ROSJA. Rewolucja i wojna domowa 1917-1921 - Antony Beevor - ebook

ROSJA. Rewolucja i wojna domowa 1917-1921 ebook

Antony Beevor

0,0
112,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

SPECJALNA EDYCJA LIMITOWANA – wielki powrót Antony’ego Beevora, który zapoczątkował kultową historyczną serię.

Krwawe narodziny sowieckiej Rosji to wstrząsająca lekcja dla świata.

Rewolucja i wojna domowa, która odmieniła losy Europy.

Wyniszczające walki po upadku imperium carów. Dzika wojna domowa. Bezwzględny terror, jakiego nie znał świat. Nieludzkie okrucieństwa wobec mężczyzn, kobiet i dzieci. Rosja we krwi widziana oczami wszystkich, od robotnika na ulicach Piotrogrodu, przez oficera kawalerii na polu bitwy, po lekarza w improwizowanym szpitalu polowym.

Antony Beevor powraca w swej szczytowej formie. Tworzy portret konfliktu dawnego ładu z nowym bolszewickim porządkiem. Pisze dzieło przełomowe. Wykorzystuje oryginalne dowody z wielu archiwów. Dodaje nowe fakty. Testuje stare twierdzenia i obala mity narosłe po obu stronach rewolucyjnej barykady.

Porywająca lektura dla wszystkich, którzy chcą zrozumieć historię Rosji i burzliwy wiek XX.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 809

Data ważności licencji: 10/25/2028

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Tytuł oryginału

Russia: revolution and civil war 1917–1921

Copyright © Ocito, 2022

Projekt okładki

Marcin Słociński/ monikaimarcin.com

Fotografia na pierwszej stronie okładki

Domena publiczna

Opracowanie map

Marcin Słociński/ monikaimarcin.com

Opieka redakcyjna

Krzysztof Chaba

Opieka promocyjna

Karolina Domańska

Adiustacja

Jacek Ring

Korekta

Joanna Kłos

Izabela Cisek

Indeks

Tomasz Babnis

© Copyright for the translation Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

Copyright for this edition © Społeczny Instytut Wydawniczy Znak

ISBN 978-83-240-8927-7

Znak Horyzont

www.znakhoryzont.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Społeczny Instytut Wydawniczy Znak, 30-105 Kraków, ul. Kościuszki 37

Dział sprzedaży: tel. (12) 61 99 [569], e-mail: [email protected]

Wydanie I, Kraków 2023. Printed in EU

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Lubie Winogradowej

Przedmowa

W styczniu 1902 roku książę Marlborough w liście do swojego kuzyna Winstona Churchilla opisał bal dworski, na którym był w Peters­burgu. Księcia zdumiał anachroniczny przepych, w którym wydawał się uwięziony car Wszechrusi. Opisał Mikołaja II jako „miłego i sympatycznego człowieka, który stara się należycie odgrywać rolę autokraty”[1].

Przyjęcie było godne Wersalu w całej swojej ostentacyjnej okazałości. „Kolację podano dla blisko trzech tysięcy gości. Trudno opisać wrażenie, jakie wywołuje spektakl, w ramach którego tak wiele osób zasiada do stołu jednocześnie. By dać ci wyobrażenie, na jaką skalę się to odbywa, powiem tylko, że w sumie czekało tam na gości blisko dwa tysiące służby, w tym kozacy, mamelucy i pokojowcy [lokaje], tacy jak ci z opowieści o osiemnastowiecznej Anglii, noszący na głowach ogromne kapelusze ze strusimi piórami. W każdej sali czeka w gotowości orkiestra wojskowa, by grać hymn narodowy, dokądkolwiek car się uda. Nie zabrakło też straży honorowej, której obowiązkiem było najwyraźniej stanie na baczność w pozycji «Prezentuj broń!» przez pięć godzin bez przerwy”[2].

Kiedy młoda żona księcia Marlborough Consuelo Vanderbilt zapytała cara na jednym z kolejnych obiadów o możliwość wprowadzenia w Rosji demokratycznych rządów, ten odpowiedział: „Jesteś­my dwieście lat za Europą w rozwoju naszych narodowych instytucji politycznych. Rosja jest wciąż bardziej azjatycka niż europejska i dlatego rządy muszą być autokratyczne”[3].

Angielskiego arystokratę uderzyła również specyfika regimentów gwardii, które zdominowały carski system wojskowy. „Wielki książę Włodzimierz, który jest dowódcą części armii, osobiście dokonuje inspekcji rekrutów. Ci, którzy mają zadarte nosy, trafiają do pułku Pawłowskiego, utworzonego przez cara Pawła, który miał zadarty nos”[4].

Podobnie jak dwór, cesarska armia rosyjska była skostniała z powodu archaicznej etykiety, protokołu i biurokracji. Kapitan Archie Wavell, przyszły marszałek polny, podówczas młody oficer w pułku Black Watch, zauważył, będąc w Rosji na ataszacie tuż przed I wojną światową, że nawet wyżsi oficerowie bali się wykazywać inicjatywę. „Przykładem konserwatyzmu armii rosyjskiej – dodał – był zwyczaj ciągłego noszenia bagnetu na karabinie”[5]. Ten zwyczaj zapoczątkowany pod koniec XVIII wieku stanowił efekt rozkazu marszałka Suworowa wydanego po tym, jak rosyjska kolumna wpadła w zasadzkę i została wybita do nogi.

Rosyjscy oficerowie poczytaliby sobie za hańbę, gdyby kiedykol­wiek zobaczono ich bez munduru. Kapitan dragonów, który wypytywał Wavella o zwyczaje panujące w armii brytyjskiej, nie mógł uwierzyć, że brytyjscy oficerowie poza godzinami służby przebierają się w cywilne ubrania i nie noszą broni przybocznej w miejscach pub­licznych. Zgorszony poderwał się z krzesła i wykrzyknął: „Przecież żołnierze nie będą się pana bać!”[6]. Carski oficer miał prawo uderzyć każdego ze swoich podkomendnych w twarz w ramach kary dyscyplinarnej.

Wavell nie był zaskoczony, że rosyjska inteligencja uważała swoich władców „za biurokratycznych ciemiężycieli; nie ufała policji i gardziła armią”[7]. Po serii upokarzających klęsk w wojnie rosyjsko-japońskiej 1904–1905 i masakrze pokojowej demonstracji prowadzonej przez ojca Gieorgija Gapona w styczniu 1905 roku szacunek dla reżimu i sił zbrojnych wyparował. „Rosja z dnia na dzień przeszła na lewą stronę – pisała Nadieżda Łochwicka, używająca pseudonimu Teffi. – Wśród studentów wybuchały niepokoje, wśród robotników strajki. Nawet starych generałów można było usłyszeć, jak psioczą na haniebny sposób zarządzania krajem i ostro krytykują samego cara”[8].

W zamian za wielkie przywileje szlachta miała dostarczać swoich synów armii jako oficerów lub zbiurokratyzowanej administracji państwowej jako urzędników. Od 30 tysięcy obszarników oczekiwano tymczasem utrzymania porządku na wsi za pośrednictwem miejscowych „naczelników ziemskich”.

Reforma uwłaszczeniowa z 1861 roku jedynie w znikomym stopniu polepszyła los chłopstwa. „Nasi chłopi żyją w strasznych warunkach, bez właściwie zorganizowanej opieki medycznej – pisał Maksym Gorki. – Połowa dzieci chłopskich umiera na różne choroby przed ukończeniem piątego roku życia. Prawie wszystkie kobiety na wsi cierpią na choroby kobiece. Wsie gniją od syfilisu, wsie pogrążyły się w nędzy, ignorancji i zdziczeniu”[9]. Kobiety również cierpiały, bite przez swoich mężów, gdy ci znowu sobie popili.

Wszelkie wyobrażenia, że krzepki rosyjski chłop będzie częścią niepowstrzymanego wojskowego walca, były iluzją. Mniej więcej trzech na czterech młodych chłopów było w czasie pokoju odrzucanych przez komisje poborowe z powodu złego stanu zdrowia. Oficerowie narzekali na jakość rekruta w czasie I wojny światowej. Sztab 2 Armii meldował: „Jest godne ubolewania i dość powszechne, że niższe rangi samookaleczają się, by uniknąć walki. Jest też wiele przypadków poddawania się wrogowi”. Żołnierze to „zwykłe mużyki […]. Gapią się przed siebie zobojętniałym, tępym i ponurym wzrokiem. Nie mają w zwyczaju spoglądać wesoło i radośnie w oczy swojego dowódcy”[10]. Najwyraźniej rosyjski chłop w mundurze przyjął taktykę, którą armia brytyjska zwykła określać jako „tępą bezczelność”.

Nawet oświeceni członkowie szlachty i arystokracji obawiali się „ciemnych mas” i sporadycznych wybuchów przerażającej przemocy, takich jak ten z 1773 roku, którym dowodził Jemielian Pugaczow. Aleksander Puszkin opisał go jako „rosyjski bunt, bezsensowny i bezlitosny”[11]. Na fali niepokojów i podpaleń dworów w 1905 roku, w następstwie klęski w wojnie rosyjsko-japońskiej, jedyną nadzieją właścicieli ziemskich był apel do miejscowego gubernatora o wezwanie wojska z jednego z wielu miast garnizonowych.

Słynna zawarta w Manifeście komunistycznym uwaga Karola Marksa o „idiotyzmie życia wiejskiego”, z jego implikacją łatwowierności, apatii i uległości, była prawdziwa także poza wsią. Małe, prowincjonalne miasteczka mogły być niemal równie otępiające. Satyrycy tacy jak Sałtykow-Szczedrin i Gogol zaglądali pod mętną powierzchnię zatęchłego stawu. Sałtykow, jak na ironię ulubiony autor Lenina, jako przyczynę podawał „niszczący wpływ zalegalizowanego niewolnictwa na psychikę człowieka”[12], zjawisko wspólne dla epoki carskiej i radzieckiej. Lew Trocki twierdził, że to wina umysłowego kaftana bezpieczeństwa założonego na społeczeństwo przez Kościół prawosławny. Utrzymywał, że rewolucja nie może nadejść, póki lud nie zerwie z „ikonami i karaluchami” Świętej Rosji.

Próby reformy rolnej przyniosły rezultaty tylko gdzieniegdzie. W przeciwieństwie do wielkiego XIX-wiecznego magnata hrabiego Dmitrija Szeremietiewa, który posiadał 763 tysiące hektarów ziemi z blisko 300 tysiącami poddanych, większość majątków była mała i zubożała[13]. Bardzo niewielu właścicieli ziemskich, nawet gdyby chcieli, mogło sobie pozwolić na poprawę warunków mieszkaniowych włościan czy wprowadzenie najbardziej podstawowej formy mechanizacji. Zamiast tego wielu było zmuszonych do sprzedaży lub zastawienia swoich posiadłości. Stosunki stawały się coraz bardziej sztuczne i napięte. Biedniejsi chłopi nadal pozostawali analfabetami, co oznaczało, że byli wykorzystywani zarówno przez starszyznę wiejską, jak i kupców zbożowych, a także źle traktowani przez wielu właścicieli ziemskich, wciąż urażonych z powodu utraty władzy. W rezultacie posłuszni dzierżawcy, kłaniający się swoim szlachetnym panom, wykorzystywali każdą okazję, by ich oszukać za plecami.

Migracja do miast przyspieszyła wzrost miejskiej klasy robotniczej – proletariatu, który marksiści postrzegali jako awangardę rewolucji. Z niewiele ponad miliona mieszkańców na przełomie wieków populacja Petersburga wzrosła do ponad 3 milionów pod koniec 1916 roku. Warunki w fabrykach były przerażające i niebezpieczne. Robotnicy byli uważani przez właścicieli za zbędnych, ponieważ na ich miejsce czekała cała masa chłopów. Nie istniało prawo do strajku ani odszkodowania za zwolnienie z pracy. W razie jakiegokolwiek sporu policja zawsze stawała po stronie fabrykantów. Wielu postrzegało to jako pańszczyznę w mieście. Robotnicy spali w zatłoczonych barakach, noclegowniach i kamienicach, wśród nędzy i chorób. „W miastach nie ma kanalizacji – pisał Gorki – nie ma przewodów kominowych w fabrykach; otwarta ziemia została zatruta miazmą gnijących śmieci, powietrze – dymem i pyłem”[14]. W takich przeludnionych warunkach obok sporadycznych epidemii cholery i tyfusu szerzyła się gruźlica i choroby weneryczne. Średnia długość życia była tak niska jak w najbiedniejszych wioskach. Jedyną wolnością był najniższy krąg piekła zamieszkiwany przez lumpenproletariat bezrobotnych – podziemny świat dziecięcej prostytucji, drobnych kradzieży i pijackich bójek, egzystencja gorsza od wszystkiego, co przedstawili Dickens, Hugo czy Zola. Jedyną katastrofą, która mogłaby jeszcze bardziej pogorszyć życie biedaków w Rosji, był wielki europejski konflikt.

CZĘŚĆ PIERWSZA

1912–1917

ROZDZIAŁ 1

Samobójstwo Europy[1]1912–1916

Tempo rozwoju przemysłowego w Rosji przed I wojną światową spowodowało nadmierną pewność siebie klas rządzących. Klęska doznana ledwie 10 lat wcześniej w wojnie z Japonią poszła w zapomnienie. Partia wojenna w Petersburgu znów zaczęła dochodzić do głosu, domagając się ataku na Turcję po zamknięciu przez nią Cieś­niny Dardanelskiej w 1912 roku. Nawet ostrożny dotąd minister spraw zagranicznych Siergiej Sazonow był oburzony sposobem, w jaki Rosja potraktowana została przez Cesarstwo Niemieckie i Austro-Węgry podczas I wojny bałkańskiej. Kiedy więc w czerwcu 1914 roku Wiedeń wystosował ultimatum pod adresem Serbii w następstwie zamachu na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda w Sarajewie, Sazonow poprosił szefa sztabu generalnego o przygotowanie armii do wojny. Powiedział carowi, że jeśli Rosja nie wesprze swoich braci Słowian w Serbii, zostanie to odebrane jako fatalne upokorzenie. Mikołaj II poczuł się zobowiązany przychylić się do apeli o ogłoszenie częściowej mobilizacji, w efekcie czego dowództwo armii oświadczyło, że skoro Rosja szykuje się do wojny z Austro-Węgrami, konieczne będzie zmobilizowanie wojsk rosyjskich na całej długości frontu centralnego i północnego na wypadek konfliktu z Niemcami[2].

Powiernika i uzdrowiciela cesarskiej rodziny Grigorija Rasputina nie było wtedy w stolicy. Tego fatalnego lata wrócił do rodzinnej wsi na Syberii. O pośpiesznych przygotowaniach do wojny dowiedział się z telegramu, który wysłała doń caryca. Natychmiast wyruszył, by wysłać odpowiedź i doradzić carowi, żeby oparł się naciskom, ale drogę zagrodziła mu chłopka, która pchnęła go nożem w brzuch. Była zwolenniczką Iliodora, byłego księdza, który potępiał Rasputina jako pijaka i fałszywego proroka. Rasputin ledwie uszedł z życiem i trafił do szpitala. Kiedy w końcu odzyskał przytomność i usłyszał, że zarządzono mobilizację, chciał telegraficznie przestrzec cara, że wojna zniszczy zarówno Rosję, jak i Romanowów. Ale było już za późno, a zresztą prawdopodobnie i tak niewiele by to zmieniło.

Obawy rosyjskiego sztabu generalnego, że państwa centralne szybciej zdołają zmobilizować swoje siły zbrojne, nie były jednak głównym czynnikiem powodującym eskalację konfliktu. Była nim determinacja Austro-Węgier, które chciały zmiażdżyć Serbię, zanim do akcji wkroczą największe europejskie mocarstwa. Niemcy nie zamierzały powstrzymywać swojego sojusznika. Generał Helmuth von Moltke, szef niemieckiego sztabu generalnego, nakłaniał nawet Austriaków, by ignorowali apele o umiarkowanie ze strony niemieckiego rządu i parli do wojny. Dyplomacja i królewskie koneksje na niewiele mog­ły się tu zdać. Jak wkrótce celnie miał zauważyć francuski premier Georges Clemenceau, wojna była zbyt ważna, by pozostawić ją w rękach generałów.

Z chwilą wypowiedzenia wojny dla „szarej masy” rosyjskich chłopów-żołnierzy sprawy mogły już tylko przybierać coraz gorszy obrót. W sumie do armii i marynarki miało zostać powołanych 15,3 miliona mężczyzn. Po klęsce w bitwie pod Tannenbergiem, a następnie niesławnym „wielkim odwrocie” w 1915 roku, po niemieckim zwycięstwie pod Gorlicami-Tarnowem (na południowy wschód od Krakowa), wśród oficerów i żołnierzy zapanowało rozgoryczenie i podejrzenia o zdradę. Szybko zaczęto mówić o „niemieckim uścis­ku”[3], między innymi dlatego, że tak wielu generałów nosiło nazwiska pochodzenia niemieckiego lub skandynawskiego. Większość jednak przeklinała niemiecką carycę i jej kamarylę zdominowaną przez Rasputina w pełni zasługującego na miano éminence grise. Gdy tylko car nieroztropnie zdecydował się przejąć obowiązki naczelnego dowódcy, rozpustny mnich zaczął się bezczelnie wtrącać w kwestie obsady stanowisk w armii.

Dla rosyjskich żołnierzy życie w okopach na całym froncie bieg­nącym od Bałtyku przez Polskę, Białoruś, Galicję i Rumunię, aż do Morza Czarnego było koszmarnym doświadczeniem. „Wkopawszy się w ziemię – pisał Maksym Gorki – wegetują w deszczu i śniegu, w brudzie, w ciasnocie; wyniszczają ich choroby i zjada robactwo; żyją jak zwierzęta”[4]. Brakowało amunicji, wielu żołnierzy nie miało butów i musiało zastępować je łapciami z kory brzozowej. Lazarety były niemal tak samo prymitywne jak te z czasów wojny krymskiej.

Próby modernizacji kończyły się katastrofą. „Najnowszy krzyk techniki wreszcie do nas dotarł – pisał z goryczą w swoim dzienniku Wasilij Krawkow, starszy lekarz wojskowy. – Dwadzieścia pięć tysięcy masek przeciwgazowych dla naszego korpusu. Zostały przetestowane przez najwyższą komisję pod przewodnictwem naszego najwyższego rangą «paszy», księcia Oldenburga. Przeprowadziłem własny test. Kazałem je założyć moim felczerom. Po dwóch minutach zaczęli się dusić. A my niby mamy wyposażyć w to coś wszystkich w okopach!”[5].

Wojskowe wydziały cenzury, kontrolujące żołnierskie listy, nie mogły mieć złudzeń co do stanu morale na froncie. Piszący skarżyli się na ogromną przewagę niemieckiej artylerii oraz całkowicie bezduszny stosunek oficerów do podkomendnych. Żołnierze doświadczali brutalnego traktowania lub mieli traumę z powodu tego, co widzieli. „Trupy wciąż tam leżą – napisał jeden z nich w liście do domu. – Kruki już im wydziobały oczy, a szczury biegają po rozdętych ciałach. Mój Boże, tego strasznego widoku nie sposób opisać ani go sobie wyobrazić”[6].

Inny pisał o masowym grobie, który oficerowie kazali im wykopać, a potem wrzucić do niego poległych towarzyszy broni. „Zebraliśmy ciała z pola walki, wykopaliśmy dół o długości 30 sążni i głębokości 4 sążni. Złożyliśmy tam zabitych, ale ponieważ było już późno, tylko połowę dołu zasypaliśmy ziemią, mieliśmy dokończyć rano. Postawiliśmy wartownika. Okazało się, że w nocy jeden z zabitych wyczołgał się z dołu i rano zastano go siedzącego tuż obok. Kilku innych ruszało się, bo nie byli martwi, tylko ranni lub porażeni wybuchami ciężkich pocisków. To się zdarza dość często”[7].

Różnice w warunkach bytowych między oficerami a żołnierzami powodowały silną niechęć tych drugich do tych pierwszych. Wielu oficerów udawało się na noc do ciepłych i względnie wygodnych izb chłopskich za frontem, podczas gdy szeregowi żołnierze i podoficerowie marzli w okopach. „Szeregowy żołnierz idący do ataku w pierwszym szeregu dostaje 75 kopiejek [miesięcznie] – pisał do domu jeden z poborowych. – Dowódca kompanii idący z tyłu dostaje 400 rubli, a dowódca pułku, który jest jeszcze dalej, tysiąc rubli […]. Jedni mają smaczne posiłki, alkohol i prostytutki pod flagą Czerwonego Krzyża, a inni przymierają głodem”[8].

Przeświadczenie, że pielęgniarki Czerwonego Krzyża świadczą usługi seksualne oficerom, było niemal obsesyjne, a jednak jest w tym trochę prawdy. Doktor Krawkow, szef służby medycznej korpusu, opisał okoliczności, w jakich zdymisjonowany został jeden z jego kolegów po fachu. „Sprawa była prosta. Lekarz wykazał się zbyt dużym taktem i nie uległ żądaniom kliki sztabowej, która chciała założyć burdel, wykorzystując w tym celu podległe mu pielęgniarki […]. Nie była to dla mnie żadna nowość. Zetknąłem już z takimi praktykami w 10 Armii i był to jeden z powodów mojej ucieczki stamtąd”[9].

Oficerowie oferowali klepiącym biedę gimnazjalistkom w Odessie setki rubli za ich nagie zdjęcia[10]. „Proszę napisać do mnie, czy jesteś gotowa dać się sfotografować jeszcze raz, z większą ilością szczegółów” – napisał jeden z młodych oficerów. Następnie powiedział jej, że jeśli odwiedzi pułk, może zarobić nawet tysiąc rubli[11].

Podczas gdy oficerowie się bawili, zwykłym żołnierzom nie wolno było widywać się z żonami, nawet na dalekich tyłach. Jewdokia Merkułowa, niepiśmienna młoda żona kozaka z 9 Samodzielnej Sotni Dońskiej, nieświadoma obowiązujących regulaminów, na początku grudnia 1916 roku pojechała odwiedzić męża. Co ciekawe, miała potem odwagę złożyć formalną skargę na jego dowódcę. „Sotnik Michaił Rysakow dowiedział się o moim przyjeździe – zeznała. – Nie wiem dlaczego, ale 5 grudnia rozkazał sotni ustawić się w szyku paradnym, a mnie kazał położyć się przed nimi twarzą do ziemi. Dwóm kozakom kazał podwinąć mi spódnicę i halkę i trzymać mnie za ręce i nogi. Następnie nakazał mojemu mężowi wymierzyć mi piętnaście razów na gołe ciało. Osobiście nadzorował wykonanie kary i groził mojemu mężowi. Kazał mu uderzać z całej siły i na skórę, a nie na ubranie. Mój mąż ze strachu przed dowódcą tak uczynił i rany po tych uderzeniach do dziś się jeszcze nie zagoiły. Po wszystkim zostałam pod eskortą odesłana za Don”[12].

Chłopi żołnierze, będący zwykłym mięsem armatnim, nienawidzili wojny, błota, wszy, podłej jakości jedzenia i szkorbutu. Doktor Krawkow ubolewał nad ich dietą. „Nadeszła kolejna dostawa żywności, tym razem z Orenburga – zanotował w swoim dzienniku. – Składało się na nią 1000 pudów* szynek i kiełbas, wszystko zepsute! Cała nasza matuszka Rosja gnije”[13].

W październiku 1916 roku spadły ulewne deszcze, co zaniepokoi­ło Krawkowa. „Doktor Tołczenow, któremu zleciłem dokonanie oceny warunków sanitarnych na pierwszej linii, złożył zatrważający raport o fatalnej sytuacji w okopach, z jaką muszą zmagać się nasi żołnierze: w błocie sięgającym po pas, bez schronienia przed złą pogodą, bez ciepłej odzieży, gorącej strawy lub herbaty”[14]. Dwa tygodnie później napisał: „Otrzymaliśmy uzupełnienia, młodych chłopców, samych żółtodziobów. Na drugi dzień wysłano ich do ataku na bagnety […]. Była to porażająca scena. Wielu z nich, nie chcąc umierać, wołało rozpaczliwie: «Mamo!»”[15]. Władze wojskowe starały się wyciszać wieści o buntach, które były tłumione z całą bezwzględnością.

Tej zimy w Piotrogrodzie rządzących krytykowali już nie tylko libe­rałowie i lewica. Nawet arcykonserwatywni politycy, tacy jak Wasilij Szulgin, byli zbulwersowani nieodpowiedzialnością bogaczy, obojętnych na fakt, że Rosja ponosiła dwukrotnie większe straty w ludziach niż Niemcy i Austro-Węgry. „I tak oto – pisał z goryczą – tańczymy «ostatnie tango» na przedpiersiach okopów usłanych trupami”[16]. Szulgina do wściekłości doprowadzały plotki i teorie spiskowe krążące po stołecznych salonach, a zwłaszcza „pogłoski o zdradzie”[17]. W szczególności ubodło go szokujące wystąpienie lidera Partii Kadetów Pawła Milukowa podczas posiedzenia Dumy Państwowej 1 listopada**. Wściekłe ataki Milukowa na carskich ministrów zadziwiły obecnych, ponieważ zwykle okazywał on umiarkowanie. Teraz otwarcie potępił „okultystyczne siły walczące na rzecz Niemiec”. Po każdym podanym przez siebie przykładzie niekompetencji władzy, przy aplauzie sali, Milukow zadawał retoryczne pytanie: „A co to jest? Głupota czy zdrada?”[18].

Wszechobecna korupcja w stolicy szokowała idealistycznych młodych oficerów na froncie. „Powszechnie wiadomo, że wszelkiego rodzaju naciągacze w otoczeniu wielkiej księżnej Marii Pawłowny załatwiają takie rzeczy w zamian za łapówki – pisał młody oficer kawalerii z 7 Armii do swojej narzeczonej, która chciała zapewnić mu bezpieczny przydział na tyłach. – Ale błagam cię, nie przekupuj nikogo. Chcę żyć i umrzeć jako szlachcic”[19].

Nawet zdecydowanych zwolenników monarchii ogarniała rozpacz. Upór cara wynikał niemal wyłącznie ze słabości charakteru. Po serii frontowych niepowodzeń w 1915 roku, wbrew wszelkim radom, postanowił zastąpić na stanowisku naczelnego dowódcy swojego stryja, niezwykle wysokiego wielkiego księcia Mikołaja Mikołajewicza. Wavell uważał wielkiego księcia za „najprzystojniejszego i najbardziej imponującego mężczyznę, jakiego kiedykolwiek spotkałem. Nie miał wielkiej mocy intelektu ani wiedzy książkowej, ale cechowały go zdrowy rozsądek i siła charakteru”[20]. Jego bratankowi Mikołajowi II niestety brakowało obu tych cech. „Autokracja bez autokraty to straszna rzecz” – zauważył Szulgin[21].

Jednym z głównych powodów, dla których car zaszył się w kwaterze głównej w Mohylewie, było to, że wolał otaczać się lojalnymi oficerami niż nastawionymi krytycznie politykami. Zarządzanie krajem pozostawił carycy i Rasputinowi, stanowczo odmówił powołania rządu złożonego z posłów do Dumy. Jednak jego obecność w Stawce pozostała czysto symboliczna, a jego świta dbała o to, by wszelkie wycieczki na front starannie zaaranżowano.

„Szef sztabu generała Dołgowa opowiedział nam przy kolacji, bez krzty ironii, jak wyglądały przygotowania do wizyty cara – zanotował w swoim dzienniku dr Krawkow. – Z okopów ściągnięto wszystkich żołnierzy, wydano im nowiutkie mundury i oporządzenie. Artylerzystom wydano rozkaz otwarcia ognia w momencie, gdy cesarska wizyta będzie się rozpoczynać. W zasadzie, jak to ujął, «zainscenizowano prawdziwą scenę bitwy». Car był zadowolony, wszystkim ładnie podziękował, a nasz dzielny wojak za udaną inscenizację został odznaczony Krzyżem św. Jerzego”[22].

Zimą 1916 roku nikt w Mohylewie nie odważył się powiedzieć carowi o plotkach zasłyszanych w Piotrogrodzie. Po stolicy krążyły pamflety, takie jak Przygody Griszki[23], sugerujące, że Rasputin urządza orgie z carycą, a nawet jej córkami. Te pornograficzne fantazje przypominały inne tego typu brednie rozpuszczane ponad sto lat wcześniej w Paryżu na temat Marii Antoniny i księżnej de Lamballe. Siłą rzeczy takie groteskowe historyjki uczyniły z Rasputina, domniemanego lubieżnego chłopskiego hulaki, coś w rodzaju bohatera ludowego.

Zabójstwo Rasputina dokonane 17 grudnia przez księcia Feliksa Jusupowa, wielkiego księcia Dmitrija Pawłowicza i Władimira Puriszkiewicza, jednego z przywódców antysemickiej Czarnej Sotni***, spotęgowało wrażenie, że stolica jest siedliskiem zepsucia moralnego w wydaniu arystokratycznym. Pomysł, aby Jusupow wykorzystał swoją żonę Irinę, urodziwą kuzynkę cara, jako przynętę na chutliwego mnicha, dodał temu dramatycznemu wydarzeniu nutkę pikanterii. Zbiorową wyobraźnię podsycały trudności, jakie mieli spiskowcy z zabiciem Rasputina, którego nie zmogły zatrute ciastka i potrzeba było kilku strzałów z rewolweru, by go dobić, a następnie z pozbyciem się jego ogromnego ciała, które ostatecznie wrzucono do przerębla pod mostem.

Rasputin, car i caryca.

Książę i księżna Jusupowowie.

Głęboki cynizm, który zapanował na tyłach, wytworzył niebezpieczną apatię. Pewien oficer nazwiskiem Fiedulenko, powracający z frontu, został przez swojego pułkownika zaproszony na obiad. „Obok nas siedziało dwóch oficerów gwardii – wspominał później. – Zaczęli rozmawiać o Rasputinie; byłem wstrząśnięty ich rozmową”. Powtarzali plotki o carycy i Rasputinie, mówili, że car to słabeusz. „Kiedy potem wracałem z pułkownikiem do Oranienbaumu, zapytałem, jak to możliwe, że przyzwala się na rozpowszechnianie plugawych kalumnii, dlaczego nikt nie utemperuje takich młodzików szkalujących swojego monarchę. Wszak rozmawiali po rosyjsku przy kelnerach, którzy mogli to wszystko słyszeć”. Pułkownik machnął ręką z rezygnacją. „Ach – westchnął. – Upadek już się zaczął. Nadchodzą straszne czasy”[24]. Doktor Krawkow nie miał żadnych wątpliwości: „Niezależnie od wyniku wojny będzie rewolucja”[25].

* Jeden pud to nieco ponad 16 kg [przyp. tłum.].

** Partia Konstytucyjno-Demokratyczna (KD), potocznie nazywana Partią Kade­tów, była liberalnym ugrupowaniem centrowym obejmującym zarówno umiarkowanych monarchistów, jak i republikanów. Założona przez Milukowa w 1905 roku, cieszyła się poparciem głównie wśród środowisk akademickich, przedstawicieli zawodów prawniczych i bardziej oświeconej klasy średniej, w tym Żydów, gdyż wspierała ich emancypację.

*** Czarna Sotnia to potoczna nazwa działających w Rosji na początku XX wieku skrajnie reakcyjnych organizacji monarchistycznych, nacjonalistycznych i anty­semickich wspierających absolutyzm carski.

ROZDZIAŁ 2

Rewolucja lutowa styczeń–marzec 1917

Dryf w stronę rewolucji był oczywisty dla wszystkich z wyjątkiem tych, którzy świadomie nie chcieli tego dostrzec. Pozostawało tylko pytanie, czy dojdzie do niej w czasie wojny, czy tuż po jej zakończeniu. Generał Michaił Aleksiejew, szef sztabu wodza naczelnego, złożył carowi raport, w którym zalecał ewakuację fabryk i ich pracowników ze stolicy. Raport napisany w kwaterze głównej na specjalnym niebieskim „carskim” papierze Mikołaj II opatrzył odręcznym dopiskiem: „Bieżąca sytuacja nie uzasadnia podjęcia takich działań, które mogłyby jedynie wywołać panikę i niepokój na tyłach”[1]. Rozwiązanie postulowane przez Aleksiejewa byłoby trudne do zrealizowania, gdyż wiązałoby się z koniecznością przesiedlenia z Piotrogrodu ponad 300 tysięcy robotników przemysłowych[2]. Ani generał, ani car nie przewidzieli wówczas, że ich własne oddziały w stolicy stanowią podobne zagrożenie.

W wyniku ogromnych strat poniesionych podczas dotychczasowych działań wojennych wielu praporszczyków (chorążych) rezerwy było antymonarchistami i nie miało nic wspólnego z przedwojenną armią. „Większość z nich to byli studenci – zauważył jeden z oficerów kadrowych. – Było mnóstwo młodych prawników. Brygada zamieniła się w bursę studencką, były wiece, rezolucje i protesty. Zawodowego oficera traktowali jak jakieś prehistoryczne zwierzę”[3]. W rzeczywistości większość praporszczyków stanowią awansowani do tego stopnia żołnierze liniowi niższych rang, przeważnie pochodzący ze środowisk drobnomieszczańskich[4]. Z pewnością zwiększało to ich niechęć do aroganckich z definicji tradycyjnych oficerów.

Dobrze poinformowani nie wykluczali niebezpieczeństwa poważnego buntu w stolicy. Na kolacji wydanej przez kochankę pewnego arystokraty wielcy książęta, wyżsi oficerowie i francuski ambasador Maurice Paléologue dyskutowali o tym, na które pułki gwardii w stolicy można liczyć, że pozostaną lojalne. Optymizm był tego wieczoru towarem deficytowym. „Na zakończenie wypiliśmy za ocalenie Świętej Rusi” – zanotował w swoim dzienniku ambasador[5].

Następnego dnia Paléologue nie krył przygnębienia, ale też nie był zdziwiony, słysząc, jak caryca odpiera wszelkie próby unaocznienia jej realnego zagrożenia dla monarchii. „Wręcz przeciwnie – powiedziała wielkiej księżnej Wiktorii Fiodorownej – mam teraz wielką przyjemność wiedzieć, że cała Rosja, ta prawdziwa Rosja, Rosja ludzi prostych i chłopów, stoi po mojej stronie”[6]. To przekonanie opierało się na pokrzepiających listach, być może sfabrykowanych, które codziennie przekazywała jej ochrana, tajna policja carska, na polecenie ministra spraw wewnętrznych Aleksandra Protopopowa. Protopopow, mianowany z rekomendacji Rasputina, był ponoć niezrównoważony psychicznie w wyniku zaawansowanego syfilisu.

Nawet rodzona siostra carycy, przełożona klasztoru Marty i Marii w Moskwie, została przez parę cesarską poproszona o oddalenie się, gdy zdarzyło jej się napomknąć o „narastającym zdenerwowaniu w Moskwie”. Członkowie licznej rodziny Romanowów byli zatrwożeni tą niechęcią dostrzeżenia tego, co się dzieje wokół. Wystosowali nawet wspólnie list w tej sprawie do cara i carycy.

W rosyjski Nowy Rok wysoki i elegancki brytyjski ambasador sir George Buchanan udał się na spotkanie z carem. Jego Cesarska Mość najwyraźniej domyślał się, co Buchanan zamierzał powiedzieć. Zamiast, jak to miał w zwyczaju, zaprosić go do swojego gabinetu, gdzie mogliby na spokojnie usiąść i zapalić, przyjął go na stojąco w sali audiencyjnej.

Sir George podkreślił na wstępie, że król Jerzy V i rząd brytyjski są bardzo zaniepokojeni sytuacją w Rosji. Następnie zapytał, czy może mówić szczerze. „Słucham” – rzucił krótko car[7]. Buchanan zaiste był szczery. Mówił o chaotycznym prowadzeniu wojny, skutkującym ogromem ofiar. Nalegał, by na czele rządu stanął polityk z Dumy, a nie nominat cara. Jedyną szansą na przetrwanie reżimu miało być „przełamanie bariery, która dzieli Waszą Cesarską Wysokość od narodu, i odzyskanie jego zaufania”[8]. Słysząc to, monarcha zesztywniał. „Mówi pan, ambasadorze, że muszę zdobyć zaufanie swojego narodu. Czyż to nie do moich poddanych należy zdobycie mojego zaufania?”* Bucha­nan w sposób niezwykle taktowny poruszył nawet kwestię wrogich agentów i germanofilów w najbliższym otoczeniu carycy. Stwierdził, że jego obowiązkiem jest „ostrzec Waszą Cesarską Wysokość przed otchłanią, która rozciąga się przed Waszą Wysokością”[9]. W pewnym momencie Buchanan zauważył, że drzwi do prywatnych apartamentów są uchylone. Odniósł wrażenie, że caryca słyszała każde słowo.

W owe mroźne styczniowe dni w Piotrogrodzie tańce pod wulkanem trwały w najlepsze. Następnego wieczoru w eleganckiej restauracji Maurice Paléologue zobaczył przy sąsiednim stoliku znaną rozwódkę w otoczeniu nie mniej niż trzech młodych oficerów Pułku Kawalergardów. Dopiero co została zwolniona z aresztu, do którego trafiła jako podejrzana o współudział w zabójstwie Rasputina. Kiedy policja poprosiła ją o klucz do biurka, odpowiedziała, że w środku znajdą tylko listy miłosne. „Co wieczór, a raczej co noc – zanotował w swoim dzienniku francuski ambasador – zabawa do białego rana: teatr, balet, kolacja, Cyganie, tango, szampan”[10].

Podczas gdy bogate elity oddawały się w stolicy przyjemnościom, jakby wojna nie istniała, brak chleba powodował niepokoje w biedniejszych dzielnicach Piotrogrodu. „Zaczęły się ustawiać kolejki – zanotował kadet marynarki wojennej. – Jeśli kolejka liczyła około dziesięciu osób, a piekarz nie otworzył sklepu, zaczynały latać cegły, słychać było dźwięk tłuczonego szkła. Patrole kozackie, pojawiające się dla zachowania pozorów, tylko się z tego śmiały”[11].

W Rosji nie brakowało wtedy zboża. Problemem był i tak już przeciążony system kolejowy, który z początkiem roku zmagał się z trzaskającym mrozem i obfitymi opadami śniegu. Około 57 tysięcy wagonów[12] utknęło na stacjach lub w zaspach, a wiele parowozów dosłownie zamarzło. Ceny żywności i opału rosły znacznie szybciej niż płace. Mimo to rok 1917 rozpoczął się od mniejszej liczby strajków niż rok poprzedni. Generał major Konstantin Głobaczow, szef ochrany, twierdził, że reżim miał szczęście, że strajki nie były skoordynowane. „Nigdy nie mieliśmy do czynienia ze strajkiem generalnym” – napisał[13]. Ale to była tylko kwestia czasu.

Głobaczow musiał sobie radzić z coraz bardziej niestabilnym ministrem spraw wewnętrznych Aleksandrem Protopopowem, który był przesądny i całkowicie ulegał wpływom carycy. Miesiąc wcześniej Protopopow jakoś nie był w stanie uchronić Rasputina od wpadnięcia w pułapkę zastawioną nań w pałacu Jusupowów. W Piotrogrodzie Protopopow był postacią wyśmiewaną. Ponieważ Korpus Żandarmów podlegał jego ministerstwu, kazał sobie uszyć mundur żandarma, ale z dystynkcjami służby cywilnej. Gdy pojawiał się w Dumie ubrany w ten eklektyczny uniform, wywoływał powszechne rozbawienie.

Protopopow nie pojmował różnic między partiami politycznymi a grupami rewolucyjnymi w stolicy mimo usilnych starań jego podwładnych, którzy starali mu się wszystko objaśnić. Trzeba mu też było przypomnieć o zbliżającej się rocznicy petersburskiej Krwawej Niedzieli, ważnym wydarzeniu w lewicowym kalendarzu. W ramach upamiętnienia tragicznych wydarzeń z 9 stycznia 1905 roku – kiedy to prowadzony przez prawosławnego księdza Gieorgija Gapona pochód robotników z petycją do cara został krwawo rozpędzony przez wojsko używające ostrej amunicji – miał zostać zorganizowany wielki strajk.

Obawy ochrany budziła też lojalność ogromnego stołecznego garnizonu, liczącego około 180 tysięcy ludzi. Protopopow zgodził się odbyć naradę z dowódcami Piotrogrodzkiego Okręgu Wojskowego, generałem Chabałowem, oficerem niezdolnym do racjonalnego myś­lenia, i generałem porucznikiem Czebykinem, niezbyt orientującym się w tym, co należy do jego obowiązków. Kiedy Głobaczow zapytał, czy oddziały są lojalne, Czebykin, dowódca jednostek rezerwowych gwardii, odpowiedział: „Jestem pewien, że tak”, podczas gdy najwyraźniej nie miał o tym pojęcia[14].

Głobaczow doskonale zdawał sobie sprawę z deficytu doświadczonych oficerów i podoficerów. Większość dobrych została zabita lub okaleczona na froncie. Bataliony rezerwowe Gwardii w Piotrogrodzie cierpiały z powodu tego, co pisarz Wiktor Szkłowski nazwał „tępą rozpaczą i beznadzieją” charakterystyczną dla życia koszarowego. Piotro­grodzki żołnierz w 1917 roku „był albo niezadowolonym chłopem, albo niezadowolonym mieszkańcem miasta”. W koszarach, które były „po prostu murowanymi zagrodami”, żołnierzy okropnie stłoczono, a ich znakiem rozpoznawczym był „kwaśny zapach poddaństwa”[15].

Głobaczow przygotował raport o nastrojach wśród żołnierzy garnizonu piotrogrodzkiego. Kopia została przekazana do Stawki**. Generał Aleksiejew zgodził się na zastąpienie części jednostek Korpusem Kawaleryjskim Gwardii, ale nigdy do tego nie doszło z powodu niemieckiej ofensywy na froncie rumuńskim. Co gorsza, w lutym temperatury spadły jeszcze bardziej, do –20°C. Niedobór opału w Piotrogrodzie wywołał pogłoski o planowanym wprowadzeniu racjonowania chleba. Wywołało to panikę zakupów, wiele kobiet wystawało na siarczystym mrozie w kolejkach… na darmo. Brak opału oznaczał również, że robotnicy zostali zwolnieni bez wynagrodzenia z wielu fabryk, w tym gigantycznych Zakładów Putiłowskich, które zamknęły swoje bramy 21 lutego.

W środę 22 lutego, spędziwszy nieco ponad dwa miesiące w Pałacu Aleksandrowskim w Carskim Siole, Mikołaj II po raz kolejny wyjechał do Stawki w Mohylewie na Białorusi. W pociągu cesarskim czytał francuskie wydanie Wojny galijskiej Cezara. W ciągu ostatnich tygodni Michaił Rodzianko, przewodniczący Dumy Państwowej, kilka­krotnie bezskutecznie próbował przekonać monarchę do powołania ministrów z bloku postępowego, by w ten sposób zapobiec rewolcie. Oderwany od rzeczywistości Protopopow raz po raz zapewniał cara, że stolica jest w bezpiecznych rękach.

Następnego dnia, 23 lutego (8 marca w kalendarzu gregoriańskim), przypadał Międzynarodowy Dzień Kobiet. Dzień ów miał zapoczątkować proces rewolucyjny[16]. Słoneczna pogoda, po wielu tygodniach przeraźliwego chłodu i zasnuwających niebo ołowianych chmur, sprawiła, że ulice Piotrogrodu były jeszcze bardziej zatłoczone. W zaplanowanych z wyprzedzeniem działaniach wzięło udział kilka grup kobiecych. Niektóre protestowały z powodu braku żywności i skandowały „Chleba! Chleba! Chleba!”, a na placu Znamieńskim zebrały się działaczki Rosyjskiej Ligi na rzecz Równych Praw Kobiet. Walka o prawa wyborcze dla kobiet w Rosji trwała już od dziewięciu lat, ale w ciągu czterech tygodni, po ogromnej demonstracji prawie 40 tysięcy kobiet, przyszły Rząd Tymczasowy zgodził się przyznać kobietom prawa wyborcze. Rosja wyprzedziła pod tym względem Wielką Brytanię i Stany Zjednoczone. Francuzki, na przykład, uzys­kały prawa wyborcze dopiero w 1944 roku.

23 lutego dwie największe manifestacje skierowały się na Newski Prospekt docierając nań z różnych stron. Mimo że dochodziło do drobnych zakłóceń porządku w postaci wybijania szyb w tramwajach, konne oddziały kozackie i znienawidzona policja w czarnych mundurach zdawały się panować nad sytuacją. Jednak ochrana Głobaczowa zauważyła zmianę postawy wśród kozaków. Wydawało się, że unikają konfrontacji, co było nietypowe. Żołnierze jednego z pułków piechoty, napatoczywszy się w porze wydawania posiłków na zakwaterowanych w tych samych koszarach kozaków, zapytali ich wprost: „Będziecie strzelać do robotników i żołnierzy, którzy przyłączą się do protestów, tak jak robiliście to w 1905 roku?”. Odpowiedź wprawiła ich w osłupienie. „Nie! Rok 1905 nigdy się nie powtórzy! Nie będzie­my występować przeciwko robotnikom. W imię czego? Dla tej zupy z soczewicy i zgniłego śledzia?” – zarzekali się kozacy, żywiołowo gestykulując i krzywiąc się na zawartość menażek”[17].

W piątek 24 lutego nastroje były inne. Ponad 150 tysięcy robotników, a niektórzy twierdzą, że nawet 200 tysięcy, rozpoczęło strajk, a sklepy zostały zabite deskami. Dziesięć tysięcy demonstrantów z okręgu wyborskiego zebrało się na północnym brzegu Newy, ponieważ władze zamknęły mosty. Rzeka była zamarznięta, więc wielu manifestantów przeszło przez nią po lodzie, omijając kozackie i policyjne posterunki. Najbardziej zuchwali stawili czoło szpalerom policyjnym. Niektórzy, widząc, że kozacy nie mają swoich nahajek – budzących postrach biczów z byczej skóry, przesmykiwali się pod brzuchami kozackich koników.

Siergiej Prokofiew, kompozytor, zanotował tego dnia w swoim dzienniku: „Na moście Aniczkowskim było pewne nagromadzenie ludzi, głównie robotników, którzy nosili krótkie kurtki i wysokie buty. Przechodziły kawalkady kozaków, każda grupa składała się z około dziesięciu kozaków, uzbrojonych w lance […]. Przeszedłem przez most Aniczkowski i skierowałem się w stronę prospektu Litiejnego. To było centrum wiecu. Zgromadziły się tam masy robotników, ulica była całkowicie zakorkowana przez ten tłum ludzi […]. Jeśli chodzi o kozaków, to bardzo delikatnie napierali na tłum końmi. Czasami wjeżdżali na trotuar i przeganiali gapiów, jeśli tych zebrało się zbyt wielu […]. Jakaś kobieta o mało inteligentnym wyrazie twarzy, nieświadoma doniosłości chwili, namawiała ludzi do bicia Żydów, podczas gdy jakiś robotnik w bardzo elokwentny sposób próbował wyjaśnić jej cele swojego ruchu, lecz bez widocznego efektu”[18].

Następnego dnia tłumy, zachęcone niezdecydowaną reakcją sił porządkowych, były jeszcze większe i tym razem bardziej agresywne. Szturmowano piekarnie i w niektórych miejscach je splądrowano. Bardziej radykalni robotnicy nieśli czerwone transparenty z hasłami atakującymi tę „Niemkę”[19] – carycę. Robotnicy i studenci odśpiewali Marsyliankę w wersji bardziej ponurej od francuskiego oryginału. Skandowali również „Precz z carem!” i „Precz z wojną!” oraz ciskali w policję bryłami lodu.

Hrabia Louis de Robien, jeden z młodych dyplomatów, podwładnych Paléologue’a, obserwował tłum przechodzący przez zamarzniętą rzekę z dzielnicy Wyborskiej w Piotrogrodzie. W pewnym momencie zauważył oddział kozaków galopujący wzdłuż nasypu, by zatrzymać manifestantów. „Wyglądają bardzo malowniczo – zanotował w swoim dzienniku – mają małe koniki, wiązkę siana w siatce przytroczoną do siodła, są uzbrojeni w lance i karabinki”[20].

Robien najwyraźniej uznał to widowisko za dość ekscytujące, a nawet romantyczne. Opisał carską policję konną jako „bardzo szykowną ze swoimi pięknymi końmi, czarnymi pelerynami z czerwoną lamówką i płaskimi astrachańskimi czapkami z czarnym pióro­puszem”[21]. Jednak policja, zwana „faraonami”, była znienawidzona jeszcze bardziej niż kozacy, częściowo dlatego, że jej funkcjonariusze zwolnieni byli ze służby na froncie. Niedługo potem Robien zobaczył piechotę ustawioną w szeregu przed Soborem Kazańskim, do którego zbliżały się tłumy z czerwonymi flagami i transparentami. Policja odepchnęła gapiów, podczas gdy szyk formował oddział konny, prawdopodobnie z 9 pułku kawalerii. „Szarża została przeprowadzona z wielkim rozmachem – napisał. – Jeźdźcy wypadli jak burza z placu Kazańskiego, galopując z wyciągniętymi szablami Newskim [Prospektem] prosto na demonstrantów”[22]. Robien nie miał pojęcia, że w garnizonie właśnie doszło do pierwszego buntu. Żołnierze Pawłowskiego Pułku Gwardii odmówili posłuszeństwa swojemu dowódcy i śmiertelnie go ranili. Prowodyrzy zostali aresztowani i postawieni przed sądem wojennym[23].

Choć napływały raporty o splądrowanych piekarniach, caryca się tym nie przejmowała. „Wojsko jest nam wierne – oświadczyła – i można na nie liczyć”[24]. Nikt nie powiedział jej o zmianie nastrojów wśród rzekomo wiernych sotni kozackich. Władimir Zenzinow, prawnik-eserowiec, zanotował, że „Kozacy jechali wśród tłumu z karabinami uniesionymi w powietrze, krzycząc, że nie będą strzelać do cywilów, że są po stronie ludu. […] A tłum witał ich okrzykami: «Urrra! Niech żyją Kozacy!»”[25].

Tego popołudnia padły też pierwsze ofiary wśród cywilów, gdy oddział 9 pułku kawalerii spanikował i otworzył ogień na Newskim Prospekcie. „Po raz pierwszy w życiu widziałem trupa – zanotował przyszły pisarz Władimir Nabokow. – Zabierano go stamtąd na noszach, a pewien licho obuty towarzysz usiłował raz po raz zedrzeć mu but ze zwisającej nogi, mimo kułaków i kuksańców sanitariuszy, przy czym wszystko odbywało się w sporym kłusie”[26]. Do starć doszło również, gdy duży tłum dotarł na plac Znamieński, nad którym góro­wał masywny konny pomnik Aleksandra III, nazywany szyderczo „hipopotamem”. Napotkał on kompanię Wołyńskiego Pułku Gwardii. Po zapadnięciu zmroku jakiś kozak miał ponoć zabić policjanta, który zaatakował demonstranta. Niektórzy naoczni świadkowie twierdzą, że zarąbał go szablą, inni, że zastrzelił. Wieść o tym znaczącym wyda­rzeniu szybko się rozeszła.

Wielu ludzi jednak, w tym nawet niektórzy bolszewicy, wciąż sądziło, że są świadkami protestu z powodu braku żywności, który zakończy się, gdy tylko zostanie rozdana wystarczająca ilość chleba. Protopopow i generał Chabałow w swoich raportach wysłanych do cara przebywającego w Mohylewie wspomnieli o skali zamieszek, ale twierdzili, że sytuacja jest pod kontrolą. Car, choć nie jest to odnotowane w jego dzienniku, nakazał Chabałowowi natychmiastowe powstrzymanie zamieszek w stolicy. Chabałow był więcej niż zaniepokojony. Otwarcie ognia do tłumów było praktycznie wypowiedzeniem wojny ludności cywilnej. Nie było szans na to, by protesty osłabły. Carowi najwyraźniej nie przyszło do głowy, że ten rozkaz zmusi jego własnych żołnierzy do wyboru strony. Protopopow zasięgnął rady martwego Rasputina podczas seansu spirytystycznego[27]. Tej nocy władze straciły okręg Wyborski. Posterunki policji zostały oblężone i podpalone.

W niedzielny poranek 26 lutego, w kolejny chłodny i jasny dzień, tłumy robotników ponownie przeszły po lodzie przez Newę. Zrywano obwieszczenia podpisane przez generała Chabałowa, które ogłaszały, że demonstracje są zabronione, wojsko zostało upoważnione do otwarcia ognia i wkrótce będzie już dostępny chleb. W Piotrogrodzie wielu przedstawicieli wyższych sfer wyobrażało sobie, że użycie licznych oddziałów piechoty i kawalerii położy kres niepokojom. Jednak Głobaczow ostrzegł generała Chabałowa, że protesty zmierzają ku fazie politycznej. Robotnicy planowali w poniedziałek wrócić do swoich fabryk i zakładów, aby przeprowadzić wybory do Rady Dele­gatów Robotniczych.

Mimo że tego niedzielnego poranka siły bezpieczeństwa w mniejszym lub większym stopniu utrzymały swoje pozycje, duża liczba demonstrantów przedarła się przez kordony do centrum Piotrogrodu. Zdecydowana większość żołnierzy nie podporządkowała się rozkazom otwarcia ognia do tłumu, ale na Newskim Prospekcie wybuchła strzelanina. Początkowo strzały pochodziły od próbującej się bronić policji, ale przynajmniej jedna podoficerska kompania szkolna z Pułku Gwardii nie zawahała się sięgnąć po broń, gdy została otoczona nad Mojką. Nieco później kompania z Pułku Wołyńskiego, dowodzona przez pijanego oficera, zastrzeliła blisko 40 cywilów na placu Znamieńskim, choć niektóre relacje mówiły, że strzały oddano w powietrze. Doszło również do omyłkowej wymiany ognia, gdy duża grupa żołnierzy Pułku Pawłowskiego, która wyszła z koszar, chcąc pomóc protestującym, natknęła się na kompanię Pułku Preobrażeńskiego.

Tego wieczoru w Mohylewie, podczas gry w domino, car otrzymał od przewodniczącego Dumy Państwowej Michaiła Rodzianki kolejny apel o zreformowanie rządu w celu uniknięcia katastrofy. Nie odpowiedział, ale postanowił nakazać Dumie odroczenie obrad, co uciszyłoby liberalnych konserwatystów pokroju Rodzianki. Wiado­mość miał przekazać książę Nikołaj Golicyn, wiekowy i zniedołężniały szef rządu. Rodzianko, mimo że był szlachcicem i byłym oficerem Pułku Kawalergardów, był znienawidzony przez carycę i nie cieszył się zaufaniem cara, gdyż dał się poznać jako zdecydowany przeciwnik Rasputina. Jego żona, de domo Golicyna, napisała list to księcia Jusupowa, by pogratulować mu udziału w zabójstwie szalonego mnicha, a Protopopow, przechwyciwszy ów list, pokazał go monarchini.

W Piotrogrodzie Protopopow po kolacji wezwał do siebie Głoba­czowa, ale nie po to, by omówić katastrofalną sytuację, lecz by pochwa­lić się audiencją u carycy. Tego samego niedzielnego wieczora do położonego nad Fontanką pałacu księżnej Radziwiłł, minąwszy gęsto ustawione posterunki wojskowe, przybyli goście w strojach wieczorowych. Według Robiena atmosfera na balu była „posępna”[28]. Ludzie zmuszali się do tańca, a w przygrywającej im orkiestrze brakowało wielu muzyków. Powrót do domu był „złowieszczy […] na ulicach roiło się od wojska i kilkakrotnie zatrzymywali nas żołnierze ogrzewający się przy dużych ogniskach. Sprawiało to wrażenie przechodzenia przez obóz wojskowy”. Powracających z balu minęła sotnia Kozaków na kudłatych konikach. „Śnieg zagłuszał odgłos kopyt. Słychać było tylko szczęk broni”[29].

Wszelkie nadzieje na to, że w poniedziałek rano powrócą spokój i porządek, okazały się płonne. W nocy, według jednej z często przytaczanych relacji, sierżant Kirpicznikow z Wołyńskiego Pułku Gwardii przekonał swoich kolegów podoficerów, że pułk musi odmówić wykonania rozkazu wyruszenia przeciwko robotnikom***. Oficerowie zastali żołnierzy pułku ustawionych w szeregach na zaśnieżonym placu apelowym. Na dany przez sierżanta znak, żołnierze jak jeden mąż wykrzyknęli: „Nie będziemy strzelać!”[30]. Gdy oficerowie zagrozili im karą za nieposłuszeństwo, żołnierze zaczęli rytmicznie uderzać kolbami karabinów o ziemię. Oficerowie, uznając, że to początek buntu na dużą skalę, rzucili się do ucieczki. Padł pojedynczy strzał, od którego zginął oficer dowodzący.

W mitologii komunistycznej to właśnie ten incydent sprawił, że żołnierze garnizonu piotrogrodzkiego opowiedzieli się po stronie rewolucji. Ich determinacja, by pomóc robotnikom, nie była tu jednak jedynym motywem. Niewielu z nich miało ochotę wrócić na front, a wiadomo było, że rozkazem takim planowano objąć kilka ze stacjonujących w Piotrogrodzie batalionów zapasowych. Od rana w mieście słychać było strzały, najpierw pojedyncze, potem kilka salw, być może oddanych w powietrze jako „ogień radości”, bo żołnierze przekonali się, że oficerów obleciał strach. Rodzianko wysłał do Mohylewa jeszcze jeden telegram, zaadresowany do Sa Majesté Impériale le Souverain-Empereur. Jego treść brzmiała: „Sytuacja się pogarsza. Trzeba natych­miast podjąć środki zaradcze, bo jutro będzie za późno. Wybiła ostatnia godzina. Rozstrzygają się losy kraju i dynastii”[31]. Car po przeczytaniu depeszy stwierdził jedynie: „Ten grubas Rodzianko znów wypisuje mi różne bzdury, na które nie będę mu nawet odpowiadał”[32].

Rano tłumy manifestantów pomaszerowały pod Pałac Taurydzki, nieopodal którego znajdowały się koszary zajmowane przez Wołyński Pułk Gwardii. W odpowiedzi na wezwania buntowników przyłączyli się do nich zakwaterowani w tym samym kompleksie koszarowym żołnierze Pułku Preobrażeńskiego. Robotnikom zaczęto wydawać broń ze zbrojowni. W tym momencie ludzie zrozumieli, że oto bunt przeistoczył się nagle w rewolucję.

Siergiej Prokofiew był wtedy w konserwatorium na próbie generalnej szkolnego przedstawienia Eugeniusza Oniegina. Kiedy stamtąd wyszedł, dowiedział się, że „koło arsenału przy prospekcie Litiejnym toczy się regularna bitwa i gęsto padają strzały, bo niektórzy żołnierze już zmienili stronę. Zatrzymałem się na moście przez Fontankę, bo od strony Litiejnego Dworu słychać było intensywny ogień karabinowy. Obok mnie przystanął jakiś robotnik. Zapytałem go, czy da się przejść przez Fontankę, a on odpowiedział zachęcająco:

– Tak, może pan iść. Tę linię trzymają już nasi.

– Co znaczy nasi? – zapytałem.

– Robotnicy uzbrojeni w karabiny i żołnierze, którzy przeszli na naszą stronę – odparł.

Dla mnie to było coś nowego”[33].

Niektóre grupy protestujących wyruszyły, by uwolnić więźniów z twierdzy pietropawłowskiej, koszar Litewskiego Pułku Lejbgwardii i carskich aresztów. Inne zajęły się plądrowaniem gmachów rządowych i niszczeniem akt. Podpalono piotrogrodzki sąd okręgowy, posterunki policji i wydział policji kryminalnej. Oddziały wojska, które miały strzec tych miejsc, po prostu przyłączyły się do zrewoltowanych proletariuszy. Trzytysięczny tłum splądrował gorzelnię przy Prospekcie Aleksandrowskim i zaczął raczyć się wysokoprocentową zdobyczą.

Siedziby ochrany miała bronić półkompania 3 Pułku Strzelców Gwardii. Głobaczow zapytał dowodzącego nią porucznika, czy według niego jego podkomendnym można ufać. Porucznik pokręcił głową, więc Głobaczow kazał mu zabrać swoich ludzi z powrotem do koszar. Nie miało to większego znaczenia. Nim zapadła noc, budynek zapłonął. Pisarz Maksym Gorki, przyglądając się wypalonym ruinom w towarzystwie mienszewika Nikołaja Suchanowa, przepowiedział, że rewolucja doprowadzi do „azjatyckiego barbarzyństwa”[34]. Gorki, który znał realia życia biedoty o wiele lepiej niż słowianofilscy liberałowie czy nawet Lenin, nie łudził się, że naród rosyjski jest „wcieleniem duchowego piękna i dobroci”[35]. Był człowiekiem niezwykłym, tak pod względem wyglądu, jak i intelektu. „Gorki był wysoki, włosy miał krótko przystrzyżone – pisał Wiktor Szkłowski. – Lekko przygarbiony, niebieskooki, emanował siłą”[36].

Młodszy brat cara, wielki książę Michał, działając za radą księcia Golicyna i Rodzianki, namawiał „Nikiego” do wymiany całego gabinetu na nowy, odpowiedzialny przed Dumą i kierowany przez znanego liberała księcia Gieorgija Lwowa. Z Piotrogrodu do Mohylewa napłynęły kolejne depesze, w tym nawet jedna od carycy, raczej już poniewczasie zalecające ustępstwa. Car był wyraźnie wstrząśnięty faktem, że pułki gwardii brały udział w zamieszkach, zwłaszcza że Protopopow zapewniał go wcześniej o ich lojalności. Tego dnia w swoim dzienniku Mikołaj zapisał: „Ku mojemu wielkiemu zasmuceniu nawet wojsko się buntuje”[37]. Mimo to wciąż wierzył, że rewoltę da się stłumić. Nie chciał przyjąć do wiadomości, że ma do czynienia z rewolucją w pełnym tego słowa znaczeniu.

Według Głobaczowa wielkim błędem generała Chabałowa było użycie w Piotrogrodzie rezerwowych batalionów piechoty zamiast policji i żandarmerii. Choć w tamten poniedziałek zastrzelono jede­nastu protestujących, w większości miejsc dochodziło do bratania się żołnierzy z tłumem. Kordony piechoty zachęcały protestujących, by podchodzili i rozmawiali z nimi. „Patrole kawalerii pozwalały robotnikom głaskać i karmić konie”[38]. Kozacka sotnia na placu Znamieńskim interweniowała, by powstrzymać oddział policji konnej, który szykował się do rozpędzenia tłumu.

Generał Chabałow „w końcu zrozumiał, że nie może liczyć na bagnety, co do których zakładał, że są jego” – zanotował Głobaczow. (Było to spore niedopowiedzenie, zważywszy na fakt, że Chabałow do tego czasu całkiem stracił głowę i wyglądał na spanikowanego). „Każdy wysłany przez niego oddział przyłączył się do buntowników” – ciągnął Głobaczow[39].

Tego samego dnia późnym wieczorem car nakazał przygotować pociąg cesarski. Ostatnie wiadomości od generała Chabałowa z Piotro­grodu wskazywały, że ostrzeżenia Rodzianki nie były przesadzone. W tej kryzysowej chwili car chciał być w Carskim Siole z carycą, a zwłaszcza ze swoimi dziećmi, które zachorowały na odrę. Wezwał do siebie generała N.I. Iwanowa, którego podczas kolacji poinstruował, by ten udał się do Piotrogrodu, zastąpił Chabałowa i wprowadził stan wojenny.

Iwanow miał ze sobą wziąć w osobnym pociągu specjalny batalion georgijewski sformowany z żołnierzy odznaczonych Krzyżem św. Jerzego za męstwo na polu bitwy. Ponadto z frontu miały zostać detaszowane cztery pułki piechoty i cztery kawalerii, by „zdławić bunt części garnizonu piotrogrodzkiego”[40]. Generał Łukomski, generalny kwatermistrz, ostrzegał monarchę, że podróż do otwarcie zrewoltowanej stolicy będzie dla niego i jego świty niezwykle niebezpieczna, ale władca pozostał nieugięty. Nie przyszło mu do głowy, że kolejarze mogą po prostu zablokować jego pociąg, co sprawi, że utknie gdzieś na trasie i nawet nie będzie wiedział, co się dzieje.

* Zaraz po zakończeniu rozmowy z carem Buchanan zrelacjonował ją swemu blis­kiemu znajomemu Paléologue’owi. Uderzające jest to, że wersja Paléologue’a, którą ten podaje w swoim pamiętniku, ma znacznie mniej zażyły charakter i kończy się tym, że car odprawia Buchanana z kwitkiem: Adieu, Monsieur l’Ambassadeur. Znacznie późniejsza relacja Buchanana, zawarta w jego pamiętnikach, kończy się raczej mniej przekonująco serdecznymi podziękowaniami i mocnym, emocjonalnym uściskiem dłoni. Car nie odnotował tego spotkania w swoim prywatnym dzienniku, ale na ogół nie miał w zwyczaju robić notatek z rozmów z ambasadorami.

** Stawka (w pełnym brzmieniu Stawka Naczelnego Dowódcy), czyli kwatera główna naczelnego dowódcy sił zbrojnych Rosji w latach 1914–1918.

*** W poprzednim stuleciu Wołyński Pułk Gwardii często uczestniczył w tłumieniu powstań w Polsce.

ROZDZIAŁ 3

Upadek dwugłowego orła luty–marzec 1917

Wtorek 28 lutego był kolejnym pogodnym dniem. „Tłumy ludzi wyległy na ulice – pisał Prokofiew. – Nie było tramwajów ani dorożek, więc wypełniali całą szerokość ulicy. Wszędzie mnóstwo czerwonych kokard”[1]. Uliczni sprzedawcy, zarówno w Piotrogrodzie, jak i w Mosk­wie, robili świetny interes, sprzedając czerwone perkalowe kokardy po pięć kopiejek za sztukę. „Sprzedały się w ciągu kilku minut – pisał przyszły czerwonogwardzista przebywający w Moskwie. – Co zamożniejsi sprawili sobie kokardy o rozmiarach serwetki. Ale mówiono im: «Nie wywyższajcie się, teraz jest równość i braterstwo!»”[2].

Nad Fontanką Prokofiew „ujrzał wielkie ognisko, którego płomienie sięgały na wysokość pierwszego piętra. Do ognia wrzucano połamane ramy okienne, które upadały z głośnym hukiem, a w ślad za nimi szły na stos wszelkiego rodzaju przedmioty gospodarstwa domowego i meble […] zielona kanapa, obrusy, szafy pełne dokumentów. Plądrowano domy szefów policji okręgowej […]. Szafy zrobiły na mnie szczególnie silne wrażenie, bo powoli przewalały się przez parapet, po czym ciężko upadały na bruk, prosto w płomienie. Gniew tłumu wzbierał. Słychać było okrzyki: «Krwiopijca! Nasza krew!»”[3].

Próba zebrania lojalnych sił z różnych jednostek stacjonujących w gmachu Admiralicji i Pałacu Zimowym zakończyła się niepowodzeniem. Chabałow musiał przyznać sam przed sobą, że nie jest w stanie zaprowadzić porządku w mieście. W odpowiedzi na zapytanie Stawki przyznał, że ze 180-tysięcznego garnizonu może liczyć co najwyżej na cztery kompanie gwardyjskiej piechoty, pięć szwadronów kawalerii i dwie baterie artylerii[4]. Nie oznaczało to, że cała reszta przyłączyła się do rewolucji. Większość żołnierzy odmówiła wykonania rozkazów swoich oficerów, ale powstrzymała się od czynnego buntu. Żołnierska brać wolała przyłączyć się do grabieży i pijaństwa.

Mitowi „bezkrwawej rewolucji” przeczyły dane o ofiarach śmiertelnych – blisko 1500 zabitych i 6000 rannych po obu stronach w samej tylko stolicy. Walki zakończyły się szturmem na hotel Astoria, gdzie wielu generałów i oficerów szukało schronienia, tylko po to, by znaleźć się w potrzasku po tym, jak policyjni snajperzy na dachu sprowokowali tłum.

We wtorek 28 lutego we wczesnych godzinach rannych pociąg cesarski opuścił Mohylew. Aby nie opóźniać generała Iwanowa, nie jechał on bezpośrednią drogą do Carskiego Sioła. W rezultacie, gdy następnej nocy kolejarze zablokowali linię, pociąg carski musiał skierować się do Pskowa, gdzie sztab Frontu Północnego, dowodzonego przez generała Nikołaja Ruzskiego, dysponował aparatem juzowym* zapewniającym łączność z Mohylewem.

Car zafrasował się na wieść, że buntownicy zajęli Gatczynę i Ługę na zachód od Carskiego Sioła. „Co za pech!” – zapisał w swoim dzienniku 1 marca. „Nie sposób dotrzeć do Carskiego, ale moje serce i myśli są tam cały czas. Jakże bolesne musi być dla mojej biednej Alix to, że została tam sama podczas tych wszystkich wydarzeń! Niech Bóg ma nas w swojej opiece!”[5]. Generał Ruzski, który nie miał wielkiego szacunku dla rodziny cesarskiej i jej popleczników, nie zamierzał pocieszać monarchy. Perorował o konieczności uznania prymatu Dumy i nakłaniał go do abdykacji.

Carski rozkaz dla księcia Golicyna, nakazujący zwołanie Dumy, przyniósł 27 lutego skutek odwrotny od zamierzonego. Zdenerwowany Rodzianko, nie chcąc, aby w próżni władzy radykałowie z lewicy zdominowali jego Blok Postępowy, uznał, że nie ma innego wyjścia, jak tylko przewodzić poprzez bunt. Partie zostały zwołane na sesję po tym, jak tłumy robotników, inteligentów i żołnierzy zalały ogromny Pałac Taurydzki, spragnione wieści i wskazówek, a nastrój, jaki zapanował, był mieszanką nadziei i strachu. Przegłosowano powstanie Komitetu Tymczasowego Członków Dumy Państwowej dla Przywrócenia Porządku, w skład którego weszło dwunastu członków – dziesięciu z Bloku Postępowego Rodzianki i dwóch socjalistów: Aleksandr Kiereński i gruziński mienszewik Nikoloz Czcheidze.

Znalazłszy się pod presją ludu, Rodzianko i inni liberalno-konserwatywni politycy poczuli się niepewnie, brakowało im wiary w swój samozwańczy autorytet. A przecież wmówili sobie i czołowym generałom w wojsku, że tylko oni stoją pomiędzy uporem cara a totalnym chaosem.

Podczas gdy car tkwił bezczynnie w Pskowie, Komitet Tymczasowy został uznany przez niektórych wojskowych, którzy nazwali go Rządem Tymczasowym. Grupy żołnierzy przybywały do Pałacu Taurydzkiego, by zadeklarować swoją lojalność, a Rodzianko stawał na wysokości zadania, wypowiadając starannie dobrane słowa, po czym honorowany był wiwatami i kolejnym topornym wykonaniem Marsylianki. On i jego koledzy czuli się zobowiązani do dalszego odgrywania swoich ról, ponieważ Rada Piotrogrodzka, powołana do życia po raz pierwszy w czasie rewolucji 1905 roku, dwa dni wcześniej wznowiła działalność po tym, jak zrewoltowani żołnierze uwolnili przywódców ruchu robotniczego więzionych w twierdzy pietropawłowskiej. Późnym wieczorem tego samego dnia w Pałacu Taurydzkim ukonstytuował się również Komitet Wykonawczy Rady Piotrogrodzkiej, czyli ispolnitelnyj komitet, znany pod skrótem Ispołkom. Carski symbol dwugłowego orła zastąpiono dualistyczną formą rządów. „Tak. Wymyśliliśmy coś dwugłowego – zauważył gorzko arcykonserwatysta Wasilij Szulgin – ale na pewno nie jest to orzeł”[6].

We wczesnych godzinach rannych 2 marca generał Ruzski w Pskowie rozpoczął w imieniu cara negocjacje telegraficzne z Rodzianką. Trwały one cztery godziny. Rodzianko przypomniał Ruzskiemu wszystkie te razy, kiedy to w ciągu ostatnich dwóch i pół roku ostrzegał cara o zagrożeniach dla monarchii. „Nienawiść do dynastii przybrała skrajne rozmiary”[7] – oznajmił. Jedyną szansą na uratowanie kraju przed wojną domową miała być „abdykacja na rzecz syna pod regencją Michała Aleksandrowicza”, młodszego brata cara, postaci ciut bardziej atrakcyjnej, wierzącego w monarchię konstytucyjną. Rodzianko ostrzegał też, że wysłanie oddziałów generała Iwanowa „tylko doleje oliwy do ognia”. Na szczęście Iwanow nigdy nie dotarł do Piotrogrodu.

Próbując pomóc Ruzskiemu w przekonaniu cara, generał Łukomski, adiutant generalny w Mohylewie, namówił generała Aleksiejewa do rozesłania do wszystkich pozostałych głównodowodzących frontami, jak również dowódców Floty Bałtyckiej i Czarnomorskiej depeszy z zapytaniem o ich opinię. Aleksiejew przystał na to, bo obawiał się, że bunt w Piotrogrodzie rozprzestrzeni się na jednostki frontowe i wróg to wykorzysta. Generałowie Ewert, Brusiłow i wujek cara, wielki książę Mikołaj Mikołajewicz, wszyscy odpowiedzieli w podobny sposób, wyrażając swoją lojalność i oddanie wobec Mikołaja II i jego rodziny, ale błagając go o natychmiastową abdykację na rzecz carewicza, jak to sugerował Rodzianko. Generał Sacharow, głównodowodzący na froncie rumuńskim w Jassach, uchylił się od odpowiedzi, każąc wyłączyć aparat Hughesa. Łukomski wpadł we wściekłość, gdy się o tym dowiedział. Sacharow, przymuszony do wyrażenia swojej opinii, koniecznie chciał najpierw zobaczyć odpowiedzi innych naczelnych dowódców**.

Sacharow określił zachowanie Rodzianki jako „kryminalne i odrażające”, a propozycję abdykacji jako „obrzydliwą”. „Jestem pewien, że to nie naród rosyjski wymyślił tę karę, lecz mała grupa kryminalistów mieniących się Dumą Państwową, którzy perfidnie wykorzystali nadarzającą się sposobność, by osiągnąć swoje nikczemne cele”. Po czym dodał: „Jako lojalny poddany Jego Cesarskiej Wysokości, czuję się zobowiązany ze łzami w oczach powiedzieć, że decyzja o przyjęciu wymienionych warunków może okazać się najmniej bolesna dla kraju”[8]. Sacharow rzecz jasna mógł wtedy być pijany.

Generał Ruzski w końcu mógł wrócić do cara oczekującego na wieści w niebiesko-złotym pociągu cesarskim. Po kilkuminutowym zastanowieniu car, zapoznawszy się z opinią swoich generałów, których szanował w przeciwieństwie do polityków (tymi gardził), zgodził się abdykować. Powiadomiono o tym Stawkę w Mohylewie i poproszono o przysłanie proponowanego projektu aktu abdykacji.

Kiedy kilka godzin później kwatera główna w Pskowie zapowiedziała, że wkrótce przetelegrafuje biuletyn carski, w którym ogłoszona zostanie abdykacja, wszyscy oficerowie sztabowi w Mohylewie stłoczyli się wokół aparatu juzowego. Pułkownik Tichobrazow spisywał tekst słowo po słowie, ale nagle uderzyło go szokujące odstępstwo od wersji roboczej. „Nie chcąc rozstawać się z naszym ukochanym synem, przekazujemy następstwo tronu naszemu bratu, wielkiemu księciu Michałowi Aleksandrowiczowi”[9].

Tichobrazow natychmiast zażądał weryfikacji. W 1797 roku car Paweł I wprowadził prawo sukcesyjne, które nie pozwalało suwerenowi na taką elastyczność. Psków potwierdził, że zdanie jest prawidłowe. Tichobrazow już miał zamiar ponowić pytanie, ale stojący tuż za nim wielki książę Sergiusz Michajłowicz spokojnie powiedział mu, że do żadnej pomyłki nie doszło. Nie dziwił się, że jego kuzyn nie zniósłby rozłąki z cierpiącym na hemofilię Aleksym.

Tego wieczoru car przekazał poprawiony biuletyn dwóm przybyłym z Piotrogrodu członkom Tymczasowego Komitetu Dumy, Aleksandrowi Guczkowowi i Wasilijowi Szulginowi. Pociąg cesarski wyruszył w drogę powrotną do Mohylewa o 1.00 w nocy 3 marca. „Opuszczałem Psków z ciężkim sercem zważywszy na to, co właśnie przeżyłem – zanotował w swoim dzienniku car. – Wokół kłamstwo, zdrada i tchórzostwo!”[10]. Guczkow i Szulgin po przeczytaniu poprawionego aktu abdykacji byli zbulwersowani, ale nic nie mogli w tej sprawie zrobić.

Zmiana zdania Mikołaja w sprawie sukcesji wywołała konsternację w Piotrogrodzie. Rodzianko sądził, że udało mu się już przekonać socjalistów z Komitetu Wykonawczego do zaakceptowania abdykacji na rzecz młodego carewicza, z wielkim księciem Michałem Aleksandrowiczem jako regentem. Wiadomość, że młodszy brat cara, a przy tym popularny dowódca wojskowy, może zostać samowładcą, spadła na rewolucjonistów w Pałacu Taurydzkim jak grom z jasnego nieba***. Przerażała ich perspektywa natychmiastowego odwetu, podczas gdy liberałowie obawiali się chaosu, a nawet wojny domowej. Wielu ludzi mogło się nawet skłaniać ku pomysłowi z chorowitym chłopcem w roli monarchy konstytucyjnego, ale taka zmiana zostałaby raczej odebrana jako krok wstecz w kierunku autokracji.

Kiedy któryś z kadetów z wysokości galerii w Sali Katarzyny**** obwieścił, że car abdykuje na rzecz swojego syna Aleksego, wywołało to oburzenie zgromadzonych, czego nie omieszkał odnotować pewien przyszły przywódca bolszewicki: „Zamiast entuzjastycznego okrzyku «Urrrra!», na który zapewne liczył mówca z Partii Kadetów, z gardeł setek żołnierzy wyrwał się jednogłośny okrzyk protestu: «Precz z Romanowami! Niech żyje demokratyczna republika!»”[11].

Rodzianko i większość członków Komitetu Tymczasowego Dumy, ogarnięci paniką, uważali, że muszą przekonać do abdykacji także carskiego brata, który wciąż nie wiedział, że został carem Michałem II. Mikołaj, który zwykł troszczyć się tylko o żonę i dzieci, nie pofatygował się, by go o tym fakcie powiadomić. Tylko Pawieł Milukow wciąż jeszcze wierzył, że monarchia musi zostać zachowana w jakiejś formie.

Wczesnym rankiem w piątek, gdy Mikołaj wracał pociągiem do Mohylewa, członkowie Komitetu Tymczasowego, spędziwszy bezsenną noc w Dumie, dowiedzieli się, że wielki książę Michał Aleksandrowicz jest w pobliżu. Zatrzymał się w apartamentach księżnej Putiatiny przy ulicy Milionowej 12. Kiereński, nowy minister sprawiedliwości, zadzwonił do niego i późnym rankiem Rodzianko, książę Lwow, minister spraw zagranicznych Milukow i Kiereński siedzieli już w fotelach naprzeciwko wielkiego księcia, który przyglądał się im z ciekawością. Byli nieogoleni i zdenerwowani, by nie powiedzieć przestraszeni. Kiereński i Rodzianko, spodziewając się wściekłego tłumu dobijającego się do drzwi, chcieli natychmiastowej abdykacji. Z kolei Milukow nadal przekonywał, że zerwanie z carską strukturą państwową postawi Rząd Tymczasowy w trudnej sytuacji do czasu przeprowadzenia wyborów.

W końcu Michał Aleksandrowicz przerwał tę burzliwą wymianę zdań i powiedział, że chciałby naradzić się z Rodzianką i księciem Lwowem. Już na osobności w innym pokoju wielki książę zapytał, czy mogą go o czymś zapewnić. Czy w razie gdyby zrzekł się tronu, Rząd Tymczasowy będzie w stanie przywrócić porządek i kontynuować wojnę? I czy są pewni, że wybory do Zgromadzenia Ustawodawczego nie zostaną zablokowane przez Radę Piotrogrodzką? Lwow i Rodzianko w obu przypadkach odpowiedzieli twierdząco.

Kiedy wrócili do salonu, atmosfera od razu się rozluźniła, ponieważ po minach Rodzianki i Lwowa widać było, że wielki książę zgodził się abdykować. Teraz należało tylko obmyślić odpowiednią formułę manifestu abdykacyjnego, co wcale nie było takie proste, ponieważ obecni nie mogli zagwarantować, że wielki książę jest zgodnie z prawem carem Michałem, a nawet on w tych okolicznościach sprzeciwiał się użyciu słowa „abdykacja”.

Księżna Putiatina zaprosiła zgromadzonych na obiad, a w tym czasie wezwano ekspertów prawnych. Musieli oni zmierzyć się z niekonstytucyjną deklaracją cara o abdykacji na rzecz brata, a nie syna. Pod wieczór Władimir Nabokow, ojciec przyszłego powieściopisarza, w ścisłej współpracy z wielkim księciem, który dobrze go znał, wymyślił eleganckie rozwiązanie. Pierwszą rzeczą, na którą niechętny sukcesor nalegał, było odstąpienie od standardowej formuły: „My z Bożej łaski, Michał II, Cesarz i Autokrata całej Rosji”[12]. Wolał nadać swojemu oświadczeniu mniej formalny charakter.

Ogromny ciężar został złożony na moje barki z woli mojego brata, który przekazał mi cesarski tron Rosji w czasie bezprzykładnej wojny i masowych niepokojów.

Natchniony tą samą myślą, którą żyje naród, że najwyższym dobrem jest pomyślność naszej Ojczyzny, podjąłem stanowczą decyzję objęcia najwyższej władzy tylko w przypadku, gdyby taka okazała się wola naszego wielkiego narodu, który w narodowym referendum, ustami swych przedstawicieli w Zgromadzeniu Konstytucyjnym, zadecydować ma o formie rządów i o nowej konstytucji Państwa Rosyjskiego.

Z tego powodu, błagając Boga, aby udzielił mi błogosławieństwa, proszę wszystkich obywateli Rosji o podporządkowanie się Rządowi Tymczasowemu, powołanemu z inicjatywy Dumy Państwowej i obdarzonego pełnią władzy, do czasu aż Zgromadzenie Konstytucyjne, zwołane możliwie najszybciej na zasadzie powszechnego, bezpośredniego, równego i tajnego głosowania, decyzją dotyczącą formy rządów da wyraz woli ludu.

Michał

Po tym jak jeszcze tego samego wieczora generał Aleksiejew pokazał Mikołajowi ów tekst, były car zanotował w swoim dzienniku: „Wygląda na to, że Misza abdykował. Kończy swój manifest apelem o rozpisanie w ciągu sześciu miesięcy wyborów do Konstytuanty. […] Bóg jeden wie, kto mu podsunął pomysł podpisania się pod takim bezeceństwem”[13].

Tymczasem politycy i juryści zaangażowani tego dnia w negocjacje wyrażali podziw dla Michała Aleksandrowicza za to, jak się zachował. Może nie był bardziej inteligentny niż jego starszy brat, ale na pewno nie cechował go fatalny w skutkach upór. Być może przemknęło im przez myśl, że sprawy mogłyby potoczyć się inaczej, gdyby urodził się przed Mikołajem.

* Aparat juzowy – aparat telegraficzny systemu Hughesa automatycznie zapisujący treść wiadomości, przodek dalekopisu [przyp. tłum.].

** Admirał Kołczak, głównodowodzący Floty Czarnomorskiej, również nie odpowiedział, być może dlatego, że był wtedy w Batumi, a nie w Sewastopolu. Krewny cara wielki książę Mikołaj Mikołajewicz prowadził tam z nim negocjacje i uznał go za „pod każdym względem trudnego” we współpracy. Kołczak odpowiedział Aleksiejewowi po przyjeździe do Tyflisu.

*** Podczas ofensywy Brusiłowa w 1916 roku wielki książę Michał Aleksandrowicz dowodził Kaukaską Dywizją Kawalerii, tzw. Dziką Dywizją, w której służyli Ingusze, Czeczeni, Dagestańczycy, Tatarzy, Czerkiesi i przedstawiciele innych ludów Kaukazu.

**** Największa sala w Pałacu Taurydzkim, w której obradowała Duma Państwowa [przyp. tłum.].

ROZDZIAŁ 4

Od autokracji do chaosu marzec–kwiecień 1917

W czasie gdy były car wracał pociągiem cesarskim z Pskowa do Mohylewa, po Piotrogrodzie rozeszły się sprzeczne pogłoski. Jedni twierdzili, że został aresztowany, inni ostrzegali, że kolumny wojska już maszerują w kierunku stolicy, by zdławić rewolucję z pomocą tajnych grup monarchistycznych w mieście. Według innej wersji kozacy szykowali atak na Piotrogród przy użyciu balonów wypełnionych gazami bojowymi. Nastrój gniewu zmieszanego ze strachem nasilał się. Zewsząd słychać było strzały. Buntownicy rekwirowali samochody i rozbijali się nimi po mieście, jak gdyby mieli do wykonania jakieś ważne zadania. „Były wypełnione po brzegi żołnierzami i robotnikami, najeżone bagnetami i przystrojone łopoczącymi czerwonymi flagami” – zanotował w swoim dzienniku Prokofiew [1].

Krążyły opowieści o carskich policjantach i żandarmach strzelających do tłumów z karabinów maszynowych ustawionych na dachach budynków. Policjantów uzbrojonych w broń długą było wielu, ale nie ma dowodów na to, że strzelali do ludzi z cekaemów. Doszło do szturmu na hotel Astoria przy placu św. Izaaka, gdzie kwaterowali zarówno oficerowie rosyjscy, jak i alianccy. Sprowokowały go strzały oddane z górnego piętra w kierunku zrewoltowanego tłumu. Każdy znienawidzony „faraon”, czy to w mundurze, czy po cywilnemu, ryzy­kował, że zostanie przez tłum rozerwany na strzępy. Kilku złapanych policjantów przywiązano za nogi do tylnych zderzaków zarekwirowanych pojazdów i przeciągnięto po ulicach miasta. Pewnego inspektora policji przywiązano do kanapy, oblano naftą i podpalono. Wielu innych zastrzelono na nabrzeżu Newy, a ich ciała zrzucono na lód. Według dr. Josepha Clare’a, pastora Brytyjsko-Amerykańskiego Kościoła Kongregacyjnego w Piotrogrodzie, „trzydziestu lub czterdziestu policjantów wrzucono do przerębli, nikt ich nawet nie ogłuszył – potopili się jak szczury”[2].

Atmosfera była niezwykle napięta. Pewien nieszczęsny kapelusznik, któremu towarzyszył jego czeladnik, chłopiec jeszcze, zauważył na straganie kolorową zagraniczną zabawkę. Chciał ją kupić dla swojej wnuczki. Niestety nie miał przy sobie wystarczającej kwoty, ponieważ jego klienci uznali, że rewolucja anuluje długi. Zapytał więc sprzedawczynię, czy mogłaby obniżyć cenę. Kobieta odmówiła ze złością, wywiązała się sprzeczka, w trakcie której kapelusznik nazwał straganiarkę „wyzyskiwaczką”, ona zaś krzyknęła, że on to na pewno jakiś „faraon” w przebraniu.

Natychmiast ludzie wokoło zaczęli krzyczeć: „Bić stójkowego! Śmierć faraonowi!”[3]. Spragniony krwi tłum otoczył mężczyznę. Zaczęto go szarpać, bić pięściami i kopać. Gdy jakiś żołnierz wyciągnął szablę, mały czeladnik krzyknął przerażony: „Ludzie, przestańcie! Nie zabijajcie go! To żaden faraon, to kapelusznik z Apraksinowskiego Dworu!”, i wybuchnął płaczem. Skonfundowany tłum się rozstąpił. Poturbowany kapelusznik przytulił trzęsącego się ze strachu chłopca. Nastrój w mgnieniu oka zmienił się na współczujący. Kobiety pomogły mu włożyć płaszcz i na odchodne powiedziały, by pomodlił się za swojego małego wybawcę.

Oficerowie również musieli się ukrywać i przebierać w cywilne ubrania, aby uniknąć pobicia lub śmierci. Tłumy zrywały z budynków publicznych wszelkie symbole monarchii, w tym także dwugłowe orły ze sklepów dostarczających produkty na dwór cesarski. W bogatszych dzielnicach zbrojne gromady szły od domu do domu w poszukiwaniu kontrrewolucjonistów. W większości przypadków była to przykrywka dla grabieży, bezmyślnej przemocy, a niekiedy okazja do zgwałcenia każdej młodej kobiety, która akurat była sama w domu. Przerażony kuzyn cara zapisał w swoim dzienniku: „Nienawiść ludu gotowała się już zbyt długo”[4]. Aleksander Kiereński wolał używać określenia „wściekłość ludu”.

Konserwatywny polityk Wasilij Szulgin zauważył: „Tylko jeden człowiek mógł się odnaleźć w tym bagnie, skacząc z kamienia na kamień – Kiereński”[5]. Aleksander Kiereński, prawnik o surowym obliczu i przenikliwym spojrzeniu, wykorzystał swoją wyjątkową pozycję, jaka dawało mu bycie członkiem zarówno Tymczasowego Komitetu Dumy, jak i Komitetu Wykonawczego Rady Piotrogrodzkiej. Miał dzięki temu o wiele mocniejszą pozycję polityczną niż Rodzianko czy którykolwiek z pozostałych członków owego zalążka Rządu Tymczasowego, któremu brakowało odwagi, by sięgnąć po władzę.

W czasie sesji plenarnych Piotrogrodzkiej Rady Delegatów Robot­niczych i Żołnierskich w Pałacu Taurydzkim około 3000 deputowanych toczyło debaty żywiołowe i często nieuporządkowane. „Pałac aż kipiał energią – pisał pewien eserowiec. – Mrowie ludzi chodziło we wszystkich kierunkach, wszędzie pełno żołnierzy z karabinami. W salach, większych i mniejszych, nieprzerwanie trwały posiedzenia organizacji rewolucyjnych i Rządu Tymczasowego. Na podłodze stosy karabinów i pudełek z nabojami, cała masa karabinów maszynowych z taśmami amunicyjnymi, a nawet sterta lasek dynamitu i granatów ręcznych, na które nikt nie zwracał uwagi. Od czasu do czasu przez tłum przeprowadzano aresztantów pod eskortą”[6].

Posiedzenie Rady Piotrogrodzkiej w 1917 roku w Pałacu Taurydzkim księcia Potiomkina.

Postronni obserwatorzy porównywali sesje plenarne do zebrań wiejskich, gdzie każdy mógł wstać i powiedzieć, co chciał, tyle że tutaj publiczność składała się z gęstej ciżby żołnierzy i robotników, zawijających machorkę w skrawki gazet lub ulotek albo żujących ziarna słonecznika i wypluwających łupiny na wspaniałe marmurowe posadzki księcia Potiomkina. Głosowania mogły iść w każdym kierunku, a ich wyniki były zbywane machnięciem ręki. Socjalistyczni przywódcy w Komitecie Wykonawczym nie zwracali uwagi na to, co zostało powiedziane, po prostu realizowali własne plany przejęcia władzy.

Pewien żołnierz, zafascynowany debatami toczącymi się w Pałacu Taurydzkim, zauważył stojącą przed wejściem grupkę kobiet, które koniecznie chciały rozmawiać z Kiereńskim. Jako że ten akurat był zajęty, w jego imieniu wyszedł do nich gruziński mienszewik Nikoloz Czcheidze. Delegacja feministek zawołała: „My, kobiety, żądamy równości!”[7].

„Towarzyszki – odpowiedział rozbawiony Czcheidze. – Pod waszą równością podpiszę się obiema rękami. Przekonajcie tylko swoich ojców, mężów i braci, aby wam ją przyznali”. Tłum gapiów ryknął śmiechem. Kobiety próbowały zaprotestować, ale ich głosy tonęły w ogólnej wrzawie.

„Wtem – kontynuował żołnierz – przez tłum przecisnął się kabriolet, w którym siedziało kilka kobiet, na których widok zwolenniczki równouprawnienia wyraźnie się ucieszyły. Automobil zatrzymał się przy nich. Jedna z nowo przybyłych kobiet wstała i zaczęła przemawiać. Mówiła długo i porywająco o losie rosyjskich robotnic i matek. Co jakiś czas jej przemowę przerywały wiwaty. Czcheidze spoważniał”[8].

Gdy do Dumy przywiezieni zostali jako więźniowie czołowi funkcjonariusze ancien régime’u, cechujące Kiereńskiego wyczucie dramatyzmu ujawniło się w całej okazałości. Szulgin powiedział wprost, że Kiereński to „aktor do szpiku kości”[9]. Kiedy wprowadzano byłego ministra wojny generała Suchomlinowa, Kiereński w teatralnym geście zerwał mu naramienniki. Ale gdy tylko tłum zaczął domagać się śmierci generała, Kiereński rozpostarł ręce w ochronnym geście i dramatycznym tonem krzyknął: „Duma nie przelewa krwi!”[10].

W pawilonie przy Dumie Państwowej przetrzymywano w sumie blisko 60 ministrów i generałów oraz kilka kobiet, w tym powiernicę carycy Annę Wyrubową. Żołnierze i chłopi przychodzili, by pooglądać byłych wielmożów jak jakieś rzadkie zwierzęta w zoo. Ci, przetrzymywani w pawilonie, mieli przynajmniej więcej szczęścia od tych, których zabrano prosto do twierdzy pietropawłowskiej, gdzie, podobnie jak w innych więzieniach, po spontanicznym i chaotycznym wyzwoleniu ofiar caratu zwolniło się wiele cel.

Dzień po uwolnieniu więźniów politycznych z Zamku Litewskiego*