Włoskie wycieczki. Gaje oliwne - Mariola Szydlik - ebook

Włoskie wycieczki. Gaje oliwne ebook

Mariola Szydlik

0,0

Opis

Gaje oliwne to trzecia część przygód bohaterek Włoskich wycie- czek. Po traumatycznych przeżyciach na Sardynii Monika wraca do Polski. Kilka tygodni później odkrywa, że jest w ciąży.

 

Niestety, nie jest pewna, kto jest ojcem. Sprawy w rodzinnym domu też nie układają się najlepiej, jej rodzicielka niezbyt dobrze przyjmuje wiadomość, że zostanie babcią, i nie chce, żeby córka – tak jak ona – wiodła życie samotnej matki. W związku z toczącym się na Sardynii procesem przeciwko Krystynie, która w poprzedniej części Włoskich wycieczek była sprawczynią wszyst- kich nieszczęść Moniki, ta ostatnia jeszcze raz leci wraz z Asią na wyspę. Zatrzymuje się w domu Vittoria, potencjalnego ojca dziecka. Mężczyzna przyjmuje ją ciepło, ale Monikę zaczynają intrygować okoliczności śmierci pierwszej żony gospodarza. Czy naprawdę śmierć Kseni była tylko nieszczęśliwym wypadkiem? Czy dowiemy się ostatecznie, kto jest ojcem dziecka Moniki? I czy odnajdzie ona własnego ojca, po którym słuch zaginął jeszcze w czasie stanu wojennego? Jak potoczą się dalsze losy dziew- czyny? Na wszystkie pytania, drogi Czytelniku, znajdziesz odpo- wiedź w książce.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 299

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Redakcja:

Iwona Winiarska

Korekta:

Aleksandra Kornacka

Skład, łamanie i przygotowanie do druku:

Mateusz Cichosz | @magik.od.skladu.ksiazek

Projekt okładki:

Magdalena Batko

Wszelkie prawa zastrzeżone

All rights reserved

Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji jest zabronione i powoduje naruszenie praw autorskich. Książka ani żadna inna jej część nie może być przedrukowywana ani w inny sposób reprodukowana czy powielana mechanicznie, fotooptyczne, zapisywana elektronicznie lub magnetycznie, ani odczytywana w środkach publicznego przekazu bez pisemnej zgody wydawcy.

Bohaterowie powieści pod tytułem Włoskie wycieczki. Gaje oliwne są postaciami fikcyjnymi i jakiekolwiek podobieństwo do prawdziwych osób i zdarzeń jest całkowicie przypadkowe.

ADVIM Wydawnictwo

Wrocław 2025

ISBN 978-83-969028-5-6

Serdecznie dziękuję Ireneuszowi Szydlikowi, kuzynowi mojego męża, za podzielenie się opowieścią o swojej ucieczce z Polski do Austrii w latach osiemdziesiątych.

Nikt by takiej historii nie wymyślił. Dziękuję, Irku.

Asia radziła mi, żebym porozmawiała z mamą. Łatwo jej mówić, ona mojej matki właściwie nie zna. Córka z nieślubnym dzieckiem to wielki skandal, z pewnością będę musiała wyprowadzić się z domu. Mam trochę odłożonych pieniędzy, ale to kropla w morzu, biorąc pod uwagę potrzeby, jakie mam w tej chwili. Gdybym chociaż była pewna na sto procent, że to dziecko Vittoria, pojechałabym do niego. Niestety wydaje mi się, że ojcem jest Simone, a nawet nie wiem, gdzie go szukać. Poza tym taki młody, rozrywkowy Włoch mieszkający z rodzicami raczej nie nadaje się na ojca. Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane?

***

– Jak to jesteś w ciąży? Z kim?

– Nie wiem.

– Co?! Chcesz mi powiedzieć, że gziłaś się na prawo i lewo i teraz nie wiesz, kto jest ojcem tego bę… tego dziecka?

Matka powstrzymała się w ostatniej chwili, ale i tak wiem, że moje dziecko dla niej będzie bękartem.

Siedziałam na kanapie w swoim pokoju, a mama wciąż krzyczała, że jestem nieodpowiedzialna, powinnam wiedzieć, że dziecko musi mieć tatę. Nie musiała się tak wydzierać, w końcu sama się bez niego wychowałam i pamiętam, jak bardzo zazdrościłam moim koleżankom ich relacji z ojcami. Mój szanowny ojczulek zostawił nas, kiedy miałam jedenaście lat, wyjechał z kraju na początku stanu wojennego. Obiecywał, że jak tylko się urządzi na Zachodzie, ściągnie mnie i mamę do siebie. Czekałam latami, że do mnie napisze, zaprosi do siebie, poprosi, abym z nim została. Te marzenia nigdy się nie spełniły.

Wiem, że mama wciąż wygląda wiadomości od niego. Ja już nie. Ona myśli, że nie wiem, dlaczego tak ochoczo zgodziła się na wyjazdy do Włoch. Miała nadzieję, że jakimś cudownym zrządzeniem losu spotka go tam, bo ostania wiadomość, którą dostała od męża przed kilku laty, była właśnie z Włoch.

Co za ironia losu, że ojcem mojego dziecka musi być ktoś z Półwyspu Apenińskiego. Właśnie, ktoś.

***

Mam na dzisiaj wyznaczony termin zabiegu przerwania ciąży. Nie mogę urodzić tego dziecka, nie dam rady sama go wychować. Aśka twierdzi, że ta ciąża to najlepsze, co mogło mi się w życiu przytrafić, ja jednak tak nie myślę – nie wiem, kto jest ojcem, mama za chwilę każe mi się wynosić z domu, bo wielki brzuch jej córki to wstyd przed sąsiadami. Od kiedy powiedziałam jej, że jestem w ciąży, nie szczędzi mi przykrych słów, nie mam w niej żadnego oparcia. Nie mam gdzie się podziać, dla mojego dobra i spokoju matki muszę usunąć tę ciążę.

To na pewno dobra decyzja.

Jadąc tramwajem, powtarzałam sobie w kółko, że ten zabieg jest konieczny, potem będę znów wolna, poszukam pracy. Może zatrudnię się w jakimś hotelu, skończyłam przecież technikum hotelarsko-turystyczne, znam język włoski, mogę pracować w recepcji. Tak, to dobry pomysł, aby szukając pracy, wykorzystać moją znajomość włoskiego. Wprawdzie będę się musiała trochę podszkolić z gramatyki, ale na pewno dam sobie radę.

Gabinet ginekologiczny mieści się na parterze w jednym z bloków na Ursynowie. Pierwszy raz byłam tutaj przed tygodniem. Znalazłam adres w książce telefonicznej, zadzwoniłam, żeby umówić się na wizytę. Drzwi otworzyła mi wtedy pani w starszym wieku, miała niski, niemal męski głos. Założyła mi kartę i kazała czekać, aż doktor poprosi do gabinetu.

Po kilku minutach z pokoju, gdzie przyjmował ginekolog, wyszła młoda, uśmiechnięta kobieta, a za nią mężczyzna w białym, długim fartuchu, koło sześćdziesiątki. Uścisnął jej rękę, życzył wszystkiego dobrego, przypomniał o kolejnym spotkaniu za miesiąc.

Kiedy weszłam do gabinetu, poczułam się bardzo nieswojo. U ginekologa byłam tylko raz, jeszcze w szkole średniej, miałam wtedy infekcję i mama zapisała mnie do swojego lekarza. Tym razem chciałam być bardziej anonimowa, dlatego znalazłam gabinet daleko od mojego mieszkania.

Doktor okazał się miły. Zbadał mnie, stwierdził, że to ósmy tydzień, ciąża rozwija się prawidłowo. Kiedy powiedziałam, że chcę ją przerwać, wydał się zaskoczony, a uśmiech znikł z jego twarzy.

„Jest pani pewna?”

„Tak, jestem pewna”.

Odpowiedziałam takim tonem, że więcej już o nic nie pytał, wyznaczył termin wizyty na dzisiaj.

Lekarz sugerował, abym na zabieg przyjechała z kimś, kto się mną zaopiekuje w drodze powrotnej do domu, po znieczuleniu mogę nie być całkiem przytomna. Miałam nawet zamiar zadzwonić do Asi i prosić ją, żeby ze mną pojechała – tylko ona i mama wiedzą, że jestem w ciąży. Ostatecznie zrezygnowałam, wiedziałam, że będzie mnie przekonywać, abym tego nie robiła.

– Dzień dobry, pani Moniko. Jak się pani dzisiaj czuje? – Doktor nawet na mnie nie patrzył, notował coś przy biurku.

– Nie wiem, co mam panu powiedzieć. Jestem przerażona, słabo mi.

– Mimo to nie zmieniła pani zdania co do terminacji ciąży?

– Nieee…

„Po co to gadanie, rób pan swoje” – pomyślałam.

***

Kiedy Asia otworzyła mi drzwi, rzuciłam się jej na szyję, zanosząc się od płaczu.

– Hej, młoda, co robisz? Może tak na początek „dzień dobry”?

– Aśka, ja nie mogłam, nie mogłam…

– Monika, uspokój się! Chodź, siadaj, przestań tak płakać, bo nie rozumiem, co do mnie mówisz.

– Asia, ja dzisiaj miałam przerwać ciążę, wracam właśnie od lekarza. Przepraszam cię, ale nie wiedziałam, do kogo mam pójść – paplałam coś bez sensu, nie mogłam przestać.

Patrzyłam na moją przyjaciółkę i widziałam strach w jej oczach.

– Nie, nie usunęłam mojego dziecka, miałaś rację, ono już mnie potrzebuje.

Asia bardzo mocno mnie przytuliła.

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze.

– Nie będzie, matka nie jest taka wyrozumiała jak ty, na pewno każe mi się wyprowadzić. Nie zechce mieć córki dziwki w domu. Ale ja nie mogę usunąć tej ciąży, nie jestem potworem, mordercą. Nie wiem, co mam robić.

– Monika, już ci mówiłam, nie ty pierwsza jesteś w ciąży i nie ostatnia. A ja jestem z ciebie bardzo dumna. Teraz nie możesz się tak denerwować, musisz dbać o siebie i dziecko.

– Łatwo ci mówić. Nie wiem, jak sobie poradzę bez mieszkania, bez pomocy, bez pieniędzy.

– Monika, masz mnie.

– Asia, co my teraz zrobimy?

– No tak, mogłam się spodziewać tego pytania.

Roześmiałyśmy się. Zawsze, kiedy pojawiał się problem, zadawałam je mojej przyjaciółce, a ona zawsze znajdowała jakieś rozwiązanie. Miałam nadzieję, że teraz też mi pomoże.

***

Obudziłam się z podkurczonymi nogami, przykryta cieplutkim kocem. W pierwszej chwili nie wiedziałam, gdzie jestem, ale kiedy szerzej otworzyłam oczy, zobaczyłam Asię siedzącą na fotelu z wzrokiem utkwionym w suficie. Ze swoimi kruczoczarnymi lokami wyglądała pięknie i chociaż życie w ostatnim czasie nie oszczędzało mojej przyjaciółki, na jej twarzy gościł lekki uśmiech.

– Asiu, która godzina? Przepraszam cię, ale chyba usnęłam.

– Nie chyba, tylko na pewno, zbliża się piętnasta.

– O cholera, muszę iść do domu, matka pewnie się martwi. Co ja mówię, ona się cieszy, że mnie nie ma.

– Monika, przestań tak mówić o pani Jadwidze. Z pewnością nie myśli tego, co mówi. Musisz ją zrozumieć, przecież też sama cię wychowywała, jest przerażona tak samo jak ty.

– Nie broń jej. Jaka matka wyzywa swoje dziecko od najgorszych?

– No, moja droga, przyznasz jednak, że sama się o to prosiłaś. Ja cię nie oceniam, ale pomyśl nad tym, co się stało i jak nierozsądnie się zachowałaś na Sardynii. Przecież nie jesteś już głupią nastolatką, mogłaś przewidzieć, że jak się idzie z facetem do łóżka, konsekwencją może być ciąża.

Spuściłam głowę. Asia miała rację, sama tego piwa nawarzyłam, ale jakoś nie potrafię go wypić.

– To co ja mam teraz zrobić?

– Myślałam o tym. Po pierwsze porozmawiaj z mamą, uspokój ją. Po drugie musisz zadzwonić do tatusia twojego dziecka i go poinformować, że zostanie ojcem.

– Aśka, ale do którego z nich ja mam zadzwonić?

– Zadzwoń do tego, który najbardziej ci na ojca pasuje.

Kiedy to mówiła, puściła do mnie oko. Wiedziałam, że według mojej przyjaciółki powinnam zadzwonić do Vittoria. Tylko czy to naprawdę jego dziecko?

***

Odpoczynek u Aśki i rozmowa z nią dobrze mi zrobiły. Wiedziałam, że muszę porozmawiać z mamą, ale tym razem bez płaczu. Musi wiedzieć, że dziecko, które noszę, jest dla mnie najważniejsze na świecie i zrobię wszystko, aby było szczęśliwe. Aśka ma rację, mama tak zareagowała, bo z pewnością boi się bardziej ode mnie, w końcu wychowywała mnie sama. Ojca – nawet kiedy z nami mieszkał, w pierwszych latach mojego życia – fizycznie nigdy nie było. Zaangażował się w działalność podziemną, Solidarność. Pamiętam, że kilka razy milicja była u nas w domu. Raz szukali jakichś ulotek i zrobili taki kipisz, że mama nie mogła się uspokoić przez kilka dni, a każdy dzwonek do drzwi przyprawiał ją o ból serca. Kilka miesięcy po tym, jak ogłoszono stan wojenny, ojciec uciekł do Austrii z kilkoma kolegami z konspiracji. Zaraz po tym mama dostała wiadomość, że jest zdrowy i przebywa w obozie dla uchodźców. Potem przez wiele lat była cisza, aż pod koniec lat osiemdziesiątych przyszła kartka z Włoch. Pisał, że wszystko u niego dobrze i że niedługo się odezwie. Od tej pory moja biedna matka codziennie otwiera skrzynkę pocztową z nadzieją, że przysłał jakąś wiadomość. Swoją drogą straszny z niego dupek. Chciałabym mu to wykrzyczeć w twarz.

Kiedy jeździłam z mamą na te wycieczki handlowe do Włoch, aż podskakiwała na widok każdego wysokiego blondyna, a kiedy podchodził bliżej i okazywało się, że to nie jej ukochany, robiła się smutna, a za chwilę wściekła. Co oczywiście odbijało się na mnie. Złapałam się za brzuch i cichutko powiedziałam:

– Nigdy nie będę na tobie, kochanie, wyładowywać złości.

Kochanie. Tak, już cię kocham, moje maleństwo. I przepraszam – jak mogłam pomyśleć, że lepiej będzie dla ciebie, jeśli się nie urodzisz.

***

– Mamuś, jesteś? – zapytałam, stając w drzwiach.

W mieszkaniu panowała cisza. „Pewnie poszła na zakupy” – pomyślałam.

Rozejrzałam się po pokoju. Na ścianie wisi portret ślubny moich rodziców, meblościanka na wysoki połyk w ciemnym kolorze jest starsza ode mnie. Kilka kryształowych misek, kieliszków i szklanek stoi na półkach za lśniącymi szybami. Mama bardzo dba o te rzeczy i ciągle powtarza, że kupowali je razem z ojcem.

Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale teraz uderzyło mnie, jak wiele poświęciła, aby mi niczego nie brakowało, abym mogła skończyć szkołę. A przecież był czas, że nie miała pracy, bo po ucieczce ojca była wielokrotnie przesłuchiwana, aż w końcu zwolniono ją z Gminnej Spółdzielni „Samopomoc Chłopska”, gdzie pracowała jako kadrowa. Mieszkałyśmy wtedy w Polkowicach, na Dolnym Śląsku. Bardzo to przeżywała, ale się nie poddała. Szukała roboty nawet w okolicznych wioskach, w pegeerach, sklepach, niestety niczego nie znalazła. Wtedy postanowiła, że wyjedziemy do Warszawy, tutaj nikt nas nie znał, miała nadzieję uwolnić się od przeszłości. Babcia i dziadek, którzy mieszkali w Wałbrzychu, byli przeciwni, chcieli, abyśmy sprowadziły się do nich, ale ona już postanowiła. Zaraz po przyjeździe zatrzymałyśmy się u dalekiej krewnej mojej babci, starsza schorowana kobieta mieszkała na Pradze. Chętnie się zgodziła, abyśmy u niej zamieszkały, była samotna i miała teraz nie tylko towarzystwo, ale również opiekę. Mama zatrudniła się jako sprzątaczka w spółdzielni mieszkaniowej. Wstawała około trzeciej nad ranem, sprzątała klatki schodowe, wracała do domu o siódmej i szykowała mnie do szkoły. Wiele razy pytałam ją, dlaczego sprząta te klatki, mówiła mi wtedy, że dzięki tej pracy może o mnie lepiej zadbać i pogodzić obowiązki zawodowe z opieką nad ciocią. To jednak nie była prawda, z tak zwanym wilczym biletem nie mogła się zatrudnić w żadnym biurze, chociaż miała wyższe wykształcenie. A to wszystko była wina mojego ojca.

– O, jesteś wreszcie.

Z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy. Podeszłam do niej i przytuliłam ją tak mocno, jak tylko mogłam. To była moja ukochana mamusia, która zawsze się o mnie troszczyła i nadal to robi.

– Monika, co się stało? Puść mnie.

– Nic, mamuś. Jesteś najlepszą mamą na świecie, ja też będę taka dla mojego dziecka – powiedziałam. – Muszę z tobą porozmawiać. Chodź, zrobię herbaty.

Mama poszła za mną do kuchni, postawiła siatki z zakupami na stole.

– Monika, co się stało? – dopytywała.

Kiedy zaparzyłam herbatę i usiadłyśmy obie przy stole, opowiedziałam jej wszystko, co się wydarzyło na Sardynii, ale nie tylko. Przyznałam się, że chciałam usunąć ciążę.

Na twarzy mamy malował się coraz większy ból, łzy leciały nam strumieniami. Obie nie potrafiłyśmy zapanować nad płaczem, chociaż przed tą rozmową obiecałam sobie, że się nie rozkleję. Teraz to mama mocno mnie przytulała i cicho szeptała:

– Przepraszam. Poradzimy sobie.

Kiedy skończyłam opowiadać, poczułam wielką ulgę. Asia, miałaś rację, moja mama to wspaniała kobieta.

***

Obudził mnie głód, za oknem świeciło słońce. Wstałam i poszłam do kuchni. Zastałam mamę z kubkiem kawy w ręku. Stała oparta o parapet i patrzyła w dal.

Kiedy mnie usłyszała, odwróciła się w moją stronę, na jej twarzy pokazał się blady uśmiech.

– Dzień dobry, córeczko, mam nadzieję, że się wyspałaś. Cieszę się bardzo, kochanie, że opowiedziałaś mi o wszystkim. Wiem, jakie to było dla ciebie trudne, ale pamiętaj, ja zawsze jestem obok ciebie, jesteś całym moim życiem, słońcem na niebie i powietrzem, którym oddycham. Kocham cię najbardziej na świecie. Przepraszam cię, że tak źle zareagowałam na wieść, że jesteś w ciąży, ale stanęło mi wtedy przed oczami całe życie. Przypomniałam sobie, jak nie mogłam ci dać tego wszystkiego, co miały inne dzieci, jak pytałaś mnie wiele razy, kiedy wróci twój tato, jak płakałaś, kiedy przychodziłaś ze szkoły, bo dzieci śmiały się z ciebie, że nie masz ojca, że jesteś znajdą. Kiedy więc powiedziałaś mi o ciąży, byłam przerażona, nie chciałam, żebyś przeżywała to samo. Proszę, wybacz mi.

Mama znów miała łzy w oczach.

– Mamuś, też cię kocham. Ja nie mam ci czego wybaczać, wszystko rozumiem. Skończmy już z tymi płaczkami, bo aż się boję pomyśleć, że urodzę małą beksę, która nie będzie dawała mi spać po nocach.

– Na początku i tak nie będzie ci dawało spać, ale już po trzech latach wszystko się uspokoi – powiedziała mama i wybuchnęła śmiechem.

– Aleś mi powiedziała, już się boję.

Teraz już obie się śmiałyśmy, przytulone do siebie.

***

Mama wciąż jeździ na wycieczki do Włoch. Wprawdzie nie zarabia już tyle, ile dwa, trzy lata temu, ale wyjazdy wciąż są opłacalne.

Ja też jak najszybciej muszę znaleźć pracę, zanim mi brzuch urośnie pod sam nos. Nie mogę przecież być na jej utrzymaniu, zwłaszcza że moje potrzeby wzrosną teraz dwukrotnie.

Wciąż myślę o ojcu mojego dziecka. Aśka miała rację, powinien wiedzieć, że niedługo na świecie pojawi się jego potomek. Jestem prawie pewna, że ojcem jest Vittorio. Może powinnam do niego pojechać? Zapewniał przecież, że mnie kocha, on też nie jest mi obojętny. Chociaż muszę przyznać rację mojej przyjaciółce, że zakochałam się bardziej w jego majątku niż w nim samym. Ale teraz to chyba nie ma znaczenia. Z pewnością bardzo go lubię, podoba mi się, jest przystojny, miły. Jeśli nawet teraz nie pałam do niego gorącą miłością, to z czasem być może go pokocham.

Jasna cholera, a jeśli to nie on jest ojcem, tylko Simone? Nie, ten młody piłkarz zupełnie nie nadaje się na tatę, znam go dłużej niż Vittoria i dobrze wiem, że to tylko spragniony hulaszczego życia w blasku fleszy chłopak.

Kto by pomyślał, że ciąża zrobi ze mnie taką racjonalistkę. No cóż, życie pisze różne scenariusze, nie zawsze takie, jakich byśmy chcieli. Muszę się wziąć w garść, przyjąć odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale również za moje dziecko. Na razie poszukam pracy, a kiedy urodzę, pomyślę o ojcu dla mojego maleństwa.

***

Od kilku tygodni włóczę się po rożnych zakładach, sklepach, punktach gastronomicznych i hotelach w poszukiwaniu pracy. Niestety nigdzie nie potrzebują pracowników, zupełnie jakbym miała napisane na czole, że jestem w ciąży i chcę oszukać pracodawcę. Musiałam się zarejestrować w urzędzie pracy – w przeciwnym razie nie mogłabym korzystać z darmowej służby zdrowia – no i mam obowiązek meldować się tam, jak jakiś skazaniec, dwa razy w miesiącu. Szkoda tylko, że nie proponują mi żadnej pracy. Ciekawa jestem, jak panie, które odfajkowują moją obecność, dostały się do tej roboty. Mama zaproponowała, abym – póki jeszcze nie odczuwam trudów ciąży – pojechała z nią do Włoch. Zapewnia mnie, że będzie mi pomagać, ważne jest tylko, abym tam była, bo przecież znam dobrze język i z pewnością łatwiej by nam było sprzedać cały towar. Ze względu na wizyty w urzędzie pracy musiałam odmówić, ale to nie jedyny powód. Nie wyobrażam już sobie życia na siedzeniach w autokarze, braku ciepłej wody i prysznica, ciągłego stania na nogach. Ostatnio jestem senna w ciągu dnia, łatwo się meczę. Nie, to na pewno nie dla mnie.

Chyba będę musiała zmienić zdanie i zadzwonić do Vittoria. Nie chcę mówić mu przez telefon, że jestem w ciąży, zapytam go tylko, jak mają się sprawy z procesem przeciwko Krystynie i czy ewentualnie mogę przyjechać. Nawet dobrze się składa, kilka dni temu dzwonił adwokat, którego wynajął dla mnie Vittorio, i mówił, że na za trzy tygodnie wyznaczono datę rozprawy. Mój przyjazd byłby jak najbardziej uzasadniony.

Chciałabym, żeby Asia pojechała ze mną, bo w końcu nie wiem, jak on przyjmie wiadomość o tym, że zostanie ojcem. Może się zezłości i wygoni mnie z domu? Zawsze we dwie raźniej. Nie wiem tylko, czy ona się zgodzi.

***

– Monika, bardzo chciałabym ci pomóc, może nawet pojechać z tobą na tę Sardynię, ale rozpoczęłam już starania o pozwolenie na budowę, nie mogę tak wszystkiego zostawić i ruszyć znowu w świat. Poza tym obiecałam sobie, że już nigdy nie pojadę na tę wyspę. Wprawdzie jest piękna, ale pobyt tam kosztował mnie zbyt dużo nerwów.

– Asia, rozumiem i wiem, że to w głównej mierze ja przyczyniłam się do tego, że nie chcesz tam wracać. Ale to kwestia kilku dni, zapłacę za podróż. Po prostu boję się tam sama jechać, a jednocześnie nie widzę innej możliwości. Tutaj nie mogę znaleźć pracy. I wprawdzie teraz stosunki z mamą są cudowne, ale wolałabym nie komplikować jej i tak już poplątanego życia.

– Właśnie, a co na to twoja mama?

– Jeszcze nic nie wie.

– Monika, a zastanawiałaś się nad tym, że jeśli wyjedziesz na Sardynię i tam zamieszkasz, to twoja mama w Polsce zostanie zupełnie sama?

Aśka miała rację i prawdę mówiąc, myślałam o tym. Mama bardzo się zmieniła, od kiedy zaakceptowała fakt, że będzie babcią. Każdą rozmowę sprowadza do tematu wnuczka lub wnuczki, podkreśla, jak bardzo się cieszy, że w domu pojawi się maleństwo.

– Asia, to co ja mam zrobić?

Moja przyjaciółka wzruszyła ramionami. Tym razem decyzję muszę podjąć sama.

***

– Mamo, czas najwyższy, żebym powiedziała ojcu mojego dziecka o ciąży, dlatego postanowiłam jechać na Sardynię, do Vittoria.

– Do Vittoria? A skąd wiesz, że to on jest ojcem?

– Czuję to. Poza tym powiem mu, że nie jestem pewna na sto procent.

– Jeśli chcesz mu powiedzieć, że nie jesteś pewna, to po co w ogóle do niego jechać? To nie ma sensu. Poczekaj do rozwiązania i wtedy podejmiesz decyzję.

Mama miała rację, to było głupie. Ale oczekiwanie do porodu to też nie jest najlepsze wyjście z sytuacji.

– Mamuś, to co ja mam zrobić?

– Nie wiem, kochanie, naprawdę nie wiem. Wiem za to, jak trudno jest wychować samotnie dziecko. I nie myśl, że mam tutaj na uwadze tylko względy materialne, bo nawet te dzieci, które mają oboje rodziców, nie dostają wszystkiego, o czym marzą. Ale chodzi mi o obecność ojca w życiu dziecka, matka nie zawsze potrafi go zastąpić, choćby nie wiem jak się starała.

Wiedziałam, o czym mówi, brakowało mi taty wiele razy. Dlaczego musiałam tak skomplikować życie mojemu jeszcze nie narodzonemu dziecku?

– Mamuś, jest jeszcze coś.

Spojrzała na mnie szeroko otwartymi oczami.

– Jeśli to Vittorio jest ojcem, to będę musiała wyjechać na stałe na wyspę. Zostaniesz wtedy sama.

Mama spuściła głowę i poszła do pokoju. Mnie łzy napłynęły do oczu. Wiedziałam, że wyrządzam jej wielką przykrość. Poświęciła mi swoje najlepsze lata, nigdy mnie nie zostawiła i robiła wszystko, aby mi niczego nie brakowało, a ja chcę ją opuścić właśnie teraz, kiedy zaakceptowała to, że będzie miała wnuka lub wnuczkę.

***

Dzisiaj obudziłam się z bólem głowy i mdłościami. Kurczę, co jest? Niczego takiego, co mogło mi zaszkodzić, wczoraj nie jadłam. Zresztą od jakiegoś miesiąca nie jem nic oprócz mleka i jabłek.

– Cholera! – krzyknęłam i sprintem pognałam z pokoju do łazienki, ledwie zdążyłam dopaść muszli klozetowej. Nieźle mi się rzygnęło. Czyżby to były te poranne mdłości, o których mówiły mama i Asia? A ja się chwaliłam, że moje dziecko jest grzeczne i nie robi mamusi takich niespodzianek. Ale w końcu jedna jaskółka wiosny nie czyni, to musi być przypadek. Podniosłam się z podłogi, spojrzałam w lustro. No najlepiej to ja nie wyglądam – zapadnięte policzki, podkrążone oczy, włosy jakoś tak mi zmatowiały. Jak ja się pokażę Vittoriowi? Przed wyjazdem muszę się trochę doprowadzić do porządku. Pójdę do znajomej fryzjerki, na pewno coś wyczaruje z tymi moimi włosami. Z policzkami nic nie zrobię, ale dobry fluid zakryje sińce pod oczami.

Za dwa tygodnie mamy stawić się w sądzie w Sassari w charakterze świadków. Wprawdzie Asia może złożyć zeznania tutaj, w Polsce, przed polskim sędzią, ale zgodziła się pojechać, aby być przy mnie, kiedy powiem Vittoriowi, że spodziewam się jego dziecka. Tak, żadnych więcej domysłów, jestem pewna, że to jego dziecko. Musiałam wybrać i wybrałam. Koniec kropka.

Z łazienki wyciągnął mnie dzwonek telefonu. Ciągle jeszcze trochę kręciło mi się w głowie, szłam do aparatu telefonicznego powoli, aby się nie przewrócić. Nie, to na pewno nie są mdłości ciążowe, musiał się przyplątać jakiś wirus.

– Halooo…

– Monika, co się stało? Czemu tak długo nie odbierałaś?

– Cześć, Aśka, miło cię słyszeć. Właśnie miałam bliskie spotkanie z muszlą klozetową. Rzygałam jak kot.

– No to się zaczęło. Współczuję. Ale skończy się za jakiś miesiąc, spokojnie, i tak mały bądź mała późno daje ci się we znaki.

Usłyszałam, jak Aśka się śmieje. A mnie znów zemdliło.

– Mów, co się stało, bo chy…

Nie zdążyłam dokończyć, młode wykopało reszki pokarmu w kierunku mojej jamy ustnej. Tym razem ledwo zdążyłam dopaść umywalki. Cholera, to nie żarty, jeśli tak mają wyglądać wszystkie poranki przez najbliższy miesiąc, nici z mojego wyjazdu. Przemyłam twarz zimną wodą, niestety nie na wiele się to zdało. Wciąż czułam mdłości. Chyba muszę w łazience przygotować jakieś legowisko, bo obawiam się, że nie dam rady tak biegać z pokoju do toalety każdego ranka. No dobra, dziecko, nie przesadzaj, mamusia musi porozmawiać z ciocią Asią, dość już tych żartów.

Na nieco miękkich nogach wróciłam do telefonu, Asia jednak już się rozłączyła. No i dobrze, nie miałam ochoty na dalszą konwersację. Zgięta wpół poszłam do pokoju. Że też musiałam zacząć rzygać właśnie teraz, kiedy mama pojechała na wycieczkę.

***

– Monika, jesteś tam? Otwieraj, to ja, Aśka!

Co do cholery? Gdzie ja jestem? Podniosłam nieco ociężałe powieki, łomot do drzwi wejściowych kazał mi się zerwać z łóżka, ale ja jakoś nie mogłam się ruszyć. No tak, przecież wymiotowałam i potem położyłam się na chwilę. Musiałam jednak przysnąć.

– Jestem, jestem, już idę.

– O rany Julek, jak ty wyglądasz? Co się stało? – Przyjaciółka patrzyła na mnie z szeroko otwartymi oczami.

– Przecież ci mówiłam. Moje dziecko tego ranka zakomunikowało mi, że jabłka i mleko to nie jest posiłek, jakim chce, abym je karmiła. A prawdę powiedziawszy, nie jestem pewna, czy chce, żebym czymkolwiek je karmiła.

Aśka, która ściągała buty w przedpokoju, o mało się nie przewróciła ze śmiechu. Ja natomiast nie miałam zupełnie ochoty na żarty. Ciągle czułam niesmak w buzi, stałam zgięta wpół, gotowa w każdej chwili biec do łazienki.

– Chodź, usiądź, zrobię ci herbatki. Co ty na to?

– Aśka, przestań, na samą myśl o przełknięciu czegokolwiek jest mi niedobrze.

– Napij się chociaż wody.

Lekko drążącymi rękoma wzięłam szklankę z wodą, ale nie udało mi się przełknąć ani łyka, znów wylądowałam w łazience. Niech to szlag.

Wróciłam do kuchni, ocierając ręcznikiem mokrą od zimnej wody twarz.

– Aśka, naprawdę te mdłości tak długo trwają?

– Z własnego doświadczenia oraz opowiadań moich koleżanek i znajomych wiem, że najgorsze są pierwsze trzy miesiące. Rzadko trwa to dłużej.

– Jezusicku, mam nadzieję, że u mnie to będzie krócej. Jeśli to naprawdę są mdłości ciążowe, a nie jakiś wirus, nici z naszego wyjazdu na Sardynię.

– Właśnie o tym wyjeździe chciałam z tobą porozmawiać.

Wiedziałam, że Aśka się rozmyśli! Może to i dobrze, że wymiotuję, bo sama bym się bała jechać, a tak przynajmniej mam usprawiedliwienie.

– W porządku, rozumiem, przecież nie możesz zostawić swoich spraw, żeby zajmować się moimi.

– Monika, o czym ty mówisz?

– No jak to? Nie możesz ze mną jechać do Włoch, przecież o tym chciałaś porozmawiać.

– Przestań, nic takiego nie powiedziałam, pojadę z tobą. Nawet zadzwoniłam do Angeli, chciałam zapytać, gdzie ją znajdę, bo wybieram się do Olbii i chętnie bym ją odwiedziła.

– Ojej, a ja myślałam, że zrezygnowałaś. Ach, te hormony, przez nie szybciej mówię, niż myślę – powiedziałam wzruszona.

– No nie rozklejaj mi się tutaj znowu.

– Dobrze, dobrze. I co z tą Angelą?

– Bardzo się ucieszyła i zaproponowała, abyśmy się u niej zatrzymały.

– Naprawdę? A ja już umówiłam się z Vittoriem. Ma po nas przyjechać na lotnisko.

– Monika, ja skorzystam z zaproszenia naszej szefowej, musisz sama z nim porozmawiać. Gdyby coś poszło nie tak, zadzwonisz i przyjedziemy po ciebie z Angelą.

Sama nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, już się nastawiłam, że Asia pojedzie ze mną do domu Vittoria. Po tych wszystkich przykrościach, które mnie spotkały na wyspie, czułam strach na myśl, że będę musiała sama z nim gadać.

– Asia, w takim razie ja też skorzystam z zaproszenia Angeli. Zadzwonię do Vittoria i umówię się z nim gdzieś na mieście. Chcę tylko, żebyś była przy mnie podczas naszej rozmowy.

Przyjaciółka pokiwała głową, przystała na moją prośbę.

– Oczywiście pod warunkiem, że w ogóle pojedziemy do Włoch. Na razie się na to nie zanosi, czuję się okropnie.

– Zobaczymy. Jeśli nie teraz, pojedziemy za jakiś czas.

– Tak, pewnie jak się małe urodzi. Nie zamierzam się tłuc przez pół Europy z brzuchem jak balon. – Poklepałam się po moim jeszcze zupełnie płaskim brzuchu.

Asia to wspaniała przyjaciółka, traktuję ją właściwie jak starszą siostrę. Wiem, że niejeden siwy włos przybył na jej skroniach z mojego powodu. Przecież to ja wpakowałam nas w ten cały wyjazd do pracy na Sardynii i wszystkie niefortunne przygody z nim związane. Kiedy myślę, że gdyby nie ona, nie wiadomo, czy dzisiaj byłabym wśród żywych, aż mnie ciarki przechodzą.

– Muszę już iść, Arturek zaraz wraca ze szkoły. Nie rozrabiaj, bo jutro nie będę mogła do ciebie przyjść, mam rozmowę o pracę.

– Gdzie masz tę rozmowę?

– Na Mokotowie otwarli włoską restaurację, mam nadzieję się tam zahaczyć.

– Trzymam kciuki, oby cię przyjęli. O rany, Aśka! – krzyknęłam.

– Matko, co się stało?!

– Jak przyjmą cię do pracy, to nie pojedziesz ze mną na Sardynię.

– Przestań panikować. Przestraszyłaś mnie. Po pierwsze nic jeszcze nie wiadomo, po drugie uprzedzę ich, że mam jeszcze niezakończone sprawy na wyspie i muszę tam pojechać na kilka dni.

Aśka poszła do domu, ja zostałam sama. Nie mam dzisiaj siły, aby się ubrać i wyjść z domu choćby do pobliskiego sklepu. Jeśli tak ma wyglądać czas mojej ciąży, to chyba już chcę mieć ją za sobą. A co, jeśli Vittorio nie będzie chciał mnie znać? Jeśli nie uzna mojego dziecka? Myśli kłębiły się w mojej głowie. Muszę się wziąć w garść, bo oszaleję.

***

Mama wróciła z wycieczki do Włoch. Narzeka, że coraz trudniej sprzedać towar w dobrej cenie. Zmieniają lokalizację nawet dwa razy w ciągu dnia. Policja też jest coraz bardziej bezwzględna i przegania ich, zanim jeszcze zdążą wyładować wszystko z autokaru. Poza tym dużą konkurencją stały się busy, łatwiej się przemieszczają, jest ich coraz więcej.

– Muszę poszukać pracy w Polsce, jestem zmęczona tymi wyjazdami. Koszty są coraz wyższe, a zarobki niewspółmierne do czasu, jaki spędzam poza domem.

– Mamuś, to skończ z tym. Aśka znalazła pracę w restauracji, Danka otworzyła kwiaciarnię, może ty też powinnaś pomyśleć o jakiejś własnej działalności.

– Wiesz, jakiś czas temu nawet się zastanawiałam, czy nie otworzyć kawiarni, w której sprzedawałabym zrobione przeze mnie ciasta. Gdzie można by skosztować kaw z różnych zakątków świata, a może nawet poczytać książkę.

– Super pomysł.

– Podobają mi się te bary w małych włoskich miasteczkach. Ludzie wpadają na kawę rano, po południu i wieczorem. Jak tylko sobie o nich przypomniałam, poczułam zapach kawy i usłyszałam szelest przewracanych kartek.

Widziałam na twarzy mamy delikatny uśmiech. Będę ją wspierać, ale najpierw muszę pozałatwiać swoje sprawy.

– Mamo, skoro już wiesz, co chcesz robić, to do dzieła, nie ma na co czekać.

Bardzo się ucieszyłam, że znalazła pomysł na siebie. Łatwiej będzie mi ją zostawić, kiedy zorganizuje sobie stałe zajęcie. W końcu się pewnie wyprowadzę, choć nie od razu. Jeśli Vittorio uzna moje dziecko i zechce, abyśmy z nim zamieszkali, to i tak do końca ciąży wolę zostać w Warszawie, może nawet kilka pierwszych miesięcy po porodzie. A mama mogłaby w tym czasie rozkręcić swój interes.

***

Pojutrze wyjeżdżamy. Mdłości ustąpiły, byłam na wizycie kontrolnej, zapytałam, czy mogę w moim stanie lecieć samolotem. Doktor nie miał nic przeciwko temu, zbadał mnie, zapewnił, że z ciążą wszystko w porządku. Co do złego porannego samopoczucia uprzedził, że może ono jeszcze powrócić. Mam jednak nadzieję, iż ten rozdział mojej ciąży jest już zamknięty. Nagadałam dziecku, że jak chce mieć tatusia, to musi się uspokoić i pozwolić mi do niego pojechać. Chyba rozmowa poskutkowała, bo od dwóch dni nie biegnę zaraz po przebudzeniu do łazienki, aby na klęczkach przywitać się z muszlą klozetową.

Asia zadzwoniła do Angeli i potwierdziła, że zatrzymamy się u niej na kilka dni. Poprosiła też, aby przyjechała po nas na lotnisko. Podobnie jak za pierwszym razem, teraz też mamy samolot około dwudziestej trzeciej, a więc na miejscu będziemy w nocy.

Uprzedziłam Vittoria, że nie zatrzymam się u niego, tylko u byłej szefowej, i jak tylko trochę odpocznę, to do niego zadzwonię.

Ciekawe, jaka jest pogoda na Sardynii. U nas już coraz chłodniej i nawet jeśli złota polska jesień do tej pory nas rozpieszczała, to od dwóch dni jest pochmurnie, wietrznie i deszczowo. Nienawidzę takiej aury. No cóż, listopad zbliża się wielkim krokami, a nigdy nie obfituje w słoneczne i ciepłe dni.

***

– Jasna cholera, co z tym autobusem? Przecież miał być tutaj już dwie godziny temu. – Asia nerwowo chodziła między ławkami na przystanku, klnąc pod nosem.

Nie odzywałam się, by nie pogarszać i tak napiętej atmosfery. Pasażerowie czekający wraz z nami na autobus firmy Ali Baba, który miał jechać bezpośrednio do Rzymu, też nie kryli wzburzenia. Najgorsze, że nikt nic nie wiedział.

Asia poszła na dworzec, poszukać budki telefonicznej. Może uda jej się dodzwonić do biura podróży.

– No i chuj bombki strzelił! – wypaliła moja przyjaciółka, kiedy wróciła.

– Co się stało?

– Autokar, którym mieliśmy jechać, utknął w karambolu gdzieś koło Ostrołęki.

– Jak to?

– I co teraz?

– Gdzie jest jakiś przedstawiciel biura?

Pozostali pasażerowie zgromadzili się wokół nas i zasypali nas pytaniami.

– Proszę państwa, ja nie mam pojęcia, co teraz. Pani, która odebrała telefon w biurze, powiedziała, że ona też dopiero przed chwilą dowiedziała się o wypadku i jeszcze nie zdążyła się skontaktować z szefem.

No pięknie, już od dwóch godzin powinnyśmy być w podróży. Planowy przyjazd do Rzymu mamy na godzinę osiemnastą następnego dnia, pięciogodzinny zapas na przetransportowanie się ze stacji Tiburtina na lotnisko Fiumicino w tej chwili skurczył się do trzech godzin. Mam nadzieję, że zdążymy na samolot. W przeciwnym razie przepadną nam bilety.

Asia usiadła obok mnie na ławce.

– Monika, może powinnyśmy darować sobie ten wyjazd?

– Naprawdę nie chcesz jechać?

– Nie chodzi o to, czy chcę, czy nie chcę. Boję się, że nie zdążymy na samolot.

Nic nie odpowiedziałam, chociaż sama też miałam takie obawy. Ale dużo kosztowało mnie podjęcie decyzji o wyjeździe  i jeśli teraz zrezygnuję, nie wiem, czy zdecyduję się na ten krok jeszcze raz.

– Zdążymy.

Kiedy tak siedziałyśmy obok siebie, kolejne osoby podchodziły do Aśki i pytały ją o informacje na temat autokaru. Z początku mówiła, że nic nie wie, ale po około trzydziestu minutach zaczęła odpowiadać, że zostanie podstawiony za około półtorej godziny.

– Aśka, co ty mówisz? Skąd wiesz?

– Nie wiem, ale skoro wszyscy traktują mnie jak punkt informacyjny, to co mam zrobić? Mówię to, co chcą usłyszeć.

– A jeśli ten autobus nie przyjedzie za półtorej godziny?

– To najnormalniej w świecie zwiniemy się do domu, bo samolot odleci bez nas.

No tak, co racja, to racja.