Wróć do mnie - Małgorzata Mikos - ebook + książka

Wróć do mnie ebook

Małgorzata Mikos

4,5

Opis

Oparta na prawdziwych wydarzeniach opowieść o przyjaźni, miłości i odwadze. O wielkości wspomnień, porzuconych marzeniach i nadziei na lepszy los.

Troje przyjaciół – Beata, Adam i Szymon – przyjeżdża do niewielkiej miejscowości pod Lwowem, aby poznać przeszłość swoich rodzin. Każde z nich ma inne oczekiwania i cel podróży do miejsca, w którym nigdy przedtem nie byli.

Spotykają się ze starszą kobietą – Heleną – która znała ich przodków, a w nich samych dostrzega podobieństwo do przyjaciół z dawnych lat.

Jakie historie skrywa kobieta? Jak wojenna zawierucha wpłynęła na losy przodków Beaty, Adama i Szymona? Ile wspomnień jest w stanie pozostać w pamięci na zawsze?

Małgorzata Mikos zabiera nas we wzruszającą podróż, pokazując jak bardzo dbać trzeba o przeszłość, by można było budować teraźniejszość.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 446

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (12 ocen)
8
2
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
zksiazkaprzykawie

Nie oderwiesz się od lektury

Wróć do mnie od Małgorzaty Mikos to taka książka, której się nie zapomina w mojej pamięci zostanie na bardzo, bardzo długo. Nie wiem czemu czekałam aż rok, żeby po nią sięgnąć, a przecież uwielbiam takie książki tworzone na faktach, a czasy obecne przeplatane wspomnieniami z przeszłości splatają się w jedną całość, autorka bardzo umiejętnie wprowadza nas w te dwa czasy i funduje nam ogrom emocji, osobiście zatraciłam się w tej powieści na całego, a książka stała się nieodkładalna. Trójka przyjaciół wybrała się w podróż do Buska, aby odnaleźć swoje korzenie, ich podróż okazała się nie lada wyczynem, każdy oczekiwał czegoś innego lecz trud, który obrali był opłacalny, mieli to szczęście, że udało im się skontaktować i spotkać ze starszą kobietą Heleną, która znała ich przodków i nawet dostrzegała w nich podobieństwo do swoich przyjaciół. Trójka przyjaciół : Beata, Adam i Szymon na początku nie wiedzieli czego mogą się spodziewać po wizycie u pani Heleny, lecz ta wizyta okazała się podróż...
00
Kaganaabooklover

Nie oderwiesz się od lektury

Czy czujecie potrzebę poznania własnych korzeni? Lubicie słuchać historii z młodości Waszych rodziców, dziadków czy pradziadków? Beata, Adam i Szymon, to trójka przyjaciół, która postanowiła poznać przeszłość swoich rodzin i w tym celu przyjeżdża do niewielkiej miejscowości pod Lwowem . Czy Helena, starsza kobieta, którą tam poznają pomoże młodym ludziom poznać historię ich dziadków? „Wróć do mnie” Małgorzaty Mikos to historia inspirowana prawdziwymi wydarzeniami, losami przodków autorki. Historia, którą nam opowiada, porusza i wywołuje mnóstwo emocji. Nie przypuszczałam, że wzruszy mnie tak bardzo i wywoła łzy. Prawda umiejętnie przeplata się z fikcją, teraźniejszość z przeszłością, a czytelnik angażuje się całym sobą czytając o bólu, cierpieniu i stracie jakiej doświadczyli bohaterowie. Ta książka jest niesamowicie prawdziwa, momentami bardzo trudna, ale też piękna i napisana w ogromnie wciągający sposób. To historia o poznawaniu swoich korzeni, o miłości i przyjaźni, ale też o ...
00

Popularność




Re­dak­cjaPa­weł Wie­lo­pol­ski
Ko­rektaMag­da­lena Świer­czek-Gry­boś
Skład i ła­ma­nieMar­cin La­bus
Pro­jekt okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce© Ko­mar.ma­ria/Ado­be­Stock, Po­lona.pl
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2023 © Co­py­ri­ght by Mał­go­rzata Mi­kos, War­szawa 2023
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-83291-35-2
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. Bo­row­skiego 2 lok. 24 03-475 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Tym, któ­rzy tu byli.

I tym, któ­rzy na­dejdą.

Mał­go­rzata Mi­kos

Mój dom

mój dom tam da­leko

wśród po­lnych kwia­tów

pól zbóż i sło­necz­ni­ków po ho­ry­zont

wśród la­sów ta­jem­ni­czych

rzek i stru­mieni

na nie­bie ty­siące gwiazd

gdzie lata go­rące, a zimy mroźne

gdzie ptaki śpie­wają naj­pięk­niej

gdzie zo­stały pa­miątki i ko­ści bli­skich

ze­szłej nocy przy­szedł do mnie sen

a w nim mój dom ro­dzinny

i twa­rze roz­ma­zane

i tamto ży­cie – o któ­rym ni­gdy nie za­po­mnia­łem

Roz­dział 1

Busk, 28 czerwca 2011 roku

Do­cho­dziło po­łu­dnie, a mimo czerw­co­wego słońca wy­ła­nia­ją­cego się od czasu do czasu zza chmur po­wie­trze miało w so­bie wię­cej z chłod­na­wej wio­sny niż z lata. Adam i Szy­mon stali przed wy­so­kim pło­tem z drew­nia­nych szta­chet. Wo­koło pa­no­wał nie­ty­powy spo­kój. Taki, któ­rego nie do­świad­czy czło­wiek miesz­ka­jący w mie­ście, na­wet tym mniej­szym. Ci­sza i spo­kój, które mo­gły ozna­czać za­równo coś do­brego, jak i złego.

Z miej­sca, w któ­rym stali, nie­wiele można było do­strzec. Wi­dok za­sła­niały gę­ste za­ro­śla, zza któ­rych le­dwo wy­ła­niał się nie­wielki frag­ment da­chu ze strze­chy. Wszę­dzie znaki opusz­cze­nia, za­nie­dba­nia, za­po­mnie­nia.

Za ich ple­cami roz­legł się trzask za­my­ka­nych drzwi sa­mo­chodu, a po chwili usły­szeli zbli­ża­jące się kroki.

– Czy je­ste­ście pewni, że to wła­ściwy ad­res? – za­py­tała Be­ata, za­trzy­mu­jąc się po­mię­dzy męż­czy­znami. – Prze­cież tu ni­czego i ni­kogo nie ma. Wie­cie co? Coś mi mówi, że ktoś zro­bił nam głupi żart.

– Nikt nie byłby na tyle prze­bie­gły i po­my­słowy jak ty, żeby coś ta­kiego zro­bić – od­parł Adam. Szturch­nął ją ra­mie­niem.

Szy­mon wy­cią­gnął z kie­szeni spodni zmięty ka­wa­łek pa­pieru i od­czy­tał na głos za­pi­sane w po­śpie­chu wy­tyczne trasy.

– Nu­mer czter­na­ście – wska­zał na wy­ryte cy­fry w drew­nia­nej szta­che­cie obok furtki – na obrze­żach mia­sta. Wszystko się zga­dza.

– Nie są­dzi­cie, że tro­chę tu... Sama nie wiem... – Urwała, szu­ka­jąc od­po­wied­niego słowa.

– Zbyt ci­cho? – za­py­tał Adam.

– Nie o to cho­dzi. – Po­krę­ciła głową. – Na­prawdę nie czu­je­cie tego na­pię­cia, tego du­szą­cego nie­po­koju? Nie ma­cie wra­że­nia, że ktoś nas ob­ser­wuje?

– Może. A ty – Adam zwró­cił się do przy­ja­ciela – też masz ta­kie wra­że­nie?

Szy­mon wzru­szył je­dy­nie ra­mio­nami, nie od­ry­wa­jąc wzroku od bli­żej nie­okre­ślo­nego punktu przed nimi.

– Te oko­lice wy­dają się dziw­nie zna­jome – po­wie­działa po dłuż­szej chwili Be­ata. – Zu­peł­nie jak­bym już tu kie­dyś była.

Na­gły po­dmuch wia­tru za­ko­ły­sał ro­sną­cymi tuż obok krza­kami. Grupa wy­mie­niła się spoj­rze­niami, za­sko­czona tym zja­wi­skiem.

– Mó­wię wam, to znak – stwier­dziła Be­ata.

– Prze­cież nic nad­zwy­czaj­nego się nie stało! – rzu­cił Adam.

Nie miała ochoty na ko­lejną bez­sen­sowną dys­ku­sję. Od­cho­dząc, sły­szała za ple­cami chi­choty męż­czyzn i przy­kre do­cinki, ale nie prze­jęła się tym. Sta­nęła kilka me­trów da­lej i ro­zej­rzała się uważ­nie. Wą­ska droga grun­towa, pole cią­gnące się po ho­ry­zont, ka­wa­łek da­lej nie­wielki za­gaj­nik. Do naj­bliż­szych za­bu­do­wań był nieco po­nad ki­lo­metr.

– Siel­sko, prawda? – za­py­tał Adam, pod­cho­dząc do niej.

– Siel­sko jest poza mia­stem, nie poza cy­wi­li­za­cją – od­parła dziew­czyna.

– Nie jest tak źle – za­pro­te­sto­wał Szy­mon, zmie­rza­jąc w ich kie­runku. – Za­wsze mo­głoby być go­rzej.

– Prze­cież to to­talna dziura! Nie ma tu nic, oprócz tej przy­tła­cza­ją­cej ci­szy. Na­prawdę tego nie czu­je­cie? Tego dziw­nego na­pię­cia?

Nieco po­nad rok temu do­wie­dzieli się o Bu­sku. Mi­nęło wiele ty­go­dni, za­nim pod­jęli de­cy­zję o przy­jeź­dzie do miej­sco­wo­ści, którą wy­obra­żali so­bie cał­kiem ina­czej. „Uro­kliwe mia­sto z dala od nie­zdro­wego pędu co­dzien­no­ści, w któ­rym żyje się w zgo­dzie z na­turą” – za­chę­cał je­den z ser­wi­sów in­ter­ne­to­wych o po­dró­żach. Zdję­cia i opisy ku­siły, aby od­wie­dzić te te­reny i po­znać ich miesz­kań­ców. Zwłasz­cza że Busk był mia­stem z nie­zwy­kłą hi­sto­rią, w któ­rym od dawna łą­czyły się różne kul­tury i re­li­gie.

Przy­go­to­wu­jąc się do tej wy­prawy, nie przy­pusz­czali na­wet, że spo­tka ich tak wiele za­chwy­tów i roz­cza­ro­wań. Ostatni etap po­dróży mi­nął im wśród zie­leni i opusz­czo­nych miejsc pa­mię­ta­ją­cych lep­sze czasy. Te za­wsze przy­ku­wają ludzką uwagę.

Mury są ni­czym straż­nicy – znają hi­sto­rię i ta­jem­nice osób, które w nich prze­by­wały. Pa­mię­tają lep­sze i gor­sze mo­menty, czę­sto są świad­kami prze­ło­mo­wych chwil. Wraz z bie­giem czasu stra­szą, ale mil­czą, po­zo­sta­wia­jąc roz­bu­dzo­nej wy­obraźni je­dy­nie do­my­sły o swej prze­szło­ści.

Te­raz, sto­jąc przed tą opusz­czoną po­se­sją, wo­kół któ­rej pa­no­wał nad­zwy­czajny spo­kój, cała trójka wie­działa, że za tą oso­bliwą at­mos­ferą kryje się coś wię­cej. Coś, co ka­zało im tu przy­je­chać. Coś, co miało dać im od­po­wie­dzi na py­ta­nia, które przez lata pię­trzyły się w ich gło­wach.

– Przy­znaj­cie, że są tu ładne wi­doki i świeże po­wie­trze – stwier­dził Szy­mon z uśmie­chem. – Nie to, co u nas, w du­żym mie­ście.

– Jakby to coś mo­gło zmie­nić – wy­mam­ro­tała Be­ata, roz­cie­ra­jąc zmar­z­nięte dło­nie. – Na którą umó­wi­li­ście się z tym męż­czy­zną?

– Na pięt­na­stą – oznaj­mił Szy­mon, za­pi­na­jąc bluzę. – Mamy jesz­cze tro­chę czasu.

– Tro­chę czasu?! – Be­ata po­słała mu lo­do­wate spoj­rze­nie. – Prze­cież to całe trzy go­dziny!

– Nie są­dzi­łem, że uda nam się tu do­je­chać tak szybko – od­parł Szy­mon i do­dał cich­szym gło­sem: – Nie po tym, jak guz­dra­li­ście się po śnia­da­niu.

– Ja­sne, naj­le­piej zrzu­cić winę na in­nych – od­parła Be­ata.

– Prze­stań­cie się kłó­cić! – za­rzą­dził Adam. – Za­miast stać i mar­z­nąć przez ko­lejne trzy go­dziny, pro­po­nuję mały spa­cer po oko­licy albo spę­dze­nie po­zo­sta­łego czasu w cie­płym au­cie.

– Wresz­cie ktoś mówi coś z sen­sem – stwier­dziła Be­ata i ru­szyła w stronę za­par­ko­wa­nego ka­wa­łek da­lej po­jazdu.

– Kto ostatni w sa­mo­cho­dzie – za­wo­łał ra­do­śnie Adam, wy­mi­ja­jąc ko­bietę – płaci za pierw­szy po­si­łek w dro­dze po­wrot­nej!

– To nie­spra­wie­dliwe! – krzyk­nął Szy­mon, zo­sta­jąc da­leko w tyle za po­zo­sta­łymi. – Sły­szy­cie?

Nie za­re­ago­wali na słowa przy­ja­ciela. Śmie­jąc się gło­śno, Be­ata i Adam po­gnali przed sie­bie i nie­mal jed­no­cze­śnie do­bie­gli do po­jazdu. Ła­piąc od­dech, cze­kali na przy­ja­ciela, który wol­nym kro­kiem zmie­rzał w ich kie­runku, spraw­dza­jąc coś w te­le­fo­nie.

– I pa­dło na cie­bie! – za­śmiała się Be­ata.

– Mówi się trudno – od­parł Szy­mon.

Kiedy za ostat­nim za­mknęły się drzwi, w sa­mo­cho­dzie na dłuż­szą chwilę za­pa­no­wała nie­zręczna ci­sza. Każde z nich na parę se­kund za­nu­rzyło się we wła­snym świe­cie. Szy­mon da­lej pi­sał coś po­śpiesz­nie na te­le­fo­nie, Adam mo­co­wał się z zam­kiem bluzy, który się za­ciął. Be­ata po­cie­rała dło­nią o dłoń, pró­bu­jąc je roz­grzać.

– Wie­cie co? – za­gad­nęła w pew­nej chwili z tyl­nego sie­dze­nia. – To miej­sce by­łoby fan­ta­styczne do wy­ko­rzy­sta­nia w fil­mie. No wie­cie, ide­alna sce­no­gra­fia ja­kiejś okrut­nej zbrodni.

– Za­wsze mó­wisz to samo, gdy tylko znaj­dziemy się z dala od cy­wi­li­za­cji. – Szy­mon pod­su­mo­wał jej słowa z prze­ką­sem. – Czy któ­reś z was ma tu za­sięg? U mnie ani jed­nej kre­ski.

Spraw­dzili ko­lejno. Żadne z nich nie miało ja­kiej­kol­wiek łącz­no­ści.

– Wspa­niale! Po pro­stu wspa­niale! – burk­nęła Be­ata, cho­wa­jąc w zło­ści te­le­fon do torby.

– Co się mar­twisz, co się smu­cisz, ze wsi je­steś, na wieś wró­cisz – wy­re­cy­to­wał Adam.

Wszy­scy gło­śno się ro­ze­śmiali.

– Nie ma to jak wy­czu­cie chwili – wy­du­sił Szy­mon, krztu­sząc się od śmie­chu.

Chwilę póź­niej cała trójka ry­mo­wała te słowa za­sły­szane, gdy byli jesz­cze dziećmi. A te­raz, w miej­scu, które za parę chwil mo­gło dać im od­po­wie­dzi na dzie­siątki py­tań, te słowa na­bie­rały in­nego zna­cze­nia.

– A je­śli sta­nie się coś złego? – za­py­tała na­gle Be­ata. – Je­śli bę­dzie po­trzebna po­moc?

Adam spoj­rzał na nią we wstecz­nym lu­sterku.

– Je­śli coś ta­kiego na­stąpi, bę­dziemy się tym mar­twić póź­niej.

Po chwili dziew­czyna wci­snęła się w wolną prze­strzeń mię­dzy przed­nimi sie­dze­niami.

– To miej­sce jest prze­ra­ża­jące. Kiedy tam sta­łam przy pło­cie, prze­szedł mnie dziwny dreszcz. Wy też to po­czu­li­ście?

– Za­prze­czam, ni­czego spe­cjal­nego nie od­no­to­wa­łem – od­po­wie­dział Szy­mon, znów pi­sząc coś na te­le­fo­nie. – Ani wtedy, ani te­raz.

– Po­wiem ci coś. – Adam spoj­rzał na nią prze­lot­nie przez ra­mię, po czym rów­nież wró­cił do prze­glą­da­nia tre­ści w te­le­fo­nie. – Oglą­dasz za dużo fil­mów grozy.

Sie­dzący obok niego Szy­mon za­chi­cho­tał, ale jej nie było do śmie­chu. Opa­dła ciężko na sie­dze­nie, krzy­żu­jąc ręce na piersi.

– Nie ob­ra­żaj się. – Szy­mon po­słał jej uśmiech we wstecz­nym lu­sterku. – Tak tylko żar­tu­jemy.

Osu­nęła się jesz­cze bar­dziej na sie­dze­niu. Jej wzrok za­trzy­mał się na działce, celu ich po­dróży. Miej­scu, które miało po­zwo­lić im po­znać prze­szłość. Wy­soka trawa wo­kół domu ugi­nała się, fa­lu­jąc i ba­wiąc się ludzką wy­obraź­nią. Be­ata już miała po­wie­dzieć, że po­goda się zmie­nia, ale za­nim to zro­biła, od­pły­nęła my­ślami da­leko, ty­siące ki­lo­me­trów od miej­sca, w któ­rym się znaj­do­wali. Ktoś coś opo­wia­dał, ktoś się śmiał. A ona sie­działa, za­hip­no­ty­zo­wana po­wol­nymi ru­chami traw i li­ści na drze­wach. Zu­peł­nie jakby przy­glą­dała się światu z wnę­trza bańki my­dla­nej.

„Dom”.

Be­ata krzyk­nęła, gwał­tow­nie wzdry­ga­jąc się na dźwięk nie­zna­jo­mego głosu. Przy­ja­ciele od­wró­cili się do niej za­sko­czeni. Z mocno bi­ją­cym ser­cem przy­glą­dała się im, za­sta­na­wia­jąc, czy rów­nież usły­szeli to, co ona.

– Wszystko w po­rządku? – za­py­tał Szy­mon, wy­chy­la­jąc się zza przed­niego sie­dze­nia.

Głos ugrzązł jej w gar­dle i tylko kil­ku­krot­nie po­ru­szyła ustami. Jej wzrok wę­dro­wał mię­dzy męż­czy­znami na przed­nich sie­dze­niach. Trzę­sła się, a w jej gło­wie za­pa­no­wała pustka.

– Be­ata, wszystko w po­rządku? – do­py­ty­wał Szy­mon. – Be­ata?!

– Nie sły­sze­li­ście? – wy­du­kała prze­stra­szona ko­bieta. – Nie sły­sze­li­ście tego głosu?

– Ja­kiego głosu? – zdzi­wił się Adam. – O czym ty mó­wisz?

Prze­ra­żona od­wró­ciła wzrok. Na ze­wnątrz pa­no­wał spo­kój. Drzewa, straż­nicy ta­jem­ni­czej po­se­sji, stały w bez­ru­chu i ob­ser­wo­wały. Po wcze­śniej­szym wie­trze nie było śladu. Przez myśl prze­szło jej, że to tylko wy­obraź­nia. Coś jed­nak wciąż nie da­wało jej spo­koju. Ten głos był tak bar­dzo rze­czy­wi­sty, tak prze­ra­ża­jący. Jesz­cze moc­niej za­ci­snęła dło­nie na ma­te­riale kurtki.

 – O czym ty mó­wisz? – za­py­tał Szy­mon, chcąc za­chę­cić ją do po­wie­dze­nia cze­goś wię­cej. – Ża­den z nas ni­czego nie po­wie­dział przez ostat­nią mi­nutę ani ni­czego nie sły­szał.

Jej wzrok wę­dro­wał mię­dzy twa­rzami męż­czyzn a ich dłońmi, w któ­rych ści­skali te­le­fony ko­mór­kowe.

Za­śmiała się ner­wowo.

– To nie było śmieszne, ale gra­tu­luję świet­nie wy­ko­na­nej ro­boty. – Wi­dząc na twa­rzach to­wa­rzy­szy zmie­sza­nie, do­dała: – Żart ze zmie­nio­nym gło­sem. Po­mysł pierw­sza klasa! – Te­atral­nie za­kla­skała w dło­nie. – Gra­tu­la­cje! Komu tym ra­zem przy­pada za­szczyt Króla Wkrętu?

Męż­czyźni wy­mie­nili spoj­rze­nia. Byli zdez­o­rien­to­wani jej sło­wami i za­cho­wa­niem.

– Żad­nemu – od­po­wie­dział Szy­mon. – Tym ra­zem nie było żad­nego wkrętu.

– Szy­mon mówi prawdę – po­twier­dził Adam.

Zmie­szana wbiła wzrok w dło­nie.

– Dom – wy­szep­tała. – Na­prawdę nie sły­sze­li­ście głosu mó­wią­cego „dom”?

Zgod­nie za­prze­czyli. Dziwny nie­po­kój, który po­ja­wił się, gdy tylko zna­la­zła się w po­bliżu tej działki, przy­brał na sile. Jej od­dech uległ spły­ce­niu, a po chwili po­ja­wiło się nie­przy­jemne mro­wie­nie w ko­niusz­kach pal­ców.

– Prze­sły­sza­łaś się – za­uwa­żył Adam, wi­dząc jej po­de­ner­wo­wa­nie. – Pew­nie się zdrzem­nę­łaś i to wszystko tylko ci się przy­śniło.

Nie zdą­żyła za­prze­czyć i za­pew­nić, że to ona ma ra­cję, a oni się mylą. Ubiegł ją Szy­mon, oznaj­mia­jąc z eks­cy­ta­cją, że chyba przy­je­chał ten, z któ­rym byli umó­wieni.

Wyj­rzała zza sie­dze­nia kie­rowcy i przez przed­nią szybę do­strze­gła zbli­ża­jący się po­woli sa­mo­chód.

– Już tu jest? – za­py­tała za­sko­czona. – Nie za wcze­śnie?

– Już?! – Szy­mon spoj­rzał na nią we wstecz­nym lu­sterku. – Chcia­łaś chyba po­wie­dzieć „w końcu”. Ma sie­dem­na­ście mi­nut spóź­nie­nia.

– Sie­dem­na­ście mi­nut? – wy­szep­tała, ale nikt nie usły­szał jej głosu, bo na­gle zo­stała w po­jeź­dzie sama.

Od­cze­kała chwilę, za­nim wy­sia­dła i do­łą­czyła do przy­ja­ciół.

– Go­towi na od­kry­cie za­gadki, która przy­wio­dła nas aż tu­taj? – za­py­tał Adam, pew­nym kro­kiem ru­sza­jąc w kie­runku wy­sia­da­ją­cego z sa­mo­chodu męż­czy­zny.

– Oczy­wi­sta sprawa! – od­parł Szy­mon.

Męż­czy­zna spoj­rzał przez ra­mię na Be­atę, a ona uśmiech­nęła się, uda­jąc, że po­dziela ten en­tu­zjazm, co oni. Te­raz po­ja­wiły się wąt­pli­wo­ści, czy do­brze ro­bią, roz­grze­bu­jąc sprawy z prze­szło­ści. Sprawy, które być może na za­wsze po­winny zo­stać nie­roz­wią­zane.

– Dzień do­bry! – po­wi­tał ich męż­czy­zna o szpa­ko­wa­tych wło­sach. – Pro­szę wy­ba­czyć to spóź­nie­nie, ale nie mo­głem się do pana do­dzwo­nić i po­in­for­mo­wać, że nie zja­wię się na miej­scu o umó­wio­nym cza­sie.

– Pro­szę się nie mar­twić, nie cze­ka­li­śmy długo – po­wie­dział Szy­mon z uśmie­chem. – Naj­waż­niej­sze, że mo­gli­śmy się spo­tkać. Je­stem Szy­mon, a to Be­ata i Adam.

Męż­czy­zna uści­snął ich dło­nie, ale w wy­ra­zie jego twa­rzy była pew­nego ro­dzaju nie­chęć.

– Ro­man Bi­liń­ski. Jak już panu wcze­śniej mó­wi­łem, nie mogę pań­stwa wpu­ścić na te­ren po­se­sji. Znaj­duje się ona pod opieką mo­jej ro­dziny i to my za nią od­po­wia­damy.

– Za­raz, za­raz! – Be­ata po­cią­gnęła Szy­mona za ra­mię, zmu­sza­jąc go tym sa­mym, aby na nią spoj­rzał. – Wie­dzia­łeś o tym i nic nam nie po­wie­dzia­łeś?!

– Pew­nie – od­parł ze spo­ko­jem.

– Osiem­set ki­lo­me­trów prze­je­cha­nych na marne... – mruk­nął Adam, wbi­ja­jąc wzrok w przy­ja­ciela.

– I mimo to ka­za­łeś nam tu przy­je­chać?! – wy­ce­dziła ze zło­ścią Be­ata. – Jak mo­głeś?!

– Zro­zum­cie, to była je­dyna szansa, aby od­kryć, co nas łą­czy – po­wie­dział Szy­mon. – Na­szą ta­jem­nicę, ro­zu­mie­cie?

– Mo­głeś nam po­wie­dzieć, za­miast po­dej­mo­wać de­cy­zję za nas! – do dys­ku­sji włą­czył się Adam.

Be­ata unio­sła ręce w ge­ście pod­da­nia. Adam na­wet nie spoj­rzał na przy­ja­ciela. Stał dwa kroki da­lej, z rę­koma scho­wa­nymi głę­boko w kie­sze­niach spodni. Roz­glą­dał się, błą­dząc my­ślami gdzieś da­leko stąd. Sły­szał ci­chy śmiech, ja­kieś nie­zro­zu­miałe strzępy roz­mowy. W pew­nej chwili po­czuł do­tyk na le­wym ra­mie­niu. Wzdry­gnął się, roz­glą­da­jąc ner­wowo wo­koło. Pod rę­ka­wem bluzy wciąż czuł dziwne go­rąco, które roz­cho­dziło się ku ko­niusz­kom pal­ców. Z lek­kim prze­stra­chem pod­szedł nieco bli­żej przy­ja­ciół.

– Pa­nie Szy­mo­nie – ode­zwał się star­szy męż­czy­zna po­waż­nym to­nem – wy­ja­śni­łem panu, że nie mogę udzie­lić panu ani ni­komu in­nemu in­for­ma­cji na te­mat tego miej­sca i jego hi­sto­rii.

Na dłuż­szą chwilę za­pa­no­wało mil­cze­nie. Oni byli zmę­czeni dwu­dniową po­dróżą. Nowo po­znany męż­czy­zna nie za­mie­rzał zmie­nić zda­nia i im po­móc. Zna­leźli się w pa­to­wej sy­tu­acji. Ro­man Bi­liń­ski ob­ra­cał w dło­niach bre­lok z klu­czami, które dźwię­czały przy każ­dym ru­chu, i lu­stro­wał ich prze­ni­kli­wym spoj­rze­niem. Byli prze­ko­nani, że męż­czy­zna od­li­cza w my­ślach czas do za­koń­cze­nia tego spo­tka­nia. Wie­dzieli rów­nież, że to ich ostat­nia szansa, a czas po­woli do­bie­gał końca.

– Je­śli to wszystko, w czym mogę pań­stwu po­móc – ode­zwał się męż­czy­zna, prze­kła­da­jąc pęk klu­czy do dru­giej ręki – to chyba...

– Chcia­łem, aby­śmy spo­tkali się twa­rzą w twarz – Szy­mon wszedł męż­czyź­nie w słowo – po­nie­waż jest jedna sprawa, o któ­rej trudno by­łoby po­roz­ma­wiać przez te­le­fon.

Chło­pak się­gnął do kie­szeni bluzy, z któ­rej wy­cią­gnął ko­pertę. Z jej wnę­trza wy­jął zło­żoną na pół po­żół­kłą kartkę.

– Może to zmieni pana zda­nie – po­wie­dział chło­pak, po­da­jąc pa­pier.

Cała trójka w na­pię­ciu ob­ser­wo­wała nie­zna­jo­mego, pró­bu­jąc od­czy­tać co­kol­wiek z wy­razu jego twa­rzy. Męż­czy­zna w mil­cze­niu wo­dził wzro­kiem po za­pi­sa­nych sło­wach.

– To nie­moż­liwe... – wy­szep­tał Bi­liń­ski. – Skąd pan to ma?

– Dla­tego chcia­łem się z pa­nem spo­tkać. Są­dzę, że ta kartka wszystko zmie­nia. Mam ra­cję?

Męż­czy­zna ski­nął lekko głową. Be­ata i Adam wy­mie­nili spoj­rze­nia. Przez kilka mie­sięcy gło­wili się, co mogą ozna­czać za­pi­sane na kartce słowa, które dla nich nie mały żad­nego sensu.

– Ale skąd pan to ma? – Męż­czy­zna po­wtó­rzył py­ta­nie, wbi­ja­jąc w Szy­mona prze­ni­kliwe spoj­rze­nie.

– Moja babka trzy­mała to w szka­tułce ukry­tej w sza­fie mię­dzy ubra­niami i in­nymi dro­bia­zgami. Kie­dyś, na krótko przed swoją śmier­cią, na­po­mknęła, że ten pa­pier ma zwią­zek z na­szą ro­dziną, ze mną i z in­nymi. Zna­leź­li­śmy ją pod­czas po­rząd­ko­wa­nia miesz­ka­nia po dziad­kach. Ad­res tej działki, jak się póź­niej oka­zało, za­pi­sała moja babka. Wszę­dzie roz­po­znał­bym jej pi­smo.

– Z in­nymi? – zdzi­wił się Ro­man Bi­liń­ski. – Kogo miała na my­śli?

– Skąd mam to wie­dzieć? Cza­sami zo­sta­wiała czło­wieka z do­my­słami, ni­czego nie wy­ja­śnia­jąc. Tro­chę czasu za­jęło mi zna­le­zie­nie nu­meru te­le­fonu do pana. Są­dzi­łem, że może pan po­może nam w roz­wią­za­niu tej za­gadki.

Ro­man Bi­liń­ski ro­ze­śmiał się gło­śno, a wo­kół jego oczu jesz­cze moc­niej za­ry­so­wały się bruzdy.

– Nie­stety, nie po­mogę wam. Ale znam ko­goś, kto chyba bę­dzie mógł wam po­móc. Zwłasz­cza gdy zo­ba­czy tę kartkę.

– Świet­nie! – ucie­szyła się Be­ata. – Kto to taki?

– He­lena Bi­liń­ska, moja matka.

– Na­prawdę? To cu­dow­nie! Mieszka gdzieś w oko­licy? Może mo­gli­by­śmy ją od­wie­dzić?

– Od kilku lat ze względu na wiek mieszka ze mną i moją żoną we Lwo­wie, po­nad pięć­dzie­siąt ki­lo­me­trów stąd.

– A tak do­brze za­czy­nało nam iść... – mruk­nął Adam, nie­za­do­wo­lony z po­wodu ko­lej­nej prze­szkody.

– Tak się składa, że mamy za­re­zer­wo­wany noc­leg we Lwo­wie. Czy mo­gli­by­śmy się z nią jed­nak spo­tkać i po­roz­ma­wiać? – za­py­tał Szy­mon. – Oczy­wi­ście je­śli to nie bę­dzie kło­pot.

– Cóż... – Męż­czy­zna prze­cze­sał dło­nią krótko ostrzy­żone włosy. – To, czy ona ze­chce z wami roz­ma­wiać, nie za­leży już ode mnie. Przy­znam, że nie­chęt­nie wraca do prze­szło­ści. Zwłasz­cza te­raz, po tylu la­tach.

– Ale jest szansa, na­wet nie­wielka, że zrobi dla nas wy­ją­tek? – za­py­tała Be­ata.

– Pani...

– Be­ata.

– Tak, pani Be­ato, za­wsze jest na­dzieja. Ale w tym wy­padku jest ona bar­dzo ni­kła. Nie wiem, czy w ogóle jest ja­ki­kol­wiek sens, aby po­dej­mo­wać tę próbę. Kilka kro­ków stąd jest za­sięg. Za­dzwo­nię do niej i wszyst­kiego się do­wiem – rzu­cił, od­da­la­jąc się od przy­by­łych.

Przez dłuż­szą chwilę w mil­cze­niu ob­ser­wo­wali, jak męż­czy­zna roz­ma­wia przez te­le­fon.

– Chyba się udało – wy­szep­tał Szy­mon, gdy męż­czy­zna ru­szył w ich kie­runku. – Czuję, że bę­dzie do­brze.

– Los wam sprzyja. – Bi­liń­ski uśmiech­nął się szcze­rze. – Za­in­te­re­so­wała ją ta kartka i za wszelką cenę chce was po­znać.

Męż­czy­zna za­pi­sał coś na kartce, którą zna­lazł w kie­szeni.

– Nasz ad­res. Te­le­fon już pan zna. Pro­szę przy­je­chać ju­tro o dzie­wią­tej.

– Po­cho­dzi pan z tych te­re­nów? – za­py­tał Adam.

Męż­czy­zna nie­śmiało przy­tak­nął.

– To nie­sa­mo­wite, że tak do­brze mówi pan po pol­sku, w do­datku bez ak­centu.

Bi­liń­ski za­śmiał się krótko.

– Cóż, to nie żadna ta­jem­nica. To za­sługa mo­jej matki, która za­wsze pil­no­wała, by­śmy mó­wili po­praw­nie. Za­wsze po­wta­rzała, że choć miesz­kamy poza gra­ni­cami, je­ste­śmy i za­wsze bę­dziemy Po­la­kami.

– Nie­by­wałe – wes­tchnęła Be­ata. – Po­dzi­wiam upór pana matki.

– Ju­tro bę­dzie pani mo­gła oso­bi­ście jej to prze­ka­zać.

Gdy się po­że­gnali, a Bi­liń­ski od­je­chał, nie wsie­dli od razu do sa­mo­chodu. Gdzieś w od­dali roz­legł się gło­śny świst, jakby ktoś za­gwiz­dał zza płotu. Spoj­rzeli w kie­runku, skąd nad­szedł ten oso­bliwy od­głos.

– Do­bra pa­no­wie, czas na nas – za­rzą­dziła Be­ata. – Mu­simy coś zjeść i od­po­cząć przed ju­trzej­szym dniem.

W pew­nym mo­men­cie, gdy ro­ze­śmiani zmie­rzali do auta, Szy­mon się za­trzy­mał i spoj­rzał za sie­bie.

– Coś nie tak? – za­py­tał Adam.

Nie od­po­wie­dział. Stał w mil­cze­niu, wpa­tru­jąc się w te­ren za wy­so­kim par­ka­nem. Gdy wresz­cie na nich spoj­rzał, był blady, a w jego oczach krył się strach.

– Też usły­sza­łeś ten głos, prawda? – za­py­tała Be­ata, mimo że znała od­po­wiedź.

– Zbie­rajmy się stąd – od­parł i po­szedł w kie­runku auta.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki