Agentka Tom II - Lara Jones - ebook

Agentka Tom II ebook

Lara Jones

0,0

Opis

Umarli nie dzielą się swoimi tajemnicami… O ile faktycznie nie żyją.

Eliza Finder, Agentka Kościoła do spraw walki z nieczystymi siłami zagrażającymi niewinnym duszom, otrzymuje nową misję. Ma to jednak być rodzaj kary za wcześniejsze niedopełnienie obowiązków.

Zamiast stawiać czoła mrocznym mocom, Finder kontroluje ekspedycję archeologiczną, która prowadzi wykopaliska w poszukiwaniu pozostałości pogańskiej świątyni. Nikt nie chce, by to, co się tam kryje, wydostało się na światło dzienne… Badacze docierają jednak do prastarych krypt, gdzie czeka na nich nie tylko bogini śmierci, ale i ktoś, kto od dawna pragnie dopaść Agentkę.

Mitologiczne istoty przenikają do krainy ludzi, górskie duchy nawiedzają mieszkańców, a każde opowiadanie kryje więcej tajemnic niż poprzednie. W świecie, gdzie żywi niekiedy okazują się bardziej przerażający niż potwory, Eliza musi znaleźć sposób, by ocalić nie tylko innych, ale także siebie.

– To nie może ujrzeć światła dziennego – powiedziała poważnie Eliza.
– Co proszę? – Pani doktor podniosła głowę i spojrzała nieprzytomnie na agentkę.
– Muszę skonfiskować wszelkie notatki dotyczące wczorajszego odkrycia.
– Jak pani może! To gwałt na nauce! – Zatrzasnęła gwałtownie notes i wstała.
– Mogę. Powagą Kościoła niniejszym konfiskuję sporządzone przez panią notatki. Proszę mi je oddać. – Wyciągnęła rękę.
Pani doktor zacisnęła usta w wąską kreskę. Przez chwilę rozważała swoje szanse w ewentualnym starciu z młodszą kobietą.
– Nie chce pani, żebym użyła ostrzejszych środków...

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 272

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Lara Jones

Agentka

Tom II

Poszukiwaczka

Eliza siedziała w ostatniej ławce środkowego rzędu świątyni. Południowe słońce przeświecało przez witraże, rzucając na szarą, kamienną posadzkę kolorowe refleksy. Wydłużona nawa kończyła się łukowatym sklepieniem nad ołtarzem. Dalsza część tonęła w półmroku. Tylko mała naftowa lampka swoim ciepłym płomieniem wskazywała, gdzie znajduje się najświętsze miejsce. Miejsce, w którym spoczywają symboliczne prochy Zbawiciela.

Agentka jednak nie zwracała uwagi na podniosłą ciszę ani na elementy wyposażenia. Dziś rano dostała lakoniczne wezwanie na spotkanie właśnie w tym miejscu. Skromny arkusik wstrząsnął nią bardziej niż najbardziej wyszukane urzędowe pismo z wszelkimi możliwymi pieczęciami.

Siedziała i coraz bardziej się denerwowała. Najchętniej wyszłaby zapalić, ale w tej sytuacji było to niedopuszczalne. Zaraz po przyjściu próbowała się pomodlić, lecz nie mogła zebrać myśli. Pozostało jej tylko nerwowe czekanie.

Wreszcie w głównych drzwiach ktoś się pojawił. Szedł cicho. Jego płaszcz szeleścił. Przybysz usiadł w ławce obok Elizy i pogrążył się w cichej modlitwie. Kobieta patrzyła na niego kątem oka. Kapelusz z szerokim rondem rzucał cień na jego twarz, więc widziała jedynie zarys żuchwy i podbródka. Mocna linia okryta delikatną, prawie białą jak u arystokratki skórą. Znad kołnierza widać było fragment równie jasnej szyi. Przez prawe ramię miał przerzucony gruby warkocz brązowych włosów. Reszta sylwetki spowita w płaszcz była trudna do ocenienia, ale mężczyzna nie był o wiele wyższy czy lepiej zbudowany niż Eliza.

– Chyba wiesz, po co zostałaś wezwana – odezwał się. Głos miał cichy, spokojny. Gdyby nie przedmiot sprawy, można by nawet powiedzieć, że kojący.

– Obawiam się, że nie do końca – wykrztusiła. Gardło miała wyschnięte na wiór.

– Dopuściłaś, żeby człowiek został zamieniony w wilkołaka – wyjaśnił dobitnie i na nią spojrzał. Niebieskie oczy patrzyły zimno. Usta miał zaciśnięte w wąską kreskę.

– Ratowałam go. Inaczej by umarł.

– Żaden człowiek nie ma prawa decydować o czyimś życiu bądź śmierci. Jeżeli był w złym stanie, trzeba było mu pozwolić umrzeć. Bóg na niego czekał.

– Nie chciałam… – Próbowała przełknąć ślinę. – Nie chciałam, żeby umarł. Nie teraz.

– To, co ty chcesz, najmniej się tutaj liczy. Pozwoliłaś, żeby człowiek przemienił się w bestię, która poluje na ludzi.

– Przystosuje się. – Eliza zacisnęła dłonie w pięści i nieśmiało spojrzała na rozmówcę. Miała wrażenie, że błękitne oczy chcą zamrozić jej serce. – Obiecały mi.

– Kto ci obiecał? – zapytał kpiąco.

– Wilkołaczka i wiedźma, którą znaleźliście dla Filipa.

– A ty im uwierzyłaś! – prychnął. – Bestia pozostanie bestią. Obojętnie, czy oswojona, czy nie. Za taki wyskok powinnaś zostać aresztowana. Ale nie mamy na razie kim cię zastąpić. Nie możemy pozwolić sobie na nawet czasowe wycofanie agenta ze służby. Na zewnątrz czeka na ciebie kolejne zadanie. Pilnuj archeologów, żeby nie dogrzebali się za głęboko. I pamiętaj… – zniżył złowieszczo głos – od teraz jesteś obserwowana. Każdy twój krok i każde twoje słowo będą analizowane. Najmniejszy błąd, a zostaniesz doprowadzona przed oblicze Rady. – Wstał i wyszedł równie spokojnie, jak wszedł.

Eliza siedziała jeszcze przez chwilę nieruchomo. Serce waliło jej jak młotem. Krew szumiała w uszach. Płytki oddech sprawiał ból w mostku. Ręce drżały zaciśnięte na kolanach. Dawno tak się nie bała. Słyszała tylko o jednym przesłuchaniu przed Radą. I nie skończyło się ono dobrze dla przesłuchiwanego.

Nie wiedziała, jak długo siedziała w takim stanie. Powoli oddychała coraz swobodniej. Serce się uspokajało. Ręce przestały drżeć, ale były lodowate. Zaczęła rejestrować, co się wokół niej dzieje. Świątynia sama w sobie była cicha i pogrążona w półmroku. Za to z zewnątrz dobiegały jakieś krzyki. Mury były grube, więc wydawało się, że głosy dobiegają z bardzo daleka.

Eliza zebrała się w sobie i wstała. W duchu cieszyła się, że jest w świątyni sama. Gdyby nogi odmówiły jej posłuszeństwa, nikt nie widziałby upadku. Czując, że drżą jej kolana, wyszła prosto na ostre wiosenne słońce, które na chwilę ją oślepiło. Przystanęła i pochyliła głowę. Ukradkiem rozejrzała się dookoła. Przez świątynną bramę weszła właśnie grupka młodych ludzi, niosąc wiadra, łopaty, sznurki i jakiś sprzęt pomiarowy. Kierowali się na tyły świątyni. Eliza dyskretnie podążyła za nimi.

W pierwszej chwili pomyślała, że to jakiś plac budowy. Jednak ojciec Oswald nie skarżył się ostatnio na żadne przygotowania, a bardzo nie lubił wszelkich ekip budowlanych. Z drugiej strony uczestnicy byli trochę zbyt wątli jak na budowlańców. Grupą dowodziła pulchna kobieta. Była niewiele wyższa od Elizy, ubrana we flanelową koszulę w kratę z rękawami podciągniętymi do łokci. Do tego spodnie bojówki i buty, wystarczająco mocne, aby wybrać się w nich na górską wędrówkę. Brązowe, matowe włosy spięła w niedbały kok, w którym tkwiły dwa ołówki.

Kobieta tłumaczyła coś, energicznie wymachując jedną ręką. W drugiej trzymała duży zeszyt, w którym kciukiem zaznaczyła sobie jakąś ważną stronę. W swej ekspresyjnej gestykulacji szefowa niespodziewanie zwróciła się w kierunku Elizy.

– Oo, a jednak – skwitowała obecność agentki, mierząc ją od góry do dołu.

Eliza pomyślała, że gdyby kobieta się uśmiechnęła, sprawiałby sympatyczniejsze wrażenie. Ale sądząc po braku zmarszczek, uśmiech nie był jej ulubionym grymasem.

– Dzień dobry. – Eliza odchrząknęła. – Obawiam się, że nie rozumiem.

– Pani nie do pilnowania nas? – Starsza kobieta wzięła się pod boki.

– Pani wybaczy, ale dopiero niedawno wróciłam z delegacji i nie zdążyłam zapoznać się ze szczegółami. Jestem tu niejako z marszu.

– No nieźle – odburknęła niezadowolona. – Jesteśmy ekspedycją archeologiczną. Ja jestem doktor Zofia Nigerek. Dostałam pozwolenie na prowadzenie badań w tym budynku i w jego otoczeniu. Jako że to budynek sakralny, muszę mieć nadzór jakiegoś kościelnego, żeby przypadkiem nic nas nie opętało. Jakbym sama nie umiała o siebie zadbać – zakończyła zjadliwie.

– Dziękuję za wyjaśnienie. – Eliza uśmiechnęła się słodko, ale w duchu ciężko westchnęła. Pilnowanie zarozumiałego naukowca było ostatnią rzeczą, jakiej pragnęła. Wynudzi się tu za wszystkie czasy. – Nie chcę być dla pani niedogodnością, więc przyjdę po południu sprawdzić, jak postępują prace. Nie sądzę, żeby pod trawą kryło się coś groźnego. – Pożegnała się i poszła.

***

Zgodnie z oczekiwaniami teczka leżała na jej biurku.

– Jak to się tutaj znalazło? – zapytała Oskara, wpatrzonego w swoje monitory.

– Komendant przyniósł.

– Jakoś nie chce mi się wierzyć, że jest pieskiem na posyłki.

– A jednak. – Informatyk wzruszył ramionami.

Eliza usiadła i wyłożyła nogi na biurko. Zapaliła papierosa i otworzyła teczkę. W środku znajdował się opis kariery naukowej doktor Zofii Nigerek. Wszystkie ukończone szkoły i konferencje, w których brała udział. Ekspedycje archeologiczne, które nadzorowała i których była członkiem. Pod tym wszystkim imponująca bibliografia. Książki napisane samodzielnie, redagowane, napisane z innymi naukowcami oraz artykuły. Eliza przekopała się przez tę stertę papieru do najbardziej interesujących ją informacji. Program właśnie rozpoczętych wykopalisk wraz z wszelkimi pozwoleniami i potwierdzeniami. Z tego, co agentka zdążyła się zorientować, nadzór Kościoła był czymś nowym dla pani doktor. Jej podanie do Rady było napisane niedbale i skrótowo. Jakby pani Zofia nie wierzyła, że ktoś to będzie czytać. Eliza nic nie zrozumiała z tego bełkotu. Z frustracją zamknęła teczkę i zgasiła trzeciego papierosa w popielniczce.

– Masz jakieś wieści o Filipie? – zapytał znienacka Oskar, nie odrywając wzroku od komputera.

Eliza zamrugała jak zaskoczona sowa i przekrzywiła głowę.

– Nikt się jeszcze ze mną nie kontaktował – odpowiedziała. – Skąd ta troska?

– Tak tylko pytam. – Wzruszył ramionami.

– Też mnie wkurza ten brak informacji, ale wmawiam sobie, że brak informacji to dobra informacja. – Wstała i się przeciągnęła.

– Jasne. Też mam taką nadzieję. Cały czas szukam danych w tematach, które mi zleciłaś. Jak tylko będziesz czegoś potrzebować, daj znać.

– Na razie mam do przypilnowania jakąś szaloną archeolożkę, która będzie robić podkop pod świątynię.

– Co?

– Dostałam tę fuchę dziś rano. – Skrzywiła się.

– Myślałem, że szłaś się pomodlić.

– Też. I przy okazji miałam nieprzyjemną rozmowę z przełożonym.

– Ale żyjesz. To najważniejsze. – Spojrzał na nią wreszcie.

– Dzięki. Naprawdę budujące. – Wzięła teczkę pod pachę. – Oby tylko żaden duch się nie przypałętał.

***

Było już późne popołudnie, ale doktor Nigerek nie odpuszczała swoim studentom. Zostały otwarte dwa wykopy. Na każdym z nich grupa spoconych młodych ludzi machała łopatami coraz mniej energicznie, ale ze sporą dozą determinacji. Każdy wytężał wzrok, aby nie przeoczyć czegoś, co mogło być znaczące dla przyszłych wyników.

Eliza podeszła do kierowniczki.

– To chyba nawet lepsze niż siłownia – zagaiła, patrząc na pracujących studentów.

– Pewnie nawet sobie pani nie wyobraża, jak trudno było zdobyć wszystkie pozwolenia. Chcę wycisnąć z tego sezonu jak najwięcej. – Ton pani doktor nie był ani odrobinę milszy niż w godzinach porannych.

– Oczywiście, rozumiem – mruknęła Eliza i przykleiła do twarzy swój najbardziej służbowy uśmiech. – Chciałam jednak zapytać o kilka szczegółów. Złożony wniosek jest napisany dość ogólnikowo, a jestem ciekawa tych brakujących szczegółów.

Pani doktor najpierw spojrzała na teczkę w rękach Elizy, a potem na rozmówczynię. Na jej twarzy malowało się zdziwienie, że ktoś niezwiązany z branżą pyta o takie rzeczy.

– No cóż – odchrząknęła, przygotowując się do wykładu. – Jak wiadomo z przekazów historycznych, kronik, legend czy podań, bardzo dużo świątyń zostało postawionych wprost na pogańskich przybytkach. Był to dość drastyczny sposób wprowadzania nowej religii, który zresztą nie zawsze był skuteczny. Poganie i tak organizowali się w tajemnych wspólnotach, ale nie pozostawili już po sobie śladów. Przez kilka wiodących uczelni w kraju został rozpoczęty projekt mający na celu zweryfikowanie, które dokładnie świątynie zostały w takich warunkach zbudowane.

– A po co to wiedzieć? – zapytała Eliza.

– Da to obraz, z jakich kierunków rozprzestrzeniała się obecna religia i jakie były metody. Jest jeszcze kilka odnóg pobocznych tego projektu, ale one badają nieco inne aspekty działalności misjonarzy.

– Czyli chce pani badać pogańskie zwyczaje?

– Żadna religia nie jest idealna. – Pani doktor uśmiechnęła się protekcjonalnie. – Równie dobrze za paręset lat my możemy zostać nazwani poganami, bo ktoś sobie tak wymyśli. A do tej pory nie bójmy się odkrywać każdej twarzy naszego systemu wierzeń. Patrzenie tylko na jeden aspekt świadczy o głupocie – zakończyła złowrogim szeptem.

Eliza zaczynała się zastanawiać, czy ta kobieta jest do końca normalna.

– Skąd pani wie, że może tu być pogańska świątynia? – drążyła dalej agentka.

– Były wykonane badania radarem, które ujawniły pewne anomalie w gruncie. Istnieje również kilka legend odnoszących się do czasów pogańskich. Miało tu być miejsce odprawiania rytuałów związanych z przesileniem letnim i zimowym oraz paru innych obrzędów. Poza tym obecna świątynia należy do najstarszych w kraju. Co prawda jej obecny kształt nie jest tym pierwotnym, ale źródła wspominają o jej zniszczeniu i późniejszej przebudowie.

– Za chwilę znajdziemy tu jakieś pole bitwy – zażartowała Eliza.

– Nie pogardziłabym. To też ciekawy materiał badawczy. – Pani doktor podeszła do swoich studentów. Pokazała coś w świeżo odsłoniętej powierzchni, a potem pozwoliła im zakończyć pracę. – Zapraszamy jutro o ósmej rano – zawołała do Elizy, pakując sprzęt.

W odpowiedzi agentka tylko kiwnęła głową.

***

Eliza siedziała na kamieniu obok jakiegoś zmurszałego nagrobka. Słońce chwilowo wyszło zza chmur i przyjemnie ogrzewało jej twarz. Przymknęła oczy. Monotonny dźwięk kopania wprawił ją w senny nastrój, a nie minęło jeszcze południe.

Był to dopiero drugi dzień wykopalisk, a agentka już wiedziała, że będzie to najnudniejsza, najgorsza sprawa w jej dotychczasowej karierze. Pani doktor skutecznie przegoniła ją z pobliża wykopów, wymachując zwijaną miarą. Krzyczała coś o luźnym gruncie i zapadającym się profilu, więc Eliza umościła się wygodnie pod drzewem. Kawa w termosie kusiła, ale była jeszcze zbyt gorąca, a poza tym musiała wystarczyć na długi, nudny dzień.

Agentka jak na razie nie znalazła żadnych pozytywnych aspektów otrzymanego zadania. Nie mogła być w biurze, bo musiała pilnować grupki studentów z łopatami. Nie spodziewała się, by spod ziemi miał wyskoczyć demon i opętać wszystkich naokoło, ale przełożeni obserwowali każdy jej ruch, więc musiała zachowywać się nienagannie.

Już prawie przysnęła, gdy odgłosy kopania ustały, zastąpione przez podniecone pokrzykiwania archeologów. Eliza usiadła prosto i rozejrzała się nieprzytomnie jak obudzona w środku dnia sowa. Cała ekspedycja zebrała się nad jednym z wykopów. Gorączkowo o czymś rozmawiali.

– Chłopaki, dorównujemy do poziomu, potem szybko doczyszczamy, tylko niczego nie przegapcie. Drewno też się liczy. – Pani doktor rozdzielała zadania. – Dziewczyny, łapcie rysownice i miary. Wrysowujemy wykopy w siatkę arową, skala jeden do dziesięciu.

Młodzież z nową energią zabrała się do pracy. Pani Zofia podeszła do drugiego wykopu.

– Dokopcie do tego samego poziomu. Sprawdzimy, dokąd się to ciągnęło. Potem doczyszczamy i rysunek.

Eliza wstała ze swojego twardego posterunku i ostrożnie podeszła do wykopów. Wolała jednak zanadto się nie zbliżać, żeby niczego nie zepsuć albo nie oberwać zbłąkaną łopatą ziemi. Wyciągnęła szyję, ale niczego ciekawego nie była w stanie dojrzeć.

– Mamy coś? – zapytała wracającą doktor.

– Tak. Warstwa spalenizny. – Szefowa ekspedycji chwyciła swój zeszyt i zaczęła w nim coś zamaszyście szkicować.

– Coś się paliło? – drążyła Eliza.

– Tak. Prawdopodobnie ściana poprzedniej świątyni. Nie wysilili się zbytnio, żeby ją zniszczyć. Ale to lepiej dla nas. Aniela! – Wyłowiła wzrokiem przestraszoną dziewczynę o dwóch warkoczach i w ogromnych okularach. – Rozstawiaj sprzęt. Nauczysz się robić pomiary.

Dziewczyna posłusznie odłożyła ołówek i kartkę.

– A panią proszę, żeby się tu teraz nie kręciła. – Spojrzała ostro na Elizę. – Tu naprawdę może się coś osunąć. A jak znajdziemy żywego trupa, to panią zawołam.

Agentka tylko pociągnęła nosem i wróciła na swój posterunek.

Pierwsze odkrycie archeologów postanowiła uczcić kubkiem kawy z termosu. Niestety nie smakowała tak dobrze jak ta zaparzona w biurze, ale w warunkach polowych należało się zadowolić tym, co było dostępne.

Mimo kompletnego niezrozumienia dziedziny Eliza poczuła zainteresowanie przedmiotem badań. Dzisiejszy poranek poświęciła na pobieżne zapoznanie się z historią obecnej świątyni. Oczywiście nie było żadnej wzmianki, że wcześniej stała tu jakaś budowla pogańska, ale ogrom historii związanej z obecną bryłą zadziwił Elizę. Świątynia była dla niej czymś, co stało w mieście od zawsze, ale nigdy nie podejrzewała, że historia jednego budynku może być tak burzliwa i skomplikowana.

W czasach pierwszego króla, który sprowadził misjonarzy, podobno wybudowano kamienną kaplicę, która równocześnie miała służyć za obronny bastion przed poganami. Mimo wielu poszukiwań jej fundamentów nigdy nie odnaleziono. O samej kaplicy w źródłach krążyły mętne wzmianki, niekiedy nazywające ją basztą lub pałacem. Dopiero kiedy nowa religia zyskała swoje przywileje, przystąpiono do budowy ogromnej świątyni. Oczywiście na samym początku nie dysponowano techniką, która pozwalałaby postawić tak ogromny budynek w jakimś rozsądnym czasie. Dlatego świątynia powstawała etapami.

Najpierw miejsce święte z drewnianym płonącym słupem jako symbolem zbawienia. Rzeźba ta, o dość surowym stylu, należy do najstarszych w kraju. Tak samo miejsce święte, w którym sprawowano najważniejsze części nabożeństw.

Z czasem kolejne elementy dobudowywano w bardziej bogatych stylach. Mieszkańcy, chcący przebłagać Pana za swoje grzechy, fundowali kolejne kaplice, ołtarze i obrazy. Świątynia stała się szkatułką miasta. Na szczęście bryła pozostała w miarę jednolita, ale najmłodsze elementy wyposażenia w niczym nie przypominały skromnego słupa, który stanął w świątyni jako pierwszy.

Eliza nigdy szczególnie nie zwracała uwagi na rzeczy znajdujące się w środku czy detale architektoniczne. Jako dziecko często nudziła się na nabożeństwach, jako nastolatka błądziła myślami gdzie indziej. Jako agentka potrzebowała tylko błogosławieństwa kapłana, które mogła przyjąć w każdych warunkach. Teraz miała okazję uczestniczyć w odkrywaniu historii budynku, co do którego wydawało jej się, że nawet dobrze go znała.

Podczas gdy ekipy rysowniczek poświęciły się swojemu żmudnemu zadaniu, Eliza postanowiła rozprostować kości. Żeby nie drażnić szefowej wykopalisk ani żadnego z mogących się napatoczyć kapłanów, papierosa poszła zapalić przed bramę świątyni. Oparła się o pień najbliższego drzewa i zaczęła przeglądać w telefonie dokumenty i strzępki informacji zebrane przez Oskara.

Czytała właśnie jakiś mało znaczący artykuł na temat rodziny swojego teścia, gdy na ekran urządzenia padł cień. Stała przed nią Luiza. Blada, smutna, ze smętnie zwisającymi po bokach twarzy włosami. Owijała się ciasno cienkim płaszczem, jakby nadchodziła jesień, a nie wiosna.

– Wie pani coś o nim? – zapytała cicho archiwistka.

Eliza wydmuchnęła ostatni kłąb dymu, rzuciła niedopałek na chodnik i zgniotła go obcasem.

– Nikt się jeszcze ze mną nie kontaktował – odpowiedziała po chwili.

– A on sam? Czy pisał? – nie dawała za wygraną.

– Przykro mi, ale od samego Filipa nie mam żadnych wiadomości.

– Pisał mi krótkie wiadomości prawie codziennie. – Spuściła wzrok i zaczęła grzebać obcasem w szczelinie między płytami chodnikowymi. – Było mu ciężko, ale żył. I nagle przestał. Myśli pani, że… – Spojrzała na agentkę ze strachem. Jej oczy wypełniły się łzami.

– Pocieszam się, że brak wiadomości to dobra wiadomość – odparła cicho Eliza. Zrobiło jej się żal dziewczyny. – Musisz być dla niego kimś wyjątkowym, skoro się z tobą skontaktował.

– Mam nadzieję, że nic mu nie jest. – Luiza pociągnęła nosem. – Jakby pani się czegoś dowiedziała, proszę dać mi znać. Chociaż tyle, że żyje.

– Jasne, będę pamiętać. – Eliza jeszcze przez chwilę patrzyła na plecy odchodzącej archiwistki. Mimowolnie zaczynała podziwiać tę parę.

***

Dokumentacja została zrobiona tuż przed zakończeniem dnia pracy. Studenci ogrodzili wykopy, żeby żadna przybłęda nie wpadła do nich w nocy, niszcząc przy okazji cenne znaleziska. Eliza obeszła teren. Rozglądała się czujnie, ale jak do tej pory nic podejrzanego nie wydostało się spod ziemi. Nie wyczuła też żadnych złowrogich sił.

Robiło się późne popołudnie. Powietrze było coraz bardziej duszne. Zanosiło się na pierwszą w tym roku burzę. Studenci pochowali sprzęty i się rozeszli. Eliza odetchnęła i poszła do domu. Po drodze wyciszyła telefon. Chciała mieć wieczór tylko dla siebie.

Weszła do mieszkania. W przedpokoju zdjęła buty, kurtkę powiesiła na wieszaku, a torbę rzuciła gdzieś w kąt. Przeszła do łazienki, gdzie przebrała się w wygodniejsze ciuchy. Chociaż wanna kusiła, żeby od razu przygotować sobie kąpiel, to Eliza stwierdziła, że jest bardziej głodna niż spocona i moczenie się w gorącej wodzie może jeszcze trochę poczekać.

Naprzeciwko łazienki znajdowała się kuchnia. Kobieta zrezygnowała dziś z odmrażanych dań na rzecz ugotowania czegoś. Z reguły nie miała na to czasu ani siły, ale pilnowanie archeologów miało tę zaletę, że nie było zbyt męczące, a godziny pracy były sztywno ustalone.

Kuchnia była dość ciemna. Niewielkie okno kamienicy wychodziło na obskurne podwórko, a inne budynki utrudniały dostęp światłu słonecznemu. Nie pomagały nawet białe meble.

Z pełnym talerzem i szklanką wody Eliza przeniosła się do salonu połączonego z niewielką sypialnią. Jej biurko było zawalone notatkami i książkami, więc rozsiadła się na kanapie i włączyła telewizor. Nie była to jej ulubiona rozrywka, ale w tym momencie tylko na to miała ochotę. Zaczęła śledzić jakieś miłosne perypetie jednej z oper mydlanych dla gospodyń domowych. Pamiętała, że w jej rodzinnym domu kucharki i pokojówki starały się nie przegapić ani jednego odcinka, niezależnie od liczby zadanych prac. Sama czasami przysiadała się do nich w kuchni, częstowana świeżo upieczonymi ciasteczkami, z wypiekami na twarzy śledząc kolejne przygody. Później porzuciła przesiadywanie w kuchni na rzecz zakupów, ploteczek i kawy pitej w modnych lokalach w gronie najlepszych przyjaciółek.

Po dłuższym zastanowieniu z chęcią wróciłaby do tej kuchni i świeżych wypieków. Gdy na jej rodzinę spadały kolejne nieszczęścia, wszystkie przyjaciółeczki okazały się fałszywymi małpami, a wielu członków służby odeszło z ciężkim sercem. Elizie na początku trudno było się bez nich obejść, ale szkoła strażników szybko zmieniła jej przyzwyczajenia. Dziś była zadowolona ze swojej niezależności.

Zaczęło się ściemniać, gdy Eliza dźwignęła się z kanapy i poszła posprzątać kuchnię. Potem przygotowała sobie gorącą, aromatyczną kąpiel. Dawno nie miała okazji, żeby poleżeć przez godzinę w wannie. Dodane do wody olejki ją uspokoiły i nie pozwoliły myślom zbaczać na dziwne tory.

Cudownie odprężona i zawinięta w miękki szlafrok wyszła z łazienki i wróciła na kanapę. Kątem oka cały czas widziała swoje zabałaganione biurko, które nie dawało jej spokoju. Zaczęła przeglądać luźne kartki. Część wyrzuciła, część zapakowała do torby, żeby zabrać do pracy. Książki i notatniki ułożyła w schludny stosik. Teraz mogła usiąść w spokoju z kubkiem herbaty. Miłosne perypetie bohaterek seriali już jej się znudziły, sięgnęła więc po książkę, którą zaczęła czytać jeszcze zimą, ale do tej pory nie miała czasu skończyć. Przekartkowała ją od początku, żeby przypomnieć sobie najważniejsze wątki, a potem zatopiła się w lekturze.

Gdzieś na obrzeżach miasta rozszalała się burza. Do dzielnicy Elizy docierały tylko przyciszone grzmoty i najjaśniejsze błyskawice, ale deszcz padał intensywnie. Ukołysana jednostajnym szumem i nudną fabułą Eliza zaczęła odpływać w sen. Nie chciało jej się przenosić do łóżka, więc odłożyła książkę i przykryła się kocem.

Z płytkiego snu wyrwał ją bliski grzmot i wibracja telefonu na drewnianym stoliku. Usiadła gwałtownie. W ciemności rozjaśnianej błyskawicami jej telefon błyskał zielonym światłem jak jakiś nienaturalny obiekt. Chwyciła go i odebrała połączenie, nawet nie patrząc, kto dzwoni.

– Halo? – odezwała się nieprzytomnie.

– Eliza? Obudziłem cię? – To był David.

– Tak trochę. Stało się coś?

– Słuchaj, mam prośbę. Dopiero przyjechałem do miasta, a jest późno i nie bardzo… – Głos mu się trząsł, ale Eliza nie podejrzewała, że żołnierz może się czegoś bać.

– Jesteś w moim mieście?

– Tak. Czy miałabyś trochę miejsca, chociaż do rana?

Kobieta w tym momencie już całkiem się rozbudziła. Chciał wprosić się do niej na noc. Już zamierzała mu odmówić, ale usłyszała szumiący za oknem deszcz.

– Dobra. Mogę cię przenocować, ale nie licz na luksusy. – Podała mu adres i zwlekła się z kanapy. Zapaliła światło i zaczęła ogarniać salon. Wyciągnęła zapasową pościel, stolik przesunęła pod ścianę.

Właśnie szukała dodatkowego ręcznika, gdy usłyszała słabe pukanie do drzwi. Pobiegła otworzyć.

David stał w progu cały ociekający wodą. Głowę i ramiona miał opuszczone, w jednej ręce trzymał wojskowy worek podróżny. Eliza pociągnęła go za łokieć. Wszedł ciężko, odstawiając swój bagaż.

– Dzięki za przyjęcie – odezwał się cicho.

– Nie ma sprawy, ale co ty tu robisz? Stało się coś? – Zabrała mu worek i postawiła w łazience, żeby obciekł z wody.

– Skończył mi się urlop i przenieśli mnie tutaj – odpowiedział, podnosząc głowę.

Eliza nie była pewna, czy tylko deszcz spływał po jego policzkach.

– To czemu nie pojechałeś od razu na jednostkę? – Podała mu ręcznik, który ten chwycił niemrawo.

– Spóźniłem się na autobus i musiałem jechać następnym.

– No dobra. Mokre ciuchy zostaw w łazience. Weź prysznic, przebierz się w coś suchego, a potem przyjdź do kuchni. – Wskazała mu odpowiednie drzwi.

Wstawiła czajnik z wodą na herbatę. Wyciągnęła chleb z szafki i zaczęła robić kanapki. Nie była przyzwyczajona do przyjmowania gości na kolację.

David umyty i przebrany w suche spodnie i koszulkę wszedł do kuchni.

– Chcesz coś na spanie? – zapytała, gdy usiadł przy stole.

– To znaczy? – Nie zrozumiał.

– Tabletki, które pomogą ci zasnąć. Szczerze mówiąc, nie wyglądasz najlepiej.

Spojrzał na nią. To, co kiedyś migotało w jego oczach, teraz prawie całkowicie zgasło. Tęczówki były prawie czarne, a spojrzenie puste.

– Przydadzą się – stwierdził cicho i wziął jedną kanapkę z talerza.

Eliza zrobiła herbatę dla siebie i poczęstowała się kanapką. Przez chwilę jedli w milczeniu.

– Domyślam się, że masz dużo pracy – odezwał się po chwili – więc jutro rano pójdę do koszar.

– Jesteś pewny, że chcesz tam iść?

– Muszę. – Uśmiechnął się krzywo.

– Nie masz jeszcze z dwóch dni urlopu? Wyglądasz na wyczerpanego.

– Będzie dobrze, nie martw się. Urlop… nie pomoże w tej chwili.

– Jak uważasz, ale jeżeli potrzebujesz lokum na kilka dni, to się nie krępuj. – Sama nie wierzyła w to, co powiedziała. Nigdy nie była zbyt uczynna, jeżeli chodziło o goszczenie znajomych, ale David w tym momencie przedstawiał sobą obraz nędzy i rozpaczy. Nawet powód tego stanu był w tym momencie nieważny. Nie chciała, żeby tułał się po jakichś podejrzanych miejscówkach.

Zjedli talerz kanapek, porozmawiali jeszcze chwilę na neutralne tematy. Potem Eliza zaaplikowała żołnierzowi dwie tabletki i odesłała go do łóżka. Posprzątała, pogasiła światła i wślizgnęła się pod swoją kołdrę. Dość długo przewracała się z boku na bok, nie mogąc zasnąć. W ciemności nasłuchiwała cichego oddechu gościa. Zasnął prawie od razu po pigułkach. Miała tylko nadzieję, że nie zacznie chrapać.

Rankiem David wstał wcześniej, chociaż niewystarczająco, żeby ulotnić się w odpowiednim czasie. Eliza poczuła się nieco skrępowana, gdy zobaczyła go w swojej kuchni, ubranego tylko w spodnie od munduru. Przez chwilę gapiła się na jego umięśnione plecy. Na prawej łopatce miał niewielką bliznę, jakby od cięcia nożem.

– Dobrze spałeś? – Pytaniem oderwała go od robienia kanapek.

Obejrzał się przez ramię. Uśmiechał się słabo, ale nadal był blady.

– Te tabletki powaliłyby konia – mruknął.

– To się cieszę. – Uśmiechnęła się i usiadła przy stole.

David postawił przed nią talerz kanapek i kubek parującej kawy.

– Nie wiem, o której wrócę, więc dam ci klucze, jakbyś czegoś potrzebował.

– To nie będzie konieczne.

– Jesteś pewien? Masz skierowanie na kwaterę? – Elizie przypomniała się własna służba w szeregach strażników i tony papierkowej roboty, żeby dostać klucz do zatęchłego pokoiku.

– Dostałem rozkaz, że mam się stawić w jednostce.

– Dowódca swoje, a kwatermistrz swoje. Niektórzy pewnie będą zdziwieni, jak cię zobaczą. – Otworzyła jedną z szuflad, pogrzebała w niej chwilę i rzuciła na stół zapasowy komplet kluczy.

David popatrzył na nią podejrzliwie.

– Dlaczego to robisz? – zapytał.

– Wolisz spać na jakiejś sali gimnastycznej, bo się zawieruszył jeden papierek, czy na mojej kanapie? Przechodziłam prawie to samo. W innym mundurze, ale wiem, co to znaczy. Chcę ci po prostu pomóc. – Zebrała ze stołu naczynia i wrzuciła do zmywarki.

David siedział jeszcze przez chwilę i patrzył na leżące na stole klucze.

– Nie spóźniłem się na autobus – odezwał się po chwili.

– Słucham? – Eliza oparła się o kuchenkę.

– Wczoraj skłamałem. Nie miałem siły o tym mówić. Celowo nie wsiadłem do tego autobusu, bo nie chciałem tu przyjeżdżać, bo… – Głos mu się załamał. – Kilka dni temu umarł mój ojciec.

Eliza westchnęła i podeszła do niego. Położyła mu rękę na ramieniu, jego ciałem wstrząsnął krótki szloch.

– Miał już swoje lata i odszedł pogodzony z losem, więc chyba nie jest tak źle. – Wytarł policzki i spojrzał na nią wyczekująco.

– Na pewno jest już w lepszym miejscu i będzie na ciebie czekać. – Uśmiechnęła się, ale tak naprawdę miała ochotę palnąć się w łeb. Nigdy nie umiała pocieszyć drugiego człowieka. Cokolwiek by powiedziała, brzmiało to dla niej sztucznie, banalnie i bez sensu. Jednak większość ludzi wolała banały niż brutalną prawdę, że bliska osoba już nigdy nie wróci, a tak naprawdę nie wiadomo, czy po śmierci coś jest.

– Dzięki. – Chwycił jej dłoń, którą trzymała na ramieniu, i pocałował delikatnie jej wierzch.

Eliza na chwilę wstrzymała oddech, gdy przeszedł ją przyjemny dreszcz.

– I za to też. – Wziął oferowane zapasowe klucze i schował do kieszeni.

***

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji

Spis treści:

Okładka
Strona tytułowa
Poszukiwaczka
Moje życie nie jest twoją zabawą
Kim jestem?
Miejsce uświęcone
Jesteś moim aniołem

Agentka Tom II

ISBN: 978-83-8373-756-0

© Lara Jones i Wydawnictwo Novae Res 2023

Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Wydawnictwa Novae Res.

REDAKCJA: Paweł Pomianek Językowe Dylematy.pl

KOREKTA: Agnieszka Łoza

OKŁADKA: Krystian Żelazo

Wydawnictwo Novae Res należy do grupy wydawniczej Zaczytani.

Grupa Zaczytani sp. z o.o.

ul. Świętojańska 9/4, 81-368 Gdynia

tel.: 58 716 78 59, e-mail: [email protected]

http://novaeres.pl

Publikacja dostępna jest na stronie zaczytani.pl.

Opracowanie ebooka Katarzyna Rek