Wywiad - M.M. Perr - ebook

Wywiad ebook

Perr M. M.

4,7

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Podkomisarz Robert Lew wkracza w świat bogatych i wpływowych ludzi.

Redaktor Laura Jabłońska – jedna z najbardziej rozpoznawalnych osób, symbol kobiety sukcesu – zostaje zamordowana. Podkomisarz Robert Lew razem z Sonią Czech rozpoczynają śledztwo. Pierwsze podejrzenia padają na życiową partnerkę dziennikarki. Okazuje się jednak, że zabójstwo Jabłońskiej jest powiązane ze śmiercią prominentnego przedsiębiorcy z Poznania. Wkrótce wychodzi na jaw, że ofiar jest więcej. Ktoś publikuje w sieci zdjęcia tych osób z podpisem „Wszyscy są winni”. Wydaje się, że celem mordercy są najbardziej wpływowi ludzie w Polsce – mistrzowie w swoim fachu. Czy wywiady przeprowadzane z nimi przed ich śmiercią pozwolą śledczym znaleźć nić łączącą wszystkie te ofiary? A może odsłonią motywy zabójcy?

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 556

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,7 (26 ocen)
20
4
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Selene79

Nie oderwiesz się od lektury

Jedna z lepszych Autorek obok M Gorzki, P. Kościelnego,P.. Piotrowskiego, K . Wolwowic. Ch. Cartera. Uwielbiam za analizy i zagadki.
00
natiszon

Nie oderwiesz się od lektury

"Prawdziwe życie to nie internet, w którym wystarczy wystukać pytanie, by pojawiły się setki odpowiedzi." Ta sprawa od początku nie układała się po myśli śledczych, budząc szereg pytań i wątpliwości. Na zboczu leśnej ścieżki zostaje odnalezione ciało popularnej redaktorki Laury Jabłońskiej. Kobiety sukcesu, znanej i cenionej w społeczeństwie. Podkomisarz Robert Lew wie, że teraz każdy aspekt śledztwa, będzie bacznie obserwowany przez media, a presja ze strony przełożonych będzie stale rosnąć. Po wstępnej analizie, podejrzenia padają na życiową partnerkę dziennikarki. Szybko jednak dochodzi do kolejnej zbrodni, której ofiarą jest prominentny przedsiębiorca z Poznania. Wydaje się, że ktoś wziął sobie za cel wpływowe i znane osoby, które swój sukces okupiły wytrwałością i ciężką pracą. W sieci pojawiają się zdjęcia ofiar, oznaczone podpisem "Wszyscy są winni". Co oznacza ta wskazówka? Czy wywiady, które przeprowadzili krótko przed śmiercią okażą się dobrym tropem? Pewne jest tylko to, ...
00
Jolcyk123

Nie oderwiesz się od lektury

rewelacja;)
00
KEmiliaM
(edytowany)

Nie oderwiesz się od lektury

super polecam
00
elakoza

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle autorka mnie nie zawiodła. Ciekawy wątek kryminalny i moi ulubieni Lew i Sonia w codziennych zmaganiach. Czekam na dalszy ciąg.
00

Popularność




Co­py­ri­ght © by Grupa Wy­daw­ni­cza Li­te­ra­tura In­spi­ruje Sp. z o.o., 2024
Wszel­kie prawa za­strze­żoneAll ri­ghts re­se­rved Książka ani żadna jej część nie mogą być pu­bli­ko­wane ani w ja­ki­kol­wiek inny spo­sób po­wie­lane w for­mie elek­tro­nicz­nej oraz me­cha­nicz­nej bez zgody wy­dawcy.
Re­dak­cja: Ju­styna Ja­kub­czyk
Ko­rekta: Ilona Drobna
Pro­jekt gra­ficzny okładki: Ilona Go­styń­ska-Rym­kie­wicz
Zdję­cie na okładce: Co­py­ri­ght © by ma­ri­kova (stock.adobe.com)
DTP: Ju­styna Ja­kub­czyk
ISBN 978-83-67173-82-7
Gdańsk/War­szawa 2024
Wy­daw­nic­two Pro­zamiza­mo­wie­nia@li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.plwww.pro­zami.plwww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Mi­chała,

nie­zwy­kłej osoby,

z którą jest mi dane iść ra­zem przez ży­cie

Roz­dział 1

Okła­my­wał sam sie­bie. Każ­dego ko­lej­nego dnia wsta­wał z łóżka z co­raz więk­szym tru­dem. Kiedy w nocy za­dzwo­nił te­le­fon, za­wa­hał się, nim go ode­brał. Nie miał jed­nak wy­boru. Był na służ­bie. Co wię­cej, praca tech­nika kry­mi­nal­nego miała być speł­nie­niem jego ma­rzeń. Przy­po­mniał so­bie, jak jesz­cze w li­ceum oglą­dał wy­wiad z jed­nym z naj­bo­gat­szych lu­dzi na ziemi, który prze­ko­ny­wał do tego, że je­żeli do­brze wy­bie­rze się swój za­wód, to nie prze­pra­cuje się w ży­ciu ani jed­nego dnia. Wy­star­czy, że ro­bisz to, co ko­chasz, i już, ot cała re­cepta na szczę­ście i suk­ces. Uśmiech­nął się na wspo­mnie­nie tam­tych słów i swo­jej ła­two­wier­no­ści, po czym nie­zbyt szybko po­wlókł się do ła­zienki. Spraw­dził tem­pe­ra­turę i pro­gnozę po­gody. Ze­gar wska­zy­wał pierw­szą go­dzinę, na ze­wnątrz pa­no­wała ciem­ność. Wiatr po­ru­szał na­gimi już ga­łę­ziami drzew za oknem. Było chłodno i wil­gotno. Męż­czy­zna ubrał się w cie­pły swe­ter, a na niego wło­żył grubą kurtkę. Przed wy­bra­niem bu­tów spraw­dził po­now­nie prze­słane ko­or­dy­naty miej­sca, na któ­rym miał się sta­wić. Las, może być błoto – po­my­ślał i wy­jął z szafy ocie­plane gu­mowce, które wło­żył do re­kla­mówki. Spraw­dził, czy ma swoją le­gi­ty­ma­cję w port­felu. Zo­ba­czył na­pis dru­ko­wa­nymi li­te­rami „Ma­rek Go­łę­biew­ski” oraz swoją znacz­nie młod­szą twarz na zdję­ciu, bez śladu wor­ków pod oczami, które miał te­raz, i dru­giego pod­bródka. Za­mknął port­fel i wsa­dził go do kie­szeni. W sa­mo­cho­dzie wy­sia­dła mu kli­ma­ty­za­cja. Żeby od­pa­ro­wać szyby, mu­siał uchy­lić lekko okno. Za­częło dmu­chać zimne po­wie­trze, które nie­przy­jem­nie wiało w jego gołą szyję. Sku­lił się, by ją osło­nić, ale nie­wiele to po­mo­gło. Włą­czył ra­dio. Pró­bo­wał sku­pić my­śli na tek­ście le­cą­cej pio­senki, by nie do­pu­ścić do pod­nie­sie­nia ak­cji serca i zmniej­szyć praw­do­po­do­bień­stwo ataku pa­niki, który w ostat­nim mie­siącu miał już dwa razy. Jego my­śli upar­cie wra­cały jed­nak do zgło­sze­nia. Nie wie­dział, co za­sta­nie na miej­scu. Mi­mo­wol­nie za­czął po­wta­rzać w my­ślach zda­nie: „Byle to nie było ciało dziecka... wszystko, tylko nie dziecko”. Wy­brał za­wód tech­nika kry­mi­na­li­stycz­nego, my­śląc, że jest na ten za­wód nie tylko go­towy. Był wręcz prze­ko­nany, że jest to dla niego je­dyna ścieżka do sa­mo­re­ali­za­cji. Od ma­łego uwiel­biał za­gadki lo­giczne, na­ukę, tech­nikę. Póź­niej na­mięt­nie oglą­dał se­riale po­li­cyjne i czy­tał kry­mi­nały. Gdy był obecny na pierw­szej sek­cji zwłok w cza­sie swo­jego szko­le­nia, jako je­den z nie­licz­nych wy­trzy­mał do końca bez nud­no­ści czy choćby uci­sku w żo­łądku. Wy­da­wało mu się, że po­trafi do­sko­nale od­dzie­lić pracę od uczuć. Nie prze­szka­dzała mu na­wet ni­ska pen­sja. Miał swoją małą ka­wa­lerkę i nie po­trze­bo­wał wiele do ży­cia. Ni­gdy nie my­ślał o za­ło­że­niu ro­dziny. Chciał tylko ro­bić to, co lubi, by jak ów naj­bo­gat­szy czło­wiek nie prze­pra­co­wać ani jed­nego dnia. Nie­stety po dzie­się­ciu la­tach pracy w tym za­wo­dzie wie­dział, że po­peł­nił błąd. Z ra­cji do­świad­cze­nia i do­brych wy­ni­ków wy­sy­łano go do co­raz trud­niej­szych przy­pad­ków. Za­miast sa­tys­fak­cji z do­brze wy­ko­na­nej ro­boty za­czął od­czu­wać lęk. W nocy mę­czyły go kosz­mary, twa­rze lu­dzi, któ­rych ciała wi­dział za dnia. Idąc ulicą, oglą­dał się za sie­bie. Świa­do­mość, ile w mie­ście do­ko­ny­wa­nych było rocz­nie zbrodni, prze­ło­żyła się na jego po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa. Prze­stał ufać lu­dziom. Nie uśmie­chał się do ob­cych.

Kiedy do­je­chał pod wska­zane miej­sce, na wą­skiej le­śnej dro­dze zo­ba­czył za­par­ko­wane wozy po­zo­sta­łych człon­ków swo­jego ze­społu. Wziął głę­boki od­dech i wy­siadł.

– Cześć, co mamy? – za­py­tał Go­łę­biew­ski mło­dego męż­czy­znę sto­ją­cego z żółto-czarną ta­śmą w dłoni, któ­rego imie­nia za­po­mniał. Był w jego ze­spole do­piero dwa dni. W jego oczach wi­dać było jesz­cze ten za­pał i iskrę.

– Cześć, sze­fie, mamy ciało ko­biety. Pro­ku­ra­tor sie­dzi w au­cie, a le­karz stwier­dził zgon i od­je­chał – od­parł młody, po czym się uśmiech­nął.

– Gdzie jest ciało?

– Tam wy­żej, na zbo­czu, ja­kieś pięć­dzie­siąt me­trów stąd – od­parł.

– Kto zna­lazł to ciało w środku nocy? Było zgło­sze­nie? – py­tał da­lej Go­łę­biew­ski, roz­glą­da­jąc się do­okoła.

– Za­dzwo­nił tam­ten fa­cet. Sie­dzi w swoim sa­mo­cho­dzie, tym czer­wo­nym – od­parł młody tech­nik, wska­zu­jąc na za­par­ko­wany naj­da­lej od nich po­jazd.

– Okej, idę z nim po­ga­dać, a ty oznacz do­kład­niej te­ren ta­śmą i nie wpusz­czaj ni­kogo za nią, do­póki nie wy­zna­czę ścieżki.

Go­łę­biew­ski pod­szedł do czer­wo­nego fo­cusa, za­stu­kał lekko w szybkę. W środku sie­dział męż­czy­zna w śred­nim wieku, opie­ra­jący głowę o szybę. Gdy usły­szał stu­kot, wzdry­gnął się lekko, po czym gwał­tow­nie wy­szedł z sa­mo­chodu.

– Do­bry wie­czór, po­dobno pan zna­lazł de­natkę.

– Tak, ja – od­parł męż­czy­zna drżą­cym gło­sem.

– Może mi pan po­wie­dzieć, jak to się stało? Je­ste­śmy w środku lasu. Te­raz jest druga w nocy, zgło­sze­nie przy­ję­li­śmy dwie go­dziny temu, czyli przed pół­nocą. Co pan tu­taj ro­bił?

– Szu­ka­łem go.

– Szu­kał pan ciała? – po­wtó­rzył za nim Go­łę­biew­ski.

– Tak.

– Skąd pan o nim wie­dział?

– Nie wie­dzia­łem tak na pewno... to zna­czy mój syn mi po­wie­dział. Na­tknął się na tę ko­bietę wczo­raj, ale bał się przy­znać, bo z żoną za­bra­niamy mu włó­czyć się z ko­le­gami po le­sie. Bo­imy się, że się zgu­bią. Ale on dziw­nie się za­cho­wy­wał i...

– I w końcu panu po­wie­dział, tak?

– Tak, ale nie pa­mię­tał do­kład­nie gdzie. Ja też nie wie­dzia­łem, czy mu wie­rzyć, sam pan wie... ta dzie­cięca fan­ta­zja, ale po­tem za­czął krzy­czeć w nocy, miał kosz­mar i po­sta­no­wi­łem, że mu­szę spraw­dzić, czy on mówi prawdę, czy zwa­rio­wał.

– Czyli nie wie pan nic ani o tej ko­bie­cie, ani o tym, jak jej ciało się tam zna­la­zło?

– Nie.

– I pew­nie pan ni­kogo nie wi­dział?

– Nie – po­wtó­rzył męż­czy­zna.

– W po­rządku. – wes­tchnął Go­łę­biew­ski. – Pro­szę zo­stać w swoim sa­mo­cho­dzie. Za chwilę pew­nie do­trą tu śled­czy i będą chcieli z pa­nem po­roz­ma­wiać.

– Ja już nie mogę tu sie­dzieć – wy­ce­dził męż­czy­zna. – Ja już tego nie wy­trzy­mam. Chcę je­chać do domu.

– Do­brze pana ro­zu­miem, ale nie­stety mu­szę pana pro­sić o po­zo­sta­nie na miej­scu.

– Ale prze­cież ja nic nie zro­bi­łem.

Ręce męż­czy­zny drżały, a jego głos się za­ła­my­wał. Prze­ży­wał szok.

– Pro­szę pana... – za­czął Go­łę­biew­ski, ale męż­czy­zna mu prze­rwał, ła­piąc za ręce w bła­gal­nym ge­ście.

– Niech pan się zli­tuje. Zro­bi­łem, co do mnie na­le­żało, zna­la­złem tę ko­bietę, ale te­raz już mu­szę wra­cać.

– Pro­szę usiąść i wziąć parę głę­bo­kich od­de­chów. To nie bę­dzie długo trwało, obie­cuję. Za­raz ktoś tu do pana przyj­dzie – po­wie­dział tech­nik, po czym nie­mal siłą wsa­dził męż­czy­znę z po­wro­tem do sa­mo­chodu.

Drzewa, po­ru­szone po­dmu­chem wia­tru, za­częły się ko­ły­sać. Go­łę­biew­ski spoj­rzał w górę. Nie było wi­dać gwiazd przez gę­ste chmury za­kry­wa­jące niebo. Po­wie­trze było co­raz cięż­sze. Je­żeli pro­gnoza po­gody się spraw­dzi, to mieli mało czasu. Cała na­dzieja w tym, że ciało było w miej­scu, które da się za­bez­pie­czyć.

– Przy­wieź­li­ście na­miot? – za­py­tał sto­ją­cego przy fur­go­netce ko­legę.

– Tak, ale zdaje się, że nie damy rady go roz­sta­wić.

– Za­raz bę­dzie ulewa – od­parł Go­łę­biew­ski.

– Sam zo­bacz, sze­fie, ale we­dług mnie szanse są małe.

Go­łę­biew­ski ru­szył w kie­runku, w któ­rym miały znaj­do­wać się zwłoki ko­biety. Spe­cjal­nie wy­brał okrężną drogę, by omi­nąć ścieżkę, którą mo­gła iść ko­bieta lub jej oprawca, je­żeli się okaże, że do­szło do mor­der­stwa. Na mi­ja­nych drze­wach białą kredą zo­sta­wiał kre­ski do ozna­cze­nia ścieżki dla po­zo­sta­łych. Wy­szedł na szczyt nie­wiel­kiego wznie­sie­nia. Z góry w za­ro­ślach zo­ba­czył w świe­tle la­tarki dłoń. Reszta ciała była nie­wi­doczna, za­sło­nięta przez cia­sno ro­snące w tam­tym miej­scu drzewa i ich ga­łę­zie. Wiatr sta­wał się co­raz sil­niej­szy.

– Roz­sta­wiamy lampy! – krzyk­nął.

Po pa­ru­na­stu mi­nu­tach miej­sce, w któ­rym le­żało ciało, było za­lane ja­snym, nie­przy­jem­nym świa­tłem i Go­łę­biew­ski zo­ba­czył ją w ca­ło­ści po raz pierw­szy. Le­żała nie­na­tu­ral­nie wy­krę­cona. Jej nogi i brzuch były zwró­cone w kie­runku ziemi, a klatka pier­siowa i głowa skie­ro­wane w bok. Jej twarz była nie­wi­doczna, przy­kryta za­sty­głą krwią. W czaszce wid­niała spora rana.

– Ucie­kała – po­wie­dział bar­dziej do sie­bie niż sto­ją­cego obok ko­legi ro­bią­cego zdję­cia.

– Tak my­ślisz?

– Tak, my­ślę, że bie­gła, ale ktoś zła­pał ją za nogi i po­wa­lił. Pró­bo­wała się bro­nić i dla­tego jest czę­ściowo od­wró­cona. Patrz na jej ręce. Mu­simy za­bez­pie­czyć ślady...

Prze­rwał, gdy po­czuł na po­liczku dużą kro­plę desz­czu.

– Szybko, zrób jak naj­wię­cej zdjęć – krzyk­nął. – Trzeba za­bez­pie­czyć ciało!

W kilka se­kund po­je­dyn­cze kro­ple zmie­niły się w wielką ulewę. Woda le­ciała z nieba bez ustanku, za­le­wa­jąc cały las, a wraz z nim wszel­kie ślady, ja­kie sprawca mógł po so­bie zo­sta­wić.

– Worki! Daj­cie worki do przy­kry­cia ciała! Szybko!

Po ty­go­dniu in­ten­syw­nych desz­czy na­siąk­nięta już wcze­śniej wodą zie­mia szybko zmie­niła się w śli­skie błoto. Ulewa była co­raz moc­niej­sza.

– Zro­bi­łeś zdję­cia ciała? – krzyk­nął do fo­to­gra­fu­ją­cego po dru­giej stro­nie ko­legi. Ten kiw­nął głową. – Do­bra, chło­paki, ko­niec tej za­bawy. Mu­simy za­brać stąd ciało jak naj­szyb­ciej. Daj­cie czarny wo­rek i pa­ku­jemy ją do środka, tylko za­znacz­cie po­ło­że­nie ciała.

– Mam wo­rek – za­wo­łał prze­dzie­ra­jący się przez za­ro­śla młody męż­czy­zna, któ­rego imie­nia Go­łę­biew­ski nie pa­mię­tał.

– Gdzie le­ziesz! – krzyk­nął do niego. – Nie tam­tędy! Trzy­maj się ścieżki!

– A, sorry, sze­fie.

Męż­czy­zna sko­czył i za­czął okrą­żać ciało, by po­dejść do niego od góry, zgod­nie z wy­tycz­nymi.

– Tylko uwa­żaj z tym wor­kiem – za­czął Go­łę­biew­ski, ale nie skoń­czył, wi­dząc, że chło­pak się po­śli­zgnął. Ten pró­bo­wał rę­kami zła­pać się ga­łęzi, ale bez­sku­tecz­nie. Po paru se­kun­dach sto­czył się z im­pe­tem wprost na le­żące w za­ro­ślach ciało, z któ­rym po­to­czył się jesz­cze ko­lejne dzie­sięć me­trów w dół, w za­ro­śla.

– Ja pier­dolę... – wy­sa­pał Go­łę­biew­ski, za­kry­wa­jąc twarz mo­krą od desz­czu ręką.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Po­le­camy inne książki M.M. Perr

Zu, wielka kra­kow­ska ar­tystka, tra­fia w cięż­kim sta­nie do szpi­tala. Nikt nie wie, co ro­biła wcze­śniej i dla­czego ma rany na dło­niach. Przy­jeż­dża do niej jej córka, Ga­briela, z którą Zu nie wi­działa się przez dzie­sięć lat.

Gdy Ga­briela była małą dziew­czynką, na­gle z jej ży­cia znik­nął oj­ciec. Mu­siała wtedy szybko do­ro­snąć i w prze­ci­wień­stwie do matki – stą­pać twardo po ziemi. Kiedy jako do­ro­sła ko­bieta wraca do Kra­kowa, za­staje swój ro­dzinny dom w roz­pacz­li­wym sta­nie. Dawno nie­wi­dziane wnę­trza i przed­mioty spra­wiają, że bo­le­sne wspo­mnie­nia za­sy­pują jej my­śli i serce. Pró­bu­jąc uprząt­nąć dom, ko­bieta od­krywa ma­ka­bryczną ta­jem­nicę skry­waną przez stare mury.

Czy Ga­briela i Zu będą chciały od­bu­do­wać re­la­cje ze­rwane wiele lat wcze­śniej? Czy dra­ma­tyczna hi­sto­ria z prze­szło­ści, która po­ło­żyła się cie­niem na ży­ciu obu ko­biet, może stać się ni­cią łą­czącą na nowo matkę i córkę?

.

Po­wie­ści oby­cza­jowe, kry­mi­nały, thril­leryWcią­ga­jące i nie­ba­nalneZa­czy­taj się!

www.pro­zami.pl

Księ­gar­nia wy­sył­kowawww.li­te­ra­tu­ra­in­spi­ruje.pl