Zniszczenie - Lauren Asher - ebook + książka
BESTSELLER

Zniszczenie ebook

Asher Lauren

4,5

28 osób interesuje się tą książką

Opis

𝗝𝗮𝘅

Pigułki. Alkohol. Adrenalina.

Jestem uzależniony od destrukcyjnych decyzji, które zagłuszają mój ból.

Aż do pewnej nocy, kiedy popełniam katastrofalny w skutkach błąd.

Aby naprawić zniszczoną reputację zespół zatrudnia Elenę – cholernie drogą nianię, która zrobi wszystko, żeby zrujnować mi plany.

Jest moją zgubą udającą, że mnie ratuje.

I moim nowym uzależnieniem.

𝗘𝗹𝗲𝗻𝗮

Błagałam wszechświat, aby wyciągnął mnie z kłopotów finansowych, a on odpowiedział telefonem od Connora McCoya, który desperacko potrzebował wizerunkowego cudu dla jednego z zawodników.

Jeden sezon. Jedna praca. Jeden użalający się nad sobą kierowca.

Niby nic trudnego, ale Jax postanawia zmienić apartament hotelowy w pole bitwy.

A ja, aby pokonać przeciwnika, muszę znaleźć jego słaby punkt.

Niestety to, co znajduję, okazuje się zagrażać wszystkiemu.

Mnie. Jemu. Nam.

Miłość to strefa wojny i żadne z nas nie zamierza złożyć broni.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 502

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (445 ocen)
288
110
36
9
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
bubbleteaxx

Nie oderwiesz się od lektury

kompletnie nie spodziewałam się takiej historii, która najpierw złamie mi serce, a potem je na nowo poskłada
10
Malwina1111

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
10
Agataurban2

Nie oderwiesz się od lektury

Chyba najlepsza część z tej serii. plakalam czytając niektóre fragmenty książki . wszystkie część godne przeczytania ale ta utkwi mi w pamięci.
00
Karinii

Nie oderwiesz się od lektury

Najlepsza z części! Do samego końca trzymała w napięciu. Polecam!
00
Ursalia

Całkiem niezła

Lekko rozczarowująca. Na zmianę wciągająca i nudna, a Jax niekiedy straszliwie irytujący. Bardzo wzruszająca.
00

Popularność




SPIS TREŚCI

Prolog - ELENA

1 - JAX

2 - ELENA

3 - JAX

4 - ELENA

5 - JAX

6 - JAX

7 - ELENA

8 - ELENA

9 - JAX

10 - ELENA

11 - ELENA

12 - JAX

13 - JAX

14 - ELENA

15 - JAX

16 - ELENA

17 - JAX

18 - JAX

19 - ELENA

20 - JAX

21 - ELENA

22 - ELENA

23 - JAX

24 - ELENA

25 - ELENA

26 - JAX

27 - ELENA

28 - JAX

29 - ELENA

30 - JAX

31 - JAX

32 - ELENA

33 - ELENA

34 - JAX

35 - ELENA

36 - JAX

37 - ELENA

38 - JAX

39 - JAX

40 - ELENA

41 - JAX

42 - ELENA

43 - JAX

44 - ELENA

45 - JAX

46 - JAX

47 - ELENA

48 - JAX

49 - ELENA

50 - JAX

51 - JAX

Epilog - ELENA

Epilog 2 - ELENA

TYTUŁ ORYGINAŁU
Wrecked
Copyright © 2020. WRECKED by Lauren Asher Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2022 Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2022Redaktor prowadząca: Beata Bamber Redakcja: Beata Kostrzewska „Grafika słowa” Korekta: Patrycja Siedlecka Konsultacja merytoryczna: Emilia Zaręba Okładka oryginalna: Books and Moods Polska wersja okładki: Justyna Sierpawska Projekt typograficzny, skład i łamanie: Beata BamberWydanie 1 Gołuski 2022 ISBN 978-83-67303-28-6Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.plwww.papierowka.com.plPrzygotowanie wersji ebook: Agnieszka Makowska www.facebook.com/ADMakowska
.PRZEŁOŻYŁA Anna Piechowiak
Prolog - ELENA

Trzynaście lat wcześniej

– Jeśli nie będziesz gotowa za pięć minut, nici z czytania. Może i masz te dwanaście lat, ale do łóżka nadal chodzisz o ósmej! – Donośny głos taty roznosi się po naszym dwupiętrowym domu.

Biegnę do łazienki. Szykuję się do spania w ekspresowym tempie, bo praca domowa zajęła mi dziś więcej czasu niż zwykle. Myję zęby, a potem szybko zaplatam falujące włosy w warkocz i wymieniam szkła kontaktowe na okulary.

Docieram do łóżka pół minuty przed czasem i ciężko opadam na miękki materac. Z korytarza dochodzą odgłosy kroków papi,1 a po chwili zagląda już do mojego pokoju, by sprawdzić, czy leżę. Posyłam mu szeroki uśmiech, po czym krzyżuję nogi i klaszczę.

Tata szerzej otwiera drzwi i wpatruje się we mnie brązowymi oczyma.

– Mam sprawdzić, czy wynitkowałaś zęby?

Kręcę głową, próbując powstrzymać chichot.

– Pieniądze na opłacenie następnej wizyty dentystycznej będą pochodzić z twojej świnki-skarbonki.

– Obiecuję, że jutro to zrobię. Bardzo chcę z tobą poczytać, a praca domowa zajęła mi wieczność. Dlaczego nie mogę chodzić do jednej szkoły z moimi przyjaciółmi? Im odrobienie wszystkich zadań zabiera góra godzinę.

Odkąd kilka lat temu tata został ambasadorem Meksyku, nasze życie bardzo się zmieniło. Przeniosłam się do prywatnej szkoły, przeprowadziliśmy się do lepszej dzielnicy, a do tego mamy teraz dość pieniędzy, żeby jeździć na wakacje. Chociaż zazwyczaj mami2 i ja siedzimy w domu, kiedy papi podróżuje tam i z powrotem między Meksykiem a Stanami Zjednoczonymi, wykonując ważne zadania dla rządu.

– Któregoś dnia podziękujesz mi za to, że zmusiłem cię do chodzenia do amerykańskiej szkoły. Wszystkie te godziny, które spędziłem na wsadzaniu złych gości za kraty i naprawianiu Meksyku, wreszcie procentują.

– Ale oni każą mi mówić po angielsku – jęczę.

Tata dotyka palcem czubka mojego zmarszczonego nosa.

– I dzięki temu masz teraz rewelacyjny akcent. Cieszę się, że czesne okazało się tego warte. Naprawdę nie mogę się doczekać dnia, kiedy staniesz na scenie podczas ceremonii ukończenia studiów i odbierzesz dyplom amerykańskiej uczelni.

Tata siada obok, a materac ugina się pod jego ciężarem, kiedy się do mnie przybliża. Otwiera Igrzyska śmierci w miejscu, gdzie ostatnio skończyliśmy, gotowy kontynuować naszą wieczorną tradycję. Niestety ze względu na jego odpowiedzialną pracę często się zdarza, że nie możemy wspólnie czytać.

– To jak? Gotowa? – Pokazuje mi początkową stronę nowego rozdziału.

– Tak, tak, tak!

– Znasz zasady. – Odsuwa mi z twarzy zbłąkany lok, który uwolnił się z luźnego warkocza.

Z trudem zwalczam odruch wywrócenia oczyma.

– Jasne. Ty zaczynasz, a ja kończę. Super. Ruszajmy wreszcie. – Kręcę palcem, dając mu do zrozumienia, że czas na mniej ględzenia i więcej czytania.

Szorstkim głosem zaczyna czytać od miejsca, w którym skończyliśmy dwa tygodnie temu. Opieram się o porozrzucane na łóżku poduszki, wsłuchując się uważnie w każde słowo. Nie mogę się doczekać, aż Katniss wyjdzie zwycięsko z rzezi pod Rogiem Obfitości.

W połowie rozdziału tata przekazuje mi książkę. Poprawia mnie za każdym razem, kiedy popełniam błąd, a zdarza się to coraz częściej wraz z moim rosnącym entuzjazmem. Rozdział kończy się w mgnieniu oka, a opowieść urywa się w najbardziej ekscytującym momencie.

– Jeszcze jeden? Proszę? – Wpatruję się w tatę, trzepocząc rzęsami. Są tak długie, że dotykają szkieł okularów. Właśnie dlatego zazwyczaj wybieram szkła kontaktowe.

Potrząsa przecząco głową.

– Chciałbym, chiquita.3 Ale twoja mama prosiła, bym umył naczynia przed pójściem spać.

Przywieram do niego z całych sił. To kolejna ze sztuczek w moim repertuarze.

– Przecież nie było cię tak długo, że jesteś mi winien co najmniej dziesięć rozdziałów.

– Diez? No mames.4 – Śmieje się i mnie przytula. – Co powiesz na jutro? Może uda ci się wytargować ze trzy.

Odsuwam się od niego i krzyżuję ręce na piersi.

– No dobra. Skoro nie ma innej opcji.

Macham ręką, żeby sobie poszedł, po czym z dramatycznym westchnieniem opadam na łóżko.

– Wiedziałem, że ta nowa szkoła dobrze ci zrobi. Spójrz tylko na siebie, zachowujesz się jak prawdziwa dama. Poza tym czytasz o wiele lepiej niż rok temu. Jestem z ciebie naprawdę bardzo dumny. – Tata całuje mnie delikatnie w czoło, wychodzi i zamyka za sobą drzwi.

Wyłączam lampkę nocą. Przymykam powieki, a moje myśli natychmiast wracają do ostatniego rozdziału powieści. Pragnienie, by się dowiedzieć, co wydarzy się dalej, pożera niewielkie zasoby cierpliwości. Niezdolna, by spokojnie zasnąć, sięgam po małą latarkę, którą trzymam w szafce nocnej specjalnie na takie okazje.

Biorę do ręki książkę, wstaję i idę w kierunku szafy. Gdyby rodzice dojrzeli światło i przyłapali mnie na czytaniu do późna w środku tygodnia, ochrzan trwałby godzinami. Dlatego aby zaoszczędzić nasz cenny czas, chowam się w swoim zwyczajowym miejscu między ciuchami a kartonami. Włączam latarkę i otwieram Igrzyska na następnym rozdziale.

Wciąż nie czytam perfekcyjnie, więc pomagam sobie, śledząc tekst palcem. Tymczasem Katniss udaje się uciec i uniknąć śmierci. Jest taka fajna i odważna. Nagle słyszę gdzieś na dole krzyk. Brzmi tak przerażająco, że stają mi włoski na rękach. Rozpoznaję, że to krzyknął tata, i ze strachu wypuszczam z rąk książkę. Z głośnym łupnięciem upada u moich stóp.

Wstrzymuję oddech, starając się zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Odgłosy tłuczonego szkła i błagalne wołania mamy sprawiają, że wpadam w panikę. Serce wali mi jak oszalałe, kiedy tata przechodzi z angielskiego na hiszpański, błagając o litość. Do moich uszu dochodzą głośne trzaski i słowa wykrzykiwane przez nieznajome głosy.

Papi ostrzegał mnie przed takimi rzeczami. Nauczył też, że mam zostać w swoim pokoju i czekać, aż on albo mama wrócą się mną zająć.

Kolejny krzyk matki zapiera mi dech w piersi. Szybko chwytam latarkę, którą również upuściłam.

Tata też krzyczy. Słyszę jego głos tak wyraźnie, jakby drzwi do mojej sypialni nie pozostawały zamknięte. Z trudem opanowuję drżenie ciała.

Głośny huk roznosi się echem po całym domu, zupełnie jak gdyby ktoś odpalił fajerwerki na parterze. Wołania taty milkną, a mama wydaje z siebie przepełniony bólem wrzask.

Trzęsącymi się palcami gaszę wreszcie latarkę. Kliknięcie wydaje się niesamowicie głośne w otaczającej mnie nagle martwej ciszy. Chwilę później znów słyszę szloch mamy, a następnie powtarzający się kilka razy huk, który sprawia, że czuję zimne dreszcze. Znów zapada cisza.

„Raz. Dwa. Trzy”.

Oczy zaczynają mi łzawić i z trudem łapię oddech. Słyszę moje walące w szalonym tempie serce i krew szumiącą w uszach. W głębi duszy wiem, że wydarzyło się coś strasznego, bo rodzice przestali krzyczeć i błagać o litość. Potrząsam głową, zupełnie jakby ten gest miał sprawić, że lęk, który czuję, zniknie. Myśl, że coś złego mogło się im przytrafić, to dla mnie za dużo.

Gwałtownie wciągam powietrze, gdy drzwi do pokoju nagle się otwierają.

„O nie. Znajdą mnie tu”.

Szafa tłumi odgłosy stawianych na dywanie kroków. Przyciągam kolana do klatki piersiowej, starając się wcisnąć jak najgłębiej w kąt, tak jakbym chciała zniknąć. Zza pudeł i wieszaków nie powinnam być widoczna.

Nie jestem Katniss Everdeen. Jestem tchórzem, który postanowił się ukryć, zwinąć w małą kulkę niczego. Gdy drzwi szafy się otwierają, do gardła podpływa mi żółć. Nie mam jednak odwagi, by ją przełknąć, bo nieznajomy mógłby mnie usłyszeć.

Obcy człowiek przesuwa wieszaki i rozrzuca buty. Gdy coś uderza w pudła, za którymi się ukrywam, z całych sił staram się wstrzymywać oddech. Na szczęście nieznajomy szybko przestaje szukać i zamyka szafę.

– Nie ma tu jego córki. Może została na noc u jakichś krewnych? Mam sprawdzić pozostałe pokoje?

Zatykam usta dłońmi, by przez przypadek nie wydać żadnego dźwięku. Łzy spływają po moich palcach, ale udaje mi się zachować ciszę.

– Déjalo en paz.5 Wykonaliśmy zadanie. El jefe6 będzie z nas dumny i na pewno nas za to awansuje. Eduardo od dawna jest dla niego jak wrzód na dupie.

Z całej siły walczę z odruchem wymiotnym. Katniss nie płakałaby w takiej chwili. Wyszłaby odważnie z ukrycia i zrobiła coś. Cokolwiek.

Ale ja jestem słabym, żałosnym tchórzem, który z trudem stara się złapać oddech i jednocześnie nie zwymiotować.

Gdzieś na dole trzaskają drzwi.

Mami i papi przyjdą po mnie. Nic im się nie stało. Może nie mają się najlepiej, ale przyjdą.

Mijają minuty, jednak nie słyszę żadnych dźwięków dobiegających z dołu. Po mojej twarzy wciąż ciekną łzy. Modlę się, by papi się zjawił i zaniósł mnie do łóżka.

Potem przez długie godziny tkwię w bezruchu, zbyt wystraszona, by wyjść z szafy. Moje oczy przywykły do ciemności. Kołyszę się w tył i w przód, aby się uspokoić.

Wreszcie na czworakach wypełzam z kryjówki. Kiedy uchylam drzwi szafy, czuję się tak, jakby w żołądku ciążył mi głaz. Zamieram na moment i nasłuchuję, czy w domu przebywa ktoś, kto mógłby mnie usłyszeć. Po dłuższej chwili stwierdzam, że jest bezpiecznie i mogę wyjść.

Biorę głęboki oddech i otwieram drzwi sypialni. Skrzypią, jak gdybym przeniosła się do jakiegoś odcinka Scooby-Doo. Oddycham płytko, a serce wali mi niczym młot.

Nienawidzę ciemności. Z wyłączonymi światłami i dziwnymi cieniami w mrocznych kątach dom wydaje się przerażający. Mrowi mnie skóra. Zaciskając palce na latarce, powoli schodzę na pater. Desperacja daje mi siłę, by poruszać się do przodu.

– Mami? Papi?

Odpowiada cisza. Martwa cisza i mrok, które sprawiają, że pulsuje mi żyłka na szyi. Zwalczam w sobie pragnienie odwrócenia się, pobiegnięcia do sypialni i schowania się pod kołdrą. Katniss byłaby dzielna nawet w ciemności – silna i odważna.

Potykam się o coś, co blokuje wejście do kuchni. Odruchowo spoglądam w dół.

– Nie! Nie, nie, nie, nie, nie, nie!

Latarka uderza o podłogę tuż przy moich stopach i toczy się nieco dalej. Kolana uginają się pode mną, uderzają o posadzkę. Ujmuję w dłoń rękę mamy. Do oczu znów napływają łzy i skapują na nią. Nachylam się nad mamą i przyciągam ją do siebie.

– ¡Mami! ¡Despiértate!7 – Trzęsącymi się palcami odgarniam włosy z jej twarzy. Serce mi się zaciska na widok wpatrujących się we mnie pustych oczu.

Pozbawionych życia i ciepła oczu.

– Mami, ¿que pasa? Regresa a mi.8 – Czuję, że ciało mamy wysuwa się z moich wilgotnych dłoni. Patrzę na swoje palce, ale ciemność utrudnia mi zrozumienie, dlaczego są mokre. Ledwo widzę cokolwiek przez łzy, gdy szukam po omacku latarki. Po chwili znajduję ją i włączam. Światło pada na tatę leżącego obok mamy w kałuży krwi.

Wyrywa mi się szloch, gdy pochylam się nad papi, przytulam go i dociskam ucho do jego klatki piersiowej z nadzieją, że wciąż żyje. Muszę zadzwonić do lekarza lub do abueli9, żeby mi pomogli.

– Por favor, papi, no me abandones.10

Odpowiada cisza.

Nie słyszę bicia jego serca. Nie słyszę oddechu. Nie słyszę niczego.

– Nie, nie, nie – powtarzam zbolałym głosem. Tracę nad sobą kontrolę i płaczę, wciskając twarz w klatkę piersiową taty. Pachnie obco. Zaciskam palce na materiale szarego garnituru i potrząsam, jakby to miało przywrócić tatę do życia.

Jakby miał dzięki temu wrócić do mnie.

– Nie opuszczaj mnie – błagam łamiącym się głosem.

Nikt nie odpowiada. Nikt nie słyszy płaczu. Nikt nie uratuje moich rodziców. Odeszli na zawsze.

Są martwi.

Zostali zamordowani.

Moje dłonie, lepkie od krwi, lśnią w słabym świetle. Nagle czuję napływającą falę nudności. Ledwo udaje mi się odsunąć na kilka kroków, a już wstrząsają mną torsje i zwracam kolację. Nie zostaje we mnie nic.

Opieram się drżącymi dłońmi o drewnianą podłogę. W jedną z nich wbija się odłamek szkła. Syczę, czując nagłe ukłucie bólu. Wyrywam szkło ze środkowego palca, który zaczyna krwawić.

Po twarzy spływają mi łzy i uderzają o drewno, mieszają się z krwią.

Kładę się na mokrych, lepkich deskach i przyciągam kolana do piersi. Żałuję, że nie zostałam znaleziona przez morderców. Cała się trzęsę, gdy kołyszę się do przodu i do tyłu. Wyłączam latarkę i pozwalam, by otoczyła mnie całkowita ciemność, by cisza dała mi choć odrobinę spokoju.

1. Papi (hiszp.) – tatuś (przyp. tłum.).

2. Mami (hiszp.) – mamusia (przyp. tłum.).

3. Chiquita (hiszp.) – dziewczynka (przyp. tłum.).

4. Diez? No mames (hiszp.) – Dziesięć? Żartujesz ze mnie (przyp. tłum.).

5. Déjalo en paz (hiszp.) – daj już spokój (przyp. tłum.).

6. El jefe (hiszp.) – szef (przyp. tłum.).

7. ¡Mami! ¡Despiértate! (hiszp.) – Mamusiu! Obudź się! (przyp. tłum.).

8. Mami, ¿que pasa? Regresa a mi (hiszp.) – Mamusiu, co się stało? Wróć do mnie (przyp. tłum.).

9. Abuela (hiszp.) – babcia (przyp. tłum.).

10. Por favor, , no me abandones (hiszp.) – Błagam, tatusiu, nie opuszczaj mnie (przyp. tłum.).

1 - JAX

Teraźniejszość

– Jax, śniadanie ci stygnie! Co ty tam robisz przez calutki ranek? Lata temu wyrzuciliśmy wszystkie twoje numery Playboya! – Głos mamy rozbrzmiewa przez interkom w moim starym pokoju.

Powtarza się to za każdym razem, kiedy odwiedzam rodzinę podczas zimowej przerwy świątecznej. Nic tak bardzo nie sprawia, że czuję się niczym na wakacjach, jak pobudka bladym świtem i oskarżenia, że robię sobie dobrze jeszcze przed poranną herbatką.

Z przeciągłym jękiem zwlekam się z łóżka i naciskam guzik przy głośniku.

– Zawiodłem się na tobie. Wiesz, że ostatnią rzeczą, jaką chcę słyszeć podczas orgazmu, jest głos własnej mamy.

Jej śmiech powoduje, że w głośniku zaczyna trzeszczeć.

– Jesteś obrzydliwy. Niech Bóg mi wybaczy, że wychowałam kogoś, kto używa tak nieprzyzwoitego języka. Złaź zaraz na dół. Tata musiał iść na spotkanie, a nienawidzę jeść sama.

Właśnie takim typem rodziny jesteśmy. Z interkomem i zatrudnionym na pełen etat personelem, ponieważ tata był za młodu odnoszącym wielkie sukcesy bokserem i zbudował dla nas to luksusowe życie wyłącznie przy użyciu własnych pięści. Już od dawna nie walczy, ale na pierwszy rzut oka widać, że dobrze zainwestował pieniądze. Teraz należymy do tej samej śmietanki towarzyskiej co sukinsyny, które śmiały się z niego tylko dlatego, że urodził się w biednej rodzinie. I mamy więcej funduszy powierniczych oraz inwestycji niż cholerna giełda.

– Daj mi parę minut. – Odwracam się i idę w kierunku łazienki, by zmyć z siebie poranną senność.

Nie planowałem odwiedzin przed startem sezonu Formuły 1, ale mama mnie ubłagała. Trudno jej odmówić, zwłaszcza kiedy przypomina mi, że nie będę w domu na Wielkanoc. Poza tym nie miałem szczególnie interesujących planów, biorąc pod uwagę to, że Liam jest zajęty Sophie, a Noah spędza cały swój wolny czas z Mayą. Z naszego tria zostałem już tylko ja.

Boże, miej nas w swojej opiece.

Wyjmuję z kosmetyczki fiolkę z lekarstwami. Śliczna biała pigułka kontrastuje z moją opaloną skórą, kusząc obietnicą całkowitego odprężenia. Dzięki specjalnemu pozwoleniu od amerykańskiego lekarza i naciskowi, jaki Formuła 1 kładzie na zdrowie psychiczne, mogę brać xanax, ilekroć wpadnę w zły nastrój. A ostatnio dzieje się to kurewsko często.

Ja – kierowca Formuły 1 i znany wszystkim cholernie podły dupek – cierpię na zaburzenia lękowe. Gdyby ludzie dowiedzieli się o tym, zapewne zaczęliby się pokładać ze śmiechu, a ja najpewniej skopałbym im tyłki tak, że do końca życia zapamiętaliby, co się dzieje, kiedy się zdenerwuję. Być może na pierwszy rzut oka nie wyglądam na zestresowanego, ale wewnątrz jestem pieprzonym kłębkiem nerwów.

Odkąd byłem dzieckiem, zawsze czułem się tak, jakby mój mózg był chomikiem biegającym na kołowrotku, bez końca kręcącym się wokół tych samych spraw. A jak wiadomo, wraz z nerwicą przychodzą ataki paniki. Uderzały we mnie znienacka. Nagle uginały się pode mną kolana, czułem ucisk w piersi, zaś palce trzęsły się tak, że niczego nie mogłem w nich utrzymać.

Ataki pojawiły się kilka lat temu i od razu zaczęły negatywnie wpływać na mój nastrój oraz wyniki. Zazwyczaj dopadały mnie, gdy czułem się bardzo zestresowany, na przykład kiedy musiałem spędzać czas z rodzicami albo zaczynałem myśleć o przyszłości. A w ciągu ostatniego roku znacząco przybrały na sile. Po zeszłorocznym ataku w trakcie wyścigu, który McCoy zatuszował bajeczką o problemach technicznych, uznałem, że pigułki to moja jedyna opcja. Nie chciałem chodzić na terapię, więc znalazłem amerykańskiego lekarza, który rozwiązał problem, nie oczekując, że będę się z nim dzielił uczuciami. A teraz xanax gwarantował, że mój samochód nie wbije się podczas wyścigu w najbliższą ścianę.

Traktuję te ataki jako pokutę za to, że mogę żyć pełnią życia, podczas gdy moja matka cierpi. To gówno, które mi się przytrafia, stale przypomina o tym, że mama ma coraz silniejsze objawy. Choroba Huntingtona to suka – i z każdym rokiem odbiera jej więcej i więcej. Sprawia, że staje się słaba i wątła. Mój wzór do naśladowania i światło mojego życia przeżywa niekończące się katusze, a ja tymczasem odnoszę sukcesy w Formule 1. Nerwica i ataki paniki to pikuś w porównaniu z jej cierpieniem.

Ale wiecie, co mówią profesjonaliści: nie ma zmartwienia, któremu nie zaradziłaby garść xanaxu.

Połykam pigułkę przed wyjściem z pokoju, bo nie chcę marnować więcej czasu na użeranie się z własnymi myślami. Kroki, które stawiam na marmurowej posadzce, roznoszą się echem po naszej luksusowej rezydencji. Jasne, radosne kolory ścian i mebli wybranych przez mamę powodują, iż czuję się tu tak dobrze, że czasem trudno mi to wyjechać. Jakiekolwiek pokoje hotelowe, które zmieniam niemal co tydzień, nie umywają się do naszego domu.

Mama się uśmiecha, gdy przekraczam próg kuchni.

– Czyżby wreszcie zjawił się mój ulubiony syn?

– Jestem twoim jedynym synem, a to automatycznie czyni mnie też ulubionym. – Podchodzę bliżej i całuję ją w czoło, następnie siadam naprzeciwko niej. – Zawsze byłeś pyskaty i nie potrafiłeś przyjmować komplementów. – Trzęsącymi się palcami przeczesuje blond włosy.

Jestem efektem miłości Szwedki i czarnoskórego londyńczyka. Gdy byłem mały, inne dzieciaki nazywały mnie przez to kundlem. Wtedy mi to przeszkadzało, jednak już dawno się nauczyłem, że kobiety szaleją na punkcie wydatnych ust odziedziczonych po ojcu i szaro-brązowych oczu, które mam po obojgu rodzicach. A także kręconych włosów, teraz przyciętych po bokach i dłuższych z przodu.

– Przepraszam. Gdzie się podziały moje maniery?

– Przypuszczam, że zgubiłeś je gdzieś po drodze z Monako. Jackie wspomina o waszej nocy w kasynie niemal bez przerwy.

– Ta historia okazała się bardziej żywotna niż przygody księcia Harry’ego w Vegas. Ewidentnie to ja zasługuję na tytuł najgorszego brytyjskiego chuligana – mówię, poruszając brwiami.

Nasza pomoc domowa Jackie stawia przede mną śniadanie i herbatę.

– Twoja mama może i traktuje cię jak księcia, ale poza tym nie masz nic wspólnego z rodziną królewską.

– Aua. Zobaczysz, że będziesz mi całować buty, kiedy pasują mnie na rycerza – oznajmiam i puszczam do niej oko.

– Niby kto miałby to zrobić? Kelner, który obsługiwał twój stolik, nie ma takich uprawnień. – Jackie krzyżuje ręce na piersi i opiera się o blat wyspy kuchennej.

Mama parska głośnym śmiechem.

– Czy naprawdę musisz wyjeżdżać za tydzień?

– Jesteś jedyną osobą, dla której rozważałbym porzucenie Formuły 1, nawet gdybym miał wytrwać w tym postanowieniu jedynie dwie sekundy. – Patrzę na nią i kręcę głową.

– Robię postępy, bo wczoraj obiecywałeś mi sekundę mniej. Jeżeli pomieszkasz z nami kilka miesięcy, może osiągnę swój cel. – Mama unosi filiżankę do ust. Trzęsące się palce sprawiają, że połowa zawartości wylewa się na jej dłoń i sukienkę.

– Cholera. Pomogę ci. – Sięgam po serwetkę i wycieram herbatę, dokładnie przy tym osuszając bladą skórę mamy.

– Ależ jestem żenująca – wzdycha.

Zaciska mi się serce na widok zrezygnowanego wyrazu jej twarzy. W piersi czuję wzbierającą falę paniki, a płuca palą tak, że boli każdy oddech. Niech ten xanax zacznie wreszcie działać.

Zachowuję jednak spokój, który zupełnie nie współgra z moim przyśpieszonym tętnem.

– Co powiedział wczoraj doktor?

Mama posyła mi delikatny uśmiech.

– Mamo…

Demonstracyjnie wywraca oczyma, zastępując strapiony wyraz twarzy zuchwałym.

– Dobrze, już dobrze. Powiedział, że będziemy monitorować zmiany mojego nastroju i problemy z poruszaniem się. Ale ogólnie mam się całkiem nieźle.

Wszyscy są dobrej myśli.

– To dobre wiadomości, tak? Może nie jest tak źle, jak wcześniej twierdzili.

Dotyka mojego policzka drżącą ręką.

– Cóż, uważają, że mam szansę żyć kilka lat dłużej, niż wcześniej prognozowali.

– Czyli będziesz z nami jeszcze jakieś piętnaście lat? – Nienawidzę się za to, jak niepewnie brzmi mój głos.

– Synku, nic nie jest zagwarantowane. Chciałabym przekazać ci więcej informacji, ale sama nic poza tym nie wiem. – Jej uśmiech blednie.

Odsuwam talerz na bok, nie mam już nastroju na jedzenie.

– A wspominał, jak można zaradzić drgawkom?

– Na razie mogą jedynie monitorować, czy mi się nie pogarsza. Och, lekarz mówił też, że powinnam obniżyć poziom stresu, a w związku z tym mój syn powinien przestać być taki uparty i…

– Nie.

– Ale…

– Moja odpowiedź brzmi „nie”. – Wzdycham. – Przepraszam, nie lubię sprawiać ci zawodu, naprawdę, ale to nie ma sensu. – Ukrywam pod stołem trzęsące się dłonie.

– Nie mogę przestać próbować. Ilekroć idę do lekarza, martwię się o ciebie. Myślę o tym, jak się denerwujesz, i o tych pigułkach, które zacząłeś łykać w zeszłym roku. Leki benzodiazepinowe są bardzo szkodliwe, nie udawaj, że tego nie wiesz. Zastanawiam się, czy te drgawki nie są spowodowane…

– Mamo, proszę, przestań się o mnie martwić. – Mój głos jest zaskakująco cichy. Cholera, nienawidzę tego, jak matka potrafi mną manipulować, ale muszę pozostać niezłomny. – Czy możemy już o tym nie rozmawiać? Po prostu cieszmy się ostatnim tygodniem moich wakacji. Nie mam pojęcia, kiedy znowu was odwiedzę. Liama nie ma, a w McCoyu wszystko się zmienia. – Teraz brzmię na zdesperowanego. Głos mi się załamuje, gdy patrzę na nią szeroko otwartymi oczyma.

– Dobrze, zostawię na razie ten temat, ale tylko dlatego, że nie umiem ci odmówić, kiedy robisz minę proszącego szczeniaka. Właśnie z tego powodu miałeś próchnicę i cztery dziury w zębach, zanim skończyłeś pięć lat.

– Zawsze potrafiłem być czarujący – mówię i posyłam mamie mój najbardziej olśniewający uśmiech w nadziei, że zapomni, o czym rozmawialiśmy.

– Uwierz mi, czytam wszystkie artykuły, które publikują o tobie w Daily Mail. I już nie raz korciło mnie, żeby przepłukać sobie oczy wybielaczem.

Wzdrygam się.

– Przepraszam, mamo. – Z niecierpliwością czekam na dzień, kiedy poznasz właściwą kobietę i skończysz z chodzeniem do klubów.

Śmieję się.

– Poznanie jej i związanie się z nią to dwie różne sprawy.

– Kto mógłby się oprzeć takiemu mądrali?

Jackie zabiera talerz z moim niedojedzonym śniadaniem.

– Każda kobieta, który myśli głową, a nie szparką.

Mama krztusi się ze śmiechu.

– Jackie, jesteś okropna!

– Po prostu zwyczajnie szczera. – Jackie wzrusza ramionami i kieruje się w stronę zlewu.

– Skoro zepsułeś mi już apetyt, powinieneś przynajmniej sprawić swojej mamie radość. Wiesz, kogo kocham najbardziej na świecie?

– Tatę?

Mama parska.

– To ci się udało. Ewidentnie poczucie humoru odziedziczyłeś po mnie. Ale teraz zabierz mnie do naszego ulubionego miejsca, mój dobry panie.

– Z przyjemnością. – Wstaję i podaję jej wytatuowaną dłoń.

Przywiera do mego boku, gdy idziemy do głównego salonu. Na środku stoi wielki, lśniący fortepian. Pomagam jej usiąść na wygodnym krześle, a sam zajmuję miejsce na ławeczce przed instrumentem, po czym spoglądam na mamę. Ona zaś klaszcze w ręce i się uśmiecha.

– Zapisanie cię na lekcje gry było najlepszą decyzją, jaką w życiu podjęłam.

– Mówisz serio? Masz ich tyle do wyboru, ale tę uważasz za najlepszą?

– Och, tak. Twojemu ojcu słoń nadepnął na ucho, więc zostajesz mi tylko ty.

Uśmiecham się i odwracam do instrumentu. Przesuwam palcami po klawiszach, a potem zaczynam grać motyw przewodni z Parku Jurajskiego. Głos mamy, gdy znowu się odzywa, staje się donośny.

– Nie mogę nawet narzekać na to, że wolałeś ten rodzaj muzyki i nie chciałeś uczyć się klasyki.

– Zawsze byłem buntownikiem.

– Jakbym tego nie wiedziała. Jak myślisz, po kim to masz? Od najmłodszych lat słuchałeś opowieści o tym, jak uciekłam z domu i ani razu nie obejrzałam się za siebie.

– Byłaś buntowniczką z wyboru, a to najlepszy rodzaj buntowników.

– Nie waż się o tym zapomnieć – odpowiada i puszcza do mnie oko. – Teraz zagraj Clocks. Wiesz, że to też uwielbiam.

Zatracam się w muzyce. Sprawia, że odcinam się od myśli, a wszystkie zmartwienia odpływają niesione melodią.

Utwór jest piękny. Mama uśmiecha się przez cały czas. W takich chwilach nie żałuję przyjazdu do domu, chociaż czuję ból w piersi za każdym razem, gdy widzę, jak jej ciężko.

Wracamy do rzeczywistości w momencie, kiedy opuszczam klapę instrumentu i pomagam mamie wejść na górę do sypialni. Widok jej trzęsących się nóg i laski powoduje, że znowu psuje mi się nastrój – radość zostaje zastąpiona rozpaczą.

Wieczorem, kiedy mama zaczyna płakać po tym, jak podczas kolacji trzy razy upuszcza widelec, piszę do starych kumpli z pytaniem, czy nie skoczylibyśmy na jakąś imprezę. I jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki mój podły nastrój znika dzięki alkoholowi i złym decyzjom.

2 - ELENA

– Biorąc pod uwagę, jakiej opieki wymaga pani babcia, nie sądzę, aby można było ją jej tu zagwarantować. Musi zostać przeniesiona do placówki, gdzie zajmują się pacjentami przewlekle chorymi. A obawiam się, że pani fundusze na to nie pozwalają. – Lekarz spogląda na mnie znad notatek.

Zawsze wszystko sprowadza się do pieniędzy.

Chcecie wiedzieć, jakimi środkami dysponuję? Gdybyście wzięli pięć euro i podpalili banknot, a potem wrzucili do śmietnika, jego wartość równałaby się temu, co mam na koncie.

Każde zarobione przeze mnie euro było dotąd przeznaczane albo na rachunki, albo na opiekę nad babcią. Dorosłość jest trudna, lecz najtrudniejsza się okazuje, gdy ma się długi.

Abuela ostrzegała mnie przed studiowaniem na amerykańskim uniwersytecie, ale jej nie posłuchałam. Chciałam spełnić marzenie ojca i ukończyć szkołę w Stanach. Szybko się przekonałam, że niektóre marzenia lepiej wyglądają na papierze. Amerykański sen zmienił się w koszmar pełen odsetek i zaciąganych jeden po drugim kredytów. Do diabła, mój kredyt studencki wykarmiłby pewnie jakiś nieduży kraj przez miesiąc.

Ból w klatce piersiowej przybiera na sile, gdy spoglądam na babcię – jedyną rodzinę, jaka mi pozostała. Zrobiłabym wszystko, by mogła żyć zdrowa i szczęśliwa najdłużej, jak to możliwe.

Patrzy na mnie szklistymi oczyma.

– ¿Marisol?

– Sí. Estoy aquí. – Przełykam rozgoryczenie, które wywołuje we mnie pytanie abueli. Posiadanie członka rodziny z chorobą Alzheimera sprawia, że człowiek w zabawny sposób zaczyna marzyć o tak prostych rzeczach jak bycie nazywaną własnym imieniem, a nie tym należącym do swojej matki. Czuję, jak nad głowę nadpływa mi czarna chmura, ale szybko zwalczam smutek wywołany wspomnieniem rodziców.

Mimo iż nienawidzę się za gorycz, którą odczuwam, gdy abuela myli mnie z mamą, nie mogę zaprzeczyć, że kocham w sobie to, że wyglądam jak ona. Ludzie mówią, że do złudzenia ją przypominam – wzrostem, figurą i falującymi ciemnymi włosami. Jedyne, co mam po ojcu, to brązowe oczy i długie rzęsy. Abuela zwykła mawiać, że odziedziczyłam po nich najlepsze cechy.

Odwracam się z powrotem do doktora.

– Ile kosztują takie placówki?

– Aktualnie mniej więcej cztery tysiące euro za miesiąc.

Świat wiruje wokół mnie, kiedy próbuję przetworzyć słowa lekarza. To czterdzieści osiem tysięcy euro rocznie, a ja nie mam nawet części tej sumy. Ledwo wiążę koniec z końcem w moim mieszkanku w Monako, któremu rozmiarem najbliżej do pudełka po dziecięcych butach. – Możemy zatrzymać ją tu jeszcze przez miesiąc, żeby dać pani czas na poukładanie sobie wszystkiego, ale potem będzie pani musiała znaleźć dla niej inną placówkę. Stan pani babci bardzo szybko się pogarsza i obawiam się, że nasz personel wkrótce nie da już rady jej pomóc. Leki, które podawaliśmy na próbę, nie zadziałały.

Z całych sił staram się nie rozpłakać.

– Nic więcej nie da się zrobić? Czy nie ma żadnych innych lekarstw?

– Przykro mi, ale niestety nie, panno Gonzalez. Radzę spróbować cieszyć się czasem, który wam jeszcze został, i przenieść ją do placówki, która zajmie się nią aż do momentu…

– Rozumiem. – Gryzę się w język, aby nie powiedzieć czegoś, czego później mogłabym żałować.

– Gdyby zechciała pani rozważyć powrót do Meksyku… O ile wiem, opieka medyczna jest tam o wiele tańsza. Znalazłaby pani doskonałą placówkę nawet z pani ograniczonymi środkami.

– Przemyślę to.

Trudno o lepszy plan niż rzucenie pracy i powrót do kraju, w którym zamordowano ci rodziców. Brzmi to jak przyszłość równie świetlana co apokalipsa.

Lekarz wychodzi z pokoju, rzucając zdawkowe pożegnanie, a ja zostaję sama z abuelą.

– Nena, jak się ma Eduardito? – Łapie mnie za rękę swoimi kruchymi palcami. Jej słowa ranią niczym żyletka.

– Dobrze. Jest bardzo zajęty pracą. – Nie pracuje od trzynastu lat, ale kto by tam liczył.

„Przestań być taka zgorzkniała, Eleno”.

– Dlaczego jesteś taka smutna? Powiedz mu, żeby spędzał więcej czasu w domu z tobą i waszą córeczką. Mówiłam mu, żeby mniej pracował, ale nigdy mnie nie słucha. Jest uparty jak jego ojciec.

Biorę głęboki oddech i kontynuuję rozmowę, jakbym była swoją matką. Nie ma sensu przypominać abueli, że nie jestem jej synową i że jej syn nie żyje. Ostatnim razem, kiedy o tym wspomniałam, wybuchnęła płaczem i zaczęła grozić, że własnymi rękami zabije morderców. Potrzeba było dwóch pielęgniarek i strzykawki z czymś naprawdę mocnym, żeby się uspokoiła. Tamtego dnia uświadomiłam sobie, że zostałam sama ze swoim bólem. Abuela nie jest już zdolna dźwigać prawdy, więc nie ma sensu o niczym jej przypominać. Dwaj bandyci, którzy zapragnęli zdobyć uznanie jakiegoś gangstera, mordując ambasadora, sami zginęli, jeszcze zanim rozpoczął się proces. Tak działa Meksyk. Dopominanie się o sprawiedliwość nie ma sensu, system jest zepsuty, przepełnia go jedynie korupcja i śmierć.

Kolejną dłużącą się boleśnie godzinę spędzam na jedzeniu lunchu i oglądaniu telewizji. Wreszcie całuję abuelę w policzek i żegnam się z nią. Niestety gdy tylko wychodzę, myśli o tym, jak opłacę drogą placówkę, w jakiej muszę ją umieścić, zaczynają zżerać mnie od środka. Nie mam pojęcia, jak miałabym utrzymać w tym układzie i siebie, i ją.

Do głowy przychodzą mi jedynie trzy opcje. Pierwsza: zabranie abueli do siebie i dzielenie obowiązków całodobowej pielęgniarki z pracą biurową wykonywaną w sypialni. Druga: powrót do Meksyku, czyli siódmego kręgu piekła. Trzecia: zostanie striptizerką, mimo iż mam dwie lewe nogi i panicznie boję się występów przed publicznością.

W pierwszej kolejności odrzucam pomysł przeprowadzki do Meksyku. Nie sprawdziłby się zarówno przez wzgląd na moje zdrowie psychiczne, jak i pracę, co utwierdza mnie w przekonaniu, że to najgorsza z dostępnych opcji. Abuela potrzebuje pomocy, a to oznacza, że muszę utrzymać pracę na tej półkuli. Długo budowałam koneksje w świecie F1 i nie mogę pozwolić, żeby teraz przepadły. Dzięki wsparciu Elíasa udało mi się założyć niewielki biznes i zaczęłam reprezentować sportowców.

Czy istnieją większe firmy, które również się tym zajmują? Oczywiście.

Czy są firmy gotowe naginać wszelkie zasady, by pomagać klientom o każdej porze dnia i nocy, w każdej sytuacji? Zdecydowanie. Ale żadna z nich nie oferuje tego, co ja. Przyjmuję naraz tylko garstkę klientów i buduję ich pozycję społeczną w oparciu o spersonalizowany plan. A dzięki koneksjom Elíasa pozyskałam już kilku lojalnych. Owszem, nie mogę się mierzyć z gigantami świata PR-u, jednak ta firma to moje własne dzieło. Nie zrezygnuję z tego, co zbudowałam, żeby przenieść się z powrotem do Meksyku. To by oznaczało porażkę, a papi nauczył mnie, żeby nigdy się nie poddawać, niezależnie od tego, jak bywa ciężko.

Idę pieszo do mojego żałosnego mieszkanka, które za mniej niż rok zostanie pewnie uznane za niezdatne do zamieszkania. Użalanie się nad sobą do mnie nie pasuje, ale zasługuję na jeden wieczór topienia smutków.

Rozważam telefon do Elíasa, lecz rezygnuję z tego pomysłu, bo przypominam sobie, że zawsze jest bardzo zajęty przed rozpoczęciem sezonu Formuły 1. Zresztą nawet mój najlepszy przyjaciel w niczym mi teraz nie pomoże. Zwierzanie się Elíasowi z problemów finansowych zawsze kończy się tym, że próbuje oferować mi pieniądze. Odmawiam, a wtedy on robi, co może, by skontaktować mnie z potencjalnymi klientami. Ci zaś polecają mnie kolejnym i dzięki temu zyskałam renomę jako najlepsza osoba od naprawy wizerunku. W zeszłym roku miał miejsce największy przełom w mojej dotychczasowej karierze, bo jeden z klientów skontaktował mnie z McCoyem, legendarnym zespołem Formuły 1. Zostałam zatrudniona, by pomóc jednemu z ich najlepszych kierowców, Liamowi Zanderowi. Dla mnie był to najwspanialszy okres, odkąd rozpoczęłam pracę zawodową, niestety niedługo później Liam zmienił zespół.

Spacer kończy się zbyt szybko. Wbiegam po paru skrzypiących schodach i za chwilę wchodzę do mojej klitki. Użalanie się nad sobą się nie kończy, więc rezygnuję z jedzenia obiadu, biorę prysznic i wskakuję prosto do łóżka. Teraz jednak nie mogę już odłożyć nieuniknionego i sięgam po telefon, a następnie otwieram aplikację bankową.

W mniej niż w minutę pojmuję, w jakim znalazłam się bagnie. Rzucam komórkę na materac, jednocześnie rozstając się z resztkami optymizmu.

– Boże, wiem, że ostatnimi czasy nie dogadywaliśmy się najlepiej, ale byłabym dozgonnie wdzięczna, gdybyś rzucił mi teraz jakieś koło ratunkowe. Wezmę wszystko, co zaoferujesz. Chociaż bądźmy szczerzy, przydałby się cud albo nawet trzy. Myślę, że na nie zasłużyłam, nie uważasz? – szepczę, wbijając wzrok w sufit.

Głowa mnie boli, gdy tak leżę i rozmyślam nad sytuacją, w jakiej się znalazłam. Opłakuję abuelę i jej utraconą pamięć. Nowy rok przyniósł kolejne pogorszenie stanu zdrowia babci. Ostatnia nić łącząca mnie z dawnym życiem właśnie się zrywa i nie mogę zrobić niczego, by to powstrzymać. Abuela nigdy nie pozna moich dzieci, nie przypomni sobie też, kim jestem. Nienawidzę momentów, gdy smutek przejmuje kontrolę, nadciąga niczym ciemna mgła i wykrada szczęście. Wbija we mnie niewidzialne szpony i bierze jako zakładniczkę. Nie zdarza się to często, ale kiedy już się przytrafi, moje życie zostaje wywrócone do góry nogami.

Wracam do rzeczywistości, słysząc bzyczenie telefonu. Ruszam się, by sięgnąć po leżący w rogu łóżka aparat. Na ekranie pojawia się nieznany numer. Odbieram bez chwili wahania.

– Hej, czy to Elena Gonzalez? – pyta jakiś mężczyzna.

– Tak, to ja – odpowiadam, a mój głos lekko się załamuje.

– Świetnie. Z tej strony Connor McCoy. Otrzymałem twój numer, bo w zeszłym roku pracowałaś z Peterem McCoyem. Nie wiem, czy masz pełną wiedzę na ten temat, ale musiał wziąć urlop na czas nieokreślony, więc przejąłem jego stanowisko. Sezon zaraz się zacznie, potrzebuję jednak twojej pomocy przy pracy nad pewnym projektem.

– Jakim projektem? – Z dużym trudem kontroluję brzmienie głosu, staram się, by nie dało się w nim usłyszeć desperacji.

McCoy ma tylko dwóch kierowców. Elíasa, który dołączył do zespołu po tym, jak odszedł Liam, oraz… Cóż, chyba mogę się domyślić, o kogo chodzi.

– Chcielibyśmy powierzyć ci prywatne zlecenie. Zajmie dużo twojego czasu, a do tego w grę będzie wchodził kontrakt na wyłączność i umowa poufności.

– Jakie oferujecie warunki? – Staram się brzmieć nonszalancko, chociaż całe ciało drży mi z podniecenia. W tym momencie, o ile nie będę musiała się rozbierać, wezmę każdą pracę.

Do diabła, mogę się nawet rozbierać, jeśli to poprawi moją sytuację finansową.

– Płacilibyśmy ci osiem tysięcy euro miesięcznie przez dziesięć miesięcy, zaczynając od marca. Dorzucimy dwadzieścia tysięcy, jeśli dotrwasz do finałów na początku grudnia. – Drugie zdanie wypowiada tak, jakby się modlił. – Chcielibyśmy, żebyś pracowała wyłącznie z Jaxem Kingstonem. Praca obejmowałaby pilnowanie go i budowanie jego pozytywnego wizerunku w mediach.

Sto tysięcy euro? Za taką kasę zrobię absolutnie wszystko.

– Mam kilku klientów, z którymi musiałabym się najpierw porozumieć. Jeśli nie pojawią się żadne niespodziewane problemy, postaram się pomóc wam ze wszystkim, czego będziecie ode mnie potrzebować.

Potem Connor ogólnikowo opowiada mi o kontrakcie i wylicza, co będę musiała robić w trakcie trwania sezonu. Jego plan jest inteligentny i doskonale przemyślany. Z lekką obawą się zgadzam, bo wiem, że nie mogę odmówić odpowiedzi na moje modlitwy.

Nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny. Niektórzy mają kozackie tatuaże i kombinezon wyścigowy McCoya.

11. Sí. Estoy aquí (hiszp.) – Tak. Jestem tu (przyp. tłum.).

12. Nena (hiszp.) – kochanie (przyp. tłum.).

3 - JAX

Kiedy miałem siedem lat, po wyścigu gokartów rzuciłem się na dzieciaka, który stał obok na podium. Byłem wściekły na tego małego dupka, bo naśmiewał się ze związku moich rodziców. W odpowiedzi na to ojciec zawlókł mnie pod worek treningowy. Tamtego dnia spojrzał mi też prosto w oczy i powiedział, że muszę pokonać swoje demony. Niestety pomimo starań taty zdecydowałem się zaakceptować ich towarzystwo.

Demony przybierają wszelkie rozmiary i kształty. Złość. Niepokój. Lęk przed przyszłością. Moje usiłują mnie skłonić, bym nieustannie sięgał po xanax, żeby zaznać odrobiny spokoju. Nie jestem uzależniony od leków. Daję słowo. Ale uzależniłem się od chwilowego wytchnienia, które przynoszą mi pigułki.

Wyobrażam sobie, że niebo bardzo przypomina wnętrze mojej głowy po tym, jak xanax zaczyna działać – jest tam cicho, spokojnie i zdecydowanie mniej mrocznie.

Nie planowałem tej drastycznej zmiany, która zaszła w moim życiu w zeszłym roku. Ale odkąd mamie zaczęło się pogarszać, a tata postanowił wkładać całą energię w desperackie próby uratowania jej, coraz częściej ulegam słabościom. Gdy tylko sprawy zaczynają się komplikować, demony przejmują nade mną kontrolę. Lecz wraz z próbami ucieczki od rzeczywistości przychodzi lęk i uderza niczym rozpędzony pociąg – i to w momencie, kiedy najmniej się tego spodziewam.

Wyścigi trzymają mnie przy zdrowych zmysłach. Niektórzy ludzie twierdzą, że nie wierzą w miłość od pierwszego wejrzenia, ale nie ja. Bo sam zakochałem się w adrenalinie – okrutnej kochance, która zawsze znika tak szybko, jak się pojawiła. Podążam za nią wszędzie tam, gdzie wiem, że będę mógł ją odnaleźć. Chlanie, wyścigi, pieprzenie – wszystkie te czynności podwyższające jej poziom sprawiają, że mogę utrzymać nerwy na wodzy.

– Tym razem naprawdę narozrabiałeś. – Connor McCoy patrzy wprost na mnie. Zamiast zabawiać się w Melbourne przed rozpoczęciem sezonu siedzę na tyłku w sali konferencyjnej.

– Zjebałem sprawę. Ja to wiem i ty też to wiesz. Nawet Elías, mój pieprzony nowy kolega z zespołu, to wie.

– To, co zrobiłeś, jest niepokojące. Kurwa… – Connor zamyka błękitne oczy i ściska nasadę nosa. – Nadużyłeś moje zaufanie i zmuszasz mnie, żebym szukał innego rozwiązania twojego problemu ze stanami lękowymi. – Jego głos brzmi ostro.

– Dostałem nauczkę i już więcej się to nie zdarzy. Nie powinienem był mieszać leków z alkoholem, niezależnie od tego, co twierdzą raperzy.

Tylko xanax od jakiegoś czasu pozwala mi uspokoić szalejące nerwy, więc w ogóle nie wziąłem pod uwagę możliwych skutków ubocznych popijania go procentami.

Connor mocno zaciska zęby.

– Przestań pieprzyć. Na nagraniach tańczysz na stołach, zachowujesz się, jakbyś oszalał, a potem leżysz nieprzytomny przy pisuarze. Z trudem opanowuję odruch wzdrygnięcia się.

– Z przykrością stwierdzam, że we wczesnych godzinach porannych bardzo rzadko bywam uosobieniem wdzięku i dobrych manier.

– Twoje wygłupy nadawałyby się do jakiegoś reality show lecącego na Bravo.

Otwieram szeroko usta w udawanym oburzeniu.

– Obrażasz mnie. W przeciwieństwie do tych programów moje życie ma fascynującą fabułę.

Ponury wyraz twarzy mężczyzny sprawia, że natychmiast odechciewa mi się żartów.

– Bądź poważny. Rozumiem, że masz powody do zmartwień. Przykro mi z powodu twojej mamy. Moja odwiedziła ją w zeszłym tygodniu i powiedziała, że nie wygląda najlepiej.

– Przestań. Mówiłem, że nie chcę o tym rozmawiać – warczę.

Pieprzyć plotkującą o nas matkę Connora. Myślałby kto, że skoro Londyn jest metropolią, to bogacze będą siedzieć w swoich rezydencjach oddalonych od siebie o wiele kilometrów. Ale nie, mamuśka Connora i moja muszą należeć do jednego klubu wielbicieli romansów erotycznych, który organizuje spotkania raz w tygodniu.

– W porządku. Ale może sam zechcesz wreszcie popracować nad swoim wizerunkiem? Do kurwy nędzy, dzieciaki widzą w tobie idola. A te wybryki szkodzą twojej karierze, odstraszają też sponsorów i sprawiają, że fani zaczynają kwestionować twoje zdrowie psychiczne. – W takim razie masz szczęście, że został mi jeszcze tylko rok kontraktu.

Connor zaczyna szarpać blond włosy.

– Nie. To ty masz szczęście, że cię lubię, chociaż jesteś skończonym kutasem. A przynajmniej lubię na tyle, żeby bronić cię przed zarządem, który z kolei nie lubi teraz mnie. Nie zamierzam dawać tym leniwym skurwysynom tego, czego chcą, więc lepiej pozbieraj się do kupy. Odkąd Liam odszedł, jesteś naszym jedynym kierowcą, który ma szansę na podium.

– Postaram się więcej nie nawalić. – Przełykam gorzkie uczucie żalu. Connor wcale nie musiał ciągle bronić mnie przed zarządem, ale i tak to robił. I jestem mu za to ogromnie wdzięczny.

– Chcę tylko mieć pewność, że się zrozumieliśmy. – Przypominający pluszowego misia Connor nie robi tak groźnego wrażenia jak jego poprzednik Peter. Do tego jest wiecznym optymistą, rzadziej kpi sobie ze mnie, a do tego nie traci wiary w moje możliwości.

– Uwierz, wszystko zrozumiałem. W zeszłym tygodniu powinęła mi się noga. – Poczucie winy sprawia, że czuję w piersi ucisk, zupełnie jakby wąż boa owijał się wokół moich płuc.

– Powiedziałbym raczej, że miniony tydzień był trudny dla twojej rodziny, a ty znalazłeś się w centrum tego wszystkiego. Ale biorąc pod uwagę stan zdrowia twojej mamy i to, jak bardzo bywasz nieobliczalny, martwię się, co będzie, jeśli to samo zdarzy się w trakcie sezonu. Prasa już rozpisuje się o tym, że się pogrążasz, a na to nie możemy sobie pozwolić.

– Poprawię się i nie popełnię już takiego błędu. Moja butelka whiskey zawsze będzie tylko do połowy pełna.

Poprzedni tydzień naprawdę był trudny, i to lekko mówiąc. Alkohol pomagał mi stłumić ból, który czułem, patrząc, jak mama walczy z chorobą. Drgawki. Zmiany nastroju. I wszystkie inne pieprzone symptomy, które zepsuły nam spędzony wspólnie czas.

Connor mierzy mnie wzrokiem.

– Jestem zupełnie poważny. Wiesz, że są lepsze sposoby na radzenie sobie z atakami paniki, prawda?

– Jak delikatnie mogę dać ci do zrozumienia, że mam je głęboko w dupie, bo żaden z nich mi nie pomoże?

– No tak, spodziewałem się takiej reakcji, więc wziąłem sprawy w swoje ręce. Możesz zacząć o mnie myśleć jak o wróżce chrzestnej.

– Nigdy nie przepadałem za bajeczkami Disneya.

– Cóż, w takim razie przygotuj się na moją propozycję, bo nie żartuję, kiedy mówię, że nie możesz jej odrzucić.

Powoli klaszczę – w najbardziej sarkastyczny sposób, na jaki tylko mnie stać.

– Wspaniale. Jestem niezmiernie ciekawy twojego genialnego planu.

– Jako że jestem bardzo zajęty przez cały ten bajzel, jaki zostawił za sobą Peter, zatrudniłem kogoś wyjątkowego. Pomyślałem, że dobrze ci zrobi spec od PR-u, który skupi się wyłącznie na tobie.

Odchylam się na krześle i przeklinam w myślach. PR-owcy są najgorsi. Jedyne, co mają do zaoferowania, to osądy i ból głowy, który pojawia się po rozmowach z nimi.

Connor wpatruje się we mnie uważnie.

– Nie podzielę się z nikim wiedzą o stanie zdrowia twojej mamy, ponieważ moja by mnie za to zabiła. Ale o twoich problemach z nadużywaniem alkoholu i imprezowaniem wiedzą wszyscy. Dlatego ilekroć będziesz znowu miał ochotę zachowywać się jak dupek, pomyśl o naszym zespole i o tym, że masz w tym roku szansę na mistrzostwo świata. Naprawdę chcesz to spieprzyć?

– Nie, nie chcę. – Biorę głęboki oddech i w tym momencie ktoś otwiera drzwi.

Okolone długimi rzęsami oczy w kolorze whiskey wpatrują się we mnie. Przez chwilę wbijam wzrok w wąski nos, po czym przenoszę spojrzenie na pełne usta. Kobiece usta. Stwierdzenie, że użądliła ją pszczoła, nie byłoby odpowiednie. Obie wargi są tak wydatne, jakby nieznajoma wpadła prosto w gniazdo os, a jej usta przegrały z nimi walkę. Falujące ciemne włosy opadają na ramiona i sięgają do piersi, na których opina się jedwabna bluzka. Strój podkreśla pełne kształty, a ja czuję ochotę, by paść przed tą dziewczyną na kolana niczym przed boginią.

Elena jest idealnie w moim typie. Ma biodra, za które pragnę złapać, tyłek, na który mógłbym patrzeć, pieprząc ją od tyłu, i cycki, które chciałbym całować. Ale nie pozwalam sobie na to, żeby w jej obecności myślał za faceta fiut, a nie mózg.

Jakimś cudem udaje mi się wyprostować się na krześle.

– Witaj, Eleno, dawno się nie widzieliśmy.

– Hej, Jax, nie mogę powiedzieć, iż żałuję, że musiałam tu wrócić.

Siada naprzeciwko mnie i wyciąga w moją stronę drobną dłoń. Ujmuję ją w swoją – wielką i pokrytą czarno-białym tatuażem, przez co wygląda jak ręka kościotrupa – i delikatnie ściskam palce. Natychmiast przeszywa mnie znajomy dreszcz. Gorąca fala podniecenia sprawia, że mocniej obejmuję dłoń Eleny, a wtedy fiut wreszcie zaczyna rejestrować obecność dziewczyny. Marszczę brwi, nie mogąc znieść tego, że zwyczajny dotyk kompletnie wytrąca mnie z równowagi.

Kiedy ostatni raz widziałem Elenę, Liam właśnie ogłosił, że opuszcza McCoya. Było to zaraz po tym, jak zajął drugie miejsce w mistrzostwach świata. Potem sądziłem, że udało mi się od niej uwolnić. Ale jak przystało na skończonego głupka, znów się pomyliłem. Nie lubię przebywać w towarzystwie Eleny częściej niż to konieczne. Przygląda mi się w taki sposób, jakby wiedziała, że coś jest ze mną nie tak. Jakby pragnęła zajrzeć do mojego wnętrza i zobaczyć prawdziwego mnie. Nie faceta, który co tydzień staje na podium. Nie kolesia z setkami tatuaży, który może i sprawia wrażenie twardziela, ale ciągle podejmuje głupie decyzje. I na pewno nie kogoś, kto uprawia przygodny seks, żeby zagłuszyć wypełniającą jego życie pustkę.

A jeśli jest coś, czego nauczyłem się przez ostatnie lata, patrząc, jak moja mama walczy z chorobą, jest to świadomość, że nie mogę sobie pozwolić na luksus wyjawienia komukolwiek moich sekretów. Jeżeli mam być szczery, Elena nie dałaby rady zmusić mnie do mówienia, nawet gdyby trzy lata z rzędu zgarniała wielkie wygrane na loterii.

Connor klaszcze w dłonie.

– Zadzwoniłem do Eleny, ponieważ słyszałem, jaki kawał dobrej roboty wykonała w zeszłym roku z tobą i Liamem. Uznałem, że lepiej będzie zatrudnić kogoś, kogo już dobrze znasz.

„Chyba masz na myśli kogoś, o kim wiem, że chcę go przelecieć. Ale cóż, starałeś się”.

– Jak tam wakacje w piekle? – pytam dziewczynę.

– Lucyfer prosił, żebyś wpadł niedługo w odwiedziny. Opowiada, że przygotował dla ciebie specjalną miejscówkę. – Akcent Eleny powoduje, że słowa brzmią niczym kołysanka, ich melodyjność przykuwa moją uwagę.

– Tylko jeśli uda mi się zaciągnąć tam też ciebie. Wydaje mi się, że piekło nie byłoby tak zabawne, gdyby nie towarzyszyła mi najlepsza możliwa przewodniczka.

Connor znów klaszcze i uśmiecha się do mnie.

– No tak, cieszę się, że tak dobrze się dogadujecie, bo Elena w najbliższym sezonie będzie twoją najwierniejszą fanką.

Przenoszę wzrok to na Connora, to znów na dziewczynę.

– Mam, kurwa, nadzieję, że nie sugerujesz tego, co myślę, że sugerujesz.

Elena parska śmiechem, słysząc mój burkliwy ton. W jej oczach odbijają się światła lamp.

Connor wręcza jej przepustkę dla pracowników F1.

– Pomoże ci naprawić wizerunek. Pozostanie przy tobie przez cały czas podczas sezonu, żeby cię pilnować.

Zaciskam szczękę tak mocno, że czuję, iż lada moment coś mi w niej pęknie.

– A co to, do kurwy nędzy, miałoby znaczyć?

– Elena podpisała kontrakt, na mocy którego ma obowiązek mieszkać z tobą i dokładać wszelkich starań, żebyś przy podejmowaniu każdej decyzji na pierwszym miejscu zawsze stawiał dobro McCoya. Będziemy pokrywać jej wydatki, ponieważ chcemy, aby skupiła się wyłącznie na tobie. Uda się też z tobą na wakacje, jeżeli zdecydujesz się wyjechać gdzieś latem. Jako że podczas przerwy świątecznej nie wszystko poszło po naszej myśli, sądzę, że najlepiej się stanie, jeśli ktoś będzie miał cię na oku również podczas wolnych dni w trakcie sezonu.

Czyli mam nie tylko spędzać czas z tą lisicą podczas pracy, ale też z nią mieszkać? Do diabła! Jeżeli jestem czegoś pewien, to tego, że nie zasłużyłem na tak złą karmę.

– To musi być jakiś kiepski żart. Nie zgadzałem się na łańcuch i kulę u nogi. – Mój głos tak się obniża, że wypowiadane słowa niemal przypominają warczenie.

– A ja nie zgadzałem się na użeranie się z kierowcą, który jest tak durny, że przegrałby z dzieckiem w karty. – Connor rzuca mi poirytowane spojrzenie.

– I co niby mamy razem robić? Zaplatać sobie nawzajem warkocze i oglądać filmy?

Connor przesuwa wzrok na Elenę i posyła jej ciepły uśmiech.

– Nie zwracaj uwagi na te jego fochy. Przywyknie do twojego towarzystwa.

„Mowy, kurwa, nie ma, że przywyknę”.

– Wydaje mi się, że wszystko już omówiliśmy, ale możesz wysłać mi SMS-a, jeśli będziesz miała jakieś pytania.

Patrzy znów na mnie i bezgłośnie mówi: „Zachowuj się”, po czym wychodzi z sali.

– Cóż, przyjąłeś to lepiej, niż oczekiwałam.

Elena zakłada nogę na nogę, co natychmiast przykuwa moją uwagę. Dżinsy opinają jej ciało i podkreślają kształty, o których bardzo nie chcę teraz myśleć.

– Awansowałaś właśnie z PR-owca na niańkę dorosłego faceta. Przyznam, że fantazjowałem o tym kiedyś. Lubisz takie zabawy?

Uderza pomalowanymi paznokciami w kolano.

– Jestem gotowa spróbować, jeśli obiecasz kłaść się do łóżka punkt dziesiąta.

– Da się zrobić po dobrym pieprzeniu.

Przesuwa wzrokiem po mojej klatce piersiowej, a jej policzki oblewają się zdrowym rumieńcem. Prostuję się na krześle i delektuję przyjemnym mrowieniem, które odczuwam, gdy tak na mnie patrzy. Zwłaszcza poniżej pasa. Bardzo chętnie bym sprawił, żeby Elena rumieniła się tak również przy nieco innej okazji.

Nagle otrząsa się i mruży oczy.

– Nie możesz po prostu odpłynąć przy Netflixie, tak jak robią to inni ludzie?

– A gdzie tu zabawa?

– Skoro już weszliśmy na temat zabawy, sporządziłam listę zasad, które będą obowiązywać w czasie naszego wspólnego mieszkania. – Odrzuca włosy na plecy, wyraźnie unikając mojego spojrzenia.

– Niczego innego bym się po tobie nie spodziewał.

Elena wyjmuje z torebki iPada. Jest zupełnie nieświadoma pożądania, jakie odczuwam. Nie ma pojęcia, że w dżinsach robi mi się ciasno i że coraz trudniej oddycham.

– Ledwo przetrwałeś trzy miesiące bez mojej pomocy. Sprawdziłam media społecznościowe i muszę powiedzieć, że czeka nas sporo pracy. Ale plus jest taki, że twoja reputacja sięgnęła dna, więc jedyna możliwa droga prowadzi w górę.

– A na czym niby będzie polegała nasza współpraca? Zamierzasz udawać moją dziewczynę? Uwielbiam takie historie.

Przewraca oczyma.

– Nawet dziewczyna nie pomoże ci naprawić twojego wizerunku. Ale zaplanowałam liczne wyjścia i aktywności, które sprawią, że gwiazdki Disney Channel zaczną ci zazdrościć.

W odpowiedzi unoszę brew.

– Masz na myśli te, które nie zaczęły jeszcze chlać i ćpać?

Elena wybucha śmiechem. Nienawidzę tego dźwięku – delikatnego, beztroskiego, jeszcze nieskalanego cierpieniem. Ja zmagam się z pesymizmem i znużeniem, ona zaś promienieje nadzieją i ciepłem. Kusi mnie, żeby sprawdzić, ile zajmie mi rozbicie tej jej bańki optymizmu.

– Właśnie te. Ale wracając do tematu… Zanim zaczniemy, będziesz mi musiał opowiedzieć, co się stało tej nocy, kiedy nawiązałeś płomienny romans z pisuarem.

Wyrywa mi się gardłowy śmiech. Dźwięk ten brzmi w moich uszach obco. Ostatni raz naprawdę się śmiałem przed tym okropnym tygodniem spędzonym u rodziców.

– Cóż, kiedy mężczyzna i kobieta bardzo się kochają…

Elena rzuca we mnie długopisem. Odbija się od mojej klatki piersiowej i toczy z powrotem w jej stronę.

Pocieram miejsce, w które uderzył.

– Przemoc nigdy nie jest rozwiązaniem.

– Powiedział facet, który niedawno rozwalił paparazzo aparat wart dwa tysiące euro.

– No dobrze, w takim razie przemoc zazwyczaj nie jest rozwiązaniem, ale tamten dupek wkurzył mnie swoimi rasistowskimi tekstami. Poza tym powinnaś być zadowolona, bo przecież odkupiłem mu sprzęt.

– Nie jestem pewna, czy można tak nazwać rzucenie mu pieniędzy prosto w twarz.

– Może i nie, ale padł przede mną na kolana szybciej niż ostatnia laska, którą pieprzyłem.

Elena rzuca mi gniewne spojrzenie.

– Więc co działo się w klubie?

Jeśli już dzisiaj nie zamierza odpuścić, to chyba powinienem się bać, jak przebiegnie reszta sezonu.

– Podczas przerwy świątecznej podjąłem głupią decyzję i popiłem leki na stany lękowe alkoholem. Ot, cała historia. Więc uwierz mi, że nie miałem w planach niczego, co wydarzyło się później.

Jej spojrzenie staje się delikatniejsze, znika obecny w nim jeszcze przed chwilą gniew.

– Nie wiedziałem, że bierzesz środki uspokajające.

Wzruszam ramionami.

– Niewiele osób o tym wie.

– Rozmawiałeś z psychologiem o tym, jak inaczej mógłbyś sobie pomóc? A może rozważałeś zmianę leków?

– Nie, bo to by się wiązało z gadaniem o uczuciach, a tego nigdy i pod żadnym pozorem nie zamierzam robić. Koniec tematu, nie próbuj mnie przekonywać. Jestem w stałym kontakcie z amerykańskim lekarzem, który doskonale sobie radzi z wypisywaniem recept.

Uderzam palcami o blat stołu.

Elena wbija we mnie wzrok. To niepokojące, jak wiele uwagi poświęcam drobinkom złota migoczącym w jej brązowych oczach. Wręcz, kurwa, niewiarygodne.

– Musisz być ze mną szczery. Czy jest jeszcze coś, poza twoimi atakami paniki, o czym powinnam wiedzieć?

Jej słowa sprawiają, że gdzieś w mojej głowie zaczyna rozbrzmiewać złowieszcze tykanie zegara. Spycham jednak głębiej narastający lęk, bo nie zamierzam sobie pozwolić na wpadanie w histerię w obecności tej dziewczyny.

– Nie. Tylko tyle, że jestem w związku z jackiem daniel’sem. Nasza relacja jest monogamiczna, więc nie rób sobie nadziei.

Elena kolejny raz przewraca oczami, tym razem bardziej od niechcenia, po czym potrząsa głową i znów spogląda na iPada.

– Skoro zeszliśmy na temat alkoholu… Nie jestem co prawda profesjonalną nianią, ale tutaj też zamierzam wprowadzić kilka nowych zasad.

– Najbardziej w zasadach lubię to, że każdą z nich da się jakoś złamać.

– Jax…

Sposób, w jaki wymawia moje imię, sprawia, że czuję się, jakbym nagle dostał zastrzyk nowej energii. W jej spojrzeniu dostrzegam płomień i mam ochotę sprawdzić, jak daleko mogę się posunąć, by wyprowadzić ją z równowagi.

„Przestań być takim cholernym sukinsynem”.

– Dobrze, w porządku, opowiedz mi o tym, jak przez najbliższy rok zamierzasz mnie pozbawiać wszelkich rozrywek. – W kącikach moich ust igra uśmiech, kiedy Elena nerwowo obraca w palcach rysik od iPada. Przynajmniej wiem, że działam na nią równie mocno jak ona na mnie.

– Po pierwsze, musisz ograniczyć picie alkoholu. Nie mówię, że masz kompletnie przestać pić, ale czas, żebyś nauczył się kontrolować. Nie będę wywlekać cię z publicznych toalet ani tym bardziej pomagać ci się doczołgać do pokoju hotelowego.

Dlaczego mój kutas zaczyna drżeć na myśl o dzieleniu z nią pokoju? To uczucie jest dość… niezwykłe. Pomysł, że miałbym mieszkać z kobietą, jeszcze nie tak dawno temu spowodowałby atak histerycznego śmiechu. Ale gdy w grę wchodzi Elena, ta perspektywa wydaje mi się zaskakująco pociągająca. Zakazany owoc zawsze jest najsilniejszym afrodyzjakiem.

Zgrzytając zębami, kiwam głową.

– Niech ci będzie. I tak nie chcę się już zachlewać jak do tej pory. – Czasem nic nie potrafię na to poradzić. Alkohol oferuje chwilę wytchnienia od dręczących mnie myśli. Ale jeśli chcę mieć szansę na zwycięstwo w mistrzostwach, muszę spróbować inaczej sobie radzić z problemami w trakcie trwania sezonu.

Oczywiście „spróbować” to w tym przypadku słowo klucz.

– Po drugie, musisz być ze mną szczery. Jeśli coś się wydarzy, muszę o tym wiedzieć, żeby móc jakoś temu zaradzić. Jeżeli następnego dnia dowiem się o wszystkim z gazet, będzie za późno i naprawdę się wkurzę.

– Dobra. – Przytakuję, ponieważ wściekła Elena wydaje mi się równie pociągająca co rozbicie auta na pierwszym okrążeniu.

– Poza tym…

– Kurwa mać! Ile jest tych zasad? – Krzyżuję ręce na piersi. Spojrzenie Eleny ślizga się po moich przedramionach, po czym błyskawicznie wraca na twarz. W samą porę, by zdołała zobaczyć, że uśmiecham się chytrze. Rumieni się i zakłada za ucho luźny pukiel włosów.

– Jeszcze tylko kilka. Jeśli wrócimy wieczorem do hotelu, to idziemy prosto do łóżek. Żadnego wychodzenia. Chcę ci ufać, a to znaczy, że nie możesz się wymykać w środku nocy i robić Bóg wie co.

– Bóg nie musi wiedzieć, a diabeł na pewno będzie po mojej stronie. – Uśmiecham się jeszcze szerzej, natomiast Elena znów zaczyna nerwowo bawić się rysikiem.

– Jasne… Cóż, tak jak powiedziałam, żadnego wymykania się. Ta praca bardzo wiele dla mnie znaczy i muszę ci jakoś zaufać. Płacą mi bardzo dużo za pomaganie tobie. – Ucieka spojrzeniem gdzieś w bok.

– Oj, kochanie, przecież oboje wiemy, że na koniec sezonu dostaniesz czek na pokaźną sumkę. Ale nie udawaj, że nie kręci cię ratowanie takich popaprańców jak ja.

– Mylisz się. Kręci mnie pomaganie ludziom w osiąganiu ich pełnego potencjału. I dobrze widzę, że kiedy zdołasz zostawić za sobą swoją okropną przeszłość, będziesz miał szansę stać się kimś naprawdę wartościowym.

– Nie przypatruj się zbyt uważnie. Jeszcze możesz żałować, że zajrzałaś zbyt głęboko.

– Nie muszę cię lubić, żeby móc wykonywać swoją pracę.

Fakt, trudno zaprzeczyć.

Elena zaczyna klikać coś na tablecie.

– Ostatnia sprawa. Będę towarzyszyć ci niemal wszędzie. To część moich obowiązków. – Przygryza dolną wargę.

Chyba powinno mnie niepokoić, że tyle wystarczy, aby zaczął mi stawać. Fiut nie rozumie, że Elena to dla nas kiepskie towarzystwo. To wszystko może zakończyć się katastrofą o wiele gorszą, niż kiedy książę Harry odszedł z rodziny królewskiej, a to naprawdę było coś. „Drogi kutasie, proszę, przyzwyczaj się do cierpienia, bo czeka cię to przez cały najbliższy sezon”.

– Czy to znaczy, że będziemy dzielić sypialnię? Zawsze marzyłem o takiej dużej poduszce, do której mógłbym się w nocy przytulać. Elena wydaje z siebie teatralne westchnienie.

– Serio? Przykro mi, ale wspólnego spania nie ma w kontrakcie. Poza tym planuję, żeby nasze relacje pozostały na poziomie filmu dla młodzieży.

– O ile wiem, w takich filmach też pojawia się odrobina erotyki – mówię i gwiżdżę cicho.

– O Boże, nie. Nic takiego się między nami nie wydarzy.

Jej oczy lśnią, kiedy parska śmiechem, a ja zaczynam się martwić, bo mam ochotę znów ją rozbawić. Jednak milczę i tylko staram się sobie wyobrazić, jak niby miałbym znieść kolejne miesiące z kimś takim jak ona u boku.

„Drogi Google’u, jak powiedzieć po hiszpańsku, że mam przejebane?”

Elena wyłącza tablet i odkłada go na biurko.

– A tak na poważnie, Connor nie wspominał ani słowem o możliwych konsekwencjach w wypadku nawiązania przez nas romansu, ponieważ to jasne jak słońce, że nic takiego się nie wydarzy.

Oczywiście, że Connor nie napomknął o tym ani słowem, bo sam zajmuje się podrywaniem koleżanek z pracy. W Formule 1 pracuje niewiele kobiet właśnie dlatego, że to wrogie im środowisko, narażone są tu na seksizm i wykorzystywanie.

Mimo iż Connor nie umieścił żadnej specjalnej klauzuli w kontrakcie, i tak muszę pamiętać, żeby zachowywać bezpieczny dystans. Niezależnie od tego, co się wydarzy, do niczego nie może dojść między mną a Eleną. W końcu nie bez powodu zawsze starałem się nie spędzać z nią więcej czasu, niż musiałem. Wywołuje we mnie reakcje, do których nie jestem przyzwyczajony, takie, którym wolałbym bliżej się nie przyglądać, chociaż uwielbiam jej towarzystwo.

Taki koniec nie jest mi pisany.

Chociaż moi przyjaciele idealnie odnajdują się jako bohaterowie komedii romantycznych ze szczęśliwymi zakończeniami, do mnie bardziej pasuje takie jak z Gry o tron – samotność aż do dnia, kiedy opuszczę ten świat.

4 - ELENA

Witajcie w cholernym piekle. Stan populacji obecnie wynosi dwie osoby.

W zeszłym tygodniu, kiedy Connor zadzwonił do mnie i udzielił szczegółowych informacji na temat tego, co będę robiła przez niemal cały najbliższy rok, powiedział też, że zamieszkam z Jaxem. Nigdy wcześniej nie podpisałam równie dziwacznego kontraktu, ale gdybym odmówiła, powiedziałabym „nie” tysiącom euro, które mi zaoferowano. A biorąc pod uwagę moją aktualną sytuację, zgodziłabym się na wszystko.

Connor objaśnił mi dość pobieżnie, na czym polegają problemy Jaxa i dlaczego zespołowi McCoy tak bardzo zależy na tym, aby w nadchodzącym sezonie był w najlepszej możliwej formie. Odkąd Liam odszedł po aferze z Peterem McCoyem, Jax stał się nową twarzą firmy. W dodatku ma w tym sezonie spore szanse na mistrzostwo świata.

Dlatego właśnie Connor martwi się, że chłopak może załamać się pod presją. Moje zadanie polega więc na tym, by pomóc mu radzić sobie ze stresem, a przy okazji podreperować jego wizerunek.

* * *

W końcu Jax i ja wchodzimy do naszego ekstrawaganckiego apartamentu hotelowego. Jeśli chciałabym zachować optymizm, powinnam skupić się na ogromnej otwartej przestrzeni z osobną sekcją jadalną i olbrzymią kanapą oraz na tym, że mamy osobne sypialnie. Niestety jedno spojrzenie na górującą nade mną postać wystarczy, żeby potencjalne dobre nastawienie prysło niczym bańka mydlana.

Żadna przestrzeń nie okaże się wystarczająco duża, jeśli będę musiała dzień w dzień dzielić ją z Jaxem. Już naszą współpracę w minionym sezonie przetrwałam z niemałym trudem. Jax dbał o to, bym nie mogła się do niego zbliżyć nawet na metr, o ile nie musieliśmy uczestniczyć we wspólnych sesjach PR-owych z Liamem. Ilekroć znajdowaliśmy się w jednym pokoju, unikał rozmawiania ze mną. Może wzięłabym to do siebie, gdybym nie wiedziała, że większość sportowców nie lubi współpracować z PR-owcami.

Z początku, kiedy dopiero zaczynałam pracować z kierowcami wyścigowymi, myślałam, że chodzi o moją osobowość. Jednak po jakimś czasie w tym zawodzie zrozumiałam wreszcie, że nikt nie lubi, kiedy obcy mu mówią, co ma robić. Zwłaszcza pewni siebie sportowcy, którzy radzą sobie ze słuchaniem gorzej niż noworodki. Na szczęście wypracowałam wysoką tolerancję na dupków mających tak wielkie ego, że mogliby ubiegać się o własny kod pocztowy.

Elías już wiele razy pytał, dlaczego zdecydowałam się na pracę dla bandy największych palantów w Europie. Odpowiedź jest prosta: bo nie lubię idealnych ludzi. Najbardziej wymagające zajęcia są najlepsze, dlatego chętnie podejmę się pracy z każdym, kto desperacko potrzebuje pomocy. Takich właśnie klientów uwielbiam – którzy nigdy nie krępują się być sobą, nawet jeśli nieustannie ponoszą tego konsekwencje. Nic nie wydaje mi się bardziej ekscytujące od pomagania im we wspinaniu się na szczyt.