Apka - Karolina Wójciak - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

Apka ebook i audiobook

Karolina Wójciak

4,5

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

13 osób interesuje się tą książką

Opis

Prywatność w sieci nie istnieje!

Historie Leona, Sandry i Maksa pokazują, jak złudne jest bezpieczeństwo online, jak nauczeni życia w internecie przestają dostrzegać ryzyko, które niesie ze sobą każde kliknięcie „Wyślij”, „Enter” czy „Instaluj”.

Kiedy Leon idzie na randkę z Sandrą, nie przypuszcza, że zostanie ona zrelacjonowana na żywo na Instagramie. Wyśmiany i upokorzony na oczach znajomych ze szkoły, a także zupełnie obcych obserwatorów, poznaje, czym jest hejt. Leon musi działać szybko – zanim internet go zniszczy. Tworzy aplikację, dzięki której naprawi swój błąd, a przy okazji da wszystkim nauczkę. Nikt się przecież nigdy nie dowie, że to on stoi za tą aplikacją…
Maks wydaje wszystkie zarobione pieniądze na operacje plastyczne. Wygląda zniewalająco, niczym chodzący ideał, ale dla pełnego lansu chciałby też sprawiać wrażenie bogatego inwestora. Lubi łatwe i szybkie rozwiązania, stąd dlatego też decyduje się na pranie pieniędzy dla groźnego przywódcy grupy przestępczej. Zamiast wykonywać potulnie swoje zadanie, popełnia największy w życiu błąd: oszukuje go. Co się stanie, gdy zniknie pięć milionów złotych?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 422

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 11 godz. 39 min

Lektor: Karolina Wojciak

Oceny
4,5 (1624 oceny)
1047
364
138
58
17
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
IzabelaXavi

Nie oderwiesz się od lektury

Książki Karoliny słyną z tego , że są nieodkładalne. Tak jest również z tą książką. Nie mogłam się od niej oderwać. Zaskakująca i zmuszająca do przemyśleń książka. Karolina pisze o tak oczywistych rzeczach o których zwykle nikt nie myśli, a które mogą zmienić, a nawet zniszczyć nasze życie. Polecam wszystkie książki Karoliny.
92
Hanka151

Nie oderwiesz się od lektury

kiedy wychodzi nowa książka Karoliny wiem że przepadam, tak było i tym razem!
52
Beatatobolska

Nie oderwiesz się od lektury

Kolejna książka Karoliny Wójciak która nie pozwala się od niej oderwać . Już czekam na kolejna .
41
Gizmo2973

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
20
Gorzata77

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle w przypadku książek Karoliny Wójciak : - wciągająca od samego początku - zaskakująca - dająca czytelnikowi pewien niepokój, przemyślenia jak i cenne lekcje Polecam. To był dobrze spędzony czas.
10

Popularność




Tym razem byłam pewna, że wiem wszystko. Znów dałam się nabrać! Wydaje mi się, że prędzej Ziemia przestanie się kręcić, niż Karolina Wójciak przestanie szokować i zaskakiwać. „Apka” to dowód na tę teorię.

Marta Sarnecka

bookholiczka_poleca

Uważaj, kogo wpuszczasz do swojego życia. Jeden nieprzemyślany ruch może sprawić, że stracisz wszystko, na co pracowałeś, a jedna aplikacja może doprowadzić do tragedii…

Karolina Wójciak po raz kolejny zaskakuje, przygotujcie się na niespotykane emocje!

Ćwiertka Joanna

panda_zksiazka_

Nieodkładalna, przerażająco prawdziwa, brutalnie obnażająca przywary dzisiejszych czasów – taka właśnie jest najnowsza książka Karoliny Wójciak! Ta ­historia sprawi, że inaczej spojrzycie na wirtualną rzeczywistość… Pamiętaj, że każdy Twój ruch w internecie pozostawia ślad, a jedna nieprzemyślana decyzja może doprowadzić do tragedii…

Agnieszka Bendkowska

__pinklife

Siadam wygodnie i wiem, czego się spodziewać. Książka Karoliny Wójciak wprowadzi mnie w stan osłupienia, spowoduje opad szczęki, będę skołowana. Poważnie? Można się na to przygotować? Chyba jednak nie! W „Apce” nic nie jest możliwe do przewidzenia. Maks jest bohaterem, który obudził we mnie wulkan emocji. Obiecuję, uczucia będą wrzały jak gorąca lawa!

Katarzyna Zienkiewicz

kachna.books.quality

„Apka” to historia budząca kontrowersje, bulwersująca, łamiąca tematy tabu, pokazująca współczesny świat w bardzo prawdziwy, choć brutalny sposób. Ta opowieść zmusi Was do przemyślenia i zastanowienia się nad życiem i jego wartościami. Książkowy kac po lekturze gwarantowany…

Agnieszka Rybska

agnieszka.rybska

Karolina Wójciak po raz kolejny tworzy niezwykłą historię, której realizm przeraża. Po mistrzowsku obnaża nasze najgorsze cechy, nie bojąc się przy tym tematów tabu. Lekkość i styl jej pióra zadziwiają, dając czytelnikowi możliwość przeżywania ogromnego wachlarza emocji. Panie i Panowie, Karolina Wójciak ponownie wręcza nam swoją wizytówkę, a ta jest zwyczajnie zachwycająca…

Adam Matyjaszczyk

zaczytany.tata

Po raz kolejny poczułam się rzucona na głęboką wodę! Karolina Wójciak nie potrafi inaczej – zaczyna powoli i niczego nieświadomy czytelnik musi nagle szybko łapać oddech! Tak właśnie poczujecie się, czytając „Apkę” – będziecie zszokowani, wystraszeni i przerażeni, a momentami skołowani! Ta książka zmusi Was do przemyśleń – i bardzo dobrze, bo właśnie o to w książkach chodzi!

Agnieszka Jarosławska

ruda_czyta

„Apka” to idealny przedstawiciel stylu literackiego, który reprezentuje Wójciak, czyli nieokreślony miks gatunkowy. Książka porusza bieżące, kontrowersyjne tematy, o których rozmawia się w sposób dynamiczny albo wcale.

Karolina w swojej historii wykreowała perfekcyjne osobowości, którymi nie tylko bawi się jak dziecko w Simsach, ale również czytelnikiem manipuluje niczym marionetką.

Zarwana noc, bigos w głowie i godziny refleksji po – to wszystko mamy zagwarantowane, biorąc (jakąkolwiek) powieść Karoliny Wójciak do ręki.

Petarda! Polecam.

Aneta Marciniak

amatorka_ksiazek

Jak zwykle, prócz dobrej zabawy, autorka zaserwowała nam lekcję życia. Internet to niebezpieczne miejsce i czasem nie zdajemy sobie sprawy, ile błędów możemy popełnić, wchodząc choćby na Instagrama. Bohaterowie „Apki” też sobie nie zdawali z tego sprawy. Kosztowało ich to niewyobrażalnie dużo. Książkę tę warto przeczytać choćby dlatego, żeby przemyśleć nasze podejście do mediów społecznościowych. Świetna rozrywka i ważne przesłanie to już znak rozpoznawczy Wójciak.

Katarzyna Ziembicka

aellirenn

To jest soczysta literatura, wdzierająca się głęboko pod skórę. Słowa tutaj płyną jak kroplówka – dożylnie, bezpośrednio. Uwaga! Czytajcie książki Karoliny Wójciak. Nie ma w Polsce drugiej autorki piszącej w ten sposób!

Joanna Hilińska

lapie_za_slowa

APKA

KAROLINA

WÓJCIAK

APKA

North Vancouver 2022

Korekta: Katarzyna Wróbel

Projekt okładki: Karolina Wójciak

Zdjęcie z okładki: canva.com

Konwersja do epub/mobi: Mateusz Cichosz | Poskładane Studio DTP

Copyright © by Karolina Wójciak, 2022

North Vancouver, styczeń 2022

All rights reserved.

ISBN: 978-83-958588-8-8

Mikołajowi Goślińskiemu z Rozalina

Pędziłem trasą w nadziei, że dojadę na czas. Wyciągnąłem z kieszeni telefon, którego odblokowany ekran oświetlił moją twarz i samochód od środka. Nie zastanawiałem się, jaki mandat dostałbym, gdyby mnie teraz zatrzymali. To się w tym momencie zupełnie nie liczyło.

Wybrałem numer 112. Bip. Bip. Mimo dwóch sygnałów, które zdążyły wybrzmieć, zdawało mi się, że czekałem wieczność, i zakląłem w tej samej chwili, w której zgłosiła się dyspozytorka. Nabrałem powietrza, by zacząć mówić, ale w tym momencie zobaczyłem postać na moście – stojącą po niewłaściwej stronie barierki. Brak oświetlenia od spodu mostu uniemożliwiał mi rozpoznanie choćby płci osoby, która zdecydowała się dzisiaj zakończyć swoje życie. Mógł to być zarówno mężczyzna, jak i kobieta. Ktoś młody albo ktoś stary. Ktoś, kto płacze i rozpacza, albo ktoś skupiony i pewny siebie, a raczej pogodzony z decyzją, którą podjął.

Zaledwie sekundę zastanawiałem się, jak to jest stać po drugiej stronie barierki i patrzeć w dół, na pędzące auta. Zanim cokolwiek zdążyłem zrobić, zobaczyłem, jak dla tej osoby życie przestało mieć znaczenie, ponieważ nagle puściła barierkę i poleciała błyskawicznie w dół. Mimo szybkiego tempa wydarzeń, gdy spadała, wydawało mi się, że rozpoznałem bluzę.

– Halo! – krzyknęła do słuchawki kobieta, zgrywając się z dźwiękiem ciała uderzającego w maskę samochodu poniżej mostu.

Kierowca w srebrnej hondzie nie widział skoczka, więc nawet nie hamował. Kiedy spadło na niego ciało, stracił panowanie nad kierownicą, zjechał na pas obok i uderzył w samochód jadący na lewo od niego, by na końcu zrobić obrót i zatrzymać się na bandzie. W trakcie obrotu auta ciało spadło na asfalt. Jeśli samobójca nie zginął od uderzenia w maskę, z pewnością stracił życie na skutek tego, co stało się z nim potem.

– Halo! To jakiś żart?

– Chciałem zgłosić – odezwałem się, czując suchość w gardle – skok samobójczy. Właśnie skoczył… z mostu… na samochód… a potem przejechał po nim kolejny… a potem się zderzyły… chyba trzy auta… może cztery… ja…

Nie dokończyłem, ponieważ dojechałem na tyle blisko, by rozpoznać to, co zostało z ciała.

Miesiąc wcześniej…

Leon

like * share * follow

Grałem w WarZone. A w zasadzie graliśmy jako drużyna – dwóch moich kumpli ze szkoły i ja. Co jakiś czas krzyczeliśmy do komputerów, rzucając przekleństwa, jakby od tego zależało nasze życie. Bywały dni, kiedy moja matka wchodziła do mojego pokoju i albo mnie uciszała, albo pytała, dlaczego aż tak bluźnię. Powody były dwa: emocje, trudne do opanowania w tej grze, i naśladownictwo. Skoro wszyscy tak mówili, to ja też musiałem. Leciały więc chuje, głupki, debile, skurwysyny, a czasem i inne obraźliwe określenia, ale nikt się na nie nie obrażał.

– Ej, Leon – zagadał przez mikrofon Wojtek – weź zerknij na storkę Sandry.

Dosłownie godzinę temu wróciłem z wyjścia. Umówiliśmy się w centrum handlowym, gdzie zjedliśmy jakieś żarcie na wynos, a potem przeszliśmy alejkami wśród sklepów, jakby to był park czy muzeum. Na koniec próbowałem ją pocałować, ale zrobiła unik. Umówiła się ze mną, ponieważ nalegałem. Skakałem koło niej już jakiś czas, zabiegając o jej względy, a to – zwłaszcza w obliczu obserwującej nas publiczności – laski lubiły. Potem jednak, gdy już zostaliśmy sami, w ogóle nam się nie ­kleiło. To spotkanie można było nazwać porażką. Wiedziałem wtedy, że nic z tego nie będzie. Umówiła się ze mną, ponieważ nalegałem, skakałem koło niej już jakiś czas, zabiegając o jej względy – a to, zwłaszcza przy patrzącej na nas publiczności, laski lubiły. Potem jednak, gdy już zostaliśmy sami, w ogóle nam się nie kleiło.

– No co tam nagadała? – zapytałem nieporuszony. – Pierdoli, jak to się męczyła ze mną? Bo ja z nią męczyłem się równie mocno.

– Musisz zobaczyć.

– Nie teraz. – Klikałem po mapie, wybierając miejsce na desant. – Pamiętajcie, że macie niezliczoną liczbę spadochronów, więc…

– Leon! Baranie! – warknął Wojtek. – Zobacz jej storkę!

– A nie możemy później?

– Kurwa, debil jesteś czy co? Zobacz, bo jedzie po tobie na maksa. Napierdala się z ciebie.

Zdjąłem słuchawki, chwyciłem telefon i odpaliłem Instagram. Kółeczko ze zdjęciem Sandry podświetlone było na czerwono, co sugerowało, że wrzuciła na Stories jakieś nagranie lub zdjęcie. Skoro Wojtek mówił, że się ze mnie napierdala, to pewnie gada do telefonu jak pierdolnięta o tym, że nam randka nie wyszła, zwalając na mnie winę za niepowodzenie.

Kliknąłem jej buźkę, a po chwili zobaczyłem jej twarz. Jeszcze w domu. Uśmiechnięta trzymała telefon pod odpowiednim kątem, żeby jej gęba wyglądała na szczuplejszą. Nałożyła też jakiś filtr, bo oczy miała nieproporcjonalnie duże, a kształt twarzy bardziej trójkątny. Niemniej jednak jej uroda sprawiała, że patrzyło się na nią z zachwytem. Naprawdę była ładną dziewczyną. Taką, o którą bije się kilku gości. Nie należała do puszczalskich, wręcz przeciwnie – trzymała chłopaków na dystans. Spodziewałem się, że będzie przez to sztywna, jeszcze zanim wyszliśmy, co potem cały ten wypad potwierdził.

Nie uśmiechała się do ekranu. Patrzyła prosto w kamerę, a potem zaczęła nawijać:

„Kochani, dzisiaj pokażę wam, jak to jest być przegranym. Wiem, wiem, że nie wypada tak o kimś mówić, ale tego chłopaka mi po prostu żal. Ma na imię Leon i jesteśmy razem w jednej klasie. Od dawna nie daje mi spokoju. Chodzi za mną, uważając, że powinniśmy być razem. Tłumaczyłam mu wiele razy, że nic z tego nie będzie i że my do siebie po prostu nie pasujemy”.

Po tych słowach wykrzywiła usta w podkowę, jakby chciała wyrazić smutek. Zerknąłem na liczbę okienek. Instagram pozwalał na dodanie maksymalnie stu, a jej albo były blisko takiej liczby albo ją już osiągnęła. Czekało mnie dobre pół godziny materiału, jeśli nie więcej. Wziąłem oddech, przygotowany na dalsze pierdolenie. Do tej pory nie powiedziała nic, co by mnie raziło.

„Jestem typem kobiety, która ma ogromne pokłady cierpliwości, ale ten chłopak przeszedł sam siebie. Zostańcie ze mną, a zobaczycie sami”.

Następne ujęcie pokazywało mnie, jak podjeżdżam samochodem pod jej dom, a Sandra komentuje:

„Leon to taki typ chłopaka, który wszystko dostał od bogatych starych. Ma ekstrawóz i myśli, że to wystarczy, żeby zaliczyć. W każdej dziewczynie widzi tylko dziurę, w którą musi wsadzić, a to boli”.

Zmarszczyłem brwi, bo to nie była prawda. Owszem, zdarzały mi się jednorazowe numery gdzieś na imprezach czy nawet w aucie, ale zawsze wyglądało to tak, że oboje tego chcieliśmy, a jeśli dziewczyna nie miała ochoty, nie naciskałem. Nie patrzyłem na nie jak na dziury. Może nie interesowały mnie ich poglądy ani pasje, ale też nie zachowywałem się jak jakiś zboczeniec, niemogący obejść się bez seksu, który obłapia, namawia czy naciska groźbami. Co więcej, z Sandrą liczyłem na związek, w który zaangażowałbym się w stu procentach. Właśnie do tego stopnia, by pytać o jej pasje i o to, co lubi, aby potem sprawiać jej radość dzięki temu, jak dobrze ją poznałem.

„Poczekajcie, aż wysiądzie. Ma na sobie ciuchy najlepszych marek, ma zegarek wart kilka tysięcy. Jego stary pracuje w nieruchomościach i sprzedaje ludziom domy za setki tysięcy złotych, traktuje te rzeczy tak, jakby wcale nie kosztowały fortuny. Leon, widząc podejście ojca, zachowuje się tak samo: nie ma szacunku do przedmiotów ani do ludzi. Pewnie wyniósł to z domu. Matka ma własną kancelarię prawną, w której zatrudnia najlepszych prawników, by żerować na rozwodzących się parach i niszczyć rodziny jak buldożer. U nich kasa leje się takim strumieniem jak woda w kiblu. Czy żyjąc w takim domu i wśród takich wartości, podawanych jako dobre, Leon może patrzeć normalnie na świat? Jemu się wydaje, że wszystko mu się należy, a ktoś taki jak ja to kolejna rzecz, po którą się sięga. I żeby nie było, że nie mam racji: kiedy umawiał się z moją koleżanką, poprosił ją, by włożyła stringi”.

Znów się skrzywiłem, bo ta akcja nie do końca wyglądała tak, jak ona ją przedstawiała. Owszem, zażartowałem o stringach, ponieważ sama mnie zapytała o preferencje. Skoro ona pozwoliła sobie na takie prymitywne odzywki, nie pozostałem dłużny. Na pewno nie wysłałbym lasce wiadomości z prośbą o założenie stringów, gdybym wiedział, że poczuje się urażona takim tekstem. Sandra mijała się w swojej relacji z prawdą, ale nie na tyle, by mnie wkurwić. Zabrałem palec z ekranu – do tej pory trzymałem go, starając się przetworzyć jej słowa. Na kolejnym nagraniu matka Sandry zawołała ją na dół z prośbą, żeby do mnie zeszła.

„Jestem umówiona z koleżankami, którym przekazuję swoje hasło na insta, i one będą pokazywać naszą całą randkę, dzięki czemu będziecie mieli okazję zobaczyć na żywo, bez wycinania scen, kim jest Leon”.

W tym momencie zakląłem. Wysłałem jej szybko wiadomość w odpowiedzi na jej stories.

Jeszcze wszystkiego nie obejrzałem, ale masz to usunąć.

Sorry, ale nie.

Jeśli tego nie usuniesz, idę do matki, żeby pociągnęła cię do odpowiedzialności za nagrywanie bez uprzedzenia. Na to jest paragraf.

Nie ja cię nagrywałam, hasło dałam kilku osobom, ale która to zrobiła, to nie wiem. Bye!

Zaraz potem zablokowała mnie tak, że nie mogłem wysłać do niej wiadomości. Zerknąłem na jej konto. Liczba obserwatorów rosła z minuty na minutę. Przecierałem oczy ze zdumienia. W tych stories musiało być coś, do czego ludzie ciągnęli jak muchy do gówna.

„Zostańcie ze mną, a ja idę do Leona”.

Kolejna relacja pokazywała nas jadących do centrum handlowego. Jechałem zygzakiem, szpanując możliwościami samochodu. Tak, przyznaję, chciałem zrobić na niej dobre wrażenie. Wydawało mi się, że ją rozbawię i dzięki temu rozładuję wyczuwalne napięcie – teraz już wiem, że wynikało ono ze świadomości nagrywania, a nie ze stresu. Musiała pokazać siebie jako „ach” i „och” niewiniątko, żebym ja przy niej wyszedł na debila. Pierwsze kilka sekund potwierdzało, że właśnie tak się stało, bo laski, które mnie nagrywały, komentowały, jakim świrem jestem, pędząc przez miasto jak szalony. Nagrały nawet moment, kiedy zatrąbiłem na pieszego, który wszedł na pasy na czerwonym świetle. Skomentowały to jednym słowem: kulturka. Zacisnąłem zęby, rozumiejąc, dokąd zmierza Sandra ze swoim przekazem. Postanowiła, że zawalczy moim kosztem o tytuł miss popularności. Zrobi ze mnie gbura i chama, pokazując, jak broni kobiety przed takimi jak ja. W sumie sam sobie pomogłem swoim zachowaniem, ale nie sądziłem, że będą mnie nagrywać. Wydawało mi się, że moją jedyną publicznością jest ona, a nie cały świat, podłączony do Instagrama.

Na parkingu centrum handlowego ukradłem gościowi miejsce. Jechał zdezelowaną skodą i migał, wskazując, że chce zająć jedyną miejscówkę na tym poziomie, ale ja go ubiegłem i wskoczyłem na jego miejsce. Gość zaczął krzyczeć, wystawiając głowę przez okno, a ja mu powiedziałem, że trzeba mieć refleks i jak mu skorupa jeździ za wolno, niech weźmie kredyt do końca życia i kupi sobie cinquecento. Ten żart był tak niskich lotów, że sam przewróciłem oczami, słysząc te słowa. Co więcej, laski na stories Sandry zrobiły napisy, tak żeby nikomu nie umknęło moje przyziemne ironizowanie wobec tego gościa w skodzie. Następnie wyciągnąłem rękę do Sandry, chwyciłem ją i pociągnąłem do wejścia. Ona odwróciła się do odprowadzającego nas wzrokiem mężczyzny i bezgłośnie wypowiedziała słowo „przepraszam”. Kurwa, miała rację. Wpisałem się idealnie w typ nadzianego dupka, któremu wydaje się, że do niego świat należy. A ja to zrobiłem dla niej. Chciałem uchodzić za macho, twardziela, o którym wszystkie marzą. W każdym filmie, jaki nam teraz serwują zarówno na Netfliksie, jak i w kinach, a także w każdej książce sprzedającej się jako bestseller jest teraz męski bohater, który pomiata kobietami, ma do nich opryskliwy stosunek i traktuje ludzi jak śmieci, a one się w nim zakochują, ponieważ tylko dla nich jest słodki i dobry. Kobiety zachwyca taki typ faceta, pokazują nam przez filmy i książki, jakich mężczyzn pragną, więc kiedy dostają dokładnie to, o co prosiły, powinny się cieszyć, prawda? Przecież właśnie to jej zaserwowałem, dlaczego więc, u licha, tak źle mi poszło?

W food court usiedliśmy przy stoliku oddalonym od reszty, co mnie teraz bardzo ucieszyło, bo dzięki temu nie usłyszały naszej rozmowy, która też poszła tak sobie. Dla kogoś patrzącego na nas mogłem, po raz kolejny, sprawiać wrażenie gbura. Oparłem nogę o krzesło obok, przewieszając się przez oparcie tak, jakby mi wcale nie zależało na dziewczynie. Znów mowa ciała sprzeczna z zamiarami, jakie miałem wobec Sandry. Gdyby tak dobrze się przyjrzeć nam, siedzącym obok siebie, można by zauważyć, ile stresu mnie to kosztowało i jak dużo wysiłku wkładałem, żeby wyglądać na wyluzowanego. Ona mi się naprawdę podobała, naprawdę mnie zauroczyła, ale cała ta sytuacja wyglądała koszmarnie. Właśnie tak, jakbym chciał ją zaliczyć i irytował się, jak dużo czasu muszę poświęcić, by w końcu dobrać jej się do majtek.

– Co lubisz? – zapytałem wyraźnie.

Cofnąłem raz jeszcze storkę, zbliżając nos do ekranu. Dlaczego tak dobrze było mnie słychać? Przecież ktoś, kto nas nagrywał, znajdował się tak daleko. Poza tym ten ktoś nagrywał nas z innego telefonu, bo jej leżał na stole. Zanim odpowiedziała, popchnęła go lekko w moją stronę, a mnie oświeciło, że nagrywała mnie przez telefon albo pozostawała z koleżanką na linii. Tak mnie zauroczyła, tak mnie oszołomiła, że nawet tego nie zauważyłem. Stałem się ślepy na wszystkie znaki ostrzegawcze, kiedy patrzyłem na nią jak ciele na malowane wrota.

– Lubię prostotę – odpowiedziała Sandra. – Wszystko, co przychodzi człowiekowi naturalnie. Małe rzeczy, które mają znaczenie, bo w nich jest wzór na szczęście.

– No bez kitu, Libera cytujesz? – wyśmiałem ją.

– Jeśli tekst jest trafny, nie ma znaczenia, czy wyszedł z ust rapera, prezydenta, czy zakonnicy. Nie uważasz?

– Nie umiesz własnymi słowami powiedzieć, o co ci chodzi?

Wypuściłem powietrze, słysząc to pytanie, ponieważ miało być zadziorną prowokacją do dyskusji, a zabrzmiało, jak gdybym chciał ją obrazić. Nagrywająca nas koleżanka od razu wypaliła: „w ryj powinna mu dać”. A druga dodała: „chlusnąć tym tanim napojem z maszyny”. Na tym ich kąśliwe komentarze się nie zakończyły. Nie omieszkały dodać, ile kosztuje mnie randka i ile chcę za to dostać. Przeliczały posiłek z knajpy na seks oralny i waginalny, rzucając ceny tak, jakby je dobrze znały.

– Umiem, ale czasami fajnie jest dodać czyjeś. Dla urozmaicenia.

– Dla pokazania, że go znasz?

– Ty też znasz, skoro wyłapałeś, kogo zacytowałam. – Posłała mi wtedy uśmiech, który ja odebrałem jako dobry sygnał.

Chciałem dotknąć jej dłoni, ale cofnęła się, opierając się na krześle, i schowała ją pod stół.

– Chcesz jechać potem do mnie?

– Do ciebie? – Znów kuszący uśmiech. – W jakim celu?

– A w jakim byś chciała? – kontynuowałem, ponownie niewłaściwie rozumiejąc wysyłane przez nią sygnały.

– To przecież ty zapraszasz – odparła kontrą.

– Możemy coś obejrzeć.

– A co?

– W telewizji albo mogę pokazać ci coś na żywo.

I znów żart, który teraz brzmiał tak, jakbym w piątym zdaniu na randce sugerował seks. Co w rzeczywistości było prawdą, ponieważ właśnie o to mi chodziło. Tyle że nie chciałem jej zabierać do łóżka. Po prostu bawiłem się słowami. Sądziłem, że była nastawiona na to samo, ale najwyraźniej się pomyliłem.

– Chcesz iść do łóżka? – zapytała wprost.

– A ty nie chcesz? Nie mów, że oszczędzasz się dla kogoś.

Zamknąłem Instagram. Każda kolejna odsłona stories pogrążała mnie jeszcze bardziej. Wiedziałem, czego się spodziewać, skoro teraz znałem powód, dla którego Sandra to nagrała. Miała rację.

Położyłem się na łóżku, zastanawiając się, co to dla mnie oznacza. Czy powinienem ją przeprosić, czy też nagrać coś u siebie? W sumie mógłbym przyznać się do stresu albo nawet odwrócić kota ogonem i zwalić na Sandrę winę, wyznając, jak ona wcześniej rozmawiała ze mną w taki sposób i prowokowała mnie, by potem wykorzystać moment i nagrać mnie w celu uczynienia ze mnie potwora. Ją zaś społeczność miała mianować obrończynią praw kobiet. Mógłbym użyć takich sformułowań jak „ustawka”, „manipulacja” czy „świadome wkręcanie kogoś w celu zdobycia popularności”.

Mimo niechęci znów odpaliłem Instagram. Przeskoczyłem kilka okienek, ponieważ wiedziałem, o czym rozmawialiśmy i jak z każdym zdaniem wbijałem sobie kolejny gwóźdź do trumny. Byłem gdzieś w połowie jej stories, kiedy zobaczyłem ten nasz pocałunek. Naparłem na nią, wsadziłem jej język w usta i trzymałem kurczowo, podczas gdy ona obiema dłońmi próbowała mnie od siebie odsunąć. Wyglądało to tak, jakbym wziął ją siłą. Już sam nie wiedziałem, jak to interpretować. Po raz kolejny wydawało mi się, że właśnie takiego faceta potrzebują kobiety, ale obserwując tę sytuację z boku i słysząc komentarze koleżanek, pytających siebie nawzajem, czy mają dzwonić na policję lub wkraczać do akcji, zwątpiłem we własne działanie. Kolejna odsłona stories pokazywała mnie, jak odjeżdżam spod jej domu, mrugając do niej awaryjnymi, a ona stoi na ganku i wyciera rękawem usta.

Gdy Sandra weszła do swojego pokoju, rozpoczęło się nowe nagranie. Tym razem nastąpiło zbliżenie na jej twarz. Zapłakaną twarz. Dziewczyna, dławiąc się łzami, mówiła do ekranu:

„Żadna kobieta nie chce być obiektem seksualnym. Żadna z nas nie chce być całowana siłą ani sprowadzana do ciała. Mam raptem osiemnaście lat i muszę przystawać na taki świat, bo po mojej stronie nikt nie stanie dlatego, że Leon ma wszystko, a ja nie mam nic. Moi rodzice nie mają majątku, mama jest pielęgniarką, a tato pracuje razem z mamą w tym samym szpitalu, wykonując zdjęcia RTG. Żadne z nich nie ma i nigdy nie będzie mieć statusu rodziców Leona. Dzisiaj życie pokazało mi, jak mogę zmienić swój los. Wystarczy rozłożyć nogi przed kimś takim jak ten bogaty bufon i udawać, że sama tego chcę… ale ja mówię nie! Nie! Nie zgadzam się w swoim imieniu i w imieniu każdej kobiety, która może coś znaczyć tylko dzięki pozycji chłopaka, z którym się spotyka. Wybaczcie mi, ale dłużej nie dam rady do was mówić, wytłumaczyć swojego postępowania i tego, co czuję. Tak, jestem potwornie zraniona i wstrząśnięta, ale to mogę powiedzieć tylko wam, bo takich jak Leon moje uczucia nie interesują. A gdy się o nich dowiedzą, użyją ich przeciwko mnie. Muszę się więc ogarnąć, poukładać to w głowie i przybrać maskę obojętnej na jutro, żeby pokazać w szkole, jak bardzo mnie to nie rusza, że po raz kolejny ktoś taki jak Leon wygrywa. Jestem pewna, że jego ziomale będą się ze mnie śmiać i wytykać mnie palcami, ale nie dam im satysfakcji, nie pozwolę sobie na więcej poniżania i ranienia mnie. Mam gdzieś, co będą mówić. Czas się postawić bogatym, pewnym siebie i żądnym seksu samcom. Inaczej nic się nie zmieni”.

Kolejna część jej stories zawierała screeny wiadomości, które otrzymywała. Dziękowała wylewnie za każdy popierający ją komentarz i, o dziwo, otrzymała takich mnóstwo. Zdarzały się nawet wpisy, w których ktoś prosił o moje dane, by mi się odpowiednio zrewanżować. Nazywali jej doświadczenia krzywdą, którą trzeba zgłosić na policję. Pocałunek okrzyknięto gwałtem, a mnie molestującym zboczeńcem. Z każdą kolejną storką otwierałem coraz szerzej oczy. Sandra zrobiła ze mnie potwora – a właściwie na takiego mnie wykreowała. Stałem się wrogiem numer jeden, a jej stories udostępniano z hasłami i rzecz jasna hasztagami: #stopPrzemocy, #stopMolestowaniu, #nieZnaczyNie i innymi tego rodzaju.

Złapałem się za głowę, ponieważ to poszło zdecydowanie za daleko. Widząc siebie samego na screenie z przezwiskami tak paskudnymi, jakbym ją co najmniej poćwiartował i pożarł żywcem, obleciał mnie strach przed tym, co stanie się dalej. Wróciłem do wiadomości. Chciałem napisać do Sandry ponownie, ale nie zdjęła blokady. Zauważyłem natomiast całą masę próśb o wysłanie mi wiadomości. Z dozą niepewności zacząłem je przeglądać. Okazało się, że większość z nich stanowiła oznaczenia mojego profilu jako gwałciciela z tekstami typu: „tak wygląda współczesny gwałciciel”. Chciałem je usuwać, ale po chwili okazało się, że Instagram zablokował moje konto. Poirytowany do granic możliwości założyłem kolejne, dzięki któremu zamierzałem walczyć jak Don Kichot z wiatrakami. Nie miałem siły przebicia, więc zacząłem jedynie obserwować własny hashtag, zdjęcia mnie z mojego profilu zarówno w aucie, w domu, na basenie, jak i w szkole. Każde stało się obiektem nienawiści. Hejt, jaki na mnie spadł, wprawił mnie w osłupienie, a zaraz potem zmiażdżył kompletnie. Nie rozumiałem ludzi, którzy na podstawie tych kilku storek zrobili ze mnie takiego wroga.

Wstałem z łóżka i usiadłem znów do komputera. Włożyłem słuchawki, czekając, aż chłopaki dokończą rundę.

– Hej – odezwałem się, gdy szykowali się na następną. – Widziałem, co ta suka wrzuciła online.

– Leon… – Głos Królikowskiego brzmiał dziwnie, a reszta zamilkła. Zwykle przekrzykują się, żartując w najlepsze, ale nie teraz. – Uważaj na słowa, bo jak to podchwyci jakaś fundacja czy ruch feministyczny albo inne babskie organizacje, to będziesz udupiony.

– W jaki, kurwa, sposób?

– Widziałeś nagrania?

– No tak, ale ja tam niczego nie zrobiłem poza pocałowaniem jej pod drzwiami.

– Teraz jest inaczej.

– Inaczej? – powtórzyłem za nim.

– Możemy grać? – odezwał się Wojtek. – Królik, nie pierdol, tylko zajmij się serwerem.

– Okej – rzucił Królikowski.

– Zaraz, chwila – syknąłem. – To będziecie udawać, że nie istnieję?

– Zamknij się, Leon – warknął na mnie Wojtek. – Chuj wie, kto tę rozmowę może usłyszeć, albo, nie daj Bóg, nagrać. Jak będziemy tu na nią napierdalać, to jeszcze my za to bekniemy, a to twoja sprawa.

– O czym ty pierdolisz?! – krzyknęłam do słuchawki. – Tu nie ma żadnego bekania. Nic–się–kurwa–nie–wydarzyło.

– To twoja wersja, a laska jest zapłakana i pisała do mojej siorki, że nie chce żyć, że zniszczyłeś tyle dziewczyn.

– What the fuck?! – wydarłem się znowu.

– Nie zdziw się, jeśli one wszystkie teraz zaczną płakać, jak to je molestowałeś, zmuszałeś do seksu i groziłeś im, że jak się nie puszczą, to weźmiesz je siłą.

– Czy ty całkiem ochujałeś?! – Złapałem się za głowę, nie mogąc uwierzyć w to, co słyszałem. – Królik?

– Ja się nie wtrącam. W twoim aucie było tyle panien, że wiesz…

– Nie, nie wiem…

– Każda może powiedzieć coś i masz przejebane. Skancelują cię.

Patrzyłem na grę, na ludzika z bronią, którym zawsze grałem, ale teraz nie mogłem uwierzyć z nierealność tej sytuacji.

– To co… – zacząłem, ale do pokoju wpadła matka.

Trzymając telefon w dłoni, podeszła do mnie i jednym szybkim ruchem ręki zrzuciła mi z uszu słuchawki. Wiedząc, że zaraz na mnie gruchnie, rozłączyłem się z serwerem i dla pewności wcisnąłem szybko guzik w kompie, aby się rozłączyć tak szybko, jak to możliwe, żeby moi kumple nie słyszeli opierdolu, jaki miałem zgarnąć.

– Patrz. – Pokazała mi telefon, w którym widniało nagranie.

Ktoś zadał sobie trud, by nagrać storki Sandry. Wybrał fragmenty, które przedstawiały mnie jako chuja do kwadratu. Nie musiałem wszystkiego oglądać, by wiedzieć, co jest dalej.

– Widziałem to. – Oddałem jej telefon.

– Masz mi coś do powiedzenia? – Założyła rękę na biodro.

Miała na sobie biurowe ciuchy: obcisłą spódnicę i białą bluzkę. Przez ten jej wygląd zawsze się jej bałem. Odbierałem ją jako surową kobietę – szefową dużej firmy. Słyszałem ją nieraz, jak krzyczała na pracowników. To był taki typ, który nie przebierał w słowach. Uzyskała w życiu wszystko, co tylko chciała, dzięki temu swojemu nastawieniu. Ona nigdy się nie wahała. Zawsze wiedziała, co zrobić, co powiedzieć i nawet kiedy potem, po czasie, ojciec zwracał jej uwagę, że zrobiła coś nie tak, nie brała tego do siebie. Nie peszyło jej to.

– Poza tym, że nie zrobiłem nic wbrew jej woli, a ona to rozdmuchała…

– Synu – weszła mi w słowo – nie słyszałeś o przypad­kach, w których dziewczyny zeznawały, że zostały zgwałcone, wsadzały chłopaka za kratki, a potem, po latach, jak nieszczęśnik nadal odsiadywał wyrok, przyznawały się, że wszystko zmyśliły, bo chciały się na nim odegrać?

– Chcesz powiedzieć, że ona mnie za to pozwie? – Otworzyłem usta z szoku.

Do tej pory nie wybiegałem myślami poza szkołę i grono naszych znajomych. Wydawało mi się, że będę miał przez chwilę przejebane w szkole, a potem wszystko wróci do normy. Nie przyszło mi do głowy, do czego w konsekwencji może doprowadzić ten hejt. Jeśli to przedostanie się szerzej do mediów i pokażą mnie w telewizji, to mam przegrane życie.

– A czemu nie? Może nas nawet o cały milion pozwać w celu zadośćuczynienia za szkody, jakie poniosła, a jeśli to odpowiednio rozdmucha, to jakiś prawnik zgodzi się ją reprezentować za darmo, żeby potem zgarnąć procent z odszkodowania, i jeszcze będzie się domagał jakiegoś publicznego przepraszania czy czegoś w tym stylu. Wszystko zależy od tego, jaką skalę to przybierze.

– Ale za jakie szkody? – Zerwałem się z miejsca.

– To lekcja dla ciebie na całe życie, że jeśli babka sama nie wyrazi na coś zgody, masz się trzymać z daleka. Ręce przy sobie!

– Przecież widziałaś materiał – broniłem się przed nią jak przed sędzią.

– Wiesz, co widzę? – Patrzyła mi prosto w oczy. – Idealny dowód na to, że można cię pogrążyć. Niech jeszcze doda, że tą dłonią, której nie widać, z prawej strony, dotykałeś jej miejsc intymnych, i mamy solidny powód, żebyś poniósł karę.

– Karę za domniemane molestowanie? – zapytałem, czując ogarniające mnie przerażenie. – Ja nic nie zrobiłem! – powtórzyłem po raz kolejny. – Nie dotykałem jej.

– Posłuchaj – podeszła jeszcze bliżej, by pociągnąć mnie w stronę łóżka, a kiedy przycisnęła mnie, żebym usiadł, zajęła miejsce obok. – Nie pozwolę, żeby cokolwiek ci się stało. Choć widziałam nagranie i wiem, jak to można pociągnąć, żeby narobić ci kłopotu, nie pozwolę, by do tego doszło. To nie pójdzie dalej do mediów. Jutro się ładnie ubierzemy, pojedziemy zaoferować im dwadzieścia pięć tysięcy. Jeśli nie przyjmą, podbijemy do pięćdziesięciu.

– A jak nie wezmą?

– To damy i sto – uśmiechnęła się do mnie. – Kwota nie gra roli, a kasa osłabia ludziom ich morale. To, co ich drażni teraz, po zobaczeniu gotówki staje się wręcz przyjemnością – tłumaczyła pewnie, ale ja nie do końca kupowałem taki łatwy dla nas finał tego show.

– A jeśli i stówy nie wezmą?

– To wtedy zaczniemy grać poniżej pasa – powiedziała tak, jakby doskonale wiedziała, jak to się robi. – Już teraz zapisz wszystkie jej zdjęcia i komentarze, te z Instagrama i te z fejsa. To, jak prowokuje ludzi, żeby ci grozili, jakimi wyzwiskami cię częstuje i co robią ludzie na jej polecenie. Jeśli będzie trzeba, zrobię z niej taką wywłokę, że ten twój pocałunek nie będzie wyglądał na branie jej siłą, lecz jak traktowanie jej lepiej niż to, na co naprawdę zasługuje.

Westchnąłem. Sandra nie należała do dziewczyn, które epatowały seksem, chłopakami czy ciałem. Owszem, ubierała się i malowała, podkreślając swoje walory, ale nie do tego stopnia, by nazywać ją wywłoką. Na jej insta nie było nic takiego, co mógłbym użyć przeciwko niej. Raczej zwykłe konto nastolatki z zadatkami na modelkę. Część jej zdjęć była artystyczna, trochę liryczna, co w ogóle nie pasowało do wizerunku wywłoki.

– Poza tym – dodała matka – już kazałam swojej asystentce udawać nastolatkę i nawiązać z nią kontakt na insta, by podpytać, jakie ma plany. Rozmawia z nią teraz, więc będziemy mieć info bezpośrednio od Sandry.

– To chore…

– Nie możesz mi mieć za złe…

– Nie o tym mówiłem – przerwałem jej. – Doceniam twoją pomoc i jestem naprawdę wdzięczny, że tak szybko na to wpadłaś i wzięłaś sprawy w swoje ręce. Chore jest to, że ktoś taki jak ja, kto jedynie pocałował laskę, musi się bronić, jakby dopuścił się gwałtu. Przecież niejeden ją całował. Każdemu urządza taką jazdę?

– Może nie każdy ma tyle co my. – Uniosła brwi, jakby chciała mnie tym sprowokować do podążenia jej tokiem myślenia. – No sam popatrz. Co jej da pogrążenie biednego? Nic. Z tobą ma szansę zarobić na szkołę albo coś, co jest jej potrzebne w życiu.

– Myślisz, że zaplanowała to, żeby się obłowić?

– A po co by cię nagrywała? Po co gadałaby o tobie przed randką, robiąc obserwatorom wprowadzenie niczym prolog w książce i mówiąc o naszym statusie materialnym? Wiedziała, co chce uzyskać, i to zrobiła. Zmanipulowała cię, a ty tańczyłeś, jak zagrała. To bezdyskusyjnie była przemyślana, zaplanowana i dobrze zorganizowana ustawka. Swoją drogą to też będzie nasz kontrargument. Jeśli oni będą chcieli nas pozwać, my też mamy powód.

– Ja jebię. – Złapałem się za głowę.

– Nic ci się nie stanie. – Matka dotknęła mojego ramienia. – Będą mieć dwa wyjścia: albo wybiorą hajs, czyli to, o co im się naprawdę rozchodzi, albo będziemy musieli zrobić z niej szmatę.

Maks

like * share * follow

Usiadłem przy biurku, żeby rozpocząć pracę. Jak zwykle sąsiedzi darli się na siebie, jakby mieli zamiar tym krzykiem zdmuchnąć drugą osobę z planety. Dziś akurat słyszałem tylko krzyki, ale często facet lał kobietę. W ciągu ostatnich kilku miesięcy proceder ten przybrał na sile. Miałem wrażenie, że z każdym upływającym tygodniem facet ma coraz większy problem z panowaniem nad sobą. Wziąłem więc szczotkę, która od iks czasu służyła mi jako narzędzie do uspokajania sąsiadów, a nie do zamiatania podłogi, chwyciłem ją dobrze za kij i zacząłem walić w ścianę. W miejscu, w które zawsze uderzałem, zrobiła się już dziura. Tynk sypał się, a ja, niczym maniak, starałem się walnąć w to samo miejsce, by nie robić większej szkody. Patrzyłem w to wgłębienie, zastanawiając się, jak by to było przewiercić się do nich na wylot, przyłożyć usta do dziury i drzeć się na nich, żeby się uspokoili.

Jakieś pół roku temu, chwilę po tym, jak się tu wprowadziłem, wezwałem z ich powodu policję. Nagadałem podczas zgłoszenia, że grożą sobie nawzajem śmiercią, a hałasy sugerują walkę, więc przyjechali bardzo szybko. Niestety ta interwencja nie wniosła nic poza tym, że przestali mi odpowiadać na moje „dzień dobry”. Skoro oni milczeli, to i ja mijałem ich, uciekając wzrokiem. Dziwnie czasem to wyglądało, gdy się spotykaliśmy w windzie i udawaliśmy, że nie istniejemy. Oni patrzyli gdzieś po światłach, ja na guziki, a kiedy nasze spojrzenia się skrzyżowały, odwracaliśmy się tak gwałtownie, że gdyby nie wąski szyb windy, bujałoby nią na boki. Gość nienawidził mnie za to wezwanie policji, ponieważ doskonale wiedział, kto na niego doniósł, a baba chyba po prostu się wstydziła. Zresztą nie wiem, jakie targały nią uczucia. Może już nic nie czuła. Gość pozbawił ją zdolności odczuwania po tym, jak nauczyła się znosić ból fizyczny.

– Za dwadzieścia minut masz conf calla z klientem ze Stanów – uprzedził mnie mój asystent.

Od kiedy wylądowałem na L4, pracowałem z domu. Codziennie od ósmej rano miałem stałe łącze ze swoim asystentem, więc od czasu do czasu albo on, albo ja odzywaliśmy się do siebie. Czasami nawet zapominałem, że miałem go na linii, na zoomie, i sobie pierdnąłem przy biurku. On wtedy odpowiadał: „na zdrowie”. Przez tę pracę z domu zacierała się granica prywatności i życia zawodowego. Pocieszałem się jednak, że jeszcze tylko dwa dni i wrócę do biura.

– Dzięki – rzuciłem do Natana. – A co byś powiedział na taką propozycję, że ty gadasz z klientem, podając się za mnie? W końcu to tylko rozmowa telefoniczna…

– Niestety nie – wypalił szybko. – To twoja robota.

– Zapłacę ci.

Starałem się go przekupić, by mnie wyręczył, ale też nie chciałem, żeby poważny klient słyszał, jak małżeństwo przez ścianę drze się na siebie z gównianego powodu. To wyglądałoby bardzo nieprofesjonalnie.

– Jeśli muszę to zrobić, to to zrobię, ale wiedz, że podawanie się za kogoś jest nielegalne. I wydając mi polecenie, które jest niezgodne…

– Nie kończ – wszedłem mu w słowo – można cię prosić.

Rozłączyłem się z nim, wiedząc, że to będzie ostatnia rozmowa na dzisiaj. Nic więcej nie będę od niego potrzebował. Zamiast wyciągnąć odpowiednie papiery, przygotować się do rozmowy z klientem o inwestycjach, otworzyłem stronę z ogłoszeniami mieszkań na wynajem. Wszystko jednak wyglądało jak za czasów PRL-u albo „ekskluziw wersja cygan”, na bogato. Zmieniłem na oferty sprzedaży. Patrzyłem na mieszkania, na bliźniaki na sprzedaż i zastanawiałem się, jakie mam kryteria. Pierwsze, które przyszło mi do głowy, to: normalni sąsiedzi, ale tego z ogłoszenia nie można było wywnioskować. Pomyślałem o penthousie, o czymś ekskluzywnym i luksusowym, gdzie takie mordę drące małżeństwo nie będzie miało wstępu. Niewiele myśląc, w pole wyszukiwania wpisałem to angielskie słowo. Wyniki, jakie otrzymałem, nie zadowalały mnie. Owszem, mieszkania wyglądały zjawiskowo, ale po co mi dwieście metrów kwadratowych? Jestem kawalerem, mieszkam sam ze szczotką na kiju i nie mam nikogo, z kim mógłbym dzielić choćby jeden z pięciu pokoi. Chciałem po prostu uciec z tego zapyziałego bloku w miejsce, które dodawałoby mi sił, a nie dołowało. Poirytowany chciałem zamknąć wyszukiwarkę, ale nagle dostrzegłem ten wynik. Ponad sto pięćdziesiąt metrów, ale całość stanowiła otwartą przestrzeń. Kuchnia, salon, prywatny basen z wyjściem z łazienki. Do tego nowe budownictwo, świetna lokalizacja. Zerknąłem na cenę. Skrzywiłem się, ale może z kredytem dałbym radę? Tak fajnie byłoby mieć własny basen. Mógłbym zaczynać dzień od porannego pływania, potem iść do biura, a wieczorem wypić lampkę wina, pokonując kilka długości chwilę później.

Sięgnąłem po telefon.

– Dzień dobry – zgłosił się niski męski głos. Jeden z tych, które z powodzeniem nadawały się do rozgłośni radiowych.

– Dzwonię w sprawie mieszkania.

– Którego?

– Ma pan w ofercie taki apartament z basenem na Smolnej – wyjaśniłem.

– Och… tak! – Facet ucieszył się na wieść, że ktoś interesuje się mieszkaniem za pięć baniek. – Czym mogę ­służyć?

– Chciałbym je obejrzeć.

– Jak najbardziej. Kiedy panu pasuje?

– Dziś?

– Hm… – zasmucił się głos. – Proszę mi dać chwilkę, bo mam na wieczór umówione oglądanie bliźniaka pod Warszawą, ale postaram się tamtych ludzi przesunąć z pół godzinki, żebym mógł z panem zobaczyć się, powiedzmy, o osiemnastej.

– Ale mi nie przeszkadza. Mogę nawet późnym wieczorem.

– Tak? – Znów usłyszałem radość. – To świetnie, to w takim razie o dwudziestej trzydzieści?

Potwierdziłem, odczuwając wzrastającą adrenalinę. Jeszcze nie kupiłem chaty, a czułem się tak, jakbym to właśnie zrobił. Na myśl o tym, że całe pół roku waliłem w ścianę, błagając o ciszę, a teraz miałbym tyle miejsca dla siebie i spokój, ogarniała mnie euforia.

Przygryzłem wargę, zastanawiając się, czy właściciel tego głosu nie zechciałby napić się ze mną wina. Wprawdzie chirurg mówił, żebym nie pił alkoholu przez tydzień, ale przecież zostały mi tylko dwa dni. Po pięciu dniach to prawie tak samo jak po siedmiu, czyż nie?

Rozmowa z klientem ciągnęła się całą wieczność, ale musiałem udawać zainteresowanie i zaangażowanie. Podekscytowanie na myśl o tym, w co mógłby zainwestować środki. Namawiałem go na różne opcje, ale tak naprawdę chciałem, by dał mi spokój. Żyłem już nadzieją na zmianę otoczenia, dlatego kiedy się rozłączyłem, na nowo poczułem radość. Włożyłem na siebie najlepszej klasy garnitur, wsiadłem w taksówkę i pojechałem pod wyznaczony adres. Tam czekał na mnie mężczyzna w średnim wieku. Dużo starszy, niż sądziłem, słysząc go przez telefon. Mimo to bardzo elegancki i sprawiający wrażenie gentlemana. Siwe włosy na bokach dodawały mu uroku, kontrastując z resztą kruczoczarnych. Zerknąłem na jego posturę. Ani grama tłuszczu. Wysportowany, dobrze wyglądający ­człowiek.

– Maks – przedstawiłem się.

– Andrzej. – Podał mi rękę.

Błysnął mi wielki złoty sygnet na małym palcu, co jasno wskazywało, że ten człowiek miał kasę i otaczał się luksusem.

– Idziemy? – Skinął głową na budynek, a potem zaczął opowiadać o ochronie, konstrukcji, wartości mieszkania, osiedla i wszystkiego dookoła.

Śledziłem bacznie każdy jego ruch. Wpatrywałem się w idealnie białe zęby, w uśmiech tak kuszący i zmysłowy, że kupiłbym od niego wszystko. Ten człowiek czarował nie tylko miejscem, ale i sobą.

– Co pana tutaj sprowadza? – zaczął.

– A czy możemy zwracać się do siebie po imieniu? – zaproponowałem. – Jestem wprawdzie młodszy i nie wypada mi tego proponować…

– Ależ skąd – uśmiechnął się. – Jestem młody duchem. Wmawiam sobie, że nadal mam dwadzieścia lat.

– I to czuć – dodałem szybko. – Widać, że młodość cię lubi.

Zaśmiał się.

– To chirurg – wyjaśnił nadal rozbawiony.

– Ooo – uśmiechnąłem się. – Nos?

– Nos, kości policzkowe, kości żuchwy.

– Pięć dni temu zrobiłem brzuch – pochwaliłem się.

– U kogo?

I tak właśnie zaczęliśmy rozmawiać o operacjach plastycznych. Kto jest dobry, kto partoli, kogo warto unikać, a z kogo można się pośmiać. Jechaliśmy windą na górę, ale żaden z nas nie poruszał tematu mieszkania. Bawiliśmy się w najlepsze, krytykując gwiazdy, których operacje oszpeciły. Nasza wymiana zdań zaczynała się od typowego „a słyszałeś o tym, jak…”. Później był jakiś skandal, jakaś operacja z cyckami, na skutek której oba sutki znalazły się pod pachami.

Gawędziliśmy w ten sposób, aż winda zatrzymała się na poziomie mieszkania. Musiałem nawet ukryć lekki opad szczęki, kiedy znalazłem się w środku. Zdjęcia nie oddawały uroku tego mieszkania. Wszystko mi się tu podobało. Wykończenia, kolory, szerokość korytarza. Nawet osadzenie okien od sufitu do podłogi, co sprawiało, że całe wnętrze aż błyszczało od światła.

– Moja żona – zaczął – zrobiła piersi, ale nie jest zadowolona. Mówi, że za dużo włożyła.

– A ile? – udałem zainteresowanego, czując zawód, że gość miał żonę.

Jak mogłem nie rozpoznać, że jest hetero?

– Sześćset.

– To za dużo – przyznałem.

Weszliśmy do sypialni. Zdjęcia w ogłoszeniu nie oddawały właściwie metrażu tego miejsca, które wcale nie wyglądało na zbyt duże, a wręcz przeciwnie – jakby zostało stworzone dla mnie. Widziałem siebie rozciągniętego na łóżku, potem na szezlongu.

– Szukasz czegoś dla siebie tylko czy… – urwał, nie wiedząc, jak dokończyć zdanie.

– Jestem singlem – wyjaśniłem. – Trudno znaleźć kogoś odpowiedniego.

– No tak.

– Ostatnio byłem w takim związku, że każdy z nas oszukiwał. Jak on wyjeżdżał w delegację, to ja kogoś sprowadzałem. Tak samo się działo, kiedy nie było mnie. Do tego stopnia się zakręciliśmy, że przyprowadziłem do domu gościa, który rozejrzał się i rzucił, że już tutaj był, tylko z kimś innym, z innym facetem – dodałem. – To w tamtym właśnie momencie zdałem sobie sprawę, że to nie jest szczęście ani związek, jaki chciałem ­tworzyć.

Po minie Andrzeja widziałem, że powiedziałem za dużo. Nie pytał o to. Pewnie wolałby usłyszeć, jak to jest gdzieś tam w moim życiu kobietą, z którą planuję starość, a nie o moim seksie z przypadkowo poznanymi kolesiami.

– Tędy do basenu. – Pokazał na drzwi.

Przestraszyłem go, ale to nic. Zaraz powróci ta lekkość rozmowy. Muszę tylko przestać mówić o swoich związkach i o tym, co nas różni.

Gdy tylko zobaczyłem szklaną podłogę basenu, otworzyłem szeroko usta. Mieszkanie znajdowało się na dwóch piętrach. Mogłem z basenu widzieć taras na dole, ale nikt inny nie widział mnie. Co za cudowne rozwiązanie!

– Zakochałem się – rzuciłem od razu. – To jest…

– Zajebiste? – odgadł Andrzej.

– Gdzie mam podpisać?

– Ty serio?

– Serio!

– Znasz koszt?

– No tak. Pięć baniek.

– I nic nie będziesz targować?

– A mogę?

– Możesz.

– To ile proponujesz?

Zaśmiał się.

– Ja nic z tego nie będę miał. Wręcz przeciwnie, za mniejszą kwotę sprzedaży dostanę niższe wynagrodzenie.

– To zróbmy tak – podszedłem do niego bliżej, wchodząc w jego prywatną strefę – połowę tego, co wytargujesz dla mnie u sprzedającego, dostajesz ty plus zapraszam na obiad albo kolację.

– Umowa stoi. – Wyciągnął do mnie dłoń.

Chciałem go do siebie przyciągnąć, ponieważ to, jak działał na mnie ten facet, nie mieściło się w głowie. Czyniłem jednak wszystko, żeby traktować go z szacunkiem. Twierdził, że nie jest gejem, więc walczyłem sam ze sobą, by nie pozwolić tej mojej szalonej stronie dojść do głosu i sprawdzić, czy to, co mówi, pokrywa się z tym, jaki jest naprawdę.

– Umowa! – Uścisnąłem jego dłoń.

Trzymaliśmy się za ręce, długo patrząc sobie w oczy. Mógłbym przysiąc, że ten facet też coś do mnie czuł. Może nie był tego świadomy? Może zaprzeczał z obawy przed tym, jakie życie wybrał? A może dopiero teraz zdał sobie sprawę, że kręcą go też faceci?

Sandra

like * share * follow

Dostałam całą masę wiadomości. Nie spodziewałam się takiego odzewu ani ze strony dorosłych kobiet, ani młodzieży. Nie tylko z naszej szkoły, ale też z innych. Wiele dziewczyn pisało do mnie o swoich doświadczeniach. O tym, jak ich ciała stanowiły swego rodzaju towar, po który sięga się jak po puszkę coli na półce w sklepie. Odpisywałam do późnych godzin nocnych, starając się, żeby żadna z osób, które zdecydowały się na kontakt, nie została pominięta. Sekrety, jakie wyciągały przede mną na światło dzienne, sprawiały, że chciałam dzwonić na policję. Nawet nie przypuszczałam, jak wiele dziewczyn było ofiarami i jak wiele z nich udawało, że nic się nie stało. Jakimś cudem ten mój apel dotarł do nich i dodał im odwagi. Moje otwarcie się na świat miało pozytywny wpływ na skrzywdzone dziewczyny i kobiety. Dawało nadzieję, że COŚ da się z tym zrobić. Jeszcze nie wiedziałam co. Sprawa była zbyt świeża, a emocje nie pozwalały mi ocenić jej inaczej niż przez pryzmat przeżywania na nowo całej tej nieszczęsnej randki, co w rezultacie kończyło się łzami.

Nie miałam na celu pogrążania Leona w taki sposób, jak to się stało. Wydawało mi się, że schematyczność jego zachowania da mi pewien materiał, potwierdzenie tego, jakim jest typem i jak traktuje kobiety, ale nie przewidziałam takiego finału. Kiedy przyszła do mnie Laura i przyznała się do tego, jak zadurzyła się w Leonie, jak ją wyciągnął z imprezy do samochodu, zaliczył na tylnej kanapie, dbając o to, aby nie ubrudzili tapicerki, a potem mijał ją na korytarzu bez słowa, coś się we mnie zmieniło. Podczas gdy ona płakała, on zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Nawet na nią nie patrzył, a potem przyszedł do mnie i zaprosił mnie na wyjście – a w domyśle na powtórkę tego, co dostał wcześniej od Laury. Byłyśmy dla niego jak osiągnięcia w grze, które musi odblokować, żeby zdobyć uznanie innych graczy. Miałam wrażenie, że Leon stanowił swego rodzaju przykład człowieka, któremu życie w realu miesza się z tym wirtualnym.

Ustaliłyśmy razem z koleżankami, że zgodzę się na wyjście po to, by dać mu nauczkę. Przygotujemy się do tej randki, a potem pokażemy go światu tak, by w końcu coś do niego dotarło. To miała być kara dla niego, ale z publicznością w postaci ludzi ze szkoły, a nie całego świata. Teraz, kiedy powstał hashtag #ukaraćLeona, nie mogłam uwierzyć, że w ciągu tak krótkiego czasu powstał z tego ruch. Jakaś społeczna akcja mająca powstrzymać takich jak Leon przed krzywdzeniem kolejnych kobiet.

Bałam się internetu i ludzi z Instagrama. Ich odważne komentarze, prośby, bym podała domowy adres Leona, mroziły mi krew w żyłach. Niektóre dziewczyny pisały mi o zgłoszeniu jego konta jako naruszającego zasady tego serwisu, co w rezultacie doprowadziło do zablokowania jego konta. Inne zapewniały, że znajdą go też na fejsie i tam mu dokopią. Dziwiło mnie, jak w krótkim czasie ta akcja z czegoś pozytywnego i mającego zwrócić uwagę na wrażliwość dziewczyn zmieniła się w hejt skierowany w Leona. Nagle stał się wrogiem numer jeden. Kiedyś w jakimś poradniku dotyczącym tego, jak zaistnieć w mediach we współczesnych czasach, przeczytałam, że trzeba dać ludziom wroga. Wspólnego wroga, którego nienawidzę zarówno ja, jak i moi obserwatorzy. Właśnie niechcący to zrobiłam. W jeden wieczór z zaledwie kilku tysięcy obserwatorów osiągnęłam liczbę stu tysięcy, która ciągle rosła. Wiadomości, które do mnie spływały, blokowały mi skrzynkę. O ile na początku faktycznie były to słowa wsparcia, teraz bałam się otwierać kolejne.

Wyłączyłam więc telefon, wysyłając uprzednio wiadomość do grupy dziewczyn z naszego liceum, że będę poza zasięgiem. Rozumiały mnie, choć nie widziały hejtu pod adresem Leona, jaki otrzymywałam. Tego nie udostępniałam, ponieważ było to sprzeczne z moim celem.

Nie mogłam zasnąć. Całą noc powtarzałam w myślach naszą rozmowę, to, jak zablokowałam go na Instagramie, gdy napisał do mnie. Zastanawiałam się, czy postąpiłam słusznie. Teraz miałam ochotę odblokować go i wyjaśnić mu, dlaczego to zrobiłam, ale wiedziałam, jak to się skończy. On mnie nienawidził, ponieważ przebiłam bańkę, w której był do tej pory trzymany. Zniszczyłam coś, co niby należało mu się ze względu na status społeczny. Miał prawo wypowiedzieć mi teraz wojnę. Jego poprzednie wiadomości należały do tych agresywnych i pewnie gdybym nie ucięła tego w odpowiednim czasie, rozkręciłby się do tego stopnia, że nie obyłoby się bez gróźb.

Rano mama weszła do pokoju, informując mnie, że cała rodzina Leona, łącznie z nim, ma zamiar do nas przyjechać w samo południe. Zerwałam się na równe nogi.

– Ale w jakim celu? – zapytałam mamę, która w locie sprzątała mój pokój.

– Nie wiem, ale chyba chcą nas pozwać do sądu.

– Za to nagranie?! – Zmarszczyłam brwi, czując, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

– Zdobyli skądś mojego maila i wysłali mi materiał z wczoraj – powiedziała, biegając od komody do krzesła. Nawet na mnie nie patrzyła. – Co ci strzeliło do głowy, żeby zadzierać z Langerami?

– To miało mu dać nauczkę… – wyznałam, tracąc całą pewność siebie.

– Musiałaś to robić publicznie?

– A jak inaczej?

– Nie wiem. Na żywo. W cztery oczy. Pogadać z nim jak człowiek z człowiekiem – wymieniała możliwości, a po chwili zatrzymała się na środku pokoju z bluzką w dłoniach. – Teraz cała młodzież żyje w internecie, porozumiewa się przez internet, obraża przez internet, uprawia seks przez internet. Co z wami?

– Nie sądziłam, że to aż tak…

– Bo wy to zawsze myślicie, że ten internet to jest anonimowy. Można się schować za nickiem i walić w innych tak, jakby to nic nie kosztowało, a przecież pokazałaś twarz. Użyłaś jego prawdziwego imienia! Na litość boską! Jak mogłaś być taka bezmyślna?!

Zamknęłam oczy, zdając sobie sprawę, jak szybko cała ta sytuacja wymknęła się spod kontroli. Faktycznie mogłam nie ujawniać jego imienia. Mogłam to wszystko wrzucić na jakąś ukrytą grupę, dla ludzi tylko z naszego liceum. Dlaczego więc wybrałam publiczne stories? Bo skupiłam się jedynie na celu i na tym, co ja widzę. Nie przewidziałam, że ludzie zobaczą coś zgoła innego.

– I co ja mam zrobić? – zapytałam zrezygnowana.

– Może musisz go przeprosić? Może to się rozejdzie po kościach, jak przyznasz się do głupoty?

– Ale za co mam go przepraszać? – Podeszłam do niej bliżej i złapałam ją za rękę tak, by się zatrzymała.

Gdy na mnie spojrzała, zmiękła. Widziałam, że to ostre syczenie na mnie wychodziło jej tylko wtedy, kiedy nie mierzyła się ze mną wzrokiem.

– Nie wiem, córuś, ale nas nie stać na występowanie przeciwko nim. Na koszty sprawy czy odszkodowania. Przeprosiny to niska stawka wobec kary finansowej, nie uważasz? – Patrzyła mi prosto w oczy. – Zasuwam dzień i noc, żeby mieć choć trochę, by utrzymać dom, a kiedy robię zakupy, dwa razy oglądam jedną złotówkę, więc sama widzisz…

– Dobrze, przeproszę go – zdecydowałam. – Ale teraz powiedz mi, żebym wiedziała, co naprawdę myślisz. Uważasz, że źle zrobiłam?

– Nie. Jeśli faktycznie zawsze jest taki jak na tym nagraniu, to uważam, że zrobiłaś dobrze. Trzeba było się postawić, ale czy to musiało się odbyć na oczach wszystkich, tego już nie wiem… Mogłaś mu nawet dać szansę i pokazać ten materiał, żeby sam go zobaczył i wyciągnął wnioski. Może by się zmienił, jakby popatrzył na siebie z boku? Nie dałaś mu szansy – tłumaczyła. – Publiczny lincz był już kiedyś rozrywką dla mas. Ludzie zbierali się na placu i patrzyli na egzekucję, na to, jak ścięta głowa spada im pod nogi, albo na to, jak kat kaleczy skazańca. Teraz tym placem jest internet, a wy z równą satysfakcją patrzycie na czyjś ból. Tyle że ten ból już nie jest fizyczny. Załatwiacie się psychicznie.

Wypuściłam powietrze poirytowana.

– To nie tak miało być – wyznałam. – Wymknęło mi się to spod kontroli. Chciałam tylko pokazać, jak to jest być jedynie ciałem. Jak chłopak może dziewczynę traktować przedmiotowo, za przyzwoleniem społeczeństwa.

– Jak widać po reakcji ludzi, społeczeństwo nie pozwala, a ty zamiast załatwić swoją prywatną sprawę bezpośrednio z nim, stajesz się symbolem czegoś, co ciebie nawet nie dotknęło.

– Dotknęło – sprzeciwiłam się – ale nie…

– Gwałt? – skrzywiła się mama. – Molestowanie?

– To chcesz powiedzieć, że tylko gwałt i molestowanie usprawiedliwiają sprzeciw? A bycie traktowaną jak zabawka nie?

– Nie rozumiesz tego i dlatego lepiej będzie, jak przestaniecie sami sobie wymierzać sprawiedliwość – podsumowała. – Powinnaś była z tym najpierw przyjść do mnie…

– I co byś zrobiła? Zadzwoniłabyś do szkoły? Albo lepiej, do matki Leona? Prosiłabyś ją o to, żeby jej syn traktował lepiej koleżanki w szkole? Widzisz przebieg tej rozmowy?

– Nie wiem, ale wiem jedno: z bogatymi, wpływowymi ludźmi lepiej nie zaczynać.

– To mam pozwolić mu na poniżanie mnie? Na taki brak szacunku?

– Nie – przewróciła oczami mama – już o tym rozmawiałyśmy. Buntuj się, ale przemyśl, czy ci się opłaca robienie z tego publicznego przedstawienia. A teraz musimy ustalić strategię.

– Strategię?

– Tak, czyli dokładnie ustalimy, jak się zachowasz, żebyś tym razem nie brała sprawy w swoje ręce.

– Rozumiem – przytaknęłam zgaszona. – Co dokładnie chcesz, żebym powiedziała? – zapytałam wprost.

– Powiesz, że chciałaś mu pokazać, jak to jest, i że miałaś dobre intencje… i tyle. Zobaczymy, jak oni zareagują. Może będzie z tego tylko wiele hałasu o nic. – Skierowała się do drzwi. – Ubierz się w szeroką bluzę, nic obcisłego, nic przykuwającego uwagę. Żebyś nie wyglądała na taką, która się prosi o kłopoty. Masz wyglądać jak na­stolatka, która zrobiła głupotę, a teraz jest jej z tego powodu ­przykro.

– Okej – potwierdziłam. – To po co ja to robiłam?

– Mnie pytasz? Nie pytałaś, gdy postanowiłaś go ukarać, więc teraz, jak cię ukarało, chcesz odpowiedzi? Naucz się raz na zawsze, że każda akcja pociąga za sobą reakcję, i jeśli nie wiesz, jaka będzie ta reakcja, daj sobie na wstrzymanie. Ja o siódmej zaczynam nockę, ojciec ma wyrwać się z roboty w południe, żeby spotkać się z rodziną Langerów. Wierz mi na słowo, że ostatnie, czego nam trzeba, to sprawa w sądzie.

– Rozumiem.

Mama stanęła w progu. Już miała wyjść, gdy zatrzymała się i odwróciła do mnie ponownie.

– Twoja siostra ma przyjechać na następny weekend, więc jak już tu będzie, nie mieszaj jej w to, bo ona i tak ma dużo stresu. Pierwszy rok, studia, zaliczenia. Brakuje tylko tego, żeby denerwowała się twoimi pomysłami na walkę z nastolatkami o równouprawnienie. Daruj jej, okej? Nawet jej w to nie wtajemniczaj. Możesz to dla mnie zrobić i trzymać język za zębami w sprawie Langerów?

Skinęłam głową na potwierdzenie. Całe życie stanowiłam swego rodzaju plan B. Moja siostra Eulalia miała wszystko, czego tylko zapragnęła. Do relacji, jaka łączyła ją i moją mamę, pasował wyśmienicie ten dowcip, w którym syn szejka dzwoni do ojca, że jego świetne auto nie pasuje do studenckiego życia, bo wszyscy dojeżdżają pociągiem, a ojciec mu mówi, że przeleje mu kilka milionów, żeby sobie też kupił pociąg i nie robił więcej siary. Tak też wyglądało życie mojej siostry. Czegokolwiek by nie potrzebowała, miała to zagwarantowane. Na bok szły nawet plany na wakacje, remonty czy inne zachcianki, ponieważ Eulalia czekała na coś niezbędnego. Kiedyś zażartowałam, że gdyby potrzebny był jej jakiś organ, to by mi go wycięli tylko po to, by ratować Eulalię. Nikt się z tego żartu nie śmiał, co w pewien sposób potwierdziło, że faktycznie w takiej sytuacji rozważyliby tę opcję.

Niewątpliwie kochali nas tak samo, ale to pierworodna córka radziła sobie gorzej w życiu niż ja, młodsza o trzy lata. Eulalia potrzebowała pomocy na każdym etapie, na każdym kroku, ja natomiast prześlizgiwałam się przez kolejne klasy, zadania, egzaminy. W przypadku mojej siostry pomagała cała rodzina. Nawet teraz, kiedy Eulalia pojechała na studia. Nie mogła mieszkać w akademiku, bo tam za głośno, zła atmosfera, za małe pomieszczenie i wszystko nie takie, jak należy. Nie mogła też mieszkać sama, bo wracanie do pustego domu jest przygnębiające, a ona już nieraz łapała doły, więc mama załatwiła jej mieszkanie u starej znajomej ze studiów. Kobieta odchowała już swoje dzieci, miała pokój, który chętnie wynajęła. Dzięki Eulalii czuła się potrzebna. Gotowała jej, pomagała z utrzymaniem porządku, a czasami nawet oferowała, że zrobi pranie, aby tylko Eulalia mogła się uczyć.

Kiedy ja pójdę na studia, na bank zamieszkam w akademiku albo gdzieś z paczką znajomych i nikt nie będzie pytał, czy jest mi wystarczająco wygodnie. Korciło mnie, żeby się sprzeciwić i zażądać takiego samego udogodnienia, jakie otrzymała siostra, ale mi na tym nie zależało. Odnalazłabym się wszędzie. Nawet w psiej budzie.

Przed południem biegałyśmy z mamą, sprzątając dom tak, jakby wizyta Langerów miała być dla nas niczym przyjazd papieża. Już dawno nie robiłyśmy takich porządków. Kiedy pytałam mamę, czy blaskiem mieszkania chce odwrócić ich uwagę od problemu, strofowała mnie, prosząc, bym zamknęła buzię i odkurzyła pod kanapą. Zawsze gdy zabierałam głos, znajdowała mi pracę.

Widząc range rovera podjeżdżającego pod nasz dom, czułam tremę. Wydawało mi się, że coś się wydarzy, a ja nie będę w stanie zareagować. Taty jeszcze nie było, więc bez niego mama traciła pewność siebie. Polegała na nim we wszystkim, zwłaszcza kiedy należało reagować na bieżąco. Liczyła, że to on weźmie na siebie całą rozmowę, a ona będzie jedynie stała jak dekoracyjny kwiatek w wazonie. Los jednak postanowił rzucić ją na głęboką wodę i to ona musiała uporać się z niechcianymi i niemile widzianymi gośćmi.

– Proszę wejść. – Mama zaprosiła Langerów do środka, całkiem nieźle udając uprzejmą i zadowoloną z ich wizyty.

Wczorajszy wieczór z Leonem wydawał się bardzo odległy, a ta bliskość, kiedy mnie pocałował, przyciskając do ściany, przypominała teraz bardziej sen niż wspomnienie. Zerknął na mnie z powagą, a potem przeniósł wzrok na swoją matkę. Każde z nich wyglądało tak pięknie, jakby wyszło z sesji zdjęciowej do modowego magazynu. Kontrast między nimi a nami był ogromny.

Langerowie weszli do środka, ale wpatrywali się we mnie. Zarówno matka, jak i ojciec Leona widzieli we mnie wroga. W końcu opisałam krytycznie ich podejście do życia na Stories, a przede wszystkim wyśmiałam ich syna, pokazałam ten chodzący, według nich, ideał jako coś niedoskonałego. Zastanawiałam się, czy cokolwiek by się zmieniło w ich nastawieniu, gdybym powstrzymała się od komentowania ich stylu życia i ograniczyła się do zrelacjonowania tej nieszczęsnej randki.

– Proszę usiąść. – Mama wydała kolejne polecenie, a goście posłuchali.

Wszyscy troje usiedli na kanapie obok siebie, a Langerowa w tych niebotycznie wysokich szpilkach ułożyła nogi na bok jak rasowa modelka. Zachwycała wyglądem, manierami i tym dystyngowanym poczuciem, że jest lepsza niż my. Nie powinnam tego odbierać jako czegoś zachwycającego, ale ta jej pewność siebie skupiła moją uwagę i bardzo ją za to szanowałam. Za to, że kobieta wiedziała, czego chce, i nie bała się wypowiedzieć tego na głos. Cała jej mowa ciała jasno mówiła, że przyszła tu walczyć o swoje dziecko, co kontrastowało z nastawieniem mojej mamy, która niczym samica kuoki, w chwili zagrożenia rzucająca młodymi, by się uchronić od ataku, była gotowa rozpłaszczyć mnie przed Langerami i umożliwić im wytarcie o mnie butów. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko ich zadowolić.

– Proszę pani – zaczęła Langerowa. – Tutaj ewidentnie zaszło nieporozumienie. Leon?

Choć zwróciła się do syna, nawet nie przeniosła na niego wzroku, tylko nadal patrzyła na moją matkę, zapewne starając się pilnować jej reakcji i odczytywać z nich nasze nastawienie. Z kolei Langerowej wyraz twarzy niczego nie zdradzał. W przeciwieństwie do Leona, w którym dostrzegałam stres i napięcie. Mimo że pasował do rodziny wyglądem, bo tak jak rodzice prezentował się zjawiskowo, nie umiał zakamuflować zdenerwowania. Oblizał nerwowo usta, a potem odchrząknął.

– Przepraszam – wypalił, a ja zmarszczyłam brwi, bo byłam przygotowana, że jego słowa będą atakiem albo pytaniami o wyjaśnienia, jednak on się ukorzył i poddał. No i najważniejsze – nie miał mi za złe tego, co zrobiłam.

Przeniosłam wzrok na mamę, czekając na jej reakcję, ponieważ tego się nie spodziewałam. Nie ćwiczyłyśmy takiego scenariusza, a jedynie ten, w którym ja przepraszam i kajam się przed nimi, udając idiotkę. Ta sytuacja pokazywała, że Leon zrozumiał, a moje działanie faktycznie miało sens i przyniosło zamierzony efekt.

– Tutaj – Langerowa podała mamie złożoną na pół kartkę – jest nasza oferta do załatwienia sprawy polubownie.

Mama wzięła kartkę, otworzyła ją i bez wrażenia odłożyła na blat stolika kawowego, dzielącego nas teraz jak granica dwa państwa. Leon patrzył tylko na mnie, a ja, czując na sobie jego wzrok, zapadałam się pod ziemię. Ich zachowanie jasno wskazywało na to, że przyszli tutaj nie po to, by nas pozywać, lecz by zapłacić nam za milczenie.

– Pani córka usuwa ten materiał z internetu i nie publikuje dalszych komentarzy – kontynuowała Langerowa.

– Najlepiej by było – wtrącił jej mąż – gdyby Sandra powiedziała w kolejnym nagraniu, że zaplanowała to nagranie, by pogrążyć Leona.

– Jego zachowanie to nie wina Sandry – odezwała się w końcu mama, dopuszczając do głosu instynkt macierzyński, ale po tym, jak wypowiedziała te słowa, znów się zawstydziła.

– Tak, ma pani rację, ale przeprosił. – Langerowa wskazała na syna. – A tu jest dla pani drobne zadośćuczynienie. – Tym razem użyła palca, by przypomnieć mamie, gdzie znajdowała się kartka z kwotą.

– Chce mi pani zapłacić za wycofanie z internetu materiału, który pokazuje pani dziecko w złym świetle, i jeszcze stawia nam pani warunki?

– Bo widzi pani – głos ponownie zabrał jej mąż – dopóki ten materiał będzie istniał i dopóki Sandra nie nagra sprostowania, będą spadać na Leona nieprzychylne komentarze. Nie wiem, czy widziała pani te hasztagi, w których nazywają go gwałcicielem, grożą mu tym samym – przy tych słowach pokręcił głową z dezaprobatą – winiąc go za całe zło tego świata. Feministkom naprawdę niewiele trzeba, by zniszczyć komuś życie.

– A Sandra?

Wszyscy spojrzeli na mnie.

– Jeśli ona wycofa się z wszystkiego, jakie komentarze spadną na nią? – nie ustępowała mama. – Przecież ci sami ludzie będą potem grozić jej. Będą pisać, jak to dla hajsu narobiła szumu, jak pieniądze zatkały jej usta. Czy to jest warte, by dała przykleić sobie łatkę kłamczuchy sięgającej po łatwe pieniądze?

Leon

like * share * follow

Sytuacja w domu Sandry przypominała interwencję. Spotkaliśmy się tutaj, by wyjaśnić nieporozumienie, zapłacić za krzywdę, ale rozmowa szła w złym kierunku. Po minie matki widziałem, że liczyła na łatwiejsze rozwiązanie. Na efekt wow, jaki miało wywołać w matce Sandry wręczenie karteczki z ofertą wynagrodzenia. Zamiast zszokować je pozytywnie, spowodowała niechęć. Sam mogłem zauważyć moment, w którym ich nastawienie się zmieniło. Nie potrafiłem jednak zrozumieć dlaczego. Czy chodziło im o więcej? Czy to, co matka im zaoferowała na start, nie spełniło ich oczekiwań?

– Proszę. – Matka, jakby czytając mi w myślach, podała kolejną karteczkę.

Patrzyłem tylko na Sandrę. Było mi żal, że ta randka zawiodła nas do takiej sytuacji. Teraz jeszcze bardziej niż wcześniej patrzyła na mnie jak na wroga. Wczoraj przeze mnie płakała, a ja chciałem tylko zrobić na niej wrażenie. Wszystko poszło w złym kierunku, a ja bałem się cokolwiek powiedzieć, by nie zostało to odebrane źle. Obawiałem się jej, mimo że to ja zraniłem ją. Właśnie chyba przez to. Miałem po prostu na uwadze jej uczucia.

Matka Sandry zerknęła w kartkę, a potem uniosła brwi. Zastanawiałem się, czy dostała tę z pięćdziesięcioma tysiącami, czy od razu tę ze stówką. Znów odłożyła kartkę na bok. Tym razem Sandra nie wytrzymała i sięgnęła po ten kawałek papieru. Nie umiałem sobie wytłumaczyć, dlaczego matka nie wypowiadała kwot na głos. Może bała się nagrywania? Może nie chciała, by pozostał ślad po tym, jak kupuje czyjąś lojalność?

– Naprawdę? – Sandra odezwała się po raz pierwszy, patrząc wprost na moją matkę. – Jest pani kobietą i uważa pani, że po tym, jak pani syn potraktował mnie jak towar, powinna pani zaoferować pieniądze za spełnienie waszych warunków, podkreślając w ten sposób, że miał rację?

– To czego chcesz? – warknęła na nią moja matka. – Jeśli nie chodzi ci o pieniądze, to o co?

– Chciałam, żeby zrozumiał.

– Niszcząc go publicznie?

– On niszczy nas – upierała się.

– Skoro ma taką złą opinię, po co szłaś z nim na randkę? – zapytała, zbijając Sandrę z tropu. – Czego się spodziewałaś?

Dziewczyna spuściła wzrok.

– Nie wiedziałaś, jaki jest? Nie wiedziałaś, jak traktuje dziewczyny? Żadna ci nie powiedziała? Nie ostrzegła? Czy też zrobiłaś to celowo, bo wiedziałaś, co dostaniesz? Na tym nagraniu widać twoje uśmiechy, widać, jak się do niego przymilasz, dając mu fałszywe sygnały. Prowokowałaś go tak, aby materiał był jak najbardziej wiarygodny, żeby pasował do wstępu, jakim uraczyłaś swoich widzów jeszcze w swoim domu. – Głos matki brzmiał tak, jakby już stała po stronie oskarżenia podczas sprawy w sądzie. – Zanim wyszłaś z domu na randkę, wiedziałaś, co się stanie. Poszłaś na to spotkanie tylko po to, żeby przedstawić Leona w taki sposób, w jaki to sobie obmyśliłyście. To było przemyślane, zaplanowane i bezpardonowo wykonane.

– Ja… – odezwała się, ale matka nie dopuściła jej do głosu. Weszła w rolę prawniczki zastraszającej świadka, co robiła na co dzień.

– Nie wiesz, że nagrywanie kogoś bez zgody, a już tym bardziej upublicznianie tego nagrania grozi karą pozbawienia wolności do dwóch lat? Nikt nie zastosuje wobec ciebie taryfy ulgowej. Będziesz odpowiadała jak dorosła i spotka cię kara jak dorosłą – grzmiała z tym jej surowym i przejmującym wyrazem twarzy. – Chcesz iść siedzieć na chwilę przed studiami? Bo ja nie widzę najmniejszego problemu, żeby cię pociągnąć do odpowiedzialności za twoje gówniarskie zachowanie.

– A Leon? – W głosie Sandry słyszałem rozpacz. – Jego zachowanie nie jest gówniarskie?

– Sama tego chciałaś – podsumowała moja matka. – Jakbyś nie chciała takiego traktowania, tobyś siedziała w domu. Szukałaś przygody, to ją dostałaś. Zresztą o czym ja mówię? Przecież on ci nic nie zrobił. Pocałował cię. Wielkie rzeczy. W żadnym sądzie nie wygrasz sprawy, mówiąc o pocałunku jako o napaści. Nie trzymał cię siłą, odepchnęłaś go i przestał. Nie atakował cię, nie zmuszał, nie przekonywał. Rozdmuchałaś sprawę. Widzę teraz, że nie o kasę ci chodzi, jak sądziłam, lecz o popularność. Nowa waluta dzisiejszych czasów.

– Nieprawda!

– Nasze warunki – matka już nie tłumaczyła, tylko przeszła do żądań – usuwasz storki, nagrywasz kolejną, mówiąc, że to była ustawka. Jak chcesz, możesz wziąć pieniądze. Jak nie chcesz, nie bierz.

W tym momencie matka Sandry wzięła od córki kartkę z ostatnią kwotą, przyznając, że ta suma im odpowiada.

– Albo co? – zaskoczyła mnie Sandra, nadal walcząc o swoje, a moja matka pokiwała głową zdumiona jej pytaniem.

– Albo pójdziesz siedzieć – warknęła ostro. – Czego ty jeszcze nie rozumiesz? Ja nie mogę bronić Leona, bo to mój syn, ale mogę ci zagwarantować, że wynajmę sztab najlepszych ludzi w tym kraju i jak będzie trzeba, zrobią z ciebie kurwę, która najpierw zgarnęła hajs, a potem oczerniła moje dziecko, domagając się kolejnych pieniędzy. Dam ci pierwsze strony gazet, taką sławę i popularność, że wyjdzie ci ona uszami. Tyle że to nie będzie sława obrończyni praw kobiet, lecz sława zwykłej kurwy. Jeśli na to masz ochotę, spełnię twoje marzenia o byciu celebrytką.

Znaczenie tych słów musiało uderzyć także matkę Sandry, ponieważ sięgnęła na nowo po kartkę do matki, jakby chciała wycofać się z żądania zapłaty. Ewidentnie wahała się, co wybrać. Zupełnie przeciwnie do Sandry, w której się gotowało. Jej czerwone policzki zdradzały targające nią emocje. To, jak bardzo chciała wybuchnąć i jak nie mogła. Bała się mojej matki, wizji pójścia za kratki, ale też tego, co ją spotka po tym, jak wycofa się ze swoich słów. Uratuje mój tyłek, ale zrobi z siebie pośmiewisko.

– Aha – dodała moja matka, wstając – masz też powiedzieć, że te łzy to również zamierzony efekt w celu pozyskania większej liczby followersów.

Razem z matką wstał ojciec. On położył na stoliku wizytówkę, prosząc, by na jego e-mail wysłały numer konta, na który chcą otrzymać pieniądze. Sandra zapadła się w sobie. Spuściła głowę i czekała, aż wyjdziemy. Kiedy tu jechaliśmy, nie spodziewałem się, że pójdzie łatwo. Nie kiedy w grę wchodziła reputacja naszej rodziny. Nie kiedy to się tak rozbuchało, ale cały czas byłem przekonany, że to my się upokorzymy, przyznając do tego wszystkiego, co Sandra o nas powiedziała, damy hajs i wykupimy się w ten sposób. Zupełnie nie przewidziałem, jaką cenę przyjdzie za to zapłacić Sandrze, bo ten mamy scenariusz na kolejne storki, który Sandra miała zrealizować na swoim insta, miał w pełni oczyścić mnie, a z niej zrobić idiotkę. Było mi jej szkoda, bo moje zachowanie na tej randce faktycznie należało do skandalicznych i miała rację, bulwersując się. Jej jedynym niewłaściwym posunięciem okazało się użycie Instagrama do mówienia o swoich emocjach. Instagram to nie konfesjonał, to nie tablica do wieszania ogłoszeń. To nie medium do rozwiązywania problemów światowych ani tych osobistych. Instagram to rozrywka i tego właśnie oczekują obserwujący.