Z głową w chmurach - Mirosława Kubiak - ebook + audiobook + książka

Z głową w chmurach ebook i audiobook

Kubiak Mirosława

4,4
29,98 zł
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 29,98 zł

TYLKO U NAS!
Synchrobook® - 2 formaty w cenie 1

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym. Zamów dostęp do 2 formatów w stałej cenie, by naprzemiennie czytać i słuchać. Tak, jak lubisz.

DO 50% TANIEJ: JUŻ OD 7,59 ZŁ!
Aktywuj abonament i zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego, aby zamówić dowolny tytuł z Katalogu Klubowego nawet za pół ceny.

Dowiedz się więcej.
Opis

CZASEM TO, CO NAJWAŻNIEJSZE, DZIEJE SIĘ TAM, GDZIE NAJMNIEJ SIĘ TEGO SPODZIEWASZ.

W malowniczej wiosce Jeziorany życie Teresy, weterynarki o wielkim sercu płynie z dala od zgiełku miasta. Pomimo trudnej przeszłości i problemów z byłym mężem, Teresa odnajduje spełnienie w pracy i relacjach z bliskimi. Jej codzienność zmienia się, gdy we wsi pojawia się elegancki architekt, Roman. Przyjeżdża, by rozwikłać rodzinne tajemnice, ale niespodziewanie staje się ważną częścią świata Teresy. Tymczasem teściowie Teresy świętują pięćdziesięciolecie małżeństwa. Za fasadą szczęścia kryją się jednak niewypowiedziane żale i narastające napięcia. Ich lekkomyślny syn Wojtek, wikła się w relację z młodszą kobietą – choć nie do końca jest gotów na życie, o jakim ona marzy. 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 229

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 16 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Anna Szymańczyk

Oceny
4,4 (11 ocen)
7
3
0
0
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Scarlet4321

Nie polecam

Ludzie, co z wami? Kto daje 5 gwiazdek za coś, co brzmi jak wypracowanie licealistki? Kto pisze te recenzje?
20
kobierskawies

Nie oderwiesz się od lektury

polecam, żal jednak, że to już koniec
00
fiolka88

Dobrze spędzony czas

Wioska Jeziorany, Teresa, rozwódka,kobieta po czterdziestce, matka nastoletniego chłopaka i pani weterynarz żyje sobie spokojnie aż do momentu kiedy do wsi przyjeżdża pewien pan architekt. Kobieta węszy spisek, wskutek którego mężczyzna miałby przejąć dom pewnego starszego mieszkańca. Okazuje się,że powód jego przyjazdu jest zupełnie inny, ale czy Teresa tak łatwo da się przekonać? Moi drodzy, oto przed Wami idealna lektura na wakacyjny czas relaksu i odpoczynku. Życie w Jezioranach toczy się leniwie. Pewien wiejski Casanova, Wojtek, nie wiedzący za bardzo czego od życia oczekuje wchodzi w związek z kobietą o połowę od niego młodszą, tylko czy będzie w stanie spełnić jej oczekiwania? Ba, czy będzie gotowy na zmiany jakie dla nich zaplanowała Ewelina... Małżeństwo z pięćdziesięcioletnim stażem niebawem będzie świętować złote gody i to właśnie teraz wychodzą przez lata skrywane żale i zranione uczucia... Nastoletni Krzysztof, nieśmiały i zdecydowanie mniej przebojowy niż jego ojciec za...
00
zksiazkaprzykawie

Nie oderwiesz się od lektury

Czasem trafiam na książkę, która od pierwszych stron otula mnie lekkością i spokojem. Która sprawia, że świat wokół zwalnia, a ja po prostu… odpoczywam. "Z głową w chmurach" właśnie taka była. Ciepła, serdeczna, z humorem i bohaterką, którą od razu polubiłam. Teresa to kobieta, którą chciałoby się mieć za sąsiadkę, z sercem na dłoni, trochę poturbowana przez życie, ale z tą cichą siłą, która daje nadzieję. Czytało mi się błyskawicznie, nie dlatego, że chciałam skończyć, ale dlatego, że historia sama mnie niosła. Każdy rozdział był jak kawałek słońca, a uśmiech pojawiał się na twarzy częściej, niż się spodziewałam. Tak po prostu, od serca. I nie raz śmiałam się w głos, bo styl autorki jest lekki, swobodny, naturalny. Jak rozmowa z przyjaciółką. Bardzo spodobało mi się to, jak Pani Mirosława Kubiak poprowadziła wątki - delikatnie, z wyczuciem. Było o miłości, ale bez nadęcia. O rodzinnych tajemnicach, ale bez dramatyzowania. O codzienności, która może być pełna emocji, jeśli tylko się ...
00

Popularność




 

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 1

 

 

 

 

 

 

Słońce chyliło się ku zachodowi. Ciepły kwietniowy dzień w Jezioranach powoli dobiegał końca. Teresa pracowała do późna. Zaszczepiła dwa psy, obcięła pazury młodej brytyjskiej kotce, wyleczyła zapalenie spojówek półrocznego buldożka i przyjęła poród krowy w sąsiedniej wiosce. Z zasłużoną lampką białego wina siedziała nakryta kocem na werandzie, patrząc, jak słońce ozdabia niebo pomarańczową poświatą.

Podziwiała jeszcze przez kilka minut zachód słońca, po czym wróciła do domu i upewniła się, że zamknęła drzwi.

Wzięła szybki prysznic. Wyszła odświeżona, z wilgotnymi włosami okalającymi szczupłą, miłą twarz. Przebrała się w nocną koszulę i położyła się w miękkiej, pachnącej świeżością pościeli. Aż westchnęła z rozkoszy.

Sięgnęła po książkę, kryminał jakich wiele, o komisarzu z nałogami i seryjnym mordercy. Była wyczerpana, po dniu pełnym wrażeń cudem udało się jej dobrnąć do końca nudnego rozdziału. Wypiła więc łyk wody przed snem i zgasiła światło.

Parę minut po północy rozległo się natarczywe pukanie do drzwi. Uniosła głowę znad poduszki i odgarnęła włosy zalewające jej twarz. Zarzuciła na siebie szlafrok i zbiegła schodami. Za przeszkolonymi drzwiami ujrzała córkę sąsiadów, Ewelinę, mocno zdenerwowaną. Obok niej stał Wojtek, zwijał się z bólu.

Otworzyła drzwi.

– Dobry wieczór – przywitała się nerwowo młoda brunetka z dwoma grubymi warkoczami.

– Dobry wieczór – odpowiedziała i szybko przeniosła wzrok na Wojtka.

Widok byłego męża cierpiącego sprawiał jej przyjemność. To normalne? A może jest sadystką?

– Cześć, Teresko. Chyba potrzebujemy twojej pomocy – odezwał się, a w jego głosie dało się usłyszeć podenerwowanie.

Teresa wpuściła ich do środka.

Przebrała się w szary dres i wróciła do niespodziewanych nocnych gości. Czekali na nią w jej gabinecie weterynaryjnym. Prowadziła go od ponad dziesięciu lat, lecząc zarówno zwierzęta miejscowe, jak i te z okolicznych wiosek.

– No dobrze. Co się stało? – zapytała, naciągając na ręce gumowe rękawiczki.

Wojtek rozpiął rozporek i opuścił spodnie razem z bokserkami.

Teresa wybałuszyła oczy. Penis Wojtka był cały czerwony, nabrzmiały i opuchnięty. Szybko wytłumaczył, że podczas zbliżenia z Eweliną, w lesie, wpadł w pokrzywy. Teresa nie wiedziała, czy powinna się śmiać, czy wziąć się do odkażania.

– Widziała pani już coś podobnego? – zapytała Ewelina, kręcąc warkoczami ze zdenerwowania.

– Niemal każdego dnia, przez dziesięć lat. – Zaśmiała się.

Sięgnęła po tubkę ze sprayem. Z przyjemnością odkażała to miejsce wielokrotnie.

– Nie ruszaj się! – warknęła na Wojtka, bo jęczał jak stary motor.

– Nic mu nie będzie? – pytała co chwilę zatroskana dziewczyna.

– No byłaby wielka szkoda, gdyby…

– Nic mi nie będzie, prawda, Teresko? – zapytał, po czym zacisnął zęby z bólu.

– Jeśli wda się zakażenie i martwica, może okazać się, że penis będzie trzeba amputować – powiedziała z niezwykłą powagą.

W gabinecie zapadła na moment absolutna cisza, do Wojtka powoli dotarł komunikat o tym, że konsekwencje mogą być tak poważne.

W jego oczach dostrzegła pierwsze objawy paniki. Wpatrywał się w nią wybałuszonymi oczami, twarz mu zbladła.

– Co ty opowiadasz?! – Odskoczył na bok.

– Możesz się przez chwilę nie ruszać, bo utnę ci go od razu!

Wymachiwała nożyczkami chirurgicznymi przed jego przyrodzeniem, owijając je w luźny jałowy opatrunek z gazy.

– Gotowe! – Wstała i ściągnęła rękawiczki, po czym wyrzuciła je do kosza na odpady medyczne. – Noś przez kilka dni luźne, przewiewne ubrania, aby nie podrażnić skóry. Za jakiś tydzień nie powinno być śladu po poparzeniu.

Wciągnął spodnie i odetchnął z ulgą.

– Myśmy tylko spacerowali – zaczęła tłumaczyć dziewczyna, kiedy w gabinecie zapadła niezręczna cisza.

– Doprawdy? Zabrał cię na wzgórza, do kamieniołomu za lasem i obiecał, że pokaże ci, jak wygląda raj?

Ewelina spojrzała na Wojtka. Było jasne, że właśnie to jej powiedział. Teresa wcale nie była zdziwiona, mówił to jej i wszystkim innym kobietom, z którymi sypiał. Nie znał żadnego innego podrywu.

– Lepiej na niego uważaj – dodała, chowając wszystko do szuflady.

– Teresa! – oburzył się.

– No co? Przecież każdy wie, jaki z ciebie niskobudżetowy casanova.

Prychnęła i wygoniła ich, bo chciała już iść spać.

Z Wojtkiem rozwiedli się już ponad cztery lata temu. Małżeństwem byli dziesięć lat, ale przez większość czasu nie wyglądało to jak małżeństwo. Wojtek nie jest typem rodzinnym, więc gdy Teresa zaszła w ciążę, pod naciskiem rodziców oświadczył się jej, ale nie było to jego pomysłem. Starał się być dobrym mężem i przykładnym ojcem. Nie można mu było zarzucić, że nie troszczy się o dziecko. Dobrze szło mu wychowywanie Krzysia, ale jego uwodzicielska natura w końcu dała o sobie znać. Zaczęły się kłamstwa i zdrady, a tego Teresa nie chciała tolerować. Dla dobra swojego i ich syna podjęła decyzję o rozwodzie, którą on przyjął z aprobatą.

 

* * *

 

Nazajutrz Teresa odwiozła syna do szkoły. Krzysiek jak zwykle rano nie dojadł płatków śniadaniowych i nie dopił herbaty. Teresa obiecała sobie zwrócić większą uwagę na jego odżywianie, bo był zdecydowanie za chudy.

– Zdawało mi się, że w nocy słyszałem tatę – powiedział, poprawiając okulary.

– Tak? – zapytała, nie odrywając wzroku od drogi.

– Ale to przecież niemożliwe, musiało mi się coś przyśnić.

– No właśnie, co tata robiłby po nocy w naszym domu… – Nabrała powietrza, powstrzymując się od śmiechu.

Przed szkołą stała duża, zwarta grupa uczniów pochłoniętych żywą dyskusją. Krzysiek wysiadł z auta i pożegnał się z matką suchym „do zobaczenia”. Wchodził w ten wiek, kiedy zbyt duża ilość czułości względem rodzica może być źle odebrana przez rówieśników, a to oni zaczynali być na piedestale w piramidzie ważności.

W pewnym momencie jedna z dziewczyn wybuchnęła śmiechem, druga zarumieniona, chichocząc, zakryła się zeszytem. Krzysiek poczerwieniał na twarzy i ze wzrokiem spuszczonym na ziemię ruszył przed siebie.

Teresa odjechała spod szkoły, po czym wróciła do Jezioran. Jadąc polną wąską drogą, trafiła na Wojtka prowadzącego swoją zreperowaną motorynkę. Zajechał jej drogę. Zatrzymała się i wysiadła z auta. On zdjął kask i zmrużył oczy od promieni słonecznych.

– Ile ona właściwie ma lat? – zapytała Teresa z troską w głosie.

– Kto?

– Jak to kto? Ewelina.

– Dwadzieścia cztery – odpowiedział dumnie.

Oparła się pośladkami o samochód i skrzyżowała ręce na klatce piersiowej. Przez długi czas próbowała zrozumieć, jak mężczyzna po czterdziestce może się zachowywać w ten sposób. Wybierał coraz to młodsze dziewczyny. To trochę tak, jakby igrał z losem i próbował za wszelką cenę ściągnąć na siebie kłopoty.

– Chyba nie chcesz prawić mi teraz kazania?

Teresa pokręciła głową i spojrzała na niego z politowaniem. Wzruszyła ramionami i ugryzła się w język. Mało brakowało, a powiedziałaby mu, co o tym wszystkim sądzi.

– Oczywiście, że nie. To twoje życie.

– Kiedy byliśmy razem, nic mnie z nią nie łączyło.

– Ostatnia, która się uchowała przed tobą. – Zaśmiała się krótko.

– To nie moja wina, że tak działam na kobiety. – Przeczesał włosy i zabawnie naprężył mięśnie.

– Raczej na dziewczynki – odparła kąśliwie, po czym uśmiechnęła się zdawkowo, otworzyła drzwi do auta i wsiadła. – Czyżby syndrom Kuby Wojewódzkiego? – rzuciła, zatrzaskując drzwi.

Zgoda. Wojtek był przystojny, męski, doskonale wiedział, jak rozmawiać z kobietami, by im zaimponować. Urzekała je jego pewność siebie, niski głos, duże piwne oczy i zadbany dwudniowy zarost. I choć miał już pierwsze siwe włosy, to nadal nosił w sobie ten czar, spojrzenie rozrabiaki, które zachęcało do flirtu.

– Masz plany na wieczór? – zapytał, opierając się o auto.

– Dzisiaj raczej nie. – Pokręciła przecząco głową po chwili zastanowienia.

– Przyjedź. Mama zrobi pasztet. Dostaniesz porcję, napijemy się wina, powspominamy – zaproponował, robiąc swoje maślane oczy.

– Zobaczymy…

Założył gogle i kask. Odpalił swój pojazd i ruszył przed siebie. Ona skręciła w prawo i wyjechała na główną drogę. W radiu leciał hit It Must Have Been Love od Roxette. Teresa śpiewała razem z wokalistką Marie aż do momentu, kiedy na poboczu pustej drogi ujrzała nowego matowego mercedesa, a obok niego jakiegoś mężczyznę.

Zwolniła. Podjechała bliżej niego i wyjrzała przez szybę.

– Mogę panu jakoś pomóc?

Mężczyzna był tak zapatrzony w telefon, że nawet nie zauważył samochodu Teresy.

– Dzień dobry! – zawołała głośniej.

– Dzień dobry. – Odwrócił się w jej stronę.

– Mogę jakoś pomóc? – powtórzyła.

– Miałem włączoną nawigację, ale straciłem sygnał i chyba zbłądziłem.

– Zapewniam, że nie jest pan pierwszym, który tutaj zabłądził. – Zaciągnęła ręczny i wysiadła.

Mężczyzna był wysoki. Na pierwszy rzut oka wyglądał na bardzo poczciwego i życzliwego człowieka. Miał błękitną płócienną koszulę, doskonale harmonizującą z jego kolorem oczu. Jego włosy, choć siwe, były bardzo gęste. Gruba broda także pokryta była solidnym pyłem siwizny, a na nosie miał markowe okulary w typie panto. Cera naznaczona zmarszczkami nic nie ujmowała jego przystojnej twarzy. Ba, dodawała klasy i elegancji.

– Czego pan szuka? – zapytała.

– Miejscowość: Jeziorany – odpowiedział.

Zauważyła, że ma piękną dykcję.

– To tutaj. – Kiwnęła głową.

– Nie widziałem nigdzie tablicy informacyjnej.

Zaśmiała się.

– Pół roku temu był tutaj wypadek. Romkowi wyskoczyła krowa na drogę, odbił i uderzył w znak. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Ani jemu, ani krowie. Ucierpiało tylko auto, no i znak. Dotąd nie założyli nowej tablicy.

– Aha.

Patrzył na nią, jakby nie rozumiał, o czym mówi.

– Próbowałem dzwonić, ale nie mam tutaj sygnału.

– Akurat telefon panu się nie przyda. To strefa, w której urządzenia elektryczne mają wolne.

Zmarszczył brwi. Nie rozumiał jej.

– Kogo dokładnie pan szuka w Jezioranach? – zapytała, przerywając niezręczną ciszę.

– Szukam wójta. Pana Seweryna Paprockiego.

– Mieszka zaraz za zakrętem, pierwszy dom po prawej, ale o tej porze znajdzie go pan w jego biurze, przy poczcie.

Wytłumaczyła mu, jak tam dojechać, choć nie była pewna, czy zapamiętał wszystkie wskazówki.

– Jest pani niezwykle miła, dziękuję. – Wreszcie na jego twarzy zagościł delikatny uśmiech.

– Żaden problem – odparła również z uśmiechem, wsiadając do swojego auta. – Do widzenia! – rzuciła na pożegnanie i odjechała.

Nie było jeszcze dziesiątej, a ona już odhaczyła dwa dobre uczynki. Odwiozła syna do szkoły i pomogła potrzebującemu nieznajomemu. Mogła teraz skupić się na pracy. Pojechała zbadać konia u sąsiadów, który kilka dni temu skręcił staw skokowy.

Dotarła do dużego gospodarstwa, położonego najdalej od centrum wioski, na skraju lasów i pól. Znajdowała się tam ogromna stadnina, w której prowadzone były zajęcia nauki jazdy konnej i rehabilitacyjne dla niepełnosprawnych dzieci. Gospodarstwo należało do państwa Janickich, rodziców Eweliny, z którą obecnie umawiał się były mąż Teresy.

Podjechała autem i rozejrzała się dookoła. Znała drogę do chorego konia, więc bez pytania o zgodę zajrzała do stajni, po czym bez zbędnego czekania zabrała się do badania nogi pacjenta.

– Teresko! – zawołała kobieta w kolorowej chuście na głowie.

– Dzień dobry, pani Janko. – Teresa potarła czoło i odsunęła się od konia.

– Tutaj masz jajka. Są świeże. – Kobieta podała jej wypełniony koszyk.

– Ojej. Dziękuję.

Zapadła cisza. Janina wywijała palcami, sprawiając wrażenie zakłopotanej. Teresa zauważyła, że gospodynię wyraźnie coś gryzie, ale nie wie, jak zacząć rozmowę.

– Czy coś się dzieje, pani Janko?

– Nie wiem, jak mam ci to powiedzieć,

– Po prostu. O co chodzi?

– Ja widziałam, jak Wojtek patrzy na naszą Ewelinkę…

Teresa przewróciła oczami i głośno westchnęła. Nawet po rozwodzie musi świecić za niego oczami.

– Nie mógłby znaleźć sobie jakiejś innej niż ta nasza córa?

– Ale pani Janko… co ja mogę? Zna pani przecież Wojtka…

– Wiem, wiem.

Kobieta spuściła głowę. Sprawiała wrażenie spokojnej, ale w jej oczach widoczny był smutek.

– Jeśli Czesiek się o tym dowie, to kosą urżnie mu łeb. Ty wiesz, jaki on jest porywczy… jak ktoś mu naciśnie na odcisk. Nic i nikt go nie powstrzyma.

– Wiem, ale wiem także, że Wojtkowi nie da się niczego zabronić. Kiedy jest zakochany, to ma klapki na oczach.

Pani Janina zabawnie prychnęła.

– Żeby on jeszcze był w niej zakochany. Chodzi mu tylko o to, aby ją zbałamucić, a jak mu się znudzi, szybko zmieni obiekt pożądania.

Nietrudno było się z tym nie zgodzić.

– Porozmawiam z nim. Obiecuję – zakończyła rozmowę, zostawiając panią Krysię choć z iskierką nadziei.

 

* * *

 

Po południu Teresa miała chwilę wolnego. Skoro obiecała pani Janickiej porozmawiać ze swoim byłym mężem, zrobi to, choć dobrze wiedziała, że nie przyniesie to żadnego efektu.

Przed lustrem poprawiła włosy związane gumką i ruszyła kilka domów dalej, gdzie mieszkali byli teściowie. Wchodząc na podwórko, ujrzała starszego mężczyznę z pokaźnym wąsem i przykrytą odrobiną siwych włosów łysiną. Trzymał za uszy dużego królika, w drugiej ręce dzierżył metalowy pręt.

– Wybacz, Popo.

Położył królika na drewnianym stołku, wziął spory zamach i uderzył w kark, tuż za uszami, gdzie zaczynają się pierwsze kręgi szyjne.

– Nie mogę na to patrzeć. – Zasłoniła oczy.

Stanisław odwrócił się w jej stronę i posłał uśmiech.

– Przecież jesteś weterynarzem.

– Właśnie. Ja zwierząt nie zabijam, ja je ratuję.

– Nie martw się. Nie cierpiał. To sprawdzona metoda – dodał na swoje usprawiedliwienie.

– Wojtek u siebie w garażu?

– Tak. Raczej tak – odpowiedział.

Teresa skierowała się do nowego, dobudowanego kilka lat temu budynku na końcu podwórka, gdzie Wojtek prowadził swój warsztat samochodowy, oraz do przyległego do niego pomieszczenia, w którym mieszkał.

Wojtka tam nie było. Już miała zawrócić i sprawdzić w garażu, ale jej uwagę przykuła trójnożna sztaluga malarska. Zbliżyła się i uniosła odrobinę płachtę, którą nakryty był obraz.

– Nie podglądaj! – zawołał nagle.

– Wystraszyłeś mnie. – Złapała się w okolicach serca. – Chodzisz jak duch.

Wojtek wycierał dłonie wybrudzone jakimś smarem w cienką ścierkę i powoli zbliżał się do niej.

Miał na sobie białą koszulkę na ramiączkach opinającą mu ciało i beżowe lniane spodnie. Równo i krótko przycięte po bokach włosy, dzięki czemu wyglądał jak rozrabiaka. I łobuzerski uśmiech od ucha do ucha.

– Chcę to zobaczyć. – Wskazała na obraz ukryty pod białą płachtą.

– Nie chcesz.

– Przecież mówiłeś, że już od dawna nie malujesz.

– To nic nowego – powiedział, podchodząc bardzo blisko niej. – Zacząłem go dawno temu, teraz chcę dokończyć.

– Wygląda na to, że masz wiele zaczętych spraw.

– A to dlatego, że nie mam tego, co bym tak naprawdę chciał. – Pocałował ją w dłoń.

– Mogłeś o to dbać, gdy to miałeś – odparła i przesunęła palcami po włosach.

– Może jeszcze nie wszystko stracone – powiedział szeptem, zaglądając jej w oczy.

Zniosła to spojrzenie. Nie odwróciła wzroku. Zamrugała i odeszła o kilka kroków.

– Chciałam z tobą porozmawiać… – odezwała się.

– O czym?

– O Ewelinie.

– Prawda, że jest megahot?! – Zmrużył oczy i wyobraził sobie ją zupełnie nagą.

– Prawda, ale… co ty w ogóle do niej czujesz?

– Kocham ją.

Przewróciła oczami.

– W twoich ustach te słowa brzmią tak banalnie. – Założyła ręce na piersi. – Czego tak naprawdę od niej chcesz?

– Chcę z nią być.

Teresa westchnęła. Nie potrafiła z nim rozmawiać, zachowywał się jak rozwydrzony nastolatek.

– Dobrze, zapytam więc inaczej: co ci się w niej podoba?

– Wszystko. Ma młode jędrne ciałko, duże piersi, długie czarne włosy, zgrabną pupcię i w łóżku jest…

– Dobra, dobra! – W porę mu przerwała. – Wiesz, pytałam raczej o sferę uczuć, nie o wygląd.

– Dogadujemy się. Jestem przy niej wyluzowany, nie ograniczamy się. Mamy dużo wspólnych tematów, ale nie mamy za wiele czasu, aby pogadać, bo głównie to…

– Okej. Tak jak myślałam. – Pokręciła głową. – Nie ma sensu o tym z tobą rozmawiać.

Minęła go. Gdy wychodziła, dotknął jej włosów, jakby chciał przypomnieć sobie ich miękkość. Na chwilę ich spojrzenia zatrzymały się na sobie.

Teresa była dość szczupła, no, taka, można powiedzieć, w sam raz. Twarz miała delikatną. Duże piwne oczy, wypełnione życzliwością i empatią. Orzechowe włosy do ramion zazwyczaj wiązała w krótką kitkę. Malowała się delikatnie, była minimalistką, także w kwestii biżuterii i ubioru. Nosiła bluzki w jednym kolorze, bez zbędnych nadruków, wygodne spodnie i trampki.

Od pewnego czasu zauważyła na twarzy pogłębiające się zmarszczki. Wcale się nimi nie przejmowała, gdyż wiązała je z oznakami życiowej mądrości i doświadczenia.

Odprowadził ją wzrokiem, wracając pamięcią do czasów, kiedy byli razem.

Na podwórku pod nogami przebiegł jej rudy kot. Z domu wyjrzała uradowana matka Wojtka, Halina. Kobieta zbliżała się do siedemdziesiątki, ale wciąż była żywiołowa i pełna wigoru. Ograniczały ją jedynie otyłość, cukrzyca i opuchnięte nogi.

W niebieskim fartuszku w drobne kwiaty, jak każda przyzwoita wiejska gospodyni, zeszła po schodach z dzbankiem pełnym herbaty.

– Teresko! Siadaj z nami, zaparzyłam właśnie herbatę z rokitnikiem.

– Dziękuję, ale muszę wracać już do kliniki. – Przystanęła na moment.

Halina odłożyła dzbanek na stół. Podeszła do Teresy i odgarnęła jej włosy, nostalgicznie patrząc w oczy byłej synowej.

– Czy on znów ci coś zrobił?

– Kto? Wojtek? Nie. Skądże. – Zaśmiała się nerwowo.

– Ależ ja dobrze to znam. U nas w rodzinie żaden mężczyzna nie jest niczemu winny. – Kątem oka spojrzała na swojego męża podjadającego ciasto.

Stanisław wzruszył ramionami i nalał herbaty do wszystkich trzech kubków.

– Dobrze, że mam jeszcze ciebie. Nie wiem, co ja bym bez ciebie zrobiła. – Złożyła ręce jak do modlitwy i spojrzała w niebo.

– Halinko, proszę cię, nie przesadzaj – wtrącił mężczyzna.

– Kiedy to jest prawda! Też bym mogła pojechać z tobą do Warszawy. Dlaczego by nie? Bez problemu bym się tam odnalazła – powiedziała butnie.

– Boże kochany! Jednak się zgodziłaś, Teresko? Wyjeżdżasz? – krzyknął Staszek zaskoczony.

– Nie. Odrzuciłam tę propozycję. Tu mam dużo pracy, zresztą Krzysiek ma szkołę, przyjaciół, ojca, no i was.

Z domku wyszedł Wojtek, mrużąc oczy przed słońcem. To był pierwszy tak ciepły dzień w tym roku. Żal było z niego nie skorzystać.

– Coś ty jej znowu zrobił? – warknęła Halina na syna.

– Komu? Co?

– Chodź, moja kochana. – Przytuliła do siebie Teresę i pogładziła ją po włosach. – Wkrótce spotkasz mężczyznę, który wynagrodzi ci wszystkie te zmartwienia, jakie zafundował ci ten typek. Zobaczysz, ja wiem, co mówię.

– A u nas masz zawsze drzwi otwarte – dodał Staszek, nakładając sobie kawałek marmurkowej babki.

– Dziękuję wam. Muszę już naprawdę lecieć – powiedziała uprzejmie.

– Oczywiście, kochana, rozumiemy. Przyjdźcie wieczorem z Krzysiem po pasztet – dorzuciła Halina.

– Dobrze. Do widzenia. – Pomachała im na odchodne.

Do tego momentu rozmowa była miła. Teraz na twarzy Haliny pojawił się wyraz irytacji, a być może nawet gniewu. Rzuciła na syna spojrzenie wypełnione pretensją.

– Ona nigdy ci nie wybaczy! Wiesz o tym! – Usiadła i zacisnęła pięści. – Boże, żeby zamienić taką cudowną kobietę na byle siksę… a niewinne dziecko pozbawić ojca.

– Nie wzywaj imienia pana Boga nadaremno, mamusiu. Dopiero co byłaś u spowiedzi – rzucił żartobliwie.

– Oj, już nadaremno to na pewno nie jest! – fuknęła.

Skarcony Wojtek dosiadł się do stołu. Westchnął i spojrzał pytająco na ojca.

– Zaraz, ale jak to pozbawić Krzyśka ojca? Przecież się z nim widuję, troszczę się o niego.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Machnęła ręką w geście irytacji.

Halina była mocno podminowana. Wbijała w Wojtka pełne niezadowolenia spojrzenie. Poczerwieniała ze złości.

– Mamo, daj spokój. Ludzie się rozwodzą, to nic nadzwyczajnego! – Chwycił kawałek babki.

– W tej wiosce jeszcze żadna para się nie rozwiodła. Dopiero wy… – Odwróciła głowę, bo zapiekły ją oczy, a łez na pewno nie chciała teraz pokazać.

– Oj, a wielu by mogło. – Zaśmiał się szyderczo, szturchając ojca.

– Co? A o kim ty teraz mówisz?! Staszek, weź mu coś powiedz! – obruszyła się i uniosła znad stołu.

– A co ja mam mu powiedzieć?

– Cokolwiek. Tak, aby wiedział, że nie jest ci wszystko jedno!

Uderzyła w stół. Machnęła ręką i pobiegła do domu. Z trudem powstrzymywała łzy.

– Dziękuję, tato, że za mną stoisz – powiedział Wojtek z pełną buzią.

Stanisław westchnął bezsilnie.

– Ja wiem, że ciężko z tym się zmagać, ale mógłbyś się już uspokoić.

– Tato…

– Mnie już nie chodzi o ciebie, ale o mamę. Widzę, jak jej z tym ciężko. A ja chcę mieć na stare lata spokój, rozumiesz? Spokój! – Teraz i on uderzył w stół.

Przez te prawie pięćdziesiąt lat małżeństwa Staszek nauczył się już, że najlepsze, co może zrobić, to pobiec za żoną. Zastał ją w kuchni. Zmywała, ukrycie chlipiąc do zlewu.

Staszek pokręcił się chwilę po kuchni, po czym wyjął z lodówki piwo. Uniósł zawleczkę i nastąpiła erupcja piany, którą ze smakiem upił.

Halina zakręciła kran i wyjęła z szafki masywny kufel. Podała go mężowi.

– Nie znoszę, kiedy pijesz z puszki. Przecież wiesz, ile jest tam zarazków!

– Wybacz – rzucił bezwiednie, po czym nalał posłusznie piwo do kufla.

Wróciła do zmywania.

– Halinko, co się dzieje? – Usiadł przy stole.

Milczała.

Staszek znał swoją żonę i wiedział, jakich sztuczek użyć, aby ją udobruchać. To była prosta metoda 3P: Przytaknąć. Przemilczeć. Przyznać rację.

– Ja już dłużej tego nie mogę znieść! Boję się, że gdy wyjdę choćby na podwórko, zaczepi mnie ktoś, bo mój syn uwiódł komuś żonę, córkę, a może i wnuczkę!

Rzuciła ścierką o blat i usiadła naprzeciwko męża. Schowała twarz w swoich spracowanych dłoniach i rozpłakała się ponownie.

– Biedny Krzysiu. Wychowuje się bez ojca. – Westchnęła. – A co ty mu na to powiesz? No co? Nic! Jak zwykle nic. Milczysz jak ten zarżnięty królik!

– I tak by mnie nie posłuchał. Wiesz, jaki jest…

– Po kim on to ma?

– No przecież nie po mnie – obruszył się. – Insynuujesz, że byłem ci kiedyś niewierny?!

– Nie wiem. – Wzruszyła ramionami i przestała płakać.

– Nie byłem – odparł stanowczo, kręcąc grubym siwym wąsem.

– A to tylko dlatego, że ci nie pozwalałam. Chodziłam za tobą jak cień, pilnowałam i ganiłam.

Halina pociągnęła nosem, po czym odwróciła wzrok od męża.

– Nie zdradziłbym cię, Halinko, nigdy!

– Zdradziłbyś! – syknęła naburmuszona.

– Wcale nie!

Milczała, zastanawiając się nad jego słowami, a potem pokręciła głową i skrzywiła się boleśnie.

– Aaaa, dajcie wy mi wszyscy święty spokój! – Wstała od stołu, rzuciła ścierką o blat i zamknęła się w sypialni.

Stanisław przechylił kufel i wypił zimne piwo do dna. Różnili się charakterami, ale przynajmniej w tym jednym byli zgodni. Oboje chcieli tylko spokoju.

 

 

 

 

 

 

ROZDZIAŁ 2

 

 

 

 

 

 

Deszcz przestał padać późnym popołudniem. Słońce nieśmiało wyjrzało zza chmur. Teresa przyjęła ostatniego pacjenta w swojej klinice, kulejącego jamnika, i zamknęła na dzisiaj przychodnię. Wyszła na dwór, by poczuć, czy razem ze zmianą pogody przyszło ocieplenie. Na zewnątrz jednak dalej wiało chłodem. Wróciła do domu i idąc schodami na piętro, usłyszała znajomy głos:

– Dodajesz to, co wyszło ci w poprzednim równaniu, i masz wynik.

Stanęła w progu pokoju Krzyśka, wpatrzona w syna siedzącego przy biurku, nad nim stał Wojtek. Pokręciła głową z niedowierzaniem i oparła się nią o futrynę. Podłoga zaskrzypiała, a panowie w jednej sekundzie się odwrócili.

– Cześć, Teresko. – Wojtek wyprostował się, a na jego twarzy zagościł szelmowski uśmiech.

– Chcesz kawy? – zapytała.

– Chętnie.

Na parterze była duża, wyremontowana kuchnia w prowansalskim stylu, cała na biało, z dużą ilością żłobień i dodatków z motywem kwiatów. Obok kuchni znajdowały się spory salon i niewielki pokój, z którego Teresa zrobiła sobie spiżarnię. Na parterze mieściła się jeszcze łazienka, pilnie wymagająca remontu. Wąskim korytarzem można było dojść do dobudowanej kilka lat temu kliniki weterynaryjnej. Na piętrze domu była sypialnia Teresy, czysta i biała z dodatkami w morskich kolorach, pokój Krzyśka i mikroskopijna łazienka z prysznicem oraz poddasze, gdzie urządzono ciemnię fotograficzną.

Z salonu wychodziło się na sporych rozmiarów zadaszony taras z drewna akacjowego, z którego rozpościerał się widok na duży, lecz pusty ogród, za nim widać było las, a spośród drzew wyzierały błękitnozielone wody pobliskiego jeziora.

Teresa zaparzyła dwie czarne kawy i wyniosła je na taras. Przystanęła na chwilę, aby nacieszyć się krzepiącym widokiem natury, i westchnęła.

– Wspominasz mnie czasem? – zapytał bałamutnym głosem, zaskakując ją od tyłu.

– To, jak mnie zdradzałeś?

Parsknęła śmiechem i się odwróciła. Ze stolika sięgnęła po kawę i oparła się o barierkę.

– Nie… Myślę o tych dobrych rzeczach. Ty o nich nie pamiętasz? Przecież między nami bywało bardzo dobrze, co? Ja czasem zastanawiam się, czy nie mogłoby to wrócić.

Odwróciła głowę i popatrzyła na niego, zupełnie nie rozumiejąc jego intencji. On spojrzał na nią zmrużonymi oczami. Musiałaby kompletnie oszaleć, aby uwierzyć w jego słowa.

– Co ty sobie odpowiadasz na to pytanie? – zapytała, zasłaniając się kubkiem gorącej kawy.

– Że mogłoby…

– I wierzysz w to?

– Owszem. Wierzę – odpowiedział z przekonaniem.

Podszedł bliżej niej i pogładził ją po ramieniu. Delikatnie, aż wywołało to na jej ciele dreszcze. Pocałował ją w szyję. Tylko raz i było to niezwykle podniecające.

– Gdy zdradziłeś mnie pierwszy raz, myślałam, że nie wytrzymam ani dnia przy tobie. Gdy zrobiłeś to znowu, wiedziałam, że jestem dla ciebie jak stacja przesiadkowa. Wracałeś, kiedy chciałeś, ale zatrzymywałeś się też na innych przystankach. – Spuściła głowę i westchnęła ciężko. – Wolę być sama.

– Nie czujesz się samotna? – Spoważniał.

– Oczywiście, że brakuje mi kogoś obok. Nie byłam z nikim od… dwóch lat.

Spojrzeli sobie w oczy. Czuła na sobie jego współczujące spojrzenie. Wszak on nie ma z tym problemu, to jednak jej bliskość była potrzebna. Choćby się wypierała i zaklinała rzeczywistość, to przecież każdy człowiek potrzebuje kogoś przy sobie.

Złapał w dłonie jej twarz i pocałował. Zaskoczył ją. Odsunęła się i wytrzeszczyła oczy.

– Błagam cię! Nigdy więcej tego nie rób! – Pogroziła mu palcem.

– Dlaczego?

Przesunęła wzrok do domu. W kuchni Krzysiek nalewał mrożonej herbaty do szklanki. Nim Wojtek zorientował się, że tam jest, zniknął z ich pola widzenia.

– Bo patrzy na nas nasz syn. Nie chcę, aby miał nadzieję, że kiedyś do siebie wrócimy, bo oboje wiemy, że wyglądałoby to dokładnie tak samo jak przed laty.

– Nieprawda!

Otworzyła usta, chcąc mu coś powiedzieć, potem je zamknęła. Patrzyła na Wojtka z niedowierzaniem w oczach.

– A co z Eweliną?

Zapadła gorzka cisza.

– Przemyślałem wiele spraw przez ostatnie kilka dni. Ja nie umiem być sam… Nie chcę być z nią. Ja chcę być z tobą – powiedział półgłosem. – Chcę być z wami – dodał, robiąc maślane oczy.

Zacisnęła wargi, równocześnie odwróciła głowę w bok, żeby zrobić głęboki wdech. Schowała twarz za zasłoną włosów i chytrze się uśmiechnęła.

– Wiesz co… Ja już nie mam dwudziestu lat. Nie nabierzesz mnie na ten ton pełen życzliwości. Dobrze ci radzę, lepiej zostaw Ewelinę w spokoju, bo jak jej ojciec dowie się, że ją uwiodłeś i porzuciłeś, to nasz syn zostanie sierotą.

Wróciła do salonu. Napięta i wkurzona. Jak on śmie mówić takie rzeczy?! W ogóle o nich myśleć?! Prychnęła i zostawiła go samego na tarasie z niedopitą kawą.

 

* * *

 

Zrezygnowany wrócił piechotą do domu. Zabrał się do naprawiania silnika w samochodzie sąsiada. Zapachy smaru i benzyny działały na niego uśmierzająco. Nie minęło kilka minut, a w warsztacie pojawił się Stanisław.

– Mogę z tobą porozmawiać? – zapytał z lekką niepewnością w głosie.

– No pewnie, tato. Słucham cię.

Uniósł wzrok znad silnika, umiarkowanie zaciekawiony.

Ojciec chrząknął.

– Posłuchaj. Zawsze ciekawiło mnie, jak lubisz komplikować sobie życie. Już jako mały chłopiec ciągle kłóciłeś się z matką, a wiadomo, że kiedy kłócisz się z kobietą, to finalnie i tak musisz ją przeprosić i przyznać się do winy, niezależnie po której stronie ona leży. Musisz wybierać między racją a spokojem. Rozumiesz, o czym mówię?

Wojtek wytarł ręce w skrawek papieru. Z hukiem opuścił maskę samochodu i bezsilnie westchnął. Unikał wzroku ojca, bo taka rozmowa odbywała się nie pierwszy raz. Otworzył usta, żeby odpowiedzieć, ale zaraz je zamknął.

– Tylko jeden raz w całym twoim życiu przyznałem ci rację – kontynuował Staszek, siadając na obrotowym krześle.

– Tak? Niby kiedy?

– W dniu, kiedy ożeniłeś się z Teresą. To była pierwsza dobra rzecz, jaką zrobiłeś.

– Pierwsza?

– Tak. I ostatnia zarazem.

Stanisław chwycił w dłonie jakąś śrubkę i zaczął się nią bawić. Natarczywie wpatrywał się w Wojtka, tak że ten przez dłuższy moment zastanawiał się, co mu odpowiedzieć. Spuścił wzrok i wbił go w podłogę. Staszek poczuł, że jest na fali, więc kontynuował.

– Rozumiem, że jako mężczyzna nie potrafisz opanować się, bo kiedy jakaś śliczna dziewczyna na ciebie spojrzy, twoje ego, i nie tylko, natychmiast się unosi, ale do cholery, musisz zaliczyć wszystkie kobiety w okolicy?! – Walnął pięścią w blat, aż wszystkie narzędzia podskoczyły.

– Bez przesady. Nie byłem ze wszystkimi kobietami z wioski. Co ja mogę na to poradzić, że same chętnie wskakują mi do łóżka? – Wzruszył ramionami i celnie rzucił zmiętym papierem do kosza. – Sam sobie mówię: „Wojtku, dosyć, już nie”. Ale finalnie… wiesz, jak jest – dodał z pyszałkowatym uśmiechem.

– Właśnie. – Stanisław wziął głęboki wdech.

W garażu zapadła cisza. Wojtek oparł się o seicento, które właśnie naprawiał. Niby wiedział, o czym mówi ojciec, a z drugiej strony sam szczycił się swoimi podbojami i był z nich dumny. Jak pogodzić potrzeby ciała i wewnętrzny głos rozsądku?

– Jestem głupi, co? – Zmierzył się ze świdrującym spojrzeniem ojca.

– Tak, jesteś – przytaknął tamten.

Wojtek splunął w bok i popatrzył na smutnego ojca. Ten obracał w palcach małą śrubkę wyraźnie zatroskany. Nabrał głęboko powietrza i wypuścił je po chwili.

– Może teraz ci na tym nie zależy, ale kiedy będziesz w moim wieku, będziesz chciał być z kimś takim jak Teresa, ale… będziesz sam.

Stanisław wstał, oznajmiając tym samym koniec tej rozmowy. W tym momencie do garażu z całym impetem wkroczyła Halina.

– Co wy tu robicie? – Rzuciła podejrzliwy wzrok na męża, potem na syna.

– Rozmawiamy – odparł Stanisław, łapiąc się za łupiące go od kilku dni kolana.

– Tak? A o czym?

– O życiu.

Znów popatrzyła na męża, a potem jeszcze przez chwilę na syna. Dobrze wiedziała, że odbyli jakąś poważną rozmowę. Miny mieli nietęgie.

– Aha… – mruknęła. – Nasmarowałeś te skrzypiące drzwi w stodole, tak jak cię o to prosiłam dzisiaj rano?

– Jeszcze nie, ale mam to w planach. Pamiętam.

– W planach… – powtórzyła jego słowa z oburzeniem.

Przez chwilę, w ciszy mierzyła go wzrokiem. Staszek poczuł, jak gniecie go w żołądku, a jej spojrzenie przenika go do wewnątrz.

– Dobrze, już tam idę… idę tam. – Machnął ręką i minął żonę w drzwiach.

Halina przeniosła spojrzenie na syna, który przełknął głośno ślinę, uciekając oczami na boki, tak by ten świdrujący wzrok go nie napotkał. Rozmowa z ojcem, krótka, lecz treściwa, kompletnie go wykończyła. Poczuł, jak w głowie kotłują się mu tysiące myśli, a on sam traci grunt pod nogami.

– A ty wyciągnij pranie z pralki i powieś je na zewnątrz. Jeszcze zdąży wyschnąć do wieczora.

– Mamo, nie możesz tego zrobić ty? Muszę ogarnąć to auto…

Spojrzał na nią i przypomniał sobie słowa ojca o męskim wyborze: „racja albo spokój”.

– Dobrze, już idę. – Westchnął pod nosem i już po kilku minutach pranie mogło schnąć na podwórku.

Zerwał się lekki wiatr i zrobiło się jakby chłodniej. Staszek zasłonił oczy dłonią i spojrzał w niebo. Dostrzegł kilka większych pierzastych chmur. Wpadł do domu, aby napić się piwa.

Halina siedziała w salonie, na ulubionym fotelu w kwiaty, z wyciągniętymi na pufie nogami.

– Co za padalec! Jak on mógł jej to zrobić. Tylko zobacz, jak ona przez niego płacze. Tyle dla niego poświęciła. Oddała mu nerkę, skoczyła za nim do wodospadu i sprowadziła jego córkę, kiedy ta zaginęła w Kambodży, a on teraz odchodzi do tej blondyny…

Zacisnęła pięści. Sięgnęła po chusteczkę, którą miała w kieszeni fartucha. Wytarła oczy i wydmuchała nos.

Piana wystrzeliła z puszki. Stach przez chwilę próbował zrozumieć, co jest fascynującego w tym tureckim tasiemcu. Nalał sobie piwa do kufla i oparł się o futrynę.

– Jeju, Halinko… Nie rozumiem, jak możesz to tak przeżywać. Przecież to tylko serial.

Chrząknęła i obróciła głowę do tyłu, rzucając mu gniewne spojrzenie.

– Zero romantyzmu… – wymamrotała pod nosem. – Ciekawe, czy pamiętasz, co będzie za miesiąc – powiedziała chłodno, ale już znacznie głośniej.

– Oczywiście, że pamiętam.

Zmrużyła na niego oczy.

– Tak? – prychnęła. Uniosła kąciki ust. – Wiedziałam, że nie pamiętasz.

– Przecież mówię, że pamiętam!

– Tyle lat cię znam, więc potrafię rozpoznać, kiedy wiesz, a kiedy nie. W tym momencie wiem, że nie wiesz!

Przewrócił oczami.

– Co chcesz teraz usłyszeć? Że nie wiem?! – podniósł głos, ewidentnie wkurzony.

– Prawdę. – Wróciła wzrokiem na ekran telewizora.

– Właśnie, że nie chcesz słyszeć prawdy. Chcesz usłyszeć to, co dla ciebie jest prawdą.

Odpowiedział mu cichy śmiech, a potem chwilowe milczenie.

– Tak czy siak, nie wiesz.

– A wiem. Właśnie, że wiem!

Dopił szybko piwo. Przetarł umoczone nim wąsy, wierzchem dłoni i stanął napięty jak struna.

– Mamy rocznicę ślubu! – krzyknął. – W przyszłości już nigdy więcej nie mów mi, że nie wiem, kiedy wiem.

Halina obejrzała się przez ramię i napotkała jego oburzone spojrzenie.

– Ciii. Oglądam serial – odpowiedziała.

Staszek machnął ręką i wyszedł na podwórko.

 

 

Ciąg dalszy w wersji pełnej

 

Copyright © by Mirosława Kubiak, 2025

Copyright © by Grupa Wydawnicza FILIA, 2025

 

Wszelkie prawa zastrzeżone

 

Żaden z fragmentów tej książki nie może być publikowany w jakiejkolwiek formie bez wcześniejszej pisemnej zgody Wydawcy. Dotyczy to także fotokopii i mikrofilmów oraz rozpowszechniania za pośrednictwem nośników elektronicznych.

 

Wydanie I, Poznań 2025

 

Projekt okładki: Zofia Stybor

Zdjęcie na okładce: © Stephen Mulcahey / Trevillion Images

 

Redakcja: Katarzyna Wojtas

Korekta: Agnieszka Luberadzka, Jarosław Lipski

Skład i łamanie: Dariusz Nowacki

PR & marketing: Andżelika Wojtkiewicz

 

Konwersja publikacji do wersji elektronicznej:

„DARKHART”

Dariusz Nowacki

[email protected]

 

eISBN: 978-83-8402-370-9

 

 

 

Grupa Wydawnicza Filia sp. z o.o.

ul. Kleeberga 2

61-615 Poznań

wydawnictwofilia.pl

[email protected]

 

Wszelkie podobieństwo do prawdziwych postaci i zdarzeń jest przypadkowe.