Taste of poison. Dług - Dralewska Aleksandra - ebook

Taste of poison. Dług ebook

Dralewska Aleksandra

4,6

Opis

Życie Roxy przez ostatnie kilka lat toczyło się tym samym, wyuczonym rytmem. Po nieudanym związku z Adamem i kilku nietypowych dla niej imprezach, postanowiła zająć swoje wakacje pracą w barze razem z dziewczyną brata – Richarda, a każdą wolną chwilę poświęcała na spędzanie czasu z przyjaciółmi zanim pochłonie ich natłok nauki klasy maturalnej. 

Gdy George Stewart cztery lata temu opuścił rodzeństwo, wyjeżdżając do Nowego Jorku to na Richie’ego spadła odpowiedzialność za wychowanie siostry i zapewnienie jej warunków do życia. Z miesiąca na miesiąc dostawali coraz mniejsze kwoty od ojca, a Richard wziął sprawy w swoje ręce. Zapożyczył dużą sumę pieniędzy od prawej ręki szefa gangu motocyklowego na rozkręcenie biznesu, a jego spłatą był udział w nielegalnych wyścigach. Roxy pozostała niewtajemniczona. 

W barze „U Bobby’ego” pojawia się trzech tajemniczych motocyklistów, którzy wzbudzają podejrzenie i niepokojące zachowanie u dziewczyny Richarda – Polly. Zaciekawiona nastolatka postanawia zanieść im złożone zamówienie, nie rozumiejąc przyjaciółki, zwłaszcza, że widziała mężczyzn pierwszy raz na oczy.

Roxy jeszcze wtedy nie wiedziała, co na nią czekało. Nawet nie podejrzewała, że pojawienie się w mieście intrygującego, przystojnego i magnetycznego Jaydena Callena pozmienia jej życiowe wartości, obdarzy ją zwodniczym bezpieczeństwem i zdepcze wszystko co ich połączyło.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 633

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (62 oceny)
47
9
3
1
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
olenkaj

Nie oderwiesz się od lektury

fajna, ale czemu nie jest napisane że jest to I tom? nie cierpię czytać takich niedokończonych historii bo później jak pojawi się druga część nie będę pamiętać pierwszej
aspia

Dobrze spędzony czas

Daję cztery gwiazdki za ten rozwlekły styl. Wystarczyłoby czterysta stron bez tej psychoanalizy licealnej i byłaby świetna akcja.Czekam na drugą cześć, ale proszę mniej przemyśleń głównej bohaterki bo to strasznie męczące i w gruncie rzeczy niepotrzebne.
21
Gosia243

Nie oderwiesz się od lektury

Czekam na drugą część...
21
elzbietaglowinska

Nie oderwiesz się od lektury

Długaaaa co mnie ucieszyło ale i zdziwiło na plus . Opisy sytuacji czy bohaterów bardzo dobrze się czytało , było naprawdę długo . Czasami główna bohaterka denerwowała swoim płaczem lub humorami , ale takie są kobiety . Polecam , bo historia bardzo ciekawa i cały rok albo prawie na nią czekałam ❤️
10
Andzia821

Nie oderwiesz się od lektury

Trochę za dużo tych samych opisów sytuacji przedstawianych tylko innymi słowami,ale i tak dobrze się czytało. Mam nadzieję że niedługo będzie można przeczytać kolejną część.
10

Popularność




Copyright © by Aleksandra Dralewska, 2021Copyright © Wydawnictwo WasPos, 2022All rights reservedWszystkie prawa zastrzeżone, zabrania się kopiowania oraz udostępniania publicznie bez zgody Autora oraz Wydawnictwa pod groźbą odpowiedzialności karnej.

Redakcja: Barbara Mikulska

Korekta: Paulina Aleksandra Grubek

Projekt okładki: Adam Buzek

Zdjęcie na okładce: © by Nikkolia/Shutterstock

Ilustracje przy nagłówkach: Obraz OpenClipart Vectors z Pixabay

Skład i łamanie oraz wersja elektroniczna: Adam Buzek/[email protected]

Wydanie I - elektroniczne

ISBN 978-83-8290-164-1

Wydawnictwo WasPosWydawca: Agnieszka Przył[email protected]

Spis treści

P R O L O G

R O Z D Z I A Ł 1

R O Z D Z I A Ł 2

R O Z D Z I A Ł 3

R O Z D Z I A Ł 4

R O Z D Z I A Ł 5

R O Z D Z I A Ł 6

R O Z D Z I A Ł 7

R O Z D Z I A Ł 8

R O Z D Z I A Ł 9

R O Z D Z I A Ł 10

R O Z D Z I A Ł 11

R O Z D Z I A Ł 12

R O Z D Z I A Ł 13

R O Z D Z I A Ł 14

R O Z D Z I A Ł 15

R O Z D Z I A Ł 16

R O Z D Z I A Ł 17

R O Z D Z I A Ł 18

R O Z D Z I A Ł 19

R O Z D Z I A Ł 20

R O Z D Z I A Ł 21

R O Z D Z I A Ł 22

R O Z D Z I A Ł 23

R O Z D Z I A Ł 24

R O Z D Z I A Ł 25

R O Z D Z I A Ł 26

R O Z D Z I A Ł 27

R O Z D Z I A Ł 28

R O Z D Z I A Ł 29

R O Z D Z I A Ł 30

R O Z D Z I A Ł 31

R O Z D Z I A Ł 32

R O Z D Z I A Ł 33

E P I L O G

PODZIĘKOWANIA

Lepiej kochać, a potem płakać. Następnabzdura.Wierzcie mi, wcale nie lepiej. Nie pokazujcie miraju,żeby potem gospalić.

Harlan Coben

P R O L O G

Pamiętam, jakby to było wczoraj. Przypadkowe spotkanie, ukradkowe, kpiące spojrzenie, a później postanowiłeś mnie uratować. Nic o tobie wtedy nie wiedziałam, ale podświadomie zdecydowałam się ci zaufać. Liczyłam, że to będzie zwykła przysługa. Ewentualnie miałam nadzieję, że prozaiczne podziękowanie w formie jakiegoś podarunku będziewystarczające.

Jaka ty byłaś naiwna, dziewczyno…

Wtedy ani przez chwilę nie zastanawiałam się nad tym, co ze sobą niosłeś, z czym wiązała się relacja z tobą. To był gwóźdź do trumny, który własnoręcznie sobie wbiłam. Zignorowałam ostrzeżenia, nakazy i zakazy, bo czułam, że byłeś tego wart. Że my będziemy tegowarci.

Ponownie naiwność zwyciężyła, plując jadem prosto w mojeserce.

Byłeś takim pięknym i wiarygodnym kłamcą, że chciałam cię słuchać zawsze i wszędzie. Po prostu miałeś w sobie coś, co cholernie przyciągało do ciebie ludzi. A ty doskonale zdawałeś sobie z tego sprawę. Perfekcyjnie wręcz potrafiłeś odczytywać cudze myśli. Bawiłeś się mną jak szmacianą laleczką, a ja beztrosko oddałam ci całkowitą kontrolę nad sobą. Za każdym razem dostawałeś nową szansę, a ja liczyłam, że tym razem ją wykorzystasz. Najzwyczajniej w świecie przekazywałam ci odbezpieczoną spluwę, a ty ani razu nie zawahałeś się jejużyć.

Nigdy, mimo że za każdym razem biłeś się zmyślami.

Oboje byliśmy młodzi, głupi i żądni zakazanego. Pragnęliśmy wręcz boleśnie adrenaliny, mroku i naszego zatracenia. Myśleliśmy, że możemy wszystko. Wiedziałam, że to złe, że nigdy nie powinnam tego chcieć. Przenigdy nie powinnam chciećciebie.

To stało się tak po prostu i to naszgubiło.

Co więcej, nie żałuję ani chwili, którą przy tobie spędziłam, ty sprawiałeś, że czułam się jak wniebie.

R O Z D Z I A Ł 1

Jayden

Mknąłem stanową drogą, a z radia leciała piosenka The Weeknd Pray For Me. Podobnie do wykonawcy, ja także od paru dni prosiłem Najwyższego, żeby wreszcie wysłuchał moich modlitw i zatroszczył się o mnie i moje parszywe szczęście.

Z dnia na dzień napływ informacji przytłoczył mnie tak bardzo, że przez blisko dwa dni nikt nie miał ze mną kontaktu. Wypełniające mnie jednocześnie fale goryczy, wściekłości, bezradności i chęć ucieczki doprowadzały na skraj frustracji. Wydawało mi się, że nie mam wyboru. Wytyczona już kilka lat temu droga mojej przyszłości miała się zaraz spełnić.

Pieprzony kutas, który ma czelność nazywać się ojcem!

Gdy na przydrożnym znaku ujrzałem nazwę miejsca, które najchętniej usunąłbym z powierzchni ziemi, nieprzyjemny ucisk w żołądku powrócił. Z całych sił chciałem wierzyć, że gdy przekroczę próg tego domu, wyskoczy prezenter z mikrofonem i oznajmi, że to zwykły – chociaż bardzo kiepski – żart.

Zerknąłem we wstecznelusterko.

Atramentowe niebo usłane gromadą błyszczących punkcików rozciągało się wzdłuż horyzontu, tworząc falę nieprzeniknionego mroku, enigmatycznej tajemniczości i strachu. Jeśli mógłbym przyznać się komuś, jak naprawdę się czułem, jaki byłem przerażony tym, co nadchodziło, zrobiłbym to, bo taka szczerość z pewnością przyniosłaby mi ulgę. Niestety, w pobliżu nie było takiej osoby. Śpiący na rozłożonej tylnej kanapie Dylan nie nadawał się na powiernika. Musiałem zrobić wszystko, by trzymać brata jak najdalej od tychludzi.

Sam fakt, że zaparł się jak osioł, żeby tutaj ze mną przyjechać, wkurzał mnie już dostatecznie.

Wystarczy, że ja wpadłem w gówno poojcu.

Chłopak kimał z głową wciśniętą między zagłówek a szybę. Zamrugałem z niedowierzaniem – był w stanie spać z wykręconym karkiem, ale sądząc po głośności chrapania, chyba było mu wygodnie.

Powieki stopniowo zaczynały mi coraz częściej opadać, a przede mną była jakaś godzina drogi. Chociaż śmierć nie byłaby złym wyjściem, bo mój powrót do Clinton nie doszedłby do skutku, ale Dylan nie był niczemu winny, więc zdecydowałem się zjechać na stację.

Czekając na gorącą i paskudną kawę, dotankowałem nieco samochód i kupiłem nową kartę do telefonu. Z papierowym kubkiem wróciłem do auta i opadłem na siedzenie fotela. Przez chwilę masowałem szyję. Młody dalej spał jak suseł, a mnie została jedynie kofeina w płynie. Potrzebowałem przerwy, bo jazda po ciemku była bardzo wyczerpująca.

Wyjąłem telefon z kieszeni spodni, żeby sprawdzić powiadomienia. Poza dwoma esemesami od mamy moja skrzynka została zasypana całym wachlarzem epitetów zawartych w długiej, emocjonalnej wypowiedzi, którą od razu usunąłem. Tak właśnie wyglądały konsekwencje dawno podjętych decyzji dawcy plemników. Dlaczego to ja miałem płacić za jego pieprzone wybory? Dlaczego moje życie miało wyglądać, jak cholerny film akcji bez możliwości skorzystania z dublera?

Nim zdążyłbym się rozmyślić, wyjąłem starą kartę z telefonu i wymieniłem ją nanową.

Patrzyłem na niewielki kawałek plastiku, jak na zbiór najpiękniejszych momentów mojego życia. W tym maleństwie było wszystko, o czym marzyłem i na co zapierdalałem ostatnie cztery lata i zaraz to wszystko miało iść się jebać.

Zacisnąłem mocno zęby oraz powieki, a nosem wypuściłem ze świstem powietrze. W tej całej plątaninie uczuć przyszedł czas na dominację złości. Im częściej myślałem, ile ten człowiek mi odebrał, tym bliżej byłem wykopania go spod ziemi i zabicia raz jeszcze. Może wtedy poczułbym ulgę, mimo naruszenia sprawiedliwości.

Starałem się rozluźnić, odchylając głowę do tyłu. Kilka głębszych wdechów i przedłużonych wydechów obniżało ciśnienie i wyciszało dzikie myśli. Musiałem się z tym pogodzić, bo jedynie traciłem nerwy i zdrowie. Musiałem zaakceptować tę sytuację, jeśli pragnąłem pozostać przy życiu. A tego chciałem.

Wykończyłem kawę, wzdrygnąłem się, bo zostawiała paskudnie cierpki osad w ustach i wyrzuciłem kubek do kosza. Miałem nadzieję, że mimo obrzydliwych walorów smakowych zawierała wystarczającą ilość kofeiny, bym dowiózł nas do domu.

Po półgodzinie opuściłem parking przydrożnej stacji i włączyłem się do ruchu.

***

– Jak to się mówi w tych wszystkich filmach? Witaj w nowymdomu?

Zaspanemu Dylanowi wyostrzył się humor, podczas gdy mój po czterech godzinach jazdy w ciemnościach był, delikatnie mówiąc, parszywy. Marzyłem, by przyłożyć głowę do poduszki. Tylko sen mógł mnieuratować.

– Raczej witaj w pieprzonym koszmarze – burknąłem, parkującauto.

Dochodziła trzecia nad ranem, a słońce wstydliwie próbowało wychylać się ponad horyzont i malowało ciepłą poświatą całkiem przyjazną okolicę. Nie każdy wiedział, że była taka tylko z pozoru, a za większością z tych drogich, antywłamaniowych drzwi działy się rzeczy, o których nie mówiło się głośno. Temat tabu – ludzie omijali go skrupulatnie, a otwierali usta jedynie na wyraźne polecenie. Popieprzonemiasteczko.

– Nie możesz być aż tak źle nastawiony, braciszku.

Młody również wyszedł z samochodu i stojąc przy nim, rozprostowywał zdrętwiałe kończyny.

Sprawnym ruchem otworzyłem bagażnik i sięgnąłem po swojerzeczy.

– Lepiej zabieraj walizki, bo sprawię, że ciebie będzie musiał ktoś nastawiać – warknąłem, patrząc na niego spodbyka.

– No już, spokojnie. – Uniósł ręce, udając, że się poddaje, po czym zarzucił na ramię sportową wypchaną torbę, a w rękę chwycił walizkę. – Zaparzyć ci meliskę? – zakpił.

Leciałem na oparach cierpliwości, ale to w końcu mój brat. Trzasnąłem klapą i zmroziłem go wzrokiem. Dylan nie posiadał czegoś takiego jak instynkt samozachowawczy i nie wiedział, kiedy powinien zamknąć gębę. To też kolejny powód, dla którego musiałem od pewnych spraw trzymać go nadystans.

– Do domu! Już!

Gestem wskazałem okazały budynek z panoramicznymi oknami. Powstrzymywałem się od kilku minut przed ironicznym prychnięciem, ale widząc ten równo skoszony trawnik i wyposażenie domu, już nie mogłem dłużej. Patrzyłem na wszystko szeroko otwartymi oczami, nieco zszokowany, ale także zniesmaczony widokiem. Nigdy nam się nie przelewało, ale nie zamieniłbym tamtych dni, nawet widząc, czego „dorobił się” ojciec. Mało adekwatne słowo na zagarnianie brudnej kasy, gdy inni nadstawiali karku, chociaż on na pewno traktował to jak czysty biznes.

– Japierniczę!

Dylan wybałuszył oczy i rozdziawił usta. Otworzyłem drzwi, a młody biegał jak kot z pęcherzem. Zaglądał po kolei do wszystkich pomieszczeń, aż wreszcie któreś przykuło jego uwagę. Kiedy wyszedł stamtąd po kilku chwilach, stwierdził, że zaklepuje ten pokój. Było mi wszystko jedno. Dywan w salonie wyglądał na wystarczająco miękki, by się na nim przespać i kusił mnie coraz bardziej.

Podczas gdy młody buszował teraz po szafkach, zupełnie jakby spodziewał się znaleźć w nich sztabki złota i diamenty, ja udałem się do drugiej wolnej sypialni. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zostawiając przy nich walizki i omiotłem wzrokiem pomieszczenie. Ciemne, minimalistyczne, niezagracone… Ujdzie.

Rozebrałem się do bokserek i padłem na zasłane łóżko. Pachniało, jakby ktoś właśnie zmienił pościel. Podobno ojciec, zanim zdechł, wypisał listę rzeczy do zrobienia przed moim przyjazdem tutaj i pachnąca kołdra musiała zostać odhaczona. Prawdziwe aspiracje na ojcaroku…

Wcisnąłem głowę w poduszkę i zamknąłem oczy z nadzieją, że obudzę się w NowymJorku.

R O Z D Z I A Ł 2

Roxy

– Udam, że tego nie widzę – wymamrotał teatralnie złym tonem Bobby wprost ze swojego klaustrofobicznegobiura.

– Nic a nic, szefie – mruknęłam, w przelocie puszczając muoczko.

Jakby to powiedzieć, odkąd pamiętam, miałam problem z organizacją swojego czasu. W zarządzaniu byłam okropna, mimo że od jakichś czterech lat przechodziłam szybki kurs dorastania. Zawsze wieczorem, kładąc się do łóżka, obiecywałam sobie, że nastawię budzik, wstanę wcześniej, żeby móc spokojnie się umyć, ubrać, zjeść śniadanie i wypić cudownie mocną i cholernie słodką kawę. Od początku wakacji chciałam wyrobić sobie taki zdrowy nawyk… Tymczasem mamy końcówkę sierpnia, a ja ciągle spałam do ostatniej minuty, napój bogów bez pośpiechu piłam może ze sześć razy i nadal za często używałam suchego szamponu.

Musiałam to w końcu ograniczyć, bo nabawię się jakiegoś łupieżu albo innegocholerstwa.

Niestety, żeby dostać się do szafek pracowniczych, trzeba było minąć biuro Bobby’ego. Jeśli nie był w kuchni, żeby pomagać Jackowi z zamówieniami, to musiał przesiadywać w biurze, zajmując się papierologią. Nie rozumiałam, czemu ten człowiek jeszcze mnie nie zwolnił, mimo że często się spóźniałam. Jednak wolałam nie dociekać: szorowałam podłogę po zamknięciu baru i byłam mu cholernie wdzięczna, że pozwalał mi pracować mimo zerowego doświadczenia. Potrzebowałam pieniędzy i już nawet ograniczyłam tłuczenie szklanek do maksymalnie dwóch tygodniowo. Jak na mnie, to zajebistywynik.

Otworzyłam szafkę, wyjmując z niej błękitną koszulkę polo z logo baru i czarny fartuszek. Torbę odwiesiłam na małym wieszaczku wewnątrz i szybciutko przebrałam się w pracowniczymundurek.

– Że on cię jeszcze nie wyjebał, to chyba tylko przez wzgląd na to, że przyciągasz mu tylu klientów. Uznał, że zwolnienie ciebie będzie jeszcze mniej opłacalne niżtrzymanie.

Do moich uszu dotarł jadowity głos, ociekający wręcz sarkazmem. Przewróciłam ostentacyjnie oczami i wyjmując włosy zza kołnierzyka, odwróciłam się w stronę, skąd padł parszywy żarcik. Oparty o futrynę drzwi do kuchni i z rękami w kieszeniach stał Jack. Cwaniacki uśmieszek zdobił jego łajzowatą twarz, a w oczach błyszczało rozbawienie.

No, nie lubięgnojka!

– Jeśli myślałeś, że ludzie tutaj przychodzą ze względu na twoje steki, to muszę cię rozczarować. – Posłałam mu najbardziej sztuczny uśmiech, na jaki było mnie stać. Włosy związałam w wysoką kitkę, a w talii obwiązałam się taśmą odfartuszka.

– Ale się nauczyłaś szczekać, blondyna! – Zacmokał, mrużąc oczy. – Wolałem cię taką speszoną i niewinną. Zdecydowanie, Stewart.

– Prawie mi cię szkoda, Rodriguez – prychnęłam, wsuwając do kieszonki w czarnym fartuszku telefon i minęłam go, specjalnie trącającramieniem.

Uśmiechnęłam się do siebie pod nosem, słysząc ciche przekleństwo, które było moim małymzwycięstwem.

Zaczęłam pracę w barze „U Bobby’ego” pod koniec czerwca i to wszystko dzięki Polly. Gdyby nie ona i wolne pół etatu, pewnie nadal musiałabym wieczorami w weekendy opiekować się dzieciakami sąsiadów. Chciałam chociaż trochę odciążyć Richiego finansowo, mimo że toczyły się między nami awantury dotyczące mojego zatrudnienia. Doskonale zdawałam sobie sprawę, że utrzymanie domu nie należało do najtańszych inwestycji i chciałam zacząć pomagać. O ile w miarę na spokojnie przyjął argumenty zarabiania na moje własne potrzeby i „widzimisię”, o tyle w kwestii dorzucania się do budżetu domowego był nieugięty. Kiedy zostałam sama w domu, przejrzałam papiery w jego gabinecie i dotarłam do blankietów spłat kredytu. Kłótniami, groźbami i mocnymi sporami ustaliliśmy, że dokładam się chociaż do jedzenia. To nadal niewiele, ale taki układ z moim bratem mogłam wpisać już jako nadludzkie osiągnięcie w liściemotywacyjnym.

Kiedy zaczynałam w tym barze, poznałam właściciela, czyli Bobby’ego Millera. Pomocnego i bezkonfliktowego człowieka, najsympatyczniejszego szefa na świecie. Choć pracowałam zaledwie od dwóch miesięcy, on traktował mnie jak córkę, której nie posiadał. Mogłam się do niego zgłosić z każdym problemem i nie było sytuacji, żeby mi odmówił albo nie znalazł rozwiązania moich kłopotów. Kiedy zjawiłam się na rozmowie kwalifikacyjnej, wyznałam mu, co tak naprawdę skłoniło mnie do szukania zajęcia. Oraz to, że niańczenie rozwydrzonych bachorów na dłuższą metę zostawiało trwały uszczerbek na moim zdrowiupsychicznym.

Kolejnym pracownikiem, którego tutaj poznałam, był Jack Rodriguez. Przystojny, wygadany, bezpośredni i cholernie zapatrzony w siebie Hiszpan. Przynajmniej tak połowicznie, bo jego matka była Amerykanką, ale ojciec pochodził z gorącej i słonecznej Hiszpanii. Już pierwszego dnia wiedziałam, że nasza współpraca będzie trudna i na pewno nieusłana różami. Jeśli miałam się trzymać biologicznych porównań, to podchodziło mi to pod sukulenty. Kaktusy prędzej…

Zaczęło się do tego, że chłopak, nie wiedząc o mnie nic ponad to, jak miałam na imię, chciał mnie zbajerować. Mocno uraziłam jego przerośnięte ego, odrzucając zaloty, a on nie mógł mi tego darować i do dziś odpłacał sarkazmem i docinkami. Z początku trochę się tym przejmowałam, ale teraz już mi to kompletnie wisiało. Przyzwyczaiłam się, że nasza relacja tak wyglądała i zaczęłam po prostu czerpać frajdę z naszych słownych potyczek. Bobby dalej wierzył, że kiedyś staniemy na ślubnym kobiercu i powiedział mi, że czułby się zaszczycony, gdyby mógł zaprowadzić mnie do ołtarza. Nie byłam osobą, która lubiła owijać w bawełnę, więc bardzo brutalnie pogrzebałam w koszu jego marzenia razem z kilkoma stłuczonymi przeze mnie przez te dwa miesiące kompletami naczyń. Tolerowaliśmy się z Jackiem, ale jeśli tylko nadarzała się okazja, jak ta przed chwilą, korzystaliśmy z niej, żeby wbić sobieszpileczkę.

Poprawiając jeszcze fartuszek, wyszłam na salę. Za kasą stała Polly, miała całodniową zmianę. Był piątek, dochodziła trzecia, więc niedługo miały nas zaatakować weekendowe tłumy. Płynnie wsunęłam się za ladę. Po opierała się o nią łokciem i przeglądałatelefon.

– Ostatnie chwile spokoju, co? – rzuciłam i machinalnie zlustrowałam salę wzrokiem. Zajęte były tylko trzy stoliki i każdy z nich został już obsłużony, a klienci ze smakiem zajadali swojedania.

– Tylko czekam, aż się rzucą – wymamrotała z grymasem na twarzy i spojrzała na mnie przelotnie, dalej scrollując social media. – Już nie mam pomysłów na twoje wstawanie, Roxy. Wykorzystałaś nasze wszelkie sposoby, wiesz otym?

Parsknęłam szczerześmiechem.

– Serio? Starałam się coś z tymzrobić.

– I przez dwa miesiące wstałaś przed dziesiątą może łącznie ze dwa tygodnie. – Zaśmiała się pobłażliwie, kręcącgłową.

– Zacznie się szkoła, to nie będę miała wyjścia – burknęłam kwaśno na samo wspomnienie. Klasa maturalna i testy. To zdanie tak wryło się w mój mózg, że po nocy śniło mi się, że wchodziłam do sali na egzaminy bez spodni albo w koszulce nocnej. Sama nie wiem, która opcja byłbygorsza.

– Wiesz, że Richie będzie chciał, żebyś odpuściła sobie bar? – spytała, prostując się i chowając telefon do tylnej kieszeniszortów.

– A ty wiesz, że nie zamierzam tego robić. Rozmawiałam już z Bobbym i zgodził się na moją pomoc w weekendy i wieczorami w piątki – oznajmiłam, wzdychając i bojowo unosząc brodę. Wiedziałam, że czeka mnie kolejna poważna rozmowa z bratem i nawet przed sobą nie mogłam udawać, że to coś łatwego iprzyjemnego.

– To życzę ci powodzenia! – Parsknęła dźwięcznie, domyślając się, co mnieczeka.

– Tak właściwie to liczę na twoją pomoc – mruknęłam, poruszając sugestywnie brwiami, by przyciągnąć jej uwagę. Przygryzłamwargę.

Pokręciła głową zrozbawieniem.

– Więc po to do mnie przychodzisz i stąd ta oferta zrobienia mi paznokci, cwaniaro.

– Oj, daj spokój. Masz na niego swoje tajne sztuczki. Proszę, oszczędź mi szczegółów, ale zdążyłam się przekonać, że jesteśskuteczna.

– Nie ma nic za darmo, Roxy. – Spojrzała na mnie wymownie, zaplatając ręce napiersiach.

– Obie łazienki i obiady do końca wakacji? – wymamrotałam pod nosem i wyciągnęłam rękę w jej stronę, unosząc pytającobrew.

Udała, że się zastanawiałachwilę.

– Dorzuć pranie do końca miesiąca i jestem skłonna się zgodzić – dodała.

– Sucz – warknęłam, ale nie zabrałam ręki, przystając na jej warunki. Uścisnęła moją dłoń, uśmiechając sięzwycięsko.

– Lubię robić z tobą interesy, młoda. – Mrugnęła do mnie okiem, a za plecami usłyszałam dźwięk dzwonka, oznajmiający przybycie nowychklientów.

Odwróciłam się na pięcie, kierując wzrok w stronę dużych, przeszklonych drzwiwejściowych.

„U Bobby’ego” mieściło się przy głównej ulicy Clinton w stanie Nowy Jork. Była to niewielka miejscowość, ot, zwykłe miasteczko z własną, niby unikalną historią i owiane tajemnicą. Wszystko tutaj kręciło się wokół ratusza, stojącego w centrum wraz z remizą strażacką. Prywatne sklepiki, restauracje, biblioteka, banki, szkoły i to by było na tyle. Nic interesującego, jak w każdej mieścinie, gdzie populacja sięgała zaledwie kilku tysięcy mieszkańców. Uważałam, że w Clinton nie było kompletnie nic nadzwyczajnego. Żadnych ezoterycznych zniknięć, brutalnych porwań czy krwawych morderstw. Ludzie żyli tutaj z dnia na dzień, marząc, żeby to miejsce kiedyś stało się wyjątkowe. Czasem miałam wrażenie, że na siłę tworzyli idiotyczne opowieści, by wzbudzićsensację.

Życie mieli nad wyraz nudne, skoro popuszczali wodze wyobraźni.

Knajpa wyglądała jak typowa amerykańska burgerownia ze smakowymi szejkami. Intensywne kolory we wnętrzu. Czarno-białe kafelki na podłodze ułożone w szachownicę. Szerokie czerwone kanapy z metalowymi stolikami, długi bar z wysokimi hokerami, których siedzenia były obite białym materiałem. W jednym końcu, tuż obok toalet, stała stara szafa grająca. Nad ladą wisiał duży neonowy szyld z nazwą lokalu. Podobny znajdował się również na witrynie. Mocno klimatyczne miejsce z przepysznym jedzeniem, lemoniadą i najlepszymi szejkami. Dowodem mogły być moje zaokrąglone biodra. Nie, żebym przestała się mieścić w swoje ubrania, ale jakoś tak lepiej na mnie leżały. I nie żałowałam ani jednego czekoladowego szejka z bitą śmietaną. Żadnego!

Ku mojemu zaskoczeniu do restauracji weszło trzech chłopaków. Na oko wyglądało, że są mniej więcej w tym samym wieku. Wszyscy byli równie wysocy, ale różnej postury. Od najchudszego bruneta z kitką, przez lekko umięśnionego szatyna w czarnej bluzie i ostatniego, dobrze dopakowanego ciemnowłosego przystojniaka w skórzanej kurtce. Jakbym należała do opiniotwórczego jury, dostałby spokojniejedenastkę.

Rozejrzeli się po lokalu, jeden z nich wskazał gestem głowy stolik przy oknie. Według podziału należał on do mnie, więc chwyciłam z blatu notatnik, długopis wsunęłam za ucho i chciałam do nich iść, kiedy za ramię złapała mnie Polly. Ze zdumieniem odwróciłam się, żeby na niąspojrzeć.

– Weźmiesz dzisiaj nieparzyste – rzuciła ostro, wyrywając mi z ręki notatnik i minęła mnie szybkimkrokiem.

Patrzyłam za nią ze ściągniętymi brwiami i konsternacją na twarzy. Pierwszy raz w mojej kelnerskiej karierze Po postanowiła zamienić się ze mną stolikami. Zszokowana odprowadziłam ją wzrokiem. Nie miałam bladego pojęcia, o co jej chodziło. Obserwowałam, jak sprawnie i sucho przyjmuje od nichzamówienie.

– Co się tak gapisz, blondyna? Za robotę byś się wzięła – burknął Jack, sycząc z jadem za moimi plecami. Ocknęłam się, mrugając szybko i nawet nie zaszczyciłam go spojrzeniem. Nadal przypatrywałam się dziewczynie mojegobrata.

– Pilnuj burgerów, bo znowu je spalisz, amatorze – odszczeknęłammu.

– Kogo próbujesz zabić tym wzrokiem, bazyliszku? – zapytał, opierając się ramionami o okienko łączące kuchnię zbarem.

– Nikogo, przynajmniej na razie. Patrzę, gdzie poszła Po – wymamrotałam, kiwając głową w kierunku tamtego stolika. – Parzyste zawsze były moje. Co ją dzisiajwzięło?

Widziałam, że wzrok Jacka podążył we wskazanym przeze mnie kierunku, a po chwili zagwizdał złowieszczo pod nosem. Do podręcznikowego szoku dołączyłam również zmarszczone czoło i szybko odwróciłam się w stronę tego gnojka. Kręcił nieprzychylnie głową, obserwując nowychklientów.

– Co to miałoznaczyć?

– Nic dobrego, blondyna. – Wzruszył lekceważąco ramionami i wrócił do swojej roboty. Akurat teraz, łajzo?!

Kilka minut później za ladę wróciła moja przyjaciółka, podała naszemu kucharzowi-amantowi zamówienie i przyczepiła karteczkę do okienka. Albo mi się wydawało, albo wróciła tutaj lekko spięta i zdenerwowana. Przybrałam bojową pozę i patrzyłam na nią, oczekującwyjaśnień.

– Co tym razem? – mruknęła, krzyżując ze mną spojrzenia. Uniosłam wyzywającobrew.

– To ty mi powiedz, co to było? – Dyskretnie wskazałam głową stolik, od którego wróciła. – Przez dwa ostatnie miesiące nieparzyste były twoje. Czym dzisiejszy dzień różni się od minionychsześćdziesięciu?

– Potrzebowałam odmiany – oznajmiła, chcąc mnie spławić. Nie ze mną takie numery, koleżanko.

– Ale pieprzysz, Po – szepnęłam, żeby się nie wyrażać przy klientach. – Gadaj, co się dzieje – zażądałam.

– Boże, Roxy, nie szukaj problemów, gdzie ich nie ma, co? – odparła nad wyrazpodirytowana.

Prychnęłam groźnie podnosem.

Nic mnie tak nie uruchamiało, jak sprowadzanie mnie do poziomu gówniary, na którą trzeba dmuchać i chuchać, jakby była z porcelany. Najlepiej zamknąć w złotej klatce, karmić i uczyć komend. No po moimtrupie!

Gdy tylko usłyszałam dzwonek trącony przez Jacka, zwinnie złapałam tacę z zamówieniem chłopaków ze stolika numer sześć i z uniesionym podbródkiem ruszyłam w tamtą stronę. Szłam pewnie, olewając fukanie Polly zza lady. Podeszłam do facetów, którzy ucichli na mójwidok.

– Wasze zamówienie – powiedziałam, uśmiechając sięlekko.

Trzy pary oczu zwróciły się w moją stronę. Dwie pary miały brązowe zabarwienie, przy czym jedne z nich były cholernie głębokie, niczym gorzka czekolada, a trzecie przypominały lazurową wodę. Wyglądały jak kolorowe soczewki kontaktowe, a nie prawdziwe tęczówki. Rzadko spotykane.

Postawiłam trzy waniliowe szejki na środek stolika i najchudszy chłopak momentalnie sięgnął po swojąporcję.

– Dzięki – mruknął przyjaźnie, a ja skinęłamgłową.

– Coś jeszcze? – zapytałam, przeskakując wzrokiem po kolorowych tęczówkach klientów, aż zatrzymałam się dłużej na tych głęboko brązowych, niczym topiona gorzka czekolada. Hipnotyzowały mnie. Najprzystojniejszy chłopak odwzajemnił moje spojrzenie, a po chwili, dosłownie na ułamek sekundy, uśmiechnął się jednocześnie czarująco icynicznie.

– Nie, to wszystko, dzięki – burknął ten drugi, brązowooki, wlepiając spojrzenie w swójnapój.

Tylko dzięki jego słowom udało mi się nie utonąć w tych gorzko-czekoladowych oczach i wróciłam na ziemię. Przełknęłam ślinę i skinęłamgłową.

– W takim razie smacznego – rzuciłam służbowo i odwróciłam się na pięcie, by schować się zabarem.

Odłożyłam tackę na miejsce, uprzednio przecierając ją szmatką. Zaczęłam się zastanawiać, co to było. Co, do cholery, przed chwilą wydarzyło się przy tamtym stoliku? Nigdy w życiu nie przeżyłam czegoś takiego. Gdzieś w środku poczułam, że jego spojrzenie było niebezpieczne. Mój instynkt samozachowawczy jeszcze jakoś działał, ale coś ewidentnie zaczęło w nim szwankować. Poza niepokojem poczułam również zaintrygowanie. Trwało to sekundy, ale było tak intensywne i głębokie, że do teraz nie mogłam sięotrząsnąć.

– Co ty odpieprzasz, Roxy, powiesz mi? – Tuż nad moim uchem usłyszałam ciche warczenie, a mój każdy nerw zareagował na palące spojrzenie, jeżąc mi włoski nakarku.

– Pracuję i zaniosłam zamówienie do stolika – oznajmiłam sucho z kpiną wgłosie.

– Nie drażnij mnie… – Po zacisnęła szczękę, próbując zamordować mniewzrokiem.

– Boże, Po, to ty wyduś w końcu, co ty wyprawiasz? Wykonuję tylko swoje obowiązki, a to ty szukasz problemu tam, gdzie go nie ma – fuknęłam, nachylając się i parodiując jej durneargumenty.

Widziałam, że bierze głęboki, uspokajający oddech i przymyka oczy. Coś ją gnębiło, ale nie kwapiła się, żeby podzielić się tymi informacjami ze mną. Poczekałam jeszcze chwilę, licząc, że zbiera się w sobie, żeby bez robienia awantury powiedzieć, co było grane, ale się nie doczekałam. W kościach czułam, że coś przede mną ukrywała, ale nie będę się prosić. Prychnęłam i zniknęłam za wahadłowymi drzwiami. Energicznie otworzyłam swoją szafkę i zaczęłam grzebać w torebce w poszukiwaniu fajek. Nie paliłam codziennie, ale okazjonalnie do alkoholu i na rozluźnienie jedna czy dwie fajki jeszcze nikomu nie zaszkodziły. Naparłam całym ciałem na drzwi od tylnego wyjścia i podstawiłam pod nie kamień, żeby się nie zatrzasnęły. Z paczką w ręku usiadłam na stosie palet i rzuciłam pod nosem siarczyste przekleństwo. Wyjęłam papierosa i małą zapalniczkę z kartonowego opakowania. Odpaliłam, zaciągając się głęboko. Ze świstem wypuściłam dym, czując, jak uczucie subtelnego odrętwienia ogarniało moje ciało. Zrobiło mi się jakoś lżej i z każdym pociągnięciem było milepiej.

Zapatrzyłam się na niewielki las znajdujący się przede mną i pokręciłam głową.

Odkąd ojciec przestał się do nas odzywać, Richard zrobił się jeszcze bardziej opiekuńczy niż zwykle. Najchętniej zaglądałby mi nawet do łóżka, żeby kontrolować także ten aspekt mojego życia. Rozumiałam, że czuł się za mnie odpowiedzialny, bo nasi rodzice nie wywiązywali się z obowiązków, ale byłam praktycznie dorosła. Do dziś nie mogłam się otrząsnąć z szoku, że pozwolił mi spotykać się z Adamem. Wolałam jednak nie wracać do chwili zerwania po jego zdradzie ani do tego, jakie piekło zgotował mu Richie z Jasperem i Kylem. Wtedy nie było mi go ani trochę szkoda. Zdradzieckifiut.

Rzuciłam fajkę pod nogi i przydeptałam ją butem. Zaciągnęłam się przyjemnie ciepłym powietrzem i stwierdziłam, że czas wracać do środka. Już się trochę uspokoiłam, a poza tym nie chciałam wylecieć na zbity pysk, a widziałam, że zjeżdżało się na nasz parking coraz więcejsamochodów.

Zostawiłam papierosy w torebce i spryskałam się szybko perfumami, żeby nie śmierdzieć dymem, i wróciłam na salę. Polly już zbierała kolejne zamówienia, a ja z westchnieniem podeszłam do kasy po drugi notatnik i miałam zamiar pójść w jej ślady. Uniosłam wzrok, w dłoni ścisnęłam notes, bo przede mną pojawił się najprzystojniejszy z tamtej trójki chłopak. Zgniłozielona koszulka podkreślała fascynujący kolor tęczówek i zarys potężnychbarków.

ChrystePanie…

– Mogę jakoś pomóc? – odezwałam się w końcu, odchrząkując i wpatrując się wniego.

– Chciałbym zapłacić – oznajmił nonszalancko, opierając przedramiona na blacie baru. Nie odrywał wzroku od mojej twarzy. Jestem brudna czyco?

Zreflektowałam się szybko, znalazłam ich zamówienie wbite w system i wydrukowałam paragon. Gdybyśmy postali tak jeszcze chwilę, to skończyłoby się to dla mnie opieprzem od Bobby’ego i wyglądałoby co najmniej dziwnie, bo przecież to zwykłyklient.

– Dwanaście dolarów – powiedziałam łagodnie, stukając palcem po ekranie. Chwilę później przede mną pojawił się banknot. Zwinnie go zgarnęłam do kasy, wydając resztę. – Osiem dolców reszty i zapraszamyponownie.

– Do zobaczenia, Roxy – mruknął gardłowym i zachrypniętym głosem, a ja automatycznie uniosłam na niego wzrok znad monitora. Na jego szerokich wargach pojawił się leniwy uśmieszek i, słodki Jezusie, facet do mniemrugnął.

W kolejnej sekundzie odwrócił się i wyszedł z chłopakami, którzy czekali na niego przy drzwiach. Stałam oniemiała, patrząc, jak się oddalają, wsiadają na motory i odjeżdżają, a towarzyszy im charakterystyczny głuchy warkotsilników.

Skąd on wie, jak mam naimię?!

***

Po godzinie dziesiątej dobrze zmordowane dotarłyśmy z Polly do domu. Resztę zmiany rozmawiałam z nią tylko wtedy, gdy było to niezbędne, a poza tym konsekwentnie ją ignorowałam. Tak jak ona moje prośby o zdradzenie, co takiego się dzisiaj wydarzyło w barze.

Zaparkowałam na podjedźcie tuż obok auta Jaspera. Wyglądało na to, że mieliśmy gości, chociaż zarówno on, jak i Kyle, bywali u nas tak często, niemal jakby mieszkali tutaj na stałe. Zamknęłam automatycznym przyciskiem mojego srebrnego nissana i nie zamieniając z Po ani słowa, ruszyłam w kierunku drzwi. Od samego wejścia słyszałam, że w salonie odbywała się zacięta dyskusja na temat transmisji meczu. Jęknęłam męczeńsko, bo miałam nadzieję na spokojny wieczór z winem i Przyjaciółmi.

Nie było mi to dzisiaj pisane. Odwiesiłam torebkę na wieszaku przy drzwiach, zrzuciłam trampki z nóg i poczłapałam do salonu. Na kanapie siedziało dwóch moich braci, których wybrałam sobie sama, a na fotelu ten, co do którego nie miałam możliwości decydowania, bo DNA połączyło nasnierozerwalnie.

– Powiedzcie, że macie jeszcze piwo – jęknęłam, wydymając wargi, i opadłam na kanapę. Rozsiadłam się wygodnie, wyciągając przed siebie nogi, skrzyżowałam je wkostkach.

– Dla ciebie zawsze, śliczna – odparł z rozbawieniem Kyle, podając mi odkapslowanąbutelkę.

– Uwielbiam cię – pisnęłam z ekscytacją, odbierając od niego piwo i pociągnęłam spory łyk. Lekka gorycz podrażniła moje gardło i przełyk, przynosząc uczucie ulgi.

Takie słodkie słówka od jakichś dwóch lat weszły nam w krew i nie miały żadnego podłoża seksualnego. Byłam siostrą ich najlepszego kumpla. Istniał podobno jakiś niepisany kodeks facetów, gdzie znalazła się zasada, że nie tyka się takiej laski. Sama nie byłam pewna, czy bardziej żałowałam, czy czułamulgę.

– Skąd ta nagła potrzeba podchmielenia się? – Zaśmiał się Jasper, trącając mnieramieniem.

– Nienawidzę ludzi – burknęłam, krzywiąc się gorzko. – Niektórzy klienci są takimi bucami, że to aż fizycznie boli, że nie mogę powiedzieć, co o nich myślę – poskarżyłamsię.

– Nie musisz tam pracować – podsumował mój brat beznamiętnym tonem, popijając swoje piwo i zerkając na mnie zfotela.

– Lubię tę pracę, tylko klienci sądebilami.

Zwykle kręcił głową z dezaprobatą, gdy tylko zaczynaliśmy ten temat. Nie wiedziałam w ogóle, po co ponownie go poruszał. Zawsze był wielkim przeciwnikiem mojej pracy, a ja wymieniałam kolejne argumenty, dla których tam pracowałam. Za każdym razem czułam pieprzone déjàvu.

– Nikt cię nie zmusza do użerania się z nimi – dodał, wpatrując się tępo wtelewizor.

– Richie, błagam, skończ – jęknęłam żałośnie i upiłam kilka łykówalkoholu.

Prychnął pod nosem, ale więcej się nie odezwał, tym bardziej że do salonu weszła Polly. Mój brat uniósł na nią wzrok, a w jego oczach pojawiły się radosne iskierki. Zawsze tak na siebie patrzyli, a ja dostrzegałam w ich spojrzeniach gorącą miłość, pożądanie i zaufanie. Stanowili dla mnie przykład relacji damsko-męskiej, którą sama kiedyś chciałabym stworzyć. Niczego innego nie pragnęłam, jak tego, żeby ktoś kiedyś patrzył na mnie tak, jak oni patrzyli na siebie. Każde z nich stanęłoby murem i oddałoby życie, by to drugie mogło istnieć. Bezwarunkowo, bezgranicznie i na zawsze. Mojemarzenie…

Dziewczyna przysiadła na podłokietniku fotela, a Richie objął ramieniem jej talię, by zsunąć ją na swoje kolana. Drugą dłoń umieścił wysoko na jej udzie i zaczął masować to miejsce. Niby zwyczajnie i intymnie, ale kiedy podejrzewałam, że to przedsmak nocy z zatyczkami w uszach, czułam, że frytki i czekoladowy szejk odnalazły powrotną drogę i chciałyby ujrzeć ponownie światłodzienne.

Odwróciłam znużony wzrok na mecz i wsparłam głowę na ramieniu Jaspera. Chłopak objął mnie, delikatnie muskając palcami ramię. W tym również nie było żadnych podtekstów. Przyjacielskiuścisk.

Jakiś czas temu skończyłam piwo, a powieki zaczęły mi opadać. Na ziemię sprowadził mnie dziwny dźwięk, który wydobył się z ustWalkera.

– Idźcie się rozmnażać gdzie indziej, bezwstydnicy wy – oburzył się Kyle, powodując śmiech u Jaspera. Również to poczułam, bo nadal opierałam o niegogłowę.

Zamrugałam, chcąc oprzytomnieć i samej ocenić sytuację. Ostrożnie uniosłam głowę, a Gibson aż się wzdrygnął na mójruch.

– Co tam, śpiąca królewno? – wymamrotał, targając mi włosy. Pacnęłam go zwinnie w rękę. Mojej fryzury się nie tykało. Nie była dziełem sztuki, ale po prostunie.

– Łapy, to primo – fuknęłam, ziewając przeciągle. – Secundo, całkiem dobrze mi się spało, póki nie zaczął się wydzierać. – Moje spojrzenie miało ciskać w niego gromy, bo śmiał mnieobudzić.

– Nie jestem fanem porno dla ubogich. – Kyle wzruszył nonszalancko ramionami, rozwalając się na swojej częścikanapy.

– Po prostu zazdrościsz – skomentował mój brat, całując Po wszyję.

Prawda, fujka!

– W tym momencie wyjmuję telefon, wybieram pierwszy lepszy damski numer i mam odpowiedź w pięć sekund. Nie ma czego, stary – odszczeknął się, machając radośnie swojąkomórką.

Jasper po mojej lewej wybuchnął gromkim śmiechem, teatralnie ocierając łzy. Żyłam zdebilami.

Łapał głębokie oddechy, próbując sięuspokoić.

– Masz fantazję, Walker, nie ma co – wydusił. – Za pieprzenie większości damskiej populacji Clinton nader często dostajesz po mordzie, a na dodatek nierzadko bywasz przyłapywany in flagranti, więc masz niemal stałe miejsce na czarnej liście rodziców posiadającychcórki.

Tym zdaniem chłopak spowodował wybuch salwy śmiechu w naszym salonie. Pokładałam się na kanapie z radości, kiedy Kyle próbował zabić nas spojrzeniem. Z irytacji zrobił się czerwony natwarzy.

– Będziecie coś chcieli, łajzy – prychnął groźnie, udając obrażoną primadonnę, co wcale nie pomogło nam uspokoić kolejnej fali rozbawienia, ale on już takibył.

Kyle Walker to pieprzony i największy optymista, jakiego znałam. Najstarszy z naszej rodzinki, a mentalnie dalej pozostał głupim i porywczym siedemnastolatkiem. On był głównym prowodyrem każdego naszego spontanu, a jego pomysły zakrawały na skrajną głupotę. Pocieszny dwudziestoczteroletni babiarz – tak w skrócie. Każdą wyrywał na burzę swoich rudych, zadbanych loczków i filmowy uśmiech. Mogłabym napisać poemat na temat jego tępoty, ale musiałam przyznać, że wyjątkowo pięknie wyginał w uśmiechu wargi, pokazując przy tym śnieżnobiałe zęby. Dziewczyny omamiał, okręcał sobie wokół palca, zaliczał i uciekał skoro świt z łóżka. Był uczestnikiem prawie każdej większej imprezy w tym mieście, więc lasek, które zdążył przelecieć, przybywało non stop. Czasami kończyło się to tak, jak opisał to Jasper. Znajdował w tłumie nową zdobycz i kretyniał. Władzę nad ciałem i umysłem przejmował rozporek. Bzykał wszystko, co się ruszało i było wystarczająco ładne, nie zważając na konsekwencje. Kilka razy byłam świadkiem obicia jego mordki przez dziewczyny, które nie chciały przyjąć do wiadomości, że wspólna noc połączyła ich tylko na tę ulotną chwilę. Miały problemy z pojęciem tego, że on nie szukał związku i przywiązywały się przez sam seks. Głupota.

– Prawda boli, ogierze. – Parsknął drwiąco Richie, wstając z fotela z Polly na rękach, czym spowodował jej roześmiany pisk. – Jak zostajecie na noc, to śpijcie, gdzie chcecie, byle nie z moją siostrą, a my życzymy dobrejnocy.

Ruszył szybkim, zdecydowanym krokiem do ich sypialni, a po drodze podskubywał zębami jej wargi. Frytki i szejk ponownie znalazły się niebezpiecznie blisko gardła, aż się skrzywiłam zobrzydzeniem.

– Na co dzień ich kocham, ale w takich momentach nienawidzę z całego serca. – Wzdrygnęłam się zniesmakiem.

– Dostaniemy zatyczki? – spytał Jasper z podobnym grymasem do mojego, a ja tylko machinalnie kiwnęłamgłową.

R O Z D Z I A Ł 3

Roxy

Jakbym miała wybrać swoją ulubioną czynność, to oprócz picia przepysznych szejków, byłoby to spanie. Uwielbiałam wtulić głowę w poduszkę, okręcić się kołdrą i standardowo wystawić jedną nogę poza ten kokon, bo z dwiema było za gorąco. Chyba że mieliśmy sytuację jak w tym roku, gdzie sierpień nas mocno rozpieszczał słoneczną i ciepłą pogodą. Wtedy nawet się nie fatygowałam z wchodzeniem pod przykrycie. Ze względu na moją miłość do spania nienawidziłam, kiedy ktoś chciał mnie budzić, zwykle wbrew mojej woli. Na korzyść tej osoby nie przemawiało również to, że dziś miałam pierwszą wolną sobotę, od kiedy zaczęłam pracować „U Bobby’ego”.

Niech Bóg ma w opiece tego cholernegosadystę.

Nie otwierając nawet oczu, dłonią wyszukałam telefon podpoduszką.

Z warknięciem i grymasem na twarzy przekręciłam się na plecy i odebrałam połączenie. Chyba czwarte podrząd…

– Czego, grzecznie pytam? – syknęłam zaspanymgłosem.

– Ruszaj swój zgrabny tyłek z łóżka, jesteśmy u ciebie za pół godziny – rzucił radośnie Rob i brzmiał jak najbardziej wypoczęty człowiekświata.

– Sprawdzę zaraz godzinę i jeśli jest choćby minuta przed dziesiątą, zrobię ci z dupy jesień średniowiecza, obiecuję – warknęłam trochę ostrzej niż powinnam, ale tak się kończyło budzenie mnie w sobotę skoro świt. Rozmowa z zaspaną Roxy bez odpowiedniej dawki kofeiny była najgorszym pomysłem, na który ktokolwiek z żywych i myślących mógłwpaść.

– Nie kłopocz się i nie sprawdzaj. Jest przed dziewiątą. Masz trzydzieści minut, bo jedziemy na Oriskany Creek. I w głębokim poważaniu mam twoje zdanie, słoneczko.

Gnojek się rozłączył! Tak po prostu! Zakończył połączenie, żeby uniknąć awantury! Mimo że dopiero się budziłam, czułam, że to będzie zły dzień. No kurwa, w kościach to czułam. Niestety, często moje przewidywania się sprawdzały, a dziś byłam niemal pewna, że coś się odjebie. Westchnęłam głośno i przeciągle, wcisnęłam twarz w poduszkę i powrzeszczałam chwilę, dając upust frustracji.

Tak, byłam zła, bo Rob przeszkodził mi spać.

Chyba czas dorosnąć, dziewczynko…

Opornie podniosłam się z łóżka i poczłapałam do łazienki. Uchyliłam mocniej jedno oko, żeby ocenić, jak bardzo moje włosy potrzebują mycia. Związałam je na noc w kok, bo przez ich długość budziłam się z końcówkami w ustach. Oszacowałam stan i stwierdziłam, że nie przetrwają kolejnego dnia na suchym szamponie. Sapnęłam męczeńsko, widząc szopę na głowie, i czym prędzej zrzuciłam koszulkę nocną i wskoczyłam pod prysznic. Włączyłam przyjemnie letnią wodę. Łepetynę musiałam szorować ze dwa razy, ale pomińmy takie szczegóły. Do listy dobrych nawyków powinnam dopisać regularne dbanie o włosy, bo Niki w końcu obetnie mnie nałyso.

Jednym ręcznikiem się owinęłam, drugi posłużył mi za turban. Wyszorowałam jeszcze buzię i zęby. Zanim wyszłam z łazienki, wysunęłam przez szparę w drzwiach tylko głowę, rozglądając się, czy gdzieś nie kręcił się któryś z moich „braci”. O ile Richie nigdy nie chciałby mnie zobaczyć nago (i ze wzajemnością), tak tamci dwaj mogli być nieobliczalni. Lepiej dmuchać na zimne. Widząc, że mam wolną drogę, przemknęłam do swojego pokoju.

Postawiłam na szary kostium kąpielowy zamiast bielizny, skoro Rob postanowił zagospodarować mój wolny czas… Z szafy wyciągnęłam szyfonową sukienkę na ramiączka. Przeczuwałam, że mogę skończyć dzisiaj w wodzie, więc od razu odrzuciłam pomysł zaglądania do mojej toaletki czy kosmetyczki. I tak cały makijaż by ze mnie spłynął. Ściągnęłam z głowy ręcznik i rozczesałam włosy. Aż miło było dotykać. W końcu nie były sztywne i matowe. Chyba czas pozbyć się wszystkich puszek szamponu w spreju, bo nigdy się nie nauczę myć ichregularnie.

Rozejrzałam się wokoło i wykrzywiłam usta zniesmaczona. Mój pokój wyglądał jak po przejściu huraganu i trzęsienia ziemi w tym samym momencie. Toaletka była zawalona kosmetykami, pustymi kubkami i opakowaniami po chipsach. Zerknęłam na zegarek w telefonie i ze zgrozą zobaczyłam, że zostało mi dziesięć minut. Skrzywiłam się, patrząc na sypialnię i zdobyłam się jedynie na otworzenie okna, żeby przewietrzyć, a wszystkie walające się po podłodze ciuchy wrzuciłam do kosza na pranie. Na dokładne sprzątanie przyjdzie czaspóźniej.

Do większej torby wpakowałam ręcznik plażowy, okulary, telefon, portfel i olejek do opalania. Wsunęłam stopy w espadryle i zbiegłamschodami.

Po kuchni kręcili się Polly z Jasperem, a pozostała dwójka pewnie jeszcze smacznie spała. Szczęściarze.

– Nie ma południa, a ty jesteś już na nogach? I to po prysznicu? – rzuciła z kpiącym niedowierzaniem dziewczyna, a ja tylko przewróciłam oczami. Przecież miałam wstawać wcześniej. Nie dogodzisz tymludziom.

– Jadę z Robem i Nicole nad rzekę. Obudził mnie i nie bierze jeńców, więc postanowiłam ostatecznie wstać – wyjaśniłam w telegraficznym skrócie, co sprawiło, że byłam już na nogach.

Podeszłam do blatu i zgarnęłam jabłko. Nadal byłam na nią cięta, ale nie miałam ochoty się teraz sprzeczać. Do wieczora i tak namprzejdzie.

Jasper razem z Po popijali kawę, bo subtelny aromat unosił się po pomieszczeniu. Kolejni pieprzeniszczęściarze!

– Nie napijesz się z nami? – spytał Jasper, wskazując głową ekspres z resztką naparu. Jęknęłamtęskno.

– Chciałabym, ale Robby będzie tutaj za… – Zanim dokończyłam, mój telefon zaczął dzwonić. Wzniosłam wzrok do sufitu i westchnęłam. – Teraz. Cholera! – Wygrzebałam aparat z torby i nacisnęłam zieloną słuchawkę. – Nooo?

– Jestem i czekam. Każda minuta spóźnienia, to jedno piwo dla mnie – zażądał rozbawiony i znów to zrobił – rozłączył się po chamsku, bo wiedział, że usłyszałby ode mnie wiązankęepitetów.

– Nienawidzę go! – burknęłam, wgryzając się w owoc. Słodki sok wyciekł mi kącikiem ust i językiem go zlizałam. W drzwiach stał rozczochrany Gibson. Poczułam na sobie jego intensywne spojrzenie. – Cojest?

– Jak ja piekielnie zazdroszczę Richiemu, że umie patrzeć na ciebie tylko jak na siostrę – warknął, kręcąc zrezygnowanygłową.

Parsknęłyśmy śmiechem z Polly, bo nie pierwszy raz już to słyszałam.

Jasper Gibson, czyli drugi najlepszy przyjaciel i współpracownik mojego brata, to dwudziestotrzyletni przystojniak z ciemnymi, prawie czarnymi włosami, lekkim zarostem, z którym wyglądał niezwykle atrakcyjnie i szmaragdowymi oczami w pakiecie. Umięśniona sylwetka z szerokimi barkami i wąskimi biodrami wykuta przez jakiegoś wirtuoza dłuta albo przez lata ćwiczeń na siłce. Drobne tatuaże zdobiły całe jego ciało i powstawały z konkretnego powodu. Facet był niezwykle sentymentalnym kolesiem i jeśli decydował się na kolejny, to z pewnością miał dla niego jakieś symboliczne znaczenie. Razem z Richiem byli tymi bardziej odpowiedzialnymi i stanowczymi osobami. Choć z nich dwóch większym sztywniakiem i tak był mój brat, bo Jasper w odpowiednio dobrym humorze i z właściwą ilością alkoholu umiał się bawić jak nikt. Lubił mi ojcować i to on zajmował to stanowisko, kiedy Richard nie mógł. Czuł się za mnie odpowiedzialny ze względu na swojegokumpla.

Wiedziałam, że fizycznie mu się podobałam i działało to w obie strony, ale między nami nie wydarzy się nic więcej niż przyjaźń. Nie widziałam w nim faceta do schrupania, chociaż był zajebiście przystojny, ale nie wyobrażałam sobie, by między nami zaiskrzyło jak między Po i Richiem. Poprostu.

– Za to ja, na szczęście, mogę na ciebie patrzeć jak na niezłe ciacho – odbiłam piłeczkę i puściłam do niego oczko, wychodząc z kuchni. – Zrobię obiad, jak wrócę! – krzyknęłam, zatrzymując się na moment w progu, bo nadal pamiętałam o układzie zPolly.

Wyszłam przed dom, gdzie na podwórku stało już auto mojego przyjaciela. Z lekkim westchnieniem i słabym, ale adekwatnym do tak wczesnej pory uśmiechem, ruszyłam do samochodu. Na miejscu pasażera siedziała moja przyjaciółka – NicoleCooper.

– Słodki Jezu, nie uwierzyłabym, gdybym nie zobaczyła tego na własne oczy – zakpiła, poprawiając okulary na nosie i pomachała do mnie przezokno.

Wspominałam, że nienawidzę moich przyjaciół? Momentami tak mocno i z całego serca, że jedyne, co miałam ochotę z nimi zrobić, to wsadzić w rakietę i wystrzelić w kosmos.

Ale kogo wtedy ja bymwkurzała?

Zmrużyłam oczy, zarówno z gniewu, jak i przez rażące słońce. Pokazałam jej środkowe palce na obu dłoniach, trzymając w ustachjabłko.

– Tyle to ci wchodzi, słoneczko. Pakuj się – wtrącił z uśmiechem Lewis, prawie pokładając się na kolanach Niki, bym zobaczyła go przez jejszybę.

– Założyliście lożę szyderców beze mnie, łajzy? – sarknęłam, otwierając tylne drzwi i zasiadłam wygodnie na kanapie. Swoją torbę odłożyłam na miejsceobok.

– A będziesz z nami szydzić z siebie? – Rob spojrzał rozbawiony przez ramię, odpalającsamochód.

– Gońsię!

***

Rozkładaliśmy się przy piaszczystym brzegu. Położyłam swój ręcznik, zrzuciłam luźną sukienkę i schowałam ją do torby. Jedyne, na co miałam teraz ochotę, to drzemka. Taka przedpołudniowa, raczej normalna w wolny dzień, prawda? Czułam się jeszcze całkiem zaspana i liczyłam, że to mi pomoże. Nie zdążyłam się wspomóc kawą, więc musiałam sobie inaczejporadzić.

Słońce dzisiaj przyjemnieprzygrzewało.

Nasmarowałam się olejkiem i opadłam na ręcznik pomiędzy moimi przyjaciółmi. Rob wyjął z bagażnika dla każdego po piwie, otworzył je butelka obutelkę.

– Dla moich pięknych pań – mruknął szarmancko i usiadł na swoimręczniku.

– Jeszcze powinieneś dygnąć – wtrąciła z przekąsem Niki. Chłopak obrzucił ją morderczym spojrzeniem.

Parsknęłam pod nosem, bo uwielbiałam przekomarzanki tej dwójki jak cholera. Mimo że nie łączyły nas więzy krwi, pochodzenie czy cechy zewnętrzne, byliśmy dla siebie jak rodzeństwo. Trzej muszkieterowie od czterech lat, bo wtedy dołączył do nas Rob, i oddałabym wszystko, żeby to nigdy się nie zmieniło. Oboje znali mnie na wylot, tak jak ja ich. Nie mieliśmy przed sobą sekretów. Polly uważałam za kogoś na wzór starszej siostry, ale była także dziewczyną mojego brata. Wiedziałam, że nie mogłam jej zdradzić każdego mojego przypału, bo mogłoby się zdarzyć, że poleciałaby z tym do Richie’ego. Ani Niki, ani Rob nigdy by mi tego niezrobili.

– Dbaj o nią jak o prawdziwy skarb, to jeszcze się do ciebie dopieprzy – burknął, upijając łyk piwa. – Chuja, a nie się wami przejmować i opiekować. Na drugi raz zatroszczę się tylko o Roxy, ty bezuczuciowamałpo!

Lepsze niż komedia z Eddiem Murphym, przysięgam!

Wybuchnęłam śmiechem, wygodnie układając głowę na nodze Lewisa i zabrałam mu okulary, żeby osłonić oczy przed promieniami. W tym również nie było żadnych podtekstów seksualnych. Kochałam tego chłopaka całym sercem, ale sytuacja była podobna jak z Jasperem. Z tą różnicą, że Robert kompletnie nie był w moim typie. Z wyglądu przypominał uroczego i wymarzonego kandydata dla dziewczyn. Bardzo szczupła, ale atletyczna budowa ciała, ciemne loczki żyjące własnym życiem i anielskie, szare tęczówki. Gdybym miała go oceniać jak faceta, zająłby miejsce gdzieś pośrodku skali. Był ślicznym chłopcem, a ja wolałam kogoś bardziej… męskiego. Chyba tak bym to określiła. Dojrzalszego umysłem (bo Robby miał tak szczeniackie podejście do życia, że świetnie dogadywał się Kylem) iciałem.

Coś jak ten przystojniak z baru.

Zmarszczyłam brwi i mentalnie sprzedałam sobie liścia w twarz, że w ogóle ten ktoś wkradł się tak niespodziewanie i w takiej chwili do mojego umysłu. To chyba z przepracowania ześwirowałam.

– Ja cię zawsze doceniam, przyjacielu – mruknęłam, klepiąc go po łydce i uśmiechając sięsłodko.

– Tak brzmi prawdziwa przyjaciółka – odparł dumnie, głaszcząc mnie po włosach. – A nie to co ty, niewdzięcznico. – Wystawił język do Niki, a ona odpowiedziała tym samym. Prowadziłam przedszkole i o tym niewiedziałam?

– A coś jeszcze mi przywiozłeś? – spytałam niepewnie i zmieniłam uśmiech na niewinny, przygryzając przy tymwargę.

– Tylko alkohol, żeby się wstawić przed imprezą. – Wyszczerzył się szeroko i stuknął ze mnąbutelką.

– Ale impreza jest o ósmej – zauważyła Nicole, a ja uniosłam się na łokciach, bo nie byłam wtemacie.

– Jaka impreza? – Zmarszczyłam czoło, skacząc wzrokiem z Niki na Roba. – Znowu nic nie wiem? – obruszyłamsię.

– Nie ma ram czasowych, kiedy zacząć biforek – rzucił do naszej wspólnej przyjaciółki, a później swój wzrok skupił na mojej twarzy. – Wszystko przesypiasz, to nie wiesz, laska. O ósmej w domu uTaylora.

Przechylił butelkę, zerując jej zawartość w trzech łykach. Mimo niezbyt imponującej postury w piciu był dobrym zawodnikiem. Potrafił pokonać i mnie, i Nicole, pijąc z każdąosobno.

– Od kiedy chodzimy do niego na imprezy? – Zdziwiłam się tym faktem, bo choć zdarzało się robić podkładkę do picia nawet kilka dni wcześniej i żadna to nowość, tego samego nie mogłam powiedzieć omiejscówce.

Eddie Taylor nie należał do osób, z którymi warto się zadawać. Był to chłopak pokroju tych, u których warto mieć przysługę, żeby wykorzystać ją w sytuacjipodbramkowej.

Miał dwadzieścia parę lat i nie należał do przykładnych obywateli. Na posterunku znali go chyba wszyscy gliniarze, a z burmistrzem mógłby popijać popołudniami kawę. Nigdy osobiście nie miałam zaszczytu go poznać i nigdy bym nie pomyślała, że stanie się to dzisiaj wieczorem. Richie nie byłby zadowolony, ale nie musiał wiedzieć, prawda?

– No właśnie! Nigdy nie byliśmy i czas to zmienić. Klasa maturalna się zbliża, więc czas zaszaleć tak na poważnie, a nie pokazywać się na jakichś słodkich domóweczkach – prychnął, układając się wygodnie naręczniku.

– Nie każdy może tam przyjść ot tak – zauważyłam, siadając. Przeczesałam włosy, które wyschły całkiem podczas drogi, a ponieważ spływały falą na plecy, zaczęło mi być po prostu za gorąco. Zakręciłam je w luźny kok na czubku głowy i pociągnęłam łyk piwa zbutelki.

– Nie bój się – wtrąciła Niki. Uśmiechnęła się dość upiornie jak na zwykle łagodne rysy twarzy. – Pamiętasz, jak ci ostatnio opowiadałam, że poznałam w barze chłopaka? – Pokiwałam głową, ale ta informacja chyba była mało istotna, bo ledwie pamiętałam o takim wyznaniu. – Znają się z Eddiem i to on mnie zaprosił, i powiedział, że mogę zabrać znajomych. – Wzruszyła ramionami, a po jej ustach błąkał się lekkiuśmieszek.

– Miłość nam kwitnie? – Uniosłam brew, taksując jąwzrokiem.

– Obopólna przyjemność, Roxy. Nie trzeba od razu iść doślubu.

– Ja tobie też nie każę – parsknęłam, przeciągając się i położyłam się na brzuchu. – Po prostu faceci sądupkami.

– Jestem tu – bąknął Lewis, dźgając mnie w bok. Syknęłam, patrząc na niego groźnie. – I jestem wspaniałym facetem – odparł dumnie, pusząc się niczympaw.

– Zanim rozłożymy przed wami nogi na pewno. Później robi się chujowo – rzuciłam beznamiętnie, odganiając nieprzyjemne wspomnienia związane z Adamem. Stało się, co się stało i po co drążyć temat, Roxy… – Po cholerę ludziom związki? – żachnęłamsię.

– Bo tak nas, niestety, zaprogramowali, że nie jesteś samowystarczalna. Po prostu w końcu pękasz i musisz się z kimś przespać. Samo dildo i palce nie wytrzymują porównania z prawdziwym sprzętem – odparł lekko Rob.

Z początku liczyłam na jakąś wartościową przemowę, ale on umiał cudownie spłycić każdy problem. To tak a propos jego gówniarskiego podejścia dożycia.

– Wtedy zadzwonię do ciebie – mruknęłam, uśmiechając sięcwaniacko.

– Mam się czuć zaszczycony? – Przyłożył płasko dłoń w okolicy serca. Wszyscy wybuchnęliśmyśmiechem.

Pamiętałam, że z rana tak bardzo nie chciałam podnosić się z łóżka, ale właśnie takie momenty uświadamiały mi, jaką byłam szczęściarą, mając takich przyjaciół. Nieważne, ile bym marudziła czy zrzędziła, oni i tak się zjawiali i nie zostawiali wspokoju.

– Idziemy do wody? – Rob wstał z ręcznika i w ślad za nim podniosła sięNicole.

– Odpuszczam. Wolę słońce. – Wskazałam ręką niebo i odstawiłam butelkę, wbijając ją wpiasek.

Jeszcze chwilę mnie przekonywali, ale byłam nieugięta. Myłam się już dzisiaj, a woda wszędzie poza krytym basenem jest dla mnie za zimna. Nie będę się poświęcać. W taki sposób mogłam złapać trochę koloru, bo przez wakacje spędzane w pracy byłam biała jak córka młynarza. W końcu sobie odpuścili i we dwójkę ruszyli dorzeki.

Ułożyłam się wygodnie. Policzek oparłam na splecionych dłoniach i przymknęłam oczy, delektując się przyjemnie ciepłą, słoneczną pogodą, świętym spokojem i czasem spędzanym z przyjaciółmi. Leżałam tak, słysząc ich śmiechy i krzyki oraz chlupotanie wody. Było idealnie.

Wtedy nawet przez myśl mi nie przeszło, że tak zakończy się mój dzisiejszydzień.

Nawet nie wiedziałam, kiedy odprężyłam się na tyle, żeby się zdrzemnąć. Ze snu wytrąciło mnie szturchanie w ramię. Jęknęłam żałośnie i uchyliłam jedno oko. Głównym obrazem była zaniepokojona twarz mojej przyjaciółki. Potrząsnęłam głową, unosząc się na przedramionach i rozejrzałam się nieprzytomnie wkoło. Nadal byliśmy na Oriskany Creek, słońce stało wysoko na niebie, a moje ciało pieszczotliwie muskały ciepłe podmuchywiatru.

– Zbieramy się, Roxy – oznajmiła napiętym głosem, zakładając energicznie szorty i koszulkę. – Dawaj! Raz, raz! – ponagliłamnie.

– No już – bąknęłam, przecierając twarz dłońmi. Klepnęłam się parę razy w policzek, żeby się rozbudzić. – Co was nagle wzięło? – spytałam ze zmarszczonym czołem, widząc, że gotowy już Robert zbierał po nas śmieci do reklamówki i pakował wszystko dobagażnika.

– Zaczęli się tu kręcić na motorach, a raczej nie chcemy wiedzieć dlaczego, nie? – Retoryczne pytanie podziałało na mnie jak kubeł lodowatej wody. Normalnie, jakbym właśnie rzuciła się do tej zimnej rzeki. Oprzytomniałam w jednąchwilę.

Klęknęłam na ręczniku i nieporadnie zaczęłam wkładaćsukienkę.

– Od dawna ich słychać? – mruknęłam, wsuwając buty. Podniosłam się i lekko zachwiałam przez gwałtowną zmianę ciśnienia. Przymknęłam oczy, łapiąc pion. Zgarnęłam ręcznik i wytrzepałam go zpiachu.

– Ze dwadzieścia minut – odparła, krzywiąc się. – Najpierw myślałam, że mi się przesłyszało. Za drugim razem myśleliśmy, że tylko ktoś przejeżdża Bristol Road, ale za trzecim wyciem uznaliśmy to za ostrzeżenie i stwierdziliśmy, że się stąd zwijamy – mówiła pospiesznie, zbierając rzeczy i zanosząc je dobagażnika.

– Cholera – warknęłam pod nosem, wkładając poskładany ręcznik do torby. To by było na tyle z rozkosznegoodpoczynku.

Usłyszałam, że Rob zamyka klapę bagażnika i woła, że mam się pakować do auta. Szybkim krokiem podeszłam do samochodu, zajęłam miejsce na tylnej kanapie i w pośpiechu ruszyliśmy z powrotem doClinton.

Gęsta atmosfera w aucie zaczęła opadać, dopiero kiedy minęliśmy znak wjazdu do naszego miasteczka. Całą drogę siedzieliśmy, nie zamieniając ze sobą ani słowa. Rob skupił się, by szybko i bezpiecznie pokonać drogę, Nicole nerwowo spoglądała w lusterka, sprawdzając, czy nikt za nami nie jedzie, a ja siedziałam z żołądkiem w gardle. Wszyscy marzyliśmy, żeby jak najszybciej znaleźć się wdomu.

Mówiłam, że w naszym miasteczku nie działo się nic nadzwyczajnego, ale chyba o jednej rzeczy zapomniałam.

Obrzeża miasta mogły budzić niepokój czy nawet strach. Po prostu lepiej było się tam nie kręcić w weekendy ani wieczorami. Przedmieścia i granice opanowane były przez dwa gangi motocyklowe. Nie trwało to od miesiąca czy roku, ale już od dobrych czterdziestu lat, a może i nawet trochę dłużej. Nie mówiło się o nich w Clinton, bo ludzie woleli po pierwsze udawać, że to ich nie dotyczyło, a po drugie nikt nie miał za dużo informacji na ich temat. Wiadomo, że oba gangi nie żyły ze sobą w przyjacielskich stosunkach. Nie chciałabym wiedzieć, jak głęboko sięgała ich nienawiść, ale się nie trawili. Sabotowali sobie wzajemnie wszystkie akcje i lubili udowadniać władzę i pozycję właśnie w wyścigach motocyklowych. Nie muszę chyba mówić, że było to zajebiście nielegalne? Nie lubili, gdy ktoś nadużywał ich gościnności, więc wiedzieliśmy, że czas się zbierać, by ich niewkurzać.

Nie wiedziałabym tego wszystkiego, gdyby właśnie nie Niki. Ta dziewczyna to istna encyklopedia, jeśli chodziło o gorące plotki, informacje o imprezach, jak również smaczki na temat Death Devils i Deadly Poison. Jej wujek grzał jakiś poważny stołek w radzie miejskiej, więc często miała relacje z pierwszej ręki. Gdyby nie ona, pewnie nadal bym żyła w szklanej bańce, w której Richie najchętniej by mnie zamknął i na dodatek ukrył w piwnicy. Odkąd zaczął się mną zajmować, bo rodzice już kilka lat temu „zignorowali” swój obowiązek, robił wszystko, bym myślała, że życie to sielanka, w której nie istniały przemoc, narkotyki i alkohol. Był nad wyraz nadopiekuńczy, choć Polly wolała go nazywać po prostu troskliwym. Dorosłam i przestałam pozwalać nawijać sobie tyle makaronu nauszy.

Robby zatrzymał się u mnie na podjeździe. Pożegnałam się z nimi buziakami w policzek z tylnego siedzenia. O siódmej umówiliśmy się u chłopaka, bo od niego było najbliżej na wspomnianą wcześniej imprezę. Pomachałam im jeszcze w drodze na ganek.

Odjechali przed siebie, a ja weszłam do domu, zamykając za sobądrzwi.

Oparłam się o nie plecami i głęboko odetchnęłam, bo dopiero teraz emocje zaczęły ze mnie schodzić. Przymknęłam oczy i znów poczułam w kościach, że to nie koniecwrażeń.

R O Z D Z I A Ł 4

Roxy

Przelałam świeżo zaparzoną kawę z ekspresu do kubka. Osłodziłam ją trzema łyżeczkami cukru, zamieszałam i posmakowałam. Kochałam wszystko, co słodkie i tak mnie najłatwiej było przekupić. Czując mocną i słodką ciecz na języku, miałam wrażenie, że moje kubki smakowe odprawiały jakiś taniec szczęścia. Gorący napój spłynął gardłem do żołądka, rozgrzewając mnie od środka. Jęknęłam cicho, bo czekałam na tę kawę od pieprzonej dziewiątej rano, a dochodziła już trzecia po południu. Należało misię.

Oparłam się tyłem o szafkę w kuchni i popijałam moją kawusię, chwilowo najlepszą rzecz na świecie. Czekoladowy szejk był poza zasięgiem, więc celebrowałam każdą minutę z kubkiem w dłoni.

Po powrocie wzięłam szybki prysznic, żeby zmyć z siebie olejek, pot i ziarenka piasku. Nasmarowałam się balsamem po opalaniu i włożyłam luźną koszulkę i dresowe szorty. Wróciłam do domu jakieś dwie godziny temu i nikogo nie zastałam. Polly pracowała w barze do szóstej, a chłopaki siedzieli pewnie w warsztacie. Dzień, jak co dzień w naszej małejrodzince.

W zamian za pomoc Polly w przekonaniu mojego brata, żebym mogła się zatrudnić „U Bobby’ego” w weekendy w roku szkolnym, miałam gotować obiady, sprzątać obie łazienki i robić pranie do końca miesiąca. Umowa to umowa: na kuchence bulgotał sos do spaghetti i woda na makaron w dużym w garnku. Szybko, smacznie i każdy z nas to lubił. Jedno pranie rozwiesiłam w ogrodzie za domem i czekało mnie sprzątanie łazienki na parterze. Teraz widziałam, że moja kalkulacja była do bani, żałowałam, że nie targowałam się z nią bardziej. Dolnej łazienki najczęściej używali panowie, więc bałam się, co mogłam tam zastać. Na szczęście do końca miesiąca został tydzień, więc powinnam wytrzymać. Popijając kawę, pilnowałam makaronu, żeby go nie rozgotować i miałam chwilę dlasiebie.

Zjadłam sama, bo nikt jeszcze nie wrócił do domu i wzięłam się za sprzątanie łazienki. Przygotowywałam się psychicznie na to z pół godziny, bo czułam takie obrzydzenie, jakbym miała czyścić drewnianą latrynę. Wojowałam ze sprzątaniem prawie godzinę, bo wyszorowałam nawet kabinę prysznicową. Czy to już wystarczające umiejętności na idealną panią domu? Brudne rzeczy skończyły w pralce, bo wolałam nie ryzykować, że w koszu zaczną osobny byt za kilka dni. Pomyłam lustra, półki, a na sam koniec podłogę. Normalnie byłam z siebie dumna, że nie weszłam tam w kombinezonie i masce i dałam radę toogarnąć.

Usatysfakcjonowana moją dzisiejszą aktywnością opadłam na kanapę. Było przed czwartą, a mi zostało tylko zdjąć i poskładać jedno pranie – przy takich temperaturach na pewno wyschło na wiór – oraz wywiesić drugie. Potem mogłam ogłosić fajrant. Może to poranne wstawanie nie było takiezłe.

Rozłożyłam się wygodnie na kanapie, podkładając sobie poduszkę pod głowę i chwyciłam telefon. Od kilku godzin nie sprawdzałam powiadomień, a Nicole nie mogła sama wytrzymać z nadmiarem swojej ekscytacji, więc podzieliła się ze mną.

Niki: Pomocy! Jeszcze tyle czasu, a ja już się stresuję! Żołądek mnie boli, ale nie chcę jeść, bo wywali mi brzuch i jak ja włożę tę białą sukienkę?! Jestem głodna jak wilk! Ratuj!

Parsknęłam śmiechem, czytając tę wiadomość. Pokręciłam głową i zaczęłamodpisywać.

Roxy: Zasadnicze pytanie: stresujesz się imprezą, czy tym, że ten typek na niejbędzie?

Niki: Czy to takie ważne? Dasz radę przyjechać do mnie wcześniej? Potrzebuję mentalnegowsparcia!

Roxy: Butelka wina na dwie będzie odpowiednia narozluźnienie?

Niki: Kocham cię, mała, wiesz?

Uśmiechnęłam się pod nosem.

Tak to już było z Nicole Cooper. Z zewnątrz twarda laska, a w środku chodzący kłębek nerwów. Teoretycznie nic w tym nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że dziewczyna stresowała się błahymi rzeczami. Problemem nie była słaba ocena ze sprawdzianu, do którego nauki nawet nie otworzyła książki. Ona planowała wyjście na imprezę, ale dzwoniła do mnie spanikowana, że nie wie, czy powinna iść, bo dostała okres, a boi się, że jak zaleje się w trupa, to nie da rady zmienić tamponu. Interesująca hierarchia wartości. Można by powiedzieć, że była płytka i pusta, ale jeśli zrobiłby to ktoś w mojej obecności, dostałby ode mnie tak po ryju, że żadna operacja plastyczna by niepomogła.

Znałam się z Nicole od początku podstawówki i szybko połączyła nas jedna rzecz. Brak matki… Pierwsze dni nauki były dla nas cholernie stresujące. Ani jej, ani mój ojciec nigdy nie traktowali nas z troską i delikatnością. Obie zostałyśmy odwiezione pod wielki gmach szkoły i pozostawione same sobie na parkingu. Richie wtedy przechodził etap dojrzewania, a młodsza siostra była wkurzająca jak rzep na dupie i nie przejawiał takiego zainteresowania jak teraz. Ma wyczucie czasu, nie ma co. Spotkałyśmy się we dwie, przestraszone, na środku pustego placu, skąd do sali zaprowadził nas jeden z nauczycieli. I od tamtego momentu stałyśmy się nierozłączne. Znałyśmy się od ponad jedenastu lat i ostatnie, co mogłabym powiedzieć o Niki, to że była płytka. Dla osób, które były dla niej ważne, rzuciłaby wszystko i ruszyła z pomocą. Do dzisiaj nie zapomniałam, jak zadzwoniłam do niej, oznajmiając, że przyłapałam Adama na zdradzie. Płakałam jak bóbr, siedząc na podłodze w pokoju, a ona powiedziała tylko, że potrzebuje dwudziestu minut. Pojechała do najbliższego sklepu i wykupiła wszystkie jajka. Cóż, w jedynym w tym mieście całodobowym markecie nie było tego za dużo, ale i tak zapakowała pół bagażnika. W drodze do mnie zatrzymała się na jego podjeździe. Była noc, co tylko działało na jej korzyść, a wszystkie światła w domu zostały zgaszone. Obrzuciła jego chatę jajkami, które udało jej się dostać, i uradowana przyjechała do mnie z butelkąwina.

Spędziła ze mną całą noc, pozwalając mi się wypłakać i