BELGIJSKI POTWÓR - Krystaszek Anna - ebook + książka
NOWOŚĆ

BELGIJSKI POTWÓR ebook

Krystaszek Anna

0,0

Opis

Oparta na prawdziwych wydarzeniach powieść, która przenosi czytelnika w sam środek dramatu rodziny walczącej o odzyskanie dziecka.
Poznaj historię Louise – dwunastoletniej dziewczynki, która znika bez śladu, oraz jej matki, która - wbrew wszystkiemu - nie przestaje czuć, że jej córce dzieje się krzywda. W tej opowieści przeplatają się perspektywy ofiar, rodzin, policjantów i sprawców, tworząc wielowymiarowy obraz piekła, które może czaić się tuż obok. To książka o sile nadziei, determinacji rodziców i odwadze tych, którzy nie godzą się na milczenie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 281

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Anna Krystaszek

Belgijski

potwór

Belgijski potwór

Text © Anna Krystaszek, 2025

Redakcja: Magdalena Zielonka

Korekta: Angelika Kotowska

BOOKEA POLAND sp. z o.o.

Romana Dmowskiego 3 /9

50-203 Wrocław

www.lavapublishing.pl

Wydrukowano w Europie

ISBN 978-83-975478-4-1

Rodzinom zaginionych i skrzywdzonych dzieci

Prolog

Sierpień 1995 roku

Nazywam się Julia Renard. Mam siedemnaście lat. Pierwszy raz wyjechałam na wakacje bez rodziców, jedynie ze starszą o dwa lata przyjaciółką Liną, która leży teraz obok mnie. Chyba jest już martwa. Mimo że jestem odurzona silnymi lekami, nadal czuję, jak spada na mnie ziemia. Łopata za łopatą. Moje nogi i tułów są już całkowicie zasypane. Nigdy nie sądziłam, że zginę w taki sposób: zakopana żywcem w jakimś ogrodzie. Nie mogę już krzyczeć ani się ruszać. Praktycznie nic nie czuję, ale to dobrze. Tyle razy zostałam brutalnie zgwałcona, że brak odczuwania czegokolwiek w ciele jest wspaniały. Kolejna łopata ziemi ląduje na moim policzku. Choć jest ciemno, widzę go dokładnie. Człowieka, który w brutalny sposób kończy moje krótkie życie. Wspomnienia wracają. Mówi się, że człowiekowi przed śmiercią w pamięci przelatuje całe życie. Mogłabym kiedyś powiedzieć, że tak nie jest. Ja pamiętam tylko to wszystko, przez co znalazłam się tutaj. Te wydarzenia, które tak bardzo chciałabym cofnąć. Teraz jest już jednak za późno.

W trakcie wakacji nad morzem postanowiłyśmy z Liną wybrać się na przedstawienie. Było niesamowite! Skakałyśmy z radości, gdy okazało się, że możemy wejść na scenę i wziąć w nim udział. Wybrali nas spośród wielu ochotników. Niesamowite doświadczenie, które sprawiło, że postanowiłam zostać aktorką. Zauważyłam, że jakiś mężczyzna nagrywa nas za pomocą amatorskiej kamery. Uśmiechnęłam się do niego, wyobrażając sobie, że jestem prawdziwą aktorką. Później roześmiane wyszłyśmy przed teatr, a ten mężczyzna do nas podszedł. Był miły. Schlebiał nam komplementami na temat naszych talentów. Powiedział, że nas odprowadzi. Paliłyśmy papierosy i żartowałyśmy sobie z nim. A kiedy ludzie się rozeszli, a my troje dotarliśmy do mało uczęszczanej uliczki, podjechał duży samochód. Nigdy w życiu nie spodziewałam się, że ten miły mężczyzna przyciśnie mi jakąś szmatę do ust. Kierowca furgonetki to samo zrobił z Liną. W przeciągu kilku sekund ogarnęła mnie całkowita ciemność.

Obudziłam się w jakimś pokoju. Przykuta łańcuchami do łóżka. Obok mnie leżała nieprzytomna Lina. Zaczęłam ją szarpać, aż w końcu się ocknęła. Krzyczałyśmy, wołałyśmy o pomoc, a wtedy wrócił on. Pobił nas i zakneblował. Zgwałcił mnie pierwszy raz. Próbowałam się bronić. Drapałam go i wyrywałam się z całych sił, ale to nic nie dawało. Był zbyt silny, a ja byłam skrępowana. Kątem oka zauważyłam, że w drzwiach stoi jakaś kobieta i wszystkiemu się przygląda. Myślałam, że nam pomoże, ale gdy skończył, powiedziała tylko, że powinien nas przewieźć do innego domu. Twierdziła, że w piwnicy nie ma przecież miejsca, bo tam są te młodsze. Rozpłakałam się, gdy to usłyszałam. Nie tylko nas tu więzili, a ta kobieta we wszystkim mu pomagała. Nie było dla nas ratunku.

W tym pokoju na piętrze spędziłyśmy jeszcze wiele dni, a później rzeczywiście gdzieś nas przewiózł. Niewiele pamiętam z tego czasu. Jedynie jakieś przebłyski. Flesze, które z czasem pojawiały się w postaci wspomnień lub koszmarnych snów. Cały czas podawali nam tabletki. On i ta kobieta. Chyba w taki sposób dbali, żebyśmy nie narobiły zbyt dużo hałasu. Raz, gdy głośno krzyczałyśmy, tak nas pobił, że Lina straciła przytomność. Później ubzdurała sobie, że spróbuje ucieczki przez okno. Nie udało się i znów ją pobił. Wtedy jej twarz niemalże natychmiast spuchła jak balon. Moja przyjaciółka była odważniejsza. Wielokrotnie mu się stawiała i dlatego tak ją potraktował. Później cały czas byłyśmy naćpane. Po tych lekach leżałyśmy bez ruchu. Tabletki sprawiały, że było mi wszystko jedno. Wszystko jedno, gdy przychodził i mnie gwałcił. Wszystko jedno, gdy robił to również ktoś inny. Wszystko jedno, że tam byłam i moje życie stało się piekłem.

Śmiejąc się, że już nas nie potrzebuje, kończył nasze życie w tym ogrodzie. Jakbyśmy w ogóle nie były ludźmi. Nie miałam nawet sił na płacz. Moje ciało już dawno stało się całkowicie bezwładne. Lina wczoraj przed kolejną dawką narkotyków wykrzyczała mu, że lepiej, żeby nas zabił. Ona chyba chciała już śmierci, ale ja nie. Chciałam wierzyć, że uda mi się stąd uciec i wrócić do mojego taty, który tak usilnie protestował, słysząc o moich wakacjach. Gdybym choć spróbowała go posłuchać… Gdyby mama nie ugięła się, wysłuchując moich próśb, nic złego by mnie nie spotkało.

Kolejna łopata ziemi spadła na moją twarz. Tuż za nią kolejna. Łopata za łopatą. Ziemia zakryła mnie już chyba całą, bo zaczęłam się dusić. Piach wpadał mi do otwartych ust i palił jak żywy ogień. I choć byłam naćpana, ogarnęło mnie przerażenie. Umieram tu wraz z najlepszą przyjaciółką i nikt nie pozna naszej prawdziwej historii. Być może kiedyś, po wielu latach, ktoś odnajdzie nasze szczątki. Dla mojego ukochanego taty, mamy i całej rodziny do końca ich dni pozostanę zaginioną Julią. Dla świata moje kości staną się niezidentyfikowaną ofiarą. Młodą dziewczyną, która nie wiedzieć czemu spoczywa w czyimś ogrodzie.

Rozdział 1

28 maja 1996 roku

Louise

Wyszłam ze szkoły. Od domu dzielił mnie kwadrans drogi pieszo. Lubiłam te spacery. Szczególnie gdy było ciepło. Ostatnie zajęcia mieliśmy na basenie. Cieszyłam się, że nie muszę już suszyć włosów. Powiew świeżego powietrza robił to za mnie. Uwielbiałam, gdy moje włosy pachniały powietrzem i basenowym chlorem. Moja mama natomiast nienawidziła tego zapachu. Zawsze kazała mi myć głowę, gdy tylko wyczuła, że nie zrobiłam tego po basenie. Dzisiaj pewnie znów tak będzie. Na samą myśl o awanturze z tego powodu zrobiło mi się niedobrze. W dodatku miałam ze sobą dzienniczek, a w nim kolejną pałę z matmy. Mama musi ją podpisać i będzie niezadowolona. Postanowiłam włączyć walkmana. Chciałam posłuchać N Sync. Zbierałam pieniądze na tę kasetę bardzo długo. Była już mocno zużyta i często mi ją wciągało, ale chciałam sobie poprawić nastrój, zanim dotrę do domu. Zatrzymałam się w parku nieopodal szkoły i stanęłam na krótką chwilę, by sięgnąć do plecaka po słuchawki. Obok zatrzymał się jakiś duży biały samochód z mnóstwem naklejek na bocznych szybach. Nawet nie wiem, kiedy obcy mężczyzna wciągnął mnie do środka. Zajęta swoimi myślami, nie zauważyłam, że musiał za mną jechać. On po prostu wysiadł, zasłonił mi dłonią usta, podniósł mnie do góry i wrzucił do wnętrza samochodu. Pewnie trwało to kilka sekund. Zamknął przesuwane boczne drzwi. Nawet nie zdążyłam krzyknąć. Poinformował kierowcę, by ten natychmiast odjechał i znów zasłonił mi usta. Poluzował uścisk dłoni, dopiero gdy go podrapałam. Zaczęłam głośno krzyczeć. Wołałam kilka razy o pomoc i próbowałam się wyrwać, ale ten facet był zbyt silny. Krzyknęłam po raz kolejny. Tym razem ciszej, bo przez łzy. Wtedy on wyjął zza paska nóż. Przyłożył mi go do gardła. Zamarłam. Nogi i dłonie drżały mi tak bardzo, że nie byłam w stanie tego powstrzymać. Przysunął swoją obleśną twarz do mojego ucha. Śmierdział, a jego włosy były tak tłuste, jakby ktoś wylał na nie olej z frytkownicy. Był obrzydliwy. Mocno zaciągnął się zapachem moich włosów. Czułam, że sprawia mu to przyjemność. A później poluzował uścisk i powiedział tylko jedno zdanie:

– Zamknij się albo cię zabiję.

Nie krzyczał. Był bardzo spokojny. Rozpłakałam się i spojrzałam na niego. Wyglądał jak zwykły facet. Tylko brudny i obleśny. Od razu nazwałam go w myślach palantem. Te ciemne i tłuste włosy, dziwaczny wąs i niemal czarne oczy. Chyba młodszy od moich rodziców. Tak. Wyglądał na młodszego od mojego taty, ale starego dla mnie. Byłam w takim wieku, że każdy człowiek powyżej dwudziestki był dla mnie już stary. Ja miałam przecież dopiero dwanaście lat! On musiał mieć koło trzydziestki. Wszystkie moje koleżanki na pewno nazwałyby go staruchem i palantem. Wciąż tylko patrzył na mnie z jakby przyklejonym, dziwnym uśmiechem. Jechaliśmy szybko. Zaczęłam się rozglądać. Może była jakaś szansa na ucieczkę? Może gdybym go czymś uderzyła, udałoby mi się wyskoczyć z tego samochodu? Tylko po pierwsze nie potrafiłam otwierać drzwi w takim samochodzie. Nigdy wcześniej nie jechałam vanem. Po drugie samochód chyba jechał zbyt szybko, żebym wyskoczyła. A co, jeśli wpadnę pod koła? Albo uderzę głową o jezdnię? Też zginę! On przecież nie mógł mi zrobić krzywdy. Nie wyglądał na takiego. Zarzuciłam go milionem pytań.

– Co ja tu robię? Kim jesteś? Dlaczego mnie zabrałeś? Gdzie jedziemy? Czy jesteś znajomym rodziców? Odwozisz mnie do domu? Kim ty, do cholery, jesteś i dlaczego wciągnąłeś mnie do tej furgonetki?!

Nic nie odpowiedział. Podał mi tylko jakieś tabletki i kazał je połknąć. Wyplułam je tak, żeby nie zauważył. Skorzystałam z okazji, gdy mówił temu za kierownicą, jak ma jechać. Ale po chwili znów dał mi kolejne dwie. Nie mogłam już ich wypluć. Stanęły mi w gardle. Znów zaczęłam szybko mówić.

– Muszę wrócić do domu, bo rodzice będą się niepokoić. Zaraz pewnie poinformują policję. Zawsze wracam ze szkoły na czas. Zorientują się, że coś jest nie tak.

Nic nie odpowiadał, a mnie zaczynało robić się słabo. Chyba po tych tabletkach. On się tylko do mnie uśmiechał. Pomyślałam, że skoro tak się uśmiecha, pewnie nie zrobi mi krzywdy. Chcąc się upewnić, znów na niego spojrzałam. I właśnie wtedy się rozpłakałam. Patrzył na moje piersi. Ponieważ drżałam na całym ciele i pewnie ze strachu zrobiło mi się cholernie zimno, moje sutki skurczyły się i sterczały. Jemu ewidentnie się to podobało. Tak bardzo żałowałam, że nie założyłam stanika. Miałam jeszcze małe piersi i bardzo rzadko go nosiłam. Mama kupiła mi go zaledwie pół roku temu. Był dla mnie niewygodny, więc zakładałam go, jedynie gdy razem z rodzicami gdzieś wychodziliśmy. Teraz marzyłam o tym, by mieć go na sobie. Mamo, już zawsze będę cię słuchać! Obiecuję! Skrzyżowałam ramiona na piersiach, żeby nie było widać tych cholernych sutków! On jakby ocknął się z letargu. Zaczął coś mówić do tego drugiego, który prowadził samochód. Ja opuściłam głowę i płakałam. Chciałam być w domu. Chciałam, żeby to okazało się jakimś głupim żartem…

Kilka godzin później

Komisarz Jordy De Clercq

Na komisariacie pojawiła się zatroskana kobieta, która zgłosiła zaginięcie córki. Zebrałem już podstawowe informacje, a mianowicie dane dziewczynki. Poprosiłem panią Simon, by poczekała chwilę i poszedłem po przełożonego. Przeniosłem się z innego miasteczka niespełna rok temu i niestety byłem zmuszony spowiadać się temu durniowi ze wszystkiego. Takie tu mieli chore zasady. Musiałem zasłużyć na samodzielność. Do tej pory mi się nie udało.

Mojego szefa zastałem oczywiście przy biurku z croissantem w łapie. Nie był zadowolony, że musi podnieść tyłek.

– Trzeba było powiedzieć, że pewnie poszła do koleżanki – zaczął nerwowo. – Przecież te dzieciaki wciąż uciekają. Wszystkiego muszę cię uczyć…

– Nie sądzę, by to była ucieczka – przerwałem mu. – Dziewczynka wyszła ze szkoły i nikt nie miał z nią kontaktu od kilku godzin…

Otwierając drzwi do pokoju, w którym czekała kobieta, spiorunował mnie spojrzeniem. Jedyne, co powiedział, zanim tam weszliśmy, to: „Nie szukaj dziury w całym”.

Później ze sztucznym uśmiechem powitał panią Simon. Usiadł naprzeciw niej, tym samym zajmując moje miejsce. Musiałem wyjść po dodatkowe krzesło. Byłem na niego wściekły. Kiedy wróciłem, usłyszałem starą śpiewkę.

– Proszę się nie martwić, Louise pewnie poszła do jakiejś koleżanki i niebawem wróci…

– Tłumaczyłam już pana koledze – przerwała mu kobieta – że byłam u jej najbliższych koleżanek i żadna z nich nie widziała się z Louise od zakończenia lekcji. Koleżanka, z którą miała ostatnią lekcję na basenie, wyszła kilkanaście minut po mojej córce. Na chodniku w parku znalazła jej słuchawki od walkmana. Coś musiało się stać. Ja to czuję!

– Takie słuchawki posiada teraz każdy nastolatek. Nie sądzę, by należały do pani córki, a nawet jeśli tak, pewnie kogoś spotkała i pobiegła w jego kierunku, upuszczając je. Zalecam poczekać dwa dni, a córka na pewno wróci do domu. Nie ma sensu zgłaszać zaginięcia po kilku godzinach. Wie pani, jakie są nastolatki, a szczególnie dziewczynki w tym wieku. Sam również mam córkę…

Nie mogłem słuchać tych kłamstw. Byłem tu niedługo, ale wiedziałem, że ma tylko syna. Jednego i w dodatku po rozwodzie z żoną nie bardzo utrzymywał z nim kontakt. Kobieta sprawiała wrażenie coraz bardziej zdenerwowanej. Nie przerywała mu jednak. Ja widziałem, że mimo prób zachowania spokoju w środku aż gotowały się w niej emocje.

– Dziewczyny w wieku dorastania są bardzo drażliwe – kontynuował. – Pewnie obraziła się na panią za coś. A może pokłóciłyście się wcześniej i postanowiła zrobić pani na złość i zniknąć na jakiś czas?

– Czyli co, nic nie zrobicie?! – Nie wytrzymała i podniosła się z krzesła gotowa do wyjścia. – Nie będziecie szukać mojej córki?!

– Nie widzę teraz takiej potrzeby. Proszę poczekać do jutrzejszego wieczora. Jeśli córka nadal nie wróci do domu, proszę się zgłosić i rozpoczniemy procedurę poszukiwania…

– Pod warunkiem, że już nie będzie za późno!

Wyszła oburzona, zostawiając Bertranda samego w gabinecie.

Na mnie jej słowa zrobiły piorunujące wrażenie. Pani Simon miała rację. Jeśli nic nie zrobimy, jutro wieczorem może już być za późno. Bertrand podniósł się z krzesła i ociężale ruszył do swojego gabinetu.

– Tak to się tutaj robi. Widzisz? Już po sprawie.

Był z siebie zadowolony. Ja natomiast byłem wściekły.

– Panie Bertrand, myślę, że powinniśmy jechać w okolice szkoły i popytać ludzi. Matka przecież mówiła, że ta dziewczyna nigdy wcześniej nie uciekała z domu i była dobrym dzieckiem…

– Zawsze jest ten pierwszy raz. Myślisz, że mam do tego ludzi? – zapytał z oburzeniem.

Rozejrzałem się dookoła, a kiedy on zrobił to samo, z westchnieniem ruszył w kierunku swojego gabinetu. Na pewno zauważył, że mógłby wysłać choćby mnie na rozeznanie i nic by się nie stało. Poza nami było dziś na służbie kilku innych funkcjonariuszy.

– Gdybym miał szukać każdej rozkapryszonej nastolatki, to nie byłoby czasu na inne sprawy! Koniec tematu! Pewnie pokłóciła się z matką, ojcem czy rodzeństwem i postanowiła odreagować. Wracaj do dyżurki. Sam widzisz, ilu ludzi czeka jeszcze w kolejce!

Nie powiedziałem nic. Nie było sensu. On już olał tę dwunastoletnią dziewczynkę. Chciał wierzyć w to, co mówił matce. Przecież nawet nie zapytał o to, czy ma rodzeństwo. Nie wiedział o niej nic poza tym, że zaginęła po wyjściu ze szkoły. Nie miał zamiaru zająć się tą sprawą. W przeciwieństwie do mnie. Tym bardziej, że zanim tu przyjechałem, przyjmowałem podobne zgłoszenie w oddalonym o osiemnaście kilometrów Lobbes. Tam rok temu zaginęły dwie ośmiolatki. Rodzice usłyszeli podobne tłumaczenia co tutaj. Miałem zamiar zadzwonić do kolegi i sprawdzić, czy dziewczynki się odnalazły. Zrobię to wszystko po służbie. Pojadę również w okolice szkoły. Chociaż się tam rozejrzę.

Podszedłem do okienka i zacząłem przyjmować zgłoszenie dotyczące kradzieży roweru, natomiast kolega obok przyjmował zgłoszenie dotyczące obsikanego przez sąsiada trawnika. Miałem ochotę nawrzeszczeć na niego. Skrupulatnie spisywał dane sąsiada starszego pana. Obsikany trawnik był ważniejszy niż zaginiona dwunastolatka!

Kilka godzin wcześniej

Leslie

Siedziałam w kuchni, popijając kawę. Wiedziałam, że Leon wraz ze wspólnikiem lada chwila przyjadą i przywiozą kolejną dziewuchę. Nie mogłam, ale też nie chciałam nic z tym robić. To był dobry biznes. Chociaż ostatnio mój mąż porywał je chyba głównie dla siebie. Było już sporo trupów. Na przykład dwie ośmiolatki, które zakopał w ogrodzie naszego drugiego domu. Na szczęście nie miał już do mnie o to pretensji. Wyżył się na Dirku. Całą winę za ich śmierć głodową zrzucił na niego. Dirk zaczął mu się przeciwstawiać już wcześniej i kłócili się o finanse. Z radością zakopał go więc żywcem w dole, w którym spoczywały dziewczyny. To zdarzenie jedynie utwierdziło mnie w przekonaniu, że jeżeli chcę żyć, muszę być mu całkowicie posłuszna. Nie mogłam już sobie pozwolić na kolejne wpadki. Tylko ja wtedy naprawdę się bałam, że kiedy pójdę nakarmić dziewczynki, one mnie zaatakują i uciekną. W takiej sytuacji oboje znów trafilibyśmy do więzienia. Tym razem na dłużej i nie było pewności, czy jego koledzy z policji byliby nam w stanie pomóc. Czy musieli go przymknąć za kradzież samochodu akurat wtedy, gdy te dziewuszyska były więzione w tej cholernej piwnicy?! Przez kilka miesięcy siedział, a ja nie chciałam tam jeździć! Z różnych powodów, o których on na szczęście nie wiedział. Mimo że czytał ze mnie jak z otwartej księgi, nie był w stanie odczytać moich myśli. To, że często byłam zazdrosna o te dziewuchy, już dawno zauważył. Na początku wściekał się o to, ale z czasem zapewniał, że przecież ja jestem tą jedyną i najważniejszą. One były tylko jego zabawkami. Niczym więcej. Zabawkami, które kiedy się zużyły, trafiały do ziemi albo były oddawane komuś innemu. Ze mną był już od trzynastu lat. Kochał mnie. Wiedziałam o tym dobrze. Początkowo podobało mi się, jak zabawiał się z tymi dziewuchami. Czasem się przyglądałam. Kilka razy zdarzyło mi się dołączyć do zabawy. Głównie po to, by zaspokajać jego potrzeby seksualne. Kiedy się poznaliśmy i Leon wtajemniczył mnie w swoją działalność, zdarzyło mi się rozpraszać jego uwagę (sobą), żeby one nie cierpiały. Z czasem jednak przestało mi być ich żal. Zwyczajnie nie miałam wpływu na to, co on im robił. Nie byłam w stanie go powstrzymać. A ponieważ tak bardzo go kochałam, wiedziałam, że chcąc z nim być, muszę zaakceptować jego wewnętrznego potwora. Dlatego odpuściłam i przyzwyczaiłam się do jego zachowań. Niektóre z nich nawet mi się podobały. A później zrozumiałam, że jestem tak samo popieprzona jak on. No może nie aż tak bardzo, ale Leon rozumiał mnie bez słów. I właśnie z tego powodu nasz związek był związkiem idealnym. Dwoje popieprzonych i skrzywdzonych przez życie ludzi, którzy w ramach odwetu czerpali przyjemność z zadawania bólu innym. A ponieważ dookoła nas było mnóstwo podobnych, a jednocześnie bogatych i wpływowych osobistości, uznałam w końcu, że nie jest to nic nadzwyczajnego. Ani tym bardziej złego.

– Jesteśmy, kochanie! – usłyszałam głos Leona. – Pomożesz nam?

Wstałam z krzesła. Upiłam łyk zimnej już kawy i ruszyłam do przedpokoju. Kręciło mi się w głowie. Uświadomiłam sobie, że od wczoraj nic nie jadłam. Poza alkoholem, kawą i papierosami nic innego nie miałam w ustach. Oparłam się o ścianę i obserwowałam wprowadzaną dziewczynę. Była ładna. Blondynka, obcięta na krótko. Szczupłe, jędrne ciało i dopiero co zarysowujący się niewielki biust. No i te duże zielone oczy. Oczywiście rysowało się w nich głównie przerażenie, ale nawet to nie odbierało jej urody. Leon przystawiał jej nóż do tułowia. Dziewucha trzęsła się jak galaretka. Patrzyła na mnie z nadzieją na ratunek. Rozbawiło mnie to, a ona się rozpłakała.

– Mówiłem, żebyś była cicho, bo będę musiał cię skrzywdzić.

Leon jak zwykle był spokojny. Jego wspólnik nieco bardziej nerwowy, mimo że nie była to jego pierwsza akcja z porwaniem. Wcześniej sprawiało mu to większą radość. Najbardziej chyba fakt, że korzystał czasem z okazji na seks z dzieckiem. Leon pozwalał mu na to, urabiając go i czyniąc jednocześnie współwinnym. Wiedział, że w taki właśnie sposób będzie miał go w garści. A ponieważ był bezdomnym narkomanem, jeszcze łatwiej było nim manipulować. Mnie również.

– Zaprowadź ją do dużego pokoju na piętrze – powiedziałam od niechcenia. – Łańcuchy są już przygotowane.

– Dziękuję, kochanie.

Przechodząc obok, pocałował mnie.

– Jak zwykle jesteś niezawodna. Obiecuję, że jutro, a najpóźniej pojutrze skończę przerabianie piwnicy.

– Jasne – wyrwało mi się. – Jesteście głodni? Przygotuję jakieś kanapki. Ja też jeszcze nic nie jadłam.

– Naszykuj też jedną dla niej.

Nie byłam z tego zadowolona, ale musiałam spełnić jego żądanie. Ruszyłam więc z powrotem w kierunku kuchni. Wspólnik poczłapał za mną. Kazałam mu poczekać w salonie. Nie miałam ochoty na jego towarzystwo. Nie uśmiechało mi się poznawanie historii jej porwania. Leon oszczędzał mi takich szczegółów.

Kilka godzin później

Matka

Wróciłam z komisariatu i byłam wściekła. O ile ten młodszy policjant chciał pomóc, o tyle ten drugi w ogóle nie miał zamiaru zainteresować się losem Louise. Nawet moja wściekłość nie zrobiła na nim wrażenia. Kiedy już się uspokoiłam, dotarło do mnie, że taką postawą jeszcze bardziej mogłam ich zniechęcić do poszukiwania córki. Tyle tylko, że kiedy wciąż słyszałam jedną śpiewkę o ucieczce mojej córki, nie wytrzymałam. Ile razy można komuś tłumaczyć, że moje dziecko nigdy wcześniej nie uciekało z domu?! I ile razy można mówić, że to dobra i mądra dziewczynka?! Miała ostatnio muchy w nosie z byle powodu, lecz taki był urok dorastania. Hormony robiły swoje. I choć czasem kłóciłyśmy się o błahostki, kochałam ją z całych sił i miałam nadzieję, że ona o tym doskonale wie.

Weszłam do domu tylko na chwilę. Rozejrzałam się jedynie w nadziei, że Louise rzeczywiście wróciła, ale wciąż jej nie było. Spojrzałam na słuchawki leżące na stole w kuchni. Te, które zabrała ze sobą po wyjściu ze szkoły Marie, jej przyjaciółka. Przyniosła je do nas i dziwiła się, że Louise jeszcze nie ma. Wyszła kilkanaście minut po niej. To właśnie wtedy poczułam, że coś jest nie tak. Intuicja od razu podpowiadała mi, że stało się coś złego. Wszyscy mówią, że matka czuje, kiedy dziecku coś się stanie. Nigdy tego nie doświadczyłam. Aż do dzisiaj. Zadzwoniłam do męża, a on od razu kazał mi iść na posterunek. Zanim tam dotarłam, obeszłam domy wszystkich jej najbliższych koleżanek. Nikt nie widział mojej córki. Poszłam również do szkoły. Pytałam nauczycieli i instruktorkę pływania, czy widzieli ją po zajęciach. Wszyscy tylko zaprzeczali. Myślałam, że idąc na policję z takimi informacjami, od razu zaczną jej szukać. Tymczasem im zwyczajnie się nie chciało! Są od tego, by nas chronić, do jasnej cholery! Zarabiają jako funkcjonariusze stojący na straży prawa! Nigdy nie musiałam ich o nic prosić, a kiedy już to zrobiłam, wpuścili mnie w kanał jak gdyby nigdy nic! Spojrzałam na zegarek i uświadomiłam sobie, że mąż za chwilę wróci z pracy. Poczekam na niego i razem zaczniemy jej szukać. Zdążę jeszcze zajrzeć do Marie. Może Louise skontaktowała się z nią? Mieszkała pięć minut drogi od nas. Musiała znów to sprawdzić.

Kiedy dotarłam do domu Marie, drzwi otworzyła jej mama. Zaprosiła mnie do środka i dała szklankę wody. W tym czasie Marie wyszła ze swojego pokoju. Widząc jej minę, od razu wiedziałam, że Louise się z nią nie kontaktowała.

– Zgłosiłaś sprawę na policję? – zapytała Sofia, matka Marie.

– Tak. Nic z tym nie zrobią. Powiedzieli, że lato to czas, kiedy dzieci uciekają z domów, i mam czekać dwa dni. Jeśli po tym czasie Louise nie wróci, być może zajmą się sprawą…

– Przecież to niedorzeczne – przerwała mi oburzona. – Mówiłaś, że Louise nigdy wcześniej nie uciekała z domu?

– Żadne argumenty do nich nie przemawiały. Jeden z funkcjonariuszy chciał pomóc, ale poszedł po drugiego, a ten idiota wciąż tylko powtarzał, że na pewno uciekła z domu.

– I co?

– I nakrzyczałam na niego i wyszłam.

Sofia była zdziwiona. Nigdy wcześniej pewnie nie podejrzewałaby mnie o to, że zwyzywam funkcjonariusza policji. Sama zresztą byłam zaskoczona swoją reakcją.

– Nie powinnaś była na niego krzyczeć…

– Wiem – kręciłam głową – ale nie wytrzymałam. Po prostu widziałam po jego postawie, że on w ogóle nie chce się zająć tą sprawą. Nerwy mi puściły.

– Słuchaj może pójdziemy w okolice szkoły i znów jej poszukamy? Pomogę ci.

– Dziękuję. Za chwilę wróci Victor. Pójdę z nim. Ale gdyby Marie czegokolwiek się dowiedziała, proszę, dajcie nam znać. Nie chcę was co kilka godzin niepokoić, ale gdyby okazało się, że Marie cokolwiek wie… – Rozpłakałam się.

Sofia objęła mnie i zapewniła, że będą nas informować. Jeśli będzie potrzeba, również pomogą w poszukiwaniach. Wychodząc od nich, pomyślałam, że może zorganizowanie poszukiwań na własną rękę nie jest złym pomysłem. Zbierzemy rodzinę, bliskich i sąsiadów i spróbujemy odnaleźć Louise. Jeśli policja nie chciała nic robić, trzeba było wziąć sprawę w swoje ręce! Nie było innego wyjścia. Nie miałam zamiaru siedzieć bezczynnie w domu i czekać na cud.

Rozdział 2

28 maja 1996 roku

Louise

Zaprowadził mnie do pokoju i przykuł kajdankami do łańcuchów przytwierdzonych do ramy łóżka. Powiedział, że zaraz wróci, a ja znów się rozpłakałam. Co to wszystko miało znaczyć? Dlaczego tutaj jestem i jakiś obcy mężczyzna przywiązuje mnie do łóżka? Siedziałam skulona na brudnym materacu. Obejmowałam dłońmi swoje kolana i mimowolnie kołysałam się delikatnie w przód i w tył. Zastanawiałam się, czy mogę stąd jakoś uciec. Teraz, kiedy przykuł mnie tymi łańcuchami, było już za późno. Kluczyki schował do kieszeni swoich spodni. Rozejrzałam się dookoła. Mimo że był dzień, okna były zasłonięte żaluzjami. W pomieszczeniu panował straszny bałagan. Na ziemi leżały koce i jakieś ubrania, a także cegły. Obok stał nieskończony kominek. Zauważyłam też kołyskę i pluszaki. Ubrania, które wystawały z szafy przy ścianie, były głównie dziecięce i kobiece. Wyglądało to tak, jakby sterta ciuchów była upchnięta w tej szafie i zasunięta drzwiami, żeby nie wypaść. Ściany były brudne, a w wielu miejscach farba zwyczajnie odpadała. Śmierdziało tu też papierosami i czymś jeszcze. Nie byłam w stanie rozpoznać tego zapachu, ale nie mogłam go znieść.

Po krótkiej chwili porywacz wrócił z kanapką z serem i moim plecakiem. Położył to wszystko obok mnie i usiadł na skraju łóżka. Przez dłuższą chwilę tylko mi się przypatrywał. Nie mogłam znieść jego spojrzenia. Niby się uśmiechał, ale było w nim coś dziwnego, co sprawiało, że bardzo się bałam. Próbował dotknąć mojej dłoni. Szybkim ruchem odtrąciłam go i cofnęłam się do ramy łóżka, tak że aż poczułam chłód metalu na swoich plecach.

– Spokojnie. Nie chcę zrobić ci krzywdy – zaczął.

– To dlaczego mnie porwałeś? – wycedziłam przez łzy.

– Musiałem to zrobić. Pewni ludzie kazali mi tak postąpić. Wystarczy, że twoi rodzice zapłacą za ciebie okup i będziesz znów wolna…

– Okup? – przerwałam mu. – Jaki okup? Przecież moi rodzice nie są bogaci. Nic nie rozumiem.

Nie byłam w stanie powstrzymać szlochu. Skąd moi rodzice mieli wziąć pieniądze na okup? Mama nie pracowała, a tata zarabiał tyle, ile było potrzeba na utrzymanie. Może mnie pomylili z jakąś bogatą dziewczyną? To musiała być jakaś cholerna pomyłka! Narastała we mnie złość. On to widział i wtedy nagle wyraz jego twarzy zmienił się. Już się nie uśmiechał. Był zdenerwowany… a być może nawet wściekły. Coraz bardziej się go bałam.

– Posłuchaj, mała. Jeśli będziesz krzyczeć lub próbować jakichś numerów, będę musiał cię skrzywdzić.

Spojrzał mi głęboko w oczy i już wiedziałam, że mówi prawdę.

– Jeśli będziesz grzeczna i posłuszna, wszystko się pewnie ułoży i niedługo będziesz znów w domu, ale to zależy od twoich rodziców. Muszą zapłacić okup, inaczej cię zabiję.

Rozpłakałam się jeszcze głośniej.

– Nie, nie, nie, nie – powtarzałam, trzymając się za głowę – proszę nie zabijaj mnie. Błagam, nie rób tego!

Znów dotknął mojej ręki. Tym razem go nie odtrąciłam. Gładził ją delikatnie i znów się uśmiechał. Po tych kilku minutach zrozumiałam, że nie mogę pyskować ani się sprzeciwiać. Nie chciałam stracić życia.

– Tak jak mówię, jeśli będziesz grzeczna, wszystko się ułoży. A teraz zjedz i może się prześpij. Ja muszę coś załatwić. Przygotować ci specjalne miejsce, gdybyś jednak musiała zostać tu dłużej.

– Nie zostanę. Moi rodzice na pewno zdobędą pieniądze. Na pewno zapłacą. Ja to wiem.

– Zobaczymy – powiedział i po prostu wyszedł.

Zamknął drzwi na klucz, ale po chwili wrócił z niewielkim wiadrem. Postawił je przy łóżku.

– To będzie twoja toaleta. Musisz sobie jakoś radzić.

Patrzyłam na to cuchnące i brudne metalowe wiadro i wciąż nie mogłam uwierzyć w to wszystko. Jak to możliwe, że to spotkało właśnie mnie? Dlaczego wybrał akurat mnie? Dlaczego?

Obudziłam się naga i wciąż przykuta do łóżka. Nie wiem, czy zasnęłam przez te tabletki, czy coś było w piciu, które mi przyniósł. Ale miałam jakieś przebłyski. A dokładnie wydawało mi się, że słyszałam dźwięk robionego polaroidem zdjęcia. Ale może to mi się tylko śniło? Zastanawiałam się, dlaczego jestem naga. Nie miałam na sobie nawet majtek! Leżałam na tym brudnym łóżku i nawet nie mogłam się przykryć. Było mi zimno, a on nie zostawił mi koca. Znów zachciało mi się spać, więc zasnęłam.

Tego samego dnia, godziny popołudniowe

Komisarz Jordy De Clercq

Zanim wyszedłem z pracy, postanowiłem zadzwonić do komisariatu w gminie Lobbes. To była mała jednostka, w której zaczynałem pracę. Mieszkaliśmy wtedy z moją żoną Agathą w domu jej rodziców. Nie było łatwo. Szczególnie gdy pojawił się nasz syn Arthur. Od dawna szukaliśmy domu. Miał być w pobliżu, ale Agatha znalazła ogłoszenie w Charleroi. Nie byłem zadowolony ze względu na konieczność zmiany miejsca pracy. W Lobbes znałem wszystkich, a z niektórymi nawet chodziłem do szkoły. Gdybyśmy się tu nie przeprowadzili, pewnie nadal bym tam pracował. I choć również narzekałem na swoich przełożonych, lepiej wspominam tamto miejsce. Mój szef też był skurwielem, ale Bertrand bił go na głowę.

Nie mieliśmy osobnych gabinetów, więc nie mogłem liczyć na dyskrecję. Poczekałem, aż jeden z lizusów Bertranda wyjdzie z pracy, i zadzwoniłem. Odebrał mój dobry kolega. Po krótkiej wymianie uprzejmości przeszedłem do konkretów.

– Słuchaj, Lucas, pamiętasz tę sprawę zaginionych ośmiolatek u nas? To wszystko działo się krótko przed moim przeniesieniem.

– Tak, tak, jasne – usłyszałem po drugiej stronie. – Pamiętam. Jak mógłbym zapomnieć? Te dziewczynki były ze szkoły mojej córki. Nie znała ich osobiście, ale mocno to przeżywała.

– Dobra, a wiesz może, jak ta sprawa się zakończyła? Odnalazły się?

– Sprawdzę w aktach, ale z tego, co pamiętam, to nie. Chyba szef był nawet na przeszukaniu jakiegoś domu, ale nie wiem dokładnie, o co chodziło. Sam zajął się tą sprawą. Na odprawach słyszeliśmy tylko jakieś mało znaczące szczegóły. Dzisiaj go nie ma, więc zerknę w akta. Daj mi godzinę i oddzwonię. A czemu pytasz?

– Słuchaj, zapisz sobie mój numer domowy. – Podyktowałem mu go. – Zadzwoń, jak sprawdzisz akta. Wszystko ci wtedy wytłumaczę. Teraz nie bardzo mogę. Na razie.

Ostatnie słowa wyszeptałem i rozłączyłem się. Czyli zaginione dziewczynki się nie odnalazły. Ciekawe, jakie mieli tropy i dlaczego aż sam komendant zajmował się tą sprawą? Coraz bardziej mi się to nie podobało. Sprawa zaginionej Louise była podobna. Czy to możliwe, że na terenie naszego kraju grasuje jakiś porywacz? Jeśli dzieci się nie odnalazły, to co się z nimi stało? Jedyna myśl, która przychodziła mi do głowy, przyprawiała mnie o gęsią skórkę. Sam mam syna w podobnym wieku. Arthur ma siedem lat i nawet nie chcę wyobrażać sobie, co jakiś psychol mógłby mu zrobić i co może teraz dziać się z Louise.

Pochłonięty tymi myślami, wyszedłem z pracy, z nikim się nie żegnając. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku szkoły. Tam po raz ostatni była widziana dwunastolatka. Musiałem coś zrobić. Wiedziałem, że Bertrand nie będzie zadowolony, ale nie obchodziło mnie to. Sumienie nie pozwalało mi odpuścić tej sprawy.

Kilka godzin wcześniej

Leslie

Leon siedział z nią u góry już ponad godzinę. Tym razem nie miałam zamiaru tam zaglądać. Pewnie dziś jeszcze jej nie zgwałci. Musi nad nią popracować. Znów przedstawi siebie jako tego dobrego. Tego, który ją porwał na czyjeś zlecenie i czeka na dalsze wskazówki. Uspokoi ją, uśpi czujność, sprawi, że nawet go polubi. Tylko po to, by później bezkarnie brać od niej to, czego będzie oczekiwał. Jak zwykle zresztą. Robi tak ostatnio zawsze, gdy porywa dziewczynki ze względu na swoje upodobania. Mnie mówi, że każdą z nich musi sprawdzić, zanim przekaże ją w kolejne ręce. Czasem kłamie, że nagra kilka gwałtów na sprzedaż i przekaże ją do agencji. Nie zdaje sobie sprawy z tego, że ja już bardzo dobrze odróżniam dziewuchy, które wybiera dla siebie, od tych dla klientów. Kiedy tylko ją zobaczyłam, od razu wiedziałam, że jest jego kolejną zabawką. Leon uwielbia się bawić ludźmi. Nie tylko dziećmi, ale również dorosłymi. Świetną zabawą jest dla niego sprawianie innym bólu. Nie chodzi tylko o ból fizyczny. Ten emocjonalny przynosi mu większą satysfakcję. Doskonale potrafi manipulować ludźmi. Mną też. Zawsze robiłam to, czego ode mnie oczekiwał. Od samego początku naszej wieloletniej znajomości. Wie, kiedy ma być miły i szarmancki, a kiedy żądać i wymagać.

Zaczęło się od niewinnych trójkątów z innymi kobietami. Powoli wprowadzał mnie w swoją działalność. Głównie po to, by sprawdzić, czy jestem lojalna. Szybko zrozumiał, że nie widzę świata poza nim i rozumiem go najlepiej ze wszystkich ludzi, których do tej pory spotkał w swoim życiu. Dzięki temu nigdy nie zrobił mi krzywdy. Może poza kilkoma szarpnięciami i uderzeniami. Głównie na początku naszej znajomości. Od dawna nie używał w stosunku do mnie przemocy fizycznej. Swoją pierwszą żonę bił często. Mnie bardzo rzadko. Myślę, że docenia moje oddanie i wciąż mnie kocha. Mimo upływu czasu i zmian, które dokonują się w moim ciele. Nie jestem już przecież tak atrakcyjna jak trzynaście lat temu. Moje ciało nie jest już tak delikatne i jędrne jak ciała tych dziewuch, które porywa. Pomimo tego Leon wciąż udowadnia mi, że jestem jego najpiękniejszą kobietą. A ja wiem, że jedyną konkurencją dla mnie mogłaby się stać jedynie jego własna córka. Na szczęście jak dotąd ma tylko synów. Ze mną trzech, z którymi nie utrzymujemy kontaktów od momentu odebrania ich przez pomoc społeczną. Wbrew jego woli zaczęłam się zabezpieczać. Myślę, że nadal się tego nie domyślił. Nie chcę urodzić dziewczynki. Jego największym marzeniem jest związek kazirodczy. Wspominał o tym wiele razy. W trakcie moich trzech ciąż wciąż gładził brzuch w przekonaniu, że w końcu urodzi mu się upragniona córka. Może dzięki temu, że ja nie chciałam mu jej dać, rodziłam synów. Nigdy nie chciał się nimi zajmować… ale to na szczęście było już dawno temu. Dzięki tabletkom antykoncepcyjnym szanse na pojawianie się konkurentki zmalały niemal do zera. No chyba że zapłodniłby jedną z tych dziewuch. I moja w tym głowa, żeby do tego nie dopuścić!

Wyszedł z pokoju z uśmiechem na twarzy i niemal natychmiast ruszył do piwnicy. Tylko na krótką chwilę podszedł do mnie i pocałował mnie w czoło.

– Muszę dziś skończyć przerabianie lochu. Lepiej dla nas i dla niej, żeby już tam była.

Nie czekał na moją odpowiedź. Tym krótkim zdaniem zakomunikował mi, że ta cała Louise mu się podoba i chce jak najszybciej mieć do niej dostęp. Piwnica była więzieniem dla nich i jednocześnie pokojem uciech dla niego. Zdjął koszulkę i zaczął nosić bloki betonowe, z których miały powstać nowe, stabilniejsze stopnie na dół. Ja odpaliłam papierosa i podziwiałam jego umięśnione ciało. Zauważył to. Podszedł do mnie i wziął mnie na stole. Krzyczałam głośno, żeby ta dziewucha to słyszała i zrozumiała, że Leon należy do mnie. A on spełniał wszystkie moje zachcianki. Nawet nie musiałam nic mówić, bo dobrze mnie znał. I to w nim kochałam. Dogadzał mi nawet wtedy, gdy się na mnie złościł. A już na pewno gdy widział, że ja się złoszczę.

Wieczorem

Matka

Ruszyliśmy pod szkołę, jak tylko Victor wrócił do domu. Wzięłam ze sobą zdjęcie Louise. Młodszego syna zostawiłam pod opieką sąsiadki. Mój mąż nie chciał nawet zjeść obiadu. Przejmował się losem Louise tak samo jak ja. I również miał złe przeczucia. Znaliśmy naszą córkę i dobrze wiedzieliśmy, że nie zniknęłaby bez słowa. Nigdy tak nie robiła i wiedzieliśmy, że nie wpadłaby na pomysł, by uciekać bez pożegnania. Zostawiłaby jakiś list albo przyszła się pokazać. Zresztą nie miała absolutnie żadnych powodów do ucieczki. Victor podzielał moje zdanie. Owszem, czasem się kłóciłyśmy. Owszem, czasem była zła, że nie możemy jej kupić tego, czego chciała, a co mieli jej rówieśnicy. To jednak nie był powód do ucieczki. Mimo tych chwilowych niesnasek do tej pory zawsze przychodziła się przytulić. Leżałyśmy wtedy na wersalce w salonie i oglądałyśmy telewizję. Nie rozmawiałyśmy. Louise, tak jak ja, nie była zbyt wylewna. Chwila w ciszy i te kilkunastominutowe przytulanie było wystarczające, by zrozumieć, że się kochamy. Nie musiałyśmy sobie tego mówić. Po kłótni zawsze przytulała się bez słowa, a ja odwzajemniałam to. I choć nigdy jej nie przeprosiłam i rzadko mówiłam, że ją kocham, wiedziałam, że moja córka to wie. Musiałam teraz tak myśleć, żeby nie zwariować. Ustaliliśmy po drodze, że z rana wydrukujemy ulotki informujące o jej zniknięciu. Od rana będziemy je rozwieszać, gdzie się tylko da!

Victor wypytał kilka osób o to, czy widzieli Louise. Pokazywał jej zdjęcie. Byli to głównie napotkani przechodnie, więc odpowiedź była negatywna. Szkołę już zamknięto, więc tam nie mogliśmy wejść. Po chwili zauważyłam, że ktoś wychodzi z budynku i zamyka kraty. Podbiegłam do wysokiej starszej kobiety i spytałam o moją córkę.

– Tak. Słyszałam, co się stało – odpowiedziała. – Jestem tu sprzątaczką. Sekretarka mówiła, że była pani wcześniej, bo córka nie wróciła do domu. Kojarzę Louise. To przemiła dziewczyna. Zawsze się wita i żegna. Nie wszystkie dzieci to robią. Niestety nie było mnie tu wtedy, gdy zaginęła. Dziś miałam ważną sprawę rodzinną i przyjechałam do pracy później. Ale był tu niedawno jakiś policjant. Co prawda nie w mundurze, co mnie zdziwiło, ale rozmawiałam z nim dosłownie pół godziny temu.

Słysząc te słowa, miałam ochotę ją uściskać. Czyli policja jednak zainteresowała się losem mojej córki.

– Taki młody – kontynuowała. – Chyba koło trzydziestki. Wysoki, szczupły, z ciemnymi włosami…

– Tak, to on chciał spisać moje zeznania – odpowiedziałam z radością – Dziękuję pani bardzo.