Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
63 osoby interesują się tą książką
Siedemnastoletnia Vivian Davis ma na głowie zdecydowanie więcej trosk niż przeciętna nastolatka. Jej siostra właśnie została zamordowana, a policja wstrzymała śledztwo i nic nie wskazuje na to, żeby morderca miał zostać szybko odnaleziony.
Tymczasem do miasta wrócił znany policji przestępca – Venom. Popchnięta chęcią zemsty na sprawcy Vivian wpada na pomysł, by zaproponować nieznajomemu mężczyźnie umowę, w wyniku której ma znaleźć mordercę jej siostry. W końcu on jak nikt inny zna przestępczy świat tego miasta.
Dziewczyna nie jest jednak przygotowana na to, czego Venom będzie chciał w zamian, a już szczególnie nie jest gotowa na uczucie, które się między nimi zrodzi.
Kłamstwa zaczynają wychodzić na jaw, a Vivian zaczyna dostrzegać, jak wiele tajemnic mają ludzie wokół niej. Opis pochodzi od Wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 591
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Copyright © 2023
Aleksandra Kondraciuk
Wydawnictwo NieZwykłe
All rights reserved
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Magdalena Mieczkowska
Korekta:
Joanna Kalinowska
Kinga Rutkowska
Maria Klimek
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
Autorka ilustracji:
Marta Michniewicz
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-754-4
Moje życie od początku było nudne. Prowadziłam swego rodzaju rutynę, w której robiłam to samo każdego dnia. Wbrew pozorom było mi z tym dobrze. Jednak wszystko się zmieniło, gdy zginęła Allison.
W pewnym momencie uświadomiłam sobie nawet, że dziewczyna zabrała tę lepszą część mnie.
Jednak z całej tej sytuacji wynikło coś bardzo ekscytującego, a zarazem przerażającego. A może destrukcyjnego? Bo w końcu tym słowem mogłam go określić. Venom był najbardziej destrukcyjną osobą, jaką znałam, i to było jego największą wadą. Na początku wmawiałam sobie, że jest to czysty interes, a każda sekunda spędzona w jego towarzystwie była dla mnie koniecznym cierpieniem. Jednak w głębi serca wiedziałam, że coś mnie do niego ciągnęło, i miałam nadzieję, że on czuł to samo względem mnie.
Długo zajęło mi zrozumienie, że tak nie jest. Venom nic nie czuł, był wyprany z emocji. Tak samo jak ja. I właśnie ta jedna rzecz mnie do niego ciągnęła. Jego oczy były odbiciem mojej duszy.
Bo byliśmy tacy sami.
Tak samo źli i tak samo destrukcyjni, a jedyne, czego pragnęliśmy, to choć odrobina miłości, którą mieliśmy i którą przyszło nam utracić.
Myślę, że większość z nas nigdy nie zastanawiała się, jak to jest kogoś stracić. Kiedy codziennie kogoś widujesz i z nim rozmawiasz, nigdy nie myślisz o tym, jakby to było, gdyby ten ktoś nagle zniknął. Jak wyglądałoby twoje życie, gdybyś nagle został całkowicie sam przeciwko całemu światu? Pewnie czułbyś się opuszczony, a tęsknota, która towarzyszyłaby ci w każdej sekundzie życia, byłaby nie do zniesienia.
W każdym razie ja to właśnie czułam.
Moje ciało przeszył smutek, gdy się dowiedziałam. Gdzieś z tyłu głowy coś podpowiadało mi, że to przecież nie może być prawda. Przecież świat nie był aż tak okrutnym miejscem. Przecież ludzie nie mogli być aż tak bardzo zniszczeni, prawda?
Łzy płynęły po moich policzkach za każdym razem, kiedy przypominałam sobie martwe ciało mojej starszej siostry. Gdy zamykałam oczy, mogłam ją dostrzec w moich wspomnieniach. Widziałam ją – tę uśmiechniętą i szczęśliwą dziewczynę, która uwielbiała każdą sekundę swojego życia. Nie zasługiwała na to, co ją spotkało, a już szczególnie na taki koniec. Powinna mieć lepszą śmierć.
Gdy po pogrzebie wróciłam do domu, od razu zamknęłam się w swoim pokoju. To było jedyne miejsce w tym cholernie pustym domu, w którym nic mi o niej nie przypominało. Może dlatego, że siedziałam w nim zawsze zamknięta, żeby odciąć się od świata? A może przez to, że Allison wchodziła do niego tak rzadko? Nie wiem, ale naprawdę się cieszyłam. Nie wytrzymałabym kolejnych wspomnień, które nawiedziłyby moją głowę. To było trochę jak fale na morzu – wchodzisz dalej i coraz głębiej, a z każdym kolejnym krokiem jest trudniej. Im dalej brniesz w zakamarki swojej głowy, tym boleśniejsze stają się wspomnienia. Jedyne, o czym marzyłam, to zasnąć z myślą, że jutro będzie lepiej, a później obudzić się ze świadomością, że Allison za chwilę włączy najgłośniej, jak tylko się da, swoją ulubioną playlistę, a ja jak zwykle schowam się pod pościel, próbując stłumić hałas i ponownie zasnąć.
Tak bardzo chciałam jeszcze raz móc przeżyć taki poranek.
Wtargnęłam do pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Byłam tak bardzo zmęczona i wściekła na… tak właściwie wszystko. Kiedy kładłam się na łóżku, nie obchodziło mnie to, że ubrania mam przesiąknięte deszczem. To trochę tak, jakby chmury opłakiwały ją za mnie, bo ja już nie mogłam. Nie miałam już czym płakać i przez to czułam wyrzuty sumienia.
Leżałam na plecach, wpatrując się pusto w ścianę. Z boku zapewne wyglądałam, jakbym straciła sens życia, co mi nie przeszkadzało, bo dokładnie tak się czułam.
Dlaczego to musiało się stać? Potrzebowałam jej bardziej niż kogokolwiek innego.
Allison była zbyt młoda. Miała przed sobą długie lata życia. Była ostatnią osobą na tym zepsutym świecie, która powinna odejść w tak młodym wieku. Ciekawe, co by powiedziała, gdyby patrzyła na mnie teraz.
Odwróciłam się na bok, twarzą do ściany, zamykając oczy. Teraz to już i tak nieważne.
Bo jej nie ma, a ja zostałam.
***
Początek roku to czas zmian. Wszyscy wymyślają postanowienia noworoczne, których obiecują się trzymać, jednak i tak im to nie wychodzi. Zresztą większość z nich łamana jest już w połowie stycznia. Osobiście byłam typem osoby, która próbowała dotrzymywać obietnic i zwykle mi się udawało. Jednak ten rok był inny. Prawie trzy tygodnie temu powitałam go bez siostry i właśnie to bolało najbardziej. Świadomość, że będę żyła każdy kolejny rok, tyle że bez niej. Nie byłam do końca pewna, czy jestem w stanie nauczyć się funkcjonować bez Allison.
Leżałam na kanapie, przeglądając propozycje filmów bądź seriali, które mogłabym obejrzeć. Przeklikiwałam je pilotem, coraz bardziej się irytując. Nic nie zdołało zaciekawić mnie na tyle, żebym zdecydowała się coś wybrać.
W końcu, gdy moja cierpliwość się skończyła, rzuciłam pilotem na drugi koniec kanapy i się położyłam, przykrywając ciepłym kocem. Miałam ochotę się rozpłakać, niczym małe dziecko, któremu zabrano zabawkę. Dni, które mijały, nie różniły się od siebie niczym. Nie chodziłam do szkoły, a zamiast tego dążyłam do perfekcji w opanowaniu mojego hobby, którym obecnie było spanie. Jednak coś sprawiało, że mój umysł sam z siebie przywoływał bolesne wspomnienie, które pojawiało się w mojej głowie przynajmniej raz dziennie.
– Uwielbiam zakupy – powiedziała Alex, wyjeżdżając z parkingu.
Przewróciłam oczami, nie wierząc, że to powiedziała. Przez ostatnie trzy godziny chodziłyśmy bez celu w poszukiwaniu czegokolwiek, co moja przyjaciółka mogłaby kupić. Nie potrafię zliczyć, jak wiele razy dziewczyna chciała już wyjść z galerii i po prostu wrócić do domu, ale akurat wtedy dostrzegła sklep, w którym nas jeszcze nie było.
– Przypominam, że nic nie kupiłaś.
Alex zrobiła naburmuszoną minę, chyba niedowierzając, że to powiedziałam.
– Ale i tak to uwielbiam – stwierdziła, zatrzymując się na światłach.
– Też bym to uwielbiała, gdyby zakupy z tobą nie były aż tak wyczerpujące – mruknęłam, zerkając na budynki za oknem.
Malibu nie było jakimś cudownym miejscem. Mieszkałam tu od kilku lat i na początku zachwycałam się nim jak sześciolatka czekoladą. Ale z czasem to miejsce zaczęło mnie nudzić. Ciągle przed oczami miałam te same widoki, robiłam te same rzeczy, przez co ekscytacja, którą czułam na samym początku, zgubiła się gdzieś wśród mojej codzienności. Mimo wszystko rozumiałam zachwyt turystów. Bo to miasto potrafiło robić wrażenie pięknego.
Ale czasem to, co wydaje się piękne, w rzeczywistości jest ohydne.
Alex zaśmiała się z mojej odpowiedzi, ale w żaden sposób jej nie skomentowała. Uśmiechnęłam się, zdając sobie sprawę, że gdy tylko wrócę do domu, położę się do łóżka i nie wstanę przez następne trzy godziny. Uwielbiałam spać.
– Patrz. – Dziewczyna wskazała palcem ulicę, w którą właśnie skręciłyśmy. – Chyba coś się stało.
Zmarszczyłam brwi, przyglądając się ludziom, którzy zgromadzili się wokół jednego miejsca. Niedaleko stała karetka i samochód policji, która spisywała zeznania. Rozpoznałam mojego tatę, który siedział trochę dalej, paląc papierosa. W tamtym momencie zrozumiałam, że coś było nie tak. Mój ojciec nigdy nie palił. Rzucił dawno temu, bo nie chciał się dalej truć.
– Możesz stanąć? – zapytałam, nie spuszczając wzroku z tamtego miejsca.
– Viv, jesteśmy na środku drogi, nie mogę się tu zatrzymać – odparła, dalej jadąc.
W pewnym momencie znalazłyśmy się w takim miejscu, że mogłam dostrzec fragment ciała, które leżało na chodniku. W tamtym momencie coś we mnie pękło.
– Proszę, nie… – szepnęłam do siebie.
Natychmiast odpięłam pasy, by następnie złapać za klamkę i otworzyć drzwi. W tym samym momencie samochód gwałtownie zahamował, dzięki czemu bez przeszkód z niego wysiadłam. Nie marnowałam czasu na wyjaśnienia. Z szybko bijącym sercem i trzęsącymi rękoma zaczęłam przepychać się przez ludzi, by dotrzeć jak najbliżej miejsca zdarzenia.
I w momencie, gdy ją zobaczyłam, poczułam, jak cała krew odpływa mi z ciała. W moich oczach zaczęły zbierać się łzy, których nie potrafiłam w żaden sposób pohamować. A to wszystko przez moją siostrę. Leżała tam, z dziurą po kuli w piersi, ubrana dokładnie tak samo jak wtedy, gdy wychodziła dzisiaj z domu. Jej twarz zakrywała burza rudych włosów. Wokół było mnóstwo krwi. Jej krwi.
Zamrugałam szybciej powiekami, próbując wyostrzyć sobie obraz, ale bezskutecznie. Nie, to nie mogła być prawda. Przełykając gulę w gardle, zaczęłam szybko iść w stronę poszkodowanej. To nie mogła być ona. Przecież miałyśmy dzisiaj zrobić sobie maraton filmów.
– Tu nie można podchodzić, proszę się odsunąć. – Jak przez mgłę usłyszałam głos policjanta.
W momencie gdy chciałam go wyminąć, poczułam czyjeś dłonie na ramionach. Próbowałam wyswobodzić się z uścisku mężczyzny, ale to było na nic.
– Nie patrz na to, Vivian – powiedział mój tata. Głos miał przepełniony niewyobrażalnie głębokim smutkiem.
A ja już nawet nie musiałam podchodzić bliżej, by wiedzieć, że to ona.
– Zabierz ją stąd – powiedział do Alex, podczas gdy ja po raz kolejny próbowałam się wyrwać.
Chciałam być jak najbliżej niej.
– Nie… –Zaczęłam kręcić głową, nie mogąc w to uwierzyć. Nie, to na pewno nie była ona. To niemożliwe.
Nie panowałam już nad niczym, co obecnie działo się w mojej głowie. Jedyne, czego pragnęłam nad życie, to po raz ostatni przytulić Allison. Przecież to nie może być ona. Takie rzeczy dzieją się w filmach, nie w prawdziwym życiu. Nie…
Poczułam znajomy zapach perfum Alex, która obróciła mnie w swoją stronę i mocno przytuliła.
– Allison… ona… – Próbowałam jej wytłumaczyć, ale nie byłam w stanie wypowiedzieć tych dwóch słów.
– Wiem, Viv. Spokojnie, wszystko będzie dobrze – mówiła, głaskając mnie po plecach. A ja? Ja szlochałam w jej ramionach, próbując obudzić się z tego koszmaru.
Otarłam łzę, spływającą po moim policzku. Allison znalazła się w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie, a na jej drodze stanął zły człowiek, który zrobił resztę. Nie sądziłam, że w tak spokojnym mieście może dojść do morderstwa, ale jak widać, byłam w błędzie. Szkoda tylko, że musiałam się o tym przekonać w taki sposób.
Odkąd pamiętam, byliśmy tylko we trójkę. Moja mama, Elizabeth Davis, zmarła przy moim porodzie, pozostawiając wychowanie mnie na barkach taty i dwunastoletniej Allison, która była zmuszona dorosnąć szybciej niż jej rówieśnicy. Mimo to nigdy nie słyszałam z jej ust jakiegokolwiek narzekania, i to była jedna z rzeczy, za które od zawsze ją podziwiałam. Potrafiła się dostosować. Ja na jej miejscu już dawno bym się rozpłakała i zamknęła w pokoju.
Z transu wybudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Zerknęłam na drewniany zegar stojący w kącie pokoju. Dochodziła dwudziesta. Kto o tej porze mógłby do mnie przyjść? Z westchnieniem podniosłam się z kanapy i ruszyłam w stronę drzwi. Przez chwilę rozważałam udawanie, że nikogo nie ma w domu, ale to był chyba słaby pomysł, zważywszy na fakt, że w salonie świeciło się światło. Rozmowa z kimkolwiek była ostatnim punktem na liście moich rzeczy do zrobienia. I już nawet nie chodziło o to, że nie chciałam rozmawiać. Od jakichś trzech dni nosiłam te same ubrania i do tego wyglądałam jak trup. Spotkanie z ludźmi było absolutnie złym pomysłem.
I pomyśleć, że mogłabym tego uniknąć, gdybym tylko zgasiła światło jakieś piętnaście minut temu.
Kiedy przechodziłam obok lustra, poprawiłam szybko włosy w nadziei, że polepszy to mój wygląd, ale w sumie nic to nie dało. Dalej wyglądałam, jakbym wstała trzy minuty temu. Wzięłam głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Mój wzrok od razu zatrzymał się na niebieskich oczach mojej przyjaciółki. Wiedziałam, że nie mogłam unikać tego momentu w nieskończoność.
– Cześć, Alex – mruknęłam, nie siląc się na jakikolwiek uśmiech.
Alex Jones, czyli jedyna osoba w tym mieście, z którą się zadaję. Byłyśmy swoimi przeciwieństwami, ale mimo to idealnie się dogadywałyśmy.
– No nareszcie! – Wyrzuciła ręce w powietrze, przechodząc obok mnie, i weszła do środka.
Jones nie należała do osób, które lubią chować się w cieniu. Wręcz przeciwnie – uwielbiała być w centrum uwagi. Czasami mi to przeszkadzało. Choćby wtedy, gdy na cały sklep wyrażała swoje niezadowolenie związane z ceną produktu. Tak, w takich momentach zaczynałam poważnie się zastanawiać, dlaczego właściwie się z nią zadaję. Alex była inna nie tylko pod względem charakteru, ale też wyglądu. Zmieniała kolor włosów średnio raz w miesiącu i prawie zawsze był to jakiś szalony odcień, wyróżniający się na szkolnym korytarzu.
Tym razem był to niebieski.
– Znowu przefarbowałaś włosy. – Zauważyłam, zamykając drzwi i przekręcając kluczyk dwa razy. Odkąd nas okradli, zawsze je zamykałam. – Jeszcze trochę i skończysz łysa.
– Moje włosy są teraz mało ważne! – warknęła, odwracając się w moją stronę. Jej oczy były pełne determinacji. Westchnęłam, czekając, aż zacznie swoją wywód. Zawsze to robiła. Jeśli coś jej się nie podobało, próbowała przekabacić mnie na swoją stronę i dowieść, że ma rację. A ja jak zwykle przegrywałam i jej ulegałam. – Nie możesz do końca życia siedzieć w domu i gapić się w ścianę!
– Nie robię tego.
– Owszem, robisz – prychnęła. – Twój ojciec zadzwonił do mnie i o wszystkim mi powiedział.
Zdrajca.
– Potrzebuję czasu – westchnęłam, opierając się o drzwi.
Naprawdę chciałam, żeby już poszła. Uwielbiałam spędzać z nią czas, ale tym razem wolałam zostać sama. Wspomnienia potrafią boleć, a te, które są związane z Allison, bolą dwa razy bardziej. Nie byłam gotowa, żeby wyjść do ludzi i udawać, że nic mi nie jest. Jedyne, co byłam w stanie zrobić, to zamknąć się w pokoju i przeczekać cały ten okres żałoby.
Czy naprawdę prosiłam o tak wiele?
– Miałaś go mnóstwo! – rzuciła. – Allison nie byłaby szczęśliwa, gdyby cię teraz widziała. – Dodała łagodniej.
W ciągu zaledwie sekundy moje nastawienie do Alex uległo diametralnej zmianie.
A to wszystko przez jedno zdanie, które wypowiedziała.
– Allison nie żyje – oznajmiłam to tak oschłym tonem, że aż sama siebie nie poznawałam. – Jeśli cię to pocieszy, to przyjdę do szkoły.
Nie wiedziałam, czy będę miała ochotę pójść do szkoły, ale w tamtym momencie byłam w stanie powiedzieć wszystko, żeby tylko się jej stąd pozbyć. Alex od zawsze wspierała mnie we wszystkim, co robiłam, ale w tamtym momencie potrzebowałam samotności. Czułam, że emocje, które tak bardzo próbowałam ukrywać, zaczynają dawać o sobie znać. Kawałek po kawałku ogarniała mnie otchłań smutku i rozpaczy, której nie pozwalałam wyjść na światło dzienne od wielu dni.
A płakanie przy Alex było ostatnią rzeczą, jaką miałam ochotę robić. Nie chciałam okazać tej słabości ani przed nią, ani przed kimkolwiek innym. A odkąd pamiętam, płacz kojarzył mi się właśnie ze słabością. Był to dla mnie znak, że człowiek nie potrafił zapanować nad emocjami i dawał im upust w formie łez.
A ja nie chciałam być słaba.
– A żebyś wiedziała, że mnie to pociesza – rzuciła, podchodząc do drzwi. Odsunęłam się na bok, dając jej swobodny dostęp do kluczyka. Dziewczyna przekręciła go i otworzyła drzwi. Jeszcze przed wyjściem odwróciła się w moją stronę i na chwilę wbiła we mnie wzrok. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę wyglądałam tak, jak się czułam. – Jakbyś czegoś potrzebowała, masz dzwonić.
Bo jeśli tak, to wyglądałam jak martwy człowiek.
Alex wiedziała o mnie dużo, ale nie wszystko. Nie znała mnie na tyle, by wiedzieć o tym, że w tamtym momencie walczyłam sama ze sobą, żeby się przy niej nie rozpłakać. Przełknęłam ślinę, próbując skupić się na tym, żeby głos mi nie zadrżał.
– W porządku – odpowiedziałam, przełykając gulę w gardle.
Dziewczyna jeszcze przez moment mi się przyglądała, analizując moje słowa, aż w końcu wyszła, zostawiając mnie samą.
Ponownie zamknęłam drzwi na klucz, po czym oparłam się o nie, głęboko oddychając. Nie wróciłam na kanapę. Zamiast tego osunęłam się na ziemię, wciąż oparta o drzwi. Podkuliłam kolana pod brodę i przestałam powstrzymywać łzy, które teraz swobodnie spływały po moich policzkach. Moje ciało przeszył szloch, spowodowany wspomnieniem o niej.
Gdyby Allison mnie teraz zobaczyła, z pewnością pomyślałaby, że jestem słaba.
***
Stojąc na korytarzu pełnym ludzi, żałowałam, że tu przyszłam. Był poniedziałek. Najgorszy dzień tygodnia. Czułam się okropnie, ale za to wyglądałam całkiem ładnie. Właśnie o to chodziło w tej całej grze, którą toczyłam.
Miałam stwarzać pozory.
– Gotowa? – Przeniosłam spojrzenie na Alex, która stała obok.
Nie.
– Tak. – Uśmiechnęłam się i miałam nadzieję, że wyglądało to choć trochę autentycznie. Dziewczyna zmarszczyła brwi i zacisnęła usta. Po jej minie nie byłam do końca pewna, czy udało mi się ją przekonać, ale w głębi serca miałam taką nadzieję. Jones w końcu westchnęła i ruszyła w stronę sali lekcyjnej. Z pełną satysfakcją poszłam w ślad za nią.
Właśnie tak mijał mi cały poniedziałek. Chodziłam od klasy do klasy u boku przyjaciółki, próbując nie zwracać na siebie uwagi. Jak gdyby nic się nie stało, a Allison wciąż żyła. Mimo wszystko wcale nie było tak źle, jak myślałam. Przez cały dzień skutecznie unikałam ludzi i byłam w miarę niezauważalna.
Wszystko zepsuło się jakoś po czwartej lekcji, gdy spotkałam na korytarzu Kelly Brooks, czyli szkolną gwiazdę Malibu High School. Wydaje mi się, że w każdej szkole jest ta jedna uczennica, która wyróżnia się ubiorem i przyciąga uwagę wszystkich chłopców. U nas była to Kelly. Nieznośna blondynka, która myślała, że wszystko jej można tylko dlatego, że ma wpływowych rodziców.
– To ona żyje? – zapytała na tyle głośno, że usłyszeli to ludzie w odległości kilku metrów, w tym oczywiście ja.
Próbowałam ignorować jej słowa i iść dalej, ale przez Alex mi się to nie udało.
– Masz jakiś problem? – rzuciła Jones, podchodząc do dziewczyny.
Modliłam się, żeby któraś z nich odpuściła. Naprawdę nie chciałam problemów, i to do tego w mój pierwszy dzień szkoły po Nowym Roku.
– Ja nie, ale ty zaraz możesz mieć – prychnęła, mierząc ją z góry spojrzeniem.
Kątem oka widziałam, jak ludzie zaczynają wyciągać telefony i nagrywać całe zdarzenie. Przełknęłam ślinę i złapałam Alex za rękę, by odciągnąć ją od tego wszystkiego. Naprawdę nie chciałam być w centrum uwagi. A przynajmniej nie dzisiaj.
– Chodźmy – powiedziałam, rozglądając się na boki.
– Ty tak poważnie? – Zmarszczyła brwi, wpatrując się we mnie. – Ta pusta blondyna właśnie…
– Jak mnie nazwałaś?! – Przeniosłam wzrok na wkurzoną twarz Kelly, by potem z powrotem spojrzeć na uśmiechniętą Alex.
Widać było, że ta cała sytuacja ją bawiła. Moja przyjaciółka była jedną z tych osób, które uwielbiały zamieszanie i wykorzystywały każdą okazję, by zrobić wokół siebie zamęt. Na moje nieszczęście ja tego nie znosiłam. O wiele bardziej wolałam ignorować resztę i po prostu żyć sobie gdzieś tam w tłumie, po cichu.
– Tak jak słyszałaś. – Jones odwróciła się w jej stronę, posyłając kpiący uśmiech.
To się źle skończy.
Zacisnęłam usta, zastanawiając się, co powinnam zrobić. Nie chciałam brać w tym udziału. Skoro Alex mnie nie słuchała, to proszę bardzo – niech robi sobie problemy, ja nie zamierzałam wylądować potem u dyrektora. Po krótkim wahaniu w końcu odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę wyjścia, zostawiając kłócącą się dziewczynę samą.
Jedyne miejsce, w którym teraz chciałam się znaleźć, to mój pokój.
Gdy w końcu po dwudziestu minutach spaceru przekroczyłam próg domu, byłam wręcz wniebowzięta, ale równocześnie zmęczona. Czasami nienawidziłam siebie za to lenistwo, ale ulga, którą poczułam, gdy dotarłam na miejsce, była cudowna. Miałam dość Alex, która uwielbiała być w centrum uwagi, uczniów, którzy co chwilę na mnie patrzyli, myśląc, że tego nie widziałam, i nauczycieli, którzy zadawali jeszcze więcej pracy domowej niż zwykle. Czułam się trochę tak, jakby cały świat nagle był przeciwko mnie. Przez cały dzień myślałam tylko o tym, by znaleźć się w domu.
– Vivian, chodź na chwilę! – krzyknął mój ojciec w momencie, gdy zdejmowałam buty.
W pośpiechu pozbyłam się kurtki i ruszyłam w stronę kuchni, skąd dobiegał jego głos. Zastałam go siedzącego przy kuchennym stole. Wzrok miał skupiony na ekranie laptopa.
Charlie Davis – czyli mój ojciec, a do tego policjant – powoli zbliżał się do pięćdziesiątki, jednak mimo swojego wieku wciąż dobrze się trzymał.
– Co chciałeś? – Oparłam się o ścianę, czekając, aż łaskawie podniesie na mnie wzrok.
Nie zrobił tego.
– W najbliższym czasie masz być w domu o dwudziestej, maksymalnie o dwudziestej pierwszej – powiedział, wciąż wpatrując się w ekran laptopa.
Mój tata nigdy nie był jakimś cudownym rodzicem. Wydaje mi się, że znaczną część wychowania mnie pozostawił Allison. Tak właściwie to ona nauczyła mnie większości rzeczy, które umiałam. Charlie był po prostu głową rodziny. Utrzymywał nas, a pracował tyle, ile było to konieczne. Nie miałam mu tego za złe, ale czasami potrzebowałam jego uwagi o wiele bardziej, niż mogło mu się to wydawać.
– Czemu? – Zmarszczyłam brwi, domagając się odpowiedzi.
Mój ojciec nie należał raczej do osób, które stosują jakieś kary bądź zasady odnośnie do wychowania. I to właśnie dlatego tak się zdziwiłam. Takie rzeczy nigdy nie miały miejsca.
– Bo tak mówię. Czy nie jest to wystarczająca odpowiedź? – rzucił szorstko, w końcu podnosząc na mnie wzrok.
W jego oczach widziałam zmęczenie. Ciekawe, jak długo dzisiaj pracował?
– Skoro muszę być w domu tak wcześnie, to chcę chociaż znać powód – powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy.
Toczyliśmy pewnego rodzaju walkę na spojrzenia. Właśnie tak odbywały się nasze negocjacje. Kto pierwszy opuści wzrok – przegrywa.
– Venom wrócił – westchnął, zrywając kontakt wzrokowy i skupiając się na pracy. Ja natomiast dalej stałam, nie mając pojęcia, o co chodzi. Pierwszy raz słyszałam to imię czy tam pseudonim. Ba! Pierwszy raz słyszałam o kimś takim z Malibu! Charlie wzbudził moją ciekawość, jednak fakt, że zwyczajnie urwał temat, skupiając się na czymś innym, wcale mnie nie satysfakcjonował.
Powinnam wtedy pamiętać, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Dlaczego zapomniałam? Nie powinnam była tego zaczynać. To moja wina.
– Kto to jest?
Po jego minie mogłam wywnioskować, że nie ma ochoty odpowiadać na to pytanie. Na jego nieszczęście od zawsze byłam ciekawskim dzieciakiem, a temat Venoma zaczął mnie interesować coraz bardziej.
– To przestępca – odparł tylko, opierając się o ramę krzesła. – Nie mogłaś o nim słyszeć, bo zniknął jakiś czas przed naszą przeprowadzką tutaj.
Do Malibu przeprowadziliśmy się, gdy miałam czternaście lat. Na początku trudno było mi się dostosować do otoczenia i gdyby nie Alex, pewnie skończyłabym jako samotnik szkolny. Kilka miesięcy wcześniej skończyłam siedemnastkę, a to oznacza, że Venom zniknął ponad trzy lata temu. Po takim czasie nieobecności ludzie zwykle nie wracają już do starego miejsca zamieszkania. Dlaczego więc Venom postanowił wrócić?
– Ale co to ma wspólnego z godziną, o której mam być w domu? – zapytałam, powoli się denerwując.
Dlaczego obecność jakiegoś człowieka ma być wyznacznikiem godziny mojego powrotu?
– Jest niebezpieczny i trzeba na niego uważać.
Jego zdawkowe odpowiedzi dały mi do zrozumienia, że ma dość tej rozmowy.
– Skoro jest taki niebezpieczny, to czemu go po prostu nie zamknięcie w więzieniu? – prychnęłam. Cała ta sprawa wydawała się wręcz zabawna. Skoro facet był groźny, to powinni go zamknąć bez przeszkód. Tak powinno działać prawo, a przynajmniej policja.
– Nie tym tonem, Vivian – rzucił poważnie. Zacisnęłam usta, by przez przypadek nie powiedzieć czegoś, czego potem mogłabym żałować. – Venom wie, co robi, i starannie zaciera ślady swoje i swoich ludzi – odparł spokojnie. Miałam wrażenie, że jest znacznie bardziej opanowany niż ja. – W świetle prawa jest niewinny.
Policja w Malibu była dość specyficzna. Potrafiła reagować na drobne przewinienia typu kradzieże i pobicia, ale gdy w grę wchodziły poważniejsze przewinienia, zwyczajnie sobie nie radziła i zostawiała całą sprawę, czekając, aż ludzie zapomną. Tak było i tym razem. Nie wierzę, że jakiś tam Venom zacierał każdy swój ślad. Wszystkim zdarzają się wpadki, nawet najlepszym.
– Jestem pewna, że w końcu powinie mu się noga i skończy za kratkami – powiedziałam, by odrobinę rozluźnić napiętą atmosferę. Chciałam go też choć trochę pocieszyć. Widziałam, ile serca wkładał w swoją pracę i jak bardzo był zapracowany. Robił to tylko dlatego, żeby nas utrzymać. Gdyby udało mu się zamknąć takiego przestępcę, z pewnością zarabiałby więcej, a ludzie darzyliby go większym szacunkiem.
– Mam taką nadzieję – wymamrotał, bardziej do siebie niż do mnie.
I wtedy to zobaczyłam. Charlie się zmienił. Nie był już tak wesoły jak kiedyś. Mimo że od śmierci Allison minęło już trochę czasu, to chyba oboje nie mogliśmy sobie z tym poradzić. Miałam wyrzuty sumienia przez to, że się nad sobą użalałam. W końcu on też stracił córkę, a mimo to nadal chodził do pracy i starał się normalnie funkcjonować. Powinnam wziąć się w garść.
– Będę wracała wcześniej, jeśli to cię uspokoi – obiecałam, posyłając mu blady uśmiech, który odwzajemnił. – Coś jeszcze?
– Nie, to wszystko. – Odwróciłam się, by pójść do pokoju i w końcu się zdrzemnąć. Ten dzień był wyczerpujący. Nie postawiłam nawet jednego kroku, gdy zatrzymał mnie jego głos.
– Viv? – Odwróciłam się, unosząc pytająco brwi. – Jak się trzymasz?
Zamurowało mnie na to pytanie. Rozchyliłam usta, zastanawiając się, co powinnam odpowiedzieć. W tamtym momencie chciałam powiedzieć, że źle, że to dalej boli i z dnia na dzień wcale nie jest lepiej, ale nie umiałam, nie chciałam przysparzać mu więcej zmartwień. Zresztą obiecałam sobie wziąć się w garść. Pora dorosnąć i się ogarnąć. Nie byłam już dzieckiem. Ludzie umierają i nic na to nie poradzę.
Właśnie dlatego z uśmiechem na twarzy skłamałam ojcu po raz pierwszy i – niestety – nie ostatni.
– Dobrze – powiedziałam, urywając rozmowę. – Pójdę się położyć, jestem zmęczona.
Charlie przez chwilę dłużej mi się przyglądał i w momencie, gdy już myślałam, że zacznie drążyć temat, on – na moje szczęście – odpuścił.
– W takim razie nie będę cię już trzymał. Nie śpij za długo, jutro szkoła. – Kiwnęłam głową, by następnie bez słowa odwrócić się i pójść do pokoju.
Kiedy wchodziłam po schodach, przyglądałam się zdjęciom wiszącym na ścianie.
Na każdym była Allison.
Liceum znajdujące się w samym centrum Malibu było jedyną szkołą w tym przeklętym mieście, w której uczniowie imprezowali niemal cały rok szkolny. Preteksty były różne – zaczynając od przetrwania pierwszego miesiąca w szkole, a kończąc na świętowaniu nadejścia nowego roku dopiero pod koniec stycznia. Według tutejszych nastolatków każdy powód był dobry, by się napić i stracić resztki godności. Nie było wymówek, musiałeś przyjść. Jeśli cię nie było, to był to znak dla reszty, że jesteś kujonem i nie umiesz się bawić. Każdy mógł zostać organizatorem imprezy i zwykle chętnych było wielu. Jednak większość z nich rezygnowała z tego pomysłu, gdy tylko przypominali sobie, jak wielkie szkody są w stanie wyrządzić pijani licealiści. Byli jednak tacy, którzy nie bali się szkód i mieli pieniądze. I to właśnie oni podejmowali się zaproszenia całej szkoły do swojego domu.
Tym razem to Travis Fletcher organizował ogromną domówkę z okazji zdania pierwszego semestru. Miała się odbyć w najbliższych dniach. Chłopak był kapitanem drużyny futbolowej. Nie wyróżniał się niczym szczególnym. Zwykły chłopak, który całkiem dobrze się uczył, do tego bardzo miły. Po prostu idealny kandydat na chłopaka. Jednak Travis miał tylko jeden problem, który był też jego największą wadą.
Myślał, że jak ma pieniądze, to wolno mu wszystko. I w sumie to jakoś bardzo się nie mylił. W tym mieście pieniądze były przepustką.
– Są jakieś postępy w śledztwie? – Podskoczyłam na dźwięk głosu Alex, odruchowo zamykając szkolną szafkę.
Na korytarzu było prawie pusto. Większość uczniów skończyła już lekcje albo zerwali się wcześniej, żeby mieć więcej czasu na dotarcie do domu i przygotowanie się na imprezę, którą akurat dzisiaj wieczorem organizował James, przyjaciel Travisa.
Obaj byli siebie warci.
– Policja jak zwykle nic nie wie – westchnęłam. Próbowałam panować nad negatywnymi emocjami, które próbowały przejąć nade mną kontrolę za każdym razem, gdy myślałam o bezsilności mojej i policji. Byłam wściekła na nich za to, że nie umieją dobrze wykonać swojej pracy, a na siebie za to, że pozwalałam, by emocje przejmowały nade mną kontrolę. Nienawidziłam tej słabości. – Nawet nie mają żadnego podejrzanego!
– Ale tak totalnie? – Kiwnęłam głową, poprawiając książki, które dalej trzymałam w ręce. Westchnęłam, przyglądając się podręcznikowi od historii. Tak bardzo nie znosiłam tego przedmiotu. – Okrągłe zero? Nic a nic?
Zmarszczyłam brwi, krzyżując z nią spojrzenie. Czasami miałam jej dość.
– Ty jesteś głupia czy udajesz?
– Sama jesteś głupia. Po prostu zapytałam, a ty już się wkurwiasz – powiedziała, wystawiając język w moją stronę.
Kochałam Alex, ale czasami naprawdę zachowywała się jak dziecko, co było kurewsko irytujące. No bo ile można? Rozumiem czasami rzucić jakimś niedojebanym tekstem, ale że tak ciągle? Poważnie?
Wzięłam głęboki wdech, próbując nie powiedzieć czegoś, czego potem mogłabym żałować. Zwykle najpierw robiłam, a potem myślałam, i nienawidziłam tego. Uważałam to za ogromną wadę, którą powinnam spróbować w jakiś sposób opanować. Ludzie wielokrotnie powtarzali mi, że najpierw powinnam pomyśleć, zanim coś powiem. Zwykle w takich momentach robiło mi się wstyd za samą siebie i natychmiast zamykałam buzię.
To właśnie przez takich ludzi teraz bałam się odzywać. Bałam się każdego słowa, które miało opuścić moje usta.
– Tak, kurwa, nic! Totalnie, okrągłe zero, dotarło? – wyrzuciłam z siebie, być może troszkę zbyt agresywnie, niż powinnam.
– Nie masz kultury, wiesz? – Alex zrobiła naburmuszoną minę i teatralnie odrzuciła włosy, przez co na mojej twarzy pojawił się blady uśmiech. Przypominała mi tym Allison. – Chociaż w sumie było to do przewidzenia.
Zacisnęłam usta. Tak, kurwa, oczywiście, że było do przewidzenia.
– Co było do przewidzenia? – wtrącił Kevin, stając obok, przez co Alex podskoczyła i walnęła go książką od historii w głowę. Dopiero zauważyłam, że dziewczyna przez cały ten czas miała przy sobie podręcznik. – Hej! To bolało! – Masował sobie obolałe miejsce.
– To po jaką cholerę się zakradałeś?!
– Co było do przewidzenia? – powtórzył pytanie, przewracając oczami.
Tym razem jednak skierował pytanie do mnie. Z naszej dwójki to ja byłam zawsze tą milszą, a przynajmniej się starałam.
Kevin Cooper był największym plotkarzem w szkole, który do tego prowadził zarówno szkolną gazetkę, jak i program, który był emitowany na żywo w każdy czwartek. Zbierał największe plotki z całej szkoły i o nich opowiadał. Jeśli zostałeś tam choćby wspomniany, to automatycznie stawałeś się pośmiewiskiem szkoły albo szkolną gwiazdą, za którą wszyscy się uganiają. Nigdy nie rozumiałam powodu, dla którego dyrekcja pozwoliła na coś takiego. Jestem pewna, że co druga osoba stwierdziłaby, że to fatalny pomysł. Już nie wspominając o tym, że nie każdy ma silne nerwy, przez co ten durny program mógł przynieść więcej szkód niż korzyści.
Pewnie w grę jak zwykle wchodziły pieniądze.
– Przykro mi, nie mamy dla ciebie ploteczek – powiedziałam z udawanym współczuciem.
– Kevin, kochanie… – zaczęła Alex, zawieszając na jego ramieniu rękę. – Spierdalaj. – Uśmiechnęła się uroczo, posyłając mu całusa w powietrzu.
– Ale…
– Już! – krzyknęła Alex, na co chłopak się oburzył, ale ostatecznie poszedł. Obserwowałam jego oddalające się plecy. Kevin nigdy nie był niemiły, ale czasami stawał się po prostu zbyt nachalny i na siłę szukał jakiegokolwiek tematu, żeby tylko mieć coś do czwartkowej serii plotek o uczniach z naszej szkoły. I to był jeden z powodów, dla których niewiele osób z nim rozmawiało. Po prostu bali się, że skończą tak samo jak reszta jego ofiar.
– Pasowalibyście do siebie – wypaliłam nagle, usiłując zachować pełną powagę, ale widząc minę Alex, było to naprawdę trudne.
Czasami uwielbiałam się z nią drażnić.
– No chyba cię pojebało – powiedziała śmiertelnie poważnie. Jej niebieskie oczy wyrażały niedowierzanie. Bawiło mnie, że serio uwierzyła w to, co powiedziałam. – Jest brzydki i cholernie irytujący – dodała, patrząc w dal za chłopakiem, który właśnie znikał za rogiem.
Kevin był niewiele wyższym od nas brunetem i do tego chodził do starszej klasy. Nie miał wyćwiczonego ciała sportowca i mógłby być fajny, ale niestety miał bardzo dużą wadę – nie umiał niczego trzymać w sekrecie i uwielbiał różne plotki. Może właśnie dlatego idealnie nadawał się do roli prowadzącego szkolny program plotkarski? Chłopak nie był brzydki, ale mimo to nie był w moim typie, a już tym bardziej w typie Alex. Ona od zawsze gustowała raczej w wysportowanych blondynach, którzy potrafili się bawić. A Kevin nie spełniał jej podstawowych wymagań, przez co był z góry przekreślony. Pamiętam jeszcze, że w pierwszej klasie wstawił do swojego programu niezbyt ciekawą wzmiankę o Alex. Wydaje mi się, że ta nadal ma do niego jakąś urazę za to, co zrobił.
– Nie jest brzydki, ty po prostu nie lubisz brunetów – stwierdziłam.
Poprawiłam zawieszony luźno na moim ramieniu plecak i zerknęłam na zegarek, który wskazywał za pięć czternastą, co oznaczało, że zaraz skończy się przerwa. Wizja lekcji historii stawała się coraz bardziej realistyczna, a ja w dalszym ciągu tak bardzo nie chciałam tam iść.
Przeniosłam spojrzenie na Alex, która oparła się plecami o szafki i skrzyżowała ze mną spojrzenie.
– Dziwisz mi się? Każdy brunet, z którym się umawiałam, był dupkiem – zauważyła. Jones miała kilka zasad związanych z randkowaniem. Jedną z nich było umawianie się z blondynami, bo bruneci to dupki. Przynajmniej tak twierdziła. I wcale nie chodziło o to, że bezpodstawnie oceniała ludzi, tak jak robiłam to ja. Dziewczyna tyle razy zawiodła się na brunetach, że przysięgła sobie nigdy nie wchodzić w związki z jakimkolwiek chłopakiem o tej barwie włosów.
– Ale jedyny brunet, z którym chodziłaś, to Travis – przypomniałam.
Na samo jego wspomnienie przechodził mnie nieprzyjemny dreszcz.
– On za to był i jest największym chujem, jaki chodził po ziemi, do tego czasami rzuca obrzydliwe teksty – stwierdziła, udając, że wymiotuje.
Travis Fletcher, słynny sportowiec naszego liceum, chodził kiedyś z Alex. Wmawiał jej, że ją kocha, a po tym, jak już zaliczył Alex, zostawił ją, twierdząc, że jednak do siebie nie pasują. Przez następne dni chwalił się wszystkim wokół, że udało mu się wygrać zakład, bo ten związek właśnie tym dla niego był – zakładem. Po tej całej sytuacji dziewczyna nie pojawiała się w szkole, jednak gdy już wróciła, można było zauważyć, że bardzo się zmieniła. To wszystko sprawiło, że teraz była wredna dla większości osób i przeklinała. Dużo. Czasami odnosiłam wrażenie, że specjalnie starała się trzymać ludzi na dystans. Po prostu bała się odrzucenia.
Mimo wszystko często zastanawiam się, jaka by była, gdyby to wszystko się nie wydarzyło. Ludzie nie zmieniają się ot tak. To skomplikowany proces, którego źródłem są osoby trzecie.
– To prawda – przytaknęłam. W tej jednej kwestii nie zamierzałam się z nią kłócić. Spojrzałam na ekran telefonu i dostrzegłam godzinę, która wskazywała, że zaraz zacznie się ostatnia lekcja. – Chodźmy już. Zaraz będzie dzwonek.
– Nienawidzę historii – powiedziała, ale mimo to zaczęła kierować się ze mną w stronę sali.
Pani Hatfield, która uczyła historii, była jedną z najgorszych nauczycielek w tej szkole. Na każdej lekcji pytała, a jeśli ktoś nie znał odpowiedzi, zaczynała się wściekać i czasem nawet wyganiała uczniów z klasy. Właśnie dzięki takim sytuacjom wyrobiła sobie opinię tej najgorszej. Jeśli ktoś zapytałby przypadkowego ucznia o najgorszą nauczycielkę, to ten z pewnością odpowiedziałby, że jest nią Hatfield.
Nigdy nie uczyłam się jakoś najgorzej, ale mimo to bałam się każdej lekcji z nią. Zresztą nie ja jedyna.
– Wiem, Alex.
– A co, gdyby tak… – zaczęła, zatrzymując się nagle, przez co i ja zrobiłam to samo.
Na jej twarzy pojawił się głupi uśmiech, który zwiastował pojawienie się w jej głowie jeszcze głupszego pomysłu. Znałam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, na co wpadła tym razem.
– Dobra – zgodziłam się, nie dając jej dokończyć.
Dziewczyna była jedną z wielu osób w mojej klasie, które uwielbiały wagary. Szczególnie na historii. Ja byłam raczej typem osoby, która pójdzie za towarzystwem. Było mi obojętne, że będę mieć nieobecność na lekcji, pod warunkiem, że razem ze mną będzie jeszcze ktoś.
– Szybko, póki woźna nas nie widzi. – Pociągnęła mnie w stronę wyjścia z budynku, a ja w żaden sposób się nie buntowałam.
Razem z Alex wiele razy chodziłyśmy na wagary i nigdy nikomu to jakoś szczególnie nie przeszkadzało, nawet mojemu tacie, który wyznawał zasadę, że każdy potrzebuje dnia odpoczynku. Z biegiem czasu zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę tak myślał, czy może to jedna z jego wymówek, żeby nie angażować się w moje życie. Charlie nie był złym ojcem, tylko w zbyt krótkim czasie zyskał dużo nowych obowiązków. Musiał wychować mnie i dwunastoletnią Allison, która przejęła rolę mamy w tej rodzinie.
Mój ojciec zwyczajnie zwalił wychowanie mnie na nią, pozbywając się obowiązku.
***
Podczas naszych ucieczek ze szkoły powtarzał się pewien schemat, przez który za każdym razem jedna z nas kończyła pijana. Nieważne, czy był środek tygodnia, czy sobota. Zawsze lądowałyśmy w barze, gdzie wysłuchiwałam smutków pijanej Alex. Najbardziej jednak współczułam barmanowi, który praktycznie cały czas był w zasięgu naszego wzroku, bo dziewczyna nie miała dość i ciągle piła. Oczywiście ja na tym także korzystałam, ale nie aż tak jak ona. Jedna z nas zawsze musiała być trzeźwa.
Tym razem padło na mnie.
Paradise to jedyny bar w Malibu, w którym nie pytają o dowód. Kiedyś zachodziłam w głowę, jak to możliwe, że nikt z policji jeszcze nie zorientował się, że to tutaj jest największe zbiorowisko pijanych nastolatków w tym mieście. Potem doszłam do wniosku, że zwyczajnie ich to nie obchodziło. Dopóki nikomu nic się nie stało, nie reagowali.
Paradise było zwykle naszym wybawieniem, gdy chciałyśmy się napić. Ale teraz, patrząc na stan, w jakim znajdowała się Alex, przeklinałam bar, ją i jej głupie pomysły. Po części obwiniałam też siebie, ale w końcu nie miałam wpływu na jej decyzje. Moja przyjaciółka była prawie dorosła, więc sama powinna umieć podejmować decyzje i brać za siebie odpowiedzialność.
Przynajmniej tak sobie wmawiałam, próbując uciszyć wyrzuty sumienia.
– No chodź już. – Złapałam Alex za rękę, wychodząc z baru kilka godzin później. Przez to, że był czwartek, na zewnątrz nie znajdowało się zbyt wielu ludzi. Chociaż powodem mogła być niesprzyjająca pogoda. W końcu był styczeń. Minął już miesiąc, odkąd jej nie ma. – Szybciej, miałam być w domu godzinę temu – jęknęłam, widząc powolny i chwiejny krok Alex.
Coraz bardziej zaczynałam bać się reakcji ojca, gdy zobaczy mnie o tej porze w domu. W końcu obiecałam być wcześniej, a tu już w pierwszym tygodniu nie wywiązuję się z obietnicy. Zawaliłam jako córka, siostra i przyjaciółka.
– No już, spokojnieee – przeciągnęła, śmiejąc się. Kiedy zobaczyłam, że dziewczynie plączą się nogi, szybko złapałam ją pod ramię, żeby zapobiec upadkowi. Dlaczego ja jej pozwoliłam tyle pić? – Wiesz, że cię kocham? – wybełkotała, na co przewróciłam oczami. Alex zawsze wygadywała głupoty, ale pod wpływem alkoholu mówiła o wiele więcej idiotycznych rzeczy. Jej usta praktycznie się nie zamykały do momentu, aż zachciało jej się wymiotować. Tak, tylko wtedy była cicho. Dziewczyna podniosła dłoń i ścisnęła moje policzki, tworząc z ust dziubek. Wyglądałam przez to jak kaczka. – Śliczna jesteś. – Uśmiechnęła się szeroko, składając na moich ustach szybkiego całusa.
Chwilę później złapała ją czkawka, na co zaniosła się śmiechem. Westchnęłam, powoli prowadząc ją w stronę najbliższego przystanku. Musiałyśmy w końcu jakoś wrócić.
– Alex, proszę, opanuj się – mruknęłam, obserwując okolicę. Próbowałam się zorientować, gdzie jest najbliższy przystanek, ale nigdzie nie mogłam go dostrzec. Zwykle, gdy tu byłyśmy, wracałyśmy moim samochodem, przez co nigdy nie zdarzyło nam się jechać autobusem. W tym momencie cholernie tego żałowałam. W duchu modliłam się tylko o to, żeby mój ojciec wrócił później z pracy. – Chyba musimy iść pieszo – powiedziałam bardziej do siebie niż do niej.
– Hej, przygodo! – krzyknęła i ruszyła biegiem. Zaskoczona pobiegłam w jej stronę, by za bardzo się nie oddaliła. Co jak co, ale pijana Alex była naprawdę nieprzewidywalna. Dziewczyna momentami nie znała czegoś takiego jak granica, przez co gdy wypiła trochę więcej, potrafiła zrobić wszystko.
Alex była parę kroków przede mną, gdy nagle stanęła, patrząc w ciemną uliczkę. Zmarszczyłam brwi i podeszłam w jej stronę.
– Co jest? – Dogoniłam ją, wyglądając powodu jej zaciekawienia, jednak przez ciemność niczego nie mogłam dostrzec. Jedynym źródłem światła była stara lampa znajdująca się kilkanaście metrów dalej.
– Tam ktoś jest – szepnęła cicho, a ja zmrużyłam oczy, by lepiej się przyjrzeć.
Może po prostu jej się wydawało?
W momencie gdy dostrzegłam jakiś kształt w cieniu, natychmiast znieruchomiałam.
Ktoś rzeczywiście tam był i chyba ruszył w naszą stronę. Zimny dreszcz przeszedł mi po plecach.
Żadnej z nas nie było już tak wesoło jak chwilę temu. W końcu byłyśmy dziewczynami, do tego same, i to w nocy. Wszystko mogło pójść nie tak.
– Chodźmy, szybko. – Z coraz większym przerażeniem pociągnęłam ją za rękę, próbując uniknąć niebezpiecznej sytuacji, w jakiej mogłyśmy się za chwilę znaleźć. Jednak było to trudne, patrząc na ilość alkoholu, który w siebie wlała. Alex była w fatalnym stanie, a każdy krok, jaki wykonała razem ze mną, utwierdzał mnie w tym przekonaniu. Przerażona kierowałam się w stronę centrum miasta, co chwilę odwracając się za siebie. Na całe szczęście nikt nas nie śledził.
– Chce mi się rzygać – wybełkotała Alex, o mało się nie przewracając.
Spojrzałam na nią, próbując zorientować się, czy mówi poważnie. I kiedy na nią spojrzałam, miałam cholerne przeczucie, że będzie wymiotować. Zacisnęłam usta i odwróciłam wzrok w stronę ulicy. Jeszcze trochę i będziemy blisko centrum, a tym samym – blisko ludzi.
– To nie jest odpowiedni moment, Alex – szepnęłam, idąc z nią dalej. Musiałam przyspieszyć, ale mając na uwadze jej stan, było to dość trudne. – Musisz wytrzymać, słyszysz?
Kątem oka zobaczyłam, że kiwa głową.
W pewnym momencie zza zakrętu wyszli nieznani mi mężczyźni, którzy szli w naszą stronę. Natychmiast skręciłam w przeciwną i zaczęłam iść szybciej, ciągnąc za sobą przyjaciółkę. Nie puszczałam jej ręki nawet na chwilę. Wiedziałam, że w takich sytuacjach jak najszybciej należy znaleźć się blisko ludzi. Problem w tym, że tu nie było ludzi. Byłyśmy same. Same przeciwko kilku mężczyznom. Panika zaczynała przejmować nade mną kontrolę.
– Boję się – usłyszałam głos Alex.
Nie miałam pojęcia, co jej odpowiedzieć albo jak ją uspokoić. Przez to, że Alex była pijana, większość zewnętrznych bodźców do niej nie docierało, ale ja byłam trzeźwa i bałam się jak cholera. Słyszałam swoje serce, które biło trzy razy szybciej niż normalnie. Miałam wrażenie, że zaraz dostanę zawału.
– Nic nam nie będzie. – Przełknęłam ślinę, próbując jakkolwiek ją pocieszyć.
W tamtym momencie tak bardzo żałowałam tego, że tam poszłyśmy. Mogłam być teraz w ciepłym domu, a zamiast tego wędrowałam po ciemnych uliczkach Malibu, próbując uniknąć śmierci.
– Cześć, dziewczyny! – usłyszałam za nami głęboki głos. Mimo to nie odwróciłam się za siebie. Zamiast tego mocniej złapałam Alex i przyspieszyłam kroku, próbując jakoś ich zgubić. A może zwyczajnie zmęczyć? Wątpiłam w to, że będzie im się chciało za nami biec. – Zaczekajcie! – zawołał jeden z nich.
Zignorowałam wołanie i szłam dalej.
Z nadzieją na spotkanie kogokolwiek skręciłyśmy w uliczkę i natychmiast się zatrzymałyśmy. Szeroko otwartymi oczami i z szybko bijącym sercem wpatrywałam się w światła samochodu, który zahamował nagle niecały metr przed nami. Jeszcze kawałek, a zostałybyśmy potrącone. Mój oddech przyspieszył pod wpływem adrenaliny.
Nie chciałam umierać. Jeszcze nie teraz.
– Co jest, kurwa! – wykrzyczał jakiś chłopak, wychodząc z samochodu. Jednak przez światła samochodu, które świeciły w moją stronę, nie mogłam dostrzec, jak wygląda. Po głosie mogłam stwierdzić tylko, że jest niewiele starszy od nas. – Uważajcie, jak łazicie! – Podszedł w naszą stronę, dzięki czemu mogłam go zobaczyć.
Chłopak był dość wysoki, na moje oko miał jakiś metr dziewięćdziesiąt. Miał jasne włosy, które obecnie pozostawały w nieładzie. Oprócz tego ubrany był w czarne jeansy i zwykłą białą koszulkę. Po wyglądzie jego twarzy mogłam śmiało stwierdzić, że był mniej więcej w naszym wieku. Może trochę po dwudziestce. Ale oprócz tego dostrzegłam coś jeszcze.
Był ewidentnie wkurzony.
Już miałam mu odpowiedzieć, gdy parę metrów za nami z uliczki wyszli ci sami dwaj mężczyźni, którzy nas śledzili przez ostatnie kilka minut. Obaj się zataczali i głośno śmiali, a ucichli dopiero, gdy zobaczyli, że nie jesteśmy same.
Przeniosłam spojrzenie na chłopaka i posłałam mu błagalne spojrzenie w nadziei, że w jakikolwiek sposób nam pomoże. Z dwojga złego to on był tą lepszą opcją. O wiele bardziej wolałam jego towarzystwo niż tamtych mężczyzn.
Chłopak tylko spojrzał na tamtą dwójkę i z powrotem na nas, a raczej na wciąż ledwo kontaktującą Alex, która wpatrywała się w ziemię. Na jego twarzy pojawiło się zaskoczenie, które chwilę później zniknęło. Zastąpiła je powaga.
– Wsiadajcie, załatwię to.
Zagryzłam wargę, nie będąc pewna, czy to taki dobry pomysł. Nie znałam go. Co jeśli coś nam się stanie? Czy byłam w stanie zaryzykować życiem nie tylko moim, ale też Alex? Odwróciłam się za siebie, żeby jeszcze raz spojrzeć na tych, którzy nas śledzili. Przełknęłam gulę w gardle, gdy dostrzegłam, że powoli zbliżają się w naszą stronę, rozmawiając między sobą. Dopiero teraz zauważyłam, że w rękach trzymali butelki z piwem.
Chyba nie miałam wyboru. Musiałam przyjąć pomoc chłopaka i modlić się, żeby nie był seryjnym mordercą.
– Chodź, Alex. – Pociągnęłam dziewczynę w stronę samochodu, drugą ręką otwierając drzwi.
Nadal nie wiedziałam, czy to dobry pomysł, ale musiałam spojrzeć prawdzie w oczy. Nie miałam wyjścia. Nie mogłam aż tak ryzykować.
Pomogłam wejść Alex do środka, a potem zrobiłam to samo i zajęłam miejsce obok niej. Zapięłam jej pasy i odgarnęłam włosy z twarzy. Wyglądało na to, że chyba zasnęła. A może była w aż tak słabym stanie, że już nie kontaktowała?
– Hej, żyjesz? – zapytałam, a w odpowiedzi dostałam jakieś niezrozumiałe słowa. – Alex?
– Żadna wódka nie zdołała mnie jeszcze zabić – powiedziała nieco głośniej.
Na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Cała Alex.
Wyjrzałam zza fotela, żeby spojrzeć na chłopaka. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, jak podchodzi do mężczyzn. Chyba z nimi rozmawiał, ale nie docierał do mnie żaden dźwięk. Moja ciekawość wzrosła w momencie, gdy zobaczyłam przerażenie malujące się na twarzach obcych mężczyzn. Chwilę później obaj w pośpiechu odeszli, co chwilę się odwracając i potykając o własne nogi.
A ja zaczęłam zachodzić w głowę, co takiego mogli usłyszeć, że się tak wystraszyli.
Blondwłosy chłopak odwrócił się i z uśmiechem wymalowanym na twarzy podszedł do drzwi samochodu od strony kierowcy. Wszedł do środka, po czym spojrzał w naszą stronę. Zatrzymał na chwilę wzrok na półprzytomnej Alex.
– Nic wam nie jest?
– Co im powiedziałeś? – zapytałam, ignorując jego pytanie.
Na jego twarzy pojawił się pełny satysfakcji uśmiech.
– Postraszyłem ich policją. – I to właśnie dzięki tamtemu uśmiechowi wiedziałam, że kłamał. Mimo to nie drążyłam tematu. W końcu czy to było takie istotne? Ważne, że już nic nam nie groziło. Przynajmniej taką miałam nadzieję, bo gdy na niego patrzyłam, wcale nie czułam się bezpiecznie. Chłopak odwrócił się do nas plecami i zapiął pasy. – Gdzie mieszkasz? Odwiozę was.
Po raz kolejny się zawahałam, ale gdy spojrzałam na śpiącą przyjaciółkę, podałam mu mój adres. Miałam nadzieję, że szybko go zapomni.
Nigdy nie sądziłam, że zdarzy mi się podobna sytuacja. Ta okolica była zwykle bezpieczna, tym bardziej w tygodniu. Jak widać, wcześniej miałyśmy sporo szczęścia, bo jeszcze nigdy nikt nie chciał nas napaść. Ale może nie o szczęście tu chodziło?
Może to ludzie byli zepsuci?
Podczas jazdy ani razu nie spuściłam wzroku z okolicy. Uważnie obserwowałam wszystko wokół, pilnując, czy chłopak przypadkiem nie wywozi nas z miasta. Coś w jego wyglądzie i zachowaniu utwierdzało mnie w przekonaniu, że nie można mu ufać, nawet jeśli nam pomógł.
W pewnym momencie podniósł rękę i poprawił sobie włosy. To w tamtym momencie dostrzegłam jego tatuaż.
– Ładna dziara – rzuciłam bez namysłu, patrząc na lekko widoczny nad obojczykiem wzór. Był wytatuowany w takim miejscu, że koszulka zakrywała go z łatwością, jednak gdy teraz była lekko zsunięta, bez problemu mogłam dostrzec czarnego węża.
– Dzięki – odparł, naciągając koszulkę, by zakryć dziarę.
Odniosłam wrażenie, że zaczął czuć się niekomfortowo. Nerwowo spoglądał w lusterko, trochę jakby chciał się przekonać, że nadal tam siedzimy. Byłam przekonana, że jest w tym jakieś drugie dno.
– Ma jakieś znaczenie? – spytałam wpatrując się w miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą widziałam tatuaż.
Nigdy nie znałam się jakoś bardzo na symbolice różnych rzeczy, ale kiedyś czytałam, że wąż jest symbolem chaosu, zła i zniszczenia. Mimo że sama nie byłam jakąś fanką tatuaży, to ten wyglądał naprawdę ładnie.
W momencie kiedy miał odpowiedzieć, zaczął dzwonić jego telefon. Chłopak rzucił szybkie spojrzenie na ekran komórki, po czym odebrał i przyłożył ją do ucha.
– Halo? – mruknął. – Tak, zaraz będę. Po drodze miałem małe komplikacje. – Spojrzał na nas w lusterku. Zmarszczyłam brwi i odwróciłam wzrok. Skupiłam się na Alex, udając, że nic nie słyszę. Jednak cała moja uwaga była poświęcona jego rozmowie. – Mam, będę za piętnaście minut. – Rozłączył się i rzucił telefon na fotel pasażera.
– Więc?
– Co? – Zmarszczył brwi.
– Tatuaż. Ma jakieś znaczenie?
– Nie – odparł tylko, urywając temat. – Co z twoją koleżanką?
Szybka zmiana tematu. To było do przewidzenia.
Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na przyjaciółkę. Miała już lekko otwarte oczy i chyba ogarniała więcej niż wcześniej.
– Żyję! – wykrzyczała Alex, przez co na mojej twarzy pojawił się uśmiech.
– Żyje – potwierdziłam, odpowiadając na jego pytanie. Spojrzałam na chłopaka. Z boku widać było, że na jego twarzy maluje się uśmiech. – A tak właściwie to jak masz na imię? – spytałam po zorientowaniu się, że nie zadałam tego pytania wcześniej, co być może było trochę niekulturalne z mojej strony, ale przez te wszystkie emocje całkowicie o tym zapomniałam.
– Cameron – odpowiedział, zatrzymując pojazd. – Jesteśmy na miejscu.
Wyjrzałam przez szybę i rzeczywiście znajdowaliśmy się pod moim domem. Na moje szczęście światła były zgaszone, co oznaczało, że w środku nikogo nie ma. Charlie najwyraźniej po raz kolejny został dłużej w pracy, co zdarzało mu się coraz częściej. Powinnam z nim o tym w końcu porozmawiać.
– W takim razie dziękuję, Cameron. Dosłownie nas dzisiaj uratowałeś – powiedziałam, wychodząc z pojazdu, by potem pomóc Alex wygramolić się na chodnik. Nachyliłam się i zajrzałam do środka. – Miło było cię poznać. – Uśmiechnęłam się.
– Nawzajem, Vivian. – Natychmiast znieruchomiałam, wlepiając w niego wzrok.
Byłam pewna, że nie podawałam mu swojego imienia. Skąd on je znał?
– Znamy się? – Przyjrzałam mu się dokładniej, ale nie było opcji, żebym go znała.
– Jesteś córką policjanta – powiedział. – Każdy cię zna. – Nie. To wcale tak nie działało. Nie znałam żadnej osoby, która kojarzyła mnie z imienia tylko dlatego, że miałam ojca policjanta. Moje obawy co do tego chłopaka wcale nie były bezpodstawne. Z nim było coś nie tak i przerażało mnie to, że wiedział, gdzie mieszkam i jak się nazywam. – Na pewno dasz radę zataszczyć ją do domu? – Wskazał ruchem głowy na Alex.
Nie byłam pewna, czy mi się to uda, ale mimo że Cameron nam pomógł, nie chciałam doprowadzić do sytuacji, w której znalazłby się w moim domu. Nie ufałam mu w żadnym stopniu.
– Tak. Na pewno – potwierdziłam. – Jeszcze raz dzięki za pomoc.
– Nie ma sprawy, uważajcie na siebie następnym razem – powiedział, uśmiechając się.
Posłałam mu blady uśmiech i zatrzasnęłam drzwi auta. Chwilę później chłopak odjechał.
Stałam na chodniku, obserwując samochód do momentu, aż skręcił. Musiałam się upewnić, że odjedzie, a kiedy zniknął mi z pola widzenia, poczułam ogromną ulgę.
Przeniosłam wzrok na przyjaciółkę, która nie wytrzymała i zwymiotowała na trawnik mojej sąsiadki. Byłam pewna, że kobieta upomni się jutro o rekompensatę za tę małą szkodę. Miałam tylko nadzieję, że zrobi to, gdy mojego ojca nie będzie w domu.
Z grymasem na twarzy szybko podbiegłam do Alex, przytrzymując jej niebieskie włosy. Za każdym razem kończyła tak samo.
– Wiesz cooo… – odezwała się Alex, gdy już wypluła swoje wnętrzności. Powoli pomogłam jej się podnieść, po czym złapałam ją pod ramię i zaczęłam prowadzić w stronę domu. – Ładny był.
Zaśmiałam się na to stwierdzenie. Tylko ona w momencie, gdy jedzie samochodem z nieznanym facetem, potrafi patrzeć na jego wygląd.
Stanęłyśmy na ganku i podczas gdy Alex zajęła wygodne miejsce na ławce przed domem, ja siłowałam się z zamkiem od drzwi. Było mi trochę wstyd za to, jak nieodpowiedzialnie się dziś zachowałam. Może to była kara od Allison? Byłaby załamana, gdyby mnie teraz zobaczyła. W końcu włożyła tyle wysiłku, bym zachowywała się dobrze, a ja co robiłam? Chodziłam po barach i uciekałam przez obcymi mężczyznami tylko po to, by następnie wsiąść do samochodu jakiegoś chłopaka, którego widziałam pierwszy raz w życiu.
Z biegiem czasu wiem, że to było nic w porównaniu z tym, co zamierzałam zrobić.
Pomogłam Alex wejść do domu i gdy udało nam się pokonać schody, weszłyśmy do pokoju i położyłam ją do łóżka. Zasnęła niemal od razu, zmęczona po całym dniu i wielu kieliszkach wypitego alkoholu.
Ściągnęłam jej buty i nakryłam kołdrą, a zaraz po tym zgasiłam światło. Ten dzień był naprawdę wyczerpujący.
Chwilę później usłyszałam dźwięk samochodu wjeżdżającego na nasze podwórko. Podeszłam do okna i wyjrzałam przez nie na zewnątrz, gdzie dostrzegłam samochód taty. W momencie gdy go zobaczyłam, wielki kamień spadł mi z serca.
Miałam ogromne szczęście, bo gdyby zobaczył mnie wychodzącą z samochodu jakiegoś nieznajomego chłopaka, miałabym szlaban do końca życia.
Zasłoniłam okno i powolnym krokiem ruszyłam w stronę łóżka. Zdjęłam pospiesznie buty i rzuciłam się na materac, zajmując miejsce obok śpiącej już Alex. Długo jednak nie mogłam zasnąć. Wierciłam się w łóżku i próbowałam w jakikolwiek sposób wyłączyć myśli, ale to było na nic. Czułam się okropnie pod każdym względem. Popełniłam tego dnia tak wiele błędów i złamałam tak wiele zasad ustalonych przez Allison. Byłam okropną siostrą.
To właśnie te myśli sprawiły, że nie mogłam zasnąć przez wiele godzin i co chwilę zmieniałam pozycję, ale niewiele to dało.
Wyrzuty sumienia nie pozwalały mi zapomnieć.
Jedną z rzeczy, których nauczyła mnie Allison, było to, żebym nigdy nie traktowała szkoły jako priorytetu w życiu. Gdy byłam młodsza, nigdy nie poświęcałam nocy, żeby nauczyć się na sprawdzian, i tak mi zostało do dziś. Wiedziałam, że dzięki dobrze zdanym egzaminom dostanę się na dobre uniwersytety, dlatego mimo wszystko starałam się nie opuszczać niepotrzebnie lekcji, żeby nie mieć zaległości. Poza tym mój ojciec może i był cierpliwy, ale byłam pewna, że gdyby zobaczył moją kolejną nieobecność, w końcu coś na ten temat by powiedział.
Nie chciałam być dla niego problemem, tym bardziej, że zostałam mu tylko ja.
Nie chciałam znów słyszeć, że nie jestem wystarczająco dobra, że nie jestem jak moja starsza siostra.
– Nie ma opcji – powiedziałam, kręcąc głową.
Po wczorajszych wagarach, podczas których zdarzyło się więcej niż przez całe moje życie, nie miałam zamiaru iść na nie po raz kolejny. Po raz pierwszy w życiu bałam się tak bardzo i za żadne skarby nie chciałam tego powtarzać.
A prawdopodobieństwo, że wyjdę gdziekolwiek przez następny miesiąc, jest naprawdę bardzo małe.
– No prooooszę – powtórzyła po raz kolejny, robiąc przy tym błagającą minę.
Alex od kilku minut usiłowała przekonać mnie do kolejnego dnia spędzonego w Paradise, a to wszystko dla niejakiego Camerona. Spotkanie z nim było jedyną rzeczą, jaką zapamiętała. I jeśli chciała go spotkać, to byłam pewna, że nie słyszała naszej wymiany zdań. Cameron bardzo nam pomógł, ale zaniepokoiło mnie to, że znał moje imię. Nie chciałam pakować się w żadne bagno ani inne takie rzeczy. I właśnie to był powód, dla którego nie zamierzałam go nigdy więcej spotkać. Każdy normalny człowiek zorientowałby się, że coś jest bardzo nie tak.
– Alex, kocham cię – westchnęłam, a na jej twarzy pojawił się cień nadziei. – Ale prawdopodobieństwo, że go spotkamy, jest mniejsze niż to, że będziemy rozumiały choć jeden dział z matematyki.
Czyli bardzo, bardzo małe.
Dziewczyna przewróciła oczami, ale na szczęście nie zdecydowała się dalej drążyć tematu.
– I tak jestem pewna, że w końcu go spotkamy. Świat jest mały Viv, pamiętaj o tym – rzekła przemądrzale i ruszyła w stronę szkoły.
Zaśmiałam się i szybkim krokiem dogoniłam przyjaciółkę.
Alex bardzo często udawała, że wie, co robi, ale w rzeczywistości działa całkowicie spontanicznie, przez co nieraz wpakowała nas w kłopoty, z których potem ja musiałam nas wyciągać. Zwykle miałam szczęście i mi się to udawało, ale byłam pewna, że kiedyś skończy się to katastrofą.
Moja przyjaciółka od zawsze była tym typem dziewczyny, która potrafi zakochać się w kilka sekund, myśląc, że to miłość na całe życie. Zresztą podobnie było z Travisem. Poznała go na jednej z imprez na plaży, które podczas wakacji odbywały się regularnie. Zaczęło się niewinnie, najpierw coraz więcej gadali na przerwach, potem stali się parą, jednak po niecałym miesiącu zerwali. Właśnie tyle zajęło mu rozkochanie w sobie Alex.
Weszłyśmy do szkoły, kierując się w stronę sali, w której miałyśmy mieć lekcję. Ziewnęłam, patrząc na tę masę ludzi wokół, którzy spieszyli się na zajęcia. Oczywiście nie wszyscy. Niektórzy rozmawiali z przyjaciółmi, inni po prostu spali, czekając, aż obudzi ich znienawidzony dźwięk dzwonka wzywający na pierwszą lekcję. Ja byłam tym typem osoby, która po prostu tam jest i grzecznie chodzi na większość lekcji, nie wyróżniając się niczym i czekając, aż ten okropny dzień w końcu dobiegnie końca.
Weszłyśmy do klasy i skierowałyśmy się w stronę swoich miejsc. Dzięki charakterowi Alex prawie na każdej lekcji siedziałyśmy na samym końcu. Powód był prosty: większość osób zwyczajnie bała się wymiany zdań z moją przyjaciółką, która jednak przy bliższym poznaniu okazywała się naprawdę miłą osobą.
Zajęłyśmy swoje ławki i czekałyśmy na nauczyciela. Położyłam swój czarny plecak na kolanach i go otworzyłam. Już na sam widok książek i zeszytów było mi niedobrze. Westchnęłam, rozglądając się wokół i próbując zorientować się, jaką będziemy mieć lekcję.
Zmarszczyłam brwi, widząc, że co druga osoba miała otwarty zeszyt do historii.
– Mamy dzisiaj jakąś kartkówkę? – spytałam Alex, która była pochłonięta przeglądaniem Instagrama.
Dziewczyna spojrzała na mnie, nie wyłączywszy nawet ekranu telefonu.
– Z historii – odparła. Na widok mojej miny zaniosła się śmiechem. – Nie gadaj, że zapomniałaś?
Wtedy chciałam powiedzieć, że nie, jednak byłoby to kłamstwem. Przez ostatni czas tyle się działo, że całkowicie o niej zapomniałam. Dalej nie oswoiłam się z brakiem Allison ani nie doszłam do siebie po wczorajszych wydarzeniach. Jakaś głupia kartkówka z historii nie była moim priorytetem.
– Wyleciało mi z głowy – przyznałam.
Najwidoczniej po raz kolejny będę mieć problem z zaliczeniem tego przedmiotu.
– Czyli mamy kolejny powód, żeby się zerwać – powiedziała Alex, odwracając się do mnie bokiem.
Przewróciłam oczami, oparłam się o krzesło i wyciągnęłam telefon.
Wiedziałam, że Alex bardzo chciała znowu go spotkać, ale ja nie zamierzałam kolejny raz dopuścić do podobnej sytuacji. Ojciec nauczył mnie, żeby nie ufać obcym, i w tej jednej kwestii zamierzałam go posłuchać.
Przeglądałam w spokoju social media, czekając na początek lekcji. Im szybciej to się zacznie, tym prędzej wrócę do domu. W głowie już miałam wizję siebie oglądającej kolejny odcinek serialu.
– Słyszałaś, że Venom wrócił? – usłyszałam nagle głos Emmy, która prawdopodobnie mówiła do Angeli.
Wciąż wpatrywałam się w ekran telefonu, jednak całą uwagę skupiłam na ich rozmowie. Przez to wszystko całkowicie zapomniałam o Venomie. Nigdy o nim nie słyszałam i w sumie ciekawiło mnie, kim jest i co zrobił, że ludzie go znają?
– Każdy o tym słyszał – prychnęła Angela, odpowiadając blondynce. – Jak myślisz po co?
Czy naprawdę każdy go znał, tylko nie ja?
Przeniosłam wzrok na Alex. Mieszkała tu znacznie dłużej niż ja i jest opcja, że wiedziała, kim jest Venom. Poza tym dziewczyna słynęła z tego, że znała wiele sekretów i plotek. Była damską wersją Kevina. Z tym że chłopak poszedł o krok dalej i publikował te plotki na forum całej szkoły. Mojej przyjaciółce wystarczało to, że miała haka na prawie każdego w tej placówce. W tym na mnie, ale nie przeszkadzało mi to, bo ta zależność działała w dwie strony.
– Hej, Alex. – Dziewczyna spojrzała na mnie, wyczekując pytania. – Co wiesz o Venomie?
– To niebezpieczny typ. – Czekałam, aż doda coś więcej, ale na tym skończyła.
A ja chciałam wiedzieć więcej.
I właśnie to było moją zgubą.
– Tyle to sama wiem – odparłam. – Ale dlaczego jest taki niebezpieczny? Co takiego zrobił? – To były pytania, na które najbardziej chciałam znać odpowiedź.