Stewardesa. Ból w jej oczach - Kinga Jesman - ebook + audiobook
NOWOŚĆ

Stewardesa. Ból w jej oczach ebook i audiobook

Jesman Kinga

4,8

Ten tytuł dostępny jest jako synchrobook® (połączenie ebooka i audiobooka). Dzięki temu możesz naprzemiennie czytać i słuchać, kontynuując wciągającą lekturę niezależnie od okoliczności!

53 osoby interesują się tą książką

Opis

Nahaan pracuje jako stewardesa w prywatnych liniach lotniczych w Dubaju za co otrzymuje solidne wynagrodzenie. Na co dzień obraca się wśród ważnych osobistości i odwiedza najwspanialsze zakątki świata. Jej życie wydaje się być idealne, ale to tylko pozory. Mąż Nahaan ponad rok temu stracił pracę i teraz to wyłącznie ona utrzymuje rodzinę. Nie jest to jednak jej największym zmartwieniem. Częsta rozłąka z córeczką, boli ją o wiele bardziej. Z czasem, kiedy Irakijka najmniej się tego spodziewa, poznaje mroczne oblicze swojego męża i wtedy budowany latami obraz szczęśliwej rodziny, sypie się niczym domek z kart.

 

Czy nagłe pojawienie się w jej życiu przystojnego Emiratczyka, pomoże Nahaan wrócić do dawnych pasji?

Jak wiele "ból w jej oczach" ma wspólnego z przeszłością Irakijki i codziennym życiem irackich kobiet?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 252

Rok wydania: 2025

Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS

Czas: 6 godz. 30 min

Rok wydania: 2025

Lektor: Klaudia Bełcik

Oceny
4,8 (5 ocen)
4
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
gosiawysockaa

Nie oderwiesz się od lektury

Bardzo fajna ksiazka szybko się czyta polecam wszystkie książki tej autorki
00



Re­dak­cjaAnna Pła­skoń-So­ko­łow­ska
Ko­rektaBe­ata Goł­kow­ska
Skład i ła­ma­nieŁu­kasz Slo­torsz
Pro­jekt gra­ficzny okładkiAnna Slo­torsz
Zdję­cie wy­ko­rzy­stane na okładce©Ado­be­Stock
© Co­py­ri­ght by Skarpa War­szaw­ska, War­szawa 2025 © Co­py­ri­ght by Kinga Je­sman, War­szawa 2025
Ze­zwa­lamy na udo­stęp­nia­nie okładki książki w in­ter­ne­cie.
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-8329-909-9
Wy­dawca Agen­cja Wy­daw­ni­czo-Re­kla­mowa Skarpa War­szaw­ska Sp. z o.o. ul. K. K. Ba­czyń­skiego 1 lok. 2 00-036 War­szawa tel. 22 416 15 81re­dak­cja@skar­pa­war­szaw­ska.plwww.skar­pa­war­szaw­ska.pl
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

DE­KLA­RA­CJA

Po­wieść Ból w jej oczach z se­rii „Ste­war­desa”, po­mimo że za­wiera wiele au­ten­tycz­nych in­for­ma­cji na te­mat ży­cia irac­kich ko­biet, jest dzie­łem fik­cyj­nym. Wszyst­kie imiona, po­sta­cie oraz zda­rze­nia za­warte w tej książce są wy­two­rem wy­obraźni au­torki lub zo­stały zmie­nione. Wszel­kie po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­ją­cych czy zmar­łych, a także do rze­czy­wi­stych wy­da­rzeń jest cał­ko­wi­cie przy­pad­kowe.

Cy­taty Za­inab Salbi i Nadii Mu­rad są tłu­ma­cze­niem wła­snym au­torki i mogą się nieco róż­nić od ory­gi­nal­nych wy­po­wie­dzi.

Książkę Ból w jej oczach de­dy­kuję wspa­nia­łym re­cen­zent­kom/re­cen­zen­tom mo­ich po­przed­nich ksią­żek, wy­da­nych dzięki życz­li­wo­ści wy­daw­nic­twa Skarpa War­szaw­ska

ROZ­DZIAŁ 1

W żad­nym wy­padku nie za­mie­rzam uprasz­czać wy­zwań, z ja­kimi mie­rzą się ko­biety w ja­kiej­kol­wiek kul­tu­rze. Moim zda­niem ko­biety są mar­gi­na­li­zo­wane we wszyst­kich kul­tu­rach, nie­które w bar­dziej eks­tre­malny spo­sób niż inne.

Za­inab Salbi

– Nie, nie, nie... tylko nie to! – Ze­rwa­łam się z łóżka jak opa­rzona, nie mo­gąc uwie­rzyć, że po raz ko­lejny za­po­mnia­łam o na­sta­wie­niu bu­dzika. Zwol­nią mnie, je­śli po­now­nie spóź­nię się do pracy. W tym roku już raz do­sta­łam punkty karne za nie­punk­tu­al­ność. Je­śli znów nie do­trę na czas, za­wie­szą mnie w obo­wiąz­kach, a do tego po­trącą mi z pen­sji.

Uni­form mia­łam już wy­pra­so­wany i pach­nący per­fu­mami marki The Spi­rit of Du­bai, która na­le­żała do ul­tra­luk­su­so­wych pro­du­cen­tów w re­gio­nie Za­toki Per­skiej. Sły­nęli nie tylko z ba­jecz­nych fla­ko­ni­ków swo­ich per­fum, ale też z uży­wa­nia wy­łącz­nie naj­wyż­szej ja­ko­ści skład­ni­ków. Naj­bar­dziej jed­nak znana była z wy­pro­du­ko­wa­nia per­fum Shu­mukh, które kosz­to­wały po­nad mi­lion do­la­rów ame­ry­kań­skich i były dwu­krot­nym re­kor­dzi­stą Gu­in­nessa. Te, które ja do­sta­łam od swo­jego pra­co­dawcy, nie były aż tak kosz­towne, ale i tak nie by­ła­bym w sta­nie so­bie na nie po­zwo­lić. Mia­łam obo­wią­zek pry­skać tymi per­fu­mami swój ko­stium na dwa­na­ście go­dzin przed pracą i po­pra­wić za­raz po prze­bu­dze­niu – ni­gdy przed sa­mym wej­ściem na po­kład. Były bar­dzo in­ten­sywne i u wraż­li­wych osób mo­gły po­wo­do­wać za­wroty głowy, stąd ko­niecz­ność wcze­śniej­szej apli­ka­cji.

W chwili, kiedy wbie­głam do ła­zienki, za­dźwię­czał mój pa­ger – to ozna­czało, że kie­rowca bę­dzie pod moim blo­kiem za kwa­drans.

– Cho­lera ja­sna – za­klę­łam pod no­sem.

Nie mia­łam już czasu na prysz­nic, więc je­dy­nie ochla­pa­łam wodą twarz oraz miej­sca in­tymne. Mu­sia­łam od­pu­ścić so­bie rów­nież pełną pie­lę­gna­cję skóry. Mia­łam trzy­dzie­ści osiem lat, więc prak­tycz­nie ni­gdy z niej nie re­zy­gno­wa­łam, nie­ważne, jak bar­dzo by­łam zmę­czona czy śpiąca. Re­gu­lar­nie na­kła­da­łam na twarz wsze­la­kie moż­liwe mik­stury, żeby tylko jak naj­dłu­żej za­cho­wać młody wy­gląd. Dzi­siaj mu­siał wy­star­czyć mi to­nik oraz krem z fil­trem. Do tego odro­bina ko­rek­tora pod oczy i róż na po­liczki. Na wię­cej nie mia­łam już czasu. W sa­mo­cho­dzie na­łożę szminkę. Był to drugi naj­waż­niej­szy krok, za­raz po per­fu­mach, w przy­go­to­wa­niach do pracy. Od­po­wiedni ko­lor ust miał do­peł­nić ocie­ka­jący luk­su­sem wi­ze­ru­nek. Prze­su­nę­łam pal­cami po swoim uni­for­mie, uszy­tym z naj­lep­szych ma­te­ria­łów: wełny Gu­anaco, która była pro­du­ko­wana z wiel­błą­dziej sier­ści, kasz­miru i je­dwa­biu z morwy. Wszyst­kiego, co naj­droż­sze i za­ra­zem naj­wyż­szej ja­ko­ści.

Wy­cho­dząc z ła­zienki, raz jesz­cze spoj­rza­łam w stronę łóżka – na moją śliczną có­reczkę wtu­loną w ra­miona męża; jesz­cze kilka mi­nut wcze­śniej to mnie tak cia­sno obej­mo­wała. Sto­jąc już w win­dzie, mu­sia­łam mocno za­ci­skać ręce na po­rę­czy służ­bo­wego ne­se­seru, żeby nie roz­pła­kać się z tę­sk­noty. Wiem, być może prze­sa­dzam, ale całe do­ro­słe ży­cie ma­rzy­łam o dziecku, a uro­dzi­łam je do­piero przed czter­dziestką i naj­chęt­niej nie od­stę­po­wa­ła­bym go na krok.

Już po chwili wsia­dłam do sa­mo­chodu. Może to przez brak snu, ale czu­łam, że je­stem dziś wy­jąt­kowo prze­wraż­li­wiona. Od­chy­li­łam głowę na opar­cie i za­mru­ga­łam szybko, żeby od­go­nić ci­snące się do oczu łzy. Niby mia­łam je­dy­nie odro­binę ma­ki­jażu, jed­nak nie chcia­łam roz­ma­zać tego, co udało mi się na­ło­żyć.

– Czy wszystko w po­rządku, pro­szę pani? – za­py­tał kie­rowca. Młody męż­czy­zna chyba był tu nowy, bo ni­gdy wcze­śniej go nie wi­dzia­łam.

– Tak, wszystko do­brze. Po pro­stu ciężko mi było roz­stać się z có­reczką – przy­zna­łam szcze­rze, bo nie po­tra­fi­łam wy­my­ślić na po­cze­ka­niu żad­nego wy­tłu­ma­cze­nia.

– Ro­zu­miem – za­pew­nił. – Ja rów­nież tę­sk­nię za swo­imi dziećmi.

– Je­steś oj­cem? – zdzi­wi­łam się. Kie­rowca wy­glą­dał bar­dzo młodo, nie da­ła­bym mu wię­cej niż dwa­dzie­ścia lat.

– Tak, pro­szę pani. Mam trzech sy­nów – przy­znał, a w jego gło­sie chyba usły­sza­łam dumę.

– Trzech sy­nów? Jak to moż­liwe? Nie miej mi za złe zdzi­wie­nia, ale wy­glą­dasz bar­dzo młodo!

– Oże­ni­łem się w wieku osiem­na­stu lat, pro­szę pani, te­raz mam dwa­dzie­ścia dwa – przy­znał.

– A mogę za­py­tać, co cię do tego skło­niło? To prze­cież bar­dzo wcze­sny wiek na za­kła­da­nie ro­dziny.

Chło­pak wzru­szył ra­mio­nami, jakby była to naj­nor­mal­niej­sza rzecz na świe­cie.

– Nie wiem, pro­szę pani. W moim kraju każdy tak robi.

– A skąd je­steś? – za­py­ta­łam, co­raz bar­dziej za­cie­ka­wiona jego hi­sto­rią.

– Z Re­pu­bliki Środ­ko­wo­afry­kań­skiej.

– I w Re­pu­blice Środ­ko­wo­afry­kań­skiej wszy­scy mło­dzi męż­czyźni tak szybko za­kła­dają ro­dziny?

– Tak, pro­szę pani. Szybko się usa­mo­dziel­niamy, szybko za­kła­damy ro­dziny i szybko umie­ramy – pod­su­mo­wał. – Mój kraj bo­ryka się z wie­loma pro­ble­mami. Z po­wszech­nym bun­tem, wcie­la­niem dzieci do grup ter­ro­ry­stycz­nych, lu­do­bój­stwem, cho­ro­bami, gwał­tami... Mógł­bym wy­mie­niać w nie­skoń­czo­ność. Dla­tego je­stem tu­taj, bo chcę wy­rwać moją ro­dzinę z tego pie­kła.

Za­sko­czył mnie tym wy­zna­niem i prawdę mó­wiąc, nie wie­dzia­łam, co na to od­po­wie­dzieć. W prze­szło­ści sama do­świad­czy­łam wiel­kiego nie­szczę­ścia, więc do­sko­nale go ro­zu­mia­łam, a jed­nak za­bra­kło mi słów. Stwier­dze­nia w stylu „bę­dzie do­brze” czy „ja­koś się ułoży” wy­da­wały mi się zbyt płyt­kie i z do­świad­cze­nia wie­dzia­łam, że nie przy­no­szą po­cie­sze­nia. Było mi na­to­miast przy­kro, sły­sząc, iż w obec­nych cza­sach na­dal ist­nieją tak nie­sta­bilne kraje, gdzie głód czy brak edu­ka­cji są naj­mniej­szym pro­ble­mem. Lu­dzie umie­rają na uli­cach, cza­sami bez kon­kret­nego po­wodu, choćby dla­tego że ktoś chce so­bie po­ćwi­czyć strze­la­nie do ru­cho­mego celu.

– Je­steś bar­dzo mą­drym mło­dym męż­czy­zną – przy­zna­łam po chwili mil­cze­nia. Nie by­łam w sta­nie wy­krze­sać z sie­bie nic wię­cej. Moje obecne pro­blemy w po­rów­na­niu z jego tro­skami wy­dały mi się na­gle błahe. Choć jesz­cze chwilę wcze­śniej uwa­ża­łam, że nie może być go­rzej, bo mój mąż od po­nad roku nie był w sta­nie zna­leźć so­bie pracy i to ja sta­łam się je­dy­nym ży­wi­cie­lem ro­dziny. Mu­sia­łam wsta­wać o nie­ludz­kiej po­rze i słu­żyć wy­ma­ga­ją­cym klien­tom przez dłu­gie go­dziny, za­miast spę­dzać je na za­ba­wach z Saf­feer, moją uko­chaną có­reczką.

– Dzię­kuję – od­parł grzecz­nie mło­dzie­niec.

Reszta drogi upły­nęła nam w mil­cze­niu. On sku­piał się na pro­wa­dze­niu sa­mo­chodu, a ja na wi­doku za szybą. Do­cho­dziła czwarta nad ra­nem, więc na­dal było ciemno, a ulice roz­świe­tlał wy­łącz­nie no­stal­giczny blask lamp ulicz­nych. W Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tach Arab­skich, po­mimo mi­lio­nów tu­ry­stów od­wie­dza­ją­cych ten kraj, było bez­piecz­nie. W ja­kiś ma­giczny spo­sób to pań­stwo łą­czyło prze­ciw­no­ści i two­rzyło z nich uni­kalną mie­szankę, która była na­prawdę wy­jąt­kowo piękna. Jedni szu­kali tu­taj wy­god­nego ży­cia, inni do­brze płat­nej pracy. Więk­szość jed­nak, po­dob­nie jak ja, ucie­kała przed re­żi­mem pa­nu­ją­cym w wielu arab­skich kra­jach, z któ­rych po­cho­dzili.

Za­my­ślona, na­wet się nie zo­rien­to­wa­łam, kiedy do­tar­li­śmy na miej­sce. Uświa­do­miło mi to nie­na­chalne chrząk­nię­cie mło­dego Afry­kań­czyka. Na­sze spoj­rze­nia znów się spo­tkały, kiedy za­par­ko­wa­li­śmy pod główną halą od­lo­tów mię­dzy­na­ro­do­wego lot­ni­ska w Du­baju.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki