74,99 zł
Pierwsze starcie totalitaryzmów!
Hiszpańska wojna domowa, która rozegrała się w latach 1936-1939, była pierwszym starciem między komunizmem a faszyzmem, a przede wszystkim zwiastowała drugą wojnę światową. Antony Beevor wprowadza nas w tamte lata: biały terror, czerwony terror, rewolucję i polityczne walki wewnętrzne, obcą interwencję. Opisuje wojnę w sposób obiektywny i z perspektywy dwóch walczących stron, a moralny osąd pozostawia czytelnikowi.
Autor, jeden z najpopularniejszych pisarzy historycznych na świecie, potwierdza najlepsze cechy swego pisarstwa. Umiejętnie pokazuje korzenie konfliktu oraz jego konsekwencje. Buduje wciągającą niczym najlepszy thriller narrację oraz dociera do wiedzy, która może zaskoczyć nawet znawców tematu. W mistrzowski sposób przedstawia obraz działań wojennych oraz oddaje polityczny klimat starcia.
Książka spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem krytyki i czytelników zarówno w Wielkiej Brytanii, Niemczech czy Francji, jak i w samej Hiszpanii, gdzie została uznana za jedno z najwybitniejszych opracowań tematu. Hiszpańskie wydanie Walki o Hiszpanię uhonorowano w 2005 roku La Vanguardia Prize dla najważniejszej książki niebeletrystycznej.
”Książka, którą czyta się znakomicie (co nie zdziwi nikogo, kto zna słynny Stalingrad czy Berlin 1945)... Ta książka powinna znaleźć się na pierwszym miejscu we wszystkich rankingach dzieł o hiszpańskiej wojnie domowej.”
„El Pais”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 890
Data ważności licencji: 2/8/2026
Gonzalowi Pontónowi z wielką wdzięcznością za tyle pomocy
Ta książka miała dziwną historię. Pracę nad wersją, którą można by teraz nazwać pierwotną, rozpocząłem w roku 1976, niedługo po śmierci generała Franco. Opublikowano ją w roku 1982 pod tytułem: The Spanish Civil War („Wojna domowa w Hiszpanii”) wkrótce po akcji pułkownika Tejera, który z wycelowaną bronią zatrzymał w Kortezach zakładników, podejmując próbę obalenia demokracji wprowadzonej za króla Juana Carlosa. Następnie, przed czterema laty, mój hiszpański wydawca Gonzalo Pontón namówił mnie, bym całkowicie przerobił książkę. Pomysł polegał na tym, by wykorzystać wszystkie badania prowadzone skrupulatnie w ostatnim ćwierćwieczu przez hiszpańskich oraz innych historyków, ponadto dodać nowy materiał z archiwów niemieckich, a także rosyjskich, dotąd niedostępnych.
Gonzalo Pontón, założyciel wydawnictwa Crítica, które opublikowało wiele pozycji na temat najnowszej historii Hiszpanii, przeszukał wielką liczbę książek i prac naukowych z ostatnich lat na ten temat, dzięki czemu zamierzenie stało się realne. Mówiąc całkiem szczerze, napisanie Walki o Hiszpanię nie byłoby możliwe bez jego zapału i pomocy w doprowadzeniu do końca przedsięwzięcia, które okazało się znacznie bardziej rozległe, niż przewidywaliśmy, gdy pomysł pojawił się po raz pierwszy. Praca z Gonzalem stała się olbrzymią przyjemnością i przywilejem.
Do wszystkich niehiszpańskich wydań dołączyłem pierwotną, być może nadmiernie schematyczną, historię kraju stanowiącą bardzo skrótowe wprowadzenie dla czytelników. Kompozycja książki także przypomina w mniejszym lub większym stopniu pierwotną wersję. Istotna różnica tkwi w szczegółach i źródłach – stwierdziłem jednak bardzo interesującą rzecz. Otóż wielki wzrost liczby dostępnych obecnie informacji mnoży raczej, niż redukuje liczbę pytań i niejasności. Może to być związane także z faktem, że w ciągu minionych 24 lat autor stracił nieco ze swej zapalczywej młodzieńczej pewności sądów.
W każdym razie książka ta nie mogłaby zostać nigdy ukończona bez wielkiej pomocy także wielu innych przyjaciół i kolegów. Jeśli chodzi o Rosję, jestem jeszcze raz głęboko wdzięczny profesorowi Anatolijowi Czernobajewowi za jego rady, i przede wszystkim mojej długoletniej asystentce prowadzącej kwerendę, doktor Lubie Winogradowej, której już wcześniej tyle zawdzięczałem. Podobnie jak personelowi licznych archiwów, jestem szczególnie zobowiązany pracownikom biblioteki „Memoriału” w Moskwie.
Angelica von Hase po raz drugi udzieliła mi wsparcia w Niemczech, a szczególnie w Bundesarchiv-Militärarchiv we Freiburgu. W Szwecji natomiast Björn Andersson i doktor Lars Erickson pozyskali dla mnie dokumenty ze szwedzkiego Krigsarkivet, Alan Crozier zaś był tak uprzejmy, że przetłumaczył je dla mnie.
W Londynie mogłem na szczęście pracować powtórnie z Ionem Trewinem. Jak zawsze, jestem nadzwyczaj szczęśliwy, mając innego starego przyjaciela, Andrew Nurnberga, za agenta. Wszystko to sprawia, że publikowanie książki zmienia się z najeżonego trudnościami i stresującego przeżycia w przyjazne doświadczenie sympatycznej współpracy. I jeszcze raz, jak zwykle, wyrażam najgłębszą wdzięczność mojej żonie Artemis Cooper, która musiała jakoś przetrwać te lata.
„Wojna domowa to nie wojna, lecz choroba – napisał Antoine de Saint-Exupéry. – Wróg znajduje się wewnątrz. To walka przeciwko samemu sobie”. Jednakże hiszpańska tragedia roku 1936 była jeszcze większa. Hiszpania została wplątana w międzynarodową wojnę domową, która tak naprawdę zaczęła się od rewolucji bolszewickiej.
Przerażające wydarzenia w Rosji osłabiły demokratyczne centrum w całej kontynentalnej Europie. Stało się tak, ponieważ podział na „czerwonych” i „białych” doprowadził do procesu polaryzacji: obydwie polityczne skrajności wzmacniały swoje wpływy, kreując przerażający, jeśli nie wręcz apokaliptyczny, wizerunek swoich wrogów. Manichejska propaganda jednej strony karmiła drugą, i na odwrót. Tego rodzaju potężną kombinacją lęku i nienawiści manipulowali później z diaboliczną pomysłowością także Stalin i Goebbels, wyzuwając swych „zdradzieckich” przeciwników zarówno z człowieczeństwa, jak i z praw obywatelskich. Dlatego też opisywanie hiszpańskiej wojny domowej jako „bratobójczej” jest błędem. Podziały stworzone przez nowe ideologie potrafiły zmienić braci w pozbawionych twarzy obcych, a związkowców czy właścicieli sklepów we wrogów klasowych. Zwyczajne ludzkie instynkty przestały istnieć. Julián Marías, uczeń filozofa Joségo Ortegi y Gasseta, nigdy nie zapomni nienawiści na twarzy motorniczego, gdy ten podczas postoju przyglądał się wychodzącej z jego tramwaju pięknej, świetnie ubranej młodej kobiecie. Było to podczas pełnej napięć wiosny 1936 roku. „Jesteśmy zgubieni – powiedział do siebie Marías. – Skoro Marks działa mocniej niż hormony, to znaczy, że sprawa jest beznadziejna”1.
Hiszpańską wojnę domową bardzo często przedstawia się jako starcie lewicy z prawicą, jest to jednak uproszczenie mylące. Powstały jeszcze dwie inne osie konfliktu: z jednej strony centralizm państwowy, z drugiej – niepodległość regionów, oraz z jednej – autorytaryzm, z drugiej – wolność jednostki. Nacjonalistyczne siły prawicy były o wiele bardziej jednolite, ponieważ z niewielkimi tylko wyjątkami łączyły trzy spójne skrajności: prawicowość, centralizm i autorytaryzm jednocześnie. Republika stanowiła poza tym tygiel nieprzystawalności i wzajemnych podejrzeń; centraliści i zwolennicy autorytaryzmu, a szczególnie komuniści, pozostawali w opozycji do zwolenników regionalizmu i libertarian.
Duchy batalii propagandowych sprzed siedemdziesięciu lat nawiedzają nas nadal. Jednak hiszpańska wojna domowa pozostaje jednym z niewielu współczesnych konfliktów, których historia została opisana bardziej wyczerpująco przez przegranych niż przez zwycięzców. Nie jest to zaskakujące, gdy wspomni się złe przeczucia na świecie po klęsce Republiki wiosną 1939 roku. Gniew narósł jeszcze bardziej po roku 1945, kiedy wyszły na jaw zbrodnie nazistowskich Niemiec, a obsesyjna mściwość generała Franco wobec pokonanych republikanów bynajmniej nie wygasła.
Młodszym pokoleniom trudno jest wyobrazić sobie, jak naprawdę wyglądało życie w tej epoce totalnego konfliktu. Ideały kolektywizmu – czy to w wojsku, czy wśród politycznych ruchów młodzieżowych lub w związkach zawodowych – w rzeczywistości doprowadziły do dezintegracji. Namiętności i nienawiści tamtej ery są o lata świetlne odległe od stabilnego, cywilizowanego świata zdrowia i bezpieczeństwa oraz praw obywatelskich, rzeczywistości, w której żyjemy dzisiaj. Tamta przeszłość to naprawdę „inny świat”. Sama Hiszpania przez ostatnie dziesięciolecia zmieniła się całkowicie. Odrodzenie się tego kraju po wojnie domowej i po erze frankistowskiej jest najbardziej zdumiewającą i efektowną transformacją w całej Europie. Dlatego chyba nie byłoby zbyt mądre ocenianie straszliwego konfliktu sprzed siedemdziesięciu lat według wartości liberalnych i postaw, które dzisiaj uznajemy za normę. Istotne jest, by dokonać wysiłku wyobraźni, próbować zrozumieć przekonania i postawy z tamtych czasów: nacjonalistyczne, katolickie mity i lęk przed bolszewizmem po prawej stronie bądź też lewicowe przekonanie, że rewolucja oraz przymusowa redystrybucja dóbr prowadzą do ery powszechnej szczęśliwości.
Fakt, że o te idee walczono z niespotykaną namiętnością, utrudnia obiektywną ocenę, szczególnie jeśli spojrzeć na początki wojny. Każda ze stron czuje się zobowiązana do udowodnienia, że konflikt rozpoczęła strona druga. Lekceważy się nawet czasami neutralne czynniki, jak to, iż republikanie usiłowali w ciągu kilku lat przeprowadzić reformy społeczne i polityczne, podczas gdy proces ów gdzie indziej trwał prawie stulecie.
Przebieg wydarzeń podczas tej wojny oraz okrucieństwa i szczegóły represji, które po niej nastąpiły, pozostają dzisiaj poza wszelką wątpliwością. Sprawiła to olbrzymia mrówcza praca wielu hiszpańskich historyków w miejscowych archiwach i na cmentarzach. Szczegóły kwestii militarnych, w tym różnice zdań wśród przywódców republikańskich, zostały także w większej części dobrze poznane, dzięki otwarciu w ostatnich dwunastu latach tajnych archiwów rosyjskich. Mamy też znacznie bardziej precyzyjny obraz sowieckiej polityki w Hiszpanii. Jest jednak nieuniknione, że interpretacja wielu faktów nadal zależy od osobistej opinii, zwłaszcza jeśli chodzi o kwestię „jajko czy kura”, czyli o spór co do łańcucha przyczyn, które doprowadziły do wojny. Czy należy zacząć od „samobójczego egoizmu” właścicieli ziemskich czy od „rewolucyjnych zakusów” i retoryki, która wzmagała lęk przed bolszewizmem, pchając klasy średnie „w ramiona faszyzmu” wbrew ostrzeżeniom umiarkowanych przywódców socjalistycznych? Ostateczna odpowiedź nie leży w mocy żadnego z historyków.
Niektórzy nie mogą się oprzeć pokusie twierdzenia, że hiszpańska wojna domowa była nie do uniknięcia. Takie stanowisko zaprzecza nieformalnej, istotnej jednak zasadzie mówiącej, że w historii nic nie jest nieuniknione, może się tylko tak wydawać z perspektywy czasu. Bardzo jednak trudno wyobrazić sobie, jak można było osiągnąć sensowny kompromis po upadku lewicowej rewolucji w październiku 1934 roku. Coraz bardziej wojownicza lewica nie mogła wybaczyć okrucieństw Guardii Civil i oddziałów kolonialnych, prawica natomiast żywiła przekonanie, że zapobiegła kolejnej próbie rewolucyjnej przemocy.
Inne kwestie, których nie sposób rozstrzygnąć, pozostają ważne, choć tylko dlatego że mogą sprowokować do spojrzenia z innej perspektywy. Na stosunek zagranicy do Republiki duży wpływ wywarły ideały wolności i demokracji. Jednakże rzeczywistość rewolucji na miejscu, niemoc hiszpańskiego parlamentu, Kortezów, i nieposzanowanie prawa przez obie strony – to sprawy, którym należy się dokładnie przyjrzeć.
Propaganda republikańska w czasie wojny domowej stale podkreślała, że rząd, który reprezentuje, został wybrany legalnie w lutym 1934 roku. To prawda, trzeba jednak postawić istotne pytanie: gdyby koalicja prawicy wygrała te wybory, czy lewica zaakceptowałaby ów prawowity rezultat? Można z dużym prawdopodobieństwem podejrzewać, że nie. Socjalistyczny przywódca Largo Caballero, nie owijając w bawełnę, groził przed wyborami, że jeśli zwycięży prawica, nastąpi otwarta wojna domowa.
Nacjonaliści od samego początku próbowali udawać, że dokonują rewolty jedynie po to, by uprzedzić komunistyczny zamach stanu. Było to kompletne zmyślenie, mające na celu uzasadnienie ex post swoich działań. Jednakże twierdzenie lewicy, że nacjonaliści dokonali niesprowokowanego ataku na szanujących prawo demokratów, też nie jest wiarygodne. Lewica często przejawiała takie samo nieposzanowanie dla procesów demokratycznych i zasad prawnych jak prawica. Każda ze stron usprawiedliwiała się oczywiście tym, że gdyby nie wystąpiła pierwsza, przeciwnik przejąłby władzę i zmiażdżył ją. To jednak pokazuje jedynie, że nic nie niszczy przestrzeni centralnej bardziej gwałtownie niż polityka lęku i retoryka groźby.
Niektórzy dowodzą, że słowa nie mogą zabić. Twierdzenie to staje się tym mniej przekonujące, im dłużej przyglądamy się cyklowi wzajemnych podejrzeń i nienawiści, podgrzewanych dodatkowo przez nieodpowiedzialne filipiki. W rzeczywistości prawicowy przywódca Calvo Sotelo został zamordowany w wyniku swoich, umyślnie prowokacyjnych przemówień w Kortezach. Warto rozważyć także, czy retoryka anihilacji nie oddziałuje na zasadzie samospełniającej się przepowiedni. Generał Queipo de Llano w jednej z osławionych audycji radiowych, nadawanych z Sewilli, groził, że nacjonaliści wykonają egzekucję na dziesięciu republikanach za każdego zabitego nacjonalistę. I miało się okazać, że nie było to zbyt dalekie od prawdy.
Nie wolno także zapomnieć o deklaracji Larga Caballera, iż pragnie on Republiki bez walk klasowych, aby jednak ten stan osiągnąć, klasy polityczne muszą zniknąć. Było to ewidentne echo wyrażonych otwarcie przez Lenina intencji wyeliminowania burżuazji. Czy zwycięstwo lewicy, powiedzmy, w 1937 czy 1938 roku doprowadziłoby do egzekucji i uwięzień na porównywalną skalę, jak to się stało pod rządami Franco?
Tego, oczywiście, nie da się stwierdzić i nie wolno ferować wyroków tylko na podstawie przykładu wojny domowej w Rosji, jest to jednak pytanie, którego nie sposób zlekceważyć. Wielu historyków dowiodło, że zwycięzca w jakiejkolwiek wojnie domowej jest bardziej skłonny do zabijania, gdyż działa błędne koło lęku i nienawiści.
Wszystkie te złożone i powiązane ze sobą zagadnienia wskazują, iż niemożliwe jest oddzielenie przyczyn i skutków z naukową precyzją. Z pewnością pierwszą ofiarą hiszpańskiej wojny domowej była prawda, która cierpiała potem z powodu zażartych debat i polemik dłużej niż w przypadku jakiegokolwiek innego współczesnego konfliktu, włączając w to nawet II wojnę światową. Historyk, chociaż jest oczywiście niezdolny do zachowania całkowicie beznamiętnego stosunku do materii, powinien podjąć próbę dokonania czegoś więcej niż zrozumienie uczuć obu stron, powinien wniknąć głęboko we wcześniejsze domniemania i rozszerzyć granice wiedzy. Moralny osąd natomiast, tak dalece, jak leży to w ludzkich możliwościach, należy pozostawić indywidualnemu czytelnikowi.
Wyboista droga gdzieś w Andaluzji czy Estremadurze. Właśnie uległ awarii jeden z pierwszych w Hiszpanii samochodów. Na zachowanej fotografii widać, że za kierownicą siedzi młody człowiek. Nie jest zbyt przystojny – ma wydatny nos i wielkie uszy. Nosi wąsy, pociągnięte brylantyną włosy są uczesane z przedziałkiem. Kierowcą tym jest król Alfons XIII.
Po obu stronach mężczyźni, trzymając za błotniki, ze wszystkich sił pchają samochód. Ich twarze są mocno spalone słońcem, mają na sobie skromne garnitury, bez sztywnych kołnierzyków i krawatów. Napierają z wielkim wysiłkiem. W tle stoją trzy lub cztery postacie w garniturach i kapeluszach obserwujące tę scenę. Widać też jeźdźca; to zapewne miejscowy właściciel ziemski, który trzyma w cuglach wierzchowca. Po prawej lando ciągnięte przez dwa konie, lejce dzierży woźnica w uniformie, gotowy w każdej chwili uratować monarchę, gdyby silnika samochodu nie udało się uruchomić. Podpis pod zdjęciem głosi, że największym pragnieniem króla jest zachowanie „bezpośredniego kontaktu z jego ludem”. Trudno byłoby znaleźć lepszą ilustrację społecznych i ekonomicznych kontrastów w Hiszpanii na początku XX wieku. Co innego jednak uderza w tej fotografii najbardziej: wrażenie, że król i wieśniacy są dla siebie nawzajem cudzoziemcami we własnym kraju.
Hiszpania miała długotrwałą tradycję silnej władzy Madrytu, ale w tym czasie w coraz większym stopniu zaczynały nią szarpać niepokoje. Działo się to zarówno na wsi, jak i w wielkich miastach. W tej sytuacji, nawet najbardziej upraszczając sprawę, trudno obstawać, że wojna domowa w Hiszpanii rozpoczęła się w lipcu 1936 roku od powstania „nacjonalistycznych” generałów przeciwko republikańskiemu rządowi. To wydarzenie stanowiło zaledwie sygnał największego konfliktu sił dominujących dotąd w hiszpańskiej historii. Do tych antagonizmów zaliczyć można niewątpliwie sprzeczności klasowe, niemniej istotny jednak był antagonizm między władzą autorytarną a tendencjami liberalnymi oraz między władzą scentralizowaną a aspiracjami regionalnymi.
Żeby dotrzeć do genezy tych napięć, trzeba cofnąć się do okresu rekonkwisty Hiszpanii spod władzy Arabów. Wtedy to uformowała się struktura społeczna kraju i ukształtowały postawy kastylijskich zdobywców. Powtarzające się wojny z Arabami, rozpoczęte w VIII wieku przez wizygockich watażków, skończyły się ostatecznie w roku 1492 triumfalnym wjazdem Izabeli Kastylijskiej i jej męża Ferdynanda Katolickiego do Grenady. Zgodnie z tradycją, wydarzenie to stanowiło jednocześnie kulminację długotrwałej krucjaty i początek hiszpańskiej cywilizacji. Idea ta przyświecała w roku 1936 przymierzu nacjonalistów, którzy nieustannie powoływali się na chwałę Ferdynanda i Izabeli, określali też swoją walkę jako drugą rekonkwistę, przypinając liberałom, „czerwonym” i separatystom łatkę współczesnych barbarzyńców.
W wyniku walk z Arabami monarchowie i arystokracja wojskowa ponownie objęli w posiadanie ziemię, natomiast armia feudalna stworzyła pierwowzór władzy państwowej. Do kontynuowania rekonkwisty arystokracja nie potrzebowała żywności, tylko pieniędzy. Produktem, który mógł dostarczyć gotówki, była wełna merynosowa. Państwowe ziemie zostały więc przeznaczone na pastwiska dla owiec, co nie tylko miało katastrofalny wpływ na zaopatrzenie wieśniaków w żywność, ale prowadziło również do wyjałowienia gleby. Następowało wyniszczenie obszarów niegdyś znanych jako „spichlerz Imperium Rzymskiego”. Do hodowli owiec nie trzeba wielu ludzi, w tej sytuacji jedyną ucieczką przed głodem była armia, później zaś kolonie. Ocenia się, że w wiekach średnich liczba ludności Hiszpanii wynosiła około czternastu milionów. Pod koniec zaś XVIII wieku – nieco ponad siedem milionów.
Autorytaryzm kastylijski ewoluował od potężnych wpływów feudałów wojskowych do politycznej władzy Kościoła. W ciągu siedmiu wieków nierównego biegu rekonkwisty rola tego ostatniego polegała przede wszystkim na propagowaniu działań wojskowych, a nawet na uczestnictwie w nich. Następnie, za panowania Izabeli, arcybiskup wojownik został zastąpiony kardynałem dygnitarzem państwowym. W procesie gwałtownego rozwoju hiszpańskiego imperium kolonialnego związek pomiędzy Kościołem i armią był nadal bardzo ścisły, a krucyfiks stał się cieniem miecza na obszarach połowy świata. Armie podbijały nowe terytoria, a następnie Kościół integrował je z państwem kastylijskim.
Władzę nad podległą ludnością sprawowano przy użyciu potężnych sił przymusu. Kościół podpierał je straszeniem mękami piekielnymi, dodając do tego ziemską zapowiedź katuszy w postaci inkwizycji. Świętemu Oficjum wystarczał często jeden denuncjator czy anonimowy szept zawistnego wroga, publiczne zaś wyznanie winy, wydzierane przed spaleniem na stosie, stanowiło przedsmak metod państwa totalitarnego. Pod pełną kontrolą Kościoła znajdowała się edukacja, duchowieństwo objęło zresztą ścisłym nadzorem umysły ludności, paliło książki – wszystko to celem uniknięcia religijnej bądź politycznej herezji. Kościół wynosił pod niebiosa takie kastylijskie cechy jak wytrwałe znoszenie cierpienia i obojętność w obliczu śmierci. Sprzyjało to przekonaniu, że lepiej być głodującym caballero niż spasionym kupcem.
Przywódcą hiszpańskiego purytanizmu katolickiego został kardynał Jiménez de Cisneros, popierany przez Izabelę ascetyczny zakonnik, który stał się najpotężniejszym mężem stanu swojej epoki. Dokonał on właściwie wewnętrznej reformacji. Papiestwo było w tym okresie odrzucane wskutek zepsucia, Hiszpania musiała więc ratować Europę od herezji, a katolicyzm przed jego słabością. W rezultacie duchowieństwo zaczęło żyć zgodnie z treścią głoszonych przez siebie kazań, nie kultywując „jedynie” przebaczania i miłości braterskiej, zdarzało się jednak, że na temat ubóstwa wygłaszało poglądy równie wywrotowe jak autentyczne nauki Chrystusa. Niemniej Kościół dawał moralne uzasadnienie kastylijskiej struktury społecznej, będąc jednocześnie najbardziej autorytarną siłą jej konsolidacji.
Trzecie zarzewie konfliktu, antagonizm centralizmu z regionalizmem, także rozwinęło się w wiekach XV i XVI. Wybijającym się motywem pierwszej większej rewolty przeciw zjednoczeniu poszczególnych hiszpańskich królestw były aspiracje regionalne. Do powstania comuneros w roku 1520 przeciwko wnukowi Izabeli, cesarzowi Karolowi V, przyczyniły się: wykorzystywanie Kastylii jako skarbca imperium, arogancja flamandzkich dworaków króla oraz lekceważenie przez władcę miejscowych praw i zwyczajów. Duża część kraju została przyłączona do królestwa kastylijskiego dzięki królewskiemu małżeństwu; hiszpańscy Habsburgowie woleli, aby Kościół był zwornikiem ich władzy.
Trzy najważniejsze cechy kastylijskiego państwa: feudalizm, autorytaryzm i centralizm silnie się z sobą wiązały. Jest to prawdziwe, szczególnie jeśli chodzi o zagadnienia dotyczące regionów. Kastylia ustanowiła w Hiszpanii władzę centralną i zbudowała imperium kolonialne, jednakże jego administracja stanowczo odmawiała przyznania, że feudalne zależności gospodarcze stają się przeżytkiem. Wojny w północnej Europie, walki z Francuzami we Włoszech i zniszczenie Wielkiej Armady oznaczały, że władza imperialna, rozwinięta w ciągu niecałych dwóch pokoleń, niemal natychmiast zaczęła się chylić ku upadkowi. Kastylia zaś przejawiała nieugiętą dumę niedawno zubożałego szlachcica, który nie chce zauważyć pajęczyn i oznak rozkładu w swym wielkim domostwie i oczyma duszy wciąż widzi miniony splendor młodości. Owa cecha dostrzegania jedynie tego, co się chce zobaczyć, sprawiała, iż kastylijski system władzy zamknął się w sobie. Ignorowano fakt, że przywiezione z obu Ameryk i przechowywane w kościołach skarby nie żywią nikogo i że wielka ilość cennego, acz bezużytecznego metalu podkopuje tylko infrastrukturę gospodarczą kraju.
Katalonia, która w średniowieczu stała się częścią Królestwa Aragonii, bardzo różniła się od reszty półwyspu. Nic więc dziwnego, że po pewnym czasie pomiędzy Madrytem a Barceloną powstały tarcia. Katalończycy władali sporą częścią rejonu Morza Śródziemnego. Ich imperium obejmowało Baleary, Korsykę, Sardynię, Sycylię i Księstwo Ateńskie. Ponieważ jednak wyprawę Kolumba finansowała Izabela, a nie Ferdynand Aragoński, nie mogli prowadzić bezpośredniego handlu z Ameryką.
W roku 1640 Katalonia i Portugalia powstały przeciwko królowi Hiszpanii Filipowi IV i jego ministrowi hrabiemu Olivaresowi. Portugalia zyskała niepodległość, lecz Katalonia uznawała za swego władcę króla Francji Ludwika XIII aż do czasu, gdy Barcelona poddała się Filipowi IV w roku 1652. Następnie zaś, po śmierci w roku 1700 ostatniego hiszpańskiego Habsburga, rozpoczęła się hiszpańska wojna sukcesyjna, w której Katalonia stanęła po stronie Anglii przeciwko wnukowi Ludwika XIV Filipowi d’Anjou. Katalończycy zostali zdradzeni przez Anglików, czego wyrazem był układ, który zawarli w Utrechcie, i Filip V Burbon zniósł przywileje Katalonii. W rejonie Morza Śródziemnego Katalończycy cieszyli się sporym zakresem władzy. Zamek w Montjuich zbudowano więc po to, aby górował nad miastem i przypominał Katalończykom, że władzę sprawuje nad nimi Madryt. Zacząwszy od tego, Filip kontynuował realizację centralistycznej idei swego dziada, Króla Słońce. Jednocząca potęga Kościoła osłabła, jeśli więc monarchowie chcieliby panować nad nie-Kastylijczykami, potrzebowali nowej siły dośrodkowej. Dwudziestowieczny baskijski filozof Miguel de Unamuno, wcale nie separatysta, napisał, że „celem była jedność ponad wszystko, jedność tłumiąca najsłabszą indywidualną cechę czy różnicę (...). Taki dogmat nieomylności władcy”. Bezwzględność nie rozwiązywała jednak kwestii; wywoływała tylko nawarstwianie się problemów, które miały ujawnić się w przyszłości.
Zacofanie hiszpańskiej gospodarki w XVII i XVIII wieku było spowodowane głównie tym, że hiszpański katolicyzm kultywował antykapitalistyczne stanowisko w nauczaniu dotyczącym lichwy. Kodeks honorowy hidalgo (hiszpańskiego szlachcica) zakładał pogardę dla pieniędzy w ogóle, a dla zarabiania ich w szczególności. Spis ludności dokonany w roku 1788 pokazał, że niemal 50 procent dorosłych mężczyzn nie zajmowało się produktywną pracą w jakiejkolwiek formie. Armia, Kościół i, przede wszystkim, olbrzymie rzesze szlachty stanowiły niepomierny ciężar dla reszty ludności. Być może właśnie ta statystyka przyczyniła się do powstania znanego powiedzenia: „Jedna połowa Hiszpanii je, lecz nie pracuje, druga pracuje, lecz nie je”.
Wskutek zacofania gospodarczego i skostnienia systemu rządowego Hiszpania doświadczyła rewolucji wznieconej przez klasę średnią wcześniej, niż stało się to w pozostałej części Europy. W połowie XVIII wieku, za panowania Karola III, w wyniku oddziaływania oświecenia nastąpiło krótkotrwałe poluzowanie więzów. Reformy poważnie ograniczyły wpływy Kościoła w armii, wolnomularstwo przyciągnęło wielu oficerów. Ów antyklerykalny i z tego powodu polityczny ruch łączył się nierozerwalnie z rozwojem liberalizmu wśród bardzo nielicznej pracującej zawodowo klasy średniej. Liberalizm stał się rozpoznawaną siłą już na początku XIX wieku w wyniku wojny niepodległościowej przeciwko armii Napoleona. Tchórzliwy Karol IV został obalony podczas ludowej rewolty, wywołanej przez korupcję i skandale, jakie powodował królewski faworyt Manuel de Godoy. Przyczyniło się do niej także przybycie armii francuskiej. Napoleon odmówił uznania dziedzica tronu Ferdynanda VII, przy czym duża część hiszpańskiej arystokracji popierała siły okupacyjne. Następnie zaś egzekucje Murata w Madrycie doprowadziły do spontanicznego powstania ludu 2 maja 1808 roku. Na mamelucką kawalerię francuskiego cesarza przypuszczono szaleńczy atak z użyciem noży. Powstanie, które ochrzczono „wrzodem Napoleona”, było pierwszą na wielką skalę wojną partyzancką współczesnych czasów – 60 tysięcy Hiszpanów zginęło w obronie Saragossy. Zaciekły opór rodził się z ruchu ludowego, chociaż poważną rolę odgrywali w nim niektórzy liberalni oficerowie, szczególnie jeśli chodzi o prowincjonalne junty (rady rewolucyjne).
Tradycyjna struktura władzy „starej Hiszpanii” doznała pierwszej formalnej porażki w roku 1812, kiedy to junta centralna ogłosiła w Kadyksie konstytucję opartą na liberalnych zasadach preferowanych przez klasę średnią. Okazja, by pozbyć się dławiących restrykcji monarchii i Kościoła, zachęciła wiele miast i prowincji do ogłoszenia się samorządnymi kantonami w ramach federacji hiszpańskiej. Zmiany te jednak nie przetrwały. Ferdynandowi VII zezwolono na powrót, pod warunkiem że zaakceptuje konstytucję, lecz władca złamał później dane słowo i wezwał na pomoc Święte Przymierze, w którego ramach w roku 1823 król Francji Ludwik XVIII wysłał armię, zwaną „Sto Tysięcy Synów św. Ludwika”, by zmiażdżyć kiełkujący hiszpański liberalizm. Ferdynand rozwiązał liberalnie nastawioną armię i przywrócił inkwizycję, chcąc unicestwić „niszczycielskie szaleństwo myślenia”.
W XIX wieku Hiszpania nadal cierpiała z powodu konfliktu liberalizmu z tradycjonalizmem. Po śmierci Ferdynanda w roku 1833 jego następczynią została młoda królowa Izabela II. Liberalna armia popierała tę sukcesję (później zaś dostarczyła monarchini wielu spośród jej kochanków). Jednakże stronnictwo zachowawcze skupiło się wokół konkurencyjnego pretendenta do tronu, którym był brat Ferdynanda don Carlos. Od imienia przywódcy członków tego ugrupowania zwano karlistami. Ich podstawowym oparciem byli małorolni chłopi z Pirenejów, szczególnie z Nawarry. Zwolennicy don Carlosa wsławili się religijnym fanatyzmem i zaciekłością w przeciwstawianiu się wszystkiemu, co nowoczesne. W pierwszej wojnie karlistowskiej (1833–1840) po stronie liberałów walczył Legion Brytyjski w sile prawie 10 tysięcy ludzi, dowodzony przez wykwalifikowanych oficerów. Późniejsza o sto lat wojna domowa także miała przyciągnąć zagranicznych ochotników, jednakże ustosunkowanie brytyjskich kół rządowych do tego rodzaju idealistycznych przedsięwzięć zmieniło się zasadniczo. Podziw dla bajronowskiej tradycji popierania zagranicznych insurekcji skończył się w roku 1918, wraz z wybuchem rewolucji socjalistycznej i poznaniem okropności wojny.
Tymczasem zaniknął wolnomyślicielski liberalizm, którym na początku wieku coraz bardziej był przeniknięty hiszpański korpus oficerski. Początkowo wywodził się on z klas średnich, jednakże liberałowie, wzbogaceni na sprzedaży ziem Kościoła, przekształcili się w reakcyjną grande bourgeoisie. Rządy w Madrycie były skorumpowane i generałowie nabrali chęci obalenia ich. Była to epoka pronunciamientos2, kiedy to generałowie formowali oddziały i wygłaszali długie przemówienia, w których proklamowali siebie zbawcami i dyktatorami kraju. Pomiędzy rokiem 1814 a 1874 przeprowadzono trzydzieści siedem prób zamachu stanu; dwanaście spośród nich odniosło sukces3. Szarpany walkami kraj stawał się coraz biedniejszy, tymczasem królowa Izabela ćwiczyła swoją gwardię przyboczną. Izabela została ostatecznie zdetronizowana w roku 1868, gdy wzięła sobie kochanka nieakceptowanego przez wojsko. Dwa lata później na jej następcę wybrano Amadeusza I, lecz mimo najszczerszych chęci nie zdobył on poparcia ludu, który miał już zdecydowanie dosyć monarchii. Król abdykował w lutym 1873 roku, po czym głosowanie w Kortezach ustanowiło republikę.
Pierwsza Republika została wkrótce obalona w drodze interwencji militarnej. Jej federalistyczny program przewidywał zlikwidowanie poboru do wojska, co było posunięciem bardzo popularnym, jednakże w ciągu kilku tygodni od pierwszych wyborów sporadyczne karlistowskie bunty przerodziły się w wojnę domową na pełną skalę i rząd został zmuszony do złamania tej ważnej obietnicy. Najbardziej skuteczne oddziały karlistowskie rekrutowały się z ortodoksyjnych katolickich Basków kierowanych początkowo separatystycznymi ambicjami uwolnienia się spod rządów z Madrytu. Hiszpańscy monarchowie byli jedynymi panami w baskijskich prowincjach, które tworzyły señorío i w odróżnieniu od pozostałych części półwyspu nigdy nie były podporządkowane rządowi centralnemu.
Generałowie dostrzegli zasadniczą rolę wojska we wzmacnianiu hiszpańskiej jedności, szczególnie po utracie kolonii amerykańskich. Podobnie jak kastylijskich centralistów, ich także przerażała wizja separatystów baskijskich i narodów katalońskich żyjących w pobliżu granicy na Pirenejach. Ponadto generałowie byli nieprzejednanymi wrogami federalizmu; kiedy więc jeszcze w innych regionach proklamowano samorządne kantony, nie wahając się, zdławili ten wymierzony przeciwko rządom Madrytu ruch, podobnie jak dążenia karlistów i Basków. Pierwsza Republika przetrwała tylko kilka miesięcy.
Konserwatywny polityk Cánovas del Castillo już od upadku Izabeli planował ponowne osadzenie Burbonów na tronie. Pragnął także – po powrocie armii do koszar – ustanowić stabilny rząd. Udało się to osiągnąć, kiedy pod koniec roku 1874 generał Martínez Campos ogłosił królem Alfonsa XII. Alfons, syn Izabeli (prawdopodobnie więc miał w sobie dobrą, żołnierską krew), był jednakże tylko kadetem szkoły oficerskiej w Sandhurst.
Konstytucja Cánovasa, która miała przetrwać pół wieku, przywracała władzę Kościołowi i właścicielom ziemskim. Chcieli oni zachować pozycję za wszelką cenę i wybory były bezwstydnie fałszowane. Chłopi i dzierżawcy musieli głosować na właściciela ziemi, w przeciwnym razie groziło im wypędzenie. Agitacja wyglądała w ten sposób, że bonzowie polityczni, caciques, wysyłali uzbrojone bandy określane jako el Partido de la Porra (banda pałkarzy), a jeśli to nie skutkowało, niszczono lub podmieniano karty do głosowania. Polityczna i gospodarcza korupcja rozszerzała się z Madrytu na cały kraj jak nigdy dotąd. Sądy zostały sprowadzone do poziomu wiejskich trybunałów, tak że człowiek ubogi nie mógł nawet marzyć o tym, by go wysłuchano, o sprawiedliwym wyroku nie wspominając.
Chociaż w prowincjach liberałowie i konserwatyści często zaciekle z sobą rywalizowali, pomiędzy ich przywódcami w stolicy istniał najwyraźniej rodzaj dżentelmeńskiej umowy. Ilekroć zaistniała potrzeba zastosowania niepopularnych środków, konserwatyści wycofywali się, a w ich miejsce wkraczali liberałowie, którzy stawali się teraz trudno odróżnialni od swych przeciwników. Przypominało to dwa różne instrumenty grające tę samą melodię. Ponadto, gdy pojawiała się jakaś szlachetna osobistość próbująca odsłonić kulisy korupcji, była uznawana za zdrajcę i odrzucana, choćby pochodziła z najwyższej arystokracji. Wielkiej trójcy, złożonej z armii, monarchii i Kościoła, sile, która niegdyś budowała imperium kolonialne, przyszło teraz szefować ostatecznemu upadkowi owego tworu. Wynikiem wojny hiszpańsko-amerykańskiej w roku 1898 była żałosna klęska militarna Madrytu i utrata Kuby, Filipin oraz Puerto Rico. Większość żołnierskich zapasów żywności oraz broni została rozprzedana przez oficerów.
Nawet godny pożałowania koniec marzeń o rekonkwiście Kuby w roku 1898 nie wyrwał władców Hiszpanii z krótkowzrocznego samozadowolenia. Nie umieli przyznać, że obsesyjne ambicje imperialne zrujnowały kraj, gdyż podobne stwierdzenie podkopałoby pozycję arystokracji, Kościoła i armii. Ta odmowa spojrzenia rzeczywistości w twarz sprzyjała wyłonieniu nowych sił politycznych, które rozwijały się gwałtownie i – w odróżnieniu od liberalizmu z początku XIX wieku – nie dały się wchłonąć rządzącej strukturze. Nieprzystawalność „wiecznotrwałej Hiszpanii” do nowych ruchów politycznych doprowadziła do starcia, które po pewnym czasie rozdarło kraj.
Alfons XIII, kierowca zepsutego automobilu, został królem w roku 1902, mając szesnaście lat. Na początku XX wieku ubóstwo w Hiszpanii było tak wielkie, że tylko w pierwszej dekadzie ponad pół miliona osób spośród osiemnastu i pół miliona ludności tego kraju wyemigrowało do Nowego Świata. Średnia długość życia wynosiła około trzydziestu pięciu lat – tyle samo co w czasach Ferdynanda i Izabeli. Odsetek analfabetów był silnie zróżnicowany, zależnie od regionu, a przeciętnie stanowił 64 procent. Dwie trzecie aktywnej zawodowo ludności pracowało na wsi. Istniał tam nie tylko problem struktury własnościowej i napięć pomiędzy właścicielami a pozbawionymi ziemi chłopami. Wśród farmerów i chłopów, których ogólna liczba wynosiła pięć milionów, też była wielka rozpiętość pod względem poziomu życia i stosowanej techniki, zależnie od regionu. W Andaluzji, Estremadurze i La Manczy rolnictwo pozostawało prymitywne, pracochłonne i nieefektywne. Na wielu innych obszarach, takich jak Galicja, León, Stara Kastylia, Katalonia, oraz na północy drobni niezależni właściciele ziemscy obrabiali swoją ziemię w znoju i pocie czoła, tymczasem bogata równina na wybrzeżu Lewantu reprezentowała być może najlepszy w Europie przykład uprawy intensywnej4.
Przemysł i kopalnie dostarczały jedynie 18 procent miejsc pracy, nieco więcej niż służba domowa oraz inne usługi5. Głównym przedmiotem hiszpańskiego eksportu była produkcja rolnicza, szczególnie z żyznego nadmorskiego regionu Walencji, a tylko niewielką część stanowiły surowce kopalne. Natomiast po upadku resztek imperium kolonialnego do Hiszpanii wrócił kapitał, i wobec innych jeszcze inwestycji z Europy, przede wszystkim z Francji, nastąpił wielki rozwój bankowości. Wtedy też założono niektóre większe banki, działające w Hiszpanii do dziś6. Rząd subsydiował rozwój przemysłowy i – zwłaszcza w Katalonii – zrodziły się wielkie fortuny.
Podczas I wojny światowej kraj pozostawał neutralny. Eksport produktów rolniczych, surowców i rosnąca wydajność przemysłu w tak szczególnym okresie stworzyły coś na kształt cudu gospodarczego, łączącego się z zakładaniem tysięcy przedsiębiorstw. Nowo powstały dobrobyt doprowadził do znacznego wzrostu liczby urodzeń, co przyniosło skutki później, w połowie lat trzydziestych. Hiszpański bilans płatniczy był tak korzystny, że krajowe rezerwy złota zwiększyły się niepomiernie7. Kiedy jednak skończyła się wojna, skończyła się także koniunktura. Ówczesne rządy uciekły się do polityki protekcjonizmu. Tymczasem społeczne oczekiwania wzrosły, a pojawiło się bezrobocie, co pociągnęło za sobą rozczarowanie i frustrację.
Pierwsza próba zorganizowania jakiejś formy związku zawodowego w Hiszpanii nastąpiła już w latach trzydziestych XIX wieku; w połowie tego stulecia powstały niewielkie stowarzyszenia niemające charakteru politycznego. A potem zza Pirenejów dotarły nowe idee polityczne i zaczęły się tam zakorzeniać. Pierwsza pojawiła się anarchistyczna czy libertariańska forma socjalizmu i jej fundamentalny konflikt z socjalizmem marksistowskim miał później w Hiszpanii poważne reperkusje. Kiedy w roku 1868 pojawił się tu Giuseppe Fanelli, Pi y Margall, późniejszy prezydent Pierwszej Republiki, miał już w dorobku przekład Proudhona. Fanelli był wielbicielem Bakunina, wielkiego przeciwnika Marksa w czasach I Międzynarodówki. Przybył do Madrytu bez grosza przy duszy i nie znając ani słowa po hiszpańsku, jednakże „Idea”, jak ją powszechnie określano, spotkała się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Po czterech latach w Hiszpanii było już prawie 50 tysięcy bakuninistów, większość z nich mieszkała w Andaluzji.
Istnieje wiele powodów, dla których anarchizm stanowił na samym początku najliczniejszą siłę polityczną hiszpańskiej klasy robotniczej. Proponowana przez ten ruch struktura wspólnot spółdzielczych, powstających dobrowolnie, korespondowała z głęboko zakorzenionymi tradycjami wzajemnej pomocy, natomiast federalistyczna organizacja odwoływała się do nastawień antycentralistycznych. Anarchizm proponował również poważną alternatywę moralną dla skorumpowanego systemu politycznego i pełnego hipokryzji Kościoła. Liczni obserwatorzy wskazywali, że anarchizm stał się źródłem naiwnego optymizmu powstałego wśród bezrolnych wieśniaków z Andaluzji. Wylano wiele atramentu, by opisać okoliczności, w jakich głoszono te idee; robili to ascetyczni, niemal święci propagatorzy i – jak to neofici – rezygnowali z tytoniu, alkoholu, zdrady małżeńskiej (odrzucając przy tym małżeństwa oficjalne). W rezultacie przedstawiano to wszystko jako religię świecką. Tak czy inaczej, żarliwość wczesnego anarchizmu sprawiła, że „konwertyci” uwierzyli, iż każdy człowiek musi uznać ich przesłanie: wolność i wzajemna pomoc są jedyną podstawą naturalnie zorganizowanego społeczeństwa. Aby otworzyć ludziom oczy, wyzwolić olbrzymi potencjał dobrej woli i uruchomić to, co Bakunin określał jako „spontaniczną twórczość mas ludowych”, potrzebne było jedynie powstanie.
Frustracja anarchistów z powodu niemożności „odblokowania mechanizmu historii”, jak to ujął rosyjski pisarz Wiktor Serge, doprowadziła w latach dziewięćdziesiątych XIX wieku do indywidualnych aktów przemocy na tle politycznym. Tigres solitarios (samotne tygrysy), określani tak przez towarzyszy anarchistów, działali albo w nadziei, że pobudzą innych do pójścia w ich ślady, albo w odwecie za ślepą brutalność Brigady Social, tajnej policji. Najgłośniejszym jej przykładem była śmierć kilku anarchistów w zamku Montjuich w Barcelonie, poniesiona w wyniku tortur w roku 1892. W reakcji na to wydarzenie odezwały się głosy protestu na arenie międzynarodowej, a następnie doszło do zabójstwa Cánovasa del Castilla, organizatora restauracji Burbonów. I tak zaczęło się toczyć błędne koło represji i zemsty.
W ostatnim dwudziestopięcioleciu XIX wieku marksistowski odłam socjalizmu, los autoritarios, jak ich nazywali przeciwnicy, rozwijał się znacznie wolniej. Pod koniec roku 1871, po upadku Komuny Paryskiej, przybył do Madrytu zięć Karola Marksa Paul Lafargue. Rok później istniała tam już baza hiszpańskiego socjalizmu. Powodem, dla którego marksiści nie odnieśli takiego sukcesu jak anarchiści, był po części nacisk, jaki kładli na scentralizowane państwo. Socjaliści pod wodzą Pabla Iglesiasa, zecera, który wyrósł na głównego hiszpańskiego marksistę, postępowali ostrożnie i koncentrowali się na budowie organizacji. Wreszcie w roku 1879 założyli Hiszpańską Socjalistyczną Partię Robotniczą (PSOE), a w 1888 roku – Powszechny Związek Pracujących (UGT). Iglesias obstawał przy tym, aby walkę klasową prowadzić w sposób umiarkowany, drogą ewolucyjną (PSOE formalnie odrzuciła monarchię dopiero w roku 1914). Socjaliści wytykali swym anarchistycznym rywalom „nieodpowiedzialność”, sami natomiast byli postrzegani jako tępawi biurokraci i przezywano ich „hiszpańskimi Prusakami”.
Drugi powód słabego rozwoju idei socjalizmu w rolniczym na ogół społeczeństwie stanowiła pogarda, jaką Marks żywił dla chłopów i tego, co określał jako „idiotyzm wiejskiego życia”. Uważał, że kapitalizm zostanie obalony przez własny wytwór, proletariat przemysłowy. W Hiszpanii jednak większa część przemysłu koncentrowała się w Katalonii, która stała się twierdzą anarchizmu. Wobec tego kastylijscy socjaliści musieli szukać poparcia wśród robotników przemysłowych w Bilbao. Główną strefą ich wpływów miała się stać Hiszpania centralna i wybrzeże północne, poparcie dla anarchistów było natomiast największe w pasie nad Morzem Śródziemnym, szczególnie w Katalonii i Andaluzji.
Od roku 1890 do wczesnych lat dwudziestych XX wieku Hiszpania doświadczyła wielu niespokojnych lat. Zbiegały się one z rewolucjami (rosyjską i niemiecką) pod koniec I wojny światowej. Głównymi obszarami konfliktów były wielkie majątki ziemskie Andaluzji i Estramadury, latifundia, zagłębia górnicze w Asturii i Vizcaya oraz przemysłowa Katalonia. W findesieclowej Barcelonie nowobogaccy właściciele fabryk folgowali pysznej ostentacji, zarówno pod względem architektonicznym, jak i stylu życia.
Zdarzało się, że cykl rewolty i zemsty miewał przebieg raczej chaotyczny. Brigada Social, tajna policja, odgrywała rolę strażnika porządku publicznego w dość niezwykły sposób i do ujęcia anarchizujących pistoleros lub przywódców strajkowych często wynajmowała gangsterów. Pierwszy wybuch miejskich niepokojów, Semana Trágica (Tragiczny Tydzień), w końcu lipca 1909 roku nie został jednak spowodowany konfliktem w przemysłowej Barcelonie. Był to skutek uboczny wojny kolonialnej w Maroku. Członkowie plemienia Rifenów wymordowali kolumnę żołnierzy wysłanych do zabezpieczenia koncesji wydobywczych kupionych przez hrabiego de Romanones, jednego z doradców Alfonsa XIII. Rząd zmobilizował rezerwy; ludzie ubodzy nie mogli sobie pozwolić na wykupienie się od służby wojskowej i pobór dotknął w największym stopniu żonatych robotników8. Po klęsce kubańskiej nasilały się nastroje antymilitarystyczne i spontaniczna reakcja na kryzys marokański była nagła i powszechna.
„Młodzi barbarzyńcy”, popierający przywódcę Radykalnej Partii Republikańskiej (PRR) Alejandra Lerroux oszaleli z wściekłości i pociągnęli za sobą innych, paląc kościoły i dokonując profanacji. Wtedy właśnie nastąpił sławny incydent, podczas którego robotnik tańczył z wykopanymi z ziemi zwłokami zakonnicy. Tego rodzaju symboliczne akty przemocy były reakcją ludzi na uraz powstały w wyniku wpajania im zabobonów. Nauczanie hiszpańskiego Kościoła katolickiego z reguły przypominało bowiem wieki ciemne. Wywierana na ludzi presja psychiczna w połączeniu z wpływami politycznymi hierarchii sprawiła, że Kościół, na równi z Guardią Civil, stał się pierwszym celem powstania. Podczas rozruchów zginęło kilka osób, gdy jednak do przywrócenia porządku wezwano armię, nastąpiła masakra.
Aresztowano setki osób, w tym Francisca Ferrera, założyciela libertariańskiej Szkoły Współczesnej. Chociaż było oczywiste, że Ferrer nie mógł mieć nic wspólnego z zamieszkami, hierarchia kościelna wywarła silną presję, by swego ideowego przeciwnika uznać za winnego. Na podstawie jaskrawie fałszywego świadectwa został skazany na śmierć, a jego egzekucja doprowadziła do fali protestów w Hiszpanii i poza nią.
Po doznanym wstrząsie, który miał miejsce w Barcelonie w 1909 roku, większość libertariańskiego ruchu rozwinęła inną strategię. Nowy kierunek ukształtował się pod wpływem francuskiego ruchu syndykalistycznego; opierał się na związkach zawodowych, a jego celem był strajk powszechny, po którym miała nastąpić reorganizacja społeczeństwa na bazie samorządnego przemysłu i rolnictwa. Doprowadziło to do założenia anarchosyndykalistycznej Narodowej Konfederacji Pracy (CNT); należały do niej poszczególne związki zawodowe, zorganizowane według dziedzin przemysłu, nie według zawodów. Hiszpański ruch libertariański składał się więc zasadniczo z typowych anarchistów i anarchosyndykalistów.
Podczas I wojny światowej, kiedy przemysłowi magnaci wzbogacili się niepomiernie, ich robotnicy padli ofiarą wysokiej inflacji: w latach 1913–1918 ceny wzrosły dwukrotnie, lecz pensje podniesiono tylko o 25 procent9. Wskutek tego radykalnie zwiększyła się przynależność do związków zawodowych. Pod koniec roku 1919 w UGT było już 160 tysięcy członków, a w anarchosyndykalistycznej CNT – 700 tysięcy. Sama partia socjalistyczna, PSOE, mogła się wkrótce poszczycić 42 tysiącami aktywistów. Do jej przywódców należeli: Francisco Largo Caballero, Indalecio Prieto, Fernando de los Ríos i Julián Besteiro, którzy w następnych latach stali się w niej postaciami pierwszoplanowymi. W tym samym czasie bardzo umiarkowany katolicki ruch zawodowy, Confederación Nacional Católica Agraria (CONCA), rozwijał się głównie w rolniczych ośrodkach Kastylii i Leónu, a jego jedyną nadzieję w centrach przemysłowych stanowił pobożny Kraj Basków10.
Silna pozycja wojskowego establishmentu stanowiła w Hiszpanii główną przeszkodę na drodze stopniowych reform. Armia hiszpańska liczyła 160 tysięcy żołnierzy, dowodzonych przez 12 tysięcy oficerów i 213 generałów11. Ta zbyt rozrośnięta i niekompetentna organizacja stanowiła wielkie obciążenie dla państwa. Rola, jaką odgrywała, nigdy nie była jasna. Armia, choć zasadniczo reakcyjna, czasami uważała siebie za sojusznika ludu w walce ze skorumpowanymi politykami i czynnik odrodzenia narodowego. Po utracie kolonii egzystowała w prowincjonalnych garnizonach, ponieważ aktywnym obszarem operacyjnym był tylko hiszpański protektorat w Maroku, mający obszar o wiele mniejszy od części tego kraju przyznanej Francji w roku 1906 na konferencji w Algeciras. Jedyną ekonomiczną przyczynę zainteresowania Marokiem stanowiły złoża fosfatu, a miejscowa ludność, plemię Kabylów, pragnęła pozbyć się europejskich rządców. Dla hiszpańskich oficerów, rwących się do awansu, służba w Maroku obiecywała prawdziwą żołnierkę, z dala od nudy koszarowego życia w ojczyźnie. Wybrańców, którym przyszło ją pełnić, zwano africanistas. Otaczająca ich aura tajemniczości dawała poczucie misji i rodziła butę.
W roku 1917 w Hiszpanii wybuchł kryzys militarny i polityczny. W armii zaczęły się tworzyć ciała znane jako Juntas de Defensa (Rady Obronne). Juntas domagały się lepszych warunków materialnych, gdy jednak rząd usiłował je zlikwidować, przywódcy opublikowali ostry manifest przedstawiający opłakany stan wojska. Obawiając się pronunciamiento, konserwatywna administracja Eduarda Dato zgodziła się na niektóre żądania. Ale to ustępstwo nasunęło politykom, przede wszystkim Francescowi Cambówi, przywódcy Lliga Catalana (Ligi Katalońskiej), pomysł wykorzystania okazji do przeforsowania reform konstytucyjnych, w nadziei, że uda się zmodernizować kraj i wprowadzić prawdziwą demokrację. Cambó zwołał zgromadzenie polityków na 19 lipca w Barcelonie. Chodziło o to, aby Kortezy zyskały prawo stanowienia konstytucji, dzięki czemu miały się stać w pełni reprezentatywnym parlamentem.
W tym samym czasie socjalistyczna PSOE oraz UGT, żywiące podobne złudzenia, wyobraziły sobie ponadto, że juntas stwarzają szansę na zmiany. Ogłosiły strajk powszechny na poparcie własnych żądań co do konstytucyjnych Kortezów. Wówczas Dato zakończył działalność parlamentu i zawiesił gwarancje konstytucyjne. Strajk rozpoczął się 13 sierpnia w Madrycie, Barcelonie, Bilbao, Saragossie, Oviedo i w górniczych regionach Asturii oraz Andaluzji. Jednak wojskowe Rady Obronne nie tylko odmówiły przyłączenia się do rewolucji, ale ich członkowie wzięli udział w dławieniu strajków. W rezultacie padły 72 ofiary śmiertelne, było 156 rannych i 2 tysiące aresztowanych. W Asturii, gdzie strajk trwał przez miesiąc, generał Ricardo Burguete i młody africanista major Francisco Franco byli odpowiedzialni za wprowadzenie represji, w tym także tortur. Stanowiło to przedsmak kataklizmu roku 1934, w którym generał Franco miał odegrać główną rolę. Przywódcy socjalistów zostali skazani na dożywotnie więzienie w Kartagenie, natomiast Cambó nie poniósł żadnych konsekwencji.
Represje, jako jedyny podjęty środek, nie rozwiązywały żadnych problemów społecznych, które pogłębiły się pod koniec I wojny światowej. Liczba ludności wzrastała, przede wszystkim dzięki spadkowi umieralności niemowląt, miasta zaś przepełniały się wskutek migracji z jeszcze bardziej zbiedniałych obszarów wiejskich – w okresie rosnącego bezrobocia kobiety i mężczyźni szukali pracy. Kościół nie był już w stanie panować nad ludźmi, jak to się działo w przeszłości, ówcześni politycy jednak nie dopuszczali nawet myśli o zmianach. Nie potrafili bądź też nie chcieli wziąć pod rozwagę kwestii: jak przejść „z oligarchicznego liberalizmu do masowej demokracji”12? Niewiele się zmieniło od czasów, gdy Ferdynand VII, władca sprzed stulecia, opisywał Hiszpanię jako butelkę szampana, a siebie jako korek, który zapobiega jego wytryśnięciu.
Kiedy skończyła się I wojna światowa i boom eksportowy przestał napędzać gospodarkę, wojownicze nastroje wśród robotników wzrosły. Poza tym wieści z Rosji rozbudzały nadzieje lewicy. Mówiło się, że Europa płonie na obu krańcach. Okres 1918–1920, naznaczony powstaniami w Andaluzji i konfliktem w Barcelonie, był znany jako „trzy lata bolszewizmu”. Największa fala niepokojów zaczęła się rozlewać wówczas, gdy anarchosyndykalistyczna CNT zorganizowała strajk robotników przedsiębiorstwa La Cañadiense13. Katalońscy pracodawcy odpowiedzieli lokautem i zastępowali strajkujących siłą roboczą z obszarów dotkniętych depresją gospodarczą. W odpowiedzi na akty przemocy związkowców, w szczególności CNT, wynajmowano pistoleros, którzy zabijali przywódców strajkowych. Aby przywrócić porządek, Alfons XIII wybrał na cywilnego gubernatora generała Severiana Martíneza Anida. Wyznaczony przez niego szef policji, generał Arleguí, tak zreorganizował policyjnych pistoleros, że w ciągu niecałych czterdziestu ośmiu godzin zdołali zastrzelić dwudziestu jeden przywódców związkowych, w domu lub na ulicy. Błędne koło rozkręciło się na dobre, co doprowadziło później, w roku 1921, do zamordowania przez anarchistów Eduarda Data14.
Zradykalizowana CNT starła się z umiarkowaną postawą socjalistycznego UGT. Anarchosyndykaliści uważali socjalistów za reformistów, jeśli nie za zdrajców klasy robotniczej. W roku 1921 założono Komunistyczną Partię Hiszpanii (PCE); zarówno bardziej bojowo nastawieni socjaliści, jak i anarchiści odpowiedzieli na wezwania Andrésa Nina i Joaquína Maurína. Ta trzecia, choć wciąż maleńka siła miała wziąć udział w walce o przywództwo nad przemysłową klasą robotniczą. Tymczasem w Andaluzji wiejscy robotnicy pracujący na dniówki kontynuowali swoją jacquerie15, wzniecając bunty skazane na klęskę. Strajki robotników rolnych następowały w szybkim tempie jeden po drugim. Wzywano wtedy Guardię Civil i niepokoje były pacyfikowane przy zastosowaniu broni palnej i aresztowań. Protesty szerzyły się od Kordowy po Jaén, od Sewilli po Kadyks, powtarzano żądania lepszych warunków pracy i uznania chłopskich związków zawodowych. Zachęceni jednak przez nowiny dochodzące z drugiego końca Europy, głosili też slogany, takie jak: Vivan los soviets!16; malowano je na pobielanych murach, co utwierdzało podejrzenia obszarników, że jeśli zmiękną, podzielą straszliwy los rosyjskich właścicieli ziemskich17. Nawet politycy w Madrycie zrozumieli, że należy pilnie przeprowadzić reformę rolną, jednakże żaden rząd nie trwał dostatecznie długo, by zająć się rozwiązywaniem tego problemu18.
Chociaż politykom w Madrycie przez większość czasu udawało się zachować pewien status quo, w lipcu powstał znacznie głębszy kryzys – hiszpańska armia doznała sromotnej klęski w Maroku. 10 lipca 1921 roku dywizja, którą dowodził generał Silvestre, wpadła w zasadzkę w Annual przygotowaną przez marokańskich tubylców pod wodzą Abd el-Krima. Powiada się, że z powodu osobistej próżności król Alfons pragnął efektownego zwycięstwa dla uczczenia dnia św. Jakuba (patrona armii hiszpańskiej) i że naciskał na ministra wojny, by ten nakłaniał generała Silvestre’a do tak ryzykownego przedsięwzięcia.
Wyprawa na Annual była klasycznym przykładem wojskowej niekompetencji: zginęło 10 tysięcy żołnierzy, 4 tysiące poszło do niewoli, a Silvestre popełnił samobójstwo. Tydzień później stracono dalszą ważną pozycję: nastąpiła masakra kolejnych 7 tysięcy żołnierzy, a wszystkich oficerów ujęto i zakuto w łańcuchy. Gorycz w całej Hiszpanii była tak wielka, że rząd musiał utworzyć komisję śledczą. Wynikiem jej prac było surowe potępienie króla, jednak krótko przed publikacją raportu nowo mianowany generał-kapitan Katalonii Miguel Primo de Rivera ogłosił 13 września pronunciamiento, obwieszczając się dyktatorem. Głową państwa pozostawał Alfons. Inni generałowie milcząco zaakceptowali ten stan, by uniknąć publicznego oskarżenia armii i króla.
Generał Primo de Rivera natychmiast zaprowadził w całym kraju stan wojenny, by zapobiec jakimkolwiek niepokojom czy protestom. Mimo wszystko nie był to typowy dyktator okresu wojny, można by go raczej opisać jako andaluzyjskie wcielenie twardego, ciężko pracującego dziedzica angielskiego z czasów regencji. Ów młody oficer miał wstręt do korupcyjnych praktyk w armii, takich jak sprzedawanie żołnierskiego prowiantu i ekwipunku. Jako polityk reprezentował jednak fatalny, żołnierski sposób myślenia: Byłoby dobrze, gdyby można zjednoczyć wszystkich w jednej partii – partii stanowiącej obraz i podobieństwo armii. Następnie założył własną organizację, Unión Patriótica, która jednak nie miała nigdy szansy na zyskanie masowego poparcia. Primo przejawiał również całkowicie arbitralny stosunek do sprawiedliwości, często usiłował grać rolę króla Salomona, nie mając przy tym krzty poczucia humoru. Mimo wszystko za jego dyktatury brutalność państwa policyjnego była względnie mała.
Objęcie władzy przez Prima zostało dobrze przyjęte najpierw wśród przemysłowców. Zostało też zaakceptowane przez liberalne klasy średnie, które uważały, że nie może być nic gorszego niż minione lata pełne chaosu i rozlewu krwi. Żywiono nadzieję, iż dyktator, chociaż wywodzi się z arystokracji, jest być może zdolny do przeprowadzenia reformy rolnej, której nie wziąłby pod uwagę rząd utworzony przez obszarników. Primo na swój patriarchalny sposób sympatyzował z chłopami, lecz jakakolwiek próba rozwiązania problemów agrarnych wymagała zastosowania środków zbyt radykalnych dla niego i nie do pomyślenia dla tych, od których sam zależał.
Podjął jednak próbę zakończenia wojny w przemysłowej Katalonii. Postanowił, że w sprawę włączą się organizacje robotnicze, a pracodawcy zostaną poddani kontroli. Na sojuszników wybrał, co było w jego przypadku oczywiste, umiarkowanych socjalistów i wprowadził do swojego rządu sekretarza UGT Francisca Largę Caballera, w charakterze doradcy państwowego, powierzając mu zadanie utworzenia rad arbitrażowych w przedsiębiorstwach. Pomysł współpracy z administracją dyktatora spotkał się z twardą opozycją drugiego głównego przywódcy socjalistycznego Indalecia Prieta. Także anarchiści oskarżali Larga Caballera o bezwstydny oportunizm, gdy ich organizacje i publikacje zostały zakazane.
Katalońskim pracodawcom, którzy przyjęli z zadowoleniem dojście Prima do władzy, bardzo nie spodobała się wprowadzona kontrola ich postępowania z przywódcami związkowymi. Primo znajdował także złośliwą satysfakcję w atakowaniu nacjonalizmu, prześladując kataloński język i kulturę. Jak wszyscy patriarchowie, był głęboko przekonany o własnych dobrych intencjach. Wykonywał wielkie gesty, podejmował błahe działania i pozostawał nieprzewidywalny. Jego największym sukcesem, wynikającym raczej ze szczęśliwego trafu niż z właściwej oceny sytuacji, było zakończenie wojny w Maroku. W kwietniu 1925 roku wielki rifeński wódz Abd el-Krim przeliczył się z własnymi siłami i w obłąkańczy sposób zaatakował strefę francuską. W rezultacie wojska francuskie i hiszpańskie zawarły natychmiastowy sojusz. 8 września oddziały obu krajów wylądowały w Alhucemas, osaczając ludzi Abd el-Krima. Rebelia w Maroku została ostatecznie zgnieciona.
W grudniu Primo utworzył tzw. Dyrektoriat Wojskowy składający się z oficerów i cywilów. Lecz jego planom unowocześnienia Hiszpanii zabrakło zarówno przemyślenia, jak i szczęścia. Podjął nadmiernie ambitne i źle zaplanowane przedsięwzięcia inżynieryjne, takie jak elektrownie wodne i autostrady; ich skutkiem było olbrzymie marnotrawstwo19. Deficyt podwoił się pomiędzy rokiem 1925 a 1929, a młody minister finansów José Calvo Sotelo pogorszył jeszcze sprawę, ustalając wartość pesety w stosunku do złota. Spekulanci walutowi zbili wielkie fortuny kosztem budżetu państwowego, natomiast próby wzmocnienia waluty skończyły się kompletnym fiaskiem. Nastąpiła ucieczka kapitału i – zanim w roku 1931 została proklamowana Druga Republika – peseta straciła na wartości prawie 50 procent.
Za rządów Prima narastała klaustrofobiczna irytacja. Bankierzy i przemysłowcy nie mogli ścierpieć, że wtrącał się on w sprawy, o których nie miał pojęcia. Klasy średnie zareagowały, kiedy wścibiał nos w kwestie dotyczące wyższych uczelni. Ekstrawagancki produkt własnej profesji i pochodzenia, pełen dobrych intencji patriarcha, stał się kulą u nogi monarchii, którą miał ratować. Alfons XIII zaczął się obawiać o swój tron. Przez poprzednie pięć lat w kołach lewicowo-liberalnych oraz intelektualnych rozwinęła się polityczna opozycja wobec dyktatury. Najważniejszym jej elementem była Alianza Republicana (Sojusz Republikański), na której czele stanęli: Manuel Azaña, Alejandro Lerroux, Marcelino Domingo i wielu innych. Miała ona na celu zniesienie nie tylko dyktatury, lecz także monarchii. Również w szeregach socjalistów narósł sprzeciw wobec samej idei współpracy z Primem i przed rokiem 1929 Largo Caballero został zmuszony do przyznania, że popełnił błąd, zgadzając się na współpracę z reżimem. Kiedy w roku 1930 socjaliści zaprotestowali przeciw monarchii i dyktaturze, liczba członków UGT zaczęła gwałtownie wzrastać: z 211 tysięcy w roku 1923 do 277 tysięcy w roku 1930. Dwa lata później było ich już ponad pół miliona.
Jak surowy, nieczuły ojciec, którego autorytet został podważony, Primo tym usilniej usiłował przeprowadzać swą wolę. Zraniony, że go nie doceniono, i zdezorientowany zwrócił się do wojska o zapewnienie poparcia, a skoro i wojsko nie spełniło jego oczekiwań, 28 stycznia 1930 roku złożył przed królem rezygnację i udał się na wygnanie. Zmarł w Paryżu kilka tygodni później.
30 stycznia Alfons XIII, nie mogąc już dłużej polegać na konstytucji, którą sam zresztą w jaskrawy sposób złamał, powierzył rządy innemu generałowi, Dámasowi Berenguerowi. To rozwścieczyło generała Sanjurja, ówczesnego szefa Guardii Civil; uważał on, że sam jest o wiele bardziej predestynowany na to stanowisko. To, iż Alfons uparcie uciekał się do pomocy generałów i że Berenguer po niecałym dopiero roku zechciał zwołać Kortezy, rozdrażniło ludzi bardziej niż rządzenie za pomocą dekretów i utrzymywanie cenzury. Nawet dawni monarchiści, tacy jak Niceto Alcalá Zamora i Miguel Maura, publicznie opowiedzieli się za republiką.
Indalecio Prieto, początkowo na własną rękę, później zaś przy poparciu połączonych komitetów wykonawczych socjalistycznej PSOE oraz UGT, dołączył do konspiracji. Sojusz republikański oficjalnie powstał w baskijskim kurorcie San Sebastián 27 sierpnia 1930 roku. O ile wiadomo, katalońscy republikanie przyłączyli się do paktu z San Sebastián pod warunkiem, że Katalonia otrzyma status autonomii. Ów republikański ruch wzmocnił się, gdy otrzymał poparcie oficerów wojskowych, takich jak Gonzalo Queipo de Llano (który był jednym z głównych rywali generała Franco po rebelii wojskowej w roku 1936), Ramón Franco, pilot i brat nacjonalistycznego przywódcy, oraz Ignacio Hidalgo de Cisneros, później, już podczas wojny domowej, komunistyczny dowódca republikańskich sił powietrznych.
W grudniu UGT ogłosił strajk powszechny, któremu nie sprzeciwiła się anarchosyndykalistyczna CNT. Tymczasem Alcalá Zamora został przewodniczącym komitetu rewolucyjnego, który ustanowił się jako przyszły rząd, czekający na przejęcie władzy. Studenci uczelni i robotnicy prowadzili otwartą kampanię na rzecz obalenia monarchii i wzniecenia powstania. Powstanie, zaplanowane na 12 grudnia, trzeba było opóźnić o trzy dni.
Niestety, nikt nie uprzedził o tym kapitanów Galána i Garcíi Hernándeza z garnizonu w Jaca. Oficerowie ci rozpoczęli akcję o szóstej rano, stwierdzając jednak, że są zdani sami na siebie, byli zmuszeni się poddać. Osądzono ich za bunt w wojsku i wyrok śmierci wykonano. W ten sposób zostali pierwszymi męczennikami za sprawę Republiki. Generał Emilio Mola, szef aparatu bezpieczeństwa, aresztował wszystkich członków komitetu rewolucyjnego, których udało się odnaleźć, i bunt upadł. Lecz nie zdołało to zatrzymać rewolucyjnego impetu.
W następnym miesiącu, w styczniu 1931 roku, rozpoczął się strajk studencki, któremu przewodziła grupa znana jako Al Servicio de la República. Należały do niej czołowe postaci hiszpańskiej inteligencji: José Ortega y Gasset, Gregorio Marañón, Ramón Pérez de Ayala, przewodniczył zaś poeta Antonio Machado. 14 lutego król uległ publicznej presji i na miejsce Berenguera mianował admirała Juana Bautistę Aznara, wyznaczył również termin wyborów municypalnych na 12 kwietnia. Pozwoliło to republikanom na faktyczne przekształcenie wyborów w plebiscyt na temat dalszych losów samej monarchii. Wieczorem 12 kwietnia zaczęły napływać wyniki. Socjaliści i liberalni demokraci wygrali w niemal wszystkich stolicach hiszpańskich prowincji. Podekscytowane tłumy gromadzące się w centrum Madrytu ogłosiły natychmiast, że władzę obejmuje dotychczasowy rząd cieni Alcali Zamory, mimo że wybory municypalne nie miały nic wspólnego z elekcją do Kortezów20.
Generał Berenguer, który został ministrem wojny, rozkazał, by armia zastosowała się do woli ludu. Hrabia de Romanones, członek rządu admirała Aznara, na próżno usiłował dojść do zgody z komitetem republikańskim. Zapytał więc szefa Guardii Civil generała Sanjurja, czy może liczyć na jego siły. Obrażony generał, znajdując okazję do zemsty, odpowiedział, że nie. Cały Madryt stał się „ludową fiestą, która przybrała rewolucyjny wygląd”21. Tego samego wieczoru admirał Aznar wraz ze swym rządem złożył przed królem dymisję.
O szóstej rano 14 kwietnia 1931 roku w Eibar ogłoszono Republikę. Ta wiadomość niemal natychmiast rozniosła się po całej Hiszpanii. Romanones odbył spotkanie z przywódcą republikańskim Alcalą Zamorą, który powiedział mu, iż król wraz z rodziną powinien opuścić Hiszpanię jeszcze tego wieczoru. Alfons nie zgodził się na pomysł innego ministra, że armia wspomoże go w utrzymaniu się przy władzy, i wyjechał z Madrytu, by wsiąść na statek w Kartagenie. Nie spowodował tym żadnych komplikacji. „Już na długo przed swym upadkiem – napisał Miguel Maura – monarchia wyparowała ze świadomości Hiszpanów”22.
14kwietnia 1931 roku komitet rewolucyjny pod przewodnictwem Niceta Alcali Zamory, katolika i właściciela ziemskiego z Kordowy, przemienił się w tymczasowy rząd Republiki. Alcalá Zamora został prezydentem i głową państwa23.
Przywódcy Republiki stanęli wobec wielkich problemów, głęboko zakorzenionych w hiszpańskim społeczeństwie. Były to: konflikty wokół reformy rolnej, nieustępliwość sił zbrojnych, kwestie katalońska i baskijska oraz stosunki między Kościołem katolickim a państwem. Należało również uporać się z niewydolnością systemu edukacji, który powinien teraz stworzyć „republikę obywateli”.
Sytuacja międzynarodowa po krachu w roku 1929 na Wall Street nie była zbytnio sprzyjająca. Światowa depresja gospodarcza nie dotknęła Hiszpanii w takim samym stopniu jak niektóre bardziej rozwinięte przemysłowo państwa, jednak ceny za tradycyjne produkty eksportowe tego kraju spadły niemal o połowę24. Protesty związane ze spadkiem poziomu życia i niepokoje społeczne spowodowały, że w większej części Europy zrodziły się obawy co do możliwości wybuchu kolejnych, po rosyjskiej, rewolucji. Przyczyniło się to do powstania dyktatorskich, bądź też autorytarnych, reżimów w wielu krajach25. W takim klimacie upadek monarchii i ogłoszenie Republiki w Hiszpanii były źle widziane przez międzynarodowe banki. I tak na przykład Morgan’s Bank natychmiast wycofał pożyczkę w wysokości 60 milionów dolarów, którą uzgodnił z poprzednią administracją.
Nowy rząd odziedziczył także spadek w postaci błędnych decyzji gospodarczych podjętych za dyktatury Prima de Rivery, olbrzymie długi związane z projektami robót publicznych i dramatyczne obniżenie wartości pesety. Na dodatek spodziewano się wzrostu opodatkowania i dalszego pogorszenia sytuacji gospodarczej kraju, w związku z czym duża część kapitału została przeniesiona za granicę26. Właściciele ziemscy i przemysłowcy, lękając się finansowych skutków spodziewanego programu socjalnego rządu, natychmiast wstrzymali inwestycje. Obawy były zaś spowodowane tym, że jeden z socjalistów, Indalecio Prieto, został ministrem finansów, a drugi, Largo Caballero, ministrem pracy27.
Niemniej rząd, stanowiący koalicję siedmiu różnych partii, zmierzał do zwołania Kortezów i tworzył projekt Konstytucji Drugiej Republiki. W ciągu kwietnia, maja i czerwca 1931 roku wydano szereg dekretów dotyczących reformy rolnej. Właścicielom ziemi zabroniono wyrzucania dzierżawców i wynajmowania pracowników sezonowych spoza swojego municypium. Rozszerzono też prawa pracownicze uzgodnione dla przemysłu, w tym prawo do ośmiogodzinnego dnia pracy, na pracowników rolnych. 21 maja rząd utworzył Comisión Técnica Agraria celem przygotowania ustawy dotyczącej założenia Instytutu Reformy Rolnej. Ten nakreślił program ponownego uwłaszczenia na wsi 60–75 tysięcy rodzin każdego roku, jednak budżet na ten cel wynosił jedynie 50 milionów peset, co było sumą dalece niewystarczającą.
W następnym tygodniu nowy minister wojny Manuel Azaña zajął się problemem nadmiernie rozrośniętego establishmentu wojskowego. Zaproponował generałom i oficerom możliwość przejścia do rezerwy z emeryturą równą pełnej pensji. Zredukował liczbę szesnastu dywizji dowodzonych przez generałów-kapitanów do ośmiu dywizji zintegrowanych, obniżył pozycję generałów-pułkowników, skrócił długość obowiązkowej służby wojskowej do jednego roku i rozkazał zamknąć Powszechną Wojskową Akademię w Saragossie, którą, jak się złożyło, dowodził generał Francisco Franco28.
Reformy te nie przyniosły istotnej poprawy w kwestii unowocześnienia czy skuteczności armii. Jeżeli w ogóle miały jakieś skutki, były nimi nadmiar czasu, którym dysponowali zwolnieni oficerowie, i możliwość spiskowania przeciwko Republice. Błędem rządu było również zatrzymanie generała Sanjurja na stanowisku dowódcy Guardii Civil, siły o fatalnej reputacji z powodu niedawnych krwawych represji29. Zrodziła ona nową paramilitarną formację o złowróżbnej nazwie Guardia de Asalto (Gwardia Szturmowa). Jej członkowie, znani jako asaltos, byli na ogół rozlokowani w miastach, podczas gdy Guardia Civil nadzorowała wsie.
Na czele listy spraw, którymi należało się zająć, znajdowała się również autonomia katalońska. Zagadnienie to było przedmiotem wielkiej troski konserwatywnych centralistów kastylijskich, gdyż we wszelkich koncesjach na rzecz regionów widzieli oni zagrożenie dla jedności Hiszpanii. Kwietniowe wybory potwierdziły zwycięską pozycję partii katalońskiej lewicy, Esquerra Republicana de Catalunya (ERC), która była w zasadzie organizacją klasy średniej. Przewodzili jej Francesc Macià i Lluís Companys. 14 kwietnia obaj politycy ogłosili, że w ramach państwa federalnego zostanie ustanowiona republika katalońska. Nie było to całkiem zgodne z rezultatami negocjacji w San Sebastián, więc trzy dni później trzech ministrów z Madrytu pojechało do Barcelony, by omówić z Macią i Companysem najlepszą drogę umożliwiającą Kortezom zatwierdzenie statutu autonomii. 21 kwietnia Macià został mianowany przewodniczącym Generalitat de Catalunya, parlamentu katalońskiego, którego nazwa pochodziła od średniowiecznej wspólnoty katalońskiej.
Stosunki pomiędzy nową świecką Republiką a Kościołem katolickim nie były łatwe, biorąc pod uwagę nadal obowiązujący konkordat z roku 1851. Nie minęło więcej niż dwa tygodnie od ogłoszenia Republiki, gdy kardynał Pedro Segura, prymas Hiszpanii, wydał list pasterski potępiający ustanowienie wolności wiary i oddzielenie Kościoła od państwa, co leżało w planach nowego rządu. Kardynał nakłaniał katolików, aby w przyszłych wyborach głosowali przeciwko rządowi, który – w opinii tego dostojnika – chciał zniszczyć religię. W ślady kardynała poszła katolicka prasa. Organ Acción Católica, „El Debate”, zajął się ochroną przywilejów Kościoła, także monarchistyczny dziennik „ABC” forsował stanowisko tradycjonalistyczne.
Obawiając się, że najważniejsza postać hiszpańskiego Kościoła mogłaby wzniecić rewoltę, republikańscy ministrowie nakazali wygnanie z kraju kardynała Segury i drugiego duchownego, Matea Múgicy, biskupa Vitorii. Podejmując szereg dziwacznych działań, kardynał Segura założył bazę w południowej Francji i stamtąd poinstruował hiszpańskich kapłanów, żeby wyprzedali własność Kościoła, nie lokując zysków w pesetach30.
Mistyczny fanatyzm Kościoła przyczyniał się do wzniecania antyklerykalizmu w Hiszpanii. Typowym tego przykładem były „cuda”; w latach trzydziestych często był w nie zamieszany „czerwony”, który jakoby popełnił świętokradztwo, po czym na miejscu padał trupem. Powieściopisarz Ramón Sender widział przyczynę aktów wandalizmu lewicy wobec świątyń, na przykład profanacji mumii, w obsesyjnym kulcie relikwii objawiającym się całowaniem członków i kości świętych. Świadomość komizmu takich zachowań była obca czarno odzianym kobietom, zwanym beatas. Niewiasty te były posłuszne każdemu słowu swoich proboszczów, których darzyły kultem godnym autentycznych proroków. Z religijnych urojeń rodziło się w Hiszpanii najwięcej zaburzeń psychicznych. Atmosfera ta w dziwny sposób wpływała nawet na niewierzących. Robotnicy miewali makabryczne wyobrażenia na temat tortur w zakonach, wiele naturalnych katastrof przypisywano działaniom jezuitów, podobnie jak Kościół oskarżał o wszystko masonów, komunistów i Żydów.
11 maja, dwa tygodnie po publikacji listu pasterskiego Segury, pobito taksówkarza, podobno za to, że krzyczał głośno „Viva la República!”; stało się to zarzewiem poważnych zamieszek. Zebrany tłum podpalił budynki monarchistycznej gazety „ABC”. Ucierpiał też kościół Karmelitów na Plaza de España, a przez następne dwa dni wypadków takich było coraz więcej: wybuch gniewu szerzył się wzdłuż wybrzeża Morza Śródziemnego i w Andaluzji. Podpalono świątynie w Alicante, Maladze, Kadyksie i Sewilli. Skłoniło to wreszcie niechętny rząd do wprowadzenia stanu wojennego. Prawica nigdy nie zapomniała jednak osławionej wypowiedzi Azañi, który miał się podobno wyrazić, że woli, aby spłonęły wszystkie kościoły w Hiszpanii, niż miałby ucierpieć choć jeden republikanin.
3 czerwca hiszpańscy biskupi wystosowali do szefa rządu list potępiający oddzielenie Kościoła od państwa i protestujący przeciwko zniesieniu przymusowego nauczania religii w szkołach31. Jednakże opór przeciwko rządowi narastał także z drugiej strony, szczególnie ze strony libertariańskiej lewicy. 6 lipca anarchosyndykalistyczna CNT ogłosiła strajk pracowników telefonii w całej Hiszpanii. Sparaliżowało to linie od Barcelony do Sewilli. Członkowie CNT przeprowadzili także akty sabotażu przeciwko stanowiącej własność Stanów Zjednoczonych sieci Telefónica, którą dyktatura Prima de Rivery sprzedała amerykańskiej korporacji ITT. Ambasador Stanów Zjednoczonych zażądał ochrony przedsiębiorstwa przez siły bezpieczeństwa, a rząd w Madrycie wprowadził łamistrajków z UGT.
Wtedy CNT ogłosiła strajk powszechny, a w Sewilli pogrzeb robotnika zabitego przez łamistrajka przerwała Guardia Civil. Wywiązała się bitwa, w której wyniku padło siedmiu zabitych, w tym trzech gwardzistów. Rząd w Madrycie ogłosił 22 lipca stan wojenny. Wojsko i Guardia Civil działały ze zwykłą brutalnością. Użyły lekkiej artylerii oraz wykorzystały ley de fugas, prawo pozwalające na zabijanie więźniów „podczas próby ucieczki”. Liczba ofiar wzrosła o dalszych 30 zabitych i 200 rannych, nie wspominając o setkach aresztowanych. Hiszpańscy robotnicy, którzy pokładali wielkie nadzieje w Republice, doszli do wniosku, że jest ona równie represyjna jak monarchia. CNT ogłosiła otwartą wojnę i zamiar przejęcia władzy w drodze rewolucji socjalnej.
Po wyborach z 28 czerwca Republika zaczęła działalność parlamentarną w Kortezach32. Pierwsza sesja odbyła się 14 lipca pod przewodnictwem socjalistycznego intelektualisty Juliána Besteira. W tej sytuacji, co było rzadkością, socjaliści z PSOE zjednoczyli się. Largo Caballero oraz Indalecio Prieto, umiarkowany polityk z Bilbao, niestrudzony orędownik sojuszu centrolewicy z liberalnymi republikanami, przemawiali jednym głosem. Largo Caballero zgodził się na udział socjalistów w rządzie, ponieważ uważał, że leży to w dobrze pojętym interesie UGT, a to było przedmiotem jego najwyższej troski. Mimo że liczebność UGT gwałtownie wzrastała, CNT przewyższała go masowością od czasu, gdy w poprzednim roku znów zaczęła działać legalnie. (Oficjalne rządowe dane z roku 1934 określały liczebność UGT na 1,44 miliona członków, natomiast liczebność CNT na 1,58 miliona).
Pod koniec sierpnia dyskutowano nad pierwszym projektem konstytucji, zawierającym deklarację, że „Hiszpania jest demokratyczną republiką ludzi pracy wszystkich klas”. Najbardziej kontrowersyjne fragmenty – artykuły 26 i 27 – dotyczyły rozwiązania zakonów religijnych. To zapowiadało kolejny kryzys, ale zapobiegła mu siła perswazji Manuela Azañi. Zakazano jedynie dalszego funkcjonowania zakonowi jezuitów, którego posiadłości zostały znacjonalizowane33. Artykuł 26 przewidywał jednak zaprzestanie subsydiowania Kościoła przez państwo w ciągu dwóch lat. Kościół stanął wobec bardzo poważnego problemu. Po raz pierwszy miał do czynienia z administracją, która odrzucała tradycyjną koncepcję, że jest on synonimem Hiszpanii. Fakt, iż uczestnictwo w życiu religijnym było tu najniższe ze wszystkich chrześcijańskich krajów, nie powstrzymał kardynała Segury przed ogłoszeniem deklaracji, że w Hiszpanii ktoś „albo jest katolikiem, albo w ogóle niczym”. Na mszę uczęszczało mniej niż 20 procent ogólnej liczby ludności kraju. Na większości obszarów leżących na południe od gór Guadarrama było to nawet 5 procent. Te statystyki w niczym nie zmieniały opinii Kościoła, zarówno w Hiszpanii, jak i w Rzymie, że Republika jest zdecydowana tępić nawet tak mały zakres zaangażowania religijnego34.
Rozpoczęta na żądanie socjalistów debata na temat artykułu 44 o wywłaszczeniu ziemi, leżącym – według nich – w „narodowym interesie”, wywołała jeszcze większy kryzys i jeszcze raz (podobnie jak to było z artykułem 26) Alcalá Zamora był bliski rezygnacji. Przeprowadzenie reformy rolnej wymagało zarządzeń wykonawczych; chociaż planowano przekazać pozbawionym ziemi robotnikom jedynie ziemie nieuprawne, centrum i prawica były bardzo podejrzliwe, obawiając się dalszych skutków tego typu posunięć35. Koniec końców, 9 grudnia konstytucję przegłosowano. Niceto Alcalá Zamora został formalnie wybrany na prezydenta Republiki, a 15 grudnia Azaña utworzył nowy rząd36.
Manuel Azaña, najbardziej prominentny liberalny republikanin, był bardzo antyklerykalnie nastawionym intelektualistą. Cechowały go błyskotliwy dowcip i skrajny pesymizm; uważał się za silnego człowieka Republiki, brakowało mu jednak konsekwencji i wytrzymałości, niezbędnych do odgrywania podobnej roli. Popierały go głównie postępowe klasy średnie, w tym nauczyciele i lekarze, oraz rzemieślnicy z biedniejszych klas średnich, a także urzędnicy.
Kandydatura szefa Partii Radykalnej Alejandra Lerroux, który miał nadzieję, że stanie na czele rządu zamiast Azañi, została oprotestowana przez socjalistów – nie bez powodu uważali oni, iż Partia Radykalna jest skorumpowana. Od tego czasu Lerroux zaczął szukać sojuszników po prawej stronie. Poparli go głównie konserwatyści i biznesmeni, którzy nie lubili Alfonsa, nie stanowili jednak głęboko zakorzenionej opozycji wobec monarchii.
Przeciwnicy reformy republikańskiej, zwolennicy obszarników, kleru i wojska, mieli jedynie niewielką mniejszość w Kortezach, nie osłabiało to jednak w niczym ich mobilizacji w celu obrony tradycyjnej Hiszpanii37. Na tym etapie faszyzm był siłą znikomą; poświęcono mu parę artykułów prasowych, a popierało go kilku prawicowych intelektualistów zebranych wokół José Antonia Prima de Rivery, syna zmarłego dyktatora38.
Po proklamowaniu Republiki anarchiści rozpadli się na dwie grupy. Jedni, do których należeli treintistas
