Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Opowieść o młodej dziewczynie, która doświadcza wielu trudności związanych z wejściem w kobiecość. Praca i codzienne funkcjonowanie malują się jako coś niemożliwego do wykonania. Nie poddaje się, choć wątpi w to czy ktoś w końcu uwierzy w to, co opisuje. Nie jest w stanie zliczyć już ile razy usłyszała "Taka Pani uroda", czy „Brak wskazań do hospitalizacji." Z czasem może kolekcjonować wypisy ze szpitala z tym ostatnim zdaniem. Chłopak nie okazuje żadnego wsparcia, co potęguje spadek poczucia własnej wartości. Wszystko się zmienia, gdy podejmuje decyzję o sprawdzeniu bilingów jego połączeń.
Tylko co teraz? Jak wiele jest jeszcze w stanie znieść? Jak ma żyć z tym, czego się dowiedziała? A co z dolegliwościami?
Co jednak w momencie, gdy po wielu latach cierpienia usłyszy w końcu diagnozę - endometrioza?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 179
Rok wydania: 2025
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Nikola Matejska
@WrednaEndo
Taka twoja uroda.
Historia przed diagnozą
Szczecin 2025
Taka twoja uroda.
Historia przed diagnozą
Copyright © by Nikola Matejska, @WrednaEndo
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Żaden fragment tekstu nie może być publikowany ani reprodukowany bez pisemnej zgody wydawcy.
ISBN: 978-83-974795-2-4
Redakcja i korekta: Bożena Skupin
Skład i łamanie: Studio Grafpa, www.grafpa.pl
Dla mojego męża, najcudowniejszego człowieka jakiego spotkałam.
Dziękuję.
Moja!!! – krzyknęłam i rzuciłam się, aby odebrać piłkę.
– Jeden, dwa, atak!!! – Liczyły koleżanki, które siedziały obok, przypatrując się naszej grze. To ostatnie zagranie sprawiło, że wygrałyśmy dwadzieścia pięć do dwudziestu jeden. Uwielbiałam ten dreszczyk emocji, tę adrenalinę, która towarzyszyła mi podczas gry w siatkówkę. Choć można powiedzieć, że dopiero rozpoczęłam swoją przygodę z piłką, to jednak od dwóch lat była to jedyna rzecz, która sprawiała mi taką przyjemność. Grałyśmy jeszcze w dwójkach, ale trener obiecał, że stopniowo będziemy próbowały grać w coraz większych zespołach. Dawało mi to ogromną satysfakcję. Uwielbiałam wygrywać.
Opadłam z sił na podłogę w sali gimnastycznej, była przyjemnie zimna. Podeszły do mnie koleżanki, gratulując wygranej. Jeszcze nie do końca byłam tego świadoma, uśmiechnęłam się blado i podziękowałam. Nie opuszczało mnie przeczucie, że coś jest nie tak, jak być powinno. Pomyślałam, że to na pewno emocje, więc podniosłam się i skierowałam do szatni. Gdy wychodziłam z sali, poczułam dziwne ukłucie w brzuchu, które sparaliżowało mnie na moment. Nagle uderzyło mnie uczucie gorąca i zimna równocześnie. Usiadłam na ławce w szatni, lekko otumaniona sytuacją. Zrobiło mi się słabo, sięgnęłam po wodę i upiłam łyk. Kolejny ścisk w brzuchu, coś stanowczo było nie w porządku. Dziewczyny zdążyły już w większości wyjść z szatni, więc poszłam szybko do toalety, zanim miałyśmy się udać na wręczenie nagród. W jakim byłam szoku, gdy chcąc się załatwić, ujrzałam czerwoną plamę na majtkach. Wiedziałam, co to jest, miałam już dziesięć lat. Moja kuzynka wcześniej zaczęła miesiączkować i miałyśmy za sobą całą tę pogadankę o podpaskach. Jednak nikt nie przygotował mnie na sytuację, że stanie się to z dala od domu. Napchałam mnóstwo papieru toaletowego w majtki i postanowiłam wyjść z łazienki. Na szczęście w korytarzu minęłam koleżankę ze starszej klasy i zapytałam ją, czy nie ma przypadkiem podpaski. Jaką ulgę poczułam, gdy wróciła się do szatni, by za chwilę wręczyć mi małe zawiniątko.
Teraz już wszystko będzie dobrze – pomyślałam.
Miałam tylko dziesięć lat. Jeszcze wtedy nie wiedziałam, jak bardzo się mylę.
Przebudziłam się, nie otwierając oczu, i nie mogłam zlokalizować, skąd dochodzi dziwny dźwięk. Po omacku szukałam telefonu, ale nic z tego. Uchyliłam jedno oko, za oknem nadal było ciemno.
Co, do cholery? – pomyślałam.
Ujrzałam mój telefon leżący na stoliku oddalonym od łóżka. Kręcił się w kółko, wibrując, a pokój oblała poświata ekranu.
To mój budzik? Nie, niemożliwe… – pomyślałam.
Spojrzałam z wyrzutem sumienia na kicię, która spała wtulona w moją głowę. Nie miałam serca jej budzić. Delikatnie podniosłam się, zsuwając ją z siebie, ominęłam mojego śpiącego chłopaka, Adama, który nawet się nie poruszył. Dotarłam na palcach do stołu i spojrzałam na ekran, który wskazywał czwartą trzydzieści, więc to budzik obudził mnie do pracy. Usiadłam na krześle, podwinęłam nogi do góry i położyłam głowę na kolanach.
Boże, nie mam siły. Ratunku… – pomyślałam.
Tak, to był drugi dzień miesiączki, a ja musiałam jechać do pracy. Ostatkiem sił zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki. Spojrzałam w lustro i ujrzałam swoją zmęczoną twarz. Nie dość, że miałam ochotę zwinąć się w kłębek i nie wstawać, to jeszcze musiałam wstać o tak nienormalnej porze. Ale niestety, uroki rozpoczynania pracy o godzinie siódmej na stacji benzynowej oddalonej o prawie dwadzieścia kilometrów od miejsca zamieszkania. Szczerze nienawidziłam tej pracy, trzymała mnie tam wyłącznie dobra pensja. Gdy tylko pomyślałam, że znów czeka mnie dwanaście godzin stania za kasą, momentalnie zrobiło mi się niedobrze. Miałam ochotę się rozpłakać. Codziennie jednak stawałam przed lustrem i mówiłam sobie:
– Dasz radę, dasz radę! – A jak się później okazało, dziś potrzebowałam, żeby odbicie w lustrze odpowiedziało nie tylko moimi ruchami, ale i uwierzyło w to, że muszę dać radę i zaczęło mi tego życzyć.
Ubrałam się, umalowałam i ponownie spojrzałam w lustro, w którym zobaczyłam już mniej umęczoną życiem dwudziestojednoletnią dziewczynę. Przybrałam na twarz uśmiech numer 8722628 i wyszłam z domu.
Tego dnia byłam wyjątkowo wykończona, nie miałam siły dosłownie na nic. Przebrałam się w szatni w cudowne wdzianko, które zapewniła nam firma i poszłam na sklep. Gdy tylko przekroczyłam jego próg, uderzył mnie zapach pieczonych parówek na grillu oraz zapiekanek. Za każdym razem zastanawiałam się, co kieruje ludźmi, którzy o siódmej wstępują na stację benzynową, by na śniadanie zjeść właśnie hot doga. Ale cóż, na szczęście nie należałam do tych osób. Ja byłam tym szczęśliwcem, który musiał je serwować. Poza tym wątpiłam, że coś dziś przełknę. Mój żołądek stanowczo odmówił współpracy.
Szybko trzeba było przejść do porządku dziennego, bo kolejka w sklepie nie malała. To zdecydowanie nie był mój dzień. Na szczęście na zmianie byłam z dwoma kolegami, którzy zawsze potrafili mnie rozśmieszyć. Tym sposobem czas mijał w miłej atmosferze. Korzystając z okazji, że ruch się zmniejszył, usiadłam na chwilę na schodkach, dzięki którym mogliśmy sięgać po rzeczy z wyższych półek. Śmialiśmy się i wygłupialiśmy, opowiadając sobie żarty. Po chwili poczułam ogromne ukłucie w brzuchu, aż się skrzywiłam, co nie umknęło uwadze jednego z kolegów.
– Wszystko okej? – zapytał ze zmartwioną miną Czarek. – Może idź na chwilę na zaplecze? – zaproponował.
Skinęłam tylko głową i wyleciałam ze sklepu. W locie rozpięłam guzik, a następnie zamek od spodni. Musiałam zrobić miejsce mojemu rosnącemu z minuty na minutę brzuchowi. Dobiegłam do szatni i spanikowana położyłam się na podłodze. Ból rozlał się po całym moim ciele, zebrało mi się na wymioty. Ostatkiem sił wyciągnęłam telefon i od razu zadzwoniłam do mamy.
– Musisz jechać do szpitala! – wykrzyczała przerażona do telefonu.
– Nie mam jak, mamuś. Jesteśmy tylko w trójkę na sklepie, przyjechaliśmy wszyscy razem. Nie możemy zostawić jednej osoby samej. Nie wiem kompletnie, co mam robić. – Wyszlochałam do słuchawki.
W tym momencie do szatni wszedł jeden z kolegów, Piotr, pytając, co się dzieje. Rozłączyłam się i po prostu pokazałam mu brzuch. Zapytał od razu, czy chcę jechać do szpitala, ale stanowczo zaprzeczyłam, kręcąc głową na boki. Wyciągnął z szafki Ketonal 150 mg i podał mi niebieską tabletkę.
– Masz, weź jedną i połóż się tutaj na pół godziny. Jeśli po tym nie przejdzie, to bez gadania jedziemy do szpitala – powiedział stanowczo.
Los chciał, że już po niespełna dwudziestu minutach mój brzuch zmniejszył swoją objętość. Ból ustąpił całkowicie dopiero po godzinie, ale mimo to byłam w stanie wytrzymać do końca pracy. Drugi kolega – Cezary – na szczęście odwiózł mnie bezpośrednio do domu. Poszłam prosto pod gorący prysznic, a następnie położyłam się do łóżka. Dom był pusty, w sumie jak zazwyczaj. Był to dzień treningu Adama. Napisałam mu tylko SMS-a, że kładę się od razu spać po przygodach w pracy i w dosłownie trzy sekundy usnęłam wtulona w kicię.
Od tamtego felernego dnia nie opuszczało mnie poczucie, że coś jest nie tak. Przytyłam, co dobitnie odczuwałam, nie mieszcząc się już w żadne jeansy, które miałam w szafie. Nie mogłam na siebie patrzeć w lustrze. To nie byłam ja, to stanowczo nie było już moje ciało. Czułam się jak zamknięta w pułapce. Od zawsze miałam trudności z załatwianiem się, ale teraz to już był jakiś absurd. Brzuch miałam twardy i obolały, rozpięty guzik w spodniach w pracy to już była normalka, inaczej nie byłabym w stanie funkcjonować. A do tego wszystkiego musiałam wytrzymać dwanaście godzin na nogach.
Poza tym atmosfera w domu nie pomagała. W każdym aspekcie mojego życia miałam wrażenie, że jest nie tak, jak być powinno. Nie miałam siły na wychodzenie z domu na imprezy, bo najzwyczajniej w świecie źle się czułam. A kim byłam, by Adamowi tego zakazywać, skoro sama chętnie skorzystałabym z możliwości wyjścia. Oczywiście gdyby tylko pozwalał mi na to mój stan zdrowia. Tym sposobem weekendy zazwyczaj zaczęliśmy spędzać osobno. Ja zwinięta w kłębek pod kołdrą, a on na baletach z kolegami. Tłumaczyłam to sobie tym, że przecież jesteśmy młodzi. Gdyby nie fakt, że ciągle źle się czuję, to byłabym tam z Adamem, bawiąc się w najlepsze. Niestety moje prośby, aby został ze mną, kończyły się kłótniami, których z czasem miałam po prostu dość. Zostawałam więc sama z kicią i tak było mi najlepiej. Leżałam wtedy wtulona w moją cudowną Tosię, marząc o tym, by wygrać w Totolotka, aby nie musieć wstawać do tej okropnej pracy następnego dnia. Niestety nigdy jeszcze się to nie udało, więc mimo okropnego samopoczucia musiałam pojechać w ten kolejny, felerny dzień do pracy.
Godziny dłużyły się niemiłosiernie, był bardzo mały ruch. Zdecydowanie wolałam, gdy kolejka kończyła się dopiero za drzwiami wejściowymi, niż jak przez cały dzień obsłużyliśmy łącznie może piętnaście osób. To był absolutnie okropny dzień. Koledzy próbowali mnie rozweselić, ale bez skutku. Czułam się paskudnie. To był już ten moment, w którym zastanawiałam się, po co to wszystko? Miałam po dziurki w nosie całego świata, zwłaszcza w dni, gdy czułam się tak, jakby mnie ktoś przeżuł jak gumę i wypluł. Musiałam emanować złą energią, bo chłopaki usunęli się na bezpieczną odległość i zostawili mnie samą sobie. A ja, biedna, w środku walczyłam, żeby przetrwać ten dzień do końca.
– Wszystko w porządku? – zapytał Czarek. – Cały dzień wydajesz się nieobecna.
Spojrzałam na niego ukradkiem, nie chcąc pokazywać zaszklonych oczu. Było w nim coś takiego, że budził od razu zaufanie. Zwierzyliśmy się sobie wzajemnie z kilku sercowych spraw. On też nie miał szczęścia w miłości. Zdrady były również na porządku dziennym. Jego sytuacja natomiast rozwiązała się sama. Moja nadal trwała, a ja miałam wrażenie, że ugrzęzłam w niej doszczętnie bez możliwości wyjścia. Jeszcze do tego wszystkiego tak bardzo źle się czułam, że ledwo stałam na nogach.
Po pracy wsiedliśmy razem do auta, i pomijając kwestię mojej sytuacji w domu, postanowiłam opowiedzieć mu o swoich dolegliwościach. Pech chciał, a może i szczęście, że słuchając o tym, z czym zmagałam się od dłuższego czasu, postanowił zawieźć mnie prosto do szpitala. Nie miałam zbyt dobrych wspomnień związanych ze szpitalami, ponieważ jako dziecko spędzałam tam mnóstwo czasu, chorując na astmę. Szpital jawił mi się więc jako kara i kojarzył z jeszcze większym cierpieniem. Dodatkowo dochodziła w tamtym czasie trudna rozłąka z mamą. Cezary odprowadził mnie na SOR, po czym sto razy zapytał, czy na pewno ze mną nie zostać. Ja mimo wszystko bardzo mocno liczyłam, że zjawi się tam Adam. Napisałam od razu do niego wiadomość, ale nie uzyskałam odpowiedzi.
Na izbie przyjął mnie bardzo młody lekarz, zlecił USG brzucha i kilka badań z krwi. Spędziłam tam zaskakująco mało czasu. Zawsze myślałam, że wizyta na SOR-ze wiąże się z kilkugodzinnym oczekiwaniem.
Mam szczęście! – pomyślałam.
Nikt jednak nie zaoferował mi łóżka, abym mogła się położyć. A miałam wrażenie, że mój brzuch zaraz wybuchnie. Zabrano mnie na USG, które nie wykazało żadnych niepokojących zmian w moim organizmie. Po dosłownie chwili wróciłam więc na swoje krzesło w holu. Nakazano mi poczekać jeszcze na wyniki badań krwi. Cała wizyta w szpitalu nie trwała nawet dwóch godzin. Młody lekarz poprosił mnie znów do gabinetu i powiedział, że wszystko jest w porządku.
– Brak wskazań do hospitalizacji. – Brzmiały jego słowa.
A ja ucieszyłam się w duchu, nie wiedząc jeszcze, że będę te słowa słyszeć zdecydowanie zbyt wiele razy w swoim życiu.
– Proszę umówić się na wizytę do swojego lekarza rodzinnego, który powinien na podstawie objawów skierować panią do gastrologa – powiedział, jednocześnie wstając i wychodząc z gabinetu.
Zostałam tam zupełnie sama. Czułam się szczęśliwa, że nic mi nie jest, a jednocześnie w głębi serca wiedziałam, że coś jest bardzo, ale to bardzo, nie w porządku. Wezwałam taksówkę i jakby nigdy nic pojechałam do domu.
Pech chciał, że tego dnia była awaria windy, więc musiałam wdrapać się jeszcze na trzecie piętro w bloku. Każdy krok zdawał się być kilometrem przebiegniętym w okutych butach. Zaczynało mi się robić niedobrze, czułam, jak tracę siły. Ledwo dotarłam do drzwi, nie wymiotując uprzednio na klatce. Złapałam za klamkę, lecz niestety drzwi były zamknięte, co przelało czarę goryczy. Zaczęłam walić w nie z całej siły pięściami. W międzyczasie wysypałam zawartość torebki na wycieraczkę w poszukiwaniu kluczy. Po chwili, na jego szczęście, Adam łaskawie podszedł i otworzył mi drzwi. Gdy tylko usłyszałam otwieranie zamka, a drzwi uchyliły się na milimetr, wbiegłam do domu, niemal go taranując i skierowałam się do łazienki. Konwulsjom żołądka nie było końca. Wymiotowałam, płacząc jednocześnie wniebogłosy. On stał nade mną, trzymał mi włosy i tylko krzyczał, żebym przestała tak się zanosić. Tak się składa, że efekt, jak można było się spodziewać, był oczywiście odwrotny. W końcu, gdy nie miałam już czym wymiotować i ewidentnie nie miałam siły płakać, zostawił mnie samą, leżącą na podłodze. Nie da się ukryć, że w duchu mi ulżyło. Potrzebowałam być teraz sama.
W sumie to zawsze jestem sama, tak czy inaczej – pomyślałam i zaszlochałam.
Następnego dnia udałam się do internisty. Miałam ten przywilej, że moja mama posiadała w pracy pakiet medyczny, z którego mogłam skorzystać również ja, jako dziecko pracownika. Przydawał się w takich awaryjnych sytuacjach.
Lekarka, która mnie obejrzała, od razu wystawiła zwolnienie lekarskie i zleciła kilka badań. Ze względu na dolegliwości ze strony jelit zasugerowała wizytę u gastrologa, z czego również mogłam skorzystać w ramach pakietu. W tym przypadku na wizytę musiałam poczekać dwa tygodnie, które musiałam jakoś przetrwać.
Gdy wróciłam do domu, położyłam się na kanapie i usnęłam. Obudził mnie dźwięk otwieranych drzwi.
– Cześć, jak się czujesz? – zapytał Adam, wchodząc do pokoju i stawiając torbę treningową na podłodze.
– Strasznie, ale to strasznie źle. Nie mam już siły – wymamrotałam, przekręcając się na bok i nieświadomie pokazując opuchnięty brzuch.
– Nawet nie wiesz, jak ci zazdroszczę, że sobie tak poleżysz przez dwa tygodnie, zupełnie nic nie robiąc. Nie chce mi się chodzić do pracy – powiedział, otwierając lodówkę i ewidentnie szukając czegoś. – Co mamy na obiad? – zapytał po chwili.
– Nic nie zrobiłam, rano byłam u lekarza, a później zasnęłam. Naprawdę źle się czuję. – Westchnęłam.
– Aha… to co mam zjeść? – zapytał, ewidentnie z pretensją w głosie.
– To, co sobie zrobisz. Nie wiem, na co masz ochotę… W lodówce jest mięso, więc możesz sobie usmażyć kotlety. Ugotuj ziemniaki. Są też ogórki, więc możesz sobie zrobić mizerię – wymamrotałam.
– Nie, no jasne, wszystko mogę zrobić. Liczyłem jednak, że przynajmniej kiedy wrócę z pracy, będziesz czekała z obiadem, skoro cały dzień nic nie robisz – wycedził przez zęby.
– Naprawdę źle się czuję, strasznie krwawię. A do tego mam wrażenie, że mój brzuch zaraz wybuchnie. To cud, że udało mi się zasnąć, ale byłam już przemęczona. – Westchnęłam.
– Ok, to pomóż mi chociaż teraz. Obierz ziemniaki, a ja ogarnę resztę – powiedział i odwrócił się w stronę kuchni.
Nie widział więc, jak szeroko otworzyłam buzię ze zdziwienia. Nadal nie dowierzałam w to, co właśnie od niego usłyszałam. Jak w amoku wstałam i zaczęłam przygotowywać sobie wszystko do obierania ziemniaków.
– Czego ryczysz? – Był ewidentnie rozwścieczony.
– Co? – odpowiedziałam wyrwana z transu.
– Dlaczego znowu ryczysz? – zapytał głośniej, wskazując ręką na moją twarz.
Bezwiednie podążyłam za wskazaniem jego dłoni i dotknęłam policzków. Nawet nie byłam świadoma tego, że łzy leciały mi ciurkiem po twarzy. Przetarłam buzię, próbując jak najszybciej się ich pozbyć, jednak było już za późno. Moje ciało przeszedł dreszcz i nie mogłam przestać płakać. Oparłam się o stół, przytrzymując się, aby nie upaść i wolnym krokiem kierowałam się do łazienki.
Muszę stąd wyjść, muszę stąd wyjść! – krzyczałam do siebie w głowie, ale nagle straciłam możliwość poruszania się. Wszystko działo się jak w zwolnionym tempie. Poczułam nudności i kolejny skurcz.
– Jak mnie to doprowadza do szału, kiedy tak ryczysz, zamiast powiedzieć po prostu, co się dzieje!!! – Usłyszałam za swoimi plecami i tego było za wiele. Coś we mnie pękło.
– Ile razy mam ci mówić, że źle się czuję?! Ile razy mam powtarzać, że nie mam siły?! Nie słuchasz w ogóle, co do ciebie mówię, nie liczysz się z moim zdaniem. Dla ciebie najważniejsze są treningi, jesteś wiecznie zmęczony! Nie zapytasz NIGDY, jak ja się czuję, czy coś trzeba mi pomóc! – Potok słów wylewał się ze mnie równie szybko, co łzy kapiące z policzków.
Gdy skończyłam mówić, akurat dotarłam do łazienki. Ostentacyjnie trzasnęłam drzwiami, by za chwilę przekręcić w nich zamek. Opadłam na kolana, poczułam przyjemnie zimne kafelki pod stopami. W dosłownie ostatnim momencie zdążyłam otworzyć toaletę i zaczęłam wymiotować. Miałam wrażenie, że ten horror nigdy się nie skończy. Opadłam bez sił obok toalety i znów zaczęłam płakać. Nie mogłam przestać się zanosić, brakowało mi tchu. Momentalnie poczułam, jak zwęża mi się gardło, jak zaczyna walić serce. Nie mogłam złapać oddechu, spanikowałam jeszcze bardziej. Usłyszałam walenie do drzwi.
– Otwieraj! Otwórz natychmiast te cholerne drzwi! – krzyczał, uderzając w nie pięściami, co zdecydowanie nie poprawiło sytuacji.
Nie miałam siły się ruszyć. Czułam się tak, jakbym była więźniem we własnym ciele. Wiedziałam, gdzie jestem, wiedziałam, co się dzieje, ale czułam się jak sparaliżowana. Nagle hałas ucichł. Usłyszałam tylko dziwny dźwięk z oddali. Coś się zmieniło. Mój partner wpadł na to, że drzwi może otworzyć starym dobrym sposobem, czyli z drugiej strony przekręcając nożem pokrętło od zamka. Drzwi się otworzyły, a ja miałam wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej.
– Boże, Nikola… – powiedział i podszedł do mnie szybko.
Ku mojemu zdziwieniu wziął mnie na ręce i zaniósł prosto do łóżka. Spojrzałam na niego zszokowana, gdy mnie położył i krzątał się po pokoju. Ewidentnie nie wiedział, co ma ze sobą zrobić. Wziął telefon i gdzieś zadzwonił. Było to dziwne doświadczenie, bo nie słyszałam, co mówi. Nie wiedziałam, z kim rozmawia. Słyszałam tylko swój oddech oraz łopoczące serce. Odłożył aparat, klęknął przy łóżku i zaczął głaskać mnie po głowie. Po moim policzku spłynęła łza, ale nie była to łza bólu, tylko szczęścia.
O Boże, o Boże, on mnie głaszcze po głowie. Troszczy się o mnie, to znaczy, że nadal mnie kocha… – pomyślałam, a mój oddech powoli stawał się coraz bardziej miarowy.
– Spróbuj zasnąć – powiedział Adam kojąco. Nawet nie wiem, kiedy zamknęłam oczy i poddałam się temu uczuciu.
Po latach uświadomiłam sobie, że był to mój pierwszy w życiu atak paniki.
Dwa tygodnie dłużyły się niemiłosiernie, mimo że miałam niespodziewane towarzystwo. Adam stwierdził, że też potrzebuje wolnego, więc również poszedł na zwolnienie lekarskie. Nie wiem, jakim cudem ktoś mu je dał, co musiał powiedzieć, jak bardzo nakłamać – ale się udało. Początkowo myślałam, że to ze względu na epizod z dnia poprzedniego i jest to troska z jego strony, abym nie została sama. Nic bardziej mylnego…
Moje plany były takie, by leżeć całymi dniami w łóżku, czytać książki i oglądać filmy. Wszystko, byle przetrwać do wizyty u gastrologa, która w mojej głowie jawiła się jako wybawienie. Mój chłopak jednak miał inną wizję. Nie potrafił zrozumieć, że nie mam siły iść na spacer, czy choćby do sklepu. Na szczęście finalnie wolał spędzać czas sam ze sobą, więc odpuścił i nie miał też pretensji o niezrobiony obiad.
Gdy przyszedł weekend, dostaliśmy zaproszenie na domówkę do znajomych. Zupełnie nie miałam na to siły. Wiedziałam jednak, że tym razem nie obejdzie się bez awantury.
– Nigdy nigdzie razem nie wychodzimy! – krzyczał. – Ciągle leżysz w łóżku i narzekasz, jak bardzo źle się czujesz!
– Myślisz, że robię to specjalnie?! – dukałam, nie mogąc znów zapanować nad łzami lecącymi ciurkiem z moich oczu. – Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym się dobrze czuć. Jak bardzo chciałabym móc funkcjonować jak normalny człowiek. Ale nie mogę!!! – Podniosłam kołdrę i pokazałam mu swój ewidentnie powiększony brzuch. – Spójrz!!!! – krzyczałam. – Myślisz, że udaję, że to nie boli?! Nawet sobie nie wyobrażasz jak bardzo!!!
– Nie wiem, co czujesz, ale na pewno wiem, że nie chcę takiego życia – powiedział, zamykając za sobą drzwi od domu.
Tym sposobem w kolejny weekend zostałam sama w domu. Opadłam na poduszkę, wzięłam drugą do ręki i przycisnęłam ją sobie do twarzy, by zagłuszyć dźwięk krzyku, jaki z siebie wydałam. Darłam się wniebogłosy. Potrzebowałam dać gdzieś upust swoim emocjom. Gdy skończyłam, poczułam się jak skończona idiotka. Rozejrzałam się szybko w poszukiwaniu kici. Biedna przerażona schowała się w kącie i obserwowała wariatkę krzyczącą w poduszkę. Tak, miałam siebie za wariatkę. Gdy tylko nasze spojrzenia się spotkały, zerwała się szybko i wskoczyła na łóżko. Wtuliła się we mnie, ewidentnie czując, że potrzebowałam jej wsparcia. Zapłakałam znów, ale tym razem nie ze względu na ból. Nawet nie ze względu na sytuację, ale nad swoją głupotą. Uświadomiłam sobie, że zwierzę daje mi więcej miłości niż człowiek, dla którego jeszcze do niedawna gotowa byłam skoczyć w ogień.
W dniu wizyty u gastrologa obudziłam się rano sama przed budzikiem, co bardzo rzadko mi się zdarzało. Wyczekiwałam tego dnia, miałam ogromne oczekiwania względem lekarza, do którego się udawałam. Zaczęłam się też lepiej czuć. Objętość brzucha znacznie się zmniejszyła i udało mi się załatwić. Wstałam zatem bez trudu w wyjątkowo dobrym nastroju. Mój chłopak jeszcze spał, ale wkrótce się obudził. Mimo szczerych chęci, chodzenia niemalże na palcach, nie udało mi się nie hałasować. Uroki kawalerki. Spojrzał na mnie i się uśmiechnął.
– Pięknie wyglądasz – powiedział, mierząc mnie wzrokiem od góry do dołu.
Zarumieniłam się, mimo tylu lat zawsze tak na mnie działał. Potrafił zawrócić mi w głowie w dosłownie dwie sekundy. Nagle w niepamięć poszły te wszystkie straszne słowa, które potrafiliśmy do siebie wykrzykiwać w złości. Liczyło się tylko tu i teraz. Uśmiechnęłam się szeroko i wysłałam mu buziaka.
– Wychodzę do lekarza. Wrócę pewnie za jakieś dwie, trzy godziny, bo chciałabym zrobić jeszcze zakupy. Nie mamy prawie nic w lodówce. Pomyśl, proszę, co zjadłbyś na obiad i czy potrzebujesz coś do pracy.
– Aaaaaah, do pracy. No tak, koniec laby… Najchętniej w ogóle bym nie pracował. – Westchnął.
– Wiem, ale najpierw musisz wygrać w Totolotka. Nie wiem zresztą, jak poradzimy sobie w tym miesiącu, skoro przez zwolnienie nie dostaniesz premii… – rzuciłam bez zastanowienia.
– Jak zwykle musisz wszystko zepsuć, wszystko kręci się wokół pieniędzy… – powiedział, obracając się na bok tak, by odwrócić się do mnie plecami.