Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Znana pisarka, zbierając materiały do nowej powieści, natrafia na trop łączący niewyjaśnione zaginięcia dziewczyn ze starą sprawą zniknięcia Melisy Laskiewicz, uczennicy szkoły specjalnej.
Piętnaście lat wcześniej podkomisarz Robert Lew o uprowadzenie dziewczyny podejrzewał jej kolegę z klasy, Olka Starowicza. Do winy przyznała się jednak inna osoba, więc dochodzenie zamknięto… Czy słusznie? Teraz Lew zostaje zmuszony do powrotu do śledztwa, które przed laty ukształtowało jego karierę i na zawsze zmieniło życie wielu ludzi. Wraz z aspirantką Sonią Czech wkraczają w świat tajemnic, a każdy ślad prowadzi ich do kolejnych niepokojących odkryć.
Gdy przeszłość zaczyna odciskać piętno na teraźniejszości, a niewygodne sekrety wychodzą na jaw, Robert i Sonia muszą zdecydować, jaką cenę są gotowi zapłacić za prawdę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 376
Rok wydania: 2025
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Rozdział 1
Piętnaście lat wcześniej
W domu panowała zupełna cisza, ale tym razem to była inna cisza niż ta, którą Matylda pamiętała z dzieciństwa. To była dobra cisza, wypełniona spokojem i normalnością.
Budzik jeszcze nie zadzwonił, chociaż przez zasłony w sypialni przedzierały się już pierwsze promienie słońca. Musiało więc być przed godziną siódmą, ale niewiele wcześniej. Matylda odwróciła głowę w stronę śpiącego obok męża, Krzysztofa. Jego oddech był głęboki i powolny. Potężna klatka piersiowa rytmicznie podnosiła się i opadała. Krzysztof był o pięćdziesiąt kilogramów od niej cięższy, przez co pod koniec każdej nocy ich niezbyt drogi materac wybrzuszał się w miejscu, w którym spała ona. Sprawiało to, że pod wpływem grawitacji jej ciało przesuwało się coraz bliżej niego, leżącego o parę centymetrów niżej w zagłębieniu łóżka. Była między nimi spora różnica wieku, ale to nigdy nie stawało na drodze w ich porozumieniu. Obydwoje byli lekarzami. Mieli podobne priorytety i wartości, którymi się kierowali.
Pocałowała go delikatnie w policzek. Nie chciała zbudzić męża, ale nie mogła się powstrzymać od tego drobnego gestu czułości. W jego twarzy było coś, co ją zawsze uspokajało i pocieszało. Kiedy na nią patrzył tymi swoimi wielkimi, cielęcymi oczami, wierzyła, że wszystko się ułoży i znajdzie w sobie siłę, by przetrwać. I tak właśnie było. Każdego kolejnego dnia Matylda wstawała i unosiła na barkach cały swój świat. Najpierw szła do pokoju swoich głuchoniemych rodziców, by sprawdzić, czy czegoś nie potrzebują, a następnie do pokoi swoich braci bliźniaków. Byli od niej o dwadzieścia lat młodsi. Kiedy matka Matyldy po tylu latach zaszła ponownie w ciążę, była pewna, że brak krwawienia oznacza początek menopauzy. Była już w takim wieku, że nie brała nawet pod uwagę tego, że mogłoby być inaczej. Ciąża była bardzo trudna. Poród również odbył się z komplikacjami. Obaj chłopcy urodzili się niepełnosprawni, choć w różnym stopniu. Olek miał ciało dorastającego mężczyzny, ale w środku wciąż był tylko chłopcem. Czasami nie mówił nic całymi tygodniami, po czym budził się i zaczynał opowiadać coś półsłówkami lub sobie tylko zrozumiałymi słowami. Trudno było wejść do jego świata. Matylda jednak czuła, że jej się to udaje i ma z bratem naprawdę głęboką więź, dzięki czemu dostrzegała w nim to wszystko, czego inni nie widzieli. Dla niej Olek był niezwykle czułym i wrażliwym człowiekiem. Nie był głupi ani krótkowzroczny. Miał za to inne spojrzenie na to, co działo się dookoła. Dla niego wszystko mogło stać się źródłem inspiracji i fascynacji na lata, lub wręcz przeciwnie. Rzeczy nawet zjawiskowe i genialne wcale nie przykuwały jego uwagi. Czasem niestety dotyczyło to również rzeczy ważnych, a nawet niezbędnych do życia. Potrafił godzinami składać zaawansowane modele samochodów, a jednocześnie każdego dnia zapomniał, że powinien nałożyć na szczoteczkę pastę lub dobrze umyć zęby.
Był jeszcze Aleks. Jego brat bliźniak, który miał jeszcze mniej szczęścia w czasie porodu. Zajmował najjaśniejszy z pokoi ich ciasnego domu, by móc chociaż w ten sposób korzystać z dobrodziejstw, które przynosi dzień. Aleks od urodzenia był przykuty do łóżka. Nie mówił, nie był w stanie kontrolować swoich odruchów fizjologicznych. Przyjmował jedynie jedzenie w postaci płynnej. Olek wydawał się to jednak wypierać. Twierdził, że cały czas rozmawia ze swoim bratem i nie rozumie, dlaczego inni tego nie potrafią. Co jakiś czas mówił, że chce pograć z bratem w piłkę albo razem z nim popływać, i szedł do jego pokoju, by zapytać, czy też ma ochotę. Matylda była do tego przyzwyczajona, ale inni często kwitowali jego słowa głośnym westchnięciem, odwróceniem wzroku lub łzami ukradkiem spływającymi po policzku.
Dom, w którym tego dnia się obudziła, był tym samym, w którym mieszkała od dziecka. Nigdy nie wydawał jej się domem radosnym, ale był zdecydowanie domem pełnym miłości i ciepła. Jej mąż był przy niej, jej bracia i rodzice spali spokojnie, lodówka była pełna, a ona miała pracę, w której się naprawdę spełniała. Czego więc można było chcieć więcej? Matylda uśmiechnęła się do swoich myśli i cichutko, na palcach, by nie zbudzić nikogo krokami po skrzypiącej drewnianej podłodze, przeszła do kuchni, gdzie zaczęła parzyć sobie kawę.
Lubiła zapach świeżo zmielonej arabiki. Czubkami palców przez chwilę dotykała zmielonych na drobny mak ziarenek. Odmierzyła właściwą ilość, po czym zalała wrzątkiem. I wtedy tę dobrą ciszę przerwało łomotanie do drzwi. Nie pukanie, ale właśnie łomotanie, bo nie dało się inaczej nazwać tego dźwięku wydawanego przez ich drzwi wejściowe, w które ktoś tego dnia, przed siódmą rano, kiedy prawie wszyscy domownicy jeszcze spali, walił z całej siły pięścią. Matylda, choć w swojej pracy w szpitalu była nauczona szybkiego podejmowania decyzji, w tamtej chwili zastygła. Jakiś głos w środku jej podpowiadał, że za drzwiami znajdzie tylko nieszczęście.
– Policja! Otwierać!
Krzysztof w piżamie pojawił się w korytarzu. Szybkim krokiem zmierzał w kierunku drzwi. Idąc, nie zauważył siedzącej w kuchni Matyldy, która w dalszym ciągu nieruchomo trzymała przy ustach ciepły kubek z kawą.
Drzwi trzasnęły. Policjanci wyważyli je, zanim Krzysztof zdążył otworzyć.
– Co się dzieje? – zapytał ogłuszony.
– Nazwisko i imię! – zakomenderował ubrany w jeansową kurtkę mężczyzna, który dowodził całą akcją. Pozostali policjanci nie czekali na odpowiedź, rozeszli się po domu, otwierając z trzaskiem kolejne drzwi.
– To pan wtargnął do mojego domu, więc to pan powinien się przedstawić mnie pierwszy, nie sądzi pan? – odrzekł Krzysztof, który zdążył wrócić do swojego normalnego stanu.
– Robert Lew, stołeczna policja. Jesteśmy tu w związku z zaginięciem Melisy Laskiewicz. Pana kolej – odparł policjant, nie dając się zbić z tropu.
– Krzysztof Starowicz. Doktor.
Robert Lew zmierzył go wzrokiem od stóp do głów z widoczną dezaprobatą, tak jakby tytuł doktorski był dla niego niemiłą niespodzianką.
– Przepraszam za mój strój, ale wtargnęli tu państwo, do mojego domu, bez wcześniejszej zapowiedzi, i to o porze, w której zwykle jeszcze głęboko śpię.
Matylda w dalszym ciągu siedziała nieruchomo w kuchni. Dopiero krzyk jej matki wybudził ją z odrętwienia.
– Niech oni zostawią moich rodziców w spokoju. Są głuchoniemi! Nie zrozumieją...
Pobiegła prosto do sypialni rodziców. Nie dotarła jednak do niej, gdyż drogę zatarasował jej w korytarzu jeden z policjantów, który siłą próbował z pokoju wyprowadzić Olka. Chłopak, zaskoczony nagłą pobudką przez obcego mężczyznę, zareagował agresją. Nigdy nie był zbyt silny, ale w tamtym momencie, wystraszony, uderzał policjanta na oślep pięściami, skutecznie go ogłuszając. Udało mu się już wyrwać z uścisku funkcjonariusza, kiedy na ziemię powalił go niespodziewanie człowiek, który jeszcze sekundę wcześniej rozmawiał z Krzysztofem.
– Leż spokojnie, chłopaku, bo jeśli nie, to będę musiał nieprzyjemnie wykręcić ci tę rękę.
– Niech pan go zostawi! – krzyknęła Matylda. – On jest niegroźny, tylko się boi. Niech pan mu nic nie robi! To dziecko w skórze mężczyzny. Jest opóźniony w rozwoju! Nie lubi dotyku obcych.
– Zapewniam panią, że ja też nie przepadam za dotykiem obcych – odrzekł Robert Lew, zadzierając głowę do góry, tak że kobieta mogła zobaczyć jego zimne oczy. – I nie robię tego dla własnej przyjemności, ale tak się składa, że mamy poważne powody, by podejrzewać pani brata o związek z zaginięciem jego koleżanki z klasy. Musimy przeszukać dom.
– Przeszukujcie. Niczego nie znajdziecie. Ale na miłość boską, zostawcie Olka w spokoju. On niczego nie zrobił. Jest niewinny.
Policjant uśmiechnął się do niej.
– Gdyby płacili mi stówkę za każdym razem, kiedy słyszę w pracy to zdanie, mógłbym iść już na emeryturę.
– Krzysztof, zrób coś! – krzyknęła Matylda.
Wsunęła palce dłoni we włosy w geście rozpaczy. Krzysztof, który zdążył założyć na siebie wiszący przy drzwiach płaszcz, pewnym głosem zaczął domagać się pokazania dokumentów uprawniających policjantów do wtargnięcia na teren ich domu. Następnie zaczął spisywać w notatniku nazwiska wszystkich funkcjonariuszy biorących udział w przeszukaniu, co dowodzący nimi mężczyzna skwitował jeszcze większym szyderczym uśmiechem.
– Proszę mi uwierzyć, miłość do naszych bliskich może zaślepić nas do tego stopnia, że nie dostrzeżemy nawet oczywistych wskazówek świadczących o ich winie. Można mieszkać pod jednym dachem z najgorszym sadystą i wariatem i nie mieć o tym zielonego pojęcia.
Matylda poczuła, że robi jej się gorąco. Serce przyspieszyło i teraz zdawało się pracować intensywniej niż kiedykolwiek wcześniej. Ten policjant, który z takim impetem wtargnął do ich domu, z nieznoszącym sprzeciwu tonem w głosie i spojrzeniem, mówiącym, że wie lepiej od wszystkich pozostałych, miał zamiar zrujnować nie tylko życie Olka, lecz także całej rodziny. Tego była pewna.
Podeszła do niego. Spojrzała mu prosto w oczy.
– Jeszcze raz, jak pan ma na nazwisko?
– Robert Lew – odrzekł spokojnym i miękkim tonem głosu, który zupełnie nie pasował do tego, co działo się naokoło.
– Zapamiętam je. A pan zapamięta moje, obiecuję to panu! – odparła.
Powieści obyczajowe, kryminały, thrilleryWciągające i niebanalneZaczytaj się!
www.prozami.pl
Księgarnia wysyłkowawww.literaturainspiruje.pl