74,99 zł
Porywający opis największej w dziejach operacji powietrzno-desantowej i jednej z najboleśniejszych klęsk aliantów w starciu z hitlerowskimi Niemcami.
Jest 17 września 1944 roku. Narastający ryk silników lotniczych wyrywa z zamyślenia generała Kurta Studenta, twórcę wojsk spadochronowych Trzeciej Rzeszy. Niebo jest pełne transportowych dakot i szybowców przewożących alianckie dywizje powietrznodesantowe. Z balkonu swojego holenderskiego mieszkania generał z zazdrością patrzy na największą w dziejach demonstrację siły oddziałów spadochronowych.
Operacja Market Garden to odważna koncepcja. Ma zakończyć wojnę śmiałym uderzeniem z powietrza. Po przejęciu mostów na Renie droga do serca Trzeciej Rzeczy stanie przed aliantami otworem.
Nikt jeszcze nie przypuszcza, że dla aliantów będzie to bolesna klęska, która da początek ostatniej ofensywie Hitlera w Ardenach.
Ale Arnhem to także chwalebna karta, którą piszą żołnierze polskiej 1 Samodzielnej Brygady Spadochronowej. Wyszkoleni z myślą o oswobodzeniu okupowanej ojczyzny zostają wbrew woli dowódcy zrzuceni nad Arnhem. Pomimo dramatycznej sytuacji po wylądowaniu wykazują się odwagą i determinacją, ratując Brytyjczyków przed sromotną klęską. Tymczasem generał Montgomery oskarża Polaków o tchórzostwo i obarcza winą za rezultat operacji.
W swojej najnowszej książce Antony Beevor opowiada dramatyczną historię bitwy o Arnhem, która od początku była skazana na niepowodzenie. Przywołuje zarówno nowe, jak i te już zapomniane źródła z holenderskich, brytyjskich, amerykańskich, polskich i niemieckich archiwów. Rekonstruuje straszliwą rzeczywistość tego epickiego starcia. "Arnhem" to jednak nie tylko opis pojedynczej bitwy. Dzięki niepowtarzalnemu i porywającemu stylowi narracji to wgląd w samo serce wojny.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 784
Data ważności licencji: 10/6/2027
Dla Artemis
compo – używane przez żołnierzy brytyjskich określenie racji żywnościowych w puszkach, po ang. composite rations.
nurkowie (nd. onderduikers) – określenie tych, którzy się ukrywali przed nazistami, żeby uniknąć pracy przymusowej, oraz członków podziemia ukrywających się poza domem rodzinnym. Określenie stosowano również w odniesieniu do Żydów.
Fallschirmjäger – strzelec spadochronowy, żołnierz wojsk powietrznodesantowych należących do Luftwaffe. Do 1944 roku zostało już niewielu tych, którzy brali udział w niemieckich operacjach powietrznodesantowych jak inwazja na Holandię i Belgię w maju 1940 roku czy inwazja na Kretę w maju 1941 roku. Większość stanu jednostek Fallschirmjäger stanowili żołnierze naziemnej obsługi Luftwaffe przeniesieni do tak zwanych pułków Fallschirmjäger w 1944 roku.
ostrzał po ustalonych liniach – karabiny maszynowe można przy świetle dziennym ustawić według określonych parametrów, żeby później w ciemności prowadzić ogień po ustalonych liniach na określonej wysokości w kierunku przewidywanej drogi podejścia wroga.
wysunięty oficer naprowadzania lotnictwa – specjalnie wyszkolony oficer lub podoficer dysponujący pojazdem z łącznością radiową, z którego przez radio kierował atakami lotniczymi.
zespoły Jedburgh – szkolone przez Brytyjskie Kierownictwo Operacji Specjalnych (SOE) we współpracy z Amerykańskim Biurem Służb Strategicznych małe, wielonarodowościowe grupy mające wylądować na terenach okupowanych i tam dołączyć do lokalnego ruchu oporu, żeby prowadzić sabotaż za liniami niemieckimi podczas wyzwalania Europy Zachodniej. W trakcie operacji Market Garden do każdej dywizji powietrznodesantowej był przydzielony jeden zespół Jedburgh z holenderskim oficerem, który miał za zadanie koordynować współpracę z ruchem oporu oraz organizować działania wspierające siły alianckie.
Kampfgruppe – grupa bojowa/operacyjna.
KP (także LKP, nd. Landelijke Knokploegen) – Krajowe Oddziały Bojowe, organizacja holenderskiego ruchu oporu podejmująca liczne akcje sabotażowe. Liczyła od 500 do 1000 członków.
Landser – niemieckie określenie żołnierza frontowego.
LO – Landelijke Organisatie voor Hulp aan Onderduikers (Krajowa Organizacja Pomocy dla Nurków) pomagała osobom ukrywającym się, zwanym nurkami, dostarczając im fałszywe albo kradzione kartki żywnościowe oraz pomagając im się wydostać z Holandii. Żydzi, zestrzeleni lotnicy alianccy oraz członkowie ruchu oporu ukrywający się przed Niemcami uciekali przez Belgię i Francję do Hiszpanii.
MI9 – Sekcja 9 Brytyjskiego Wywiadu Wojskowego organizująca ucieczki jeńców wojennych oraz żołnierzy, którzy się znaleźli za linią wroga.
Micks – używane przez gwardzistów określenie żołnierzy Gwardii Irlandzkiej.
Moffen – pogardliwe holenderskie określenie Niemców, odpowiednik polskiego „szkop” albo „fryc”.
Nebelwerfer – sześciolufowy moździerz, który przy odpalaniu salwy pocisków wydawał charakterystyczny jękliwy dźwięk. Z tego powodu Brytyjczycy nazywali go „moaning Minnie” albo „screaming Meenie”, Amerykanie zaś używali określenia „screaming Meemie”.
NSB – Nationaal-Socialistische Beweging (Narodowosocjalistyczny Ruch Holenderski).
Oberst i.G. – Oberst im Generalstab, pułkownik w sztabie generalnym.
OD – Orde Dienst, organizacja, której celem było przygotowanie powrotu holenderskiego rządu z Londynu do kraju po wyzwoleniu Holandii. Jej struktury opierały się na urzędnikach administracji cywilnej i wojskowej z 1940 roku, a do zadań należało zbieranie informacji wywiadowczych i utrzymywanie porządku w okresie interregnum. Wywiadowczym ramieniem OD było GDN (Geheim Dienst Nederland). Na przykład w Eindhoven GDN zorganizowało swoją siedzibę w miejscowym muzeum, tam bowiem częste wizyty informatorów nie rzucały się w oczy.
PAN – Partisanen Actie Nederland, kolejna grupa ruchu oporu niezależna od KP, szczególnie aktywna w Eindhoven i okolicznych miejscowościach od marca 1944 roku. W razie potrzeby mogła zmobilizować do akcji nawet sześciuset młodych mężczyzn.
PIAT – Projector Infantry Anti-Tank, granatnik przeciwpancerny, brytyjski odpowiednik bazooki o zasięgu nieco ponad stu metrów, wyposażony w zamek ze sprężyną powrotną.
polder – sztucznie osuszony, zwykle depresyjny teren uprawny otoczony groblami.
Reichsarbeitsdienst (RAD) – organizacja przystosowania obywatelskiego i wojskowego młodzieży.
tygrys królewski – siedemdziesięciodwutonowy czołg PzKpfw VI Tiger II, potocznie nazywany Königstiger, co w języku niemieckim oznacza tygrysa bengalskiego, w innych językach przyjęło się jednak błędne dosłowne tłumaczenie „tygrys królewski”.
RVV – Raad van Verzet (Rada Oporu) pomagała osobom ukrywającym się przed Niemcami (nurkom) i przeprowadzała akty sabotażu. Podczas operacji Market Garden rząd holenderski na uchodźstwie w Londynie powierzył Radzie Oporu zadanie zorganizowania strajku kolejowego, który tak rozwścieczył Niemców.
SD Sicherheitsdienst des Reichsführers-SS (Służba Bezpieczeństwa Reichsführera SS) – służba wywiadowcza i kontrwywiadowcza SS; podczas wojny była częścią Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy obok tajnej policji gestapo i kilku podobnych instytucji.
AAMH Archief Airborne Museum Hartenstein, Oosterbeek
AHB Air Historical Branch, RAF, Ministry of Defence, Northwood
ALDS ‘Arnheim, der letzte deutsche Sieg’, Generaloberst Kurt Student, Der Frontsoldat erzählt, no. 5, 1952
BArch-MA Bundesarchiv-Militärarchiv, Freiburg-im-Breisgau
CBHC Chester B. Hansen Collection, USAMHI
CBW Centralna Biblioteka Wojskowa, Warszawa
CRCP Cornelius Ryan Collection of World War II Papers, Mahn Center for Archives and Special Collections, Ohio University, Athens, Ohio
CSDIC Combined Services Detailed Interrogation Centre, dokumenty w zbiorach The National Archives, Kew, Londyn
DDEP Dwight David Eisenhower Papers, DDE Presidential Library, Abilene, Kansas
EC-UNO Eisenhower Center, World War II Archives and Oral History Collection, University of New Orleans, dzięki uprzejmości National WW II Museum, New Orleans, Luizjana
FCPP Forrest C. Pogue Papers, OCMH, USAMHI
FLPP Floyd Lavinius Parks Papers (Diary chief of staff First Allied Airborne Army), USAMHI
FMS Foreign Military Studies, USAMHI
GAA Gelders Archief Arnhem
GA-CB Gelders Archief-Collectie Boeree, kolekcja dokumentów pułkownika Theodora A. Boeree’a
HKNTW L. de Jong, Het Koninkrijk der Nederlanden in de tweede Wereldoorlog, vol. 10a: Het laatste jaar, Amsterdam 1980 (Oficjalna historia Holandii)
HvdV Hendrika van der Vlist, Die dag in september, Bussum 1975
IWM Imperial War Museum, Londyn
JMGP James M. Gavin Papers, USAMHI
KTB Kriegstagebuch (Pamiętnik wojenny)
LHCMA Liddell Hart Centre of Military Archives, King’s College, Londyn
MPRAF Museum of the Parachute Regiment and Airborne Forces, Duxford, Cambridgeshire
NARA National Archives II, College Park, Maryland
NBMG Nationaal Bevrijdingsmuseum Groesbeek
NIOD Nederlands Instituut voor Oorlogsdocumentatie, Amsterdam
OCMH Office of the Chief of Military History
PISM Instytut Polski i Muzeum im. gen. Sikorskiego (Polish Institute and Sikorski Museum), Londyn
PPThe Patton Papers, pod red. Martina Blumensona, New York 1974
PUMST Studium Polski Podziemnej (Polish Underground Movement Study Trust), Londyn
RAN Regionaal Archief Nijmegen
RHCE Regionaal Historisch Centrum Eindhoven
RvOD Rijksinstituut voor Oorlogsdocumentatie, Het proces Rauter, Ministerie van Onderwijs, Kunsten en Wetenschappen, ’s-Gravenhage 1952
TNA The National Archives (dawniej the Public Record Office), Kew
USAMHI US Army Military History Institute, Carlisle, Pensylwania
WLB-SS Württembergische Landesbibliothek, Sammlung Sterz, Stuttgart
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Niedziela 27 sierpnia 1944 roku upływała w Normandii przy prawdziwie letniej pogodzie. Z boiska w położonej na południowy zachód od Evreux miejscowości Saint-Symphorien-les-Bruyères dobiegały rozleniwiające odgłosy meczu krykieta. Pod gruszami w pobliskim sadzie stały shermany świeżo naprawione i dozbrojone po bitwie pod Falaise, kulminacyjnym punkcie walk o Normandię. Kije, piłki, ochraniacze i słupki trafiły do Francji przemycone na jednej z ciężarówek dostawczych. „Nikt nam nie zarzuci, żeśmy się nie przygotowali do inwazji na kontynent” – napisał jeden z zawodników drużyny krykietowej[1].
Pułk Sherwood Rangers Yeomanry, do którego te czołgi należały, miał ponoć zagwarantowane dwadzieścia cztery godziny na przygotowanie do wymarszu, ale zaraz po lunchu przyszedł rozkaz, że mają wyruszać za godzinę. Siedemdziesiąt minut później maszyny toczyły się już po drodze prowadzącej w kierunku Sekwany, którą pierwsza brytyjska formacja, 43 Dywizja Piechoty Wessex, przekroczyła dzień wcześniej pod Vernon. Brytyjczycy byli zazdrośni, że amerykańska 3 Armia generała George’a Pattona pokonała ich w wyścigu do Sekwany o sześć dni.
29 sierpnia wojska alianckie, liczące teraz prawie milion ludzi, opuściły przyczółki zajęte na wschód od Sekwany. Po zwycięstwie aliantów w bitwie o Normandię armia niemiecka chaotycznie się wycofywała. „Wzdłuż głównych tras zaopatrzenia widać skutki naszych działań z powietrza – zapisał w dzienniku amerykański oficer. − Zniszczone od bomb i ostrzału z powietrza ciężarówki rdzewieją porzucone na poboczu. Gdzieniegdzie widać napęczniałe jak rozdęte martwe krowy poczerniałe od ognia kanistry, a na torach sterty zniszczonych ładunków i powyginanych stalowych ram z rozsadzonych wagonów” [2].
Dla brytyjskiej kawalerii pancernej pościg dopiero się zaczynał. Generał porucznik Brian Horrocks, dowódca XXX Korpusu, niecierpliwie czekał w wieżyczce swojego czołgu, aż nadejdzie jego kolej. „Taki rodzaj działań wojennych bardzo mi odpowiadał – napisał później. – Zresztą komu by nie odpowiadał?”. Ponad sześćset czołgów – shermanów, churchillów i cromwellów – Dywizji Pancernej Gwardii, 11 Dywizji Pancernej oraz 8 Brygady Pancernej rzuconych na front o szerokości osiemdziesięciu kilometrów „wycinało korytarze na tyłach wroga niczym kombajn jadący przez pole kukurydzy” – dodał[3].
Na terenach między Sekwaną a Sommą ciągnęły się „otwarte pofałdowane pola uprawne bez żywopłotów i bez dobrych dróg”[4]. Typowe dla normandzkich bocage[5] pastwiska niebezpiecznie pocięte rzędami drzew oraz drogi biegnące między wzgórzami mieli już za sobą. Żołnierze pułku Sherwood Rangers przemieszczali się w swojej najstarszej formacji pustynnej wypracowanej podczas kampanii północnoafrykańskiej: na przedzie rozciągnięty szwadron shermanów, tuż za nim dowództwo pułku, a na skrzydłach pozostałe dwa szwadrony. „Jazda z pełną prędkością po twardym, otwartym terenie oraz świadomość, że uciekają przed nami Niemcy, mówiąc najdelikatniej, upajały i wszyscy mieli doskonałe nastroje. Można by odnieść wrażenie, że braliśmy udział w terenowym biegu z przeszkodami”[6].
Witano ich biciem w dzwony. Niemal każdy dom był przystrojony we francuskie barwy narodowe. Mieszkańcy – szczęśliwi, że uniknęli zniszczenia, które spotkało Normandię – fetowali ich butelkami wina albo owocami. Nieogoleni członkowie Résistance, rozpoznawalni po opaskach na ramieniu, wskakiwali na pierwszy w szyku pojazd, żeby wskazywać drogę. Jadący w ciężkim samochodzie pancernym staghound oficer sztabowy Dywizji Pancernej Gwardii zwrócił uwagę na „zbieraninę najróżniejszych pistoletów i karabinów, którymi [członkowie ruchu oporu] wymachiwali z większym zapałem niż wprawą”[7].
Od czasu do czasu któremuś z czołgów kończyło się paliwo. Stał wtedy unieruchomiony na skraju drogi, dopóki nie nadjechała jedna z trzytonowych ciężarówek transportowych. Kanistry z ropą rzucano członkom załogi czołgu stojącym na pancerzu nad przedziałem silnikowym. Dochodziło też czasem do krótkich, ostrych walk, gdy jakaś grupka Niemców, która dała się wyprzedzić, odmawiała kapitulacji. Czyszczenie takich gniazd oporu nazywano odwszawianiem[8].
Po południu 30 sierpnia Horrocks uznał, że nie posuwają się naprzód dostatecznie szybko. Rozkazał generałowi majorowi „Pipowi” Robersowi, żeby pod osłoną nocy poprowadził swoją 11 Dywizję Pancerną do Amiens i jeszcze przed świtem zdobył miasto, przejmując kontrolę nad mostami przez Sommę. Czołgiści zasypiali ze zmęczenia, ale zdołali dojechać do celu, a o pierwszym brzasku trzytonowe ciężarówki dowiozły brygadę piechoty, która obsadziła Amiens. Niedługo po nich przybył sam Horrocks, żeby pogratulować Robertsowi sukcesu. Roberts zameldował dowódcy korpusu o przebiegu operacji, po czym zwrócił się do niego słowami: „Przygotowałem niespodziankę, panie generale”[9]. Wprowadzono niemieckiego oficera w czarnym mundurze pancerniaka. Był nieogolony, na twarzy miał bliznę po odniesionej podczas I wojny światowej ranie, która pozbawiła go większej części nosa. Horrocks zanotował później, że Roberts „wyglądał zupełnie jak dumny farmer oprowadzający swojego najlepszego byka”[10]. Jego trofeum był generał wojsk pancernych Heinrich Eberbach, dowódca 7 Armii, którego atak zaskoczył w łóżku.
Nazajutrz, 1 września przypadała piąta rocznica niemieckiej inwazji na Polskę, od czego się zaczęła wojna w Europie. Ciekawym zbiegiem okoliczności dowódcy obydwu grup wojsk sprzymierzonych w Normandii pozowali tego dnia do portretu. Pławiący się w blasku zwycięstwa po triumfalnym marszu generała George’a C. Pattona do Sekwany generał Omar N. Bradley siedział w swojej kwaterze niedaleko Chartres przed malarką Cathleen Mann, żoną markiza Queensberry. W ten piękny dzień mogli się przy tym delektować chłodnymi napojami. Dowódca naczelny generał Dwight D. Eisenhower niedawno przesłał Bradleyowi lodówkę, do której dołączył następującą wiadomość: „Niech to szlag, znudziło mi się już picie ciepłej whisky w Pańskiej kwaterze”[11].
Marszałek polny sir Bernard Montgomery, ubrany jak zwykle w szary golf, czarne sztruksowe spodnie i beret z dwiema oznakami, pozował szkockiemu portreciście Jamesowi Gunnowi. Sztab i przyczepa mieszkalna Montgomery’ego znajdowały się na terenie parku przy Château de Dangu, w połowie drogi między Rouen i Paryżem. Mimo licznych gratulacji, które tego ranka otrzymał z okazji awansu na stopień marszałka, Montgomery był w tak złym nastroju, że odmówił spotkania ze swoim gospodarzem, diukiem Dangu i członkami miejscowego ruchu oporu. Nadzieje Montgomery’ego na dowodzenie wspólną ofensywą w północnych Niemczech się rozwiały, ponieważ Eisenhower zastępował go na stanowisku głównodowodzącego wojsk lądowych. Bradley przestał więc być jego podkomendnym i stał się mu równy rangą. W opinii Montgomery’ego Eisenhower odsuwał w czasie zwycięstwo, odmawiając skoncentrowania wojsk[12].
Wyższych oficerów amerykańskich z kolei o wiele bardziej irytował awans Montgomery’ego, który został pięciogwiazdkowym generałem, podczas gdy jego przełożony Eisenhower nadal miał tylko cztery gwiazdki. Patton, podchodzący już wraz ze swoimi oddziałami pod Verdun na północy Francji, tego dnia napisał do żony: „Cała ta sprawa marszałka polnego wzbudziła nasz niesmak, mój i Bradleya”[13]. Nawet kilku wyższych oficerów armii brytyjskiej było zdania, że Winston Churchill popełnił błąd, rzucając angielskim dziennikarzom ten ochłap dla zakamuflowania rzeczywistej degradacji Montgomery’ego. Admirał Bertram Ramsay, dowódca floty alianckiej, zapisał w dzienniku: „Monty został marszałkiem polnym. To zadziwiające i nie potrafię wyrazić, jak tego żałuję. Zakładam, że Premier zrobił to z własnej inicjatywy. Cholernie głupie posunięcie i z całą pewnością obraźliwe dla Eisenhowera i Amerykanów”[14].
Następnego dnia, w sobotę 2 września, Patton, Eisenhower i generał porucznik Courtney H. Hodges, dowódca amerykańskiej 1 Armii, spotkali się u Bradleya w sztabie 12 Grupy Armii. Lady Queensbury zdążyła już na szczęście odłożyć pędzle. Według adiutanta Bradleya Hodges był „w schludnym jak zawsze mundurze polowym”, Patton zaś „wypadł tandetnie z mosiężnymi guzikami i wielkim samochodem”[15]. Zebrali się, żeby przedyskutować strategię i problemy z zaopatrzeniem. Nadspodziewanie szybki postęp wojsk oznaczał, że wyczerpywały się możliwości floty transportowej, nawet tak wielkiej jak amerykańska. Tamtego ranka Patton błagał Bradleya: „Daj mi 1 500 000 litrów paliwa, a dowiozę cię do Niemiec w dwa dni”[16].
Bradley okazywał zrozumienie. Tak bardzo mu zależało, aby wszystkie dostępne samoloty kontynuowały dostawy dla 3 Armii Pattona, że mając na uwadze przyśpieszenie tempa marszu, sprzeciwił się planom zrzutów wyprzedzających. Patton, który chciał „przejść przez Linię Zygfryda jak gówno przez gęś”[17], i tak już przekupywał pilotów transportowych skrzynkami szabrowanego szampana, to jednak się okazało niewystarczające. Eisenhower nie ustąpił. Jemu też wiercił dziurę w brzuchu Montgomery, domagając się dużych dostaw, które umożliwiłyby przygotowanie decydującego ataku na północy.
Sojusznicza dyplomacja wymagała, żeby dowódca naczelny równoważył sprzeczne żądania dwóch grup armii z nadludzką niemal sprawnością. Doprowadziło to Eisenhowera do przyjęcia „strategii szerokiego frontu”, która nie satysfakcjonowała żadnego z dowódców[18]. Szef sztabu Eisenhowera generał porucznik Walter Bedell Smith już po wojnie skomentował problemy z Montgomerym i Bradleyem. „To zadziwiające, jak dobrzy dowódcy sami siebie kompromitują, gdy mają publiczność, dla której muszą grać. Stają się primadonnami”[19]. Nawet skromny z pozoru Bradley „uznał, że ma publiczność, i sprawił nam trochę kłopotu”[20].
Eisenhower nie zdołał pogodzić konkurencyjnych strategii Montgomery’ego i Bradleya. Trudną sytuację skomplikował jeszcze wypadek. Po opuszczeniu siedziby dowództwa 12 Grupy Armii udał się w podróż powrotną do własnego sztabu, który urządził w Granville nad atlantyckim wybrzeżem Normandii. Wybór miejsca tak daleko za przesuwającą się szybko do przodu linią frontu był poważnym błędem. Jak wskazał Bradley, Einsenhower mógłby się lepiej z nimi komunikować, gdyby został w Londynie. Pod koniec lotu do Granville lekki samolot doznał awarii silnika i pilot musiał lądować na plaży. Eisenhower, który miał już chore jedno kolano, uszkodził sobie teraz drugie, pomagając odwrócić samolot na piasku. Tuż przed zaplanowanym spotkaniem Bradleya i Montgomery’ego zagipsowano mu nogę i kazano leżeć. Pozostał unieruchomiony przez cały tydzień, a czas ten miał się okazać kluczowy.
Także 2 września, a więc tego samego dnia, Horrocks przybył wieczorem do sztabu Dywizji Pancernej Gwardii w Douai. Był sfrustrowany, ponieważ musiał wstrzymać pochód swoich oddziałów ze względu na planowany zrzut w Tournai, który jednak w ostatniej chwili został odwołany z powodu złej pogody, a także ze względu na to, że amerykański XIX Korpus dotarł już w rejon planowanego zrzutu. Z teatralnym patosem oznajmił zwołanym do sztabu oficerom Dywizji Pancernej Gwardii, że ich celem na następny dzień jest odległa o nieco ponad sto kilometrów Bruksela. Bezgłośnie krzyknęli z zaskoczenia i zachwytu. Horrocks rozkazał także, aby dowodzona przez Robertsa 11 Dywizja Pancerna w ramach operacji Sabot ruszyła prosto do Antwerpii i zajęła port.
Walijskich Gwardzistów poprzedzały pojazdy opancerzone 2 Pułku Kawalerii Household z prawej strony oraz grupa Grenadierów Gwardii z lewej, tak więc „pokusa rywalizacji była zbyt silna, żeby ją odeprzeć, i nic nie mogło nas powstrzymać tamtego dnia”[21], jak zanotował jeden z oficerów. Robiono zakłady, kto pierwszy dotrze do Brukseli. „Les jeux sont faits – rien ne va plus!”[22] – rozbrzmiewały okrzyki, gdy obydwa kontyngenty wyruszały o szóstej rano. Żołnierze Gwardii Irlandzkiej jako rezerwa ruszyli ich śladem kilka godzin później. „To była nasza najdłuższa trasa, sto trzydzieści dwa kilometry w trzynaście godzin”[23] – zanotował żołnierz 2 Batalionu Pancernego w dzienniku wojennym. Ale dla niektórych jednostek nie był to tylko sportowy wyścig. W zaciekłej walce z grupą SS grenadierzy stracili ponad dwudziestu ludzi.
Wieczorem zaskoczeni mieszkańcy stolicy Belgii zgotowali Dywizji Pancernej Gwardii przyjęcie gorętsze niż paryżanie po wyzwoleniu stolicy Francji. „Największym problemem były napierające na nas tłumy” – zanotował żołnierz kawalerii pancernej co chwila zatrzymywanej przez gruby na kilkanaście osób szpaler rozentuzjazmowanych Belgów śpiewających Tipperary i układających palce w literę V na znak zwycięstwa. „Kolejnym powszechnym nawykiem wyzwolonych jest pisanie powitalnych wiadomości na pancerzach pojazdów, które powoli się przedzierają przez tłum. Wystarczy się zatrzymać, a natychmiast otoczą pojazd, kładąc na nim owoce i kwiaty oraz częstując winem”[24]. Pancerniacy z Pułku Kawalerii Household i Gwardii Walijskiej „wygrali wyścig o włos”, choć nie poszło łatwo, ponieważ ilekroć się zatrzymywali, żeby zapytać o drogę, byli wyciągani z pojazdów i obcałowywani przez przedstawicieli obydwu płci”.
Niemieckie jednostki nadal kontrolowały lotnisko na przedmieściach stolicy i „wystrzeliły stamtąd pięć serii o dużej sile wybuchu”[25] do Ogrodów Pałacowych, w których generał major Alan Adair organizował swoje stanowisko dowodzenia. Wojska brytyjskie zyskały cenną pomoc od Armée Blanche belgijskiego ruchu oporu, której „współpraca okazała się nieoceniona przy wyłapywaniu wielu zabłąkanych Niemców próbujących uciekać”[26]. Cywile w przerwach między obcałowywaniem swoich wyzwolicieli syczeli i buczeli na widok każdego niemieckiego jeńca, a niektórych też kopali.
Wielu brytyjskich żołnierzy uderzył kontrast z Normandią, gdzie mieszkańcy witali ich zdawkowo, stojąc na ruinach miast i wiosek zniszczonych podczas działań. „Ludzie byli lepiej ubrani, a ubrania bardziej zróżnicowane – zanotował jeden z oficerów. – Wyglądali czyściej i zdrowiej, podczas gdy we Francji miałem wrażenie, że wszyscy są zmęczeni i niechlujni”[27]. Ale pozory dobrobytu mogły być mylące. Niemieccy okupanci rekwirowali żywność, węgiel i inne surowce, a ponad pół miliona Belgów zostało wywiezionych do pracy przymusowej w niemieckich fabrykach. Tyle że Belgia przynajmniej skorzystała na błyskawicznym przemarszu wojsk alianckich, który zapobiegł zniszczeniom wskutek walk, szabrowi uciekającego Wehrmachtu i typowej dla niego taktyce spalonej ziemi. Na południowym zachodzie jednak brawurowe ataki belgijskiego ruchu oporu na wycofujące się oddziały Niemców doprowadziły do działań odwetowych podejmowanych zwłaszcza przez oddziały SS, które nie przebierały w środkach.
Niemcy byli wstrząśnięci wielkim postępem wojsk alianckich tego dnia. Pewien podoficer zapisał w dzienniku, że „to zdarzenie przekracza wszelkie oczekiwania i obliczenia, przyćmiewając nawet nasz «Blitzkrieg» z lata 1940 roku”[28]. Oberstleutnant Fullriede zanotował rozmowę oficerów w barakach. „No to już po froncie zachodnim: wróg dotarł do Belgii i jest na granicy niemieckiej. Rumunia, Bułgaria, Słowacja i Findlandia proszą o pokój. Powtarza się 1918 rok”[29]. Jeszcze inni odpowiedzialnością za niepowodzenie obarczali głównego sojusznika. „Włosi ponoszą największą winę”[30] – pisał w liście do domu podoficer Oskar Siegl. Niektórzy twierdzili, że Niemcy zostały zdradzone przez Włochy i porównywali tę zdradę do zachowania Austrii wobec Niemiec pod koniec I wojny światowej. W niektórych wypadkach prowadziło to do zdziwienia i użalania się nad sobą. „My, Niemcy, mamy w świecie tylko wrogów i trzeba zapytać, dlaczego wszyscy tak nas nienawidzą. Nie ma kraju, w którym chcieliby nas znać”[31].
Także alianccy generałowie dopatrywali się analogii do wydarzeń z końca I wojny światowej. Optymizm był tak wielki, że sztab 12 Grupy Armii Bradleya zamówił niemal dwadzieścia pięć ton map „na potrzeby operacji w Niemczech”[32]. Adiutant Bradleya major Chester B. Hansen zauważył, że „ludzie chodzili podekscytowani jak uczniak na dzień przed szkolną potańcówką”[33]. W sztabie 12 Grupy Armii „wszystko, o czym teraz mówimy, jest opatrywane dopowiedzeniem »jeśli do tego czasu wojna się nie skończy«”[34].
Dowódcy całkowicie błędnie zinterpretowali konsekwencje próby zamachu na Hitlera, którą 20 lipca podjął Oberst Claus Schenk von Stauffenberg. Przyjęli, że akcja ta dała początek dezintegracji armii niemieckiej, gdy tymczasem zakończony niepowodzeniem zamach miał konsekwencje odwrotne. Partia nazistowska i SS przejęły pełną kontrolę nad wojskiem, a generalicja i wszystkie ugrupowania armii zmuszono, by za Führera walczyły do ostatniego tchu.
Rankiem 3 września, gdy szpice wojsk alianckich wyruszały do natarcia na Antwerpię, Brukselę i Maastricht, generałowie Bradley i Hodges polecieli do sztabu 2 Armii Brytyjskiej dowodzonej przez generała porucznika Milesa Dempseya, aby omówić z Montgomerym „przyszłe operacje w Zagłębiu Ruhry”[35]. Oprócz Eisenhowera, który przykuty do łóżka został w Granville, nieobecny na tym spotkaniu był też generał Henry Crerar, dowódca 1 Armii Kanadyjskiej. Ten został w Dieppe, żeby wziąć udział w paradzie upamiętniającej jego rodaków zabitych w tragicznym desancie z sierpnia 1942 roku. Crerar wskazałby zapewne na trudności związane z przejęciem portów oraz walką z niemiecką 15 Armią, która wycofała się z Pas de Calais i zajęła pozycje na południe od Antwerpii przy ujściu Skaldy. Port w Antwerpii był także istotny w każdym scenariuszu wejścia do Niemiec przez Ren, ale Montgomery i Bradley kurczowo się trzymali każdy swojego planu: Brytyjczycy idą na północ, a Amerykanie na wschód.
Tej narady nie protokołowano i Bradley doszedł później do przekonania, że Montgomery celowo wprowadził go w błąd. Bradley stwierdził, że planowane na następny dzień zrzuty na mosty przez Mozę w rejonie Liège należy odwołać. Montgomery z pozoru się na to zgodził. „Obydwaj bierzemy pod uwagę, że całej dostępnej floty powietrznej należy użyć do transportu, żebyśmy mogli zachować impet natarcia” – powiedział następnie marszałek[36]. Mimo to jeszcze tego samego popołudnia o szesnastej Montgomery rozkazał swojemu szefowi sztabu, żeby zlecił 1 Alianckiej Armii Powietrznodesantowej w Anglii prace nad innym, znacznie ambitniejszym planem. Jego najnowszy pomysł zakładał przechwycenie mostów między „Wesel a Arnhem”[37], co umożliwiłoby przeprawienie jego 21 Grupy Armii przez Ren na północ od Ruhry. Montgomery najwyraźniej liczył na to, że jeśli jako pierwszy utworzy przyczółek za Renem, Eisenhower będzie musiał dać mu większość dostaw i wesprzeć go formacjami amerykańskimi.
Wielka szkoda, że Eisenhower nie uczestniczył w tej naradzie. Bradley był wściekły, gdy odkrył, że Montgomery nie tylko nie dotrzymał ustaleń, które poczynili podczas tego spotkania, ale nawet go o swojej decyzji nie poinformował. Montgomery nie chciał przyznać tego, co zrozumieli już niemal wszyscy starsi oficerowie brytyjscy: Wielka Brytania była teraz słabszym partnerem, ponieważ to Amerykanie zapewniali większość wojska, a także gros sprzętu oraz ropy. Przekonanie, że Wielka Brytania nadal jest pierwszą potęgą wojskową, desperacko lansował Churchill, choć w głębi serca wiedział, że to nieprawda. Można by nawet argumentować, że to właśnie we wrześniu 1944 roku zaczęto powielać funkcjonujący do dziś szkodliwy stereotyp kraju walczącego z przeciwnikiem z wyższej kategorii wagowej.
[1] S. Hills, By Tank into Normandy, London 2003, s. 148.
[2] CBHC, Pole 4, Folder 13.
[3] B. Horrocks, A Full Life, London 1960, s. 195.
[4] S. Hills, op. cit., s. 148.
[5]Bocage – typowy dla Półwyspu Normandzkiego krajobraz, w którym na przemian występują niewielkie tereny uprawne, łąki i zagajniki – przyp. tłum.
[6] S. Hills, op. cit., s. 148.
[7] TNA WO 171/837.
[8]Ibidem.
[9] B. Horrocks, A Full Life, op. cit., s. 148.
[10]Ibidem.
[11] CBHC, Pole 14, Folder 13.
[12] N. Hamilton, Monty: the Field Marshal 1944–1976, London 1986, s. 8–14.
[13]The Patton Papers 1940–1945, ed. by M. Blumenson, New York 1996, s. 535.
[14]The Year of D-Day: The 1944 Diary of Admiral Sir Bertram Ramsay, ed. by R.W. Love, J. Major, Hull 1994, s. 129.
[15] CBHC, Pole 4, Folder 13.
[16]Ibidem.
[17]The Patton Papers 1940–1945, op. cit., s. 539.
[18] Eisenhowerowska strategia szerokiego frontu została przyjęta z ulgą przez niemieckie naczelne dowództwo OKW. Pewien oficer sztabowy zanotował: „Z punktu widzenia niemieckich koncepcji pozostawało tajemnicą, dlaczego nieprzyjacielowi nie udało się zmasować jednostek w jednym punkcie, żeby wykorzystać przewagę siły (…) Zamiast tego dowódcy nieprzyjacielscy wyświadczyli Niemcom przysługę, wachlarzowo rozpraszając swoje jednostki wzdłuż całego frontu”.
[19] Wywiad z Bedellem Smithem przeprowadzony 13 maja 1947 roku przez Forresta C. Pogue’a. Wywiady OCMH na temat II wojny światowej, USAMHI.
[20]Ibidem.
[21] TNA WO 171/837.
[22]Ibidem. Franc: „Zakłady są gotowe, koniec obstawiania”, formuły wypowiadane przez krupiera – przyp. tłum.
[23] TNA WO 171/1256.
[24] TNA WO 171/937.
[25] TNA WO 171/837.
[26]Ibidem.
[27] Mjr Edward Eliot, 2 Batalion Glasgow Highlanders, IWM 99/61/1.
[28] Podof. Heinrich Voigtel, 3.9.44, Stab/Beob.Abt. 71, 59. 160A, WLB–SS.
[29] Dziennik Fullriede’a, 2.9.44, BArch-MA MSG2 1948,1; także RAN 80/328.
[30] Oskar Siegl, 6.9.44, Feldpostprüfstellen 1944, BArch-MA RH13/49, 62.
[31] A. Schindler, Reichenberg, 10.9.44, Feldpostprüfstellen 1944, BArch-MA RH13/49, 65.
[32] Raymond G. Moses Collection, USAMHI.
[33] USAMHI, CBHC, Pole 41.
[34] USAMHI, CBHC, Pole 3, Folder 13.
[35] USAMHI, CBHC, Pole 42, S–2.
[36]Monty the Field Marshal, op. cit, s. 18.
[37]Ibidem, s. 22.
ROZDZIAŁ DRUGI
Wponiedziałek 4 września, drugiego dnia świętowania w Brukseli, królowa Holandii Wilhelmina wygłosiła w Londynie transmitowane przez radio orędzie: „Rodacy! Wiecie, że nadchodzi nasze wyzwolenie. Chcę wam przekazać, że mianowałam księcia Bernharda dowódcą wojsk holenderskich walczących pod naczelnym dowództwem generała Eisenhowera. Książę Bernhard obejmie komendę nad zbrojnym ruchem oporu. Zobaczymy się niebawem. Wilhelmina”[38].
Wycofywanie się wojsk niemieckich przez Holandię w kierunku Rzeszy rozpoczęło się 1 września i osiągnęło kulminację po czterech dobach, w dniu, który miał zostać zapamiętany jako Dolle Dinsdag, czyli wariacki wtorek[39]. Pojawiła się plotka, że armia Montgomery’ego stanęła na granicy, a wieczorem 4 września holenderska sekcja radia BBC podała błędny komunikat, że wojska sprzymierzone dotarły już do Bredy i Roermondu. Następnego ranka mieszkańcy Amsterdamu wyszli na ulicę, spodziewając się powitać alianckie czołgi.
Wojsko w odwrocie to niemal zawsze przykry widok, ale obszarpańcy ciągnący od strony Francji i Belgii wywoływali niezwykłe rozradowanie, a także pogardę i szyderczy śmiech Holendrów tak arogancko upokarzanych w czasie okupacji. „Nigdy wcześniej nie cieszyliśmy się tak bardzo jak na widok chaotycznego odwrotu tej wielkiej niegdyś armii” – napisała mieszkanka Eindhoven. Niektórzy Niemcy wcieleni do zaimprowizowanych jednostek, jak marynarze Kriegsmarine uformowani w Schiffs-Stamm-Abteilungen, szli mozolnie od wybrzeża Atlantyku. Inni jechali w autach, które rekwirowali jak popadnie, biorąc nawet stare citroeny wyposażone jeszcze w stopień i ciężarówki na gaz drzewny z dużymi gazogeneratorami[40].
Widowisko, które w mieszkańcach wyzwalanych terenów wzbudziło taką radość i fascynację, zdawało się potwierdzać wrażenie totalnej klęski. Holendrzy wystawiali na ulice krzesła, żeby je oglądać. Do niedawna niezwyciężony, zmechanizowany Wehrmacht, który z taką łatwością pokonał ich kraj w 1940 roku, zamienił się teraz w armię złodziei wszystkich dostępnych środków transportu, jakie można sobie wyobrazić, zwłaszcza rowerów.
Przed wojną były w Holandii cztery miliony rowerów, o połowę mniej niż mieszkańców. Na początku lipca 1942 roku Wehrmacht zarekwirował 50 000, a teraz kolejne tysiące, prowadzone przez żołnierzy, wiozły do Niemiec wojenny ekwipunek i łupy. Brakowało gumy na opony, a na drewnianych obręczach kół ciężko się pedałowało. Dowódcy ruchu oporu potrzebowali rowerów dla swoich łączników, a zwykłe rodziny bez rowerów nie mogły się zaopatrywać w żywność w gospodarstwach wiejskich.
Opon nie miała też większość samochodów zrabowanych przez Niemców we Francji i Belgii. Gołe felgi hałasowały tak, że wszyscy się krzywili ze wstrętem. Tymi samochodami przeważnie podróżowali oficerowie. Jeden ze świadków w Eindhoven zapisał: „Niektóre z aut wiozły też kobiety – te, które się zadawały z Niemcami”[41]. Te Francuzki, Belgijki i Holenderki, prawdopodobnie winne collaboration horizontale[42], chciały zapewne uniknąć losu, jaki czekał je w domu. Także w Arnhem neurolog Louis van Erp widział kilku niemieckich oficerów „z kobietami na kolanach, Niemkami, ale też Francuzkami”[43]. Oficerowie wymachiwali butelkami koniaku. W niektórych miastach ten dzień nazywano koniakowym wtorkiem[44]. Niemieccy żołnierze usiłowali sprzedawać butelki alkoholu i inne łupy. Zaledwie kilku Holendrów zdecydowało się kupić oferowane po okazyjnych cenach maszyny do szycia, aparaty fotograficzne, zegarki, tekstylia albo uwięzione w klatkach ptaki, które i tak nie miały większych szans na przeżycie podróży.
Niektóre samochody należały do sympatyzujących z Niemcami Holendrów z NSB, Nationaal-Socialistische Beweging. Wiedzieli oni, że w leżącej na południu Holandii Brabancji bez ochrony Niemców nie będą bezpieczni. Wśród uciekinierów chcących uniknąć zemsty znaleźli się kolaboranci z Francji oraz arcykatoliccy, pronazistowscy reksiści z Belgii. Lojalni poddani korony Niderlandów nazywali członków NSB złymi Holendrami lub czarnymi kamratami i uznawali ich za gorszych od Niemców[45]. „Postawa Holendrów wobec członków NSB pozostaje całkowicie negatywna – meldował z Utrechtu niemiecki oficer. – Panuje pogląd, że lepszych dziesięciu Niemców od jednego rodaka narodowego socjalisty, a ponieważ powszechnie się tutaj odrzuca wszystko, co niemieckie, to naprawdę o czymś świadczy”[46].
Wśród uciekających aut rzadziej widziało się omnibusy i sanitarki Czerwonego Krzyża, które wbrew wszelkim prawom wojennym przewoziły uzbrojone oddziały. Niemieccy żołnierze jechali na zarekwirowanych chłopom wozach konnych wyładowanych drewnianymi klatkami pełnymi kur i gęsi oraz na ciężarówkach z kradzionymi owcami i świniami. Ktoś zauważył dwa woły zataczające się w autobusie, a pewna zakonnica wypatrzyła przewożoną w ambulansie krowę. Widok żywności bezwstydnie kradzionej mieszkańcom okupowanego kraju wywoływał gorzki uśmiech. Od czasu do czasu migały Holendrom przed oczami także wozy strażackie, a nawet jeden karawan z zakurzonymi strusimi piórami na dachu. Wojskowe pojazdy Wehrmachtu miały do przednich zderzaków przywiązane gałęzie sosnowe, żeby zmiatać sprzed kół gwoździe i szpikulce rozrzucane na drogach przez członków ruchu oporu.
Wycieńczeni piechurzy, których Holendrzy określali pogardliwym mianem moffen, szli obszarpani, zarośnięci i czarni od brudu[47]. Kontrast między nimi a rozpartymi w samochodach oficerami wywołał sensację, gdy ponura kawalkada przekroczyła granicę Rzeszy. Zaczęły krążyć najdziwniejsze plotki i czarne dowcipy. Pewien gefreiter przeczytał w liście od swojej rodziny: „Wczoraj wieczorem ludzie mówili, że w Kaiserlautern sam Führer dokonywał przeglądu samochodów”[48]. Cywilom nie podobały się też przywileje, którymi się cieszyli oficerowie, a także sposób, w jaki traktowali szeregowych żołnierzy, potocznie zwanych landserami. „Ci dżentelmeni podróżowali w swoich napakowanych automobilach, zostawiając landserów na lodzie”[49].
W Niemczech pojawiła się widoczna różnica między nastawieniem do żołnierzy na froncie wschodnim a tymi z frontu zachodniego, Westfrontkämpfer. Powszechnie podejrzewano, że armia niemiecka na zachodzie zmiękła przez cztery lata łatwej okupacji Francji i Niderlandów. „Opinia ludności cywilnej na temat żołnierzy z frontu zachodniego nie jest wcale dobra – pisała do męża pewna kobieta. – Ja także jestem przekonana, że gdyby żołnierze z frontu wschodniego służyli na zachodnim, to obrona by się nie załamała”[50].
Pisząc do domu, niemiecki artylerzysta raczej potwierdzał wrażenie załamania na zachodzie: „Nie potrafię opisać, jak wygląda sytuacja. To nie jest odwrót. To jest ucieczka”[51]. Dalej jednak stwierdzał, że zaopatrzenia uciekinierom nie brakowało: „Samochody były wyładowane sznapsem, papierosami oraz setkami puszek z mięsem i smalcem”[52]. Niemieckie władze okupacyjne także się włączyły w dokonywany na ostatnią chwilę szaber. Ponieważ dzwony do przetopienia zarekwirowały już wcześniej, teraz pośpiesznie wywoziły do Rzeszy już tylko surowce naturalne, głównie węgiel i rudę żelaza, następnie zatrzymywały u siebie pociągi, którymi je przetransportowano, działania te usprawiedliwiały zaś stwierdzeniem, że nie wolno dopuścić, żeby alianci zyskali „przewagę ekonomiczną”. Kilkakroć zastosowano też taktykę spalonej ziemi. Głośne eksplozje wstrząsnęły Eindhoven, gdy Niemcy niszczyli instalacje na lotnisku oraz wysadzali składy amunicji. Olbrzymi słup dymu przesłonił słońce.
Przewożenie tych zapasów do Rzeszy nie było łatwe. Holenderskie podziemie w pierwszej połowie września wzmogło działalność sabotażową. Ale też, jak zauważył niemiecki oficer, „fakt, że transport kolejowy praktycznie zamarł, nie ma związku z paliwem, ale raczej należy go tłumaczyć skutkami działań angielskich pilotów myśliwskich, którzy podczas nalotów wykończyli większość lokomotyw”[53]. Piloci RAF-u, ku przerażeniu, a nawet złości rządu holenderskiego na uchodźstwie, ostrzeliwali z broni pokładowej lokomotywy, lubili bowiem oglądać spektakularne wybuchy pary, które temu towarzyszyły.
Jedyną satysfakcją dla cywilów był widok członków NSB i ich rodzin odchodzących od zmysłów, gdy przez opóźnienia na kolei odwlekała się ich desperacka ucieczka do Niemiec. W mieście na południe od Arnhem zapanowała prawdziwa schadenfreude. „To był wspaniały widok. Poczekalnia na dworcu wyglądała jak pełen trampów sklep z rupieciami. Albo zapłakane twarze, albo zwieszone głowy” – zapisał jeden z mieszkańców, niejaki Paul van Wely[54]. Około 300 000 członków NSB i ich rodzin wyjechało do Niemiec, gdzie nikt się nimi nie zainteresował w chaosie ostatnich miesięcy wojny. Jak stwierdził pewien historyk, „zorganizowany faszyzm w Holandii dosłownie się załamał 5 września”[55].
W okresie tego swoistego bezkrólewia holenderska policja starała się pozostać w ukryciu ze względu na niejednoznaczną rolę, jaką odegrała podczas okupacji. Bojownicy podziemia porwali członków NSB, a nawet kilku niemieckich oficjeli. Niektórych z nich szybko uwolniła policja niemiecka. W wariacki wtorek Reichskommisar Niederlande dr Arthur Seyss-Inquart ogłosił stan podwyższonej gotowości[56]. „Wszelki opór stawiany siłom okupacyjnym będzie łamany przy użyciu broni zgodnie z rozkazami wydanymi oddziałom niemieckim”[57]. Dalej groził karą śmierci za najmniejszy akt oporu.
Wielu oficerów niemieckich ze złością przyjmowało wiadomość, że Holendrzy zamierzają kwiatami i flagami witać anglosaskich wyzwolicieli. Było to typowo niemieckie pomieszanie przyczyny i skutku. Chociaż zdradziecko najechali i okupowali neutralne państwo, to jednak oczekiwali, że ludność będzie wobec nich lojalna. „Holendrzy nie są tchórzliwi, ale leniwi i powolni” – z goryczą skomentował Oberleutnant Helmut Hänsel[58].
Jednak wielu szeregowych żołnierzy się z tym nie zgadzało. Ci, którzy mieli wojny dość, komentowali z ironią: „Moje pragnienie heroicznej śmierci zostało całkowicie zaspokojone”[59]. Niemcy z Rzeszy mieszkający albo pracujący w Holandii, nawet sześćdziesięciolatki, ku swojemu przerażeniu zostali zmobilizowani. „Pod mundury włożyli cywilne ubrania w nadziei, że zdołają uciec – zanotował ze współczuciem pewien Holender. – Nie spuszczano z nich jednak oka”[60].
„Wyjątkowo mokry, burzowy dzień – zanotował w dzienniku admirał Ramsay. – Brytyjczycy w Brukseli i Antwerpii. Port w tej ostatniej niezbyt zniszczony, ale oczywiście bezużyteczny, dopóki estuarium i podejścia nie zostaną oczyszczone z wrogów”[61]. Jego obaw nie podziali jednak koledzy w mundurach khaki – ci nadal promienieli sukcesem swojego wspaniałego natarcia.
Wejście 11 Dywizji Pancernej do Antwerpii było „niezwykle trudne ze względu na wielką radość i entuzjazm okazywane przez tłum”[62]. Niemcy byli tak bardzo zaskoczeni, że tylko kilku z nich stawiło zdecydowany opór. Co najważniejsze, działacze ruchu oporu zdążyli zabezpieczyć obiekty portowe, nie dopuszczając, by Niemcy w ostatnim momencie cokolwiek zniszczyli. Bojownicy podziemia okazali się też „bardzo pomocni przy snajperach i jeńcach”[63]. Niemieckich jeńców zamknięto w pustych klatkach antwerpskiego ogrodu zoologicznego – oddzielnie oficerów, podoficerów i szeregowych. Były też klatki dla zdrajców i kolaborantów oraz osobne dla ich żon i dzieci. Uwięziono również młode kobiety oskarżane o sypianie z Niemcami. Eksponowane wcześniej w zoo zwierzęta albo zostały zagłodzone na śmierć, albo zjedzone podczas okupacji.
Aby chronić wąski korytarz prowadzący do Antwerpii, wojska zostały przesunięte na bok. Sherwood Rangers dotarli do Renaix na południe od Gandawy po ośmiu dniach, przebywszy osiemset kilometrów od porzuconego po rozkazie wymarszu boiska krykietowego. Ich shermany otoczyły pułk o sile mniej więcej tysiąca dwustu ludzi. Niemiecki dowódca – „korpulentny, elegancko ubrany mężczyzna o byczym karku”[64]– uparcie twierdził podczas przedłużających się negocjacji, że jego honor oficerski wymaga, żeby stworzyć choć pozory walki. Czas mijał, ale Brytyjczycy wiedzieli, że lepiej tracić go na rozmowy niż na jednostronną walkę, która z pewnością potrwałaby dłużej.
Niemiecki dowódca w końcu przystał na to, że on i jego ludzie opuszczą miasto z bronią w ręku, a następnie się poddadzą, ale tylko pod warunkiem, że żaden niemiecki żołnierz nie trafi w ręce bojowników ruchu oporu. Oberst wygłosił do swoich ludzi mniej więcej piętnastominutową przemowę, w której zapewnił ich, że poddali się honorowo, a następnie dał znak swojemu stabsfeldwebelowi, a ten wykrzyknął komendę i wszyscy niemieccy żołnierze prawie jak jeden cisnęli karabiny na drogę. „Na koniec każdy Niemiec uniósł prawe ramię i trzykrotnie krzyknął Sieg Heil!”[65], co chwilę po kapitulacji zakrawało na paradoks. Pozbawieni możliwości zemsty bojownicy ruchu oporu ze złością patrzyli, jak ich okupanci są odprowadzani do obozu jenieckiego.
Dwie dywizje pancerne Horrocksa po spektakularnym przemarszu do Anwerpii i Brukseli musiały się zatrzymać w zdobytych miastach, żeby sprawdzić stan pojazdów i dać ludziom chwilę wytchnienia. W drodze do Brukseli Horrocks został ostrzelany z niemieckiego czołgu wyprzedzonego przez szpicę jego wojsk. Do patrolowania drogi wysłano samochody pancerne 2 Pułku Kawalerii Household, a dowódca korpusu zorganizował swój sztab w parku przy pałacu w Laeken. Był to kolejny dzień hucznych obchodów i przez wyzwolone miasto przeszła triumfalna defilada. Za Dywizją Pancerną Gwardii maszerowały jednostki belgijskie w sile brygady, przywiezione specjalnie na tę okazję. Oficer Gwardii nazwał to „prawdziwie niesamowitym widokiem, gdy dosłownie cała Bruksela wyległa na ulice, żeby wiwatować. W tym samym czasie bojownicy podziemnej belgijskiej Armée Blanche wyprowadzali jeńców, od czasu do czasu strzelając w powietrze”[66].
Zaraz potem grupa Grenadierów Gwardii, jeden batalion piechoty i jeden batalion czołgów wyruszyły z Brukseli na wschód, żeby przejąć flamandzkie Leuven, z francuska nazywane też Louvain. Wielu żołnierzy wspomniało chwile sprzed ponad czterech lat, gdy się wycofywali do Dunkierki. Marszałek Montgomery zaś wrócił na stare śmieci. Rozkazał zainstalować swój sztab w Château d’Everberg, dziesięć mil na wschód od Brukseli przy drodze do Louvain. Dobrze znał to miejsce – ten osiemnastowieczny, przebudowany później budynek mieścił sztab 3 Dywizji wiosną 1940 roku. Właścicielka zamku księżna Merode nie przyjęła gości z przesadną radością, najwidoczniej pamiętając, jak bardzo oficerowie sztabowi Montgomery’ego przetrzebili jej piwnicę z winami. Nie mogła się pozbyć wrażenia, że jej dom traktowany jest „jak zwyczajny hotel”[67]. Przecież tego samego ranka piloci Luftwaffe JG 51, osławionego skrzydła Jagdgeschwader Mölders, wynosili się w pośpiechu, a Brytyjczycy przyszli jak do siebie zaledwie trzy godziny później.
Pod koniec pierwszego tygodnia września zarówno w 21 Grupie Armii Montgomery’ego, jak i w 12 Grupie Armii Bradleya zaczęto odczuwać poważny brak paliwa. Adiutant Bradleya Hansen zanotował 6 września, że nawet dowódcy korpusu „byli zmuszeni pożyczać kanistry z paliwem, żeby ich pojazdy mogły jechać dalej”[68]. Ponieważ żaden z portów po francuskiej stronie kanału La Manche nie został jeszcze otwarty, paliwo trzeba było dostarczać aż z zachodniej Normandii. Przewoziły je znane jako Red Ball Express kolumny wielu tysięcy ciężarówek kierowanych przez afroamerykańskich żołnierzy Armii Stanów Zjednoczonych. „Olbrzymie konwoje Red Ball Express bez przerwy przewożą tony paliwa, pędząc po drogach z prędkością sześćdziesięciu pięciu kilometrów na godzinę, w nocy oświetlając sobie drogę potężnymi reflektorami”[69].
W Brukseli Dywizja Pancerna Gwardii otrzymała rozkaz, żeby wyruszyć na Kanał Alberta i do Leopoldsburga przy granicy z Holandią, a stamtąd do Eindhoven. Spodziewano się „tylko słabego oporu” nasilającego się nieznacznie „przy kanałach i mostach”[70]. Odkryto olbrzymi skład trunków przeznaczonych dla Wehrmachtu, dowództwo Gwardii Irlandzkiej przysłało więc ciężarówkę po dwadzieścia osiem skrzynek szampana oraz wino i likiery, żeby mieć czym uczcić zwycięskie natarcie. Jednostkom Gwardii udało się zająć pozycję nad Kanałem Alberta przy Beeringen, mimo że Niemcy wysadzili most. Pod osłoną nocy brytyjscy saperzy zastąpili go mostem Baileya.
Około południa następnego dnia żołnierze Gwardii zrozumieli, że „będą musieli zapomnieć o kwiatach, owocach oraz pocałunkach i zabrać się do poważnych działań”[71]. Opór nagle się nasilił. „W pewnym momencie tego bardzo trudnego dnia wyglądało nawet na to, że stracimy most, gdy czterdzieści oddziałów zdesperowanych esesmanów pod dowództwem jednego oficera wdarło się na barki po zniszczeniu aż czterdziestu pojazdów dostawczych”[72]. Dalej w tym samym pamiętniku czytamy: „Zarówno Walijczycy, jak i gwardziści z Coldstream solidnie oberwali. Ale wszyscy żołnierze w oddziałach SS powinni być albo zabici, albo ranni, choć lepiej to pierwsze”[73].
Spostrzegawczy holenderscy cywile zwrócili uwagę na zmianę w niemieckich działaniach wojennych, choć przez ich miasto nadal maszerowały kolumny przygnębionych żołnierzy. Jeden z obserwatorów w Eindhoven zanotował: „W poniedziałek Niemcy kontynuowali odwrót, ale równocześnie dał się zauważyć ruch w przeciwną stronę: przez miasto w kierunku granicy belgijskiej przetoczyła się duża, starannie zakamuflowana gałęziami drzew formacja żołnierzy niemieckich”[74].
Po przejęciu Antwerpii przez wojska brytyjskie 4 września w sztabie Führera w Prusach Wschodnich rozpętała się burza. Otrzymawszy tę wiadomość, Hitler wyrzucił z pamięci okoliczności, w których pod koniec czerwca zdymisjonował feldmarszałka Gerda von Rundstedta, i ponownie powierzył mu stanowisko głównodowodzącego obszaru „Zachód”. Generaloberst Kurt Student przebywał w berlińskim Wannsee na terenie sztabu Fallschirmjäger (Strzelców Spadochronowych), czyli powietrznodesantowego ramienia Luftwaffe, gdy otrzymał rozkaz prosto z Wilczego Szańca. Był twórcą potęgi formacji strzelców spadochronowych i dowodził operacjami powietrznymi w Niderlandach w 1940 roku oraz na Krecie rok później. Rozkaz wydał sam Hitler: polecił mu „zbudować nową linię obrony wzdłuż Kanału Alberta i utrzymać ją do odwołania”[75]. Formację Studenta mocno na wyrost nazwano Pierwszą Armią Spadochronową. Jeden z bardziej cynicznych oficerów tej armii tak skomentował okoliczności wyboru tego akurat dowódcy: „Führer jako Największy Dowódca Wszech Czasów powiedział sobie: »Kto obroni Holandię? Tylko ten, kto ją podbił, może tego dokonać«. I Student przybył do Holandii”[76].
Miał przejąć każdą jednostkę powietrznodesantową, jaką tylko zdołał znaleźć, poczynając od 6 Pułku Strzelców Spadochronowych dowodzonego przez Obersta Friedricha Freiherra von der Heydtego. Utworzył też nowe oddziały z żołnierzy ćwiczących w obozach szkoleniowych, a nawet obsługi naziemnej Luftwaffe, którą zamienił w bataliony piechoty. Heydte, weteran inwazji powietrznej na Kretę w 1941 roku, zjadliwie komentował poziom niewyszkolonych batalionów Luftwaffe. „Nowe tak zwane dywizje powietrznodesantowe to drugorzędne oddziały artylerii przeciwlotniczej” – powiedział innym oficerom. – To nic innego jak próżność Göringa, który zdaje się myśli tak: »Skoro dojdzie do zawarcia pokoju, to nie widzę powodu, żeby Himmler był jedynym, który ma prywatną armię«”[77].
VI Batalion Luftwaffe (do misji specjalnych) był w rzeczywistości batalionem karnym wycofanym z Włoch. Składał się z lotników oraz żołnierzy obsługi naziemnej skazanych za różne przestępstwa, a dowodzili nim oficerowie wyrzuceni z macierzystych jednostek za niekompetencję. Broń mieli w opłakanym stanie i nadal nosili tropikalne mundury. Nawet słynny pułk Heydtego był tylko cieniem swojej dawnej świetności po bitwach ze 101 Powietrznodesantową w Normandii. „Siła bojowa pułku była niewielka – meldował Heydte. – Ludzie nie zdążyli się zgrać, a świeży nabór – siedemdziesiąt pięć procent stanu osobowego – prawie nie przeszedł szkolenia. Kilkuset wcielonych do pułku ludzi nigdy wcześniej nie trzymało w ręku broni, a pierwsze w życiu strzały oddało podczas potyczki z wrogiem!”[78].
Trzy z nowych pułków sformowano w 7 Dywizję Strzelców Spadochronowych. Student rozkazał swojemu szefowi sztabu, generalleutnantowi Erdmannowi, żeby nią dowodził. Studentowi przydzielono również 719 Dywizję Piechoty z obrony wybrzeża oraz 176 Dywizję Piechoty, na którą składały się w większości bataliony rekonwalescentów i przewlekle chorych. Aby nimi dowodzić, miał sztab LXXXVIII Korpusu pod generałem piechoty Reinhardem, „spokojnym i doświadczonym dowódcą”[79]. Chociaż Student otrzymał również brygadę szturmową, na wyposażeniu której znajdowało się kilka niszczycieli czołgów jagdpanther, jego „mała i ledwo mobilna”[80] armia dysponowała zaledwie dwudziestoma pięcioma czołgami na froncie, który się ciągnął od Morza Północnego do Maastricht, a więc miał prawie dwieście kilometrów.
Armia Spadochronowa weszła w skład Grupy Armii B feldmarszałka Walthera Modela. Nie mając artylerii, Student zażądał dla siebie jednostek artylerii przeciwlotniczej Luftflotte Reich, ponieważ ich 88-milimetrowe działka były też wyjątkowo skuteczne przeciwko czołgom. „I wtedy znów można było podziwiać zdumiewającą precyzję oraz sprawność niemieckiej organizacji – zanotował, i nie było w tym przesady. – Wszystkie te jednostki, które stacjonowały rozrzucone po całych Niemczech, od Güstrow w Meklemburgii po Bitsch w Lotaryngii, zostały przetransportowane jako Blitztransporten nad Kanał Alberta. Przybyły tutaj 6 oraz 7 września, a zatem w ciągu 42–72 godzin po otrzymaniu rozkazu. Najwspanialsze było jednak to, że gdy oddziały dotarły na miejsce, na stacji czekała już broń i wyposażenie dla pięciu nowo sformowanych pułków strzelców spadochronowych, dowiezione z innych części Niemiec”[81].
Były też spontaniczne protesty przeciwko ucieczce na oślep. 4 września generalleutnant Kurt Chill z resztką swojej 85 Dywizji Piechoty zatrzymał się w Turnhout na wieść, że Brytyjczycy weszli do Anwerpii i Brukseli. Zawrócił swoich ludzi, żeby ponownie ich rozlokować wzdłuż Kanału Alberta. Dywizja Chilla, która po Normandii liczyła mniej żołnierzy niż jeden pułk, wycofywała się przez Brukselę, zabierając po drodze batalion słabo uzbrojonych żołnierzy przysłanych jako uzupełnienie. Całkowicie przypadkiem generał Reinhard natknął się na oficerów łączności 85 Dywizji i z entuzjazmem przyjął wiadomość, że Chill zaczyna zbierać maruderów oraz przechwytywać wciąż się wycofujące oddziały artylerii. Wykorzystywał je do wzmocnienia linii obrony wzdłuż Kanału Alberta między Hasselt a Herentals[82].
W ten sposób 85 Dywizja stała się jednym z najważniejszych elementów Armii Spadochronowej Studenta. W wielu miejscach oficerowie i znienawidzeni funkcjonariusze Feldgendarmerie, żandarmerii polowej (znani jako Kettenhunde, czyli psy łańcuchowe, z powodu zawieszonej na metalowym łańcuchu blachy noszonej na piersi) pod bronią doprowadzali uciekających żołnierzy i wcielali ich do tworzonych naprędce jednostek. Podczas odwrotu mianowany został Kampfkommandant, czyli według relacji majora Zappa „oficer, który miał prawo zatrzymać każdego żołnierza do stopnia Obersta włącznie i natychmiast skierować go do walki, nawet pod groźbą użycia broni, gdyby to było konieczne”[83].
5 września Student poleciał na spotkanie z Modelem do Verviers koło Liège. Przekonywał go, że ich jedyną nadzieją na pozyskanie dostatecznej liczby jednostek do utrzymania linii obrony jest 15 Armia generała von Zangena. Dzięki decyzji Brytyjczyków o zatrzymaniu się w Antwerpii i niezabezpieczeniu ujścia Skaldy Student otrzymywał wsparcie od 5 Armii. Barki transportujące żołnierzy i broń przepływały przez rzekę nocą, żeby uniknąć ataku z powietrza. Niezablokowanie tak dużej siły przeciwnika miało poważne konsekwencje pod koniec miesiąca, gdy te niemieckie jednostki zaatakowały zachodnią flankę amerykańskich spadochroniarzy osłaniających drogę na północ w kierunku Arnhem.
Student spotkał się także z dowódcą LXXXVIII Korpusu generalleutnantem Reinhardem. Po drodze minął wozy 719 Dywizji ciągnięte przez konie rasy shire. Widok ten boleśnie mu przypomniał, że Niemcy toczą wojnę z biedą. Następnego dnia, 6 września, gdy generalleutnant Chill miał w końcu szansę porozmawiać ze Studentem, obydwaj generałowie dowiedzieli się, że brytyjskie czołgi przekroczyły kanał na wysokości Beeringen. Student zdecydował, że kontratak przeprowadzą 6 Pułk Strzelców Spadochronowych dowodzony przez Heydtego z jednym batalionem 2 Dywizji Strzelców Spadochronowych, koordynację kontrataku powierzył zaś Chillowi. Przydzielił mu także wsparcie batalionu Panzerjäger złożonego z dział samobieżnych i niszczycieli czołgów. Na północ od Beeringen w miasteczku Beverlo doszło do ciężkich walk, podczas których Dywizja Pancerna Gwardii straciła kilka czołgów trafionych z pancerfaustów.
Alianccy dowódcy nie docenili energii feldmarszałka Modela, któremu Hitler powierzył dowództwo Grupy Armii B na ostatnim etapie kryzysu w Normandii. Model, niski i krępy mężczyzna z monoklem, był zupełnie niepodobny do sztabowców z arystokratycznych rodzin, których Hitler tak nienawidził. Pochodził z prostej rodziny, z ludu i był bezgranicznie lojalny wobec Hitlera, który rewanżował mu się bezwarunkowym zaufaniem, przydzielając swojemu strażakowi, jak nazywano marszałka, szczególnie trudne zadania na froncie wschodnim.
Wśród własnych oficerów Model wzbudzał mieszane uczucia. Jeden z dowódców w Dywizji Grenadierów Pancernych SS stwierdził, że „Model jest grabarzem frontu zachodniego”[84], ale inny oficer z tej samej dywizji wyraźnie podziwiał dowódcę: „Jest pierwszorzędnym artystą improwizacji. Psem z niespotykanie zimną krwią, nadzwyczaj popularnym wśród żołnierzy, ponieważ darzy ich pewnym uczuciem i nigdy się nie zachowuje w teatralny sposób, oraz szczerze znienawidzonym przez własnych sztabowców, ponieważ wymaga od nich tak samo dużo jak od siebie (…) Model jest zarozumiały i żywiołowy, nieustannie pełen pomysłów i zawsze ma co najmniej trzy rozwiązania każdej trudnej sytuacji, a do tego jest całkowitym autokratą. Nie zniesie najmniejszego sprzeciwu”[85]. Także inny wyższy oficer potwierdzał, że Model nie dopuszcza swoich podkomendnych do słowa i jest „małym Hitlerem”[86].
Bezładna ucieczka maruderów z Francji przeraziła generała lotnictwa Friedricha Christiansena dowódcę Wehrmachtu w Holandii. Doszedł on do przekonania, że rozchełstany wygląd uciekinierów demoralizuje jego własnych ludzi. Przy mostach nad głównymi rzekami, zwłaszcza na rzece Waal, ludzi zatrzymywano i formowano naprędce w grupy zwane Alarmeinheiten.
Christiansen, jeden z trzech ludzi dzierżących władzę w okupowanej przez nazistów Holandii, był asem lotnictwa morskiego z czasów pierwszej wojny. Nie słynął z inteligencji, za to powszechnie znano go z bezbrzeżnego podziwu dla Führera oraz całkowitej uległości wobec marszałka Göringa. Jego zastępcą był generalleutnant Heinz-Hellmuth von Wühlisch, stary pruski wiarus, który zebrał w sztabie ludzi myślących podobnie jak on. Christiansen był jednak wyjątkowo podejrzliwy i próbował werbować szpiegów przed zamachem na życie Hitlera, ponieważ uznawał Wühlischa za rzeczywistego lub potencjalnego zdrajcę. „Był winny – zapewniał po wojnie Christiansen. – Popełnił przecież samobójstwo” – dodawał, jakby to czegokolwiek dowodziło[87].
W teorii nazistowską administracją w Holandii kierował prawnik w okularach, Austriak dr Arthur Seyss-Inquart, piastujący stanowisko Reichskommissar Niederlande. W marcu 1938 roku organizował Hitlerowi Anschluss, który ich wspólną ojczyznę zamienił w należącą do Großdeutschland prowincję o nazwie Ostmark. Seyss-Inquart został jej gubernatorem i natychmiast nakazał konfiskatę majątku żydowskiego. Po napaści na Polskę został zastępcą Hansa Franka, zaprzysięgłego nazisty odpowiedzialnego za Generalne Gubernatorstwo na ziemiach polskich. Potem, po zajęciu neutralnej Holandii w maju 1940 roku Seyss-Inquart rozpoczął antysemickie prześladowania także w tym kraju. Niestety holenderscy urzędnicy nie zdołali zniszczyć archiwów, zanim Wehrmacht przejął budynki rządowe i znajdująca się w dokumentach adnotacja dotycząca wyznania zdradziła większość ze 140 000 holenderskich oraz zagranicznych Żydów. Teraz, we wrześniu 1944 roku Seyss-Inquart znacznie przeceniał siłę holenderskiego ruchu oporu i obawiał się ogólnonarodowego powstania, podjął więc kroki, żeby Rotterdam, Amsterdam i Hagę zamienić w centra obrony.
Trzecim członkiem nazistowskiego triumwiratu w Holandii był kolejny Austriak SS-Obergruppenführer Hanns Albin Rauter, najwyższy dowódca SS i policji. Gdy w 1942 roku przeprowadzano największe łapanki Żydów, wybuchły strajki i protesty, ale choć były dowodem wielkiej odwagi, tylko wzmogły represje. Około 110 000 ze 140 000 Żydów deportowano z Holandii, a tylko 6000 deportowanych przeżyło wojnę. Pozostałe 30 000 ukryli i potajemnie wywieźli z kraju zwyczajni Holendrzy. Ponad 1500 z 1700 Żydów mieszkających w Arnhem wywieziono do obozów koncentracyjnych na terenie Niemiec i tam zamordowano. Pewnej liczbie jednak udało się przeżyć w ukryciu przede wszystkim dzięki Johannesowi Penseelowi i jego rodzinie[88].
Dla określenia uciekającego przed Niemcami, Żyda czy goja, któremu się udało zniknąć, przyjęła się nazwa onderduiker, czyli nurek. W niektórych częściach kraju ukrywanie Żydów przebiegało sprawniej niż w innych. Na przykład w Eindhoven jako nurków ukryto i ocalono aż połowę z pięciuset Żydów[89]. Ponieważ zbrojny opór był niemal niemożliwy w kraju bez gór i większych lasów, holenderskie podziemie skupiło się na pomaganiu najbardziej zagrożonym, którym dostarczano fałszywe dokumenty oraz kartki żywnościowe, na zbieraniu informacji wywiadowczych dla aliantów oraz przerzucaniu zestrzelonych pilotów przez Belgię i Francję do Hiszpanii.
Rauter nie miał litości. 2 marca 1944 roku dumnie meldował: „Problem żydowski w Holandii właściwie można uznać za rozwiązany. W ciągu najbliższych dziesięciu dni ostatni Żydzi zostaną wywiezieni z obozu w Westerbork na wschód”[90]. Wielokrotnie nakazywał podjęcie akcji odwetowych za stawianie oporu, a działania te później określono mianem „systematycznego terroryzowania ludności Holandii”. Aresztowano jako zakładników, a następnie rozstrzeliwano znanych Holendrów. Gdy holenderskie podziemie wysadziło niemiecki pociąg, hitlerowcy aresztowali hrabiego Ottona van Limburg Stiruma, wuja Audrey Hepburn, który mieszkał wtedy pod Arnhem. Został rozstrzelany 15 sierpnia 1942 roku wraz z czterema innymi osobami. Władze niemieckie zwykle brały na zakładników lekarzy i nauczycieli. W 1944 roku, spodziewając się inwazji alianckiej, władze niemieckie zrobiły się bardziej nerwowe i bezwzględne: działania odwetowe za sabotaż lub zabicie obywateli niemieckich podejmowano nieustannie.
Wariacki wtorek także miał tragiczne konsekwencje. Ogarnięci paniką esesmani postanowili ewakuować trzy i pół tysiąca więźniów z obozu koncentracyjnego w Vught, znanego pod niemiecką nazwą Konzentrationslager Herzogenbusch[91]. Na tym etapie wojny w Holandii pozostało już bardzo niewielu Żydów, w obozie przetrzymywano więc głównie Holendrów, ale też Francuzów i Belgów. Mniej więcej 2800 mężczyzn przewieziono do Sachsenhausen, a ponad sześćset pięćdziesiąt kobiet trafiło do Ravensbrück[92], [93].
Okupacja Holandii była prawdopodobnie najbrutalniejsza w zachodniej części Europy. Niemieccy naziści żywili nadzieję, że Holendrzy jako Aryjczycy opowiedzą się po ich stronie, a Rauter nalegał nawet, żeby holenderskie SS nazywać germańskim, władze okupacyjne były więc najpierw zdziwione, a potem rozwścieczone zawziętym oporem większości populacji. Wszystkich studentów zmuszono do zadeklarowania poparcia dla reżimu nazistowskiego. Tych, którzy odmówili, aresztowano 6 lutego 1943 roku podczas masowych łapanek. Niektórym udało się uciec i ci musieli zniknąć, także stając się nurkami. Prawie 400 000 obywateli Holandii powołano do służby wojskowej albo wysłano na teren Rzeszy w ramach Arbeitseinsatz, co w praktyce oznaczało niewolniczą pracę.
Zasoby żywności Holandii były systematycznie rozkradane. Holendrów mieszkających na terenach przybrzeżnych wysiedlono, a wielkie połacie ziemi uprawnej zatopiono, wysadzając tamy. Wymyślony przez Hitlera plan obrony przed inwazją znany jako Festung Europa jeszcze bardziej uszczuplił podaż żywności i tak już mniejszą z powodu grabieży. Niedożywienie zbierało żniwo, zwłaszcza wśród dzieci. Zaczęła się szerzyć błonica, a nawet tyfus[94].
W miejscach niedostępnych publicznie brutalność była o wiele większa. Generalleutnant Walter Dornberger, inspektor wojsk artylerii rakietowej dalekiego zasięgu, został później potajemnie nagrany w brytyjskim obozie jenieckim, gdy opowiadał o działalności swojego kolegi SS-Standartenführera Behra: „W Holandii kazał Holendrom budować stanowiska dla V2, a potem spędzał ich w jedno miejsce i zabijał ogniem maszynowym. Otwierał burdele dla żołnierzy z dwudziestoma holenderskimi dziewczętami, które po dwóch tygodniach były zabijane, żeby nie ujawniły tego, co mogły usłyszeć od swoich klientów, a na ich miejsce sprowadzano następne”[95].
Niestety Holendrzy ucierpieli nie tylko od niemieckiego okupanta, ale także z winy aliantów. Niewybaczalne błędy, których się dopuszczono w londyńskim Kierownictwie Operacji Specjalnych (SOE), doprowadziły do przejęcia pięćdziesięciu czterech agentów holenderskich zrzuconych do pomocy oddziałom podziemnym. Niemiecka Abwehra przeprowadziła wówczas operację kontrwywiadowczą Englandspiel, podczas której Niemcy zdołali przechytrzyć oficerów SOE. To wydarzenie poważnie nadwyrężyło relacje angielsko-holenderskie[96]. Z kolei 22 lutego 1944 roku popełniono tragiczny w skutkach błąd, gdy zawrócono amerykańskie bombowce mające zniszczyć fabrykę Messerschmitta w Gotha, a piloci postanowili przynajmniej zrzucić bomby na jedno z niemieckich miast. Nie zdając sobie sprawy, że właśnie przekroczyli granicę z Holandią, Amerykanie zbombardowali najstarszą część Nijmegen, zabijając prawie osiemset osób[97]. Co gorsza bitwy, które przyniosły wyzwolenie południowej Holandii, miały doprowadzić do jeszcze większych cierpień, ale Holendrzy tak bardzo tęsknili za wolnością, że dowiedli nie tylko wielkiej odwagi, ale też wyjątkowej wyrozumiałości.
[38] C.A. Dekkers, L.P.J. Vroemen, De zwarte Herfst: Arnhem 1944, Arnhem 1984, s. 18.
[39] (Więcej na temat Dolle Dinstag m.in. w:) Margry Karel, De Bevrijding van Eindhoven, Eindhoven 1982; H. Lensing, NIOD 244/313; HKNTE, s. 265 i n.; J. Didden i M. Swarts, Einddoel Maas – De Strijnd in zuidelijk Nederland tussen September en December 1944, Weesp 1984; Pamiętnik Albertusa Uijena, RAN 579/23-33; Antonius Schouten, CRCP 123/35; siostra M. Dosithée Symons, Szpital św. Kanizjusza, CRCP/39.
[40] Pamiętnik pani Crielaers, RHCE D-0001, nr 2042.
[41] H. Lensink, NIOD 244/313.
[42] Dosł. „kolaboracja pozioma”, określenie kontaktów seksualnych z okupantem stosowane przez członków i sympatyków francuskiego ruchu oporu – przyp. tłum.
[43] Louis van Erp, CRCP 120/18.
[44] P. Nuis, CRCP 93/5.
[45] Oryg. foute; J. Didden i M. Swarts, Einddoel Maas, De strijd in zuidelijk Nederland tussen September en December 1944, Weesp 1984, s. 22.
[46] Feldkommandantur Utrecht, 28.12.43, BArch-MA RW 37/v21, cyt. w: G. Hirschfeld, Nazi Rule and Dutch Collaboration: The Netherlands under German Occupation 1940–1945, Oxford 1988, s. 307.
[47] Holenderskie Moffen, czyli „szkop”, było odpowiednikiem angielskiego Kraut i francuskiego Boche. Wywodziło się z początków XVII wieku, kiedy obszar północnych Niemiec zaraz na wschód od Holandii nazywano Muffe. Znacznie wówczas bogatsi i wyrafinowani Holendrzy z wyższością patrzyli na zamieszkujących tamte tereny Niemców, uznając ich za prymitywów. Określenie wróciło do użycia podczas niemieckiej okupacji.
[48] List do gefreitera Laubschera, 7.09.1944, Feldpostprüfstellen 1944, BArch-MA RH13/49, 24.
[49]Ibidem.
[50] 17.91944, pani Chr. Jansen, Niederbieber-Neuwied, Feldpostprüfstellen 1944, BArch-MA RH13/49, 42.
[51] Kan. Felix Schäfer, O.K.H.-Funkstelle, 10 IX 1944, WLB-SS.
[52]Ibidem.
[53] Oblt. Helmut Hänsel, Heeres-Bezugs-Abnahmestelle für die Niederlande, 15.9.1944, 36 610, WLB-SS, TNA FO 371/39330.
[54] Paul van Wely, CRCP 122/5.
[55] G. Hirschfeld, op. cit., Oxford 1988, s. 310.
[56] Pełen tytuł Seyss-Inquarta Reichskommissar für die besetzten niederländischen Gebiete („Komisarz Rzeszy na okupowanych terenach Holandii”) odzwierciedlał wcześniejsze niemieckie plany wcielenia Holandii do Rzeszy.
[57] Deutsche Zeitung in den Niederlanden, TNA FO 371/39330.
[58] Oblt. Helmut Hänsel, 4.9.1944, Heeres-Bezugs-Abnahmestelle für die Niederlande, 36.610, WLB-SS.
[59] Dokumenty Th.A. Boeree’a, Some details about the Battle of Arnhem, GA-CB 2171/1.
[60] Dagboeken Burgers, AAMH.
[61] 4.9.44, The Year of D-Day..., op. cit., s. 131.
[62] NARA RG 407, 270/65/7/2.
[63]Ibidem.
[64] S. Hills, op. cit., s. 153–154.
[65]Ibidem.
[66] TNA WO 171/837.
[67] A. Horne, D. Montgomery, The Lonely Leader – Montgomery 1944–1945, London 1994, s. 328.
[68] USAMHI, CBHC, Pole 4, Folder 13.
[69]Ibidem.
[70] TNA WO 171/1256.
[71] TNA WO 171/837.
[72]Ibidem.
[73]Ibidem.
[74] Pamiętnik pani Crielaers, RHC, D-0001/1382/2042.
[75] Student, ALDS.
[76] Heydte, TNA WO 208/4140, SRM 1180.
[77] CSDIC, TNA WO 208/4140 SRM 1156.
[78] BArch-MA RL33, 115.
[79] 7 Dywizja Strzelców Spadochronowych, Generaloberst Kurt Student, FMS B-717.
[80]Ibidem.
[81]Ibidem.
[82] Opis ówczesnego stanu dywizji 85 Dywizji Chilla za Jackiem Diddenem, A Week Too Late, [w:] Operation Market Gardern, The Campaign for the Low Countries, Autumn 1944, ed. by J. Buckley, P. Preston-Hough, Solihull 2016, s. 74–98.
[83] Mjr Zapp, Sich. Rgt 16, TNA WO 208/4140, SRM 1126.
[84] Obersturmbannführer Lönholdt, 17 Dywizja Grenadierów Pancernych SS, TNA WO 208/4140, SRM 1254.
[85] SS Standartenführer Lingner, TNA WO 208/4140, SRM 1206.
[86] Oberst Wilck, TNA WO 208/4364, GRGG 216.
[87] GA-CB 2171/1.
[88] (Więcej na temat losu holenderskich Żydów w:) M. Klijn, De stille slag: joodse Arnhemmers 1933–1945, Westervoort 2014.
[89] K. Margry, De Bevrijding van Eindhoven, Eindhoven 1982.
[90] RvOD, 1952, s. 615.
[91] L. Didden, M. Swarts, op. cit., s. 26.
[92] HKNTW, vol. VIII, s. 619.
[93] Istnieje opinia, że odsetek Holendrów, którzy przeżyli obozy koncentracyjne, był najmniejszy spośród wszystkich narodowości. Organizmy Holendrów były przyzwyczajone do wysokotłuszczowej diety nabiałowej. Raptowna zmiana na niemal całkowity brak tłuszczu w pożywieniu okazała się wyniszczająca.
[94] Por. W.I. Hitchcock, Liberation: The Bitter Road to Freedom 1944–1945, London 2009, s. 99–102.
[95] CSDIC, TNA WO 208/4178, GRGG 341.
[96] (Więcej na temat akcji Englandspiel w:) M.R.D. Foot, SOE in the Low Countries, Londyn 2001.
[97] 22.2.44, HKNTW, vol. VIII, s. 96.
ROZDZIAŁ TRZECI
Podczas gdy Brytyjczycy i Amerykanie nacierali od linii Sekwany w kierunku granicy Niemiec, brytyjska 1 Dywizja Powietrznodesantowa (DPD) nie opuściła terytorium Wielkiej Brytanii, a jej jednostki kipiały od frustracji, gdy odwoływano kolejne operacje z ich udziałem. Major J.E. Blackwood z 11 Batalionu Spadochronowego zanotował w dzienniku: „Sobota 2 września. Odprawa przed desantem na południowy wschód od Courtrai celem powstrzymania ucieczki szkopów przez Skaldę. Akcję odwołano z powodu burzy. Cholerna burza! Niedziela 3 września. Odprawa przed desantem w rejonie Maastricht. Akcję odwołano, ponieważ oddziały pancerne Jankesów postępują zbyt szybko. Cholerni Jankesi!”[98].
Żołnierze 1 Dywizji Powietrznodesantowej byli najbardziej zdesperowani, ponieważ pominięto ich podczas operacji D-Day. Traktowani jako rezerwa do działań pościgowych i nieprzewidzianych byli stawiani w gotowości tak wiele razy, że zaczynali powątpiwewać. Kilka razy operację z ich udziałem odwoływano, gdy czekali już w samolotach i szybowcach na pasie startowym.
Pierwszy plan zainicjowany przez Montgomery’ego w drugim tygodniu czerwca przewidywał zrzucenie dywizji wokół Évrecy celem przełamania linii frontu i przejęcia Caen. Generał lotnictwa sir Trafford Leigh-Mallory zdecydowanie się sprzeciwiał temu pomysłowi z kilku powodów. Niemal na pewno postąpił słusznie, ale ponieważ wcześniej błędnie ocenił sytuację, wieszcząc totalną klęskę desantu podczas lądowania w Normandii, Montgomery tylko się utwierdził w przekonaniu, że lotnik jest „tchórzliwym dupkiem”[99].
W sierpniu, po wyrwaniu się Pattona z Normandii, wymyślano jedną operację powietrznodesantową po drugiej, ale samoloty transportowe wysyłano z dostawami mającymi przyśpieszyć marsz Pattona. Generał porucznik Lewis H. Brereton, dowódca sił powietrznych nowo stworzonej 1 Alianckiej Armii Powietrznodesantowej, skarżył się naczelnemu dowódcy: „Muszę podkreślić, że nieustanne dostawy zaopatrzenia zmniejszają zdolność Troop Carrier Command do przeprowadzenia skutecznej operacji powietrznodesantowej”[100]. Nie bez racji. Nie kto inny jak Eisenhower, mianując Breretona na stanowisko dowódcy, wyraźnie podkreślał, że jego priorytetem ma być poprawienie jakości szkoleń nawigacyjnych IX Troop Carrier Command, żeby spadochroniarzy nie zrzucano już w niewłaściwym miejscu, jak się to zdarzyło podczas inwazji na Sycylii w 1943 roku, a później w Normandii.
Kolejnym pomysłem było opanowanie przepraw przez Sekwanę, ale generał Patton zdążył tam dotrzeć. Dlatego 17 sierpnia zaczęto planować desant w departamencie Pas de Calais, na wschód od Boulogne, potem jednak Brereton i szef sztabu Montgomery’ego generał major Francis de Guingand, znany jako „Freddie”, doszli do wniosku, że należy skoncentrować wysiłki na głównej linii odwrotu nieprzyjaciela. Celem operacji Linnet, planowanej na 3 września, miało być Tournai na granicy beligiskiej oraz przyczółek nad rzeką Escaut. Operację Linnet odwołano 2 września z możliwością jej późniejszej realizacji pod kryptonimem „Linnet II” – wówczas jej celem byłoby zdobycie przyczółków nad Mozą przez trzy dywizje powietrznodesantowe poprzedzające amerykańską Pierwszą Armię. Także i ten pomysł zarzucono po spotkaniu, które Montgomery i Bradley odbyli następnego dnia[101].
Generał Eisenhower powołał do życia 1 Aliancką Armię Powietrznodesantową dopiero 2 sierpnia 1944 roku. Choć bardzo dbał o równowagę w relacjach między aliantami, sztab generała Lewisa Breretona składał się głównie z oficerów amerykańskiego lotnictwa. W swojej kwaterze w Sunninghill Park koło Ascot urządzali oni wieczorne potańcówki w swoim własnym klubie oraz oglądali lekkie filmy takie jak Kansas City Kitty czy Louisiana Hayride[102].
Jedynym Brytyjczykiem wśród wyższych oficerów 1 Alianckiej Armii Powietrznodesantowej był generał porucznik Frederick Browning. Układ, w którym generałowie i sztabowcy amerykańskich sił powietrznych mieli dowodzić dwoma dużymi formacjami – amerykańskim XVIII Korpusem Powietrznodesantowym i brytyjskim I Korpusem Powietrznodesantowym – musiał skomplikować kwestię priorytetów oraz ról. Sytuacji nie ułatwiała silna wzajemna niechęć między Breretonem a „Boyem” Browningiem. Obydwu ich łączyło tylko jedno: próżność. Brereton, niski i trudny we współpracy, był takim kobieciarzem, że jego zachowanie sprowokowało ostrą reprymendę generała Marshalla, człowieka o najsurowszych zasadach moralnych.
