciłam się i uciekłam.

Gat pobiegł za mną. Słyszałam tupot jego nóg na wyłożonych deskami alejkach przecinających wyspę.

Wciąż biegłam, a Gat podążał za mną.

Gonił go Johnny, a jego ścigała Mirren.

Dorośli zostali na przystani. Gawędzili, krążyli uprzejmie wokół Eda, przemawiali pieszczotliwie do niemowlaka Willa. Maluchy bawiły się ze sobą, jak zawsze.

My czworo zatrzymaliśmy się na maleńkiej plaży przy domu Cuddledown. Był to wąski spłacheć piasku z wysokimi skałami po obu stronach. Wtedy rzadko tam zaglądaliśmy. Na dużej plaży był bardziej miękki piasek i mniej morskich wodorostów.

Mirren zdjęła buty, a reszta poszła za jej przykładem. Ciskaliśmy kamykami w wodę. Po prostu istnieliśmy.

Napisałam na piasku nasze imiona.

Cadence, Mirren, Johnny i Gat.

Gat, Johnny, Mirren i Cadence.

To był początek naszej czwórki.

Johnny poprosił, żeby Gat został u nas dłużej.

I tak się stało.

W następnym roku poprosił, żeby Gat mógł przyjechać na całe lato.

Gat przyjechał.

Johnny był najukochańszym wnuczkiem. Dziadkowie prawie nigdy mu nie odmawiali.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki